2 odpowiedzi w tym temacie |
^Pit |
#1
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 02-04-2014, 22:33 [Poziom 2] Pit vs NPC (Kyoko Imai) - walka 1
|
|
Pit (3293 Douriki) Samozwańczy żołnierz-detektyw, nie lubi trzymać się sztywno zasad, często nagina je w pewnym stopniu do osiągnięcia swoich celów.
Kyoko Imai (2200 Douriki) komisarz RG z Ishimy, nieugięta wojowniczka, praworządna, wyróżniająca się idealizmem.
Marzec 1614
Sanbetsu, Ishima
Godzina 9:04
Poranek na stacji pociągowej zawsze wyglądał podobnie: masy śpieszących się do pracy ludzi, rozmowy, krzyki, bluzgi, dziewczęce śmiechy uczennic, warkot samochodów, ryk przelatującego co jakiś czas samolotu, istny chaos. Po prostu wszystko to, co najlepsze w przemysłowej metropolii. A w środku tego wszystkiego byłem ja.
Kawałek sufitu wagonu zapadł się pod moim ciężarem i zbyt dużą energią działająca na materiał. Przerażeni tym faktem terroryści odskoczyli, dając mi pole do manewru. Ledwie przybiłem obcasem buta do podłogi, a już zdołałem powalić dwóch drabów. Kolejni dwaj mieli zamiar zacząć ostrzał ale ktoś ich powstrzymał.
- Ani kroku dalej, albo to wszystko wyleci w powietrze! – rzucił jeden z oponentów. Trudno mi było traktować poważnie kogoś, kto na hawajską koszulę miał zarzuconą kamizelkę i któremu gogle policyjne opadały luźno na nos, ale gdy pokazał mi aparaturę do złudzenia przypominającą bombę, zastygłem w bezruchu. Wystarczyłby mi jeden ruch by powalić pozostałą trójkę, nie zdążyli by nawet kiwnąć palcem. Nim jednak się do tego zabrałem, przez frontowe drzwi do wagonu wparował oddział policyjny. Już myślałem, że nie przybędą, zakląłem w duchu, rozpościerając elektryczną barierę. Wolałem, by nikt przypadkiem nie uaktywnił bomby, tym bardziej w superszybkim sanbeckim pociągu numer 451. Dwóch napastników padło, pozostał już tylko jeden, najmniej groźny z nich. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nad naszymi głowami nagle coś się pojawiło, do szumu pociągu dołączył jeszcze głośny warkot helikoptera. Nie był to, jak przypuszczałem, nabytek tutejszych oddziałów specjalnych, ale transport ucieczki terrorystów. Komiczny cherlak w hawajskim kroju wyciągnął rękę do góry, ujawniając rękawicę Ryoushi, taką jak moją. Bardzo szybko wystrzelił żyłkę i znalazł się nad naszymi głowami.
- Chyba nie myślisz, że ci pozwolę zwiać – syknąłem przez zaciśnięte zęby, ukazując mój karwasz i uaktywniając mechanizm.
Brzdęknęła stal, żyłka urwała się w połowie drogi. Ktoś albo ją przeciął, albo przestrzelił. A podejrzany tylko zaśmiał się i odfrunął w siną dal. Żegnało nas echo jego cwaniackiego rechotu. Przez moment stałem jak wryty, nie bardzo też wiedziałem jak zareagować. Próbowałem sobie uświadomić, co się właściwie stało. I wtedy pojawiła się ona, drobna kobieta o krótko przyciętych, jasnych włosach, ubrana w bojowy mundur RG z połyskującą w porannym słońcu plakietką, ulokowaną na piersi.
- Kyoko! – krzyknąłem poirytowany. – Czy ja ci przeszkadzam, kiedy ty łapiesz Yami? Właśnie pozwoliłaś jednemu zwiać!
- Och, ten? To Eiji Noburami. Wszędzie rozpoznam tę facjatę.
Wskoczyła do na wpół zdezelowanego wagonu i jak gdyby nigdy nic mówiła dalej, odgarniając kosmyk włosów.
- Po tym, jaką zawieruchę wywołał na giełdzie to raczej nigdzie długo nie zabawi. A jak będzie próbował zwiać za granicę, to go zawsze ktoś zatrzyma, prosta rzecz. – Uśmiechnęła się, mówiąc ostatnie słowa. Po chwili jednak jej wyraz twarzy uległ zmianie. – Ja natomiast zatrzymałam tu kogoś, kto go skłonił do tej całej zawieruchy.
- Niby kogo? – zapytałem z głupia fant. Komisarz Imai przekrzywiła lekko głowę z wyrazem twarzy „no weź mnie nie rozśmieszaj, nie wiesz?”. I wtedy do mnie dotarło.
