Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 1] Genkaku vs NPC (Terrence Forza) - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 20-08-2012, 16:20
 Zamknięty przez Lorgan, 29-08-2012, 15:06

5 odpowiedzi w tym temacie
^Genkaku   #1 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Genkaku 2237道力
Mari 1000道力
Terrence Forza 970道力

------------------------------
Księżycowe Ogrody, kilka miesięcy temu.

- Po raz pierwszy mamy okazję normalnie porozmawiać. Szkoda, że to co chcę ci powiedzieć nie jest niczym przyjemnym, ale tak to już bywa, kiedy zajmuje się tym, czym się zajmujemy... - Zaczął Coyote i upił łyk herbaty. - Nie będę owijał w bawełnę, bo nie zostało wiele czasu. Babilon szykuje na was spektakularny zamach, a winę chce zrzucić na nas. Normalnie nie kłopotałbym się was powiadamiać, ale tym razem możemy coś wspólnie ugrać. Zainteresowany?
- Babilon, powiadasz? - Zapytał zaintrygowany Pit. - Zamieniam się w słuch!
- Zaatakują wkrótce w Fojikawie. Nie znam szczegółów, ale bądź czujny i uprzedź kolegów. Ktoś z naszych również tam będzie, żeby pomóc.
Szaman wstał od stolika i przez krótką chwilę przyglądał się Pitowi. Potem zniknął z Księżycowych Ogrodów.

Sanbetsu, Fojikawa, kilka godzin temu.

Młody agent wbiegł do centrum dowodzenia.
- Zamach w Unity Bank! Ktoś zdetonował w głównym hallu ładunek wybuchowy!
Dowódca spoważniał i zadał serię szybkich pytań.
- Zniszczenia? Ofiary? Mamy tam kogoś? Muszę jak najszybciej poznać liczbę zamachowców.
- Nie oszacowano jeszcze zniszczeń ani liczby ofiar - zaczął odpowiedź młody. - Mamy tam jednego agenta, który został raniony w wybuchu. Doniósł, że widział ciemnoskórą kobietę, która skakała między piętrami i podstarzałego mężczyznę, który rzucał zaklęcia...
- Szamanka i zealota? - zdziwił się dowódca. - Walczą otwarcie na naszym terenie? A może współpracują?
- Nie dostałem na ten temat żadnych informacji.
- Może to ta sprawa, o której ostrzegał nas kiedyś Fukutaichou Pit? - Zasugerował jeden z obecnych w pomieszczeniu techników.
Szybko wstukał na klawiaturze kilka komend i na dużym wyświetlaczu pojawił się krótki raport.
- Być może. Mamy jeszcze kogoś w pobliżu?
Technik szybko otworzył bazę danych i przeleciał wzrokiem po jednej z tabelek.
- Mamy jednego - obwieścił. - Przekazać jakieś konkretne rozkazy?
- Tak - odparł dowódca. - Jeśli opowieść Pita jest prawdziwa, szamanka pomoże mu w walce z zealotą. To może być jednak podstęp, więc niech ufa własnemu osądowi sytuacji. To najważniejsze!

-------------
Sanbetsu, Fojikawa, Teraz.

