Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Tankyuu] Sanbetańska robota
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 19-03-2014, 11:12
 Zamknięty przez Lorgan, 01-02-2015, 01:18

28 odpowiedzi w tym temacie
^Tekkey   #21 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011

Opcja 1. Wewnętrzny Wróg
Tekkey vs Izuma


Opcja 5.1 Szepty ulicy

Okoliczności przebudzenia Genbu nie należały do najprzyjemniejszych. Począwszy od kolejnej migreny, wypełniającej uszy brzęczeniem, a głowę bólem; okoliczności przyrody, rozmazanych zielonych smug przemykających za oknami pędzącego furgonu Czyścicieli; na towarzystwie wreszcie kończąc: tuż obok leżał Izuma na identycznych noszach. Jego ciało wróciło do normalności, lub raczej tego co w przypadku egzekutora można było tym mianem określić. Pomimo długich i intensywnych „agresywnych negocjacji” z zabójcą, ten nie udzielił wielu nowych informacji. Twierdził, że dostał telefoniczny rozkaz od łącznika z Inpu, zaś inne okoliczności zlecenia nic go nie obchodziły. Ciekawe jak szybko zechce zmienić zeznania przemaglowany przez zespół profesjonalistów od wydobywania prawdy.

***

Agent uprzejmie podziękował za kawę kelnerce. Poczekał aż ta się oddali i pocukrował napój dwiema kostkami. Nie on wybierał miejsce spotkania, więc mógł tylko mieć nadzieję, że chociaż menu mieli lepszej jakości niż wystrój lokalu. Pociągnął łyk i zdecydowanym ruchem odstawił kubek. Próżne mrzonki.
- Dziękuję, że zechciała się pani z nami skontaktować – zwrócił się wreszcie do świadka po drugiej stronie stolika nakrytego sfatygowaną ceratą.
- To mój patriotyczny obowiązek. Nikt w Sakubie nie jest bezpieczny, póki on jest na wolności.
Z zamyślenia Tekkey pociągnął kolejny haust kawy i gorzko tego pożałował. Wrzucił do kubka kolejne kostki cukru. Siedząca obok Sakura Oto skontaktowała się z władzami wkrótce po tym jak telewizja zaczęła transmitować pogróżki złoczyńcy. Rzekomo miała o Kayzerze pewne informacje. Wkrótce po powrocie do stolicy szpieg został wysłany do ich zweryfikowania. Nie zapowiadało się to dobrze, zamienili ledwie kilka zdań, a jedyna informatorka już rozmijała się z prawdą.
- Co może mi pani o nim powiedzieć? – spytał, nie okazując rozczarowania.
- Widziałam go kiedyś, jeszcze zanim zaczęli pokazywać go w telewizji. To było jakieś trzy miesiące temu. Pracowałam wtedy jako pokojówka w domu Hayoshiego Kabuto – odetchnęła głęboko, a agent wychwycił w jej tonie i mowie ciała gniew. Czyżby prawdziwa przyczyna, dla której zdecydowała się zeznawać?
– Kabuto, tego senatora? – zainteresował się Tekkey. Hayoshi był wpływowym urzędnikiem z wieloma koneksjami, zasiadającym w kilku senackich komisjach. Zdecydowanie postać tego formatu nie powinna posiadać powiązań z kimś pokroju terrorysty.
- Tak. Człowiek wyglądający jak Kayzer Soze z telewizji był gościem na jednym z urządzanych w rezydencji przyjęć.
- I to był jedyny raz, gdy go pani widziała? Na przyjęciu musiało być także mnóstwo innych gości. Dlaczego zapamiętała pani akurat jego twarz? – sondował sceptycznie agent.
- Jedyny, ale starczyło aż nadto – zaperzyła się Oto. – Nie robił niczego niezwykłego, mimo to było w nim coś wyróżniającego go z tłumu. Poza tym wydaje mi się, że on i senator rozmawiali ze sobą i wspólnie zniknęli w kuluarach.
Genbu nie wyczuwał z jej strony kłamstwa. Najwyraźniej wierzyła w swoje rewelacje.
- Rozumie pani, że musimy potwierdzić zeznania. Jak wygląda ochrona na terenie rezydencji? Może na nagraniach monitoringu zachował się film z tego wieczora.
- Tak, to możliwe, ale nie wszędzie w domu znajdują się kamery. Co innego na zewnątrz – uprzedziła informatorka.
Tak czy inaczej, było to warte sprawdzenia. Mężczyzna nagryzmolił długopisem na serwetce wizerunek jaszczura z tatuażu Soze.
- Czy zna pani ten symbol? Może widziała go kiedykolwiek w domu senatora?
- Niestety nie. – Kobieta odsunęła serwetkę.
- Czy słyszała pani kiedyś nazwę „Czarne Żmije”? Albo nazwisko Kito Torimoko? – strzelał na ślepo Ookawa.
- Nic mi to nie mówi, przykro mi.
- To wszystko. Dziękuję za pani czas – uśmiechnął się Tekkey i jednym haustem dopił kawę. Kolejne kostki cukru dorzucił już sobie do ust. Dość przerwy, czas wracać do pracy.

***

Co zrozumiałe, komandora zainteresowały wieści o powiązaniach między politykiem a terrorystą. Oznajmił, iż zajmie się sprawą osobiście. Miało to sens, nigdy nie dostaną zgody na gruntowne przesłuchanie wysokiego urzędnika bez formalnego uchylenia immunitetu, ale jako telepata Genkaku mógł mimo to wyciągnąć jakieś informacje nawet podczas zwykłej rozmowy. Niestety oznaczało to również brak szans na zielone światło dla przeszukania domu i biura senatorskiego podejrzanego. Cóż, o czym się nie dowiedzą, to ich nie oburzy. Zdobytych prawem czy lewem, agenci potrzebowali kolejnych tropów w tej sprawie.

***

- Jeszcze raz to samo – Tekkey nachylił się do barmana, wyciągając banknot o wysokim nominale i zaraz potem dodał ciszej, tylko do niego - To on?
Mężczyzna za ladą skwapliwie ukrył pieniądze w dłoni i podając mocno rozwodnionego drinka chrząknął potakująco. Tyle musiało wystarczyć. Podczas nieobecności Ookawy w mieście, przydzielony wcześniej z agencji szofer z podziwu godnym poświęceniem nadal wizytował szemrane lokale w nadziei na natrafienie na nowe tropy Soze. Po powrocie, Genbu zwolnił go z tego obowiązku i odesłał do odespania służby zaraz po wysłuchaniu raportu o podejrzanych typach krążących po mieście. Wedle plotek, wkrótce po ujawnieniu spisku Kayzera przez media w różnych częściach miasta pojawili się demagodzy podburzający ludzi antyrządowymi hasłami. Jak na naturalną reakcję tłumu na kryzys czy zbieg okoliczności akcja była stanowczo zbyt dobrze zorganizowana. Kilkunastu opłaconych barmanów miało dać cynk w razie, gdyby znowu usłyszeli o mącicielach wędrujących po okolicy. Jeden z nich faktycznie się odezwał, licząc na łatwe pieniądze.
Nowoprzybyły facet stał chwilę w drzwiach, obrzucając wzrokiem panoramę nędznej pijalni. Poza siedziskami przy barze w głębi izby stało jeszcze kilka stolików, rozrzuconych tak by goście nie przeszkadzali sobie w rozmowach. Niewielu ich zresztą zaszczyciło tego popołudnia przybytek i skupili się w tyle sali w kilkuosobowych, zamkniętych grupkach. Zdecydowanie kiepski cel.
Z drugiej strony, siedzący przy barze agent dołożył starań by wyglądać jak idealna ofiara. Dodał sobie trochę masy ciała i kilkanaście centymetrów wzrostu. Przebrany w przyprószony pyłem znoszony strój robotnika budowlanego, sączył szklankami alkohol z ponurym grymasem na masce o topornie ciosanych rysach twarzy.
- Kiepski dzień? – zagadnął nieznajomy, przysiadając się do kontuaru.
- Jeszcze jak. Wychodząc do roboty nie myślałem, że ktoś może mnie chcieć wysadzić – odburknął Tekkey.
- Chromolony terrorysta – przytaknął demagog. – I chromolony rząd. Czemu policja nic z tym nie zrobi? Na co idą moje podatki?
- Pewnie żrą pączki zamiast szukać bomb – zgryźliwie zażartował agent.
- Powiem ci coś – podniósł głos agitator. Teraz słyszeli go wszyscy obecni, niezależnie od tego czy chcieli czy nie. – Nie tylko policja, ale też rząd ma nas, zwykłych ludzi, najzwyczajniej w dupie. Nic ich nie obchodzi co stanie się z nami i miastem. Sami pewnie siedzą już z rodzinami w przeciwatomowych bunkrach.
- I co niby można z tym zrobić? Na władzę nie poradzę. Wyższym stołkom nie podskoczysz – skonkludował wywód Genbu.
- Całkiem sam? Nic. Ale jeśli wszyscy wyjdziemy na ulice, krzycząc im w twarz jakimi są hipokrytami i domagając się zapewnienia bezpieczeństwa naszym rodzinom, będą musieli nas wysłuchać.
- To się nigdy nie uda – rzucił szpieg, ale tonem błagającym by rozmówca zaprzeczył.
- To już się dzieje! Jest więcej ludzi myślących jak my. Jutro na sygnał w jednym momencie staniemy wraz z nimi na ulicach miasta. Pokażemy im nasz gniew. Dość czekania! Nie damy się uciszyć!
Okrzyki przyciągnęły rozeźlone spojrzenia reszty klientów. Na szczęście nie wydawało się, by populistyczne hasła znajdowały pośród nich posłuch.
- Dość czekania – potwierdził Ookawa. – Jestem z wami, ale mam jeszcze kilka pytań, Wolałbym je zadać na osobności. Nikomu nie można dziś ufać – obejrzał się podejrzliwie za siebie.
- Oczywiście, towarzyszu – rekruter uśmiechnął się wilczo.
Dwaj mężczyźni wspólnie wyszli z baru.

***

- Co ty wyprawiasz? Puszczaj mnie! – wykrzyczał z góry agitator.
- Wyjątkowo kiepski dobór słów.
Tekkey gwałtownie zakołysał zawieszonym w powietrzu za kostkę mężczyzną. To chyba skłoniło jeńca do ponownej analizy sytuacji. Wcześniej nawet nie podejrzewał pułapki, gdy wlazł w przygotowaną zawczasu pętlę wnyk w zacisznym zaułku. Teraz, przywiązany do wystającej belki dachowej sąsiedniego budynku, mógł spojrzeć na uliczkę z góry. Znikąd nie było szans na ratunek.
- Nie mówiłem tego wcześniej, ale za tę robotę są pieniądze. Podajesz mi do siebie kontakt, stawiasz się na wskazanym miejscu i dostajesz dużą forsę – próbował kusić, ale agent wiedział, że w ostatnim zdaniu rozmija się z prawdą.
- Wystarczająco dużą, aby zadzierać z nami, funkcjonariuszami rządowymi? Jak widzisz, coś jednak robimy.
- I myślisz, że jesteś taki cwany, co? Że wszystko ci wolno? Jestem obywatelem tego państwa, a ty nie masz prawa mnie zastraszać! Żądam adwokata!
Lina się rozciągnęła i z szalonym kwikiem rekruter zaczął spadać. Zatrzymał się ledwie pół metra nad ziemią. Agent sprawnie wyłuskał mu z kieszeni telefon i portfel.
- Zadzwonię po adwokata. Powiem mu, żeby przywiózł nam pączki – posłał sygnał na automatyczną sekretarkę Czyścicieli i podał im adres. - W międzyczasie grzecznie opowiesz mi o wszystkim co wiesz.
Szpieg znowu zakręcił wiszącym głową w dół więźniem. Jego żołądek nie przyjął tego dobrze. Mąciciel rozkaszlał się spazmatycznie, krztusząc się własnymi wymiocinami.
- Już niedługo Kayzer Soze dobierze się wam wszystkim, chwastom, do zadków – wychrypiał mściwie.
- To dla niego pracujesz?
- Kto wie? Każdy git słyszał o Keyzerze Soze, ale nikt go nigdy nie spotkał. Arcymistrz zbrodni. Mityczny szef wszystkich szefów. Niektórzy nawet nie wierzą, że istnieje. Teraz mają dowód! Wydymał rząd i pokazał wszystkim kto naprawdę rządzi w tym kraju.
- Fascynujące. Ale trzymaj się konkretów: jak się z tobą skontaktował?
Bandyta zacisnął wargi i milczał. Tekkey złapał go dłonią za twarz i rozpuścił część swojego rękawa. Krew zalała usta i nos, już po kilku sekundach jeniec zaczął się miotać i próbować oderwać od twarzy rękę. Całkiem bezskutecznie. Został puszczony dopiero, gdy zaczął już flaczeć. Płyn opuścił zatoki i schwytany zdołał zaczerpnąć tchu.
- Powtarzam: jak się z tobą skontaktował? – Genbu z niesmakiem patrzył na zanieczyszczone wymiocinami palce.
Przesłuchiwany nie odpowiadał, więc zniecierpliwiony szpieg ponownie chwycił go jak wcześniej. W tym momencie twardziel do reszty pękł i zaczął sypać.
- Ktoś spytał czy nie chcę łatwo zarobić. Nikt szczególny, wysoki, łysiejący facet. Teraz mam zebrać adresy ludzi i czekać na sygnał przesłany na mój telefon, a potem przesłać go dalej. W skrytce pocztowej będą czekać pieniądze za robotę.
- Dobrze. Mówiłeś, że po twoim wezwaniu mam się stawić na miejsce. Jakie miejsce? Ilu ludzi już zwerbowałeś?
- Gdzieś koło pięćdziesiątki. Są dwa miejsca zbiórki. Posłuchaj, wszystko jest zapisane w telefonie. Ja nic nie wiem! Nawet kto naprawdę mnie wynajął. Robię co mi polecono i tyle.
- Ja tak samo. Więc bez urazy, towarzyszu. – Uśmiechnął się zimno agent i wytarł zabrudzoną dłoń o ubranie wisielca. Furgon Czyścicieli parkował już u wylotu zaułka.

