6 odpowiedzi w tym temacie |
^Tekkey |
#1
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 14-01-2012, 01:40 [Poziom 0] Tekkey vs Dann - walka 1
|
|
Tekkey Douriki:300
Dann Douriki:60
„Piąty listopada tysiąc sześćset jedenasty rok. Kwadrans po siedemnastej.”
- Doktor Phil Darkfyre ukryty w ponurej suterenie miejskiej kostnicy rozpoczyna swą bezbożną sekcję! - wymruczał pod nosem patolog, jedynie siłą woli powstrzymując się od spuentowania prywatnego żartu rechotem psychopaty. To niestety dyktafon by wychwycił, a nagrania w sprawie morderstw zawsze przekazywano prowadzącym dochodzenie.
„Denat to mężczyzna, w wieku około dwudziestu pięciu lat. Włosy ciemne. Cera smagła. Prawdopodobnie z północy, raczej Shah’en niż Sanbeta. Dane personalne nieznane.”
- Mroki podziemia rozjaśniał jedynie trupi blask jarzeniówek, a namolne ich brzęczenie było jedynym dźwiękiem zakłócającym martwą ciszę komnaty. – Khazarczyk parsknął cicho, gratulując sobie zawarcia w jednym zdaniu dwóch „branżowych” słów. Cóż, jakoś musiał odbić sobie sztywność towarzystwa i konieczność samotnego tkwienia w pracy, podczas gdy na zewnątrz ludzie świętowali.
„Przyczyna zgonu to wykrwawienie z powodu uszkodzenia aorty szyjnej. Jedna, dwie, trzy, cztery… Pięć ran kłutych na szyi. Liczne głębokie zadrapania na twarzy i klatce piersiowej. Na prawej ręce ślady prochu.”
- Na wzniesionym ostrzu skalpela zapełgało przez chwilę światło. Naukowiec dotknął narzędziem zimnej skóry swej bezimiennej ofiary, lecz nim mogło ono zagłębić się w jej trzewia coś odwróciło uwagę doktora. Nie złowieszczy szmer, ani nowy, mroczny cień rzucony na ścianę. Nie, było to wrażenie czyjejś obecności tuż za jego plecami, ale gdy się obrócił nie było tam nikogo. - Dotąd wiernie podążający za narracją Phil zamarł z głupią miną po dokonaniu obrotu, nadal ściskając nóż chirurgiczny.
- Cześć! – Oparty o drzwi młodzieniec w kwiaciastej koszuli wyciągnął dłoń z kieszeni krótkich spodni i energicznie nią zamachał.
Darkfyre wrzasnął co sił w płucach. Miał jedynie nadzieję, że sąd zechce litościwie ominąć ten fragment nagrania, jeśli dojdzie do rozprawy w sprawie zgonu denata. Lub też samego Phila.
Szuflada ogromnej chłodni wysunęła się z sykiem rozprężanego powietrza. Karteczka, plastikową tasiemką przywiązana do dużego palca stopy, dostarczała podstawowych informacji o zwłokach.
- Przywieziona dwa dni temu. „Laiga I’zzuden. Kobieta, lat dwadzieścia trzy. Włosy ciemne. Cera smagła.” Zapewne pochodzi z północy – z kwaśną miną odczytał plakietkę Darkfyre, krzywiąc się nieco z powodu tętniącego bólu w czaszce.
- Naprawdę mi przykro. Nie sądziłem, że tak gwałtownie zareagujesz. – Dann, jeden ostatnich członków zapomnianego khazarskiego plemienia, wydawał się szczerze zakłopotany. - Nabierz trochę lodu, może guz zejdzie.
- To nie jest barek z napojami, tej technologii nie używamy już od lat – warknął patolog, nie mogąc odżałować siniaka na potylicy. Chociaż miał szczęście, że omdlewając trafił na szafkę, a nie warty horrendalne sumy sprzęt badawczy.
- A co z tym drugim? – wolał zmienić temat Haze. Gdy szarpnął za uchwyt stalowej szuflady uderzył w jego nozdrza zapach pieczonego mięsa. Nie wiedzieć czemu pomyślał o przypiekanym kurczaku, którego skosztował przedwczoraj. Był to ostatni posiłek przed postem, który sobie zwykł narzucać w okresie przedświątecznym.
- Ten jest jeszcze ciepły. Znaczy, przywieźli go dzisiaj. Lutfi I’zzuden. Mężczyzna lat dwadzieścia pięć. Również Shah’en.
W chłodnej trumnie spoczywał niekompletny strzęp człowieka, rozerwany na kilka niepołączonych ze sobą fragmentów pokrytych zwęgloną skórą.
- Chyba widziałem pożar, w którym zginął. – Szamanowi nagle przeszedł głód. – Dziwne. Trójka cudzoziemców, ginących w tak bliskim odstępie czasu. Do tego dwoje to rodzeństwo?
- Zwykle pokazujemy ciała tylko członkom rodziny, ale dostałem samotną psią wachtę, więc pal licho regulamin. Proszę wybaczyć, ale nie zachowuje się pan jak żałobnik. Czego zatem pan tutaj szuka? – Podejrzliwy ton zabrzmiał w głosie Phila.
- Mów mi Kitty. Zaprzyjaźniłem się z tym pierwszym, którego miałeś właśnie rozpruć. Teraz próbuję tylko coś zrozumieć.
- Przydadzą mi się jego dane do protokołu. Jego personalia, adres zamieszkania. Osoby, które możemy powiadomić. – W głosie Phila pobrzmiewała teraz raczej ulga, niż niepokój. Może jednak zdąży na uroczystość.
