Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Drax vs Rooster - walka 1
 Rozpoczęty przez »Rooster, 03-10-2010, 12:30
 Zamknięty przez Lorgan, 08-10-2010, 10:45

6 odpowiedzi w tym temacie
»Rooster   #1 
Agent


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 52
Wiek: 35
Dołączył: 19 Wrz 2010
Skąd: inąd

Zakładam temat jako pierwszy, bo nie wiem czy w innym wypadku będę miał możliwość oddać wpis.

Generalnie opisy scen akcji nie są moją najmocniejszą stroną, dlatego bardziej skupiłem się na tzw. "rolpleju". Jaki jest efekt oceńcie sami.
-----------------------------------------------
Drax
Rooster

Walka 1: Man In the Box


Siwa smuga papierosowego dymu rozwiała się nad głową Jerry’ego, pozostawiając w ustach ohydny, gorzki posmak. Papierosy marki „Counter Strike”, swym zapachem przywodzące na myśl stos znoszonych skarpet, cieszyły się zasłużoną opinią najgorszych szlugów na rynku. Jedynie pochodzące z pobliskiego spożywczaka piwo o niezidentyfikowanej nazwie potrafiło zagłuszyć ich smak, a to dlatego, że samo cuchnęło niczym krowie szczyny.
Siedzący na parapecie chłopak splunął z obrzydzeniem za okno i ponownie zaciągnął się dymem. Niestety, te szlugi i ten sikacz były najlepszą namiastką luksusu na jaką mógł sobie pozwolić. Był nadczłowiekiem pracującym dla Agencji, co w praktyce oznaczało jedno: nie istniał. W żadnej oficjalnej kartotece Sanbetsu nie figurował nikt o nazwisku Jerry McCready. Nie posiadał żadnego dowodu tożsamości, toteż nie było mowy, aby jakiś bank otworzył mu konto. Zresztą po co konto bankowe komuś, kto nie zarabia żadnych pieniędzy? Jego jedynym źródłem utrzymania była Agencja, a oni nie grzeszyli hojnością. Przynajmniej nie względem takich szeregowych cyngli jak on.
Kwatera jaką mu przydzielono była jednopokojową klitką, ze sraczem litościwie zasłoniętym kawałkiem szmaty. Pozbawiony jakichkolwiek mebli czy sprzętów pokój był niesamowicie ciasny. Jedynym co Jerry mógł tu robić, to siedzieć na parapecie i czekać na sygnał z Agencji, w międzyczasie pijąc, paląc i obserwując mrówcze życie ludzi za oknem.
Sygnał jednak nie nadchodził. Nie było roboty dla niezbyt doświadczonego zabójcy bez większych osiągnięć. Czuł się jak nakręcany diabeł zamknięty w pudełku, w którym zepsuła się sprężyna.
Kontemplując swą niezbyt ciekawą egzystencję McCready pstryknął niedopałkiem w przelatującego ptaka, zeskoczył na podłogę i wyprostował się na całą wysokość, ziewając szeroko. Po raz setny tego dnia sprawdził czy na komunikatorze nie ma żadnych oczekujących wiadomości, po czym zaczął wciągać na siebie ciuchy porozrzucane wcześniej po całym pokoju. Miał dość kiszenia się w tej norze. Musiał natychmiast wyjść. Jeszcze minuta w tym grajdole i...
Nim przebrzmiał pierwszy dzwonek komunikatora, Jerry już był przy nim.
- Rooster zgłasza się.

