6 odpowiedzi w tym temacie |
^Genkaku |
#1
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 03-10-2014, 21:25 [Poziom 3] Genkaku vs NPC (Tenma) - walka 2
|
|
Walka do Tenkyuu REKONSTRUKTOR
Irytujący dźwięk alarmu wyrywa mnie ze snu. Półprzytomny podnoszę się z łóżka i ogarniam wzrokiem pokój. Jest trzecia nad ranem. Zirytowany sięgam po komunikator. Jego pulsujące światło mnie oślepia, utrudniając odczytanie numeru z wyświetlacza. Odbieram mimo to. Nie odzywam się, czekając, aż mój rozmówca zrobi to pierwszy. Przez chwilę oboje milczymy. W tle słyszę coś jakby odgłosy przyjęcia, przytłumione rozmowy, śmiech i brzdęk szkła. Mój umysł, jeszcze przed chwilą pogrążony we śnie, powoli wraca do rzeczywistości.
- Powinieneś natychmiast jechać pod adres, który właśnie ci wysyłam - w końcu odzywa się jakiś głos. Nie bez trudu rozpoznaje, że należy on do Ishiro.
- Powinienem? – Odpowiadam z niekrytą irytacją. – Jest trzecia rano. Z całym szacunkiem, ale…
- Zdaje się, że to dla ciebie jedna z tych szalenie ważnych spraw Genkaku.
Nie daje mi skończyć. W jego głosie czuć większe emocję niż zazwyczaj. Wzdycham i opadam ciężko na materac, wolną ręką przecierając zaspaną twarz.
- Dlaczego? Co tam się dzieje takiego ważnego?
- To adres łącznika Poszukiwaczy w Higure. Nazywa się Yoki Sokito. Oficjalnie jest profesorem historii. Nieoficjalnie specjalistą od – robi pauzę, szukając chyba odpowiedniego określenia – no, powiedzmy od ludowych wierzeń i duchów. Czasem handluje w ich imieniu. Kupuje lub wypuszcza na rynek antyki, które twoi przyjaciele zdobywają przy okazji.
- Tak po prostu udało ci się go znaleźć?
- Nie mi, tylko moim ludziom. To po pierwsze. Po drugie sporo mnie to kosztowało, więc będziesz musiał się odwdzięczyć. Mam dla ciebie odpowiednią robotę.
Wzdycham ciężko, nie do końca wierząc w to, co słyszę.
- Do cholery, Ishiro! Jestem komandorem wywiadu! Już nie możesz tak po prostu dzwonić do mnie i wydawać poleceń…
Chcę zapytać o więcej szczegółów, ale bogacz rozłącza się. Wciąż zdenerwowany odrzucam komunikator na bok i wbijam swój wzrok w sufit. Uspokajam się. Oczywistym jest, że ,choć bardzo bym chciał, nie mogę tak po prostu zignorować tego telefonu. Zniechęcony podnoszę się z łóżka. Wiem, że powinienem się spieszyć, ale nie jestem wstanie się zmusić do ruchu. Leniwie wciągam na siebie spodnie, koszule, buty i zapinam na nadgarstku beeper. Staranie i powoli wkładam szkła kontaktowe. Kątem oka widzę jak Thekal w milczeniu stoi już przy drzwiach. Trzyma w ręku mój płaszcz oraz szelki z rewolwerem i małym zasobnikiem na medykamenty. Nie wiem kiedy zdążył się zmaterializować. W gruncie rzeczy nawet mnie to nie obchodzi, jak cała ta sprawa zresztą. Zabieram z łóżka komunikator i rzucam w jego stronę. Łapie go zręcznie i bez słów odczytuje adres.
- Jedno z mieszkań w północnym sektorze, w starej części miasta. Wysłałem już ludzi. – Relacjonuje mi krótko.
Nie odzywam się. Po prostu biorę płaszcz i wychodzę.
-------
Podróż przez skąpane w deszczu miasto okazuje się kojąca. Siedzę na miejscu pilota ze wzrokiem wlepionym w okno, a służbowym autem kieruje Thekal. W zamyśleniu, z entuzjazmem godnym lepszej sprawy, obserwuje spływające po szybie krople, w których odbijają się kolorowe światła ulic. Chodniki, w ciągu dnia wypełnione ludźmi, teraz stanowiły terytorium straganiarzy i nachalnych pań do towarzystwa. Ich widok, zachowanie, oraz brak manier napawają mnie obrzydzeniem i rujnują tak ciężko osiągnięty spokój. Znów narasta we mnie irytacja. Do nozdrzy dociera niewyobrażalny smród. Krzywię się, jakby ktoś właśnie dał mi do przełknięcia potężną dawkę rycyny. Sam nie wiem, czy to mój umysł płata mi figle i tak właśnie wyobrażam sobie odór zdeprawowanego Higure, czy wiatr przyniósł zapach pobliskich doków. Ależ ja gardzę tym miejscem, ludźmi i postępującą degrengoladą. Myśl, że poświęcam czas, ryzykuję zdrowie i życie dla bezpieczeństwa tych „obywateli” jest jak drażniąca igła w mojej świadomości.
