Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Matheo vs Grochu - walka 1
 Rozpoczęty przez »Matheo, 14-10-2011, 11:00
 Zamknięty przez Lorgan, 28-10-2011, 13:48

6 odpowiedzi w tym temacie
»Matheo   #1 
Rycerz


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 169
Wiek: 35
Dołączył: 11 Paź 2010
Skąd: Szczecin

________________________________________________________________

Uwaga! Wpis zawiera wulgaryzmy. Przed przeczytaniem skonsultuj się z rodzicem bądź farmaceutą.

________________________________________________________________




vs


________________________________________________________________

Kilka słów od autora
Spoiler:

Po 1: Proszę o nie traktowanie jako frakcje czy bóg wie co towarzyszy Browna. Walkę z Grochem toczę sam, bez niczyjego wsparcia więc z całą pewnością wojskowi, którzy towarzyszą postaci Matta Browna, nie mogą być traktowane jako frakcja.

Po 2: Grochu wyraził zgodę na takie przedstawienie swojej postaci i wyraził również opinie, że dialogi prezentowane we wpisie są zgodne z naturą Sida Wildfury.

Po 3: Moja postać mimo, że nie należy jeszcze do pionu wojskowego może odbywać w nim miejsce. Tak wynikało z rozmowy przeprowadzonej kiedyś z Lorganem. Z racji tego, że nie jest jeszcze oficjalnie w wojskowych dodaje czasami słowo rekrut

Po 4: Nie korzystam ze standardowego uzbrojenia, ale także nie używam niczego co jest w zbrojowni, co także nie powinno byc uznawane za błąd.

Po 5: Uznałem że witalność Grocha połączona z gigantycznym skokiem adrenaliny daje mu własnie tak wielka odporność na ból, stąd tak wiele obrażeń zniósł.



________________________________________________________________


Prawdziwy Chrzest bojowy w Den Special Branch av Empire



________________________________________________________________



Den Special Branch av Empire w skrócie DSBE to jednostka specjalna ukryta pod maską firmy handlowej. Powołana dekretem jego miłościwie panującego Dietricha II Roztropnego w roku 1580. Nadludzcy żołnierze zgrupowani w tej formacji odpowiadają jedynie przed Generałem i Cesarzem. Jeżeli myślisz, że istnienie mutantów to sekret, to analogicznie DSBE w ogóle nie ma. Dostęp do akt mają jedynie osoby z najwyższymi certyfikatami tajności i tylko oni mają prawo wiedzieć o jednostce. Den Special Branch av Empire zostało powołane w jednym celu, wykonać misje, które wydają się niemożliwe. Nadludzki żołnierz nie może złożyć aplikacji i czekać na jej rozpatrzenie. Rekrut nie ma prawa wiedzieć o DSBE dopóki te nie zechce go wciągnąć w swe struktury. Jeżeli masz umiejętności i pasujesz do tej formacji to ona sama się do ciebie zgłosi.

