Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Corvus vs NPC (Samuel Noah) - walka 1
 Rozpoczęty przez »Corvus, 31-01-2015, 20:16
 Zamknięty przez Lorgan, 04-02-2015, 13:57

5 odpowiedzi w tym temacie
»Corvus   #1 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru

Słowo wstępu: walka jest częścią tankyuu Ridderlighet , więc nie przejmujcie się tym, że opowiadanie zaczyna się w środku akcji.

Corvus
Samuel Noah


Wieczór upłynął dość spokojnie. Wreszcie miałem czas aby przeczytać książkę, którą woziłem ze sobą przez ostatnie trzy tygodnie. Niestety, jak to w życiu bywa, nic nie jest idealne. Zabrakło piwa, a i na kolację nie bardzo co było przygotować. Mathias, ta skąpa szuja, musiał sobie wynająć najtańszą kawalerkę, w najtańszej dzielnicy, w najpaskudniejszym bloku. Ubolewając nad niesprawiedliwością tego świata ruszyłem na wyprawę do pubu na rogu ulicy. Jak na tanią dzielnicę przystało, minąłem po drodze kilku szemranych typków, lecz na szczęście do celu dotarłem w jednym kawałku. Po poprawieniu sobie humoru trzema pintami jasnego kotyjskiego, strasznie je tu rozcieńczali, udałem się w drogę powrotną. Wracając do mieszkania, postanowiłem zrobić sobie jeszcze herbatę. Czajnik, jak przystało na najtańsze miejsce w mieście, był aż jeden na całe piętro. Zagotowałem wodę, co trwało niemiłosiernie długo. Nalałem wrzątku do kubka i ruszyłem w stronę drzwi. Zatrzymałem się przed nimi i delikatnie je popchnąłem. Nie zamykałem, bo i tak nie było w środku nic co opłacało się ukraść. Mathias trzymał tu tylko trochę ubrań, a ja wszystko co wartościowe miałem przy sobie. Wszedłem do pomieszczenia. Na korytarzu paliła się ledwo jedna słabiutka lampa, a teraz nagle znalazłem się w absolutnych ciemnościach. Przynajmniej moim oczom tak się wydawało.

Włącznik światła oczywiście nie działał, a w powietrzu unosił się smród taniego wina. Wino, niezależnie od tego jak dobre bądź złe by nie było, pijam tylko kiedy nie ma już nic innego. Przypomniałem sobie dwóch facetów których mijałem w bramie podwórka wychodząc do pubu. W mroku coś się poruszyło, instynktownie chlusnąłem przed siebie gorącą wodą. Zaraz ktoś boleśnie zasyczał. Zrobiłem krok w bok i skuliłem się, na policzku poczułem podmuch powietrza. Napastnik był przede mną i niemal mnie dostał. Rzuciłem się na podłogę, równocześnie chwyciłem jego kostki i ramieniem powaliłem go na ziemię. Zanim zdążył się poderwać, uderzyłem go łokciem w krocze. Z jednym mam na razie spokój, został drugi. Mój przyspieszony oddech przerwało ciche kliknięcie. Ktoś właśnie odciągał kurek w rewolwerze. Chwyciłem krzesło i rzuciłem je w stronę z której wydawało mi się, że dobiegł ten dźwięk. Usłyszałem stęknięcie, ale jednocześnie twardy cios w ramię powalił mnie na kolana. Nie było ich dwóch, tylko trzech! Gdyby trafił mnie w głowę, miałbym pecha. Przeturlałem się, pałka uderzyła po raz drugi, jednak stuknęła tylko o podłogę. Napastnik zaklął i wziął ponownie szeroki zamach. Przekręciłem się na bok i leżąc kopnąłem go w nogę. Trafiłem go w kolano i mam szczerą nadzieję, że udało mi się je złamać. Jednocześnie skrzypnęła podłoga na lewo ode mnie, zdążyłem zakryć głowę ręką i ciężki but trafił mnie w ramię. Tym razem to drugie. Musieli czekać na mnie całkiem długo bo w ciemnościach orientowali się zasadniczo lepiej ode mnie. Uniosłem się i bezpośrednio z kolan rzuciłem się na napastnika naprzeciwko. Najwidoczniej nie spodziewał się natychmiastowego kontrataku, bo stracił równowagę i upadł na plecy. Przylepiłem się do niego, chwyciłem za gardło i przydusiłem. Trzeci klął i podnosił się. Mój przeciwnik próbował zwolnić chwyt wokół swojego gardła i wydostać spode mnie. Przeturlaliśmy się i teraz on był na górze. Próbował sięgnąć do moich oczu, więc przydusiłem go jeszcze mocniej.

