Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498 Wiek: 27 Dołączył: 11 Gru 2011 Skąd: Warszawa
|
Napisano 21-01-2017, 23:23 [Ninmu|Świat] Piątek trzynastego
|
|
Połowa stycznia 1616 roku
Posiadłość Deveroux, Avalon, nagijski region Nibir
Światło brzasku padało na ściany sypialni w avalońskiej posiadłości Världsbrand Riddarorden, szerzej, choć też mało komu, znanego jako Zakonu Muspelheimu. W radosnym tańcu ze starymi, poruszanymi wiatrem roletami tworzyło na niej wizje cieni. Właśnie ten kontrast, światło i mrok, fascynowała przykutego do małżeńskiego łoża Sevastiana. Lewą, nieskrępowaną przez kajdanki dłonią sięgnął ku własnej piersi. Opuszkami palców dotknął lnianej koszuli tuż pod mostkiem. Wyraźnie czuł pulsującą i wciąż gorącą ranę, którą zadał mu niecałe dwa tygodnie temu zamaskowany szaman. Poprowadził dłoń odrobinę wyżej, do rozpiętych guzików koszuli i pod nią. Delikatnie poprowadził palce wzdłuż skazy na dotąd idealnym ciele. Szrama, na jego prośbę pozostawiona choć przez chwilę bez bandaży, ciągnęła się od lewego obojczyka aż po prawe biodro. Nie był to efekt zwykłego ciosu, co to to nie. To plazma stworzona przez szpony przetransformowanego szamana ugodziła go w pierś i nieomal przecięła na pół, a tak przynajmniej zrobiłaby ze zwyczajnym człowiekiem. Dannowi zdarzało się czasami przeklinać nadludzkie zdolności, ale w momencie starcia z mistycznymi mocami i bliskością śmierci, niezmiernie cieszył się z ich posiadania.
Jego melancholijny stan przerwał zduszony, jakby wydobywał się ze studni, dawno niesłyszany dźwięk - sygnał comlinku, którego używał jako najemnik, zanim rozpoczął swoją pracę na cześć i chwałę Cesarstwa. Spróbował podnieść się z łóżka, lecz prawa ręka nie chciała ruszyć się dalej niż na dwadzieścia centymetrów. Właśnie taką długość miał łańcuch kajdanek, które przykuwały go do łóżka. Może się to wydawać dziwne, ale było to polecenie lekarza, który na ostatniej wizycie nie pozwalał mu się jeszcze poruszać.
- Sybil! – Krzyknął w stronę przedpokoju. Pod koniec słowa, głos mężczyzny lekko się załamał. Gwałtowny ruch klatki piersiowej spowodował palący ból skóry i niedawno zrośniętych żeber.
Drzwi otwierały się powoli. Ich klamkę ściskała mała, jasna dłoń. Gdy stały już otworem, oczom rycerza ukazała się drobna, młoda blondynka. Sybil byłą jedną z dwóch służących w posiadłości i jej zadaniem była opieka nad kurującym się Sevastianem.
- Tak, panie? – Miała słodki dla ucha głos, który od razu zmusił go do uśmiechu.
- Comlink. W szafie jest pudło z rzeczami z mojego starego mieszkania, a on gdzieś w nim leży. Podaj mi go, proszę.
Dziewczyna pośpiesznie ruszyła ku wskazanemu meblowi i po chwili wydobyła z niego drewniane, niemałych rozmiarów pudło. Kiedy otworzyła wieko, ledwo słyszalny dźwięk znacznie wyraźniej rozszedł się po pokoju, wręcz dzwoniąc w uszach trzymanego przez tygodnie w ciszy i spokoju nadczłowieka. Pośpieszył ją ruchem wolnej ręki. Gdy chwycił urządzenie, głową podbródkiem wskazał jej drzwi. Służka nieśmiało dygnęła i opuściła pokój. W momencie, gdy drzwi się zamknęły, Dann odebrał połączenie.