***

W czasie swej krótkiej kariery w Agencji Rooster wykonał już kilkanaście zleceń i wszystkie były do siebie podobne, na przykład: „Pan X, mafioso, za bardzo się panoszy. Pozbądź się go”. Albo „Pan Y, polityk o lepkich rękach i długim języku, ucisz go”. Nie nastręczały one większych trudności. Nawet jeśli cel miał obstawę, Jerry potrafił dosięgnąć go i ulotnić się, nim ktokolwiek zdążył się zorientować co ich trafiło.
Niestety sprawne wykonywanie prostych robótek nikomu w Agencji nie imponowało¬. Potrzebował czegoś trudniejszego, żeby wyrwać się ze swego pudełka, a otrzymane właśnie zlecenie nie zapowiadało się na takowe. Ot, jakaś dziennikarska cizia była podejrzana o kontakty z pracownikami obcych wywiadów. Zadanie: zneutralizować. Jedyna różnica w stosunku do wcześniejszych misji była taka, że celem była kobieta, ale dla Jerry’ego niewiele to zmieniało.
Według informacji, które otrzymał wraz z zadaniem, dziennikarka nazywała się Ichigaku Ama i często spędzała wieczory w klubie „Kwiat Lotosu”. Był to najbardziej ekskluzywny lokal w Ishimie, niezwykle popularny wśród wszelkiego rodzaju celebrytów. O imprezach jakie się tam odbywały krążyły legendy, jednak na wejściu obowiązywała bardzo ostra selekcja. Nie mogło być mowy, żeby taki oberwaniec jak Rooster został wpuszczony. Na szczęście wcale nie było takiej potrzeby. Wystarczyło zaczaić się w uliczce kilkanaście metrów od wejścia i poczekać.
Szczęście jednak szybko się skończyło. Co prawda po kilku godzinach czekania Ichigaku wyszła z lokalu, ale niestety nie sama. Towarzyszył jej jakiś czarno ubrany mężczyzna, brunet o niezdrowo bladej skórze i podkrążonych oczach. U boku dyndała mu pochwa od niezbyt długiego miecza. Elegancik z miejsca złapał taksówkę, którą następnie oboje odjechali.
W pierwszej chwili Jerry nie miał pojęcia co robić. Potrafił wprawdzie biegać nawet szybciej niż samochód, ale takie popisy zwracały uwagę otoczenia, a podstawową zasadą w Agencji jest przecież zakaz ujawniania się. Poza tym ryzykował zauważenie przez ofiarę. Jednak jeśli nie wykona zadania, jego pracodawcy będą mocno niezadowoleni.
Wówczas los ponownie się do niego uśmiechnął: taksówka skręciła w prawo, w niezbyt uczęszczaną i słabo oświetloną uliczkę. Taki obrót spraw umożliwiał pościg bez zbędnego ujawniania swojej obecności, a jednocześnie zdradzał cel podróży. Najwyraźniej Ama i jej partner nabrali ochoty na romantyczny spacer, bo jedynym sensownym miejscem, do którego można było tędy dotrzeć był Park Centralny. Rooster puścił się biegiem w tamtym kierunku. Skracał drogę, płosząc koty w ciemnych uliczkach.
Dotarł na miejsce chwilę przed taksówką. Ukrył się w spowitym mrokiem zaułku, dając sobie czas na uspokojenie i złapanie oddechu. Dziennikarka i blady jegomość wysiedli przy bramie parku, zapłacili taksówkarzowi, po czym zajęli się rozmową. Wydawało się, że nigdzie im się nie spieszy.
Jerry nie chciał działać pochopnie, wolał poczekać na rozwój wypadków. Obecność elegancika nieznacznie utrudniała zadanie. Wciąż liczył na to, że jego ofiary zagłębią się w ciemność parku, gdzie mógłby szybko i bez problemów zneutralizować oboje, podczas gdy teren przed bramą był dobrze oświetlony, a to zwiększało prawdopodobieństwo ewentualnych świadków.
Tymczasem dyskusja pod parkową latarnią nabierała intensywności i zaczynała przypominać szeptaną kłótnię. Ona coś żywo tłumaczyła, on najwyraźniej nie chciał się zgodzić. W końcu mężczyzna uciął dyskusję, wspierając swe słowa gwałtownym gestem. Dziennikarka umilkła i odwróciła się do niego plecami. Wówczas on zaczął mówić coś cichym głosem, kładąc jedną dłoń na jej ramieniu, a drugą gładząc kark. Kobieta nie odpowiadała, ale zdawała się coraz bardziej ulegać pieszczotom. Wreszcie znów stanęła z nim twarzą w twarz, a po chwili złączyli się w namiętnym pocałunku.
Rooster obserwował tę scenę z rosnącym znużeniem. W końcu nie wytrzymał i postanowił zmienić taktykę. Wsadził w usta papierosa, naciągnął kaptur na głowę i ruszył zataczając się w kierunku całującej się pary. Robił przy tym sporo rabanu, aby wydać się maksymalnie wiarygodnym. Gdy znalazł się w kręgu światła rzucanego przez latarnie zatrzymał się, niepewnie stając na nogach i stale się chwiejąc. Niezdarnymi ruchami obmacał się po kieszeniach jakby czegoś szukał, po czym rozejrzał się nieprzytomnie, aby ostatecznie zogniskować wzrok na tulącej się parze.
Cały ten teatrzyk najwyraźniej odniósł zamierzony skutek, bo choć oboje patrzyli na niego, nie wyglądali na przestraszonych.
-Najjjmosniej pastwa... Pszeeepszam...! Mszsze majo... pastwo... ohhhnia...? – zapytał McCready bełkotliwie.
- Oczywiście – odpowiedział mężczyzna i sięgnął za pazuchę, mrucząc coś do siebie. W jego wzroku było coś, co Roosterowi się nie spodobało.
Plan Jerry’ego był bardzo prosty: 1. odwrócić uwagę, 2. facetowi sierpowy w szczękę, 3. lasce nóż w tchawicę, 4. zwiać nim się połapią. Jednak w momencie, gdy miał przejść do punktu drugiego, kątem oka dostrzegł jakiś ruch. W ostatniej chwili zdołał uchylić się przed sporą cegłą, która ni stąd, ni z owąd znalazła się na kursie kolizyjnym z jego czaszką. Wtedy zorientował się, że tym, co elegancik wyciągnął zza pazuchy nie jest zapalniczka, ale ogromny rewolwer, istna armata wymierzona prosto między jego oczy.
- Giń, odmieńcu – warknął czarny i pociągnął spust.
Ten nagły przypływ elokwencji ze strony nieznajomego uratował Roosterowi życie, dając cenny ułamek sekundy na unik. Opierając ciężar ciała na prawej nodze wykonał gwałtowny piruet, schodząc z linii strzału i jednocześnie lewą nogą wytrącając przeciwnikowi broń z ręki. Wykorzystując siłę rozpędu kontynuował obrót i przeszedł do kontrnatarcia, atakując kolejno łokciem, pięścią i znów nogą. Wszystkie ciosy zostały zblokowane, choć z wyraźnym trudem. Ama krzyknęła i cofnęła się za swojego obrońcę.
- Hayt, kto to jest? – spytała przerażona.
Elegancik nie odpowiedział, jedynie gestem nakazał jej oddalić się jak najszybciej, cały czas podążając za okrążającym go nadczłowiekiem podkrążonymi oczami. Ichigaku nie rzuciła się do ucieczki, ale posłusznie cofnęła się poza krąg światła. Człowiek nazwany Haytem, wciąż pilnie obserwując napastnika, sięgnął powoli do lewego boku, wyszarpnął miecz i przybrał pozycję szermierczą. Rooster uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął własne ostrza.
Były one znacznie skromniejsze, ale równie zabójcze. Kastetowa rękojeść dawała pewny chwyt i chroniła palce, a laserowe ostrzenie zapewniało śmiertelną skuteczność. Trzymał je poziomo przed sobą, jeden nad drugim, na wysokości twarzy. Jego oczy skupiały się na przeciwniku, podczas gdy nogi nieustannie pracowały, zmieniając co rusz kierunek i rytm kroków.
Nagle dostrzegł lukę w zastawie czarnego. Zaatakował błyskawicznie, jednym ostrzem blokując opadający miecz, a drugim celując w odsłonięty bok. Tylko niezdarny odskok ocalił elegancika przed krytycznym trafieniem. Nie uniknął jednak zranienia, co najwyraźniej mocno go rozwścieczyło.
Rzucił się na agenta z furią, zasypując go gradem szybkich i zdradliwych ciosów. Rooster część z nich blokował, inne zbijał, a części po prostu unikał. Blady zakończył wymianę wściekłym prostopadłym kopniakiem, który pchnął zdezorientowanego Jerry’ego na parkowy mur. W tym momencie Hayt dobył drugi pistolet z kabury pod kurtką i strzelił kilkukrotnie, chybiając o włos. Spodziewając się, że mrok będzie jego sprzymierzeńcem, McCready wyciągnął swojego Glocka i zestrzelił kilka najbliższych latarni, nurkując w ciemność.
Wówczas dobiegł go szyderczy śmiech Hayta i jedno zdanie: - Teraz jesteś w mojej mocy!
Chwilę później coś twardego trafiło go w potylicę, wypełniając jego umysł mrokiem czarniejszym niż noc.

