3 odpowiedzi w tym temacie |
*Lorgan |
#1
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 19-10-2010, 22:17 [Lokacja] Akuto Hora
|
Cytuj
|
Autor: Pit
Podróżnik zatrzymał swój motocykl przed ogromnym gruzowiskiem. Z bliska wyglądał, jak mur, zbudowany wokół czegoś dużego.. Obtarł z kurzu gogle i jeszcze raz popatrzył na odczyt licznika. Urządzenie cykało cicho, lecz po przekroczeniu żelaznej bramy zamilkło.
„Niesamowite! Czyli jednak mówili prawdę o tym miejscu” rzucił sam do siebie. Od razu poczuł drażniący nozdrza zapach. Ciężej też było mówić, gdyż powietrze zgęstniało. Spojrzał w górę – niebieskawa kopuła rozpościerała się nad całym miastem. Wędrowiec obserwował uważnie niewielkie stragany, poukrywane we wnękach. Co i rusz zaczepiali go przechodnie, oferując przeróżne urządzenia. Dotarł do centrum tego dziwnego miejsca. Stał tam, otoczony wieloma zaporami, reaktor. Tu też zaczynał się prawdziwy „czarny rynek” – handlarze broni, kupcy oferujący przedziwne artefakty, mechanicy produkujący sztuczne kończyny. Największe tłumy przyciągały jednak garaże. Ścigacze, łaziki pustynne, nawet dragstery – wszystko to dało się kupić. Wszędobylskie naklejki z cenami, plakaty z tekstami typu „obniżka 50% + granat ręczny gratis” budowały klimat tego miasta.
Nowicjusz szybko pojął, iż w Akuto Hora jedyną realną władzą jest pieniądz.
***
Tam, gdzie nie dociera władza Sanbetsu, gdzie żaden normalny człowiek się nie zapuści, leży miasto przemytników i łowców nagród, zbudowane na gruzach przemysłowej metropolii. Sklepy, warsztaty i przeróżne kramy pełne są nieoclonego sprzętu. Niektórzy – za odpowiednią opłatą – są w stanie dodać nielegalne ulepszenia do broni, pancerza, czy pojazdu.
By się tam dostać, trzeba przebyć spory kawałek pustyni – najlepiej na ścigaczu pustynnym, lub łaziku – i mieć ze sobą licznik Geigera. Miasto przemytników to wciąż strefa radioaktywna. Z pomocą wszelkiej maści wynalazców i zapaleńców, udało się postawić barierę ochronną, która niweluje wszelkie szkodliwe efekty. Minusem tego rozwiązania jest gęste, śmierdzące powietrze, które dla nowo przybyłych jest praktycznie nie do zniesienia. W centrum znajduje się działający reaktor jądrowy, zapewniający energię.
Akuto Hora nie jest w żaden sposób kontrolowane. Oznacza to też brak jednej frakcji, kontrolującej całą resztę. Panami zwykle są tu sami sprzedawcy. Wszelkie próby wzbogacenia się na nieswoim dobytku kończą się śmiercią hochsztaplera. W mieście na pierwszym miejscu stawia się zmysł do interesów, samodzielność i kreatywność. Jeśli masz to wszystko, będziesz w stanie sprzedać komuś nawet największy chłam, znaleziony uprzednio na śmietniku.
Powiązani NPC:
• Zakręcona Kimiko |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
^Tekkey |
#2
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 05-08-2011, 02:30
|
Cytuj
|
Powietrzna Autostrada, strefa Takeshi
Motel „Porcelanowy Dzwoneczek” przewidująco wzniesiono na parceli przy ruchliwej autostradzie łączącej stolicę Sanbetsu Sakubę z Higure w strefie Takeshi. Mimo to interes nie szedł za dobrze, co można było stwierdzić po odrapanych ścianach budynku i przytłaczającej atmosferze beznadziei otaczającej to miejsce. Samochody aktualnych rezydentów stały rozstawione na parkingu rzadziej niż zęby stuletniego cukiernika. Wyróżniały się spośród nich jedynie dwa pojazdy: wiśniowy, miejski skuter oraz czarna, pancerna limuzyna, zaparkowane przed tym samym pokojem. Przed jego progiem stał obecnie staromodnie zaczesany mężczyzna w eleganckim garniturze, przyglądający się z pewną dozą nieśmiałości drzwiom, a konkretnie otworowi po kuli, który pojawił się gdy chwilę wcześniej sięgnął po klamkę. Flegmatycznie analizując sytuację uznał, iż element zaskoczenia został już stracony, nic więc nie stoi na przeszkodzie by przejść do celu jego wizyty. Czyli negocjacji z nerwowym lokatorem.
- Nie przychodzę w złych intencjach, paniczu. Nie ma potrzeby uciekać się do przemocy.
Odpowiedziało mu jedynie przedłużające się milczenie. Nie próbował jednak forsować progu, dając adresatowi czas na przetrawienie implikacji jakie powodowała jego osoba. Mężczyzna nawet nie mrugnął powieką czując na szyi dotyk zimnej lufy.
- Nie interesuje mnie dlaczego tu jesteś, Tamon. Nie chcę mieć z tym, ani z wami, nic wspólnego. Możesz mu to przekazać.
- Przecież wie panicz, że szef nie przyjąłby tego dobrze. Jestem tylko posłańcem, ale niewiele by to zmieniło. Myślę, że to co mam do powiedzenia może być ważne, szczególnie dla panicza.
Ookawa omiótł spojrzeniem gęstniejące ciemności wokół, nieco wysilając też nadludzką detekcję. Przybysz był sam, choć zwykle poruszał się w obstawie przynajmniej trzech obwieszonych bronią goryli. Dlaczego kusił los spotkaniem sam na sam? Docisnął lufę do szyi mężczyzny, wprowadzając go do środka.
