Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Ninmu|Świat] Love story II
 Rozpoczęty przez »Naoko, 21-02-2018, 19:34
 Zamknięty przez Lorgan, 07-04-2018, 11:19

2 odpowiedzi w tym temacie
»Naoko   #1 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem


Pragnę tylko zaznaczyć, że ninmu odbywa się już PO walce z Shadowem. Enjoy!



Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
»Dann   #2 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498
Wiek: 27
Dołączył: 11 Gru 2011
Skąd: Warszawa





Lipiec 1615r.


Siedziba główna korporacji TANARI, dokładna lokalizacja nieznana


Stos dokumentów na biurku Akane sięgał powyżej jej głowy. Dopiero zdążyła wejść do gabinetu, a już zarzucają ją robotą, którą powinno wykonywać przynajmniej dwoje. Oparła się plecami o przeszklone drzwi i westchnęła krótko, uważając, by nikt tego nie zauważył.
- Wszystko dla pana Kane’a – szepnęła z przekąsem, jakby obawiała się podsłuchów.
Minęła biurko, kątem oka rzucając na przeklęte papiery, i z gracją usiadła na kręconym fotelu. Już sięgała po pierwszy dokument, kiedy całym gabinetem, jak i pewnie większością piętra, wstrząsnął krzyk córki prezydenta TANARI.
- Co mnie to obchodzi?! Przyślij go tu natychmiast, idiotko. Ruchy!
Scarlett bywała wybuchowa, lecz rzadko zdarzało się jej obrażać podwładnych. Akane coś o tym wiedziała, od kilku tygodni były firmowymi sąsiadkami, których gabinety dzieliła tylko cienka ściana. Tym bardziej, że była jedną z wspomnianych podwładnych, do tego najbliższych. Ręka kobiety zastygła w powietrzu, gdy przysłuchiwała się wiązance przekleństw wydobywających się tuż obok. Dłoń cofnęła się gwałtownie i zakryła usta w próbie zatrzymania gwałtownego napadu śmiechu. Właściwie nigdy jej się to nie zdarzało, lecz charakter młodej Kane sprawiał, że można było jej nie polubić... Kiedy więc komuś udawało się wyprowadzić ją z równowagi, naprawdę przynosiło to satysfakcję.
Po chwili zastanowienia, poderwała się z fotela, który dopiero przywitał jej kształty. Pewnym krokiem ruszyła ku drzwiom prowadzącym na korytarz, w biegu uspokajając rozedrgane od śmiechu mięśnie twarzy. Skierowała kroki ku ekspresowi do kawy, który wyjątkowo wygodnie mieścił się naprzeciw siedziby Scarlett.
Ciekawe dlaczego właśnie tutaj go postawili... – Przeszło przez myśl Miragi.
Ciemna ciecz wylewała się z trzewi maszyny, kiedy dziewczynę minął wysoki brunet. Był szczupły, lecz nawet pod luźną, lnianą koszulą wyraźnie widać było wybrzuszenia wyrzeźbionych mięśni. Ciemne, dopasowane spodnie i wojskowe buty tylko dopełniały obrazu, wcale niepasującego do sieci korytarzy megakorporacji. Podążyła za nim wzrokiem aż do momentu zapukania do drzwi dyrektor wykonawczej.
- Wchodź!
Naciskając klamkę, odwrócił głowę w stronę Akanę i uśmiechnął się przelotnie, odsłaniając idealne zęby. Smukłe palce zacisnęły się na plastikowym kubku, wylewając na nie gorącą zawartość. Syknęła tylko, błyskawicznie chwytając papierowe ręczniki i sprzątając swój bałagan. To tak bardzo nie było w jej stylu...


