Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Coyote vs Altor - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Coyote, 17-04-2009, 12:59
 Zamknięty przez Lorgan, 20-04-2009, 02:29

5 odpowiedzi w tym temacie
^Coyote   #1 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Coyote
Altor

Polowanie I: Pokój 1739

Nie lubię miast... – westchnąłem stąpając boso po rozpalonym asfalcie czteropasmówki ciągnącej się na obrzeżach sanbetsańskiego miasta Ishima. Droga do tego miejsca zajęła mi kilka niezbyt przyjemnych tygodni. Wciąż musiałem unikać wścibskich patroli i kamer. Gdyby ktoś jakimś cudem dowiedział się kim jestem i po co zapuszczam się tak głęboko w terytorium obcego państwa, mogłaby wyniknąć pokaźnych rozmiarów afera.
Jestem Coyote Blackbone, elitarny łowca z północnego, wędrownego plemienia psowatych. Jak łatwo się domyślić pochodzę z Khazaru. Z dala od domu wywiodło mnie zadanie zlecone przez starszyznę: muszę znaleźć i zlikwidować dezertera o imieniu Cztery Palce. Kilka miesięcy temu skradł próbkę eksperymentalnego nawozu, która na czarnym rynku może osiągnąć niewiarygodną wręcz wartość. Powstrzymam go lub zginę...

