28 odpowiedzi w tym temacie |
^Genkaku |
#21
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 27-05-2012, 18:45
|
|
Na początku chciałbym wszystkich bardzo, bardzo, bardzo przeprosić za takie gigantyczne, prawie roczne opóźnienie. Mam nadzieje, że nie zniechęciło was to do dalszej zabawy, a wręcz przeciwnie, zaostrzyło apetyty
Przepraszam też, za jakość wpisów. Dawno nic nie pisałem, i na nowo muszę szlifować warsztat. W każdym razie, poprawię się
Pierwszy etap przetrwali wszyscy!
Naoko - nie oddałaś wpisu, ale ze względu na moje gigantyczne opóźnienie pozwalam ci kontynuować. Twoje zadanie z pierwszego etapu przechodzi na następny.
Pit - skoczyłeś na poziom 2 co mi trochę psuję szyki, ale przeżyje.
Mablung - bardzo fajny, klimatyczny wpis ale trochę za długi. Sporo brakujących przecinków i kilka głupich błędów w stylu "wariujący błonnik" itp.
Reszta wpisów, bez większych zastrzeżeń.
Nagrody otrzymują:
-Pit +10 pkt
-Insoolent +8 pkt + 8 道力
-Boul +6 pkt + 8 道力
-Shiro Kumori + 10 pkt
-Bakushin +10 pkt
-Tekkey +10 pkt
-mablung +10 pkt
Punkty Zasobów:
Sanbetsu: 0
Nag: 0
Babilon: 0
----------------------------------------------------------------------
Sanbetsu
Pit.
Bar, w którym siedział Agent, nie należał do najlepszych. Trunki były podłej jakości, obsługa wołała o pomstę do nieba, a barmanowi miał ochotę przywalić za każdym razem gdy ten podchodził do niego po zamówienie i trącał go swoim zapoconym brzuszyskiem. Przy tych wszystkich wadach, speluna posiadała jednak jedną, niezaprzeczalnie wielką zaletę. Był z niej doskonały widok na biuro Rachida. Zaraz po wizycie złożonej u przedsiębiorcy Pit obszedł budynek dookoła, upewniając się, że jest w nim tylko jedno wejście. Nie musiał długo czekać. Zaledwie po kwadransie do handlarza podeszło trzech mężczyzn. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to typki spod ciemnej gwiazdy. Ludzie pustyni. Pit dyskretnie uruchomił funkcję laserowego podsłuchu na beeperze i wycelował go w okno gabinetu Rachida. Mężczyźni rozmawiali właśnie o nadchodzącym transporcie koltanu. Z kontekstu można było wywnioskować, że ładunek ma trafić w ręce Khazarczyków. Pit zaklął cicho pod nosem, gdy całe towarzystwo postanowiło zejść do piwnicy, która leżała poza zasięgiem podsłuchu, by omówić tam szczegóły. Agent pociągnął porządny łyk piwa, i w tym samym momencie dosiadła się do niego kobieta. Na głowę miała naciągnięty kaptur, spod którego na ramiona opadały jej mlecznobiałe włosy. Ostre rysy nadawały jej twarzy groźny charakter i wskazywały, że może pochodzić z Babilonu.
- My się znamy? - zaczął Pit, jednocześnie cały czas zerkając za okno. Mężczyźni mogli wyjść w każdej chwili.
- Podobno interesuje cię koltan? - jej głos był łagodny, niepasujący do surowości oblicza. Mówiła szybko, jakby w obawie, że w każdej chwili ktoś może jej przerwać. - Ten skurczybyk Rachid nie jest wart uwagi. Jego marża jest wysoka jak wieżowce w Ishimie. Mogę załatwić ci coś lepszego, o wiele lepszego.
- Coś lepszego niż koltan? Nie wydaje mi się, żeby coś zainteresowało mnie bardziej....
- A sanbetańscy naukowcy ? - jej usta wygięły się w złośliwym uśmiechu. - Jesteś Agentem, prawda? Pojawiłeś się niedawno, ale i tak całe miasto już o tobie plotkuje. Posłuchaj, mam pewne informację...cenne informacje o naukowcach, ale musisz iść ze mną.
Mówiąc to, rzuciła spojrzenie w kierunku wejścia do knajpy. Jak na zawołanie, pojawiła się w nim para osiłków. Rozglądali się, wypatrując kogoś. Pit nie miał wątpliwości. Szukali tej kobiety.
- Musisz mi pomóc - wyszeptała, kurcząc się przy tym, tak, by być jak najmniej widoczna. - oni nie mogą mnie dopaść.
Pit otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zauważył przez okno jak jego podejrzani opuszczają biuro Rachida. Musiał podjąć decyzję. Szybką decyzję.
Opcje:
1. Jesteś jak pies gończy. Jak złapiesz trop, nic cię nie powstrzyma. Postanawiasz zostawić kobietę samą na pastwę losu. Nie pomagasz jej. Zamiast tego idziesz za podejrzanymi. Sporządź wpis, w którym śledzisz mężczyzn uliczkami Akuto Hora. Są bardzo ostrożni. W razie wykrycia rozdzielą się lub będą walczyć. To wojownicy i ludzie pustyni, są uzbrojeni i nie poddadzą się bez walki. Do tego znają miasto lepiej niż ty. Wpis zakończ w momencie, gdy doprowadzają cię do jednego z magazynów na obrzeżach.
2. Postanawiasz porzucić trop, by pomóc kobiecie. To ryzykowne posunięcie, ale jeśli naprawdę ma jakieś informację o naukowcach, mogą cię one doprowadzić bezpośrednio do porywaczy i Szakali. Sporządź wpis, w którym razem z kobietą uciekacie uliczkami przed jej prześladowcami. Jest ich znacznie więcej niż dwóch, których zauważyłeś na początku. Są rozsiani po całym mieście i komunikują się ze sobą. Są zdeterminowani by dopaść kobietę, a ciebie zabić. Użyj swoich sztuczek i umiejętności, by zmylić pościg. Wpis zakończ w momencie, gdy docieracie razem do kryjówki, w której znajdują się towarzysze kobiety. To jeden z domów blisko centrum.
Informacje dodatkowe: Kobieta mówi, że nazywa się Nadia i pracuje jako badacz.
Shiro Kumori
Shiro odczekała chwilę, uważnie nasłuchując. W oddali dobiegły ją odgłosy kroków, pochodzących z górnego pokładu. Włączyła beeper i zeskanowała okolicę. Trwało to kwadrans, ale w końcu uzyskała w miarę dokładny plan jednostki. Po całym statku spacerowali strażnicy. Na dolnym pokładzie, najprawdopodobniej w ładowni, jacyś ludzie krzątali się przy skrzyniach. Okolica była czysta. Agentka po cichu wyślizgnęła się z kajuty na zewnątrz, w kierunku skrzyń, które nie zostały jeszcze przeniesione do ładowni. Musiała być ostrożna. Co jakiś czas z kilku punktów obserwacyjnych strażnicy prześwietlali okolicę reflektorami. Shiro prześlizgiwała się z wprawą od jednego ciemnego miejsca do drugiego, powoli zmierzając do celu.
Skrzynie leżały przykryte szarą plandeką, czekając aż ktoś się nimi zajmie. Agentka wślizgnęła się pomiędzy nie. Uruchomiła beeper i z bliska przeskanowała zawartość skrzyń. Niemal natychmiast wyświetliła jej się dość intrygująca lista. Jej zawartość stanowiło głównie wyposażenie laboratoryjne, broń, chemikalia oraz części maszyn. Usłyszała kroki. Przywarła do ładunku w idealnym momencie, by nie zostać wykryta przez parę wartowników. Mężczyźni rozmawiali ze sobą w obcym języku. Pech chciał, że zatrzymali się na papierosa akurat tuż przy niej. Jedno niefortunne spojrzenie dzieliło ją od wykrycia. Najciszej, jak potrafiła, sięgnęła po swój nóż.
Z prawdopodobnych tarapatów uratował ją trzeci mężczyzna, który niespokojnym truchtem podbiegł do wartowników. Wyglądał na oficera.
-Zahir, weźmiesz piątkę ludzi i przyszykujecie te skrzynie do wyładunku. Za chwilę będzie tu łódź. Miejcie oczy szeroko otwarte. Podobno jakiś agent węszył w okolicy. Ty, Harr pójdziesz do kapitana i upewnisz się, że wszystko jest w porządku. Powiedz mu, żeby zabezpieczył dokumentację.
- Tak jest poruczniku, już się robi.
Wartownicy szybko rzucili niedopałki na ziemię i rozbiegli się w kilku kierunkach. Trzeci mężczyzna odwrócił się, by odejść w swoją stronę, gdy nagle krótkofalówka u jego pasa zatrzeszczała.
Poruczniku Shmitz, już są.
- Doskonale - opowiedział. Przyłożył urządzenie do ust i wydał komendę. - Otwórz im właz na dole i niech się wynurzają. Zaraz tam będę.
- Poruczniku, jest coś jeszcze, w porcie pojawili się agenci, kierują się prosto na nas.
- Jasna cholera. Niech nasi ich zatrzymają. Każ kapitanowi zniszczyć dokumentację! Te skrzynie mają natychmiast znaleźć się na łodzi!
Mężczyzna odbiegł w kierunku najbliższych drzwi pod pokład. Shiro wyjrzała z kryjówki. Z nabrzeża zaczęły dochodzić odgłosy strzelaniny. Pewnie wezwane przez nią wcześniej posiłki przybyły. Musi się stąd zmywać, nim zrobi się gorąco.
Opcje:
1. Śledzisz ładunek. Na nabrzeżu rozgorzała walka. Twoje wsparcie zaczęło wdzierać się na pokład, ale trwa to za wolno. Sporządź opis, w którym udajesz się śladem porucznika i dostajesz się na małą łódź podwodną, której kiosk wynurzył się w specjalnie przygotowanym otworze w kadłubie, na najniższym pokładzie. Po drodze możesz ułatwić robotę swoim i likwidować potencjalnych przeciwników. Zakończ wpis w momencie, gdy znajdujesz bezpieczną kryjówkę na pokładzie i łódź zanurza się.
Informacje dodatkowe:
Łódź podwodna jest ewidentnie produkcji nagijskiej. Jej załoga to ludzie z Shah'en.
2. Kto za tym stoi? Na nabrzeżu rozgorzała walka. Twoje wsparcie zaczęło wdzierać się na pokład, ale są za wolni. Na górnym pokładzie wybucha pożar. Sporządź wpis, w którym udajesz się na górny pokład, mostek i do kabiny kapitana. Powstrzymaj go przed zniszczeniem dokumentów. Możesz się przekradać lub systematycznie likwidować przeciwników. Wpis zakończ w momencie, gdy dokumenty są już w twoich rękach.
Tekkey
Genby wygodnie rozsiadł się w fotelu, zarzucając nogi na biurko. W jednej ręce trzymał paczkę orzeszków, drugą wpychał je sobie łakomie do ust. Przed nim znajdował się duży ekran.
- biipeł, załładuł obłaz ba ekłan.
- Komenda niezrozumiała – odpowiedziało mu delikatnym kobiecym głosem urządzenie. Tekkey przełknął głośno nie do końca pogryzioną jeszcze porcję orzechów.
- Cholera! Powiedziałem, żebyś otworzył nagranie z kamery.
W odpowiedzi, na ekranie, natychmiast pojawił się obraz. Przedstawiał profesora we własnej osobie, spokojnie pracującego przy biurku. Na pulpicie porozrzucane były jakieś papiery. Agent zauważył, że naukowiec pracuje na przenośnym komputerze, którego nie widział nigdzie w okolicy.
- Wyświetl mi listę rzeczy zabezpieczonych przez naszych po porwaniu.
Z holograficznego wyświetlacza na ręku wystrzeliła długa lista. Były to rzeczy osobiste oraz dokumentacja etc. Za dużo, by czytać – pomyślał Gendy.
- Jest na tej liście komputer, laptop... coś w tym stylu... albo jego resztki ?