***

Plotki o rekrutacji ludzi do wywołania zamieszek nie tylko się potwierdziły, ale istniało uzasadnione podejrzenie, że inspiratorem całej akcji był Soze. Należało przedsięwziąć odpowiednie środki zaradcze. Agent rekomendował komandorowi w raporcie postawienie w stan gotowości sił antyzamieszkowych stołecznej policji i ściągnięcie posiłków podobnych oddziałów z innych miast Sanbetsu. Schwytanie kilku lub wszystkich agitatorów krążących po Sakubie również mogło drastycznie zmniejszyć skalę zagrożenia zamieszkami. Grupy lokalnych policjantów w cywilu, obeznanych z terenem i twarzami miejscowych bywalców barów mogło łatwo wychwycić i aresztować spośród nich obcych. Perorujących w dodatku wywody pełne antyrządowych haseł. Skoro sygnał dla zamieszek miał pochodzić z prywatnych telefonów komórkowych (zarekwirowanemu agitatorowi sprzętowi już przyglądali się państwowi technicy) to drastycznym środkiem zaradczym mogło być odcięcie na krótko przed godziną zero przekaźników i anten sieci telefonów komórkowych na terenie i w okolicy Sakuby. Bez sprawnej sieci przekupieni demonstranci nie otrzymają sygnału wyjścia na ulice. Nawet to mogło się jednak okazać niewystarczające – bilingi rozmów i pamięć osobistego komunikatora Izumy nie zawierały żadnego połączenia, który potwierdzało by wersję zdarzeń wedle zeznań właściciela. Mimo to najbardziej przekonujące o jego prawdomówności było jak bardzo wstrząsnęła egzekutorem wiadomość o tym fakcie. Nadal gorąco zaklinał się, że właśnie w ten sposób otrzymał rozkazy i Tekkey trochę wbrew osobistej niechęci mu wierzył. Zdecydowanie działo się tu coś dziwnego.

***

Powoli zaczynało zmierzchać i agent mógł wreszcie urzeczywistnić plan włamania do posiadłości senatora. Jeszcze nigdy nie próbował sztuczki, którą chciał wykorzystać, w warunkach prawdziwej misji i miał nadzieję, że nic nie nawali w ostatniej chwili. Ostrożnie zaczął formować kryształki w zamierzony kształt. Zasada działania biomechanizmu pozostawała ta sama, jaką zastosował we własnym pancerzu. Oplot nici łączył sztywne elementy szkieletu i miał wprawiać je w ruch. Poruszył lekko palcami i w odpowiedzi osiem zakończonych mikrymi haczykami odnóży dużego pajęczaka posłusznie zatańczyło kankana, jak marionetka poruszana sznurkami lalkarza. Oto arcydzieło biotyki, o stworzeniu jakiego Izuma mógłby tylko pomarzyć. Pajęczak zasalutował po raz ostatni i posłusznie złożył się w kłębek żądanego rozmiaru. Agent zamknął go w pustą skorupę i wsunął w lufę. Nabity granatnik ręczny XM-25 wycelował w dach domku strażników na ogrodzonym terenie willi. Laserowy dalmierz ocenił odległość i skalibrował moment otworzenia granatu nad celem. Z cichym puknięciem pocisk wystrzelił w górę. Miał do pokonania dystans znacznie mniejszy, niż maksymalny zasięg siedmiuset metrów. Jeśli Genbu miał zachować kontrolę nad konstruktem, musiała przetrwać między nimi nienaruszona więź, a im większa odległość tym więcej krwi będzie musiał poświęcić w jej podtrzymanie. W najgorszym wariancie rano znajdą w okolicy jego anemiczne ciało.
W soczewce kontaktowej szpiegowskiego beepera Ookawa widział przekaz z minikamery zainstalowanej na grzbiecie automatona. Zgodnie z planem bezpiecznie wylądował na dachu. Teraz trzeba było nim pokierować do wylotu szybu wentylacyjnego. Pająk sprawnie przemknął przez blaszane przewody i zamarł przed kratką w pomieszczeniu strażników. Przed monitorami tkwiło dwóch znudzonych ochroniarzy, na jednym oglądali jakiś mecz. Szpieg poświęcił chwilę na naniesienie zasięgu widzenia każdej z kamer na beeperowy skan pomieszczeń głównego budynku. Podążając dalej metalowym tunelem dotarł wreszcie do składziku, w którym przechowywano archiwalne nagrania monitoringu. Teraz musiał ostrożnie zdjąć manipulatorami kratkę, zejść po ścianie i otworzyć szafę, w której przechowywano archiwalne nagrania monitoringu. Wbrew obawom pierwsze dwie czynności nie nastręczyły problemów, opóźnienie reakcji kukły było minimalne, a jej konstrukcja doskonale przystosowana do misji. Prawdziwy problem stanowiła szafka. Dla małego stworzenia wdrapanie się na odpowiednią wysokość nie nastręczało kłopotów, ale naciśnięcie klamki i jednoczesne pociągnięcie całego skrzydła drzwiczek już tak. Agent musiał poświęcić kilka minut na transfer materiału i powiększenie manipulatorów. W końcu udało się, szafa stanęła otworem. Widząc stosy płyt z nagraniami Tekkey uświadomił sobie, że pokojówka nie wymieniła konkretnej daty przyjęcia. Czując narastającą gulę w gardle zaczął myszkować wśród papierowych raportów ochrony. W końcu znalazł dokument opisujący bankiet wyprawiony w odpowiadającym opisowi przedziale czasu. Już pobieżne oględziny dziennego raportu pozwalały stwierdzić, że na liście gości nie było Keyzera Soze. Znajdowały się na niej wszakże nazwiska Kazuya Ishiro i Kito Genkaku. Szczególnie to drugie było zaskoczeniem. Pająk odłożył na miejsce raport, nagranie dokumentu znajdowało się już w pamięci beepera. Pozostawało znaleźć płytę i wynieść ją do skopiowania. Nie było to trudne w uporządkowanej szafie. Po jej zamknięciu konstrukt wdrapał się z powrotem do szybu, zasuwając za sobą kratkę. Na górze budynku rozpoczął przygotowania do powrotu – przymocował w dwóch miejscach elastyczną nitkę tymczasowymi mocnymi skrzepami, naciągnął ją do samej krawędzi płaskiego dachu i wreszcie przestał zapierać się odnóżami w podłoże. Mechanizm wystrzelił jak z procy, przelatując wysoko ponad krawędzią płotu. Genbu nie zamierzał ryzykować mechanicznego uszkodzenia dowodów i automaton miękko opadł na ziemię na małym spadochronie z krwawej tkaniny.
To była ta łatwa część misji.
Oczywiście środki zabezpieczenia całego kompleksu koncentrowały się wokół samego domu senatora. Nie było szans, by powtórzyć wcześniejszy desant z powietrza. Sieć kamer była na to zbyt gęsta. Jeśli infiltracja domu miała się powieść, Ookawa potrzebował skutecznej zasłony dymnej. Dziwne odgłosy z plamy cienia nieopodal płotu przywabiły wreszcie jednego z psów, puszczonych swobodnie brytanów kręcących się po całym terenie. Pajęczak zaszczękał wyzywająco manipulatorami i wycofał się głębiej w ciemność. Ze zduszonym warczeniem i zjeżoną sierścią prawdziwy zwierzak podążył jego śladem. Chwilę później wychynął z powrotem na oświetlony trawnik, zatoczył kilka niezdecydowanych kręgów, wytarzał się w błocie i skierował się niemal wprost do domu. Tym czego kamery nie potrafiły zarejestrować były napuchnięta już kula khazarskiego Semrasu, ciśnięta przez kukłę do pyska czworonoga, a także jego ukryta pod błotem pobrudzona czerwienią sierść. Wkrótce po wejściu do środka agent ułożył odurzonego narkotykiem psa w naturalnej pozycji i posłał mikrego pajączka naturalnych rozmiarów przez wentylację. Wnętrze willi było znacznie większe od domku strażników i szybko opóźnienia reakcji stały się utrapieniem w sterowaniu. Niemal nie skończyło się to wykryciem, gdy przechodzący obok strażnik zauważył pająka z chrzęstem raz po raz walącego w kratkę (miał się przez nią zgrabnie prześlizgnąć, ale ogarnięcie czterokrotnie większej niż ludzkie ilości nóg okazało się prawdziwym utrapieniem). Przez chwilę Genbu myślał, że stracił nad marionetką kontrolę, gdy usiłował desperacko wycofać się w głąb szybu. W sumie pociemniało mu przed oczami i nie do końca był pewien jak to ostatecznie osiągnął. Nieważne. Najważniejszym zagrożeniem i tak nie byli szeregowi wartownicy, tylko przydzielony do ochrony polityka „osobisty ochroniarz”, zapewne nadczłowiek, co do zdolności którego żaden z raportów straży nie dawał żadnych wskazówek. Po dotarciu do gabinetu senatora kamera na pajączku starannie omiotła wszelkie zakamarki w poszukiwaniu ukrytych kamer, nim szpieg zdecydował się posłać go do środka. Pomieszczenie było zadziwiająco pozbawione obciążających dowodów. Pewne nadzieje wiązane z zawartością sejfu rozwiały się, gdy okazało się, że do otwarcia niezbędne są skan gałki ocznej i linii papilarnych kciuka. W tej sytuacji Sanbeta musiał zadowolić się tym co już uzyskał. Powrócił do psa i wyprowadził kamerę z powrotem na zewnątrz.

***

Wyglądało na to, że miał nowy wniosek dla Genkaku. Musieli dokładnie prześwietlić życie i ciało senatora Kabuto. Chyba była najwyższa pora podzielić się wynikami śledztwa z agentką Curse i tym młodym, jakże mu tam...Graversh? Zasługiwali by zostać ostrzeżonymi co wkrótce mogło zacząć dziać się na ulicach Sakuby.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
Ostatnio zmieniony przez Tekkey 08-10-2014, 15:33, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW Email
 
 
^Tekkey   #22 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011

Opcja 5.2 Szepty Ulicy

Tekkey w pełni korzystał z zasłużonej przerwy. Nie było sensu zwracać na siebie uwagi tkwiąc pod parkanem posiadłości. W dzielnicy willowej każdy obcy zwracał na siebie uwagę, dlatego też przeniósł się do sąsiadującego z nią parku natychmiast po włamaniu. Po drodze szczęśliwie trafił na automat i zaopatrzył się w się w miskę gorącego makaronu. Teraz metodycznie wiosłował pałeczkami, popijając jedzenie napojem gazowanym z puszki. Wziął jedną ekstra, na poczet przyszłej akcji. Na piaszczystej alejce tuż przed ławką agenta wylądował naraz ptak. Przekrzywił głowę, jakby chciał się przyjrzeć człowiekowi i posiłkując się machnięciem skrzydeł przeskoczył na siedzenie obok agenta.
- Witaj, Thekalu. Postawić ci kolację? – przywitał się szpieg z najbliższym współpracownikiem komandora.
Kruk implodował w chmurę czarnego pyłu, która po sekundzie zestaliła się w postać mężczyzny. Tym razem były szaman przybrał postać samego Genkaku. Inaczej niż pierwowzór, klon natychmiast rozluźnił ciasno zawiązany krawat i rozparł się w rozluźnionej pozie na oparciu.
- Nie trzeba. Wolałbym szybko tu skończyć i wracać. To nie jest dobry czas na zwiedzanie, Tekkey – odpowiedział, jak zawsze ze znikomym, nie kojarzącym się z niczym akcentem.
Genbu przytaknął i wręczył sojusznikowi swojego automatona z osadzonym na grzbiecie zegarkowym beeperem. Może w parze z szefem wywiadu potrafili telepatycznie koordynować działania, ale oni dwaj potrzebowali innej metody komunikacji. Sam pomysł posłania w ramach posiłków zmiennokształtnego wyszedł od Genkaku i mógł oszczędzić mnóstwa zachodu związanego ze zdobyciem skanu siatkówki oka senatora Kabuto.
- Plan jest taki: weź to w pazury i wyląduj jako ptak na dachu willi. Poprowadzę cię stamtąd przewodami wentylacyjnymi do samego gabinetu. Sam będę czekał gdzieś w cieniu, tuż za granicą posiadłości. Póki co dam ci fory. Ruszam, gdy tylko skończę jeść – agent ze spokojem wrócił do przerwanego posiłku.

