Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] oX vs Graversh - walka 1
 Rozpoczęty przez »oX, 23-11-2014, 15:07
 Zamknięty przez Lorgan, 01-12-2014, 23:57

7 odpowiedzi w tym temacie
»oX   #1 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo



***

Mieszkanie Chrisa Murphy'ego bardziej przypominało magazyn wojskowy niż miejsce, do którego zaprasza się gości. Na półkach nie stały książki, tylko elementy konstrukcyjne broni palnej oraz tuby ze schematami nowych karabinów. Rycerz nie spał w łóżku. Wygodniej było mu położyć się na podłodze, w wojskowym śpiworze. W czasie wolnym, o ile taki się trafiał, pakował plecak w rzeczy potrzebne do przeżycia w lesie i wyruszał na dwudziestoczterogodzinny survival. Uwielbiał hartować swój organizm i doskonalić umiejętności. Walka była w jego krwi. Uważał, że nie ma sensu oszukiwać przeznaczenia, więc brnął w nie dalej i dalej, trenując coraz ciężej. Poza porozstawianym wszędzie uzbrojeniem i śpiworem, w mieszkaniu znajdował się małych rozmiarów stolik, na którym obecnie leżała cała sterta nieuporządkowanych papierów.

Murphy, skończywszy jeść wojskową mielonkę (bo czymże innym miał się żywić?), zbliżył się do blatu i wziął do ręki teczkę leżącą na samym brzegu. Na karteczce, którą samemu dokleił, znajdował się napis:

"Szansa na awans. Prosta robota. Jeden strzał, jeden trup."


Oczywiście był tam także dopisek, iż dokument znajdujący się w środku jest ściśle tajny. Nic dziwnego ani nowego. Z lektury wynikało, że jakiś Agent z Sanbetsu szpera nie tam gdzie powinien i wypadałoby się nim zaopiekować. Chris założył na plecy zapakowany wcześniej plecak, do ręki wziął sporych rozmiarów walizkę, dokument zwinął w rulon i włożył do tylnej kieszeni spodni, a chwilę później spokojnym krokiem opuścił mieszkanie.

***

Wyjazd z Damaru miał swoje zalety. Poza granicami miasta można było uświadczyć trochę cywilizacji, mniejszą ilość umysłowo chorych, no i najważniejsze - prąd. Murphy nie pasował do regionu, w którym mieszkał, ale wiadomo przecież, że najciemniej jest pod latarnią. Kto by pomyślał, że obeznany technologicznie Rycerz kryje się w zabitej dechami dziurze? Niestety wyjazd z domu wiązał się także z pojedynczą, ale za to wyjątkowo dotkliwą niedogodnością. Murphy'ego na samą myśl o północnych mrozach przeszywały dreszcze.

Z powodu niespodziewanego trzęsienia ziemi i wyjątkowo złej pogody, dotarcie do Nebul zajęło ponad dwa razy więcej czasu. Strasznie popsuło to plany Rycerzowi. Całe szczęście, że nie była to jego pierwsza wizyta w stolicy Galwind, bo misja mogłaby zakończyć się niepowodzeniem. Znał mniej więcej rozkład miasta oraz dobre miejsca obserwacyjne, z których łatwo i skutecznie można było zlikwidować cel.
Według wytycznych, ofiara miała pojawić się w Głuchych Salach w południe następnego dnia. To był chyba jakiś kiepski żart. Każdego dnia przez wskazane centrum handlowe przewijały się tysiące ludzi. Jak trudne mogło być odnalezienie trupiobladego mężczyzny w okolicach trzydziestki? Wspomniano niby, że posiada jakieś tatuaże na przedramionach, ale tylko szaleniec eksponowałby je przy wszystkich. Kolejne brawa należą się informatorowi za dane osobowe przyszłej ofiary. Graversh to oczywiście jakiś pseudonim, a o prawdziwym imieniu i nazwisku nie było nawet słowa. Rycerz nie miał ochoty już o tym myśleć, więc udał się do spokojnego miejsca, gdzie będzie mógł wypocząć i dopracować swój plan.