- Jesteśmy daleko od domu, a ja nie jestem już tym chłopcem. Daruj więc sobie „paniczowanie” i streszczaj się.
- Zettai-to otrzymało intratną ofertę współpracy od babilońskiej korporacji Verona. Mamy otrzymać wyprodukowane przez koncern zbrojeniowy materiały wybuchowe do naszych kopalń, lecz nie w zamian za pieniądze. Jeremiah Colony w ramach zacieśniania więzi i wymiany technologii poprosił nas o przysługę. W miejscu zwanym Akuto Hora, na południowej granicy kraju, istnieje nielegalna giełda broni. Mamy uzyskać jedną z nich. Ale podobnie jak Babilończycy nie możemy ryzykować niepowodzenia…
- I chcecie żebym to ja wykonał dla was brudną robotę – przerwał Genbu. – Nie ma mowy. Powiedziałem już, że nie jestem zainteresowany.
- Ależ wręcz przeciwnie. Uprzedzałem, że to sprawa rodziny. Na targ przemytników wysłany zostanie ojciec panicza.
Dziesięć minut później wiśniowy skuter zniknął z parkingu, a mężczyzna w garniturze siedział całkiem sam w odrapanym motelowym pokoju. Wystukawszy numer przyłożył do ucha komunikator.
- Tu Tamon. Oczywiście, że połknął haczyk, panie Resshinro.
Akuto Hora, Pustynia Rozpaczy
Smrodliwe wyziewy miasta straceńców nasuwały, za pośrednictwem zmysłu węchu ,refleksyjne myśli na temat końca i życia pośmiertnego. Chociaż może i w babilońskim siarkowym piekle bywa przewiewniej. Pomimo ochronnej kopuły gorąco było nie do zniesienia, a zapach pocących się tłumów wypełniających ulice, lokalnego klimatu nie poprawiał. Mimo to Tekkey czuł się tu w swoim żywiole, choć bez szczególnego entuzjazmu odnosił się do podjętej misji. Spędził dwa dni rozglądając się po mieście i poznając ludzi. Obserwował przy bramach przybycie kilkunastu nowych gości, podobnych jemu sprzed kilku dni, żartując z okolicznymi straganiarzami na widok pierwszej miny robionej przez przybyszów po zderzeniu z niezwykłą wonią Akuto Hory. Miasto napędzał handel, powstało w końcu w odpowiedzi na konkretny popyt i dostarczało odpowiedniej podaży za negocjowaną cenę. Pieniądz był tu wszystkim, a agent nie zamierzał zaciskać sakiewki – jeśli pojawią się kłopoty znajomi z ostatnich dni będą po stokroć użyteczniejsi od odrobiny zimnej waluty. Korporacja Zettai-to hojnie wyposażyła go z własnej kieszeni w fundusze, do tego podczas licytacji miał prawo dysponować 1,000,000 kouka Jeremiaha Colonyego. Cała sprawa cuchnęła niemal gorzej niż to miasto, ale jak to się miało nie udać?
Miejsce licytacji nie wyglądało szczególnie imponująco – niski magazyn z przerdzewiałej blachy, przyklejony do muru oddzielającego miasto od radioaktywnego pustkowia. W środku siedzieli stłoczeni klienci, wśród których na pierwszy rzut oka poznać można było grube ryby. Sporo obywateli Sanbetsu i Babilonu, których bez wątpienia widział wjeżdżających do miasta. Zasiedli w mniejszych grupkach, jedna z nich wyraźnie się o coś spierała. Dalej ponury jegomość z nordańskim mieczem, czyżby Nagijczyk? Nie wyglądał na biznesmena, a z armią cesarstwa niebezpiecznie zadzierać. Gwar na chwilę przycichł po tym jak przez rozsuwane wrota hangaru wszedł właściciel posesji i zarazem licytator. Zawadiacko zafarbowana na purpurowo obfita broda nie mogła ukryć jego tuszy i podwójnego, lub potrójnego nawet, podbródka. Mimo to posiadał aurę władzy, a gdy przemówił donośnym, basowym głosem, sala zamilkła.
- Jesteście tu, bo wiecie czego chcecie. Mnie również znacie, oferuję tylko najlepszy towar. Cena za wysłuchanie waszej oferty to dwadzieścia tysięcy kouka. Jednak jeśli mnie obrazicie swoją propozycją, niegodną mojej osoby, natychmiast będziecie musieli opuścić Akuto Hora. Moje uszy są głuche, póki nie usłyszą brzęku waszych pieniędzy.
Ciężko opadł na krzesło na niewielkim podwyższeniu, w jego ręku pojawił się porcelanowy dzwoneczek, którym dał sygnał do rozpoczęcia negocjacji. Pięciu dryblasów w purpurowych szalach stanęło za nim, reszta szalikowców obstawiła drzwi.
- Pięćdziesiąt tysięcy. Korporacja Avigo daje pięćdziesiąt tysięcy! - Oferta padła od spoconego jak mysz Babilończyka, który wspiął się jako pierwszy na podwyższenie. Grubas spojrzał na niego spojrzeniem zwykle zarezerwowany dla czegoś lepkiego przylepionego do buta. Nie odpowiedział, ale ochroniarze ściągnęli klienta ze sceny, prowadząc go do skarbnika z żelazną kasą pancerną. Chwilę później wyrzucono go za drzwi, w proch ulicy. Dało to do myślenia kolejnym zainteresowanym.