- W tym niestety nie pomogę. To była raczej krótka znajomość. – Uśmiechnął się przepraszająco młodzieniec. - Od momentu kiedy obudził mnie na dachu z popołudniowej drzemki, do chwili kiedy przestał strzelać minęły może trzy, cztery minuty? Walczył całkiem nieźle jak na amatora, ale chyba trochę mnie poniosło.
Brutalna szczerość Dana chyba nie była tym, co chciałby usłyszeć medyk. Już za parę godzin miała zacząć się największa w roku fiesta, a on tymczasem siedzi w kostnicy z mordercą, debatując nad trupem ludzkiego skwarka. Nadal mając w perspektywie sekcję N.N. O ile przeżyje tę rozmowę.
- A to był Shah’en, w dodatku uzbrojony, on miał prawo zaatakować. Ja miałem prawo bronić swego życia, z wykorzystaniem wszelkich metod. Nawiasem mówiąc nie był sam. Jego koleś-snajper mało nie odstrzelił mi z daleka głowy, gdy chciałem udzielić rannemu pierwszej pomocy. Później znalazłem obok kawałek czerwonej wstążeczki. Pustynne szczury szykowały sobie stanowisko strzeleckie.
- W mieście jest snajper? - Darkfyre nagle poczuł się wdzięczny za grube mury kostnicy, w których przyszło mu zostać, gdy inni modlili się na ulicach. Nagle wszystko zaczynało nabierać sensu. - Nie, to coś większego. Ten pierwszy zginął w wybuchu mieszkania w centrum, nie dalej niż pięć godzin temu. Dziewczyna przed dwoma dniami. Myszkowała na terenie świątyni, ale schwytali ją strażnicy. Wolała rozgryźć cyjanek niż się poddać. Góra wyciszyła sprawę ze względu na dzisiejsze święto.
– Czy to nie świetnie? – niespodziewanie uśmiechnął się Dann. - Cieszyłem się na ucztę, a tymczasem mogę zmierzyć się także z kilkoma cudzoziemcami! Znajdę ich, a zacznę właśnie tam, pod Kopułą! Chciałbyś pomóc?
Darkfyre zastanowił się chwilę.
- Nie, dzięki. Chcesz znaleźć kilku ludzi wśród dziesięciu tysięcy osób przebywających wewnątrz tego budynku. Do tego trzy razy tyle modlące się na ulicach. Trwa Shi Kemuri! Dostać się do świątyni? Łatwiej byłoby wedrzeć się nawet na ślub nagijskiego cesarza!
- Centala! Centrala zgłoś się! – wrzeszczał w słuchawkę spanikowany głos z drugiego końca miasta.
- Tu Kocioł. Musisz się uspokoić, jesteś naszym zabezpieczeniem, pamiętasz? Cała nasza akcja się rypnie jeśli ty zaczniesz panikować, Oko.
- Mam gdzieś waszą akcję! Isaad nie żyje! Rozumiesz? Jakaś khazarska bestia rozszarpała go na moich oczach.
Na ciągnącą się w nieskończoność sekundę eter wypełniały jedynie trzaski zakłóceń.
- Rozumiem, to bardzo niefortunne. Wygląda na to, że sam będę musiał rozmieścić wszystkie ładunki. Chyba że zdołasz dotrzeć do strefy zero na czas?
- Rajad, zginął mój brat! Ta cała misja to szaleństwo, wracam co centrali i przekaże dowództwu, że tę misją to mogą się…
- Centrala jest spalona – bezbarwnym głosem odpowiedział Rajad. – Całkiem dosłownie. Rano zdarzył się wypadek, już po tym jak wy dwaj ruszyliście znaleźć dla ciebie stanowisko. Któryś z ładunków eksplodował. Nie ma już dla nas odwrotu. Chyba że chcesz powiedzieć, iż wszyscy nasi przyjaciele zginęli na darmo. Oko?
Kolejny długi moment, o wiele dłuższy dla uczestników niż mógłby wskazać to zegar.
- Idę. Będę przed czasem. Jeszcze nim ta przeklęta wiedźma wróci z lochów.
Głęboko pod starożytną kopułą, w mroku labiryntu gdzie modlitwy tłumów stawały się niczym więcej niż szmerem, pewien kapłan przeżywał kryzys wiary. Gdy na medium dzisiejszej uroczystości została wybrana jego siostrzenica nie posiadał się z dumy. Jednak od czasu gdy przeprowadzili dziewczynę poza spiżowe wrota, broniące dostępu do zakazanego dla mas wewnętrznego kręgu budowli, towarzyszyło mu dziwne uczucie niepokoju. Złe przeczucia nawiedzały go zresztą od kilku dni, lecz nie miał czasu by nad nimi pomedytować w wyniku nawały zajęć związanych z organizacją uroczystości. Czy chodziło o tę dziwną kobietę, która wtargnęła na teren obrzędowy? To prawda, że duchy były w tym miejscu silne, ale nie była ona nawet wyznawczynią vodoo, tylko jakąś obcą z północy. Jedynie przodkowie wiedzą, cóż mogła czcić!
Komnata przemiany była dokładnie taka sama jak ją zapamiętał. Ściany nie biegły w linii prostej i nie były gładkie, przez co w świetle płomieni pochodni cienie tańczyły wśród jej kamiennych występów i wnęk. Dziewczynkę sprowadzono do niewielkiego baseniku na środku pomieszczenia, wypełnionego niemal po brzegi lekko parującą substancją o konsystencji zupy. Kapłan uśmiechnął się w duchu, widząc niepokój na twarzy krewnej. Jakże jej było? Tyee?
