Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] mablung vs Twitch - walka 1
 Rozpoczęty przez »mablung, 09-08-2011, 01:40
 Zamknięty przez Lorgan, 12-09-2011, 13:34

6 odpowiedzi w tym temacie
»mablung   #1 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 117
Wiek: 33
Dołączył: 05 Paź 2010
Skąd: Warszawa

Douriki:
Mablung 100
Twitch 660

Pierwsza misja


Nag. Miasto portowe w regionie Nibir. Marzec 1611 roku.
Ścieżka audio

Krople wody rytmicznie dudniły o szyby. Ściana deszczu dzieliła ulicę niczym półprzezroczysty całun. Ledwo widać było postaci oddalone o kilka metrów. Przechodnie skryci w przeciwdeszczowe płaszcze i chowający głowy pod parasolkami, przemierzali przemoknięte ulice, spiesząc się w sobie tylko wiadomym kierunku. Niektórzy nie wytrzymywali i chronili się, to w kawiarni czy w sklepie. Kupowali jakieś drobnostki, byle by odpocząć od tej nawałnicy. Padało już trzeci dzień bez przerwy. Nawet jak na nadmorskie miasto położone w tej strefie klimatycznej to sporo. Pogoda sprawiała, że szare blokowiska zdawały się być jeszcze szarsze, a ciemne uliczki jeszcze ciemniejsze. Latarnie nie dawały wystarczającej ilości światła. Miało się wrażenie jakby ktoś rzucił na miasto ponury urok. Patrząc na zewnątrz człowiek tracił ochotę na jakiekolwiek wygłupy czy zabawy. Nawet mniejsze dzieciaki sprawiały wrażenie jakby były wypompowane. W czasie deszczu dzieci się nudzą, jak powiedział kiedyś pewien poeta. Kanały odpływowe z trudem odprowadzały nadmiar wody. Więcej spadało jej z bezlitosnego nieba, niż przewidywały plany infrastrukturalne. Nawet gdyby kanały burzowe nie były zawalone masą śmieci to i tak było by to trudne. W biedniejszych dzielnicach studzienki wybijały, zalewając ulice. Kto tylko mógł zostawał w domu. Ci, którzy musieli wyjść wyciągali z szafy palta i inne rzeczy, które chociaż w małym stopniu mogłyby ich uchronić przed zacinającym deszczem. Mimo środka tygodnia należeli do mniejszości. Przeklinając na czym świat stoi i przeskakując kałuże, starali się nie myśleć o chłodzie i wilgoci. Gdyby przestało tylko lać.

Właściciel kawiarni uruchomił ekspres do kawy. Mała czarna, tak samo jak trzy poprzednie oraz jak we wczorajszym dniu i wcześniejszych. Nawet nie pytał o zamówienie. Wystarczył kontakt wzrokowy z klientem. Spojrzał na mężczyznę, który złożył zamówienie. Interes prowadził już od kilkunastu lat i widział zdecydowanie za dużo jak na spokojne życie restauratora. Nie może być jednak inaczej, gdy prowadzi się rodzinny interes w portowej dzielnicy, w której nielegalne towary zmieniały właściciela niemal co godzinę. Jeszcze ten motel po drugiej stronie ulicy, „Spokojny Sen”. Adekwatna nazwa biorąc pod uwagę, że nie jeden zasnął tam snem sprawiedliwego i z pewnością nie jeden pójdzie w ich ślady. Wojny gangów, osobiste porachunki, ciemne interesy i zawodowe zabójstwa. Ta ulica była polem walki, a hotel prawdziwym kill-zonem. Zwykli turyści tam nie zaglądali. Zdarzał się co prawda czasami jakiś idiota. Zazwyczaj udawało mu się wychodzić z różnych burd obronną ręką. Jak to się mówi: „głupi ma zawsze szczęście”. Wielu jednak ginęło.
Ulica przy której znajdowała się kawiarnia była kiedyś taka spokojna. Zwykła, miejska, pełna ludzi spieszących załatwić interesy. Założenie kawiarni wydawało się wtedy świetnym pomysłem. Wystarczył jeden kryzys, jedno zawirowanie prawne. Bieda, brak dachu nad głową. Takie jednostki najczęściej padają łupem gangów. Są wierne i wykonają każdy rozkaz, bo wiedzą co może ich czekać gdy będą sami. Dlatego wielu ryzykowało wejście na czarny rynek prohibicji i nie tylko. Najbardziej opłacalna i najbardziej ryzykowna forma konkurencji jest kusząca. Działa jak nałóg. Kto raz go spróbuje, ten nigdy go nie porzuci. Będzie się za nim ciągnąć jak ciemny tiul. Dodatkowo ciężkie warunki życiowe wrzucały w jego sidła coraz to większe rzesze ludności. Gdy kryzys został zażegnany, dla nich było już za późno. Każdy pociągał za sobą ludzi, znajomych i przyjaciół. Mafie rozrastały się. Potrzebowały coraz to nowych terenów, by toczyć bezsensowne boje o dominacje. Niczym szarańcza, wewnętrzna wojna konsumowała coraz większe tereny. Coś co zaczęło się w slumsach, ogarnęło w końcu dwie trzecie miasta. Ta dzielnica była jedną z pierwszych. Wystarczająco daleko od jakichkolwiek służb porządkowych, a jednocześnie blisko portów.
Na zamknięcie interesu było już za późno. Włożony w to kapitał potrzebował czasu by się zwrócić. Na szczęście, wbrew złowrogim przewidywaniom, przychody były, a widmo upadku oddalało się z każdym rokiem. Pozostał jednak strach o własne życie. Dlatego właściciel zawsze trzymał naładowany pistolet, ot tak na wszelki wypadek. Jak każdy przedsiębiorca w okolicy płacił haracz i miał swoje zadanie w ciemnym półświatku. Czasami załatwiano u niego interesy, czasami zostawiano wiadomości czy przesyłki. Tak zwana ziemia niczyja. Przyzwyczaił się. Zobojętniał. Nigdy nie wszedł na łono mafii. Robił co musiał by przeżyć, ale swój honor miał.