Cena rosła, wolno ale nieuniknione. Poważni gracze nadal trzymali się z boku, nie wdając się w pyskówkę z drobniejszymi inwestorami. Ceremonia miała swoisty urok i pełna była ustalonego widać z góry ceremoniału. Była też długa, bardzo długa, Genbu zaczynał się poważnie zastanawiać czy kiedykolwiek się ona skończy. Pewnie mimo nieustannego ruchu do i z podium oraz kasy, przebiegała by bez zarzutów, gdyby Ookawie nie wpadła w ucho rozmowa dwóch sanbetańskich biznesmenów.
- Na systemie namierzania możemy zbić majątek. Sam Khazar zapłaci za licencję parę milionów. Potrzebujemy tego.
- To prototyp, nie wiadomo nawet czy naprawdę działa. Jak wytłumaczysz bubel szefostwu?
- To solidny sanbecki projekt i wykonanie. Musi działać.
Następną rzeczą jaką zapamiętał Tekkey był trzask łamanego nosa i wrzask bólu. Jakoś od razu poczuł się lepiej, mogąc się nieco rozruszać po przymusowym godzinnym bezruchu. Ruszył więc w stronę podium, czując na sobie oczy wszystkich.
- Milion kouka. Od Jeremiaha Colonyego – wycedził, obserwując cień strachu przemykający po twarzy grubasa. Oferta znacznie przebijała dotychczasowe propozycje, nawet nadziani negocjatorzy wydawali się zbici z tropu nagłym zwrotem w targach. A może to nazwisko mocodawcy wywołało ten szmer wśród widowni? Miał gdzieś czy Babilończyk poczuje się urażony mieszaniem go w nielegalny biznes.
- To hojna propozycja – przemówił wreszcie purpurobrody. – O ile nie znajdzie się ktoś gotowy ją przebić, będę zaszczycony mogąc ją przyjąć. A tymczasem zwyczajowa opłata.
Pięciu ochroniarzy otaczających szefa ruszyło do przodu, prowadząc nico delikatniej niż z innych, lecz nadal stanowczo, agenta do kasy. W tym momencie, pewna zdawałoby się sprawa, poszła monstrualnie nie tak. Z pieniędzy pozostałych po wyprawce Zettai-to nie wyskrobałoby się nawet dziesięciu tysięcy, a co dopiero dwadzieścia. Przez chwilę trwały nerwowe konsultacje między ochroną i handlarzem, cóż począć z wpływowym ale pozbawiony funduszy klientem. Uznano jednak, że w imię zasad i dla dobrego przykładu należy działać wedle zapowiedzi. Tekkey został wystawiony pieszo poza mury miasta, łaskawie pozostawiono mu jednak licznik Geigera. Kilku z poznanych przez ostatnie dni znajomych próbowało interweniować, jednak dowiadując się o przyczynie ekstradycji natychmiast tracili zainteresowanie. Człowiek bez pieniędzy nie liczył się w Akuto Hora. Zapowiadał się długi marsz do domu, w dodatku przez okolicę terraformowaną atomówkami. Skwar doskwierał, ciężko było powiedzieć jak długo szedł, lecz mur miast handlarzy nadal był widoczny na horyzoncie.
- Hej, hej! Znowu wyglądasz na zagubionego! Potrzebujesz przewodnika? – brązowowłosa dziewczyna na ścigaczu wydawała się dziwnie znajoma.
- Kimiko? – w drodze do miasta miał okazję poznać najlepszą przewodniczkę po Pustynie Rozpaczy, zarówno od najlepszej jak i najgorszej strony. Podwiozła go po tym jak jego łazik odmówił posłuszeństwa na piaskach, by tuż potem wpakować go w ponure ruiny jakiegoś miasta. Skorpiony były tam wielkie jak koty. Pewnie skutkiem promieniowania. Ledwo wyszli z tego z życiem.
- Będę cię potrzebować, ale nie dla siebie. Mogłabyś zaopiekować się moimi przyjaciółmi? Wygrali licytację u purpurobrodego kupca, ludzie będą o tym mówić. Poczekam na was w mieście gdzie mnie przedtem zabrałaś, pamiętasz? Poczekam sobie ze skorpionami, tak.
- Pomyślę nad tym – wyszczerzyła się w odpowiedzi, z fajką zwisającą z kącika ust. Motor zaryczał, gdy odjeżdżała w tumanie pyłu.
-Chyba zwariowałem. Pokładam całą nadzieję w Zakręconej Kimiko. I skorpionach, nie zapominaj o skorpionach.
Babilon, Arkadia
Dwóch mężczyzn w stylowych garniturach zasiadało na tarasie kawiarni z widokiem na panoramę Arkadii. Podczas gdy oni cieszyli się kawą, trzech osiłków warujących obok omiatało teren czujnymi spojrzeniami.
- Panie Colony, proszę przyjąć ten skromny dowód uznania od zarządu korporacji Zettai-to.
- Czyżby było to o czym myślę? – jeden z najbardziej wpływowych biznesmenów Babilonu ożywił się nieco. Zwalisty ochroniarz podniósł dwoma palcami paczuszkę, uważnie się jej przyglądając.
- Tak, oczywiście, najnowszy sanbecki system naprowadzający. Odrobinę później, niż się spodziewaliśmy go dostarczyć, ale opóźnienie wynikło z przyczyn niezależnych.
- Oh, z pewnością. Zechce pan przybliżyć detale?
- Nasz agent utknął w jednym z tamtejszych zrujnowanych miast. Przez pięć dni walczył o przetrwanie z tamtejszą fauną. Uratował go będący w pobliżu Nagijczyk, który miał przy sobie również pański prezent. On sam nie opuścił miasta.
