Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Ninmu|Świat] W paszczy lwa
 Rozpoczęty przez ^Tekkey, 15-03-2017, 00:03
 Zamknięty przez Lorgan, 07-04-2018, 11:20

0 odpowiedzi w tym temacie
^Tekkey   #1 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011



31 grudnia 1615, Higure
Uśmiechnięty Genbu wmaszerował szerokim krokiem do gabinetu i służbiście zasalutował zwierzchnikowi, brzdąkając dłonią o stożkowatą czapkę z aluminium. To na niej spoczął krytyczny wzrok kapitana Aotaro, ale nie skomentował nawet słowem kolorowego ubioru ani też wyraźnej nietrzeźwości podwładnego. Rozumiał, że nawet nadludzie mieli się prawo od czasu do czasu odprężyć. Niestety ta sprawa nie mogła czekać.
- Siadaj. Mam coś dla ciebie.
- Szefie! - Ucieszył się Genbu. - Nie wiedziałem, że od teraz wymieniamy się noworocznymi prezentami. Przegapiłem jakąś notkę służbową?
Nadal trzymając nerwy na wodzy, kulturysta sięgnął po jedną spośród teczek schludnie ułożonych na stole i wręczył ją chuuninowi. Cierpliwie czekał aż ten, mrużąc oczy, zapozna się z ich zawartością. Po przekartkowaniu mniej więcej jednej trzeciej woluminu, młodszy agent zerwał się na równe nogi i przybrał nieco chwiejną pozycję stylu żurawia.
- No dobra, przejrzałem cię, podróbo! Kim jesteś i co zrobiłeś z prawdziwym Aotaro?
Chwilę później, rozbłyski serii noworocznych fajerwerków odbarwiały gabinet na coraz to nowy, nienaturalny kolor. W ich świetle, na ułamek sekundy, stawały się wyraźnie widoczne sploty wężowatych cielsk obu eterycznych węgorzy przygwożdżających Tekkeya do sufitu. Jeden z nich w niemym ryku zionął wprost w twarz agenta zębatą paszczą. Drugi zawzięcie miętosił w szczękach aluminiową czapkę. O dziwo, kapitan nie wydawał się podzielać furii swoich pupili.
- Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
- A mógłby szef zwrócić się po mnie po nazwisku? Tak dla upewnienia, że to nie jest jedna z iluzji Genkaku.
- Nie zamierzam cię osądzać, Ookawa. Też byłem młody. Ale byłoby najlepiej, gdybyś się teraz skupił. Nie każ mi przetrzepać ci skóry przed samą misją. Bierzesz ją czy nie?
- Biorę, a jakże - ochoczo zadeklarował młodzieniec.
Ryby zniknęły równie nagle jak się pojawiły. Agent odpadł od sufitu, ale wylądował zgrabnie jak akrobata. Kontynuował bez zająknięcia.
- Po prostu nadal nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Taka akcja? Po Fabryce? Myślałem, że do końca kariery będę za to pokutował.
- Kapitan Tengoku jest z ciebie zadowolona. Kapitan Nobunagaki też wstawił się za tobą kilkoma pogróżkami. Czas dać ci szansę na rehabilitację.
- Z tego co rozumiem, mam odzyskać dysk z rąk nieprzyjaciela. W ostateczności zniszczyć dane. Jaki jest nasz plan operacyjny, szefie?
- Nie mamy nic. Dowiedzieliśmy się o wpadce naszego agenta dosłownie kilka godzin temu. Improwizuj. W tym się specjalizujesz, czyż nie? Nie wybrałbym cię, gdybym nie wierzył, że dasz radę.
- Jak mam wejść do placówki strzeżonej jeszcze lepiej niż ta podwodna forteca w Renedze, skoro niemal nic o niej nie wiem? To szaleństwo! Niemal pewna śmierć.
Yoh szeroko rozłożył ręce.
- Musimy powstrzymać naszych wrogów przed dobraniem się do tych danych. Za wszelką cenę. Jakie szczęście, że mam pod ręką agenta, który i tak niedługo kopnie w kalendarz. Nikt nie mówił, że łatwo ci będzie odzyskać moje zaufanie.
- Więc o to chodzi? - mruknął kwaśno Tekkey.
Szpieg nie krył irytacji. Przed rzuceniem wyzwania Curse musiał pokrótce wtajemniczyć przełożonego w swój sekret i nie przestawał tego żałować.
- Jeśli zginiesz w akcji albo zostaniesz schwytany, wyprzemy się ciebie. Nagłośnimy chorobę i zwalimy całą winę na twoją desperację. Twoje fuchy dla Tengoku i bratanie się z Yami posłużą za najlepsze świadectwo. W razie najgorszego, wyciągnij zawleczkę granatu i myśl o Sanbetsu. O ile w wybuchu zniknie też dysk, nieoficjalnie zostaniesz bohaterem.
- Któż mógłby się oprzeć takiej kuszącej perspektywie. Mogę chociaż wybrać kryptonim operacji?
- Tylko niech dobrze komponuje się na nagrobku z twoim nazwiskiem.
- A szef zawsze taki optymista. "Lwia paszcza"? Nada się?

