Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740 Wiek: 33 Dołączył: 21 Paź 2010 Skąd: Wejherowo
|
Napisano 08-03-2018, 11:15 [Ninmu|Świat] Megahit
|
|
- Przypomnij mi proszę, co ja tu robię? - Murphy skorzystał z krótkiej przerwy na planie filmowym, żeby w spokoju zapalić papierosa. Pytanie skierował do poznanego niedawno gangstera, Reji’ego Daisuke, do którego zadzwonił. - Miała być łatwa kasa, a póki co robię z siebie pośmiewisko.
- Nie może być aż tak źle! - Zachichotał gangster. - Możesz pooglądać Lady Bazooke z bliska!
- W dupie mam tą bliskość. - Odszczekał. - Ten reżyser to jakiś psychol.
Wspomniany Hitoshi Caesar, znany na prawie cały świat, traktował aktorów na planie filmowym jak nieudolne ameby, którymi według niego zresztą byli. Nawet gdy ktoś dobrze zagrał swoją partię, słyszał:
- Okropieństwo! Fe! To jest faux pas! Zejdźcie mi z oczu!
- Ale… - Bąkał zawsze ktoś obok.
- Wyjdź! Natychmiast!
- Dasz radę - kontynuował Renji. - Pamiętaj, że możesz być dwieście pięćdziesiąt do przodu.
- Albo do tyłu, jak będzie klapa - odpowiedział Murphy. - Muszę wracać na plan, psychol woła.
- Komandosik! Gdzie ty znowu się chowasz! - Usłyszał Renji, zanim rycerz zdążył się rozłączyć. Zaśmiał się pod nosem i wrócił do oglądania tortur jednego ze swoich sprzedajnych pracowników.
- Idę! - Krzyknął Chris w stronę Hitoshi’ego. - Moment!
- Ja ci dam moment, parszywko!
* * *
Scena dziewiąta: Napad na bank.
Lady Bazooka, ubrana wyjątkowo w normalne, nie wyzywające ciuchy stała przy bankowej ladzie. Miła kasjerka, na oko dwadzieścia pięć lat, przeliczała pieniądze z uśmiechem na twarzy. Wtem, ni stąd ni zowąd, do placówki wtargnęło trzech mężczyzn w maskach. Kozioł, krowa i świnia mierzyli do interesantów z broni.
- Na ziemię! Ręce do góry! Pod ścianę! - Wykrzykiwali. - Dawać kasę!
- Nie, nie i jeszcze raz nie, patafiany! - Wtrącił się Caesar. - Cięcie! Cięcie!
- Co tym razem? - Teraz Lady Bazooka postanowiła dołączyć do dyskusji. - Źle stałam?
- Komandos! - Wszystkie oczy powędrowały na Murphy’ego, który akurat dłubał w nosie. Miał nadzieję, że nikt go nie widzi i wytarł gluta w tył spodni. - Co ty wyprawiasz?!
- Hę? - Odkrył, że jest obserwowany. - Co robię?
- To, czego nie robisz! Jest napad, miałeś paść na podłogę, a ty stoisz jak debil! - Głęboki wdech. - Jeszcze raz.
* * *
Scena jedenasta: Ciota, nie komandos.
Po kilkunastu nieudanych próbach kręcenia sceny wejścia terrorystów do banku, w końcu udało się przekonać reżysera, że nie jest tak źle. Wszyscy padali ze zmęczenia, ale została im jeszcze jedna do nagrania tego dnia. Murphy, który dostał zakaz trzymania rąk na wierzchu, siedział teraz pod ścianą tuż obok Lady Bazooki.
- Nie bój się, wyjdziemy z tego cało - szepnął jej do ucha. - Musimy być silni.
- Ale… ale… oni zabili strażnika - odpowiedziała ze łzami w oczach. - Boję się…
- Posłuchaj uważnie. - Chris zrobił najpoważniejszą twarz, jaką potrafił. - Mamy mało czasu. Dwóch jest w skarbcu, a nas pilnuje tylko kozioł. Jestem żołnierzem, dam radę go ogłuszyć. Musimy współpracować.
- J-jak to? - Zająknęła się. - Po co ryzykować?
- Bo pewnie zabiją nas wszystkich.
