Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Lokacja] Unity Bank
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 12-08-2012, 15:21

3 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa
Cytuj

Autor: Sorata

Przyjemnie chłodne marmurowe korytarze niosły echo stukania obcasów w głąb budynku. Złocone poręcze i klamki łapały jedna za drugą odbicie przechodzącej pośpiesznie kobiety. Hałas ucichł, przerwany cichym przekleństwem i szelestem papieru na wypolerowanej posadzce. Fumiko Kawashima z irytacją przykucnęła, zwracając się ku drzwiom z numerem 15. Szybko pozgarniała rozsypane dokumenty do teczki i nacisnęła błyszczącą klamkę. Na obojętnej dotychczas twarzy pojawił się profesjonalny, lekko kpiący uśmiech, a do oczu wskoczyły trenowane od dawna żywe iskierki zainteresowania.
- Witam Pana w naszym banku. Cieszymy się, że zdecydował się Pan skorzystać z naszych usług. Pozwoliłam sobie sporządzić plan współpracy – wszystkie te słowa wyrzuciła na jednym oddechu, nie tracąc jednocześnie nic z chłodnego wdzięku. Uśmiech poszerzył się nieznacznie, gdy położyła teczkę przed dystyngowanym mężczyzną w średnim wieku.
- Kolejny wróbelek w garści... - Tylko myśl kobiety przeczyła idylli całego obrazu. Piętnaście sekund po jej wejściu do pomieszczenia, drzwi nareszcie domknęły się z cichym kliknięciem.


***

Główna siedziba sanbetańskiego Unity Banku jest dumą Fojikawy. Niewysoki, ale solidny wieżowiec odbija się w przepływającej tuż obok rzece Jinsoku. Nadbrzeże przy banku pokrywa urzekający ogród zen, który częściowo kryje się we wnętrzu budynku.
Domeną Unity Banku jest perfekcja, więc mimo praktycznego wystroju wnętrza, oczy zachwyca zaskakująca ilość detali. Zgrabnie ukryte w marmurowych płytach posadzki, orientalne motywy sprawiają wrażenie ruchu, a większość powierzchni wykończona jest złotem. Wewnątrz parapety, kontuary i drzwi wręcz uderzają obserwatora wypolerowanym drewnianymi powierzchniami. W miarę jazdy windą w górę zwiększa się również standard wnętrz. W apartamentach biurowych na ostatnim piętrze prezes Unity Banku przyjmuje najpoważniejszych klientów.
Trzypoziomowe podziemia kryją skarbce banku i niewielki parking dla ważnych klientów. Zbudowane z olbrzymich kawałów zbrojonego betonu, gwarantują najwyższą w kraju klasę bezpieczeństwa w branży. Systemy ochronne to nie tylko prywatna armia dobrze opłacanych ochroniarzy, najnowocześniejsze czujniki i systemy identyfikacji. Otwarcie mówi się również o możliwości awaryjnego zatopienia wodami Jinsoku poszczególnych, hermetycznych pomieszczeń.
Pracownicy Unity Banku rekrutują się spośród najlepszych absolwentów krajowych uczelni i starannie pracują na wizerunek Unity.
Na terenie bankowego kompleksu znajduje się również mniejszy, acz niewiele skromniejszy, dwupiętrowy budynek, w którym obsługiwani są pozostali obywatele.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Sorata   #2 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG
Cytuj
[Ninmu]Agresja II

Kawiarnia "Horyzont", Atahualpa, Khazar
14.06.1612

Zacienione miejsce pod niewielkim nawisem było cudownym azylem przed upałem. Opadające z krawędzi zadaszenia grube wstęgi drobnooczkowych moskitier nadawały kawiarence lekko usypiający klimat, a rozmieszczone dookoła głośniki cicho brzęczały miłymi dla ucha dźwiękami trąbki. Barmanka i kelnerka w jednej osobie krzątała się niemrawo, częściej używając ścierki do wytarcia potu z czoła niż czyszczenia naczyń. Siedzący w rogu Fenris upił łyk mrożonej herbaty i wygodnie oparł się o wielki blok skalny, który zastępował tu ścianę. Kamień przyjemnie chłodził zgrzane ciało. Mężczyzna westchnął cicho, z wyraźną ulgą i zamknął oczy. Podróż morska była wbrew pozorom wyczerpująca. Również temperatura przekraczająca chwilami 40 stopni nie zachęcała do jakiejkolwiek aktywności. Był jedynym gościem, który swoją obecnością zaszczycił lokal. Mijały kolejne minuty. Oddech Soraty wyrównał się, a ręka zaciśnięta na szklance rozluźniła. Zaszeleściła odgarniana moskitiera, a zabłąkane meszki wtargnęły ochoczo pod daszek. Do śpiącego zbliżył się po cichu zwalisty cień. Prawie bezgłośnie kliknął bezpiecznik aresa.
- Śmierdzisz tak samo jak zawsze - całkiem wyraźnie rzucił Fenris nie otwierając oczu - ten aromat spoconego Puchatka - rozchylił prawą powiekę i uśmiechnął się szelmowsko - Jak leci Frosty?
Wielkolud wyszczerzył się w uśmiechu i podrapał po masywnej piersi - Wilkiem cuchnie już przy stopniach piramidy Młody. Widać jakiś szczeniak nie trzyma pęcherza na wodzy - zmiażdżył wyciągniętą rękę dawnego towarzysza w uścisku - Ile to już czasu?
- Zbyt wiele Przyjacielu, zbyt wiele... Wiesz... - podjął po pauzie poważnym tonem -...przez chwilę uwierzyłem, że masz mnie kropnąć.
Frostwind usiadł na wyplatanym krześle, które alarmująco zatrzeszczało pod jego ciężarem - Taa, słyszałem, że spieprzyłeś akcję czy dwie. Nadepnąłeś parę odcisków, przyprawiłeś kogoś o zgagę...
- Skończ - uciął Fenris zbyt ostro, jednak na twarzy odmalowywały mu się już początki poczucia winy. Cichy chrzęst spod stołu świadczył o cofającej się transformacji.
Wielki szaman uniósł otwarte dłonie - Wyluzuj człowieku. Bez paranoi. Myślisz, że jesteś pierwszym który zaliczył wpadkę? Gdyby Wielki Brat usuwał winnego w takich sytuacjach, myślisz że zostaliby mu jacyś łowcy? Wygląda na to, że przydał by ci się urlop - pokiwał głową z niedowierzaniem - Pominę fakt, że mnie obraziłeś. Przejdźmy do rzeczy - sięgnął w głąb niewielkiego zielonego plecaka. Po chwili grzebania wyciągnął sporą kopertę z szarego papieru i przesunął po blacie w stronę Soraty - Jak zwykle. Szczegóły zadania i opcje do wykorzystania. Ta samą misją zajmuje się też niejaka Mari Lemereo. Jej teczkę znajdziesz w kopercie. Powodzenia - starszy szaman wstał gniewnie, wywołując kolejny protest wiklinowego mebla. Fenris wahał się chcąc coś powiedzieć, aż do momentu kiedy siatka zamknęła się za szerokimi barkami Frostwinda. Wpatrywał się jeszcze przez chwilę i pospiesznie ruszył za przyjacielem. Nadpobudliwość to jedno ale przynajmniej dzisiaj może naprawić swoją fuszerkę.