Podły nastrój towarzyszy mi od czasu wizyty w więzieniu Rekonstruktora. Nieśmiertelny, wszechmocny Manitou w ciele dziecka. Cholera, ta sprawa nie ma prawa się skończyć dobrze. Przez następne kilka dni po odwiedzinach zjeździłem pół świata, próbując znaleźć kogoś, jakiegoś pieprzonego mistyka, który jest w stanie odpowiedzieć mi na pytanie: czy istnieje sposób na zabicie tego czegoś? Wcale nie musiałem szukać tak daleko. Nieoczekiwanie, z pomocą przyszedł mi Thekal. Okazało się, że jest coś takiego - małe, niepozorne pudełeczko, zdolne wciągnąć do innego wymiaru i posłać w niebyt każdego, kto je otworzy. Bez większego entuzjazmu uruchomiłem koneksje. Zacząłem rozpytywać, szukać informacji, wertować księgi. Trop prowadzi mnie do Poszukiwaczy. W duchu, pluję sobie w brodę, że ten nie pojawił się wcześniej, kiedy razem z Fenrisem inwigilowaliśmy jedną z ich kryjówek.
Wjeżdżamy w zakręt do jednej z najstarszych dzielnic. Zabudowa gęstnieje, a ulicę robią się wyraźnie węższe. Miejsce, do którego zmierzamy widać już z daleka. Kilka chaotycznie zaparkowanych radiowozów niemal tamuje ruch. Zatrzymujemy się po drugiej stronie ulicy, akurat w momencie, gdy policjanci wyprowadzają na zewnątrz zakutego w kajdanki starszego mężczyznę. Przyglądam mu się uważnie, jednocześnie wyciągając i odpalając papierosa. Facet nie wygląda na przestępcę. Jest mizernej postury, ubrany w wyciągnięty, wełniany sweter. Zza grubych szkieł okularów można dostrzec przerażone oczy. Moje spojrzenie spotyka się przez chwilę z jego rozbieganym wzrokiem. Wyraz jego twarzy tężeje i zastyga. Mam wrażenie, jakby spodziewał się mnie zobaczyć. Wychodzę z auta, niemal od razu żałując. Deszczowa pogoda nie sprzyja w przebywaniu na zewnątrz. Szczególnie, zimny wiatr, który przyprawia mnie o gęsią skórkę.
Chcę podejść i porozmawiać z zatrzymanym, być może dowiedzieć się od niego dlaczego tu jestem, wyczytać coś z jego myśli, ale nie dostaję takiej szansy. Dwa następujące po sobie, szerokie cięcia pojawiają się znikąd i jeden po drugim trafiają mężczyznę oraz eskortującego go policjanta. W oszołomieniu wypuszczam z ust papierosa. Upada na ziemię niemal w tym samym czasie, co bezgłowe zwłoki ofiar. Krew bryzga na stojących w pobliżu funkcjonariuszy. Jeden z nich nie wytrzymuje i wymiotuje prosto w tworzącą się u jego stóp czerwoną kałużę posoki. Czas staje w miejscu. Ktoś zaczyna krzyczeć. Wrzask jest jak uderzenie w twarz, po którym wszyscy biorą się w garść. Jakiś starszy oficer zaczyna wydawać rozkazy policjantom, ale nie zwracam już na to uwagi. Rozglądam się dookoła, jednak gęstniejący z każdą chwilą tłum gapiów skutecznie uniemożliwia mi wykrycie sprawcy.
- Thekal, scouter! - Rzucam krótko pod nosem.
Jak na życzenie naokoło mojej dłoni pojawia się smolisty, gęstniejący dym, formujący się w kształt potrzebnego mi urządzenia. Uruchamiam okular, który niemal od razu sygnalizuje wysoki odczyt - prawie cztery tysiące Douriki. Ruszam w kierunku wskazanym przez czujnik. Łokciami przebijam się przez tłum, zostawiając morze gapiów za sobą. Teraz jak na dłoni widzę cel. Mężczyzna w nagijskim mundurze spokojnym krokiem oddala się od miejsca zbrodni. Zdaje się, że mam szczęście i niezwykłym zbiegiem okoliczności, trafiłem właśnie na Tenmę, kiedy postanowił pozbyć się niewygodnego świadka, w tym samym momencie, w którym przybyłem na miejsce. Chowam scouter, ruszając za nim. NIe spiesze się próbując go dogonić. Idę jak każdy przechodzień - standardowa szkoleniowa rutyna.
- Leć i obserwuj go z góry – rozkazuję szamanowi.