Sędziwy mistrz rozsypał nad nią garść proszku zaczerpniętego z podsuniętej przez akolitów szkatułki. Gdy tylko substancja dotknęła lustra sadzawki, z cieczy zaczęły unosić się kłęby dymu. Kapłan dołączył swój głos do śpiewu współbraci. Pieśń wznosiła się opadała w regularnych odstępach, wzywając przodków do przemówienia do swych dzieci. Po momencie kulminacyjnym zapadła cisza. Nadszedł czas by to oni słuchali.
- Prze-przepraszam! To powinno być już? – Z tumana oparów dał się słyszeć cichy głosik Tyee. – Nie czuję żadnej różnicy.
- Musisz poczekać, dziecko, duchy z pewnością przemówią.
- Nie! To klątwa! Musieliśmy obrazić czymś… zdrada! To niewierni! Niewierni są w świątyni! – wrzasnął jeden ze zgromadzonych świętych mężów, tocząc pianę z ust. Widząc sceptyczny wzrok pozostałych rzucił się do wrót nawołując straże.
- Oakbane, ten stary głupiec. Zatrzymajcie go nim wywoła panikę! Brakuj nam jeszcze tylko śmierci tysięcy pielgrzymów by pogorszyć sytuację!
Sala niemal się opróżniła, pozostała w niej tylko piątka zadumanych mężczyzn, dziewczynka, oraz cienie nieustannie pełzające po ścianach. Kapłan tępo się im przyglądał czując jak jego duma ulatuje pozostawiając jedynie rozgoryczenie. Czemuż to jego rodzinie miała przypaść ta hańba? Wodząc wzrokiem po pląsających ciemnościach kątem oka dostrzec jedną, która nie ruszała się wcale. Jednak gdy spojrzał na nią znowu zniknęła jakby nigdy jej tam nie było.
Medium krzyknęło nagle nienaturalnym głosem, a salę wypełniła przytłaczająca prezencja. Prosta kolumna dymu rozpierzchła się na boki, ograniczając pole widzenia. Khazarczyk zdezorientowany rzucił się w kierunku mechanizmu blokującego drzwi. Jego wyciągniętą dłoń zatrzymało coś ledwie centymetry od płytki naciskowej. Z nicości zmaterializowała się przytrzymująca go w miejscu ręka. Pokrywał ją dziwny materiał, koloru mroków bezgwiezdnej nocy. Ostry świst ciętego powietrza i tuż po nim fala przeszywającego bólu obaliła kapłana na kolana. Jego odrąbana prawica pozostała w ucisku napastnika. Z kikuta tryskała gorąca krew.
- Uciekaj. Nie możesz już nic zrobić.
- Ale Tyee! – wybełkotał Kapłan
- Jej już nie ma. Ty też chcesz umrzeć? Uciekaj, już!
Zataczając się khazarczyk pobiegł labiryntem korytarzy pozostawiając za sobą krwawy trop. Nie mógł widzieć, jak tuż po nim przez drzwi przeszedł niezapraszany uczestnik świętej ceremonii. Obleczony we wzmocniony, przylegający do ciała czarny kombinezon osobnik wpatrywał się intensywnie w nieprzeniknioną ciemność, zza przyciemnianej maski gazowej. Kroki uciekającego znaczyły w jego oczach świetlistą ścieżkę, która miała wreszcie wyprowadzić go z tego przeklętego podziemia. Tekkey chciałby poświecić śledzeniu ocalałego całą swą uwagę, ale nie byłoby to mądre z Tą Rzeczą za plecami. Aktywując sprzęt, rozpłynął się na tle skalnej powierzchni korytarza, ciskając w głąb Komnaty Przemiany odciętą rękę. Wiedział, że trafił, jeszcze zanim przemknęła obok niego nawiedzona khazarka z mordem w oczach, podążająca śladami akolity. Teraz, gdy pomieszczenie było już puste, mógł bez pośpiechu wypełnić misję i pobrać niezbędne próbki. Miał tylko nadzieję, że płyny wyciekające z porozrywanych ciał kapłanów nie zanieczyściły istotnych w rytuale składników. Byłaby to szkoda, po wszystkim co zrobił by je odnaleźć.
Dann ryknął dziko, przechwytując godzący w jego serce sztych. Przyciągnięty przez broń mężczyzna za późno zdecydował się porzucić oręż wystawiając się na kontratak Haze’a. Przerzucenie nad linią napastników ciała nieuważnego głupca wprawdzie się udało, lecz nie osiągnęło zamierzonego celu.
- Brać go! Intruzi muszą zapłacić za wtargnięcie do świętego miejsca własną krwią! Przodkowie, wybaczcie nam! –zalał się łzami wiekowy kapłan.
Tuż obok, żywy pocisk sprzed krótkiej chwili kulił się na ziemi po zderzeniu ze ścianą. Przyparty do muru Kitty postanowił uczynić jeszcze jedną próbę załagodzenia sytuacji.
- Jesteś ślepy, staruszku? To ja jestem tu, żeby ukarać wtargnięcie do świątyni! – odkrzyknął oblężony.
- Dość tej błazenady! Straż: opuścić broń! – Zdyszana grupka świętych mężów nareszcie zdołała dogonić swego nadgorliwego kolegę.
