Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Coltis vs Equa - walka 1
 Rozpoczęty przez RESET2_Coltis, 24-07-2014, 21:18
 Zamknięty przez Lorgan, 06-08-2014, 23:27

7 odpowiedzi w tym temacie
RESET2_Coltis   #1 


Poziom: Ikkitousen
Posty: 91
Dołączył: 08 Lis 2015

Coltis 300道力
Equa 400道力



W Khazarze rzadko kiedy bywało naprawdę zimno, lecz tej pamiętnej nocy, mimo panującej w powietrzu duchoty, spadła lodowata ulewa. Deszcz z gradem wybijał szaleńczy rytm na zabłoconym więziennym deptaku pełnym kałuż i łomotał gniewnie w dachy budynków, gdy zbłąkany piorun uderzył gdzieś niedaleko, oświetlając sylwetkę człowieka pędzącego po jednym z nich, w przemokniętym do cna kimonie. Oślepiający błysk trwał tylko chwilę, później ciemność skryła uciekiniera, który dalekim wymierzonym skokiem pokonał ogrodzenie, nie zahaczając nawet skrawkiem ubrania o wysoko założony drut kolczasty. Wylądował w kałuży błota, a plusk zagłuszyły rwące potoki lejącej się z nieba wody. Nie oglądając się ruszył przed siebie, ku wolności odebranej mu dwa lata temu. Wciąż pamiętał jej słodkawy smak, zawsze lekko metaliczny. Niczym krew.

***

W Khazarze przeważnie było gorąco, zwłaszcza latem. Nieubłagane słońce paliło z intensywnością rozgrzanej patelni. Przedzierać się przez dżunglę w ciemnym garniturze przy temperaturze niemal czterdziestu stopni było tyle niebezpiecznie co głupio. Atsushi przystanął i z trudem ściągnął z siebie przesiąkniętą potem marynarkę oraz koszulę, pozostawiając na sobie jedynie podkoszulek, a krawat zacisnął na czole, żeby przytrzymywał niesforne kosmyki, które za nic nie chciały dać się związać w kucyk z resztą włosów. Za nim zatrzymała się Lolita, nie dając po sobie poznać jak bardzo pogoda dokucza w podróży, mimo ubioru lepiej dopasowanego do warunków – jasnej opończy chroniącej przed słońcem, zarzuconej na t-shirt i krótkie spodenki. Strużka potu spłynęła jej po czole i niemile załaskotała.
- Gębę masz całą czerwoną – zauważył Atsushi i roześmiał się dźwięcznie.
- Takie są konsekwencje posiadania delikatnej kobiecej urody – odparła dziewczyna spokojnie. Złośliwy uśmieszek od razu zagościł na twarzy towarzysza.
- Powiedz tej swojej delikatnej urodzie, żeby nie była taka nieśmiała. Najwyższy czas, żeby zaczęły ci rosnąć pie..
Walizka niesiona przez Lolitę szybko śmignęła w stronę głowy rozmówcy. Chybiła o włos.
- Tch.. Zajmijmy się lepiej zleceniem, Blight.
- Racja. Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego wysłano akurat mnie – stęknął zakładając z powrotem plecak i biorąc maczetę do wycinania drogi w chaszczach w spoconą dłoń.
Dziewczyna spojrzała na zwisający przy uchu krawat.
- Ja też nie.

***

Nagłe wyjście dwóch osób z zarośli zupełnie zdezorientowało bandę najemników. Najwidoczniej nie spodziewali się towarzystwa i czuli się bezpiecznie, prawdopodobnie jak każdy kto jest uzbrojony po zęby. Jedynie dwójka wartowników pilnowała głównej ścieżki po obu stronach obozu. Widok mężczyzny z bladoróżowym krawatem na głowie i maczetą w rękach, oraz niższej o głowę blondyneczki w podróżnym płaszczu taszczącej pokaźną walizkę wprawił ich w osłupienie. Trwali tak dobre pięć sekund, a w międzyczasie cygaro zdążyło swobodnie wypaść z otwartych szeroko ust przywódcy oddziału.
- Jaka cholera...?
Potężnie zbudowany bandyta z blizną nad okiem otrząsnął się najszybciej i podniósł swój ciężki karabin, celując w przybyłych.
- Coście za jedni, gadać mi szybko, bo powystrzelam jak kaczki.
- Bruce Crane i Lolita Summer – skłamał Atsuchi – zgubiliśmy się w tej dziczy. Szukamy kogoś.
- Niech mnie! Turyści!
Przywódca przetrawił informację i domknął szczękę. Wstał z tobołka, który służył mu za siedzenie i podszedł do nieznajomych. Pogładził swoje siwe wąsy.
- Szukacie kogoś w dziczy i bez przewodnika? Życzę powodzenia. Bysior, przeszukaj ich.
Barczysty z blizną podniósł się i sprawdził najpierw Blighta. Znalazł jedynie składany nóż.
- Ten ma scyzoryk, szefie. Dziewczynki nie dotknę, ale niech otworzy walizkę.
Wąsaty skinął głową.
- To prezent od ojca – zaczął szybko tłumaczyć Atsushi – wykonany na zamówienie karabin snajperski braci Vaughn, babilońska robota. Ta dziewczyna to mój ochroniarz. Możemy się przysiąść?

***

- Roger Whittleston – przedstawił się dowódca oddziału najemników, gdy zasiedli na rozkładanych krzesełkach do polowego stolika.
- Razem z moimi chłopakami udajemy się na północ. Dżungla jest niebezpieczna, a zaraz zacznie się zmierzchać, więc rozbiliśmy obóz. Jesteś prawnikiem z Babilonu i szukasz takiego jednego kryminalisty, żeby oferować mu azyl?
- Zgadza się. Podobno posiada cenne informacje na temat możliwego miejsca pobytu groźnego przestępcy. Przeskrobał sobie tu w Khazarze, a my damy mu azyl polityczny.
- Tak, słyszałem że Hyonne znów jest na wolności, psia jego jucha, morderca bez sumienia. Nie to co my, żołnierze. Zalazł wam tam za skórę nie raz. Chcecie dla niego najsurowszej kary.
- Otóż to. Wybrałem się osobiście, ponieważ sprawa dotyczy również jednego z moich klientów, dbam o profesjonalizm.
- Niech mnie. Za takiego prawnika pewnie sporo się płaci, co? - roześmiał się Whittleston.
- Jestem wart swojej ceny – odpowiedział z uśmiechem Atsushi, przymykając oczy. Lolita wtrąciła się do rozmowy wskazując punkt na wyciągniętej przed chwilą mapie.
- Idziecie na północ. Będziecie przechodzili w pobliżu ruin tego miasteczka?
- Ano będziemy, jutro koło południa. Tam się ukrywa wasz chłystek? Zabierzcie się z nami. Szkoda by cię było dziecinko zgubić w tej dżungli, prawda Bysior?
- Tak szefie. Dżungla to nie jest miejsce dla babilońskich turystów. Zwłaszcza nocą.
Wśród najemników dał się słyszeć zabobonny pomruk: "Strzeżcie się Manitou".

