Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Tankyuu] REKONSTRUKTOR
 Rozpoczęty przez »Kalamir, 03-10-2012, 12:20
 Zamknięty przez Lorgan, 07-12-2015, 19:50

92 odpowiedzi w tym temacie
^Pit   #91 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Starczyło dla wszystkich. Statek Hebi został odratowany, choć nikt tak naprawdę nie dawał im już żadnych szans. Zaszokowani marynarze powoli wracali do zmysłów. Ekipa ratunkowa przybyła w miarę szybko, kiedy już udało się odzyskać połączenie. Stałem na mostku wraz z Ainą patrząc na lądujący nieopodal helikopter. Z dala wypatrzyłem tam nikogo innego jak Uena, mojego bliskiego współpracownika w Sanbetsu. Wraz z nim był też przedstawiciel pionu wojskowego.
- Witaj Pit...erp! - Przywitanie Uena zdradziło mi, że morski klimat chyba niezbyt mu służył. Wszak całe dnie spędzał w pokoju pełnym komputerów.
- Cześć Uen - podałem mu rękę. Biedak cały się pocił. - Co cię skłoniło, by pojawić się aż tutaj? To dość niecodzienne z twojej strony.
- Ano widzisz... mam za zadanie zbadać, co ci heretycy...
- Mitsukai - dodałem.
- Taa, no właśnie ci, co oni zrobili z tym lotniskowcem...a, no i bierzemy się za tworzenie antidotum na tą dziwną zarazę.
- W kantynie znajdziesz tego jeszcze trochę. Do próbek może starczy.
- Jak nie, to przebadamy krew marynarzy. Dlatego nie traćmy czasu na zbędne ceregiele, zeskrobujemy wszystkie dane, a potem zdemontujemy tą łajbę - skwitował krótko, po czym chwycił jakąś koszulkę z papierami i zaczął się intensywnie wachlować. Moim następnym rozmówcą był właśnie ten towarzyszący mu wojskowy, który polecił mi, oraz Ainie, byśmy natychmiast wsiadali. Byłem oczekiwany przez przełożonych, w tym ministra, który miał zdać raport wyżej.
Na pokładzie maszyny zadzwonili do mnie członkowie oddziału Smoków, którzy najwyraźniej nie mogli powstrzymać radości.
- Ty żyjesz, Kashira!
- Dałeś im do wiwatu!
Przystopowywałem ich trochę, bo nie chodziło mi o puste pochlebstwa i słodzenie. Ale oni dalej ciągnęli swoje, mówiąc coś o "przechodzeniu do historii". Podrapałem się po głowie w konsternacji. Czyżbym po drodze uderzył się w głowę i przypadkiem zrobił coś niezwykłego?
- Gdybyś nie wynalazł antidotum na tę zarazę, to każde z większych miast mogło by paść ofiarą ataku chemicznego - wtrąciła Aina. - Sam mi to powiedziałeś, pamiętasz jeszcze?
Okej, teraz byłem pewien, że musiałem o coś mocno rąbnąć. Aina prawiąca komplementy?
- Weź się w garść i zejdź na ziemię. Zrobiłeś coś wielkiego, ale konflikt dopiero się zaczyna.
To ostatnie zdanie brzmiało już znacznie bardziej w jej stylu.