***

W "Purpurowej róży" dużo się nie zmieniło od czasu ostatniej wizyty. Vivi, jak Murphy zwykł nazywać szefową przybytku, przyjęła go z otwartymi ramionami (całe szczęście, że nie z czymś innym). Długo by opowiadać, jak ta dwójka się poznała i czemu łączyła ich przyjaźń. W tym momencie liczyło się jedynie to, że Chris Murphy znajduje się w bezpiecznym miejscu i nikt poza nim i Vivi nie wie o jego położeniu.
W cichym, pomalowanym na różowo pokoju, Rycerz wyjął swoje wyposażenie z plecaka i ustawił pod ścianą. Następnie otworzył sporą walizkę i wyjął z niej swój ulubiony karabin snajperski, który również ustawił pod ścianą. Sprzęt nie wymagał sprawdzenia i kalibracji, ponieważ wszystko zostało przygotowane jeszcze w Damarze. Po kolejnym przejrzeniu dokumentów z rozkazami i planu miasta, Murphy ułożył się na łóżku i miał nadzieję, że szybko zaśnie. Zignorował również pukanie do drzwi, wiedział bowiem, kogo Vivi mogła przysłać.
- Może będziesz nagrodą po wykonanej misji, maleńka - rzekł, po czym opuścił powieki i zasnął.

***

Głuche Sale były ruchliwe jak zwykle. Potok ludzi rozlewał się po większości korytarzy przybytku. Jedni wchodzili z pustymi rękami, a wychodzili z pełnymi torbami. Nie było pojedynczej osoby, która by czegoś nie kupowała. Gołym okiem widać, że Wysokie Miasto to bogata dzielnica nie tylko z nazwy. Murphy, leżąc na dachu oddalonego o około dwieście metrów budynku zastanawiał się, czy ktoś w ogóle zauważy postrzeloną osobę. Oczywiście dla niego lepiej, jeśli nie. Góra jasno określiła, że robota ma zostać wykonana bez przyciągania zbędnej uwagi. Ot, zwykłe morderstwo na tle porachunków mafijnych.
Zegarek wskazywał jedenastą. Pozostawała więc co najmniej godzina bezczynnego wpatrywania się w lunetę karabinu. Z przyzwyczajenia zerknął na zdjęcie przyszłej ofiary, bo przecież nie było to konieczne. Tak specyficznego celu nie miał od długiego czasu. Przez chwilę nawet nie zastanawiał się, dlaczego akurat ta osoba została przeznaczona do eliminacji. Owszem, według papierów to nadczłowiek z Sanbetsu szpiegujący w granicach jego kraju, ale czy tym ludziom, którzy go pisali można tak naprawdę ufać? Również dobrze mógł to być ktoś, kto przespał się z nieodpowiednią kobietą, czy też krzywo się do kogoś uśmiechnął. Kaprysów dowództwa nie rozumiał nikt, a szczególnie ktoś tak nisko postawiony, jak oX.
Godzina 11:49, czas rozpocząć przedstawienie. Cel wyszedł z budynku trzymając w rękach niedużych rozmiarów kopertę. Czarny garnitur pasował do jego karnacji jak siodło do świni. Godzina 11:50. Jeden strzał, jeden trup - tak to właśnie powinno wyglądać. Niestety tłum ludzi przeszkadzał w dobrym wycelowaniu, więc kula przeszyła lewy bark celu, który osunął się na ziemię. Murphy zaklął, ponieważ Graversh zniknął z pola widzenia, jakby rozpłynął się w powietrzu. Szybko zwinął karabin i schował do walizki. Postanowił nie dźwigać teraz niczego ciężkiego - musiał jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym postrzelił Agenta.
Wysokie Miasto to naprawdę dziwna dzielnica, bo wszystko wskazywało na to, że nikt nawet nie usłyszał wystrzału, rany postrzałowej i sporej ilości krwi. Bogacze... Całkowicie zaślepieni żądzą drogich zakupów. Niestety, szybki spacer na nic się zdał. Nie było ani śladu ofiary, ani żadnego innego. Jakby nic tu nie miało miejsca.
- Cholerni agenci. Jak oni to robią? Będę musiał się gęsto tłumaczyć - burknął pod nosem Murphy, a następnie udał się po walizkę i wrócił do lokalu Vivi.

***

Puk, puk...
Ktoś znowu puka do mych drzwi...
Puk, puk...
Vivi, czy to ty?
Puk, puk...
Puk... Puk...
BUM!