- Silver? Czy to Silver?! – Głos w słuchawce wręcz zawodził.
- Masz nieaktualne dane... Jak i zresztą kontakt, i to od blisko pół roku. Daj mi powód, dla którego miałbym się teraz nie rozłączyć.
- Jestem w stanie w ciągu dnia wzbogacić cię o dwadzieścia pięć tysięcy kouka!
- Myślisz, że to majątek? Chyba nie masz pojęcia, z kim rozmawiasz...
Sevastian zaczynał się irytować. Czy ten gość miał go za jakiegoś nowicjusza? Chociaż tak rzeczywiście mogło być, przecież zwracał się do niego starym pseudonimem, zanim jeszcze osiągnął swój aktualny stopień. Co prawda nie jest to dziwne. Ten numer znajdował się na stronie na deep webie, na której prowadzono spis usług międzynarodowych najemników, co kiedyś było jego źródłem utrzymania. Niestety, suma którą proponował nie należała do zbyt wygórowanych... Chociaż może była to możliwość szybkiego i łatwego zarobku.
- Masz rację, nie wiem o tobie nic ponad to, że na swoim koncie masz kilka imponujących osiągnięć. A skoro to było pół roku temu, od tego czasu może być tylko lepiej. Potrzebuję ochroniarza. Ale nie takiego zwykłego, takiego mógłbym sobie załatwić od ręki. O nie, potrzebny mi ktoś, kto poradzi sobie z utrzymaniem mnie w idealnym stanie przez cały dzień. A ci idioci nie są nic warci!
- Dalej nie wiem, z kim rozmawiam... – Ziewnął w słuchawkę, choć w prawdzie zaczynał się ciekawić słowami niespodziewanego rozmówcy.
- Isabella Adamah.
Sevastian kojarzył te nazwisko. Nie był co prawda wielkim fanem starych filmów, ale udałoby mu się znaleźć kilka perełek. W dodatku większość nowych horrorów, które ukazują się w kinach całego Tenchi kręci z tego nazwiska krocie. Miał do czynienia z nie byle kim.
- Proszę podesłać mi szczegóły zlecenia na ten comlink. Do końca doby dam pani znać na temat swojej decyzji.
* * *
13.01.1616, piątek
Zachodnie wybrzeże babilońskiego regionu Sheol
Wybiła północ. Rozpoczął się piąty dzień tygodnia, jak i trzynasty miesiąca. Ta kombinacja w przeświadczeniu wielu osób wiązała się z pewnym tragicznym fatum, prześladującym ludzi przez całą dobę. Dann oczywiście w to nie wierzył... Ale jego klientka, gwiazda starego kina i horrorów, Isabella Adamah już tak. On miał po prostu nie pozwolić temu „fatum” się do niej dobrać.
- Zaczyna się... Zaczyna się... Zaczyna...
Siwowłosa i wysuszona staruszka kołysała się nieregularnie w bujanym fotelu swojego olbrzymiego salonu. Dookoła niej stała czwórka ludzi, trzy kobiety w różnym wieku i jeden chłopak, który pewnie dopiero co wszedł w okres dorosłości. Cały czas nerwowo poprawiał złośliwie zsuwające mu się z nosa okulary i skakał dookoła Isabelli, próbując ją uspokoić. Nic to jednak nie dawało.
- Leo, na nas pora. – Zwróciła się do okularnika najstarsza , prawie tak wysuszona ja jej pracodawczyni, służąca. – Muszę przygotować łoże pani Isabelli. Powinna już dawno spać. Dziewczynki też mają swoje zajęcia.