***

- Oto i sejf. Wredna bestia, nie do otwarcia niepostrzeżenie. – Pajęczak uniósł jedną nóżkę, wskazując na ścianie miejsce ukrycia kasy.
- Na szczęście nie dla mnie. – Czarny szczur, w postać którego przedzierzgnął się Thekkal na czas przekradania przez dom, z zadowoleniem potarł wąsiki łapami.
- Mam nadzieję. To wspaniały zbieg okoliczności, że znacie Kabuto. Najmniejsza różnica między oryginałem a kopią, a może włączyć się alarm.
- Nie znamy. Kito dostał zaproszenie na bankiet senatora, ale nigdy nie spotkali się twarzą w twarz. Te przyjęcia zazwyczaj są śmiertelnie nudne, więc często dla zabawy czytamy ludziom w myślach. Sporo rzeczy się można dowiedzieć...
- Czekaj! Co? - wzburzył się Genbu. No, świetnie, wróciły też czarne plamki przed oczami.
- Spokojnie. Ja go widziałem. Raz. W telewizji.
Gryzoń implodował i po chwili w gabinecie stał klon polityka w eleganckim garniturze.
- Nawiasem mówiąc, Kito zachodzi w głowę, jak mógł nie zauważyć w tłumie człowieka, na którego uwagę zwróciła nawet pokojówka. „Chyba zwyczajnie na siebie nie wpadliśmy. Inaczej bym wtedy zwrócił na niego uwagę” – szaman zachichotał głosem polityka.
Przymroczony Ookawa nie odpowiadał, dubler uznał to za przyzwolenie na rozpoczęcie rozpruwania zabezpieczeń. Odsłonił sejf i zbliżył twarz do skanera oka. W domu nie zaczął wyć alarm, więc chyba jakoś udało mu się oszukać mechanizm. Po przyłożeniu dłoni do czytnika linii papilarnych odskoczyły skoble, drzwiczki otwarły się z hermetycznym sykiem.
- No i proszę bardzo. Zobaczyć znaczy uwierzyć.
Tekkey ocknął się równie nagle, jak wcześniej popadł w konfuzję. Pająk cały czas zataczał po podłodze kółka jak pijany i z największym trudem człowiekowi udało się odzyskać nad nim kontrolę. Chyba potrzebował czegoś więcej niż pierwszego dzisiaj posiłku by w pełni dojść do siebie.
- Możesz mnie podnieść? Też chciałbym widzieć wnętrze sejfu – poprosił pomocnika.
Zawartość skrytki była dosyć rozczarowująca. Ot trochę gotówki, i mnóstwo papierów. Pośród nich wyróżniała się prosta, brązowa koperta. Była skrajnie pospolita. Podobne jej można było kupić wszędzie w Sanbetsu. To właśnie dlatego Kayzer Soze wysyłał w nich swoje postulaty do rządu i mediów. Czy ta była od niego? Agent zdalnie odpalił analizator beepera i przeciągnął skanem po skopiowanej dłoni senatora.
- Thekalu, możesz wyciągnąć dłoń? Chcę pobrać odciski z koperty.
Szybka analiza potwierdziła, że znajdują się na niej ślady palców polityka. Ale były też inne, nie figurujące w bazie. Mogły należeć do każdego, od listonosza po domowego lokaja, ale nadal istniała szansa, iż pozostawił je sam zbrodniczy nadawca.
Z bliska lepiej było widać zalakowane koperty, z pieczęcią senatu i banderolą „Ściśle Tajne”. Czegoś takiego nie dało się łatwo otworzyć i zatrzeć tego ślady, parlament dbał o bezpieczeństwo oficjalnej korespondencji. Może osobiście Tekkey dałby radę, ale sterując oporną kukłą nie miał zamiaru próbować szczęścia.
- Z tym też będzie ciężko. Nie zdołam tego niepostrzeżenie otworzyć.
- Potrzebujesz pomocy? – Thekal wyciągnął z sejfu koperty i uważnie przyjrzał im się ze wszystkich stron.
- No i? – popędzał zaciekawiony utajnioną zawartością agent.
- Nie da rady tego potajemnie otworzyć – przyznał klon. - Ale mogę zrobić to.
W ręku byłego szamana pojawił się drugi zestaw kopert, identycznych z oryginałami. Udawany polityk po prostu oderwał zabezpieczenia kopii i wysypał dokumenty na blat biurka. W środku znajdowały się kopia raportu parlamentarnej komisji Zdrowia na temat sytuacji na rynku farmaceutycznym: ilości licencjonowanych aptek, udzielonych koncesji na sprzedaż leków i szacowanej ilości sprzedanych medykamentów, a także kopia raportu komisji Gospodarki dotyczącego planowanych wydatków w przyszłorocznym budżecie. Generalnie nic związanego ze sprawą zamachów terrorystycznych. Pozostawało jeszcze przejrzeć luźne papiery z sejfu. Już pierwszy rzut oka wyłowił spośród papierów wartościowych i wyciągów z konta coś bardziej niezwykłego. Był to dowód zakupu przez senatora Kabuto stu tysięcy akcji firmy farmaceutycznej Labsantex. Pomijając już kwestię etyki zawodowej, prowadzącej do konfliktu interesów jako posiadacza akcji i członka komisji Zdrowia, zakup miał miejsce tuż przed tym, jak fabryki i magazyny głównego oponenta firmy na rynku, SANFARMU, w podejrzanych okolicznościach wyleciały w powietrze. Tego samego SANFARMU, do zniszczenia infrastruktury którego została wynajęta przez Kayzera Soze najemnicza bojówka Czarnych Żmij. Gdy pierwszy podwykonawca zawiódł, przestępca znalazł sobie innego jelenia do brudnej roboty. Kabuto najwyraźniej również wiedział o planowanym ataku i nieźle się wzbogacił na wzroście wartości akcji. Z nagraniami z przyjęcia i tymi dowodami w ręce agenci mogli nawet zmusić senatora, by wyśpiewał wszystko co wie o terroryście. Nareszcie konkrety, a dość uganiania się za duchem.
- Thekalu, czy mógłbyś powtórzyć tę sztuczkę i skopiować wszystko co znaleźliśmy w sejfie?


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
Ostatnio zmieniony przez Tekkey 08-10-2014, 15:35, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW Email
 
 
^Tekkey   #23 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011

Opcja 2.1 Wilki z Giełdy

Agent wysupłał z kieszeni drobniaki i nakarmił nimi niewdzięczny uliczny automat. Dawał mu ostatnią szansę. Jeśli i teraz połknie pieniądze a nie wypluje kupionego produktu, Tekkey miał zamiar zasunąć maszynce takiego kopa, że oryginalny producent jej nie pozna. Na szczęście tym razem w okienku wydawczym pojawił się kubek pełen gorącej, aromatycznie parującej w wieczornym chłodzie kawy.
…i jeszcze jeden.
…i jeszcze jeden.
Cokolwiek się zacięło w środku, w końcu uczciwie oddało wszystkie opłacone sztuki. Może to i lepiej, ostatnio dzień roboczy w agencji rozciągał się niemożebnie na czterdzieści i więcej godzin nieustannie prowadzonego dochodzenia, wielogodzinnych przejazdów w te i wewte, potyczek z niemilcami oraz ich przesłuchań po schwytaniu. Zresztą Genbu nie miał podstaw do narzekań: już kilka razy stracił dzisiaj przytomność. To musiało wystarczyć jako ekwiwalent snu.
SanFarm. Labsantex. Obie nazwy spędzały sen z powiek niemal tak dobrze jak napój bogów. Tekkey pociągnął łyk, pakując się z zapasowymi kubkami do wagonu metra. Niemal, czyni istotną różnicę. Dwie największe firmy farmaceutyczne Sanbetsu ostro ze sobą konkurowały, to wiedział każdy człowiek oglądający telewizję, czytający gazety, a nawet spacerujący po Sakubie, oświetlanej olbrzymimi ekranami reklamowych telebimów. Na znacznie mniejszym monitorku w wagonie metra przewijał się akurat spot tabletek Labsantexu blokujących chorobę popromienną. Marketingowcy korporacji wykazali się zadziwiającym wyczuciem czasu. Co jeszcze bardziej podejrzane, laboranci z jednomiesięcznym wyprzedzeniem wypuścili ten produkt na rynek, o czym świadczyły skopiowane dokumenty parlamentarnej Komisji Zdrowia. Nawet surfując po Internecie Ookawa dostrzegał wszechobecne oferty sprzedaży cudownych pigułek. Narastająca psychoza strachu przed atomowym zamachem terrorystycznym niewątpliwie z każdą upływającą chwilą nabijała kiesę producentów leku milionami kouka czystego zysku. Doliczając do tego dochody z wypełnienia luki na rynku spowodowanej unicestwieniem głównej fabryki i magazynów SanFarmu przez zamachowców, Labsantex zyskiwało na rynku wewnętrznym Sanbetsu pozycję zdecydowanego hegemona na wiele miesięcy, aż do czasu odbudowy infrastruktury rywala i wznowienia przez niego produkcji. Poza granicami nadal musiało ostro konkurować z kontrolującymi trzy czwarte farmaceutycznego rynku światowego korporacjami khazarskimi. O SanFarmie krążyły w sieci jeszcze dziwniejsze pogłoski. Miał już dawno zostać przejęty przez Khazarczyków, przy jakimś tam udziale ichniego wojska. Brzmiało to jak szalone teorie spiskowe i kompletne bzdury wyssane z palca, miało wszakże pewne podparcie w rzeczywistości. Z raportu analityków wywiadu wynikało, że metodycznie Khazar gromadził dostępne w wolnym obrocie akcje SanFarmu przez pośredników i firmy krzaki. Gdy zebrali pakiet większościowy, otwarcie zaczęli zaprowadzać własne porządki, szczególnie w kwestiach kadrowych – zmienił się skład zarządu i prezes firmy. Wszystko to na tyle otwarcie, że całą sprawą zainteresowały się media i dokumentowały coraz bardziej dramatycznymi nagłówkami cały przebieg procesu przejęcia ("Zmiany w SanFarm? Nowy właściciel robi porządki") i wreszcie upadku molocha: ("Koniec giganta? SanFarm ofiarą wojny z terroryzmem").

***

Stając przed drzwiami biura maklerskiego, którego klientem był senator Kabuto, Ookawa pewien był jednego: zakup akcji Labsantexu przez polityka nie był przypadkiem. Po uważniejszym przyjrzeniu się ocalałym dokumentom finansowym z sejfu pośredniczki jasnym było, iż między innymi ona sama, a także przywódca Czarnych Żmij, również odczuli nagłą potrzebę zainwestowania pieniędzy w akcje spółki farmaceutycznej na miarę swoich możliwości materialnych. Ktoś dał im wszystkim cynk co się stanie. Kaizer Soze…
Szpieg nie miał urzędowego nakazu, a uzyskane nielegalnie w domu Kabuto dowody nie mogły stanowić podstawy do szybkiego wystawienia go przez wymiar sprawiedliwości. Wewnątrz biura natychmiast zażądał spotkania z przełożonym przełożonych, udając oburzonego klienta, nie mającego wiele pojęcia o mechanice działania giełdy, mającego za to mnóstwo pretensji do całego świata. Dwa zakryte kubki z kawą, jakimi przy tym wymachiwał wydatnie przyczyniały się do uwiarygodnienia wizerunku osoby niezrównoważonej. Mimo to nie dał się spławić i przebijał się przez kolejne szczebelki ludzi niewystarczająco ważnych, by móc powiedzieć coś ciekawego o interesach senatora. Cała akcja w domu maklerskim obliczona była na uderzenie tupetem jak taranem w ludzi, których nagła zmiana koniunktury mogła uderzyć po portfelach. W końcu dotarł do nich, otoczony wianuszkiem urzędasów średniego szczebla spotkał się z jedynym obecnym na miejscu współwłaścicielem firmy.
- Czym mogę pomóc? – spytał chłodno wspólnik, mrużąc małe oczy wydające się jeszcze mniejszymi za szkłami okularów.
- Chciałbym porozmawiać z panem w cztery oczy – odpowiedział spokojnie Agent, siadając na fotelu interesanta i stawiając przed sobą kubki na biurku.
- Wyjdźcie. Nie macie nic ważniejszego do zrobienia? – Makler skinął dłonią i większość obecnych w gabinecie ludzi pośpiesznie przepchnęła się przez drzwi.
Pozostały wewnątrz barczysty ochroniarz ponuro łypał oczyma na agenta, niedwuznacznie gładząc się po kaburze pod pachą.
- Pan wybaczy, ale takie rozmowy toczę z ludźmi, którym ufam. Nie tylko widzimy się po raz pierwszy, ale właśnie wepchnął się mi pan do gabinetu nie przedstawiając się.
- Moje imię nie jest tu ważne. Liczy się to, kogo reprezentuję. – Pomachał legitymacją. - Mam do pana kilka pytań i oczekuję szczerych i wyczerpujących odpowiedzi. Może się pan wzbraniać przed ujawnieniem tajemnicy zawodowej, ale informacje o jednym z pańskich klientów są mi niezbędne w śledztwie.
- Te dane są utajnione. O kimkolwiek mowa, nie sądzę, bym mógł cokolwiek powiedzieć bez nakazu. Nakazu, którego mi pan nie pokazał.
- Biurokratyczne trybiki kręcą się wolno, a ta sprawa nie może cierpieć zwłoki. Keyzer Soze. To imię mówi coś panu? Mamy stan wyjątkowy, terrorysta grozi nam wszystkim bronią atomową. A wybuchające ot tak sobie, wedle jego kaprysu miasta raczej nie pomogą stabilności sytuacji na giełdzie. Wręcz przeciwnie, mogą wywołać panikę, załamanie sytuacji rynkowej i narazić przede wszystkim was, maklerów, na straty. W pańskim dobrze pojętym interesie leży szybkie wyjaśnienie sprawy.
Makler lekko pobladł, ale szybko odzyskał opanowanie nad sobą. Ponownie skinął i goryl niechętnie i oglądając się za siebie wymaszerował przez drzwi.
- Nadal nie powiedział pan, kogo miał na myśli rzucając oskarżenia. Jakiej pomocy z mojej strony pan oczekuje?
- Chcę wiedzieć wszystko o senatorze Kabuto i zakupie akcji Labsantexu.
- Senator? To jeden z naszych najlepszych klientów! – wystękał makler dla odmiany czerwieniejąc.
- Czekam. Nawiasem mówiąc, już za późno na zmianę decyzji. Pański ochroniarz jest przekonany, że poszedł pan na pełną współpracę. Jeśli ta informacja dotrze do Kabuto, to powinien pan zdawać sobie sprawę, że to biuro maklerskie będzie skończone – dokręcił śrubę Tekkey.
- Proszę, nie! Niedawno dostaliśmy od niego polecenie, by zaczekać na bardzo dobry kurs Labsantexu i kupić sto tysięcy akcji. To wszystko z naszej strony.
- Czyżby? Ile senator zarobił na tej transakcji?
- Pomyślmy: pula akcji Labsantex wyemitowana na giełdzie wynosi 1 332 000 000. Przed atakiem na SanFarm cena jednej akcji wynosiła 7,22. Po zamachu ceny skoczyły do góry. Najpierw gwałtownie do poziomu 11,21, potem stopniowo wzrastały aż do 13,01. Część osób postanowiło zacząć je wyprzedawać, przez co nastąpiła korekta i cena momencie zamknięcia wynosiła 10,42. To daje po odliczeniu naszej prowizji jakieś 300 000 kouka czystego zysku dla senatora.
Od tych wszystkich liczb Genbu znowu poczuł się niedobrze. Taka fortuna zarobiona w jeden dzień, na jednym przekręcie. A pomyśleć, że jemu skąpią tego jednego śmigłowca. Nic dziwnego, że polityk połakomił się na współpracę z Soze.
- Ktoś jeszcze zlecał duże zakupy akcji Labsantexu w podobnym czasie co Kabuto? I chcę te wszystkie liczby na piśmie – zaznaczył.
- Na pewno nikt u nas. Ale od kilku miesięcy jest spory ruch w obrocie akcjami Labsantexu i SanFarmu. Na samej giełdzie mogą wiedzieć więcej – podpowiedział makler.