Pałka świsnęła w powietrzu, mój napastnik szarpnął się i zmiękł, na twarzy poczułem ciepłą wilgoć. Jego koleś walnął go w potylicę i prawdopodobnie zabił tym uderzeniem. Leżałem nieruchomo, starając się wstrzymać oddech. Pozostałemu przy życiu bandycie ewidentnie to wystarczyło, słyszałem, jak klnąc i jęcząc, zbliża się do drzwi i utykając, wychodzi.

Strząsnąłem z siebie trupa i wstałem. Przykopałem jeszcze w głowę pierwszemu, żeby za szybko nie wstał, znalazłem telefon, który wypadł gdzieś podczas szamotaniny, chwyciłem moje pałki i wybiegłem na ulicę. Trochę się zataczałem, bolały mnie ramiona i nie byłem pewny, czy nie mam złamanego obojczyka. Teraz jednak bardziej interesowało mnie, do kogo ostatni z bandziorów pójdzie zdać raport.

Tamten kuśtykał bardzo wolno i nie rozglądał się. Śledziłem go aż do wschodniej dzielnicy, leżącej w przemysłowej części miasta. Znaczna część budynków tutaj była zakładami przemysłowymi i magazynami. Mężczyzna wszedł do biura przy jednym z większych magazynów budowlanych. Chwilę się wahałem, ale ostatecznie nie wszedłem za nim do środka. Mój wygląd raczej nie nadawał się do wchodzenia między ludzi, brudny i zakrwawiony raczej zwracałbym uwagę. Wcisnąłem się w przejście między dwoma budynkami i czekałem. Były dwie możliwości: albo facet kogoś znajdzie, albo ktoś przyjdzie do niego.

Nie musiałem długo czekać, po pół godzinie pod magazyn przyjechały dwa samochody. Z pierwszego wysiadło czterech mężczyzn w czarnych garniakach o posturze kafara. Rozstawili się wokół i jeden z nich otworzył drzwi drugiego. Wysiadł z nich młody mężczyzna. Śliczny jak obrazek, wykrochmalony jak świeże prześcieradło, w garniaku od Armaniego czy innego Versace'a, wyglądającym jakby go wycięto z najnowszego magazynu mody. Pedał jak nic. Po chwili z biura wybiegł śledzony przeze mnie osobnik. Zaczął się kłaniać w pas panu Ślicznotce i coś mu tłumaczyć.

Wyciągnąłem telefon i zacząłem robić fotki. Muszę przyznać, najnowszy model nie kosztował mało, ale teraz dzięki niemu mogłem zrobić całkiem dobre zdjęcie każdemu z obecnych przed magazynem. Elegant słuchając relacji bandziora trzymał przy twarzy chusteczkę jakby samo oddychanie tym samym powietrzem co on stanowiło dla niego obrazę. Po chwili rzucił mu plik banknotów, minął go i wszedł do budynku. Stwierdziłem, że na tą chwilę mam dość.

