Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Tankyuu] Pustynna burza
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 09-07-2011, 23:09
 Zamknięty przez Lorgan, 26-05-2013, 21:04

28 odpowiedzi w tym temacie
»Insoolent   #11 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

Zgłaszam się.


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
»mablung   #12 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 117
Wiek: 34
Dołączył: 05 Paź 2010
Skąd: Warszawa

Zgłaszam się


Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #13 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Sanbetsu

Sanbetsu: Ishima. Wczoraj.

Yu Palmer, kapitan w wojskowym pionie, nerwowym krokiem przechadzał się po pokoju odpraw, co chwila spoglądając to na zegarek, to na zgromadzone w pomieszczeniu osoby. Od wezwania minęło pół godziny i wszyscy, oprócz jednego agenta, zjawili się już na miejscu. Czas naglił. W pomieszczeniu panowała cisza, ale wyczekiwaniu towarzyszyła narastająca nerwowa atmosfera. W końcu, drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wpadł zdyszany mężczyzna z bródką, ubrany w długi płaszcz.
– Przepraszam za spóźnienie, sir, pędziłem najszybciej, jak tylko mogłem.
– Proszę siadać, szeregowy Araraikou – odpowiedział kapitan, wskazując przybyłemu miejsce w pierwszym rzędzie, zaraz obok niewysokiej, młodej agentki o białych, krótkich włosach. - Straciliśmy przez pana wystarczająco dużo czasu.
Nie czekając aż mężczyzna zajmie swoje miejsce, kapitan szybko podszedł do biurka i energicznym ruchem podniósł z blatu gazetę. Uniósł ją frontem do zgromadzonych. Duży nagłówek „Terroryści znów atakują” aż krzyczał do czytających.
- To dzisiejsza gazeta. Świeżo z drukarni. Do czytelników trafi za jakieś 4 godziny – powiedział dowódca i zrobił krótką pauzę, by przyjrzeć się twarzom swoich słuchaczy. Wszyscy patrzyli na niego z uwagą. - Powiem krótko: najwyraźniej premier ma już dość czytania takich nagłówków. Dziś o godzinie szóstej rano nasze oddziały wkroczą na terytorium Shah'en. Rozkazy są proste – mówiąc to, kliknął dwa razy w blat. W odpowiedzi, nad biurkiem ukazała się trójwymiarowa mapa Pustyni Rozpaczy i Gór Milczenia z zaznaczonymi pozycjami sił Sanbetsu i Khazaru. - Mamy odzyskać pełną kontrolę nad tą prowincją. Wasze zadanie polega na ułatwieniu tego naszym żołnierzom. Po pierwsze, musimy rozpoznać i zniszczyć źródła dystrybucji i zaopatrzenia rebeliantów. Wiemy, że ich komórka działa tutaj, w Ishimie, i że co tydzień przypływa tu dostawa surowców od Krwawych Szakali.
– Krwawych Szakali, sir ? - odezwał się młody agent o ostrych rysach twarzy, siedzący do tej pory cicho w zaciemnionym rogu sali.
– Tak, rekrucie Ookawa. To nazwa największego znanego nam ugrupowania terrorystycznego Shah'eh. Według naszych informacji kontrolują oni ponad połowę miejsc wydobycia koltanu w tym regionie. Jak już wspomniałem, waszym zadaniem będzie rozpracowanie ich siatki tutaj, a także zniszczenie ich struktur w Górach Milczenia – dowódca znów zrobił krótką pauzę, by wywołać na holodeku zdjęcia mężczyzn. - Przyjrzyjcie się. To są zdjęcia porwanych przez Szakali naukowców. Nie mamy informacji, gdzie ich przetrzymują, ani w jakim celu. Musicie zbadać tę sprawę i pokrzyżować plany porywaczy za wszelką cenę. To też jest część waszego zadania.
– Czy to oznacza, że w razie potrzeby mamy poświęcić naukowców? - białowłosa agentka zadała pytanie i z niecierpliwością wyczekiwała odpowiedzi.
– Tak, jeżeli będzie to konieczne – kapitan odparł niedbale, po czym przeszedł do meritum spotkania. - Dobraliśmy was w pary. Agentko Kumori, ty razem z agentem Tekkeyem zajmiecie się sprawami tutaj. Agencie Pit, ty ze względu na przynależność do pionu wojskowego wyruszysz prosto na Pustynię Rozpaczy. Razem z agentem Mablungiem zajmiecie się sprawami na miejscu. Oboje macie doświadczenie w walce z Khazarczykami, a ci mogą się tam kręcić. Oficjalnie współpracujemy z nimi w tej sprawie, ale nie muszę wam chyba przypominać, że dobry szaman to martwy szaman. Szczególnie, że im też chodzi o surowce. Wyruszacie za godzinę. Na stole za wami są beepery, zawierające niezbędne informacje. Zebranie skończone. Rozejść się.


Shiro Kumori
Instrukcje:

Na tym etapie cel twojej misji to rozpracowanie siatki Krwawych Szakali w Ishimie.

1.Sporządź wpis, w którym udajesz się do portu w Ishimie i przeprowadzasz śledztwo, dzięki któremu odkrywasz pewne nieprawidłowości w księgach portowych. Zakończ wpis w miejscu, w którym orientujesz się, że zastępca kierownika portu zniknął w tym samym dniu, w którym porwano ostatniego naukowca z Ishimy.

2.Sporządź wpis, w którym udajesz się do portu w Ishimie. Po krótkim rozpoznaniu okazuje się, że w porcie rozładowywany jest akurat podejrzany statek, pilnowany przez grupę uzbrojonych mężczyzn. Zakończ wpis w momencie, gdy niepostrzeżenie dostajesz się na pokład.


Tekkey
Instrukcje:

1.Sporządź wpis, w którym udajesz się w Ishimie na miejsce porwania ostatniego z naukowców. To duży, dwupiętrowy dom, w którym wszędzie są jeszcze ślady walki ochrony z porywaczami. Zakończ wpis w momencie, gdy udaje ci się znaleźć małą, ukrytą kamerę, której najwyraźniej wcześniej nie zauważyli śledczy z policji.

2.Nikt nie zna tajemnic tego miasta tak dobrze, jak ludzie ulicy. Sporządź wpis, w którym kontaktujesz się z podejrzanymi o współpracę z Szakalami członkami gangu w jednym z nocnych klubów. Zakończ wpis w momencie, gdy wygrywasz bójkę i przywódca bandziorów jest na twojej łasce.

Pit
Instukcje:

1.Sporządź wpis, w którym dostajesz się do Akuto Hora i szukasz „przedsiębiorcy” zajmującego się handlem surowcami. Musisz dowiedzieć się skąd bierze towar i jak dostarcza go do odbiorców. Na miejscu dowiadujesz się o kilku babilończykach przebywających w mieście. Zakończ wpis w miejscu, kiedy przekonujesz lub zmuszasz handlarza do udzielenia ci informacji.

2.Sporządź wpis w którym dostajesz się do Har. Pamiętaj, że nie jesteś tu mile widziany, szczególnie przez Kour'Qana z którym masz niewyrównane rachunki. Zakończ wpis, gdy znajdujesz przewodnika, który zgadza się zabrać cię do najbliższego obozu rebeliantów.


Mablung
Instrukcje:

1.Sporządź wpis, w którym udajesz się na zwiad wraz z czteroosobowym oddziałem żołnierzy. Waszym zadaniem jest sprawdzenie mostu wiszącego nad rozpadliną, przez który musi przedostać się jutro wasz oddział. Okazuje się, że miejsce jest zaminowane i pilnowane przez grupę rebeliantów. Wraz z dowódcą towarzyszy postanawiasz wyeliminować przeciwników. Zakończ wpis w momencie, gdy pokonujecie terrorystów.

2.Sporządź wpis, w którym udajesz się na zwiad wraz z czteroosobowym oddziałem żołnierzy. Waszym zadaniem jest sprawdzenie mostu nad rozpadliną przez który musi przedostać się jutro wasz oddział. Okazuje się, że miejsce jest zaminowane i pilnowane przez grupę rebeliantów. Postanawiasz sam załatwić sprawę. Zakończ wpis w momencie, gdy niezauważenie rozbrajasz miny tuż za plecami przeciwników.


Nag

Gdzieś u wybrzeży Khazaru. Wczoraj.
– Kaniev, słyszycie mnie!? - Boul przykucnął szybko i poprawił niewielki, rozkładany talerz satelitarny. Był właśnie w trakcie misji w małej kajucie khazarskiego kutra. Miał za zadanie przedostać się na terytorium Khazaru i zlikwidować dezertera, który parę tygodni temu przeszedł na stronę szamanów. Cesarstwo nie tolerowało zdrady.
– Tak, słyszę pana, poruczniku. Melduję, że operacja idzie zgodnie z planem.
– Zapomnijcie o tym. Sytuacja uległa zmianie. Nasz wywiad donosi, że za cztery godziny siły Sanbetsu i Khazaru uderzą w Shah'en. Jesteście jednym z nielicznych w tym regionie rycerzy. Czeka cię ciężkie zadanie. - głos w słuchawce znów ustąpił trzaskom. Boul przeklął i znów poprawił antenę. Niestety, na zewnątrz szalał sztorm i telefon satelitarny, mimo że bardzo dobrej jakości, najwidoczniej nie dawał sobie rady z burzowymi zakłóceniami.
– Poruczniku, jakie są nowe dyrektywy?
– Posłuchaj Kaniev, pierwsze twoje zadanie to zmienić kurs tej łajby i dostać się na terytorium Pustyni Rozpaczy, do małej wioski o nazwie Ker'tar. Tam spotkasz się z łącznikiem. On przekaże ci resztę informacji. Bez odbioru.