***

-…i narazić przede wszystkim was, maklerów, na straty. W pańskim dobrze pojętym interesie leży szybkie wyjaśnienie sprawy – jeszcze raz powtórzył Tekkey, tym razem jakiejś szyszce z kierownictwa giełdy papierów wartościowych.
Ten od początku wydawał się bardziej skłonny współpracować, może dlatego że transportowana liczba kubków z napojem zmniejszyła się o połowę po drodze do siedziby giełdy.
- Taka analiza transakcji i rynku może trochę potrwać. Oczywiście, zrobię co w mojej mocy – uprzedził makler, ocierając pot na łysinie chusteczką z monogramem.
- Cóż, zaczekam. Nie, żeby groziła nam wkrótce Atomowa Apokalipsa. O, no i mam jeszcze kawę do wypicia.
Urzędnik sapiąc wytoczył się ze swojego gabinetu i zaczął zadziwiająco energicznie organizować akcję. Lepiej niech się faktycznie pośpieszy. Przestudzona kawa jednak nie smakowała tak samo dobrze.

***

- A ponieważ z 1 332 000 000 akcji Labsantexu na giełdzie nasze państwo posiada pakiet większościowy równy 75%...
- To rzeczywista liczba akcji w posiadaniu Sanbetsu to około 999 000 000 akcji – wtrącił się oszołomiony jeszcze większymi niż uprzednio liczbami Ookawa.
- Nie do końca. Gdy ceny akcji stały na najwyższym poziomie, państwo odsprzedało chętnym 5% swoich udziałów. Stało się uboższe o 5 000 000 akcji, ale zarobiło 624 375 000 kouka.
- To MY zarobiliśmy na tych zamachach!? – Dotychczas agent z dumą uważał, że ma pewne pojęcie o finansowych machinacjach. Dopiero teraz uświadamiał sobie jak bardzo się mylił. Pieniądze chałturzone na boku przez senatora też naraz wydawały się nędznymi ochłapami.
- Cóż, tak wynika z naszych obliczeń. Pozostałe 25% puli akcji Labsantexu, czyli jakieś 333 000 000 akcji krąży po giełdzie lub znajduje się w posiadaniu różnych funduszy krajowych i zagranicznych oraz osób prywatnych.
Wreszcie coś nie wiążącego się bezpośrednio z tymi przeklętymi cyferkami.
- Prosiłem o listę podmiotów kupujących i sprzedających akcje obu firm w ostatnim czasie. Mógłbym się jej przyjrzeć?
- Proszę. Staraliśmy się ją zawęzić do ostatniego okresu – dodał makler przepraszająco, podając tablet agentowi.
- To jakiś żart? – ten spojrzał przerażony na tabelki na ponad dwustu stronach w standardowym edytorze.
- Powiedziałem, że się staraliśmy. Nie, że się nam udało.
Wyłącznie aby jakoś zacząć, szpieg narzucił szeregowanie pozycji wedle kwot zakupu. Transakcji na ponad sto tysięcy było jeszcze co najmniej kilka. Kolejni cisi współpracownicy Soze czy zwykli farciarze? Będzie trzeba to sprawdzić. Tknięty nagłym przeczuciem wpisał w wyszukiwarkę nazwisko Kazuyi Ishiro. Nie znaleziono żadnych wyników. No tak, to jakby kurczak chciał uczyć jastrzębia jak się lata. Teraz już tylko na chybił trafił Genbu kartkował listę. Żadnych znajomych nazwisk. Zawsze albo za mało tropów, albo za dużo.
- Dziękuję za pański czas – pożegnał się i wyszedł smutnie dopijając całkiem zimną kawę.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
Ostatnio zmieniony przez Tekkey 08-10-2014, 15:36, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW Email
 
 
^Tekkey   #24 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011

Opcja 6.1 Wewnętrzny Wróg

Wielka sala bankietowa powoli zapełniała się gośćmi. Na imprezę w domu senatora Kabuto przybywali rozmaici dygnitarze i urzędnicy niższego i wyższego szczebla, śmietanka towarzyska Sanbetsu. Byli wśród nich komandor Shinobi Kito Genkaku i znany biznesmen Kazuya Ishiro. Impreza toczyła się zwyczajowym leniwym rytmem, towarzystwo krążyło po Sali popijając alkohol i gawędząc z innymi gośćmi. Nic szczególnie ekscytującego nie działo się i pewnie nie miało się wydarzyć, ale ludziom na pewnym poziomie wypada bywać na takich spotkaniach. Choć mało kto zwrócił uwagę na przybysza właśnie wchodzącego frontowym wejściem, to był On – Kayzer Soze. Ubrany jak wszyscy w elegancki garnitur i dobrany pod koszulę krawat, jedynie wytatuowany gad na dłoni znamionował jego prawdziwą, zdradliwą naturę. Terrorysta, zachowując się jak bywalec salonów, nieśpiesznie manewrował pośród tłumów gości, najwyraźniej wyczekując okazji do rozmowy sam na sam z Kabuto. Wreszcie dotarł do gospodarza, szepcząc coś z bliska, niestety obracając się plecami do kamery. Zamarła w kamiennym grymasie twarz Kabuto była wiele mówiąca. Obaj opuścili salę bankietową, kierując się w milczeniu korytarzami willi wprost do gabinetu polityka. Po upływie kwadransa opuścili pomieszczenie. Senator powrócił do swoich gości z wyraźnie skwaśniałą miną, Soze nie zatrzymywany przez nikogo opuścił teren posiadłości.
Na tym zasadniczo kończył się montaż filmowy sporządzony przez techników z wykradzionych z domostwa senatora nagrań kamer monitoringu. W całej rozciągłości potwierdzał już uzyskane od informatorki Sakury Oto informacje o obecności Keyzera Soze na przyjęciu. Genkaku miał już umówione spotkanie z Kabuto w cztery oczy. Jeśli ktokolwiek jest w stanie wyciągnąć prawdę z objętego immunitetem kolaboranta, to właśnie komandor. Tekkey wziął pilota do ręki i przewinął do momentu pierwszego spotkania gospodarza z niewygodnym gościem. Gdyby tylko dało się odczytać co powiedział terrorysta… Choćby z odbicia w wazie czy rogówce oka polityka. Jeśli szpieg miałby więcej czasu i nie był ograniczany klauzulą tajności, pewnie przekazał by nagranie technikom policyjnym. Im jakoś nigdy nie sprawiały trudności takie przypadki.
Blady mężczyzna siedzący obok ciężko oddychał podczas całego seansu. Przydzielony przez agencję były kierowca Genbu był zasadniczo właścicielem pilota i telewizora na którym oglądali wspólnie materiał filmowy oraz kanapy i ogólniej całego mieszkania. Po ofiarnej całonocnej włóczędze po spelunkach Sakuby i odespaniu jej dopiero popołudniem, nękał go teraz kac gigant. Nawet widok szampana i wina lejącego się na przyjęciu musiał być dla niego torturą.
- Mam dla ciebie zadanie. – Agent zmienił płytę w odtwarzaczu. Kompan zajęczał coś w odpowiedzi. – Nie, nie musisz wychodzić. Poleżysz sobie na kanapie i pooglądasz nagrania. To jak bezrobocie, tyle że będziemy ci za to płacić. Bez obaw, nie ma tam żadnego alkoholu ani głośnych dźwięków.
Obraz na ekranie zmienił się na ujęcie z wysoka na zewnętrzne drzwi do toalety w centrum handlowym. Nieustannie kręcili się przy niej ludzie, wchodząc, wychodząc. Czasem czekając w kolejce.
- Patrz teraz, to ważne. Do tej ubikacji wszedł podejrzany, ale z niej nie wyszedł. - Szpieg spauzował nagranie.
Zatrzymane ujęcie przedstawiało mężczyznę w czapce nasuniętej na czoło i postawionym kołnierzu kurtki do reszty zasłaniającym twarz. Kierowca znowu zamamrotał anemicznie.
- Tak, to może być Keyzer Soze. Musimy potwierdzić, że nie zmienił po prostu wyglądu i nie opuścił toalety tymi samymi drzwiami. Dlatego zrobimy to właśnie tak. Prosto i efektownie. Człowiek wchodzi – stawiasz kreskę. Człowiek wychodzi – skreślasz kreskę. Wszystkie osoby, aż do zamknięcia galerii. Ten który wyjdzie bez wcześniejszego wejścia to nasz cel.
Ookawa położył obok wyżętego z sił towarzysza ryzę papieru i kilka długopisów. Po namyśle ukradkowo podrzucił na szczyt szafy minikamerę i manipulując nićmi nakierował ją na resztę pokoju. Przezorności nigdy za wiele.
- Miłego oglądania. Zajrzę tu później. Póki co, wychodzę. Mam randkę. – Młodzieniec mrugnął do kolegi i wyruszył na spotkanie przeznaczeniu.

***

- Dziękuję, że zechciała się pani ze mną spotkać – mężczyzna z uśmiechem wstał od stolika i wyciągnął dłoń na powitanie.
- Co pan sobie wyobraża? – wypaliła kobieta, wymierzając mu policzek. – Jak pan śmie wydzwaniać na mój prywatny numer i domagać się spotkania. Skąd pan go w ogóle ma? Myśli pan, że może mnie zastraszyć naciskami? Mój raport pozostanie niezmienny!
- No właśnie, panie raport. Stanowi dla nas pewien problem. Nadal podtrzymuje pani, że w sanbeckim wywiadzie działa kret?
- Tak, a żadne prośby ani groźby tego wniosku nie zmienią. Żegnam!
Odwróciła się, chcąc odejść. Genbu chwycił ją za ramię, ale natychmiast puścił. Chciał ją tylko przystopować, nie zarobić kolejny policzek. Albo nokautujący sierpowy. Chociaż jego kolejna dzisiaj randka była analityczką, nie wątpił, że Sakura Koratachi, od pięciu lat członkini Ryuu Gijouhei, posiadała przeszkolenie w metodach skutecznej samoobrony.
- Ja też uważam, że w naszych szeregach działa szkodnik. Innymi słowami: w pełni się z panią zgadzam.
Dama patrzyła na niego w milczeniu, jakby nie mogła się zdecydował czy wyjść trzaskając drzwiami czy też najpierw jeszcze go kopnąć.
- Nawet jeśli się pan ze mną zgadza, nieoficjalne kontakty między pracownikami RG i Wywiadu są nieprofesjonalne.
- Ale kwestia zapewnienia bezpieczeństwa państwu i obywatelom pozostaje wspólnym zadaniem obu agencji. Jak mamy tego dokonać, jeśli nie współpracując?
Jednak została. Usiadła nawet na krześle po przeciwległej stronie stołu. Tekkey zaliczył to sobie jako zdecydowany sukces.
- Przepraszam za nieporozumienie. Poprosiłem panią o to spotkanie prywatnymi kanałami, właśnie z powodu konieczności zachowania tajemnicy. Szeregi naszych organizacji zostały już zinfiltrowane przez współpracowników Kayzera Soze, który nadal pozostaje na wolności. A dopóki go nie schwytamy, nad nami wszystkimi wisi widmo Atomowej Apokalipsy. – Raz jeszcze agent sięgnął do swojej popisowej karty negocjacyjnej.
- Gruba przesada. Te bomby nie mają takiej mocy. Ma mnie pan za głupią?
- Nie, skąd. Tylko reasumuję fakty. – Ratował sytuację szpieg. Trzeba było szybko zmienić temat. – Słyszałem, że Kenichi Uchimura nie żyje. Otruty we własnym łóżku. Pomimo objęcia go ścisła obserwacją. Bardzo mi przykro, pani Koratachi.
- Zupełnie niepotrzebnie. To był gbur i pedant. Jedynym powodem, dla którego dostał własne biuro, było że nikt spośród współpracowników nie potrafił znieść jego towarzystwa.
- Czym się właściwie zajmował? Do jakich danych miał dostęp jako analityk RG?
- Analizowaniem danych. – Kobieta skrzywiła się ironicznie. – Najróżniejszych danych pochodzących od różnych innych rządowych agencji, w tym wywiadu. Ale to nie on sporządził raport o krecie w waszych szeregach. Rzekomo anonimowy raport – dodała uszczypliwie.
- Jakoś musiałem do pani dotrzeć – uśmiechnął się przepraszająco Genbu. - Przyznaję, początkowo sądziłem iż raport o krecie w wywiadzie to marna próba odwrócenia od siebie podejrzeń, stworzona przez człowieka z gruntem palącym się pod nogami. A jak pani doszła do tych wniosków?
- To była jedyna logiczna konkluzja, biorąc pod uwagę wszystkie wcześniejsze zdarzenia. Ktoś musiał dostarczyć terroryście informacje o bombach wykradzionych z Nag przez komandora Wywiadu i pomóc w ich wywiezieniu z bazy. Ktoś dostarczył Czarnym Żmijom plany SanFarmu i administracyjnych budynków państwowych z rządowych baz danych oraz ostrzegł najemników przed atakiem planowanym wspólnie przez Wywiad i oddziały szybkiego reagowania. Ktoś wykradł ze strzeżonego magazynu pod siedzibą Wywiadu i prawdopodobnie zniszczył część zebranych w sprawie Soze dowodów. Część zbieżną każdego przypadku stanowią tajemniczy Ktoś i Wywiad.
- Wierzę pani, oczywiście. Ale to wszystko poszlaki, nie niepodważalne dowody. Wbrew pierwszym opiniom, pierwsze doniesienia o terroryście w mediach okazały się poniewczasie wynikiem intencjonalnych działań Soze, nie skutkiem przecieku z wewnątrz Agencji. Zaś egzekutor Izuma dostał zlecenie na eliminację przywódcy Czarnych Żmij w rozmowie telefonicznej z Kimś z góry ichniej hierarchii, a ja wierzę, iż mówi prawdę. Równie dobrze kretem może być Ktoś z pionu Inpu.
- Nie. Badałam także jego sprawę. Telefon sprawdzali technicy i kontaktowali się nawet z operatorem. Nie było żadnego połączenia na ten numer w tym czasie, w którym Izuma rzekomo odbierał telefon od swojego łącznika. To samo u samego koordynatora Izumy. Poza tym metody działania terrorystów bardziej przypominają te stosowane przez Shinobi działających na swoim ustawowym poletku, poza granicami naszego państwa. – Dalej wyzłośliwiała się Sakura.
- Nie kłóćmy się teraz o zakres kompetencji. Zresztą mam w związku z nimi osobistą prośbę do pani. Komandor Genkaku zapowiedział, że zda report z nieoficjalnego przesłuchania senatora Kabuto bezpośrednio RG, ponieważ to zakres bezpieczeństwa wewnętrznego. Potrzebuję tych zeznań. Mogą być kluczowe dla ujęcia Keyzera Soze.
- Więc teraz mam jeszcze wykradać poufne dane? – Sakura parsknęła śmiechem, ale umilkła dostrzegłszy minę Ookawy. – No dobrze, zastanowię się.
- Jest pewnie więcej potencjalnie przydatnych informacji, o których nie mogę wiedzieć, ponieważ trafiły bezpośrednio do RG. Coś przychodzi pani na myśl? Choćby detale dochodzenia w sprawie waszego kreta.
Koratachi zmarszczyła czoło, namyślając się głęboko.
- Jak to, że negocjował swoje wynagrodzenie za wyciek informacji za pośrednictwem gry online? Skrót do klienta technicy odkryli na jego komputerze, a właściciel gry udostępnił nam logi zachowane na serwerze.
Agent odchrząknął zakłopotany.
- O tym akurat usłyszałem od kontaktu, który polecił panią mojej uwadze. Zleciłem sprawdzić komputery pracowników budynku siedziby głównej Wywiadu pod kątem tej samej i innych gier online. Jak dotąd bez pozytywnych rezultatów.
- Cóż, dzień po śmierci Uchimury jego karta dostępu została użyta w jednej z tajnych placówek Ryuu Gijouhei. Brzmi znajomo? – Spojrzała na szpiega z rozdrażnieniem.
- Ani trochę, chętnie posłucham wszystkiego co może mi pani o tym zdarzeniu powiedzieć.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #25 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