Czarne zlewające się z nocnym tłem spadochrony, cicho łopotały pod naporem powietrza. Piątka nieznajomych wylądowała na skraju gęstej Khazarskiej puszczy. Zatarcie śladów ich pojawienia wykonali w całkowitej ciszy. Nie minęło kilka minut, a niewielka polana wyglądała dokładnie jak wcześniej. Mieli cztery godziny na wykonanie zadania, po tym czasie musiał zjawić się po nich transport, który zabierze żołnierzy DSBE z wrogich ziem. Piątka obcych ruszyła ostrożnie w busz. Wiekowe drzewa utrudniały przemieszczanie się po ciężkim terenie. Według wszelkich danych byli sześć kilometrów od miejsca misji. Parli pewnie przed siebie czemu towarzyszył metaliczny chrzęst bojowego sprzętu. Nagijczycy byli ubrani w czarne jednolite mundury, które ich idealnie maskowały. Stroje miały zapewnić też maksimum ochrony, przez wbudowane kuloodporne wkładki. Twarze były przysłonięte wojskowymi kominiarkami wyposażonymi w mikrofon i odbiornik. Przy kieszeniach bojówek znajdowały się krótka broń palna według osobistego uznania i noże, czyli standardowe wyposażenie pomocnicze przy tego typu zadaniach. Wiodącą bronią w tym zespole był karabin maszynowy MG5. Wyposażona w tłumik, lekka, precyzyjna i śmiercionośna maszyna miała zapewnić maksimum bezpieczeństwa Cesarskim wojownikom i zarazem porządną moc rażenia. Wyjątek w uzbrojeniu stanowił karabin MMG2. Wielkie obrotowe bydle siejące zagładę z dwunastu luf niósł ze sobą górujący nad resztą obcy. Wyróżniał się on na tle pozostałych nie tylko wzrostem, ale także muskulaturą. Paradoksalnie gabaryty mężczyzny i jego broni sprawiły, że wyznaczono mu za zadanie wsparcie i osłanianie pozostałych obywateli Nag. Względy bezpieczeństwa były podwyższane, dlatego każda z broni maszynowych została wyposażona w specjalny chip, który uniemożliwia oddanie strzału kierowanego do towarzysza broni. Nowinka ta została wprowadzona po utracie trzech żołnierzy w ogniu walki. Całość uzbrojenia dopełniał prototyp nowego noktowizora. Zamiast standardowego lornetko-podobnego osprzętu postanowiono przetestować nokto-soczewki umożliwiające widzenie w ciemnościach. Żołnierze maszerowali ustawieni w pięciokątnym szyku. Igłą ustawienia był dowódca o tak wielu pseudonimach, że trudno było je wszystkie spamiętać. To właśnie on był tym górującym nad resztą. Pan White, jak go powszechnie nazywano, po swoich bokach miał najmłodszych stażem członków DSBE. Szyk zamykali najbardziej doświadczeni po liderze Najgijczycy. Kiedy maszerujący pokonali odległość czterech i pół kilometra dowódca wystawił prawą rękę do góry po czym ją niedbale opuścił, był to znak żeby zrobili sobie chwile przerwy. „Lewe skrzydło”, czyli drobny, szczupły i mierzący około sto siedemdziesiąt centymetrów żołnierz, sprawdził pobliski teren. Miejsce było czyste. Brak śladów jakichkolwiek patroli, kamer czy pułapek. Jednym słowem byli bezpieczni. Wojskowi zdjęli maski i rozsiedli się na kamieniach. Dowódca popijał w spokoju swoją ulubioną czarną herbatę z termosu. Zwiadowca gdzieś zniknął. Pozostała trójka paliła papierosy i sprawdzała broń.
- Nowy, masz szczęście, że Jacka położył ten wirus, inaczej siedział byś za biurkiem jak na kota przystało – wysyczał Kravic. Samuel Kravic był zastępca Pana Whita i zarazem najbardziej upartym członkiem jego zespołu. Wewnątrz DSBE krążyło wiele plotek i legend dotyczących jego umiejętności, ale także brutalności i bezczelności. Podczas misji zwracano się do niego Sab. Pseudonim ten był skrótem od Scáth an Bháis co w wolnym tłumaczeniu ze starodawnych dialektów Nag oznaczało Cień Śmierci. Samuel Kravic wywodził się z typowej rodziny wojskowych, która od czterech pokoleń służyła wiernie cesarzowi. Ponoć jego ojciec został skazany na śmierć za nieprzestrzeganie regulaminu związanego ze służbą w Den Special Branch av Empire. Według plotek był alkoholikiem i zatłukł własną żonę. Zapewne te wydarzenia odcisnęły silne piętno na charakterze Sab-a. Jednak, mimo ciężkiego charakteru i braku litości dla przeciwników, ten rudowłosy facet traktował swój zespół jak rodzinę i w sytuacjach zagrożenia życia towarzyszy szedł z odsieczą narażając nie raz własne bezpieczeństwo.
- No nie udawaj, żeś taki milczek – Podjudzał. – Ponoć juz raz zabawiłeś się w tych puszczach. Wyrżnąłeś całą wioskę by odbić jakąś panienkę. Pewnie myślisz, że to ktoś ważny, a to była zwykła płotka w pionie wywiadowczym i te wszystkie fajerwerki się na nic nie zdały, bo ani nie zostałeś bohaterem, ani Ci nie dała – widząc, że Brown nic nie robi sobie z jego uwag Kravic skupił się na wychodzącej z lasu zwiadowczyni – Jak tam Sam, wstydzisz się wylać przy chłopach? No, a może panienka krępuje się swojego dzisiejszego bohatera- zakpił. Dziewczyna zacisnęła pięści i rzuciła się by upokorzyć przełożonego. Była dość narwana i nie stroniła od fizycznego rozwiązywania wszelkich problemów. Samantha Walx dołączyła do drużyny Whita kilka miesięcy przed tym, gdy Matt Brown został wyłowiony jako potencjalne wzmocnienie DSBE. Drobna blondynka o wiecznie zdziwionej minie, była dość pokręcona. Jej atuty i wady zdawały sobie same przeczyć. Była z jednej strony niesamowicie roztrzepana i chaotyczna, czego najlepszym dowodem był dzisiejszy wypadek przy opuszczaniu samolotu. Sam źle spakowała i oporządziła swój spadochron przez co ten się nie otworzył. Pomocną dłoń wyciągnął do niej w powietrzu rekrut Brown, który zmniejszając opór powietrze, dopadł do plecaka i ryzykując własnym bezpieczeństwem w ostatnim momencie odbezpieczył czasze spadochronu, ratując jej życie. Jednak z drugiej strony jej analityczny umysł i świetna znajomość taktyki, medycyny i psychologii sprawiały, że była cennym nabytkiem zespołu. Kobietę w ostatniej chwili przed uderzeniem w Sab-a powstrzymał Hektor Schrodinger. Drugi najdłużej służący pod dowództwem Whita Nagijczyk. Płynęła w nim po części szamańska krew, co łatwo było rozpoznać po ciemniejszej karnacji. Jednak on nigdy nie utożsamiał się z państwem swoich dziadów. Physics Cat był od zawsze wychowywany w duchu patriotyzmu względem Cesarstwa Nag. Jego pseudonim wziął się od jego nadzwyczajnych umiejętności gimnastycznych i niesamowitego ścisłego umysłu. Podczas operacji towarzysze często posługują się tylko skrótem z pierwszych liter ksywki. PC może być uznany za eksperta w takich dziedzinach jak: fizyka, matematyka, chemia i materiały wybuchowe.
- Wam się naprawdę nudzi - zabrzmiał głęboki głos dowódcy. – Zbierajcie się, czas ruszać.
Czasu mieli spory zapas, pozostały ponad dwie godziny do transportu. Jednak by wszystko przebiegło po ich myśli musieli dotrzeć do sieci starych magazynów w ciągu kilku minut. Głównym zadaniem było odbicie Josepha Stona i jego rodziny z rąk anarchistycznej bojówki. Ambasador wraz z rodziną zostali uprowadzeni przed trzema dniami. Khazarskie służby bezpieczeństwa natychmiast odcięły się od tego zdarzenia, ba nawet zaoferowały pomoc, która jednak okazała się zwyczajnym, pustym gestem dyplomatycznym. Dzień po uprowadzeniu do wszystkich ogólnokrajowych telewizji przesłano film mówiący o żądaniach jakie stawiali przestępcy. Nagranie zawierało także instrukcje jak ma dojść do przekazania okupu. Dzięki wytężonej pracy zespołu analitycznego udało się dokładnie namierzyć przetrzymywanych, a także ustalić kto stoi za całym zajściem. Dzieci Wolnego Khazaru zajmowały się porwaniami przedsiębiorców średniego szczebla. Chciały obalenia obecnych reguł, życia zgodnie z własnymi przekonaniami. Fundusze jakie zdobywali wykorzystywano do organizacji zamachów w większych miastach na świecie. Liderem szajki był Marcios Delaneu.
***

Drewniany stół obrócił się w drzazgi. Rosły mężczyzna patrzył niepewnie na swego niskiego kamrata. Mimo pozornie lepszych warunków fizycznych przeraziła go reakcja Sida. Byli przyjaciółmi, kompanami walczącymi za te same idee, przeciw temu samemu złemu światu. Jednak teraz najbliższy towarzysz wyraźnie się wściekł. Wildfury choć mikrego wzrostu był dla Delaneu nie tylko bratem krwi, ale także wzorem do naśladowania. Żyła na skroni Grocha wyraźnie pulsowała. Wyjął puszkę piwa z kieszeni spodni i wypił ją jednym haustem. Następnie zgniótł metalowy pojemnik w pieści niczym w imadle.
- Popieprzyło Cię do reszty!- ryknął – Rozumiem wszystko, urzędnik państwowy, jego żona, ale jak trzeba mieć nasrane w głowie by porywać kilkuletnie dzieci!
- Ale... – wyjąkał niepewnie Marcios
- Jakie ale, czy ty w ogóle myślisz?- przerwał Sid kamratowi – Porwałeś całą rodzinę, w tym niewinnych, to jest zgodne z naszymi IDEAMI!?
- Ale dzięki temu zyskamy jutro gigantyczne zaplecze finansowe
- Zesracie się, a nie zyskacie –
warczał niski Khazarczyk – wytną was w pień, a ja mogę nie zdążyć wam pomóc.
- Ale chrzanisz...
- Rób jak uważasz, twoje życie twoja piaskownica –
rzucił wściekły Sid wyskakując przez okno.
***

