Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 15-11-2017, 23:17 [Ninmu|Świat] Niewczas
|
|
- Co?! – Zakrztusił się przełykanym właśnie piwem, wypluwając przy okazji odrobinę.
Spojrzał na swoją rozmówczynię w osłupieniu, po czym wybuchł głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Zażenowana Kasumi potarła czoło, nie spodziewając się najwyraźniej takiej reakcji. Tymczasem Yoven nie mógł się opanować i ocierał cieknące z oczu łzy. Zaskoczyła go tak bardzo, że potrzebował dłuższej chwili i kilku głębokich oddechów, żeby dojść do siebie. Kiedy wreszcie trochę ochłonął, napotkał wzrok niezadowolonej, świeżo upieczonej pani komandor.
- Przeszło ci już?
- Tak. Chociaż nie ręczę za siebie, jeżeli masz dla mnie więcej takich newsów – odparł, wciąż rozbawionym tonem.
Siedzieli przy topornej ławie na tarasie niewielkiego domu, znajdującego się w lesie, nad brzegiem oceanu. Ciepły klimat południowego Silranu stanowił zazwyczaj przyjemną odmianę od reszty kraju, ale lodowaty wzrok Curse znacznie go w tym momencie ochłodził.
- Och, proszę cię – wypalił w końcu chłopak. – Moja reakcja naprawdę aż tak cię dziwi? Nie powiesz mi chyba, że to stanowisko stworzone dla ciebie. Ale gratulacje, wypijmy za to. – Nadal się do niej szczerzył, a przy okazji stuknął swoją butelką w jej, przybijając toast. Kasumi niechętnie upiła łyk trunku.
Yoven był zszokowany takim obrotem spraw. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że znana mu osobiście Kasumi Tora mogłaby zostać komandorem wywiadu. Z drugiej strony, choć nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, musiał przyznać, że była w niej pewnego rodzaju determinacja, która w odróżnieniu od głupiego uporu była budująca. W ostatnim czasie, kiedy kobieta prawie w ogóle nie utrzymywała z nim kontaktu, zaczęły przychodzić mu do głowy różne myśli związane z jego oddelegowaniem przez Raphaela. Dopiero w tym momencie doszedł do wniosku, że może ślepy dziwak ma jednak czuja do ludzi. Może wrodzona nieufność jest zaletą w fachu Kasumi.
- Nie nadajesz się do tego – stwierdził przekornie ze śmiechem.
Curse westchnęła ciężko, w typowy dla siebie sposób i upiła kolejny łyk piwa. Odchyliła się na oparcie i zapatrzyła na fale oceanu.
- Pewnie masz rację – powiedziała w zamyśleniu. – Mimo że nie wiesz do końca z czym wiąże się ta funkcja.
- Więc… pewnie mi powiesz? – właściwie nie liczył, że to zrobi, ale ciekawość nie pozwalała mu przepuścić takiej szansy. Poza tym zauważył, że z biegiem czasu, coraz częściej udawało mu się prowokować zamkniętą w sobie kobietę do zwierzeń. Jeszcze niezbyt wylewnych, ale nie ustawał w próbach. Bawiło go to, bo zawsze wiedział kiedy postawiona przez Curse granica jest ostateczna.
- Ani mi się śni – usłyszał. - Wystarczy, że jeżdżę z tobą na wakacje, chociaż wciąż nie rozumiem dlaczego.
W odpowiedzi uśmiechnął się od ucha do ucha, a jego zielone oczy zabłysły żywo.
***
Słodka, drobna blondynka bawiła się cienkim kosmykiem włosów, tuż przy twarzy. Yoven wyciągnął dłoń, by dotknąć jej ramienia i wtedy coś szarpnęło nim gwałtownie.
- Yoven, obudź się – usłyszał jak przez mgłę.
Omal nie posłuchał, rozstając się z niebieskimi oczami, zadartym nosem, długą szyją…
- Yoven!
Głos był natarczywy i domagał się reakcji. Chłopak niechętnie podniósł powieki i zobaczył nad sobą znajomą twarz. Przez krótką chwilę znajdował się jeszcze na granicy świadomości, pomiędzy jawą z snem. Usta, które po raz kolejny wypowiedziały jego imię wyglądały zupełnie jak te należące do krótkowłosej blondynki.
- Obudź się, potrzebuję twojej pomocy – powiedziała spokojnie Kasumi, patrząc na niego z góry. Długie, czarne włosy związane w kitkę na czubku głowy, łaskotały go po przedramieniu. – Hej, śpiąca królewno. Czas wstawać, praca czeka.
