Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Ninmu|Świat] Tablica zleceń - Yakuza: Poszukiwacze
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 04-03-2015, 14:35
 Przesunięty przez Lorgan, 15-05-2015, 23:56

10 odpowiedzi w tym temacie
»Sorata   #11 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG
Cytuj
Caliboche był nie do ruszenia. Tylko to jedno stwierdzenie nasuwało się na myśl. Szaman strawił kilkanaście dni na analizowaniu każdej, najmniejszej nawet informacji. Dogłębnie poznał harmonogram tygodnia księgowego Białej Róży, rozkład pomieszczeń w jego trzech mieszkaniach i rotację zmian ochrony, a nawet indywidualne nawyki niektórych jej członków. Byli nieźli. Na tyle, że nie widział sposobu na dyskretne i wymyślne pozbawienie Caliboche’a życia. To zlecenie bezsprzecznie rozciągało granice zawodowej wyobraźni szamana. Rzucił w kąt notatki i zasępił się. Nie mógł myśleć szablonowo, ale kiedy myślał o zabójstwie, widział zazwyczaj tylko ostateczny efekt – martwe ciało celu. Rozkosze zabijania były domeną Phantom Knights i Wilka. Nie byłoby trudno siłą osiągnąć ten efekt. Czego nie zrobiłby morderca? . Umysł szamana odpłynął z myślami. [Caliboche. Białe Róże. Kwiaty. Zapachy w powietrzu. Latanie. Cień. Kruk. Kiedy wejdziesz między wrony… Uśmiechnął się pod nosem i wstał z krzesła. To było przecież takie oczywiste. Yakuza Orsini zasłynęła jako źródło płatnych morderców. Wystarczy jednego wynająć. Koledzy po fachu na pewno będą mieli dokładniejsze informacje.