DSBE dotarło do sieci połączonych ze sobą starych magazynów. Dzięki dokładnemu rozpoznaniu satelitarnemu mieli plan budynku. Według wykrywaczy ciepłoty ciała ustalono, że porwani są na końcu wschodniego skrzydła. Odczyt odpowiadał czwórce żywych organizmów. Problemem w dostaniu się do tego miejsca była konstrukcja budynków, nie można było wejść od zewnątrz ponieważ wstrząs wywołany materiałami wybuchowymi mógł zranić zakładników. Najprostszym i najrozsądniejszym rozwiązaniem wydawało się wejście od frontu, a następnie przemieszczanie bocznymi arteriami zapuszczonego kompleksu. Tak też poczynili Nagijczycy. Weszli po cichu. Pierwsza prześlizgnęła się Sam, która z racji swojej mikrej postury bezszelestnie znalazła się obok stanowiska wartowniczego. Zakradła się od tyłu do strażnika i bez najmniejszego szelestu poderżnęła mu gardło. Ciepła lepka krew wytrysnęła z rany wprost na szybę, zalewając ją w kilka sekund. Dziewczyna błyskawicznie wyłączyła monitoring i dała znak towarzyszom , że mogą wejść.
- Kicia jest brutalna – zachrypiał pod nosem Sab – lubię takie.
Oddział szedł powoli, obserwując wszystkie możliwe korytarze. Dotarcie do miejsca przetrzymywania nie było trudne. Przybyli zlikwidowali kilku Khazarczyków, którzy się napatoczyli na nich, napotkali komplikacje dopiero przy próbie pozbyciu się wartowników, którzy strzegli pomieszczenia, gdzie była rodzina Stonów. Mimo błyskawicznej eksterminacji jednemu ze strażników udało się ogłosić alarm. Kolejny problem stanowił zamek szyfrowy do drzwi, za, którymi znajdowali się porwani. White, Brown i Kravic zabezpieczyli wąski korytarz, podczas gdy Sam i PC pracowali nad wydostaniem z pułapki zakładników. Przeciwnicy nadciągali falami. Pierwsze trzy zostały zdjęte głównie przez obrotowe bydle dowódcy, zarzynał on krótkimi seriami. Minusem broni, której używał czarnoskóry lider, była wolna wymiana magazynków. Kiedy więc dotarli kolejni, pozostali strzelcy oprócz likwidacji musieli osłaniać przełożonego. Ilość szubrawców utrudniała zadanie. Blood Dawn i Sab kładli ich pokotem. Wreszcie po wielu próbach łamiący zamek otworzyli drzwi. Walx wyprowadziła porwanych z pomieszczenia i osłaniała ich w rogu, tymczasem Hektor założył ładunki wybuchowe na ścianie pokoju, który służył za celę dla Stonów. Przeprowadził kontrolowany wybuch i utworzył dzięki temu wyjście na zewnątrz. Następnie rozłożył prototypową bombę MOFE, która miała za zadanie wypalić powietrze w kompleksie potężnym ognistym podmuchem rozrywającym na strzępy zabudowania. White, PC i Sam upuścili budynek chroniąc odbitych .Brown i Kravic osłaniali ich. Kiedy pozostało dwóch oponentów, Sab-owi zacięła się broń. Matt by ratować jego życie złamał szyk i skoczył na Khazarczyków. Runął z nimi na ziemię. Błyskawicznie dobył noża. Pierwszemu z mężczyzn wbił go w oko. Mieszanina krwi i płynów ustrojowych rozlała się po twarzy zmarłego. Następnie wyrwał ostrze, czemu towarzyszyło okropne chlupnięcie i zatopił je w gardle ostatniego żywego. . Dopiero po chwili dotarło do niego, że zabił lidera organizacji.
- Jesteś pie.rdolnięty wiesz!
- Wedle kodeksu wojskowego nie należy zostawiać swoich na pewną śmierć – odparł rekrut.
- Nie dość, że pier.dolnięty to jeszcze oczytany – zaśmiał się Scáth an Bháis
Kravic pomógł wstać kompanowi. Kiedy wycofywali się do nowego wyjścia usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła, kolejny Khazarczyk wszedł do budynku. Wypadł na korytarz. Był zupełnie nie uzbrojony, mikrego wzrostu, a w ręku trzymał butelkę samogonu. Rozejrzał się po licznych ciałach rodaków, na chwilę zamarł nad zarzniętym ciałem przyjaciela, Marciosa Delaneu. Następnie jego oczy spoczęły na nożu, który trzymał Brown. Wrzasnął przeraźliwie.
- Do eksplozji zostało trzydzieści sekund co wy się tam modlicie!? – zagrzmiało w słuchawkach pytanie dowódcy. Nagijczycy w te pędy ruszyli ku dziurze, a tuż za nimi był Sid Wildfury. Gnali ile sił w nogach. Eksplozja, która nastąpiła po chwili była tak potężna, że zostali powaleni na ziemię. Cesarscy żołnierze jak tylko przestało dzwonić im w uszach dołączyli do kompanów. Dziewiątka obywateli Nag biegła przed siebie, do przybycia transportu zostało czterdzieści pięć minut. Kiedy byli w połowie drogi tę zagrodził im szaman z Siedliszcza „Synów Wolnego Khazaru”. Jednak był inny, odmieniony. Jego paznokcie były pazurami, a kły znacznie się wydłużyły. Przerażone dzieci Stona zaczęły płakać. Dowódca wycelował broń, jednak tą wytrącił mu Grochu. Pozostali wycelowali broń w Sida. Zdawali sobie sprawę, że ten stanowi większe zagrożenie od zabitych. Jednak mieli nad nim przewagę liczebną. Blood Dawn dobył szybko Glocka z bocznej kieszeni i strzelił, kula trafił w ramię dosłownie kilka centymetrów nad sercem. Jednak z rany jedynie poleciało kilka kropli krwi.
- Biegnijcie ja się nim zajmę i was dogonię – rzucił Brown
Pan White spojrzał na rekruta, a następnie na zegarek.
- Jesteś tego pewny?
- Nie mamy czasu do stracenia, on chce mnie dopaść, widzę to w jego oczach. –
odparł natychmiast rekrut
- Zgoda
Nagijczycy ruszyli przed siebie, Sid jak gdyby nigdy nic przepuścił wszystkich. Szaleńczo-żółte oczy badały dokładnie Matta.
- Masz jaja, mogliście mnie rozstrzelać, ale... – zaczął Sid, jednak Brown mu przerwał
- Ale.... Ty masz coś do mnie i tylko do mnie. Nie ma potrzeby ryzykować ich życiem. – kontynuował zmieniając magazynek w karabinie maszynowym – Kim był dla ciebie Marcios Delaneu?
- Przyjacielem.
- Przykro mi.
- Nie chrzań –
odparł szaman i obnażył kły.
- Mówię serio, mógł nie pakować się w gówno porywając ambasadora i jego rodzinę
- Był jeszcze młody i głupi, a wy zabraliście mu szansę na naprawienie błędów!-
ostatnie słowo było wykrzyczane.
Okropny uśmiech przyozdobił jego usta kiedy rzucił się z przeraźliwym rykiem na obywatela Nag. Ten instynktownie puścił serię z MG5 kilka pocisków trafiło Grocha w nogę. On jednak się tylko skrzywił i parł dalej do przodu. Pchnął przeciwnika na ziemię i wyprowadził szybki cios szponami. Brown w ostatniej chwili uchylił głowę tak, że pazury jedynie zraniły policzek. Zaczął mocować się z Grochem i w końcu zrzucił go z siebie wybijając mu przy tym dwa pożółkłe zęby swoim prawym sierpowym. Odskoczył na bezpieczną odległość i zrzucił ciążący plecak i uszkodzoną broń maszynową, sprzęt padł z łoskotem i chrzęstem na ziemię. Sid już atakował po raz kolejny. Ofensywę wyprowadzał w splot słoneczny. Blood Dawn odskoczył ale pazury trafiły w jedną z ochronnych płytek munduru. Siła była tak duża, że ta popękała, a jej fragmenty niefortunnie zakleszczyły dłoń w opancerzeniu. Khazarczyk zaczął się miotać, a Brown z najbliższej odległości oddał kilka strzałów w ciało przeciwnika ze swojego Glocka. Rany przyozdobiły korpus, lecz mimo sporych obrażeń mężczyzna wciąż stał. Kiedy ranny szaman, wreszcie wyszarpał rękę to w tym samym momencie Matt kopnął go w korpus. Wildfury się zachwiał, ale nie upadł.
- Odpuść sobie, mam przewagę – rzucił Matheo Kasshoku – Nie zasługujesz na śmierć, to co robisz jest honorowe.
- Spi.erdalaj