- Nie! Zabijcie go! – zawył fanatyk, ostatecznie przebudzając w szamanie bestię.
Szybkim ruchem upazurzonej łapy roztrącając strażników, doskoczył do swego prześladowcy. Musiał cofnąć transformację, by nie uczynić mu krzywdy, lecz mimo wszystko potężny podbródkowy wyprowadzony z dołu sprawił, że stopy ofiary wyrwały się z sandałów.
- Teraz jesteśmy kwita. – splunął szaman. – Wy wszyscy, słudzy świątyni, wysłuchajcie mnie! To prawda że są tu obcy, to ludzie Shah’en z północy. Muszę ich znaleźć zanim terroryści wcielą swój plan w życie. Możecie zostać moimi przewodnikami albo ewakuować modlących. Jeśli wejdziecie mi w drogę, tym razem nie będzie litości.
- Więc Oakbane miał rację – wymamrotał pobladłymi ustami jeden z akolitów. – To dlatego przodkowie nie przemówili.
- To bzdury - autorytarnie stwierdził Kitty – w mojej wiosce wielokrotnie gościliśmy innowierców na uczcie Shi Kemuri. Nigdy nie odmówiono nam rady.
Czcze gadanie i pośpieszne rozkazy wydawane przez opiekunów świątyni nie zdołały zaburzyć spokoju Khazarczyka. Sprawa milczenia głosów umarłych zasługiwała na głębsze wejrzenie. Przysiadając, wszedł w trans sięgając głębiej w swoją duszę. Odpowiedź nie do odnalezienia w ludzkim świecie, mogła być w wymiarze nadnaturalnym oczywista. Wystarczyło zdać właściwe pytanie właściwemu manitou. Pewne lokacje przyciągały ich więcej niż inne, obszar świątyni był jednym z nich. Mimo to nie odczuł niczego, żadnej obecności przyjaznych mocy. Za to gdzieś pod miejscem w którym się znajdowali, wyzwolone w otchłań labiryntu, przebywało coś mrocznego. Zła wola również go wyczuła, odczuł bowiem jej radość. Dann świetnie ją rozumiał. To był przeciwnik znacznie ciekawszy, niż kilku słabych terrorystów. Nie wypowiadając nawet słowa do otaczających go ludzi ruszył na spotkanie swojego nemezis.
Mawia się, że sen zbyt długo śniony staje się koszmarem. Tyee nigdy wcześniej w to nie uwierzyła, a i teraz nie potrafiła Dlaczego!? Powiedzieli jej, że gdy weźmie piąty oddech w komnacie świętego dymu jej umysł zaśnie, by obudzić się dopiero po ceremonii. Gdy zaczerpnęła tchu w słupie oparów było jej ciepło, a w uszach szumiały już szepty przodków, lecz nagle zapadła martwa cisza. Kapłani chyba nie wiedzieli co się stało. Usłyszała przedtem krzyk? Czyj? Brzmiał niemal jak głos jej samej. Otworzyła oczy. „Świat jest czerwony.” Taka była jej pierwsza myśl. Chciała zedrzeć tę przeszkadzającą zasłonę sprzed twarzy, ale nie była stanie unieść rąk. Z drugiej strony, jej ciało biegło, choć to nie ona ruszała nogami. Kilka kroków przed nią rozwiewały się szaty opiekuna świątyni. Gnał przed siebie, nie oglądając się na nią, choć był tak blisko, zupełnie jakby zobaczył demona. Jej ręka wyskoczyła do przodu chwytając przesiąknięty wilgocią rękaw uciekającego. Szarpnięty do tyłu potoczył się po posadzce.
- Proszę, nie! – wyjęczał z przerażeniem kuląc się w pyle.
Przyklękając, przez krótki ułamek sekundy Tyee mogła zobaczyć w przerażonych oczach stryja odbicie swej zachlapanej juchą twarzy. Jej zęby rozerwały miękkie tkanki szyi mężczyzny, uwalniając szkarłatną fontannę krwi. Świat stał się jeszcze odrobinę czerwieńszy.
Dann poczuł się rozczarowany wyglądem swojej przeciwniczki. Nastoletnia dziewczynka, nawet napędzana potężnym Manitou, nadal będzie słaba w porównaniu do wytrenowanego szamana. Nie zwlekając przeszedł transformację. Korytarz w którym się znajdowali nie był wąski ani też szczególnie szeroki, dość wysoki by mógł podskoczyć pod spękane skalne sklepienie. Było to równie dobre miejsce by zginąć lub zabić co każde inne. Nie chciało mu się psuć nastroju chwili zbędnym użyciem słów i wyglądało na to, że podobnie czuła jego przeciwniczka. Zwarli się w bezwzględnej walce, wymieniając cios za cios i kopniak za kopniak. Nawet jeśli nie była zbyt silna, to szybkością z pewnością dorównywała khazarczykowi. Markując niski wykop w kolano Haze zmusił Tyee do podskoku. Nareszcie była dokładnie tam, gdzie chciał ją mieć. Chwytając za szatę przerzucił ją nad głową w przeciwległą ścianę szerokiego korytarza. Choć tym razem nie celował w nic konkretnego, nieoczekiwanie trafił. Z błyskiem elektrycznego spięcia w kombinezonie, ciemno odziany mężczyzna zamortyzował upadek kobiety, biorąc na siebie impet rzutu. Bez ceregieli odepchnął ją od siebie, gdy tylko odzyskał dech. Po czarnym kombinezonie przeskakiwały elektryczne iskry, wywołując skurcze mięśni gdy tylko się pojawiały.