Leo, jak najwyraźniej miał na imię opiekun starej gwiazdy, tylko skinął głową. Trzy kobiety, bo ciężko było je nazwać dziewczynkami, opuściły salon różnymi drzwiami. Dopiero wtedy Dann rozejrzał się po pomieszczeniu. Oprócz imponującego rozmiaru, w oczy rzucały się staromodne, drewniane meble, a przede wszystkim dziesiątki gablot z niepokojącą zawartością. W każdej znajdowały się powykręcane w karykaturalny sposób istoty, włochate bestie i czarne jak słoma kreatury. A to był tylko jeden pokój... Autorka horrorów miała na ich punkcie fioła. Każdy kąt wielkiej posiadłości wypełniony był po brzegi rekwizytami, „bohaterami” i innymi rzeczami związanymi z kinem grozy. Nic dziwnego, że kobieta wierzyła w takie przesądy, jak piątek trzynastego - miała nierówno pod sufitem.
- Panie Silver... Nie, przepraszam, to Wraith, tak? Także panie Wraith... – Zwrócił się do niego kryptonimem protegowany Isabelli. - ... Gdyby był pan tak miły i zrobił pierwszy obchód po willi, pani Adamah z pewnością byłaby niezmiernie wdzięczna.
Kiwnął tylko głową i podniósł się ze skórzanego fotela. Zbroja Aegis nie wydała z siebie nawet najcichszego szmeru, tylko cichy brzdęk pochwy szabli segmentowej, ukrytej między połami płaszcza, zdradzał fakt bycia przez niego uzbrojonym. Rzucił w stronę służącego słuchawkę bezprzewodową.
- Gdyby coś się działo, mów. Wrócę w ciągu minuty, góra.
* * *
Kilka godzin później
Sieć korytarzy zdawała ciągnąć się bez końca. Mijał je już po raz enty tej nocy, lecz dalej nie mógł się w nich połapać. Każdy wydawał się klaustrofobicznie wąski, co było winą wszędzie obecnych gablot z potwornościami. Na szczęście nie widział dokładnie zawartości większości z nich, gdyż światła paliły się tylko w pokojach, w których znajdowała się właścicielka posiadłości i jej służące. Resztę spowijał mrok, tylko gdzieniegdzie przegnany przez blade światło księżyce, wdzierające się przez wąskie okna. Przez ich szpary szalenie jak zwierze wdrapywał się wiatr, wyjący w całej posesji. Oprócz tego dźwięku, wszędzie panowała głucha cisza.
Coś obślizgłego i nieprzyjemnie ciepłego zsunęło się na podłogę po ramieniu rycerza. Obrócił się gwałtownie, gotowy do wysunięcia ostrzy z rękawa. Tuż przed nim leżała jedna ze służących, bodajże ta najmłodsza, niebrzydka brunetka. Dłoń kobiety leżała na jego prawym bucie.
- Co ty wypra...
Przerwał. Nawet nie zareagowała. Bezceremonialnie odsunął nogę, pozwalając jej dłoni opaść na pokrytą czerwonym dywanem podłogę. Nawet nie drgnęła. Czerwień dywanu zaczęła jednak nagle ciemnieć, początkowo tylko przy służącej, po chwili jednak plama urosła, zalewając całą szerokość korytarza. Sevastian schylił się i sięgnął ku jej twarzy, dotąd wtulonej w podłogę. Uniósł ją ku sobie, pozwalając światłu księżyca na nią opaść. Dreszcz przeszedł całe ciało mężczyzny. Bladość skóry kontrastowała z ciemną podłogą, jak i szkarłatnym podbródkiem kobiety. Jej oczy były szeroko otwarte. Rozszerzone źrenice dziko biegały wzrokiem na wszystkie strony, uparcie unikając jednak spojrzenia w dół. Dann jednak to zrobił. Wargi kobiety zostały wyraźnie ucięte, tak powstała w twarzy dziura zamknięta i zaszyta czarnymi szwami. Przez jej szyję biegło szerokie, poziome rozcięcie, które ta desperacko ściskała drugą, dotąd ukrytą ręką. Krew jednak nie chciała zostać w jej ciele. Brutalnie i nieubłaganie wylewała się z niej, z każdą chwilą przypieczętowując jej marny los. Rycerz sięgnął w jej kierunku swoją mocą, próbując wyczuć źródło jej przerażenia. Inne niż błyskawicznie zbliżający się koniec, oczywiście. W jego głowie pojawiły się różne uczucia i obrazy. Gniew. Krew. Smutek. Zakrzywione ostrze. Tęsknota. Czarne, wąskie oczy. W końcu strach. Paskudna blizna, skaza na sanbetańskiej twarzy. Jej czas był już na wyczerpaniu. W ostatniej chwili Dann sięgnął głębiej, czerpiąc z lęku prawie martwej kobiety. Ciemnopurpurowa ciecz zaczęła sączyć się spod jego paznokci, zatrzymując się jednak na przeszkodzie, jaką stanowiły rękawice. Nowy twór zaczął rzucać się pod zbroją Nagijczyka, szukając dla siebie miejsca. Ten nie pozwolił mu jednak na opuszczenie granicy płaszcza, zmuszając do otulenia wyćwiczonego, pokiereszowanego ciała. Wtedy kobieta wypuściła z siebie powietrze po raz ostatni. Dla Danna był to znak, by podnieść się na równe nogi i pędem ruszyć ku Isabelli Ademah.