Fojikawa,Sanbetsu
17.06.1612

Sznur samochodów wydawał się sięgać horyzontu. Nagrzane powietrze falowało dookoła pojazdów prowokując kierowców do nerwowego tłuczenia klaksonów. Hideo Takasugi zerknął boleśnie przez otwarte okno na stojący obok zakład przemysłowy, który dokładał swoje pięć groszy do straszliwego hałasu.
- Akurat przy tartaku - mruknął do siebie próbując rozmasować palcami świdrującą migrenę - jakby ten dzień mógłby być jeszcze gorszy...
Szczęśliwie nie wiedział, że rzeczywistość postanowiła spełnić to przypadkowe życzenie. Poczuł na grdyce zimny metal ułamek sekundy po tym, jak jego mózg zarejestrował otwierające się tylne drzwi. Zamarł. Strzelając desperacko oczami ujrzał w lusterku siwe włosy jednak agresor schował się zaraz za oparciem. Na usta same z siebie rzucały się jakieś absurdalne słowa o portfelu i komórce jednak i tym razem przybysz ubiegł jego reakcję.
- Milcz i słuchaj - wychrypiał nie wychylając się zza zagłówka - ta kolejka zaraz ruszy. Pojedziesz prosto do najbliższego skrzyżowania i skręcisz w prawo. Zawołasz o pomoc, zginiesz. Skręcisz na miasto, zginiesz. Zrobisz cokolwiek innego co mi się nie spodoba, zginiesz nie tylko ty ale i twoja słodka żona i malutka Chizuru. Zrozumiano? - Hideo zdobył się na niemrawe kiwnięcie głową. Ostrze nieprzyjemnie zahaczyło o skórę na jego szyi. Napastnik błyskawicznie usunął broń spod brody przerażonego sanbetańczyka. W lusterku mignęła dłoń, a niewidoczny cienki sznur docisnął szyję Takasugiego do zagłówka.
- Ruszaj - dobiegło z tylnego fotela.

Brzeg Jinsoku, Fojikawa
4 godziny później

Fenris wyprostował się i przetarł oczy. Długie używanie lornetki koszmarnie obciążało wzrok. Niestety należało to do uroków tego zawodu. Odczepił przyłączony długozasięgowy obiektyw aparatu i uśmiechnął się triumfalnie. Utrwalony na dysku samochód, którym na podziemny parking wjechali babilońscy fanatycy i władający magią powietrza zealota skaczący z helikoptera. Wszystkie dane zgadzały się z grupką, namierzoną przez ich wywiad jeszcze w Arkadii. Agencja powinna się ucieszyć - pomyślał - byle Hideo mnie teraz nie zawiódł.

Unity Bank
15 minut później

Drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. Rozpalone powietrze z zewnątrz próbowało wtargnąć do budynku ale prawie natychmiast przegrało walkę z doskonale zaprojektowanym systemem klimatyzacji. Blady, przygarbiony urzędnik w dobrze skrojonym garniturze trochę zbyt nerwowo zdjął okulary przeciwsłoneczne i ruszył w stronę kontuaru. Stojący w drzwiach strażnik zmierzył go wzrokiem i udał, że powraca do obserwacji pomieszczenia. Nieświadomy tego mężczyzna podszedł do biurka, przy którym stała czarnowłosa kobieta w eleganckiej garsonce. Ludzie, ustawieni w kilku kolejkach do ułożonych szeregowo przeszklonych kas, widząc że nie zamierza zabierać im pozycji, szybko zignorowali gościa.
- Witamy w Unity Banku. Czym mogę służyć? - uśmiechnęła się tylko ustami.
- Hideo Takasugi, transfer z oddziału w Ishimie - powiedział przesuwając w jej stronę identyfikator. Niepewne spojrzenie rzucone na drzwi za kobietą umknęło jej uwadze. Rzuciła okiem na mężczyznę i zdjęcie na plakietce.
- Pewnie kadrowa to panu powie ale pańska fryzura wykracza poza regulamin pracowniczy - powiedziała uprzejmie ale z lekką przyganą.
Takasugi drgnął nerwowo i dotknął przydługich czarnych włosów - Proszę o wybaczenie. Ściągnięto mnie z urlopu. Bardzo się spieszyłem. I jeszcze ten wypadek zaraz pod Fojikawą - skłonił się lekko.
- To ja przepraszam - speszyła się recepcjonistka.- byłam zbyt bezpośrednia. Kadrową znajdzie Pan na pierwszym piętrze, pokój 112. Życzę miłego dnia.
Schował identyfikator i powoli udał się we wskazanym kierunku. Zaraz za drzwiami na klatkę schodową jego zachowanie zmieniło się o 180 stopni. Wszedł w niewielką niszę pod stopniami i zrzucił perukę. Siwe włosy spięte w kuc opadły na plecy. Fenris odetchnął i z cichym chrupnięciem rozprostował obolałe od wymuszonego garbienia barki. Z walizki Takasugiego wyciągnął ekranowane pudełko z bronią, rozpiął marynarkę i wyrzucił krawat. Pasy z pochwami ubrał na koszulę i szybkimi susami pognał do góry.
- Szkoda, że to laska zbierze całą frajdę - dąsał się wszechobecny Wilk.
- Nie marudź. W tej chwili nadaję się tylko do czyszczenia śmieci. Daj mi trochę czasu - zripostował wściekłą myślą Fenris. Roztrzaskana przez ciężarek gleipnira szyba rozprysnęła się mozaiką szkła. Przyspieszony transformacją szaman wystrzelił jak pocisk i znów pomagając sobie bronią wbił sie w okna wyższego z budynków. Przekoziołkował po podłodze i ruszył naprzód. W tym samym momencie kilka eksplozji targnęło budynkiem.
- Igrzyska czas zacząć - zakpił Wilk i umościł się głębiej w podświadomości Fenrisa.

Lokalna komórka "Akigyou", Fojikawa
Wieczór tego samego dnia

Zmęczony Sorata siedział na niewielkim murku u podnóża schodów. Słońce już zaszło, a lekki wietrzyk przyniósł wreszcie obietnicę nocnego chłodu. Mężczyzna ziewnął i wyciągnął nogi wzdłuż podwyższenia, żeby nie przeszkadzać przechodzącym ludziom. Wyglądali jakby nadal się spieszyli, mimo że większość z nich dawno już skończyła pracę - Potrzaskany naród - pomyślał z niesmakiem - w ogóle nie odnajdują się we własnym życiu.
Po kilku minutach czekania zobaczył jak z tłumu wychodzi łysy mężczyzna w płaszczu i rusza samotnie w stronę schodów. Fenris śledził go spod półprzymkniętych powiek upewniając się czy to ten sam człowiek, którego widział w banku i zeskoczył z murku gdy tamten go mijał.
- Myślę, że Ci się to przyda - zagaił wysuwając rękę z paczką. Wcześniej schował do niej wszystkie zebrane dane. Łysol spojrzał na niego badawczo. Ręka odsunęła się od ukrytej pod płaszczem kabury.
- Mogłem się domyślić, że będzie was więcej - mruknął kwaśno, a niesymetryczne oczy przymrużyły się lekko jakby czegoś szukał.
- Taa, mogłeś. Orientuj się - paczka poszybowała ku odruchowo wyciągniętym rękom.
Łysy agent z zakłopotaniem wpatrywał się w trzymany pakunek.
- Pewnie chcesz sam to przekazać moim przełożonym? - zaproponował - to może być początek interesującej współpracy.
Fenris uśmiechnął się półgębkiem- Aż taki towarzyski nie jestem - zakpił - Nie skorzystam. Wiszę komuś beczkę piwa albo dwie. Do usłyszenia - odchodząc uniósł rękę i nasunął kaptur.
   