- Wygląda na to, że nici z dyskrecji.
Zasilanie musiało się wreszcie wyczerpać, bowiem mężczyzna w pełni zmaterializował się w spektrum widzenia a wyładowania zniknęły. Szaman docisnął dłonie do skroni. Nareszcie miał szansę walczyć z kimś ciekawym i po prostu musiał się napatoczyć jakiś błazen w trykocie. Niewybaczalne uchybienie.
- Nie mam pojęcia kim jesteś i co tu robisz, ale nikt nie będzie wchodził mi w drogę podczas walki!
Wyciągnięte pazury jaguara przeciągnęły po podbrzuszu intruza. Opór materiału był większy niż oczekiwał, cios który miał rozrzucić wnętrzności ofiary po posadzce korytarza ledwie zadrasnął skórę.
- Cholerny mutancie, odeślę cię w objęcia Ozyrysa! - wrzasnął Tekkey, mając nadzieję że nie wypadł nazbyt teatralnie. Ale skoro już odgrywa się wronę…
Prawy prosty, wyprowadzony bez zamachu zgodnie z oczekiwaniami został łatwo przez Haze’a przechwycony. Było to właśnie zamiarem agenta, który łapiąc nadgarstek zmiennokształtnego wykorzystał wibracje swej dłoni do zwiększenia nacisku i zmuszając do ugięcia jego kolana. Reguły tradycyjnej walki wręcz nijak się jednak miały do możliwości przemienionego. Nakrapiany cętkami ogon owinął się wokół nogi Sanbety, ściągając go do parteru.
Z morderczym błyskiem w oku Kitty przeszedł do dosiadu, kanonadą ciosów łomocząc o przyciemnianą maskę. Chociaż jego pokryte złotymi włoskami pięści zaczęły krwawić, rozcinane o ostre kawałki plastiku, nie zważał na to kontynuując dzieło zniszczenia. Choć początkowo Ookawa miotał się gwałtownie niczym wyjęta z wody ryba, szybko jednak opadał z sił i ledwie podrygiwał, gdy dosięgały go kolejne okrutne ciosy.
Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony. Zły duch zamieszkujący dziewczynkę przemógł słabość pożyczonego ciała, zatapiając zęby w karku pochylonego Danna. Wyjąc z bólu i gniewu wojownik odskoczył do tyłu, uderzając doczepionym do pleców ciałem o skały. Trzask pękających kości i ochrypły okrzyk bólu potwora stanowiły jedyne epitafium wypowiedziane nad ciałem nieszczęśliwej medium.
Haze rozmasował krwawiący kark, zdumiewając się siłą ukąszenia kobiety. Mógł sobie wymarzyć lepsze zakończenie tej walki, niż prostackie zmiażdżenie oponentki, ale wiele przeżytych bójek nauczyło go nie wybrzydzać, gdy los wręcza laury. Ostatecznie to zwycięzca – ostatni stojący na placu boju – będzie opowiadał historię pojedynku.
- Hej, pomiocie Setha! Jeśli skończyłeś już rozgrzewkę, to czekam na ciebie.
Złote oczy szamana rozbłysły gdy spojrzał na intruza w czarnym kombinezonie. Choć ledwo trzymał się na nogach zataczając się w widoczny sposób – pokazując że to on jest zwycięzcą. Na poharatanej twarzy, porozcinanej odpryskami plastikowej szybki maski, malowało się skrajne wycieńczenie. Jeśli jeszcze widział to nie patrzył nawet we właściwym kierunku, na swego oponenta. To co było dziwne to fakt, że agent wciąż uśmiechał się zakrwawionymi ustami. Kitty zaczynał lubić tego człowieka, może nawet zostaną przyjaciółmi. Choć zapewne, jak zwykle, będzie to raczej krótka znajomość. Z dzikim warknięciem zmiennokształtny skoczył do ataku. Tym razem pazury celowały w kark, miał zamiar wydusić życie z przeciwnika, tak jak to zrobił na dachu, z jego kompanem. Czy ten stojący przed nim człowiek był tym, który próbował zastrzelić go z dala jak tchórz?
Z zadziwiającą jak na oślepionego precyzją, Sanbeta prześlizgnął się pod ramieniem khazarczyka kreśląc głęboką, krwawą linię na udzie atakującego. Drugi kukri spadł na cętkowany ogon, odrąbując go tuż przy spodniach. Nawet ranny i pozbawiony swego atutu, jaguar zadziwiająco zwinnie odwrócił się, potężnym atakiem wprost w pierś krusząc sfatygowany kevlarowy napierśnik. Uderzenie odrzuciło do tyłu agenta. Jednym susem khazarczyk skrócił odległość, przezwyciężając ból rozprutej nogi. Otwarcie powtarzając poprzedni skuteczny manewr, zamierzył się do ciosu w klatkę. Przez ułamek sekundy agent się zawahał, lecz widać odruchy mięśniowe wpojone podczas treningu zwyciężyły. Kukri skrzyżowały się na wysokości serca, szykując się do bloku. Finta stylu skunksa raz jeszcze zadziałała na korzyść Danna. Szybki, podcinający hak nogą w kolano miał intruza sprowadzić raz jeszcze do parteru, gdzie oczywistą przewagę miał szaman. Tyle, że w trakcie wyprowadzania ciosu cel po prostu zniknął sprzed oczu khazarczyka. Kopniak wprawdzie trafił, ale na gardę ze skrzyżowanych kukri złożoną w przysiadzie. Był to podwójny, wyniszczający nokaut kończący walkę. Tekkey został zmieciony siłą zderzenia, po wylądowaniu przekoziołkował jeszcze kilka metrów. Prawa ręką zwisała bezwładnie i bolała jak złamana, toteż aby wycelować nadgarstkową wyrzutnię w przeciwnika musiał unieść rękaw drugą dłonią. Pod potężnym szamanem ugięły się wreszcie nogi i upadł na posadzkę korytarza. Czy był przytomny? Genbu nie miał ochoty się o tym przekonywać, prewencyjnie wpakował jedynie strzałkę nasączoną specyfikiem pozyskiwanym z Dokuyaku Fisshu w ciało. Zbierając niemal po omacku, jedynie dzięki oblepiającej wszystko krwi, swój ekwipunek, wydawał spokojnym głosem polecenia głosowemu interfejsowi Beepera.