***

Noc była cicha, oprócz wartowników wszyscy ułożyli się w śpiworach wkoło ogniska, lub udali do namiotów, tak jak Blight i Lolita dzięki uprzejmości Rogera.
- Mam już dość – żaliła się dziewczyna – jest cholernie gorąco, a nogi mam całe pogryzione przez muchy i opuchnięte od pokrzyw.
- Mam nadzieję, że palce u rąk ci za bardzo nie spuchły. Być może będę potrzebował tego jednego celnego strzału kiedy dojdzie do starcia.
- Niezła była ta bajka z azylem.
- Cóż... Przynajmniej nie skłamałem, że chcemy z niego wyciągnąć informacje.
- Mógłbyś się czasem ugryźć w ten swój srebrny gadatliwy język. Podałeś moje prawdziwę imię.
- Wyluzuj się Stingbee, i tak cię tu nikt nie skojarzy.
- Zdaje się, że chcesz drugi raz powąchać mojej walizki.
Blondynka trochę się rozpogodziła i rozluźniła po ciężkim przemaszerowanym dniu. Ziewnęła.
- Zdrzemnij się. Nie możesz mieć jutro plamek przed oczami. Raport mówi że gość jest nieuchwytny, więc bardzo sprytny, szybki, albo jedno i drugie.

***

Wartownik usłyszał szelest liści za sobą. Obejrzał się w nadziei, że właśnie przybył zmiennik. Ta warta była zdecydowanie za długa. Nie zauważył nikogo.
- Strzeżcie się Manitou – wymamrotał, czując jak narasta w nim lęk. Może mu się tylko wydawało. Gdy się odwrócił spostrzegł postać w długiej szacie oraz pędzące w kierunku jego oka ostrze.
- Piękną mamy noc. Nie tak piękną jak ta której odzyskałem wolność, lecz sporo się jeszcze może wydarzyć.
W ciszy rozbrzmiał złowieszczy śmiech. Uciekinier z Khazarskiego więzienia o zaostrzonym rygorze bezgłośnie poruszał się w swoim pomarańczowym kimonie zdobionym kremowymi chmurkami i poprawiając w międzyczasie dwie przypasane katany oddalił się od obozu.

Whittleston wszedł do namiotu budząc Blighta z czujnego półsnu. W dłoni trzymał pistolet.
- Jesteście we dwójkę – strwierdził widząc śpiącą obok dziewczynę – a więc to nie wy, zresztą Bysior mówi, że nie widział byście wychodzili z namiotu. Chodźcie coś zobaczyć.
Ścieżka prowadząca na północ przywitała ich upiornym widokiem. Głowa wartownika została nabita na kij wystający z ziemi, a usta rozciągnięte w nienaturalnym zesztywniałym uśmiechu za pomocą rozpartego między policzkami patyka.
- Zaniepokoiłem się, bo Richie nie wracał z drugiej warty. Zresztą Johna też nie było w obozie. Wystawiłem dwójkę chłopaków, żeby pilnowali nas od południa, a z Bysiorem przyszliśmy tutaj. Znaleźliśmy tylko głowę Johna.
- To ostrzeżenie – powiedziała cicho Lolita, tak aby tylko Atsushi usłyszał. Pokręcił głową.
- To zaproszenie. Może przeczuwa, że ktoś go szuka. Gdyby nie chciał by go znaleziono po prostu podpaliłby obóz.

Jak na komendę spośród namiotów dał się słyszeć krzyk: "Pali się!"

***

Między drzewami dało się zauważyć niewyraźną sylwetkę tajemniczej postaci, przyglądającej się wszystkiemu ze spokojem. Podpalacz spostrzegł, że został odkryty, obrócił się na pięcie i popędził w mrok. Atsushi ruszył za nim wskazując partnerce miejsce. Wiedziała co ma zrobić.

Szelest liści zdradzał przez chwilę pozycję przeciwnika. Człowiek w ciemnościach był sprytny jak lis, kluczył znanymi sobie ścieżkami, mylił tropy. Bawił się jak z ofiarą, którą zamierza za chwilę pożreć, lub może tylko nadgryźć i pozostawić, by zdychała powoli. Blightowi zdawało się, że już go dogonił, gdy nagle z lewej coś zaatakowało. Odruchowo uderzył pięścią. W świetle łuny płonącego obozu dało się zauważyć, że to jeden z najemników. Najwidoczniej również ruszył za podpalaczem, lecz pomylił go w ciemnościach z sojusznikiem.
"Uciekł mi", pomyślał Atsushi. Świst opuszczanej katany wyprowadził go z błędu. W prawym ramieniu odezwał się przenikliwy ból, lewe natomiast zatoczyło półokrąg wymierzając celny cios. Napastnik oberwał w twarz i zrobił parę kroków w tył.
- Och, widzę że czeka mnie znacznie ciekawsza noc niż przypuszczałem – zabrzmiał zaintrygowany głos przeciwnika. Spojrzał na zadaną przez siebie ranę i z uznaniem pokiwał głową. Przytroczona z boku maska przedstawiająca lisi pysk wykonała w tym samym czasie swój taniec, kiwając się na boki. "Ojojoj", zdawała się mówić, "będzie ciekawie".
- Bawi cię to – zauważył Atsushi tamując krwawienie dłonią, przy czym uśmiechnął się mimowolnie. Znów zauważył skinienie.
- Dobry żart wart jest opowiadania wielokrotnie. Czasem nawet w tym samym towarzystwie.
Cięcie było błyskawiczne, tym razem wycelowane pod żebra. Podkoszulek natychmiast nasiąknął czerwienią. Blight odskoczył, lecz zbyt późno. Już wiedział, że jeśli nie załatwi dziwaka jednym dobrym uderzeniem, może mieć spore kłopoty. Złożył się do ataku. Wyrzucił szybką prostą pięść, którą uzupełnił kopnięciem z półobrotu, a gdy oba ciosy chybiły wyskoczył na przeciwnika zbijając go z nóg. Ten przetoczył się parę razy i zgrabnie wstał, poprawiając przy okazji lisią maskę. Uniósł katanę nad głowę i rozpędził się. Atsushi zszedł w ostatniej chwili z drogi. Spróbował chwytu, lecz jego ręce złapały powietrze zamiast podpalacza, który przeskoczył nad nim saltem, a następnie ciął go przez plecy, odbijając się nogą od pobliskiego drzewa dla wzmocnienia siły ataku.
- Nie tak zabawne jak myślałem – surowo stwierdził człowiek w kimonie. Podszedł do podnoszącego się po uderzeniu Blighta i stopą w drewnianym chodaku docisnął go do zabłoconej ścieżki po czym przyszpilił mieczem, który wszedł w ciało jak w masło. Wtedy się uśmiechnął.
- Trudno. Mam jeszcze zaproszenie na grilla.
Odszedł w kierunku obozu krokiem lunatyka, najwyraźniej podekscytowany czekającą go za chwilę masakrą najemników.