Opętańczy uśmiech zagościł na twarzy przeciwnika. Ten rzucił się z rykiem na Browna. Atakował raz po raz, zadając drobne obrażenia na rękach i twarzy. Kiedy Nagijczyk się potknął Khazarczyk wykorzystał okazję i ranił szponami celnie w podbrzusze i i ramię. Widząc błysk broni odskoczył. Cesarski żołnierz podniósł się powoli. Jego rany krwawiły. Był zdecydowanie mniej odporny od swego oponenta. Wiedział, że musi zakończyć to starcie szybko. Skierował Glocka w ramię szamana i oddał strzał. Drugą wolną rękę użył swojego atutu – dźwięku. Wildfury został zamroczony dzięki Ranzatsu. Blood Dawn nie czekał. Dobył ze swojego Sleep Boxa jedną ze strzykawek, a jej zawartość szybkim ruchem wprowadził do organizmu Sida. Mężczyzna padł uśpiony na glebę
- Mówiłem, że nie zasłużyłeś na śmierć.
***

Helikopter krążył nad miejscem docelowym. Mieli piętnaście minut by się ulotnić.
- Panie White powinniśmy lecieć – nalegał pilot
- Jeszcze chwila
Czas płynął, a rekruta wciąż nie było. Pilot wyraźnie się pieklił.
- Odlatujemy
Większość żołnierzy Cesarza wyraziła pomrukiem niezadowolenie. Jednak Kravic wyjął krótką broń z kieszeni i przystawił ją do głowy kierującego maszyną.
- Oderwiesz maszynę od ziemi, a będą cię zeskrobywać z szyb rozumiesz? – warknął
- P-p-p-panie White! – wyjąkał przerażony pilot
- Samuel... odpuść, to rozkaz.
Rudowłosy spojrzał z lekkim niedowierzaniem na swojego dowódcę, wiedział jednak, ze tego wymagają procedury. Stalowa maszyna oderwała się od ziemi i zaczęła wznosić się ku jaśniejącemu niebu. Nagle na brzegu polany pojawił się zakrwawiony rekrut.
- Zawracaj – krzyknęli niemal jednocześnie wojskowi
- Po moim trupie
- No to będzie po twoim –
zagrzmiał Kravic i wspólnie Whitem przystawili lufy broni do skroni pilota, ten przerażony zaczął krążyć na rannym. Brown chwycił rękę rudego Samuela, a ten wciągnął go na pokład.
- Myślałem, że o mnie zapomnieliście – wysapał zmęczony
- Nie zostawiamy swoich....


Granatowo Bordowy Świat W Naszych Głowach Od Najmłodszych Lat....
   
Profil PW Email
 
 
»Grochu   #2 
Szaman


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 40
Wiek: 35
Dołączył: 02 Paź 2010
Skąd: Brodnica

Matheo300道力
Grochu160道力

Nag, najpotężniejsze państwo z prężnie rozwijająca się gospodarką i bardzo silną armią. Wszystko trzymane żelazną ręką, przez Cesarza i szlachtę. Teoretycznie rygor ma zapewnić stabilność w kraju. Taka taktyka zwykle odnosi skutek, zdarzają się jednak wyjątki…

***

Vasterland – Połódniowo-zachodni kraniec Nag. Stolica handlu morskiego. Mimo pewnego potencjału to jeden z biedniejszych obszarów państwa. Mimo, iż tutejsza ludność w teorii była uważana za pełnoprawnych obywateli, w praktyce nie zawsze tak było. Trudne warunki geograficzne i rola przyczółka nie odpowiadały części mieszkańców. Gdzie niegdzie dało się słyszeć głosy o zniszczeniu rdzennej tradycji tego miejsca. Początkowo wykrzykiwane jedynie przez starców, pamiętających jeszcze lata przed skolonizowaniem. Z biegiem czasu przerodziły się w zorganizowany ruch antyrządowy. Jeśli w jakimkolwiek regionie świata pojawi się bunt, (bądź alkohol) można być pewnym, że zjawi się tam Sid Wildfury. Szaman nie był tym razem w najlepszej formie. Ponownie pobity przez silniejszych od siebie, musiał emigrować z Khaazaru. Łatka słabeusza i awanturnika była coraz trudniejsza do zniesienia. Zwłaszcza, że przegrywał praktycznie ze wszystkimi. Vasterland wydawało się więc dobrym miejscem na schronienie i trening. Jak się później okazało, znalazł szybko wspólny język z rebeliantami, którzy szybko uznali go za cennego sojusznika.

