Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 03-06-2017, 22:59 [Ninmu|Świat] Reguły zabijania
|
|
3 Luty 1616, Sanbetsu, Dolina Wiśni
Ludzie muszą w coś wierzyć. W ciemnych erach tłumaczyli sobie każdy niezrozumiały aspekt otaczającego ich świata wpływem istot nadprzyrodzonych. Przez setki lat mieszkańcy Shiranui składali podziękowania pradawnym bogom za okazanie nadzwyczajnych względów ich regionowi, w szczególności wiecznie gorącemu wschodniemu Kazui. Współcześnie, gdy wiarę w opiekę Susanoo, a nawet Sumena, zastąpił kult nauki, pogodynki San24 nieodmienienie rekomendowały krótką wycieczkę do malowniczej Doliny Wiśni jako remedium dla znużonych zimową chandrą widzów.
A jak to naprawdę wyglądało na miejscu? Padało trzeci dzień. I nic nie zapowiadało, by pogoda miała się szybko zmienić. Przeciwnie, z południa podobno nadciągały monsunowe chmury. Tekkey odrobinę w to niedowierzał, bowiem powietrze było ciężkie, gorące, a przede wszystkim absolutnie nieruchome. Trzy przełęcze zamykały dolinę niczym wielki, skalny kocioł, w którym ludzie marynowali się we własnych wyziewach. Daremnie można by oczekiwać, że chociaż w rozklekotanym, drewnianym dojo hulał będzie wiatr. Kopeć mrowia łojowych świec, porozstawianych na podłodze pomiędzy Ookawą a podwyższeniem z dziewięcioma papierowymi parawanami, jedynie zagęszczał i tak już ciężko atmosferę.
- To, o co nasz prosisz, młodzieńcze, oznaczałoby poważne naruszenie naszych reguł - przemówił mężczyzna ukryty za centralnym ekranem.
Genbu poruszył się niespokojnie. Oczywiście, stare i wykoślawione deski podłogi natychmiast zaskrzypiały. Starał się, jak tylko mógł, pozytywnie nastawić do siebie publiczność. Czyżby jego podparty przyklęk ninja, wymagany podczas audiencji, jednak nie okazał się wystarczająco niski jak na gusta przywódców? Od wieków Dojo Obserwującego Jastrzębia z Południowego Miasta Doliny Wiśni nie miało jednego mistrza. Rozproszonymi po całym świcie duchowymi spadkobiercy szkoły zarządzał ten kolektyw - mędrcy Dziewięciu Sylab. Spotkania w pełnym składzie organizowano rzadko, wyłącznie w sytuacjach kluczowych dla całej organizacji. Wedle informacji przekazanych przez współpracowników nadczłowieka, obecny zjazd był pierwszym od ponad dziesięciu lat. W dodatku, zorganizowanym w ciągu zaledwie czterech dni. Na skutek nagłego wezwania.
- Rozumiem to, Lordzie Tou. Dlatego poprosiłem o pilne zebranie wszystkich Kuji. Abyście wszyscy mogli wesprzeć mnie radą. To, co zamierzam zrobić w Ereszkigal, będzie najważniejszą akcją uczniów Obserwującego Jastrzębia od czasu uwolnienia Południowego Miasta od wiecznych waśni skłóconych dojo. Największa operacja, to także największe ryzyko. A i wróg groźniejszy niż kiedykolwiek.
Szpieg nadał swojemu głosowi pozór autentycznego szacunku i na wszelki wypadek pokłonił się jeszcze niżej. O ile na zwykłych ludziach mogła robić mistyczne, piorunujące wrażenia cała ta ceremonialna otoczka - spotkanie późną nocą, rozmyte światło świec i anonimowość przywódców, dla zmysłów Genbu byli tylko dziewiątką starców ukrywających się przed złym światem za kartkami papieru. Ale i tak ich potrzebował.
- Dla mnie brzmi to raczej jak skomlenie o naszych ludzi, kontakty i zasoby. Ale nie jest nawet w dziesiątej części wystarczająco pokorne - arogancko wtrącił się mężczyzna zza najbardziej wysuniętego w prawo parawanu.