Wybuch płaczu ściągnął wzrok kozła. Podszedł do kobiety i strzelił jej otwartą dłonią w twarz.
- Hej! - Krzyknął Murphy. - Kobiet się nie bije!
- Milcz, gnido. - Gangster trzepnął rękojeścią pistoletu w głowę faceta. Sztuczna krew spływała mu po głowie. - Ktoś jeszcze ma problem?!
Murphy przejechał dłonią po policzku i, zobaczywszy krew, stracił przytomność. Lady Bazooka załamała się i rozpłakała jeszcze bardziej.
* * *
Przerwa na planie, przyczepa Lady Bazooki, wieczór.
Hanako wygodnie rozsiadła się na sofie. Chwyciwszy scenariusz, otworzyła wolną ręką piwo i upiła spory łyk. Stres zżerał ją na planie i w końcu mogła odsapnąć. Debiut na srebrnym ekranie był dla niej kolejną szansą w rozwoju kariery. Nie miała wątpliwości, że jej idzie świetnie, jednak inni zatrudnieni na planie to momentami istna tragedia. Pomyślała o trzydziestolatku, który miał grać komandosa. Miał, ponieważ jego umiejętności aktorskie pozostawiały wiele do życzenia. Zaśmiała się pod nosem, jak umiejętnie zemdlał na widok sztucznej krwi. Było to tak naturalne, że chyba faktycznie brzydziła go czerwona ciecz. Albo był uczulony na keczup, jedno z dwóch. Wypiła piwo i odstawiła pustą butelkę do kolekcji. Podparłszy się rękami, zgrabnie zeskoczyła z łóżka i postanowiła łyknąć świeżego powietrza. Otworzyła drzwi i po raz kolejny zachichotała na widok wspomnianego mężczyzny. Stał przy przyczepie reżysera, który musiał już słodko spać i obsikiwał mu schodki.
- Hej, komandos! - Krzyknęła najciszej, jak potrafiła. Chris aż podskoczył i prawie się oblał, jednak na czas opanował sytuację. Rozejrzał się i wytężywszy wzrok, zobaczył Lady Bazookę zakrywającą usta dłonią. Miał już uciec do wspólnej kwatery zwykłych, szarych myszek, jednak dziewczyna zachęciła go ruchem głowy. - Aż tak go nie lubisz? - Zapytała, kiedy podszedł.
- Daj spokój. - Odparł zrezygnowanym tonem. - Aktorstwo chyba nie jest dla mnie.
- To jak się tu znalazłeś? - Zmieniła ton na poważny. - Kupiłeś sobie wejście?
- Można tak powiedzieć… - Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i poczęstował Bazookę. - Palisz?
- Normalnie nie. - Uśmiechnęła się. - Ale w środku chętnie to zrobię.
Wspólnie spędzili bardzo miło wieczór, paląc papierosa po każdym wypitym piwie. Murphy był zdezorientowany, ponieważ kojarzył dziewczynę jako osobę chamską i niezbyt miłą do ludzi. Po raz kolejny przekonał się, że plotkom nie można ufać. W okolicach czwartej nad ranem oboje stwierdzili, że należy się chociaż chwilę zdrzemnąć, żeby mieć siły na kręcenie kolejnych scen.
* * *
Scena piętnasta: Superbohater w akcji.
Wysoki na metr dziewięćdziesiąt i ważący około osiemdziesiąt kilogramów mężczyzna wylądował przed trzema gangsterami. Założył obie ręce na klatkę piersiową i wpatrywał się w nich z olbrzymim uśmiechem na twarzy.
- Stać, bandziory! - krzyknął niskim głosem. - Dalej nie pójdziecie.
Kozioł i krowa wymienili spojrzenia. Świnia parsknął śmiechem.
- A kim ty jesteś? - Zapytał w końcu. - I czemu masz na sobie rajtuzy?
- CIĘCIEEEEE! - Krzyknął Caesar, który dosłownie wystrzelił ze swojego krzesła reżyserskiego. - Co ty wyprawiasz?!
Zebrani na planie spojrzeli po sobie. Kto znowu coś spieprzył? - myśleli. Wzrok wszystkich skierował się w stronę prowizorycznej lampy, przy której stał Chris Murphy. Palił papierosa i robił to, co mu nakazano, czyli nic. Patrzył na rozgrywaną scenę jako zwykły przechodzień.
