Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Ninmu|Świat] Bez śladu
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 09-02-2015, 23:56
 Zamknięty przez Lorgan, 15-05-2015, 23:54

0 odpowiedzi w tym temacie
^Genkaku   #1 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

„Nigdy nie zakładaj, że ktoś jest niezdolny do zdrady. Jeśli jeden może zdradzić, to inni również. Nie musisz jednak obawiać się wszystkich. Powinieneś zwracać uwagę tylko na sprytnych, mających silną wolę i zdeterminowanych. To oni zdolni są do prawdziwej zdrady. Inni poważą się tylko na zdradę zwykłą.
Słabi nie są zdolni do prawdziwej zdrady; tyczy się to również tych, którzy mają niskie pobudki. Tylko ludzie śmiali się na nią poważą. Żaden tchórz się na nią nie zdobędzie. Słabi zawsze będą czekać, żeby ktoś inny podjął ryzyko. Taki jest świat. Najbardziej powinieneś zatem strzec się tych, których obdarzyłeś łaską, bliskich oraz utalentowanych i odważnych. Nie obawiaj się osób, które są daleko i żywią do ciebie urazę. Żądza władzy zawsze będzie większa, niż chęć zemsty.”

Hayate Katagawa – trener młodych agentów

Pochylony nad szachownicą Thekkal już dobrych kilkudziesięciu minut zastanawiał się nad ruchem. Genkaku zdążył już do tego przywyknąć. W gruncie rzeczy, nie przeszkadzało mu to, bo po pierwsze był z natury cierpliwy, a po drugie w tym czasie mógł spokojnie rozmyślać nad innymi, ważnymi dla niego tematami. W tej chwili, jego głowę zaprzątała tylko jedna sprawa – spisek z Kayzerem Soze w roli głównej. Wszystko zaczęło się niespełna dwa lata temu, kiedy po sromotnej porażce, jaką poniósł w babilonie podczas ochrony sanbetańskiej produkcji filmowej, coś w nim pękło. Już wcześniej czuł, że nie jest stworzony do pracy agenta. Całe lata indoktrynacji, wpajania bezgranicznego oddania ojczyźnie i lojalności wywarły na nim odpowiednie piętno, jednak Kito nie był typowym agentem. Jego mistrz Hayate Katagawa nie raz dawał mu to wyraźnie do zrozumienia w rozmowie oraz podczas treningu. Kiedy inni szkoleni na agentów nadludzie zajmowali się doskonaleniem swoich walorów fizycznych i technik walki, Genkaku zajmował się wzmacnianiem swojej odporności psychicznej oraz umiejętnością samodzielnego myślenia. To prawdopodobnie był błąd. Nie można wpajać komuś, że musi byś lojalnym psem a jednocześnie uczyć go, że sam powinien podejmować decyzje, ufać im i mieć własne zdanie. Chodź szybko okazało się, że jako agent polowy sprawdza się doskonale i zajęcie to przysparza mu nie małej satysfakcji, to jednak coś z tyłu głowy, jakiś głos – nie Thekkala tym razem – mówił, że tym, czego pragnie najbardziej jest wolność i możliwość decydowanie o własnym losie samemu. Tak więc po początkowych sukcesach, gdy doszło do pierwszej porażki na babilońskiej ziemi i Genkaku po raz pierwszy poczuł na karku oddech śmierci, coś w nim pękło. Strach wziął nad nim górę i cichutki do tej pory głos, stał się krzykiem. Coraz częściej zaczął sobie i innym zadawać niewygodne pytanie – po co ja to robię? Dlaczego lub dla kogo nadstawiam głowy i ryzykuję życie? Dla ojczyzny? Ta traktuję mnie jak psa na posyłki. Co gorsza, ze względu na unikalny procesor wbudowany w ciało, nigdy nie pozwoli mi odejść. Jego jedyna rodzina, mistrz Katagawa, zdawał się doskonale rozumieć, co gra w duszy Genkaku. Kilkakrotnie krążyli nawet w około tego tematu podczas rozmowy, i Kito miał wrażenie, że starzec być może nie pochwala jego haniebnych myśli o zdradzie, ale też w jakimś stopniu jest w stanie zaakceptować drogę, którą wybierze były uczeń.