Profil PW Email
 
 
»mablung   #3 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 117
Wiek: 34
Dołączył: 05 Paź 2010
Skąd: Warszawa
Cytuj
Wpis tworzony przy współudziale oraz w oparciu o innych członków nimmu. W razie niejasności odpowiedzi szukać w innych wpisach/walkach

[Nimmu] Agresja III: Konfrontacja

Fojikawa. Stolica strefy Ginto. Olbrzymi górniczy port odpowiedzialny za niemalże 60% eksportu Sanbetańskich rud metali, głównie z gór Unido. Kilkanaście milionów mieszkańców. Ponad połowa mieszkańców zatrudniona w przemysłach portowym i zbrojeniowym. Dawna twierdza wysokich rodów Ginto. Dobrze rozwinięty transport komunikacyjny zewnętrzny i wewnętrzny.

Znaczące obiekty: fabryka broni, most Kaneda na rzecze Jinsoku, siedziba Unity Bank.
Te i znacznie więcej informacji zawierał wstępny raport dotyczący celu ich misji. Mablung otrzymał go dopiero w samolocie. Tam poznał wszelkie potrzebne szczegóły, plany oraz nowych towarzyszy. Zgłosił się na ochotnika do tej misji, a właściwie uczynił to za niego doktor Makafushigi. Uczestnictwo w tej misji pozwoliło by projektowi uzyskać odpowiednie doświadczenie operacyjne. Agent potwierdził już swoją przydatność bojową podczas operacji Pustynna Burza oraz w innych misjach z klauzulą tajności. Teraz musiał nabyć odpowiednich umiejętności potrzebnych by stać się pełnoprawnym Agentem. Spodziewał się więc czegoś łatwego i niezbyt kłopotliwego.
Zadanie w Fojikawie jednak z pewnością do takiego nie należało. Wywiad wszedł w posiadanie, najwyraźniej przy pomocy Khazaru, informacji o wrażej komórce szpiegowskiej na terenie Imperium. Postanowiono ją zlikwidować ale jako, że nawrócony szpieg jest lepszym od szpiega martwego, należało wydobyć jak najwięcej informacji oraz innych korzyści przed unicestwieniem nieprzyjaciela. Cała akcja powinna zostać w ukryciu dla obcych wywiadów, babilońskiego też, tak więc drużynę tworzyli sami nadzludzie. Obok projektu Mablung, na pokładzie samolotu znaleźli się również: Genbu Ookawa, Kito Genkaku, Shiro Kumori oraz, jako dowódca grupy, porucznik Seikigun Kaeru Araraikou.
Odprawa nie udzieliła im zbyt wielu informacji. Wręcz przeciwnie, jej przekazanie było chaotyczne i pozostawało wiele do życzenia. Trochę lepiej wyglądało jeżeli chodzi o raport. Pozwalało to chociaż określić jakieś punkty zaczepne. Tylko jedna rzecz była jasna od samego początku i dla wszystkich. Mieli wolną rękę, zielone światło dla wszelkich akcji. Trzeba było powstrzymać Babilończyków, przechwycić uzyskane przez nich informacje oraz unieszkodliwić zdrajców.

Ich kwaterą w Fojikawie było małe mieszkanie w szarej i niewyróżniającej się części miasta niedaleko portu. Wynajmu dokonano pod fikcyjną firmą deweloperską. Nikt nawet nie zorientował się, jaki jest jego prawdziwy cel. Mieszkanie posiadało ukryty pokój, który był miejscem planowania akcji jak także zbrojownią. Rolę czujki pełnił Mablung. Dzięki jego zdolnościom był w stanie ustrzec swoich towarzyszy przed jakimkolwiek zagrożeniem. By odróżnić informatorów od przeciwnika, nakazano tym pierwszym nosić ze sobą kilkukilogramowe blaszki i zostawiać je w koszu na końcu korytarza, niemalże na granicy zmysłów agenta. Szkło na podłodze rozsypano tylko dla zachowania pozorów.
Prawie dwa tygodnie spędzili w mieszkaniu zanim zdecydowali się podjąć jakieś działania. Sprawa była delikatna, należało do niej podchodzić z rozwagą. Nie siedzieli bynajmniej ciągle w tym samy miejscu grając w karty. Dowódca zdolnie przypisywał zadania dla swoich podkomendnych. Widać było, że dostał kompletną listę ich zalet oraz umiejętności. Każdy z nich prowadził rekonesans w innych dzielnicach i wśród różnych grup ludzi, szukając jakiś poszlak. Dobrani byli tak, by maksymalnie wykorzystywać swój śledczy potencjał. Mablungowi przydzielono prace w porcie, gdzie jednocześnie miał sprawdzać kontenery w poszukiwaniu jakiejś broni albo innej szmuglerki z Kościelnego państwa. Nadal nie byli świadomi co było celem Babilończyków, a ubytek ten mógł zagrozić powodzeniu misji. Ich zaprzyjaźnieni informatorzy również nie próżnowali, jednak gdy pojawiło się podejrzenie, że w komórce są zealoci zdolni wyśledzić nadludzi, aktywność agentów osłabła. Aż do tego dnia...

0. When the time is right, then we strike


Już od jakiegoś czasu dochodziły do nich dziwne informacje ukryte w wiadomościach telewizyjnych, jak i dostarczane przez informatorów. Babilończycy wykonali ruch. Porucznik był zdania, że to jedynie mała prowokacja, ale nie zamierzał ryzykować. Nieprzyjaciel najwyraźniej spostrzegł się, że pętla powoli zaciska się na jego gardle. Potwierdzeniem tej teorii była krótka notatka dostarczona kanałami szpiegowskimi. W stronę miasta przemieszczał się Scordare. Kaeru rzucił się w wir działania. Wydawał polecenia informatorom oraz pozostałym agentom, dostarczał sprzęt oraz nadawał ostateczne szlify wielokrotnie powtarzanemu planowi. Niczym prawdziwy dowódca stał nad makietą miasteczka wskazując poszczególne punkty, a pozostali odpowiadali mu krótkim charakterystycznym zdaniem pozwalającym zapamiętać poszczególne etapy. Nerwowa atmosfera przygotowań i oczekiwania utrzymywała się przez cały wieczór, a następnego ranka rozpoczynała się operacja „Bazyliszek”.

Najwcześniej wyruszył Kito. Miał za zadanie przejąć Scordare oraz spacyfikować, a jeżeli byłoby to niemożliwe odciągać jak najdłużej od centrali Babilonu. Wiele zależało od tego etapu. Wspólne dyskusje przygotowały ich na parę najbardziej prawdopodobnych rozwiązań. Nikt nie mógł im jednak dać pewności, że nie będą musieli improwizować w biegu. Kilka następnych godzin spędzili na rozkładaniu i składaniu sprzętu, czyszczeniu broni oraz ponownym sprawdzaniu celów. Podczas tych czynności każdy nerwowo zerkał w kierunku radiostacji, oczekując sygnału od Genkaku. Gdy ten wreszcie nadszedł wszyscy odetchnęli z ulgą. Agentowi powiodło się nawet lepiej niż się spodziewali. Gen uzyskał dodatkowe informacje uzupełniające te zdobyte przez wywiad Sanbetsu.
- Dobra panowie, teraz nasza kolej. Mablung, Shiro, Ookawa wrzućcie w beepery koordynaty następnych celów i podzielcie się nimi wedle uznania. – przemówił Araraikou, zabierając z pokoju swój płaszcz, a pistolet umieszczając w kaburze. Pozostali również dozbroili się, oczekując na rozkazy. Dowódca spojrzał na zegarek. – Spotykamy się równo o dziesiątej tutaj albo w „boskim punkcie”. Nie czekamy na nikogo. Mablung po załatwieniu podstawowych celów wracasz tutaj i nadzorujesz resztę akcji. Pokażmy tym świrom, że z nami lepiej nie zadzierać.