Dookoła panował zgiełk. Krzyki, policyjne koguty i bankowe syreny alarmowe mieszały się w wieczornym powietrzu, tworząc ogłuszającą w swej sile symfonię. Z siedziby Unity Banku, przez główne wyjście, z którego w powietrze wzbijał się gęsty kłąb ciemnego dymu, co chwila wypadali spanikowani ludzie. Część z nich, poraniona i w szoku, potykała się, krztusząc się dymem i wywracała prosto na ziemię, kalecząc się o rozbite skrawki szkła, którego miliony kawałków pokrywały teraz chodnik przed budynkiem. Genkaku przez chwilę obserwował tę scenę. Mimo, że nie miał czasu do stracenia, swoistą przyjemność sprawiało mi zawsze obserwowanie ludzi. Nawet, a może przede wszystkim, w takich trudnych chwilach. Z chwili zadumy wyrwał go głos młodego agenta z centrum dowodzenia, rozbrzmiewający w małej usznej słuchawce.
- Strażacy i oddziały specjalne będą za 10 minut. Na wszelki wypadek wezwaliśmy też Czyścicieli.
- To miło, na tych chłopaków zawsze można liczyć. Postaram się jednak, żeby nie byli potrzebni. Bez odbioru.
W panującym chaosie przedostanie się do środka niezauważenie nie stanowiło problemu. Genkaku założył maskę przeciwgazową i wbiegł prosto do zadymionego holu. Recepcja stała w ogniu. W paru miejscach na podłodze dostrzec można było zmasakrowane przez eksplozję ciała. Odbezpieczył Krissa i uruchomił na soczewce plan budynku. Bank stanowił istny labirynt korytarzy. Beeper szybko uporał się ze skanowaniem. Jedyne żywe osoby znajdowały się na podziemnym parkingu przeznaczonym dla specjalnych gości.
- Doskonale – wymamrotał. W jego głowie powstawał plan. - Mamy ich tam w pułapce. Beeper, aktywuj funkcję Power Touch i wyłącz wszystkie windy na poziomie parkingów.
Agent puścił się biegiem w tamtą stronę. Odgłos jego butów, uderzających o marmurową posadzkę niósł się echem, lecz szybko ginął w panującym hałasie. Zerwał z twarzy maskę i cisnął ją na ziemię. Dym nie docierał do tej części kompleksu, a urządzenie na twarzy strasznie go drażniło. Czuł narastającą ekscytację. Zawsze starał się zachowywać zimną krew i chłodno kalkulować, ale w takich momentach było ciężko. Po prostu czuł, że żyje. Dwie minuty później był już na miejscu. Po cichu otworzył drzwi oddzielające klatkę schodową od parkingu i wkroczył do środka. Pomieszczenie było doskonale oświetlone. Jego oczom ukazało się pełno zaparkowanych, luksusowych aut. Genkaku nigdy nie był motoentuzjastą, ale potrafił docenić radość, jaką bez wątpienia wzbudza posiadanie któregoś z tych cacek. Z głębi parkingu dochodziły wyraźne odgłosy walki. Agent ruszył do przodu, szybko przeskakując pomiędzy kolejnymi samochodami. Teraz widział już wyraźnie pojedynkującą się parę. Wspomagana przez procesor percepcja agenta w jednej sekundzie zarejestrowała wszystkie, nawet najdrobniejsze szczegóły. Najpierw rzuciła mu się w oczy kobieta. Była diabelnie piękna. Jej kruczoczarne drobne warkoczyki dredów tańczyły delikatnie w rytm jej podskoków, by za chwilę, za sprawą wprawnego ruchu głową, ze świstem przeciąć powietrze. Miała na sobie ciemny płaszcz i intensywnie czerwoną sukienkę, która w połączeniu ze szkarłatem jej ust tworzyła elektryzujący efekt. Sposób, w jaki układał się płaszcz, podczas jej akrobatycznych popisów, sugerował, że jest w nim ukrytych wiele drobnych ostrzy. W porównaniu z nią, mężczyzna wyglądał po prostu śmiesznie. Stylizowany na pirata strój od razu kojarzył się z tanim, wodewilowym przedstawieniem. Intrygował jedynie fakt, że powietrze wokół niego zdawało się być lekko zagęszczone, niczym delikatna aura. Genkaku kucnął za jednym z najbliższych samochodów i uruchomił moc procesora. Iluzja jego samego wkroczyła prosto między walczących z drugiej strony. Oboje odskoczyli, jednak żadne nie opuściło gardy. Ich myśli zabrzmiały wyraźnie w głowie agenta. „Przybyła odsiecz, będzie łatwiej” płynęło od strony szamanki, a sekundę później odczytał „mam dzisiaj zdecydowanie zły dzień, problem za problemem” zeloty. Nie ułatwiało to rozstrzygnięcia, kto za tym stoi, ale Genkaku postanowił zaufać doniesieniom Araraikou. Zarówno prawdziwy agent, jak i jego iluzoryczny odpowiednik przysunęli się w stronę ciemnoskórej piękności i wycelowali w mężczyznę.