***

Obudził go potworny ból w czaszce. Każdemu uderzeniu serca towarzyszyło uczucie, jakby ktoś rozłupywał mu na głowie kokosy. W nosie i na ustach czuł zaschniętą krew, przed oczami miał mroczki. Po dłuższej chwili zorientował się, że siedzi na ciężkim drewnianym krześle, a jego kończyny unieruchomione są metalowymi klamrami. Szarpnął się raz i drugi, tylko po to, by przekonać się, że nogi krzesła przyśrubowane są do podłoża. Westchnął ciężko rozglądając się wokoło.
Oświetlony nagą żarówką pokój był pusty, jeśli nie liczyć niedużego stołu stojącego po prawej stronie Jerry’ego. Nie otynkowane ściany i unoszący się w powietrzu zapach wilgoci wskazywały, że znajduje się w piwnicy jakiejś staromodnej kamienicy, prawdopodobnie gdzieś w slumsach. W pomieszczeniu nie było żadnego okienka, a ciężkie stalowe drzwi były zamknięte.
„No, pięknie. Żyłem w pudełku i umrę w pudełku” pomyślał z goryczą. „I w pudełku mnie pochowają. O ile będzie co chować.”
Ta ostatnia uwaga uświadomiła mu, że musi wziąć się w garść. Nim jednak zdążył pomyśleć jak się wyswobodzić, zazgrzytały klucze w zamkach, drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny, a blady elegant z podkrążonymi oczami. Pod pachą trzymał spore zawiniątko.
- Chwała niech będzie Lumenowi! – ryknął przekraczając próg.
- Aha... – odburknął Jerry, czując, że oczekuje się od niego jakiejś reakcji.
Twarz bruneta nie wyrażała żadnych emocji, gdy sieknął chłopaka wierzchem dłoni w twarz. Roosterowi aż zadzwoniło w uszach.
- Trochę szacunku dla Najwyższego, parszywy mutancie.
Hayt podszedł niespiesznie do stolika i położył na nim zawiniątko, po czym ponownie stanął przed swoją ofiarą i przedstawił się:
- Nazywam się Hayt Scordare. Jestem zaelotą, zbrojnym ramieniem Babilonu, wiernym sługą Lumena. Mój kryptonim to Drax – mówiąc to powoli zdjął kurtkę i rzucił ją na stolik.
- Miło mi – odpowiedział Rooster, uśmiechając się krzywo. – Masz jeszcze jakieś tajemnice wojskowe do oclenia?
Blady mężczyzna również się uśmiechnął, choć w tym momencie zdawał się być bardziej pochłonięty rozpinaniem mankietów niż tym co się do niego mówi.
- Mówię ci to wszystko, ponieważ chcę, żebyś wyzbył się wszelkiej nadziei. Otóż widzisz, moje tajemnice są przy tobie bezpieczne, ponieważ już niedługo nie będziesz w stanie ich nikomu zdradzić. Jak to mówią: martwy pies nie szczeka. – Drax skończył podwijać rękawy i nachylił się nad McCready’m. – Muszę przyznać, że choć jesteś pomiotem piekielnym to trochę mi zaimponowałeś. Spodziewałem się, że ta cegłówka rozłupie ci czaszkę, a jednak żyjesz i jesteś przytomny.
- Może to nie moja zasługa? Może po prostu przeceniasz swoje możliwości? - zasugerował Jerry, a prawy kącik ust drgnął mu nieznacznie.
- O, proszę, w dodatku zgrywasz cwaniaka. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
Szybki cios w żołądek pozbawił Roostera tchu.
- No, ale my tu gadu-gadu, a ja chciałem ci coś pokazać – rzucił serdecznie Drax i poklepał krztuszącego się chłopaka po głowie. – Przywiozłem z kraju kilka drobiazgów. Ot, taki już jestem sentymentalny. Popatrz.
Podszedł do stolika i odpakował zawiniątko. W środku znajdowały się różnego rodzaju noże, szczypce i szpilki, a także elektrody i kable.
- Widzisz to? – spytał. – To wszystko pamiątki z poprzedniej epoki. Teraz już się tego nie używa. Dla ciebie jednak zrobię wyjątek. Nie musisz dziękować.
Jerry w końcu odzyskał dech i teraz łapczywie chwytał powietrze, spluwając krwią z przegryzionej wargi. Hayt tymczasem podnosił kolejne narzędzia i tłumaczył ich zastosowanie.
- Te szczypce służą do wyrywania zębów, te natomiast do paznokci. Paznokciom zresztą poświęcimy dłuższą chwilę, bo mam tu też specjalne igły. Zobaczysz spodoba ci się. Tymczasem jednak... – ujął w dłoń ostrze bardzo podobne do brzytwy. - ... pozwól, że przymierzę twoje uszy.
Wolno obszedł stolik i stanął za McCready’m, pochylając się. Właśnie na taką okazję czekał Rooster. Poderwał się na kilka centymetrów z krzesła, a następnie opadł z powrotem, uwalniając całą energię, jaką od dłuższego czasu koncentrował w pośladkach.
Krzesło eksplodowało. Siła odrzutu sprawiła, że Drax i Rooster polecieli w przeciwnych kierunkach. Zaelota został niemalże wgnieciony w ścianę. Agent, choć w okowach, które jednak nie były już do niczego przytwierdzone, zdołał się zasłonić i zamortyzować uderzenie. Natychmiast też zerwał się na nogi, gotów do walki. Jego przeciwnik leżał jednak nieprzytomny, a wokół niego powiększała się powoli kałuża krwi. Nie tracąc czasu Rooster rzucił się do drzwi.
W progu wpadła na niego Ichigaku Ama.