ETAP IV

Stało się. Kayzer Soze zaatakował dokładnie tak jak obiecywał. Wzmocniona ochrona, czy nawet znajomość potencjalnych celów niewiele pomogła. Stara, zabytkowa ratuszowa wieża została wysadzona w powietrze. Jakimś cudem, terroryście udało się ominąć patrole, niezauważonym dostać się do środka i podłożyć ładunki. Dodatkowo, nie była to jedyna ekspozja w mieście tego dnia. Dokładnie kwadrans po ataku na ratusz, ktoś zdetonował bombę w miejskim centrum monitoringu dosłownie oślepiając służby porządkowe. W tym samym czasie doszło do napadu na skarbiec głównego oddziału jednego z banków.
Wszystko wskazuje na to, że władze pójdą na układ z terrorystą i zapłacą okup, by zażegnać kryzys.
Są też jednak dobre wiadomości. W wyniku skutecznego śledztwa agenta Genbu Ookawy policji udało się wyłapać wichrzycieli i zapobiec organizowanym przez nich zamieszkom.


Curse, Grav
Zadanie specjalne - Wybraliście opcję nr III – więc jako jedyni możecie zareagować na doniesienia o napadzie, ale działania trzeba podjąć szybko. Macie dwa dni od daty opublikowania tego posta na zadeklarowanie się, czy odpowiadacie na wezwanie.
Jeżeli postanowicie nie reagować, kontynuujecie śledztwo dalej na normalnych zasadach. Patrz Zadania ogólne.

Tekkey.
Zadanie specjalne – udaj się na spotkanie z Genkaku. Ma on dla ciebie wieści z kolejnego spotkania dowódców, jakie miało miejsce już po wysadzeniu wieży ratuszowej. Generał chcę również podzielić się z tobą pewnym planem…
----
Zadania ogólne:
1. „Wybuchowa impreza” – czas przyjrzeć się trochę zamachowi na wieżę i centrum monitoringu. Udaj się na miejsce zamachów, porozmawiaj z technikami i zbadaj ślady. Może wpadniesz na coś ciekawego.
2. „Duch” – odnajdź Kito Torimoko lub dowiedz się co się z nim stało. Może jego historia jest kluczem. Curse już ruszyła ten wątek. Ślad urywa się w pewnej firmie należącej do Pana Ishiro. Może warto pogrzebać głębiej?
3. „Wymyśl coś” - masz wolną rękę. Może masz jakieś tropy, pomysły, podejrzanych lub teorię którą chcesz sprawdzić? Rób co chcesz, byleby pchnąć sprawę na przód.
4. "Wilki z giełdy" – kontynuuj wątek podjęty przez Tekkey’a (Wymagana Ekonomia min. 1)
5. "Tropem szakala" - najwyraźniej Soze ma jakiś interes do Krwawych Szakali. Odnajdź ich i dowiedz się, czy udało mu się nawiązać kontakt.
6. "Wewnętrzny Wróg" - coraz więcej tropów wskazuje na to, że Soze pomaga ktoś z wewnątrz. Plany rządowych budynków, interwencja Izumy, który rzekomo dostał rozkaz zabicia ważnego w sprawie świadka. Trzeba będzie powęszyć. Kontynuuj wątek podjęty przez Tekkeya (wymagane Koneksje)
7. OPCJA TYMCZASOWO ZABLOKOWANA
8. OPCJA TYMCZASOWO ZABLOKOWANA

Czas na oddanie wpisu to DWA tygodnie (termin 24 października)
Ostatnio zmieniony przez Genkaku 13-10-2014, 20:53, w całości zmieniany 3 razy  
   
Profil PW Email Skype
 
 
^Genkaku   #26 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Curse
Zadanie specjalne:
Udaremnij napad na bank w stolicy! - Jako jedyna jesteś w stanie odpowiedzieć na wezwanie, w sprawie napadu, który ma miejsce, niemal w tym samym czasie co wysadzenie w powietrze Ratuszowej wieży. Udaj się na miejsce i pokonaj NPCa, który właśnie dobiera się do skarbca. Możesz puścić wodzę fantazji i sama wymyślić sposób w jaki przeciwnik miał zamiar uciec z fantem.
Termin oddania walki - 29 Października do północy.
Ostatnio zmieniony przez Genkaku 15-10-2014, 09:38, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW Email Skype
 
 
^Tekkey   #27 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011

Zadanie specjalne

Tekkey podziękował skinieniem głowy tajemniczej służącej, która oddaliła się jak zwykle bez słowa. Błahe słowa codziennych konwenansów nie pasowały do tego miejsca, Księżycowych Ogrodów, zatopionych w blasku srebrnej tarczy wiecznie nieruchomo zawieszonej na niebie. Przejmującej ciszy nie mącił także żaden powiew wiatru ani szelest liści żywopłotów. Czymkolwiek naprawdę było to miejsce, Genbu uważał je za wspomnienie doskonałego momentu utrwalonego na wieczność. Czyjego wspomnienia było zupełnie odrębną zagadką.
Pełna porcelanowa filiżanka na ażurowym stoliku kusiła i Ookawa uległ tej pokusie. Herbata serwowana gościom jak zawsze była świetna, ale tym razem nie odprawił rytuału tylko po to by się jej napić. Szkoda, że wkrótce będzie musiał naruszyć echami rozmowy pokój tego miejsca.
Spotkanie z Genkaku zostało umówione na konkretną godzinę, ale Tekkey wątpił by czas w środku płynął w dokładnie ten sposób co na zewnątrz Księżycowych Ogrodów. Jednak na wszelki wypadek przybył dużo wcześniej, wdychając opary i kładąc swe ciało do snu. Musiał poczynić wiele przygotowań i przemyśleć kilka spraw. Zresztą miał wrażenie, że był winien samemu sobie trochę lenistwa. Ta sprawa Kayzera Soze zaczynała się odbijać na jego zdrowiu. Pociągnął kolejny łyk gorącego napoju, rozkoszując się przenikaniem w ustach smaku wiśniowej gumy i herbaty, wrażeń tylko wzmocnionych mieszanką Smoczego Eliksiru i Pentao, jaką sobie zaaplikował przed zaśnięciem. Cokolwiek się wkrótce stanie, z pewnością będzie warte zapamiętania.

Ściana żywopłotu jak za dotknięciem magicznej różdżki rozstąpiła się przed Genkaku, odsłaniając przejście do siedzącego przy stoliku Tekkeya. Generał uśmiechnął się na widok współpracownika. Musiał przyznać, że bardzo zaintrygował go wybór tego miejsca. Zaczynał obawiać się, że podwładny skrycie podejrzewa go o bycie sprawcą całego zamieszania. Ta myśl bardzo go bawiła.
Powolnym krokiem, ruszył w kierunku stolika z nadzieją, iż za chwilę pojawi się przy nim również tajemnicza gospodyni tego miejsca, z filiżanką świeżej, przepysznej herbaty. Pogrążony we własnych myślach Tekkey zauważył go dopiero, gdy Gankaku odsunął krzesło i zawiesił na jego oparciu marynarkę. Już na pierwszy rzut oka widać było, śledztwo dało się we znaku Chuuninowi. Był wyraźnie zmęczony. Obaj mężczyźni uściskali swoje dłonie w geście powitania i wygodnie rozsiedli się na swoich miejscach.
- Poruczniku, wygląda pan fatalnie - zaczął w końcu Genkaku w żartobliwym tonie. - Kiedy ostatni raz spałeś ?

- Pewnie zbyt dawno temu. – Agent uśmiechnął się krzywo do swojego szefa i przetarł oczy dłonią. - Nieważne. Teraz śpię i będzie to musiało wystarczyć.
Drgnął, jakby właśnie coś sobie uświadomił.
- Z drugiej strony, nasz Komandor ucinający sobie drzemkę w samym centrum kryzysu raczej nie poprawi panującej opinii o Wywiadzie. Mam nadzieję, że wybrał pan jakieś dyskretne miejsce na sen?
Nie czekając na odpowiedź Genbu sięgnął do obszernego rękawa i wyciągnął z niego niewielką kamerę przenośną. Miała już swoje lata, w gruncie rzeczy wygrzebał ją i zakupił w antykwariacie. Główną zaletą urządzenia było, iż pochodziła sprzed epoki cyfryzacji i wszechobecnych łączy bezprzewodowych. Jej zawartości nie dało się zdalnie zmienić albo zniszczyć. Położył ją na stole i wycelował obiektyw w drugiego agenta. Miał nadzieję, że to zniechęci rozmówcę do zasłaniania się iluzją.
- Nie będzie to sprawiać panu kłopotu, Genkaku, jeśli będę nagrywać naszą rozmowę? Wolałbym uniknąć późniejszych niejasności...

Genkaku z niedowierzaniem przyglądał się urządzeniu które wylądowało na blacie ogrodowego stolika. Ciekawiło go, do czego zmierza Chuunin. Jeżeli chciał nagrać rozmowę, stanowczo wybrał najgorsze możliwe miejsce.
- Nie, stanowczo nie ma żadnego kłopotu. Śmiało panie poruczniku. Bardzo ciekawy eksperyment - zachęcił rozmówcę. - Co do poprzedniego pytania, wybrałem wręcz bardzo dyskretne miejsce na tą drzemkę. Zdziwiłbym się, gdyby ktokolwiek był w stanie mi przeszkodzić. Z tego co wiem, pan postąpił podobnie.
Generał uśmiechnął się serdecznie i sięgnął po filiżankę gorącej herbaty, która została dosłownie przed chwilą przyniesiona przez tajemniczą służącą. Smak jak zawsze był powalający. Idealnie intensywny i aromatyczny.
- Możemy zaczynać ?

Ookawa zachował fason. Poczekał aż komandor otrzyma herbatę i ponownie podjął temat.
- Oczywiście. Uważnie słucham najnowszych wieści. Jak poszło spotkanie u premiera? Gniazdo szerszeni czy rewolwerowa ruletka i szukania kozła ofiarnego?

- Jedno i drugie niestety - skomentował Genkanu jednocześnie wyciągając i odpalając papierosa. - Wygląda na to że ulegniemy i Soze dostanie to czego chciał. Premier jedyne nad czym się teraz zastanawia to jak wybrnąć z tego PRowego bagna i wygrać następne wybory. Są bardzo zdesperowani i zdeterminowani żeby znaleźć kozla ofiarnego.
Zrobił pauzę na kolejny łyk herbaty, uważnie obserwując minę rozmówcy.
- dwieście milionów w złocie - kontynuował. - Transport jest juz szykowany. Czekamy tylko na ostateczne wytyczne. Z ciekawostek, Kabuto jako przedstawiciel komisji gospodarki osobiście rekomendował zgodę na zapłacenie okupu.

Mniej więcej takich wieści spodziewał się agent, więc jedynie skinął głową w zamyśleniu.
- Ten Kabuto... szkoda, że nie możemy upublicznić wszystkiego co o nim zebraliśmy. Tego można się było spodziewać po politykach. Ale Generał i armia? Egzekutorzy? Wszyscy przyklepali kapitulację?
Kontynuował po namyśle.
- Zresztą, nawet przyznając się do błędu, premier i tak straci mnóstwo poparcia na spóźnionej zmianie kursu. Jest inne rozwiązanie. Gdyby w publicznych wystąpieniach szef rządu nadal deklarował niezłomną wiarę w ujęcie Soze i kreował ofiary zamachu na męczenników, a jedynie po cichu negocjował warunki spełnienia żądań Soze, dałoby to nam więcej czasu na rozwiązanie sprawy. Wtedy premier zostałby bohaterem. Jeśli zawiedziemy, może oznajmić, że cały czas negocjował z Soze warunki zaprzestania ataków, ale mimo to ten potwór dokonał zamachów. Może zdoła go pan do tego przekonać?