***

Rycerz zdawał sobie sprawę z potęgi sanbetańskich nadludzi, ale na pewno nie spodziewał się, że pierwszym widokiem po otwarciu oczu w domu publicznym będzie wycelowana w niego lufa Aresa. Przez chwilę myślał, że wciąż śni, bo niby jakim cudem ktoś zakradłby się niepostrzeżenie do jego pokoju? No i oczywiście, jak ten ktoś go odnalazł?! Spoglądał teraz na twarz osobnika, którego nie udało mu się zlikwidować. Być może była to kontynuacja koszmaru na jawie. Spojrzenie zmęczonych oczu przeszywało Murphy'ego na wylot.
- Jest jedna rzecz, której naprawdę nie lubię na tym świecie. Nie, nie, teraz ja mówię - Graversh przeszkodził Rycerzowi, który próbował otworzyć usta, zbliżając pistolet do jego głowy. - Nie lubię, kiedy ktoś próbuje mnie zabić. Doświadczenie nauczyło mnie, że powinienem się czegoś takiego spodziewać. Jak się czułeś, kiedy zniknąłem ci z oczu? Dla snajpera to pewnie olbrzymia porażka, prawda?
- Prawda, nieprawda, w tym momencie to nieważne, Agencie. Popełniłeś jeden poważny błąd. No, może dwa. Pierwszym było pojawienie się tutaj, a drugim przyłożenie pistoletu tak blisko mojej głowy.
Zaskoczenie to olbrzymia przewaga, którą Murphy potrafił bezbłędnie wykorzystać dzięki swoim morderczym treningom. Szybkim ruchem wykręcił oponentowi rękę trzymającą pistolet. Niestety okazał się zbyt wolny, aby powstrzymać drugą. Ostrze wysunęło się spod nadgarstka Graversha i po gładkim cięciu zostawiło krwawiącą ranę na klatce piersiowej Chrisa. Bluza, w której zasnął, powolutku zmieniała swoją barwę na szkarłatną. Rycerz rozejrzał się po pokoju na tyle, na ile pozwalał mu wciąż wymachujący ostrzem przeciwnik. Cały arsenał opierał się o ścianę oddaloną o kilka metrów, więc dojście do niego w tym momencie graniczyło z cudem.
- Cholera, dobry jest! - Przyznał w myślach.
Na jego szczęście Vivi lubiła dekorować pokoje dużą ilością kwiatów i roślin, a jako, że jedna z donic znajdowała się tuż za nim, nie mógł nie skorzystać z okazji. Schylił się przed kolejnym ciosem, rękę uniósł na wysokość parapetu i zmienił dekorację pokoju. Stwierdził, że donica lepiej będzie pasować do głowy oponenta. Ten, oszołomiony ciosem cofnął się o krok i to była okazja, na którą Rycerz czekał od samego początku starcia. Mocnym kopem odepchnął do tyłu przeciwnika i doskoczył do najbliżej leżącej broni. Nie miał szans na załadowanie karabinu, a liczyła się każda sekunda, więc chwycił katanę.
- Zawsze uważałem, że nazwa "rycerz" do czegoś zobowiązuje. Chociażby do honorowej walki.
- O honorze i uczciwości mówi mi osoba, która włamuje się do czyjegoś pokoju z żądzą zemsty?
- Co w tym dziwnego? Ty próbowałeś mnie zabić z trochę większej odległości.
- W sumie... Masz trochę racji. A teraz, skoro moje ostrze jest większe, to powiesz mi chociaż jakim cudem udało ci się uciec z Głuchych Sal?
- Chyba zwariowałeś, jeśli sądzisz, że tak po prostu ci to zdradzę. Przygotuj się na śmierć, rycerzyku.
Murphy nie wiedział kiedy, ani skąd jego przeciwnik wydobył długi, srebrny łańcuch, którym oplótł jego katanę. Tym bardziej nie miał pojęcia, jakim cudem w rękach Agenta znalazło się tanto. Cóż, był zajęty siłowaniem się z łańcuchem, więc nie miał zbyt dużo czasu na myślenie. Było to błędem, ale na szczęście po raz kolejny dostał olśnienia, że może wykorzystać element zaskoczenia. Chwycił miecz oburącz i gwałtownie szarpnął w swoją stronę. Wytrącony z równowagi Graversh zarobił kolejnego kopa, tym razem trochę niżej niż brzuch. Murphy wciąż nie rozumiał, dlaczego Rycerzy uważa się za honorowych w tych czasach. Miał dać się zabić, bo nie mógł stosować sztuczek? Głupota. Niestety adrenalina przestawała działać i rana na klatce coraz bardziej dawała o sobie znać. Nie był w stanie przeciągać konfrontacji, więc musiał coś bardzo szybko wykombinować. Ponownie. Najlepszym rozwiązaniem była broń palna. W pokoju trzymał przezornie naładowanego Glocka. Niestety, szczęście w nieszczęściu było takie, że nocą trzymał go pod poduszką. Tak więc nie było czasu na użycie tego, co się lubiło. Graversh wrócił na równe nogi i z wściekłością w oczach rzucił się na przeciwnika. Machał bronią jak oszalały, młócąc bronią na wszystkie strony. Widać było, że złość całkowicie przyćmiła mu rozsądek. Blokowanie kataną nie byłoby trudne, gdyby nie duża utrata krwi. Agent nie dawał za wygraną, jednak Murphy znalazł w sobie dodatkową siłę, aby skontrować nadchodzący atak i pięścią potraktować trupiobladą twarz. Spróbował ponownie, ale Agent wykonał dziwny ruch nogami i jakimś cudem uniknął ciosu. Zmęczenie jemu także zaczynało dawać się we znaki.
Wykorzystując chwilową przerwę w natarciu przeciwnika, Rycerz postawił wszystko na jedną kartę. Wykonał potężny zamach, którym wytrącił wymierzony w niego nóż na podłogę.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! Murphy, znowu rozwalasz mi pensjonat?!
- Vivi? Co ty tu...
Trzask pękającej szyby. Głośne kroki na ulicy. Krzyki ludzi. Graversh przepadł. Ponownie. Murphy wiedział, że wyglądając przez okno już go nie zobaczy.
- Cholera, też muszę nauczyć się tej sztuczki - mruknął pod nosem i spojrzał na wściekłą Veronicę.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, Murphy?
- Próbował mnie zabić, co miałem zrobić?!
- Nie wiem, wyrzucić przez okno i tam załatwić sprawę?!
- Oj Vivi, zapłacę za szkody, tylko nie wiem czy teraz, bo pewnie nieźle obetną mi za to z wynagrodzenia.