Pustynia Rozpaczy. Shah'en. Ker'tar. Dziś.
Boul ostrożnie zeskoczył z wielbłąda. Wioska faktycznie była mała. Wokół starej, kamiennej studni roztaczały się hale, na których pasły się stada owiec i słychać było ujadanie pasterskich psów. Dotarcie tu nie było dużym problemem. Bez trudu sterroryzował załogę kutra. Nie musiał robić nic specjalnego, marynarze już wcześniej bali się go śmiertelnie. Droga z wybrzeża zajęła mu pół dnia i oto jest. Rozejrzał się powoli, w poszukiwaniu swojego łącznika. W końcu zauważył na uboczu wioski chatę, która - jak przypuszczał - pełniła funkcję zajazdu.
Przy wejściu nie było drzwi, tylko rozwieszony stary, wełniany koc. Izba była ciemna, ciasna i do tego śmierdziała zwierzęcym moczem. Boul wszedł i jego spojrzenie od razu skrzyżowało się ze wzrokiem starszego, siwego mężczyzny. Nieznajomy dyskretnie dał mu znak, by rycerz podszedł do stolika.
– Kaniev? - zapytał starzec, zaraz po tym, jak Boul dosiadł się do niego.
– Tak, a ty?
– Nieistotne. Posłuchaj. Twoim pierwszym zadaniem jest dostać się do Nan'gar. To największy przemytniczy port. Tam skontaktujesz się z Szarym.
– Szarym?
– Tak. To tubylec. Syn przywódcy klanu Pustynnych Wiatrów. Od lat wpółpracują z Cesarstwem. Oni dostarczają nam koltan i ropę, a my im zaopatrzenie. Twoim zadaniem będzie zabezpieczenie naszych interesów i sabotowanie sanbetańczyków i khazarczyków.
– W porządku, to kiedy ruszamy?
– W tym problem. Żeby tam się dostać, potrzebny jest pilot. Ktoś, kto potrafi wpłynąć do portu i zna hasło. Każdy klan w okolicy ma dwóch takich pilotów. Niestety ten, który miał ci pomóc, wpakował się w tarapaty. Dorwali go Szakale.
– Zabili go?
– Tego nie wiem. Masz dwa wyjścia: albo pójdziesz śladem porywaczy, albo postarasz się dostać do Kar i tam znaleźć innego pilota. Tylko uważaj, obie opcje są równie niebezpieczne. Ani Szakale, ani Aka'che nie są zbyt przyjaźni.
– Spokojnie – Boul wstał od stołu i powoli udał się w kierunku wyjścia. Na odchodne, zanim zniknął po drugiej stronie wyjścia, rzucił – ja też nie jestem zbyt przyjazny.



Boul
Instrukcje:

1.Sporządź wpis, w którym podążasz śladami bojowników z klanu Szakali. Udali się oni w stronę Gór Milczenia, razem z twoim rannym pilotem, który jest przepustką do Nan'ger. Jeżeli posiadasz umiejętność Przetrwanie na jakimkolwiek poziomie, udaje ci się ich podejść, kiedy obozują i zaskoczyć. Jeżeli nie posiadasz tej umiejętności, wpadasz w zasadzkę Szakali. Zakończ wpis, gdy pokonujesz przeciwników i uwalniasz pilota.

2.Sporządź wpis, w którym dostajesz się do Har i rekrutujesz nowego pilota. Przy okazji, możesz skorzystać z dobrodziejstw tutejszego rynku i uzupełnić ekwipunek. O ile masz czym zapłacić. Zakończ wpis w momencie, gdy znajdujesz nowego przewodnika, który zgadza się wprowadzić cię do Nan'ger.

Babilon

Babilon. Arkadnia. Trzy dni temu.

W pomieszczeniu słychać było gwar podnieconych głosów. Dookoła solidnego stołu siedzieli najwyżsi kościelni dostojnicy. Dyskusja trwała w najlepsze, gdy nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i wpadł przez nie zdyszany mężczyzna, ubrany w prostą sutannę. Zatrzymał się na chwilę w pół kroku, jakby niepewny swego zachowania, po czym podszedł do szczytu stołu. Zgromadzeni wbili w niego wzrok.
– Mamy potwierdzenie i nagranie – zaczął nieśmiało przybyły, jąkając się lekko. Szybko jednak wziął się w garść i kontynuował. - Wyrocznia przepowiada, że Sanbetsu i Khazar mają zamiar rozpocząć działania wojenne na terytorium Pustyni Rozpaczy.
– Na Lumena! Chcesz nam powiedzieć, Gabrielu, że mają zamiar zaatakować się nawzajem?! - odezwał się jeden z biskupów, siedzący najbliżej młodego kapłana, zdającego relację. - To chyba jakaś pomyłka!
– Nie, ekscelencjo. Wyrocznia nigdy się nie myli. I nie mają zamiaru zaatakować się nawzajem. Według przepowiedni będą współpracować – mówiąc to położył przed dostojnikiem otwartą teczkę. - To raport naszych analityków. Według nich, najprawdopodobniej chodzi o surowce. Dokładniej o koltam. Jego wydobycie w regionie niemal całkowicie kontrolowane jest przez rebeliantów.
– Tak, to interesujące – odpowiedział inny, grubawy biskup z drugiego końca stołu. - Co jeszcze mówi Wyrocznia?
– Coś o przebudzeniu pradawnych sił i magii – Gabriel znów się zająknął. - Tu... tu zaczęła już bełkotać, ojcze biskupie, nie jesteśmy pewni. W każdym razie wywiad sugeruje wysłanie tam agentów.
– W jakim celu ? Chyba nie mamy tam żadnych interesów?
– Wręcz przeciwnie, ekscelencjo. Ostatnio nasz przemysł technologiczny zaczął się prężnie rozwijać. W związku z tym musieliśmy zapewnić dostawy koltanu do Babilonu. Oprócz tego okazało się, że ten surowiec doskonale nadaje się do kondensowania magii. Wywiad donosi też, że na terenie Shah'en mogą znajdować się magiczne artefakty. Słowa Wyroczni zdają się to potwierdzać.
– Tak, cóż, chyba są to jakieś powody. Powiadomię Kardynała.
– Nie trzeba, ekscelencjo. On już wie. Całkowicie popiera pomysł wysłania naszych na miejsce. Szczególnie, że mamy kilka dni przewagi. Zacząłem już kompletować zespół. Jest troje szczególnie wyróżniających się ludzi. Na przykład dwie zelotki, które już od dłuższego czasu zwracają na siebie uwagę, dzięki skuteczności i oddaniu dla Lumena.
– Popraw mnie, jeżeli się mylę – znów odezwał się kapłan po drugiej stronie stołu. - ale zapewne chodzi ci o Zealot Fausset? A drugą kobietą z pewnością jest nie kto inny, jak Shina Inoki. Zgadza się?
– Tak jest, ekscelencjo – młody ksiądz przytaknął – Obie mają już doświadczenie w walce, a ich umiejątności wspaniale się uzupełniają.
– Doskonale, a trzecia osoba?
– Lucjan Faith... - odpowiedział kapłan i zawiesił głos. Doskonale wiedział, że to imię jest świetnie znane radzie biskupów. Obserwował więc ich reakcję. W sali zapadła cisza, mężczyźni rzucali pytające spojrzenia.
– Faith? Wieczne dziecko? To dość...hmm...interesujący wybór – skwitował w końcu biskup, siedzący najbliżej Gabriela. - Jak to uzasadnisz?
– Wasza Ekscelencjo, Lucjan ma moce, podarowane mu przez Lumena. Oprócz tego jest świetnie przeszkolony. Doskonale nadaje się do prowadzenia działań dywersyjnych na tyłach wroga.
– W takim razie, wszystko postanowione – zakończył dyskusję gruby biskup z końca stołu. - Idź i powiadom całą trójkę o ich zadaniu. Niech im Lumen błogosławi.
Gabriel ukłonił się, zebrał dokumenty i tak samo szybko, jak się pojawił, zniknął teraz za drzwiami. Nadszedł czas, by do akcji wkroczyli zeloci.


Naoko
Instukcje:

Razem z Insoolent i Bakushinem dotarliście na terytorium Shah'en dwa dni przed inwazją. Udaliście się do siedziby Sępów, największego klanu sympatyzującego z Babilonem. Podczas spotkania z ich przywódcą Kan'amanem, dowiedziałaś się, że rebelianci mają ostatnio spore problemy z khazarczykami. Ostatnio oddział ludzi Emira Valaro znalazł i przejął jeden z transportów.
1.Postanawiasz zorganizować akcję celem odbicia transportu. Jeżeli ci się powiedzie, Babilon wzbogaci się o sporą dostawę cennych surowców. W tym celu sporządź wpis, w którym, razem z grupą rebeliantów, napadacie na pobliskie magazyny Emira i odbijacie transport. Oczywiście, nie obejdzie się bez walki. Kompleks, składający się z dwóch dużych budynków magazynowych i małych koszar, jest bardzo dobrze strzeżony. Wpis zakończ w momencie, gdy ty i twoi ludzie uprowadzacie ciężarówki z drogocennym ładunkiem i uciekacie z khazarskiej bazy.

2.Postanawiasz zorganizować akcję celem odbicia transportu. Jeżeli ci się powiedzie, Babilon wzbogaci się o sporą dostawę cennych surowców. W tym celu sporządź wpis, w którym ty i dwójka wyszkolonych zabójców klanu Sępów wkradacie się do pobliskich magazynów Emira i wykradacie transport. Kompleks, składający się z dwóch dużych budynków magazynowych i małych koszar, jest bardzo dobrze strzeżony. Postaraj się niezauważenie ominąć straże, lub je oszukać. Wpis zakończ w momencie, gdy wraz ze swoimi ludźmi opuszczacie kompleks w uprowadzonych ciężarówkach.

Insoolent
Instrukcje:

Razem z Insoolent i Bakushinem dotarliście na terytorium Shah'en dwa dni przed inwazją. Udaliście się do siedziby Sępów, największego klanu sympatyzującego z Babilonem.
1.Okazuje się, że grupa doświadczonych wojowników klanu od dwóch dni nie wraca z rutynowego obchodu. Przywódca Sępów prosi cię, byś to sprawdziła. Przydziela ci do pomocy przewodnika. Sporządź wpis, w którym wyruszacie na poszukiwania i w trakcie patrolowania odnajdujesz zniszczoną wioskę. Dookoła porozrzucane są ciała. Na środku wioski widzisz rannego mężczyznę, desperacko walczącego o życie z watahą wilków. Zakończ wpis w momencie, gdy ratujesz mężczyznę.

2.Na miejscu spotykasz naukowca. Nazywa się Sebastian La Foux. Jest archeologiem, który miał się spotkać ze swoim kolegą po fachu, prowadzącym babilońską ekspedycję do Doliny Królów. Opowiada ci legendę o skarbach i artefaktach pogrzebanych gdzieś pod ziemią w dolinie. Niestety La Foux czeka już od tygodnia i nie ma żadnych wieści od zaprzyjaźnionego profesora. Prosi cię, byś sprawdziła, co dzieje się z ekspedycją. Sporządź wpis, w którym udajesz się do Akuto Hora i odszukujesz przewodnika, który zaprowadzi cię do Doliny Królów.
UWAGA: Masz bardzo złe przeczucia. Ewidentnie, czeka cię bardzo ciężkie zadanie.

Bakushin
Instrukcje:

Razem z Insoolent i Bakushinem dotarliście na terytorium Shah'en dwa dni przed inwazją. Udaliście się do siedziby Sępów, największego klanu sympatyzującego z Babilonem.
1.Doszły cię słuchy, jakoby na granicy terytorium Sępów grasował posiadający niezwykłe umiejętności człowiek, który terroryzuje całe wioski. Postanawiasz zbadać tę sprawę. Sporządź wpis, w którym wyruszasz na poszukiwanie tego człowieka. Wybierz się w góry i dotrzyj do ostatniej wioski zaatakowanej przez mężczyznę. Wypytaj tubylców o jego rzekome moce. Wpis zakończ w momencie, gdy w środku nocy ze snu wyrywa cię odgłos eksplozji.