* * *



Piętnaście minut wcześniej

- Panie Dann, tak nie można!
Wysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach trzasnęła ręką w biurko z takim impetem, że okulary opuściły się o kilka centymetrów z jej wąskiego nosa. Katherine Smith, osobista asystentka Scarlett Kane, stała wyprostowana z groźną miną, a za nią leżało przewrócone krzesło.
- Znika pan na kilka tygodni... Tygodni! I to beż żadnych znaków życia! Po czym pojawia się pan nagle, jak gdyby nigdy nic! – Krzyczała brunetka. Szybko porzuciła zwroty grzecznościowe. – Nie możesz oczekiwać, że po takiej kompromitacji pozwolę ci rozmawiać z szefową! Nie ma mowy!
- Wykonałem zadanie. Chcę porozmawiać z kimś o nazwisku Kane, nie obchodzi mnie z którym... Chyba że mówimy o młodszym braciszku, z nim nie chcę mieć nic wspólnego – mówił spokojnym głosem Dann, uśmiechając się lekko.
- Jeśli jeszcze się nie domyśliłeś, jesteś zwolniony! Już tu nie pracujesz, więc jeśli w ciągu minuty nie opuścisz tego budynku...
- Katherine. – Przerwał jej, nagle zmieniając ton głosu na bardziej poważny. – Nie rozumiesz mnie. Moja rozmowa jest w interesie TANARI. Jeśli do niej nie dojdzie, w firmie potoczą się głowy. To obietnica.
Asystentka cofnęła się, niemal nie upadając po potknięciu o przewrócone krzesło. Jak ktokolwiek śmiał grozić TANARI?!
- Po prostu idź do Scarlett i mnie zapowiedz. To kwestia miliardów i lat spraw w sądach. Nie sądzę, żeby Kane’om było to na rękę.
Fuknęła tylko i odwróciła się na pięcie. Wychodząc trzasnęła drzwiami, aż niemal mleczne szkło pękło na miliony drobnych kawałeczków. Sevastian wykorzystał moment, by w końcu rozejrzeć się po gabinecie kobiety, która go w to wszystko wciągnęła. No, może nie od niej wyszła ta decyzja, ale z pewnością to Katherine ją egzekwowała. To przez nią otarł się o śmierć, to przez nią zaczął zmieniać się w potwora... To dzięki niej znalazł swoich mistrzów w zakonie na szczycie góry. Nie był kontraktorem TANARI długo, lecz tak krótki okres wprowadził w jego życiu wiele zmian. Mnisi nauczyli go, że wszystko ma jakiś powód. Upadek rycerza miał prowadzić do jego odrodzenia, jako lepsza istota.
Minęło kilka minut, zanim Katherine wróciła. Całą twarz dziewczyny pokrywały wypieki, a w oczach dostrzec można było łzy.
- Proszę za mną, panie Dann. Panienka już czeka. – Powiedziała łamiącym się głosem.
Oho, szykuje się przyjemna rozmowa – pomyślał rycerz, uśmiechając się szerzej.
Ruszył sprężystym krokiem za dziewczyną, po drodze podziwiając jej wdzięki. Zostawiła go przed zakrętem w główny korytarz i wskazała drzwi. Tuż przed gabinetem Scarlett zobaczył kolejną kobietę, trochę starszą, ale znacznie bardziej przykuła jego wzrok. Odziana w szarą garsonkę, zakrywającą jej piękne ciało, blondynka stała przy ekspresie do kawy. Jej uroda, mimo jasnych włosów i niebieskich oczu nietypowa dla Nagijek, była wręcz hipnotyzująca. Oderwał od niej wzrok, gdy fala intymnych myśli i uczuć zalała jego umysł. Mijając ją, poczuł delikatny kwiatowy aromat. Nie był w stanie powiedzieć, jakiej roślinie zapewniał zapach, lecz z pewnością był wyjątkowo pociągający. Bez słowa podszedł do wskazanych drzwi i zapukał trzykrotnie, wystukując krótką melodię. Cały czas czuł na sobie rozbierające go spojrzenie.
- Wchodź! – Krzyknęła gniewnie zza drzwi starsza z rodzeństwa Kane.
Naciskając na klamkę, odwrócił się i uśmiechnął beztrosko do piękności. Niemal roześmiał się, widząc jak ta rozlewa sobie na dłoń gorącą kawę. Udał, że nie zauważył wypadku i wszedł do gabinetu.
- Czego chcesz, Dann?! – Syknęła Scarlett, gdy tylko drzwi całkowicie się domknęły.
- Właściwie nic wielkiego, panno Kane. Tylko twojej rekomendacji jako zapłaty za moje usługi...
- Twoje usługi, które mogły wykonać setki, o ile nie tysiące innych osób. – Przerwała mu. Widać było, że stara się nie unieść głosu. - Nigdy nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz kimś niezastąpionym. Należałeś tylko do całego grona małych trybików, które są w maszynie tylko jako dodatek. Nikt cię...
- Byłbym wdzięczny, gdybyś mi nie przerywała, Scarlett. – Uśmiechnął się od ucha do ucha. Widział gniew w jej oczach, jak tylko odezwał się do niej bez szacunku. – Może i byłem tylko trybikiem, ale wiem co nieco o waszych interesach.
- Podpisałeś klauzulę poufności, chłopcze. Jeśli chociaż piśniesz komukolwiek słówko, nie dość, że do końca życia się nam nie wypłacisz... Stracisz wszystko, żadna firma cię nie zatrudni. A ja osobiście cię zmiażdżę, w każdym tego słowa znaczeniu.
- Jak dobrze się składa, że nie chcę odejść w ramiona żadnej innej firmy. Dostałem ofertę od pionu egzekutorów Cesarstwa. Wykonałem misję rekrutacyjną...
- Więc po co jestem ci potrzebna, co diabła?! – Krzyknęła, podrywając się z fotela. Była wściekła.
- Nie chcę być tylko trybikiem w kolejnym miejscu, Scarlett. Z rekomendacją kogoś tak wpływowego w wojsku i poza nim, pion z pewnością będzie się ze mną liczył. Znasz moje możliwości i wiesz, co potrafię.
- Chcesz moją odpowiedź? [ cenzura ] się, Dann. I spieprzaj z mojego wieżowca, zanim każę cię wyprowadzić ochronie!
- Liczę na owocną współpracę, Scarlett. Znam drogę do wyjścia, spokojnie.
Jednak zanim opuścił budynek, miał do załatwienia jeszcze jedną sprawę. Nie mógł przepuścić takiej okazji.