- Nie. Brak jakichkolwiek wpisów na temat „komputer, laptop... coś w tym stylu”
- Bardzo śmieszne – skwitował agent. Poprawił swoją pozycję w fotelu na jeszcze wygodniejszą i skupił się na filmie. Do sprawy komputera jeszcze wróci. - Przewiń do momentu wtargnięcia intruzów.
Obraz nagrania przyspieszył. Zwolnił do normalnej prędkości, gdy zegar na filmie wskazywał dwie minuty po godzinie drugiej w nocy. Profesor pracował, kiedy nagle z dolnego piętra rozległy się huki i odgłosy strzałów. Do gabinetu wpadła dwójka agentów, barykadując drzwi. Jeden z nich krzyknął coś do naukowca, ale jego słowa zagłuszył kolejny huk. Higamoto, niewiele myśląc, zamknął komputer i wyrzucił go za okno. Do gabinetu wpadło dwóch napastników. Ubrani w czarne, taktyczne stroje, nie różnili się zbytnio od komandosów z oddziałów szybkiego reagowania. Pierwszy z nich w perfekcyjny sposób uniknął ostrzału agentów, jakby widział kule i nie stanowiły one dla niego żadnego zagrożenia. Drugi jednym ruchem ręki, z dystansu posłał agentów prosto na ścianę. Ogłuszeni sanbetańczycy nie mieli szansy na obronę. Zostali zabici na miejscu. Tekkay aż poderwał się z krzesła, rozsypując przy okazji łupiny. Ci kolesie ewidentnie byli nadludźmi. Uważnie przyglądał się dalszemu rozwojowi wypadków na filmie.
- Idziesz z nami, profesorku – odezwał się jeden z napastników. - Fahhim, zajmij się panem. Musi jeszcze dziś dotrzeć na statek, a potem do bazy. Będziesz go eskortował. Ja zostanę w Ishimie i dopilnuję tu naszych interesów.
Zanim jeszcze skończył zdanie, wyciągnął z kieszeni satelitarny telefon. W czasie, gdy Fahhim wyprowadzał naukowca, drugi napastnik wykręcił numer. W tym momencie było słychać tylko krótkie „Mamy go”. Całość nagrania nie trwała więcej niż dziesięć minut. Później zarejestrowała się tylko policja i śledczy.
Tekkay podniósł ramię z beeperem do twarzy i wydał komendę:
- Połącz się z satelitą szpiegowskim i namierz mi tę rozmowę. Dokładnie z tego miejsca, z telefonu satelitarnego.
Agent zbiegł szybko po schodach i wypadł prosto na podwórko. Obserwował chwilę okno do gabinetu i w myślach obliczał trajektorię, jaką mógł polecieć wyrzucony przez nie laptop. Rozejrzał się i zobaczył mały, ogrodowy skalniak z oczkiem wodnym. Woda była mętna i cała pokryta glonami. Tekkay kucnął, podwinął rękaw i zaczął macać dno. Po chwili wyciągnął mokry i pęknięty od upadku komputer.
- Cholera! -zaklął na głos. Próba uruchomienia urządzenia nic nie dała. Laptop wydawał się zniszczony. - Trzeba będzie go oddać technikom.
- Namierzyłam rozmówcę. Jest na obrzeżach Ishimy. Przesyłam adres – odezwał się głos, dochodzący z nadgarstkowego urządzenia. - Jest jeszcze wiadomość do wszystkich agentów. W porcie jest strzelanina. Prawdopodobnie to przemytnicy. Pani Shiro jest na miejscu i wzywała posiłki.
Opcje:
1. Namierzyłeś jednego z porywaczy. Jest w starym, z pozoru opuszczonym budynku. Jest tam jednak pełno wartowników. Co najmniej tuzin. Możesz ich eliminować lub próbować się przekraść. Sporządź wpis, w którym włamujesz się tam i docierasz na dach, by zmierzyć się z porywaczem.
2. Postanawiasz pędzić do portu, by wesprzeć Shiro. Być może jest tam drugi z porywaczy, o czym twoja partnerka nie wie. Sporządź wpis, w którym docierasz do portu i bierzesz udział w walce. Dostajesz się na pokład, który płonie. Zakończ wpis w momencie, gdy przeszukując statek w poszukiwaniu Shiro natrafiasz na uwięzionego, nieznanego naukowca.
Mablung
Spięte ciało olbrzyma opadło luźno na metalowe przęsło. Udało im się. Mieli zielone światło. Chwila odpoczynku nie trwała jednak długo. Słuchawka w uchu Mablunga zatrzeszczała i po chwili usłyszał Plisskena.
- Sir, mamy tu sytuację – w jego głosie wyraźnie brzmiało zdenerwowanie. -Od naszej strony nadjeżdża ciężarówka wroga. Jedzie dość szybko. Co najgorsze, straciłem łączność z pozostałymi. Nigdzie ich nie widzę.
- Cholera! Cichy, Marks, zgłoście się! - Agent niemal wykrzyknął te słowa. Zawsze coś musi pójść nie tak. Dobrze wiedział, że w takich wypadkach najważniejsze – to nie panikować. - Plissken, zmieniamy częstotliwość na awaryjną. Upewnij się, czy jesteś bezpieczny i melduj dalej.
Nastąpiła chwila ciszy, w której obaj żołnierze przestawiali parametry swoich krótkofalówek. Należało teraz działać rozważnie. Mablung powoli zaczął wspinać się na most. Przeskoczył po kilku przęsłach i zawisnął na jego skraju , nasłuchując. Na górze ewidentnie trwało jakieś poruszenie. Dobiegały go odgłosy wzburzonych rozmów i zgiełk biegających strażników. W słuchawce znów odezwał się snajper. Jeżeli wcześniej był nerwowy, to teraz jego głos był już wyraźnie podniesiony. Mówił szybko, a oddech miał przyspieszony.
- Sir! Mają naszych! Prowadzą ich na drugą stronę mostu. Z ukrycia wyprowadził ich jakiś dziwny typ w kapturze, razem z grupą żołnierzy.
- Zrozumiałem – Agent rozważał przez chwilę różne opcje, ale wciąż miał za mało informacji. Niestety nie był dobrym taktykiem. - Dasz radę sprzątnąć kilku, żeby nasi mieli szansę zwiać?
- Odmawiam. Nie da rady. Jest ich za dużo – Plissken wyraźnie uspokoił się. Widać górę wzięło żołnierskie wyszkolenie i opanowanie. - Strażnicy wyciągają jakieś beczki i przenoszą je na środek mostu.
- Zrozumiałem. Obserwuj sytuację.
Agent podciągnął się powoli, by rzucić okiem, jak mają się sprawy. Nie miały się najlepiej. Jego ludzie byli nieprzytomni i przywiązani do dużej beczki, w jednym z obozów na końcu przeprawy. Na środku mostu nieprzyjaciele właśnie kończyli ustawiać małą piramidę z beczek. Na jednej z nich wyraźnie było widać ostrzeżenie o łatwopalnej i wybuchowej zawartości. Tuż obok głowy agenta przebiegł wartownik. Shinji szybko się opuścił, by pozostać niezauważonym. Beeper na jego ramieniu wyświetlił komunikat. Ktoś próbował połączyć się z nim radiowo, na poprzedniej częstotliwości. Mablung usiadł na przęśle i zezwolił na rozmowę.
- Pan sabotażysta? Halo? Jesteś tam? - W słuchawce odezwał się niski, chrypliwy głos z wyraźnym, tutejszym akcentem. Agent nic nie odpowiedział. Zęby miał zaciśnięte z wściekłości. Mężczyzna kontynuował. – Słyszę twój oddech! Dobrze. Nie musisz gadać. Po prostu słuchaj. Nazywam się Nazir. Twoja misja jest zagrożona, ale masz szczęście, bo lubię gry. Zabawimy się. Twoi ludzi są na jednym końcu mostu, pod strażą. Moi ludzie mają rozkaz rozstrzelać ich, jeżeli tylko zobaczą cię zbliżającego się do beczek lub na drugi koniec mostu. Do mnie. Ja natomiast trzymam w ręku detonator. Gdy nacisnę guzik, będziesz miał dokładnie dziesięć minut by mnie pokonać, odebrać mi go i wyłączyć odliczanie – terrorysta zrobił krótką pauzę, jakby chciał dać chwilę do namysłu agentowi. Gdy się odezwał, jego głos aż kipiał od sadystycznej złośliwości. - Albo ratujesz kolegów, a ja wysadzam most, albo idziesz walczyć ze mną o ocalenie mostu, a moi ludzie zabijają twoich. To jak? Twój ruch....
Opcje:
1. Ratuj swoich ludzi! Konsekwencją tej decyzji będzie najprawdopodobniej niewykonanie misji. Sztab pewnie wycofa cię za to do bazy. Zyskasz jednak przychylność swoich ludzi i spokój sumienia. Sporządź wpis, w którym ruszasz na ratunek kompanom. Są pilnowani przez żołnierzy, którzy mają rozkaz rozstrzelać ich, gdy tylko zobaczą cię zbliżającego się do beczek. Nie ruszą ich jednak, gdy nawiążą walkę z tobą. Plissken może pomóc w walce z dystansu i w odwróceniu uwagi. Zakończ wpis w momencie, gdy ratujesz kolegów, a ładunek na moście eksploduje.
2. Misja jest najważniejsza! To żołnierze, więc musieli liczyć się z takim losem. Każdy to zrozumie, prawda? Sporządź wpis, w którym decydujesz się ruszyć na drugi koniec mostu i zdobyć detonator od Nazira. Czeka cię walka z nim i jego oddziałem. Jeżeli zdecydujesz się na tę opcję, skontaktuj się ze mną, w celu uzyskania szczegółów dotyczących twojego przeciwnika i warunków walki.
Babilon
Insoolent
Inoki szybkim ruchem rozerwała zakrwawioną koszulę mężczyzny, odkrywając jego tors. Przez chwilę przypatrywała się ranom. Część z nich, stanowczo wydała jej się zbyt dotkliwa i głęboka, aby była robotą zwykłych wilków. Coś, co go powaliło, bardziej musiało przypominać wielkością szponów niedźwiedzia. Być może kręci się tu jakiś Szaman – powiedziała do siebie w duchu zelotka. Miała już raz do czynienia z tymi wynaturzonymi stworzeniami, potrafiącymi przybierać zwierzęcą postać. Z zamyślenia wyrwało ją jęknięcie rannego. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej i szepcząc w skupieniu, wyrecytowała modlitwę do Lumena, by ten w swojej łasce udzielił jej błogosławieństwa leczenia ran. Zadziałało, jak zawsze. Na jej oczach rany mężczyzny zaczęły się zasklepiać i goić. Kątem oka zarejestrowała ruch na skraju lasu. Z ciemności, jakie spowijały zarośla, spoglądało na nią kilka par wilczych ślepiów. Wataha wciąż była w pobliżu. Spojrzała na rannego, który zaczął mamrotać coś niezrozumiałego. Zapewne w jakimś tutejszym języku.
- Spokojnie, ze mną jesteś bezpieczny. Co tu się stało, do cholery ? - Insoolent próbowała uspokoić mężczyznę, niestety jej słowa nie odniosły skutku. Gestem ręki przywołała do siebie przewodnika. Był przerażony i nie odrywał wzroku od cieni poruszających się na skraju lasu. Zelotka chwyciła go za kołnierz i silnym pociągnięciem rzuciła na kolana, tuż przy rannym. - Ty, skup się! Co on tam mamrocze?!
- To dialekt z innego plemienia... nie do końca rozumiem....
Na Lumena! To powiedz mniej więcej! Nie mam całego dnia, a tu zaraz znów może zrobić się gorąco.
- To... to jakiś bełkot – twarz przewodnika zmarszczyła się w wysiłku. Jego usta poruszały się przez chwilę bezgłośnie. - Mówi coś o błękitnym orle, który niesie w szponach róże... i żeby iść śladami wilków.