W drodze powrotnej zadzwoniłem do Mathiasa. Kiedy odebrał, zacząłem mówić.
- Mathias, mój kochany szwagrze, mam dla ciebie dwie wiadomości, dobrą i złą. Od której mam zacząć?
- Corvus! Co znowu żeś zrobił?!
- No nie bądź taki, dobra czy zła?
- Od dobrej – westchnął.
- A więc właśnie udaremniłem zamach na twoje życie oraz dowiedziałem się kto ten zamach zlecił.
- Co?! O czym ty gadasz? Ile żeś wypił czekając na mnie?
- Ani kropli!
- Yhm... więc wytłumacz mi z łaski swojej co się stało?
- No więc, znudziło mi się czekanie i poszedłem do tego pubu co jest na rogu i zamówiłem sobie pintę... albo trzy. Swoją drogą to strasznie je rozcieńczają. Po trzech pintach nie czułem sie nawet jak po jednej, no nie licząc oczywiście pęcherza, ten to...
- Corvus! - warknął policjant - do rzeczy.
- No przecież mówię, nie przerywaj mi. Jak wróciłem do twojego mieszkania czekało tam na mnie trzech kolesi, no w sumie to czekali pewnie na ciebie ale było ciemno więc byłbym skłonny im tą pomyłkę wybaczyć, gdyby nie to, że świnie bez żadnego upewnienia się czy mają dobry cel, się na mnie rzucili. Nawet się szuje nie przywitali, ani nawet nie powiedzieli za co. Ale widzisz, tu dochodzimy do tej złej wiadomości, którą miałem dla ciebie. Bo widzisz rzecz w tym, że szarpiąc się troszkę zniszczyliśmy twoje mieszkanie, no a wychodząc mogłem nie zamknąć przypadkiem drzwi i gdyby ktoś zajrzał do środka mógłby znaleźć trupy. Ale nie martw się, właśnie tam wracam i postaram się jakoś ten bałagan uprzątnąć, o ile jeszcze nikt ich nie zauważył.
- Bogowie, Corvus..
- Czekaj! Jeszcze nie skończyłem. Po całej rozróbie poszedłem za trzecim typem, bo facet myślał, że mnie załatwił, więc poszedłem za nim do takiego jednego magazynu. No i ten koleś spotkał się tam z śliczniutkim facecikiem który mu zapłacił. Masz tu, wysyłam ci jego fotkę i adres magazynu. No, a teraz wracam sprzątać twoją melinę. Narka.

Rozłączyłem się, wyciszyłem telefon i wróciłem do mieszkania. Wszystko wyglądało jak wtedy gdy wychodziłem, kilka rozbitych mebli i dwa ciała na podłodze. Wychodzi na to, że pierwszy nie przetrwał kopa, którego mu sprzedałem wychodząc. Wziąłem na plecy pierwszego faceta i wyniosłem go do śmietnika w bocznej uliczce. Kiedy wynosiłem drugiego, spotkałem na korytarzu starszą panią z naprzeciwka.
- Kolega za ostro zabalował – wytłumaczyłem zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. - już go wyprowadzam, żeby rano nie hałasował.
Kilka razy kiwnęła głową i wróciła do mieszkania. Wyszedłem na zewnątrz i położyłem ciało obok jego kumpla i zakryłem ich workami. Kiedy wreszcie wróciłem do pokoju, padłem na łóżko i zasnąłem jak zabity.

Rano obudziło mnie uporczywe brzęczenie telefonu. Czterdzieści siedem nieodebranych połączeń. Wszystkie od Mathiasa. Przeciągnąłem się i odebrałem.
- No wreszcie! Ty ciężki wole przez mamuta miętolony! Wiesz ile razy próbowałem się z tobą skontaktować!? - wykrzyczał głos po drugiej stronie.
- Czterdzieści siedem? - zapytałem tonem, który miałem nadzieję, brzmiał przepraszająco.
- Dokładnie! Teraz słuchaj bo mam mało czasu. Ten facet którego zdjęcie mi wysłałeś to Samuel Noah, szuja jakich mało. Podobno członek gangu zwanego Cztery Smoki. Z tego co znalazłem w aktach, może pracować z byłym agentem Sanbetsu. Średni wzrost, średnia postura, ogólnie taki średni, ale podobno ostry brutal. Załapałeś? Masz się do nich nie zbliżać sam. Teraz najważniejsze, wyjeżdżam z miasta.
- Że co? Dokąd?
- Załatwić nam pomoc. Ze wszystkich poszlak jakie do tej pory zebrałem wynika, że tutejsza policja w znacznej mierze pośrednio lub bezpośrednio siedzi u nich w kieszeni. Dowiedziałem się też, że pociągnęli za kilka sznurków i załatwili sobie transport pewnego więźnia z Damaru. Pół nocy siedziałem w raportach, oraz dzwoniłem do damarskiej policji i w końcu dowiedziałem się, że jest to ktoś kto mógłby nam pomóc. Ciągle nie wiem czym im tak zalazł za skórę, że aż chcą go tutaj ściągnąć, ale kij z powodem. Ważne, że też może chcieć ich dorwać. Dlatego poczekasz grzecznie na mój powrót, a ja tymczasem spróbuję namówić pana Murphy'ego do pomocy.
- Okej, poczekam grzecznie. Miłej jazdy.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem i już w okolicach południa rozpocząłem obserwację magazynu. W zaułku otworzyłem wrota i dostałem się na dach budynku naprzeciwko. Przez cały dzień nic się nie działo, pod wieczór tak chciało mi się pić i jeść, że zacząłem poważnie rozważać przeszukanie okolicznego zaułka po coś zjadliwego.
Na szczęście te przykre rozważania przerwał przyjazd samochodu z którego po chwili wysiadł Samuel Noah. Kilkanaście minut później pod magazynem pojawił się drugi pojazd, tym razem przywożąc takiego średniego z wyglądu sanbetańczyka. Pewnie tego o którym wspominał Mathias.
- Cóż – powiedziałem sobie – siedząc tutaj niczego się nie dowiem.