Spośród całej dziewiątki to on sprawiał wrażenia najmłodszego i najsilniejszego. Ostrzegano Genbu przed jego przenikliwością. Niestety, bezbłędnie odczytywał skrywane intencje petenta. Klęczący shinobi wykonał głęboki ukłon, niemal sięgając czołem klepek. Zapewne nie osłabi to zastrzeżeń oponenta interwencji, ale być może dobrym wychowaniem ninja nabije kilka punktów u pozostałych seniorów.
- Lordzie Rin, masz absolutną rację. Jeszcze dziś zamierzam wyruszyć do Babilonu wraz z moimi uczniami. Wsparcie lokalnych informatorów bardzo by nam pomogło - Tekkey zrobił krótką pauzę i kontynuował juz dużo bardziej asertywnym tonem. - Ale mylisz się, jeśli uważasz, że potrzebuję twojej zgody. To moi ludzie i wierzą w ideały szkoły równie mocno, jak ja. Nie będziemy biernie stać z boku i patrzeć, jak Tenchi pochłania fala zbrodni. Wierzę, mistrzowie, że po tym pierwszym zwycięstwie, wy wszyscy także stawicie czynny opór złu jakim jest działalność Syndykatu.
***
3 Luty 1616, Babilon, Ereszkigal
Na antresoli pustego magazynu na obrzeżach miasta, dwóch zakapturzonych mężczyzn nierozważnie wystawiało się na zimne powiewy preriowego wiatru. Przynajmniej jeden z nich uważał to za miłą odmianę po stęchliźnie w niecce Doliny Wiśni. Półgłosem streszczał przebieg spotkania z radą.
- I zgodzili się walczyć? Myślałem, że większość z tych ślepych Jastrzębi już dawno wyliniała z piór - wtrącił się w opowieść Pianista.
Genbu skrzywił się paskudnie i zmiażdżył podwładnego spojrzeniem. Raz, że tuż poza zasięgiem głosu przebywała reszta oddziału, która nie powinna poznać kulisów funkcjonowania organizacji. Dwa, ściany miały uszy. Nie wiadomo, kto mógł ich słuchać i komu powtórzyć, co usłyszał. Trzy, po prostu nie znosił, gdy przerywano mu podczas opowiadania historii. Mocno podstarzały, siwowłosy mężczyzna w ciemnym, maskującym stroju shinobi, natychmiast opadł na kolana.
- Pokornie błagam o wybaczenie, Shikun - poprosił, wbijając pięść w podłogę . - Ta bezwartościowa osoba nie zasługuje na zaszczyt służenia twojej niezwykłej wizji.
Sanbecki szpieg żachnął się i obejrzał za siebie i nad siebie, tak na wszelki wypadek. Niby nic, ale bo to można być pewnym obracając się wśród shinobi?
- Wstawaj. Nie przeszkadza mi twoje poczucie humoru, ale nigdy nie zapominaj się przy pozostałych. Kuji mają być dla nich półboskimi awatarami sprawiedliwości, jasne?
Starzec wstał z wyraźną ostrożnością . Akompaniowały mu suche trzaski stawów.
- Za stary już jestem na takie dyrdymałki, za długo poza centrum wydarzeń. To moja pierwsza akcja od dwóch dekad. Dam ja popalić, tym młodziakom z Syndykatu!
Trener i nauczyciel grupy shinobi wchodzących w skład osobistej grupy uderzeniowej Genbu, wzniósł pięść i żartobliwie pogroził miastu.
- Nie wygłupiaj się. Jesteś zbyt cenny, by ryzykować cię w walce. Zabrałem cię głównie jako wsparcie moralne dla chłopaków. Będzie im potrzebne. Nasz plan trochę się skomplikował przez dodatkowe reguły narzucone przez Kuji.
- Więc zgodzili się na wojnę z Syndykatem?
- Tylko przemyśleć sprawę. Kiedyś. Może. Póki co, udostępnili nam swoje informacje o półświatku Ereszkigal. To ma być cicha i skuteczna akcja. Nikt nie może nas zobaczyć. Lord Sha będzie obecny na miejscu, by nas obserwować.
- Więc mamy kunai na gardle - podsumował Pianista.