- Ja… jestem za to odpowiedzialny? Ja?!
- No a te zdjęcia, to przepraszam skąd? – z kieszeni munduru wyciągnęła dwa fotosy. Byłem na nich ja, oraz kilku osobników z Czerwonego Frontu, podających się za pracowników Kazuyi Ishiro. – Przekazałeś im Konkiryt, prawda? Ten super materiał, nowe źródło energii odnawialnej, który na razie istnieje tylko jako jedna próbka. Sprzedałeś go im, a potem oni próbowali opchnąć go na giełdzie.
Moje pośpieszne tłumaczenia zdały się na nic. Mogłem mówić, że tamtejsze zajście było udaną próbą odzyskania Konkirytu z rąk Frontu dla Kazuyi Ishiro. Mogłem próbować przekonywać, iż to co prezentował na giełdzie Eiji było zmyślną podróbką, ale kto by mi w to uwierzył? Misja dla Kazuyi odbywała się incognito i nikt, nawet mój własny oddział nie mógłby za mnie poręczyć. Zmyślnie sfabrykowana historia plus te zdjęcia okazały się więc idealnym materiałem obciążającym mnie. Kiedy łowczyni nagród Mia Shirabata mówiła, że Front się zemści, nie myślałem, że zrobią to w taki sposób.
- Bomba dezaktywowana – oznajmił jeden z żołnierzy lokalnego RG.
- A główny podejrzany w naszych rękach – dodała szybko. Była zabójczo sprawna, wręcz przerażająco. Zdecydowanie wolałbym teraz siedzieć z nią na kawie, niż przekomarzać się o to, kto ma rację.
- Zapytaj Kazuyę, nie wiem, zadzwoń do niego, mówię prawdę!
- No już, cicho, jedno małe przesłuchanie, powiesz gdzie teraz jest konkiryt i może dostaniesz wyrok łagodzą…
- JEST U KAZUYI! – rozpostarłem elektryczną barierę. Dziewczyna odskoczyła, wyciągając katanę, z kolei dookoła otoczyli mnie jej podwładni.
- No, no, tylko bez takich mi tu. Będziesz się mądrzył dalej?
Stanąłem w pozycji bojowej.
- No widzisz, jaka ty jesteś uparta. – Ręce powędrowały w stronę kabur. – A swoich chłopców to lepiej odsuń, bo nie chcę ich przypadkiem zdmuchnąć.
- Mam za zadanie doprowadzić każdego podejrzanego przed oblicze sprawiedliwości.
- A jednak, pozwoliłaś jednemu uciec – uśmiechnąłem się cwaniacko, mówiąc to. – Więc jak to jest z tą praworządnością u ciebie?
Zamilkła, na moment spuściła wzrok, zacisnęła usta, po czym dodała niby to spokojnie, acz z wyraźnie wyczuwalnym drżeniem głosu.
- Chłopcy… nie macie nic lepszego do roboty? Wiecie, trzeba by uspokoić gapiów, zabrać sprzęt, podejrzanych….
- Chwilę to zajmie…
- Już! – krzycząc to natychmiastowo wyciągnęła ze swojej kabury pistolet. W porównaniu do mnie, robiła to strasznie powoli, niczym ślimak. Nim by nawet wyceolowała, ja już miałbym rewolwery gotowe do strzału. Ba, zdążyłbym wypalić ze trzy razy. Tyle tylko, że nie chciałem, bo nie była moim wrogiem. Przynajmniej jeszcze nie. Zamiast tego przemieściłem się do przodu, chwytając za lufę jej pistoletu i zmieniając kierunek strzału. Huknęło, pocisk poleciał w powietrze. Na twarzy Kyoko zobaczyłem nieme zakłopotanie, a także szok.
- Kyoko – zacząłem spokojnym, niemal przyjacielskim tonem. – Nie rób tego, czego możesz potem żałować.
- Nie będziesz mnie poucza…
- Ja tego naprawdę nie zrobiłem – uśmiechnąłem się, cofając o krok. Zaraz potem znów uaktywniłem aurę. – Zaufaj mi.