Słońce paliło niemiłosiernie już od pięciu dni. Przypominało mi to trochę rodzinną pustynię, tyle, że za dużo było ludzi. Wszędzie mijałem również jakieś pojazdy. Jakby goście z Sanbetsu zapomnieli czym jest przyjemność obcowania z naturą. W Khazarze techniki używa się do ulepszania przyrody, a nie jej niszczenia.
Mój cel znajdował się prawdopodobnie w wielopiętrowym hotelu o nazwie Camelot – tak przynajmniej twierdził Kornel, mój zaufany, lokalny informator. Na miejsce dotarłem pod wieczór. Przed dużymi, obrotowymi drzwiami czekało dwóch goryli sprawdzających, czy goście nie wnoszą ze sobą żadnych niebezpiecznych narzędzi. Uśmiechnąłem się na samą myśl o toczeniu walki z nieuzbrojonym przeciwnikiem. To byłoby zbyt piękne.
- Witamy serdecznie w naszym hotelu. – przywitał mnie jeden z bramkarzy, gdy zakończył już przeszukiwanie.
- Dzięki. – odparłem zdawkowo i pchnąłem obrotowe drzwi.
Wnętrze budynku robiło wrażenie. Wszędzie dywany, kandelabry i staroświeckie, nagijskie pancerze paradne. Minąłem recepcję i udałem się w stronę oszklonej windy. Bez namysłu wcisnąłem przycisk mający sprawić, że dostanę się na siedemnaste piętro. Tam właśnie miał znajdować się pokój wynajęty przez moją ofiarę. Jeżeli załatwiłbym całą sprawę tego wieczora, już jutro mógłbym zbierać się do domu. Kilka westchnień później stałem pod dębowymi drzwiami oznaczonymi numerem 1739. Skryty pod ciemnozielonym płaszczem dokonałem transformacji.
Śmiercionośne pazury, wieńczące palce moich dłoni z łatwością przebiły drewno odgradzające mnie od ofiary. Błyskawicznie wskoczyłem do środka lądując na czworaka. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy zamiast spodziewanego dezertera ujrzałem młodego, szczupłego chłopaka. Zakląłem z rozczarowania, jednak zaraz musiałem dać nura za sofę. Gość wyjął bowiem pistolet i zaczął strzelać. W takiej sytuacji rozmowa nie miała najmniejszego sensu: postanowiłem unieszkodliwić opresora, zanim ten wyrządzi mi poważną krzywdę. Potężnym uderzeniem szponów rozbiłem w drzazgi mebel, za którym chroniłem się przed ostrzałem. Zaskoczony strzelec na moment przestał atakować – to mi wystarczyło. Rzuciłem się na niego z łapami w górze. Ten jednak uniknął z niemal dziecinną łatwością.
- Co jest...? Do jasnej cholery... – zapytałem na głos i dokończyłem już w myślach. – Skąd on ma broń w strzeżonym hotelu?
Ołów znów zaczął fruwać w powietrzu. Strzały stawały się coraz trudniejsze do unikania, jakby przeciwnik uczył się sposobu w jaki się poruszam i kontrował go. Przeskakując nad niewielkim stolikiem chwyciłem leżącą na nim masywną, żelazną popielnicę i z całych sił cisnąłem nią w broń. Sukces – pistolet wyleciał z rąk i upadł niemal pięć metrów dalej, pod dużym oknem, przez które widniała panorama rozświetlonego setkami neonów miasta.
- Mam cię! – pomyślałem i niezwłocznie rzuciłem się do ataku. Kiedy dzieliły nas zaledwie centymetry dostrzegłem błysk stali mknącej prosto w stronę mojego niechronionego podbrzusza. Instynktownie wybiłem się w powietrze i zawisłem chwilowo na dużym, pozłacanym kandelabrze, który sterczał z sufitu. Gdybym zwlekał choćby sekundę dłużej, katana, którą do tej pory ukrywał mój wróg wyprułaby ze mnie wszystkie flaki.
- Nieźle walczysz... – rzekłem z nieukrywanym szacunkiem. – Jestem Coyote... Jak ciebie zwą?
Młody mężczyzna tylko nieznacznie się uśmiechnął.
- Dawno nie polowałem na wymagającego zwierza... – dopowiedziałem po kilku sekundach i rzuciłem się na niego z wysokości. Bez trudności zablokowałem lewą ręką ostrze katany i posłałem wroga na ścianę silnym kopnięciem. Rozochocony postanowiłem się rozpędzić i zatopić swe pazury w jego ciele. Nie byłem jednak dość szybki. Zanim się zorientowałem, prześliznął się za mnie pozostawiając na moich plecach długą, gładką ranę. Nie była na szczęście na tyle głęboka, żeby jakoś znacznie wpłynąć na moje możliwości. Jak tylko stal odkleiła się od ciała kucnąłem i obracając się o 180 stopni wystawiłem przed siebie prawą nogę. Wróg, mimo, że podskoczył unikając podcięcia, był już w moich oczach bezbronną ofiarą. W powietrzu cała jego szybkość nie była warta funta kłaków z mojego grzbietu. Podskoczyłem najprędzej jak umiałem i rozerwałem jego brzuch morderczym uderzeniem łapy. Impet był tak ogromny, że zraniony osobnik wyleciał z hukiem przez zamknięte okno. Momentalnie dopadłem do niego, żeby sprawdzić, czy nie trzyma się parapetu. Wyjrzałem na dół i niczego tam nie było. Coś jednak nie grało... poderwałem wzrok ponad siebie tylko po to, by zobaczyć jak w moją stronę zmierza ogarnięta płomieniami dłoń.
- Niech to szlag! – zawyłem w myślach. Wycofałem głowę, ale nie starczyło czasu, żeby odepchnąć się od okna. Płomienie dosięgły mojej klaty, zostawiając na prawej piersi skwierczący odcisk dłoni.
- Jestem Altor. Zapamiętaj to do naszego następnego spotkania. – sapnął półprzytomnie mój przeciwnik, brocząc krwią spływającą z ust. Oderwał dłoń od mojego ciała i rzucił się w przepaść dzielącą okno od jezdni. Mimo dobrego wzroku zniknął mi gdzieś na wysokości piątego piętra. Wiedziałem, że jeszcze kiedyś go spotkam. Kto by się spodziewał, że podczas misji natrafię na władającego ogniem nadczłowieka. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na odrobinę wytchnienia. Na rozwiązanie czekały dwa poważne problemy. Pierwszy, to obsługa hotelowa, która z całą pewnością zmierzała już w stronę pokoju, żeby sprawdzić co jest źródłem hałasów. Drugim była moja pierwotna ofiara – Cztery Palce. Musiał zwęszyć zasadzkę i gdzieś się ukryć. Nie mogę wrócić do domu, zanim się z nim nie rozprawię.

Taka jest tradycja mojego plemienia...