- Blight!
Ciemność gęstniała wokół leśnej drogi. Kępki trawy pożerała mroczna nicość, to samo działo się z rozmokniętą ziemią.
- Atsushi!
Jego własne imię jak kubeł zimnej wody przywróciło mu świadomość.
- Atsushi, żyjesz?
- Stingbee...
- Wstawaj. Możesz się ruszać? Wstawaj, mówię!
Z trudem podniósł się z podłoża. Gdyby nie pomocne ramię Lolity, pomagające zachować równowagę, nie udałoby się to.
- To on cię tak urządził, prawda?
- Tak, uciekinier. Teraz już mam pewność, że to on.
- Wyglądasz jakby kroił na tobie warzywa dla całej khazarskiej wioski.
Atsushi spojrzał na zakrwawiony i pocięty podkoszulek.
- To musiały być pomidory.
Zaśmiał się na głos. Dopiero wtedy poczuł, że wszystko go boli. Dokładniejsze oględziny ujawniły parę niezbyt głębokich ran od miecza. Wszystko goiło się znacznie szybciej niż było to możliwe u zwykłego człowieka, dzięki rzuconym w babilońskiej Akademii urokom. Prawdopodobnie uratowały mu życie.

- Zgubiłam was jak tylko wbiegliście w zarośla. Najemnicy narobili takiego zamieszania, że musiałam praktycznie obiec obóz z drugiej strony. Gdy wróciłam... został tylko przerażony Bysior. Mamrotał pod nosem i wytrzeszczał oczy.
- Manitou.
- Wierzy, że jego kolegów wymordował duch tej dżungli. Widział jak kroczy w pełnym majestacie wśród płomieni, a kontury sylwetki miał rozmazane. Śmiał się jak opętany i szczerzył diabelskie kły. Bysior to weteran, ale taka rzecz przytrafiła mu się po raz pierwszy, wnioskując z tego co opowiedział. Mówi też, że przybysz przedstawił się jako duch tego lasu, o imieniu "Kitsune", a potem zabrał Rogera.
- Dokąd?
- Na północ. Myślę że do ruin. Znów zostawił pozdrowienia.
Lolita podała Blightowi drżącą ręką małe, przesiąknięte zaschniętą krwią zawiniątko. W środku było dziesięć odciętych palców przywódcy najemników.

***

Roger Whittleston siedział na obrzeżach ruin dawnej wioski położonej w sercu dżungli. Pozostałości po domostwach pokryła gruba warstwa roślin. Nieliczne murowane ściany skruszały już dawno poddając się działaniu przyrody i czasu.
- Jest w środku – wychrypiał zmaltretowany dowódca i z trudem obrócił głowę do Lolity – zastrzel sukinkota, dziecinko. W moim i towarzyszy imieniu wyślij go na tamten świat. Tylko uważaj, bo sprytny jest niczym lis.
Najemnik zachłysnął się własną krwią i chwilę potem bezwładnie opuścił podbródek na pierś.
- Dzięki Roger. Wybacz.
Atsushi podszedł i zamknął zmarłemu oczy. Rozejrzał się uważnie i wskazał towarzyszce miejsce, z którego najlepiej będzie strzelać. Przytaknęła, ruszyła tam ze swoją walizką.
- Wyłaź Kitsune! Nie dokończyłeś roboty!
Krzyk spłoszył ptactwo chowające się w zaroślach, na gałęziach drzew.
- Wiem. Wnętrzności wciąż masz w środku. Musisz mi wybaczyć, było was sporo. Liczyłem na to, że przyjdziecie, ktokolwiek ocaleje.
Przeciwnik ujawnił się, ale przezornie pozostawał częściowo osłonięty kawałkiem murowanej ściany, na wypadek użycia broni palnej.
- Mam z Tobą do pogadania, kryminalisto. Twoja ewakuacja z więzienia idealnie zbiegła się w czasie z inną. Dostałem rozkaz upewnić się, czy mają one jakikolwiek związek, a do ciebie było znacznie łatwiej dotrzeć. Zapytam więc tylko raz: znasz Warrena Hyonne?
Kitsune wzruszył ramionami.
- Spodziewałem się konretniejszej odpowiedzi.
- Nie rozmawiam z padliną – odparował podpalacz w kimonie, szczerząc zęby z przydługimi kłami w szyderczym uśmiechu. Blight zrewanżował się podobnym i ruszyli na siebie z pełną prędkością.
Wystarczyło zanurkować pod nastawionym ostrzem, żeby wpakować pięść prosto w brzuch przeciwnika.

***

Lisia postać świetnie władała mieczem i gdy tylko odzyskała dystans, bezbłędnie to wykorzystywała. Katana z szaleńczym zapałem śmigała przed twarzą Atsushiego, czasem sięgając rękawa jego marynarki lub nogawki spodni. Oczywiście wiązało się to również z ranami, na szczęście dość płytkimi. Biorąc pod uwagę tempo walki zadziwiające było, że Kitsune nie zdyszał się jeszcze. Należało pozbawić go śmiercionośnej broni, zanim zrobi z niej lepszy użytek. Przewrót w tył po chybionym cięciu wystarczył, aby kupić chwilę czasu. Blight rozstawił się szeroko na nogach, zacisnął ręce w pięści i nabrał powietrza w płuca.
- Sinner's Command: Decay!! - wrzasnął.
Przeciwnik wyczuł, że inkantacja nie na darmo rozniosła się echem po ruinach miasteczka i wyhamował zaplanowany atak, odskakując na bezpieczną odległość. Uniósł katanę nad głowę, żeby wykończyć pędzącego gnojka w pociętym garniturze i opuścił z impetem, gdy tylko tamten znalazł się w jej zasięgu. Atsushi w pewnym momencie przestał biec i wyciągnął nogę przed siebie, wysoko, blokując uderzenie podeszwą. Nim ostrze zdążyło ją przeciąć na wylot pokryło się gwałtownie rdzą i pękło od siły ciosu. Zaskoczony Kitsune zdążył uśmiechnąć się głupawo nim but najeżony przeżartymi rozkładem odłamkami trafił go prosto w twarz. Ciało w kimonie bezwładnie pofrunęło kilka metrów w kierunku gęstwiny i przeturlało się po trawie. Oszołomiony nieco przeciwnik wstał i spojrzał na drugi przypasany miecz, zamierzając go dobyć. Uniósł wzrok i pewną ręką sięgnął po broń. Skóra wokół jego oczu zaczęła zmieniać kolor na czerwony. Nie był to bynajmniej efekt odniesionych obrażeń, tak samo jak uszy porastające ledwo zauważalnym szczecinowantym futerkiem.