Wysłałem smsa aby poinformować szwagra gdzie jestem i otworzyłem wrota na dach magazynu. I o mało co nie połamałem sobie przez to nóg. Źle wymierzyłem odległość i wyszedłem na krawędzi dachu. Bogom dzięki za mocne i wytrzymałe piorunochrony. Wszedłem do środka przez okno dachowe. Wnętrze magazynu było dość dobrze oświetlone. Większą część przestrzeni zajmowały palety, na których leżały worki z cementem, wiadra z farbą, płyty gipsowe i inne tego typu rzeczy. Przedni róg zajmowało biuro, oddzielone od powierzchni składowej szklaną ścianą. Właśnie tam Noah i jego sanbetański kumpel w obstawie czterech uzbrojonych goryli omawiali coś przy laptopie. Elegant podłączył dysk do komputera i pokazywał coś towarzyszowi. Obaj wyglądali na wysoce zadowolonych. Po kwadransie wyglądało na to, że chłopaki mają zamiar się zbierać, a więc najwyższa pora uczynić to samo. Wtedy właśnie zawibrował mój telefon. Odebrałem.
- Hej Mathias, dobrze że dzwonisz – zaszeptałem – jestem w magazynie i jest tu tych dwóch kolesi od Smoków, o których rozmawialiśmy. Oglądali coś na lapku i cieszyli się jak dzieci, które właśnie wyrwały nóżki jakiejś muszce, a teraz wygląda na to, że zbierają się do wyjścia.
Usłyszałem jak Mathias zmełł w ustach jakieś przekleństwo
- Ty ciężki kretynie, skoro już tam jesteś to przynajmniej powstrzymaj ich przed wyjściem kilka minut zanim tam dojedziemy.
- Jasna sprawa.
- Acha. I jeszcze jedno Corvus.
- No?
- Nie rób nic głupiego i nie daj się zabić.

Zatrzymać ich w środku, nic prostszego. Bez robienia głupstw, może być ciężej. Otworzyłem kolejne wrota, przełożyłem rękę i wyciągnąłem przez nie z powrotem laptopa razem z dyskiem, który był do niego podłączony. W biurze na dole zapanowała panika, w końcu nie na co dzień prosto z przed twarzy komuś znika dosyć ważny sprzęt. Postanowiłem poczekać ukryty na więźbie dachowej na dalszy rozwój wypadków. Jak zwykle wybrałem złą opcję i nie doceniłem przeciwnika, trzeba się było zmywać. W ostatniej chwili zasłoniłem się laptopem przed strzałem.
No to po gwarancji.

Wyrwałem dysk i skoczyłem na rusztowanie stojące pod ścianą niedaleko ode mnie.
- Prawa lewa! – usłyszałem tuż przed tym jak miałem się złapać belki. Ręce przestały mnie słuchać i zwaliłem się na cement parę metrów niżej. Zerwałem się i wskoczyłem za worki. Po chwili zacząłem ostrzeliwać zza osłony biegnących do mnie ludzi. Ci oczywiście nie pozostawali dłużni. Powiedziałbym nawet, że odpłacali mi się bardzo szczodrze. Wystrzelałem cały magazynek lugera, kliknąłem jeszcze kilka pustych strzałów aby zorientowali się że nie mam już naboi i poczekałem na najodważniejszego. Kiedy się pokazał, zastrzeliłem go z rewolweru zabranego napastnikom z mieszkania. Dało mi to jakąś minutę spokoju zanim zebrali się w sobie i ponowili ostrzał. Znowu skończyły mi się naboje, tym razem na poważnie. Usłyszałem suche uderzenia iglic karabinów, znaczy chłopaki mają ten sam problem co ja.