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Altor   #2 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 73
Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2009
Skąd: Gdańsk

Altor
Coyote

„Przeczekać, przeczekać… muszę tylko przeczekać, przeczekać aż przeminie ta mała afera z pożarem” wciąż powtarzałem do siebie przemierzając ulice Ishimy. To pierwszy raz gdy mnie postrzelono i musze przyznać, teraz gdy już zeszła ze mnie adrenalina, że to cholernie boli. Syknąłem łapiąc się za ramię, gdy kolejna fala bólu przeszyła je na wskroś. „Hotel ambasady Khazaru "Camelot"” przeczytałem napis z szyldu dużego beżowego budynku. Nie wyglądał źle, a ja byłem ciut zdesperowany, jak czas pokazał to był błąd. Wszedłem przez mocarne dębowe drzwi do sporej sali z marmurową podłogą. Ściany były poprzecinane drewnianymi balami, natomiast przestrzeń między nimi wypełniała przyjemna jasno-zielona tapeta. Pod wschodnią ścianą stała beżowa kanapa, na której siedziała lekko zgarbiona osoba, w zielonkawym płaszczu oraz z głębokim kapturem na głowie. Całość była oświetlana przez spory kryształowy żyrandol zwisający z sufitu. Muszę przyznać, iż był to niecodzienny widok, zwłaszcza że oświetlenie pomieszczenia bazowało na ogromnych świecach. Podszedłem do lady, za którą stała piękna młoda kobieta o błyskotliwym błękitnym spojrzeniu.
- Czym mogę służyć?- zapytała słodkim głosem.
- Cóż…- bąknąłem – Chciałbym wynająć pokój. – dokończyłem.
- Przykro mi, niestety hotel jest dostępny tylko dla obywateli Khazaru. – Odparła przepraszającym tonem.
- No to w takim razie przepraszam za problem. - odparłem uśmiechając się do niej serdecznie i ruszyłem w stronę wyjścia. Nim drzwi zdążyły się za mną zamknąć, wbiegłem z ogromną prędkością z powrotem do środka wskakując na schody. Wystarczyło już tylko upewnić się, czy nikt tego nie zauważył. Osoba w płaszczu podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę schodów podpierając się na dziwacznym drewnianym kosturze. „To tylko przypadek, spokojnie.” pomyślałem wspinając się po marmurowych schodach. Widząc jednak, że ów osobnik nie przestał za mną podążać, zatrzymałem się na drugim piętrze obracając się do nadchodzącego dziwaka.
- Mogę w czymś pomóc? – syknąłem – I zdejmij ten kaptur, przerażasz mnie. – dodałem. Mężczyzna zdjął powoli kaptur ukazując poprzecinaną zmarszczkami twarz, oraz lekko przymrużone spojrzenie. Całość okrywały długie, czarne, związane w kuca, włosy. Dopiero teraz zorientowałem się, iż ów osobnik porusza się na bosaka. Chwilę po tym przemówił cichym lecz szorstkim głosem:
- Portierka chyba panu wytłumaczyła, że to hotel dla obywateli Khazaru. – „zauważył mnie! Cholera!”.
- Słuchaj, nie wiem jak mnie zobaczyłeś, ale masz dużego pecha stary –powiedziałem wyciągając przy tym prawą rękę do przodu i wytwarzając w niej kulę ognia. Ku mojemu zaskoczeniu nieznajomy nie był zdziwiony, wyglądał wręcz na zadowolonego.
- Jeśli pies agencji szuka walki, to ją właśnie znalazł- syknął, po czym odrzucił swój kostur w głąb korytarza.
- Pies agencji?- Jednak nie usłyszałem odpowiedzi na moje pytanie, zamiast tego zobaczyłem pięść lecącą z zawrotną prędkością w kierunku mojej klatki piersiowej. Musiałem przerwać swoje zaklęcie i odskoczyć w głąb korytarzu drugiego piętra. „Nie jest tak szybki jak ja” pomyślałem, lecz właśnie w tym momencie jego ciało zaczęło się zmieniać. Jego uszy przybrały zwierzęcy, ostry kształt i obrosły szarobrązowym futrem, tak samo jak jego dłonie, natomiast jego oczy zwęziły się i zmieniły kolor. „Czym on do diaska jest” to jedyne co mogło mi przyjść na myśl, jednak nie było czasu na szukanie odpowiedzi. Mężczyzna zgiął się i