Partnerka Blighta zareagowała w odpowiednim momencie. Pocisk z karabinu snajperskiego drasnął po grzbiecie dłoń zmierzającą ku rękojeści katany. Kitsune wciąż próbował ją zacisnąć, lecz fala potwornego bólu odwiodła go od tego pomysłu.
- Świetnie, Stingbee. Czas kończyć zabawę – stwierdził Atsushi rozprostowując ramię, zbliżając się do lisiego oponenta. Usłyszał w oddali dźwięk spadającej na kamień łuski.
Przeciwnik zerwał się do biegu, zgrabnie przeskakując stojące mu na drodze zarośla. Planował szybko zniknąć w gęstwinie, wciągnąć weń człowieka w garniturze i zadać mu z zaskoczenia śmiertelną ranę - na przykład wyrwać serce. Pędził omijając powalone pnie i odbijając się od drzew. Nagle poczuł jak trafia stopą w próchno. Spadł na ziemię, nie mając punktu oparcia. Przeturlał się próbując od razu stanąć na nogi, lecz drewniany chodak dosłownie rozpadł się pod jego ciężarem. Blight szedł mu na spotkanie wzdłuż ścieżki zgniłej roślinności prowadzącej aż do miejsca upadku.

***

Jeden dobry chwyt powinien wysarczyć, by usidlić lisiego podpalacza i okładać go, aż straci przytomność. Nie było to subtelne zagranie, lecz zwykle zdawało egzamin. Tym razem Atsushi przeliczył się nieco. Przeciwnik złapał jego rękę ranną dłonią i zacisnął z niespodziewaną siłą, po czym wymierzył kilka bolesnych ciosów w żebra. Wyglądało na to, że gotów jest do wyrównanej walki, a katana to nie jedyne czym potrafił się posługiwać.

Im dłużej wymieniali uderzenia, tym większą przewagę zyskiwał Blight. Zasypywał Kitsune gradem celnie wymierzonych kopnięć i kończył serię pięścią w żołądek lub głowę. Uciekinier już słaniał się z wyczerpania, lecz dalej próbował walczyć. Desperacko rzucił się na oponenta, rozdziawiając usta i błyskając przydługimi kłami. Zwyciężyłby, gdyby go powalił i dobył katany. Nierozważnie pozwolił mu przeżyć poprzedniej nocy. W mgnieniu oka świat zawirował, uciekł spod stóp i przypomniał, jak wiele bólu może zadać pocisk przeciskający się między dwoma żebrami. To uczucie, agonia, nie do opisania. Coś takiego po prostu... gasi światło.

***

Atsushi przechwycił ostatni atak przeciwnika i wykorzystał jego siłę przeciwko niemu. Rzucił Kitsune przez plecy.
- Stingbee! Teraz!
Lolita nacisnęła spust.

***

-Ojciec Matel? Misja wykonana. Trzymają gnojka ledwo żywego, w areszcie. Utrzymuje, że nie wie nic na temat Warrena – relacjonował Atsushi do słuchawki telefonu komórkowego, siedząc w Khazarskiej restauracji. W tym czasie Lolita wykonywała kolejne połączenie.
- Halo? - rozbrzmiał spokojny kobiecy głos po drugiej stronie.
- Blight śle pozdrowienia. Czas rozpocząć operację Dziedzictwo – zakomunikowała snajperka.
- Nareszcie. Znudziło mi się szmuglowanie obrazów.
- Arafel?
- Tak?
- Postaraj się odszukać brata. Może nam się przydać.
   
Profil PW Email
 
 
»Equa   #2 
Yami


Poziom: Keihai
Posty: 8
Wiek: 35
Dołączył: 07 Maj 2010

Coltis 300道力
Equa 400道力

Dla tych co preferują dokument na google drive: Tutaj


Nubijska dżungla, Khazar. Wysoka wilgotność, piekący ukrop, robactwo i drapieżniki sprawiają, że niewiele osób wybiera się tutaj turystycznie. Dwójka osób przedzierających się przez paproci także nie była tutaj odpocząc. Młody, wysoki mężczyzna o czarnych włosach, używając maczety, torował drodzę. Wycierając pot swoją koszulką, rzucił za siebie:
- Mam nadzieję, że nadal się trzymasz.
Między drzewami, ospale omijając co większe rośliny, wyszła równie młoda dziewczyna. Przeczesując swoje blond włosy, spojrzała na młodzieńca zirytowana. Jej odpowiedź była bardziej stwierdzeniem niż zgryźliwością:
- Roślinność utrudnia ruchy, ale nadal daję radę. Jedynym problemem jest nadal mój karabin.
Chłopiec, tnąc większą paproć, odpowiedział:
- Masz na myśli, że nie będziesz w stanie strzelać wyborowo?
- Tak.
Krótka odpowiedź dziewczyny, ucięta delikatnym jęknięciem, gdy łydka zetknęła się z kłującą rośliną. Mężczyzna uśmiechnął się jedynie i dalej czyścił szlak. Dwójka nie przybyła tutaj turystycznie. Dziewczyna, Lolita Powers, była najemniczką, specjalizującą się w broni palnej. Jej usługi opłacał towarzysz - Babiloński zealota, Atsushi Blight. Ich zdaniem było złapanie i przetransportowanie Kyuu Hachisei, zaopatrującego bronią Khazarską grupę rewolucjonistów.
- Blight, jesteś pewien, że tędy uciekali?
Chłopiec, przypomniał sobie rozmowę ze strażnikiem więziennym. Blight przedstawił się wtedy jako jeden z Khazarskich inspektorów. Strażnik był wyraźnie wystraszony, gdy zaczynali rozmawiać:
- Co wiesz na temat Kyuu Hachisei? - Zapytał wtedy chłopiec.
- Niewiele, sir. Udało mu się uciec, sir. - Zawołał, salutując, strażnik Boku Janai. Dodał szybko: - Dokładniej to został odbity, sir.
- Odbity? Co masz na myśli przez odbity? Gdzie wtedy byłeś?
- Według raportu kilka osób zaatakowało konwój z zewnątrz, sir. Nie było mnie tam, byłem odpowiedzialny za bezpieczeństwo tutaj.
Słysząc wyjaśnienie strażnika, Blight zapytał:
- Zatem w którą stronę uciekli?
- Nubijska dżungla, sir! Dokładniej to…