1. What’s up doc?


Shiro Kumori zostawiła samochód kilka bloków od celu pod eskortą policji. Wolnym krokiem ruszyła w kierunku wskazanym mu przez funkcjonariuszy. Upewniła się jeszcze tylko, że jej partner jest na swoim miejscu i poprawiła rękojeść pistoletu pod pazuchą. Zgodnie z informacjami od Ookawy, który dotarł już do pierwszego celu, mieli konkurencję. To tylko wzmogło ich ostrożność.
Wolno stojący dom nie różnił się od innych w tej dzielnicy znajdującej się na obrzeżach Fojikawy. Można było nawet powiedzieć, że był klasyczny do bólu. Białe ściany, żywopłot okalający małą działkę z podjazdem na sportowy samochód oraz małym ogrodem na tyłach. Shiro nie rozumiała jak wolny mężczyzna może chcieć mieszkać w czymś tak dużym i jeszcze nie cierpieć na samotność połączoną z depresją. Bez zażenowania pchnęła drzwiczki furtki. W oknach drgnęła zasłona, zdradzając domownika. Dziewczyna podeszła do drzwi i nacisnęła dzwonek obok napisu prof. dr. hab. Masaschi Kasamigi. Gdy po pewnym czasie nie otrzymała odpowiedzi, nacisnęła przycisk jeszcze raz. Tym razem usłyszała krzyk, lekko drżący i wyraźnie zdyszany
- Zaraz, już idę.
Drzwi otworzył jej staruszek grubo po pięćdziesiątce o długich kasztanowych włosach, wyraźnie farbowanych. Na oczach miał grube szkła, niczym denka od słoików, a jedna z jego rąk była w czarnej rękawicy. Pamiątka po wybuchu odczynników w laboratorium. Mężczyzna był wyraźnie spocony oraz wystraszony widokiem malutkiej dziewczynki.
- W czym mogę pomóc?
- Doktorze, proszę żeby udał się pan ze mną – odparła z rozbrajającym uśmiechem dziewczyna, podnosząc połę kurtki pod którą skrywała broń. Staruszek zakrztusił się własną śliną. Nie próbował kryć strachu. Ręce trzęsły mu się niczym w febrze. Już miał przestąpić potulnie przez próg, gdy nagle jego twarz stężała. Shiro, wiedziona doświadczeniem przygotowała się na najgorsze. Usłyszała kliknięcie oraz delikatny syk dosłownie na sekundę przed tym jak wybuch zamienił framugę w setki odłamków oraz trujący gaz. Jedynie dzięki swojej nadludzkiej zręczności oraz sprawności udało jej się odskoczyć do tyłu, unikając zatrucia. Doktor był uznanym chemikiem uniwersyteckim. Niewiadomo jaką mieszankę mógł przygotować.
Kiedy Agenta gramoliła się przed wejściem. Masaschi biegł już w kierunku tylnego wyjścia, zabierając za sobą wcześniej przygotowaną torbę oraz wyszarpując pistolet zza pasa. Przygotowano mu drogę ucieczki. Wielokrotnie już nie podążał, sprawdzając w których momentach może zostać zauważony, kiedy musi się skradać i ile mniej więcej czasu zajmie mu dotarcie do kryjówki. Wyciągał nogi omal nie zabijając się na khazarskim zdobionym dywanie, ale musiał poinformować innych. Nie był pewien czy jego zabójcza mieszanka poradziła sobie z agentką, ale nie wiadomo czy nie zawiadomiła policji. Doktor znał metody śledcze dla zdrajców i z pewnością nie chciał zostać im poddany. Wypadł na ganek z tyłu. Kiedy tylko słońce zakuło go w oczy, poczuł tępy ból u podstawy czaszki, jakby oberwał obuchem. Uderzył głową o deski upuszczając plecak oraz broń. Wysoka postać w wojskowych butach odkopnęła ją dalej, jednocześnie odwracając uciekiniera na plecy. Doktor dawno nie widział kogoś tak wielkiego. Na rękach miał czarne rękawice, w których dzierżył pistolet. Twarz przypominała typowego siepacza do wynajęcia, ale w oczach widać było profesjonalizm.
- Wy plugawe bestie! – zasyczał Masaschi. Domyślił się tożsamości drugiego osobnika. – Wynaturzenia! Brutalne narzędzia na usłudze demonów! Na Lumena nic...
Mężczyzna momentalnie schylił się, złapał zdrajcę za głowę i wyrżnął jego potylicą w deski, zamieniając okrzyk w ciche jęki.
- Nie wysilaj się tak. Jeszcze będziesz miał okazje pokrzyczeć – agent wyprostował się i dotknął swojego ucha. – Obiekt cały i zabezpieczony.
Odpowiedział mu delikatny kaszel, a następnie poirytowany, cieniutki głosik
- Następnym razem ty idziesz od frontu, rookie.

Nie potrzebowali wyszukanych środków by złamać doktora. Uderzali i męczyli go raczej profilaktycznie, żeby wiedział jak kończą zdrajcy. To był zwykły tchórz, łasy na pieniądze. Wyśpiewał wszystko, jak na spowiedzi. Nawet parę rodzinnych grzeszków oraz transakcje sprzedaży materiałów wybuchowych na lewo. Mablung notował co ważniejsze informacje. Resztę uzyskali z komputera doktora, przy pomocy programu napisanego przez jednego z informatyków. Zabrali potrzebne dane na dysk i przekazali zdrajcę podstawionym policjantom. Sami zaś ruszyli w swoje strony. Shiro miała kontrolować akcje policyjne w robotniczej części miasta, przejmując kolejnych szpiegów oraz członków mafii współpracującej z Babilończykami. Mablung natomiast kierował się w stronę jednego z akademików studenckich.
Kiedy jechał na miejsce obławy, odezwał się komunikator. To był Ookawa. Podczas akcji wszyscy mieli utrzymywać stały kontakt. Olbrzym wysłuchał informacji o przebiegu przejęcia pani sędziny. Kolejnego ważnego zdrajcy, fałszującemu dokumenty dla podstawionej siedziby. Najwyraźniej tam również nie obyło się bez głupich prób ucieczki.
- Nie musi być zdrowa, tylko zdolna do gadania – odparł beznamiętnie. – Pistolet czy trucizna? Podaliście jej Kishoi?
Agent uspokoił się, słysząc odpowiedź towarzysza. Rzeczywiście współpracował z samymi profesjonalistami co zdarzyło mu się po raz pierwszy. Przynajmniej nie musiał się obawiać niepowodzeń u innych i skupić się na wykonaniu własnego zadania.
- Doktorek miał sporo danych ale większość jest zaszyfrowana. Zgodnie z przewidywaniem. Udaje się teraz do punktu 4 – krótki zaraportował swoje postępy. – Mamy informacje o kolejnych dwóch wtyczkach. Asystent doktora, babiloński szpieg powinien znajdować się w dzielnicy przy Jinsokou oraz pewien finansista z Unity Bank, który zajmował się funduszami komórki. Bez odbioru.
Cieszył się, że jak na razie prawie wszystko szło zgodnie z planem. Szkoda było prawnika, bo mógłby sporo powiedzieć ale zabezpieczenie sędziny również powinno wystarczyć. Chwilę potem przeklinał się za pospieszną radość. Tekkey napotkał Egzekutora, a to znaczyło, że rozpoczął się wyścig. Mablung mocniej docisnął pedał gazu, wrzucając piątkę.