Wyjrzałem zza worków i zobaczyłem jak Noah z kumplem schodzą do piwnicy. Zostawili goryli, którzy właśnie zaczynali przeładowywać broń. Zrobiłem szybki rachunek. Wyszło mi, że zdążę. Wyciągnąłem pałkę i rzuciłem się na ochroniarzy. W połowie drogi okazało się jednak, że nie biegam tak szybko jak miałem nadzieję. Lufy karabinów skierowały się w moją stronę. Zamknąłem oczy i czekałem na ból rozrywanego przez kule ciała. Usłyszałem wystrzały i po krótkiej chwili wszystko ucichło. Otworzyłem oczy, rozejrzałem się. Jakimś cudem byłem cały, a moi przeciwnicy martwi.
- Corvus!! Ty bezmózga jętko! Której części w "nie rób nic głupiego" nie zrozumiałeś?! Ty ciemna maso z głową pełną kompostu! Powinienem był się nie wtrącać i zobaczyć co masz zamiar zrobić z tą cholerną pałką przeciwko karabinom! Jestem pewien, że było by to bardzo kształcące doświadczenie.
Wciąż lekko zszokowany odwróciłem się. W moim kierunku kuśtykał Mathias.
- Któryś z tych sukinkotów trafił mnie w nogę.
Zauważyłem jak za nim, po rusztowaniu schodzi wysoki, chudy drab, wyglądający jak chodząca reklama sklepu z bronią,
- Gdzie Tsuchikawa i Noah? - Odezwał się podchodząc do nas
- Pobiegli tamtędy – pokazałem. - Jest tam zejście do jakiejś piwnicy.
Żołnierz ruszył we wskazanym kierunku nie czekając na żadne wyjaśnienia.
- Idź za Murphym – powiedział do mnie Mathias. - Sam może nie dać sobie rady z nimi dwoma.
- Zaraz – podbiegłem do miejsca gdzie chowałem się przed ostrzałem. - Trzymaj, to dysk z danymi, który zabrałem Tsuchikawie. Przy odrobinie szczęścia powinno tu być coś co może nam pomóc.
Ruszyłem w kierunku schodów.
- Stój! - krzyknął policjant. - Weź moją kamizelkę.

Po chwili zbiegałem już na dół. Po drodze chwyciłem jeszcze czyjś pistolet. Okazało się, że schody nie prowadziły do piwnicy lecz do tunelu. W oddali usłyszałem echo wystrzałów. Pobiegłem więc korytarzem, który po chwili kończył się wyjściem na duży plac. Na miejscu zobaczyłem Murphy'ego celującego do uciekającego na motorze sanbetańczyka. Nieopodal z ziemi podnosił się właśnie Noah. Krzyknął do żołnierza coś o ślepcach co sprawiło, że ten się zawahał i nie strzelił. Samuel wykorzystał tę chwilę i wycelował w niego pistolet. Stworzyłem wrota przez które przeskoczyłem, szczupakiem uderzając w strojnisia. Oszołomiony znowu upadł na ziemię. Stworzyłem jeszcze jedno przejście i wystawiłem przez nie rękę i cudownym lariatem, godnym najlepszych wrestlerów ściągnąłem sanbetańczyka z motoru. O mało co nie straciłem przez to ręki. Murhpy pobiegł aby złapać uciekiniera, ja natomiast zostałem przypilnować Samuela. Odwróciłem się, aby przywitać się z lufą jego Crucixa.
- Hej szefie, chyba nie jesteś na mnie zły? - powiedziałem podnosząc ręce.
Pocisk uderzył mnie w pierś, a jego siła rzuciła mną o mur.
Podszedł do mnie bez pośpiechu, jakby był pewny, że straciłem zdolność obrony. Miał rację, ale na szczęście dla mnie było to tylko chwilowe. Leżałem na ziemi z głową zwróconą w jego stronę, stanowiącą wspaniały cel.
- Nie złość się już. Złość piękności szkodzi, a ty nie bardzo masz czym szafować. - Miałem nadzieję wyprowadzić go choć trochę z równowagi. Udało mi się to wybornie. Trafił mnie kopniakiem w głowę, jednak w tej samej chwili udało mi się poderwać rękę z pistoletem i wystrzelić. Przytomność odzyskałem dopiero po chwili. Broń gdzieś mi wypadła. Na szczęście Noah też nie miał już swojej. Rycząc z bólu i wściekłości trzymał się za goleń. Oparłem się o mur, żeby pewniej stać na nogach. Przeciwnik, kulejąc, ostrożnie podszedł do mnie, twarz miał wykrzywioną grymasem bólu.
- Teraz cię wypatroszę – powiedział.
Odpowiedziałbym mu, gdybym był w stanie mówić, lecz jego kopniak skutecznie pozbawił mnie zdolności komunikacji.
Uderzył prawym hakiem. Nie na tyle silnym aby mnie zwalić z nóg, ale wystarczającym na ponowne zamroczenie. Spróbowałem ot tak, pro forma oddać mu cios i udało mi się w pełni. Chociaż efekt był nie do końca zadowalający. Po krótkiej szarpaninie, podczas której przetoczyliśmy się kilkukrotnie po okolicy, rozdzieliliśmy się. On trzymając w ręku swój pistolet, ja kostkę brukową. Podnosząc ręce do góry w geście poddania wypuściłem moją "broń". Nie zwrócił uwagi na brak stuknięcia o ziemię.
- Teraz wyjaś... - nie dokończył. Uskoczył do przodu przed brukiem który spadłby mu na głowę gdyby dalej stał w miejscu. Nie pomogło mu to ponieważ wystawił się na cios pałką, którą trafiłem go prosto w skroń.