***

Cesarstwo nie mogło pozostać - rzecz jasna - zupełnie obojętne na taki obrót spraw.. Z drugiej strony, nie był to incydent wymagający szczególnej uwagi i radykalnych środków. Dowództwo wojskowe uznało, iż będzie to idealne zadanie dla niejakiego Matta Browna. Młody, nieopierzony, mający spory potencjał no i przede wszystkim będący zastępcą dyrektora w firmie handlowej. Jako, że nikt nie przewidywał trudnych potyczek, stłumienie buntu w Vasterland wydawało się doskonałą okazją, by młodzian nabrał doświadczenia.
Masywny, wojskowy helikopter właśnie wylądował na jednym ze wzniesień. Młody mężczyzna, odziany w schludny, morowy strój energicznie wyskoczył na zewnątrz. Spod wojskowych butów uniósł się niewielki tuman kurzu.
- Dalej już sobie poradzę. – Dał pilotowi znak ręką, by odleciał, po czym zerknął na mapę. Zgodnie z planami do największych zamieszek miało dochodzić w centrum miasta. Mateo niezwłocznie ruszył w tamtym kierunku. Zachodzące słońce powoli wyłaniało się zza stromych wzgórz i majestatycznych, starych zamków. Bijące wprost w twarz promienie lekko oślepiały młodzieńca. Mimo tej drobnej niedogodności szybko dotarł na miejsce. Stał na długim, drewnianym moście, centrum wyglądało na coś w rodzaju targowiska. Pośrodku placu stała grupa młodych, nienajlepiej ubranych cywilów.
- Patrzcie, przysłali kogoś! – krzyknął mężczyzna z tłumu. Ubrany był w typowy sposób. Spodnie, koszula i rybackie buty mówiły wszystko o jego stanie majątkowym, oraz profesji. Wojskowy spojrzał na cały tłum z pogardą, po czym przeskoczył na dach najbliższego budynku.
- W imieniu Cesarstwa Nag rozkazuję wam zaprzestać tych barbarzyńskich czynów i powrócić do swoich obowiązków. – przemówił pompatycznym tonem, po czym wyciągnął z kieszeni papierosa. Z tłumu wystąpiła ciemnowłosa kobieta o brązowych oczach. Z jej oblicza emanowała złość.
- Upadłeś na głowę? Twój rząd nie zapewnia nam równych warunków. Wysokie podatki i trudny teren uniemożliwiają nam życie na jednym poziomie z resztą Cesarstwa. Jesteś głupi, skoro myślisz, że posłusznie wrócimy do kąta. Jeśli zajdzie taka potrzeba będziemy walczyli o lepsze jutro!
Elegancka zapalniczka wypuściła płomień, podpalając koniec luksusowego papierosa. Wyraźnie zirytowany rycerz zaczął intensywnie wciągać tytoniowy dym, wydając przy tym charakterystyczne pufanie.
- Skoro plebs odmawia współpracy, jestem zmuszony użyć przemocy! – Błyskawicznie ruszył w kierunku cudzoziemców. Próbowali bronić się czym było pod ręką, jednak wobec nadczłowieka byli całkowicie bezradni. Brown nokautował cywili pojedynczymi ciosami, nic sobie nie robiąc ze znacznej przewagi liczebnej przeciwników. Jego wzrok powędrował na pyskatą brunetkę. Zbliżał się, wolnym krokiem w jej kierunku. Wdział wyraźnie, że dziewczyna się boi. Miała czego. Nikt nie będzie bezkarnie obrażał żołnierza Nag, a zwłaszcza ktoś tak nisko postawiony. Nagle usłyszał dziwny świst. Instynktownie odchylił głowę w tył. Katem oka dostrzegł, jak coś przypominającego butelkę po tanim piwie wytrąca mu papierosa z ust.
- Wynoś się stąd – rozległ się donośny głos zza pleców arystokraty. Brown odwrócił się napięcie. Dostrzegł mężczyznę stojącego na wzgórzu. Ubrany w podartą odzież, nieuczesany, brudny i zalatujący alkoholem. Kolejny menel do eliminacji. Matt doskoczył czym prędzej do rozczochranego przeciwnika. Nie zamierzał się wysilać, prawy prosty w zęby i po robocie. Oponent łatwo wykonał lekki skręt tułowiem, unikając uderzenia. Chwycił pięść nagijczyka swoją prawą ręką. Blood Dawn był w szoku. Niemal czuł jak jego kości pękają, pod wpływem nacisku. Nie miał pojęcia kim był ten ohydnie wyglądający koleś, ale wszystko wskazywało na to, że nie był tutejszy. Odskoczył w tył, nie chcąc ryzykować szybkiej porażki.
- Kim jesteś i co tu robisz? – zapytał niezmiennym, poważnym tonem.
- Powiedzmy, że poluję na takich jak ty – szaman uśmiechnął się przerażająco.
- Nie rozśmieszaj mnie. Jesteś zwykłym śmieciem. Nie masz szans z wytrenowanym członkiem oddziałów Cesarstwa. – Po tych słowach rozległ się donośny śmiech Sida. Zaatakował kopniakiem na wysokości głowy. Arystokrata zdążył wykonać szybki unik. Chciał wykorzystać nadarzającą się okazję do wykonania ataku, jednak jego ramie zostało przechwycone. Wildfury zaczął kręcić kółka oponentem. Brown czuł jak wirują w nim wnętrzności. W kulminacyjnym momencie został ciśnięty na środek placu, z hukiem uderzając w ustawione tam stoiska. Chwilę później poczuł, jak twarde pięści szamana obijają jego wątrobę, a po nich lewy prosty, posyłający go kolejne kilka metrów dalej. Czuł ciepłą krew lejącą się z nosa prosto do ust. Podniósł wzrok na swojego rywala. Jego postawa bojowa była nienaganna, do tego był znacznie silniejszy. Było pewne, że renegat przeszedł szkolenie bojowe i w walce w zwarciu nie ma szans go pokonać. Komandos szybko zerwał się na nogi i wydobył z kieszeni parę pistoletów Baretta. Grochu instynktownie odskoczył, spodziewając się strzału. Szybko skrył się za zdewastowanym stoiskiem. Niestety, nie była to skuteczna ochrona przed ciągłym ostrzałem. W oczy szamana rzucił się sprzęt wyglądający jak prymitywny wóz na towar, a dokładniej łańcuch w jego przedniej części, prawdopodobnie służący do zaprzęgania zwierząt. Zerwał go jednym ruchem ręki, a następnie obwiązał nim Bulat. Energicznie wymachując nowopowstałą bronią, wyszedł zza osłony. Szybko obracające się ostrze stworzyło swoistą tarczę, odbijając większość pocisków. Gdy był już dostatecznie blisko strzelca, cisnął orężem w jego kierunku. Rzut nie był zbyt celny, jednak koniec łańcucha zdołał wytrącić pistolety z rąk Matta, oraz zrobić niewielkie zadrapanie na jego twarzy. Wykorzystując element zaskoczenia khaazarczyk bez problemu trafił kopnięciem w piszczel oponenta. Blood Dawn zawył z bólu. Chwilę później odczuł identyczny atak na drugiej nodze. Wiedział, że obite nogi nie będą już tak szybkie. Zostało więc tylko jedno wyjście.
- Ranzatsu! – Fala dźwięku trafiła w nadciągającego Sida, powodując utratę równowagi i upadek na kolana. Kolejny kopniak w szczękę posłał go już na glebę. Brown szybko wyciągnął Glocka i przystawił go do rozczochranych włosów. Gdy już miał pociągnąć za spust poczuł, jak drewniany przedmiot uderza go w twarz.
- Zostaw go! – Usłyszał znajomy głos. Odwrócił wzrok. Z irytacją dostrzegł ciemnowłosą kobietę, trzymającą w reku kij. Jednym uderzeniem w otwartą ręką ściął ją z nóg, po czym wymierzył z pistoletu.
- Skoro chcesz być pierwsza… - Niespodziewanie coś stanęło na drodze strzału. Polała się krew, rozległo się jakby zwierzęce warczenie. Matt zorientował się, że jego przeciwnik zdążył się przemieścić. Teraz wyglądał jednak inaczej. Z jego żółtych źrenic bił gniew, zęby zamieniły się w kły, a paznokcie w szpony. Zdziwiło go, również że jest w stanie stać, pomimo strzału w lewy bok.
- Strzelać do kobiety… jesteś żałosny! – Szaman ruszył do ataku. Widząc, że Nagijczyk zamierza oddać kolejny strzał, machnął z impetem pazurami, zagarniając ziemię. Gryzący piach wpadł w oczy komandosa, dekoncentrując go na moment. Niemal w tej samej sekundzie pazury Sida wbiły mu się w ramie, wywołując rozrywający ból. Zdrętwiała ręka wypuściła pistolet. Wildfiury trzykrotnie uderzył głową, po czym zadał głębokie cięcie wzdłuż klatki piersiowej przeciwnika. Arystokrata plunął krwią, po czym padł nieprzytomny na ziemię. Renegat zbierał się już do dopełnienia dzieła śmierci. Gdy miał zadać decydujący cios, poczuł na ramieniu delikatną rękę.
- Nie warto.
Mimo furii jaką czuł jeszcze przed chwilą, błękitne oczy sprawiały że ogień w jego sercu rozbijał się o nie... i gasł.
- To tylko pionek, takich jest tam więcej - rozejrzała się wokół - Radziłabym stąd uciekać. Niedługo zjawią się tu inni, silniejsi. Póki co nie masz szans im dorównać. Zgniotą cię jak robaka.
Czuł, że ma rację, nie zamierzał się więc kłócić.
- Mówił ci ktoś, że za dużo gadasz?
- Nieraz widziałam w akcji armię Nag. Nie jesteś dla nich przeciwnikiem, nie teraz - zrobiła pauzę, widocznie z czymś walczyła - ... Lepiej wracaj do siebie i trenuj. My sobie poradzimy.
Nastąpił moment ciszy. Przerwał go Sid.
- Masz racje. Wpadnę kiedyś zobaczyć, czy wszystko w porządku
Niezręczna sytuacja. Dziewczyna zdawała się na coś czekać, tymczasem Sid zachowywał się jak skonfudowany 12 latek na pierwszej randce.
- Dziękuje za pomoc - wychrypiał wreszcie.
- To my dziękujemy. Powodzenia.
   