2. All your hardware are belong to us


Przy budynku akademiku również czekał na niego patrol policyjny. Tym razem byli to już normalni, a nie podstawieni policjanci. Przekazano im informację, że w mieście szykuje się skoordynowana akcja przeciwko mafii oraz siatce hakerów przemysłowych. Dlatego po okazaniu papierów od porucznika Kaeru nie zadawali zbędnych pytań. Mablung streścił im w krótkich słowach kogo szukają, gdzie mieszka oraz jak mają się zachować po czym odsalutował i ruszył w swoją stronę. Zgodnie z informacjami Ookawy, na tyłach akademika znajdowały się schody przeciwpożarowe. Agent aktywował swoją umiejętność po czym zaczął mozolną wspinaczkę na piąte piętro, starając się nie zostać zauważonym przez innych studentów. Widoki jakie mu zaserwowali długo zostaną mu w pamięci, zwłaszcza że jedna z par dokonywała w łóżku rzeczy pozornie niewykonalnych. Olbrzym przeszedł obok nich beznamiętnie, ale w żołądku poczuł coś dziwnego. Coś czego jego program nie był w stanie przetworzyć udzielając mu odpowiednich informacji. Przypomniał sobie trening empatyczny. Tęsknota? Żal? Nie był w stanie tego jasno określić. Teraz należało skupić się na pomyślnym ukończeniu zadania.
Kiedy dotarł na odpowiednie piętro, przykucnął przy ścianie, obserwując okno swojego celu. Marcus Browning. Student Politechniki Informatycznej. Oczekujący na tytuł doktora w wieku zaledwie 26 lat. Geniusz w swojej dziedzinie, honorowy wykładowca w Instytucie Kryptologii. Z niewiadomych względów ponad rok temu rozpoczął dodatkowe studia na Wydziale Chemicznym Uniwersytetu.
„Tym samy, gdzie pracował Masaschi – pomyślał Agent nakładając tłumik. Wysondował pokój. Student mieszkał sam. Akurat coś grzebał w komputerze, gdy nagle podniósł się, spojrzał na monitor i wyraźnie spanikował. Zaczął kasować dane z dysków magnesem.
„ Musi mieć gdzieś zamontowane kamery albo czujniki – domyślił się Agent, gdyż on dopiero po chwili wyczuł dwójkę nasłanych policjantów. Jeden z nich zapukał głośno w drzwi, przedstawiając się. Duży błąd.
Spanikowany młodzian chwycił za pistolet i wystrzelił kilkanaście pocisków we framugę oraz drzwi. Z drugiej strony odpowiedziały mu przekleństwa oraz paniczny krzyk na korytarzu. Mablung czekał. Chłopak musiał uciekać przez okno. Innej drogi nie miał. Gdy tylko wychylił się na schody przeciwpożarowe, agent przestrzelił mu kostkę. Student upadł na metalową konstrukcje krzycząc głośno. Łzy momentalnie napłynęły mu do oczu, a w żołądku wezbrała przemożna chęć do pozbycia się spożywanej niedawno pizzy. Wymiociny poleciały w dół poprzez kraty. Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Stał w nich tylko jeden z funkcjonariuszy, drugi opierał się o ścianę nieopodal z postrzelonym barkiem.
- Spokojnie panowie, sprawa opanowana – powiedział Mablung, wrzucając chłopaka do środka i samemu wchodząc za nim. – Zajmij się swoim partnerem oraz uspokój tę dziewczynę co tak wrzeszczy, bo mi zaraz uszy spuchną. Ja zabieram tego gagatka na przesłuchanie.

Podróż powrotna okraszona była jękami oraz stekiem przekleństw, przynajmniej dopóki Mablung nie wybił dzieciakowi kilku zębów uderzeniem kolbą pistoletu. Wcześniej również nie był dla niego zbyt miły. Najpierw opatrzył mu kostkę tak żeby nie wykrwawił się podczas podróży. Bez wyjęcia kuli z kości nie było mowy by chłopak mógł stawać na tej nodze, a że agentowi się spieszyło, nie za bardzo mógł czekać na kulejącego inwalidę. Właściwie zaciągnął go do pojazdu ignorując gniewne pokrzykiwania oraz stękania. Ale gdy ten zaczął mu pluć w samochodzie to nie wytrzymał. Do mieszkania musiał go już wnosić. Wrzucił go w fotel, podstawił laptop z załadowanymi już danymi i kazał mu je rozszyfrować. Oczywiście początkowo haker opierał się. Mablung tylko na to czekał. Postawił gruby but na jego zranionej kostce, a gdy ten wrzasnął, włożył mu lufę beretty, powoli odbezpieczając kurek. Spanikowane spojrzenie chłopca wskazywało, że udało mu się zdobyć jego uwagę.
- Posłuchaj mnie teraz gównojadzie. Za samo bycie hakerem i działanie na szkodę państwa mógłbym Cię ukatrupić. Za to jednak, że wspomagałeś obcy wywiad, mogę ci zapewnić jedynie paskudne cierpienie po którym rodzona matka cię nie pozna – agent zrobił dramatyczną pauzę, obserwując jak źrenice zdrajcy rozszerzają się. Wyciągnął z kieszeni dwie kapsułki. – To pierwsze to cyjanek. Robi paskudne rzeczy z organizmem, które zazwyczaj kończą się śmiercią. Nie mogę ci jednak pozwolić umrzeć. Dlatego jest ta druga kapsułka. Cudeńko naszych chemików. Pozwala ono pozbyć się z organizmu wszelkich świństw i trucizn w dość... paskudny sposób. Sraczka, wymiociny ogólnie objawy jak przy grypie żołądkowej. Tak wygląda to przy jednej kapsułce. Ja jednak mam czas. Będę podawał ci najpierw jedną, potem drugą aż w końcu zaczniesz gadać. Co prawda spodnie ufajdasz sobie w krwawej biegunce, a reszta otworów w ciele będzie ci przypominać ofiarę wirusa ebola, ale w końcu pójdziesz na ugodę. Możesz mi wierzyć. Więc jak to będzie? Chcesz zacząć od razu czy dopiero po terapii?
Mablung wytarł broń i schował ją do kabury, nadal trzymając kapsułki na wierzchu dłoni. Szczęka chłopaka zadrgała w nerwowym spazmie ale nie wydobył się z niej żaden dźwięk. Zamiast tego, haker pochylił się i drżącymi palcami zaczął stukać po klawiaturze laptopa.
- Dobry chłopiec. Nie próbuj żadnych sztuczek mam cię na oku.
Olbrzym wyszedł na korytarz, kontrolnie rozsypując szkło na podłodze i zapalając odpowiednie światła by dać znać informatorom, że ktoś jest w mieszkaniu. Następnie usiadł wygodnie w zbrojowni przed trzema urządzeniami. Jednym była radiostacja z którą mógł się porozumiewać ze swoimi towarzyszami, drugim było coś w formie CB radia, podłączonego pod częstotliwość policyjną. Trzecim urządzeniem było malutkim telewizorem, wyświetlającym obraz z pokoju, gdzie pracował obecnie haker. Mablung uśmiechnął się widząc jak jego palce śmigają po klawiaturze. To po rozmowie z Ookawą wpadł na pomysł by zastraszyć go Kishoi. Wcześniej głowił się jak zmusić go do pracy, nie uszkadzając zbytnio.
CB radio nie milkło nawet na chwilę. Policjanci wkraczali do akcji w różnych częściach miasta, aresztując babilońskich szpiegów pod zarzutami malwersacji finansowych, podatkowych oraz prania pieniędzy dla mafii. Genkaku leczył rany i kontrolował spacyfikowanego zealotę, Shiro uczestniczyła akurat w rozbijaniu gangu w jednym z hangarów czy innych fabryk, więc nie należało jej teraz zawracać głowy bzdurami. Ookawa poprosił o ciszę radiową, żeby wkraść się do jednego ze wskazanych celów. Pozostał więc Kaeru, z którym szybko się skontaktował, meldując pomyślność kolejnych etapów planu. Chwilę po tym odezwał się Tekkey, prosząc o kolejny tym razem dokładniejszy adres. Najwyraźniej zabawka w kotka i myszkę z Egzekutorem trwała w najlepsze. Mablung przejął od centrali sygnał i wyszukał dla towarzysza kolejny, bardziej adekwatny adres biorąc pod uwagę jego cel. Obraz z kamer miejskie monitoringu był zmazany. Centrala nie miała odpowiednich danych by pokierować agentem, ale on dzięki doktorowi Misaschiemu, miał. Przesłał koordynaty, po czym usiadł na krześle. Komórka szpiegowska Babilonu kawałek po kawałku traciła najważniejsze ogniwa i do wieczora powinna zostać rozbita lub tak znacząco osłabiona by nie było sensu jej dalszej egzystencji. Projekt poczuł coś na kształt podekscytowania. Pewnie gdyby nie stępiono jego zmysłów teraz szalał by z radości, ale on pozostał chłodny i profesjonalny. Jak zawsze beznamiętny,