2.Udajesz się w dalszą drogę, do kolejnego klanu sympatyzującego z Babilonem, by ostrzec ich o nadchodzących wydarzeniach. Niestety, po drodze dochodzi do wypadku. Podczas przeprawy przez most, jedna z lin pęka i wpadasz prosto w przepaść. Lądujesz w rzece, a jej wartki nurt porywa cię prosto w stronę wodospadu. Sporządź wpis, w którym ratujesz się, a następnie odbywasz niebezpieczną wędrówkę przez dzikie ostępy Gór Milczenia. Zakończ wpis w momencie, gdy po dniu błądzenia udaje ci się dotrzeć do szlaku po drugiej stronie zawalonego mostu.
Uwaga: Pamiętaj, że nie posiadasz umiejętności przetrwania.


Khazar.
Niestety, ze względu na to, że Mistic ma bana i Twitch zdezerterował, nie opublikuję wprowadzenia dla Khazaru.
Pamiętajcie, że od teraz macie dwa tygodnie na odpowiedź. Im bardziej przyłożycie się do swoich wpisów, tym większa będzie nagroda. Życzę wszystkim powodzenia i dobrej zabawy.To moje pierwsze Tankyuu więc bądźcie wyrozumiali. W razie pytań, piszcie na PW. :)
   
Profil PW Email Skype
 
 
^Pit   #14 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Pruliśmy motocyklem przez piaszczystą pustynię. Warkot silnika skutecznie zagłuszał wszystko wokół, również ostrą muzykę, dobywającą się z przy-kokpitowego radia. Siedząc w bocznym wózku musiałem się mocno trzymać, gdyż styl jazdy kierowcy był zaiste szalony. Jechaliśmy jakimiś dziwnymi skrótami, skakaliśmy po kamieniach i kościach zwierząt, jednak nic nie robiło na niej wrażenia. Tak, prowadzącą była kobieta. Atrakcyjna, o wydatnych kształtach, mająca niesamowitą wiedzę o okolicy kobieta. Mogłem to przewidzieć, w końcu nie na darmo nazywała się „Zakręconą Kimiko”.

***
- Ej no co jest, nie lubisz Lady Bazooki? –Żachnęła się, widząc, jak wyciszam radio. Nie żebym nie lubił tego typu muzyki podczas jazdy, chodziło mi o coś zupełnie innego.
- Mam wrażenie, że już minęliśmy Akuto Hora!
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, po czym wyszczerzyła zęby w szelmowskim uśmiechu.
- Spokojna główka, to tylko taki skrót. – Machnęła ręką lekceważąco. – Przecież nie wjedziemy z samego rana w sam środek bazaru, nie? Wysadzę cię troszeczkę dalej…
Ostatnie zdanie wypowiedziała przerażającym tonem, mrużąc oczy. Westchnąłem ciężko, dając sobie spokój z jakimikolwiek uwagami. Zawsze trafiały mi się ciężkie do rozgryzienia kobiety, ta nie była wyjątkiem.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Bezładne skupisko skał z bliska wyglądało jak mur, chroniący dostępu do miasta. Poszperałem chwilę w torbie i wyciągnąłem z niej miniaturowy licznik Geigera. Odczyt nie był za wielki i raczej nie szkodził stałym bywalcom tych terenów pustyni. Choć patrząc na stojącą nieopodal przewodniczkę, mogłem mieć wątpliwości. Wtedy przypomniałem sobie, by zapłacić za przejazd.
- Wyliczone dwieście kouka. – Powiedziałem, podając jej zapłatę.
- Dorzuć jeszcze piętnaście, kupię sobie jakiś soczek w barze. – Widząc moje zaskoczenie, wygięła się zalotnie i kokieteryjnym tonem dodała. – Takiej pięknej przewodniczce byś nie dał?
Dałem dwieście dwadzieścia, nie miałem czasu na dokładne wyliczenia. Naciągnąłem kaptur głębiej i pożegnałem się z cwaną Kimiko, która skacząc z radości sprzedała mi całusa, poklepała po plecach i wskoczyła na motor. Kilka chwil później słyszałem oddalający się odgłos silnika. Przekroczyłem mury, cykanie wskaźnika ustało momentalnie.

***
Gdyby tak się mocniej zastanowić, w Akuto Hora byłem po raz pierwszy. Słyszałem o tym miejscu nie raz, choć opowieści nie oddawały całej prawdy. Pierwsze co uderzało nowoprzybyłych to potwornie gęste, zatęchłe powietrze, będące rodzajem filtru przeciw radioaktywności. Wykorzystując zamroczenie gości, namolni tragarze biegali to tu, to tam, oferując im wszelki chłam. Temu wszystkiemu przyglądali się z rozbawieniem podrzędni technicy-magicy, posiadający nielegalne usprawnienia do każdego rodzaju sprzętu czy mechanicy, grzebiący w swoich garażach przy różnych rodzajach łazików. Właśnie do jednego z takich skierowałem swoje pierwsze kroki. Pod pretekstem kupna części, starałem się zebrać sporo informacji.
- Hellion 14? Tak, parę lat temu sporo tego było. – Brodaty sprzedawca zaciągnął się papierosem i zaczął wywód. - Rajdówka terenowa z porządną ramą, zamiast dachu i szyby, łatwa do przerobienia. Widziałem takie na wyścigach pustynnych jeszcze w 1605, dziś bardziej opłaciło by się wziąć Helliona szesnastkę. W każdym razie, czegoś ci trzeba?
- Szukam części do nowej skrzyni biegów, Allison 2000.
Mechanik podrapał się po głowie i po chwili zniknął w czeluściach garażu. Na ulicy tymczasem zaczął zbierać się tłum. Moją uwagę przykuła grupka młodych zapaleńców, robiąca mnóstwo szumu, wyraźnie niepasująca do reszty.
- Widziałeś te dziewczyny? – Rzucił jeden z nich, wyraźnie podniecony. – Ile ja bym dał, by się z taką przespać!
- Kurde, chodzi taka w prawie samej bieliźnie i kusi! – Dodał drugi ze złością w głosie. – Ale wiesz, ponoć to są jakieś boskie wysłannice, czy coś.
- Oj z takim ciałem to na pewno!
Zwykły bełkot, gadka o krągłościach płci pięknej, jednak z jakiegoś powodu wydała mi się interesująca. „Boskie wysłannice”? Słuchając dalej wywnioskowałem, że opis jednej doskonale pasował do Zealotki, którą spotkałem nie tak dawno temu w Higure. Babilon już tu jest, przeszło mi przez myśl.
- W tej chwili Allison 2000 nie mam, jest Lillon 1800… - Sprzedawca wrócił z zaplecza, trzymając mechaniczne części. Przerwałem mu gestem i zapytałem.
- Zawsze tu taki ruch?
- O, zwykle jest nawet większy. Tyle tylko, że ostatnio przeżywamy mały kryzys.
- Jakiego rodzaju „kryzys”? – Nie ustępowałem.
- Ludzie wolą zamawiać dostawy surowców, aniżeli grzebać na zapleczu. Złom zawsze będzie a koltan może się skończyć.
W duchu dziękowałem brodaczowi, że zechciał tak beztrosko powiedzieć mi, co trzeba.
- Brzmi jak dobra rada, przyjacielu. – Nachyliłem się bliżej rozmówcy i zapytałem półgłosem. – Powiedz, gdzie tu jeszcze mogę zamówić dostawę? Jeśli zabraknie surowców, mogę się nieźle wzbogacić.
- Sprytnie! – Uśmiechnął się cwaniacko. – Dwie przecznice stąd jest biuro Rachida. Radziłbym się pośpieszyć, bo w ciągu dnia może się pojawić parę innych klientów.

***
Rachid, odziany w kremowe szaty Khazarczyk, posiadający swój kuter „Rubin” na nadbrzeżu, prowadził sporych rozmiarów kram w ciemnej uliczce. Ponoć było w mieście kilka osób, które dbały o jego interesy przez 24 godziny, prawdopodobnie dostawcy, gdyż poruszali się po wyznaczonych trasach o określonych godzinach. To przynajmniej udało mi się dowiedzieć od paru innych sprzedawców, wystarczyło wymyślić dobry pretekst, albo zapłacić trochę kouka. Reszta polegała na czystej obserwacji, siedzeniu w kącie, słuchaniu rozmów. W tym byłem najlepszy. W ciągu około dwóch godzin przestał mi nawet przeszkadzać zgniły odór miasta. Czułem się tu podobnie jak w Higure, co mimowolnie spowodowało nawrót wspomnień o martwym towarzyszu. Usuwając je na bok, uzbrojony w wiedzę, postanowiłem działać.
- Pan, Rachid, tak? – Dorwałem gościa, kiedy był w połowie drogi do swojego biura. Otwierał je zwykle około dziesiątej, miałem więc jeszcze chwilę by dokładnie wypytać go o źródło towaru. Choć nie potrafiłem grać, postanowiłem złapać go na techniczny żargon, zalewając tonami informacji o silnikach czołgów, poszyciu samolotowym i - tym samym - potrzebie posiadania koltanu.
- Ach, samoloty, czołgi… - Wydał mi się mocno skołowany. – Jeśli potrzebujesz koltanu to wybierz się do portu Nan’Gar. Jest tam dość frakcji, by zapewnić ci towar, nieznajomy.
- I stamtąd go pan bierze?
- No a skąd indziej? Myślisz, że będę wynajmował całą ekipę badawczą z Iwy? Nie jest tanio, ale Szakale dostarczają to co trzeba.
- Taka ilość. – Postanowiłem jeszcze chwilę przytrzymać handlarza. – To chyba ciężko tak samemu rozwozić do klientów?
- Stać mnie na przewoźników, synku. A Teraz wybacz, jeśli nie chcesz nic zamówić, to nie marnuj mojego czasu! – Wyraźnie poirytowany Rachid zakończył rozmowę i udał się do biura. Będąc samemu wyciągnąłem beeper i odszukałem pozycję Mablunga, który był z oddziałem na zwiadzie. W razie czego zapisałem w pamięci urządzenia pozycje, nazwę i typ kutra Rachida, mając jednocześnie jego biuro na oku. Jeśli jakiś dostawca by się pojawił, rozpoznałbym go natychmiast.

Trochę mało było informacji to starałem się jakoś powiązać jedno z drugim, nie włączając w to ewentualnych zachowań Naoko i Insoolent. Mam nadzieję, że wszystko gra. Jeśli nie – PW.
   