Czas mijał a Genkaku robił swoje. Pnąc się po szczeblach kariery, z płonną nadzieją, że im wyżej, tym lepiej. Jednocześnie nieustannie pielęgnował w sobie myśl o dezercji, w wolnych chwilach, dla „ćwiczeń” obmyślając setki planów i sposobów jak tego dokonać. W końcu fantazjowanie przestało mu już wystarczać i wraz z nadarzającą się okazją przeszedł do czynów. To było to! Dawno nie czuł się tak wspaniale jak wtedy, gdy zaczął wdrażać w życie dopracowany w każdym calu plan.
Jak do tej pory wszystko szło jak po maśle. Rok przygotowań nie poszedł na marne. W gruncie rzeczy zawiązywanie spisku było podobne do szachowej partii – najważniejsze to odpowiednio rozstawić pionki. Przygotować się, reagować i działać. Mała i większa polityka, spotkania w kuluarach, zawiązywanie sojuszy, manipulowanie nimi, wyszukiwanie odpowiednich fałszywych tożsamości do zawłaszczenia i w końcu powołanie do życia Kayzera Soze. Tak, przez ten rok, nieźle się napracował. Teraz jednak, stał przed najtrudniejszym zadaniem – włamanie do tajnych archiwów państwowych. Cel karkołomny, ale niezwykle konieczny dla powodzenia całej operacji. Jeżeli Genkaku miał po wszystkim cieszyć się długo, zasłużoną emeryturą to nie mógł pozostawić po sobie żadnych śladów. Odciski palców, kod DNA, próbki głosu i cała reszta musiało zniknąć. Stanowiło to nie lada problem, bo o ile jako generał, czy wcześniej komandor wywiadu, miał swobodny wgląd w zawartość archiwów, tak usunięcie stamtąd jakichkolwiek rekordów było już praktycznie niemożliwe. Cała baza była miliony razy backupowana i doskonale chroniona. Nawet prezydent nie miał mocy, by cokolwiek ingerować w jej zawartość. Na szczęście Genkaku nie był głową państwa i jego zwykłe reguły gry nie obowiązywały. Problem polegał na tym, że nie miał jeszcze żadnego konkretnego pomysłu, jak wybrnąć z tej sytuacji, a czasu było coraz mniej. Teoretycznie już wcześniej podjął pewne kroki. Po pierwsze, podczas pracy nad sprawą Mitsukai miał wraz z Thekkalem sposobność poznania Widmowego Jacka. Duch-szaman, uścisnął mu nawet rękę, co znaczyło nie mniej nie więcej to, że bez problemu ze wszystkimi szczegółami mógł teraz przybrać postać legendarnego agenta, wraz z jego odciskami palców na przykład. To już jest konkretny wytrych do wielu drzwi w siedzibie RG. To właśnie ta organizacja trzymała pieczę nad bazą danych. Po drugie, już jako generał rozkazał skonstruowanie na swoje potrzeby przenośnego urządzenia deszyfrującego. Było to nic innego jak zminiaturyzowany do granic rozsądku komputer kwantowy o gigantycznej mocy obliczeniowej. Tego typu maszyny, różniły się od normalnych między innymi tym, że doskonale nadawały się do tej roboty. Kod, którego złamanie zajęłoby normalnemu komputerowi agencji dziesięć lat, zwykłej klasy kwantowy, łamał w dziesięć sekund. Naukowcy spisali się jak zwykle doskonale i na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Prototyp urządzenie, nie większego niż długopis spoczywał w klapie marynarki Kito, w specjalnym pokrowcu już od kilku tygodni. Testy wykazały jego stu procentową skuteczność, pytanie brzmiało tylko – czy zadziała na sanbetańskim archiwum?