- Praca? Jaka praca? To miały być wakacje. – To wystarczyło, by skutecznie wyrzucić z jego głowy senne marzenie. Usiadł na kanapie, na której zasnął po wypiciu poprzedniego wieczoru jednego piwa za dużo.
- Zostawiam ci komputer. – Curse już była na drugim końcu dużego pokoju, krzątając się i wrzucając rzeczy osobiste do torby. Dziwnie wyglądała bez mieczy przy pasie. – Włam się do systemu najbliższego szpitala i znajdź mi umierającego pacjenta. Takiego bez rodziny, najlepiej jakiegoś bezdomnego albo nn, ale żeby wyglądał w miarę dobrze. Będę potrzebowała jego krwi. Albo jej.
- Ale…
- Co? – Zatrzymała się i spojrzała na niego wyczekująco.
- Nieważne. – Postanowił zatrzymać wszystkie pytania na później. – Coś jeszcze?
- Dopóki nie wyjdziesz, włącz telewizję i śledź na żywo protest pod budową nowego centrum szkoleniowego cesarskiej armii. Gdyby coś się zmieniło, daj mi natychmiast znać. - Zarzuciła torbę na ramię i w ułamku sekundy była już po drugiej stronie drzwi. Yoven przetarł zaspane oczy, ziewnął szeroko i sięgnął po laptopa. Szybko jednak postanowił najpierw zaparzyć mocną kawę.
Pół godziny później miał już wszystkie potrzebne mu informacje. Szpital był jakieś czterdzieści pięć minut drogi od ich domu i znajdowała się w nim odpowiednia osoba. Sytuacja, którą śledził w TVNag Info nie wyglądała niestety zbyt ciekawie. W momencie, w którym włączył kanał, w stronę maszynerii budowlanej pofrunęły ładunki, które wyglądały na balony wypełnione lepką cieczą, wyglądającą na klej. Chwilę później gdzieś w okolicy postawionych niedawno fundamentów, pojawiły się race i małe ładunki wybuchowe. Transparenty migające co chwilę na wizji niosły jasny przekaz: „Nie damy wam zniszczyć lasów Silranu.” Rozwój sytuacji był zaskakujący dla Nagijskich warunków. Każdy, kto chwilę zastanowiłby się nad nią, doszedłby do wniosku, że musiała zadziałać jakaś siła spoza granic kraju. Protest przeciwko budowie państwowej inwestycji dla armii cesarskiej po prostu nie miał racji bytu w tym kraju.
Yoven nie rozumiał co Kasumi mogła mieć z tym wspólnego. Ciekawość zżerała go na tyle mocno, że postanowił spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Zdawał sobie sprawę z zabezpieczeń prywatnej korespondencji swojej, de facto, szefowej. Wierzył jednak w swoje umiejętności. Z najnowszej konwersacji, prowadzonej kilka godzin wcześniej zdołał odczytać kilka ostatnich zdań:
„Proszę za wszelką cenę zablokować opór.”
„Do tego wystarczy wojsko.”
„Pani komandor. Jest pani w pobliżu i na pewno świetnie wykorzysta wszystkie dostępne środki. To rozkaz.”
„Tak jest.”
W tym momencie laptop zarzęził groźnie, mignął monitorem i zgasł z głośnym chrupnięciem. Do pełnego efektu brakowało tylko chmurki dymu. Dosłownie trzydzieści sekund później Yoven zobaczył wiadomość na beeperze. Pewne rzeczy zabiera się ze sobą nawet na urlop.
„Co się do cholery dzieje?”
„Wszystko OK. To ja.”
Tym sposobem sprawił sobie kolejną pogadankę od Pani Komandor.
***
Jakiś czas później wychodził już ze szpitala z fiolką krwi w kieszeni. Jej zdobycie było banalnie proste, ale przyprawiło go o dreszcz. Leżąca w śpiączce kobieta, bez tożsamości i kogokolwiek, kto mógłby jej towarzyszyć w ostatnich dniach życia była szczupłą, delikatną blondynką. Jej piękna twarz wyglądała na niemal nienaruszoną chorobą, która od miesięcy toczyła się w jej organizmie. Yoven nie miał serca na nią patrzeć, a i tak jej obraz, tak bardzo przypominający senne marzenie, towarzyszył mu przez całą drogę do placu budowy. Kiedy dojechał na miejsce, sytuacja wyglądała już bardzo groźnie.
Przez telefon zdążył się dowiedzieć, że żołnierze aresztowali już kilkanaście osób, które stanowiły bezpośrednie zagrożenie. Chłopak musiał przejechać wzdłuż blokady stworzonej ze związanych łańcuchami protestujących Nagijczyków. Po Dekrecie Czystki nie miał wątpliwości co do narodowości uczestników zdarzenia. Zdecydowanie wątpił jednak w ich motywację.