- To wszystko? A może coś pomocnego, dla odmiany? - Inoki była wściekła. Całą sytuacja wydawała jej się po prostu głupie. Z kieszeni spodni wyciągnęła paczkę papierosów. Zapaliła jednego i przykucnęła przy rannym, pozwalając, by ten zaciągnął się mocno. - Zapytaj go, co tu robi i kim jest.
Mężczyzna, jakby w odpowiedzi na te słowa, wyciągnął drżącą rękę i mamrocząc dalej, wskazał kierunek za plecami zelotki.
- Mówi, że przybył z północy... uciekał i schronił się w tej wiosce, ale wilki go dopadły – przewodnik zrobił pauzę, widać było, że stara się jak najlepiej wszystko zrozumieć. - a teraz znów bredzi o błękitnym orle i starożytnym budynku... w jakimś kanionie... niedaleko. Co robimy, Pani? Za chwilę zapadnie zmrok...
Opcje:
1. Przybyłaś tu, by znaleźć grupę zwiadowczą Sępów. Co prawda, są tu dwa ciała wojowników klanu, ale nie wiadomo, co stało się z resztą. Przewodnik znalazł ich trop prowadzący na zachód, w kierunku, z którego obserwuje was wataha wilków. Sporządź wpis, w którym z powodu zapadającego zmierzchu postanowiłaś rozbić obóz i wyruszyć dopiero o świcie. Rano okazało się, że zarówno mężczyzny, jak i wilków już nie ma. Ruszasz na zachód i przedzierasz się przez las. Wpis zakończ w momencie, gdy trafiasz na oddział khazarskich komandosów, ostrzeliwujących się między skałami ze zdziesiątkowanym patrolem klanu Sępów.
2. Opowieść rannego wydaje ci się o wiele bardziej intrygująca i ciekawa, niż poszukiwanie zaginionego patrolu. Sporządź wpis, w którym z powodu zapadającego zmierzchu postanowiłaś rozbić obóz i wyruszyć o świcie. Rano okazało się, że zarówno mężczyzny, jak i wilków już nie ma. Wyruszasz na północ. W trakcie przekraczania wąwozu wpadasz w pułapkę i znajdujesz się pod ostrzałem strzelca wyborowego. Pierwsza kula dosięga twojego przewodnika, który ginie na miejscu.
Pokonaj lub podejdź snajpera, ewentualnie możesz mu uciec. Wpis zakończ w momencie, gdy docierasz na dno wąwozu i znajdujesz stary, opuszczony budynek, wmurowany w jedną ze skalnych ścian.
Bakushin
Lucjan zerwał się z łóżka na równe nogi. Za oknem wioska stała w płomieniach. Wszędzie naokoło słychać było wrzaski przerażonej gawiedzi. Zelota szybko dopadł do swojego ekwipunku i wybiegł na zewnątrz, aby lepiej rozeznać się w sytuacji. Ludzie biegali jak kurczaki pozbawione głów. W chaosie i panice próbowali organizować się i gasić pożar, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że brak im dyscypliny. O dziwo, najwidoczniej nie pomógł im też fakt, że to nie pierwszy pożar, jaki ostatnimi czasy wybuchł w ich osadzie. Faith starał się ocenić wszystko na trzeźwo. Z tego, co widział, dwa budynki płonęły od północnej strony i tam też krzątali się teraz ludzie. Tylko nieliczni wioskowi strażnicy zostali na posterunkach w pozostałych częściach osady. W zasadzie, pomyślał Lucjan, mogłoby ich tam wcale nie być, bo i tak bardziej przykuwało ich uwagę zamieszanie z pożarem, niż pilnowanie okolicy. Ktoś tu zna się trochę na taktyce. Nie zastanawiając się długo, zelota ruszył do południowej części wioski, gdzie znajdowały się głównie zagrody i spichlerze. Na efekty nie musiał długo czekać. Po zaledwie parudziesięciu metrach znalazł wyciągnięte na ziemi ciała dwóch wartowników. Młodzieniec kucnął nad nimi, jednocześnie dobywając broni. Obaj oddychali, a rozcięte z tyłu głowy wskazywały, że zostali ogłuszeni. Lucjan podkradł się dalej i wyjrzał za róg najbliższego budynku. W oddali grupka ludzi w wielkim pośpiechu opróżniała właśnie część spichlerza i wybierała co dorodniejsze sztuki zwierząt, uprowadzając je do lasu. Zelota nie zdążył się jeszcze zastanowić co dalej, gdy za swoimi plecami usłyszał hałas. Odruchowo odskoczył, w samą porę, by uniknąć trafienia w głowę pokaźną pałką.
- Coś ty za jeden?! - wycedziła przez zęby postać. Był to chłopak, niewiele starszy od zeloty. Na oko miał może z 15 lat. Ubrany był tylko w spodnie i nieco za duże, wojskowe buty. Goły tors pokryty był licznymi, podłużnymi bliznami. - Przyszedłeś mnie dorwać ?! Nigdy tam nie wrócę! Nigdy! Chłopaki, wiejemy!!!
Wykrzykując ostatnie słowa, znów zamachnął się na zelotę. Bakushin i tym razem był szybszy. Przeturlał się kawałek i odskoczył, po raz kolejny unikając ciosu i wymierzył broń w kierunku przeciwnika.
- Ani drgnij! Ty i ja musimy pogadać – zelota uśmiechnął się do siebie. Ten dzieciak ewidentnie był w coś zamieszany. - Rzuć broń i unieś ręce do góry.
Piętnastolatek znieruchomiał na widok pistoletu. W jego oczach widać był nienawiść. Wielką, buchającą żywym ogniem nienawiść. Posłusznie rzucił kij i powoli zaczął unosić ręce do góry. Robiąc to, odwrócił głowę w stronę wioski. Tym razem na jego twarzy zagościł uśmiech, z rodzaju tych złośliwych. Bakushin podążył za jego wzrokiem. Bez wątpienia obaj patrzyli w to samo miejsce. Na duży, dwupiętrowy, solidny dom przywódcy wioski. Z jednego z okien na piętrze przyglądała im się zaspanym wzrokiem mała, może ośmioletnia dziewczynka. Zelota z przerażeniem zdał sobie sprawę z tego, co zaraz się wydarzy.
- Nawet nie próbuj!! - wykrzyknął, ale było już za późno. W ułamku sekundy z ręki jego przeciwnika wystrzeliła ognista kula, trafiając prosto w dach nad dziecięcym oknem, wywołując pożar. Chwilę później drugi pocisk uderzył prosto pod nogi zeloty, ciskając go na ziemię. Piętnastolatek uciekał.
Opcje:
1. Ruszasz w pościg za młodym „partyzantem”. Ewidentnie posiada nadprzyrodzone moce. Pytanie skąd? I dlaczego robi to, co robi. Doganiasz go w lesie, na skraju klifu. Czeka cię walka. Jeżeli wybierzesz tę opcję, skontaktuj się ze mną w celu ustalenia szczegółów, dotyczących twojego przeciwnika i warunków walki.
2. Dziecko trzeba uratować. Wszyscy mieszkańcy są na drugim końcu wioski, a pożar w budynku rozprzestrzenia się z zawrotną prędkością. Prawdopodobnie tylko ty możesz ocalić małą. Jeżeli zdecydujesz się na tą opcję, pietnastolatek ucieknie i już nie będziesz miał okazji go dorwać. Zaryzykujesz w ten sposób powodzenie misji. Zyskasz jednak przychylność mieszkańców wioski i klanu Sępów.
Sporządź wpis, w którym ratujesz dziecko z pożaru. Jej pokój jest na drugim piętrze. Zakończ wpis w momencie, gdy oboje wybiegacie z budynku, który zawala się zaraz za wami.
Nag
Boul
- Posłuchaj... możemy się dogadać. Jestem bardzo wdzięczy za ratunek i w ogóle. Powiedz tylko, czego chcesz.
Pilot był przerażony. Mówiąc, cały trząsł się ze strachu i podniecenia. Nerwowo rozglądał się po okolicy. Dookoła porozrzucane były ciała „Szakali”, między którymi spacerował rycerz. Nagijczyk zatrzymywał się przy każdym trupie i przeszukiwał go dokładnie, skrupulatnie oglądając każdy znaleziony przedmiot lub sztukę broni. Jego demoniczna maska tylko potęgowała strach pilota. Wyglądał jak sam diabeł. Przed chwilą bez najmniejszego trudu zabił w pojedynkę szóstkę ludzi. Takich rzeczy nie widywało się codziennie. W zasadzie pilot miał nadzieję nigdy więcej nie być świadkiem takich scen. Jedyne, o czym teraz myślał, to wydostanie się z tego bagna i ucieczka do rodziny.
- Czego od ciebie chcieli? - Rycerz rzucił to pytanie tak niespodziewanie, że pilot aż podskoczył.
- Byłem... byłem świadkiem... znaczy.... widziałem.... mam pewne informacje.
- Imię? - Boul odwrócił się teraz w kierunku rozmówcy i podszedł do niego. Pilot cały się trząsł i gestykulował nerwowo. Bardzo denerwująco.
- Ja ? Co?... moje? … Jafar, panie.
- Jakie informacje ?
- O transporcie... panie... jeżeli można... powiem ci wszystko, ale tylko jak obiecasz, że puścisz mnie wolno. Mam żonę i....
Dłoń rycerza wystrzeliła w powietrze i zacisnęła się na szyi Jafara, unosząc go lekko w górę, tak że ten stał na czubkach palców i ledwo łapał powietrze. Nie miał odwagi walczyć. Zamknął oczy i po prostu mówił.
- Widziałem, jak sanbetańczycy zaraz po wybuchu wojny.... chowają... i zabezpieczają... część zapasów.... koltan i ... broń... i inny ekwipunek.
- Gdzie? - rycerz zwolnił uścisk i puścił pilota. Ten osunął się przed nim na kolana. Nerwowym ruchem wskazał ciało dowódcy oddziału.
- On ma mapę – dłonią masował swoją obolałą szyję. Miał wrażenie, że skóra zaczęła mu się topić pod uściskiem „wyzwoliciela”. - Prowadziłem ich w tamto miejsce. Chcieli się rozejrzeć. Kryjówka jest silnie chroniona. Poza tym, z tego co podsłuchałem, niedługo miał przybyć konwój i przetransportować całość w bardziej bezpieczne miejsce.
Kaniev odwrócił się powoli i podszedł we wskazane miejsce. Faktycznie, przy jednym z trupów był plan okolicy, na który wcześniej nie zwrócił uwagi. To mogłaby być dla niego dobra okazja, żeby się wykazać. Ryzykowna akcja, ale gra była warta świeczki. Zgarnąłby zapasy i pomieszał trochę szyki tym sanbetańskim świniom. Z drugiej strony, sytuacja w regionie była dość dynamiczna. Wszystko mogło zmienić się w mgnieniu oka. Być może lepiej byłoby dostać się jak najszybciej do Nan'gar i skontaktować z łącznikiem.
Opcje:
1. Udajesz się do kryjówki Sanbetsu. To niebezpieczna misja. Jafar doprowadzi cię tam bezpiecznie, ale dalej musisz radzić sobie sam. Sporządź wpis, w którym przedostajesz się w okolicę bazy, dostajesz do środka i zdobywasz ładunek. Jeżeli ci się uda, Nag wzbogaci się o 1 pkt zasobów. Wpis zakończ, gdy jest już po wszystkim i w pełni panujesz nad sytuacją.
Baza jest strzeżona przez dziesięcioosobowy oddział żołnierzy. Do swojej dyspozycji mają czujniki ruchu oraz kamery. Bazę opisz według własnego upodobania. W razie potrzeby kontaktuj się ze mną.
2. Postanawiasz udać się do Nan'gar. Sporządź wpis, w którym na potrzeby pilota zdobywasz łódź, którą obaj wpłyniecie do ukrytego portu. Opisz swoje poszukiwania łącznika już w mieście. Wpis zakończ w momencie, gdy udaje ci się spotkać z Szarym.
-------------------------
Na wpis macie trzy tygodnie. W razie pytań/uwag/wątpliwości, proszę o PW.