* * *



Obecnie

Minęły ponad dwa lata od momentu, kiedy Dann po raz ostatni postawił stopę na terenie należącym do siedziby TANARI. W tym czasie wiele przeszedł, ale też stał się potężniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zabawne, że już jako kontraktor TANARI miał się za kogoś groźnego. Przed oczyma wyobraźni postawił siebie sprzed przystąpienia do pionu egzekutorskiego, a naprzeciw swoją aktualną formę. Ta druga miażdżyła poprzednią wersję jak mrówkę. Uśmiechnął się na tę myśl, zarazem czując zgryzotę i niesmak na własną bezsilność.
- Proszę pana, żeby wejść dalej, potrzebna jest przepustka! – Krzyknął za nim ochroniarz, kiedy mijał bramki.
- Nic nie jest mi potrzebne. Powiadomcie Scarlett Kane, że będzie miała gościa.
Ochroniarz zaniemówił. Pracował dla TANARI, wszyscy byli wyszkoleni i uzbrojeni po zęby, a jakiś gość bez ręki minął ich nic sobie z nich nie robiąc.
- Proszę nie zmuszać mnie do użycia siły. Nie chcę upokorzyć kaleki...
Kiedy zamykał usta po ostatnim słowie, ręka Sevastiana chwyciła go za gardło i uniosła kilka centymetrów nad poziom podłogi.
- Nazywam się Sevastian Dann i jestem porucznikiem pionu wojskowego Cesarstwa Nag. Przepuścisz mnie i poinformujesz szefową, że tu jestem, czy chcesz stanąć przed sądem wojskowym?
Mężczyzna był starszy od Danna i mocno umięśniony, przy nadczłowieku nie robiło to jednak żadnej różnicy. W jego oczach widać było przerażenie i myśl „pieprzę to, nie płacą mi na tyle dobrze”. Żaden z jego kolegów jeszcze nie zauważył zaistniałej sytuacji.
- Ocz-oczywiście, po-poruczniku... – Powiedział przebijając się przez kaszel ochroniarz po odstawieniu na ziemię.
- Co tu się dzieje?!
Kobiecy krzyk zza pleców rozproszył rycerza. Znał go.
- Akane... – szepnął, odwracając się powoli w jej stronę.
Gdy tylko powiedział jej imię, coś ścisnęło go za serce. Te uczucie było mu dziwne znajome, lecz nie potrafił podporządkować go do tego, co mu znajome. Powtórzyło się ze zdwojoną siłą, gdy ujrzał jej niezmienioną twarz.
- Sevastian?
Stała o krok od niego z szeroko rozwartymi oczami i lekko uchylonymi w niedowierzaniu ustami. Wyglądała równie zjawiskowo, jak pierwszym razem, gdy się spotkali. Miała na sobie gruby, granatowy płaszcz, lecz już wiedział, że pod nim jej ciało było jeszcze piękniejsze niż dwa lata temu.
- Pani dyrektor, ten człowiek podaje się za przedstawiciela wojska, ale nie posiada aktywnej przepustki...
- Jest ze mną. – Urwała mu krótko i odprawiła gestem dłoni. – Chodźmy.
Ruszyła w stronę wind. Nie obejrzała się, by na niego spojrzeć, lecz bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że mężczyzna obrzuca ją głodnym spojrzeniem od stóp do głów. Lubiła to, a on o tym wiedział. Weszli do otwartej windy, w której stał postawny mężczyzna.
- Murphy, pojedziesz następną. – Powiedziała stanowczo.
Jedyny opór to niezrozumienie w oczach pracownika, lecz szybko opuścił windę. Akane i Sevastian wkroczyli do niej, po czym kobieta wybrała dwudzieste czwarte piętro – piętro na którym się poznali. Ruszyli w milczeniu. Zanim przejechali choć pół piętra, nacisnęła kolejny przycisk. Winda gwałtownie stanęła między parterem a pierwszym piętrem budynku. Akane skoczyła w jego kierunku. Pchnęła go na ścianę i stanęła na palce, sięgając swoimi pełnymi ustami do jego. Złapała jego rękę i poprowadziła na swoje pośladki. Nagle zamarła.
- Sevastian... Twoja ręka...
- Nie przejmuj się, to nic takiego. – Uspokoił ją cicho.
Za każdym razem jak patrzył w jej oczy, czuł, jak przyśpiesza mu serce. Akane. Akane. Akane. Akane. Akane. Jego ciało całe drgało. Błękit jej oczu zaszedł łzami. Nie były to jednak łzy szczęścia czy współczucia.
- Te dwa tygodnie... To były najlepsze tygodnie mojego życia. Jak mogłeś mnie po prostu zostawić?! – Zaczęła okładać go po piersi. Jej drobne dłonie nie powinny sprawiać mu żadnego bólu, lecz każde uderzenie było gorsze niż cios kafarem. Akane. Kolejny ucisk serca. Po chwili mięsień zaczyna bić jeszcze szybciej. Co się z nim działo? Nie czuł mocnych emocji od kiedy pozbawił się ręki, a takich... Takich emocji nie czuł nigdy. A-ka-ne.
- Nie miałem wyjścia... Moja praca...
- Wiem, dlaczego chciało cię wojsko. Żadnych sekretów, głupku – szepnęła przez łzy.
On nigdy nie znajdował się w takim stanie, lecz zachowanie Akane też całkowicie odbiegało od tego, jakie poznał. Dwa tygodnie o których mówiła... Czas, jaki spędzili tuż po poznaniu się na korytarzu tego właśnie budynku.
- Pamiętasz, jak się poznaliśmy, Akane?
Kolejne ukłucie. Dlaczego?
- Nie zmieniaj tematu...
- Pamiętasz schowek dla woźnych? Tam zaczęliśmy...
- Zamknij się! – Czerwieniła się jak podlotka, próbując ukryć śmiech.
- Albo gabinet Scarlett?
- Przestań wreszcie i powiedz mi prawdę!
- Jakim cudem nigdy nie zrobiliśmy tego w windzie? – Zaświecił zawadiacko zębami.