Bulgot zaparzanej kawy wyrwał go z zamyślenia. Wyjął filiżankę z ekspresu i zaniósł ją klientowi do stolika. Pamiętał jak kilka tygodni temu po raz pierwszy ujrzał go w swojej kawiarni. Gdy tylko przekroczył próg rozsiał dookoła grozę, ze względu na swoją posturę. Właściciel po raz pierwszy w życiu widział tak wysokiego człowieka. Ręka momentalnie znalazła się na rękojeści broni, ukrytej pod ladą. Wszyscy patrzyli jak mężczyzna powoli zmierza do wybranego stolika, wiesza płaszcz przeciwdeszczowy na oparciu sąsiedniego krzesła i zagląda do menu. Ubrany w kolorowy sweter jakby prosto spod drutów babci i sztruksowe spodnie, koloru takiego jakiegoś sraczkowatego. By dopełnić obrazu, wystarczy dodać obowiązkowy szalik niedbale zawiązany na szyi i okulary z grubym szkłem. Sprawiał teraz wrażenie znacznie spokojniejsze od tego przy wejściu. Kolejny natchniony, marzący o poruszaniu ludzi prostym gestem. Ogólnie mówiąc, artysta. Szukał natchnienia u prostych ludzi, w szarości deszczowych ulic. Barman odetchnął głęboko.
Przychodził codziennie od kilku tygodni. Zawsze ubrany podobnie, zawsze zamawiający to samo i siadający w tym samym miejscu. Jego jedynym towarzyszem był ołówek i niewielki notes kieszonkowy. Potrafił siedzieć cały dzień, marząc grafitem po kartkach papieru, czasami marszcząc nos z dezaprobaty, innym razem uśmiechając się z zadowoleniem. Czasami podniósł głowę i spoglądał na ulicę, jakby tam szukając natchnienia, po czym wracał do swojego zajęcia z dodatkowym zapałem. Zaciekawiony właściciel próbował zagadać stałego klienta, podczas odbierania zamówienia czy pustych naczyń. Ten nie był jednak zbyt rozmowny. Barman zwrócił uwagę, że większość kartek pokrytych było szkicami, rzadko któryś z nich był całkowicie wykończony. Zorientował się, że olbrzymi mężczyzna jest rysownikiem, a strzępy informacji jakie udało się uzyskać wskazywały, że zajmuje się ilustracjami do książek fantasy i własnym komiksem.
„ Nigdy nie zrozumiem fascynacji tym gatunkiem” – pomyślał, komentując rysunek półnagiej wampirzycy w podartej koszuli i wykrzywioną w szale twarzą, stojącej na skale i powoli oddalił się z pustą filiżanką.

Tym razem chyba zamyślił się nad ekspresem. Ostatnio była dużo lepsza… Niesamowity napój. Taki wyrazisty, pełny smak. Gdy nie ma dużego ruchu, potrafi stworzyć napar, który wręcz oszałamia zmysły i wprowadza w stan rozprężenie, jednocześnie pobudzając i rozjaśniając umysł. Żałuje że w instytucie zabraniali mi kawy. Stężenie kofeiny wcale nie jest tak niebezpieczne jak przekonywali. Moje dodatkowe sensory działają w stu procentach, a może jeszcze lepiej. Będę musiał przekonać profesora do zmiany zdania i… ruch. Ktoś chce wejść… eh, kolejny fałszywy alarm… Jakiś mężczyzna postanowił chociaż na chwilę odpocząć od wszechobecnego deszczu. Cała ta misja zaczyna mnie powoli nudzić. To już prawie trzy tygodnie, dzień w dzień tak samo. Obserwacja. Może obiekt czegoś się domyślił? Postanowił przyczaić się, przeczekać te deszczowe dni. Jak w tej piosence…
Poinformowali ją? Wie, że jest śledzona? Domyśla się?
Wypytywanie o nią w takim miejscu nie należało do najmądrzejszych posunięć. Od początku widać było, że właściciel oraz ochroniarze przyglądają mi się uważniej niż innym i nie są skorzy do udzielania jakichkolwiek informacji. Jeżeli dane na temat tego hotelu są prawdziwe, to jest on kryjówką dla różnych indywiduów. Nie wiadomo ile z nich płaci za ochronę i dyskrecję, ale z pewnością kogoś mojej postury łatwo zapamiętać. Z drugiej strony spotykała się już z pewnością z całą masą agentów, więc takie najście nie powinno jej przestraszyć. Dlaczego więc się ukrywa? Ma coś na sumieniu? A może nie ukrywa się wcale tylko czeka na coś albo kogoś?
Eh, dzień i noc obserwacja. Wszystko powinno pójść gładko, jeżeli ten samotnik nie kłamał to raczej nikt nie powinien szukać jego ciała, ani najść mnie niespodziewanie w jego lokum. Całe dnie przesiaduje tutaj. Spokój. Nuda. Tylne uliczki są poblokowane, a wszystkie wyjścia prowadzą na tę ulicę. Pewnie są jakieś tajne przejścia przez kanały dla przemytników czy coś, ale wątpię że miał aż takie dojścia w miejscowym półświatku, by je znać. Jeżeli tak, to kilku informatorów nie będzie miało zbyt ciekawych perspektyw na najbliższe tygodnie. Rozkazy są wyraźne.
Odszukać i wydobyć informacje z obiektu. Opis był dość dokładny. Nagijski szpieg, działający dla Sanbetsu. Sam postanowił zdradzić swój kraj i przekazywać tajne wiadomości swojego rządu. Mia Nevergold. Kobieta, metr sześćdziesiąt dwa wzrostu, chuda o długich, rudych, sięgających łopatek włosach. Niebieskie oczy.