***


Wtulony między budynki maleńki antykwariat łatwo było przeoczyć w olbrzymim Isztar. Fenris zignorował tabliczkę „Zamknięte” i wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Pachniało wspaniale. Książkami, historią i sączoną przy kominku kawą.
- Dzień dobry! - krzyknął do stosów graciarstwa wszelkiej maści. Właściciel musiał tu gdzieś być. Tyle skarbów w otwartym pomieszczeniu? Większość przestrzeni była zajęta meblami, starą bronią i książkami. Niewielkie wnętrze wyglądało jak magazyn muzealny. Nie doczekawszy się odpowiedzi zaczął ostrożnie przeglądać tomiki w nadziei znalezienia czegoś ciekawego.
- Dzień dobry. - zaskoczyła go spokojna odpowiedź gdzieś zza półek. - Dziś zamknięte. Nie widział Pan tabliczki? - dokończył szczupły, lekko egzaltowany blondyn, wychodząc spokojnym krokiem z mroku obszernej szafy.
- Proszę wybaczyć. - Fenris ocenił właściciela wzrokiem. - Nie jestem zbyt spostrzegawczy. Nie przyszedłem zresztą po książki. Chyba, że ma pan egzemplarz "Drapieżcy szczytowego". W takim przypadku bardzo chętnie ponegocjuję.
- Zauważyłem - mruknął podnosząc wzrok. – A, niestety mimo nazwy nie specjalizuję się w książkach... Jak pan zresztą widzi, większość zbiorów to dawne bronie. - Przerwał na moment przekrzywiając charakterystycznie głowę. - Nie wygląda mi Pan na Babilończyka. Musi być Pan więc w nieco delikatniejszej sprawie. Zapraszam, niech Pan spocznie - rzekł wskazując fotel.
Fenris usiadł nieco podejrzliwie, nie wiedząc czego może się spodziewać.
- A więc w czym mogę panu służyć? – zapytał Babilończyk, podlewając stojące na oknie białe róże.
- Przejdę od razu do sedna. Jak się pan domyślił, to ja przesłałem kwiat. Kage. – przedstawił się.
Biała Róża zainwestowała w bodajże najbardziej klimatyczną formę kontaktu ze wszystkich większych Yakuz. Wystarczyło zamówić pocztę kwiatową dla "cioci Eleny” w jednym z większych babilońskich miast, a Róże kontaktowały się w dogodnym momencie. Fenris miał nadzieję na bezpośredni kontakt z jednym z asasynów, ale ku jego zaskoczeniu skontaktował się z nim starszy mężczyzna w gustownej liberii. Doświadczenie z Keltem pomogło szamanowi nie lekceważyć starszych osób, ale Korneliusz okazał się tylko (albo aż) bardzo dobrze poinformowanym kamerdynerem. Fenris śledził go na wszelki wypadek i podsłuchał rozmowę z kimś tytułowanym paniczem Strozzi. Nazwisko brzmiało skądinąd znajomo. Nie był przygotowany na rozmowę z arystokratą, nawet podupadłym, ale wycofanie się nie wchodziło w grę. Zresztą zlecenie było tylko pretekstem.
- Może mi pan mówić per Victor. Kryptonimy są na mniej cywilizowane okazje, prawda? – Skubaniec punktował z nienaganną ogładą. - Mam rozumieć, że przyszedł Pan zamówić pakiet specjalny? –odwrócił się do niego. Jego twarz wyrażała kompletny brak emocji, choć w powietrzu czuć było zaciekawienie. Nie na co dzień zjawiał się klient, szczególnie po tak tragicznych dla Yakuzy wydarzeniach. - Czy też chce Pan sprzedać swoje usługi?
- Trafienie w obu przypadkach. Mój zleceniodawca chce kamienia, który jest w posiadaniu pańskiej organizacji. Od siebie, w akcie dobrej woli mam tylko informację. Widmowi Rycerze namierzyli Caliboche'a. Księgowość zawsze warto zabezpieczyć prawda? – przemilczał, że sam odegra kluczową rolę w zamachu.
- Skąd mam wiedzieć, że Pana informacje są prawdziwe? - rzucił Strozzi od niechcenia, przyglądając się paznokciom. Odwrócił się tanecznie na pięcie i opadł na sąsiednie siedzisko. - I skąd mam wiedzieć jaki to kamień i co za niego dostaniemy? Raczej nie rzuci mi pan bajki o ratowaniu świata, prawda?
Szaman nie wiedział, czy chłopak trafił świadomie w cel Poszukiwaczy, ale musiał brnąć dalej.
- Jestem gotów poczekać na efekt. Na pewno zdaje pan sobie sprawę, że jeśli my namierzyliśmy pana Caliboche, Widmowym również nie sprawi to trudności.
-Chyba się nie rozumiemy. Caliboche jest zaledwie trybikiem w maszynie Róży. I da się go łatwo zastąpić. Niemniej jednak dziękuję za ostrzeżenie. – założył nogę na nogę i pochylił się w fotelu. - Jednak nie odpowiedział Pan na moje pytanie. Co to za kamień? Rubiny raczej pana nie interesują, chyba, że akurat pański pracodawca szuka specyficznej wielkości do naszyjnika dla ukochanej.
A więc chłopak umiał dedukować. Trudno. Prawda was wyzwoli, czy jakoś tak.
- Niedawno znaleźliście jeden z domniemanych Klejnotów Uroborosa. - przyznał niechętnie. - Chcielibyśmy go odzyskać. I obaj wiemy, że bez tego "trybika" wasze finanse znajdą się jeszcze w większym dołku. – wbił szpilkę obnażając blef rozmówcy. Całą postawą mówił „Wiem, jak nisko upadliście”.
Victor uśmiechnął się pod nosem.
- Zdaje Pan sobie sprawę, że tak zwanych Klejnotów Uroborosa są tysiące? Jeżeli bywa pan, w co wątpię, na balach, z pewnością zauważy pan, że każdy ważniejszy arystokrata zarzeka się, że ten jego jest tym jedynym i niezaprzeczalnie prawdziwym. Co do Caliboche... Fakt. Niepotrzebnie liczyłem na pańską ślepotę. Więc czego pan oczekuje? Mam przynieść klejnot bez żadnego pokrycia? A jeśli Widmowi nie zaatakują? Co wtedy?
Rybka połknęła haczyk. Wystarczyło lekko go poderwać.
- Wtedy będzie pan bezpieczny i udzieli mi rabatu na kamień, który jak pan spostrzegł jest niemal bezwartościowy. - odbił piłkę. - Powiedzmy dziesięć tysięcy?
Oceniając nieruchomość w jakiej się znajdowali i prawdopodobny brak rodowej posiadłości, chłopak potrzebował gotówki na realizację swoich celów. Prywatny majątek szamana pozwalał mu na odrobinę szastania pieniądzem. Strozzi łyknął przynętę.
- Może zróbmy tak... Zabezpieczę klejnot. Ukryję w takim miejscu, że z pewnością nie zginie. A jeżeli Caliboche rzeczywiście się coś stanie, w zamian za użyteczną informację uzyska Pan go ode mnie. Jednak jeśli dowiemy się, że to pańska robota... Dowie się pan znaczenia powiedzenia „Nie ma róży bez kolców”. – Jednak potrafił okiełznać pazerność. Fenris polubił młodzika. - Myślę, że jeżeli pana pracodawcę stać na skupowanie klejnotów i wysyłanie pracownika do innej organizacji... zaoferuje przynajmniej trzy razy tyle.
Mało. Mniej niż szaman był skłonny zaoferować. Musiał jeszcze przećwiczyć swoje umiejętności oceniania wartości.
- Stoi. – zgodził się bez wahania. – Zakładam, że ma pan dużo pracy. Dziękuję za spotkanie. Zgłoszę się niebawem.