wyskoczył w moją stronę celując w lewy bok, instynktownie uskoczyłem w przeciwnym kierunku. Naskoczyłem na coś, co okazało się być jego kosturem, który wytrącił mnie z równowagi. Nim zdążyłem upaść na ziemie, to dziwne pół-zwierze odbiło się od ściany i poleciało w moją stronę z błyskiem triumfu w oczach. Nie widząc żadnej drogi ucieczki wystawiłem obie ręce do przodu, wytwarzając w nich ogniste pociski. Kiedy rąbnąłem plecami o ziemię, raniona ogniem bestia runęła na przeciwległą ścianę zrywając wiszące na niej obrazy. W powietrzu dało się wyczuć zapach palonego futra przemieszanego z zapachem krwi. Nie zwróciłem uwagi na ponownie krwawiące ramię i skoczyłem w głąb korytarza dobywając pistoletu w prawą dłoń, a katanę w lewą. Stwór podniósł się z ziemi ruszając w moją stronę trzymając się przy tym blisko ściany. Wycelowałem i wypaliłem ze swojej broni, jednak w tej samej chwili napastnik wskoczył na ścianę odbijając się od niej. Wyrzuciłem pistolet do tyłu i trzymając katanę oburącz przeskoczyłem pod nim tnąc go w podbrzusze. Katana rozcięła jego skórę, a krew chlusnęła na zielony dywan. Korzystając z chwili spojrzałem na moje już mocno zakrwawione ramie, adrenalina koiła ból, lecz to było jedynie kwestią czasu kiedy ręka stanie się dla mnie bezużyteczna. Spojrzałem w stronę tego czegoś, jednak jedyne co zobaczyłem to długa plama świeżo co rozlanej ciemnoczerwonej cieczy, oraz wyłamane drzwi od jednego z apartamentów. Chwyciłem pewniej katanę i powtarzając sobie w duchu, iż jest ode mnie wolniejszy, ruszyłem w kierunku wyłamanych drzwi. Nagle, gdy już byłem przy sąsiednim apartamencie, jego drzwi wyleciały z zawiasów uderzając prosto we mnie. Przez chwile stałem ogłuszony, wykorzystując to bestia wyskoczyła na mnie, wykonując kopnięcie prosto w moje żebra. Dźwięk gruchoczących kości wypełnił korytarz, odzwierciedlając potworny ból w mej piersi. Siła ciosu cisnęła mną w głąb piętra i dopiero po kilku przewrotach zatrzymałem się pod oknem na końcu korytarza. Stwór ruszył miarowym krokiem w moją stronę, wiedział że po takim ciosie już się nie podniosę i miał rację. Całe moje obolałe ciało odmawiało posłuszeństwa, a moja katana została przy wyłamanych drzwiach apartamentu. „To koniec” pomyślałem i wtedy zdałem sobie sprawę iż coś uwiera mnie w plecy. „Mój pistolet!” przeszło mi przez myśl, jednak uspokajając się wyczekiwałem odpowiedniego momentu. Kiedy wróg znalazł się w niewielkiej odległości ode mnie, chwyciłem broń i bez chwili zawahania wypaliłem w niego cały pozostały magazynek. Bestia oberwała trzy razy w klatkę piersiową wycofując się przy tym parę kroków w tył. Kolejny strzał trafił go w udo, zmuszając go do odwrotu, następne pięć naboi służyło jedynie do odstraszenia przeciwnika. Stwór odbił się w stronę schodów dość niezgrabnie, rany dawały mu się we znaki. Chwilę potem zniknął zeskakując po schodach w dół. Ja w tym czasie przeładowałem magazynek i spróbowałem wstać. Po kilku próbach podniosłem się i ruszyłem w kierunku mojej katany. Chowając ją w pokrowcu podszedłem do okna w jednym z apartamentów. Okno było otwarte, to coś musiało użyć go do przejścia między apartamentami, podszedłem bliżej. Szczęście jednak mi dopisywało, kilka metrów niżej znajdował się dach sklepu sąsiadującego z hotelem. Zebrałem w sobie resztki sił i zeskoczyłem, nie musze chyba mówić jak bolesne okazało się dla mnie to posunięcie. Czas jednak naglił, ochrona mogła zjawić się w każdej chwili. Po paru minutach kulejąc na nowo błąkałem się ulicami Ishimy ciasno okrywając się płaszczem. Tym jednak razem szukałem jakiejś prywatnej kliniki, bądź jakiegokolwiek miejsca gdzie pomogli by mi, bez zbędnych pytań.