- Efekt fali!
- Że co? - Genkaku starał się zrozumieć tok myślenia rozmówcy.
Kenichi Uchimura, wysoko postawiony funkcjonariusz RG zmierzył swojego rozmówcę wzrokiem, wskazującym, że nie do końca wierzy w jego inteligencje.
- Efekt fali. Tak można tego dokonać – zaczął wyjaśniać. – Czysto teoretycznie oczywiście.
- Może mógłbyś trochę jaśniej, bo co prawda znam się nieco na programowaniu, ale za cholerę nie wiem o co ci chodzi…
Westchnięcie.
- Efekt fali. To tak jakbyś rzucił do wody kamień i ten spowodowałby serię fal, następujących po sobie kolejno i kolejno i kolejno…
- Dobra to rozumiem. Tylko, co to ma wspólnego ze sprawą? – Kito przerwał zmierzający donikąd wywód.
- Chodzi o to… no oczywiście wszystko teoretycznie, na zasadzie ćwiczenia…
Teraz Genkaku zmierzył wzrokiem rozmówcę. Miał nieco ponad czterdzieści lat i tendencję do zaczesywania włosów na lewą stronę. Nie trzeba było być wprawnym obserwatorem, żeby od razu zauważyć, że łysieje. Raczej nie mógł uchodzić za najlepszą partię w mieście. W zasadzie bez kilku zębów w dolnej szczęce, mimo łagodnych, przyjemnych dla oka rysów twarzy, klasował się gdzieś w dolnych rejestrach rankingu na „najprzystojniejszego sanbetę”. Jednak mimo dość odpychającego wyglądu Kenichi był swego rodzaju geniuszem, jeżeli chodzi o zabezpieczenia. To właśnie to, głównie interesowało w nim Kito. Łatwość w jaką udało się zdobyć agentowi zaufanie Uchimury wołało wręcz o pomstę do niebios. Całe szczęście, że w każdej strukturze jest jakieś słabe ogniowy – pomyślał Genkaku. Inaczej byłby już skończony.
- Tak, tak. Oczywiście to tylko takie ćwiczenie. No i nie ukrywam, że także pewnego rodzaju sprawdzian. W wywiadzie często robi się takie rzeczy.
Nie mógł uwierzyć w jaki sposób, ktoś tak naiwny mógł zajść tak wysoko w strukturach RG. Z drugiej strony wcale się nie dziwił. To był geniusz, zatrudniony nie do walki z wewnętrznym wrogiem kraju, ale do udoskonalania technicznych aspektów zabezpieczeń.
- Chodzi o to, że można wywołać taki efekt w naszym systemie. Wystarczyłoby – czysto teoretycznie oczywiście – załadować dane, które chcemy podmienić na serwer główny, a potem zainicjować odpowiednią procedurę synchronizacji. System zacząłby nadpisywać na backupy dane z jednostki centralnej. Rzecz jasna, wysłałby także raport o niespójności danych.
- Co wtedy?
- Jak to?
- Co z tym raportem przyjacielu? Do kogo zostałby wysłany?
Kenichi zamyślił się chwilę pozostawiając pytanie w zawieszeniu.
- No do najważniejszych odpowiedzialnych – podjął w końcu – nie do prezydenta i tak dalej, ale do szefa wywiadu, szefa wydziału analityków, do mnie, do dowódcy RG. Lista jest dosyć spora.
- Do ciebie również? Mógłbyś przepchnąć ten raport?
- No jasne! Jestem przecież odpowiedzialny za zabezpieczenia. Raport nie zawierałby szczegółowych informacji a jedynie, alert o nieścisłości. Lista pewnie była by dosyć długa, ale dokładnym sprawdzeniem, zająłby się pewnie odpowiedni zespół.
Genkaku starał się z całych sił powstrzymać przed uśmiechem. Oto rozwiązanie dręczącego go problemu. Całe szczęście, że trafił na Kenichiego, ze swoimi kompleksami i przemożną, desperacką potrzebą nawiązywania przyjaźni. Nie trzeba było być doktorem psychologii żeby go podejść. Musiał być bardzo samotny – pomyślał Kito i posmutniał od razu. Szkoda, że będzie musiał zginąć.