- Trochę długo się z nim bawiłeś – usłyszałem za sobą.
Murphy stał niedaleko, obok niego leżał nieprzytomny Lui.
- Skoro tak bardzo się niecierpliwiłeś, trzeba było mi pomóc.
- Zastanawiałem się nad tym, ale ciekawsze wydało mi się sprawdzenie czy dobrze zauważyłem, że też jesteś nadczłowiekiem.
- Corvus! Murphy! - kulejąc podszedł do nas Mathias. - Słyszycie? Nadciąga kawaleria, jak zwykle po czasie.

Tydzień później.

Czekałem przed komendą na wiadomość z przesłuchania Mathiasa.
- No i jak poszło? -Zapytałem, gdy wyszedł.
- Całkiem nieźle. Jak się okazało na dysku, który zdobyliśmy, była masa dokumentów wskazujących na powiązania wielu wpływowych ludzi z gangiem Czterech Smoków. Znalazła się tam też lista nazwisk wielu policjantów z rozpiską, kto ile, kiedy i za co dostał.
- Czyli wszystko jest dobrze. Ci dobrzy, wygrali? W sumie fajnie będzie pławić się w chwale bohatera – uśmiechnąłem się radośnie.
- Ha! Nie wyobrażaj sobie za wiele. Nie ma szans na nagłośnienie sprawy. Za dużo osób w tym siedzi. Ci najwyżej postawieni się wykpią, tych nisko postawionych się zignoruje, przymknął natomiast kilku niewiele znaczących średniaków. Ja dostanę awans i pewnie własny posterunek w jakimś małym miasteczku z dala od wszystkiego. Murphy'ego co najwyżej wypuszczą, po tym jak rozmówi się z nim jego dowództwo, a ty możesz co najwyżej liczyć na uścisk dłoni nowego komendanta i brak oskarżenia o zniszczenia spowodowane naszą akcją w magazynie.
- Hmm, no to kiepsko. Widać nie ma sprawiedliwości na tym świecie, liczy się tylko to kto ma większe plecy.
- Dokładnie – westchnął Mathias.
- A tak właściwie co się stało z Murphym? Nie widziałem go od kilku dni.
- Cztery dni temu na komendę wpadł niejaki Reinhard. Pomachał ludziom przed oczami różnymi uprawnieniami i zabrał go ze sobą.
- Sierżancie Einarsson! - z komendy wybiegł w naszą stronę młody policjant. - Musi pan szybko wracać do środka. Tych dwóch, przyskrzynionych przez pana, właśnie zwiało z więziennego transportu!
- Dobra, wracaj i powiedz, że zaraz będę z powrotem – odpowiedział i odwrócił się w moją stronę. - Corvus, ty już tu w niczym nie pomożesz, więc możesz wracać do swoich spraw.
- Myślisz, że powinniśmy powiadomić Murphy'ego?
- Nie ma po co, niedługo pewnie sam się dowie. A jakby nas potrzebował, to wie jak się z nami skontaktować.
Ostatnio zmieniony przez Lorgan 31-01-2015, 21:45, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW Email
 
 
»Coltis   #2 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Corvus, oddałeś w ostatnim czasie walkę jako drugi, więc teraz Twoja kolej. Ocena będzie krótka.