3. My home is my castle


Agent przysłuchiwał się właśnie otwartemu kanałowi Shiro w którym działo się zdecydowanie najwięcej, gdy ich poczuł. Przyszli w trójkę. Spokojnie, nie starali się zbytnio ukrywać swojej obecności. Jeden z nich podszedł do kosza i wyrzucił obciążnik. Olbrzym zmarszczył czoło. Było to o połowę mniej niż powinno. Pozostali nie wykonali podobnego gestu. To nie byli informatorzy. Żołnierz porwał ze stołu pistolet oraz kaburę ze sztyletem. Gestem nakazał hakerowi milczeć, po czym przysunął się do drzwi. Dało się słyszeć kroki na rozbitym szkle, ale tylko jednej osoby. Pozostała dwójka była zawodowcami. Rozległo się pukanie.
- Hasło?
- Jakie hasło do cholery, to ja – głos który odpowiedział z korytarza należał do jednego z informatorów. Tego samego, który rano dostarczył oprogramowania włamujące się do plików. Mablung zastanowił się jak to rozegrać, gdy nagle usłyszał się krzyk młodego.
- Jest zaraz za drzwiami!
Ciało zadziałało samo, poddając się wyuczonym ruchom. Żołnierz odskoczył od ściany, padając na ziemię. Pociski przeorały miejsce w którym przed chwilą stał, z wizgiem przecinając pokój. Sanbetańczyk przewrócił stół, chowając się za nim. Haker również padł na podłogę i tylko to uratowało go przed śmiercią. Najwyraźniej jego towarzysze nie cenili sobie za bardzo jego życia. Kanonada skończyła się kiedy tylko opróżnili bębny swoich maszyn. Mablung wychylił się i wycelował. Strzelali na ślepo, licząc że go trafią. On nigdy niczego nie robi na ślepo. Gdy tylko drzwi delikatnie się uchyliły, nacisnął spust. Pocisk z łatwością przebił się przez delikatne drewno i czaszkę znajdującą się po drugiej stronie. Pozostałe czternaście naboi wycelowanych było w ściany. Kiedy magazynek był pusty, drugi z zamachowców leżał już martwy, cieknąc krwią z wielu ran. Mężczyzna z czystej przyzwoitości sprawdził czy napastnicy na pewno nie żyją. Przeszukał kieszenie, pozabierał co wartościowsze precjoza i podszedł do informatora. Kira, bo tak się nazywał, był postrzelony oraz nieprzytomny ale na szczęście żyw. Mablung wciągnął go do mieszkania i oparł o ścianę.
- Zaraz się tobą zajmę, stary. Musze tylko sprawdzić jedną rzecz
Kiedy trwała wymiana ognia, haker próbował odczołgać się w bezpieczne miejsce. Mężczyzna nie wiedział dlaczego, bo i tak nigdzie by nie uciekł ale co tam. Uklęknął nad nim, przyciskając go kolanem. Brutalnie zaczął sprawdzać jego kieszenie oraz przeszukiwać czy pod ubraniem nie ma jakiegoś nadajnika. Znalazł małe urządzenie, wbudowane w naszyjnik. Chłopiec z przerażenia zaczął się jąkać.
- J-ja Prze-prz-przepraszam! Oni mnie zmusili! Nie miałem wyjścia – Agent nie słuchał jego błagań i zapewnień o wierności sprawie Imperium. Zdążył już wyrobić sobie zdanie na temat hakera. Załadował kolejny magazynek. Lufa wycelowała w jaja chłopaka.
- O nie, nie, nie... błagam proszę... o boże... – kwilił żałośnie, próbując wyrwać się z pod ciężaru oprawcy. – Dane! Ja je odkodowałem! Możesz sprawdzić. Obiecałeś, że mnie puścisz, jak je odkoduje!
Mablung wyprostował się. Spojrzał na ekran laptopa leżącego pod biurkiem. Widniała na nich informacja o zakończeniu pracy programu, oraz pełna lista nazwisk wraz z adresami. Uśmiechnął się.
- Gratulacje Marcus. Zapewniłeś sobie złagodzenie wyroku.
Pocisk z ogromną siłą przebił się przez potylicę, kończąc życie młodego geniusza. Olbrzym schował broń i podszedł do laptopa, zaczynając przesłanie informacji do swojego beepera. Wtedy usłyszał słabe kaszlnięcie. Kira osunął się na podłogę osłabiony. Agent przypadł do niego.
- Nic ci nie będzie. Jesteś już bezpieczny – zaczął go uspokajać, ale informator przerwał mu.
- Wybaczcie. Zmusili mnie
- Nic się nie stało, dałeś sygnał. Wypełniłeś swoje zadanie – nie dał sobie tym razem przerwać mężczyzna, rozglądając się za czymś co mogło by posłużyć za bandaż.
- Moje rany... – jęknął Kira, a na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas, który zaniepokoił Mablunga. Ostrożnie rozchylił poły marynarki rannego i jednym ruchem rozerwał guziki koszuli. Pod brzuchem informatora było coś zaszyte. To sprawiało mu taki ból. W pokoju rozległ się odgłos wibracji, bardzo przypominającej wibracje telefonu komórkowe. Było to dziwne bo żaden z nich nie posiadał...
Agent momentalnie zerwał się z miejsca. Biegł w kierunku okna. Po drodze porwał ze stołu beeper. Wysondował jeszcze czy na pewno schody przeciwpożarowe są tam gdzie zapamiętał. Wyskoczył przez okno drugiego piętra. Wybuch dogonił go tuż za budynkiem, posyłając go jeszcze mocniej w kierunku ściany kolejnego bloku. W locie chwycił metalowe stopnie drabinki. Śliskie od potu ręce nie utrzymały jego ciężaru. Ześlizgnął się z niej. Spadając zahaczył kilka razy o metalowe barierki, raniąc się boleśnie, ale na szczęście wylądował na stosie plastikowych worków na śmieci. Przez chwilę dochodził do siebie. Obolałe ciało wrzeszczało, ale musiał wstać. Był w posiadaniu istotnych danych. Tępy ból w plecach był tylko zwiastunem tego co nastąpi, kiedy się wyprostuje. Na policzku poczuł ciepłą ciecz. Oczywiście była to jego własna krew. Skóra na plecach piekła niemiłosiernie. Nogi uginały się pod jego ciężarem, ale wystarczyło tylko postawić krok... potem następny... i jeszcze jeden, adrenalina zrobi swoje. Lekko się uginając, wyszedł na ulicę, wtapiając się w tłum.
Beeper momentalnie wylądował w uchu. Był zbyt zmęczony żeby mówić. Puścił więc tylko sygnał, że kryjówka została zdekonspirowana. Liczył, że jego towarzyszom poszło lepiej. Następnie chciał połączyć się z Genkaku, Shiro oraz Tekkeyem by przekazać koordynaty kolejnych celów, gdy usłyszał delikatny pisk w uchu. Normalnie przeszedł by obok tego, nawet nie zauważając, ale nagle jakby kilka zdarzeń nabrało sensu. Najpierw bomba w ciele Kiry. Została aktywowana sygnałem komórkowym. Następnie napastnicy. Wiedzieli dokładnie gdzie znajduje się ich kryjówka. Nie musieli jej szukać. By móc tak dokładnie wyśledzić miejsce, nawet jeżeli nadawany jest stamtąd delikatny sygnał, potrzebowaliby przenośnego urządzenia odbierającego ten sygnał, a żaden z nich takiego nie posiadał. Na zakończenie na ulicy, wśród dziwnie przyglądających się mu przechodniów, był jeden w płaszczu, wyglądający na wyraźnie zainteresowanego poobijanym olbrzymem. Mablung z trudem uruchomił swoją zdolność i wyłowił łysego jegomościa, utrzymującego bezpieczny wzrokowy kontakt. Agent nie dał po sobie poznać, że coś odkrył, ale wyłączył beeper. Poznali ich częstotliwość. Sam sygnał mógł im nic nie powiedzieć, ale należało powstrzymać się na razie od przekazywania informacji.
Olbrzym zatoczył się jakby zasłabł. Wszedł w ciemny zaułek, ukrywając się za kontenerem na śmieci. Tak jak się spodziewał, śledzący go łysol przyspieszył, stając przy wejściu do zaułka. Ostrożnie wszedł pomiędzy budynki, rozglądając się pilnie. Broń trzymał w pogotowiu. Mablung uspokoił oddech. Położył lufę na ziemi i wycelował. Świst stłumionego przez tłumik wystrzału został dodatkowo zagłuszony przez osuwającego się na ziemię mężczyznę. Olbrzym wychylił się momentalnie, oddając jeszcze jeden strzał tym razem w dłoń w której spoczywała broń Babilończyka. Pociągnął rannego głębiej w ciemność, siadając obok niego. Z kieszeni spodni wyciągnął paczkę fajek. Zapalił jednego.
- Już drugi raz targam kogoś za kudły po przestrzeleniu mu kostki – powiedział do siebie po czym zwrócił się do ledwo żywego szpiega - To był ciężki dzień, a ja jestem cały obolały. Lepiej więc dla ciebie, żebyś grzecznie odpowiadał na pytania zanim się zmęczę. Widzisz te dwie kapsułki?