Duch jak zawsze bez słowa wykonuje polecenie. Przybierając kształt kruka wzbija się w deszczowe, nocne niebo nad miastem i znika mi szybko z widoku. Nie spuszczam wzroku z Nagijczyka. W spacerowym tempie zostawiamy za sobą zgiełk panującego za naszymi plecami zamieszania. Poprawiam kołnierz płaszcza stawiając go na sztorc, tak by zapewnił przynajmniej minimalną ochronę przed zimnym, towarzyszącym ulewie, wiatrem. Po dłuższej chwili skręcamy w następną ulicę. Ruch jest tu mniejszy, a chodnik mniej zatłoczony. Wyraźnie brakuje poruszenia, jakie towarzyszyło niedawnym wydarzeniom. Dziwki i ulicznicy, wulgarnie, nie przebierając w słowach, po kolei zaczepiają idącego przede mną Poszukiwacza, oferując swoje ciała lub inne „przyjemności”. Nie przyspieszając wymija ich wszystkich bez słowa. Jest w jego spokoju, oraz wyglądzie pewien perfekcjonizm, który pozwala mi wyobrazić sobie jego grymas zniesmaczenia i pogardy. W gęstych strugach deszczu, częściowo oślepiony przez jaskrawe światła neonów, bezskutecznie staram się dostrzec jego twarz, przy tych krótkich okazjach, gdy maszerując rozgląda się na boki. Unoszące się z ulicznych studzienek kłęby rozgrzanej pary, skutecznie utrudniają mi to zadanie. Ryzykuję, zmniejszając dzielący nas dystans. Przestaję dopiero, gdy cel znajduje się w zasięgu moich zdolności. Zaczynam ostrożnie, z nadzieją, że tym razem nieprzygotowany Tenma, nie zdoła oprzeć się moim zdolnościom Czuję jak kark delikatnie mrowi w miejscu, gdzie znajduje się procesor. Staram się nawiązać kontakt z umysłem Nagijczyka i odczytać jego myśli, jednak mój wysiłek spełza na niczym. Klnę pod nosem i zatrzymuje się przy jednej z prostytutek. Dziewczyna obdarza mnie wyzywającym uśmiechem. Jest zdecydowanie zbyt młoda by pracować na ulicy. Jej ładna buzia o łagodnych rysach nosi ślady jeszcze nie do końca zagojonych siniaków. Kątem oka bacznie obserwuję reakcję mężczyzny, z nadzieją, że nie zostałem zdekonspirowany. Ten jednak, jak gdyby nic się nie stało, idzie dalej. Z wyraźną ulgą wypuszczam powietrze z płuc i znów ruszam za nim. Tym razem rozsądnie, w znacznej odległości. Podwijam rękaw i ustawiam beeper tak, by połączył się z najbliższą uliczną kamerą. Niestety w tej części miasta jest ich niewiele. Na szczęście kawałek dalej zauważam sklepowy monitoring. Zhakowanie go, zajmuje mi chwilę, ale przynosi pożądany efekt. Obraz wyświetla się na jednej z soczewek pozwalając mi nie tracić podejrzanego z oczu, pomimo dzielącego nas dystansu. Jednocześnie uruchamia się system rozpoznawania twarzy, ostatecznie potwierdzając moje przypuszczenia co do tożsamości mordercy.
Coś zmienia się w zachowaniu Nagijczyka. Znów skręca, tym razem w boczną uliczkę położoną równolegle pod estakadą miejskiej kolejki i znika mi z zasięgu wzroku. Instynktownie sięgam po rewolwer i wyszarpuję go z pod płaszcza. Staram się zachować spokój, ale rosnąca we mnie dzisiejszej nocy irytacja bierze nade mną górą. Irracjonalnie, wbrew procedurze rzucam się do biegu. W kilku susach dopadam do wlotu zaułku i przypadam plecami do muru. Wstrzymując oddech i wyglądam zza węgła. Przejście wypełnione odpadkami ciągnie się wąsko między budynkami i tonie w mroku.
- Widzisz go?! – Mimo, że pytanie jest w telepatyczny sposób kierowane do Thekala, wypowiadam je na głos przez zaciśnięte ze złości zęby.
Myśli galopują przez moją głowę. W jaki sposób się zorientował? Zauważył ruch kamery? Wiedział, że jest śledzony od samego początku, czy od momentu mojej nieudanej próby czytania w jego umyśle. Może wcale nie wie i to tylko sprawdza? Zbyt wiele pytań.
- Zniknął w ciemności. Czekam na niego z drugiej strony. – Szaman odpowiada z charakterystycznym dla siebie spokojem i brakiem zaangażowania.
Staram się uspokoić i myśleć racjonalnie. Wolną ręką chwytam za komunikator i przykładam go do ucha. Po chwili słyszę głos operatora w centrali Wywiadu.
- Zgłasza się agent 21, kod dostępu cztery-pięć-osiem. Intruz. Przesyłam koordynaty. Wyślijcie wsparcie.
Recytuje w telegraficznym skrócie.
- Potwierdzam. Wysyłamy kawalerię komandorze.
Chowam urządzenie z powrotem do kieszeni i ocieram z czoła spływające po nim strużki deszczu. Jestem kompletnie przemoczony. Oddycham ciężko. Nie mogę dać się zgubić, ale nie uśmiecha mi się wejście w zasadzkę. Czas gra na moją niekorzyść. Sięgam do przytroczonego przy pasku zasobnika i wyciągam aplikator ze Smoczym Eliksirem. Przykładam go do karku naciskając spust. Igła wbija się z głośnym, krótkim, charakterystycznym sykiem, wtłaczając substancję prosto w moje żyły. Czuję jak specyfik rozchodzi się po ciele, powodując lekki zawrót głowy. Otwiera się przede mną całkiem nowy świat. Zewsząd napływają, niesłyszalne do tej pory odgłosy, i zapachy miasta. Tym razem sam siebie oszukuję iluzją, wymazując po kolei każdy dźwięk, jaki uznaje za zbędny. Krzyki, śmiech, muzyka, warkot maszyn, brzęczenie pobliskich neonów i ujadanie psów. Pozbywam się również drażniącej nozdrza, wiszącej w powietrzu mieszanki zapachów. Poskramiam zmysły. Dostosowuję je do własnych potrzeb, tak, że w końcu zostaję tylko ja i uliczka. Spoglądam na zegarek. Straciłem niecałe cztery minuty.