Powodzenia |
|
|
|
RESET_Naoko |
#22
|
Poziom: Wakamusha
Stopień: Jizamurai
Posty: 29 Dołączyła: 27 Cze 2014
|
Napisano 10-06-2012, 21:57
|
|
Przedostanie się na teren wroga było banalnie łatwym zadaniem. Zakradliśmy się w pobliże obozu. Przedostawszy się niezauważenie przez ogrodzenie, skierowałam się do skrzyni kontrolnej umieszczonej na tyłach budynku, który wzięliśmy za centrum dowodzenia. Po włamaniu się do programu obsługującego kamery, przez godzinę nagrywałam obraz z całego kampusu, by następie puścić nagranie w kółko. Byłoby to niemożliwe, gdyby nie zabrany wcześniej z Babilonu program do hakowania, dzięki któremu wszystko stawało się nad wyraz łatwe. Nie spodziewaliśmy się, by żołnierze zauważyli zmianę w zachowaniu swoich kolegów, ponieważ wszystko odbywało się w tym samym rytmie, tą samą trasą. Później wystarczyło zakraść się do jakiegoś najbliższego budynku i wyczekiwać okazji.. Żadnych wież obserwacyjnych czy wieloosobowych patroli – wszystko skoncentrowane było na monitoringu, nad którym przejęliśmy władzę. Pomijam główną bramę, której pilnowało kilku żołnierzy. Jednak, co by nie mówić, wejść jest zawsze łatwo. Wyjście wiązało się z wieloma przeszkodami, nie mówiąc już o trudnościach z wyjściem z ciężarówkami.
Po upewnieniu się, że każdy zajął należytą pozycję, wysunęłam się za węgła i ruszyłam spokojnym krokiem w kierunku najbliżej znajdującej się pary żołnierzy. Po kilku chwilach jeden z nich zauważył mnie i, szturchnąwszy towarzysza w ramię, uśmiechnął się dwuznacznie.
- Co tam gołąbeczko? Czyżbyś szukała kłopotów?
- Może – odpowiedziałam zalotnie, przeciągając głoski. Było tak, jak założyłam. Oddalony od miasta kompleks wypełniony masą napakowanych testosteronem mężczyzn potrzebował kobiet. Przez co musieli korzystać z prostytutek. Przykuci do stanowisk musieli czekać na przybycie dziewczyny na ich stanowiska. Zatem widok samotnej kobiety nie mógł ich dziwić. Nawet, jeżeli była w płaszczu – równie dobrze mogłam mieć pod nim tylko bieliznę, co pewnie odpowiadałoby męskim wyobrażeniom. Żołnierze powinni być zawsze ostrożni, jednak z drugiej strony, to byli tylko mężczyźni. Słabi, podatni na żądzę. A ja miała zamiar to wykorzystać.
Jeden z nich szybkim ruchem objął mnie w pasie, drugą ręką wodząc pod płaszczem w okolicy talii. W chwili, gdy poczuł pod palcami pistolet, mina mu zrzedła. Nie zdążył wypowiedzieć choćby słowa ostrzeżenia – zabójca skradający się za mną rzucił w jego kierunku sztyletem, idealnie trafiając między oczy. Szybko wyciągnęłam ostrze z denata i w mgnieniu oka znalazłam się przy drugim z przeciwników. Słowa ogłaszające alarm uwięzły mu w gardle, kiedy to sztylet zatonął w jego sercu.
- Nie możesz wypowiedzieć słowa, co? – szepnęłam z zawiścią. – Jakie to uczucie? Mam nadzieję, że się podoba, bo ja bawię się szampańsko…
Mężczyzna zacharczał w desperackiej próbie złapania oddechu i wyzionął ducha. Odrzuciłam go od siebie i rozejrzałam się uważnie po terenie. Póki co pozostaliśmy niezauważeni. Wraz z zabójcą zaciągnęłam nieżywych do najbliższego magazynu. Na szczęście nie było monitorowane – no przecież gdzieś musieli oddawać się cielesnym uciechom, a nie będą siebie nawzajem podpatrywać. Zyskawszy kilka minut mogliśmy zastanowić się nad dalszą częścią planu. Miałam dwie możliwości: albo wysadzić skład z bronią, zyskując element zaskoczenia lub podać nas za specjalną jednostkę odpowiedzialną za transport.
- Co teraz?
- Zaryzykujemy – odpowiedziałam, próbując zebrać się w garść.
W tej samej chwili do magazynu wszedł nasz towarzysz, przynosząc ze sobą zapasowe mundury. Zauważyłam, że na plecach miał dziwnie wypełniony worek. Obejrzawszy jego zawartość wpadłam na pomysł. Uśmiechnąwszy się do własnych myśli, podzieliłam się nim z zabójcami. Zgodzili się bez sprzeciwu.
*** 10 minut później, gabinet kapitana ***
- Chyba sobie kpisz Trahison!
- Nie sir. Takie mam rozkazy.
Mężczyzna zmierzył mnie uważnym wzrokiem.
- I chcesz, żebym uwierzył ci na słowo? Gdzie są dokumenty?
- Sir – zaczęłam, próbując zapanować nad głosem – rozkazy powinny być dostarczone do pana najpóźniej dzisiaj w samo południe. Nie mam ich przy sobie z powodu powziętych środków bezpieczeństwa na wypadek schwytania. A ponieważ nie otrzymał pan tych rozkazów, wskazuje to na jedną możliwość.
- Jaką?
Spojrzałam na niego poważnym wzrokiem i odpowiedziałam z przekonaniem:
- Dokumenty musiały trafić w ręce rebeliantów.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Blef może nie należał do najlepszych, jednak kapitan również nie wyglądał na najbystrzejszego. Lumenie dopomóż!
- Skontaktuję się z centralą – mruknął niezadowolony. – Jeżeli wszystko wyjaśnimy, będziesz mogła zabrać towar.
- Tak jest sir!
Dowódca sięgnął po telefon i szybko wykręcił numer. Jakże musiał się zdziwić nie słysząc sygnału. Drugi zabójca już kilka minut temu odciął połączenie telefoniczne z tym pokojem. Wiedziałam, że akurat z tym zadaniem sobie poradzi.
- Sir, co się stało? – zapytałam, dodając do głosu nutkę zaniepokojenia.
- Brak sygnału…
Uderzył zaciśniętą pięścią o blat. Czyżby się domyślił? Mimowolnie zadrżałam. Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Może nie był takim kretynem na jakiego wyglądał?
- Ci cholerni rebelianci – mruknął przez zęby.
Niech chwała będzie Lumenowi! To był idiota! Skończony IDIOTA! Nie wierzyłam w swoje szczęście. Musiałam się opanować, ponieważ jeszcze nie wykonaliśmy misji. Odchrząknęłam znacząco. Odwrócił głowę w moim kierunku.
- Proszę się nie obawiać sir. W rozkazach instrukcje dotyczące przewozu towaru dotyczyły dnia jutrzejszego. Oznacza to, że nawet jeżeli rebelianci są w ich posiadaniu, atak na korowód odbyłby się jutro. Zostaliśmy przygotowani na taką ewentualność i jesteśmy gotowi wyjechać choćby dzisiaj. Oczywiście za pańskim pozwoleniem – dodałam, pochylając głowę w służalczym geście.
Postawiwszy wszystko na jednej karcie czekałam przy narastającym napięciu. Mimo, że nic na to nie wskazywało na niepowodzenie, kapitan mógłby zacząć coś podejrzewać. Ot, tak sobie bez powodu.
- Dobrze – powiedział twardo. – Masz moje zezwolenie. Weź tylu ludzi, ilu zechcesz, bylebyś tylko dopilnowała, aby towar dotarł w bezpieczne miejsce. Wykonać!
- Tak jest sir! – oddaliśmy mu honory i wyszliśmy z pomieszczenia.
Kilka metrów od drzwi sięgnęłam do kołnierza i mruknęłam do malutkiego głośniczka przyczepionego do jego wewnętrznej strony:
- Możesz zaczynać – zabójca miał przejść teraz do dalszej części planu, którego szczegóły zostały mu dokładnie objaśnione.
Zanim opuściliśmy budynek, w oddali rozniósł się huk potężnego wybuchu. Po kilku chwilach za nami pojawił się dowódca oddziału.
- Rebelianci! Przejrzeli nasze plany! Ruszajcie, byle szybko!
Pobiegliśmy w kierunku magazynów, w których znajdowały się ciężarówki z drogocennym ładunkiem. Ba! Zostaliśmy nawet eskortowani przez wskazanych przez kapitana żołnierzy, którzy po odprowadzeniu nas na miejsce, oddalili się pospiesznie do zaatakowanego miejsca. Zacierając ręce, chciałam usiąść za kierownicą jednej z ciężarówek, jednak uprzedził mnie zabójca. W drugiej miejsce kierowcy było również zajęte. Niezadowolona usiadłam na siedzeniu pasażera. Zwróciłam się do towarzysza:
- Twój kolega potrafi się zsynchronizować. Te bomby w koszarach wybuchły w najbardziej odpowiednim momencie. Nie sądziłam, że jest tak szybki.
Przytaknął, zajęty jazdą.
Bramę opuściliśmy w ekspresowym tempie – widocznie rozkazy rozchodziły się tu błyskawicznie. Żołnierze nie sprawdzali naszych dokumentów (których nie mieliśmy), nie pytali, jak się tu dostaliśmy (a przecież to oni stali na warcie przy bramie, gdy wkradliśmy się na teren kampusu) i w ogóle nie byli zainteresowani, co ze sobą wieziemy. Wystarczyło tylko kilka bomb czasowych i szczęście. Póki co wszystko szło po naszej myśli. Jednak w przeciwieństwie do żołnierzy, cały czas pozostawałam czujna – od teraz wszystko się mogło zdarzyć. |
|
|
|
^Pit |
#23
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 11-06-2012, 05:06
|
|
"Całe miasto plotkuje o mnie", powtórzyłem w myślach. Czyżby Zakręcona Kimiko postanowiła wszystko wypaplać? Nie, przecież nic jej nie mówiłem. Może po prostu rzucałem się AŻ TAK w oczy?
Przełknąłem ślinę, jednak szybko złożyłem jeszcze jedną hipotezę. Dziewczyna sama w sobie była podejrzana. Odziana w płaszcz, zakrywający jej pół ślicznej buzi i bielutkie, nienaturalne włosy. Wyglądała jak z Babilonu, może miała jakieś nadludzkie zdolności widzenia kim jestem? Coś, jak Kimen na platformie wiertniczej paręnaście miesięcy wstecz. Cokolwiek to było, byłem w pełnej gotowości, ściskając Berettę w pogotowiu. Co i rusz zerkałem też w stronę biura Rachida, tam też nieźle się gotowało. Ciągnąłem dalej rozmowę aż do momentu, kiedy kobieta wspomniała o sanbetańskich naukowcach. Zastygłem z na wpół otwartymi ustami.
- San... powiedziałaś...
- Musisz mi pomóc - przerwała moją wypowiedź w pół zdania, nagle kuląc się i naciągając mocniej kaptur. Przyczyną takiego zachowania stało się dwóch, rosłych mięśniaków, którzy wparowali do knajpy jak do chlewu. Nieznajoma wyszeptała jeszcze. - Oni nie mogą mnie dopaść.
Dopiłem szybko zamówionego drinka i skalkulowałem sytuację. Jeśli to co mówiła było prawdą, mogłem olać Rachida i spróbować pomóc jej. Przyjrzałem się oponentom. Dwójka bydlaków, wytrenowana na odżywkach i wizytach w siłowni. Teoretycznie zagrożenie równe zeru. Nie byłem jednak pewien czy nie mieli pod skórą jakichś wszczepów, wszak byliśmy w jednym wielkim burdelu oferującym całą gamę usprawniaczy, niekoniecznie legalnych. Na takich przydała by się jakaś mocniejsza broń, jak na przykład mój najnowszy nabytek*. Wolałem jednak, na jakiś czas, uniknąć bezpośredniego starcia. Obejrzałem się w kierunku tylnego wyjścia. Liczyłem, że zapyziały bar miał coś takiego. Chwyciłem kobietę za nadgarstek i szepnąłem.