***

Spotkanie z ministrem odbywało się pod nadzorem silnej obstawy, w jednej z podziemnych baz rozsianych po całym Sanbetsu. Podczas składania raportu miałem wrażenie, że słucha mnie każdy z żołnierzy. Wpijali we mnie bacznie wzrok, jakbym był jakimś objawieniem. Aina, jak zwykle, siedziała gdzieś z tyłu z nogą założoną na nogę. To zabawne, że czułem taki dyskomfort, kiedy nie była nigdzie bliżej. Przecież ledwo ją poznałem. Nie pozwoliłem jednak, by do głosu znów doszło moje bzdurne, niedojrzałe myślenie i zdałem raport w trymiga. Nie oszczędzałem szczegółów; powiedziałem tak o zainfekowanych, jak i o umierającej od promieniowania roślinie, będącej najwyraźniej źródłem zarazy. Następnie opowiedziałem o tym, jak stworzyłem prowizoryczne antidotum w warunkach polowych. Ostatnia część raportu dotyczyła zapisu z kamer, jak i tego, co zdemontowali podwładni Asgeira.
- Skradzione części ze statku mają wiele zastosowań. Choć usunęli je pośpiesznie, można z pewnością stwierdzić, że posłużą do stworzenia bomby, lub innego rodzaju broni o podobnej sile. Jak duża jest potęga atomu, myślę, wszyscy tu zgromadzeni wiemy.
Na sam już koniec wspomniałem o tym, jak dużą pomocą wykazała się pani rycerz.
- To wszystko - zakończyłem, lekko się ukłoniwszy.
Przez moment panowała cisza, zaraz potem główni dowódcy pionu wojskowego zaczęli się naradzać.
- Choć sytuacja z Hebi wydawała się beznadziejna, paradoksalnie będziemy mogli z tego wynieść jakąś naukę. Najważniejsze to teraz odzyskać części, które, jak sam pan stwierdził, posłużą do stworzenia bomby. Albo zatrzymać osobę, która mogła by ją wyprodukować. Czy wśród ludzi Asgeira jest ktoś taki?
Zastanowiłem się, drapiąc po brodzie. Do tej pory miałem do czynienia głównie z wyszkolonymi wojownikami, aczkolwiek nie wyglądali na zbytnich specjalistów od materiałów wybuchowych. Chemicy, a i owszem, ale potrzeba czegoś ponad to. Tutaj potrzebny był ktoś, kto ma doświadczenie, pewną ręką, ale przede wszystkim motyw. Powtórzyłem im to ostatnie, po czym poprosiłem o sprawdzenie dostępnych nam danych.
- Czy ma pan jakieś propozycje?
- To tylko teoria...ale kiedy walczyliśmy z buntownikami Shah'en, paru bojowników zdawało się posiadać rozległą wiedzę na ten temat.
- Dobrze więc - stwierdził minister. - Zostaje pan wyznaczony do tego zadania. Oddajemy panu do dyspozycji najlepszych specjaistów z pionu wywiadowczego. To jest, najlepszych dostępnych na miejscu. W chwili obecnej musimy zabezpieczyć nasze granice najmocniej jak się da, dlatego oddelegujemy do pana tyle osób ile będzie się dało. Przekazuję właśnie dane pańskiego beepera, także cały czas będziemy w kontakcie. Widmo otwartej wojny wisi nad nami, Mitsukai rosną w siłę, dlatego proszę o pośpiech... kapitanie.
- Przepraszam? - zapytałem, myśląc, że się przesłyszałem.
- Dobrze pan słyszał. Jednogłośną decyzją został pan awansowany do rangi kapitana.
Spojrzałem po przełożonych. Wszędzie ta sama powaga, ten spokój. Oni przemyśleli tę decyzję, to było widać. Mój wzrok spoczął na kapitanie Torame, który tylko skinął głową. Natychmiast wyprostowałem się i zasalutowałem.
- Tak jest! Dziękuję bardzo, to dla mnie zaszczyt!

***

Siedziałem w jednym z tych komputerowych pokoi, w których tak gustował Uen. Wraz ze Smokami sprawdzałem wszelkie raporty o ludziach zdolnych stworzyć bombę. Co jakiś czas agenci z pionu wywiadowczego podsyłali mi najświeższe dane, wraz z aktami co ciekawszych osób.
- Ciężka noc? - do mojego biurka dosiadła się nagle Aina, trzymając kubek kawy. Wyglądała teraz inaczej niż zwykle. W ciemnoczerwonym swetrze, znoszonych dżinsach i spiętych w kok włosach nie przypominała groźnej, okutej w zbroję pani rycerz, zdolnej miażdżyć gardła wrogów skinieniem dłoni.
- Ano, trochę na tym schodzi - stwierdziłem, spoglądając na zegarek. Było tak przed czwartą rano. - Powinnaś się trochę przespać, Aino. Słyszałaś, to moje zadanie i jako kapitan nie mogę zawieść.
- Taa, zaszczyt cię kopnął co - powiedziała lekko kpiącym głosem patrząc w mój monitor. - Się tak weź nie napinaj. Poza tym, siedzimy w tym razem, zapomniałeś?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, odgarniając kosmyk włosów, po czym podała mi swój kubek.
- Masz, łyczek. Im szybciej coś znajdziemy, tym większą szansę mamy w walce z Mitsukai.