Trzymając nerwy na wodzy zagłębiam się w mrok alejki. Stawiam kroki ostrożnie, powoli posuwam się na przód, prosto w jądro ciemności. Ciężkie krople gęsto sypią się z nieba z hukiem tłuką w rozrzucone dookoła śmieci. Oczy szybko się adaptują. Docieram do zakrętu w tym samym momencie, gdy potężny podmuch pędzącego estakadą pociągu wzbija w powietrze każdy luźny papier i kurz w wzdłuż swojej trasy. Skulony odrywam się od ściany i wbiegam w głąb kolejnego zaułka szukając osłony za wysoko spiętrzoną pod schodami przeciwpożarowymi, stertą rupieci. Słyszę czyjś oddech. Jest równy, spokojnie oczekuje mnie ukryty w cieniu. Odciągam kurek rewolweru i szykuje się do skoku, gdy góra śmieci za moimi plecami eksploduje rażona niewidzialną siłą. Instynktownie padam na ziemię i turlam się w bok, unikając niebezpiecznych odłamków. Czuję w żyłach kolejny zastrzyk adrenaliny. Próbuję poderwać się najszybciej jak potrafię, ale jest już za późno. Niewidzialne cięcia pojawią się znikąd rozrywając cały mój korpus. Z bólu zaciskam zęby, ale to nie ciosy są jego sprawcą, a rozgrzany naglą eskalacją mocy procesor, który zmienił rzeczywistość w iluzję. Niedraśnięty rzucam się w tył, jednocześnie czując nagły podmuch przecinanego powietrza w miejscu, gdzie znajdowała się moja głowa. Chyba tylko dzięki działaniu eliksiru, w ciemności przed sobą dostrzegam niewyraźną sylwetkę przeciwnika. Odruchowo otwieram ogień, ale pociski nie mają szans dosięgnąć celu, który w tej samej sekundzie rozpływa się w powietrzu. Z głębi zaułka słyszę jego bieg i rzucam się za nim jak na złamanie karku. Tenma to znika, to pojawia się coraz dalej. Jest zbyt szybki żebym mógł go dogonić. Zatrzymuje się, chwytając rewolwer oburącz. Poświęcam chwilę na wycelowanie i koncentruję moc Douriki w pustym bębenku. Lufa powoli rozgrzewa się do czerwoności. Poszukiwacz zatrzymuje się i obraca w moją stronę, jakby przeczuwał, że coś się święci. W końcu naciskam spust. Pocisk skondensowanej energii wypala z broni rozświetlając przestrzeń między nami i jak za sprawą magicznej różdżki rozprasza się tuż przed twarzą Nagijczyka. Rozczarowanie i złość mieszają się we mnie. Oddaje kolejne strzały, jeden za drugim. Każdy kończy się z takim samym rezultatem. Zmieniam taktykę i w biegu celuje wyżej w bok budynku za plecami uciekiniera. Trafiona część konstrukcji z impetem zwala się w wąską uliczkę, skutecznie zasypując przejście i uniemożliwia dalszą ucieczkę. Triumfalnie uśmiecham się do siebie. Cały czas mam jednak świadomość, że to jeszcze nie koniec walki. Przeładowuję rewolwer i zbliżam się do przeciwnika, gdy nagle ceglana ściana po jego lewej stronie eksploduje. Nie ma przy tym żadnej detonacji czy wybuchu. Po prostu fragment muru gwałtownie zmienia się w gęstą chmurę pyłu, która w ułamek sekundy pokrywa całą alejkę. Postępująca błyskawicznie, dusząca fala mroku pochłania najpierw Tenmę, później mnie. Przeklinając w duchu zakrywam usta i nos. Wyostrzony eliksirem wzrok jest bezradny, ale pozostałe zmysły działają znakomicie. Słyszę jak Nagijczyk oddala się biegiem. Na oślep z wyciągniętą przed siebie ręką brnę za nim. Odgłos wydawany przez jego kroki zmienia się. Dochodzi z wnętrza budynku. Po omacku docieram do otworu i przeskakuje na drugą stronę. Czuję jak krew pulsuje w moich żyłach. Gonię na oślep. Coś dużego z hukiem przewraca się parę metrów przede mną. Próbuję wyhamować. Nieskutecznie. Rozpędzony wpadam na przeszkodę i przelatuję przez nią, wywracając się do następnego pomieszczenia. Tu nie ma już pyłu. Najszybciej jak potrafię zbieram się z ziemi. Wnętrze wygląda na obszerny hol sypiącej się, opuszczonej kamienicy. Kątem oka dostrzegam kilkoro przerażonych ćpunów, kryjących się pod ścianą, między rozrzuconymi, starymi kocami. Dociera do mnie panujący tu zapach. Kwaśny smród spoconych, niemytych ciał i wymiocin. W migotliwym, słabym świetle żarówki, zwisającej nad „obozowiskiem” mieszkańców, dostrzegam Tenmę, który wbiega właśnie na półpiętro.
- Stój! – Rozkazuje.
O dziwo, Nagijczyk zatrzymuje się. Jego nienaganny wcześniej mundur jest cały pokryty czerwonym błotem. Wyobrażam sobie, że ja muszę wyglądać podobnie. Zastygamy w bezruchu i wbijamy w siebie wzrok. Głuche echo spadających z przeciekającego dachu kropel deszczu, odmierza kolejne, pełne napięcia sekundy. Mężczyzna uśmiecha się wyzywająco, jakby zapraszał do podjęcia walki. Telepatycznie wzywam Thekala. Nie ma już sensu, żeby czekał przy wylocie alejki.