- Wyjdź za mną tak, jakbyś po prostu zmierzała po kolejnego drinka a kiedy dam znak, pobiegniesz za mną, o tam, na tyły.
Brzmiało to co najmniej dwuznacznie, jednak nie było mi wcale do śmiechu. Właśnie porzucałem swoją misję na rzecz ryzykownej i być może nieopłacalnej gry. Dziewczyna doskonale wczuła się w powierzoną jej rolę i już po chwili składaliśmy wizytę kucharzom na tyłach baru. Z zaplecza jechało spalenizną, do tego stoły aż lepiły się od brudu. Tak jak jednak przypuszczałem, kuchnia miała zapasowe wyjście, które wyprowadziło nas na ulicę. Tych dwóch chyba zdążyło się połapać, bo słyszeliśmy ich gdzieś w środku pomieszczenia. Zaczęliśmy biec przez tłum niecodziennych przechodniów. Gdzieś z dachu ktoś nagle wskazał palcem w naszą stronę. Nagle obok pojawiła się druga osoba z wielką snajperką z celownikiem.
- Osz kur.wa, zmiana kierunku! - krzyknąłem w stronę nieznajomej. Pocisk musnął mnie o milimetry. Po chwili drugi świsnął koło ucha. Strzelec celował głównie we mnie.
- Ja jestem im potrzebna żywa - krzyczała towarzyszka, dysząc obok mnie. - Ale ty...
- Wielkie dzięki, jak będę chciał pełnić ro... - kolejny strzał, tym razem raniący jakiegoś innego łowcę nagród. - Rolę...
Zdenerwowany popchnął mnie na ziemię i sam wyciągnął ogromnego gnata, odpłacając się niefortunnemu snajperowi.
- To co chciałeś powiedzieć? - Podała mi rękę, bym podniósł się z ziemi.
- Mówiłem, że "tarcza strzelnicza", ale w tej chwili to nieważne!
Przeskakiwaliśmy od kramu do kramu, pomiędzy rumowiskami, kryjąc za zdezelowanymi wehikułami. Całe Akuto Hora chciało dorwać naszą dwójkę. Byli dosłownie wszędzie, na dachach, pośród gapiów, tłumów, siedzieli w zaułkach. Gdzie nie skręciliśmy ktoś chciał nas zaatakować. W pewnym momencie łatwo było już ich rozpoznać, przykładali palce do uszu albo gadali przez krótkofalówki. Wtem z gęstwiny wyłonił się narwaniec z pazurzastą rękawicą. Chwyciłem go za nadgarstek i przedramię, sprzedałem kilka kopniaków kolanem w czułe miejsce po czym sprawnie sprowadziłem do parteru, przeprowadzając przez jego ciało prąd.
***
- To tam, tamta uliczka! - krzyczała jasnowłosa, wskazując palcem przed siebie. Była zmęczona całym pościgiem i umykaniem przed ostrzałem. Ja czułem bardziej irytację i złość na samego siebie. Wpakowałem się w jakiś większy pasztet, do tego ledwo uchodząc z życiem. Dziury w moim płaszczu do zadań incognito były mnogie, aż dziw, że udało mi się wyjść tylko z kilkoma zadrapaniami. Patrzyłem z tyłu na moją towarzyszkę, kiedy kilka noży i innego śmiecia pomknęło w jej stronę. Szybko, niczym piorun, dobyłem pistoletu i celnie zmieniłem pociskami trajektorię każdego z morderczych narzędzi. W tej samej chwili z dachu zeskoczył ogromny, niemal dwumetrowy, napakowany facet. Dziewczynę zaś zaatakował drugi, dosłownie wygrzebując się spod ziemi.
- Nie uwolnisz się od nas - wycharczał przez maskę gazową.
Zaszarżowałem na szczerzącego zęby, śmiejącego się giganta wbijając obie pięści, podładowane piorunem, pod żebra. Zachwiał się, wybełkotał coś niezrozumiale, charknął śliną obok mnie i zwalił się na ziemię bez siły. Oponent w masce gazowej wciąż trzymał kobietę za łydki, jednak siedząc w ziemi nie był zagrożeniem większym niż kret. Strzeliłem mu w głowę szybciej, niż zdołał się schować.
- Prowadź mała - rzuciłem spokojnie do nieznajomej.
- Nadia - wykrztusiła. - Na imię mi Nadia. O proszę, już jesteśmy!
W życiu bym nie pomyślał, że jeden z budynków, blisko centrum, może mieścić jakąś kryjówkę. Chociaż czemu ja się w ogóle dziwiłem? Przekroczyłem wraz z nią próg domu.
*We wpisie nie użyłem jeszcze Thunder Roar Pistol, którego dodałem niedawno do karty. Nie wiem kiedy dzieje się akcja tego Tankyuu, bo jeśli gdzieś w okolicy 1611 to mowa tu o katanie Pysze. Niech GM zadecyduje co z tego być może a ja się dostosuję. O tyle xD |
|
|
|
»Insoolent |
#24
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195 Wiek: 33 Dołączyła: 20 Gru 2009 Skąd: Olsztyn, Warszawa
|
Napisano 17-06-2012, 21:46
|
|
-Co robimy, Pani? Za chwilę zapadnie zmrok...
Inoki zerknęła w zarośla, następnie spojrzała na rannego mężczyznę.
- Nie damy rady z nim teraz iść – wskazała na ofiarę wilków. - Rozbijemy tutaj obóz i wyruszymy dopiero o świcie. Rozpal dwa lub nawet trzy niewielkie ogniska, powinno to trzymać wilki z dala od nas. Dla pewności obejmę wartę...
Jak powiedziała, tak zrobił. Shina ułożyła mężczyznę z klanu Sępów pomiędzy trzema paleniskami i rozpoczęła opatrywanie pozostałych zadrapań. Pomogła rannemu na tyle, na ile mogła. Teraz był potrzebny mu głównie sen na zregenerowanie sił oraz dojście do siebie. Zealotka zapaliła papierosa, zatapiając się w rozmyślaniu nad przetłumaczonymi przez przewodnika słowami. Błękitny orzeł? I to niosący różę? Co to ma niby do cholery znaczyć? Każdy dobrze wie, że nie ma błękitnych orłów. Przenośnia jakaś? No i ten budynek w kanionie. Nic nie warty przewodnik. Powinien wiedzieć o jaki budynek chodziło. W sumie to nieistotne. Obiecała przywódcy Sępów, że odnajdzie jego ludzi. Jeden już jest, trzeba odszukać resztę. Jak przywlecze tych nieszczęśników do wioski, na pewno będzie czekać na nią jakaś wyszukana nagroda. To wystarczająca motywacja, aby nie zbaczać ze szlaku.
Trzymanie warty okazało się nie być jednak takie łatwe. Inoki, uwielbiająca długo spać, czuła, że długo nie utrzyma głowy w pozycji pionowej. Powieki wydawały się być z żelaza i coraz trudniej jej było je podnosić. Położy się tylko na chwileczkę, tylko na sekundkę przymknie oczy. Należy jej się przecież chociaż moment odpoczynku... Zmęczenie szybko przezwyciężyło znikomą siłę woli i Inoki zasnęła.
Pierwsze promienie słońca padały wprost na oczy zealotki. Kobieta obudzona przez bezlitosne światło, odruchowo zakryła twarz ręką z grymasem rozdrażnionego dziecka. Ogniska już dawno zdążyły się wypalić, a dający się we znaki poranny chłód ostatecznie wywlekł Shinę z krainy snów.
Podniosła się do pozycji siedzącej, przetarła powieki i rozejrzała się dookoła. Ranny mężczyzna zniknął. Nie możliwe, żeby przez noc na tyle wydobrzał, że wyruszył w drogę. A jeśli nawet, to przydałaby się jakaś oznaka wdzięczności, za uratowanie życia! Niewdzięcznik... Takich to tylko powybijać.
- Ej! Przystojniaczku! Pora wstawać! - krzyknęła w stronę śpiącego jeszcze przewodnika. - Widziałeś może dokąd poszedł nasz nowy kolega?
- Emmm... Eeee... - za jąkał się mężczyzna. - Przecież był tu całą noc.
- Czyli nie widziałeś – Inoki wywróciła oczami. - Może wrócił do wioski. Wstawaj leniu, idziemy dalej, na zachód.
Dogasili ogniska oraz zatarli ślady nocnego obozu. Shinie nie umknął jeszcze jeden szczegół. Razem z rannym Sępem zniknęły również i wilki. Zwierzęta mogły odejść znużone czekaniem albo... dorwały się do biedaka. To by w miarę tłumaczyło sytuację. Jakim cudem w takim razie nie było widać żadnych śladów krwi? Jak to możliwe, że zealotka kompletnie niczego nie słyszała? Nie zaprzątając dłużej sobie tym głowy, dała znak, aby wyruszali w dalszą podróż.
Wędrówka przez las nie była za bardzo przyjemna. Shina dopiero teraz zaczęła prawdziwie doceniać obecność przewodnika. Instruował jakich roślin lepiej nie dotykać, a które mogą służyć jako substytut dla medykamentów. Gdy zbliżali się już do skraju lasu, doszły ich odgłosy potężnej strzelaniny. Inoki jednym ruchem ręki przykazała Sępowi przylgnąć do ziemi, sama zaś ruszyła do przodu, by wybadać sytuację. Widok był niepokojący. Po jednej stronie khazarscy komandosi, a po drugiej patrol klanu Sępów. Niezliczona ilość pocisków szybowała w stronę wrogich sobie oddziałów, skrywających się za skałami.
- Nie taką rozrywkę Sępów miałam na myśli... - powiedziała do siebie skryta w gęstwinie Shina. |
bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! |
|
|
|
»Shiro Kumori |
#25
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 58 Wiek: 34 Dołączył: 17 Sty 2010 Skąd: Kielce
|
Napisano 24-06-2012, 18:21
|
|
Nadbudówka znajdowała się na drugim końcu statku, niby niecałe trzydzieści metrów, ale w większości był to nieosłonięty teren. Odgłosy strzelaniny stawały się coraz głośniejsze, co podgrzewało, i tak napiętą, atmosferę. Na pokładzie panował chaos, wszyscy biegali szukając osłony, co z jednej strony ułatwiało Agentce dostanie się do celu, ale z drugiej, strzelanina mogła zacząć się w każdej chwili.
Shiro ruszyła sprintem wzdłuż barierki za którą rozciągała się tafla wody, sięgająca aż po horyzont. Miała nadzieje, że nikt jej nie zauważy, a jeśli nawet, to liczyła, że przedzierające się na pokład posiłki odwrócą uwagę wrogów, plan był ryzykowny, ale nie miała czasu na wymyślanie niczego lepszego. Po dwóch sekundach, miała za sobą połowę trasy i znajdowała się za wysokim na trzy i długim na jakieś pięć metrów, stosem drewnianych skrzyń. Chciała zwolnić i złapać oddech, ale z drugiej strony, za osłonę wbiegł mężczyzna, który stanowczo za późno zorientował się w sytuacji, w której właśnie się znalazł. Zanim zebrał myśli i podniósł karabin, dziewczyna była tuż koło niego, a w stronę jego krtani leciał sztylet. Shiro chwyciła ostrze i wpadła przez otwarte drzwi na klatkę schodową, zanim zabity żołnierz upadł na ziemie. Wyjęła z plecaka pistolet i ruszyła schodami w górę, na mostek kapitański.
Strzały na zewnątrz ucichły na chwilę, żeby chwile potem uderzyć ze zdwojoną siłą i zagłuszyć wszystkie inne dźwięki. Siły Bezpieczeństwa próbowały najwyraźniej wedrzeć się na statek, tuż za stalową ścianą słychać było intensywną wymianę ognia.