***

- Następna kula trafi cię śmiertelnie, Graversh. Tyle ci mogę obiecać.
   
Profil PW Email
 
 
RESET_Graversh   #2 


Poziom: Keihai
Posty: 20
Dołączył: 30 Mar 2016

W związku z przedłużającym się remontem i brakiem możliwości przesunięcia terminu walki zmuszony jestem oddać walkowera. Niestety pewnych spraw nie przeskoczę. Mam nadzieję, że sanbentańczycy nie wyrzucą mnie ze swoich szeregów :)
   
Profil PW Email
 
 
»Coltis   #3 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

oX, ta walka zaczyna się bardzo fajnie, ale im dalej w las tym więcej... (i wcale nie chodzi mi o drzewa, tylko pewien specyficzny umowny rodzaj grzyba ;) )

Podoba mi się wstęp z humorystycznym podejściem do charakteru Twojej postaci - rasowego żołnierza. Pamiętam jak kiedyś na którejś sesji kolega grający podobnym typem najpierw zdjął materac z łóżka, żeby spać na sprężynach, następnie stwierdził że podłoga lepsza, a ostatecznie oka nie zmrużył i całą noc czyścił kibel szczoteczką do zębów. Przywołałeś miłe wspomnienia ;)

Potem następują jakieś tam "mickiewicze", opisy wsi oraz miast, ogólnie też fajne. Trzyma się to wszystko kupy, starasz się urozmaicać, nadajesz charakter.

Wszystko sypie się, gdy dochodzi do starcia w burdelu. Rozpędzasz się w złym kierunku jadąc na podstawowym błędzie: w prawie każdym zdaniu używasz spójnika "i", co prowadzi do jego zdecydowanego nadmiaru. Doprowadza to do sytuacji, w której ów błąd zauważam i pilniej śledzę kolejne (a do tej pory umykały mi zręcznie w rytmie niezłej narracji). Do tego dochodzą drewniane dialogi i rytm walki, w którym zaczynam się gubić. Wystartowałeś bardzo ładnie, ale szybko przechodzisz do chaotycznej i coraz płycej opisanej klepaniny. Zamieszanie jest fajne, ale trzeba umieć je dobrze oddać. Czegoś mi tu zabrakło.

oX napisał/a:
Machał bronią jak oszalały, młócąc bronią na wszystkie strony.