***

W sumie po czterech i pół godzinie poszukiwań znaleźliśmy trójkę kandydatów, jednak tak naprawdę liczył się tylko jeden. Na wielkim ekranie wyświetlały sie teraz wszystkie jego dane.
- Nazir Wahonow, syn nagijskiego najemnika, 34 lata. Dwa lata temu wsławił się tym, że podczas operacji "Pustynna Burza" wziął za zakładników sanbecki oddział i chciał wysadzić most. Użył wtedy właśnie materiałów wybuchowych własnej produkcji. Według relacji agenta Mablunga obiekt lubi grę psychologiczną i ogólnie coś takiego jak "wyzwania". Zimny, wyrachowany typ, którego fascynuje cierpienie ludzkie. Jak na moje, idealny kandydat na naszego twórcę bomby
Dwóch członków oddziału Smoków, oraz Aina przyglądali się temu dokładnie. Dziewczyna, trzymając ręce skrzyżowane na piersi, odezwała się.
- Jego moc bojowa jest praktycznie nieistniejąca. Podwładni Shah'en wykorzystują go do brudnej roboty, do tego mówimy tu o pustynnym wojowniku bez przeszłości. Jesteś pewien co do tego?
- W rejonie walk z Shah'en jest teraz względny spokój, jako, że bojownicy wycofali się na z góry upatrzone propozycje. Mitsukai łatwiej było by wniknąć między ich szeregi teraz, kiedy są osłabieni i zmęczeni walką. Mogą podać się za jednego z przywódców, albo chociażby i pośrednika Tartaruga, by stworzył dla nich taką bombę, pod pretekstem "dozbrojenia się przed ewentualną ofensywą". Nie będą teraz porywać uczonych i profesorów, kiedy każde państwo zacieśnia swe granice i tylko czeka na taką wiadomość, by zaatakować natychmiast i stłumić opór.
A przynajmniej tak być powinno, bo co się tak w zasadzie działo w Khazarze, czy Babilonie, nie byłem pewien.
- Okej, to dość dobry trop - stwierdziła rycerka. - Ale co dalej? Gdzie szukać Nazira? Obszar działalności buntowników jest przecież ogromny. Mówimy tu o pustyni.
Powiększyłem obszar, ukazujący Pustynię Rozpaczy, a raczej jej obrzeża. Ekran pokazywał teraz port morski Nan'gar, w zasadzie centrum przerzutowe wszystkich szumowin w tamtej okolicy. Obraz nie był idealny, jako, że najwyraźniej buntownicy próbowali zagłuszać sygnał z satelity. Ale i tak sporo dało się wypatrzeć.
- To jest miejsce, w którym trzeba go szukać. Od czasu "Pustynnej Burzy" mamy w tamtym rejonie masę informatorów, którzy w miarę regularnie wysyłają raporty do pionu wywiadowczego.
- O, dobrze, że mi mówisz. - Aina parsknęła śmiechem. Na śmierć zapomniałem, że w normalnych okolicznościach bylibyśmy jak wrogowie, działający na rzecz obcego państwa.
- Nie udawaj, że nie miałaś o tym pojęcia. Wy też tam macie swoich, nie mówiąc już o innych krajach - odpowiedziałem szybko z cwaniackim uśmieszkiem. Shah'en po ostatnich konfliktach nie wydawali się już być tak mocnym zagrożeniem. Chociaż po ostatnich zamachach w centrum Sanbetsu, kto by to wiedział, jak rozkładał się układ sił.
- W każdym razie. - Odchrząknąłem i kontynuowałem. - Nasi ludzie już go obserwują, podobnie zresztą jak dwójkę tamtych kandydatów. Jakby miało się coś stać, to jesteśmy gotowi.
- No dobrze, czyli co, teraz czekamy - kobieta usiadła na krześle, dokańczając chłodną już kawę. Skrzywiła się przy tym, bo zupełnie straciła swój specyficzny smak.
- Nie, teraz jest faza przegrupowania - zagaiłem, wydając polecenia swoim podwładnym. - Oddział Smoków Alpha, udacie się do Babilonu za pierwszym kandydatem. Oddział Bravo, wam przypada w udziale drugi kandydat z Akuto Hory.
Moi podwładni zasalutowali, po czym zaczęli się pakować. Ja zaś podszedłem do swojej towarzyszki broni uśmiechając się. Wylewała właśnie resztki kawy do zlewu i popatrzyła na mnie niepewnie. W ciągu chwili zrozumiała, co niedługo ją czeka.
- Czyli Nazir, tak? - zapytała z błyskiem w oku.
- Nazir. - Pokiwałem głową. - Pakuj pustynne, znoszone ciuchy. Lecimy do Nan'gar przyczaić się na Mitsukai.