- Kto to? - Młodzieniec wyrwany został ze wspomnień zapytaniem towarzyszki.
Kilkanaście metrów dalej, oparty o drzewo, siedział osobnik ubrany w kimono. Czarne włosy z pasemkami, pomarańczowe kimono w chmury. Opisem pasował do Kitsune, jednego z więźniów. Jedyną różnicą z opisem były dwie katany, które oparte miał o lewe ramię.
- Stingbee, bądź w gotowości. Musi coś wiedzieć na temat celu - mruknął Blight, sprawdzając czy Lolita zrozumiała. Widząc jej przytaknięcie, ruszył naprzód.
Zrobił kilka kroków, czujnie obserwując byłego więżnia. Przystanął, gdy tylko zauważył ruch. Kitsune powoli unosił głowę, otwierając oczy.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Szukam przyjaciela, Kyuu Hachisei, wiesz coś o nim? - Zapytał Blight, widząc powolne przytaknięcie Kitsune, kontynuował: - Możesz mnie do niego zaprowadzić?
- T… - zaczął były więzień, nawilżył wargi i rzekł, ochrypniętym głosem: - Tak.
Blight delikatnie odetchnął, Kitsune ospale wstał, przypasując katany. Zealota, chcąc przywołać Lolitę, obrócił się delikatnie. Słysząc szczęk metalu, odwrócił się w stronę źródła. Zobaczył Kitsunę dobywającego katanę w ataku iai. Celem był Atsushi. Blight podniósł maczetę, zatrzymując atak na prawym boku. Część ostrza niemiłosiernie wbiła się w żebro. Zealota złapał katanę lewą ręką i skupił swoją moc. W miejscu kontaktu metal szybko zardzewiał, a następnie pokruszył się i rozpadł. Kitsune cofnął się zaskoczony i spojrzał na zniszczoną broń. Huk wystrzałów wyrwał go z zamyślenia. Lolita wystrzeliła cztery razy. Pierwszy pocisk wbił się w lewe ramię Kitsune, drugi drasnął policzek, następne trafiły pustkę, gdy były więzień odskoczył w bok i uciekł między drzewa.
W tym czasie Atsushi wyrwał urwane ostrze i skupił energię, aby zatamować krwawienie. Patrząc na wyszczerbioną maczetę, zapytał, zbliżającej się, Lolity:
- On jest człowiekiem?
- Tak, jestem tego pewna.
Zealota czuł, że coś w Kitsune się zmieniło, jednak nie był pewien co. Ruszył powoli w stronę, gdzie były więzień zniknął im z oczu. Od razu zauważył krople krwi pozostawione na kwiatach paproci. Czerwień widoczna była także na ziemi, w dość regularnych odstępach.
- Idziemy - rzucił za siebie, otarł pot z czoła i ruszył śladem więźnia.

Blight szedł przodem, Lolita - kilka metrów za nim. Krew doprowadziła Zealotę do małej polany, najemniczka trzymała się za drzewami. Po drugiej stronie polany znajdowała się zakrwawiona ręka.
- Czemu miałby to zrobić? To nielogiczne - mruknął pod nosem Atsushi, ostrożnie zbliżając się do znaleziska. Będąc blisko obejrzał rękę. Nie była świeżo odcięta, zaczynała już gnić.
Spokój przerwał seria wytrzałów i, gwałtownie urwany, wrzask najemniczki. Blight odwrócił się i pobiegł w jej stronę, wołając:
- Lolita, co się stało?
Miał wybiec z polany, gdy kątem oka zauważył ruch. Kitsune spokojnie wszedł na polanę, przestrzelone ramię owinięte miał w oderwaną część kimona.
- Co jej zrobiłeś? - Zapytał, przez zęby, Blight. Były więzień stał jedynie bez ruchu z przygotowaną kataną.
Zealota chciał czym prędzej pobiec do Lolity, ale wiedział, że przeciwnik mu na to nie pozwoli. Chcąc jak najszybciej zakończyć walkę, skupił swoją energię i wypuścił Decay na teren przed sobą. Mimowolnie uśmiechnął się, widząc zniszczenie dokonujące się przed nim. Potem poczuł jak ziemia ustępuje się pod nim. Upadł do dołu, którego przed chwilą tam nie było. Widząc kawałki drewna i kłębowiska węży zrozumiał, że wpadł do zakrytego legowiska węży. Wolał nie sprawdzać czy te gady są trujące. Spojrzał do góry. Dół był zbyt wysoki, żeby z niego wyjść samemu, bez irytowania rezydentów. Kitsune, stojący nad dołem, intensywnie obserwował jeden kierunek. Jego obwódki oczu powoli straciły czerwony wyraz i kremowe włosy powoli się skróciły. Były więzień uciekł w głąb dżungli.

Zealota obserwował w jaki sposób może uciec gdy z krzaków wyskoczyło dwóch mężczyzn ubranych w stroje strażników więziennych Khazar.
- Woah, czekaj - powiedział starszy z nich. Splunął na bok i dodał: - Patrz na te wyrwe.
- To nie wyrwa, tylko legowisko - rzekł młodszy, zauważając Blighta zawował: - Szefie, znaleźliśmy inspektora, jest cały i zdrowy.
Zkołotany Blight złapał rzuconą mu linę i wydostał się z dołu. Stanął twarzą w twarz z przybyłem szefem, w którym rozpoznał strażnika Boku.
- Wybaczy sir, my, erm, szukaliśmy zbiegów. Nieoficjalnie - wyjaśnił lekko zakłopotany Janai.
- Nie problem, widzieliście moją towarzyszkę? No i skąd wiedzieliście, że tu jestem?
- Dziewczyna wskazała to miejsce. Jest sparaliżona, ale żyje, a co do miejsca - zaczął wyjaśniać strażnik, ale Zealota przerwał mu gwałtownie:
- Jak to sparaliżowana?!
- Ukąszenie węża, paraliżująca trucizna, sir. Za kilka godzin powinno przejść.
Blight z niedowierzaniem patrzył na rozmówcę, a następnie głośno odechnął. Widząc delikatny uśmiech na twarzy Boku, zapytał:
- Więc jak z tym znalezieniem mnie?
- Byliśmy kilkaset metrów stąd gdy słyszeliśmy strzały. Walczyliście z Kitsune?
Dotarli do Lolity niesionej na zaimprowizowanych noszach. Blight upewnił się, że nic jej nie jest.
- Tak - rzucił krótko. Po chwili zastanowienia, dodał zapytanie: - Skąd wiesz?
- Ponieważ znaleźliśmy pozostałych uciekinierów, sir.
Słysząc dobrą wiadomość, Blight uśmiechnął się od ucha do ucha. Zawołał wesoło:
- Więc na co czekamy?! Prowadź!
Boku Janai widząc uradowanego Inspektora, odpowiedział:
- Wszyscy uciekinierzy nie żyją, sir.
- Słucham? - Zapytał, niedowierzając swoim uszom, Zealota.
- Kitsune zabił ich wszystkich - grobowym głosem powiedział strażnik.
Docierając do obozowiska, Blight zobaczył na własne oczy. Odcięte głowy. Niektóre nadal zawieszone na gałęziach. Ciał nadal nie znaleziono. Misja zakończona niepowodzeniem.


