Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


Rurôni Kenshin: Meiji kenkaku roman tan
 Rozpoczęty przez »Kalamir, 29-05-2013, 15:18

1 odpowiedzi w tym temacie
»Kalamir   #1 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj


Od rewolucji minęło dziesięć lat. Szogunat został obalony, nastała pokojowa epoka Meiji. Z okresu rewolucji zachowało się jednak zbyt wiele wspomnień i zbyt wielu pozostało niezadowolonych, by można było o niej po prostu zapomnieć. W tych pokojowych czasach ludzie nadal nie są bezpieczni – wielu samurajów, dotkniętych nowymi edyktami i prawami, stara się wywalczyć pozycję jedyną znaną sobie drogą – mieczem. Także wielu wojowników z czasów rewolucji jest przeciwnych nowemu porządkowi i zwalcza jego władze…

W tym czasie do Tokio przybywa samotny wędrowny ronin. Niewielu ludzi wie, kim jest naprawdę ten człowiek, przedstawiający się jako Kenshin Himura. W rzeczywistości to legendarny już samuraj, słynny Hitokiri Battousai, najdoskonalszy wojownik walczący po stronie powstańców, który zabił ponad stu wojowników szogunatu. Dziś jednak pokutuje on za swoje czyny jako wędrowiec, używając swego miecza, by chronić innych. Poprzysiągł przy tym już nigdy nie odebrać nikomu życia, dlatego używa katany o odwróconym ostrzu – sakabatou.
CZYTAJ DALEJ

http://www.youtube.com/watch?v=1lspMg6UXb0

No, czyli bardzo długo oczekiwany (chyba bardziej niż sam Gantz) japoński blockbuster, który pobił mnóstwo rekordów w czasie swego debiutu i projekcji w kinach. Co ważniejsze, jest to chyba najlepsza adaptacja mangi jaka powstała - z pewnością jaką ja sam widziałem. Dopasowani aktorzy, wątki idealnie przeniesione z mangi, świetne kostiumy i scenografia. Co chyba interesuje wszystkich najbardziej --> doskonałe sceny walki.

Wielu narzeka, że design postaci groteskowy - ale to chyba na plus bo wszystko jest tak samo jak w mandze. Nikt przecież nie mówił, że "Robimy Kenshina - tak jakby mógł wyglądać gdyby dział się naprawdę".

Według mnie doskonałym zabiegiem było przeniesienie wątku Jin'Eia z początku na sam koniec i pozostawienie go jako finał i puenta filmu (w mandze i anime było odwrotnie - był on pierwszym napotkanym zabójcą który walczył z Himurą).

Według mnie adaptacje Live-action Gantz i Kenshin to pozycje obowiązkowe dla każdego fana anime :P



   
Profil PW
 
 
»Twitch   #2 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009
Cytuj
Kalamir napisał/a:
Co ważniejsze, jest to chyba najlepsza adaptacja mangi jaka powstała - z pewnością jaką ja sam widziałem.

Przedwczoraj miałem akurat okazję oglądać to chętnie się wypowiem. Zgodzę się, że to jedna z najlepszych adaptacji mangi, nie odbiega nie wiadomo jak od papierowej wersji, nie razi jakimś przesadnym pomysłem twórców i przede wszystkim fajnie się to po prostu oglądało.

Kalamir napisał/a:
Dopasowani aktorzy, wątki idealnie przeniesione z mangi, świetne kostiumy i scenografia. Co chyba interesuje wszystkich najbardziej --> doskonałe sceny walki.

Walki to najmocniejszy element, bardzo fajnie się je ogląda i nie są naszpikowane durnymi efektami lub tandetnymi ciosami (oglądałem również The Man with the Iron Fists więc miałem porównanie dwóch biegunów). Co więcej najbardziej podobały mi się starcia Kenshina.
Kalamir napisał/a:
Wielu narzeka, że design postaci groteskowy - ale to chyba na plus bo wszystko jest tak samo jak w mandze. Nikt przecież nie mówił, że "Robimy Kenshina - tak jakby mógł wyglądać gdyby dział się naprawdę".

Jeżeli chodzi o postacie to nie do końca się zgodzę i wcale nie chodzi tutaj o groteskę, a raczej brak konsekwencji. Nie spodobała mi się postać Han'nya. Jeżeli nie chcieli pokazać jego twarzy mogli nie zdejmować mu maski, albo dać przynajmniej taką jaka była w mandze, przecież to nie taki problem. Dodatkowo mogli dodać taki szczegół jak pasy na rękach, które miały znaczenie w pojedynku, a tak rzucili jakiegoś szczekacza, który równie dobrze mógł być kimkolwiek innym. Sytuacja podobnie ma się z przeciwnikiem Sanosuke, który rzekomo jest jednym z Six Comrades, którzy w mandze pojawiają się znacznie później i jak dobrze pamiętam już przy Makoto. Co więcej nawet jeżeli to miał być on to też całkowicie inaczej został przedstawiony. Trochę zawiedli mnie Ci Oniwabanshū, a szkoda. Inaczej sprawa się miała z Saito oraz Jin'Ei, którzy akurat wyszli dobrze i przekonująco.
Fajnie, że Kanryū przedstawili jako tchórzliwego kurdupla, który myśli, że kasą załatwi wszystko, bardzo dobrze oddali charakter postaci z mangi i uważam, że takie przedstawienie postaci było nawet lepsze niż w mandze.
Kalamir napisał/a:
Według mnie doskonałym zabiegiem było przeniesienie wątku Jin'Eia z początku na sam koniec i pozostawienie go jako finał i puenta filmu (w mandze i anime było odwrotnie - był on pierwszym napotkanym zabójcą który walczył z Himurą).

Przy pozostałych przeciwnikach jacy pojawili się w filmie też uważam, że to był dobry pomysł.

Ogólnie spodobał mi się ten film i choć zazwyczaj omijam tego typu produkcje szerokim łukiem to cieszę się, że jednak się przemogłem i to obejrzałem. Kreacja niektórych postaci trochę kuleje, jednak sceny walki i ogólny klimat za to nadrabiają.


Little hell.
   
Profil PW
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 12