Mężczyzna, który miał ostrzec kapitana, właśnie zbiegał ze schodów, by wspomóc w obronie pokładu. Pokonał zaledwie kilka stopni, by później sturlać na sam dół z płucem przebitym przez ostrze sztyletu. Dwóch kolejnych pilnowało drzwi wejściowych na mostek. Pierwszy, nim zdążył cokolwiek zrobić, leżał na podłodze z dziurą w klatce piersiowej. Drugi strzelił serią, pociski rykoszetowały i niemal trafiły Agentkę, ale zdążyła uskoczyć i pozbyła się przeciwnika zanim strzelił ponownie. Po wejściu do sterówki, zauważyła dwóch mężczyzn stojących z podniesionymi rękami, sądząc po ubiorze, jeden z nich był kapitanem. Na kokpicie leżał niedawno podpalony folder z dokumentami, który przyciągnęła do siebie i ugasiła kilkoma depnięciami. W ostatnim momencie usłyszała skradającego się od tyłu strażnika i tylko dzięki gwałtownemu unikowi, udało jej się uniknąć ciosu toporkiem przeciwpożarowym. W kontrataku cięła wzdłuż tułowia i poprawiła sieknięciem przez krtań, po czym oddała cztery strzały w kierunku mężczyzn, którzy właśnie wyciągali ukryte wcześniej pistolety. Podniosła z ziemi kopcący się jeszcze folder i zaczęła przeglądać materiały.
- Kapitana trzeba było oszczędzić – Chizuru była dowódcą grupy szturmowej, która właśnie kończyła zajmowanie statku – mógł coś wiedzieć
Shiro zamknęła folder i zmierzyła ją tylko wzrokiem. |
|
|
|
^Tekkey |
#26
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 24-06-2012, 23:34
|
|
Sto dwadzieścia na zachód. Kolejne trzydzieści kroków ku północy, znudzone zerknięcie na teren sąsiedniej posesji. Zwrot na wschód, wolny marsz wzdłuż cienia rzucanego przez budynek magazynu. Jakby kogoś naprawdę obchodziło co dzieje się na jednej z wielu niszczejących posesji w tej okolicy. Zza rogu wyłania się ponura bryła Siedziby Głównej. Trzy piętra, gołe żelbetonowe ściany i żadnej szyby, która nie zasnuta była by wieloletnią warstwą brudu i skołtunionych pajęczyn. Ostatni dystans do przebycia, przekątna nierównego placu między zabudowaniami. Obchód skończony. Rutyna. Nuda. Fajrant.
Drugi wartownik, obserwujący teren z dachu blaszanych hangarów, jak zwykle nuci pod nosem jakąś melodię. Im bliżej, tym bardziej irytująca staje się przyśpiewka. Może i nie ma w sąsiedztwie niczego podejrzanego, ale mógłby podejść do wart poważniej. Tym bardziej, że siedzi sobie w najlepsze, zamiast drałować piętnaste okrążenie wokół zabudowań. Żeby chociaż potrafił śpiewać albo wybrał ciekawszy repertuar, ale nie… Nagle mężczyzna podejmuje decyzję – czas zrobić z tym porządek.
- Ja ci dam koko spoko - mruczy mściwie, zadzierając brodę ku górze.
Metalowe szczeble drabinki zwieszają się tuż obok. Bezszelestnie się wspinając, człowiek nabiera powietrza w płuca, by gdy tylko dotrze na górę z zaskoczenia naskoczyć na hałaśnika. Jednak tuż nim ostatnim rzutem ciała osiągnąłby szczyt stopni, wokół jego szyi owija się chłodna pętla z metalowego łańcuszka. Zaskoczony podąża wzrokiem wzdłuż niego, aż po kraniec zwieńczony kamą. Broń nonszalancko trzyma obcy, siedzący tuż przed nim przy krawędzie dachu.
- Nie macie tu może jakichś zakładników, co? – rzuca z głupia frant intruz.
Gdy odruchowo formuje się na ustach odpowiedź, wartownik dostrzega z tyłu zwinięte ciało kolegi. Bez kropli krwi na twarzy, trup patrzy pustym wzrokiem przed siebie. Piosenka płynie, choć jego wargi się nie poruszają. W umyśle wreszcie zapala się ta metaforyczna czerwona lampka „wiesz, coś się dzieje.” Przełamując pierwszy szok, gromki okrzyk „Alarm, Alarm” zaczyna się formować w piersi mężczyzny. Odpadając od ściany w tył, z krzykiem zduszonym pętlą, mężczyzna aż do ostatniego szarpnięcia kończącego jego życie w bolesnym tańcu, nie może przeboleć towarzyszącemu końcowi muzycznemu epitafium.
Drzwi do głównego hallu biurowca otwarły się z rozmachem, a stojąca w nich postać zamarła na progu, dając się wyprzedzić nuconej przez siebie fałszywie pioseneczce. Strażnik siedzący przy dawnym kontuarze sekretarki leniwie położył palec na spuście broni, ledwie racząc omieść szybkim spojrzeniem wchodzącego. Widząc ubiór strażnika z zewnątrz, ponownie opadł na fotel biurowy przez telewizor. Ekranem zawładnął zaś niepodzielnie dziewiąty sezon „Babilońskiej nierządnicy.” Po dwudziestu sekundach raz jeszcze zdołał się oderwać od rozrywki, chcąc zbesztać wchodzącego za zakłócanie seansu kocią muzyką. Odwrócił się w samą porę by dostrzec nadlatujący w jego twarz ciężarek kusarigamy. Przechylając się przez kontuar, Tekkey raz jeszcze pogratulował sobie pożyczenia odzienia powieszonego. Rozbryzg fragmentów kości i mózgu amatora mydlanych oper zaiste był imponujący. Przefarbował też większość jego boksu na nową barwę. Wysuwając delikatnie z dłoni trupa kubek jeszcze parującej kawy agent westchnął z niesmakiem. I w niej dostrzegł krwawiące resztki właściciela. Monitory z obrazami kamer jeden po drugim gasły w pióropuszu iskier, gdy przeszedł wzdłuż nich wylewając szlachetny napój bogów. Porządna dawka kofeiny przydałaby się jak nigdy, po półgodzinnym seansie czekania w zasadzce z fałszującym niemiłosiernie beeperem.
- Beeper, wyłącz wreszcie to nagranie! Skan budynku, już – choć zmierzył urządzenie wyzywającym wzrokiem, polecenie przeszło bez riposty. Nie miał pojęcia, jak ustrojstwo nauczyło się gadać tym głosem, ale wyzłośliwiało się zupełnie jak prawdziwa.
- Trzech z głowy, kolejnych pięciu do przyłączenia – wymruczał agent, porównując plan budynku z ustaleniami własnych zmysłów.
Na pierwszym piętrze Genbu nie zastał nikogo w rozlicznych i łatwo dostępnych pomieszczeniach mieszkalnych. Wnosząc z ilości posłań załoga budynku w najlepszym razie nie przekraczała dwudziestu ludzi. Nadszedł czas podjąć decyzję. Pięć sygnałów, na które polował zaszyło się w odległym rogu budynku, w dużym pomieszczeniu bezpośrednio przy magazynie. Skan beepera pokazywał we wnętrzu istnienie dźwigu towarowego. W zasadzie mógłby przejść bezpośrednio na poziom drugi, ale pozostawianie za plecami żywych wrogów wydawało się skrajnie nieodpowiedzialne. Z ciężkim westchnieniem Ookawa przekroczył drzwi, zagłębiając się w labirynt skrzyń. Meandrujące ścieżki między hałdami skrzyń przyprawiały go o coraz większą irytację. Włączenie holograficznego wyświetlacza Beepera w mrocznym magazynku mogłoby wydać pozycję właściciela, co wydawało się zbędnym ryzykiem i stratą szansy ataku z zaskoczenia. Tym bardziej, że pewnie nie byłoby to trudne, coraz bliższe głosy członków gangu nie zdradzały gotowości do walki. Asekurując się przytwierdzonymi do sufitu linkami swojej zdolności, Tekkey miękko przeskakiwał po wiekach skrzyń ostatniej sterty, by wreszcie osiągnąć jej szczyt. Z góry miał wyśmienity widok na towarzystwo rżnące w najlepsze w karty. Tylko jeden z nich siedział nieco z boku, bezbrzeżnie zajęty czułym polerowaniem lufy karabinu. Broń pozostałych stała pod ręką, ale bez przesadnej czujności. Grali, a jakże, o naboje.
Może gdyby miał lepszy humor dałby im szansę. Nie dziś i nie teraz. Ruchem, niczym rybak zarzucający żyłkę, przymocował nić do betonowym sklepienia. Teraz potrzebował tylko przynęty. Uważnie holując wzdłuż niej w górę drugi sznurek z przytwierdzonym granatem, po osiągnięcia punktu najwyższego pozwolił mu opaść pionowo w dół. Jeszcze przed lądowaniem na stole wyszarpnął zawleczkę trzeciego włókna. Mężczyznom przy stole pozostało pół sekundy na reakcję. Większość rzuciła się do tyłu z krzykiem, jeden próbował zgarnąć wygraną ze stołu. Po wybuchu nie było w zasadzie co z niego zbierać. Nie, żeby inni wyglądali dużo lepiej, odłamki nie pozostawiły żadnego z mężczyzn bez ran. Najmniej ucierpiał czujka, biegnący z lekką raną ramienia ku wyjściu.
- Beeper, plan pomieszczenia! – ryknął Tekkey rzucając się w pogoń ciemnymi przejściami. Urządzenie posłusznie pokazało hologram.
W sumie nie był to najrozsądniejszy plan – gdy tylko wszedł w pole widzenia strzelca, ten długą serią przejechał po skrzyniach, zmuszając agenta do szukania osłony. Światło wyświetlacza demaskowało i raziło oczy, zawężając pole widzenia. Członek gangu najwyraźniej wyczuł szansę, zaczął się bowiem zbliżać, krótkimi salwami trzymając przeciwnika w miejscu. Genbu nie widząc innego wyjścia, zsunął Beeper z dłoni, zawieszając go na niciach przy skrzyni. Sam wycofał się w cień, zamykając oczy. Napastnik wyskoczył zza rogu, jak opętany prując w stronę światła. Trafienie zamoczoną w Czarnym Jadzie strzałką z wyrzutni Ryoushi zakończyło jego niszczycielski szał. Aby zapobiec dalszym niespodziankom, drugą dostał pod serce. Tekkey z niepokojem zbliżył się do migoczącego światła zdradzającego pozycję karwasza.
- Beeper? – Wykrztusił człowiek, lecz maszyna nie zareagowała w najmniejszym stopniu. – Beeper, nie!
- Komenda niezrozumiała. Proszę nałożyć rękawicę i zrestartować system – popłynął z głośnika kobiecy głos.
- Robisz ze mnie durnia, wredna puszko? –wycedził agent, dopinając machinę na ramieniu.
- Komenda niez...
Drugie piętro nie przyniosło większych niespodzianek, pojedynczy sygnał życiowy okazał się samotnym gangsterem kursującym przez puste korytarze z papierosem z ustach i bronią przytroczoną dla wygody na plecach. Mimo zaskoczenia najściem obcego, błyskawicznie sięgnął po broń. Nauczony doświadczeniem, Ookawa bez ceregieli z daleka wpakował w niego strzałkę wysmarowaną końską dawką paraliżującego wyciągu z Dokuyaku Fisshu. Krótki rekonesans po piętrze pozwolił potwierdzić, że w istocie mogli tu być przetrzymywaniu ludzie. W pustych klatkach rozłożone były prowizoryczne posłania. Chwilowy brak więźniów tłumaczył po części zaskoczenie gangu najściem agenta. Pozostało jedno piętro z kolejnymi sygnałami życiowymi. Tym razem Tekkey postanowił skorzystać z windy, serdecznie dość mając schodów. Od chwili gdy w środku rozbrzmiała kojąca muzyczka, na piętrze wyżej rozpoczęła się gorączkowa bieganina. To chyba jednak był kiepski pomysł.