1 stycznia 1616, Khazar, Koudar
Pierwszy dzień akcji nie obfitował w wydarzenia. Po wielogodzinnym przelocie, z długim międzylądowaniem w Wilczej Paszczy, agenta dopadło chorobliwe wycieńczenie, jedynie spotęgowane kacem. Znalazł sobie niedrogi pokój pośród konarów drzewa Rahast, połknął garść tabletek i przespał kilka godzin. Wyszedł odświeżony, pełen sił i nowego zapału. Bez trudu wmieszał się w tłum ludzi przewalający się dziwnymi, nienaturalnymi ulicami miasta na drzewie. Nie najlepiej wspominał ostatnią wizytę w tym miejscu, ale przynajmniej poznał dzięki niej poznał lokalną topografię. Z zadowoleniem stwierdził, że przez te kilka lat okolica niewiele się zmieniła. Błąkając się pozornie bez celu, wytyczył i wbił sobie w umysł kilka różnych tras ucieczki. Znalazł kilka niezłych punktów obserwacyjnych, w większości miejsc publicznych, dających możliwość dyskretnej obserwacji. Chyba w życiu nie zjadł w jeden dzień tylu cudzoziemskich potraw, doprawionych w dodatku ostrymi, południowymi przyprawami. Cenę za ten wyczyn dopiero przyjdzie mu zapłacić.
Cel misji znajdował się u podnóża centralnego drzewa, Hypromu. Głęboka Kora, słynny na cały świat ośrodek naukowy, od czasu upadku Sermory wiodący w khazarskich badaniach w dziedzinie genetyki i bioinżynierii. Tutejsza odmiana swojskiego Omoi Munashi. Pewnie niemniej zażarcie broniona. Agent skrupulatnie odnotował w pamięci godziny wejścia i wyjścia z pracy zmian naukowców i strażników. Wraz z nastaniem mroku, agent oddał się eksploracji nocnego życia Koudaru. Coś mu się od tego krótkiego życia należało.
2 stycznia 1616, Khazar, Koudar
Drugi dzień akcji nie obfitował w wydarzenia. Tekkey zwlókł się z łóżka wczesnym rankiem i niemrawo wcisnął się w wyprasowany dzień wcześniej mundur. Chyba wypił wczoraj za dużo, bo pomimo wlania w siebie podwójnej, czarnej kawy, nie mógł otrząsnąć się z senności. W windzie słonecznej nadal ziewał, zarażając także wszystkich podróżnych. Jakby nigdy nic skasował kartę obecności, potulnie wysłuchał reprymendy kierownika, wściekłego na spóźnienie. Reszta dnia na posterunku toczyła się powoli, stateczną nudą. Kontrolował wejścia i wyjścia naukowców, przeszukiwał ich bagaże, przerzucał się plotkami i żartami na ich temat wraz z pozostałymi strażnikami. W gruncie rzeczy cały czas walczył z sennością, przespał z otwartymi oczami większość rozmowy. W drodze do wspólnej stołówki co i rusz łapał się na sprawdzaniu godziny na nowym zegarku. Naprawdę musiał być zmęczony, bo wrócił do wartowni wyraźnie okrężną drogą. Kasując na wyjściu kartę, z utęsknieniem wyczekiwał odwiedzin w którymś z licznych barów wydrążonych w koronie Hypromu.