Profil PW Email
 
 
»Insoolent   #15 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

Od momentu przybycia zealotów do siedziby Sępów, każde z nich zajęło się swoimi zadaniami.
Shina postanowiła skierować swoje kroki od razu do przywódcy klanu. Któż mógł posiadać więcej informacji na temat całej okolicy i wydarzeniach, niż osoba najbardziej zasłużona w zgrupowaniu.
Inoki weszła pewnym krokiem do chaty przywódcy, nie krępując się przy tym, że wchodzi z papierosem.
- Och ! Zealoci! Jakże wspaniale gościć was w naszych skromnych progach! - przywitał Shinę starzec ze szczerym uśmiechem na twarzy, nie zwracając uwagi na rozchodzący się po izbie dym.
- Dobry, dobry – odpowiedziała Inoki, po czym od razu przeszła do rzeczy – chyba wiesz, po co tu jesteśmy. Nasz wspaniały Babilon zamierza tłuc się o koltan. Będzie niezła zabawa.
- Wybaczy pani, ale na początek chciałbym poprosić was o drobną przysługę, jeśli łaska.
Tego Shina się nie spodziewała. Mieli wykonywać swoje zadanie, a nie pomagać Sępom w jakichś ich miejscowych sprawach. Zastanowiła się jednak chwilę i skinęła głową na znak, aby kontynuował.
- Myślę, że to ma coś wspólnego z pojawieniem się Sanbetańczyków i Khazarczyków w tych terenach – na te słowa Insoolent przekrzywiła głowę w zainteresowaniu. - Dwa dni temu grupa naszych doświadczonych i utalentowanych wojowników udała się na rutynowy obchód okolicy. Wiadomo, przez te złoża koltanu nigdy nie wiadomo, kto postanowi do nas zawitać. Nie wiem co mogło się stać.
- Pewnie zabawili w jakiejś wiosce z dziewkami – zaśmiała się Shina.
- Niemożliwe. Zawsze dokładnie stosowali się do regulaminu. Dowódca grupy, bardzo szanowany członek klanu, nigdy by nie pozwolił na rozwiązłość podczas służby. Poza tym wojownicy mają fundowane uciechy u nas w wiosce, kiedy tylko zaczyna się ich wolny czas. Nigdy nie było nieposłuszeństwa, dlatego też zaczynam się szczerze martwić... - na twarzy starca malował się smutek i strach. Może i był to zasłużony człowiek, jednak definitywnie nie należał do ludzi grzeszących odwagą i niezłomnością. Być może lata wypaliły jego zapał oraz zasiały w nim brak pewności siebie. Shina miała już odmówić, kiedy starzec w ostatnim momencie dodał:
- Dam wam przewodnika. Najlepszego jakiego mamy. Oprowadzi was śladem patrolu. Zgódźcie się, proszę, to sprawdzić – w jego głosie wyraźnie zabrzmiała nuta skrępowania.
Inoki wciągnęła ponownie papierosowy dym do płuc. Nic nie szkodziło pomóc ludziom, którzy byli pozytywnie nastawieni do Babilończyków, jednak dlaczegóż miała robić to za darmo? Nic w dzisiejszych czasach nie jest bezinteresowne.
- Niech będzie. Pomogę. Warunkiem jednak jest jakaś nagroda, po tym jak ich znajdę, a znajdę na pewno. Założę się, że nie wytrzymali i zabalowali w okolicznej wiosce. Myśl, starcze, nad jakimś wynagrodzeniem, bo nie mam zwyczaju robić przysług bezinteresownie – powiedziała Insoolent i przydeptała niedopałek butem, wcierając popiół w pięknie przycięte dębowe deski. Twarz przywódcy Sępów pojaśniała, jakby usłyszał, że zostaje królem świata. - Powiedz temu przewodnikowi, że ma zacząć się pakować. Za dziesięć minut wyruszamy.

Shina podczas wędrówki była pełna podziwu dla przewodnika. Dokładnie przedstawił jej drogę patrolu i krótko opisał miejsca, w których mieli się zatrzymywać. W każdej wiosce, którą mijali, mieszkańcy potwierdzali obecność wojowników. Sytuacja zaczynała robić się nietypowa, gdyż żaden z zapytanych nie potwierdził początkowych przypuszczeń Inoki o pijaństwie i rozrywce, w której mężczyźni mogli najzwyczajniej się zapomnieć. W pobliżu kolejnego punktu kontrolnego zealotka zatrzymała przewodnika szybkim ruchem ręki, po czym zaczęła nasłuchiwać w skupieniu. Jej towarzysz uczynił to samo. Z oddali dochodziły krzyki oraz jęki. Odgłosy typowe dla szamotaniny. Shina przykazała palcem przewodnikowi czekać w zaroślach, sama zaś ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Wyszła z gęstwin prosto na główny plac małej osady. Albo raczej byłej osady, ponieważ wszyscy jej mieszkańcy zostali wycięci w pień. Ziemia usiana była rozszarpanymi ciałami, najwidoczniej jeszcze świeżymi, gdyż nie zdążyły zlecieć się muchy. W powietrzu unosił się intensywny zapach krwi. Mijając zwłoki, oderwane kończyny i inne kawałki ludzkiego mięsa, Inoki podążała za odgłosami walki. Wyszła zza jednej z chałup i jej oczom ukazał się mocno poraniony mężczyzna nieudolnie chroniący się przed kolejnymi atakami wilków. Wataha ewidentnie chciała pozbawić go życia i napełnić swoje żołądki mięsem z jego ciała. Insoolent sięgnęła po swoje sejmitary, po czym natychmiast przystąpiła do ataku. Niespodziewany atak mocno zdezorientował wilki, jednak w niedługim czasie odnalazły się w nowej sytuacji. Kiedy tylko któreś ze stworzeń wykonało atak, ostrza sejmitarów niepostrzeżenie zanurzały się w ich ciałach. Powarkiwanie oraz szczekanie zamieniło się w skowytanie i jęki. Zmachana, a także delikatnie poraniona Shina wykonała ostatni zamach ręką. Łeb krwiożerczego drapieżnika spadł na ziemię i potoczył się po piasku. Mężczyzna spojrzał na swoją wybawicielkę pełnym wdzięczności wzrokiem. Niech uzna to za sprawkę Lumena, iż przysłał swoją służebnicę w momencie, kiedy śmierć witała już wojownika z otwartymi ramionami. Zakrwawione ostrza spoczęły na swoim miejscu, Inoki zaś zajęła się opatrywaniem rannego.


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
Boul   #16 


Poziom: Keihai
Posty: 39
Wiek: 36
Dołączył: 20 Cze 2011

Największym problemem związanym z odbiciem pilota było dotarcie do niego. Przez dziwne anomalie panujące na obszarze Gór Milczenia nie było nawet opcji na przedostanie się drogą powietrzną, co wydawało się najszybszym i najwygodniejszym sposobem. Innym sposobem, zresztą jednym z bardziej logicznych, było przecięcie drogi i wyjście na przeciw porywaczom wyruszając od strony Sanbetsu. Z przekroczeniem granicy wielkich problemów nie było. Zarówno Sanbetsu, jak i Khazar już dawno odpuściły sobie trzymanie pieczy nad tymi terenami. Zresztą miejscowi i tak uważali każdego kto chce się wybrać w pojedynkę w Góry Milczenia za zwykłego kretyna, aniżeli śmiałka czy wojownika. Oczywistym rozwiązaniem wydało się także obranie kierunku na most, znajdujący się w najwęższym punkcie kanionu. Z tego co wcześniej udało się ustalić Szakale udali się traktem wiodącym przez środek szczeliny, schodząc do środka jednym z zejść. Powód do zmartwienia pojawił się na miejscu. Okazało się, że most nie jest specjalnie potężny i dodatkowo jest zawieszony bardzo wysoko. Boul bez dłuższej chwili namysłu założył spadochron i runął w kanion. Okazało się, że lawirowanie w powietrzu jest cholernie trudne. Niesprzyjające były ani wystające fragmenty skał, ani wiatr znoszący go w stronę z której wędrowali wrogowie.

Gdy nagijczyk znajdował się już parę metrów nad ziemią ktoś otworzył do niego ogień. Zwiadowcy grupy którą ścigał go wypatrzyli. Nie było czasu na odpowiedzenie tym samym. Zamaskowany rycerz odpiął z pasa dwa granaty i rzucił je na ziemię. Gdy tylko powstała niewielka zasłona dymna odpiął spadochron i rzucił się na jedną z bocznych ścian. Zgrzyt metalu ocierającego o kamień rozbrzmiał głośno. Chwilę później, gdy Kaniev znalazł sie już na ziemi okazało się, że jest otoczony przez 6 Szakali. Parę metrów za nimi zauważył on 4 pozostałych, pilnujących związanego i zakneblowanego więźnia.
- Kim do cholery jesteś?! - krzyknał jeden z mężczyzn - Czego tu [ cenzura ] chcesz - rzucił kolejny. Dwóch z nich miało w rękach karabniy, pozostali jakieś miecze. Teoretycznie jeżeli do tej pory nie zabili pilota, oznacza to, że też jest im potrzebny, a co za tym idzie nie zastrzelą go. Przynajmniej nie teraz. Jak jest praktycznie? Nagijski wojownik wyciągnął pistolet i zastrzelił dwóch Szakali trzymających karabiny. Jeden z pozostałych próbował ciąć go po ręce, lecz rękawice zbroi zablokowały cios i kolejny przeciwnik otrzymał kulę prosto w czoło. Nie czekając na następny ruch rozwścieczeni porywacze rzucili się na niego. Kaniev chwycił ciało opadającego denata i zasłonił się nim, gdy jego byli kompani zatopili w jego ciele swoje miecze próbując sięgnąć bohatera. Ten upuścił na ziemię granat i ruszył zdecydowaną szarżą na pozostałych khazarczyków pilnujących pilota. Strzelił kilkukrotnie do dwóch nacierających na niego, po czym wyskoczył w powietrze i wyciągając katanę. Gdy staną na ziemi doskoczył do strażnika stojącego nad ranym mężczyzną i wbił mu oręż prosto w krtań. Jego towarzysz wbił długi zakręcony nóż w ramię rycerza i wtedy ten chwycił go za twarz. Ścisnął mocno i nagle skóra wojownika Szakali zaczęła schodzić, po czym zaczęło odpadać fragment, po fragmencie mięso.
- Kim ty jesteś?! - wyjęczał ostatkiem sił.
- Twoim katem - odpowiedział Boul i skręcił kark nieszczęśnikowi. Po czym przeładował broń i przyłożył ją do skroni rannego mężczyzny.
- Wybór jest prosty, albo ty, albo inny pilot, decyzja należy do ciebie - rzucił krótko. Facet nie zastanawiał sie długo, mówił, że wszystko jest kwestią dogadania i woli pomóc nagijszykowi niż temu ścierwu które go porwało i zabiło ulubioną prostytutkę. Wydawało się, że dalej już powinno być lepiej, ale czy aby na pewno?
   
Profil PW Email
 
 
»Shiro Kumori   #17 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 58
Wiek: 34
Dołączył: 17 Sty 2010
Skąd: Kielce

Gwiazd nie było widać już od dobrego tygodnia, nawet tej niewielkiej resztki, zwykle ledwo widocznej z centrum rozświetlonego miasta. Shiro kończyła pakować plecak, kiedy dźwięk dzwonka rozbrzmiał na całe mieszkanie. Spojrzała przez wizjer i zobaczyła niewysokiego mężczyznę. Jedyne, co go wyróżniało, to kolor tęczówek, które były niemal białe i kontrastowały z źrenicami, przez co, jego wygląd budził niepokój.
- Witam, nazywam się Genbu Ookawa, ale możesz mówić mi Tekkey – głos również miał przeciętny – Twój nowy partner.
- Wiem, wiem, wchodź.
- Mam nadzieję, że długo ci to nie zajmie, samolot mamy za...
- Już – dziewczyna zasunęła plecak – i przestań mlaskać tą gumą.
Lotnisko było dość blisko, więc szybko znaleźli się na miejscu, a już na miejscu.