What's dann cannot be undann ( ͡° ͜ʖ ͡°)
   
Profil PW Email
 
 
»mablung   #3 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 117
Wiek: 34
Dołączył: 05 Paź 2010
Skąd: Warszawa



Higure, 3 marca

Za oknem szalała burza. Deszcz miarowo stukał w okna dachu. Kiedy po raz pierwszy sprowadziła się do Higure nie mogła tego znieść. Hałas i zwielokrotnione stukanie czegokolwiek, deszczu czy ptasich szponów wytrącało ją z koncentracji. W takich warunkach nie dało się niczego napisać. Wydała grubszą część swojego wynagrodzenia na dokładne wyciszenie całego mieszkania. Dopiero potem zaczęła je urządzać według własnego pomysłu. Początkowo było krucho, ale teraz? Uśmiechnęła się pod nosem. Przeciągnęła się w rzeźbionym łóżku mrucząc z cicha. Wtuliła twarz w poduszkę.
"Nadal pachnie jego perfumami" - pomyślała. Poczuła, że rumieni się jak nastolatka przed swoją pierwszą schadzką ale miała do tego powody. Był szczęśliwa, zadowolona i, co najważniejsze, zaspokojona. A powodem tych wszystkich trzech stanów był mężczyzna obecnie rezydujący w jej łazience. Miała 34 lata do cholery a na myśl o nim, ekscytacja rozlewała się ciepłem w podbrzuszu. Usłyszała dźwięk spuszczanej wody oraz odkręcanego kurka. Uniosła się lekko, oparła o rzeźbiony zagłówek. Przytrzymała kołdrę, żeby zakryć swoje dobra i przybrała najbardziej uwodzicielski wyraz twarzy na jaki było ją stać.
" Tak, Judy Dee. Miałaś powody by być szczęśliwą"

***


Higure, mieszkanie reporterki Judy Dee, 10 lutego.