- To chyba nie jest odpowiednie miejsce na operetkę – Genkaku odezwał się ustami klona. - Zechciałby pan skończyć już ten występ i rzucić broń?
- Złe miejsce na operetkę? - mężczyzna z nonszalancją opuścił ostrze dzierżonego w dłoni rapiera ku ziemi. Drugą dłonią pogładził delikatnie swoją bródkę. - Ale za to pewnie doskonałe miejsce dla tej damy na jej balet ?
- Jej taniec nie jest tak „huczny”, jak twoja operetka przyjacielu – odpowiedział z równie nonszalanckim uśmiechem agent, wyraźnie akcentując słowo „huczny”. Skupił się na odczytaniu myśli zeloty, ale ku swojemu zaskoczeniu nie mógł tego zrobić. Wziął głęboki wdech. Delikatny, słodki zapach zawirował w jego nozdrzach. Nagle poczuł się osłabiony, zniewolony. Musiał to szybko zakończyć. Zmienił ton na ostrzejszy. - Rzuć broń, albo zaraz atmosfera zrobi się niezdrowa!
Z każdym kolejnym oddechem agent czuł, że traci kontrolę nad swoimi mocami. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale zrobił pauzę w momencie, w którym w nieoczekiwany sposób iluzja Genkaku zniknęła, jednocześnie odsłaniając oczom zgromadzonych prawdziwą pozycję agenta.
- Niezdrowa atmosfera? Może potrzeba trochę przewietrzyć!
W mgnieniu oka wyprostował rękę przed siebie w kierunku sanbetańczyka. W tej samej chwili tumany kurzu wzbiły się w powietrze, by za chwilę, w formie małego tornada uderzyć prosto w samochód, stanowiący osłonę dla oszołomionego agenta. Maszynę poderwało do góry i rzuciło prosto w stronę Genkaku. Szamanka była jednak szybsza. Jednym skokiem dopadła do sprzymierzeńca i odturlała się razem z nim. W samą porę, by uniknąć zderzenia z autem, które roztrzaskało się zaledwie metr od nich. Leżeli teraz jedno na drugim. Niezręczny moment. W oddali słychać było kroki oddalającego się biegiem zeloty. Genkaku z bliska wpatrywał się teraz w jej ciemne, piękne oczy.
- Mari... mam na imię Mari – jej słowa otrzeźwiły agenta. Miała miękki, przyjemny głos. - Może teraz zejdziesz ze mnie i ruszymy za tym przeklętym babilończykiem, zanim nam ucieknie?
- Genkaku, proszę mi wybaczyć – agent poderwał się szybko na równe nogi i pomógł wstać szamance. Oboje ruszyli w kierunku w którym uciekł mężczyzna. - Coś się stało z moimi... umiejętnościami, jakbym stracił kontrolę.
- Ehm, to chyba moja wina – Mari rzuciła zakłopotane spojrzenie swojemu nowemu partnerowi i zrobiła minę niewiniątka. - Widzisz, czasem niektórzy reagują tak na moje … umiejętności. Tylko Forza okazał się odporny.
- Forza? Ten babilończyk? - Genkaku powoli zaczął odzyskiwać panowanie nad sobą, najwidoczniej szamanka przestała używać swojej mocy przeciwko niemu. Była doprawdy czarująca i intrygująca. Agent złapał się na tym, że wpatruje się w nią z rozmarzeniem. Szybko oderwał wzrok, potrząsnął głową i spojrzał przed siebie. Coś takiego jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło. - Może to przez tę powietrzną poświatę wokół niego?
- Pewnie masz rację. Jesteś naprawdę bystry – mówiąc to rzuciła uśmiech, z rodzaju tych, które potrafią rozbroić nawet największego twardziela. Poprawiła dłonią niesfornego dreda, opadającego jej na czoło. - Ucieknie nam....
- Nie. Zaminowałem wejścia na klatki schodowe, a windy są odcięte. Jest tu uwięziony.
- To znaczy, że ja też. Chyba nie masz zamiaru wykorzystać mnie i porzucić, co? - mówiąc to, nawet nie próbowała ukryć szelmowskiego uśmieszku. Na szczęście nie musiał odpowiadać na to pytanie. Dotarli do Forzy, majstrującego właśnie przy drzwiach do windy. Wrota ustąpiły z cichym jękiem, odsłaniając pusty szyb. Babilończyk zaklął i w tym momencie zauważył nadbiegającą parę przeciwników. Na powitanie posłał im kolejną trąbę powietrzną. Genkaku odskoczył na bok, wprost na nadbiegającego po dachach samochodów zelotę. Dobył karabinu, ale przeciwnik był szybszy. Wyskoczył w powietrze i chwycił jedną ręką zwisającą spod sufitu lampę. Przelatując nad przeciwnikiem wykonał zamaszyste cięcie, które rozpłatało sanbetańską broń na dwie części. Na swoje nieszczęście drogę odcięła mu szamanka. Wyskoczyła z drugiej strony tornada, rzucając nożem. Ostrze