- Oko, tu Kocioł. Już czas. Odpalaj ładunki. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|
|
|
»Insoolent |
#2
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195 Wiek: 33 Dołączyła: 20 Gru 2009 Skąd: Olsztyn, Warszawa
|
Napisano 15-02-2012, 18:30
|
|
Rozumiem, że Dann oddał walkę walkowerem.
Tekkey – Powiem szczerze, że ani wyobraźni, ani słownictwa Ci nie brakuje. Historia całkiem dobra, tylko ciut zawikłana jak na mój spracowany umysł Jest jedna rzecz, do której mogę się baaardzo przyczepić...
Zaczniemy może tak:
„Pieśń wznosiła się opadała w regularnych odstępach, wzywając przodków do przemówienia do swych dzieci. „
Może tak by było lepiej: „Pieśń wznosiła się i opadała w regularnych odstępach, wzywając przodków, aby przemówili do swych dzieci.” ? Taka moja sugestia
Oto do czego mogę się bardzo przyczepić: INTERPUNKCJA ! Gubisz przecinki, nie stawiasz ich praktycznie w ogóle w zdaniach złożonych. Może Tobie nie są potrzebne, ale czytelnikowi bardzo, jeśli chcesz, żeby zrozumiał tekst tak, jak chcesz, żeby zrozumiał. Twoja interpunkcja, a raczej jej brak, naprawdę utrudnia czytanie!
„Nadszedł czas, by to oni słuchali. „ - w oryginale tego przecinka nie ma.
Tutaj z kolei nie pasuje mi przecinek „- Musisz poczekać, dziecko, duchy z pewnością przemówią. „ Zakończyłabym zdanie na wyrazie „dziecko” i „duchy z pewnością przemówią, napisałabym jako odrębne zdanie. Jakoś mi tak bardziej pasuje
Ach te Twoje nieszczęsne przecinki....
„Widząc sceptyczny wzrok pozostałych PRZECINEK rzucił się do wrót nawołując straże. „
Kolejny: „ Brakuj nam jeszcze tylko śmierci tysięcy pielgrzymów przecinek by pogorszyć sytuację! „
Więcej przykładów z interpunkcją wymieniać nie będę.... Powiem szczerze, że do szału doprowadza mnie brak poprawnej interpunkcji w opowiadaniach.
Jednak nie wytrzymałam....
„Sala niemal się opróżniła, pozostała w niej tylko piątka zadumanych mężczyzn, dziewczynka, oraz cienie nieustannie pełzające po ścianach. „ Przed wyrazem oraz nie stawiamy przecinka..
Ogólnie historia ciekawa. To, że rysowała się w mojej wyobraźni gorzej, to wina tych nieszczęsnych przecinków... Tego się prawie nie da czytać. Gdybym dostała do ręki najlepszą książkę na świecie pod względem fabuły, ale w takim wykonaniu interpunkcyjnym, przeznaczyłabym ją na opał.
Ocena: 5,5 za wyobraźnię i bogate słownictwo |
bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! |
|
|
|
^Coyote |
#3
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 01-03-2012, 18:35
|
|
Długo zwlekałem za co przepraszam ,ale już jestem i piszę zaległą ocenę! :ooh:
Zgadzam się z Insoolent ,że walka napisana została bogatym językiem,który trochę miesza w głowie czytelnika Chodzi o to ,że pewne rzeczy można było napisać mniej poetycko a bardziej przyziemnie i zrozumiale. Wzniosły ton nie wszędzie pasuje. Znalazły się też błędy interpunkcyjne (żeby długo nie wymieniać,przed oraz nie stawiamy przecinka + to co napisała Insoolent ). Historia była całkiem dobra, więc nie zaniżę oceny tak bardzo jak bym mógł .. Ale i tak dam niej niż za walkę z Bakushinem,bo widzę spadek formy. Zamiast wyzywać nowych, którzy są zwykle słabi jak dowcipy księdza,albo w ogóle nie oddają wpisów (np. nieszczęsny Dann), lepiej pokusić się o spróbowanie sił z kimś doświadczonym. Tylko pisząc 'ze wszystkich sił' możemy się szybko rozwijać. Sam chętnie przyjmę wyzwanie jak tylko wespniesz się na odpowiedni poziom
Tekkey 6/10
Dann 0/10 |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
Eksporter |
#4
|
Poziom: Keihai
Posty: 59 Dołączył: 26 Lut 2012
|
Napisano 18-03-2012, 12:11
|
|
Tekkey
Na wstępie mam pytanie dotyczące kwestii z pierwszego fragmentu, a raczej jednego słowa - ,,zapełgało". Czy to jest błąd, czy celowo użyłeś tego zwrotu? Co przez niego rozumiesz? Przyznam szczerze, że próbowałem to wygooglać, ale bez pozytywnego skutku. Od początku zaczynasz nakreślać pewną historię tajemniczych morderstw co nieźle zapowiada dalszą część wpisu, jednak już tu mi coś nie pasuje. Jeżeli Dann chciał wyciągnąć informację od patologa to po co go atakował? Poza tym uważam, że mogłeś się pokusić o wymyślenie jakichś fikcyjnych personaliów, np. że jest przydzielonym do tego śledztwa agentem. Na plus zaliczam pomysł z obrzędem w świątyni. Interesujący wątek i wzbogaca wyobrażenie o otaczającym świecie.