Profil PW Email WWW
 
 
^Curse   #3 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Matheo:

Tak.. hm.. :DD Ta twoja tendencja to bycia ultra zajebistym :DD
W każdym razie.. po pierwsze i najważniejsze: naucz się wreszcie interpunkcji... >.> Jest dużo lepiej niż było kiedyś i to ci się chwali. Natomiast nadal masz problem i tworzysz długie zdania, które ciężko jest zrozumieć. To jest pierwsze, ogólne wrażenie po lekturze. Teraz trochę innych zgrzytów, jeżeli chodzi o stronę techniczną.
Mam wrażenie, że czasami chciałbyś podać za dużo informacji na raz. Z tego wychodzi na przykład takie coś:
Cytat:
Dzięki wytężonej pracy zespołu analitycznego udało się dokładnie namierzyć przetrzymywanych, a także ustalić kto stoi za całym zajściem. Dzieci Wolnego Khazaru zajmowały się porwaniami przedsiębiorców średniego szczebla. Chciały obalenia obecnych reguł, życia zgodnie z własnymi przekonaniami. Fundusze jakie zdobywali wykorzystywano do organizacji zamachów w większych miastach na świecie. Liderem szajki był Marcios Delaneu. 
Pogrubiony fragment za pierwszym przeczytaniem zabrzmiał mi.. jakoś pusto, trochę jak wypunktowanie. Poza tym owszem, można się domyślić, że Dzieci Wolnego Khazaru to właśnie ci, którzy stoją za porwaniem, ale szczerze mówiąc całość brzmi jak jakiś oderwany opis zupełnie czegoś innego.
Teraz coś, nad czym się zatrzymałam na dłużej:
Cytat:
Blood Dawn i Sab kładli ich pokotem. Wreszcie po wielu próbach łamiący zamek otworzyli drzwi.
Jedna literówka, a sprawiła, że totalnie wybija z rytmu. Totalnie.
Zastanawiam się również nad dwoma odmianami, które stosowałeś. Jedna to Sab/Sab-a, a druga to Stone/Stonów (bo zakładam, że w mianowniku to właśnie jest Stone :DD ). O ile jestem w stanie zrozumieć drugi przykład (ale.. Stone'ów), o tyle zupełnie nie rozumiem pierwszego :DD
Wiem, że starasz się unikać powtórzeń, ale niektóre zastępniki brzmią nienaturalnie i zupełnie nie brzmią.
Cytat:
Dowódca wycelował broń, jednak tą wytrącił mu Grochu. Pozostali wycelowali broń w Sida.
W tym wypadku chodzi o to, że po raz pierwszy w całym wpisie użyłeś określenia 'Grochu'. Zupełnie nie wiadomo o kogo chodzi, a w połączeniu z użyciem zaraz obok 'Sida', wygląda to, jakby była mowa o dwóch różnych osobach. Oczywiście czytelnik wie o kogo chodzi, bo wie kto z kim walczy, ale brzmi to co najmniej dziwacznie.

Dobra.. powiedzmy, że stronę techniczną mamy załatwioną. Teraz reszta :DD
Właściwie do fabuły nie mam zastrzeżeń, bo całkiem zgrabnie to wszystko ułożyłeś. Spodziewałam się jednak czegoś dłuższego niż wymiana paru ciosów. Przyznaję, że sam pojedynek trochę mnie zawiódł. Poza tym było kilka sytuacji, kiedy coś mi nie grało.
Cytat:
- Był jeszcze młody i głupi, a wy zabraliście mu szansę na naprawienie błędów!- ostatnie słowo było wykrzyczane. 
Okropny uśmiech przyozdobił jego usta kiedy rzucił się z przeraźliwym rykiem na obywatela Nag.
Zdaję sobie sprawę, że tak to jest przedstawione w karcie Grocha.. ale na litość boską, przecież przed chwilą zamordowałeś mu przyjaciela xD Chwilę dalej znowu opisałeś jego okropny uśmiech, ale wtedy było to już bardziej uzasadnione - rozumiem, że to emocje związane z walką. PO prostu trochę za wcześnie o tym wspomniałeś. Brzmi to tak, jakby Grochu cieszył się, że mu zamordowałeś bliską osobę xD
Eh.. jeszcze trochę tego było, ale napiszę o tylko jednej rzeczy. Mianowicie o ostatnim zdaniu:
Cytat:
- Nie zostawiamy swoich....
Cóż... tutaj chodzi mi głownie o to, że to zdanie.. mnie zabiło xD Nie jako błąd, tylko jako wywołało u mnie reakcją 'awww'... xD

No i w zasadzie tyle. Ogólnie fajnie, ale musisz jeszcze popracować nad warsztatem - wtedy będzie to wszystko brzmiało tak, jak powinno.
Ocena: 6


Groszek:

Damn it. To jest dobre.
Powiem ci szczerze.. Myślałam, że wiem co robiłeś, jak nie pisałeś.. ale chyba nie wiem xD Było trochę zgrzytów, ale ogólnie to brzmi to wszystko bardzo dobrze.
Muszę napisać o kilku rzeczach, które mi się spodobały.
Po pierwsze, zastosowałeś parę świetnych opisów:
Cytat:
Zachodzące słońce powoli wyłaniało się zza stromych wzgórz i majestatycznych, starych zamków. Bijące wprost w twarz promienie lekko oślepiały młodzieńca.
Cytat:
Mimo furii jaką czuł jeszcze przed chwilą, błękitne oczy sprawiały że ogień w jego sercu rozbijał się o nie... i gasł. 
To są takie smaczki, na które czekam. Piszę o tym, bo wiem, że nie leżą tak naprawdę w twoim stylu. Jednak wykorzystanie ich nawet w tak małym stopniu nadaje od razu inny wyraz tekstowi.
Będąc przy stronie technicznej, to jest coś, o czym musisz pamiętać.
Cytat:
- Dalej już sobie poradzę. – Dał pilotowi znak ręką, by odleciał, po czym zerknął na mapę.
Cytat:
- Nie rozśmieszaj mnie. Jesteś zwykłym śmieciem. Nie masz szans z wytrenowanym członkiem oddziałów Cesarstwa. – Po tych słowach rozległ się donośny śmiech Sida.
To przykłady. Przede wszystkim, jeżeli opisujesz dialog po myślniku, to wypowiadanego zdania nie kończysz kropką. Poza tym, jeżeli nie opisujesz, że ktoś coś powiedział w jakiś sposób, to dalszy opis tego, co się dzieje zacznij od nowej linijki. Wtedy będzie bardziej przejrzyście.
I to.. w zasadzie tyle :DD Znalazłam kilka literówek i błędów interpunkcyjnych, ale nie były znaczące.
Ponad to, bardzo podobało mi się starcie. Dynamiczne z dobrym wykorzystaniem hakudy i twojego fuketsugei.
Aha. Dobre dialogi, wyszły naturalnie ;)