Wymiana ognia rozpoczęła się z chwilą, gdy otworzyły się stalowe drzwi. Czwórka ludzi zasypała ołowiem postać w windzie, zza prowizorycznych osłon w postaci poprzewracanych biurek. Piąta przebywała już na dachu. Utarczka zakończyła się, jak można było przewidzieć, upadkiem samotnego strzelca.
- Załatwiliśmy go?
- Ta, chyba tak. Pójdź sprawdzić, będziemy cię osłaniać – wytypowany rozejrzał się po kolegach, ale nie znalazł zrozumienia. Przeklinając, wpakował kulę w leżące ciało, tak dla pewności. Ostrożnie zbliżył się, zaglądając zza rogu do zbryzganego posoką wnętrza. Ku swemu zdziwieniu rozpoznał w pokonanym towarzysza stróżującego piętro niżej. Gdy odwrócił się, by oznajmić zgon, ręce trupa drgnęły, podrywając lufy automatów w odsłoniętą trójkę. Głowa jednego z gangsterów eksplodowała w krwawej chmurze. Dwóch pozostałych rzuciło się w tył. Tylko jeden z nich zdążył, wlokąc za sobą roztrzaskaną nogę. Członek jednoosobowego zwiadu desperacko szarpał spust, masakrując już okaleczone ciało. W końcu nastał czas na przeładowanie magazynka i przez chwilę zapadła cisza. Tylko ciche kaszlnięcie i dźwięk upadającego ciała oznajmił zakończenie walki. Z otwartej klapy na suficie windy wychyliła się najpierw skórzane buty, a następnie cała postać agenta. Jednym gestem usunął ze swej drogi Czerwone Nici oplatające całą postać samotnego strzelca. Nie była to najpiękniejsza metoda zwycięstwa, ale niestety konieczna. Jako marionetka, sparaliżowany trucizną ochroniarz nadzwyczajnie przysłużył się sprawie. Cóż, zostało tylko jedno. Ostatni ocalały potoczył po postaci agenta obłędnym wzrokiem, ściskając karabin. Mamushi Pistol kaszlnął sucho raz jeszcze, uwalniając rannego od cierpienia. Lepiej, żeby nie widział tego, co konieczne.
Z rękawa agenta wysunął się krwistoczerwony sznur, gruby niemal jak samo ramię. Nim jeszcze sięgnął ziemi, począł się gwałtownie rozplatać na setki nici, cieńsze i cieńsze z każdą sekundą. Opadły, delikatnie jak pajęcza przędza babiego lata, w rozlewające się po posadzce kałuże płynnego szkarłatu.
– W końcu, wszyscy staliście się częścią mojej siły. – Mężczyzna zachwiał się, lecz ostatecznie zdołał utrzymać równowagę. – Wygląda na to, że zmieszanie krwi z taką liczbą dawców nadal mnie osłabia. Cóż, zawsze jest jakaś cena.
Mężczyzna ruszył powoli ruszył w ślady ostatniego porywacza, ku drabince wiodącej na dach. Tuż za nim, po podłodze ciągnęły się dwie czerwone girlandy, puchnące od świeżej dostawy życiowego płynu. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|
|
|
^Genkaku |
#27
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 04-07-2012, 20:26
|
|
Zamykam oddawanie wpisów. Na odpowiedz przyjdzie wam czekać do 21 lipca.
Ogłoszenia organizacyjne:
Na uzasadnioną prośbę Boula pozwalam aby oddał wpis w następnej rundzie.
Na uzasadnioną prośbę Mablunga przełożyłem mu termin oddania wpisu (walki) do 13 lipca, do północy. |
|
|
|
^Genkaku |
#28
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 24-02-2013, 21:41
|
|
Dobra. Z racji tego, że nie idzie mi prowadzenie Tankyuu, nie mam czasu i zdaje się, że raczej nie będę miał postanowiłam (po namowach Lorgana ) zamknąć w końcu tą przygodę.
Dlatego musiałem niestety trochę namieszać. Każdy z dedykowanych dla was wpisów kończy się w podobny sposób i każe z was będzie miało takie samo zadanie.
Na wykonanie go macie dwa tygodnie. Kto pierwszy ten lepszy. Po tym czasie, jeżeli nikt nie da rady go wykonać, zamykam tankyuu.
Powodzenia
Do drugiego etapu przechodzą:
Pit + 8 pkt + 4 道力
Tekkey + 7 pkt + 10 道力
Shiro + 10 pkt + 1 PZ
Insoolent + 10 pkt + 1 PZ
Naoko + 10 pkt + 1 PZ
Punkty zasobów:
Sanbetsu: 1
Babilon: 2
================================
Sanbetsu:
Pit
Potężne stalowe drzwi zaskrzypiały, odsłaniając wejście do budynku. Nadia szybko przekroczyła próg, niemal wciągając za sobą agenta. Wrota z hukiem zatrzasnęły się za nimi. Wyglądało na to, że udało im się zgubić pościg. W środku panował półmrok. Dopiero po chwili, gdy oczy Pita przyzwyczaiły się do słabego światła, mógł on w pełni ocenić sytuację. W małym przedpokoju, gdzie teraz stali, powitał ich miejscowy mężczyzna, ubrany w typowy, luźny strój, charakterystyczny dla nomadów. W ręku trzymał pistolet maszynowy starej nagijskiej produkcji. Agent sprężył się i w mgnieniu oka dobył broni.
- Spokojnie, to nasz ochroniarz!
Nadia szybko wykrzyczała kilka krótkich zdań w języku Shan’en i mężczyzna opuścił broń. Pit poszedł w jego ślady. Nie było w zasadzie powodu, by nie ufać dziewczynie. Minęli korytarz i przeszli do następnego pomieszczenia. Pokój był duży i duszny. Wszędzie pod ścianami położone były prowizoryczne legowiska. Około tuzina, jak policzył szybko agent. Dookoła kręcili się ludzie. Wyglądali na przestraszonych i głodnych.
- To członkowie naszej ekspedycji badawczej – zaczęła tłumaczyć Nadia. – Musimy się tu ukrywać. Krwawe szakale polują na nas.
- Dlaczego? – Pit był coraz bardziej zaintrygowany tą sprawą – i co to za ekspedycja?
- Jesteśmy archeologami. Działamy z ramienia Świętej Akademii Nauk Zjednoczonego Kościoła. Prowadził nas profesor Zefireli.
Mówiąc to, wskazała jednego z mężczyzn. Pit dokładnie zlustrował go wzrokiem. Pokryta siwizną głowa i duże, zakrywające pół twarzy okulary sugerowały, że najlepsze lata życia ma już za sobą. Siedział teraz na sienniku w katatonicznej pozycji, z kolanami pod brodą.
- Posłuchaj – kontynuowała kobieta – musisz nas stąd wyciągnąć. Cały nasz fundusz pochłonęło dotarcie tutaj i wynajęcie tej kryjówki. Chcemy wrócić do ojczyzny.
- Nie powiedziałaś mi jeszcze, dlaczego Szakale na was polują.
- Chodzi o odkrycie profesora. Znaleźliśmy coś, czego oni szukali. Manuskrypt z czasów świetności Shan’en…
Umilkła, patrząc w kierunku siedzącego starszego mężczyzny. Pit także odwrócił wzrok w tamtą stronę. Profesora jednak nie było na miejscu. Stał teraz przy nich, ściskając w rękach grubą, skórzaną teczkę. Dopiero z bliska widać było wyraźnie zmęczenie na jego twarzy. Podkrążone oczy świadczyły o tym, że od dłuższego czasu nie zmrużył oka. Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu starzeć nieśmiało wręczył aktówkę Pitowi.
- Musisz to zabrać i dopilnować, by nie wpadło w ich ręce.
- Profesorze, nie wolno panu! To odkrycie należy do Babilonu i…
- I nie może wpaść w ręce terrorystów – przerwał jej Zefireli, po czym zwrócił się do agenta. – To wyniki naszych badań. Prawdopodobnie znaleźliśmy grobowiec Dzin Hada’erna. Oni chcą położyć łapy na jego skarbach i wykorzystać je w złych celach.
- No dobra, a co z tym wszystkim mają wspólnego nasi naukowcy?
- Nie mam pojęcia – odezwała się kobieta. – Jeden z nich uciekł i natknął się na nas, gdy badaliśmy ruiny w jednej z jaskiń. Był w ciężkim stanie. Odwodniony, umierał od oparzeń słonecznych. Bredził o mieście zbudowanym w skale klifu. Miejsce, gdzie go trzymali, nie mogło być daleko od naszej pozycji. Powiemy ci, gdzie go znaleźliśmy, ale musisz nas stąd wydostać.
- Nie! – uniósł się profesor. – Przede wszystkim musisz zabrać te dokumenty i znaleźć grobowiec przed nimi! Po nas przyślij posiłki. Lis Pustyni ma oryginał manuskryptu. Na szczęście nam udało się zrobić kopię. Niestety, najważniejsza część jest zaszyfrowana. Spójrz tylko.
Shiro
Chizuru podeszła powoli i przykucnęła przy ciele kapitana, starając się wyczuć jego puls. Bez sensu – pomyślała Shiro – jest martwy. W pośpiechu zgarnęła folder pod pachę i uchyliła drzwi na zewnątrz kajuty. Strzelanina miała się już ku końcowi. Gdzieniegdzie słychać było jeszcze krzyki i pojedyncze wystrzały. Grupa szturmowa opanowała statek. Pożar jednak wydawał się już nie do zatrzymania. Kłęby dymu unosiły się w powietrze, zasłaniając księżyc. Z kilku miejsc unosiły się wysokie na kilka metrów płomienie.
- Chyba najwyższy czas się ewakuować – skwitowała krótko agentka.
Dowódczyni grupy szturmowej przytaknęła milcząco i obie biegiem opuściły kabinę. Gdy były już pewne, że zagrożenie ze strony wrogiej załogi minęło, do akcji wkroczyli strażacy. W tym czasie Shino szła szybkim, energicznym krokiem po nabrzeżu w stronę lądowiska, skąd miał zabrać ją śmigłowiec. Na jej beeper co chwila spływały raporty dotyczące akcji. Przeglądała je pobieżnie. Najciekawszy mówił o małej łodzi podwodnej, która opuściła statek zaraz po tym, jak rozpoczął się szturm. Straż przybrzeżna starała się teraz namierzyć pojazd, ale wyglądało na to, że raczej poniosą porażkę.
Śmigłowiec przybył na czas. Mała i zwrotna maszyna niemal bezgłośnie pojawiła się nad lądowiskiem, rozpędzając dym cały czas unoszący się znad płonącego statku. Shiro szybko wskoczyła do środka i maszyna wzbiła się w powietrze. Teraz miała czas, by zapoznać się dokładnie z zawartością kapitańskiej teczki i złożyć raport. Otworzyła nadpaloną aktówkę w poszukiwaniu informacji i nie zawiodła się. Lista członków załogi, namiary na lokalną siatkę terrorystyczną oraz adres ukrytego magazynu przerzutowego. Był też dokładny wykaz ładunku. Wyglądało na to, że statek niemal dokładnie co tydzień przybijał do portu. Zostawiał koltan, a ładował specjalistyczne urządzenia. Na pierwszy rzut oka służące do budowy linii montażowej. To wszystko było bardzo cenne, ale w teczce znajdowało się coś jeszcze. Pismo od jednego z dowódców Szakali, z prośbą o przekazanie tego lokalnej siatce terrorystycznej. Dokument zawierał kopię starego manuskryptu, w dziwnym, nieznanym Shiro języku. Czuła, że ten trop jest nieporównywalnie ważniejszy od całej reszty. Tym trzeba zająć się przede wszystkim.
Tekkey
Tekkey powoli zacisnął dłoń na szczeblu drabiny. Był gotowy do wspinaczki. Westchnął ciężko i ruszył w górę. Zatrzymał się dopiero w połowie drogi. Urządzenie na jego nadgarstku brzęczało i drgało nerwowo. Agent zaklął pod nosem i spojrzał na wyświetlacz. Dzwonili z dowództwa. Jeszcze raz rzucił kilka przekleństw, tym razem głośno. Uniósł głowę do góry, w kierunku gdzie, jak wyczuwał, znajdował się ostatni z terrorystów.