Błysnęła stal. Kyoko zamachnęła się kataną, lecz tam gdzie lądował cios, mnie już nie było. Skoczyłem z jednoczesnym przemieszczeniem i ulotniłem się przez dziurę w dachu. Pociąg jechał szybko, toteż przesłałem elektryczną energię do stóp, która miała służyć jak materiał wyhamowujący. Komisarz Imai popędziła za mną, zrobiła salto i huknęła kilkukrotnie z Desert Eagla. Naboje których używała nie wyglądały na zwyczajne. Uchyliłem się przed wszystkimi, przyglądając jednemu z bliska. To były pięćdziesiątki, Action Express, zdolne zrobić same w sobie poważne obrażenia. Te tutaj były dodatkowo nasycone elektrycznością, coś w stylu mojej zdolności. Niebezpieczna rzecz, przyszło mi na myśl. Wyprostowałem się, i widziałem jak dziewczyna szarżuje w moją stronę. Z każdą milisekundą nabierała prędkości. Rozpędzała się, niczym błękitna strzała, wydając przy tym niewielki odgłos jakby ładującego się w nieskończoność reaktora. Ona również nie miała problemów z utrzymaniem równowagi na pędzącej maszynie. Dopadła do mnie w trymiga, tnąc znad głowy kataną. Chwyciłem ostrze w naładowane dłonie. Staliśmy tak przez moment, siłując się, stękając, szczerząc zęby i patrząc, jak dookoła nas tańczą iskierki. Imai była silną kobietą, jeśli niekoniecznie fizycznie to pod względem upartości już tak. Nie brakowało jej werwy, a w walce radziła sobie idealnie zarówno w bliskim jak i dalekim kontakcie. No i dysponowała mocą pioruna, co było dla mnie jednocześnie zbawieniem, ale i przekleństwem. Oboje znaliśmy swoje mocne strony, jak i słabości. Ta walka mogła trwać dość długo.
Komisarz jęknęła, podnosząc nogę i kopiąc mnie w podbrzusze. Wypuściłem ostrze z ręki, za to chwyciłem natychmiast za rewolwery, wypalając kilkukrotnie. Jej raczej się nic nie stanie, pomyślałem. Kyoko, nawet na tak niewielkiej powierzchni, była w stanie nie tylko uniknąć kul, ale także ripostować swoimi. Poruszała się szybko, była zwinna jak kot. Zmieniałem pozycję smoczego tańca, a pociski obijały się, to o moją barierę, to o silne okucia rewolwerów. Wszystko dookoła trzeszczało, dzwoniło, kule świszczały, trybonit wybuchał coraz to kolejnymi barwnymi eksplozjami z luf naszych pistoletów. To było nasze małe pole bitwy, strzelnica. Zdawaliśmy się tworzyć parę, w której każde z partnerów wykonywało swój występ. Zachowywaliśmy do tego perfekcyjny balans, trzymając nasze energie w stopach, byleby tylko nie spaść. Dla mnie taki upadek byłby zbawieniem i stanowiłby cholernie dobry pretekst do ucieczki.
Ale dziewczyna nie chciała do tego dopuścić. Łącząc elektryczne przyspieszenie z przemieszczenie co i rusz okrążała mnie, jednocześnie oddając strzały. W końcu opróżniła po raz kolejny magazynek Desert Eagla, zgrzytnął kurek, przestała kicać we wszystkie strony i natychmiast rzuciła się na mnie frontalnie z mieczem w rękach. Te jej szarże były najgroźniejsze. Używając wyćwiczonego kroku oddaliłem się na niewielki kawałek, ale to ją tylko zachęciło mocniej do ataku. W oczach miała ogniki furii. Wycofanie się z pola bitwy nie wchodziło już w grę. Przykucnąłem, skrzyżowałem ręce tak by lufy rewolwerów były blisko siebie i wpakowałem w nie dużą część swojej mocy. Moje dłonie, wraz z pistoletami pojaśniały, poczułem ciepło, duże, jakby to był wrzątek. Przeciwniczka była o jakieś trzydzieści kroków ode mnie. Wolałem, by to co przygotowałem w tamtej chwili nigdy jej nie trafiło, gdyż była tam zawarta prawie połowa mojej mocy. Kyoko przekroczyła właśnie kolejne metry. Nadszedł odpowiedni moment. Na sekundę wstrzymałem oddech i pociągnąłem za cyngle. Dwa grube, jarzące się wściekłym blaskiem ogniki popędziły w stronę krzyczącej, szarżującej wojowniczki. Wijące się, syczące promienie, jak węże zbliżały się w zastraszającym tempie do swojego celu. Liczyłem, że dziewczyna uskoczy, a kiedy to się stanie, rozbije się na mojej tarczy. Jeśli zaś nie… wolałem o tym nawet nie myśleć.
Imai miała tylko chwilę na reakcję. Doskonale widziała co ma przed sobą, wyszczerzyła zęby w przerażającym, psychotycznym uśmiechu. Nie zatrzymała się, biegła dalej trzymając ostrze katany przed sobą. Byłem przerażony tym, co ona robiła. Przecież to nie były zwykłe pociski, a skomasowana dawka elektrycznej mocy. Bez odpowiedniego przyjęcia oznaczało to dla niej nawet i śmierć.