Ekspres zazgrzytał od mielonej kawy. Stała oparta o blat i patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Jedynie szybkie stukanie palca wskazywało na jej znerwicowany stan. Znowu trafiła na ślepy zaułek. A myślała, że wreszcie to będzie ten przełom o którym marzyła. Podstaw do narzekania nie miała. Miała solidną pracę, płaca i bonusy wykraczały obecnie poza jej materialne potrzeby. Była rozpoznawalna, co zresztą było chyba raczej minusem. Po ulicach biegało wielu wariatów i, co gorsza, fanów. A mimo wszystko była niezadowolona. Jej ambicje były większe. Nie chciała robić wyłącznie za "umalowaną buźkę" wdzięczącą się z ekranu telewizora ku uciesze przepoconych i śliniących się zboczeńców. Potrzebowała przełomu. Materiału na którym się wybije. Powędrowała myślami w kierunku otwartego laptopa na stoliku w salonie. Prychnęła gniewnie. Wielka historia o przemycie, powiązaniu z Babilońskim półświatkiem oraz dziwnymi artefaktami okazała się tylko rozdmuchaną wizją wariata-megalomana. Zapewnie po to, żeby podbić cenę swojego falsyfikatu. Jedyny plus jest taki, że nie poświęciła na to wiele czasu. Nadal potrzebowała jednak swojego przełomu.
Maszyna przestała w końcu mielić napar. Jak każda dziennikarka Judy wręcz uwielbiała aromatyczną, świeżo zmieloną kawę. Było to cholernie stereotypowe ale co poradzić. Khazarczycy naprawdę wiedzą jak hodować najlepsze ziarna. Usiadła w głębokim fotelu i zapuściła muzykę klasyczną z imponującego sprzętu muzycznego. Czysty dźwięk popłynął z metrowej wysokości kolumn głośnikowych. Wszytko razem, wzmacniacz, głośniki i odtwarzacz wykonane zostało w stonowanym czarnym odcieniu, bez zbędnych bajerów i migających lampek. Dla niej przede wszystkim liczyła się jakość. Przymknęła oczy i pomasowała skronie. Musiała się rozluźnić. Wysłała informacje do swoich informatorów, może mieli informacje o jakiś akcjach. Nie koniecznie na miarę Pulizera ale może chociaż wieczornego wydania specjalnego? Na razie marzyła o rozluźnieniu. Dobrym winie, jacuzzi i masażu.
Ding-dong
Spojrzała na zegarek. Było grubo po 21. Właściwie to prawie zbliżała się cisza nocna. Kogo może nieść o tej porze do progu jej drzwi?
Ding-dong
Najwyraźniej nieproszony gość nie da się zbyć brakiem odzewu. Uniosła się i ruszyła wolnym krokiem w kierunku wyjścia.
"Jak boga kocham, jeżeli to znowu ten akwizytor to wcisnę mu ten odkurzacz w dupę."
Otworzyła drzwi bez sprawdzania wizjera. Nie miała jeszcze wrodzonego instynktu. Po prostu nie zalazła za skórę nikogo ważnego do tej pory. Dlatego zdziwiła się widząc olbrzymiego mężczyznę w schludnie dobranym garniturze. Miał krótko przycięte włosy oraz zdeterminowane spojrzenie. Musiał pochylić głowę, żeby zmieścić się w progu.
- Pani Judy Dee? - zapytał spokojnym głosem wchodząc do środka. Reporterka oparła się o komodę w przejściu. Poczuła jak zimny pot spływa jej po karku. Co prawda w górnej szafce miała ukryty paralizator ale szczerze wątpiła, żeby zdążyła po niego sięgnąć.
- Tak, czym mogę pomóc? - próbowała grać harda, ale głos jej drżał. Mężczyzna uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę na powitanie.
- Proszę się nie obawiać panno Judy. Jestem pani ochroniarzem.