Bellum lumpus cave humanum.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #3 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Coyote – Spodobał mi się sposób narracji. Jest naturalny, prosty i przyjemnie oddziałuje na wyobraźnię. Fabuła również jest bardzo prosta – widać, że to nie ona gra w Twojej pracy pierwsze skrzypce. Stworzyłeś coś jakby "literaturę akcji" z okrojonym budżetem. Dlaczego okrojonym? Walka rozegrała się zbyt gwałtownie. Oczekiwałem wykorzystania hotelowych korytarzy, a ty całość przedstawiłeś jedynie przy użyciu żyrandola, sofy i okna. Popełniłeś ponadto pewne nadużycie – moc Altora nie polega na tym, że jego dłoń staje w płomieniach. Podstawa, to dobre zrozumienie karty oponenta. Jeżeli jeszcze w przyszłości będziesz miał z tym problemy, możesz najzwyczajniej w świecie zapytać autora "co miał na myśli".

Praca ciekawa, choć nazwał bym ją bardziej demonstracją, niż pełną wersją.

Ocena: 7,5/10
______________________________________________________________

Altor – Twój styl nie jest zły, musisz jednak przywiązywać większą wagę do fabuły. W oczy rzuciły mi się pewne niespójności, jak np. "hotel ambasady khazaru". W wyzwaniu zostało napisane, że jest to przybytek prowadzony przez nagijczyków. Wykryłem też sporo powtórzeń oraz delikatny problem z opisami – dokładniej z terminologią jakiej używasz. Słowo "mocarny" oznacza w przybliżeniu "pełen siły", a ty określiłeś w tenże sposób... drzwi ;) Podobnie "zielonkawy", to coś zupełnie innego niż "ciemnozielony" (a taki właśnie kolor płaszcza ma Coyote). Zdarzyła się również niepoprawna odmiana: korytarzu zamiast korytarza (fragment związany z "drugim piętrem").
Altor napisał/a:
- Cóż…- bąknąłem – Chciałbym wynająć pokój. – dokończyłem.

Pogrubiony komentarz wydał mi się całkowicie zbędny. Zbytnie dookreślanie często prowadzi do psucia odbioru tekstu.

Powód do walki był dość prostacki – coś na podobę Coyote’owego. Raz na jakiś czas tak można... nie przyzwyczajaj się jednak, bo znudzisz czytelników ;)
Do dialogów nie mam większych zastrzeżeń.

Na deser zostawiłem sobie starcie. Jego wizja jest ciekawsza niż u Twojego przeciwnika, lecz pokrętnie przedstawiona. W pewnych miejscach brakuje przecinków, roi się od pokrewnych zwrotów typu "on", "jego", "nim"... Ogólnie rzecz biorąc potencjał cierpi z powodu niedostatków w warsztacie literackim.

Jak na pierwszy raz nie jest źle.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Coyote’a.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Curse   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Coyote:
Rzecz, którą chciałabym zaznaczyć na wstępie: nie lubię narracji pierwszoosobowej. Cały czas mam nadzieję, że ktoś to w końcu zmieni, ale.. jeszcze nie teraz.
Ogólnie jednak podobał mi się zarówno pomysł jak i wykonanie. Oprócz tego, że piszesz strasznie sucho. Bo niby wszystko się fajnie i lekko czyta, ale mógłbyś dodać trochę ze strony fabularnej. Nikt ci nie każe przecież pisać książki, a to umila czytanie oceniającym :DD (Przynajmniej mi, ale chyba nie jestem wyjątkiem xD)
Poza tym wszystko trzyma się kupy, nawet to, że pojedynek był w miarę krótki - ach, ta obsługa hotelowa.. zawsze musi sprawdzać co i jak xD No i to, że przeciwnik .. trochę bardziej ci zwiał, niż został pokonany :DD
Ocena: 6,5