* * *
Uderzenie prawego ramienia w mgnieniu oka otworzyło jedno z drzwi salonu. Wraith wpadł do pomieszczenia, tylko po to, by ujrzeć swoją pracodawczynię uwięzioną pod wielkim, mosiężnym żyrandolem. Krzyczała z bólu, gdy Leo próbował podnieść żelastwo z jej suchej nogi.
- Co się stało?! – Krzyknął gniewnie ku nim.
- Żyrandol... Żyrandol nagle spadł!
- Zdejmij to ze mnie, idioto! Zdejmij! Szybciej! – Wrzeszczała przez łzy kobieta.
Dann dopadł do żyrandola i ostro odepchnął kamerdynera. Chłopak upadł na plecach, przeklinając pod nosem. Rycerz chwycił jeden z mosiężnych drągów ozdoby, i szarpnął w górę. Oboje spojrzeli na niego w niemym zdziwieniu, gdy kupa metalu powędrowała w górę i po chwili upadła kilka metrów obok.
- Co się stało? – Powtórzył pytanie Sevastian. – I nie mów, że spadł żyrandol, bo nie ręczę za siebie...
Leo zatkało. Po kilku chwilach już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale Isabella mu na to nie pozwoliła.
- To ta pieprzona data! Myślisz, że po co cię zatrudniłam?! Wiedziałam, że tak będzie! Wiedziałam!
- To nie tłumaczy tego wypadku...
- Ten dzień jest przeklęty... Wszystko zaczęło się blisko siedemset lat temu, gdy papież...
- Skończ w tym punkcie historii. Nie interesują mnie legendy. Żyrandole od tak nie spadają. Przez wypadkiem nie słyszeliście zgrzytania śrub lub łańcucha? Może mocowania nie wytrzymały próby czasu?
Kucnął przy pogiętym mosiądzu żyrandola. Sięgnął ku końcówce łańcucha. Był przecięty. Gładko, jak gdyby gorący nóż przeszedł przez masło. Mosiądz może nie należał do najtrwalszych stopów, ale nie istniało wiele rzeczy, które byłyby w stanie tak łatwo go uszkodzić.
- Ma pani jakichś wrogów, Isabello? – Zapytał z przekąsem.
- Co ty chrzanisz?
- To nie był wypadek. Ktoś z premedytacją zrzucił na panią żyrandol.
- No chyba sobie jaja robisz...
Spojrzał na nią bez słowa. Nie zareagowała, podniosła się tylko z podłogi z pomocą Leo i otrzepała się z kurzu.
- Chyba nie połamałam nogi... Szczęście w nieszczęściu. To i tak była tylko ozdoba, całe światło w pokoju pochodzi z naściennych lamp!
Zaśmiała się charkliwie.