Nie wiem z czego to wynika, że macie takie dogranie fabularne z oXem, ale to bardzo fajna sprawa, gdy działacie w tankyuu jako partnerzy. Może pomogły wytyczne od misia gry, może prywatne ustalenia, ale to nieistotne dla mnie w tym momencie. Teksty stanowią całość i w moim odczuciu idzie to na plus. Ktoś może stwierdzić, że to mało oryginalne i wolałby wasze własne, osobiste, alternatywne rozwiązania, lecz mi się podoba ;)

Czyli, niestety (TU-DUM!) do fabuły będzie ten sam zarzut - starcie właściwe jest za krótkie. Lubię, gdy walka z Samuelem Noah zawiera sporo Samuela Noah. Oczywiście może nasyłać na was mordobijów, prowadzić taktyczną grę i tak dalej, ale tego też jest tutaj za mało, żeby powiedzieć o konflikcie dwóch sił. Kiedy walka między herosami (nawet niskopoziomowymi) pozbawiona jest osobistego napięcia, jest po prostu nudno. Jeden cios, jedno użycie mocy, jedna drewniana zaczepka werbalna. Mało.

Przejdźmy do technikaliów - czytam i widzę z pozoru całkiem poprawny tekst, żeby nie powiedzieć "hiperpoprawny". Dopiero później wkradają się niepotrzebne przecinki w dziwnych miejscach, zdanie zaczęte od "i" oraz jakieś kolokwializmy średnio pasujące do ogólnego stylu tekstu. Jednak nie to mnie najbardziej uderzyło. W całej swojej dokładności ten tekst był po prostu drętwy. Corvus opowiada wszystko monotonnie, recytując poszczególne czynności niczym jakąś mantrę. Nie pomagają tutaj dodatkowe pauzy wprowadzone przez wymienione wyżej nadprogramowe przecinki. Cały tekst przypomina receptę z książki kucharskiej. Jestem w stanie sobie odtworzyć całość bardzo dokładnie, ale z braku lektury po przepis na ciasto raczej i tak nie sięgnę.

Wyszło bardzo sztucznie. Tekst nie płynie, pozbawiony jest emocji i nawet sceny akcji niewiele tu zmieniają.

To największy zarzut do Twojej walki, za który obcinam praktycznie wszystkie punkty które miałbym obciąć, bo na pomniejsze błędy byłbym w stanie przymknąć oko - robisz ich znacznie mniej niż oX. Lepsze wykonanie mogłoby nawet podbić rangę tekstu na "fajny".

Niestety, mimo przyjemnego odczucia, że tworzycie z oXem wspólną fabułę, tekst mi się nie spodobał. Dorzuciłbyś jakiś fajny bajer, więcej swobody pisarskiej i byłoby minimum 6.

Ocena: 5. Oddaję głos na NPC, Samuela Noah.


I wanna be the very best, like no one ever was.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #3 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Cytat:
Armaniego czy innego Versace'a

aż się skrzywiłem.

Cytat:
W całej swojej dokładności ten tekst był po prostu drętwy. Corvus opowiada wszystko monotonnie, recytując poszczególne czynności niczym jakąś mantrę. Nie pomagają tutaj dodatkowe pauzy wprowadzone przez wymienione wyżej nadprogramowe przecinki. Cały tekst przypomina receptę z książki kucharskiej.

Pozwolę sobie zacytować kolegę Coltisa, bo bardzo trafnie to ujął. Brak w tym tekście jakiejś melodii, tempa. Wszystko jest monotonne. Jak dla mnie za dużo niepotrzebnych szczegółów. Nawet te teoretycznie dynamiczne fragmenty jak walka wychodzą nudne. Samo starcie z przeciwnikiem, jak już do niego doszło, rozczarowujące. Myślę, że gdybyś nie był związany ramami tankyuu napisałbyś tą walkę lepiej. Samuel wyszedł Ci kiepsko po prostu. Niby na karcie tego NPCa nie ma za wiele, ale np Drax w swojej walce z nim poradził sobie o wiele lepiej.
To co mi się podobało i jest na plus to dialogi, które moim zdaniem wychodzą naturalnie i w których udało ci się mnie rozśmieszyć kilka razy. Charakter twojej postaci jest obłędny :)
Przeciwnik wydaje się zepchnięty na dalszy plan. Już postać oXa wydaje się w kontekście całego tekstu ważniejsza. Charakteru

Czytając odniosłem wrażenie, że nadużywasz czasowników zwrotnych nawet jak na narrację w pierwszej osobie. Takie wrażenie. Często gęsto sporo tego było obok siebie i nie przyjemnie mi się czytało przez to.
Technicznie raczej nieźle. Znalazłem ze dwa powtórzenia i literówkę.