- Będziesz chyba musiał trochę poczekać – szepnął. Nie był do końca pewien, czy do mężczyzny na dachu, czy raczej do samego siebie. Po czym zsunął się z drabiny. Gdy stał już na pewnym gruncie, odebrał połączenie.
- Agencie Tekkey, operacja odwołana. Proszę natychmiast wracać do bazy – zakomenderował operator z centrali.
- Już teraz? Natychmiast? Bo widzisz... mam tu jeszcze jedną małą rzecz…
Zaczął tłumaczyć, ale nie było dane mu skończyć. Oficer po drugiej stronie szybko wszedł mu w słowo.
- Natychmiast. Sprawdziliśmy zawartość komputera, który nam przesłałeś. Twoje dalsze działania w tym miejscu nie są już potrzebne.
- Super, ale został mi jeszcze jeden terrorysta i robota będzie skończona – Tekkey był wyraźnie poirytowany. Człowiek się stara, dosłownie wypruwa sobie żyły i tak mu dziękują. – Załatwię go i już wracam.
- Odmawiam. Obserwujemy go z satelity. Leci po niego śmigłowiec, dowództwo chce go obserwować, żeby doprowadził nas do reszty. Masz wracać. Mamy dla ciebie inne zadanie. Przesyłam ci już dane na beeper. Bez odbioru.
Zrezygnowany Genbu opuścił budynek. Dopiero w samochodzie rzucił okiem na przesłane przez dyspozytora dane. Kolejna rutynowa misja, która zapowiadała się na nudną jak flaki z olejem. Mimowolnie myślami cały czas wracał do budynku i ostatniego z terrorystów. Zapowiadało się tak interesująco. Z ciekawości zaczął przeglądać raporty nadesłane od innych agentów wydelegowanych do tej operacji. Większość została wycofana z akcji. Najbardziej intrygujące wieści dotyczyły sytuacji w porcie i szturmu na statek. Najwyraźniej agentce Shiro wpadła w ręce kopia jakiegoś starego dokumentu. Na pierwszy rzut oka manuskrypt wyglądał na ciąg bezsensownych znaków. Jednak dla kogoś, kto znał się na słownych łamigłówkach, tak jak Tekkey, jasne było, że jest to jakiegoś rodzaju starożytny szyfr, lub nawet kilka. Sprawa wydała mu się warta głębszego zainteresowania.
Babilon
Insoolent
Nie było czasu do namysłu. Sępy znajdowały się w tarapatach. Osaczone między skałami, wręcz przygwożdżone do nich siłą khazarskiego ognia. Komandosi nie byli liczniejsi, ale zdecydowanie lepiej wyposażeni i zajmowali lepsze pozycje. Shino wychyliła się zza osłony, aby lepiej ocenić sytuację. Przeciwnicy byli rozproszeni i całkowicie skupieni na ostrzeliwaniu Sępów. Postanowiła działać. Sprawnym ruchem dobyła sejmitara i poderwała się do biegu. W kilku potężnych susach była już przy pierwszym z khazarczyków. Nie zatrzymując się, cięła zamaszyście, prosto po głowie, zostawiając za sobą fontannę krwi. Nim ktokolwiek się zorientował, zdołała wykończyć w ten sposób czterech. Niestety szybki bieg między drzewami okazał się zbyt męczący. W końcu opadła z sił, opierając się plecami o szeroki dąb. Pociski zaczęły świstać w jej kierunku, ale ze zdecydowanie mniejszą częstotliwością. Wyglądało na to, że khazarczycy zaczęli się wycofywać. Ze strony Sępów zaczęły dobiegać do niej głośne wiwaty i okrzyki zwycięstwa. Odetchnęła z ulgą. Sytuacja wydawała się być pod kontrolą.
Trzy doby później cała grupa była już z powrotem w kwaterze Sępów. Historia o odsieczy, z jaką zealotka przyszła na pomoc zagubionemu patrolowi, lotem błyskawicy obiegła całą wioskę. Niemal natychmiast po przybyciu wezwana została do namiotu przywódcy – Kan’anama.
- Nasze plemię jest wdzięczne Babilończykom za okazaną pomoc. Możecie spodziewać się zasłużonej nagrody – zapewniał ją starzec.
Mężczyzna, ubrany w bogato zdobione szaty i pokaźny czarny turban, siedział wygodnie na stercie poduszek. Gestem ręki zaprosił Insoolet, by dołączyła do niego, po drugiej stronie niskiego, suto zastawionego stołu. Gdy tylko zdążyła usiąść, płachty do wyjścia z namiotu uchyliły się. Do środka weszła Naoko.
- Cudownie – uśmiechnął się Kan’anam, osłaniając pożółkłe, krzywe zęby – więc jesteśmy w komplecie. Obie nasze bohaterki. Jedna uratowała ludzi od zagłady. Druga oszukała Khazarczyków i odzyskała naszą własność. Sępy do końca swych dni opowiadać będą o bohaterstwie naszych babilońskich sióstr.
Także Naoko zaproszona została do stołu. Mężczyzna klasnął głośno dwa razy. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Dwóch rosłych wojowników wkroczyło do namiotu, wnosząc sporej wielkości kufer. Starzec podszedł i uniósł wieko.
- Czas porozmawiać o waszej nagrodzie. Za udzieloną nam pomoc dostarczymy wam dwa transporty koltanu oraz podarujemy wam to – wypowiadając te słowa, wyciągnął ze skrzyni skórzaną teczkę i podał ją Naoko. – Zdobyliśmy to podczas zasadzki na spory oddział Krwawych Szakali, podczas waszej nieobecności. Dowódca wydawał się być bardzo zdeterminowany, by to nie wpadło w nasze ręce.
Zealotka otworzyła aktówkę i wyciągnęła jej zawartość. Nie było tego dużo. W zasadzie tylko jeden dokument. Kopia jakiegoś o wiele starszego, napisanego w tutejszym języku. Obie babilonki popatrzyły na siebie pytająco. Starzec kontynuował.
- Zmierzali z tym w kierunku Doliny Królów. Wydaje mi się, że to fragment kronik z czasów Dzin’kadana. Oryginał zaginął wieki temu. Ten kawałek traktuje o grobowcu, który budował dla siebie cesarz. Jednak jego znaczna część to jakiś bełkot. Może wam przyda się do czegoś. Zdaje mi się, że jest to hasło potrzebne do odszyfrowania tego fragmentu.
Naoko
Jeżeli z bazy wyruszył jakiś pościg, to byli na tyle daleko, że Naoko i jej kompani mogli być spokojni. Jechali około dwie doby, prawie bez przerwy. Co jakiś czas zatrzymywali się tylko, by załatwić potrzeby i przelać paliwo z przyczepionych z tyłu kanistrów do baku. Cały czas pozostawali w męczącej gotowości. W końcu, wykończeni trudną podróżą, dotarli na terytorium Sępów. Czekał tam na nich oddział. Kierowcy zmienili się, a reszta wojowników zasiadła w ciasnocie na pakach, wypełnionych ładunkiem. Mimo iż teoretycznie nie groziło im już nic ze strony oszukanych kazarczyków, nadal podróżowali w szybkim tempie. Zwolnili dopiero w wyższych partiach gór, gdzie droga niebezpiecznie wiła się wzdłuż przepaści. Coraz częściej mijali posterunki klanu. Zręcznie ukryte i ufortyfikowane w kluczowych miejscach na szlaku: przy mostach i wąskich przesmykach. Podczas jednego z postojów Naoko dowiedziała się, że pościg wysłany za nimi z bazy wpadł w zasadzkę i z ciężkimi stratami musiał zawrócić. Zealotka przyjęła tę wiadomość z wyraźną satysfakcją.
Następnego ranka byli już w kwaterze głównej Sępów. Osada sporej wielkości, składająca się z licznych, solidnych chat i dużej ilości namiotów, schowana była między zadrzewionymi wzgórzami i osłonięta z góry siatkami maskującymi. Wszyscy wydawali się być ucieszeni ich przyjazdem, nieco bardziej, niż spodziewała się tego Naoko. W powietrzu czuć było świąteczną atmosferę. Ledwo zdążyła wyskoczyć z szoferki, gdy młody mężczyzna, w wojskowym, partyzanckim ubraniu zaprosił ją do namiotu wodza. Zealotka wszła do środka. Ku swojemu zaskoczeniu wewnątrz, poza liderem Sępów, siedziała również Insoolet.
- Cudownie – uśmiechnął się Kan’anam, osłaniając pożółkłe, krzywe zęby – więc jesteśmy w komplecie. Obie nasze bohaterki. Jedna uratowała ludzi od zagłady. Druga oszukała Khazarczyków i odzyskała naszą własność. Sępy do końca swych dni opowiadać będą o bohaterstwie naszych babilońskich sióstr.
Naoko gestem ręki zaproszona została do stołu. Mężczyzna klasnął głośno dwa razy. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Dwóch rosłych wojowników wkroczyło do namiotu, wnosząc sporej wielkości kufer. Starzec podszedł i uniósł wieko.
- Czas porozmawiać o waszej nagrodzie. Za udzieloną nam pomoc dostarczymy wam dwa transporty koltanu oraz podarujemy wam to – wypowiadając te słowa, wyciągnął ze skrzyni skórzaną teczkę i podał ją Naoko. – Zdobyliśmy to podczas zasadzki na spory oddział Krwawych Szakali, podczas waszej nieobecności. Dowódca wydawał się być bardzo zdeterminowany, by to nie wpadło w nasze ręce.
Zealotka otworzyła aktówkę i wyciągnęła jej zawartość. Nie było tego dużo. W zasadzie tylko jeden dokument. Kopia jakiegoś o wiele starszego, napisanego w tutejszym języku. Obie babilonki popatrzyły na siebie pytająco. Starzec kontynuował.
- Zmierzali z tym w kierunku Doliny Królów. Wydaje mi się, że to fragment kronik z czasów Dzin’kadana. Oryginał zaginął wieki temu. Ten kawałek traktuje o grobowcu, który budował dla siebie cesarz. Jednak jego znaczna część to jakiś bełkot. Może wam przyda się do czegoś. Zdaje mi się, że jest to hasło potrzebne do odszyfrowania tego fragmentu.
Zadanie dla wszystkich:
Rozszyfruj manuskrypt! Sporządź wpis w którym udajesz się do tajemniczej lokacji i odnajdujesz grobowiec Dzin'kadana. Wszystkie wskazówki zawarte są w manuskrupypcie.
Osoba, która pierwsza odszyfruje wiadomość i prześle ją do mnie, dostanie dalsze instrukcje. Oczywiście inni gracze mogą pomagać
MANUSKRYPT:
abbbabaabbbaaabbaabababbaabbaaabaaaaaaa
YUBXQGMMLFSWANXUHNQGGJQEAEAVCFIROF
MWSFPACYFQLNUITDKVCFEEVIHHAUWWZOOR
ZEILTGBTQXQNXYFTNBTUSHANNHATNHAKMM
XARTQDRBZEYMLKXRHOCUHKXRHAZLWTRHZY
MNJSCPQADXOLAUWDJDSLIVVIPHSDRBZALJ
GESQVITJSWYWIPGIEBCAQEHFGGANAKGSOT
KBRGGITQLNREYEGGAHHAHWATLNHEHESEGM
MLPTSSLNRDOCWVGRUNXYPZBLEYEIOBCPQE
CURPCZMGDOCHAUINTAGESQCXHQATRLVIPB
SDSTIMX |
|
|
|
*Lorgan |
#29
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 26-05-2013, 21:04
|
|
Zgodnie z zapowiedziami Genkaku zamykamy wreszcie Tankyuu. Wszyscy zealoci, którzy dotrwali do ostatniego etapu (Insoolent i Naoko) otrzymują po 20 dodatkowych punktów, za zgromadzenie największej liczby zasobów.
Gratulacje! |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|