Ishima, kolejny zwykły, Sanbetański, raj dla zwykłych, Sanbetańskich, obywateli i tych, którzy chcieli nimi zostać. O nowe życie nieznaczącego trybiku w kontrolowanym świecie, rządzonym przez pieniądze i tych, którzy mają ich najwięcej, zabiegały rzesze ludzi z całego świata. Na każdym kroku można było spotkać zbuntowanych przeciw rodzinom i tradycji młodzików z Khazaru, ciężko pracujących na budowach. Okryci hańbą za grzechy poprzednich pokoleń, byli Nagijscy szlachcice, wlewali paliwo do aut, w których siedzieli tłuści Sanbetańscy biznesmeni, a uciekający przed Inkwizycją, Babilończycy sprzedawali jakieś cuchnące żarcie w budce na chodniku. Wszyscy z nich pragnęli jednego, luksusowego i wygodnego życia, wszyscy poza białowłosą dziewczyną jadącą samochodem przez rozświetlone, nocne miasto. Mimo późnej pory, po ulicach krążyło sporo pojazdów, ale miasto nie było zakorkowane. Shiro wyszła z budynku Agencji razem z Tekkeyem, ale ich drogi rozeszły się w chwili przejścia przez drzwi wyjściowe, skąd każde z nich ruszyło w swoją drogę.

Wywiad doniósł o nielegalnym handlu i przemycie prowadzonym przez któryś z większych, okolicznych gangów, ale zajęłaby się tym pewnie Służba Celna, gdyby nie możliwy związek z Krwawymi Szakalami. Shiro wracała właśnie z lotniska, gdzie odebrała raport od ludzi z Agencji analizujących wszystkie odloty, przyloty, załadunki i rozładunki. Poza dwoma nieprawidłowościami, nie związanymi ze sprawą, wszystko było w porządku, chyba, że terroryści mięli naprawdę potężne znajomości.
Już po chwili równomiernie przelatujące światła i ich odbicia na masce usypiały czujność, ale nawigacja i system przeciw wypadkowy nie pozwalały zmrużyć oka, co chwilę zwracając na siebie uwagę. Po drodze z parkingu do biura obserwowała życie doku, ale wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Po okazaniu odznaki, nikt nawet nie śmiał jej zatrzymać, przemieszczała się między półkami z poufnymi danych przewozowymi jak po własnym pokoju. Tak, jak na lotnisku, ludzie z Agencji przygotowali raport i jak wcześniej, nie natknęli się na nic wartego uwagi. Postanowiła sama rozejrzeć się jeszcze po okolicy zanim wróci ze złymi wiadomościami. Mijała kolejne okręty, większość z nich czekała do poranka, żeby załoga mogła odpocząć przed kolejnym, długim rejsem. Zaciekawił ją jeden z mniejszych statków, zacumowany na samym końcu doku. Jednostka, sama w sobie niczym się nie wyróżniała, uzbrojeni ochroniarze na okrętach nie dziwili już nikogo, przynajmniej od czasu, kiedy piraci rozzuchwalili się na tyle, żeby atakować nawet statki należące do Służb Porządkowych, ale ci byli inni. Normalni ochroniarze są znudzeni, pewni, że w porcie nic nie może ich zaskoczyć, dlatego łatwo rozpoznać ludzi, którzy nerwowo przestępowali z nogi na nogę, jakby chcieli pogonić rozładunek towaru i jak najszybciej odpłynąć.
Początkowo, chciała wejść za okazaniem przepustki, ale przemytnicy zazwyczaj byli przygotowani na taką możliwość i zobaczyłaby jedynie którąś z kilkunastu skrzyń, z 'towarem do wglądu', a nie było czasu na przegląd wszystkiego. Zresztą prędzej zaczęliby strzelać, niż na to pozwolili, a od trupów nikt, niczego by się nie dowiedział. Wróciła więc do samochodu wzięła pistolet oraz plecak z niezbędnym ekwipunkiem i podeszła w pobliże statku.
- Centrum? Znalazłam podejrzaną łódź, nic pewnego, ale przystępuje do infiltracji. Nie dostrzeżono nadludzi, proszę nie przysyłać posiłków.
Po nadaniu wiadomości, ubrała 'Wodoodporny Kombinezon Utrzymujący Stałą Temperaturę Ciała', zaprojektowany specjalnie dla Sił Specjalnych i wskoczyła do wody. Dostanie się na pokład nie było proste, jednolity, stalowy kadłub statku pokryty był śliskimi glonami, a nie miała żadnego przyrządu, który pomógłby jej wspiąć się po burcie. Nieoczekiwanie, do statku podpłynął sporo mniejszy od transportowca kuter rybacki, którego załoga najwyraźniej oczekiwała. Przeładunek nieoznaczonych, czarnych skrzyń z mniejszej jednostki przebiegła szybko i sprawnie, już po trzydziestu minutach kuter włączył silniki i odpłynął. Prawdopodobnie przez pośpiech i nieuwagę, załoga transportowca zostawiła linę spuszczoną do wody. Była to idealna okazja, aby dostać się na pokład. Już po kilkudziesięciu sekundach, Agentka stała koło kontenerów, a po pięciu sekundach sprintu, leżała w kajucie ratunkowej i zdejmowała kombinezon.
   
Profil PW Email
 
 
»Bakushin   #18 
Zealota


Poziom: Keihai
Posty: 50
Dołączył: 27 Sty 2009

Nigdy niewiadomo co może przydać się na takiej misji tym bardziej, że nie wiedziałem jak długo tutaj zagoszczę. Z tego powodu zabrałem ze sobą podwójną ilość tego co noszę zazwyczaj. Mój plecak wypchany był po brzegi magazynkami, nabojami i tym podobnymi. Miałem też ze sobą walizkę z przenośnym karabinem snajperskim. Niosąc tak ciężki asortyment postanowiłem trochę odpocząć w małej knajpce na terytorium Shah'en. Obsłużyła mnie młoda właścicielka, na oko może 22 lata. Wdałem się z nią w małą rozmowę dzięki której znalazłem swój pierwszy cel. Kobieta powiedziała mi, że w ziemie kontrolowane przez Sępów atakuje jakiś bardzo silny osobnik. Niestety nie znała szczegółów ale na moje szczęście jej mąż właśnie wrócił z polowania. Jako, że często odwiedza okoliczne wioski postanowił przeprowadzić mnie przez szlak do jednej z nich a mianowicie do tej która została ostatnio zaatakowana. Ostrzegł mnie jednak, że pod koniec wędrówki będzie czekała mnie mała wspinaczka. Wolałem tego uniknąć ale facet powiedział, że to najkrótsza droga. Obiecał też pożyczyć mi swój sprzęt do chodzenia po górach. Nie miałem pojęcia, że Sępy to tacy mili ludzie. Szczęście nie przestawało się do mnie uśmiechać. Przez szlak jechaliśmy wozem ciągniętym przez konie. To dosyć staromodny środek transportu jednak dopóki nie musiałem iść o własnych siłach było mi to na rękę. Mężczyzna ciągle wypytywał o pracę dla państwa, o to jak to jest być wysłannikiem Lumena w tak młodym wieku itp. Odpowiedziałem mu tyle ile mogłem powiedzieć on w zamian podzielił się ze mną wartościowymi uwagami jak poradzić sobie z czekającą mnie wspinaczką. Dzięki miłej pogawędce szybko dotarliśmy do miejsca gdzie szlak się urywał prezentując niewysoki blok skalny. Zarzuciłem na siebie plecak a uchwyt walizki złapałem w zęby rozpoczynając wędrówkę w górę. Nie mogło być lepiej. Pogoda była znakomita i nic nie mogło przeszkodzić w dotarciu na szczyt nawet takiemu amatorowi jak ja. Pełen sukces. Po kilkudziesięciu minutach znalazłem się po drugiej stronie kamiennej ściany a po kilku następnych dotarłem do celu.
Spodziewałem się jakiś dużych zniszczeń i smutku w oczach tubylców, zamiast tego zastałem uśmiechnięte twarze i moim oczom nie ukazało się nic nadzwyczajnego. Zapytałem pierwszą lepszą osobę o rzekomy atak. W odpowiedzi usłyszałem o demonie, piekielnym ogniu i eksplozjach. Dowiedziałem się, że owy „demon” przy ostatnim napadzie spalił szopę rodziny Zol. W drodze do ich posiadłości porozmawiałem jeszcze z kilkoma mieszkańcami. Łącząc zdobyte informacje do kupy dowiedziałem się jedynie, że sprawcy towarzyszy ogień i wybuchy. Dodatkowo nikt z ludzi nigdy nie został ranny, jednak zawsze ginęło jakieś zwierze. Jako, że już powoli się ściemniało rodzina Zol przyjęła mnie na noc pod swój dach. Przy kolacji, najstarszy z czteroosobowej rodziny staruszek zaczął opisywać wygląd „demona” energicznie machając rękami. Oczywiście w jego opowieści nie znalazłem nic co mogłoby pomóc mi w znalezieniu prawdziwego sprawcy. Postanowiłem z tym poczekać do następnego dnia. Niestety nie dostałem osobnego łóżka. Dzielić je musiałem z 5 letnim chłopakiem. Na szczęście dzieciak nie wiercił się i udało mi się szybko udać się w krainę snów. Gdzieś w środku nocy do mych uszu dotarł odgłos wybuchu który bez skrupułów zniszczył mój odpoczynek.
   