***

Nazir siedział przy barowym stoliku, dokańczając resztki obiadu. Danie nie było jakieś wykwintne, ale jemu najwyraźniej wystarczało. Gdy skończył obgryzać kości kurzego udka, przetarł twarz serwetką i kiedy już miał zbierać się do swojego pokoju w sektorze górniczym, dosiadło się do niego dwóch innych ludzi. Nie wyróżniali się jakoś zbytnio, byli ubrani mniej więcej tak samo jak Wahonow. Jednego z nich bojownik najwyraźniej rozpoznawał.
- Aziz, witaj bracie, co cię tu sprowadza o tak późnej porze
Przywitali się głębokim uściskiem.
- Słuchaj bracie, jest sprawa i to najwyraźniej od samego Tartaruga.
Cała trójka usiadła na powrót do stolika. Nazir uniósł brew w zdumieniu.
- Od samego wodza klanowego? To musi być coś grubszego.
- I jest! - Aziz wskazał na swojego rozmówcę, wysokiego, umięśnionego bojownika o haczykowatym nosie, gęstej, czarnej brodzie, noszącego skórzaną wysłużoną kamizelkę. U pasa po prawej stronie wisiał mu sejmitar, przeciwnie jak u Nazira. - To jest Herzog, jeden z osobistych posłanników Tartaruga. Prosi cię, byś zaczął tworzyć dla niego coś specjalnego. Coś, co pozwoli nam pokazać potęgę Shah'en Sanbetom i Khazarczykom.
Nazir uśmiechnął się perfidnie, bo już wyczuwał, o co chodzi.
- A pewnie, pewnie, skręcę wam coś dobrego. Bomba, tak? - upewnił się, łypiąc spode łba na swoich rozmówców. Obaj potwierdzili. Wtedy to odezwał się brodacz.
- Dziś wieczorem przypływa do portu mały statek transportowy. Zabierze cię na pokład większego, gdzie rozpoczniesz swoją pracę. Materiały do tej, jak już odgadłeś, bomby są niebezpieczne nawet same w sobie, więc sam rozumiesz. - Wzruszył ramionami. - Musisz pracować z dala od portu. Nie chcemy mieć tu jakiegoś wypadku, a w szczególności Tartarug.
- Jasne, jasne, i tak mnie tu za wiele nie trzyma - odparł zadowolony Nazir. - Choć to by było nawet fajne pracować z dodatkową presją...
- Żadnych wyjątków. Port ma być bezpieczny! - uciął behawiorystyczne dywagacje Herzog.
Spotkanie zakończyło się. Zamigotała lampa nad jednym z sąsiednich stolików. Wyszedłem na zewnątrz baru. Powrót do stałej formy był jak wynurzanie się z wody na ostatnią chwile przed zabraknięciem tlenu. Aina chwyciła mnie mocno za rękę.
- Powoli, powoli...i cicho. Ja wiem, że w tej skalnej szczelinie nikt nas raczej nie zobaczy, ale zmniejszasz tylko nasze szanse... co się dowiedziałeś?
- A sporo. - Złapałem oddech zanim powiedziałem coś więcej. Pokazałem, że może mnie już puścić. Daleki byłem od zemdlenia, choć przez moment istotnie mogłem być blady. - Mam numer doku, czas i statek. Sprawdziłaś czy kostium kamereon działa?
- Tak, ale to są tylko trzy minuty niewidzialności...
- Jak będzie trzeba, to doładuję baterie, żeby wydłużyć ten czas do nieskończoności plus pięćset. Wstawaj, idziemy!