Lumenie, Akuma, Odynie czy jakikolwiek cholerny bożku... Jaka ta kobieta była głupia...
Sevastian i Isabella nagle zamarli. Powoli unieśli wzrok ku wysokiemu sufitowi, spod którego przed chwilą spadł żyrandol. Śledzili powoli unoszące się bezwładnie ciało Leo. Miał szeroko rozłożone ręce, niby tworząc kształt ukochanego w Babilonie krzyża. Chłopak z przerażeniem patrzył w dół, krzycząc. Dźwięk opuszczający usta Ademah mu jednak nie ustępował. Kobieta padła na kolana, nie wiedząc, co się dzieje. Dann też dopiero zaczynał pojmować sytuację. Nie powstrzymało go to jednak od dalszego wykorzystania swojej mocy. Zaczerpnął strachu w obojga, tworząc pod zbroją dodatkową, ciasno opinającą go warstwę Sand Rædsel. Mroczna masa wyrywała się na zewnątrz, chcąc siać chaos, ale instynkt samozachowawczy utrzymywał ją w ryzach.
Chłopak zatrzymał się dopiero jakieś cztery metry nad posadzką. Jego nogi wisiały prosto w dół, wyglądały, jakby były spętane niewidoczną liną. Szeroko rozrzucone ręce miały w sobie jednak coś niezwykłego. Na nadgarstkach można było dostrzec ledwo zauważalne, czarne żyłki, wpijające się w ciało aż do mięsa. Podobny fenomen dział się na jego gardle. Leo patrzył na nich błagalnym wzrokiem.
- Pomocy...
Nim dokończył, żyłka na gardle poruszyła się gwałtownie, przebijając skórę i ścięgna, efektownie podcinając chłopakowi gardło. Isabella pisnęła. Rycerz podbiegł do niej i przerzucił sobie przez ramię. Musieli uciekać.
Dopadł do drzwi, przez które wszedł do salonu. Były zamknięte, lecz kopnięcie w zamek wystarczyło, by je otworzyć. Zamiast natychmiast przez nie przebiec, zatrzymał się. Na jego drodze stała zamaskowana, ponad dwumetrowa, uzbrojona w piłę mechaniczną postać. Piła opadła tam, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się jego głowa. Zdążył odskoczyć, ale padł na kolano. Isabella ciężko wylądowała na podłodze, gdy Nagijczyk przycisnął dłoń do piersi. Druga skóra, a raczej jej mroczna i nieludzka imitacja zaczęła łapczywie przyciskać się do świeżo otwartej razy, nie pozwalając krwi opuścić ciała. Reszta wyrywała się na zewnątrz, lecz Dann dalej ją powstrzymywał. Gdy niespodziewany przeciwnik ruszył się ospale w jego kierunku, świeżo upieczony porucznik wysunął ostrze z prawego karwasza zbroi. Spojrzał na swoją pracodawczynię.