Sama walka nie do końca spełniła moje oczekiwania. Gdy pierwszy raz przeglądałem Twoją kartę myślałem, że wykorzystasz jakoś w interesujący wyszkolony styl walki, oraz liczne wyposażenie. Ty natomiast nawet nie pokusiłeś się o użycie swojej mocy, której notabene byłem ciekawy. Pod tym względem jestem nieco zawiedziony, bo uważam, że jeżeli ktoś umieszcza tyle elementów w karcie to ma pomysł na ich użycie i właśnie na to czekam w starciu. Nawet krótkim.
Na koniec napiszę, za swoimi poprzednikami, że we wpisie pojawiło się sporo błędów, interpunkcyjnych, literówek. Już choćby na początku 3 fragmentu pojawia się: ,,- Centala! Centrala zgłoś się!". Pewnie zwykłe niedopatrzenie, ale jednak rzuca się w oczy.
Cytat: | Kolejny długi moment, o wiele dłuższy dla uczestników niż mógłby wskazać to zegar. |
Zabrakło do tego zdania dosłownie jednego krótkiego zwrotu, np. pojawił się, nastał. Dobrze by to brzmiało i wyglądało.
Cytat: | Było to równie dobre miejsce by zginąć lub zabić co każde inne. |
Niespecjalnie mogę dojść do tego o co chodzi z tym ,,lub zabić co każde inne", nie wiem czy wynika to z błędu, ale wygląda to tak jakby coś zostało nie dopowiedziane.
Cytat: | Ściany nie biegły w linii prostej i nie były gładkie, przez co w świetle płomieni pochodni cienie tańczyły wśród jej kamiennych występów i wnęk. |
Tu pojawia się kwestia związana z opisami. Czytającemu, a przynajmniej mi, nasunęło się pytanie: jeżeli ściany nie były takie, to jakie? Mogłeś pokusić się o wyjaśnienie i lepiej wpłynąć na wyobrażenie tego miejsca. Przywołałem ten przykład aby pokazać, że jednak mimo ciekawego wątku fabularnego czegoś brakuje aby uznać wpis za na prawdę dobry.
Na szczęście możemy nawiązać współprace i przed zamieszczaniem wymienimy się tekstami i wyłapiemy swoje błędy
Ocena: 6/10 |
|
|
|
»Zero |
#5
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 69 Wiek: 34 Dołączył: 09 Gru 2010 Skąd: Łódź
|
Napisano 25-03-2012, 16:07
|
|
Tekkey:
Tekkey napisał/a: | - Doktor Phil Darkfyre ukryty w ponurej suterenie miejskiej kostnicy rozpoczyna swą bezbożną sekcję! - wymruczał pod nosem patolog, jedynie siłą woli powstrzymując się od spuentowania prywatnego żartu rechotem psychopaty. |
... <próbuje zrozumieć 5 minutę>
Twoje opisy bezproblemowo przenoszą umysł w wykreowany świat. Autentyczny talent i kunszt. Wystarczy mi 1/3 tekstu, by stwierdzić że fabularnie jesteś na Tenchi z pewnością w top 3 (zresztą, ciągle bardzo dobrze pamiętam Twoje wpisy z Gotei Shoutou ). Chociaż mój prosty umysł gubi się przy co bardziej skomplikowanych intrygach wykraczających poza bójki w barze, ale nawet on to docenia. Na szczególne pochwały zasługuje połączenie klimatów Szamanów i Agentów, szczególnie tych pierwszych - udało Ci się to lepiej niż niektórym graczom z Khazaru (mam tu na myśli chociażby krótki moment, gdy Dann 'sięga głębiej w swoją duszę' i poszukuje przyjaznych Manitou). Zdanie to pisałem będąc przed momentem walki z Tyą, która jeszcze bardziej dodała smaczku. Nie pamiętam (lub zwyczajnie nie czytałem), by ktoś wcześniej przedstawił sposób w jaki Szamani budzą swoje zwierzęce duchy. Starcie to dla mnie czysty miód. Nie wiele da się na tym poziomie zrobic przy ograniczonym polu manewru możliwości postaci, tak więc stawiasz na plastyczny, dobrze wysmażony opis.