Profil PW Email
 
 
^Tekkey   #19 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011

Ishima, najbardziej kosmopolityczne miasto świata, wrzało pracą ludzi różnego pochodzenia i wiary działających dla wspólnego dobra, niczym zapracowane trybiki składające się w skomplikowaną machinę społeczeństwa. W obliczu tej wspólnoty dążeń tym wyraźniejsze stawały się sztuczne i anachroniczne podziały państwowe antagonizujące identycznych w gruncie rzeczy i pragnących tego samego ludzi, którzy mieli nieszczęście urodzić się w różnych kulturach i na różnych kontynentach. Pogoń za marzeniami i pieniądzem, rządzącym obecnie światem, ściągnęła ich wszystkich do tego miasta. Ale lepiej chyba by władała nim mamona pomnażana dzięki współpracy, niż wojna, fanatyzm i wzajemne wyniszczanie.
Owoc takiej właśnie bliskiej międzynarodowej współpracy przyglądał się z lekceważeniem agentowi usiłującemu skłonić swój pancerny beeper do kooperacji. Niewysoki chłopiec, nie mający pewnie jeszcze trzynastu wiosen, bujając się na siodle rowerka okrążał pogrążonego w rozterce na środku chodnika Tekkeya, niczym rekin swój planowany obiad.
- Wredne ustrojstwo, typowy wojskowy pomyślunek. Sprzęt jest, ale instrukcji niet. I wybadaj tu sam żołnierzu ryzykując własnym życiem jak toto funkcjonuje.
- Mogę z tym pomóc– zaoferował się dzieciak zataczając kolejną rundkę.
- Wtedy musiałbym cię zabić. – Wykrzywił twarz dorosły. – Zmykaj.
- Na pewno da się włączyć komendy głosowe, jak w każdym sprzęcie z interfejsem holograficznym.
- Komendy głosowe, powiadasz? To chyba warte grzechu… Ale jeśli zawalisz, rodzice znajdą cię jako nadzienie kiełbasek w tamtym straganie. – Agent wskazał zadymiony kiosk sprzedający gorące parówki w bułce. Sprzedawca mógł poszczycić się sporą tuszą i spiłowanymi na ostro zębami. Cóż, co kraj to obyczaj.
Nic sobie nie robiąc z gróźb, dzieciak przebiegł palcami po klawiaturze.
- Teraz powinno działać, proszę spróbować.
- Promień śmierci, namierzanie celu – mężczyzna wycelował rękawicę w rower. Sprzęt chyba nadal nie działał, ale przynajmniej zareagował, zgłaszając niemożność wykonania zadania.
- Niech będzie, właśnie zostałeś ułaskawiony. Gumę?

Ookawa swą nowo nabytą zdolność wykorzystania gps’u do manewrowania po zakorkowanych ulicach miasta użył w celu dotarcia pod wskazany adres. Miły dwupiętrowy dom z ogrodem, w niezłej dzielnicy, pensje naukowców muszą być całkiem niezłe jeśli stać ich na utrzymanie takiego kwaterunku. Beeper usłużnie podpowiadał wyciągając na ekran akta, że porwany posiadał jeszcze domek letniskowy nad jeziorem i drugi, w górach. Gdyby nie to, że zniknął z własnego domu można by nazwać go szczęściarzem. Choć od frontu nic nie wskazywało na tragedię, widocznie góra nie chciała póki co robić sensacji, tylne drzwi od strony ogrodu przegradzała żółta policyjna taśma. Ookawa przeskoczył mur, kierując się wprost ku niemu. W domu nie było żadnego człowieka, podobnie jak w najbliższym otoczeniu, więc mógł sobie na to pozwolić. Jeśli nawet były jakieś kamery to pewnie zajęli się nimi wcześniej porywacze. Choć ciała już zniknęły w wozach policyjnych kornerów, plamy krwi pozostały zdradzając uważnemu obserwatorowi całą historię napadu. Przed wszystkim, drzwi zostały wyrwane z zawiasów jednym silnym uderzeniem. Wskazywała na to czarna kałuża przy kuchennym stole. Agent pilnujący tylnego wejścia musiał sobie akurat robić kanapkę, bowiem trafiły prosto w niego. Genbu otworzył zbryzganą czymś miękkim lodówkę, przeglądając upchnięte w niej produkty. Popijając z kartonika mleko udał się w dalszą wycieczkę tropem zbrodni. Kolejna ofiara zginęła z przyczyny bardziej konwencjonalnej, niż przygniecenie drzwiami. Ślady po kulach znaczyły ściany hallu wiodącego od głównego wejścia. Pięć? A nie jest jeszcze jedna, w balustradzie. Agent wszedł po schodach, omiatając wzrokiem kolejne pomieszczenie. Żadne drzwi poza jednymi nie zostały wyważone, czyli napastnicy wiedzieli dokładnie gdzie szukać interesującego ich człowieka.
- Beeper, skan piętra i trójwymiarowy hologram. Raz, raz.
Wnętrze jednego z zamkniętych pomieszczeń sugerowało pokój dziecięcy. W drugim dominowało łoże z baldachimem, pewnie sypialnia. Łazienka. Biblioteka. Kolejna łazienka. I wreszcie gabinet, z roztrzaskaną okolicą klamki. Ciekawe, metoda otwarcia różniła się od tej zastosowanej na dole. Pozostałych dwóch ochroniarzy znalazło swój krwawy koniec w tym właśnie miejscu. Do końca usiłowali ochronić powierzonego sobie człowieka. Godne podziwu, odnotował Ookawa pociągając łyk mleka.
Na ścianie znajdował się czerwono-czarny odcisk sylwetki ludzkiej. Zwykłe uderzenie, nawet potężne spowodowałoby natężenie rozbryzgu w jednym miejscu i znacznie uszkodziło mur. Tu czerwień rozprowadzona została niebywale równo, jakby jednoczesnym naciskiem na całe ciało wprasowano je w tynk. Rozmazane drobiny w progu sugerowały, że przynajmniej jeden ze stróżów nawiązał walkę i zdołał zranić napastnika. Szkoda że ekipa dochodzeniowa policji wytarła wszelkie próbki ich krwi z podłogi. A może nie? Pod jedną z szaf, gdzie oczekiwać się go raczej nie powinno, dawała się wyczuć niewielką ilość na wpół zaschniętego życiodajnego płynu. Mężczyzna sięgnął pod mebel, wyrywając z podłogi wbity w nią długopis unurzany szkarłatem.
- Beeper, porównanie z grupą krwi porwanego i ochroniarzy. – Urządzenia zabrzęczało odmownie, choć wyświetliło akta naukowca i jego obrońców. – Więc jednak są rzeczy, których nie potrafisz. Co blaszaku?
Sanbeta rozwalił się w obrotowym fotelu, podnosząc do oczu znaleziony przedmiot. Rozmyślając co począć z urwanym nagle tropem, mimochodem zauważył jak dziwna jest dziurki na klucze w zamkach biurka naukowca. Jedna z nich zdawała się dokładnie pasować do odwrotnego krańca długopisu.
- Beeper, skan wnętrza biurka? – Trójwymiarowy obraz zewnętrznego modelu pojawi się na hologramowym wyświetlaczu. – No dobrze. Wszechstronna analiza, badanie promieniowania, możesz zrobić wszystko co tylko masz w programie?
Urządzenie przez chwilę nie podjęło żadnego zadania, jakby próbując przebić się przez niejasne dla jej cyfrowego mózgu polecenie. Po przedłużającej się chwili dostarczyło dogłębnej analizy składu chemicznego i fizycznego mebla, jak również szuflad i sprzętów się na nim znajdujących. Agent z technicznego bełkotu wyłapał jedynie raport o obecności promieniowania elektrycznego. Zatem czysto, żadnych niespodzianek dla ciekawskich ale z obiecującą zawartością.
Wewnątrz otwartych drzwiczek znajdowało się pięć monitorów. Cztery z nich pokazywały jedynie szum zakłóceń, musiały to być te połączone ze zniszczonymi w napadzie kamerami. W ostatnim Ookawa miał okazję podziwiać ze szlachetnego profilu swoją facjatę, wraz z rozlewającym się na niej coraz szerzej wyrazem zaskoczenia. Istniała kamera, która mogła zarejestrować napastników i przebieg napadu. Odwrócił się przeszukując wzrokiem półki za sobą. Nie było na nich niczego co przypominałoby kamerę, więc nie bawiąc się już w delikatność zaczął zrzucać jedne po drugich umieszczone na niej przedmioty. Ekran zmienił wyświetlany obraz przy pluszowym misiu z napisem „dla najlepszego taty pod słońcem”. Agent podzielał tę opinię, wypruwając z pluszaka czip pamięci.
- Beeper, wrzuć to na ekran. I prześlij do centrali. Ale poczekaj z tym chwilę. Chyba widziałem w lodówce fistaszki.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
   
Profil PW Email
 
 
»mablung   #20 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 117
Wiek: 34
Dołączył: 05 Paź 2010
Skąd: Warszawa

Furkot wirnika. Tylko on przecinał ciszę. Robił to na tyle skutecznie, że jednocześnie zagłuszał wszelkie inne możliwe dźwięki. Nic nie mogłem na to poradzić. Nawet czytać zbytnio nie było jak. Ten miarodajny hałas uniemożliwiał skupienie się na niczym, co nie było częścią misji. Spojrzałem po kokpicie helikoptera. Przydzielono mi czterech żołnierzy. Typowi marines. Silni, zdyscyplinowani i zadbani. Jeden żuł gumę, niemal co chwilę wkładał sobie kolejną do ust i metodycznie przeżuwał, dopóki zupełnie nie straciła smaku. Drugi dokładnie czyścił broń, sprawdzał niemal każdy element lufy oraz czy wszystko jest na swoim miejscu. Trzeci śpiewał albo lepiej powiedzieć, próbował śpiewać jakieś żołnierskie przyśpiewki bojowe. Miny jego towarzyszy świadczyły, że często były to sprośne utwory. Po kilku pierwszych słowach ściągnąłem słuchawki. Nie chciałem tego słuchać.
Denerwowali się. Pustynia kilkaset metrów pod ich stopami pochłonęła już wielu ich towarzyszy. Tylko jeden z nich zdawał się nie okazywać niepokoju. Czwarty żołnierz siedział luźno oparty kadłub. Oczy miał zamknięte, ale nie spał. Po twarzy, jedynej, która posiadała coś na kształt brody, widać było, że sporo w swoim życiu przeżył. Kolba jego karabinu snajperskiego była naznaczona wieloma pionowymi kreskami. Dobrze jest mieć wśród towarzyszy weterana.
Znowu utonąłem w żółci rozgrzanych drobinek kwarcu. Lawirowałem w labiryncie ostrych jak brzytwy skał. Skanowałem teren dookoła. Niesławna opinia jej mieszkańców wskazywała, że można się spodziewać różnych pułapek. Nigdy jednak nie robiłem tego przy takiej szybkości. Mój błonnik wariował. Skończyłem skan i zamknąłem oczy. Mroczki powoli gasły, tak samo jak uczucie wirowania. Pozostawał tylko ten hałas no i oni. Moi ludzie…

***

Ciszę w pokoju przerywał tylko odgłos chodzenia w kółko i przewracanych kartek. Czekali i to całkiem sporo. Każdy miał inny sposób na zabicie nudy. Mablung czytał. Lepsze to niż chodzenie bez sensu w tę i nazad. Rozkazy przybyły dwa dni po tym jak wrócił z Nag. Właściwie to ledwo się wyleczył i już był wzywany do stolicy. Było to spore zaskoczenie dla całej ekipy. Do tej pory, agencja sceptycznie patrzyła na ich eksperymenty. Dodatkowo, z tego co mówił doktor, ich przełożeni nie byli w pełni zadowoleni z przebiegu ostatniej misji. Teraz zaś siedział wraz z dwójką innych agentów i oczekiwał na przydział. Musiał przyznać, że tworzyli ciekawą zgraję. Dwójka „dzieci” i olbrzym. Shinji zastanawiał się co może być tak ważnego, że wezwano taką ilość agentów. Raczej nie wzbudziliby zbyt dużego strachu w konfrontacji z obcym wywiadem. Sam wyglądał na groźnego, dla zwykłych ludzi, ale misja w Nag uświadomiła mu, że musi się jeszcze sporo nauczyć zanim zacznie przynosić jakąkolwiek wartość.
Wkroczenie czwartego agenta rozwiało wątpliwości olbrzyma o powadze misji. Ten to wyglądał na prawdziwego agenta. Widać to było po zachowaniu i postawie. Fakt, że nie otrzymał solidnej bury od dowódcy, wskazywał, że jest doświadczonym oraz cennym osobnikiem. Mablung zamknął książkę i skupił się na oficerze. Zapowiadała się ciekawa operacja.