- Co to ma niby znaczyć!? - darła się do słuchawki komórki. W drugiej dłoni trzymała odpalonego papierosa. Było już grubo po ciszy nocnej ale miała to gdzieś. I tak powinna nazywać to szczęściem, że dała radę w ogóle dodzwonić się do swojego szefa. Spojrzała na mężczyznę wolno spacerującego po jej salonie. - Po cholerę przysłaliście mi tego goryla!?
Mężczyzna po drugiej stronie, chociaż wyraźnie zaspany, cechował się większym spokojem.
- Nie za bardzo rozumiem panienko Judy. Pan Sakamoto został wynajęty, żeby zostać pani prywatnym ochroniarzem - wyjaśnił rzeczowo. - Jest to decyzja rady nadzorczej. Doszły do nas słuchy o pewnych nieprzyjemnościach jakie pani ostatnio doświadczyła, a w San24 dbamy o dobro naszych uznanych pracowników.
"Uznanych pracowników, akurat. Boicie się, że ktoś uszkodzi waszą maskotkę. Ostatni raz głośno komentuje prywatne wyniki śledztwa przy kawie w pracy." - skomentowała w myśli.
- Nie widzę potrzeby, potrafię sama o siebie zadbać. Poza tym będzie przeszkadzał w mojej pracy.
- Pan Sakamoto to wysokiej jakości specjalista. Jestem pewien, że jego obecność nie będzie dla panienki uciążliwa.
- Ale...
- Panno Judy! - prezes uciął odpowiedź dziennikarki. - To jest nasza decyzja i albo się pani dostosuje albo będziemy musieli rozważyć szeroki zakres pani przywilejów.
Zawsze wyciągał tę kartę gdy dochodziło między nimi do sprzeczek, a dochodziło do nich często. Perry był niesamowitą osobą i z pewnością chciał dla niej jak najlepiej. Widział w niej siebie z lat młodości, jak przyznał jej kiedyś po kilku szklaneczkach whiskey. Pewną siebie, upartą, dociekliwą i zmierzającą do celu wszelkimi możliwymi sposobami. Dlatego zezwolił jej też na działalność jako dziennikarki śledczej. Rada Nadzorcza kierowała się jednak zyskiem, a ten był największy gdy na ekranie pojawiała się jako ozdoba. Cóż, minus oszołamiającej urody. Tak czy siak dalsza dyskusja nie miała sensu. Przeprosiła za późny telefon i rozłączyła się.
Zła niczym osa wparowała do środka. Zignorowała całkowicie swojego niespodziewanego gościa i udała się prosto do barku. Wyciągnęła dwie szklanki nalała do nich whiskey i dorzuciła po dwie kostki lodu.
-Proszę to zostawić - powiedziała podchodząc do mężczyzny, który przebierał palcami leżącym na stojaku tachi.
- Piękne wykonanie - skomentował z uznaniem nie odrywając wzroku od bogato zdobionej tsuby. Pochodzi z regionu Ginto prawda?
- Zgadza się. Nie wygląda pan na kogoś kto się zna na broni. A przynajmniej nie białej.
- A pani, nie wygląda na kogoś kto by się taka bronią posługiwał.
- Bo tak jest. Należał do mojego ojca. To pamiątka - odpowiedziała podając mu szklankę. Ponownie usiadła w fotelu. Tak zdecydowanie teraz potrzebna była jej whiskey. Mężczyzna wpatrywał się w nią z wysoka.
- Proszę usiąść i wyjąć ten kij z tyłka. To nie musztra, panie Sakamoto, zgadza się?
- Tak. Wolałbym jednak napić się wody, jeżeli można.
- A co grozi mi jakieś niebezpieczeństwo?
Sakamoto zawahał się na moment, nie za bardzo rozumiejąc pytanie.
- Nic mi o tym nie wiadomo na razie.
- Wiec dzisiaj jeszcze możesz się napić. Jeżeli masz już być dla mnie wrzodem to chociaż chce cie trochę poznać.
- Początkowo proponowałem pani szefowi dyskretną obserwację ale mogła by to pani źle odebrać.
- Słusznie. Nienawidzę krętactwa, mataczenia i kłamstw.
- Mogę jednak panią zapewnić, że nawet nie odczuje pani mojej obecności.
- Wątpię - skwitowała z nad pustej już szklanki. - Średnio nadaje się pan do wtapiania się w tłum, ale na to wiele już nie poradzimy. Ma się pan gdzie zatrzymać?
- Dopiero jutro otrzymam klucze do mieszkania w tym bloku. Nie chce się jednak narzucać. Na parkingu stoi mój samochód.
Dziennikarka nalała im kolejną porcję do szklanek.
- Proszę nawet tak nie żartować. Może pan przenocować dzisiaj na kanapie. Tylko bez żadnych głupich pomysłów.
Resztę wieczora spędzili na niezobowiązującej rozmowie. Nie można powiedzieć, żeby była to mile spędzona godzina. Konwersacja co jakiś czas umierała w suchych i zdawkowych odpowiedziach Sakamoto. Dee nie odpuszczała. Próbowała się dowiedzieć jak najwięcej na temat swojego niespodziewanego gościa, wykorzystała wszelkie znane sobie sztuczki ale rozbijała się o mur milczenia i pozorów. Nie dowiedziała się niczego nowego poza tym co widać na pierwszy rzut oka. Były żołnierz, u szczytu swoich możliwości fizycznych. Niezwykle profesjonalne podejście i pryncypialne zasady. Mimo to miał bystry umysł. Niewiele osób łączyło dyskretne elementy w wyposażeniu mieszkania z jej prawdziwym pochodzeniem. Zdobył sobie tym kilka punktów ale kładąc się spać była jeszcze bardziej podirytowana.

***


Trzeba było przyznać, że miał jednak rację. Obecność dodatkowej masy mięśniowej pod postacią pana Sakamoto nie stanowiła dla niej utrapienia. Bezpośredni kontakt miała z nim jedynie w trakcie podroży do oraz z pracy. Uparł się, żeby robić za jej prywatnego szofera. Miało to ugruntować jego obecność w otoczeniu dziennikarki. Potrafił się dobrze dopasować do jej nastroju. Gdy chciała pogadać, słuchał aktywnie i żywo komentował. Gdy potrzebowała pomyśleć w ciszy, milczał. Można powiedzieć, że przywykła do jego obecności. Jednej rzeczy nie mogła jednak pogodzić. Dostała cynk od informatora. Podobno ktoś niedawno zrównał z ziemia lokal miejscowej Yakuzy i to w pojedynkę. Judy nie wierzyła w takie bujdy, ale tym razem dostała informacje od starego przyjaciela, a jego źródła zwykle były dokładne. Nie mogła jednak spotkać się z nim wraz z tym przerośniętym rzepem, który uczepił się jej jak psiego ogona. Nie wiedziała jak to robił, ale zawsze gdy opuszczała mieszkanie, on czekał już na nią na korytarzu. Nawet gdy próbowała się skradać potrafił przejrzeć jej zamiary. Podejrzewała nawet, że zamontował u niej podsłuch ale albo się myliła albo zrobił to tak sprytnie, że nie dało się go odnaleźć. Tak czy siak lokalu nie mogła opuścić bez jego wiedzy. Inaczej wyglądała sprawa z wyjściem z budynku stacji. Zazwyczaj czekał na nią w lobby albo na parkingu w samochodzie. Umówiła sie więc ze swoim kontaktem na odpowiednią datę i przygotowała potrzebny sprzęt. Znowu ją jednak zaskoczył.