„Porusza się pewnie i powabnie”.
„Wyprofilowane biodra kręcą się w takt jej kroków, przykuwają wzrok”.
„Niezwykle pewna siebie, otwarta i bawiąca się mężczyznami, świadoma swojego wpływu na nich”.
Trzeba przyznać, że dane oraz opinie udzielane w raportach były dość… dogłębne i osobiste. Nie wiem czy chciałbym wiedzieć dlaczego. Jej wiedza pozwoliła nam usunąć wtyczki na wysokich szczeblach rządowych, oraz przerwać dostawy broni dla terrorystów działających na szkodę cesarstwa, nie tylko z Nag ale również z Babilonu. Udało nam się także przerzucić kilku wywrotowców z powrotem na teren rycerzy, by działali za ich flankami. Operacja „ Żelazny wagon” była jednym z ostatnich sukcesów, dzięki informacjom podwójnej agentki. Później coś się jednak zepsuło. Wielu agentów zostało wyłapanych, bądź pozabijanych. Całe trzy lata planowanych działań poszły na marne. Kiedy zaczęliśmy tracić również agentów w misjach niezwiązanych z informacjami od Nevergold, góra zaczęła podejrzewać, że zostali przechytrzeni. Priorytetem stało się odnalezienie jej i wyjaśnienie sprawy. Po miesiącach poszukiwań, zdjęto z tej misji status priorytetu, skupiając się na próbach odzyskania utraconej pozycji w świecie. Wtedy to do agencji doszły słuchy, że widziano ją w kilku miejscach. Przemieszczała się. Wysłano agentów niższego szczebla by sprawdzili te pogłoski. Tak znalazłem się w tej dziurze. Okazja by się wykazać, po ostatniej, średnio udanej próbie. Miałem szczęście, że szybko wpadłem na trop i nie wypuściłem jej z rąk. Wdarcie się do hotelu siłą mogłoby nie przynieść spodziewanych skutków.
Pionki zostały rozstawione. Pozostawało czekać na jej ruch.
Ale są też pewne pozytywy. Znalazłem wreszcie czas by dokończyć książkę. Ledwo mogłem się powstrzymać, by nie pochłonąć jej w ciągu jednego dnia. Autor świetnie bawi się tradycyjną kanwą, korzystając z niej i wyśmiewając. Wreszcie ktoś stworzył świat, który wydawał się być bliższy rzeczywistości niż w innych pozycjach. Zero patetyczności, lśniących bohaterów z magicznymi mieczami, którym wszyscy ufają, a starostowie wiosek oddają ukryte skarby byleby tylko pokonali jakąś potworę. Nie ma spotkań karczemnych, gdzie zawsze znajduje się jakieś zadanie, a jedno skinienie głównego bohatera decyduje o losach świata. Jest za to mrok, strach i syf. Okrutny świat pełen [ cenzura ]ństwa wyzierającego z każdej dziury i gotowego zabić najsłabszych oraz prawda stara jak sam świat, że to człowiek jest największym z potworów. Jeszcze żadna książka nie pozwoliła mi tak dokładnie wyobrazić sobie bohaterów i otaczający ich świat. Było w niej coś co inspirowało. Skoro zaś miałem udawać rysownika, to można było równie dobrze spróbować swoich sił i przelać obrazy z umysłu na papier. Szkicownik był pełen ciekawych rysunków i tych zupełnie nieudanych. Dzisiaj narysowałem kolejną scenę. Chłopak, syn cesarza, który wydostał się z Doliny, która krótko mówiąc prała mu mózg i odciągała od prawdziwego zadania, spoglądał na spadającą kometę. Tak naprawdę była to kapsuła kosmiczna z głównym bohaterem. Muszę przyznać, że jak na laika dopiero od kilku tygodni dzierżącego ołówek, uczyłem się dość szybko. Las oświetlony dziwnym zjawiskiem był tajemniczy i mroczny, cieniowanie chłopaka też było niczego sobie. Tylko ta twarz. Jak wszystkie inne. Bez wyrazu. Żadnego uczucia. Choćbym nie wiem ile razy próbował, nie udaje mi się oddać emocji na twarzy. Wielokrotnie zastanawiałem się dlaczego i nie doszedłem do żadnych wniosków. Czy to dlatego, że tak naprawdę sam ich nie znam. Znaczy mam informacje, wiem jak wyglądają ludzie radośni, zasmuceni, zafrasowani. Wszystkie niemal wykute w mózgu. Wyuczone schematy ułożenia mięśni twarzy. Pozory. Kłamstwa. Takie jest życie Agenta. Ale czy to możliwe, żebym był całkowicie pozbawiony uczuć? Czy to co czasami kłębi się w moich trzewiach, te nieokreślone rzeczy to uczucia, czy rozstrój żołądka? Chyba nigdy się nie dowiem…
Znowu ruch. Tym razem z wewnątrz hotelu. Postać ubrana w szary płaszcz. Długie włosy. Mocuje się z parasolką, chcąc uchronić się przed zimnymi kroplami. To ona. Na stół wędruje staranie odliczona kwota. Porywam z siedzenia płaszcz i zakładam go wychodząc. Czuje znajomy ciężar ukrytej broni. Pewnie nie będzie potrzebna, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Przebiegam przez mokrą jezdnię, skacząc nad kałużami. Kobieta jest na granicy moich zmysłów. Siekający deszcz jest na tyle gęsty, że tworzy coś w rodzaju mgły. Ja nie widzę jej, ona nie widzi mnie. Muszę się jednak zbliżyć, by potwierdzić tożsamość celu. W moim życiu nie ma miejsca na błędy.