***

Statek przybył o wyznaczonej porze. Nazira powitało trzech bojowników, których nigdy w życiu nie widział. Przez moment zdziwił się i chyba zaczął nawet coś podejrzewać, ale mimo to dalej grał w tę grę. Schowaliśmy się pod plandekami szalup, przeczekując nie tak długą podróż. Po około godzinie rejsu zobaczyliśmy przed sobą znacznie większą jednostkę, która poziomem technologicznym przewyższała transportową łajbę piratów. Nazir przesiadł się i my także. Skryci pod kamuflażem optycznym byliśmy jak cienie. Obawiałem się natomiast, że ktoś na pokładzie mógł wyczuć nasze Douriki, dlatego tłumiłem je do minimum. Może ktoś, kto nie posiadał aż takiej kontroli mógłby to przeoczyć. Gdy tylko pokazano Nazirowi wspomniane materiały, przez grubą szybę i w betonowym pomieszczeniu, dodajmy, byłem już pewien, że to elementy zagubionego reaktora. Wraz z Ainą wkroczyliśmy do akcji powalając piratów. Po zelektryfikowaniu jednego z nich przyjrzałem się dokładnie jego uzbrojeniu. Miał przy sobie taki sam proszek, jak ten, którym mnie oślepiono w jednym z apartamentów. Aina starała się być delikatna, ale jej moce dosłownie wbijały oponentów w ziemię, tym bardziej, że ci nie spodziewali się ofensywy. Cóż, przynajmniej nie tak szybko. Czwórka będąca najbliżej Nazira okazała się być problemem, bo zdążyli połapać się już, co się dzieje dookoła. Rycerka przygwoździła jednego z nich, dusząc go, a ja powaliłem drugiego sprawnym wystrzałem pioruna z dwóch palców. W rękach Wahonowa pokazały się dwa pistolety maszynowe, zaś brodaty Herzog skrzyżował dłonie przed twarzą. Całe jego ciało zmieniło się po chwili w magmę, czyniąc z owłosienia na twarzy coś w stylu ognistych języków. Zaczął roztapiać metalowy pokład. Nazir zaś pruł jak szalony. Nie czekając na reakcję dziewczyny, stanąłem w lekkim rozkroku i perfekcyjnie kontrolując energię ze swojego reaktora, poprowadziłem prąd po powierzchni w stronę oponentów. Starałem się to zrobić tak, by wyładowania nie objęły całego pokładu, Ainy, a przede wszystkim, części reaktora. Robiąc to, wniknąłem w metalowe podłoże i wyskoczyłem tuż za plecami zaskoczonych oponentów. Powaliłem ich szybkimi elektrycznymi ciosami w kark. Padli natychmiast.
- Chyba mamy ich z głowy, co?
- Ten tutaj jest jeszcze przytomny - stwierdziła moja towarzyszka, wciąż trzymając duszącego się pirata. On również był jednym z podwładnych Asgeira. Puściła go z uchwytu swej mocy, a ja dopadłem go natychmiast, chwytając za poły jego koszuli.
- Gdzie jest wasz dowódca?! Dlaczego nie nadzorował tej akcji!
- Nic ci nie po...buech - sieknąłem go w brzuch, aż go skręciło.
- Mów! Mów albo skończysz, jak ci tutaj!
Zobaczyłem przerażenie w jego oczach. Aina stała za mną, z rękami opartymi na biodrach i przyglądała się moim wyczynom. Heretyk zagryzł wargi i wykrztusił z siebie parę słów.
- Babilon! Poleciał tam, żeby skompromitować tego waszego pożal-się-bogom generała!
Kolejne uderzenie w nerki. Upadł na kolana.
- Mów tak dalej o nim, a nie będę jednak taki miły.
- Bij ile chcesz...skończycie jak cesarz Nag - zaśmiał się.
- Co powiedziałeś?
Ale on już rechotał głupkowato, skręcając się z bólu. Pozbawiłem go przytomności jednym prądowym uderzeniem. Aina pokręciła głową.
- Nie wiedziałam, że jesteś tak dosadny. A byłeś taki beztroski.
- Tylko na pokaz, Aino - rozprostowałem kości, rozluźniając się. - Z takimi trzeba postępować ostro. Widzisz, ten tutaj władał mocą magmy. Nie wiem czy to mag, czy nadczłowiek, ale jakby zaczął się bawić magmą to by nie było za fajno.
Gdy tak mówiłem zauważyłem, że dziewczyna wyraźnie się czymś martwi. Nie musiałem nawet pytać, o co chodziło.
- Słuchaj - zacząłem. - To co powiedział...
- Zadzwoń do swojego sztabu - poprosiła mnie. Była roztrzęsiona. Nie widziałem jej wcześniej takiej. Udawała silną, ale walczyła z szokiem. Najwyraźniej ściskało ją w żołądku. mnie zresztą też.
- Kaeru? Jak dobrze, że żyjesz. Słuchaj, mamy stan alarmowy. Mam nadzieję, że dorwaliście tego specjalistę - odezwał się głos kapitana Torame.
- Tak i wszystko zabezpie...
- Ty mnie teraz słuchaj. Pałac cesarski w Nag został zaatakowany. Co więcej, nasi informatorzy donoszą, że najwyraźniej padł cały pion wywiadowczy ich kraju. Próbujemy wycofać naszych stamtąd, ale jest tam totalny rozpier.dol. Dochodzą do nas sprzeczne informacje.. Pit? Jesteś tam? Kaeru?
Patrzyłem teraz na Ainę, na twarzy której szok mieszał się z niedowierzaniem, złością, rozpaczą. Aż musiała się oprzeć o ścianę. I ja stałem jak wryty. Cały pion, weszli, pozabijali, wyszli. Prawie tak jak u nas w Sanbetsu. Czy już nigdzie nie było bezpiecznie.
- Jestem...kapitanie Torame. - Głos mi się łamał. - Przyjąłem rozkaz, wracamy.
A więc jednak otwarta wojna.
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #92 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Pit prestiż +11
- Wpis 5 -