3 stycznia 1616, Khazar, Koudar
Trzeci dzień akcji nie obfitował w wydarzenia. Genbu wstał, rześko zabierając się poranne ćwiczenia. Zaniepokojony nie na żarty sztywnością w lewym boku, krytycznie przyjrzał się sobie w lustrze. Wiedział, że musi walczyć z nadwagą w imię zdrowia, ale jeśli wysiłek fizyczny miał przynieść mu szkodę, to wolał już do końca życia oglądać w zwierciadle grubasa. Tak czy inaczej, chyba będzie musiał umówić się na wizytę u lekarza. Miał to przynajmniej to szczęście, że miał dostęp do najlepszych medykusów w kraju, a może i na świecie. Wraz z dziesiątkami kolegów z pracy zjechał słoneczną windą i podbił kartę obecności w pracy pod uważnym spojrzeniem ochrony. Resztę dnia kroił małpie mózgi, i może właśnie dlatego nie mógł się skoncentrować nad efektywnym uwinięciem się z obiadem w stołówce. Wprawdzie lubił jeść, ale był też naturalną, jowialną duszą towarzystwa. Dosiadali się do niego kolejni znajomi, z którymi pogrążał się w rozmowie, z niekłamaną życzliwością, wypytując o postęp ich prac, ale gdy przychodziło do konsumpcji - ogarniała go pustka. Jakby dłubiąc w talerzu szukał natchnienia. Po opuszczeniu Głębokiej Kory, reszta dnia upłynęła pod znakiem zwykłej rutyny - czytał branżowe czasopisma i szykował materiały do artykułu. Podczas krótkiej rozmowy telefonicznej umówił się na wizytę z jednym z przyjaciół zatrudnionych w "Domie Życia". Bok coraz bardziej mu doskwierał.

4 stycznia 1616, Khazar, Koudar
Czwarty dzień akcji nie obfitował w wydarzenia. Genbu najchętniej nie wstawałby z łóżka, nie wtedy, gdy dzielił je ze swą ukochaną. Miał ochotę zapalić papierosa, ale dobrze wiedział jak natarłaby mu uszu za palenie przy niej. Bała się biernego palenia bardziej niż przełożonych.
- Już znikasz? - zapytał z nieskrywanym żalem.
Nie odwróciła się, naciągając na siebie szybko roboczy kitel.
- Sam wiesz kochany, bezpieczeństwo i higiena. W Głębokiej Korze źle patrzą na związki w miejscu pracy.
- Po prostu marzę, byśmy pewnego dnia mogli po prostu wyjść gdzieś razem. Pokazać się całemu światu.
- Pewnego dnia. Na razie zadbajmy o to, byśmy nie zostali złapani.
Cmoknęła go raz, szybko na pożegnanie.
Po jej wyjściu, jak co dzień przygotował się do pracy. Stłoczył się w windzie słonecznej wraz z pozostałymi pracownikami laboratorium. Strażnik machnął tylko ręką, by przeszedł, nie oddając do kontroli teczki. Widać i on miał nienajlepszy początek dnia. W swoim laboratorium, Ookawa spędził cały dzień daremnie próbując złamać zabezpieczenia cholernego dysku, który przynieśli mu ważniacy z armii. Od tego czasu minęły już cztery dni, a on nadal nie osiągnął znaczących postępów. Tego dnia znowu go odwiedzili, obaj wysocy i przystojni tak, że serce go kłuło na myśl, że któremuś może wpaść w oko jego ukochana. Niecierpliwili się, choć każdy na własny sposób. Białowłosy mięśniak nazywany Cryo naciskał na jak najszybsze skończenie prac. Ten drugi, Arn, złotowłosy nordańczyk, był jeszcze gorszy. Po zapewnieniu, że robi co może, Tekkey pracowicie spędził dzień na przebijaniu się przez kolumny obcego kodu. Po wszystkim zwinął dysk do torby i jakby nigdy nic wymaszerował z Głębokiej Kory frontowymi drzwiami. Strażnik, oczywiście tylko mrugnął porozumiewawczo. Jak co dzień, stłoczyli się w windach, sunących w górę pnia. Cała trzydziestka dwójka naukowców uczestniczących w operacji Lwia paszcza miała tego dnia na twarzy wyjątkowo szerokie uśmiechy.

5 stycznia 1616, Sanbetsu, Higure
- Cholera jasna, Genbu. Miałeś odzyskać dysk! - zaperzył się Aotaro. - Nie porywać khazarskich naukowców. Co ja mam z nimi do diabła zrobić?
- Wiem, wiem. Ale też chciałem szefowi sprawić jakiś noworoczny prezent. Mam go oddać? Byłoby szkoda.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
Ostatnio zmieniony przez Lorgan 27-04-2017, 15:11, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW Email
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 14