„Cholerny deszcz. Mógłby wreszcie przestać padać” – pomyślała Mia. Nie miała najlepszego humoru. Pogoda była pod psem, szpieg z którym miała się skontaktować spóźniał się, pokój śmierdział tanim piwem i męskim potem, łóżko było pełne robactwa, a na dodatek wysiadła kablówka. Nic tylko strzelić sobie w łeb. Należała jednak do kobiet cierpliwych, o ile one w ogóle potrafią takie być, więc jakoś wytrzymała ten czas, nie wyżywając się na niczym. Poukładała sobie w głowie wszystkie informacje, co, kiedy i od kogo zdobyła oraz komu mówiła. Skakanie pomiędzy czterema największymi wywiadami świata to istny danse macabre, ale przynajmniej opłacalny. Wymagało to od niej intuicji, dyplomacji i niezłej głowy do robienia interesów. Zawsze warzyła ile może powiedzieć, a ile powiedziała już komu innemu. Była by w kiepskiej sytuacji gdyby rycerz spotkał się z kapłanem w czasie przeczesywania szamańskich laboratoriów, o których ponoć dowiedziała się od zaprzyjaźnionego agenta. A jako, że sieć kontaktów była nawet dłuższa od pukli jej włosów, to tym bardziej musiała wcześniej wiedzieć co może powiedzieć a czego nie. Improwizacja była niebezpieczna i mogła zakończyć się śmiercią. Dodatkowo ten olbrzym, który najwyraźniej jej szukał. Nie kojarzyłaby kiedykolwiek miała kontakt z kimś takim. Odkąd się o nim dowiedziała, czuła niepokój. Miała wrażenie jakby kręciła na siebie sznur. Nie wiedziała kto nasłał tego mężczyznę, ale była pewna, że nie zależy mu na jej szczęściu. Obiecała sobie, że to będzie ostatni raz, przynajmniej na jakiś czas. Kiedy sprawy trochę przycichnął, znowu wróci do interesu.
Po drodze mijała mnóstwo spieszących się ludzi. Jej buty był w opłakanym stanie. Jeżeli będą nadawały się jeszcze do użytku to będzie cud. Nie przejmowała się tym. Ściskała mocno parasol i szła przed siebie, a woda chlupotała jej w butach z każdym krokiem. Cały czas miała wrażenie, jakby ktoś za nią podążał. Lata praktyki nauczyły ją kilku ciekawych sztuczek i tego, by nigdy nie lekceważyć intuicji. Zatrzymała się przed witryną jakiegoś sklepu i udawała, że przygląda się czemuś po drugiej stronie. Doskonale widziała postacie mijające ją za plecami. Stała tak dłuższy czas. Nikogo nie zauważyła. Wszyscy przechodzili dalej, zupełnie niezainteresowani kobietą moknącą na deszczu. Raz tylko serce zabiło jej mocniej, gdy kątem oka spostrzegła zarys olbrzymiej postaci, idącego w jej kierunku, ale i on minął ją tak jak pozostali. Westchnęła głęboko i ruszyła dalej ze świadomością, że potrzebuje wakacji. Kluczyła jeszcze trochę po ulicach tonącego w potokach deszczu miasta dla spokoju ducha, po czym skierowała się do najstarszych dzielnic miasta. Ułożenie budynków stawało się coraz rzadsze. Większość z nich była pozamykana i przygotowana do rozbiórki.
Typowe budownictwo jednopłytowe. Resztki wolnego miejsca zapełniały betonowe pustynie oraz ciemne zaułki. Próżno było wyszukiwać jakich większych skupisk roślinności. Tu i ówdzie można było zauważyć żałosną namiastkę placów zabaw z przeżartymi rdzą zjeżdżalniami i huśtawkami. To tam gromadziło się nowe pokolenie blokersów, nienawidzących wszystkiego i wszystkich oraz szukających szans przywalenia bogu ducha winnym przechodniom. Miejsca w których kwitł zalążek czarnego handlu i pierwsza szkoła przetrwania. To był jedyny sposób życia tych dzieciaków, natomiast dla prawdziwych bandytów poletko do odsiewania osób przydatnych od motłochu.
Pomysł by ściągać tutaj biednych rolników i zapewniać im prace w fabrykach oraz przetwórniach był szczytny. Zapomniano jednak, że chłop ze wsi wyjdzie ale wieś z chłopa nie. Zabrakło szans dla tych ludzi. Mimo mieszkania w mieście, nadal byli tymi gorszymi, zwykłą siła roboczą która nie nadawała się do niczego innego. Ojcowie musieli pracować po całe dnie i noce, a często i tak nie wystarczyło na podstawowe artykuły potrzebne do godnego życia. Było to prawdziwe błogosławieństwo dla rządzących miastem mafii. Nie potrzeba było dużo czasu by narodziło się stręczycielstwo, handel ludźmi i ciałem. Zaułki zapełniły się krwią niewinnych. Nim ktokolwiek się zorientował, nowe osiedla popadły w tak głęboką patologie, że miasto nie mogło już z tym nic zrobić. Wydawanie kolejnych pieniędzy mieszkańców na odrestaurowywanie budynków, dotacje dla biednych oraz na edukację i samoświadomość było bezsensownym marnotrawstwem. Zrezygnowano z jakichkolwiek prób poprawy sytuacji. Jak reszta miasta tak i te bloki weszły w obszar działań mafii. Mieszkańcy musieli się dostosować i przetrwać. Część szczęśliwców wykorzystała szansę i wróciła na wieś albo przeniosła się gdzie indziej. Ci którzy zostali, snuli się niczym zombie, starając się przeżyć do kolejnej wypłaty.
Mia nie czuła się pewnie wchodząc do tej dzielnicy, ale musiała przyznać że było to idealne miejsce do spotkania. Dziennie załatwiano tutaj dziesiątki różnych interesów i ludzie nawet jeżeli by coś zauważyli, to nie ryzykowaliby swojego życia. Jedyne czego się obawiała, to że ktoś zaczepi ją na ulicy. Nie zwracała na siebie większej uwagi, chociaż gdy mijała bandy dresów, to palce instynktownie zaciskały się na ukrytej broni.