- Uniknij tego! – wrzasnąłem, ale było za późno na cokolwiek. Fale energii spotkały się w pół drogi z drobną komisarz i nastąpiła ogromna, pełna syczących wyładowań, oślepiająca wszystko dookoła eksplozja. Gruchnęło, wiatr zerwał mi trzymający się do tej pory świetnie kapelusz, przeszył poły płaszcza. Zasłoniłem się ręką, ledwie obserwując całe zdarzenie. Na moment straciłem ją z oczu.
- Imai!
Nie zostało nic. Nie wyczuwałem niczego, nie dostrzegałem nawet fragmentu jej ciała, czy ubrania. W jedną chwilę jakby coś we mnie pękło. Czyżbym przez nieporozumienie właśnie kogoś zabił?
Z oddali widziałem zbliżający się wiadukt. Zeskoczyłem na otwarty i sporo niższy wagon towarowy. Dopadły mnie spazmy kaszlu. Byłem zdruzgotany. Upadłem na kolano i ukryłem twarz w dłoni. Tyle razy spotykałem się ze śmiercią, ale w końcu mogłem naprawdę przesadzić. Zrobiło się ciemno. Wjechaliśmy pod wiadukt, za którym rozpoczynał się tunel. W mroku towarzyszyło mi jedynie głośne terkotanie pociągu.
Gdy tak siedziałem w ciszy, rozpaczając śmierć przyjaciółki, nagle poczułem ukłucie. Znajome ciepło, na którym nie skupiałem się do tej pory zbytnio, a towarzyszyło mi już parokrotnie. Klepnąłem się w czoło i zaśmiałem serdecznie. To była Kyoko; jej Douriki zniknęło na moment, ale teraz wróciło z pełną siłą. Zarechotałem tak głośno, że omal nie straciłem równowagi. Szybko jednak mina mi zrzedła. Imai była cała i tylko czekała na mnie u wylotu, lecąc na skrzydłach i drąc się w niebogłosy.
- Nie martw się o mnie, Kaeru! Zaraz się spotkamy! – warknęła sarkastycznym tonem.
Poczułem nieprzyjemne mrowienie na skórze. Miałem wrażenie, jakby część mocy ze mnie uciekała. Czyżbym przesadził z poprzednim atakiem? Wystrzeliłem kilkukrotnie w nadlatującą, lecącą niemal przy suficie tunelu, przeciwniczkę, ale nic nie mogło jej w tamtym momencie zatrzymać. Zmieniała tor lotu, wykonywała piruety, beczki, odbijała pojedyncze pociski i strzelała z elektrycznego Desert Eagla, jakby była myśliwcem podobnym chociażby do Tetsudenkou. Teraz to nagle ja znalazłem się w nieciekawej sytuacji. Nie miałem jak wyskoczyć w górę, toteż musiałem znów postawić na bliski kontakt.
Oponentka znalazła się o odległość ostrza ode mnie. Czekałem do ostatniej chwili, aż zabłyśnie. Nadszedł moment. Imai wbiła potężny sztych w moją pierś. W tej samej sekundzie użyłem przemieszczenia. O milimetry otarłem się o jej ciało, wypuszczając żyłkę z naręcznego karwasza. Oplotłem nią dziewczynę i włączyłem piorunową aurę. Wciąż rozpędzona Kyoko dobitnie poczuła nagłe przeciążenie, wygięła się w pół i poleciała bezwładnie w przeciwną stronę, niesiona przeze mnie, niczym worek. Gdy skończył się tunel, puściłem ją jakbym był kulomiotem. „Kula” zrobiła bezwładnie parę obrotów w powietrzu, wykaraskała się z żyłki i na nowo rozpostarła skrzydła, zatrzymując ciało w pół drogi do najbliższej przeszkody. Nim jednak otrząsnęła się z szoku, ja już szarżowałem w jej stronę z wyciągniętym Kusari Tou. Zareagowała instynktownie, robiąc unik. Mój sztych rozorał jej skórę na biodrze, niosąc za sobą niebieskawą łunę światła. Trysnęła krew. Kobieta warknęła przez zaciśnięte zęby, szybko łapiąc się za ranę. Zignorowała to, bo wyczuła moje zamiary. Oboje jednocześnie wykonaliśmy obrót, w połowie którego nasze ostrza szczęknęły głośno, uderzając jedno o drugie. Siekłem na wpół oślep, ciąłem to od góry, to na odlew, to znów dźgałem. Kyoko parowała, blokowała, jednak cały czas także się cofała. Łapiąc oddech, wywinęła parokrotnie