1. Udaj się do Babilonu w celu pochwycenia Asgeira.
2. Zapoznaj się z ostatnią storylinią Genkaku, żebyś wiedział dlaczego Asgeir zmanipulował Taiko.
3. Odnajdź krytycznie rannego (ogólnie pożartego, przemielonego i wysranego przez nosorożca) Genkaku nim Taiko zada mu ostateczny cios.
4. Pokonaj Taiko w regularnej walce - termin 29 stycznia

Oddaj wpis w tankyuu:
5. Po walce z Taiko zdemaskuj intrygę Asgeira i aresztuj go (dobrowolnie to nic nie zrobi, trzeba by mu nakopać ostro). Teraz czeka go guantanamo...he...he...he...
6. Odzyskaj części skradzione na statku.
7. To pewnie będzie zakończenie 2 części tankyuu (bo każdy bukmacher przyjmuje zakłady przeciwko tobie w walce z Taiko)



   
Profil PW
 
 
^Pit   #93 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=10121#10121

- Gdzie jest ten szczur, Asgeir?!
- Spokojnie, oddychaj głęboko agencie - Aina trzymała mnie mocno pod ramie, ale czułem, że jestem jeszcze w stanie działać. - Chwilę temu skontaktował się z nami oddział Alpha. Odkryli parę ciekawych rzeczy. Asgeir za parę godzin ucieka z Babilonu. Może zostaw to im?
- Nie, muszę go dorwać i zdemaskować. Wy zajmijcie się Katagawą-sensei, a przede wszystkim komandorem. Mocno oberwał, nie mam zielonego pojęcia za co go tak nienawidzą, ale jedno jest pewne - będą mieli powody nienawidzić i mnie.
Zacisnąłem zdrową pięść.