***

- Dobra robota, Rooster – głos w słuchawce był nadspodziewanie entuzjastyczny.
- Dziękuję, sir.
- Ten zaelota w istocie wyskoczył niczym diabeł z pudełka, ale świetnie sobie poradziłeś. Możesz być pewien, że informacje na twój temat dotrą gdzie trzeba. Już się szykuj na następną robotę.
- Bardzo dziękuję, sir.
- Do usłyszenia, dzieciaku.


"Nobody calls me a chicken!"
----------------------------------
Here they come to snuff the Rooster.
You know he ain't gonna die!
   
Profil PW Email
 
 
RESET_Drax   #2 


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 26
Dołączył: 28 Cze 2014

Karty postaci w poście mojego szanownego przeciwnika.

-----------------------------------------------
Ishima.

Hayt nienawidził takich miejsc, jak to, w którym obecnie dane mu było się znajdować. Nie, nie dane – nakazane byłoby znacznie lepszym słowem, bowiem prywatnie nigdy nie zapuściłby się do najniebezpieczniejszej dzielnicy Ishimy. Gedam, bo to o niej oczywiście mowa, miała szpetną architekturę, śmierdziała i można było się ubrudzić samym powietrzem. Raj dla drobnych opryszków, gangów i innych szczurów, piekło dla każdej poczciwej istoty… lecz także doskonała okolica na potajemne spotkania, brudne interesy i krwawe rozrachunki przedstawicieli służb specjalnych z całego świata.
Nadszedł także czas na Scordare, by odegrać swoją rolę w tym spektaklu. Z „wtyczką” skontaktował się dzień wcześniej i umówił na spotkanie, na które właśnie zmierzał… Naprawdę, cholernie żałował, że zgodził się właśnie na to miejsce, ale cóż… służba nie drużba, zwłaszcza na żołdzie u Wielkiego Lumena. Tylko czemu musiało jeszcze lać? Co prawda deszczowe noce czasem posiadały swój urok, lecz nie przy akompaniamencie przenikająco zimnego wiatru i wielkomiejskiego smogu.
W końcu udało mu się odnaleźć wąską uliczkę, na końcu której znajdował się niewielki bar ze starym, niedziałającym już neonem. Westchnął głośno i szybkim krokiem ruszył ku wejściu do speluny, marszcząc nos, gdyż natężenie smrodu stopniowało wzwyż z każdym krokiem.
- Niech no tylko dostanę ten dysk, zabiję piekielnika. – Mruknął Babilończyk sam do siebie i automatycznie poprawił ułożenie Dragoona pod kurtą.
Nagle zahaczył o coś nogą, lecz szybko zabalansował ciałem tak, by utrzymać równowagę i nie wylądować na zabłoconym chodniku. Zaklął, splunął i skrzywił się niemiłosiernie, gdy zdał sobie sprawę, że tym „czymś” była ludzka noga wystająca z kłębowiska szmat, wszelakiego rodzaju odpadków i kartonowych pudeł. Najwyraźniej jakiś miejscowy menel zakopał się w nich, szukając jakiegokolwiek schronienia przed siekającymi bezlitośnie zimnymi kroplami wody. Oczywiście nieodłącznym elementem takiego obrazka była także pusta butelka, albo kilka butelek, jakiegoś taniego sikacza. Nie inaczej było także i w tym przypadku.
Dobre sobie…
Drax przeszedł jeszcze kilka kroków, po czym gwałtownie się odwrócił i wymierzył z pistoletu w żula… Prócz śmieci nie było już nikogo… nawet "Panny Flaszki". Zealota rozszerzył lekko oczy i instynktownie odskoczył w bok, podejmując w ten sposób właściwą decyzję. Szklane naczynie po winiaczu rozbiło się o pobliską ścianę.
- Cholera, kamuflaż miejski nieudany, rzut butelką w czoło nieudany, chyba wczoraj trochę przesadziłem z jej zawartością… A mama mówiła… - Westchnął głęboko wysoki, bo mierzący około dwóch metrów, mężczyzna z czerwonym, oklapniętym irokezem, ubrany w przemoczoną bluzę.
- Coś za jeden?! – Warknął Hayt, ponownie biorąc go na muszkę Dragoona.
- Pan Żul, do usług. – Odparł tamten i wykonał parodię dworskiego ukłonu.
Wystrzał z pistoletu pobudził pobliskie kundle i głośne ujadanie wypełniło okolicę.
- Hej, hej, spokojnie! Ja tu tylko pracuję! – Krzyknął nadczłowiek, pukając się w czoło jedną ręką, a drugą wyjmując zza pazuchy naręczne ostrza.
- Nadczłowiek, odmieniec… Bardzo dobra praca nóg… niesamowita szybkość… I te ostrza. Bliski dystans, tak? – Zapytał spokojnie zealota, bynajmniej nie oczekując odpowiedzi. Uzyskał za to lekki uśmieszek. – Pytaniem pozostaje, skąd Agencja wiedziała o mojej misji?
Czerwonowłosy strzyknął plwociną na chodnik i zaczął bawić się swoją specyficzną bronią, najwyraźniej nie śpiesząc się z jej założeniem.