- Fascynujące. Musi mi pan powiedzieć więcej o tej walce, panie?
- Ookawa, Genbu Ookawa. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|
|
|
^Curse |
#3
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 16-02-2015, 21:37
|
Cytuj
|
Cholerna pustynia nie ma końca, pomyślała przemierzając kolejny piaszczysty kilometr i obawiając się zgubienia tropu. Gdyby nie fakt, że była niedaleko, umknęłoby jej zgłoszenie konwoju. Kiedy zatrzymała się przy napadniętych furgonetkach, usłyszała tylko od jednego z kierowców „tam odjechali” i zobaczyła machnięcie ręką w kierunku przeciwnym, do tego, z którego przyjechała. Nie czekając na więcej wyjaśnień ruszyła w tamtą stronę. Zdążyła zauważyć, że opony jednej z furgonetek były pozbawione powietrza i postanowiła przy okazji uświadomić odpowiednie osoby o niewątpliwym braku przystosowania konwojowych pojazdów.
Wiedziała, że ma mało czasu, zanim bandyci jej umkną. Widziała w piasku kilka śladów, ale nie mogła być pewna ilości i typu ściganych pojazdów, a liczne wydmy nie pozwalały zobaczyć niczego znajdującego się dalej niż kilkadziesiąt metrów. Dodatkowo nie była szczególnie uzdolnioną tropicielką, a czuła się trochę jakby powinna nią być. Podróż tym fragmentem Pustyni Rozpaczy mogła działać na korzyść karawany, ale w ten sam sposób ułatwiała złodziejom ucieczkę. Wjechawszy ścigaczem na kolejną z wydm, ujrzała wreszcie majaczące w oddali sylwetki. Przyspieszyła.
Z każdą minutą ścigani stawali się coraz wyraźniejsi i stało się jasne, że to trzy lub cztery pojazdy, prawdopodobnie buggy. Kasumi zeskanowała beeperem teren, a przed jej oczyma, po wewnętrznej stronie kasku, ukazały się cztery migające kropeczki. W tym momencie złodzieje zdali sobie sprawę z jej obecności i jednocześnie dodali gazu, a spod kół uniosły się chmury piasku. Zmierzali na północny zachód, w stronę Fojikawy, ale po dostrzeżeniu „ogona” w postaci samotnej postaci na pustynnym ścigaczu zrobili zwrot na wschód. Odległość między nimi, a Curse utrzymywała się, ale Sanbetka docisnęła mocniej gaz, a motocykl odpowiedział delikatnym nadrobieniem prędkości.
Teren stawał się z każdą chwilą coraz bardziej płaski, ale piasek nadal utrudniał sprawną jazdę. Gdyby nie w miarę dobre obycie z motocyklami, Kasumi prawdopodobnie odpadłaby z tej podróży już na samym początku, ale wciąż miała jakieś szanse. W pewnym sensie, wyglądało to bardziej na wycieczkę krajoznawczą, niż cokolwiek innego, ale liczyły się suche fakty, zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
Cztery buggy zwinnie poruszały się po miękkim podłożu, ale były już znacznie bliżej niż na początku. Nagle dwa z nich rozjechały się na boki, każdy w inną stronę i zataczając sporej średnicy koła zawracały, próbując otoczyć Curse. Ta widząc, co zamierzają zrobić, skręciła gwałtownie i o mało nie straciła panowania nad motocyklem. Opanowała go jednak i zachowując bezpieczną odległość, objechała jedną z maszyn. Prowadził ją ubrany na jasno, krótko ścięty mężczyzna, a obok niego siedział drugi, który właśnie podnosił do strzału karabin maszynowy. Obaj mieli na twarze zasłonięte jasnymi chustami, znad których widać było jedynie ciemne oczy. Kasumi złapała mocniej lewą ręką kierownicę, a prawą wycelowała rękawicą Ryoushi i wystrzeliła pokrytą własną krwią strzałką. Trafiony w ramię bandyta bezwiednie złapał i szybkim ruchem wyjął strzałkę z ciała. Ta chwila jednak wystarczyła, aby Curse sięgnęła po sztylet i celnym rzutem pozbawiła kierowcę możliwości prowadzenia pojazdu. Próbując go opanować i jednocześnie przyciskając do tułowia krwawiącą rękę, nie próbował już utrzymać się na równi z motocyklem, a oddalić się z łupem.
Tymczasem drugi mężczyzna, również pozbawiony pełnej władzy nad ręką, starał się jeszcze unieszkodliwić Sanbetkę. Trafiła go kolejną strzałką dokładnie w momencie, w którym zrównał się z nią z prawej strony drugi buggy. Omal nie pozwoliła przestrzelić sobie opony, jednak przyhamowała i spróbowała zajechać z z drugiej strony kolejny pojazd, co uchroniło ją od mało celnej serii z karabinu. Nie ominęła natomiast serii z drugiej strony i jej ścigacz zarobił kilka kul, nie powodujących jednak większych szkód.
Na szybie kasku widziała ciągle migające kropeczki, w tym dwie oddalające się w kierunku lasu Oni, chociaż domyślała się, że nie był on miejscem docelowym. Cieszyła się jedynie, że nie będzie musiała już wkraczać na teren Khazaru. Jedna z kropek zwolniła i zmierzała w inną stronę i gdyby nie skaner w beeperze, Curse nie miałaby szans dojrzeć, że tak naprawdę zatacza ogromny łuk powracając na poprzedni kurs.