Tego nie trzeba tłumaczyć ;D Ja się zgubiłem w tym starciu już wcześniej, ale długo na autora nie czekałem ;)

Czego mi totalnie zabrakło - oddania mocy Twojej i przeciwnika. Sugerowałeś zdolność wtapiania się Graversha w tłum, ale niestety słabiutko to wypadło. "Bull's Eye" też nie wykorzystałeś. Wskutek wymienionych wyżej drewnianych dialogów nie poczułem również jakiegoś konkretnego charakteru przeciwnika. Był nijaki.

Z dobrych rzeczy wymienię jeszcze:

oX napisał/a:
Murphy wciąż nie rozumiał, dlaczego Rycerzy uważa się za honorowych w tych czasach. Miał dać się zabić, bo nie mógł stosować sztuczek? Głupota.


To mój ulubiony fragmet tekstu, zaraz po mielonce z początku wpisu ;)

Zacząłeś fajnie, potem nasiałeś trochę błędów, zmarnowałeś kawałek potencjału i zgubiłeś czytelnika w walce. Ogólnie wyszło więc średnio.

Dostajesz ode mnie 6 na zachętę.


Grav nie oddał wpisu. Szkoda.


I wanna be the very best, like no one ever was.
   
Profil PW Email
 
 
^Curse   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

oXik :* Trochę krótko, ale fajnie ;)
Nie dziwię się, że poczułeś ochotę na powrót do aktywności, bo widać, że masz pomysł na postać. Swoją drogą, bardzo mi on odpowiada, bo brakowało mi snajperskich klimatów :DD Super wprowadzenie, dobrze napisane i żartobliwe. Chociaż miałam ze dwa razy wrażenie lekkiego zgrzytu hmm.. logiczno - konwencyjnego :DD
oX napisał/a:
Według wytycznych, ofiara miała pojawić się w Głuchych Salach w południe następnego dnia. To był chyba jakiś kiepski żart. Każdego dnia przez wskazane centrum handlowe przewijały się tysiące ludzi. Jak trudne mogło być odnalezienie trupiobladego mężczyzny w okolicach trzydziestki?
Dla przykładu, powyżej miałąm wrażenie, że czytam przełożone 'what could possibly go wrong?'.. tylko, że po polsku pogrubione zdanie nie ma takiego sensu w kontekście wcześniejszego opisu. Prędzej 'było pusto, więc jak trudne mogło być odnalezienie mężczyzny?' ;)

Trochę skopałeś samą walkę, a raczej potraktowałeś ją po macoszemu. Z drugiej strony krótka wymiana ciosów przy tak zawiązanej fabule (czyli zwykłe wykonanie zadania) jest według mnie uzasadniona. Troszkę zamieszałeś i się zgubiłam raz czy dwa, ale da się przeżyć. Natomiast rzeczą, która mnie lekko zawiodła są dialogi. Przypominają nieco te animowo - mangowe, czyli 'robimy krótką (albo bardzo długą) przerwę na wymianę uszczypliwych komentarzy'. Co ciekawe, dotyczy to tylko dialogów z Gravershem, bo te z Vivi są już okej ;)Może gdybyś miał z przeciwnikiem więcej wspólnego napisałbyś je lepiej i bardziej klimatycznie, a tak wyszło zbyt pompatycznie i drętwo. Poza tym...
oX napisał/a:
- Cholera, dobry jest! - Przyznał w myślach.
Myśli chyba lepiej zaznaczyć jakoś inaczej.. Ale biorąc pod uwagę całokształt liczę, że stworzysz w niedalekiej przyszłości coś naprawdę dobrego :DD

Dobrze czytało mi się twój wpis, ale obniżyłam ocenę głównie za dialogi i mega krótkie starcie. Niby jest okej, ale byłoby lepiej, gdybyś dodał ciut więcej ;)
W efekcie dostajesz 6,5.
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #5 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Nie chciałem oceniać twojej walki ponieważ byłem jedną z osób, które ją poprawiały, no ale skoro przeciwnik nie oddał walki i potrzeba ocen to okay. W sumie to najbliżej mi do oceny Curse. Na twoje szczęście z braku laku bo Walkower Grav nie oddał pracy przejrzałem dzisiaj pierwsze walki z okresów startu tenchi. Głównie Altor i Coyote. Później spojrzałem na moje prace i oceny jakie otrzymałem. Strasznie zabawnie obserwuje się ewolucje ludzi i standardów. Za coś za co kiedyś otrzymaliśmy 7-8 dzisiaj dostalibyśmy może 6;6,5. Dokładnie tak samo z twoją pracą. 4 lata temu byłoby świetnie - teraz ludzie klasyfikują cię jako poprawnie.