W końcu dotarła na miejsce, cała zziajana i przemoczona. Deszcz nie ustawał w swoich wysiłkach by zatopić miasto. Stała na małym placyku pomiędzy blokami przeznaczonymi do rozbiórki. Nikt nie powinien się tutaj niepotrzebnie znaleźć. Zaułki pomiędzy nimi były pozamykane, żeby jakiś bezdomny nie znalazł się w nich akurat w momencie wyburzania. Data na tabliczce wskazywała że nastąpi to za kilka dni. Skręciła w jeden z takich zaułków. Wyjęła z kieszeni klucz, który otrzymała wraz z listem i otworzyła furtkę. Pomiędzy szarymi ścianami deszcz nie padał już tak mocno, za to śmierdziało tak jakby znalazła się w przetwórni mięsa. Starannie zamknęła jedyne wyjście i upewniła się jeszcze że nikt jej nie śledzi.
Jej zleceniodawca już na nią czekał. Z daleka nie dało się go zauważyć, jednak z bliska wyraźnie widać było mężczyznę opartego o ścianę naprzeciw klatki strażackiej, gdzie nie padał deszcz. Jak zwykle w swoim tradycyjnym szarym stroju, będącym czymś pomiędzy peleryną i płaszczem, oczywiście z kapturem na głowie.
- Spóźniłaś się – przywitał ją, chłodno i jakby beznamiętnie. Mia nienawidziła takiego tonu.
- Phi, nie dałeś mi raczej dużo czasu na przyjście tutaj – odparła, strząsając z parasola wodę. Poprawiła rude kosmyki włosów, które pod wpływem wody przykleiły się do jej czoła. Gdy znowu spojrzała na swojego rozmówcę, ten już wyciągał w jej stronę rękę. Kobieta prychnęła i sięgnęła za pazuchę po teczkę.
„Dlaczego ci khazarczycy muszą być tacy nieokrzesani?”

Znowu jakieś beznadziejne zadanie. Takie były jego pierwsze słowa, gdy przeczytał notatkę o miejscu i celu. Na nic zdały się tłumaczenia dowódcy, że do tego typu misji potrzebują łowcy. Dla Twitch wyglądało to na kurierkę i nią właśnie było. Wziąć informację i bezpiecznie dowieść je do stolicy. Od tego są chłopcy na posyłki a nie tacy jak on. Kiedy jednak wczytał się bardziej w opis misji oraz wytyczne, zrozumiał że potrzebny był ktoś elastyczny i zdatny do walki. Agent, który sprzedawał im informacje dotyczące Sanbetańskich ośrodków i laboratoriów militarystycznych ostatnio zawodził. Z powodu błędów lub niedopowiedzeń stracili już kilkunastu szamanów, a wiele skrupulatnie przygotowywanych wtyczek i siatek kontrwywiadu zostało przejrzanych. Fakt, że ta kobieta sama się do nich zgłosiła, był podejrzany ale początkowe sukcesy obniżyły czujność. Teraz znowu zaczęto wysnuwać podejrzenia, że przez ten cały czas byli wodzeni za nos. Dochodziły do tego straty nie tylko w Sanbetsu ale również w Nag. Prawdziwym zadaniem szamana było upewnienie się, że agentka jest tym za kogo się podaje i czy tajne informacje, które przekazywała były prawdziwe.
Z takim nastawieniem, Twitch przygotował się niezwykle skrupulatnie do spotkania. Wybrał miejsce w którym bez przeszkód mógłby walczyć, oraz takie gdzie miałby przewagę. Wszelkie przejścia do tego zaułku były zablokowane. Okoliczne budynki opuszczone i zalakowane, nawet mysz by się nie przecisnęła. Zostawało tylko jedno wejście, czyli drabinka na dach jednego z budynków. Gdyby ktoś był wystarczająco głupi by tamtędy próbować, stałby się łatwym łupem dla Nightwinda. Dodatkowo pogoda zapewniała, że żadna nieupoważniona osoba nie zapuści się w okolicę. Tak więc szaman czekał, nie zwracając większej uwagi na sączący deszcz.
Dokumenty które przed chwilą przeczytał, zawierały informacje o tajnym ośrodku badawczym agentów Sanbetsu na terenie Khazaru, a raczej strzępy informacji.
- Trochę tego mało – zagadnął, jakby od niechcenie kiedy dokładnie przestudiował dane mu kartki. Minęła chwila zanim zajęta porządkowaniem swojej własnej fryzury Mia, zrozumiała że był to przytyk do niej.
- Myślisz, że to łatwo zdobyć takie informacje? – odpowiedziała oburzona. – Nie jestem żadnym wysoko postawionym oficerem, nie mam dostępu do innych danych. Znalezienie i wyniesienie bezpiecznie tego było trudne.
Nightwind nie zareagował na te słowa. Z natury był osobą cichą i skrytą, a fakt że rozmawiał z dziewczyną dodatkowo wzmacniał te cechy. Z niektórymi przedstawicielkami tej płci zwyczajnie nie należy dysputować. Zastanawiał się właśnie czy powinien w ogóle zainteresować się jej ofertą. Miał możliwość odmowy zapłaty, gdyby uznał że dostarczone materiały mogą być ryzykowne albo wręcz nieopłacalne.
- Ręce do góry!
W swoim zamyśleniu na temat następnego ruchu i jakiejkolwiek próby wybadania dziewczyny skąd dokładnie ma te dane, nie zauważył pojawienia się trzeciej postaci. Naprzeciw nich na klatce przeciwpożarowej stał barczysty mężczyzna w płaszczu przeciwdeszczowym i mierzył w ich stronę z pistoletu. Mia otworzyła oczy szerzej ze zdumienia. Poznała potężnie wyglądającego mężczyznę. To ten sam, którego podejrzewała o śledzenie jej. Więc intuicja po raz kolejny nie zawiodła. Teraz zastanawiała się tylko dlaczego go nie zauważyła. Raczej ciężko było by mu ukryć się w tłumie. Dwójka konspiratorów posłusznie podniosła ręce.