Przyspieszyła i zauważywszy, że teren stał się mniej piaszczysty, a co za tym idzie bardziej stabilny, rozpoczęła manewry, które miały ochronić ją przed strzałami. Kątem oka widziała kawałek dalej dwa pozostałe, oddalające się buggy, a za sobą jednego, którym należało się zająć. Do czwartego zdąży jeszcze wrócić.
Odjechała kawałek w bok, zwiększając odległość od pojazdu, który teraz ją ścigał. Obok niej, co chwilę padały krótkie serie z karabinu, ale jej motocykl idealnie reagował na najmniejsze ruchy kierownicy, więc udawało jej się ich unikać. Lawirowała pomiędzy wyobrażonymi przeszkodami, grając na nerwach pozostającym z tyłu bandytom. Zmieniała prędkość i próbowała zyskać element zaskoczenia. Wcisnęła hamulec i w ciągu ułamków sekundy znalazła się obok buggy, w tym samym czasie wyciągając zza pleców monoostrze. Zaskoczony strzelec próbował w nią wycelować, ale skończyło się na tym, że wyciągnięta broń niemal w połowie przecięła mu ramię na wysokości bicepsa, więc zawył z bólu i wypuścił karabin. Kierowca, chcąc sięgnąć po drugą, znajdującą się za nim, odwrócił na moment wzrok, a to wystarczyło, by Curse zjechała za pojazd i z całej siły wbiła go w odkryty silnik. Ten wydał z siebie kilka niepokojących odgłosów, po czym zadymił mocno i odmówił dalszej pracy. Prowadzący mężczyzna zaklął siarczyście, nadal próbując powstrzymać Kasumi, ale gdy oba pojazdy zwolniły już znacząco, ta wyciągnąwszy sztylet, pchnęła nim w jego pierś. Podjechała bliżej, złapała karabin i zawróciła. Stanęła kilkadziesiąt metrów dalej i wystrzeliła serię w ledwo toczącego się buggy. Rzadko to robiła i nie czuła się komfortowo z bronią palną w ręce, ale po wystrzeleniu kolejny raz trafiła celnie i pojazd wybuchł płomieniami. Curse wyrzuciła broń i ruszyła w pościg za pozostałą dwójką kropek na skanerze.
Byli już dość daleko, ale teren był już w tym regionie bardziej kamienisty niż piaszczysty, więc Sanbetka mogła nadgonić dzielącą ją od zbiegów odległość. Docisnęła gaz i ruszyła wprost na dwa uciekające jeden za drugim buggy. Kilka długich minut zajęło jej dotarcie na stosunkowo niedużą odległość od uciekinierów. Zostało jej kilka strzałek w rękawicy, więc wystrzeliła od razu dwie, celując w okolice szyi i karków znajdujących się najbliżej mężczyzn. Była jednak za daleko, by dobrze wycelować, więc spróbowała podjechać trochę bliżej. Sprowokowało to bandytę – pasażera, żeby całkowicie odwrócił się na siedzeniu i strzelał pozycji półstojącej. Tyle wystarczyło, by Curse mogła swobodnie oddać celny strzał, trafiając go tuż nad obojczykiem i powodując szybki i bolesny paraliż górnej części ciała.
Jechała już z niemal maksymalną prędkością i przez krótką chwilę myślała, że może ich nie dogonić. Spróbowała jednak przyspieszyć jeszcze choć trochę i zauważywszy, że odległość odrobinę maleje, włączyła niewidzialność swojego kombinezonu Kamereon i czekała na reakcję kierowcy znajdującego się już dość blisko buggy. Kiedy się odwrócił i ujrzał jadący bez prowadzącego go człowieka ścigacz, zwolnił delikatnie, ale to wystarczyło Kasumi. Zbliżyła się do niego na odległość około metra i będąc nadal niewidoczną, przeskoczyła na buggy, wyjmując katanę. Dwa szybkie cięcia wystarczyły, by pozbawić życia kolejnych dwóch bandytów. Przy okazji wypychania ich z pojazdu, Curse zobaczyła kilka małych pancernych skrzyneczek leżących spokojnie za siedzeniami. Z pędzącego przed nią buggy rozpoczął się ostrzał.
Usiadła za kierownicą i nacisnęła pedał gazu. Zdecydowanie pewniej czuła się na motocyklu, ale musiała poradzić sobie w tej sytuacji. Obok niej leżały nadal spokojnie dwa karabiny maszynowe, więc sięgnęła po jeden z nich. Gdyby dłużej zastanowiła się nad tym, co robi, doszłaby pewnie do wniosku, że to gra nie warta świeczki i prędzej zrobi taką bronią krzywdę sobie niż przeciwnikowi, ale na zastanowienie nie miała czasu.
Trwały ostatnie chwile działania kombinezonu i widziała dezorientację próbujących wycelować w nią mężczyzn. Wykorzystując chwilową przewagę, sięgnęła po jedną ze skrzynek i dociążyła nią pedał gazu. Złapała oburącz karabin i omal nie wypadając z pojazdu wypuściła kilka serii, próbując wycelować w któreś z kół. Zajęło jej to chwilę, ale w momencie, w którym stawała się znów widoczna, trafiła, chyba trochę przypadkiem, w lewą oponę. Prowadzący stracił kontrolę nad kierownicą i buggy zrobił kilka chwiejnych manewrów, ale Curse już wyskakiwała ze swojego pojazdu, który na pełnym gazie wjechał kilkadziesiąt metrów dalej wprost na swojego brata bliźniaka.