przeszyło powietrze tuż nad głową Forzy i trafiło w kabel lampy, na której ten zwisał. Babilończyk wylądował twardo na ziemi. Mari nie dawała mu chwili wytchnienia. Dopadła do niego potężnym skokiem. Po dwóch sparowanych pchnięciach, zrobiła salto nad głową przeciwnika próbując zaatakować w powietrzu od góry. Niestety bezowocnie. Zelota znał się na szermierce, a ostrza zdawały się ześlizgiwać po jego pancerzu. Genkaku sięgnął po swoje Sai i rzucił się w wir walki. Przyskoczył do zeloty i zalał go falą krótkich pchnięć. Z boku wyskoczyła Mari i znów robiąc salto w powietrzu zaatakowała od góry prosto w plecy wroga. Celnie. Krew babilończyka trysnęła wokół. Forza opadł na jedno kolano. Nie miał jednak zamiaru się poddać. Energicznym ruchem dłoni przejechał po ziemi. Cienka warstwa powietrznego pancerza wokół jego ręki wzbiła w górę kłąb kurzy, oślepiając na chwilę przeciwników. Ruszył biegiem w kierunku windy i rzucił zaklęcie. Wewnątrz szybu pojawiła się trąba powietrzna. Genkaku i Mari wybiegli zza obłoku kurzu w samą porę, by zobaczyć jak babilończyk wskakuje w tornado, które porywa go wysoko ku górze. Oboje zaklęli pod nosem i ruszyli biegiem. Na miejscu agent nie mógł uwierzyć własnym oczom. Wewnątrz szybu, jakieś pięć pięter nad nim, wisiał mocno poobijany babilończyk wczepiony palcami w drzwi, z którymi właśnie się mocował. Szamanka nie miała zamiaru czekać. Jednym susem znalazła się w środku i zwinnie niczym kot zaczęła się wspinać do góry po wspornikach. Genkaku musiał działać szybko. Sytuacja definitywnie wymykała mu się spod kontroli. Za bardzo bawił się z Forzą. Zaangażował się w walkę wręcz, a na dodatek nie przewidział, że tamtemu uda się uciec. Jeszcze raz spojrzał w górę. Jego wróg właśnie przeciskał się przez drzwi i znikał gdzieś na korytarzu. Mari doskoczyła do niego i razem zniknęli z pola widzenia agenta.
- Beeper. Odblokuj windę i sprowadź ją tutaj. Ale migiem! Thekal leć tam i pomóż jej!
Obłok czarnego niczym słoma dymu wystrzelił z jego karku i pomknął w górę szybu. Winda zaczęła zjeżdżać. Był poirytowany. Dał się zrobić jak dziecko. Wpadł we własną pułapkę. Wszedł do środka i nerwowo zaczął wciskać odpowiedni guzik. Poganiał w myślach maszynę. Sekundy dłużyły się jak godziny. W końcu usłyszał upragnione piknięcie oznajmiające dotarcie do celu. Wystrzelił na korytarz i pomknął prosto w stronę sylwetek walczących. Całe szczęście, duch i szamanka radzili sobie całkiem dobrze. Forza był już wykończony. Genkaku nie miał zamiaru dawać mu drugiej szansy. Wyciągnął lekcję z tej historii. W pełni odzyskał już władanie nad mocami procesora. Dobiegł do walczących pod osłoną iluzji. Jednym szybkim kopniakiem podciął babilończyka, i rozbroił go telekinetycznie, wyrywając mu rapier z dłoni. Słyszał wyraźnie myśli zdezorientowanego przeciwnika. Biedak, nie miał pojęcia co go trafiło. Mari dokończyła dzieła widowiskowym saltem, zakończonym uderzeniem kolanem w przeponę. Z zeloty ze świstem uszło powietrze a jego głowa opadła nieprzytomnie na posadzkę.
- No proszę, ktoś tu pokazał w końcu pazurki – szamanka wstała powoli i podeszła w stronę agenta. Jej dłoń opadła delikatnie na jego ramię. Nim zdołał zareagować, znów poczuł ten słodki, hipnotyzujący zapach. Jej zapach. Nie mógł się bronić. - Wydaje mi się, że to może być początek bardzo owocnej współpracy.
Kończąc te słowa, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Osłupiony Genkaku patrzył jak Mari oddala się biegiem w głąb korytarza, niknąc gdzieś za rogiem. Z oszołomienia wyrwał go dopiero krótki alarm dobiegający z beepera. Wykrył silną toksynę w organizmie agenta. Feromon. Uśmiechnął się pod nosem sam do siebie. „Specjalne umiejętności”. Mógł ją gonić i dorwać. Wystarczyło trzymać dystans, a nawet nie wiedziałaby co by się stało. Z jakiegoś powodu wolał jednak, żeby uciekła. O wiele ciekawiej byłoby spotkać ją jeszcze kiedyś. Najważniejsze, że pochwycił Forzę. Miał tylko nadzieję, że nie popełnił błędu i złapał właściwą osobę. Pochylił się nad nieprzytomnym i założył mu kajdanki. Ta sprawa naprawdę go wciągnęła. Nie mógł się już doczekać przesłuchania.