Altor:
Twój wpis podobał mi się bardziej niż twojego przeciwnika :DD ale.. niestety u ciebie widać braki w warsztacie. Nietrafnie dobrane słowa, braki w interpunkcji (przecinki!), no i pozjadane ogonki w ą, ę, itp. To ważne - dopracuj to.
No i u ciebie widzę jakiś dialog. Lubię dialogi :DD Nie ma to jak dobra rozmowa podczas dobrej walki xD
Poza tym podoba mi się też twój sposób pisania. Oczywiście pomijając w/w błędy i narrację pierwszoosobową :DD Ale u ciebie jest życie, jest to 'coś' - węszę dobre walki w przyszłości :DD
Podsumowując..
Ocena: 6,5

Na koniec jeszcze chciałabym pogratulować obu panom udanego debiutu. Oby tak dalej! :DD
   
Profil PW Email
 
 
»Irinn   #5 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 63
Wiek: 36
Dołączyła: 17 Gru 2008
Skąd: Lublin/Wolverhampton

Coyote
Po pierwsze - tak jak Curse nie lubię narracji w pierwszej osobie, jakoś mi to po prostu nie leży i zalatuje podstawówką. Druga sprawa - znalazłam w Twoim tekście kilka powtórzeń typu 'jestem' w dwóch następujących po sobie zdaniach, co również mi się nie podoba, ponieważ język polski jest na tyle bogaty, że bez problemu można sformułować zdanie o takim samym sensie bez użycia akurat tego słowa. W walce pojawiają się także drobne błędy stylistyczne.
Odstępując od strony czysto językowej - wszystko fajnie, ale czytając Twoją pracę miałam wrażenie, że czegoś brakuje, a mianowicie - opisy mogłyby być nieco bardziej pełne, tak, aby poruszały wyobraźnie czytającego w stopniu większym niż 'trochę'. Jak już zostało wspomniane przez moich poprzedników, mógłbyś również spróbować rozbudować stronę stricte fabularną (głównie walkę), ponieważ w tym momencie wygląda to raczej jak szkic wpisu, niż jak wpis sam w sobie.

Ocena: 5


Altor
Już na początku walki zauważyć można drobne błędy w interpunkcji czy pisowni. Nie obyło się również bez powtórzeń, które występują u ciebie wręcz masowo i niestety sprawiają pewne trudności w czytaniu, co odbija się na całej walce. Da się również zauważyć pewne błędy stylistyczne. Musisz nad tym koniecznie popracować, może przeczytać parę książek czy chociaż korzystać ze słownika wyrazów bliskoznacznych przy pisaniu walk.
Jeśli chodzi o stronę fabularną - muszę przyznać, że jest tu lepiej niż u Twojego przeciwnika, jednak ilość błędów przyćmiewa Twoje możliwości i sprawia, że wszystko to traci sens.
Duży plus za dialogi i styl sam w sobie, ogromny minus za braki w warsztacie. Jednak muszę przyznać, że jeśli się podszkolisz w kwestii językowej, będziesz pisał naprawdę dobre walki. Liczę, że następnym razem będzie lepiej.

Ocena: 4

Widzę w was nadzieję na przyszłość. Poprawcie błędy, ogarnijcie język polski i będzie dobrze ;)

PS. Przyznaję, że oceniam surowo, ale robię to tylko i wyłącznie dla waszego dobra. Zaznaczam jednak, że jeśli moja ocena będzie wam się wydawała niesprawiedliwa w jakikolwiek sposób - zapraszam do dyskusji.
   
Profil PW WWW
 
 
*Lorgan   #6 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Coyote - 19 pkt.

Altor - 16,5 pkt.

Zwycięzcą został Coyote!!!

Punktacja:

Coyote +30 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Lorgan +5
Curse +5
Irinn +5

Uwagi:
Walka została zamknięta po 3, nie 4 komentarzach ponieważ Wielka Rada w chwili obecnej nie ma aż tylu członków ;)


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 13