Kasumi, dla zachowania środków ostrożności, poleciła mu założyć czapkę. Podobno jego ruda czupryna za bardzo rzucała się w oczy. Dodatkowo, prosiła, by trzymał się na uboczu. Czekając w samochodzie ulicę od miejsca największych zamieszek, włączył mały, przenośny telewizorek. Przerzucając kanały informacyjne, niemal wszędzie widział relacje z Silranu. Zatrzymał się na dłużej przy wystąpieniu, jak wyczytał na pasku informacyjnym, prezesa khazarskiej organizacji proekologicznej Greenzar.
- ... dlatego też, w trosce o ekosystem naszej planety, oficjalnie udzielamy poparcia protestującym przeciw wycince silrańskiego lasu pod dalsze prace budowlane. Nigdy nie popieraliśmy jednak wandalizmu i przemocy, dlatego apeluję o pokojowy protest. Przy okazji chciałem również przekazać, że oficjalnym przedstawicielem naszej organizacji na terenie Nag został Artur Dalhoff, który jest już na miejscu, by zapewnić wsparcie w tej sprawie.
Yoven wstukał w beeperze usłyszane imię i nazwisko i przerzucił kanał telewizyjny.
- Jeden z uczestników został przewieziony do szpitala z ciężkim poparzeniem ciała, tuż po tym jak wylał na siebie żrącą substancję.
- Halo? – Powiedział po chwili do słuchawki telefonu.
- Wiem, już go namierzyłam i mam pomysł – odezwała się Kasumi. – Wysyłam ci adres, masz krew?
- Tak.
Piętnaście minut później stał już obok niej w niewielkim mieszkaniu w najbliższej kamienicy. Budowa została zaplanowana nieopodal miasta, jednak stosownie, by nie zakłócać spokoju mieszkańców. Za oknami dało się słyszeć jedynie szum wrzawy. Zanim się spostrzegł, Curse zdążyła rozebrać się do bielizny. Spojrzał na nią w zdumieniu, jednak szybko zrozumiał co się dzieje. Kiedy przechyliła fiolkę z krwią i dotknęła jej ustami, wzięła kilka głębokich wdechów. Przez chwilę wydawało się, że zwymiotuje, ale zaraz potem jej ciało zaczęło się zmieniać. Z niewielkiej odległości widać było jak komórki jej skóry drżą i transformują i kilka sekund później stała już przed nim niebieskooka blondynka, na pozór w niczym nie przypominająca Kasumi Tory. Straciła co najmniej dziesięć centymetrów wzrostu, a jej skóra nabrała żywego, słonecznego odcienia. W twarzy pozostał jednak pewien chłód, chociaż Yoven nie był pewien czy to kwestia właścicielki przyswojonej krwi, czy samej Curse. Ta spojrzała w najbliższe lustro i przeczesała palcami jasne włosy do ramion. Nie dało się stwierdzić co siedziało w tej chwili w jej głowie.
Poruszając się niemal jak po swoim własnym mieszkaniu, przeszła do sypialni, w której zniknęła na kilka minut. Kiedy z niej wyszła, była ubrana w półoficjalny kostium, pasujący niemal idealnie.
- I jak? – Zapytała nieswoim głosem. Ten był trochę wyższy i bardziej melodyjny. Obróciła się wokół własnej osi, prezentując strój.
- Nieźle - stwierdził dopiero po chwili chłopak, wciąż trawiąc całą sytuację.
- Później ci wyjaśnię. A mieszkanie należy do nas, jak potrzebujesz, to w sypialni masz pełną szafę ubrań na różne okazje.
***
Wojsko założyło swój tymczasowy obóz w wolnostojącym sklepie, jakieś trzysta metrów od pierwszej linii oporu. Protestujący podzielili się na kilka grup, przy czym wszystkie łączył łańcuch przykutych do ogrodzenia placu budowy. Bunt społeczeństwa Nag przeciw kolejnemu wojskowemu obiektowi przyciągnął wszystkie najważniejsze światowe media, co dodatkowo utrudniało zwyczajową reakcję wewnątrzkrajową. Naturalną koleją rzeczy byłoby aresztowanie wszystkich buntujących się obywateli. W tym konkretnym wypadku, sytuacja na moment wymknęła się spod kontroli.
Po niezbyt przyjemnych wyjaśnieniach, Kasumi dostała się do środka budynku, zostawiając Yovena na zewnątrz. Obserwował sytuację z boku i po niecałych dziesięciu minutach zobaczył oddział umundurowanych oficerów kierujących się ku podestowi wśród protestujących. Dotarło do niego jedynie echo wystąpienia Artura Dalhoffa.