Koniec.

------
Króciutka walka, ale wolałem się tym razem nie rozpisywać. Chciałem skupić się głównie na jak najlepszym oddaniu NPCów i ich mocy. Przyznam, że pisanie tego, to było interesujące doświadczenie.
P.S.
Część pisana przeze mnie, zaczyna się od "Sanbetsu, Fojikawa, Teraz.". Wcześniejsze to wprowadzenie napisane przez Lorgana, ale postanowiłem umieścić je tu, bo dobrze nakreśla wątek.
Ostatnio zmieniony przez Lorgan 20-08-2012, 16:41, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW Email Skype
 
 
»oX   #2 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

No więc tak.. Wpis mi się spodobał, jednak strasznie denerwowały mnie błędy interpunkcyjne. Nie chce mi się przeglądać całego wpisu jeszcze raz, więc cytatów nie będzie. Po prostu czasem myliły Ci się w dialogach, czasem dawałeś je niepotrzebnie w zdaniach (co w sumie błędem nie było, ale utrudniało czytanie), a czasem ich zabrakło.

Co do opisu walki to mi się podobało. Nie lubię zbyt długich starć, gdzie fabuła i tak stanowi 80% wpisu. Tutaj mieliśmy krótkie starcie, każdą z postaci przedstawiłeś w ciekawy sposób, pokazałeś różnicę sił.. no i tak dalej.