- No cóż… pewnie was tego na religii nie uczą, ale jak się umieszcza szpiega u potentata militarnego w obcym państwie, trzeba sprawdzić także jego pochodzenie. Na przykład, że jego przodkowie byli zagorzałymi kapłanami Enneady Lumen wam nie podpowiedział, hmm?
Kolejny wystrzał.
- Ejże, przecież ci podpowiadam, nie?! – Oburzył się sztucznie agent, ponownie pukając w czoło. Chyba lubił ten gest. Podobnie jak lubił niewiarygodnie szybkie uniki. Odrobina umiejętności, maksimum szczęścia… Facet miał swój wieczór po prostu. Jednakże nie takich już jednak sięgały kule
- Taki nieludź jak ty nie powinien wymawiać imienia Pana. – Syknął czarnowłosy. – Ale skoro już wiem, na czym polegał nasz błąd, mogę…
- Dobra, dobra, ale jak się mamy bawić, to chodźmy do środka, tutaj trochę zimno. – Przerwał mu przeciwnik i wpadł do baru, kopniakiem otwierając drzwi.
Scordare uśmiechnął się złośliwie. Niby po co ma tam wchodzić? Dysku z danymi i tak nie zdobędzie, a kto wie, czy wewnątrz nie czyha na niego więcej psów z Agencji? Poza tym, „Pan Żul” najwyraźniej dążył do starcia w zwarciu, a małe pomieszczenie, jak ta speluna stwarzało mu bardzo dobre warunki. Podsumowując, logika podpowiadała wycofanie się… lecz zupełnie inną sprawą była wiara. Ten śmieć obraził Wielkiego Lumena, a Drax jako wierzący, nie mógł pozwolić na taki dyshonor.
Wszedł do baru i od razu zlokalizował przeciwnika siedzącego ze skrzyżowanymi nogami na ladzie. Pomieszczenie było niewielkie i, prócz wspomnianego mebla i kilku półek z alkoholem, znajdowało się w nim parę stolików, krzesła, dwa automaty do gry, stół bilardowy, a wszystko oświetlała jedna żarówka smętnie zwisające z niskiego sufitu. Pomijając dwójkę wrogów, w środku nie było nikogo innego. Sanbetsu potrafiło stworzyć warunki swoim, nie ma co.
- No proszę, a już myślałem, że będę musiał cię jednak gonić. – Ironiczna wesołość Agenta już wyraźnie działała Babilończykowi na nerwy, który natychmiast kilkukrotnie wystrzelił z rewolwera.
„Żul” niestety musiał przewidzieć taki rozwój wypadków i, nim Drax pociągnął za spust, ten już spadał za bar. Kule rozbiły tylko parę flaszek z przezroczystym płynem.
- Taka strata… - Westchnął odmieniec za ladą.
Zealota jednak nie miał zamiaru wdawać się w kolejne bezsensowne rozmowy, zatem sięgnął po broń nieco większego kalibru – Crucixa. O ile Dragoon mógł się nie przebić przez grube drewno baru, tak dla błogosławionego pistoletu to nie była żadna przeszkoda.
Strzał, trzask, ryk.
A po nim istna kaskada przekleństw. W końcu „czerwony” zatrzymał potok wulgaryzmów i odetchnął głęboko. Wciąż nie wstawał.
- Skąd wiedziałeś, w którym miejscu dokładnie siedzę? – Zapytał, siląc się na spokój.
- Gdybym wiedział dokładnie, mówiłbyś nieco wyższym tonem. – Odparł blady młodzieniec, całując przy okazji swój pierścień z religijnym symbolem.
- Aha. Dobra, nudzisz mnie, Babilończyku. – Stwierdził ni z tego ni z owego agent.
A potem rozległ się ogromny huk. Cała lada poszła w drzazgi, jej drewniane pozostałości poleciały we wszystkie strony pubu. Tymczasem nadczłowiek skoczył ku nieprzyjacielowi z prędkością błyskawicy, wykorzystując nagły chaos. Drax wręcz instynktownie wykonał piruet, w ten sposób chroniąc się przed pierwszym ciosem. Drugie zablokował wyciągniętym w międzyczasie mieczem. I musiał przyznać, że przyszło mu to z ogromnym trudem.
„Żul” jednak nie odpuszczał i atakował raz za razem, zmuszając oponenta do ciągłego wycofywania się pod ścianę.
Cudzoziemiec szybko musiał coś wymyślić, bo w zasadzie udawało mu się parować ciosy tylko dzięki ranie, rozkwitającej szkarłatem na rękawie bluzy odmieńca.
Sparował następne uderzenie i szybko odturlał się na bok, o włos unikając kopniaka. Następnie wskoczył na stolik, by precyzyjnym cięciem rozwalić żarówkę. W izbie zrobiło się całkowicie ciemno. Jedynym, marniutkim źródłem światła były teraz latarnie na ulicy
Rywal prychnął.
- Naprawdę myślisz, że to coś ci da? – Warknął i uderzył potężnie w stolik, łamiąc go w pół.
Scordare spadł na podłogę, lecz nie przejmując się tym zanadto, wypowiedział nazwę zaklęcia.