- Mio Nevergold, byłaś głupia myśląc, że oszukasz moim pracodawców. – Sens słów jaki wypowiedział nie pasował do jego wyglądu, ani tym bardziej do stalowego głosu. W obecnych warunkach brzmiały tak patetycznie, że wręcz śmiesznie. - Teraz odpowiesz mi na kilka pytań, ale najpierw…
Twitch podskoczył i zrzucił z siebie pelerynę niemal w tym samym momencie w którym wylot lufy zwrócił się w jego kierunku. Z jego pleców wyrosły dwie pary czarnych niczym chmury na niebie skrzydeł, które już z pierwszym machnięciem wzbiły go na wysokość kilku metrów. Kula, która miała ugodzić go w serce, wbiła się w ścianę. Szaman wyszarpnął z kabur pod pachą swoje beretty i ostrzelał przeciwnika. Kule świstały dookoła niego i rykoszetowały o metalowe schody. Nieznajomy oddał dwa strzały na ślepo i wskoczył do budynku przez okno. Nightwind zaczął krążyć nad alejką, przeładowując broń. Budynek powinien być całkowicie zalakowany ale dla bezpieczeństwa odpalił ładunki przymocowane do metalowej drabinki po drugiej stronie. Jedynego wejścia na dach, z którego najprawdopodobniej skorzystał nieznajomy mężczyzna. Teraz został odcięty, wystawiony na łaskę łowcy. A on nie był łaskawy wobec grożących mu ludzi.

Mablung klęczał na kawałkach szkła, mierząc w okno przez które przed chwilą wleciał. Drugi z obiektów krążył teraz nad aleją, zapędzając go w kozi róg. Przynajmniej tak mogło się wydawać. Agent cały czas kontrolował jego położenie dzięki swoim umiejętnościom. Pozwoliły mu one także na śledzenie celu misji bez wykrycia. Ciężko przewidzieć, żeby ktoś jego postury był mistrzem skradania, ale na szczęście wrodzone zdolności pozwalały mu podążać za kobietą. Dodatkowo deszcz utrudniający widoczność był po jego stronie. Szybko odnalazł drabinkę prowadzącą na dach i dostał się na schody. Tam wyczuł, że ktoś jeszcze znajduje się w zaułku. Najciszej jak potrafił zszedł po metalowych stopniach po raz kolejny dziękując za niepogodę i krople deszczu, które tłumiły jego kroki. Wydawało się, że ma wszystko pod kontrolą. Nie spodziewał się jednak spotkać tutaj wrogiego agenta, a raczej szamana jak często poprawiali go nauczyciele. Wysłannik Khazaru. Potrafili wywoływać u siebie coś na kształt mutacji, zwiększające ich możliwości oraz dodające nowe atrybuty. W tym przypadku były to skrzydła.
„Paskudna sprawa – pomyślał olbrzym, zrzucając z siebie płaszcz i wyciągając resztę zabawek. Obok glocka wylądował „Rozpruwacz” czyli tradycyjne uzi z małymi modyfikacjami. Magazynki były krótsze więc w środku znajdowało się mniej naboi, ale po przyczepieniu drugiego do góry nogami nie przeszkadzały tak przy celowaniu. Trzecim narzędziem, bez którego Mablung nie wyobrażał sobie walki, był mały pilocik oraz bezprzewodowe słuchawki. Wybrał odpowiedni utwór z playlisty. Muzyka popłynęła mu w uszach, a głowa zaczęła ruszać się w jej takt. Podniósł bronie i skulił łokcie. To co miał zamiar zrobić może i było głupie, ale to jedyne co przychodziło mu teraz do głowy. Z pewnością zaskoczy to przeciwnika. Perspektywa upadku z pierwszego piętra nie była taka straszna, jeżeli dobrze wyliczył odległość. Wyczekał odpowiedni moment, nucąc pod nosem słowa "Fire burns forever ".
Zerwał się momentalnie niczym sprinter z bloczków. Mięśnie nóg napięły się. Ścięgna normalnego człowieka nie wytrzymałyby tak nagłego przeciążenia ale jego były przystosowane do nagłych zmian prędkości. Wbrew wyglądowi, siła nie była największym atutem Agenta. Wyleciał z okna, które przed chwilą przemierzał w drugim kierunku, i odwrócił się w locie. Wiszący w powietrzu Twitch nie zdążył zareagować. Obie lufy plunęły ogniem. Trykanie spustu rozpruwacza połączyło się ze świstem kul. Khazarczyk skrzywił się z bólu, gdy kilka z nich trafiło go w brzuch oraz przeszyło jego skrzydła. Mięśnie dodatkowych kończyn napięły się, nie mając sił dalej utrzymać ciała w powietrzu. Szaman grzmotnął w ziemię, rozbryzgując dookoła wodę. Jego krew wymieszała się z błotem. Shinji wylądował dużo łagodniej. Wykonując przewrót, zamortyzował uderzenie ale nie uchronił się przez rozbiciem o ścianę. Dodatkowym ratunkiem z pewnością były leżące luzem worki na śmieci. Uderzenie wypompowało mu powietrze z płuc. Kaszląc i próbując ponownie złapać oddech podniósł się na nogi. Magazynek uzi był pusty, a w glocku znajdowała się jeszcze tylko jedna kula. Schował pustą broń do kabury i skierował się w stronę swojego celu. Mia nadal stała w tym samym miejscu, zszokowana tym co przed chwilą widziała. W jej oczach malował się strach, gdy potężna postać podchodziła do niej, lekko przygarbiona i z grymasem bólu na twarzy. Zreflektowała się w ostatniej chwili. Wyszarpnęła z kieszeni pistolet, ale ręka agenta była szybsza. Zanim dziewczyna się zorientowała, olbrzymia dłoń zacisnęła się na jej przegubie. Delikatny ruch nadgarstka i jej ostatnia deska ratunku wyślizgnęła się z palców.