Tekkey napisał/a: | Jeśli jeszcze widział to nie patrzył nawet we właściwym kierunku, na swego oponenta. To co było dziwne to fakt, że agent wciąż uśmiechał się zakrwawionymi ustami. Kitty zaczynał lubić tego człowieka, może nawet zostaną przyjaciółmi. Choć zapewne, jak zwykle, będzie to raczej krótka znajomość. |
Spodobał mi się ten fragment, kreuje Danna na całkiem wyrazistą postać, jednakże... kłóci się z opisem w karcie. Mam mieszane uczucia, bo z jednej strony przedstawiłeś przeciwnika bardzo ciekawie, to naciągnąłeś charakter na swoje potrzeby. "Haze jest zazwyczaj skromny, wrażliwy i niezdarny. Zazwyczaj nie wie jak się zachować więc ma problem z kontaktami z innymi ludźmi. Jednak jeśli przychodzi co do czego to Dann zmienia się w jakąś zupełnie inną osobę. Staje się oziębły i arogancki a w walce wpada w szał bojowy" - przynajmniej w rozmowie z patologiem powinna zostać zaznaczona jego spokojna część osobowości, tymczasem cały wpis jest pewny siebie, charyzmatyczny. Zgrzyt największy z jego charakterem widać w scenie rozgromieniu strażników świątyni.
Dalsza część pojedynku, hm. Padł zarzut, że nie wykorzystałeś swojej mocy, w pełni posiadanego ekwipunku. Dociera do mnie, że nie od razu można wykorzystać swoje atuty, a chociażby swoją szkołę wykreowaną na swoje potrzeby odsłonisz w odpowiednim momencie. Jak dla mnie zgrabnie wykorzystałeś dostępne narzędzia, że nie wszystkie - to nie uchybienie, wręcz zaleta. Nie będzie przesytu i daje pole do popisu w kolejnych walkach.
Coyote napisał/a: | Zgadzam się z Insoolent ,że walka napisana została bogatym językiem,który trochę miesza w głowie czytelnika Chodzi o to ,że pewne rzeczy można było napisać mniej poetycko a bardziej przyziemnie i zrozumiale. |
Muszę się z tym zgodzić. To prawda, świetnie piszesz i nie brakuje mi nad tym zachwytu, w pewnych miejscach jednak warto postawić na prostotę.
Coyote napisał/a: | Tylko pisząc 'ze wszystkich sił' możemy się szybko rozwijać. |
Nie żebym próbował pouczać kolegę Coyote'a lub przeczyć tezie, ale w pracy Tekkeya nie wyczułem, aby szedł na łatwiznę, lub pohamowywał się
Eksporter napisał/a: | Jeżeli Dann chciał wyciągnąć informację od patologa to po co go atakował? |
Żeby się nie darł i ktoś nie przyszedł z pomocą. Ale znowu, Tekkey - wystarczyło krótko napomknąć o tym w dialogu 'wybacz, że musiałem cię ogłuszyć, ale nie potrzebujemy rozgłosu', zamiast jak wiele rzeczy poddawać pod nasz domysł. A głowiłem się jeszcze: jakie znów wibracje z ciosu prawym prostym miały powalić Danna na kolana (Furui Genko nie wprawia pięści w wibracje jak jego dojrzalsza forma)? Dlaczego zniknąłeś w finałowym momencie walki sprzed jego ciosu? Domyślam się, że przez własną prędkość, ale właśnie, znowu się domyślam. Jednak lubię jak wszystko jest klarownie wyłożone, nie znaczy to znów że musisz robić to łapotologicznie, rzecz jasna. Może to ja jestem głupi, ale latanie po kartach/Zbrojowni żeby się upewnić czy wszystko dobrze interpretuje do przyjemnych nie należy
Co do zaś interpunkcji, jeśli w pracy nie ma krytycznych błędów stylistycznych/ortograficznych generalnie ich nie wyłapuje, mi to nie przeszkadza. Podsumowując, za błąd policzyć mogę przerysowanie charakteru Danna, nadmierne zagmatwanie, bo tak poza tym wpis posiada potężne plusy: warsztat, przyjemność z czytania i to z jaką łatwością obrazy powstają w umyśle poprzez talent twórcy, poświęcenie uwagi klimatom Szamanów, pojedynek również jest bardzo dobry. Chciałbym ci wystawić coś pomiędzy 8-8.5, taką ocenę byś dostal gdyby nie to że gra narzuca pewne ramy (których notabene sam nie lubię), no i do tego wyżej wymienione zgrzyty (w tym poprzedników), z tego powodu będzie to:
Ocena: 7.5/10 |
|
|
|
*Lorgan |
#6
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 25-03-2012, 18:35
|
|
Ojoj, sądziłem, że już oceniłem tę walkę - najwyraźniej zapomniałem o tym drobnym szczególe
Tekkey – Zagubiłem się trochę w fabule. Zabrakło mi uporządkowanego planu akcji i uwagi poświęconej poszczególnym bohaterom. Nawet przedstawienie Darkfyre'a mało o nim zdradziło. Używasz ciekawych słów ("zapełgało" - rozwiewając wątpliwości Eksportera, nie jest to błąd), lecz warsztat sam w sobie nie jest rewelacyjny. Wspomniana przez Insoolent interpunkcja to faktycznie główna bolączka. Nie tylko przecinki nawaliły - mnie znacznie bardziej zirytowały nieumiejętnie używane wykrzykniki. Werdykt: jest "nieźle", czyli poniżej "dobrze" i powyżej "przeciętnie". Nie będę niestety tak łaskawy jak mój poprzednik. Liczę, że następnym razem pokażesz kunszt, który już raz widziałem i o którym tyle słyszałem od byłych graczy Gotei Shouto.
Ocena: 6/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Tekkeya. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 25-03-2012, 18:42
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Tekkey - 31 pkt.
Dann - 0 pkt.
Zwycięzcą został Tekkey!!!
Punktacja:
Tekkey +15
Dann -15
Insoolent +10
Coyote +10
Eksporter +10
Zero +10
Lorgan +10 |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|