***

Przydzielanie w pary. Brzmiało to dobrze, wyglądało jak zawsze. Miałem nadzieje, że będę mógł współpracować z agentem Pitem, może dowiedzieć się czegoś od senpai. Zamiast tego, dzieliła nas olbrzymia pustynia, a ja zostałem dowódcą grupy marines. Kiedy tylko przeczytałem opis misji, nie podobał mi się ten pomysł. Nie miałem doświadczenia w dowodzeniu. Nie miałem doświadczenia w kontaktach z innymi ludźmi. Znałem jedynie ekipę badawczą i kilku prywatnych ochroniarzy. Już samo przywitanie było dziwne. Czekali na mnie na płycie lotniska. Każdy w pełnym oprzyrządowaniu. Sam zbytnio się od nich nie różniłem. Wysoki, silny, z łatwością mógłbym być zwykłym siepaczem sanbetańskiej armii. Chyba tak właśnie pomyśleli, bo nie zwrócili na mnie większej uwagi. Dopiero oficer dowodzący przywołał ich do porządku i przedstawił. W oczach widać było zdziwienie. Z pewnością nie spodziewali się, że przydzielony zostanie im ktoś taki. Mimo to nie zamieniliśmy wielu słów. Kiwnąłem im tylko głową, kiedy zasalutowali i wsiedliśmy do helikoptera. Hałas uniemożliwiał normalny kontakt. Wkrótce wszyscy zajęliśmy się swoimi sprawami.
Cholera po kilku minutach zapomniałem nawet, który jak się nazywa. Pół drogi potrzebowałem, żeby sobie przypomnieć, a i tak nie jestem pewien czy dobrze kojarzyłem. Szykowała się ciekawa współpraca. Przeważnie wolę polegać głównie na sobie, mam nadzieje, że oni rozumują tak samo.
Dźwięk beepera przywrócił mnie do rzeczywistości. Zbliżaliśmy się do pierwszego punktu kontrolnego.
- Pięć minut! – próbowałem przebić się przez ryk silnika i uniosłem dłoń do góry. Zrozumieli gest. Ostatnie sprawdzenie broni. Sam upewniłem się czy mój karabin nie sprawi mi żadnych niespodzianek. Dwie G18 za pasem i beretta przy udzie, moje dwie ulubione bronie. Dobrze sprawowały się w walce na bliskim kontakcie. Oprócz tego mój ukochany nóż żołnierski, przyczepiony do paska na ramieniu. Widziałem to ostatnio na jednym z rysunków w książce i postanowiłem zaimplementować ten pomysł. Czułem się trochę obwieszony bronią, ale wiedziałem, że każda się przyda. To po prostu ta niezdrowa ekscytacja, która towarzyszyła mi przy każdej walce. Helikopter obniżył pułap.

***

Kiedy buty ostatniego z pasażerów uderzyły o twardą skałę, helikopter uniósł się w powietrze i zawrócił.
- Powodzenia – rzucił przez łącze kapitan. Zostali sami w Shah’en. Dookoła piętrzyły się ostre skały. Żołnierze momentalnie przylgnęli do jakichś osłon i obserwowali teren. Wywiad wskazywał, że ten teren powinien być wolny od Szakali, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Mablung wyciągnął z plecaka beeper i swoje okulary. Włożył do nich mini-dysk i odpalił program. Na wewnętrznej stronie szkieł wyświetliła mu się trójwymiarowa mapa okolicznych terenów. Rzucając jednym okiem na urządzenie wskazujące ich cel. Próbował opracować najprostszą oraz najbezpieczniejszą trasę. Trochę to trwało.
- Sir? – jako pierwszy odezwał się weteran, zwał się bodajże Plissken. – Jaki mamy plan?
Shinji nie odpowiedział od razu. Patrzył w stronę interesująco wyglądającego przejścia. Mapa wskazywała, że idąc tędy nadłożyliby trochę czasu, ale wyglądało znacznie bezpieczniej niż trasa sugerowana przez dowództwo.
- Dzielimy się na dwie grupy. Przyjemniaczek i ja idziemy przodem – wskazał na śpiewaka, który z zadowoleniem położył swój karabin szturmowy na ramieniu. – Reszta idzie kilka minut za nami. Obserwujecie nasze plecy i wypatrujecie zasadzek. Nie możecie nas zgubić. Ciągła łączność radiowa. Meldunki co pół godziny. Jakieś pytania?
Cisza wskazywała, że żadnych nie było. Wszyscy wiedzieli jak się to odbywa. Nie byli laikami.
- Panowie, nasz cel znajduje się jakieś 3-4 kilometry od tego miejsca. Podejdziemy do niego trochę naokoło więc czeka nas solidna przeprawa. Nie forsujemy tempa. Jeszcze będzie czas pobiegać. Hua?
-Hua!
Potwierdzili tradycyjnym żołnierskim okrzykiem, że zrozumieli i wyruszyli. Byli znacznie bardziej zadowoleni bo wydawało im się, że trafili na kogoś kto jest ulepiony z tej samej gliny co oni. Mablung sam nie wiedział skąd wzięła się u niego taka przemowa i pomysł na okrzyk. Zadziałał instynktownie.

Zgodnie z przewidywaniami podróż trwała kilka godzin. Nie spodziewali się jednak, że będzie aż tak trudna. Poruszali się ostrożnie. Bacznie obserwowali wszelkie jaskinie i miejsca które nadawały się na zasadzki. Mablung wybrał trasę niemal jak dla górskich kozic. Chociaż pewnie każda możliwa droga tutaj tak wygląda. Wspinali się wiec po skałach mniejszych i większych, schodzili ostrożnie ze żwirowych wzgórz, by nie narobić zbytniego hałasu. Koniec tego był taki, że całe ich koszule były mokre i to nie tylko od samego gorąca. Nieznośny pył wdzierał się we wszystkie otwory, a ubrania wyglądały tak jakby godzinami turlali się po piachu. Dowództwo jednak dobrze ich przygotowało. Mimo ostrych grani, stroje trzymały się dobrze. Tak samo buty. Było w nich gorąco jak cholera, ale przynajmniej były wygodne i wytrzymałe. Agent cały czas wędrował w swoich okularach. Na bieżąco kontrolował kierunek marszu, wybraną trasę oraz położenie reszty towarzyszy.
Usiedli razem z Przyjemniaczkiem dla odpoczynku. Sapali potężnie, ale byli zadowoleni.
- Plissken, jaki status? – Zapytał Shinji, komunikując się przez zamontowane przy ubraniu radio. Odpowiedź otrzymał prosto do słuchawek w uchu. Co się stało z tradycyjnym walke-talke?
- Tak samo jak zwykle. Piach, skały i ukrop z nieba. Pogoda ładna, ale nie poleciłbym tego ośrodka znajomym. Daje mu pół gwiazdki.
Kolejny dowcip. Mablung nie rozumiał ich, sam nie miał poczucia humoru, chyba. Szanował jednak potrzeby swoich podopiecznych. Cieszyło, że nadal mają dobry humor, mimo takiej przeprawy. W ogóle w trakcie tej podróży podniosła się jakaś kurtyna, która do tej pory spoczywała między nimi. Spojrzał na wycierającego czoło Przyjemniaczka. Nadal nie rozmawiali dużo, po co niepotrzebnie tracić energię. Olbrzym miał jednak wrażenie, że został zaakceptowany, a to zawsze jest najtrudniejszy i najważniejszy etap. Nie wypytywali go za dużo. Wiedzieli, że tak naprawdę fakt jego istnienia jest okryty klauzulą największej tajemnicy. Udało się mu jednak dowiedzieć czegoś o swoim towarzyszu, mimo że nie pytał. Nie było tego dużo, ale zawsze coś. Najważniejsze było pochodzenie jego pseudonimu. Był on specem od materiałów wybuchowych i prawdziwym piromanem. Uwielbiał, gdy coś wybuchało, a dzień bez napierdalania był dniem straconym. Dlatego, jak to zwykle bywało wśród żołnierzy, dostał ironiczne przezwisko.
„ Ciekawe więc jaka jest historia Cichego i Marksa” – pomyślał wtedy Shinji, ale postanowił poczekać z tym pytaniem później.
- Tylko nie rozleniwiajcie się żołnierzu. Jesteśmy już blisko. Od tej pory poruszamy się w sprawnej grupie. Czekamy tu na was.
- Zrozumiałem. – odparł Plissken już bardziej oficjalnym tonem i wyłączył przekaz. To samo uczynił agent. Był to konieczny środek, by nikt nie przechwycił ich pasma. Kilka minut później wszyscy byli już razem
- Pierniczony piach – westchnął Cichy, siadając ciężko na ziemi i zdejmując plecak z ramion. - Kiedy wrócimy do bazy pierwsze co zrobię, to wskoczę pod solidny prysznic.
- Tak? A chwaliłeś się, że ta pielęgniarka będzie na ciebie czekać – zaczepił go Przyjemniaczek.
- No, ale przecież nie pójdę do niej spocony jak świnia. – odparł żołnierz, polewając sobie kark wodą. – Przyznaj się sam chętnie dobrałbyś się do jej ciuszków, ale spokojnie. Jak będziesz grzeczny to może spytam się czy nie ma jakiejś przyjaciółki.
Dwaj towarzysze kontynuowali rozmowę, zanurzając się od czasu do czasu głębiej w swoje doświadczenie z kobietami oraz żartując ze swojej impotencji. Typowe zachowanie napakowanych testosteronem mężczyzn. Plissken pokręcił z głowa i usiadł obok dowódcy. Mablung dokładnie sprawdzał położenie ich oraz celu. Beeperem zlustrował najbliższe pasma radiowe, ale nie znalazł żadnych śladów przeciwnika.
- Cel znajduje się za tym przesmykiem – odezwał się spokojnie do weterana. – Teraz trzeba będzie podchodzić ostrożniej. Odpocznijcie i sprawdźcie jeszcze raz broń.
Plissken kiwnął głową, że zrozumiał i uciszył chłopaków. Jeżeli byli już blisko, to mogą znajdować się w zasięgu słuchu przeciwnika.