- Myślę - Genkaku zrobił pauzę, żeby się poprawić - Wiem, że dokładnie taką obrał strategię. Wbrew temu co piszą gazety, oficjalnie nie zapłacimy okupu i śledztwo jest dalej w toku. Zresztą, w pewnym sensie tak właśnie jest. Macie dalej prowadzić dochodzenie. Może uda nam się rozpracować tą sprawę, nim dojdzie do zapłaty. W każdym razie, sytuacja w kraju nie jest tragiczna. Na szczęście do zamieszek nie doszło. W zasadzie tylko dzięki tobie.
Generał wziął kolejny łyk herbaty i odpalił następnego papierosa. Plus był taki, że tytoń wypalony w tym miejscu nie szkodził zdrowiu. Zastanawiał się o czym myśli Tekkey. Złapał się na tym, że mimowolnie spróbował czytać mu w myślach. Siła nawyku.
- Co do rozmowy z senatorem. Jestem przekonany, że siedzi w tym po uszy. Był wyraźnie niezadowolony kiedy zacząłem go wypytywać o spotkanie z Soze. Nie wiem, do końca na jakiej zasadzie macza w całej sprawie palce i jakie są jego motywy, ale kazałem go obserwować. Myślę, że w grę wchodzi polityka i to ta naprawdę brudna.

Po pochwale ze strony szefa pionu Shinobi, ponowna wzmianka o senatorze Kabuto zadziałała jak kubeł zimnej wody. Ookawa zmierzył Genkaku uważnym spojrzeniem. Więc to tego dotyczyła rozmowa z politykiem? Prawda była na wyciągnięcie ręki. Kusiło go, aby przestać tłumić swoje zdolności i w pełni zlustrować przełożonego zadając jeszcze kilka niewygodnych pytań. Wiedział, że ryzyko interwencji strażnika Księżycowych Ogrodów było zbyt wielkie.
- Niezadowolony? - skitował z niesmakiem. - Kabuto nie może się wyprzeć znajomości z Soze. Zarobił dzięki niej na giełdzie 300 tysięcy kouka. To pewna informacja, jego maklerzy okazali się bardzo skorzy do pomocy. A może jednak się wyparł? Jak się bronił? O czym, według niego, rozmawiali na przyjęciu?

Genkaku poczuł na sobie ciężar spojrzenia rozmówcy. Teraz był już zdecydowanie pewien, że w oczach porucznika, to właśnie on jest w tej chwili podejrzanym. Generała korciło, alby poruszyć ten wątek, ciekawy co Tekkey miałby mu do powiedzenia.
- Senator twierdzi, że Soze chciał go zaszantażować. Ma podobno nagranie, które dowodzi jego słowom. To był rzekomo pierwszy i ostatni raz kiedy z nim rozmawiał. Przyznaje się, że kupił akcje, ale nie ma to związku z terrorystom i jego knowaniami. Jeżeli to prawda, to możemy co najwyżej postawić go przed komisją dyscyplinarną.

- Albo jeśli on i jego wspólnicy wygrają, może otrzymać od państwa medal. Całkiem zasłużenie. To jeszcze jedna rzecz, którą odkryłem na giełdzie. Od początku kryzysu, na sprzedaży akcji Labsantexu, w którym Sanbetsu ma pakiet większościowy, państwo zarobiło 624 miliony 375 tysięcy Kouka. Do tego zlecone przez Soze zamachy doprowadziły do wycięciu z rynku głównego rywala firmy, przejętego przez Khazarczyków SanFarmu. Jak dotąd same korzyści. Jak pisał klasyk: "zaiste, gdyby terroryzmu nie było, należałoby go wymyślić".
Genbu zrobił pauzę, nabierając tchu jak pływak przed skokiem na głęboką wodę.
- Teraz załóżmy, że partia rządząca chciałaby sobie podbić słupki przed wyborami i ma na to całkiem prosty plan, korzystny w każdej konfiguracji. Tak jak to już tu ustaliliśmy, nasz rząd faktycznie zamierza grać na dwa fronty i upaść jak kot na cztery łapy niezależnie od dalszego rozwoju kryzysu. Niekoniecznie w spisek wtajemniczony jest premier, święte oburzenie jest kluczowe dla powodzenia planu, a istnieją wszak inne siły, mogące działać spoza tronu. Kto byłby lepszym kandydatem do misji sfingowania istnienia tajemniczego złoczyńcy i organizacji serii zamachów terrorystycznych wymierzonych głównie we wrogów państwa niż ten, kogo nikt nawet nie ośmieli się podejrzewać o bycie Kayzerem Soze?
Agent znacząco uniósł brwi wpijając spojrzenie w oczy Kito.
- Początkowo traktowałem taką ewentualność jako czysto hipotetyczną, ale z każdym ruchem popleczników Soze przybywało dowodów na jej poparcie. Dowody z biura pośredniczki zostały wykradzione z naszego własnego magazynu na dowody. Żmije zostały ostrzeżone o ataku, a zamachu na SanFarm natychmiast dokonał za nie ktoś inny. Jakoś omamiono egzekutora Izumę i posłano go w ślad za ocalałym szefem najemników, którego już wtedy ścigałem. O wszystkim tym informowałem pana i tylko pana, Gankaku. Do tego samo tajemnicze wykradzenie jednej z bomb z wojskowego magazynu, a nawet informacje o ich istnieniu. Nie sądziłem, że potraficie się z Thekalem rozdzielać na dłuższy czas i większą odległość, ale włamanie do willi dało mi do myślenia. Nagle spotkanie na balu senatora, z panem zapewniającym alibi i Thekalem negocjującym w postaci terrorysty w kuluarach, nabrało sensu. Tak samo mogliście nagrać holograficzne przesłania, a trzeciej bomby nie było od początku w magazynie, jedynie transformowany w nią Thekal albo stworzona przez niego kopia. Quis custodiet ipsos custodes? Odpowiedź to Ryuu Gijouhei. Ale to osoba zajmująca się na co dzień organizacją podobnych akcji wywiadowczych i terrorystycznych poza granicami Sanbetsu została desygnowana z pominięciem RG do poprowadzenia akcji schwytania głównego zamachowca. Reasumując: zawsze miał pan wiedzę i motyw, moce i możliwości, by odstawić szopkę wszechobecności Kayzera Soze. Przyzna pan, że dużo tu tych zbiegów okoliczności?

Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez Chuunina słowem, uśmiech na twarzy Genkaku stawał się coraz szerszy. Był pod szczerym wrażeniem wywodu. Gdyby nie pewne znaczące wady w charakterze, Tekkey mógłby być murowanym kandydatem na stanowisko generała. Stanowczo nie docenił go wcześniej.
- Ulżyło panu, panie poruczniku? - nie przestając się uśmiechać wyciągnął paczkę z papierosami przed siebie, częstując rozmówcę. - Zaimponował mi pan, Ookawa. Myślę, że zasługuję pan na prawdę. Faktycznie to ja stoję za Kayzerem Soze. Jednak zdaje się, że brakuje w pana wywodzie mojego motywu, prawda? Otóż sprawa jest bardziej skomplikowana niż pozorne nabijanie słupków i budowanie poparcia na tak zwanej walce z terroryzmem. To tylko jeden aspekt. Pomylił się pan nieco w liczbach. Faktycznie zarobiliśmy ponad sześćset milionów na sprzedaży akcji i z tych pieniędzy zostanie sfinansowany okup. Dodatkowo jednak, Sanbetsu zyskało o wiele więcej na sprzedaży Rad-X'a i innych środków farmaceutycznych, oraz na samym zwiększeniu kursu akcji. Nie tylko Lansantexu ale kilku innych mniejszych spółek, których zapewne nie sprawdził pan podczas wizyty na giełdzie. Pozbyliśmy się obcego kapitału i mamy czyste ręce. Podczas organizacji akcji udało mi się zinwigilować i przeniknąć do lokalnych komórek Krwawych Szakali i kilku innych organizacji przestępczych. Dowiedziałem się, którym z wysoko postawionych polityków Prezydent może ufać, a którzy knują za jego plecami. To wszystko jednak nie ważne. Cała afera miała tak naprawdę jeden główny cel, którym jest ochrona kraju przed nadchodzącą i nieuniknioną katastrofą.
Przerwał dając Tekkeyowi możliwość przetrawienia informacji. Kito nachylił się nad stolikiem i po praz pierwszy podczas tej rozmowy uśmiech niknął z jego twarzy.
- Chodzi o tajemnicę czerwonego kontynentu. Sprawa jest o wiele poważniejsza niż wszystko nad czym pracowaliśmy do tej pory. Rekonstuktor i Mistukai to przy tym pryszcz. Sam nie mogłem uwierzyć gdy czytałem akta. Zastanawiał się pan kiedyś poruczniku, jak to się stało, że jestem pierwszym w naszym kraju generałem od bardzo dawna? No właśnie to dopiero zagadka. Nie mam innego wyjścia, jak podłożyć głowę pod topór i zostać kozłem ofiarnym. Żeby działać muszę przeniknąć tak głęboko w struktury tajnych przestępczych organizacji, że potrzebuję naprawdę dobrego alibi i gigantycznych środków. Kiedy świat obiegnie informacja, że to właśnie ja, Kito Genkaku stałem za całym zamieszaniem związanym z Kayzerem Soze, moja historia będzie przepustką, otwierającą mi wiele zamkniętych do tej pory drzwi, za którymi mam nadzieję znaleźć odpowiedzi.

Ookawa mgliście zdawał sobie sprawę, że od dłuższej chwili siedzi bez ruchu z głupią miną. Z wysiłkiem starł ją z twarzy i przybrał beznamiętne, profesjonalne oblicze. Zachowaniu pozorów nie sprzyjał odruchowo przyjęty papieros, nadal bezmyślnie trzymany w palcach. Zdecydowanym ruchem odłożył go na stół.
- Eee, tego... Nie wiem jak to powiedzieć, Genkaku, ale oskarżenie zasadniczo było blefem. Chciałem się przekonać jak pan zareaguje na prowokację i upewnić się, że nie ma pan nic wspólnego z machinacjami Kabuto. No cóż, dostałem więcej niż mogłem się spodziewać. Wiwat moje głupie szczęście! - skłamał gładko.
- Obaj wiemy, że ta teoria nadal ma wiele dziur i w kategoriach wiarygodności zakrawa na fantazje tropicieli spisków. Szczerze mówiąc, nadal mnie pan nie przekonał, że jest Kayzerem Soze, a jedynie iż o pewnych aspektach tej sprawy wie więcej niż ja. Tego należy zresztą oczekiwać po komandorze wywiadu.
Mitsukai. Rekonstruktor. Czerwony Kontynent. Mnóstwo pojęć, które Genbu niewiele mówiły. W jakiś sposób wiązały się z zamachami na siedzibę wywiadu. Przyschła sprawa, w dodatku on nie miał z nią żadnej styczności. Dla Tekkeya oznaczała tylko pół roku uciążliwego remontu siedziby wywiadu i składania raportów ze swojej działalności w okolicznych kawiarniach. Wreszcie zagadka braku generała. Wydawało się dosyć oczywistym, dlaczego cywilna administracja nie chciała mieć wszechwładnego agenta, w którego rękach skupiała by się kontrola nad trzema pionami organizacji rządowych zrzeszających nadludzi. To mógł być zaczątek rewolucji. Cicha nominacja agenta 21 na stanowisko generała była wymogiem chwili, podyktowanym możliwością łatwiejszego koordynowania śledztwa i rozwiązania kryzysu wywołanego przez Kayzera Soze. Ookawa nie sądził, by dotychczasowy komandor Wywiadu miał długo nosić gwiazdki po schwytaniu zamachowca.
- Dla odmiany zakładając, że jednak mówi pan prawdę. Niestety wizja naszego sanbeckiego szpiega-męczennika zbawiającego cały świat, choć bardzo piękna, niezbyt mnie porywa. Jak to mawiają: diabeł tkwi w szczegółach. Muszę zweryfikować te liczby, ale jeśli wierzyć prasie, w wyniku wybuchu w centrum miejskiego monitoringu ucierpiało prawie dwieście osób. I po co? Żeby zbawca narodu mógł obrobić z kolegami bank i spokojnie wynieść łup? Złoto na sfinansowanie swojej tajemniczej działalności miał pan rzekomo dostać w ramach okupu od rządu. To raczej wygląda na zwykły rabunek podyktowany chęcią zysku i przejście do szarej strefy, by się nią cieszyć. W końcu: dlaczego dzisiaj zniszczono ratusz? To był zabytek, kawał naszej historii. Może miał pan jakiś osobisty uraz do tego "wierzowego" zegara? Może nie dawał panu spać w nocy, albo budził za wcześnie rano? – Agent zrobił porozumiewawczą minę.
- A skoro już jesteśmy przy naszej do niedawna sygnaturowej budowli Sakuby... Zdaje sobie pan sprawę jak nagłe wyjęcie spod prawa szefa wywiadu uderzy wizerunkowo w Sanbetsu? Nie mówię tu ściśle o kwestiach tego, że ten czy inny polityk nie spełni swoich wygórowanych ambicji. Mówię o służbach, bezpieczeństwie narodowym i porządku publicznym. Już teraz mamy ludzi na ulicach, a to dopiero początek. Nie wspominając, że samowolna i samojedna krucjata zbawiania świata przeciw niewyobrażalnemu zagrożeniu prowadzona przez kogoś mającego dotąd dostęp do najwyższych tajemnic Sanbetsu, jest jakimś kiepskim żartem i dopraszaniem się o wyciek danych. Nie wiem kto jeszcze jest wtajemniczony w cały spisek, prezydent, premier czy pozostali członkowie Anpori, ale jedno jest pewne. Wkrótce trafi pan do książek bingo egzekutorów. To będzie moja osobista rekomendacja.