***

Trzy godziny później. Babilon, Arkadia, lotnisko Hermesa

Asgeir zmierzał właśnie w stronę prywatnego helikoptera. Misja w Babilonie okazała się podwójnym sukcesem. Schizmaci ruszyli do boju, a części płynęły właśnie w siną dal, na jednym z Babilońskich transportowców. A mimo to odczuwał pewien niepokój. Od paru dni ktoś bacznie obserwował jego poczynania. Wysłał nawet kilku shinobi, by to zbadali, ale ci wracali zawsze z pustymi rękoma. Nie no, przecież zacierał ślady, nikt nie był w stanie go dopaść. Odrzucił te myśli i skupił na czymś innym. Miał udawać zwyczajnego człowieka, szykujący się do kolejnego pasjonującego lotu wycieczkowego nad stepami jutrzni. Wsiadł i zatrzasnął za sobą drzwi, witając się jednocześnie z jednym ze swoich popleczników. Genkaku może jeszcze nie był martwy, ale Sanbetsu długo się po tym nie podniesie. Otworzył swoją torbę podróżną, ujawniając katanę.
- Lecimy do Sanbetsu. Trzeba dokończyć dzieła. Słyszałem, że piętnastu naszych braci zostało pojmanych.
Pilot zasalutował, chwytając drążek sterowniczy rękawicą, spod której wystawał bandaż.
- Jakiś uraz? - zapytał zaciekawiony rycerz.
- Wypadek podczas nalewania paliwa. Zapłonęło na moment - odparł drugi pilot.
Lot przebiegał spokojnie. Helikopter szybko opuścił powietrzną strefę kościelnego państwa, i szykował się na międzylądowanie na nagijskim lotniskowcu, przerobionym na sanbecką jednostkę.
- Części są bezpieczne? - zapytał jeden z shinobich.
- Tak bezpieczne, jak tylko się da.
Asgeir zdziwił się, że o to zapytał. Nikt nigdy nie wypytywał o szczegóły. Skąd on w ogóle to wiedział? Jego szósty zmysł szalał. Obawy przerodziły się w pewność, kiedy okazało się, że lądują na nie takiej jednostce pływającej, co trzeba. Trzymał w otwartej torbie katanę. Łańcuch miał blisko siebie i to jego musiał użyć w razie ewentualnego starcia. Gdy już lądowali był gotów, chwycił kusari-fundo, ale nie podniósł go. Raz, że przytłoczyło go jakieś ogromne w porównaniu z jego własnym Douriki, a dwa - w tym momencie oberwał małym piorunem centralnie w klatkę piersiową. Momentalnie ogarnęło go odrętwienie.
- Leż i się nie ruszaj - rzucił pilot, ściągając rękawicę i odsłaniając zabandażowaną dłoń. Zwrócił się do towarzysza - Shinji, jesteś świetnym pilotem. Postawmy tą maszynę.