- Małe pudełko o niezwykłej mocy – zaczynam powoli, przekonany, że nie muszę dokładnie tłumaczyć Tenmie, o czym mówię. – Potrzebuję go. Gdzie jest!
- Co mnie obchodzi czego potrzebujesz?
Budynek przez chwilę drży w posadach, wprawiony w wibrację przez kolejny, przejeżdżający po estakadzie pociąg. Kawałki tynku odpadają ze ścian.
Nie mam pomysłu jak poprowadzić tą rozmowę, żeby wyciągnąć z niego jakiekolwiek informację. Zaczynam, więc przygotowywać plan awaryjny. Na znak dobrej woli zdejmuję go z muszki rewolweru i opuszczam gardę. Powoli daję kilka kroków w tył, by przynajmniej w części znaleźć się w osłoniętym przez cień miejscu.
- To jedyny sposób, żeby powstrzymać Mitsukai…
- Przysięgam, jeszcze raz usłyszę od kogoś o przeklętych Mitsukai, a nie skończy się to dobrze – przerywa mi rozwścieczony.
Musiałem trafić w czuły punkt. Mimo wszystko brnę dalej. Nie mam innego wyjścia. Jednocześnie telekinetyczną siłą, wyciągam z kieszeni płaszcza granat implozyjny i przesuwam go po szerokim łuku ponad naszymi głowami, poza polem widzenia Nagijczyka.
- Pieniądze nie grają roli. Zapłacimy ile trzeba…
Znów nie daje mi skończyć. Tym razem wybuchając złośliwym śmiechem.
- To nie jest coś, co możesz kupić dla swojej błahej sprawy głupcze! My nie kupczymy artefaktami.
- Po jaką cholerę w takim razie ich szukacie, co?!
Nie wytrzymuje i wybucham.
Tenma zrywa się niespodziewanie do biegu. Zbutwiałe, drewniane schody skrzypią pod jego stopami i rozpadają się na kawałki, szatkowane niewidzialną ręką, w miarę jak pokonuje kolejne stopnie. Odruchowo otwieram ogień, jednocześnie rzucając się za nim w beznadziejnej próbie pościgu i detonuję ładunek. Pociski w towarzystwie kaskady iskier rozpadają się w powietrzu nim mają okazję dosięgnąć celu. Któryś z mimowolnych świadków naszego starcia zaczyna wrzeszczeć, gdy granat w końcu imploduje, ściągając swoją mocą wszystko, co akurat znajdowało się w jego okolicy – w tym Tenmę. Zapadające się do środka ciśnienie szarpie nim, gwałtownie zwalając z nóg i brutalnie sprowadzając z powrotem na poziom parteru. Szybko zdaję sobie z sprawę, że popełniłem poważny błąd. Trzeba było dać mu uciec. Ten przeklęty granat to była jedyna sztuczka, jaką miałem w zanadrzu. Moja moc jest w tej walce bezużyteczna i nawet Thekala, mojego jedynego sojusznika, nie ma w tej chwili w pobliżu.
Poszukiwacz nie miał zamiaru dawać mi czasu do zastanowienie. Szybko staje na nogi, wygrzebując się z pod kupy zgromadzonych przez implozję śmieci.
- NIe umiesz odpuścić prawda? - jest rozbawiony
Nie czeka na odpowiedź. Zresztą, nie mam wątpliwości, że to wcale nie było pytanie. Wykorzystuje tą przeklętą ruchową techniką i dosłownie znika mi z oczy. Reaguję natychmiast tworząc dookoła powidoki swojej osoby, samemu ruszając w tył i tam nerwowo szukam schronienia. Nagijczyk prędko rozwiewa wszelkie moje nadzieje odnośnie skuteczności tego planu. Klony przestają istnieć szybciej niż jestem w stanie zauważyć, mimo minimalnie zwiększonej przez procesor percepcji. Odskakuję odruchowo, ale przeciwnik już na mnie czeka. Widać, że odrobił lekcję wynikającą z naszego poprzedniego spotkania. Nie jestem w stanie za nim nadążyć. Gdziekolwiek się nie ruszę, ostrza już tam na mnie czekają. Beznadziejnie potrzebuję chwili wytchnienia, ale Tenma jest bezlitosny. Z zaciekłością naciera na mnie, co chwila zmieniając swoją pozycję. Nie ma w jego atakach żadnego przypadku. Działa metodycznie, celując w witalne punkty, próbuje mnie wykrwawić, jednocześnie utrzymuje dzielący nas, bezpieczny dla niego, dystans. Ma całkowitą kontrolę nad polem walki. Czuje jak skóra na moim karku, zaczyna się palić od rozgrzanego intensywną pracą, procesora. Nie jestem w stanie dłużej bronić się w ten sposób. Napięcie mięśni też niewiele pomaga. Każde kolejne cięcie trafia coraz głębiej, coraz dotkliwiej raniąc. Zaczynam tracić kontrolę nad własnym umysłem. Z trudem dociera do mojej świadomości telepatyczna informacja, że Thekal przybył na miejsce. Staram się przekuć ten fakt na swoją