Nadczłowiek sapnął lekko widząc lecący wprost na niego jakiś spory kształt. Przypominał chyba… Nie zdołał skoncentrować energii na czas, a o uskoku chyba nawet nie pomyślał… przecież przy jego prędkości pewnie by mu się udało. Po prostu niecodzienny widok, jakim jest latający stół bilardowy MUSIAŁ go zaskoczyć.

Drax podniósł się z brudnego podłoża i schował wszystkie bronie, po czym rzucił ostatnie spojrzenie na „Pana Żula” wkomponowanego w ścianę lokalu.
- Na religii uczą różnych ciekawych rzeczy.
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #3 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

ROOSTER

Bardzo dobry wstęp, należy się pochwała. W interesujący sposób przedstawiłeś postać oraz spartańskie warunki, chociaż troszkę przesadziłeś z dowodami i nie istniejącymi agentami. Niemniej to twój pomysł i nie zamierzam poddawać go dyskusji. Ważne, że klarownie wyraziłeś obrazki, które siedziały ci w głowie. Uważam również, że czujesz klimat tenchi i świetnie wpasowałeś się z fabuła. Ma się rozumieć, jak na pierwszy debiutancki wpis. Ogólnie przyczepić można się tylko do szczegółów.

- Gość wychodzi z mieczem na widoku a chwilę później piszesz o zasadzie nie ujawniania się. Wydaje mi się, że Zelota w obcym kraju nie pozwoliłby sobie na takie coś.
- W kilku miejscach pojawiły się wyrazy, które nie pasowały do całego zdania. Głównie na początku. W każdym razie nie ma się czym przejmować.

+ Ładnie wykorzystane błogosławieństwo Św. Daria
+ i ładny opis walki chwilę po rozpoznaniu. Mówiłeś, że nie potrafisz a tu niespodzianka. Niestety, niepotrzebnie pozwoliłeś Draxowi wyjść z tego cało. Mogłeś go porządnie stłuc. Wasze parametry pozwalają na taką opcję.

Cytat:
- Nazywam się Hayt Scordare. Jestem zaelotą, zbrojnym ramieniem Babilonu, wiernym sługą Lumena. Mój kryptonim to Drax – mówiąc to powoli zdjął kurtkę i rzucił ją na stolik.

- to akurat mi się nie podobało i jakbyś tak zrobił z moją postacią to bym ci z miejsca jako sędzie oderwał głowę. Nie wiem jak zapatruje się na to Drax wiec muszę to zignorować. Martwy pies nie szczeka ale każdy wie, jak kończą się takie akcję.

+ scena z torturami jest świetna
+ energia z pośladków jest dobra xD
+ końcówka troszkę fartowna, ale o dziwo pasuje do kontekstu i klimatu wpisu.
+ ogólnie, chyba całkiem zgrabnie oddałeś charaktery postaci. Twoja to pikuś, ale przeciwnik był taki jakiego sobie wyobraziłem. Jakiś romans szpiegowski z reporterką i te całe tortury.

Podsumowując, debiutancka praca mi się podoba. Od kolejnych będę wymagał czegoś więcej, na ten moment u mnie masz twarde 7. No...