- Ja? - Wywinął oczami. - Stoję.
- TU. NIE. WOLNO. PALIĆ! - Reżyser zrobił się cały czerwony na twarzy i można przysiądz, że z uszu leciała mu para. - Chcesz nas zjarać?!
- Tego nie wolno, tamtego nie wolno, nic nie wolno… - szepnął pod nosem.
- Masz stać, gapić się i nic innego nie robić!
Lady Bazooka, siedząca kilka krzeseł dalej, poprawiała makijaż. Śmiała się pod nosem z nieudolności nowo poznanego człowieka. Może nie była aktorką (jeszcze!), ale jak można być aż tak głupim? Klepnęła dłońmi o uda i ochoczo wstała. Za chwilę ma dołączyć do rozgrywanej sceny, o ile Caesar nie pieprznie wszystkiego w kosz.
- Nic on nie potrafi… NIC! - Marudził pod nosem. - Ciekawe czy zagrałby drzewo… PEWNIE TEŻ BY TO SPIEPRZYŁ! - Zrobił chwilę przerwy, żeby się opanować. - Wracamy do kręcenia, na co czekacie? - Klasnął kilkukrotnie i wrócił na swoje miejsce.
* * *
Epilog.
Główny bohater wtulał w ramiona Lady Bazookę. Łzy leciały jej ciurkiem po policzkach, a on, jak przystało na superbohatera, przetarł je gładką dłonią. Oboje westchnęli. Po krótkiej chwili mężczyzna odsunął ją i wpatrując się prosto w oczy przerwał ciszę.
- Na mnie już czas - powiedział, cofając się o krok. - Muszę wrócić do ratowania świata.
- Ale.. ale! Co ze mną?! - Kobieta nie kryła zdenerwowania. - Zostawisz mnie dla ratowania świata?
Nie doczekała się odpowiedzi. Facet w rajtuzach i pelerynie, bez zbędnych słów, wzbił się w niebo i odleciał. Na pożegnanie zobaczył środkowy palec skierowany ku górze.
- Mamy to! - Hitoshi po raz pierwszy tego dnia uśmiechnął się. - Brawo! Brawissimo! Cudownie!
Scena po napisach.
Reżyser, po długim namyśle, w końcu znalazł odpowiednią rolę dla jednego ze swoich inwestorów. Nie mógł pozwolić na to, że ktoś wyłożył milion kouka i zostałby wycięty z każdej możliwej sceny. Z dumą przyglądał się jedynej słusznej roli dla Chrisa Murphy’ego.
Leżał na szpitalnym łóżku, owinięty bandażami od stóp po czubek głowy. Bezskutecznie próbował poruszać kończynami i wydawał odgłosy umierającego pacjenta. Ustawiło się nad nim kilku lekarzy i ze smutkiem w oczach kręcili głowami.
- Walczył dzielnie - powiedział pierwszy.
- Niestety, może nie dać rady - dopowiedział kolejny.
- Szkoda, był całkiem przystojny. - Tym razem głos należał do kobiety.
* * *
Dzień po premierze.
Wszyscy, którzy brali udział w produkcji filmu zebrali się na małej sali. W oczekiwaniu spoglądali na drzwi, przez które miał za chwilę wejść reżyser, Hitoshi Caesar. Szepty roznosiły się echem po pomieszczeniu, aż w końcu wszyscy zamilkli, gdy tylko reżyser przekroczył próg. W ręku trzymał najnowsze wydanie gazety.
- Film “Latające Rajtuzy” - zaczął i spojrzał na zebranych, oczekując aplauzu. - Wyreżyserowany przez znanego na cały świat Hitoshi Caesara - zrobił przerwę, aby przez moment napawać się dumą. - Okazał się kompletną.. PORAŻKĄ?!
Chwilę później wszyscy uciekali w popłochu. Caesar rzucał krzesłami, palił gazetę i wyzywał każdego, na kogo spojrzał.
W tym samym czasie Murphy wybrał numer do znajomego i podziękował za utratę pieniędzy. Obiecał sobie, że ostatni raz pchał się w taki interes. |
|