4. When you want to do something right, do it yourself


Babilończyk również nie wytrzymał długo. Świadomość śmierci we własnym gównie jako krwawa papka nie wpływał dobrze na morale. Wyśpiewał wszystko. Jak sygnał hakera zwrócił ich uwagę w jednostce sygnałowej. Jak wysłali ludzi by go odbić oraz pozbyć się konkurencji. Jak po drodze natrafili na Kirę, znanego programistę którego podejrzewali i chcieli sprzątnąć już jakiś czas temu. Jak nowym wynalazkiem uruchomił bombę, a następnie próbował przechwycić ich częstotliwość Ponad to wyjawił również miejsce z którego przyjmowali sygnał z Babilonu i rozsyłali dalej. Po wszystkim zaś, zapoznał się bliżej ze swoim bogiem.
Mablung rozesłał pozyskane z komputera doktora Misaschiego dane do swoich towarzyszy. Początkowo po wykonaniu tego zadania miał albo nadzorować mieszkanie przed przybyciem pozostałych albo udać się do „boskiego punktu”. Jednak dzięki nowym informacjom, postanowił jeszcze bardziej zamieszać w planach Babilończyków. Udał się do jednostki sygnałowej, znajdującej się w jednym z okolicznych stacji radiowych. Po uporaniu się z ochroną oraz przekonaniu krypterów do słusznej sprawy Sanbetsu, zaczął nadawać sygnał nakazujący ukrytym szpiegom działanie, natomiast w stronę Babilonu wypuścił informacje, że agenci Sanbetsu natrafili na ślad komórki ale zostali uciszeni. Zagrożenie przestało być realne i Fokijimska komórka prosiła o kolejne rozkazy. Jak to powiedziało dowództwo? Szpieg nawrócony?

Wtedy to odezwał się Ookawa, prosząc o wsparcie przy uporaniu się z wrogim egzekutorem. Mablung postąpił zgodnie z jego wytycznymi. Miał za zadanie śledzić mężczyznę zwanego Howard Wright. Jako, że ten egzekutor nie był wstanie w magiczny sposób wyśledzić nadludzi, dla olbrzyma była to bułka z masłem. Na bieżąco informował Ookawę o miejscu jego pobytu. Wspólnie ustalili, że należy pozwolić mu unieszkodliwić kilka płotek zanim zdecydują się z nim rozprawić. Z jakiś względów Tekkey uparł się, żeby uczynić to samemu. To również było na rękę agentowi, gdyż tego dnia nie miał sił na żadne ryzykowniejsze akcje.

Wszyscy spotkali się wieczorem w jednym z niewielu kościołów poświęconych Lumenowi. Tam znajdowała się główna centrala wywiadu w mieście, której tak poszukiwali Babilończycy. A wystarczyło by zwrócili się do swego boga...


Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią
Ostatnio zmieniony przez mablung 27-12-2012, 01:24, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW Email
 
 
»Shiro Kumori   #4 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 58
Wiek: 34
Dołączył: 17 Sty 2010
Skąd: Kielce
Cytuj
Do południa, dzień nie różnił się niczym od kilku poprzednich. Chmury przysłaniały słońce i mimo reklam świecących kolorowo za oknem, atmosfera była dość ponura. Wszystko zmieniło się po południu, kiedy to miały miejsce narodziny tematu medialnego na kilkanaście kolejnych dni, czyli ataku na główną siedzibę Unity Banku w Fojikawie. Telewizja, radio, gazety i wszystkie inne miejsca serwujące najświeższe informacje prześcigały się w zabawie „Kto głośniej powie, że nic nie wie”. Świadków zdarzenia było wielu, ale większość z nich, bądź cierpiała na całą gamę mądrze brzmiących zwrotów z podręcznika o urazach psychicznych, bądź niczego konkretnego nie widziała. Cała reszta została nieoficjalnie pozbawiona prawa do wypowiedzi. Po dziesięciu minutach reportażu na żywo z miejsca zdarzenia wiadomo było, że wybuchły jakieś ładunki wybuchowe, że padły strzały, że nie widziano twarzy napastników i że wszyscy współczują ofiarom, oraz, że za chwilę sygnał beepera oznajmi wiadomość, z wezwaniem do kwatery Agencji. Shiro znała ten typ zdarzeń, dlatego odruchowo zerknęła na beeper leżący na stole. Od ostatniej poważnej akcji minęło tyle czasu, że szczerze liczyła na kolejne zadanie. Zmysł jej nie zawiódł, nie późnej, niż pół godziny po pierwszej wzmiance w telewizji, w pokoju rozbrzmiał dźwięk nowej wiadomości. Informacja była krótka:

„Jesteś potrzebna, sprawa Unity Bank, bądź w biurze za godzinę.”

***

Po rozłożeniu sprzętu wszyscy Agenci siedli w jednym pokoju, zaczęli luźną dyskusję, przeplataną z planami dalszych działań.
- Widać, kto trzyma władzę, nawet do Sermory nie wysłali tylu Agentów – Shiro rzuciła w formie żartu, nie spodziewając się.

Po miesiącu od rozpoczęcia akcji, znali adresy kilku działaczy komórki i kilka osób które im pomagały. Jedną z ciekawych informacji był fakt, że na miejscu strzelanin wywoływanych przez lokalne gangi, coraz częściej widywano łuski z Babilońskiej broni, a spora część akcji kręciła się wokół sektora bankowego. Wszystko zaczynało się układać, ale brakowało jednego, bardzo ważnego elementu układanki, celu powstania siatki. Atmosfera stawała się coraz bardziej nerwowa, wprawdzie mieli dużo informacji, ale póki nie wiedzieli co wróg chce osiągnąć, prawie niemożliwe było przewidzenie kolejnych jego kroków, przez co byli zawsze o krok do tyłu, a z każdym dniem ryzyko dekonspiracji rosło. Następna bezowocna dyskusja zamieniła u wszystkich sporą dawkę optymizmu na bezsilność i zdenerwowanie.

Prawdziwe nerwy zaczęły się, gdy tylko dostali informacje, że wróg dostał Zealotę do pomocy. Potwierdziło to ich przypuszczenia, o dekonspiracji. Dalsze ukrywanie się nie miało sensu, trzeba było odkryć wszystkie karty i uderzyć na wroga z pełną siłą, nim zdąży przysłać kolejne posiłki.
Plan ataku był przygotowany już wcześniej, więc trzeba było go jedynie dostosować do obecnej sytuacji. Zadaniem Agentki było pojmanie i przesłuchanie dr. Kasamigi, a następnie zajęcie się dzielnicą przemysłową. Jakieś szczątkowe informacje o gangu i złodziejaszku, którzy skontaktował ich z Babilończykami

***

Po akcji z dr. Kasamigi, dziewczyna, w asyście czterech radiowozów, skierowała się w stronę stalowych kominów. Po piętnastu minutach powitał ją wielki napis „Zakład Produkcji Uzbrojenia Yoshiro”, jeden z ważniejszych budynków w mieście, wizytówka dzielnicy przemysłowej.
- Po tego cwaniaka poślijcie dwa patrole, nie powinno być problemu - powiedziała do dowódcy Policji, zaraz po wyjściu z auta – Portowa 23/4. Przydałby się jakiś oddział Sił Bezpieczeństwa, żeby pomogli mi z opuszczonym magazynem na Hutniczej 12, panoszy się tam gang, który napsuł nam sporo krwi.
- Gang? Słyszeliśmy plotki, ale...
- Kilkanaście osób, z dobrymi znajomościami. Jak z tymi szturmowcami?
- Będą tu za jakieś dwadzieścia minut.
- Cholera, długo... Dobra, tu są adresy kilku powiązanych ze sprawą grubszych ryb, odwiedźcie ich, ja zajmę się magazynem, niech bezpieczni dołączą najszybciej, jak mogą
– mężczyzna zerknął na kartkę i zdębiał. Większość nazwisk z listy najbardziej poszukiwanych w Fojikawie, która wisiała dumnie w gablocie na pierwszym piętrze komisariatu, tyle, że uzupełnionej o adresy i częściowo, numery telefonów.
Dowódca niepewnie potwierdził kiwnięciem głową, ale Shiro była już w samochodzie i ruszała w stronę ulicy Hutniczej.

***

- Skąd oni to mają?! - Agentka sama była zdziwiona że to pierwsza myśl, która przyszła jej na myśl, kiedy dwa karabiny maszynowe przygwoździły ją za kawałkiem muru – Pieprzone klechy, szkoda, że czołgu im nie przemycili.
Sytuacja nie była zbyt szczęśliwa, teoretycznie miał to być pomniejszy gang kradnący bogatym i dający sobie, a trafiła na niezbyt wyszkolony, ale dobrze uzbrojony oddział szturmowy. Nim wbiegła za murek, udało jej się jedynie dojrzeć, że karabiny ustawione były na szczycie rampy załadunkowej, zaraz przed otwartą bramą prowadzącą do wnętrza magazynu. Zdjęła płaszcz, powiesiła go na nożu i pchnęła telekinezą, sama wybiegając z drugiej strony osłony, ułamek sekundy później. Dało jej to krótką chwilę, która na szczęście wystarczyła, żeby pozbyć się strzelców. Ruszyła biegiem w stronę wejścia, co jakiś czas strzelając przed siebie, na wypadek, gdyby ktoś zechciał wystawić głowę. Przebiegnięcie pięćdziesięciu metrów trwał kilka sekund i wypróżnił cały magazynek Beretty. Trzech gangsterów, którzy wyskoczyli, nie miało prawa spodziewać się, tego co zobaczyli. Przystanęła na chwilę i nim zdążyli zorientować się, jak wielki błąd popełnili, leżeli już w jednej, wielkiej kałuży krwi z podciętymi gardłami. Wbiegając po rampie, przyciągnęła do siebie sztylet, na którym wisiały resztki płaszcza, po czym wskoczyła do środka, zdejmując kolejnych dwóch przeciwników i rozcinając brzuch trzeciemu. Dalej było znacznie prościej, większość wrogów zaczęła uciekać, a pojedyncze jednostki, które postanowiły walczyć, nie miały okazji, żałować popełnionego błędu. Cały obszar był już okrążony przez Siły Bezpieczeństwa, a oddział szturmowy właśnie przekraczał główną bramę, więc wyłapanie pozostałych, to kwestia czasu. Dziewczyna przekazała resztę akcji w ręce dowódcy, po czym wróciła do kwatery.
   
Profil PW Email
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 14