DRAX

Wstęp również ładny, niestety zbędne "..." szybko rzucają się w oczy i psuja estetykę pracy. Nie wspominając o małych literach po kropkach. Mi osobiście przeszkadzała też forma narracji, która w otwarty sposób zadawała pytania na zmianę z opisywaniem sytuacji.
Cytat:
- Ejże, przecież ci podpowiadam, nie?! – Oburzył się sztucznie agent, ponownie pukając w czoło. Chyba lubił ten gest. Podobnie jak lubił niewiarygodnie szybkie uniki. Odrobina umiejętności, maksimum szczęścia… Facet miał swój wieczór po prostu. Jednakże nie takich już jednak sięgały kule
Również ciężko czytać tekst tak przekombinowaną formą dialogów. Warto też wspomnieć o interpunkcji przy wspominanych dialogach. Szczególnie o kropkach przed myślnikami, które kończą zdania w złym (niewygodnym) miejscu.
Cytat:
Scordare uśmiechnął się złośliwie. Niby po co ma tam wchodzić? Dysku z danymi i tak nie zdobędzie, a kto wie, czy wewnątrz nie czyha na niego więcej psów z Agencji? Poza tym, „Pan Żul” najwyraźniej dążył do starcia w zwarciu, a małe pomieszczenie, jak ta speluna stwarzało mu bardzo dobre warunki.
Właśnie o takiej chaotycznej narracji mówiłem. Raz opisuje, raz zadaje pytania, samodzielnie snuje rozwiązania taktyczne. Pogadałem o tym z Lorganem i niby nie ma w tym nic złego. Mnie to jednak męczy i wprowadza pewien nieład. Nie policzę na minus ani na plus :P ale wydaje mi się, że następnym razem warto nad tym popracować.
Cytat:
- No proszę, a już myślałem, że będę musiał cię jednak gonić.
Czemu wszyscy macie zwyczaj wrzucania "jednak" tam gdzie jest kompletnie niepożądane xD

No a teraz o dialogach i konfrontacji z przeciwnikiem. Samej walki nie zauważyłem. Dlaczego? Ponieważ przytłoczyłeś ją tak żenującą wymianą zdań, że nie sposób było mi się na niej skupić. Wierz mi, bardzo się starałem. Niestety, gdy dorzucimy do tego trój kropki to odkryjemy, że ocena leci na łeb na szyję.
Później fabuła. Początek sugerował, że takowa zaistnieje i będzie miała coś do gadania. Dalsza część wpisu i zakończenie pokazują, że to tylko wymówka do opisania raczej nędznego starcia. Trzeba zauważyć, że to strasznie kontrastuje z pomysłem twojego przeciwnika, który może swojej fabuły jakoś nie rozbudował, za to konsekwentnie uczynił ją w jakiś sposób istotną dla swego bohatera.

Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować debiutantowi Roosterowi

_________________


Rooster 7.5
Drax 5



   
Profil PW
 
 
*Lorgan   #4 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Drax – Nie spodziewałem się, że Twój wpis będzie tym słabiej dopieszczonym... a jednak. Powtórzenia, zgrzyty stylistyczne, dość naiwne dialogi i prostacka fabuła, nie przystojąca pisarzowi z kilkuletnim stażem.
Zdecydowanie nie jest dobrze. Zaserwowałeś nam przeciętniaka bez większych ułomności gramatycznych. Nic więcej. Chętnie rozpisałbym się bardziej, gdybym tylko miał o czym.

Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________

Rooster – Nie, nie i jeszcze raz nie! Jak mogłeś ochrzcić najgorsze fajki na rynki "Counter Strike"? Zupełnie bez polotu, zmarnowany potencjał i ogólnie najgorszej maści kaszana ;/
Ale dobrze już... i pozdrawiam w tym momencie wszystkie polonistki twierdzące, że zdań nie rozpoczyna się od "ale"... na warsztat biorę warsztat, czyli starą dobrą stronę techniczną. Wstęp nie był przypadkowy, gdyż na pierwszy ogień idą powtórzenia. Już w drugim akapicie mamy "te" szlugi i "tego" sikacza. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, ale nawet we wpisach osób umiejących lawirować w meandrach stylistyki pojawia się minimum jeden taki kwiatek. Tak gwoli ścisłości, u Ciebie było ich dość sporo ;)
Im dalej, tym lepiej. Prezentujesz bogaty słownik, radzisz sobie z trudniejszymi konstrukcjami zdaniowymi, chociaż w paru miejscach mógłbym się przyczepić. Dialogi budujesz lepiej niż M. L. Kossakowska, którą również dzisiaj czytałem. Sam nie wiem, czy to wyróżnienie, czy wyraz rozżalenia polską sceną fantasy.
Niemniej, technicznie wypadłeś dobrze, a nawet bardzo dobrze, jeżeli wziąć pod uwagę umiejętności pozostałych graczy.
Fabuła również jest niczego sobie. Pourywana, ale ciekawa. Nie zajeżdża prostotą i naświetla głównego bohatera, czyli... Draxa. Absolutnie nie traktuję tego jako minus, ale Ty... cóż. Wszystko zależy od tego, co chciałeś osiągnąć. Fakty są takie, że zealota dostał najciekawsze opisy i partie dialogowe. Jerry wypadł przy nim jak... z pociągu :DD

Początkowo zamierzałem przyznać Ci ósemkę, ale zmieniłem zdanie, jak tylko przypomniałem sobie wykorzystanie Twojej mocy. Ka-ta-stro-fa. Jeśli już budujesz pewnego rodzaju klimat, nie zakłócaj go pod koniec tak ordynarnie.