Ogólnie praca poprawna ale przeciętna.
5,5

Genkaku głosuje na REMIS
   
Profil PW Email Skype
 
 
»oX   #4 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Nie będę ukrywał, że moja ocena będzie różniła się od pozostałych, ponieważ brałem udział w tym Tankyuu i znam historię od początku do końca, wiem w którym momencie i dlaczego nasze historię się krzyżują, no i kto jest kim i dlaczego robi co robi.

W przeciwieństwie do innych, mi się czytało dobrze. Podobały mi się dialogi, szczególnie te z Mathiasem. Wczułem się poniekąd w Twoją postać i wiem, że taki styl do niej idealnie pasuje. Sytuacje podobne jak w niektórych filmach. Chciałeś dobrze, a wyszło jak zwykle, przez co sytuacja się popaprała. Tekst podobał mi się od samego początku, kiedy to już miał miejsce zamach na Twoje życie (albo na Mathiasa). Niestety nie zrozumiałem dlaczego ten, który przeżył wycofał się do "bazy" jakby nigdy nic. Szedł spokojnie, nie odwracał się, a po otrzymaniu takich bęcków powinien obawiać się, że ktoś zaatakuje go zza pleców.

Również uderzają mnie przecinki w dziwnych miejscach, ale przymykałem na to oko (nie na tyle, by nie miało to wpływu na ocenę). Po prostu nie przeszkadzało wielce w czytaniu. Ciężko mi krytykować długość starcia, bo moje było nie lepsze. Być może obaj nie mieliśmy dobrego pomysłu jak to wydłużyć będąc w takiej sytuacji. Na plus idzie to, że mając minimum czasu udało nam się stworzyć spójną historię, dzięki czemu oba teksty nie odbiegają od siebie, a przedstawiają sytuację z perspektywy dwóch innych osób.

Genkaku napisał/a:
Przeciwnik wydaje się zepchnięty na dalszy plan. Już postać oXa wydaje się w kontekście całego tekstu ważniejsza.


Zacytuję, ponieważ mogę mieć na to odpowiedź. Tak wyszło, że w Tankyuu wydarzenia związane ze mną miały wpływ na to, co robi Corvus. Morderstwo mojej rodziny na zlecenie fikcyjnej rodziny (Vornenberg = Noah i Lui, fałszywe nazwisko, żeby działać pod przykrywką), która chciałaby pozbyć się nie tylko mnie (tutaj: Mathiasa, szwagra Corvusa). Może i dałoby się przedstawić to inaczej, ale jeśli się nie mylę, to pierwsze starcie Corvusa i, podobnie jak ja, jeszcze tego 'nie czuje'.

W oczy nie biją błędy ortograficzne, interpunkcyjne (jedynie te nieszczęsne przecinki), czy stylistyczne. Całość również uważam za poprawną, więc moja ocena jest ciut wyższa niż pozostałych.

Ocena: 6
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #5 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Corvus – Masz bardzo wyrazisty styl. Nie chodzi mi nawet o pisanie, tylko odgrywanie roli w ogóle. Czytając dialogi czułem się, jakbym cię słyszał na żywo, na sesji. Niestety w konwencji Tenchi średnio się to sprawdza, bo twoja maniera ma z mangowym klimatem wspólnego tyle, co dzieła Tolkiena. W przeciwieństwie do Coltisa to właśnie ten element pracy uważam za najsłabszy. Opisy były proste, rzeczowe i sensowne. Podobnie fabuła, co zdaniem większości idealnie sprawdza się na początek. Ocena końcowa odzwierciedla, moim zdaniem, marne wpasowanie się w klimat gry.

Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na remis.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #6 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Corvus - 22 pkt.

NPC - 22 pkt.

Zwycięzcą został Corvus!!!

Punktacja:

Corvus +75 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Coltis +10
Genkaku +10
oX +10
Lorgan +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 14