Ocena: 7,5
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #4 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Matheo – Oprawiłeś pracę drobnymi i przyjemnymi grafikami, za co muszę Cię pochwalić. Lepiej czyta się tekst z ładnej książki, niż z rolki papieru toaletowego ;) Zauważyłem także pewne akcenty historyczne, co również można wpisać w krąg rzeczy pozytywnie przeze mnie odbieranych. Mam tylko jedno małe zastrzeżenie: jeżeli DSBE jest takie super tajne i uprzywilejowane, nie powinno zatrudniać leszczy Twojego pokroju (za słabych, żeby być zwerbowanym jako Gunjin, etc.). Aha, z profilu organizacji jasno wynika, że powinna podlegać pod Kalamira (xD). Przejdźmy dalej...

Już w pierwszym akapicie widać, że z interpunkcją nie jest najlepiej. Kiedy wymieniasz przymiotniki (nota bene, które zapisujemy z małej litery), powinieneś oddzielać je od siebie przecinkami. Z błędów pojawiło się jeszcze trochę powtórzeń i krypto-powtórzeń. Do samej fabuły nie mam w zasadzie żadnych zastrzeżeń. Akcja była rozkręcona we właściwy sposób, a postaci poboczne dobrze opisane. Niestety, w walce zawiodłeś. Była irracjonalnie jednostronna. Ani na moment nie dałeś Grochowi przewagi, mimo że pod względem Douriki i statystyk miał spore szanse, żeby ją osiągnąć.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Grochu – Pomimo odrobiny błędów (min. "gdzie niegdzie"), zostałem przywitany bardzo ładnym stylem literackim. Twoja wersja Matheo kłóci się trochę z jego kartą, a dokładniej z fragmentem "Uważa siebie za lepszego od tych, którzy są typowi i mało wyróżniający się. Jednak mimo domniemanej wyższości nie okazuję ludziom tego.". Reszta raczej w porządku... poza walką, która jest krótka, lecz świetna. Trochę zaszalałeś ze zgniataniem pięści przeciwnika, ale to nieznaczne uchybienie. Życzę jak najwięcej takich walk na forum.

Ocena: 7/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Grocha.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Kalamir   #5 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

najpierw Matheo:
Cytat:
Przybyli zlikwidowali kilku Khazarczyków, którzy się napatoczyli na nich, napotkali komplikacje dopiero przy próbie pozbyciu się wartowników, którzy strzegli pomieszczenia, gdzie była rodzina Stonów. Mimo błyskawicznej eksterminacji jednemu ze strażników udało się ogłosić alarm.
Cytat:
Ten instynktownie puścił serię z MG5 kilka pocisków trafiło Grocha w nogę.
Notorycznie zaczynasz zdania słowem "jednak". Pomijając, że to brzydko brzmi to trafiła się też sytuacja z nachalnym powtórzeniem. Następnie budujesz tasiemce starając się przekazać duzio informacji związanych z różnymi tematami. Byłoby znacznie płynniej, gdybyś:
1. Jeden temat = jedno zdanie.
2. Zmiana tematu (informacje o czymś innym) = kolejne zdanie.
3. Podawaj więcej szczegółów w walce. Nie rób zdań pod telegraf:
(hipotetyczna sytuacja)
Rzucił w niego nożem i trafił. Podbiegł do niego i uderzył pięścią. Zanim tamten upadł, wyrwał mu nóż z klaty i schował do pochwy.

Czy nie lepiej tworzyć coś na wzór:
Chwycił ukryty w bucie nóż i celnie cisnął w nacierającego żołnierza. Zanim tamten zdążył upaść, Matheo doskoczył do niego by pchnięciem wbić ostrze głębiej. Kiedy wyrwał je z serca i umieszczał w bucie, chłopak już nie żył.

Walki praktycznie nie ma (zobacz co napisał Lorgan i Curse). Troszkę mnie to dziwi, bo zawaliłeś tekst bzdurami takimi jak:
1. Niespecjalnie potrzebny, zbyt szczegółowy, niefinezyjny opis uzbrojenia.
2. Raczej marną interakcją członków drużyny, którzy w moich oczach są kolejną bandą niepoważnych kretynów przez pomyłkę wcielonych do organizacji militarnych. W dodatku całość wygląda jakbyś wyciągnął ich z filmu amerykańskiego klasy B. Jeden prowokuje własnego kumpla(jasne, pobijcie się na misji, rozsądne), drugi jest opanowany, trzeci ubezpiecza tyły (!) z wielkim kosiarzem dżungli (wspomniane bydle), no normalnie jak z Predatora. Wszystko to niszczy klimat wpisu, sprawiając że czytelnik nie do końca wie na czym powinien się skoncentrować. To nie pasuje to tak krótkiej formy opowiadania. Piszesz walkę, czy może scenariusz obyczajowego serialu?
ps. Nie mówię, że powinieneś całkiem rezygnować z takich elementów. Po prostu tutaj nie wyszły.
Kiedy kończysz obyczajowość, przypomina ci się o fabule... i dzięki bogom.
3. Zapomniałem już co miałem napisać...

W każdym razie to wszystko jest średnio ciekawe a walki ani widu ani słychu!

Kolejna temat, nowa organizacja/firma/agencja. Nie wiem czy wiesz, Lorgan opisał hierarchie każdego państwa - uwzględniając rożne agencje i t d. Na chwilę obecną nie nadajesz się nawet do pionu wojskowego nie wspominając już o wywiadzie albo (zlituj się Panie) pionie Egzekutorskim. Jakim cudem werbuje cię kozacka organizacja, jak rozumiem będąca dość potężną i całkiem niezależną siłą w państwie? Brak sensu i dużo paskudnej gloryfikacji.

Cytat:

Po 1: Proszę o nie traktowanie jako frakcje czy bóg wie co towarzyszy Browna. Walkę z Grochem toczę sam, bez niczyjego wsparcia więc z całą pewnością wojskowi, którzy towarzyszą postaci Matta Browna, nie mogą być traktowane jako frakcja.
No właśnie... niby akcja przeprowadzana przez zawodowców a nie można na nich za bardzo polegać. Skoro są w super tajnej organizacji to pewnie są kozakami jakich nie da się spotkać w innych pionach a tutaj biedny Matheo może liczyć tylko na siebie. Niepotrzebne.