Ocena: 7,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Roostera.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Coltis   #5 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Rooster, na początek powiem, że właśnie o to chodziło - o wyjście z pudełka w świetnym stylu ;D

Rozpoczęcie historii sugeruje, że Twoje walki będą ciągiem fabularnym (podobnie jak robi to Coyote numerując polowania) i mi się ten pomysł podoba, zwłaszcza jeśli za każdym razem ukażesz kolejny element układanki jaką jest podejście Twojej postaci do świata i jej konkretne miejsce w Tenchi.

W tekście są błędy. Dowiedziałem się tego z pozostałych dwóch recenzji, ponieważ opowieść tak mnie wciągnęła, że literówki czy powtórzenia przegrały walkę o moją uwagę ;)

Sposób narracji i przedstawiania postaci przypadł mi do gustu. Zgadzam się, że Drax został ładnie opisany, ale stwierdzenie że został głównym bohaterem starcia to przesada. Według mnie ta niepozorność (jak na ironię, patrz: wygląd postaci) i możliwość wtopienia się w chodnik i kartonowe pudła, to właśnie to co chciałeś osiągnąć budując tak odmienną od reszty agentów postać. To jasne, że każdy się spodziewa kłopotów po dwumetrowym punolu, ale kto by pomyślał, że to nadczłowiek! Przecież oni dobrze się ubierają, kamuflują i ogólnie są jak James Bond ;P
Inna sprawa gdy przeciwnik ma dar wyczucia odmieńców, ale to tylko sprawa pecha, że na takiego trafiłeś ;) Podsumowując: po przeczytaniu wpisu nadal jesteś "niepozorny". Wciąż można Cię wziąć za obdartusa i nie przejmować się, że zrobisz komuś porządne kuku - kariera zabójcy zabezpieczona.

Pomimo ogólnej świetności wpisu mam parę zastrzeżeń.

Starcie jest pomysłowe, akcja za akcją, ale właśnie... tylko tyle. Sygnalizujesz większość działań, zamiast je porządnie opisać. Nie podobały mi się na przykład latające cegłówki Draxa, ponieważ jest to pierwszy raz kiedy widziałem jego moc na własne oczy i chciałem choćby w przybliżeniu poznać jak to działa, a tu proszę: ni stąd, ni z owąd pojawia się "pocisk". Później sytuacja się powtarza - oberwałeś i tyle. Równie dobrze mógł w Ciebie rzucać ukryty w krzakach obserwator.

Rozumiem element zaskoczenia, ale mimo wszystko trochę finezji by się przydało. Drax zrobił podobnie, z tym że to on celowo zgasił światło i rzucił nie byle czym, bo stołem bilardowym. W jakiś sposób bardziej pokazowa akcja uczyniła moc lepiej widoczną, poza tym w swoim wpisie wypowiedział zaklęcie.

Drax, walka jest niestety słabsza. Tak jak poprzednicy ubolewam, że Twój akapit będzie krótszy, bo po prostu nie ma na czym skupić recenzji. Fabuła szczątkowa i na dobrą sprawę nic nie wnosząca. Starcie już poszło Ci lepiej, chociaż było bardzo krótkie. Podobała mi się śmiałość i szybkość Roostera, gdyż podobnie to sobie wyobrażam. To jest właściwie uliczny wojownik i w takich scenariuszach sprawdza się bardzo dobrze - cichy i niepozorny zanim dojdzie do walki i kogut, gdy już się zacznie zabawa. Ładnie to oddałeś. Wzorem przeciwnika więcej światła dałeś właśnie na niego, jednak o ile u Roostera służyło to utrzymaniu koncepcji postaci, o tyle u Ciebie po prostu wydobycia charakteru nieco zabrakło.


Pochwalę więc dwie najlepsze akcje i przejdę do swojego werdyktu.

Drax, brawo za stół bilardowy! Właśnie takich niespodzianek oczekiwałem po Twojej mocy ;)

Rooster, brawo za specjala z dupy! To jest coś co definiuje podejście Twojej postaci do świata i bardzo mi odpowiada pomysłowe używanie mocy ;)


Rooster - Ocena: 7 - mocny debiut, oby tak dalej (więcej mocy, jeśli wiesz o co mi chodzi, bo tego mi właśnie zabrakło).
Drax - Ocena: 5,5 - niestety nic nadzwyczajnego, w porównaniu do przeciwnika, ale masz potencjał. Parę rzeczy poprawisz i na pewno oceny pójdą w górę.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #6 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Krótko.
Rooster - Świetny prolog. Na wstępie stworzyłeś klimat który mi kojarzy się bardzo ze starymi filmami typu Noir i za to masz już wielkiego plusa. Żałuje, że walka nie była dłuższa, świetnie mi się to czytało. Dużo fajnych pomysłów, a to cenie w walkach najbardziej :)

Drax - sam do końca nie wiem dlaczego ale straaaasznie podobają mi się dialogi :) Generalnie twoja wersja walki jest utrzymana w kompletnie innym klimacie niż przeciwnika. Wydaje mi się, że jest bardziej w stylu filmów akcji Rodrigez'a (no przynajmniej ja mam takie odczucia, nie wiem jaki miał być efekt). Mogłeś trochę bardziej pociągnąć jakiś wątek fabularny.


Ostateczna ocena:
Drax - 6,5
Rooster - 7,5
   
Profil PW Email Skype
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Drax - 22,5 pkt.

Rooster - 29,5 pkt.

Zwycięzcą został Rooster!!!

Punktacja:

Rooster +30 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Kalamir +5
Lorgan +5
Coltis +5
genkaku +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 14