***

Pancernik "Tokage", wodna strefa Sanbetsu

Ściągnąłem hełm pilota z głowy. Stojący obok mnie Smok z oddziału zrobił to samo
- A mówiłem, że z jedną ręką dam radę - zaśmiałem się, trzaskając kośćmi w lewej dłoni. Rycerz klęczał właśnie przede mną, trzymany przez dwóch żołnierzy Sanbetsu.
- Jest pański, kapitanie.
- Asgeir vel Schatten, żmija na sanbetańskiej piersi wyhodowana. Taki z ciebie rycerz, ale ubierasz się jak Sanbeta i używasz broni, jak Sanbeta.
Posłałem mu kopnięcie w podbrzusze i dodałem szeptem, pochylając się nad nim
- Ale nigdy nim nie będziesz.
Fanatyk zaśmiał się, czułem jak zwiększa nieznacznie swoje douriki i podnosi się z kolan.
- Żywcem...mnie...nie dostaniesz! - Wydostał się z uścisku żołdaków, jakby nabrał nowych sił. Chwycił najbliżej leżącą katanę i popędził w moją stronę. Lewą ręką wyciągnąłem rewolwer wypalając dwukrotnie; w jego nogę i ramię. Obronił się z ledwością, odbijając pociski. Zmieniłem pozycję smoczego tańca, celując w jego punkty witalne, aczkolwiek tuż przed oddaniem strzału zmieniłem leciutko trajektorię. Dwie świetliste lance wystrzeliły po sobie jedna po drugiej. Tym razem przeciwnik oberwał w ramię. Wzmocniony elektryczną energią nabój sprawił, iż ciało Schattena spowiły konwulsje. Miałem jeszcze kilka naboi. Rozległ się huk, a zaraz po nim dźwięk rozrywanego mięsa. Chlapnęło krwią. Raniłem go najpierw w dłoń, którą dzierżył katanę, a zaraz potem kolano. Wciąż dochodziły konwulsje, wywołane pułapką statyczną. Upadł już całkowicie, wijąc się na ziemi jak piskorz. No to co, jeszcze raz...
Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Był to Shinji, pilotujący ze mną helikopter.
- Panie kapitanie, może już wystarczy. Panienka Aina mówiła nam o pańskiej...skłonności do obsesji. Myślę, że już mu wystarczy.
Patrzyłem na mojego podwładnego zaszokowany. Gdzieś tam słychać było jęki wyginającego się z bólu rycerza. Z jednej strony ten sukinsyn wyrządził tak wiele zła, jak tylko mógł. Przez niego życie straciła Fausett, a także gros innych, wciągniętych nieświadomie w tę wojnę żołnierzy, czy nawet zwyczajnych ludzi. A z drugiej strony był przecież pionkiem w rękach silniejszego. Zadrżała mi broń. Czy aż tak mnie to zmieniło? Czy może po prostu nie potrafię przyznać otwarcie, że kiedy jestem na misji, staję się zupełnie kimś innym?
- Kapitanie! On musi żyć. Ma nam jeszcze dużo do wyjaśnienia!
Powolnym ruchem schowałem rewolwer do kabury i uspokoiłem się.
- Masz...masz rację, Shinji. Gdyby była tu Aina, pewnie strzeliła by mnie za to w mordę. Właśnie, gdzie ona jest?
Rozpromieniony nieco Smok pokazał mi swój beeper, na którym widać było rycerkę.
- Hej Kaeru, nie świruj tam i słuchaj. Wsiedliśmy na pokład tego Babilońskiego transportowca. Jego zanurzenie było o wiele za duże, jak na tego typu statek. Chyba już się domyślasz, podstawiona załoga i te sprawy. Przerzucali części superbroni, jako fragmenty wyposażenia zupełnie nierzucających się w oczy statków. Zawczasu zrobiliście listę, prawda? No więc, chyba mamy wszystko.
Dawno nie czułem się tak dobrze jak teraz. Moja chęć zemsty nagle gdzieś uleciała. miałem ochotę wyściskać Ainę, kiedy tylko wróci.
- Wykonałaś kawał solidnej roboty. Jak rozumiem, Sanbetsu już wie? Wysłać do was Tetsudenkou?
- Obejdzie się, agencie. Ty tam doprowadź siebie do porządku i nie spuszczaj oka z tego zdradzieckiego sukinsyna.
- O to się nie martw - odpowiedziałem, patrząc na ledwo żywego Asgeira. - W Sanbetsu zajmiemy się nim należycie. Podnieście go. Czas oznajmić jego zbrodnie...
Ostatnio zmieniony przez Pit 31-01-2015, 23:16, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW Email
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 14