kataną nad głową. Widać było, że zaczyna jej dokuczać ból. Odskoczyliśmy od siebie, nastroszyliśmy jak dwa duże koty, które właśnie wypatrzyły zdobycz i zaszarżowaliśmy ku sobie. Po raz kolejny wyczekałem jej ruchu do ostatniej milisekundy. Mój wzrok był nieco bardziej wyćwiczony. Postanowiłem to wykorzystać. Przeteleportowałem się za plecy oponentki, obróciłem w dłoni piłomiecz tak, by stroną atakującą była metalowa rączka. Niczym obuchem uderzyłem Kyoko w tył głowy, ładując jednocześnie metalowe narzędzie piorunem. Grzmotnęło, przeciwniczka poleciała parę metrów w dal, przebiła drzwi sąsiedniego wagonu, rozbiła parę siedzeń i zatrzymała na drugim jego końcu, zahaczając o podłoże kataną. Upadła na kolana, dysząc głośno. Tylnie wagony zostały uprzednio ewakuowane przez komando RG, toteż mieliśmy cały przedział tylko dla siebie. W ciszy, przerywanej jedynie terkotaniem pociągu i chrzęszczeniem zgniatanego pod podeszwami szkła, podszedłem do zmęczonej Kyoko. Wciąż jeszcze utrzymywała elektryczne skrzydła. Naprawdę była nieugięta. Po jej wyrazie twarzy wywnioskowałem jednak, że ma dosyć. Przekrwione oczy, mocno ranne biodro, drżenie rąk. Stanąłem tuż przed nią, wszystkie światła zgasły, poza jedną syczącą żarówką, która nas bezpośrednio oświetlała.
- To jak będzie, przyznasz mi rację, czy mamy wysadzić ten pociąg do reszty?
Zapaliła się lampka, obwieszczająca bliskość stacji.
- Powiem szczerze… - zaczęła Kyoko. Głos jej się łamał. – jak chcesz, to potrafisz przywalić nawet i kobiecie… ty pieprzony brutalu. – Uśmiechnęła się serdecznie, mówiąc ostatnie słowa. Jej skrzydła wyparowały i natychmiast potem dziewczyna upadła na podłogę. Chwyciłem ją w ostatniej chwili i wziąłem na ręce.
- No już, już, jeden dłuższy sen, wypoczniesz i będziesz jak nowo narodzona.
***
Po dłuższych rozmowach z lokalnym oddziałem RG wyjaśniło się, co tak naprawdę robiłem w towarzystwie ludzi z Czerwonego Frontu. Ktoś najwyraźniej poszedł po rozum do głowy i zapytał Kazuyę Ishiro osobiście. Oficjalne śledztwo w sprawie krachu na giełdzie było jednak dalekie od ukończenia. Eiji Noburami wciąż był na wolności. Późniejsze pogłoski mówiły, ze udało mu się uciec za granicę. Ja byłem jednak pewien, że słowa Imai miały swoją wagę: gdziekolwiek by się nie znalazł, był już skończony. Podobnie jak bojownicy Czerwonego Frontu.
***
Gdzieś w mroźnym Nag
Zdenerwowany jegomość w eleganckim mundurze rozsiadł się bezsilnie w fotelu, odkładając słuchawkę telefonu.
- Czy coś się stało? – w głębi pokoju pojawiła się nagle ubrana w zimowy płaszcz kobieta o srebrzystych tęczówkach. Na plecach nosiła sporych rozmiarów karabin snajperski.
- Szykuj się – odpowiedział jej przełożony, splatając ręce na pobliskim stole. – Musisz wyeliminować tego szkodnika.
- Tak…
- Musisz wyeliminować Kaeru Araraikou! |
|
|
|
^Genkaku |
#2
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 17-04-2014, 05:36
|
|
Będzie krótko. Bardzo dobra walka. Dynamiczna i zwięzła, bez zbędnego przedłużania. Dobrze oddałeś przeciwniczkę. Niczego mi nie brakowało. Żadnych błędów też nie wychwyciłem.
Jedyne zastrzeżenie jakie mam, tyczy się w sumie wszystkich twoich walk na arenie. Moim zdaniem nie do końca wpisują się one w założenie ninmuu Podziemny Krąg. Trochę na siłę i niepotrzebnie wciskałeś w to fabułę (całkiem zgrabną zresztą), nie nawiązującą nawet do nielegalnych walk (założenia ninmuu). Poza tym jest ok
Moja ocena: 8 |
|
|
|
*Lorgan |
#3
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
|