- Zły ruch.
Mablung złapał ją drugą rękę za kark i grzmotnął o ścianę, aż posypał się tynk. Błękitne oczy momentalnie zaszły mgła, a ona sama straciła przytomność. Mężczyzna rzucił ją na ziemię. Czerwień jej włosów mieszała się ze szkarłatem krwi, wypływającej strużką z rany na głowie.
Agent pochylił się z trudem i podniósł maleńką namiastkę broni. Damski pistolet stworzony dla bezbronnych kobiet i ich torebek. Prychnął pogardliwie i wrzucił go do śmietnika. Plecy piekły go niemiłosiernie, tak samo jak bark, którym przywitał się z brukiem. Jutro wszystko poczuje w kościach, ale dzisiaj trzeba było szybko wziąć się do roboty. Wpierw zabezpieczył walające się po ziemi dokumenty. Część informacji była teraz nieczytelna z powodu wody, więc włożył je starannie do teczki i odłożył obok. Następnie postanowił przeszukać kobietę, czy przypadkiem nie miała przy sobie jeszcze jakichś niespodzianek.
„ Hm, kto by pomyślał… Deska”
Nagle wyprostował się i odwrócił. Tym razem był jednak za wolny. Czarny bicz uderzył go w wysuniętą dłoń i wyrwał broń. Ta wylądowała gdzieś pomiędzy niebieskimi workami. Khazarczyk stał w miejscu w którym wylądował. Jedną ręką trzymał się za żebra, a w drugiej dzierżył bicz. Wątpliwości kłębiące się w głowie agenta szybko zostały rozwiane, gdy zauważył kamizelkę kuloodporną, leżącą u stop czarnowłosego. Wyglądał koszmarnie. Jego zazwyczaj stojące w nieładzie włosy były dodatkowo posklejane mieszaniną krwi i błota. Nos był zmasakrowany, najprawdopodobniej złamany, a oczy zalewała posoka z rozcięcia na głowie. Skrzydła zwisały mu smętnie, również całe pokrwawione. W wielu miejscach brakowało piór, które leżały dookoła niego niczym kwiaty rzucone na grób. Jego zaniedbanie było całkowitym zaprzeczeniem krótko ściętego i schludnego olbrzyma. Nie był to jednak pokaz modeli. Twitch wyprostował się z trudem, zaciskając zęby z bólu. Sięgnął ręką za głowę i powolnym ruchem wyciągnął katanę. Mablung zginał i prostował palce. Pieczenie spowodowane uderzeniem powoli mijało. Teraz miał zagwozdkę. Ryzykować wyszarpnięcie uzi, czy raczej próbować ataku wręcz. Był szybki, ale wątpiłby dał radę wymienić magazynki, zanim przeciwnik znowu zamachnął się batem. Poza tym coś podpowiadało mu, że ma przed sobą kogoś kto wie jak używać białej broni. Pierwsze wyzwanie od jego „narodzin”. Poprzednie starcie było ledwie zabawą. Teraz kiedy opanował już wszystkie umiejętności, jego ciało domagało się sprawdzenia. Wyciągnął żołnierski nóż o jednym ostrzu ząbkowanym i złapał go mocniej w dłoń. Teraz przyszedł czas na zabawę.
Odtwarzacz przeskoczył na kolejny utwór.
Agent ruszył jako pierwszy. Biało-czarny bicz zawinął się nad głową szamana i powędrował zgodnie z jego wolą w stronę przeciwnika. Ten w ostatniej chwili odgiął się na bok, unikając kolejnego kąśliwego trzaśnięcia. Zdziwienie jakie malowało się na jego twarzy, pozwalało sądzić, że, jak wielu przed nim, również źle ocenił długość bicza.
„Szybkość” pomyślał Twitch, będąc niemal przy nim. Ostrze przecięło płasko powietrze i zablokowało się pomiędzy ząbkami noża. Gładka klinga znajdowała się niemal przy uchu olbrzyma, który musiał zaprzeć się dwoma rękoma.
„ Za łatwo” znowu analizował mieszkaniec puszcz, mając na myśli łatwość z jaką udało mu się zbliżyć do celu. Spodziewał się, że taki atak nie wywrze wrażenia na człowieku o takiej posturze. Shinji naparł od dołu i odrzucił przeciwnika. Ciął na odlew na wysokości brzucha, ale anioł śmierci tylko odskoczył do tyłu. Kolejny atak miecza nadszedł od góry. Agent zbił to uderzenie na bok i spróbował kontry. Nie zdążył. Szybka zmiana uchwytu i katana już zmierzała z powrotem. Nadczłowiek zrobił unik. Czuł jak chłodna klinga przecina powietrze tuż nad nim. Zanim jego przeciwnik się zorientował, złapał go w pół i przycisnął go do ściany. Nightwind jęknął gdy pęknięte żebra poczuły dodatkowy nacisk. Odrzucił bat i wbił pazury w nasadę karku przeciwnika. Olbrzym momentalnie poluzował uścisk, co skończyło się kolanem boleśnie zderzającym się z jego żołądkiem. Mablung chwycił łowcę i cisnął nim o ziemię. Khazarczyk momentalnie podniósł się na równe nogi i wypluł krew, która zebrała się mu w ustach. Stał wyprostowany, gotowy do ataku, mimo że ledwo mógł ruszać lewą ręką by nie naruszać połamanych kości. Agent dopiero teraz zauważył, że skrzydła to nie jedyna rzecz jaka zmieniła się w aparycji przeciwnika. Oczy przybrały złotą barwę, a paznokcie powiększyły się przypominając pazury bestii.