- Wybacz, to dla twojego dobra. – Warknął przez zęby, uderzając ją w skroń płazem ostrza tak szybko, że nie powinna nawet tego zauważyć, lecz na tyle delikatnie, by nie spowodować trwałych obrażeń. Głowa kobiety bez zmysłów opadła na podłogę. Dopiero wtedy potworność wyrwała z zakamarków zbroi i w formie dziesiątek ohydnych karykatur wężowych macek wystrzeliła w oddaloną o niecałe dwa metry postać. Piła ze szczękiem uderzyła o ścianę, gdy jedna głów wykształciła kościane ostrze, które odcięło ramię kolosa, a impet ciosu rzucił je w bok. Pozostałe wbiły się w całe jego ciało i w formie kolców, zębów i naszpikowanych głowic rozerwało je na strzępy. Zamiast eksplozji krwi i flaków, Sevastian ujrzał upadające metalowe i plastikowe elementy szkieletu modelu. Pełny zdziwienia, złapał nieprzytomną Isabellę i popędził przed siebie. Skręcił w korytarz, prowadzący ku głównym drzwiom rezydencji, lecz na jego drodze pojawiła się kolejna znajoma istota. Wilcze zęby o włos minęły jego twarz. Chwilę później deszcz plastiku, metalu i sztucznego futra spadł na niego z góry, gdy kolejne fale fizycznej manifestacji przerażenia przybiły wilkołaka do sufitu i mgnieniu oka rozerwały wpół. Coś było jednak nie tak. Sand Rædsel unosiło się ciągle nad jego głową, gdy ten biegł ku objęciom zimnego, świeżego powietrza Sheol, które oznaczało ucieczkę z tego przeklętego domu. Jedna z mrocznych macek oderwała się od reszty braci i zbliżała się powoli ku niemu. Dopiero wtedy pojął, co się święci. Świeżo powstała z mroku paszcza nagle otworzyła się, ukazując rząd nierównych, długich i ostrych jak sztylety zębów i rzuciła ku leżącej na jego ramieniu aktorce. Fragment jego mocy upadł z mokrym plaskiem u jego stóp, gdy ostrze ucięło go centymetry od karku Isabelli. W porywie desperacji odrzucił ją jak najdalej od siebie, w kierunku znajdującego się już w zasięgu wzroku wyjścia, jednocześnie odskakując w drugą stronę i całą siłą woli ciągnąc za sobą własną moc. Bezkształtna masa dalej wyrywała się w stronę nieprzytomnej ofiary, której ochroniarzem miał być, lecz ciągle zwiększający się między nimi dystans to uniemożliwiał.
Cholera jasna!
Miał dwie opcje. Albo zostawi tu Isabellę i zaryzykuje jej życie, by spróbować rozwiązać tajemnicę domu, albo dezaktywuje Sand Rædsel i razem z gwiazdą ucieknie z budynku. Musiał uciekać...
[ cenzura ] mać!
* * *
Jadłodajnia w pobliskim mieście, wieczorem
Babilońska aktorka dalej była roztrzęsiona. Wierzyła, że piątek trzynastego wiąże się z fatum, ale nie sądziła, że pochłonie to czyjeś życia. Od kilku godzin siedziała na zapleczu jadłodajni w oddalonym o kilka kilometrów miasteczku, ledwo się odzywając.
- Isabello, musisz na mnie spojrzeć. – Chwycił ją za twarz i zmusił, by spojrzała mu w oczy. – Musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz. Musiałaś mieć powód, żeby mnie zrekrutować. Wiedziałaś, że może stać się coś takiego. Skąd?
Nie odpowiadała. Chciał użyć siły, by wydobyć z niej informację, ale nie mógł podnieść na nią ponownie ręki. I tak pewnie mógł się pożegnać z zapłatą.
- Jeśli mi nie pomożesz, ja nie będę w stanie pomóc tobie. Wiesz, że tak długo jak tu jestem, nie możesz zawiadomić babilońskich władz. Tak więc... Kim jest Sanbeta z blizną na twarzy?
- Widziałeś go? – Wyszeptała w szoku.
- Kim on jest , Isabello?
- To... Potwór, który chce mojej śmierci.
- Musisz wydusić z siebie więcej, Isabello! – Naciskał.
- Masz mnie po prostu chronić, do cholery! Przestań zadawać pytania!
Danna zatkało. Kobieta odezwała się pierwszy raz od wielu godzin i to w ten sposób. Kim musiał być ten facet?
- Zabierz mnie na komisariat i się wynoś! Wtedy dostaniesz swoje pieniądze!
Nie miał innego wyjścia, musiał jej posłuchać. Wezwał taksówkę i zawiózł ją na komisariat. Nie śmiał postawić w nim nogi, lecz odprowadził ją pod same drzwi.
- Zapłata? – Zapytał, jakby kobieta o niej zapomniała.
- Spójrz na swoje konto bankowe. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy. Spieprzaj, Nagijski psie! |
What's dann cannot be undann ( ͡° ͜ʖ ͡°) |
|