***


Strozzi nie zasypiał gruszek w popiele. Podwoił ochronę Caliboche’a i w trzy dni wywrócił na nice wszystkie jego mieszkania. Fenris nie zamierzał być gorszy. W czasie, gdy Róża szykowała się na zamach, przygotowywał dwie trucizny – kontaktową i spożywczą. Jego plan opierał się na bardzo prostych założeniach. Bałagan trzeba posprzątać, a w obecnym świecie niemal nikt nie zwraca uwagi na sprzątaczki. We wszystkich mieszkaniach pracowała dokładnie ta sama spółka. Otrucie jednego z pracowników, żeby nie mógł wyjść z łóżka na cały dzień nie sprawiło żadnych problemów. Tak samo jak telefon w jego imieniu do firmy i wkręcenie się do zbieranej w przyspieszonym tempie ekipy, podając się za jego krewnego. Szaman poznał nawyki Caliboche’a bardzo dokładnie. Prywatnego kucharza nie dało by się kupić bez zwracania na siebie uwagi. Jednak fakt, że księgowy lubi zjeść po królewsku był powszechnie znany. A co trzeba zrobić po posiłku?
Nie zwracając na siebie uwagi, posprzątał sumiennie swoją część pomieszczeń. Przy okazji podrzucił spreparowaną przez siebie rolkę papieru toaletowego. Jedynym problemem był dobór trucizny, która szybko wnika do organizmu i nie reaguje z wodą na wypadek, gdyby Caliboche skorzystał z bidetu. Ostatecznie zdecydował się na oleistą wydzielinę harpii – niewielkiej roślinki z południa Khazaru, której efekty symulowały zawał. Kontakt ze skórą czasem nie wystarczał, ale śluzówka odbytu była znacznie cieńsza. Niewielkie przebarwienie między pośladkami namierzyłby tylko wyjątkowo sumienny patolog, a nawet to mogło być powiązane z pikantną dietą Caliboche’a.
Kilka dni później szaman ponownie odwiedził antykwariat Strozziego. Nie miał wątpliwości, że Róże mogą wykryć drogę dostępu, ale nie mieli większych szans ustalić jego tożsamości w przebraniu. Wszedł więc spokojnie, poprzedzony brzęknięciem mosiężnego dzwonka i spojrzał na porządkującego półkę z dewocjonaliami Victora.
- Słyszałem, że potrzebujecie księgowego. – rzucił bez przesadnej złośliwości.


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 13