W mgnieniu oka, dziewczyna znalazła się przy nadal lekko toczących się maszynach i obezwładniła złodziei, pozostawiając ich nieprzytomnych kilka metrów obok. Mając kask nadal na głowie, zobaczyła na skanerze, ze w jej stronę zmierza powoli zagubiony, czwarty buggy. Poczekała więc na niego i ukrywając się za rozbitymi pojazdami, zaskoczyła mężczyznę ze zranioną ręką, który zdążył już wysiąść i do niej dojść. Stracił sporo krwi i był mocno blady, co tłumaczyło jego nieostrożność. Jemu również zapewniła odpoczynek w błogiej nieświadomości.
Kiedy już uporała się ze wszystkimi, wysłała beeperem zgłoszenie o całym zajściu, podając dokładne koordynaty wszystkich buggy i wyruszyła na poszukiwania swojego motocykla. Nie miała pewności w jakim jest stanie i czy w ogóle będzie jeszcze sprawny, ale chciała jak najszybciej zniknąć. Idąc po suchej ziemi pomyślała o tym, że będzie musiała załatwić sobie nowe monoostrze. |
|
|
|
^Tekkey |
#4
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 31-01-2016, 19:28
|
Cytuj
|
Misja bardzo specjalna
Wojna młodej Federacji z aborygenami pozostawiła wiele trwałych blizn na krajobrazie północnej części Pustyni Rozpaczy. Jedną z nich było to wymarłe, dziś już bezimienne miasto. Pośród morza ruin tkwił prosty kamień, pozornie niczym niewyróżniający się spośród tysięcy innych. Nikt nie zgadłby, że zastępował nagrobek.
Z leżącej na głazie butelki sączył się na piasek grobu coraz słabszy strumyczek markowej nagijskiej śliwowicy. Przycupnięty tuż obok w tradycyjnym, pełnym szacunku przyklęku, Tekkey uniósł w toaście płaską czarkę pełną tego samego przejrzystego alkoholu.
- Jak widzisz, dotrzymałem słowa. Przywiozłem ci odrobinę domu. Kampai!
Trunek zapiekł w gardle, odebrał na chwilę dech, ale po chwili za jego sprawą przyjemne ciepło rozlało się od żołądka po całym ciele.
- Kuchnię macie kiepską, ale przyznaję, napitki wychodzą wam całkiem niezłe.
Ookawa przez cały ten czas nie mógł opędzić się od wrażenia, że coś go obserwuje. Jedynymi stałymi mieszkańcami okolicy były jadowite skorpiony. Olbrzymie rozmiary niewątpliwie zawdzięczały dawce radioaktywnego promieniowania przyjętego przez ich przodków podczas bombardowań sanbecką bronią atomową. Jako niepierzony agent musiał się przed nimi ukrywać wśród gruzów dawnej cywilizacji, desperacko walcząc o przetrwanie po wygnaniu z Akuto Hora. Niewiele brakło, a to on byłby nieboszczykiem pochowanym w spragnionym piasku z dala od ojczyzny. Bez pomocy Nagijczyka nie dałby rady przetrwać więcej niż tydzień bez zapasów wody, jedzenia, żadnego sprzętu ani środka lokomocji. Jego dobroczyńca przypłacił miłosierdzie własnym życiem. Odwiedzając to pamiętne miejsce po raz pierwszy od lat, Genbu postarał się w ramach rewanżu zlikwidować każdego robala, jaki miał odwagę wejść mu w drogę. Nie oglądając się, wystrzelił za siebie, polegając wyłącznie na nadludzkim zmyśle. Grot przeciwpancernego pocisku z satysfakcjonującym trzaskiem przebił ceglaną ścianę.
- Wybacz, rycerzu, obowiązki wzywają. Kiedyś cię jeszcze odwiedzę. Losem miecza się nie przejmuj. Spoczywa teraz w godnym miejscu. Lepszym niż to, tyle na pewno.
Chuunin wstał, zabrał butelkę oraz otrzepał opylone spodnie. Nie lubił piasku. A taki gruboziarnisty i szorstki był najbardziej irytujący. Właził wszędzie. I nie tylko on.
- Shadow, tu jest zbyt niebezpiecznie. Mówiłem, żebyś zaczekał w wozie.
Młodszy pracownik Optimy wyłonił się zza gruzowiska, beztrosko wywijając nabitym na bełt skorpionem.
***
Tekkey został wezwany do siedziby telewizji w standardowym trybie, ale na miejscu czekały go same niespodzianki. Po raz pierwszy pan M. nie znalazł dla niego ani odrobiny czasu. W szczegóły misji wprowadziła go nieznajoma dziewoja. Ze względu na charakter i płomienny kolor włosów podejrzewał w niej „Rudą” ze szpitalnych opowiadań pewnego pechowca.
- Tylko tyle? Łatwizna – zauważył szpieg po uprzejmym wysłuchaniu całego wywodu.
Nie zyskała jego sympatii okazywaną mu bezceremonialnie protekcjonalnością. Ktoś tu wyraźnie miał go za robola, lekceważył jego umiejętności i doświadczenie. No nic, ważne żeby płacili.
- Jest jeszcze pewien drobiazg.
Wyczuwał w jej słowach zażenowanie, którego okazania nigdy nie spodziewałby się po tej silnej kobiecie sukcesu. I zanim jeszcze zdążyła wyjaśnić, już wiedział.
- O nie.
- Pan M. życzył sobie, abyś kogoś ze sobą zabrał…
- O nie!
- Bez dyskusji. Yume jedzie z tobą.
- O NIEEEEEE!!!