Życie jest zbyt poważne, by o nim poważnie mówić.
// Yami-wa naru!
   
Profil PW
 
 
»Drax   #3 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 242
Wiek: 33
Dołączył: 06 Sie 2010
Skąd: Gliwice

Siedzę właśnie w pracy, więc moja ocena nie będzie zbyt obszerna.

Coltis

Wpis czytało się całkiem przyjemnie, ale nie był to jednak najwyższy poziom. Przede wszystkim nie spodobało mi sie parę opisów - zdania były w niektórych miejscach zbyt długie i bywały chwile, kiedy musiałem sie wracać do początku, aby ogarnąć całość. Może gdyby były nieco lepiej ułożone gramatycznie.

Przykład:
Cytat:
Deszcz z gradem wybijał szaleńczy rytm na zabłoconym więziennym deptaku pełnym kałuż i łomotał gniewnie w dachy budynków, gdy zbłąkany piorun uderzył gdzieś niedaleko, oświetlając sylwetkę człowieka pędzącego po jednym z nich, w przemokniętym do cna kimonie.


Spokojnie mogłeś rozbić to na dwa zdania, które byłyby bardziej przejrzyste.
Takich błędów ( w moim mniemaniu) było więcej.

Dalej - dialogi. Tu było naprawdę skrajnie - z jednej strony tekst z początku opowiadania o delikatnej urodzie i małych piersiach naprawdę mnie rozśmieszył, z drugiej jednak rozmowa z najemnikami momentami wydawała mi się strasznie sztuczna i nienaturalna.
Pamiętaj także, że w dialogach dajemy przecinek przed imieniem/nazwiskiem/pseudonimem postaci, jeśli zwracamy sie do niej wprost. Np:
Cytat:
Wyluzuj się Stingbee

Przed "Stingbee" ma być przecinek.

Jeśli chodzi o fabułę, to miała swój klimat. Khazarska dżungla, noc, niepewność, jakieś tam ruiny wioski - spodobało mi się, a podsyciłeś ją dodatkowo zabobonnym strachem najemników przed manitou ( chociaż nie wiem, czy nie jest to jednocześnie błąd kanoniczny - czy zwykli najemnicy mają świadomość, że khazarskie duchy naprawdę istnieją, czyli wiedzą o szmanach, zealotach i pozostałych, czy po prostu ich strach wywodzi się z bajań i legend khazarskiej społeczności, która poza fundamentami nie ma nic wspólnego z rzeczywistością? Jeśli to pierwsze, to chyba błąd. Wybieram jednak drugą opcję, gdyż wydaje mi się, że właśnie coś takiego miałeś na myśli). Ogółem masz za to plusa ;)

Dalej - walka. Hmm, masz co prawda eisai, dzięki któremu możesz się uzdrawiać i te dwa punkty w witalności, ale czy przypadkiem nie przyjałeś na siebie zbyt dużo ciosów? Przeciwnik nie dość, że Cię poharatał porządnie ( co mogłeś sobie wyleczyć, przyznaję), ale on Cię jeszcze przedziurawił! I tak, jak zrozumiałbym, że twoja postać przeżyła, tak ciężko mi pojąć, że Atsushi jeszcze był w stanie nakopać przeciwnikowi do dupy.
Całe starcie też zakończyłeś dosyć dziwnie. Najpierw piszesz, że przeciwnik potrafi także się tłuc bez katany, po czym jakby całkowicie zapominasz o tej myśli i opisujesz, że po iluś tam wymianach ciosów, Atsushi uzyskuje przewagę, po czym następuje atak kończący walkę. Trochę niekonsekwencji w opisach Ci się tu wkradło, moim zdaniem.
Sama końcówka całkiem niezła, bo zwiastuje, że cos się niedługo będzie działo ( co mna związek też z moją postacią - chcesz wymusić na mnie aktywność? :DD )
Podsumowując, nie wiem, czy pisałeś jakies teksty poza tenchi, ale mam wrażenie, że trochę zardzewiałeś i musisz się rozruszać. Odniosłem także wrażenie, że końcówka była pisana w pośpiechu. Nie było jednak źle.
Ocena: 6

Equa

Bardzo krótki tekst, a moim zdaniem w tak niewielkiej ilości znaków nie da się dobrze opisać starcia, ładnie przedstawić przeciwników, czy stworzyć otoczkę fabularną. To raz.
Dwa - masa powtórzeń. Przykład:
Cytat:
Kilkanaście metrów dalej, oparty o drzewo, siedział osobnik ubrany w kimono. Czarne włosy z pasemkami, pomarańczowe kimono w chmury

"Kimono".

Te powtórzenia niestety, ale psuły czytanie.

Masz postać z fajnym potencjałem, owianą taką wschodnią mistyką, a moim zdaniem nie potrafisz tego wykorzystać.
Za plusa mogę Ci policzyć tylko dobry pomysł na zneutralizowanie przeciwnika - załatwiłeś go w tekście jego własną mocą i nawet mnie to rozbawiło.

I na tym zakończę tą ocenę, bo już niestety czas mi się kończy.

Ocena: 3.5

Oddaję głos na Coltisa!