korzyść, ale jedyne, na co stać mnie w tej chwili, to żałosne próby zasłonięcia się rękoma, przed pojawiającymi się z każdej strony ciosami. Ból paraliżuje mnie i nie pozwala myśleć. W ostatnim akcie desperacji wykorzystuję swoją moc by oszukać własny mózg. Blokuję zmysł odczuwania. Błoga ulga uwalnia mnie od cierpienia, na chwilę pozwalając jasno myśleć. Wpada mi w oko zawieszona przy mundurze przeciwnika kabura. Bez zastanowienie obracam pistolet telekinezą, przykładając lufę do nogi właściciela i pociągam za spust. Huk wystrzału przeszywa powietrze, zagłuszając krzyk Poszukiwacza. Z satysfakcją obserwuję jak cierpi. Mimo, że pocisk zdołał ledwie go drasnąć, rana jest paskudnie. Liczy się jednak efekt, którym jest przerwa w śmiertelnych atakach. Pozbawiony resztek sił osuwam się na ziemię. Sam nie wiem, jakim cudem pozostaję przytomny. Z podłogi obserwuję jak naglę wielki cień ptaka odrywa się od sufitu i opada wprost na Nagijczyka. Nie jestem pewny, czy to mój sojusznik wkroczył właśnie do akcji, czy wyobraźnia, zaczęła płatać mi figle. Zdaje się jednak, że Tenma cały czas krzycząc też zauważa nadlatującą istotę, która w tym samym momencie traci regularność kształtu i w locie zmienia stan skupienia na smolistą ciecz. Teraz już wiem, na pewno, że to szaman. Z trudem kojarzę, że duch właśnie realizuję strategię wymyśloną, ale niewykorzystaną, przy poprzednim spotkaniu z Poszukiwaczem.
Ostatecznie tracę siły. Zbyt ciężkie powieki opadają, a ja osuwam się powoli w ciemność. Nie muszę jednak widzieć, by wiedzieć, co stanie się za chwilę. Rozpędzony szaman wpadnie na Nagijczyka. Znów zmieniając swoją postać, przylgnie do niego, jednocześnie wbijając zatrute kolce. Tenma oczywiście będzie próbował go powtrzymać, atakując swoją mocą, ale bez większego rezultatu. Dotychczas, w swoim życiu nie widziałem jeszcze takiego cudu, żeby ktokolwiek był w stanie przeciąć wodę. Pieprzony Poszukiwacz nie jest w tym względzie wyjątkiem i w końcu dojdzie do nieuniknionego. Zaaplikowana trucizna szybko rozprzestrzeni się po jego organizmie pozbawiając go najpierw władzy nad ciałem, a później przytomności.
Epilog.
Budzę się naglę i od razu żałuję. Wspomnienia uderzają we mnie gwałtownie i zaczynam czuć wszechogarniający mnie ból. Do mojej świadomości z trudem dociera informacja, że nie leżę już na deskach holu w zrujnowanej kamienicy, tylko we wnętrzu karetki. Próbuję wstać, ale moje ciało odmawia mi posłuszeństwa.
-Proszę leżeć spokojnie, panie komandorze.
Sanitariusz pochyla się nade mną, manipulując coś przy medycznej aparaturze, do której, jak odkrywam, jestem podłączony. Z całych sił, staram się zogniskować wzrok i jakoś ogarnąć. W ustach czuję nieprzyjemną suchość.
- Co z moim przeciwnikiem?
Bardziej charczę niż mówię. Na szczęście rozmówca zdaje się mnie rozumieć.
- Oddział Impu się nim zajął. – Wyjaśnia, dodając – proszę leżeć i nic nie mówić. Stracił pan dużo krwi. Nieprędko wróci pan do formy.
Chcę zadać jeszcze kilka pytań, ale nagle wyczuwam w pobliżu obecność Thekkala. O dziwo, duch pojawia się w wejściu do ambulansu, pod postacią funkcjonariusza policji. Sanitariusz spogląda pytająca to na mnie, to na przybysza, ale uspokajam go gestem ręki i daję znać, żeby się oddalił. Wykonuje polecenie bez słowa.
- Znalazłem przy nim klucz do skrytki – zaczyna relacjonować szaman.
Jego głos rozbrzmiewa bezpośrednio w mojej głowie. Jestem wdzięczny, że przynajmniej w rozmowie z nim nie muszę wypowiadać słów na głos. Telepatia to cudowna zdolność.
- Odnalezienie miejsca sprawiło mi drobny kłopot – kontynuuje – ale w końcu się udało. Nie będę zanudzał cię szczegółami. Koniec końców znalazłem to.
Mała skrzyneczka wygląda w jego dłoniach niepozornie. Jest wykonane z ciemnobrązowego drewna z czarnymi, metalowymi zdobieniami. Przypomina bardziej pudełeczko na kobiece bibeloty, niż potężny, magiczny artefakt zdolny powstrzymać Mitsukai.
- Jesteś pewny, że to jest to, czego szukaliśmy?
Pytam, z nadzieją, że przynajmniej tą sprawę, będziemy mieli już z głowy.