Dostanie się do jednostki centralnej było bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Genkaku po rozmowie z Uchimurą od razu przystąpił do działania. W jego głowie, błyskawicznie powstał odpowiedni plan działania. Natychmiast zwerbował do swojego zespołu, pracującego nad sprawą Soze jeszcze jednego agenta. Graversh – bo tak miał na imię nieszczęśnik – był kompletnym nowicjuszem. Dużo mówił, mało działał, a jak już zaczynał to nie zadawał zbędnych pytań. Przydzielone mu „zadanie specjalne” polegało na sprawdzeniu, czy pewien wysoko postawiony funkcjonariusz RG odpowiedzialny za zabezpieczenia nie jest kretem pomagającym terroryście. W tym celu Graversh musiał zdobyć kartę Uchimury – co za zbieg okoliczności – i dostarczyć ją Genkaku. Oczywiście tylko Kito wiedział o drugim dnie. Mając kartę dostępu swojego nowo poznanego przyjaciela, mógł zatwierdzić raport o nieścisłościach podczas synchronizacji danych na backupach. Wartość dodaną, stanowiło że w przyszłości biedny Kenichi zwyczajnie posłuży jako zamydlenie oczy premierowi i reszcie gryzipiórków ze sztabu kryzysowego. Oskarżenie rzuci cień na RG i podważy ewentualne podejrzenie w stosunku do generała. Genialna sprawa, którą niestety komplikował fakty, że Uchimura miał ogon. Pewnie sam o tym nie wiedział. Nie istotne. Jako osoba strategicznie odpowiedzialna, był zawsze pod ścisłą obserwacją agentów. Genkaku wolał jednak nie mówić o tym jednak żółtodziobowi, któremu zlecił misje. Ograniczył się jedynie do cichej pomocy i dyskretnym zamaskowaniu całej akcji mocą iluzji.
W końcu nieświadomy niczego Graversh powrócił do Kito z kartą dostępu i operacja mogła przejść do kolejnej fazy.


Przemieniony w Widmowego Jacka duch wkroczający do tajnej placówki RG u boku generała Kito Genkaku nie wsbudził niczyich podejrzeń. Nie takie rzeczy się tu już widywało. Obaj mężczyźni szybko zresztą zniknęli w kabinie turbowindy prowadzącej do podziemi, gdzie znajdowały się serwery. Ten poziom wymagał rzecz jasna autoryzacji. Na szczęście odciski palców i skan siatkówki Hiroshiego Abukaru zgadzał się w stu procentach. Dalej zaczynały się jednak problemu. Dokładniej gdy dotarli do miejsca, gdzie nawet legendarny agent nie miał pozwolenia na wejście. Długi korytarz na którego drugim końcu znajdował się właz do głównego terminala był naszpikowany czujnikami.
- co teraz? – zapytał Thekkal. – o ile nie potrafisz latać to dalej nie przejdziesz.
Miał rację. Laserowe sonary uniemożliwiały przejście, podobnie jak czujnik ciężaru wmontowany w podłogę. Genkaku musiał poruszyć niebo i ziemie, żeby zdobyć informację o tych zabezpieczeniach.
- A kto powiedział, że nie potrafię?
Nie czekając na odpowiedź Kito przeszedł do rzeczy. Kilkakrotnie próbował już tej sztuczki i wiedział, że jest możliwa. Skoncentrował się i siłą telekinezy podniósł własną sylwetkę. Stopy delikatnie oderwały się od ziemi a ciało „położyło się” w powietrzu. Powoli lewitował między czujnikami w stronę wejścia. Na miejscu nie było już żadnych innych zabezpieczeń. Thekkal, który pod postacią dymu pokonał tą drogę znacznie szybciej był już na miejscu i otwierał śluzę. Za nią znajdowało się ogromne pomieszczenie, rozmiarami przypominające celę Rekonstruktora. Z tą różnicą, że wypełnione maszynerią. Genkaku podszedł do stojącego na środku, niechlujnie zamontowanego terminalu i przyłożył prototypowe urządzenie deszyfrujące. Dziesięć sekund później, był już w systemie jako administrator i wprowadzał interesujące go zmiany. Po pierwsze całkowicie wyczyścił informacje o sobie. Po drugie o Soracie. Po trzecie i najważniejsze, usunięte dany zastąpił fałszywymi, przygotowanymi wcześniej, a ich prawdziwe podpoił pod wprowadzone wcześniej, ukradzione tożsamości.
- Co teraz?
- Teraz z powrotem. Ty do pokoju Uchimura. Zainicjujesz protokół synchronizacji według moich instrukcji, które wydobyłem od Kenichi i autoryzujesz raport, Wysłasz tez do wszystkich zainteresowanych wiadomość o błędzie w systemie. Ja do pokoju monitoringu nieco zatrzeć ślady.
- Nie połapią się?
- Pewnie się połapią, ale będzie już za późno. Zmiany są nieodwracalne...
   
Profil PW Email Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 12