Per aspera ad astra.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #4 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

No to jedziemy i zaczynamy od Coltisa.
Warsztat - zdania są momentami monstrualnie długie. Bardzo utrudniało mi to czytanie. Miałem wrażenie, że czasem można by było z jednego zrobić co najmniej dwa lub trzy. Walka traci przez to na płynności. Dodatkowo, przy tak długich zdaniach zdarza ci się czasem zgubić przecinek, lub dwa. Zauważyłem też parę literówek. Widać, że musisz się rozpisać zanim wrócisz do formy ;)
Dialogi to jakieś szaleństwo. Raz są świetne (głównie rozmowy twojego bohatera z frakcją) a raz jak wyrwane z jakiegoś taniego filmu.
Fabuła/pomysł - jest ok. Wyprawa do dżungli. Przeciwnik jako "złu duch". Ogólne wrażenie zagrożenia, zastraszeni najemnicy - miodzio. Fajne i klimatyczne. Podszywanie się pod prawnika... hmm ma to sens. Trochę grubszymi nićmi jest szyty fakt, że grupa najemników tak po prostu zaprasza do ogniska i przyjmuje jak swoich, taką parę. No ale ok. Nie będę się czepiał.
Samo starcie przeciętnie.
Ogólne wrażenia - na plus klimat, który dla mnie zaczyna się tak od połowy wpisu. Świetnie oddałeś przeciwnika. Niestety, ogólnie walka jest przeciętna. Daje ci za nią 5,5.

Equa

Warsztat - Powtórzenia! Poza tym chyba widziałem też literówki. Dialogi trochę sztywne. Całość w sumie przyjemnie mi się czytało. Ogólnie jest ok. Przynajmniej dla mnie...
Fabuła/pomysł - Fabuła podobna do pracy Coltisa. Umówiliście się czy co? ;) U ciebie znalazłem trochę więcej rzeczy do których mógłbym się przyczepić. Po pierwsze zabrakło mi dokładniejszego opisu tła. Dlaczego Zealota ma łapać kogoś kto zaopatruje w broń khazarskich rewolucjonistów? Babilonowi raczej zależy na destabilizacji sytuacji w innych krajach. Prędzej by wspierali taką grupę...
Poza tym znów jest ok. Starcie trochę krótkie ale ok. Sposób w jaki zneutralizowałeś przeciwnika jego własną zdolnością bardzo mi się spodobał :)

Ogólne wrażenia - Trochę za krótko. Za szybko wszystko się rozwiązało. Nie wystarczające moim zdaniem zarysowanie tła fabularnego. Sztywno wyszły dialogi i nie do końca dobrze udało ci się oddać postać przeciwnika. Jest jednak w tej walce coś takiego co sprawia, że przyjemnie mi się ją czytało. Mam wrażenie, że gdybyś włożył w nią trochę więcej pracy, lub miałbyś więcej czasu wyszłoby coś naprawdę fajnego. Szczególnie, że Twój bohater ma potencjał. Brakuje mi tylko dobrego story line.
Moja ocena to 5. Coś mi się w tej walce podobało bardzo i trochę na zachętę :)
   
Profil PW Email Skype
 
 
^Pit   #5 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Coltis

Szczerze powiedziawszy, nie miałem pojęcia jak zabrać się za ocenę. Zacznę może od spraw technicznych, bo w tych sam miewam jeszcze problemy i pewnie nie wyłapałem wszystkich. Mogłeś potrzymać nieco dłużej ten tekst, wtedy udało by ci się zniwelować literówki (jak na przykład "wysarczyć" w końcowych akapitach tekstu), czy też parę brakujących przecinków. Co do fabuły, po ostatniej debacie na temat tego, co brać pod uwagę, a co nie nie chcę przesadzić. I w sumie nawet nie muszę, bo fabularna otoczka jest bardzo fajna. Jest tajemniczo, mrocznie, jest ucieczka z więzienia, jest w końcu i starcie. Tuż przed nim ładnie kreujesz relacje między twoją postacią, a dziewczyną, wreszcie bardzo porządnie nakreślasz przeciwnika. Autentycznie można poczuć niepewność czy nawet lekki strach. Problemem który to wszystko utrudnia może być lekki chaos, który wdziera się to tu, to tam. Jakby to wyjaśnić - masz bardzo bogaty opis, który w pewnym momencie wymyka ci się spod kontroli i czytelnik musi wrócić, i przeczytać zdanie raz jeszcze. No i jeśli już czepiać się czegoś w samym zachowaniu postaci, to nie jestem do końca przekonany, że nieznana ci wcześniej grupa najemników tak po prostu przyjmie dwie podejrzane (prawnik w środku dżungli), uzbrojone osoby. Jeśli by się znały ze sobą, jak najbardziej, ale ty dość jasno pokazujesz, że to zupełnie ktoś nowy. Do tego dają wam namiot. To jakby wyjść naprzeciw separatystom, albo innym oddziałom bojówek. Odebraliby wam broń i trzymali pod kluczem (w rzeczonym namiocie) 24/7. Co do starcia, mamy tu dość standardowy zestaw kopnięć, uników, odskoków, czajenia się, zakradania, prostej taktyki. Szamanów trochę ciężko wkomponować w te wszystkie ataki magiczne czy nadnaturalne i postawienie na strach było chyba najlepszym co mogłeś w tym momencie zrobić. Sam finał starcia mnie jednak nie przekonuje, jakiś taki bez wyrazu. Może brakło mi trochę szerszych opisów, może po prostu nie poczułem tego, że naparzacie się po gębach (siła i szybkość kontra siła i witalność), co w zasadzie streściłeś w trzech zdaniach.
Ogólnie? Strasznie nierówno. Z jednej strony masz dobrze nakreślonych bohaterów, dobry klimat, parę scen nawet trzyma czytelnika w napięciu. Z drugiej strony starcie zakończone trochę bez wyrazu. Całe to napięcie budowane w pierwszej części opada dość gwałtownie. Trochę zmarnowałeś potencjał, a szkoda no. Moja końcowa ocena to 6

Equa

I tu podobny problem, jak zacząć. Może od faktu, że żartobliwy Equa nie był ani trochę żartobliwy. Serio, gdzie to jest? Chłodna kalkulacja? moooże troszeczkę tego było. Dobry pomysł, żeby zająć się najpierw frakcją wojownika i tym samym działać. Fajnie trzymasz się z tym motywem więźnia i to ci się udało. Ale zabrakło tego absurdalnego, makabrycznego humoru, którego tak bardzo oczekiwałem po obu piszących. Co ciekawe, udało ci się ładnie oddać pogodną naturę Coltisa (po jego poprzedniej postaci w sumie bym nawet o tym nie pomyślał), tyle tylko, że bardzo szybko wpadasz w przesadę. Tak samo zresztą jest z odzywkami żołnierzy. Wszędzie te "sir" w pewnych momentach uczyniły to nawet komicznym. Coś by z tego było, gdyby nie fakt, że tekst był wyraźnie pisany w pośpiechu. Literówki, masa, masa powtórzeń, zjedzone albo dołożone ogonki. Drobnicy jest dużo, ale nie aż tak dużo. Ogólnie? Gdzieś tam widać światełko nadziei. Wiele osób pewnie stawiało by tu trójki, ale widziałem już parę totalnych autoparodii i uwierz mi, twoja walka miała szansę być jedną z tych normalnych, tylko nie do końca dopracowanych. Powtórzenia w szczególności psują tu całe wrażenie.
Moja ocena to 5
   