Podsumowanie:
- Praca w moich oczach nielogiczna.
- Comando wannabe. Chcesz być komandosem? Zapracuj na to. Na razie jesteś nikim. Przestań kozaczyć i pokaż, że w tym świecie jest coś co może dać się we znaki.
- Zmień sposób budowania zdań.
- Postaw na interakcję z przeciwnikiem. Później poćwicz przedstawianie innych postaci. Dialogi też wyszły ci marnie.
+ I tak troszkę lepiej niż twoja poprzednia walka.

Niestety nie zgadzam sie z Lorganem i Curse. Pamiętając walkę https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=2040#2040 będącą połączeniem braku pomysłów i fascynacji prozą Sapkowskiego stwierdzam, że na moje 6 jeszcze nie zasłużyłeś.


A teraz Grochu:
https://tenchi.pl/images/tenchi/kotia.png

Cytat:
Vasterland – Połódniowo-zachodni kraniec Nag.
Po pierwsze Południowo. Po drugie... NIE. Vasterland jest częścią Kotii znajdującą się na północnym zachodzie Nag. W ogóle ten region został podbity przez Kotię 1410 lat temu a z jego opisu wynika, że "Mimo swego kontynentalnego pochodzenia, Vasterlandczycy uważani są za Kotyjczyków z krwi i kości.". Dlatego podjęty przez ciebie temat ma w moich oczach słaby fundament.
Cytat:
Gdzie niegdzie dało się słyszeć głosy o zniszczeniu rdzennej tradycji tego miejsca
Tradycja i Kultura została wyrznięta przez Najeźdźców WIKINGÓW - czemu więc oni 1410 lat później nienawidzą rządu Nagijskiego?

Cytat:
Stolica handlu morskiego
Jezu Chryste...

Teksty źródłowe:
Kod:
Aby móc zobaczyć zawartość tego tagu musisz się zarejestrować.
- Handlu morskiego OGÓLNIE w historii KOTII.
Kod:
Aby móc zobaczyć zawartość tego tagu musisz się zarejestrować.
No to z tym handlem morskim może być problem...

Podsumowanie wstępu:
- Karygodny błąd ortograficzny.
- Przeniosłeś region z jednej części kraju do Renegi.
- Stworzyłeś terrorystów, którzy nie uczęszczali na lekcje historii.
- Handel Morski? No to ekonomia Nag poszłą w pizzzz....
Cytat:

Zachodzące słońce powoli wyłaniało się zza stromych wzgórz i majestatycznych, starych zamków
o Kur...Człowieku...Czy ty pisałeś to na trzeźwo?

O boże...u ciebie Matheo jest elitarnym członkiem oddziałów cesaratwa (wtf?), któy sam ma stłamsić bunt w Vasterlandzie. Czy ja w ogóle myślę o tym gigantycznym Vasterlandzie, którego gigantyczne twierdze zdobią szczyty gór? Może mi się coś pomyliło... może gdzieś w Renedze jest jakaś wioska rybacka o nazwie Vasterland a jej mieszkańcy to studenci :/
Cytat:

Masywny, wojskowy helikopter właśnie wylądował na jednym ze wzniesień. Młody mężczyzna, odziany w schludny, morowy strój energicznie wyskoczył na zewnątrz. Spod wojskowych butów uniósł się niewielki tuman kurzu.
Kurzu? W zasypanym przez śnieg NAG (Kotii)?


Podsumowanie:
Antyrządowa organizacja, która nienawidzi rządu Nagijskiego za zbrodnie dokonane na kulturze Vasterlandu przez rządnych krwi Kotyjczyków ponad 1400 lat temu rozwala stragany na bazarze w stolicy handlu morskiego znajdującego się w górach. Wszystkiemu towarzyszy niespotykany kurz i co dziwne... zachodzące słońce, które zamiast się chować...wyłania się.

A najgorsze z tego wszystkie jest to, że napisałeś znacznie fajniej niż Matheo.
-----------------------------------------------

A teraz GANTZ przyzna wam punkty.
Spoiler:



Kalamir przemówił, sprawiedliwość jest ślepa. Wybieram (bądź co bądź)gorszą walkę, tak musi być.



   
Profil PW
 
 
»Mistic   #6 
Szaman


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 20
Wiek: 33
Dołączył: 15 Gru 2008

Grochu
Co ci tu mam powiedzieć... Wpis jest dobry, chwała ci, bo bym cię udusił, gdybym miał chłam czytać xD Dobra, trochę inny ci wyszedł Math jak powinien... ale nic, nigdy nie odegramy idealnie nie swojej postaci, zawsze jakiś margines błędu jest, choć sam Math i w tym względzie potrafi przegiąć. Chciałem cię nawet jakoś pognębić, przyczepić się do interpunkcji lub składni jak u Matha, ale cóż nie udało mi się. Parę chrupnięć było, ale odczułem je jako pojedyncze ziarna piasku w całkiem niezłej kanapce. Jedyne czego zabrakło mi w tym daniu, to trochę za mało ostrości którą była walka, choć w sumie... Może gdybyś ją pociągnął dalej, straciła by na swym wyrazie i skopała wszystko. A tak, dostałem ładną kompozycję, która ma całkiem niezłe aspiracje do posiadania 'tego'.

Ocena 6.5/10(wg do 7 nieco ci zabrakło, choć niewiele)

Matheo
Math, Math, MATH... Coś takiego zaczynało kołatać w głowie czytając twój wpis. Jakby do kanapki Grocha dorzucić kilka gwoździ i tłuczonego szkła. Dałeś mi swój wpis do korekty, zarzuciłem ci co robisz źle i... To samo pojawiło się we wpisie końcowym. Dajmy na ten przykład to z zdanie z zamkiem. Czytając to, nadal nie wiem czy te próby połamały zamek, zamek się łamał sam, czy ktoś go złamał. Przecinek naprawdę by wiele dał... W tym i wielu zdaniach. Ale historia odbijania ogólne udana, choć jakiś powiew świeżości by się przydał. Więcej inwencji poproszę, to cię nie zabije. A teraz walka.
No to była walka jednego aktora. Ty faszerowałeś Grocha ołowiem, a on miotał się jak szatan, byle tylko cię dostać. No ja rozumiem, masz wysoki stat szybkości, ale proszę cię, nie czyni to z ciebie BOGA. Jest mnóstwo sposobów na zatrzymanie cię, choćby skupienie ataków na nogach i już ptaszek nie polata... Ale nie, ty pociągnąłeś swoją starą postać 'jestem najszybszy, wypchaj się i giń' xD Tak więc, walka zupełnie ci nie wyszła, dawaj swoim przeciwnikom więcej skuteczności w działaniu, ich statystyki to nie kule u nóg.

Ale podsumowując: Gdyby wyrzucić złą interpunkcję, przesadzenia ze zdaniami wielokrotnie złożonymi, by zaraz zgasić informację jednozdaniowcem, byłoby na prawdę dobrze. Popracuj dalej, a twoje prace będą dostawać wyższe noty.

Ocena: 6/10(chciałem dać 5.75, ale system chyba nie uznaje takiego systemu cząstek)
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Matheo - 23,5 pkt.

Grochu - 26 pkt.

Zwycięzcą został Grochu!!!

Punktacja:

Grochu +15
Curse +5
Lorgan +5
Kalamir +5
Mistic +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,16 sekundy. Zapytań do SQL: 13