- Mniej więcej. Jeśli wyćwiczyłeś tych chłopaków choć w połowie tak dobrze, jak twierdzisz, może się nam udać.
- Wyszkoliłem więcej pierwszorzędnych zabójców, niż ty widziałeś przez całe swoje życie, Shikun, ale nie jestem cudotwórcą. Miałem tylko miesiąc na zrobienie z nich prawdziwych ninja.
Tekkey nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem.
- Biorąc pod uwagę, jakie opinie krążą o twoim ulubionym wychowanku, Yukio Yume... może powinieneś już rozważyć emeryturę, oji-san?
- Byłem już na emeryturze. I to ty mnie z niej ściągnąłeś, shikun!
Ookawa odwrócił się, przemaszerował kilka kroków i objął wzrokiem żyjącą ciemność zgromadzoną w magazynie. Podniósł głos i zakrzyknął z niezachwianym przekonaniem.
- Moi doushi, znacie wasze zadania. Czas na rzeź w imię pokoju!
***
Ludzie należący do informacyjnej siatki jastrzębi w większości krążyli po mieście. Tuż po zmroku puste zwykle ulice nieoczekiwanie ożyły wzmożonym ruchem. Stali także na czatach wokół magazynu zajmowanego przez dealerów Syndykatu. Mieli pełne ręce roboty. Średnio co godzinę podjeżdżali pod niego interesanci. Czasem jedną ciężarówką, czasem kilkoma. Ten mieścił się w średniej. Mężczyzna nacisnął przycisk bransoletki i zaraportował wszystko przełożonym.
***
Ereszkigal było miastem typowym dla równinnego północno-wschodniego Babilonu. Duże, szeroko rozbudowane miasto o ciągle rozszerzających się granicach, luźno wyznaczanych przez zabudowę. Tam gdzie kończył się asfalt, kończyła się cywilizacja i zaczynała dzika preria. Łatwo było się dostać do środka i łatwo było równie niepostrzeżenie wyjechać. Wszystko to sprawiało, że był to wymarzony punkt przerzutowy dla kontrabandy. Konwój trzech załadowanych po sam dach ciężarówek właśnie przejeżdżał obok ostatniego z prowizorycznych, blaszanych baraków. Ostatni latarnia, rzucająca kręg bladego światła. Dalej był już tylko step.
Ściskając nowe karabiny automatyczne, gangsterzy przeliczali już zyski, jakie osiągną na dalszej dystrybucji zakupionej broni. Z taką ilością giwer, nikt im już nie podskoczy. Będą numerem jeden we własnej okolicy.
Choć oczywiście nie mogli tego wiedzieć, tuż z jam wykopanych wzdłuż drogi i zakrytych zamaskowanymi płachtami, wysunęły się trzy ciężkie modele kusz magnetycznych. Bezgłośnie wypluły z siebie bełty. Chwilę później trzech shinobi dobiło rannych, wskoczyło na miejsca kierowców i skierowało się do punktu zbiórki.
***
Ledwie dostrzegalny ludzki kształt przemykał się zręcznie po metalowych wspornikach pod dachem jednego z wielu magazynów na obrzeżach Ereszkigal. O ile zewnętrzni obserwatorzy mieli za zadanie śledzić opuszczających miasto przestępców, on miał zbierać informację o tym co i kto kupił. Oraz czy zadeklarowali przy tym wierność Syndykatowi. Pod nim kilkunastu oprychów zajmowało się załadunkiem towaru, podczas gdy przywódca przyjezdnych dopinał ostatnie szczegóły transferu funduszy.
- Shikun, jestem gotów - szepnął shinobi.
Trenowali ten manewr nie raz. Jego umysł po prostu się wyłączył się. Tym, który spadł pomiędzy przestępców był już Genbu Ookawa. I dziesięć jego identycznych klonów. Bez pardonu zaatakowali zdezorientowanych wrogów, nieustannie odnawiając szeregi fantomów.
4 Luty 1616, Babilon, Ereszkigal
Genbu sentai powtarzało procedurę przez całą noc. Rankiem, nie było w Ereszkigal żadnego żywego człowieka Syndykatu, a przechwycona broń oddział przerzucił w bezpieczne miejsce. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|