- Tak – odpowiada krótko. - Jak tylko wyszedłem z nim na ulicę, dałem je do otworzenia, jakiemuś bezdomnemu. Działa. |
|
|
|
»Kalamir |
#2
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 04-10-2014, 08:58
|
|
Starke na pewno zrobi ci referat,moja komórka nie. Walka x100 lepsza niż poprzednia. Forma 1 osobowa okazała się zaskakująco dobra. Utrzymanie klimatu noir rodem z dicka dopełniło reszty. Niewielka jak na ciebie ilość błędów nie niszczyła płynności czytania. Kilka małych humorystycznych akcentów też ładnie wpasowałeś. Kompletnie nie spełniłeś założeń zadania tankyu o których rozmawialiśmy - wybrałem ci NPC który miał być twoim kontaktem a przez telefon powiedziałem że artefakt powinien być na jeden strzał. Spokojnie, sam naprawie te błędy. Oceny nie obniże. Dobre opowiadanie z przyzwoitym klimatem. Niech reszta radnych ocenia poprawność waszego mordowania,
od kalamira 8 na dobry początek |
|
|
|
|
»Coltis |
#3
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 358 Wiek: 36 Dołączył: 25 Mar 2010 Skąd: Białystok
|
Napisano 07-10-2014, 21:11
|
|
Genkaku, muszę przyznać, że walka jest lepsza niż poprzednia. Zmieniłeś perspektywę, dodałeś nutę dynamiki i już jest nieźle. Z tego co zdołałem ustalić walka przeszła wstępną kontrolę. Nie zauważyłem, żeby w departamencie błędów coś się zmieniło. Wciąż jest ich masa. Najbardziej kłujący na czele: nie wiesz jak się nazywa Twój sojusznik. Thekal, czy Thekkal? Zwykle to wina literówek, ale to nie pierwszy wpis, w którym nie możesz się zdecydować. Błąd rozciąga się tak jak wspominałem przy ostatniej walce na inne określenia i nazwy własne.
Miałem chwilę czasu na głębszą analizę tekstu. Oto wyniki:
Przecinki, czyli szatkowanie zdań na części jak tutaj -
Genkaku napisał/a: | Deszczowa pogoda nie sprzyja w przebywaniu na zewnątrz. Szczególnie, zimny wiatr, który przyprawia mnie o gęsią skórkę. |
Po "szczególnie" nie powinno być przecinka. "Nie sprzyja przebywaniu" - "w" jest tu zbędne.
Genkaku napisał/a: | Zdaje się, że mam szczęście i niezwykłym zbiegiem okoliczności, trafiłem właśnie na Tenmę, kiedy postanowił pozbyć się niewygodnego świadka, w tym samym momencie, w którym przybyłem na miejsce. |
To samo - zdanie pocięte bezsensownymi pauzami.
Genkaku napisał/a: | Jest w jego spokoju, oraz wyglądzie (...) |
Wciąż przecinki. Przed "oraz" nie stawiamy.
Genkaku napisał/a: | - NIe umiesz odpuścić prawda? |
Przed "prawda" powinien się znaleźć przecinek.
Teraz zjadanie ogonków.
Genkaku napisał/a: | - Stój! – Rozkazuje. |
Zgubiłeś ogonek przy "e".
Genkaku napisał/a: | Nie wytrzymuje i wybucham. |
To samo.
Ważne dla fabuły, ponieważ bez ogonka mówisz już nie o sobie, a (ma się wrażenie) o przeciwniku.
Genkaku napisał/a: | NIe spiesze się próbując go dogonić. |
Moim zdaniem pierwsza część zdania zaprzecza drugiej, która spokojnie mogłaby być oddzielona przecinkiem. Domyślam się co chciałeś powiedzieć, ale kiepsko to wyszło. Ogonek znów zgubiłeś.
Jeśli chodzi o błędy merytoryczne, to doszukałem się dwóch, które zapadły w pamięć.
Genkaku napisał/a: | (...) prawie cztery tysiące Douriki |
Tenma ma ponad cztery tysiące, z tego co podajesz przed walką.
Genkaku napisał/a: | Zmieniam taktykę i w biegu celuje wyżej w bok budynku za plecami uciekiniera. Trafiona część konstrukcji z impetem zwala się w wąską uliczkę, skutecznie zasypując przejście i uniemożliwia dalszą ucieczkę. |
Mógłbyś doprecyzować co trafieś. Nawet jeśli strzelasz z Douriki, to chyba zbyt mało żeby tak po prostu odłupać kawał budynku.
Ogólnie - skupisko błędów.
Z rzeczy które mi się podobały wyróżnię ten moment:
Genkaku napisał/a: | W oszołomieniu wypuszczam z ust papierosa. Upada na ziemię niemal w tym samym czasie, co bezgłowe zwłoki ofiar. |
.. oraz następujące po tym zdania. Świetne filmowe spowolnienie czasu. Bardzo przyjemny motyw.
Użycie własnej mocy w celu poskromienia zmysłów też było cool.
Ogółem udało Ci się wykreować klimat będący broszką Pita Tak jak również Kalamir stwierdził - dobry noir. Me gusta. Jedyny zarzut w tym względzie to nudnawy początek. Poprawiłeś też znacznie dynamikę wpisu, chociaż wciąż jeszcze trochę brakuje.
Sama potyczka z Tenmą jakoś bez rewelacji, ale całkiem przyjemna do poczytania.
Ze względu na liczbę błędów ocena poleci trochę w dół.