Shinji był zaskoczony sprawnością, z jaką udało im się podejść do szczyty wzniesienia. Nawet jeden kamyk nie stoczył się w dół. Poruszali się niemal bezszelestnie. Przez to droga znacznie się wydłużyła, ale dobrze zrobili. Gdy byli już na górze, mieli wyśmienity widok na swój cel. Most wiszący nad rozpadliną, przez który jutro ruszą oddziały szturmowe. Na obu jego stronach znajdowało się kilka małych, płaskich budyneczków z białego piaskowca. Przypominały puebla. Oprócz tego kilka namiotów ze sprzętem, blokady dla pojazdów no i mnóstwo uzbrojonych tubylców. Było ich przynajmniej 3-4 razy więcej niż ich. Z pewnością Szakale. Uzbrojeni byli po zęby, ale przeważnie starym sprzętem. Poza tym mieli po swojej stronie przewagę zaskoczenia.
- Damy im radę. Nie wygląda to tak źle. – powiedział Cichy, odbezpieczając broń.
- Nie wydaje mi się – przerwał Mablung. – Zaminowali most. Po drugiej stronie też znajduje się jakiś posterunek. Przyjemniaczek, przyjrzyj się temu.
Lornetka przeszła z rąk do rąk. Spec od materiałów długo patrzył na ładunki założone na przęsła mostu.
- No rzeczywiście, poważna sprawa, ale nie aż taka straszna. Wygląda toto na zwykły plastik z nadajnikiem radiowym. Łatwy do rozbrojenia.
Shinji schował się za zasłonę. Miał ciężki orzech do zgryzienia. Mieli zabezpieczyć ten most do przyjazdu głównych sił uderzeniowych. Można było podejrzewać aktywność Szakali, ale zaminowana przeprawa komplikowała wszystko. Agent wyczuł, że Cichy chętnie by sprzątnął wszystkich, sam zresztą miał taką ochotę. W końcu był maszyną do zabijania. Tylko, że wtedy most zostanie wysadzony, a rebelianci ostrzeżeni o przyszłym ataku. Cichy atak także nie wchodził w grę. Jeden błąd i pozamiatane. Nie podejmie nawet najmniejszego ryzyka niepowodzenia. Trzeba było najpierw dezaktywować bomby. To było zadanie dla jednego człowieka, czyli tak jak od początku planował. Tylko jak przekazać to chłopakom?
- Dobra, plan jest taki. Plissken udaj się na jakiś dobry punkt snajperski, z dobrym widokiem na oba brzegi mostu i zaczai się tam. Będziesz działał jako wsparcie.
Weteran uśmiechnął się, chyba po raz pierwszy tego dnia. Z plecaka wyciągnął narzutę maskującą i zamontował tłumik na karabinie snajperskim.
- Cichy i Marks. Wy podejdźcie jak najbliżej możecie i zaczajcie się u wejścia do posterunku. Kiedy dam wam sygnał to zaatakujecie, ale na razie sza. Nikt nie może was usłyszeć ani zobaczyć. Przyjemniaczek, zostajesz tutaj. Będziesz asekurował Cichego i Marksa oraz poprowadzisz atak flanką. Wyruszysz jak tylko usłyszysz, że rozpoczęła się strzelanina. Starasz się unikać przeciwnika i przebić jak najbliżej mostu. Możliwe, że będę potrzebował tam wsparcia. No i przypilnujesz mi sprzętu.
Chyba tylko Cichy nie był zadowolony z tego planu. Widać było, że z ociąganiem wstaje i rusza na swoje miejsce. Dopiero szarpnięcie Marksa i przyjacielski cios w głowę go otrzeźwiły.
Mablung przygotował się. Zostawił cały niepotrzebny sprzęt, plecak, ACR, oraz dwie G18-nastki. Właściwie pozostawił sobie jedynie słuchawki radiowe, nóż i berettę, na którą dodatkowo założył tłumik, tak na wszelki wypadek.
- Co powinienem wiedzieć o tych ładunkach?
- Cóż trzeba sprawdzić jak są przyczepione i czy nie ma przy nich jakiegoś panelu komputerowego czy coś takiego – odparł Przyjemniaczek, poprawiając pasek od broni. – Potem trzeba upewnić się czy nie ustalono sekwencji, obudowa jest niklowa czy może sztuczna. Dodatkowo trzeba sprawdzić…
- A prościej? – przerwał mu agent.
- Hm, jeżeli nie będzie pikać to wystarczy wyjąć kable z ładunków detonujących.
Shinji kiwnął głową i ostrożnie zaczął schodzić po stromym zboczu. Środek dnia nie był wymarzonym czasem na skradanie się, ale może to właśnie on zapewni powodzenie. Większość rebeliantów tkwiła w pomieszczeniach, z dala od słońca. Dzięki temu, może nie zauważą postaci przemykającej na tle czerwonych skał. Mimo to olbrzym poruszał się ostrożnie i zwinnie. Zmysłami oplótł całą bazę i rejestrował ruchy każdego z przeciwników. Odetchnął jednak dopiero, kiedy przypadł plecami do pierwszego z budynków. Najtrudniejsze było za nim.
- Chyba masz szczęście. Większość się pochowała. Zostało tylko trzech przy przejeździe i dwóch przy moście. – odezwał się w uchu głos Plisskina. Nie wiedział, że nie ma potrzeby informowania go o czymkolwiek. Teraz jednak nie był to czas na uciszanie podwładnego. Szedł powoli, opierając się plecami o ścianę. Uważał, by nie trącić nogą jakiegoś kamyka, tworząc niepotrzebny hałas. Zza ściany dało się słyszeć gorączkowe rozmowy i śmiechy. Niewiadomo czy rebelianci kłócili się, czy żartowali. Ich gardłowy język brzmiał jakby ciągle wrzeszczeli. Przemykał tak od cienia do cienia. Dokładnie rozważał każdą kolejną kryjówkę i sprawdzał czy nikt nie zauważy go przemykającego pomiędzy budowlami. W takich to chwilach przeklinał swoją budowę, ale jednocześnie dziękował za dodatkowe zmysły i szybkość.
- Dobrze Ci idzie. Jeszcze tylko kilkanaście metrów. Czekaj. Widzę ruch. Cholera idą prosto w twoją stronę. Uciekaj.
Weteran nie musiał się dwa razy powtarzać, chociaż Mablung zaczął szukać ucieczki na moment zanim ostrzegł go towarzysz. Znajdował się jednak pomiędzy budynkami i niezbyt było miejsce gdzie uciec.
- Cel na celowniku.
- Nie strzelać, pod żadnym pozorem! – syknął cicho agent, gorączkowo rozglądając się wokół siebie. Zauważył, że dach jednego z budynków jest obniżony. Podskoczył lekko i wciągnął się na górę, przymierając płasko do dachu. Miał sporo szczęście. Właśnie w tym momencie dwójka tubylców wkroczyła do jego zaułka by się odlać. Nie należeli do cichego narodu, więc wkrótce zaczęli gorączkowo dyskutować.
- Plissken! Cisza w eterze. Dam sobie radę – wyszeptał gorączkowo do podwładnego, wykorzystując hałas. Weteran już nic nie odpowiedział.
Mablung poczekał dłuższą chwilę, zanim wojownicy z powrotem nie schowają się do budynku i zeskoczył. W momencie w którym dotknął ziemi, usłyszał głośny plusk.
- No i [cenzura] cudownie.

Był już tuż przy skraju rozpadliny. Właściwie przy jego szybkości wystarczyłoby zrobić trzy kroki i już wisiałby na jej skraju. Jednak dwójka strażników przy moście należała do typów służbistów. Rozglądali się bacznie na boki w rękach dzierżąc karabiny. Trzeba było ich jakoś podejść. Mablung podniósł z ziemi kamyk i rzucił nim na drugą stronę drogi. Hałas zwrócił uwagę obu rebeliantów. Jeden ruszył sprawdzić, co go spowodowało. Zanim drugi pomyślał o spojrzeniu w drugą stronę agent wisiał już nad przepaścią. Szybkim sprintem pokonał odległość i skoczył w dół, w ostatniej chwili łapiąc się skał. Dłonie zapiekły boleśnie, gdy pękała skóra. Uderzenie w wystające fragmenty także nie należało do przyjemnych, ale utrzymał się. Tym razem niczym grotołaz zaczął się ostrożnie przemieszczać w stronę mostu. Krople potu wystąpiły mu na czoło. Jeden fałszywy krok i skończyłby jako nadziewany naleśnik na dnie parowu. Na szczęście dotarł do mostu bez żadnych nieprzyjemnych przygód. Z tej strony umieszczono kilka ładunków. Zgodnie z opisem jego speca. Kilka prostokątnych był, połączonych ze sobą kablami. Shinji ostrożnie usunął je z plastycznej masy i rzucił w przepaść. Pierwsza część z głowy. Jeżeli dobrze pamiętał to były trzy miejsca w których umieszczono ładunki. Po obu brzegach i w środku. Teraz zostało jedynie je odłączyć. W porównaniu ze wspinaczką, poruszanie się po przęsłach było dziecięcą igraszką. Cały czas miał pewną podporę pod nogami i tylko musiał przeskakiwać na kolejne przęsła. Było kwestią czasu, zanim dostanie się do ładunków i je rozbroi. Zaskoczenie czekał go po drugiej stronie. Znajdujące się tam bomby były inne. Obudowane w metalu i szkle z masą przewodów wewnątrz. Nie było jak ich odłączyć.
- Przyjemniaczek, mamy problem
- Co się stało? – odpowiedział mu w słuchawkach towarzysz.
- To nie jest zwykły plastik. Obudowane materiały wybuchowe z masą kabli wewnątrz.
- Dobra, to kolejna komplikacja… Jest tam może jakaś mała blaszka, którą można by podważyć?
Shinji obejrzał dokładnie całą konstrukcję, uważając, żeby nie spaść. W końcu znalazł blaszkę o kształcie pięciokąta foremnego. Ostrożnie podważył ją przy pomocy noża i zdjął. Poinformował o tym podwładnego.
- Ok. Teraz trzeba znaleźć kable zasilające. Zwykle są dwa obok siebie, czerwony i niebieski.
Ręka agenta zatopiła się w plątaninie kabli, ale udało mu się odnaleźć odpowiednie. Były przymocowane do jakiegoś rdzenia.
- Teraz ostrożnie zdejmij osłonę i przetnij czerwony kabel. To zawsze jest czerwony.
Mablung odetchnął głęboko i zabrał się do roboty. Zdjęcie osłony nie zajęło mu dużo czasu, ale wahał się trochę przy przecięciu. Nie było jednak na co czekać. Wtedy usłyszał podniecony głos Przyjemniaczka.
- Nie czekaj! Nie czerwony, niebieski. Niebieski!
Było za późno. Ostrze przecięło czerwony kabel. Agent wstrzymał powietrze i otworzył szerzej oczu, spodziewając się wybuchu. Ten jednak nie nastąpił. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że przypadkowo przeciął odpowiedni przewód.
-Przyjemniaczek, ty idioto… - wtrącił się Cichy.
Spięte ciało olbrzyma opadło luźno na metalowe przęsło. Udało im się. Mieli zielone światło.


Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią
   
Profil PW Email
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 13