Genkaku z uwagą, wsłuchiwał się w słowa agenta Tekkeya, powoli zmieniając zdanie na jego temat. Jednak nic nie rozumie - pomyślał. Głęboko zasmuciła go wzmianka o ofiarach wybuchu.
- dokładnie stu dwudziestu trzech zabitych w samym zamachu na centrum monitoringu. Zapewniam poruczniku, że to nie była część planu - tłumaczył. - Niestety, ale ktoś postanowił wykorzystać zamieszanie i przy okazji ataku Soze, urządzić sobie napad na bank. Mimo, że nie mieliśmy z tym nic wspólnego, ofiary zostaną zapisane na nasze konto. Zapewniam, że będzie mi to ciążyło na sumieniu do końca życia.
Zrobił pauzę. Nie dlatego, żeby uzyskać lepsze teatralny afekt, ale dlatego, że faktycznie wspomnienie o ofiarach ciążyło mu. Mimowolnie sięgnął po kolejnego papierosa. Przez chwilę zastanawiał się który to już dzisiaj, jednocześnie dziękując bogom, że wypalone we śnie, nie szkodzą zdrowiu.
- Co do wieży, została wysadzona właśnie dlatego, że stanowiła symbol, plus obiektywnie ten cel był najbezpieczniejszy. Ryzyko przypadkowych ofiar było minimalne. Podczas wybuchu nikt nie zginął. Ładunek został zdetonowany dokładnie w momencie, gdy patrole znajdowały się, możliwie najdalej. Jak już się pan obudzi poruczniku może pan to sprawdzić. Wizerunkiem Sanbetsu bym się nie przejmował. Specjaliści od propagandy na pewno mają już przygotowaną odpowiednią wersje wydarzeń. Odwołując się do pańskich słów poruczniku, paradoksalnie w tym przypadku krucjata nie jest samowolna i tylko w pojedynkę mam szansę na powodzenie.
Kończąc zamaszystym gestem wyciągnął z ust papierosa odrzucając na bok. Nadszedł najwyższy czas, na realizację finałowego etapu przedsięwzięcia.
- Z dopisaniem mnie do książeczki egzekutorów będziesz musiał niestety poczekać. Widzisz, naprawdę wybrałeś kiepskie miejsce na to spotkanie. Obaj śpimy i przez ten czas nie mamy wpływu na rzeczywistość, to fakt, ale w odróżnieniu od nas Thekkal nie potrzebuje snu. Jest w pełnej gotowości dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jakby tego było mało, łącząca nas telepatyczna więź cały czas działa, więc mogę się z nim komunikować.
Przez chwilę Genkaku przyglądał się twarzy Tekkeya próbując rozszyfrować jego minę.
- Widzisz, Thekkal nie spuszcza cię z oczu od momentu włamania do posiadłości. De facto czuwa właśnie nad twoim spokojnym snem. O ile mi wiadomo, miał podać ci bardzo silny środek nasenny i niecałe pięć minut temu zameldował wykonanie zadania. Oznacza to ni mniej ni więcej, że od momentu w którym postanowimy skończyć tą rozmowę, będę miał od ośmiu do szesnastu godzin przewagi nim się obudzisz. Przykro mi poruczniku, ale moje zadanie jest w tej chwili najważniejsze. Jeszcze jakieś pytania?

- No proszę, Genkaku, a kto tak często powtarzał, że ludzkie życie nic niego nie znaczy – zakpił Tekkey patrząc na przełożonego rozrzucającego pety po całej okolicy. Ciekawe co na to Służąca i Strażnik? – Zniszczenie stacji i obrabowanie banku nie pasowało profilem i ilością ofiar do pozostałych ataków, dlatego też o nie spytałem. Bez obaw, znajdę w pana imieniu odpowiedzialnych - dodał, poważniejąc.
- Mam całą masę pytań, ale widzę iż nawet uderzenie w ton winy, ani przypomnienie, że w Sanbetsu gramy zespołowo, nie zmieni pana decyzji o odejściu. Pańskie wyznania traktuję jako rezygnację ze stanowiska ze skutkiem natychmiastowym. Zresztą, chrzanić protokół. Kito! W co ty mnie wrabiasz!? Jedziesz sobie zbawiać świat za rządowe złoto, a ja tu zostanę i jeszcze znowu zrobią ze mnie bohatera! Kto wie? Może nawet komandora całego Wywiadu, jest w końcu wakat. Co ja ci zrobiłem, że chcesz mnie usadzić za biurkiem do końca życia? – wzburzony Genbu zadał w końcu pytania nurtujące go całą tę rozmowę.
- Pamiętaj, że przybyłem tu ustalić czy nie jesteś aby demonicznie przewidującym terrorystą. To idealne miejsce na takie spotkanie. Za bardzo polegasz na telepatii, Kito, w sytuacji jak ta jesteś strasznie słaby w czytaniu intencji rozmówcy. Przy okazji, niegłupi pomysł z Thekalem uderzającym na mnie we śnie.
Agent wyciągnął z wewnętrznej kieszeni zwitek papieru i położył go obok filiżanki byłego komandora. Zadziwiające czego można dokonać w chwili kryzysu wymachując papierkiem, powołując się na znajomości z dowódcą i mówiąc bardzo głośno i z absolutnym przekonaniem o swojej racji.
- To podróbka własnoręcznie podpisanego przez ciebie nakazu uwolnienia z karceru Izumy. To że ja go zapuszkowałem pewnie też trochę pomogło. Egzekutor dostał przy tym niezbędne minimum informacji, miał wyniuchać twoją kryjówkę, obezwładnić nim się przebudzisz i czekać na dalsze instrukcje. W czym jak czym, ale w tropieniu ludzi bez zadawania zbędnych pytań nasz wspólny znajomy nadal jest świetny. Ale o jego udziale także zapewne już wiesz, jak i o tym że nie masz nawet tych ośmiu godzin.
- Dlatego tylko trzy pytania. Dokładnie kto wie o całej akcji? Jakie jeszcze atrakcje Kayzer Soze przewidział dla miasta, nim został zdemaskowany? Ktoś je musi posprzątać, nim narobią większego zamieszania. Oraz jeszcze jedno, w zasadzie prośba. Czy to dzielny egzekutor Izuma nie mógłby być tym, który odkryje prawdę i w trakcie widowiskowej walki z najnowszym generałem Sanbetsu zdobędzie dowody zdrady i przyznanie się do bycia Kayzerem Soze? Jesteś mu to winien za kłopoty z fałszywym telefonem. I mnie, nie wypominając. Przegoniłeś mnie po całym mieście i okolicach w pościgu za duchem – agent zrobił urażoną minę.
- Nie mogę ci szczerze życzyć powodzenia, w czymkolwiek teraz planujesz, ale przynajmniej postaraj nie dać się zabić. Bo możesz być pewien, że gdy wreszcie porządnie się wyśpię, urządzę na ciebie taką nagonkę, jakiej jeszcze nie widział ten świat.
Nie musiał mówić byłemu już szefowi, że w ramach przygotowań do spotkania zadbał o to, by zebrana dokumentacja potencjalnej zdrady komandora przetrwała nawet pranie mózgu, jakie mógł mu mimo wszystko urządzić telepata. Zwięzłe wyłożenie podejrzeń wraz z kopiami nagrań dokumentów kręconych podczas większości poprzedniego etapu śledztwa. Zwykle, brązowe koperty, takie same jakich używał Kaizer, zaadresował do grupki ludzi, którym zdecydował się powierzyć sekret. Pit. Curse. Mablung. Yoh Aotaro z Higure. Sakura Koratachi, analityczka była na właściwym tropie, ale nadal potrzebowała kilku dodatkowych przesłanek do wzniecenia alarmu i oskarżenia generała o zdradę stanu. Wszystkie listy wrzucił do skrzynek pocztowych na terenie całego miasta. Jeśli Thekal cały czas śledził Ookawę, ostatnia deska ratunkowa była już zaprzepaszczona. Z drugiej strony, jeśli Thekal śledził właśnie jego, Genkaku mógł nie zdążyć przechwycić identycznych listów, które polecił rozesłać nieświadomemu zawartości skacowanemu kierowcy. Marna to nadzieja, ale lepszy rydz niż nic.
Tekkey wstał, wyciągając na pożegnanie rękę do Genkaku.

Iluzjonista z uwagą słuchał swojego podwładnego przy okazji oglądając dokładnie kopie, rzuconych przez niego na blat dokumentów. Podpis oczywiście był podrobiony i to dość nieudolnie. Chuunin zdecydowanie blefował. Rozkazy w formie papierowej już dawno nie obowiązywały w procesie dowodzenia. Teraz wszystko szło drogą elektroniczną, a zatwierdzało się nie podpisem, a skanem odcisku palca. Szczególnie w przypadkach o wysokim priorytecie. Zresztą, nawet gdyby Tekkeyowi jakimś cudem, udało się wyegzekwować uwolnienie egzekutora, Genkaku nie przejmował się tym zbytnio. Po pierwsze, był w naprawdę bezpiecznym miejscu, a po drugie, nad jego bezpieczeństwem podczas snu, czuwał Fenris. Bez wątpliwości Izuma nie stanowił dla niego, żadnego zagrożenia.
Tekkey wstał, wyciągając na pożegnanie rękę. Generał postąpił tak samo. Obaj mężczyźni wymienili uścisk.
- Nie przewiduje już, żadnych dodatkowych atrakcji ze strony Soze. Nastroje społeczne szybko się uspokoją, gdy odzyskamy bombę. Możesz być pewny Ganbu, że wezmę sobie twoją obietnicę do serca.
Kito przez chwilę rozważał, czy może póki jeszcze może, nie było by rozważnie wysłać kilku egzekutorów, żeby zajęli czymś porucznika. Wyglądało na to, że podwładny połknął haczyk. Spotkanie dobiegło końca i nastał czas na to, żeby wrócić do rzeczywistość. Miał tylko osiem godzin przewagi, nim Tekkey obudzi się i zacznie mieszać. Trzeba było przyspieszyć z kilkoma rzeczami.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
   
Profil PW Email
 
 
RESET_Graversh   #28 


Poziom: Keihai
Posty: 20
Dołączył: 30 Mar 2016

Fragment dotyczący poszukiwań Kito zostanie wyjaśniony w jednym z ninmu, tymczasem nie chciałem blokować całości...

Spotkanie z Generałem Genkaku nie przyniosło oczekiwanego efektu. Był tak bardzo zdystansowany i mało rozmowny, że nie zareagował nawet jakoś specjalnie gdy zacząłem podejrzewać znajomego mu biznesmena. Nie wiedzieć czemu osoba, której powinno najbardziej zależeć na tym, abyśmy zajęli się wszystkimi tropami zbagatelizowała mój plan dokładniejszego zbadania sprawy zaginięcia Kito. Osobiste przemyślenia zachowam dla siebie, ale zastanawiam się czy chodziło wyłącznie o to, że uznał mnie za pieprzoną płotkę goniącą własny ogon i unikającą wypłynięcia na główny nurt, czy też chodzi o coś innego. Na pewno nie powiedział bym na głos, że mógł on wiedzieć więcej na ten temat niż powinien jako naczelny dowódca, ale nawet nie próbował mnie odwieść od planu udania się do Ishiro. Umyślnie napomknąłem, że powołam się na rozmowę z nim, a on to w pełni zignorował. Próbował odsunąć to wszystko od siebie? Poważnie im ludzie są wyżej postawieni tym bardziej są porypani.
Zresztą spotkanie z Ishiro również nie przyniosło niczego dobrego. Nie licząc faktu, że może dzięki niemu uda mi się trochę zarobić i zdobyć kilka interesujących newsów, które mógłbym w przyszłości wykorzystać. Swoją drogą ten przylizany pedancik wydawał mi się ciekawszą personą jak o nim słyszałem. Po spotkaniu utrwalił mnie w przekonaniu, że jest zwykłym zasrańcem, który dopchał się do władzy i chce nachapać się jak najwięcej. Aż dziwne, że nie zajął się jeszcze polityką. Z drugiej strony, gdyby to zrobił mogłoby to ograniczać jego inne interesy, a mnie pozbawić dodatkowych możliwości. Tego zdecydowanie bym nie chciał, bo w końcu może zrobić się ciekawiej.
Niestety jestem wciąż zbyt malutki dla tych wszystkich szyszek, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Brakuje mi koneksji i bogatszych akt, aby przekonać kogokolwiek do siebie. Poszukiwania Kito Torimoko spełzły na niczym. Dane dotyczące jego rzekomego zatrudnienia w firmie Ishiro przestały istnieć, więc nikt nawet nie będzie go szukał. Wydaje mi się, że dokładnie o to mogło też chodzić Genkaku. Nie wiem czy chcę dalej brnąć w to gówno, czy nie lepiej sobie odpuścić. Gorsze rzeczy widziałem i robiłem. Nawet jeżeli ten dupek Kito leży gdzieś na jakiejś plaży, czy też gryzie glebę nie ma to już większego znaczenia. Trzeba iść dalej i się zbędnie nie pier.dolić.