Oddaję głos na Genkaku - zarobiłeś u mnie 7,5. |
I wanna be the very best, like no one ever was. |
|
|
|
^Coyote |
#4
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 12-10-2014, 09:26
|
|
Ja tak na szybko ocenię bo Lorgan może zaraz zamknąć walkę Dobra szpiegowska walka na ulicach zepsutego miasta. Ja jestem na tak Możemy kiedyś zawalczyć w podobnej miejscówce. Napisałeś wszystko płynnie i utrzymałeś płynną akcje. Przyczepię się tylko do za słabego wykorzystania swoich mocy a zwłaszcza cofania obrażeń. Mogłeś więcej razy oszukać śmierć nie lubię jak ktoś się tak osłabia bo to wbrew japońskim mangom i anime No i jeszcze mogłeś wyjaśnić trochę o co chodzi bo nie każdy czyta tankyu a link z walki prowadził do posta ,w którym było tylko "napisz walkę z Tenma". Ale już poza tym to wszystko mi się spodobało. Oby więcej takich walk.
Genkaku 7,5/10 |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
*Lorgan |
#5
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 12-10-2014, 11:59
|
|
Genkaku – Jest dużo lepiej. Ku mojemu niezadowoleniu, nie powypisywałeś żadnych bzdur o transformerach (lub transgenderach ) z Beepera. Nie mam się teraz z czego naśmiewać. Klimat neo-noir wyszedł przednio, między innymi dzięki nietypowej narracji i barwnym opisom miasta. Mogę bez oporów przyznać, że przemierzanie Higure to najlepsze elementy całego opowiadania. Trochę przez to wszystko straciła sama konfrontacja. Nie chodzi o to, że nie pasowała, bo było wręcz przeciwnie. Przedstawienie Tenmy to dla mnie kwintesencja noir. Chodzi bardziej o to, że wyszło płasko. Nie czułem emocji, które normalnie towarzyszą w podobnych chwilach. Reakcja na twoją prośbę o pomoc była nienaturalna i nieumotywowana. Miałem wrażenie, że zabrakło napięcia wynikającego z niepewności oraz wyczekiwania. Samo to wiele by zmieniło, prawdopodobnie dodając trochę do tajemniczości nagijskiego Poszukiwacza.
Z drugiej strony mamy warstwę gramatyczną. Auć. Interpunkcja to wręcz zbrodnia - błędy były nawet w miejscach, które czytałem podczas pobieżnej korekty twojego tekstu. Teraz nie mam pewności, czy je dodałeś, czy ja aż tyle przeoczyłem. Może to kwestia czytania w dobrych warunkach, wydrukowanego egzemplarza? Może, wręcz przeciwnie, błędów było aż tyle, że wszystkie naniesione poprawki zginęły niezauważone? Lepiej chyba nie wnikać zbyt głęboko. Jako sędzia muszę oceniać efekt ostateczny. Tym razem sobie poradziłeś.
Ocena: 7/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Genkaku. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Twitch |
#6
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 12-10-2014, 12:14
|
|
Genkaku
To będzie krótka wypowiedź, ale ma to związek bardziej z ograniczeniami czasowymi, aniżeli małą ilością kwestii to omówienia. Nie będę specjalnie skupiał się na stronie technicznej, bo sam nie jestem z tego taki mocny, więc zostawię to innym. Mi osobiście nic nie zgrzytało, tekst czytało mi się szybko i bez zgrzytów. Przyznam szczerze, że nie pasują mi do Ciebie humorystyczne wstawki, nie wiem czemu ale kojarzą mi się przede wszystkim z Pitem i Tekkeyem Podoba mi się w jaki podchodzisz do budowania klimatu, robisz to z taką łatwością, a nawiązujesz do tego do czegoś już znanego przez co odbiór jest jeszcze lepszy. Myślę, że pokrywa się to z założeniami jakie zakładał Lorgan przy tworzeniu Sanbetsu. Mam wrażenie, że powtarzam się za poprzednikami więc idziemy dalej. Miejscówka też kozak, uważam, że potrzeba takich więcej dla każdego kraju, aby podkreślić wyobrażenia o nich. Bardzo fajnie mi się wszystko czytało tylko spodziewałem się czegoś więcej po starciu. Jestem trochę monotematyczny, ale nawiążę do Twojej walki z Nagi Shiryuu. Tam zabrakło mi co prawda jakiegoś niesamowitego zwrotu akcji, ale odniosłem wrażenie, że dynamika starcia była lepsza, skupiłeś się na wykorzystaniu różnych możliwości i predyspozycji aż 3 postaci, tutaj czegoś mi jednak zabrakło. Nie jestem nawet w stanie jakoś określić ram Twojej mocy i ilości opcji jakie mógłbyś wprowadzić, ale brakuje mi efektu wow. Wiesz, tak żeby aż ciary wlazły na dziary (:DD) Gdyby nie cała otoczka - klimat oraz miejsce starcia - myślę, że walka wypadła by jeszcze słabiej, mimo tego że to i tak kawał solidnej pracy - lepszy od poprzedniej potyczki.
Podtrzymuję stwierdzenie, że jesteś jednym z najlepszych graczy na tenchi. Teraz gdy zrezygnował Sorata zostało Was tak niewielu, że mogłaby się zacząć walka o tytuł najlepszego
Ocena: 8/10 |
Little hell. |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 12-10-2014, 13:10
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Genkaku - 38 pkt.
NPC - 32,5 pkt.
Zwycięzcą został Genkaku!!!
Punktacja:
Genkaku +180
Kalamir +10
Coltis +10
Coyote +10
Lorgan +10
Twitch +10 |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|