Profil PW Email
 
 
Starke   #6 


Posty: 102
Wiek: 37
Dołączył: 07 Lut 2012
Skąd: Z przypadku

Coltis
Więcej niż nieźle. Nie tyle próbujesz pisać, co piszesz. Jestem pod wrażeniem lekkości, z jaką to robisz. Podoba mi się też narracja, niezwykle spójna, dynamiczna, wartka. Rzadkość.
Nie ustrzegłeś się jednak kilku usterek:
- ,,Za nim zatrzymała się Lolita, nie dając po sobie poznać jak bardzo pogoda dokucza w podróży, mimo ubioru lepiej dopasowanego do warunków” – raczej: ,,chociaż jej ubiór...”;
- ,, jak każdy kto jest uzbrojony” – brak przecinka po ,,kto”;
- ,,Widok mężczyzny z bladoróżowym krawatem na głowie i maczetą w rękach, oraz niższej o głowę blondyneczki...” – ,,oraz” łączy (zazwyczaj, takoż i tutaj) zdania współrzędne, bez przecinka zatem;
- ,,zacznie się zmierzchać” – może się mylę, ale raczej ,,zmierzcha” niż ,,zmierzcha się”. Jeśli się mylę, to diamenty przeciw orzechom, że ,,zmierzcha się” jest (starszym) archaizmem – nie ma sprawy, ale w takim razie proszę o więcej archaizmów i archaizacji samej opowieści;
- ,,Między drzewami dało się zauważyć niewyraźną sylwetkę tajemniczej postaci, przyglądającej się wszystkiemu ze spokojem” – błąd logiczny: jeśli postać jest niewyraźna, to z czego można wywnioskować, że przygląda się ze spokojem? Samo majaczenie/stanie/bezruch to chyba trochę za mało;
- parę (dwa?) razy zdarzyło Ci się postawić przecinek przed ,,lub”, które również jest łącznikiem wyrażeń/zdań współrzędnych. Dopiero drugie lub/albo, względnie lub/albo po zdaniu wtrąconym może następować po przecinku.
- czasownik (i zdanie, które wprowadza) wymaga, by postawić przecinek przed ,,niż”:
,,szybsza niż błyskawica”, ale: ,,szybsza, niż jest błyskawica”;
- mam wrażenie, że drasnąć można jedynie kogoś lub coś (biernik), a nie po czymś, kimś (narzędnik);
Nie było tego jednak wiele. Przeczytałem bez większego zainteresowania, jak większość walk na Tenchi, ale jednak z przyjemnością. Udało Ci się nadać swojemu opowiadaniu charakteru opowieści po trochu kryminalnej, po trochu przygodowej. Nie jest to to, na co czekam, nie jest to też jednak to, od przesytu czego rzygam.
Dlatego 7,5.

Equa
Zacznijmy może od usterek:
- zbędne powtórzenia, np.:
Cytat:
- Mam nadzieję, że nadal się trzymasz.
Między drzewami, ospale omijając co większe rośliny, wyszła równie młoda dziewczyna. Przeczesując swoje blond włosy, spojrzała na młodzieńca zirytowana. Jej odpowiedź była bardziej stwierdzeniem niż zgryźliwością:
- Roślinność utrudnia ruchy, ale nadal daję radę. Jedynym problemem jest nadal mój karabin.
;
- babiloński piszemy z małej litery, per analogiam do ,,polski” (odstępstwo od reguły trzeba móc jakoś uzasadnić, tutaj uzasadnienia nie widzę);
- ,,zobaczył Kitsunę” – to nie błąd, ale ja bym raczej nie odmieniał japońskich imion i nazwisk;
- ,,Kitsune, stojący nad dołem, intensywnie obserwował” – Za dużo przecinków. Raczej: ,,Stojący nad dołem Kitsune intensywnie obserwował...”;
- i kilka literkówek (,,patrz na te wyrwe”).
To jednak mniejszy problem. Bardziej boli mnie to, że tak nie bardzo wiem, co w zasadzie chciałeś osiągnąć tym tekstem (prócz skopania dupy Coltisowi). Narracja nie ma żadnego klimatu, czy też klimaty są w niej pomieszane w sposób, który budzi we mnie mieszane uczucia. Chodziło o grozę? Przygodówkę? Naprawdę nie wiem. Twoja opowieść nie ma charakteru, jest poukładana z niedopasowanych elementów. Niby spójna fabularnie, ale jednak czyta się to kiepsko. Trochę tego, trochę tamtego.
No to 6.


World on fire with a smoking sun,
Stops everything and everyone,
Brace yourself for all will pay,
Help is on the way!
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Coltis – Przygotowałeś walkę o dość prostej fabule i nie zapuszczałeś się w rejony poetyckie. Bardzo zachowawcze i rozsądne, popieram. Tak właśnie powinny wyglądać wpisy po długiej przerwie, kiedy nie ma się jeszcze pełnego obrazu realnych możliwości. Warsztatowo oczywiście nie było idealnie i mógłbym podać sporo przykładów błędów (głównie stylistycznych), ale nie mam dzisiaj ochoty na tak dogłębną analizę. Niemniej zrobię to na życzenie, jeśli takowe będzie.
Tekst jest z mojego punktu widzenia dość równy i spójny, chociaż pomimo tytanicznych wysiłków nie potrafiłem dopatrzeć się niczego ciekawego, a przez to polubić twojego bohatera i jego małej pomocniczki. Sztampa rodem z anime kategorii B. Takich ludków jest na pęczki, a przecież twój poprzedni Coltis ewidentnie się wyróżniał. Szkoda, że nie potrafiłeś stworzyć kogoś równie interesującego.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Equa – Króciutko, ale powyżej moich oczekiwań. Spodziewałem się bełkotu, a dostałem przyzwoity wpis. Niczym za starych dobrych czasów, kiedy tworzyła się idea walk forumowych, przeszedłeś od razu do prania po ryjach. Aż mi się normalnie łezka w oku zakręciła i wcale nie jest to sarkazm. Całość była naciągana i pozbawiona wyjaśnień, ale da się obronić, w związku z czym nie będę zbyt surowy. Dopiero zaczynasz i za jakiś czas być może sam uznasz, że istnieją okoliczności, w których mała retrospekcja lub komentarz bywają pomocne ;)

Ocena: 5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Coltisa.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #8 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Coltis - 31 pkt.

Equa - 24,5 pkt.

Zwycięzcą został Coltis!!!

Punktacja:

Coltis +45 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Drax +10
Genkaku +10
Pit +10
Starke +10
Lorgan +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 13