Jedyne co mnie ciekawi, to.. "Zealota", czy "Zelota"? ;) Ty używasz tego drugiego, zaś w wstępie napisanym przez Lorgana mamy 'zealotę'. Takie małe coś, a jednak zwracałem na to uwagę przy czytaniu.

Nie wiem co jeszcze mógłbym tu napisać. Nie dopatrzyłem się żadnych większych błędów, widziałem może jedną czy dwie literówki, poza tym wszystko było w porządku. Wpis nie powalał też na kolana, ale mi czytało się go miło i przyjemnie.

Ocena: 7
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #3 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Genkaku – Precyzyjnie zmieściłeś się w moim rozumieniu walki do Tankyuu/Ninmu. Obawiałem się, że skoro tak bardzo pokiełbasiłeś nazwę tematu, wypadłeś z obiegu i stworzyłeś coś niezgodnego z opisem świata, klimatem, opisami bohaterów itp. Całe szczęście, poradziłeś sobie wzorowo. Zręcznie wplotłeś informacje na temat myśli NPC w fabułę, z niczym nie przegiąłeś i nie podjąłeś decyzji, które byłyby niekorzystne z punktu widzenia postaci, których dotyczyły. Sprawiło to, że wydarzenia sprawiały wrażenie naturalnych, realistycznych. Jedynym wyraźnym minusem pracy jest, jak zwykle, warsztat. To jednak tak typowe dla Ciebie, że nie będę rozwijał tematu.

Ocena: 7/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Genkaku.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Coyote   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Genkaku: Takie walki lubię. Wartka akacja, bez zbędnych pierdół :D Błędów interpunkcyjnych rzeczywiście sporo i kilka literówek. Spodobała mi się walka w garażu i to ,że Mari tak ci bardzo pomogła na koniec (zatrzymała zealotę). Napisałem krótko, ale i na temat, jak sama walka :D

Gen: 7,5/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Coltis   #5 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Genkaku, Twoja walka przedstawia się poprawnie. Po długiej nieobecności na forum łyknąłem ją ze smakiem, zwłaszcza, że poznałem sporo nowych zdolności i zabawek Twojej postaci, ale nie wzbudziła we mnie zachwytu czy większych emocji. Główną przyczyną był Terrence, który zdawał się przeciwnikiem Ciebie zupełnie niegodnym. Nie był w stanie zaszkodzić, w kółko powtarzał atak trąbą powietrzną (co było po prostu stwierdzane, bez jakiegoś fajniejszego opisu), która na dodatek zdawała się nie mieć większego efektu i skupiał się na ucieczce. Realistyczne, prawda, miałeś przewagę, on jest znacznie słabszą postacią i tak dalej, niemniej dość nudne w moim odczuciu. Również to, że Terrence został właściwie wykończony poza kadrem jakoś mi nie pasowało. Wcześniej pokazałeś parę fajnych sekwencji i nie wiem dlaczego przy końcówce zadowoliłeś się tyloma skrótami myślowo-fabularnymi.

Jeszcze jedna sprawa:

Genkaku napisał/a:
Zawsze starał się zachowywać zimną krew i chłodno kalkulować, ale w takich momentach było ciężko. Po prostu czuł, że żyje.


Czyżby Genkaku czuł się martwy większość czasu i odżywał tylko wtedy, gdy jest mu naprawdę ciężko? ;D

Mimo wszystko uważam, że powinieneś wygrać to starcie. Pomysł i wykonanie, tak jak napisałem na początku - poprawne.

Genkaku, dostajesz ode mnie 6,5/10. Praca nie była zła i cieszę się, że od niej rozpocząłem swój powrót do obowiązków Rady.


I wanna be the very best, like no one ever was.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #6 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Genkaku - 28 pkt.

NPC - 22 pkt.

Zwycięzcą został Genkaku!!!

Punktacja:

Genkaku +55 (medal: Krzyż Żelazny)
oX +10
Lorgan +10
Coyote +10
Coltis +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 14