***
Nie mając innego wyjścia, obydwaj ulubieni agenci pana M. wspólnie wyruszyli w daleką podróż pełną przygód. Przez te kilka krótkich dni Genbu nieustannie balansował na progu poczytalności. Nie chodziło o to co Yukio zrobił, rzecz w tym jaki był. Dość rzec, że chuunin nie raz i nie dwa rozważał wysadzenie współpasażera i odjazd pełnym gazem, z okrutnym śmiechem na ustach. Nawet Symbiont był za. Powstrzymywało ich od tego głównie przeświadczenie, że właśnie taki był skryty plan prezesa. Pozbyć się jednego problemu rękoma drugiego. Niedoczekanie.
Szpieg ocknął się z drzemki na siedzeniu pasażera. Nawet nie wiedział kiedy znowu stracił przytomność. Pamiętał tylko, że to Yume siadł za kółko tuż po zakończeniu krótkiego postoju w ruinach. Sam oddał mu kluczyki. Pił, więc nie chciał dodatkowo ryzykować pechowego zderzenia z jakimś kaktusem czy kamulcem podczas ostatniego etapu przeprawy przez bezludne tereny. Trasa nie była szczególnie trudna ani droga daleka. Rosnące odczyty wskaźnika radioaktywności powinny były naprowadzić ich wprost na cel. Nawet ON nie byłby w stanie tego spaprać. Ookawa wyjrzał przez okno, ale na horyzoncie nie widać było niczego nowego. To samo piaszczyste pustkowie, co wcześniej. Zerknął najpierw na zegarek Beepera, a później na widoczne w górze palące słońce. Musiało minąć dobrych kilka godzin, a oni nadal byli w podróży. Coś tu wyraźnie nie grało.
- No co jest, Shadow? Daleko jeszcze czy nie?
***
Gdy wały z gruzu wreszcie pojawiły się na horyzoncie, Ookawa poczuł nieopisaną ulgę. Przez cały ten czas obawiał się powtórki sytuacji sprzed lat. Wprawdzie miał przy sobie dość pastylek tricell, by wyżywić się przez kilka tygodni, ale w łaziku nie mieli dużych zapasów wody. Paliwa też nie za wiele. No i do tego miał jeszcze przy boku ludzki magnes na nieszczęścia. To był cud, że udało im się odnaleźć właściwą drogę z ledwie jednym dniem opóźnienia. Teraz problemem pozostała tylko zasadnicza cześć zadania.
- Powtórzmy plan. Przybywamy dyskretnie. Skutecznie zdobywamy informacje. Wynosimy się, też po kryjomu. Powtórz.
- Wchodzimy, załatwiamy sprawę, wychodzimy. Cicho i skutecznie.
Shadow wyszczerzył się. To nie był dobrze wróżący uśmiech.
***
Pod kopułą jak zwykle panował hałas, tłok i niewyobrażalny fetor. W upalny dzień Akuto Hora śmierdziało gorzej niż Higure, a to wiele mówiące porównanie. Dwaj agenci rozdzielili się jeszcze przed bramą i osobno wmieszali w wielokolorowy tłum, utrzymując kontakt przez comlink. Tekkey manewrował po ulicach miasteczka z wprawą nabytą podczas ostatnich odwiedzin w tym miejscu. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się dokładnie takie samo, odrapane mury budynków i tysiąc niepowtarzalnych, życiowych ofert na kilometr kwadratowy. To ludzie się zmienili. Zdążył dwa razy obejść spacerowym krokiem plac wokół generatora, a nadal nie dostrzegł żadnej znajomej twarzy. Wyglądało na to, że wszystkie jego dawne kontakty wśród bywalców targowiska zdadzą się jak khazarskiemu dobermanowi na budę, czyli na nic.
- Tekkuś, a wiesz co scouter mówi o twoim poziomie mocy? – zatrzeszczał głos w miniaturowej słuchawce.
W takim momencie! Idąc za radą Daizou „Rozpylacza” Tako, chuunin postanowił przy okazji rozejrzeć się wśród przemytników za czarnorynkowymi dostawami naturalnego Czarnego Lotosu. Właśnie ostro targował się z pośrednikiem co do kosztu zakupu dużej partii mającej wkrótce nadejść z Shah’en, gdy bieżące sprawy jak zawsze musiały wejść mu w drogę. Przeprosił gestem kontrahenta, odszedł kilka kroków i dla niepoznaki podniósł do ucha telefon. Rozejrzał się dyskretnie i bez trudu namierzył asasyna. Młody patrzył wprost na niego poprzez cały plac. Jedno oko miał przymknięte, drugie zasłaniał różowy okular urządzenia pomiarowego. O tyle dobrze, że chociaż ustawił się w cieniu jednej z bram. Za nim szpieg wyczuwał jeszcze jeden sygnał życiowy. Pewnie sprzedawca zaniepokojony samowolnym testem sprzętu.
- Przestań się bawić. Mamy robotę, pamiętasz?
Młodszy pracownik Optimy zrobił urażoną minę.
- Hej, ten gościu ma tu mnóstwo elektroniki. Sprzęt, który spadł im z jakiejś ciężarówki.
Wywiadowca nie zastanawiał się długo.
- Dobra, brzmi obiecująco. Zagadaj go i czekaj na mnie.
- Rozkaz, rozkaz.
***
Wnętrze wysokiej sutereny, w której drzwiach chwilę wcześniej zniknął Yume, bardziej przypominało dzikie wysypisko śmieci, niż sklep. Całą ofertę "elektroniki" stanowiły stare radia i radiostacje, z połowy XV wieku. Zdecydowanie nie takiego miejsca szukali, ale lepszy byle kiepski punkt zaczepienia, niż żaden. Na krawędzi stosu pogiętych i pordzewiałych kawałków metalu przycupnął staruszek o pożółkłej cerze i przyćmionym zaćmą spojrzeniu. Genbu nie dałby mu w najbardziej optymistycznych prognozach medycznych więcej niż jeszcze parę lat życia. Mimo osłony nad miastem, skażona promieniowaniem okolica powoli zabijała rezydentów zbyt często opuszczających strefę bezpieczeństwa.