- …zostałem zaproszony na spotkanie z przedstawicielami państwowymi…
Spotkanie to trwało blisko godzinę, po której dało się zauważyć poruszenie w tłumie. Yoven ponownie spojrzał w ekran telewizorka, w którym większość stacji transmitowała to samo. Przed szklane drzwiami supermarketu wyszedł kapitan miejscowego oddziału policji oznajmiając, że głos zabierze świeżo mianowana prezes państwowej kompanii handlowej Akinai.
- Szanowni Państwo – zaczęła blondynka – nie jest to czas, ani miejsce na oficjalne przedstawienia, jednak sytuacja zobowiązuje mnie do tego. Nazywam się Amber Gold i właśnie zakończyliśmy spotkanie z panem Arturem Dalhoffem, nagijskim przedstawicielem organizacji Greenzar. Jak państwo już zapewne wiecie, zapewnia on bezpośrednie wsparcie protestującym w obronie silrańskich lasów.
Przede wszystkim, apeluję do uczestników protestu o spokój i pokojowe poddanie się działaniom porządkowym wojska. Zostałam zapewniona, że konsekwencje, zgodnie z prawem obowiązującym w Nag, zostaną wyciągnięte jedynie w stosunku do osób, które złamały prawo i dopuściły się aktów przemocy i wandalizmu. Więcej w tej sprawie na pewno przekaże pan kapitan. – Blondynka zrobiła krótką przerwę na głęboki oddech. – Podczas rozmowy z panem Dalhoffem doszliśmy do porozumienia, w którym zobowiązałam się w imieniu kompanii handlowej przekazać fundusze na rozwój działań proekologicznych w Nag. W zamian, pan Dalhoff w imieniu Greenzaru wycofuje swoje poparcie w trwającym proteście rozumiejąc, że projekt budowy centrum szkoleniowego respektuje podstawowe zasady ochrony klimatu i środowiska. Za chwilę sam przekaże państwu szczegóły. Dziękuję.
Powiedziawszy to, zniknęła z powrotem w budynku. Tłum dziennikarzy zawrzał i przez kilka minut gotował się w oczekiwaniu, aż drzwi przekroczył przedstawiciel Greenzaru. Yoven dopiero w tym momencie skojarzył znajomą twarz, którą widział kilkukrotnie wcześniej w telewizji. Pan Dalhoff, zadbany mężczyzna w okolicach trzydziestki, był prezesem nagijskiej organizacji pozarządowej zajmującej się propagowaniem zdrowego trybu życia oraz dbaniem o środowisko i organizowaniem szkoleń z tego zakresu. Ich działalność miała raczej wąskie grono odbiorców, ale widocznie Greenzar czepił się tego, czego mógł. Kiedy Yoven zobaczył jak ten przekracza próg drzwi i staje przed mikrofonem, wiedział już, że Greenzar nie zdziała więcej w Nag. Dalhoff poruszał się sztywno, ale w jego ruchach dało się rozpoznać znajomy pierwiastek nagijskiej agentki. Rozpoczął swoje wystąpienie, potwierdzając słowa blondwłosej Amber, prosząc o zaniechanie protestu i rozejście się do domów. Zapewnił, że będzie informował o rozwoju sytuacji porozumienia i sztywno, bez emocji, zrelacjonował przebieg spotkania. Jego słowa spowodowały, że w ciągu kolejnej godziny tłum, choć niechętnie, jednak rozstąpił się.
***
Jakiś czas później Yoven prowadził samochód na trasie do Avalonu. Obok niego, na siedzeniu pasażera siedziała Kasumi.
- Wyjaśnij mi coś – wypalił w pewnym momencie, nie mogąc się dłużej powstrzymać. – Zamierzasz teraz za każdym razem pojawiać się publicznie jako Amber?
- Zobaczymy – odparła po chwili namysłu. – To dziwne uczucie. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do zmiany postaci, ale nie mam na razie ochoty ujawniać się światu we własnej. Rozumiesz, wbrew pozorom, nie wszyscy za mną przepadają.
- A co jak właścicielka… ciała się o nie upomni?
- Prosiłam cię, abyś wybrał odpowiednią osobę. Wierzę, że to zrobiłeś. Poza tym taka postać zawsze może zniknąć... – Po tych słowach zapadła na jakiś czas cisza.
- A powiedz mi… - zaczął znowu chłopak. – Jak ci było w męskiej skórze? – Spojrzał na nią z wyszczerzonymi zębami.
- Kijowo, delikatnie mówiąc. |
They're all dead... They just don't know it yet. |
|