-Dobrze pani wypadła - odezwał się głos w jej prywatnym pokoju. Aż podskoczyła zaskoczona i spojrzała na mężczyznę siedzącego w fotelu. Znajdował się w cieniu wiec początkowo go nie zauważyła.
- Zabijesz mnie kiedyś tym skradaniem - odparła po chwili zdejmując kolczyki. - Poza tym nie wiedziałam, że znasz się na dziennikarstwie. Dzisiaj nie było nic niezwykłego. Zawsze mnie zapraszają gdy jest kiepski materiał, żeby widzowie mogli się przynajmniej napatrzeć.
Zamarła nagle z kolczykiem w ręku. Odwróciła się gwałtownie.
- Jak ty tutaj do cholery wszedłeś?
Po kilku incydentach ochrona w budynku zacieśniła się. Nie chcieli dopuścić kolejnego wariata marzącego o chwili sławy na srebrnym ekranie. Teoretycznie nikt bez odpowiedniej plakietki nie dostał by się poza część ogólną.
- Musicie popracować nad ochroną. Ma wiele dziur - odparł Sakamoto i podszedł do niej. W rękach dzierżył pęk kwiatów. - Podałem się za wiernego fana. Po udanej scence oraz kilkunastu szeleszczących banknotach miła recepcjonistka zaprowadziła mnie tutaj. Będę to musiał zgłosić radzie.
Wręczył jej złociste chryzantemy z uśmiechem na twarzy. Judy poczuła jak się rumieni. Nie wiedziała dlaczego, przecież ten mężczyzna tylko wykonywał swoje zadania. Coś jednak było w tym uśmiechu oraz w całej tej sytuacji, że krew zaczęła w niej mocniej pulsować. I jeszcze ten zapach. Męski, wyraźny ale jednocześnie delikatny i tajemniczy. Zawsze była bardzo wrażliwa na ten rodzaj perfum ale nie miał prawa tego wiedzieć!
- Dziękuje. Skąd wiedziałeś, że uwielbiam te kwiaty?
- Wspominała pani kiedyś - zmieszał się.
Faktycznie zrobiła to. W samochodzie. Mówiła jak wszyscy wręczają jej zawsze róże. Jakie jest to tandetne, a ona wolała by choćby chryzantemy z tej piosenki. A więc słuchał. Do końca dnia sytuacja ta tkwiła jej w głowie. O spotkaniu z informatorem oczywiście nie mogło być mowy.

***


24 lutego Higure

Nie było innego wyjścia. Musiała wyjść w nocy po klatce przeciwpożarowej. Nie robiła tego odkąd skończyła dwadzieścia lat i wyprowadziła się z domu rodziców. Nadal jednak odczuwała to nastoletnie podniecenia wynikające z robienia czegoś zakazanego. Na głowę zarzuciła grubą chustę, do tego okulary i gruby płaszcz. Miała jednak jakąś swoją renomę a nie chciała zwracać na siebie uwagi. Nie było to mistrzostwo kamuflażu ale nie o to też chodziło. Szła tylko do baru uzyskać informacje i wrócić zanim jej anioł stróż się zorientuje.
Stan jak zwykle pojawił się równo o czasie. Też incognito. Zamówili piwo do mniejszego alkierza i tym przyciszonym głosem prowadzili rozmowę. Potwierdził jej wszystko to o czym wcześniej pisał. Faktycznie jakiś facet zniszczył lokal Yakuzy w pojedynkę. Podobno było to miejsce przerzutowe do przemytu dzieci. Policja na razie próbuje to zataić bo była niezła jatka. Stan ma jednak możliwość dorwania się do tych materiałów przez swojego szwagra. Da jej jeszcze znać.
- Dzięki Lee, to może być to - podsumowała spotkanie, zapłaciła za ich wspólny alkohol i wyszła z lokalu. Jeżeli materiał faktycznie okaże się prawdziwy to będzie news dziesięciolecia. Będzie to musiała dobrze rozegrać.
Zmierzała prostą drogą do swojego apartamentu. Odgłosy jej obcasów odbijały się echem w opustoszałej już dzielnicy Starego Miasta. Parszywe miejsce ale Stan nie umawia się w innych.
- Szanowna paniusia ma papieroska? - glos zza jej pleców. Odwróciła się gwałtownie patrząc na nieciekawego typka z ogoloną czachą i tatuażem na karku.
- Niestety, nie palę - odpowiedziała. Chciała się już odwrócić, żeby czym prędzej opuścić to miejsce ale nie zdążyła.
- Szkoda - westchnął typek i złapał ją za nadgarstek. Nie miała siły się mu wyrwać. Po chwili kolejnych dwóch wyskoczyło zza rogu. Zaciągnęli ją w zaułek. Szarpała się, wrzeszczała i drapała ale na niewiele się do zdało. W torebce miała paralizator ale schwycona w żelazny uścisk trzech par rąk niewiele mogła zrobić. Krzyknęła rozpaczliwie, ale dostała uderzenie w brzuch. Głos odmówił posłuszeństwa. Mężczyźni coś gadali do siebie ale nie słyszała wyraźnie. Nawet nie chciała słyszeć. Poczuła jak zdzierają z niej płaszcz. Zaraz dołączyła do niego garsonka. Dalej nie zdążyli już pójść. Dziwny cień urósł za ich plecami. Uniósł łysego jakby ten był dzieckiem i cisnął o ścianę. Pozostali zaklęli. Wyciągnęli noże. W ciemności Judy nie widziała dokładnie walki. Słyszała tylko uderzenia, stęknięcia oraz jęki. Na koniec zaś dwa szybkie wizgi, a po nich opadające na ziemię ciała.
- Pani Judy, wszystko w porządku?
To był Sakamoto. Pochylał się nad nią z wyrazem troski na twarzy. W ręku trzymał pistolet z tłumikiem. Odczuła przemożną potrzebę, żeby oddalić się stąd jak najszybciej. Przykrył ją swoim płaszczem i uniósł z ziemi.