- Witajcie, dziadku. Nie wiecie może u kogo w Akuto Hora mogę dostać nowoczesne urządzenia telekomunikacyjne?
- Alluhaluubbad nie pamiętać - wychrypiał tubylec w łamanym języku wspólnym, chytrze mrużąc oczy.
- Za dopłatą naturalnie. Dużo większą, jeśli spodoba mi się odpowiedź i będzie szybka.
- Ale Alluhaluubbad naprawdę nie wiedzieć. Mało bywać w miasto. Towar się nie zebrać sam.
Sanbeta pacnął się w czoło. No to faktycznie, Yukio znalazł sobie informatora. Ale oto i właśnie wychynął z zaplecza agent specjalnej troski we własnej osobie. Na torsie opięty miał dziwny pancerz, wyglądający wprost niewiarygodnie, bo aż nazbyt nowocześnie. Rażąco nie pasował do tego miejsca. Po twarzy nestora przemknął wyraz gniewu i Tekkey potwierdził swe ciche podejrzenie, że niemal dał się zwieść sztuczce szczwanego lisa. Stary był niesamowitym aktorem. Najwyraźniej po latach frymarczenia nauczył się kłamać jak z nut.
- Spokojnie, doktorku, on jest ze mną – zapewnił asasyn.
Wcisnął przy tym niesiony zwitek cienkiego materiału w dłonie Ookawy. Po rozwinięciu dar wyglądał jak kombinezon. Materiał był inny w dotyku niż cokolwiek, co wywiadowca dotąd znał. Jakiś prototyp wykradziony jajogłowym z Omoi Munashi? Katagawa powinien przyłożyć się wreszcie do swoich obowiązków, a nie bez końca uganiać za panienkami.
- Co to za szmelc? – zainteresował się obdarowany.
- Alluhaluubbad nie handlować "szmelc". Panowie założyć, sami zobaczyć jakie to jest dobry sprzęt – niespodziewanie obruszył się staruszek. - Najlepsiejsze nagowe tworzyw! Bazowe odporność znacnie wyższające możliwoś kevlar. Jest ci bardzoooo trudny do przecięci...
Może aż tak mocno zadziałało wspomnienie Nag, może tłumiona przez kilka dni agresja wobec Shadowa musiała wreszcie znaleźć jakieś ujście. Dość rzec, że kukri samo wskoczyło w dłoń chuunina, błyskawicznym ruchem dźgnęło rekruta w napierśnik i równie szybko się cofnęło. I tak jeszcze pięć razy. Młodzieniec pozostał w jednym, nienaruszonym kawałku, choć cofnął się o kilka kroków od samego impetu ciosów.
- Hej, to naprawdę działa! – zdziwił się Tekkey.
Sprzedawca zamrugał przymglonymi oczami, wodząc nimi od jednego klienta do drugiego. Nie do końca nadążył za tym co się właśnie stało, ale instynktem weterana wielu trudnych negocjacji zaczynał wyczuwać kłopoty.
- ...oraz w całek kuloodporni – kontynuował, już mocno niepewnym głosem.
Z maniakalnym uśmiechem Yume wyciągnął zza pleców glocka. Zdążył oddać w tkaninę trzymaną przez Tekkeya może ze dwa strzały, nim ten usunął się z toru pocisków i podbił mu lufę dłonią. Ostatnia poszła Lumenowi w okna. Zaryła się w sklepieniu, sypiąc ceglany pyłem i okruchami zaprawy.
- Zajebiście wytrzymała! – rzucił lekkim tonem młokos, jakby przed chwilą nic się nie stało.
Na widok spluwy i właściciel przybytku w pełni pojął zagrożenie. Dał nura za najbliższą osłonę, nawet po ucichnięciu strzałów nie wyściubiając zza niej nosa.
- Wy nie strzelaci w mój sklep! Już wyjść! Żegnać was! - zawołał jedynie.
Żaden z Sanbetów nie ruszył się z miejsca. Tekkey przejechał dłonią po materiale, który zasłonił go przed kulami. Nie było nawet śladu uszkodzenia. Ot, technologia.
- To naprawdę dobry sprzęt i jesteśmy zainteresowani kupnem, ale wiadomo - musimy go najpierw wypróbować. Co to ustrojstwo jeszcze potrafi, dziadku?
Kupiec w końcu odważył się wyjrzeć, choć nadal ze sporą dozą ostrożności.
- Ja nic więcej nie mówić. Czemu wy nie wychodzić? Dobry dzień! Powiedział: DOBRY DZIEŃ!
- Mi wcześniej powiedział, że zbroja potrafi zablokować bezpośrednie poparzenie ogniem, porażenie prądem albo oblanie kwasem. Co chcesz wypróbować jako pierwsze, Tekkuś?
Złomiarz w wyraźnym wzburzeniu zaczął zza osłony wymachiwać rękoma jak wiatrakami, niedwuznacznie wskazując drzwi.
- Wy nic nie próbować. Wyjść, albo was wyrzucić sam!
Ookawa zrobił niewinną minę.
- Ale my tak dobrze się bawimy. No i zupełnie nie mamy pomysłu gdzie moglibyśmy dokonać reszty interesujących nas zakupów. Dlatego nie możemy sobie po prostu pójść precz. Rozumiemy się, dziadku?
By oddać im sprawiedliwość, obaj Sanbeci naprawdę wyszli, nie zabierając ze sklepu niczego poza informacjami. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 12
|