Postanowiłem porzucić dalsze śledztwo w tej sprawie i przyjrzeć się dokładniej dokonanym zamachom. Po tak długim czasie służby porządkowe powinny już zabezpieczyć obydwa miejsca zdarzenia, a technicy na pewno zebrali już jakieś wskazówki ze zgliszczy wieży ratuszowej oraz centrum monitoringu. Skontaktowałem się z centralą w celu otrzymania stosownych uprawnień, a następnie ruszyłem do centrum miasta, zobaczyć ,,rozdartą wizytówkę Sakuby". Na miejscu dowiedziałem się, że ustalono już kilka faktów i co najważniejsze skonfrontowano je z informacjami z gruzowiska budynku monitoringu. Zdumiewający okazał się fakt, że do obydwu zamachów użyto innych materiałów. Co więcej zostały one założone w różny sposób. W przypadku ratusza chodziło jedynie o uszkodzenie wieży, natomiast jeżeli chodzi o centrum terrorystom zależało na jak największych zniszczeniach uniemożliwiających opanowania sytuacji w krótkim czasie. Technicy zgodnie z saperami stwierdzili, że czas podłożenia ładunków również może się różnić. Ratusz został zaminowany już kilka tygodni temu. Natychmiast pojawiło się kilka poważnych pytań. Czy mamy do czynienia z jedną i tą samą grupą, która rozszerzyła swoje działania? Czy też wrogów jest więcej i te zdarzenia nie przypadkiem zeszły się w czasie? W takim wypadku czy zapłacenie okupu zakończy zamachy, czy była to jedynie zapowiedź prawdziwego chaosu?
Jakby tego było mało nad miastem zagościła potężna burza, która dodatkowo uszkodziła linie elektryczne odcinając od prądu obrzeża Sakuby. Do tego ulewa uniemożliwiała prowadzenie dalszych prac w miejscach zdarzeń. Odniosłem wrażenie, że zanosiło się na coś poważnego. Ku.rwa, mam nadzieję, że nie trafię w sam środek jakiegoś pieprzonego piekła dobrze nieprzygotowany. Postanowiłem przedstawić zebrane przeze mnie informacje w sztabie...
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #29 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

ZAKOŃCZENIE



Tekkey gwałtownie otworzył oczy i jednym, sprężystym susem poderwał się z łóżka na równe nogi. W hotelowym pokoju, który wybrał na miejsce spotkania, panowała ciemność. Przez chwilę rozglądał się bacznie w poszukiwaniu Thekkala. W końcu Genkaku ostrzegł, że jego współpracownik-duch śledził go, aż do tego miejscu i po tym jak porucznik zasnął, miał podać mu narkotyk. Niestety, leżąca na małej, nocnej szafce, pusta strzykawka, świadczyła dobitnie, że była to prawa. Sukinsyn nawet nie musiał robić nakłucia. Zwyczajnie wykorzystał zapewne jeden z przyczepionych na stałe wenflonów. Samego szamana, nigdzie jednak nie było widać. Z drugiej strony, w żadnym wypadku nie sprawiało to, że Tekkey czuł się bezpieczniej. Miał przecież sposobność pracować z Tekkalem podczas włamania do willi senatora i doskonale zdawał sobie sprawę z jego metamorficznych możliwości. Mimowolnie przetarł zaspaną twarz. Cholera, jak długo spał? Zegarek na beeperze pokazywał dwudziestą trzecią dwadzieścia, a to oznaczałoby, że od wyznaczonego spotkania z generałem, minęło około trzech godzin! Teoretycznie, więc dość długo. Zbyt długo. No dobrze, ale ile trwało samo spotkanie? Jak sam przecież zauważył czas w Księżycowych ogrodach płynie inaczej. Właściwe pytanie powinno, więc brzmieć, jak długo spał od momentu rozstania z Genkaku? Czy narkotyk zadziałał? Przez sen próbował pozbyć się specyfiku z organizmu i zdaje się, że częściowo mu się to udało.
Natłok pytań galopujących przez zmęczony umysł, przerwał nagły szmer dochodzący, jakby się mogło zdawać z łazienki. Chimyaku zadziałało bezbłędnie, nim Agent zdążył odwrócić w ogóle głowę w tamtym kierunku. Wyraźnie wyczuwał czyjeś przyspieszone tętno, co z całą pewnością wykreślało Thekkala, z listy podejrzanych o ukrywanie się w toalecie. Ktokolwiek to był, wszystko wskazywało na to, że jest wystraszony nie na żarty. Zdawało się, że serce, które pompowało krew z zawrotną prędkością, za chwilę wystrzeli z klatki piersiowej. Agent ostrożnie ruszył w stronę korytarza.
- Co do cholery?
Gdy powoli uchylił drzwi łazienki, jego oczom ukazał się intrygujący widok. W niewielkiej wannie wciśniętej pod ścianę po przeciwległej stronie pomieszczenia szamotał się skuty Kayzer Soze. Jakby tego było mało, niespodziewany gość, przygnieciony był przez sporej wielkości plecak, opatrzony emblematami Cesarskiej Armii. Genbu nigdy nie uważał się za osobę łatwą do zaskoczenia. Teraz jednak, z wyraźnym szokiem i niedowierzaniem obserwował surrealistyczną wręcz scenę. Z jego szeroko otwartych ust wyleciała guma. To wystarczyło żeby agent wziął się w garść i odzyskał rezon. Otworzył szeroko drzwi i sprężystym krokiem wszedł do niewielkiej łazienki, jednocześnie rozwijając już i pakując do ust kolejny, świeży listek wiśniowej gumy. Sprawnie chwycił za walizkową bombę i delikatnie odłożył obok wanny. Uwolniony z pod ciężaru ładunku terrorysta poderwał się, ale celny, prostu cios w twarz skutecznie udaremnił mu tą śmiałą próbę ucieczki. Dopiero teraz, Tekkal zauważył, że Soze poza tym, że jest skuty kajdankami, jest także zakneblowany taśmą.
- Dzień dobry. Nazywam się Ookawa. Proponuję, żebyś usiadł jak najwygodniej i jak najspokojniej, a może obędzie się bez kolejnych ciosów. Rozumiesz?
Kończąc, demonstracyjnie uniósł zaciśniętą pięść, tak by niespodziewany gość, dobrze zrozumiał przekaz.
- Doskonale, a teraz daj mi chwilę. Muszę pomyśleć… i odlać się. Nie sikałem od prawie ośmiu godzin. Pęcherz trochę mnie ciśnie. Nie przeszkadza ci mam nadzieję, prawda?
Niespodziewanie dla Soze odwrócił się i uniósł klapę sedesu. Kto w ogóle opuścił ją w pierwszej kolejności? Pewnie sprzątaczka. Nie ważne. Teraz trzeba zrozumieć dokładnie, co tu się do cholery wyprawia. Cichy dźwięk rozpinanego rozporka, oraz następujący po nim odgłos strumienia wpadającego do muszki, zagłuszył panującą w pomieszczeniu ciszę. Agent cały czas, kontrolował, co dzieję się z Soze, korzystając ze swojego niezawodnego Chimyaku. Gość, nadal był nie na żarty przerażony. Coś w tym strachu jednak nie pasowało. Nauczony doświadczeniem Ookawa wiedział doskonale, że inaczej wygląda tętno osoby przeciętnej, zwykłego obywatela, który boi się o swoje życia, a inaczej u terrorysty. W tym przypadku, postawiłby wszystko na to, że ma do czynienia z niewinnym cywilem. Kontem oka spojrzał na delikwenta w wannie. Od razu rzucił mu się w oczy charakterystyczny tatuaż na dłoni. Dokładnie taką miał pełnić funkcję. Zwracać na siebie uwagę. Być prostym do zapamiętania szczegółem, ułatwiającym identyfikację. Tekkey nie był specjalistą, ale znów poszedłby o zakład, że „ozdoba” została zrobiona, niedawno. Pewnie trochę przed tym, jak świat dowiedział się o istnieniu Soze. Sprytnie panie Generale, bardzo sprytnie. Strumień w końcu ustał. Gospodarz z nieukrywaną ulgą energicznie zapiął rozporek i odwrócił się do gościa w wannie.
- No to zacznijmy. Ja będę zadawał pytania, a ty będziesz odpowiadał. Na pewno znasz tą grę – nie czekając na potwierdzenie, bez ostrzeżenia zerwał taśmę kneblującą usta.
Terrorysta zawył, ale nie trwało to długo. Kolejny, tym razem wymierzony w slot słoneczny cios zabrał mu dech potrzebny do wrzasku.
- Nie jesteś Kayzer Soze, prawda? – Wbrew regulaminowi i przyjętym zasadą, jakimi rządziły się przesłuchanie w pytaniu zasugerował od razu odpowiedź. Agent i tak wiedział już, dokąd to wszystko zmierza.
- N…nie! Ni-nie wiem kt-oo to! Proszę uwolnij mnie! Nic nie zrobiłem.
Rzekomy Nie-Soze na wpół wykrzykiwał, na wpół wypłakiwał z siebie błagania o litość. Tekkey znów był zmuszony go uciszyć. Na szczęście tym razem wystarczyło samo uniesienie pięści.
- Niech zgadnę, nie masz rodziny, przyjaciół, znajomych. Jesteś typem samotnika prawda? Nie ma nikogo, kto mógłby potwierdzić twoją tożsamość? To czy jesteś, czy nie jesteś Soze? No cóż panie „Nie-Soze”. Jeżeli to, co mówię, jest prawdą, to masz naprawdę przejeb…



Dwie godziny wcześniej….
Targnięty przez turbulencję wojskowy samolot lotniczy zatrząsnął się akurat w momencie, gdy Genkaku podnosił się z zaimprowizowanego posłania. Agent, a w zasadzie były już agent, zakołysał się próbując złapać równowagę. Niestety, bez większych sukcesów. Od nieuchronnego zderzenia ze ścianą, uratował go Fenris. Przypięty do lotniczego fotela w luku bagażowym, tuż obok zrzuconej na kupę sterty siatek do montowania ładunku, na której spał Kito, zdołał w ostatniej chwili załapać i podtrzymać towarzysza.
- Dzięki. Ile czasu minęło?
- Od startu? Jakieś trzy godziny. W tym tempie, powinnyśmy dotrzeć nad miejsce zrzuty za niecałe dwadzieścia minut. Dobrze, że się w końcu obudziłeś, miałem już zaczynać bez ciebie.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Zaczynam żałować, że cię ze sobą zabrałem. Cały czas tylko marudzisz – Kito odwzajemnił żart szamana. – Jak tam piloci?
- Tak zgodnie z rozkazem. Kompletna cisza w eterze. Zero łączności. Niczego nie podejrzewają.
- Doskonale.
Humor dopisywał Genkaku. Jak dotąd wszystko, poza incydentem w centrali monitoringu, szło zgodnie z planem. Czuł się dumny, ale jednocześnie, cały czas nie dawało mu spokoju, że właśnie kończy się dla niego pewna ważna era. Rozpędzony niczym rakieta wali wprost przed siebie. Prosto do celu, po drodze paląc wszystkie mosty. Zdecydowanie będzie mu brakowało jego byłych już ludzi. Zostawienie tego wszystko za sobą, to cena, jaką przychodzi mu zapłacić. Cena za od tak dawna, wyczekiwaną i wymarzoną niezależność. Wolność od systemu, od kontroli, od rozkazów. Już nikt nigdy więcej nie będzie mu mówił, co ma robić. Nie będzie już więcej nadstawiać karku w cudzej sprawie. Teraz będzie walczył dla siebie. Afera Kayzera Soze to dopiero początek długiej drogi jaka go czeka. Był zdecydowanie dobrej myśli. Nienawidzona przez długie lata „władza”, która najpierw umieściła w jego karku procesor, niewoląc go w ten sposób i związując na całe życie ze służbą, w końcu dostała to czego chciała. Thekkal właśnie w tej chwili powinien wnosić do pokoju porucznika Ooawy związanego „Soze” oraz ładunek wybuchowy. Terrorysta zostanie ujęty, a skradziona bomba odzyskana. Nastroje społeczne szybko się uspokoją, notowania rządu wystrzelą w górę. Może nawet darują mu te dwieście milionów? Szczerze wątpił, zwłaszcza, że tak ciężko było wywalczyć zgodę na rozpoczęcie procedury przekazywania okupu. Całe szczęście, sprawa miała najwyższy stopień trudności, a Genkaku zadbał o to, żeby nikt z RG lub broń bogowie, żaden z jego agentów prowadzących śledztwo nie dowiedział się o tym. Nie mały problem stanowiło podpisanie rozkazu. Wszystkie ważne dokumenty, zatwierdzane były skanem linni papilarnych, a od kiedy Kito potajemnie podmienił dane na swój temat w bazie danych Sanbetsu, wydanie jakichkolwiek wytycznych stało się dla nie niego niemożliwy. Całe szczęście, że miał pod ręką Thekkala. No nie zawsze, teraz na przykład ducha-szamana nie było pod ręką. Zgodnie z planem, dołączy do niego, za jakieś pół godziny. Musi tylko dokończyć wszystko w hotelowym pokoju Tekkeya i popełnić „samobójstwo”, tak by odrodzić się z powrotem w procesorze, u boku Kito.
- No dobra Fenris. Jedziemy z tym. Pójdę teraz do pilotów i otworzę właz, tak żeby „nie widzieli” kiedy będziemy nad celem. Wypchniesz kontener i wyskoczysz używając kombinezonu ze spadochronem. Na miejscu powinny już czekać ludzie od Krwawych Szakali. Bezpiecznie doprowadzą cię do miejsca. Ja dołączę do was później. Wyskoczę, kiedy dołączy do mnie Thekkal i kiedy samolot będzie blisko oficjalnego miejsca zrzutu, nad górami. To będzie – sprawdził odczyt beepera – za jakieś czterdzieści minut.
Szaman dał znak uniesionym kciukiem, że wszystko jest dla niego jasne. Genkaku zostawił go obserwując przez ramię jak towarzysz sprawdza dokładnie uprzęże przy ładunku ze złotem. Nadajników na szczęście nie było. Zbyt realna groźna wkurzenia uzbrojonego w atomową bombę terrorysty zrobiła swoje. „Władza” wolała nie ryzykować. Wolała się natomiast zabezpieczyć. Stąd oficjalna obecność generała na pokładzie. Kto przypuszczał, że tak to się skończy. Za niespełna czterdzieści minut zainstalowany pod lewym skrzydłem ładunek wybuchowy zostanie zdetonowany, gdzieś nad Górami Milczenia. Samolot, wraz z ładunkiem złota i generałem rozbije się o skały w jednym z najbardziej niedostępnych regionów świata. Nikt, nawet dwaj piloci, których Kito miał zamiar wypchnąć na spadochronach, by swoimi słowami świadczyli „prawdę” przekazaną im mocą procesora, nie będzie zdawał sobie sprawy, że w roztrzaskanej maszynie by będzie ani złota, ani Genkaku. Uśmiechnąwszy się sam do siebie, wszedł do kabiny pilotów.

KONIEC.

Epilog pojawi się niebawem :)

Nagrody Punktowe (suma za ukończenie oraz za każdy pojedynczy tekst)
Tekkey - 180 pkt
Curse - 96 pkt
Grav - 40 pkt

Z oczywistych względów Tekkey wygrywa. Reszta graczy nie postarała się za bardzo. Wpisy były dość marne. Na PW mogę przesłać tabelę, ze szczegółową rozpiską punktową (który tekst ile zarobił)
Ostatnio zmieniony przez Genkaku 01-02-2015, 00:47, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW Email Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 20