***


Nie pamiętała kiedy trafili do jej mieszkania. Kojarzyła tylko, że Sakamoto mówi coś do niej łagodnym wzrokiem i ogląda jej ciało. Gdy odzyskała trzeźwość umysłu była nadal opatulona w jego marynarkę. W ręku trzymała kieliszek. On nalewał jej wina, jej ulubionego. Znowu wiedział.
- Czuje się już pani lepiej, pani Judy?
Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Rozpłakała się nagle. Wyrzuciła z siebie wszystkie emocje, które nabuzowały się od momentu ataku. Płakała i krztusiła się spazmatycznie a on siedział obok. Otaczał ją ramieniem. Uspokajał.

Po kilku godzinach zdołała się wreszcie doprowadzić do porządku. Wykąpała się, zmyła makijaż oraz bród. Gdy opuściła łazienkę otwierał właśnie drugą butelkę wina. Gdy jednak spojrzał w jej stronę to speszył się i momentalnie opuścił wzrok na podłogę.
- Przepraszam - szepnął podając jej kieliszek.
- Za co? - Odzyskała już dawny rezon. Co jak co ale nigdy nie pozwalała sobie, żeby cokolwiek wytrąciło ją z równowagi na długi czas.
- Nie powin... - zająknął się na chwile podnosząc wzrok. Poczuła jak prześlizgnął się spojrzeniem po jej dekolcie. - Nie powinienem był cię zostawiać. Powinienem tam być.
- To nie twoja wina - skuliła głowę. Jak dziewczynka przyłapana na kłamaniu. - Zrobiłam to z własnej woli. Nie możesz się obwiniać za niewykonanie zadania.
- Nie o zadanie mi chodzi - powiedział szybko zanim zdążył ugryźć się w język. Wyczuła, że jest zły na siebie przez te słowa. Muzyka lecąca ze sprzętu przeskoczyła na kolejny utwór . Włączyła ją początkowo, żeby się uspokoić. Teraz, pod wpływem ostatnich wrażeń, i zapewne alkoholu, czuła, że potrzebuje czegoś innego. Spojrzała na jego zatroskane oczy, silne mięśnie uwidaczniające się pod obcisłą koszulą. Odruchowo przegryzła wargę. Podeszła bliżej. Spojrzała mu głęboko w piwne tęczówki.
- To nie chodzi tylko o ochronę mnie, prawda? - wyszeptała cicho, uwodzicielsko. Zauważyła jak grdyka drgnęła mu gdy przełykał nerwowo ślinę.
- Nie
- To coś więcej?
Tym nie zdobył się na odpowiedź. Kiwnął tylko głową. Ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.
- Czego się wiec boisz? - spytała ostatni raz i wspięła się na palce. Ich usta złączyły się. Całował ją z wprawą. Trwało to chwilę, ale nie chciała, żeby to się kiedykolwiek skończyło. Przytuliła się do jego piersi. Wsłuchała w szybki takt bijącego serca.
- Nie chce dzisiaj spać sama. Zostaniesz ze mną?
Jedno słowo. Po kilkunastu sekundach ciszy. Przebijające serce niczym sztylet.
- Tak.


Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią
   
Profil PW Email
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 13