Ale popatrzmy na to tak jak kiedyś oceniałem walki 1 poziomowców:
- Nie jest to walka w karczmie
- Nikt nie bije nikogo o piwo/snickersa supermocami
- Wykazano się znikomą znajomością świata...
- ... i jego realiami/klimatem
- postarałeś się aby twój klimat/komandos/żołnierz/snajper nie był nudny jak flaki z olejem.
- Wiem, że się przyłożyłeś bo nam dupę o korektę trułeś xD (znaczy bardzo dobrze)

Więc wydaje mi się, że po koleżeńsku mogę ocenić cię wedle ...umownie "starych standardów" a to nie daje ci 6,5 ale 7 i to jest też moja ocena.

Ps: natomiast pewnie nie byłoby tak wyrozumiale gdyby Walkower oddał walkę. No... i tak pewnie ci ktoś jeszcze da kopa w dupę jakąś 5tką albo 6tką zanim Lorgan zamknie walkę xD więc się nie ciesz.



   
Profil PW
 
 
*Lorgan   #6 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

oX – Przyzwoity wpis, chociaż trochę niezgrabny językowo. Podczas czytania miałem wrażenie, że chcesz przekazać więcej, niż umożliwia twój warsztat. Jeśli to prawda, masz szansę sięgnąć po średnią w okolicach siódemki lub wyżej. Na tę chwilę mam sporo zastrzeżeń - głównie do przedstawienia przeciwnika. Zrobiłeś z niego ofiarę, której po prostu udało się przeżyć twój zamach i napsuć trochę krwi. Czasami taki zabieg ma sens i swoje miejsce w odpowiednio zaprojektowanej fabule. U ciebie niestety tak nie było. Zrobiłeś ze starcia oś wpisu, pomimo że chyba nie miałeś na to pomysłu.
Koniec końców, to twoje pierwsze pełnoprawne opowiadanie na Tenchi. Rozumiem, że wciąż dopracowujesz pomysł na siebie i swoje miejsce w świecie. Niecierpliwie czekam na kontynuację i rewanż z Gravershem o miękkich kolanach ;)

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na oX'a.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Pit   #7 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

oX

Hej, fajny klimat budujesz na początku, wszystko jest spójne. Twój bohater to typowy zabójca. Po wszystkich tych przygotowaniach i znajomościach widać, że już jakieś tam doświadczenie ma. Ta wspaniała iluzja, rodem z "Leona Zawodowca" zaczyna się powoli rozmywać, kiedy oddajesz strzał. Ja rozumiem, że korupcja jest jak ciemność i zaślepia totalnie, ale...nic? Żadnego rozejścia się? Nerwowego rozglądania się na boki przez ludzi? Schowania się za ochroniarzami? Dźwięk wystrzału, jak sam stwierdziłeś, jakiś był. Graveresh nie ma możliwości manipulacji miejscem, więc wydaje się to trochę dziwne. Jakby przechodnie nie mieli zaprogramowanego AI.

Cytat:
. Cały arsenał opierał się o ścianę oddaloną o kilka metrów

Arsenał w tym zdaniu wydaje się być żywą osobą. Konstrukcja po prostu nie taka xD

Patrząc po statach, ty jesteś nieznacznie szybszy od Grava. W takim razie musiałeś mieć chwilową pomroczność jasną, jeśli nie zauważyłeś ani łańcucha oplatającego ci ręce, ani tym bardziej wyciągania tanto.

Nadal nie wiem jakim cudem Graveresh zmanipulował tłum, który nie zareagował nawet na plamę krwi. A czekałem na wyjaśnienie do końca.

Technicznie chyba nawet nie wygrałeś, bo ciężko jest tu mówić o przewadze, kiedy obaj jeszcze możecie coś zrobić. Ale dobra, Graveresh uciekł z pola bitwy, niech będzie.

W opisie starcia na kontakt wkradło ci się trochę chaosu czy też powtórzenie.

Ogólnie? Prosta walka, krótka, ma trochę błędów, początek klimatyczny. Wg. wzoru ocen ta walka to przeciętniak, dlatego też
6/10
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #8 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


oX - 31,5 pkt.

Graversh - 0 pkt.

Zwycięzcą został oX!!!

Punktacja:

oX +45 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Graversh -30
Coltis +10
Curse +10
Kalamir +10
Lorgan +10
Pit +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 13