Twitch nie pozwolił na odpoczynek. Dla niego każdą chwila zwłoki była śmiertelnym zagrożeniem. Złapał miecz w obie ręce. Musiał to zakończyć jak najszybciej. Shinji odsunął się w ostatnim momencie. Ostrze wskrzesiło iskry w kontakcie z murem. Łowca na tyle dobrze pokierował tsuką, że ta tylko osunęła się po ścianie i znowu zmierzała w kierunku olbrzyma. Walka wkroczyła na kolejny poziom. Wojownicy z niezwykła szybkością i gracją wymieniali ciosy. W natarciu cały czas był Nightwind, ale Agent nie pozostawał mu dłużny, od czasu do czasu zmuszając do odskoku albo męczącej obrony. Postronny obserwator z trudem dałby radę śledzić wydarzenia rozgrywające się w zaułku. Mężczyźni szaleli na całym dostępnym terenie. Jak burza przechodzili z jednego miejsca do drugiego. Tylko strugi wody, wskazywały gdzie w danym momencie przemieszczały się ich stopy. Szuranie, chlupot i metaliczny brzdęk to jedyne co im towarzyszyło. Żaden nie wydawał z siebie głosu. Wzrok skupiony był wyłącznie na ruchach drugiego. W półmroku ich dłonie rozmywały się. Kilka razy mogłoby się wydać, że Khazarczyk dopnie swego. Jego ostrze znajdowało się już blisko przecięcia rywala. Zawsze jednak w ostatniej chwili klinga była odbijana w taki sposób by przeciąć jedynie powietrze. Zaraz potem łowca musiał robić nagły wypad do tyłu przed krótkim sztychem, przypominającym dziabnięcie żądłem. Strój olbrzyma nosił na sobie ślady walki. Mnóstwo nacięć na swetrze oraz udach, z których sączyły się delikatne stróżki krwi, wskazywał na przewagę miecza nad nożem. Nie były to jednak poważne rany. Wyjątkiem była tylko szrama na policzku.
Trwała wymiana uprzejmości. Na twarzach szpiegów pot wymieszał się z deszczem. Twitch coraz częściej musiał wycierać krew wdzierającą się do oczu. Był jednak gotowy by wprowadzić swój plan w życie. Plan układany skrupulatnie na podstawie obserwacji ruchów nożownika. Ich bronie znowu zwarły się ze sobą, a twarze zbliżyły tak, że Mablung mógł zobaczyć swoje odbicie w iskrzących niczym monety oczach łowcy. Chłodnej twarzy Agenta, przeciwstawiał się triumfalny uśmiech szamana. Shinji nie zastanawiał się nad tym co on oznacza. Myślenie ograniczał do tej chwili. W wirze walki rzadko bywa czas na taktykę. Wtedy liczą się już umiejętności walki i dostosowania się do sytuacji. Ufał swoim zmysłom oraz specjalnym zdolnościom. Nagły atak trzeciej ręki, zaskoczył go jednak. Jedno ze skrzydeł machnęło w jego stronę, przelatując czarnymi lotkami po oczach. Olbrzym zmniejszył na chwilę nacisk, bardziej z zaskoczenia niż z bólu. Przeciwnik wykorzystał ten moment i mocniej naparł swoim mieczem. Wyćwiczoną przez lata techniką, zmagazynował dodatkową energie w mięśniach, poświęcając kojące się już blizny, które znowu otworzyły się i zaczęły krwawić. Dziwnie musiało to wyglądać, gdy wysoki na ponad dwa metry mężczyzna upada pod naciskiem znacznie od niego niższego jegomościa. Oczy szpiega cały czas łzawiły. Cofał się na oślep, na leżąco, byle by dalej od swojego adwersarza. To był początek końca. Nightwind bez pośpiechu wyprowadził pchnięcie…
Spudłował. Ostrze utkwiło w ziemi, pomiędzy nogami Agenta. Zanim minął szok, Mablung wsparł się na ręce i wyrzucił biodra do góry, wykonując makaka. Czarnowłosy mężczyzna poczuł na swojej szczęce silne uderzenie, a potem następne prosto w klatkę piersiową. Zmuszony do zrobienia kilku kroków do tyłu, wypuścił miecz z mokrych palców. Olbrzym zgrabnym przeskokiem znowu wylądował na nogach. Jego wyraz twarzy nie zmienił się ani trochę. Spokojnym krokiem podszedł do przypominającego Excalibura ostrza i oddzielił go od ciężko dyszącego adwersarza.
- Nigdy nie myśl, że znasz tych, którzy oszukują nawet swoim wyglądem, gdyż to oni są prawdziwymi Oszustami. – zacytował Shinji słowa autora jednej z jego ulubionych książek sensacyjnych. Zmienił uchwyt na dolny i przybrał postawę. Ręce na wysokości głowy, sylwetka trochę przygarbiona, lewy bok w stronę przeciwnika, ciężar na prawej nodze. Twitch analizował. Dał się oszukać. Podejść. Został pozbawiony swojej ostatniej broni, niczym dziecko zabawki. Szukał teraz dla siebie jakiegoś wyjścia, rozwiązania. W głowie stworzył sobie plan całego zaułka. Wiedział gdzie jest wyjście, a gdzie jego bat. Miał już pierwsze pomysły jak obejść przeciwnika i znowu odzyskać miecz. Stres spowodował, że w głowie szalała mu burza dobrych oraz beznadziejnych pomysłów. Myślał… i to go zgubiło, bo trzeba było działać. Swój błąd zrozumiał dopiero wtedy gdy wibrująca pięść agenta wbiła się w jego żołądek. Aż poczuł gorzki smak w ustach. Mablung nie wykorzystywał ostrza. Taki chwyt pozwalał mu utrzymywać gardę i atakować wyłącznie wręcz. Zarzucił przeciwnika nawałnicą ciosów. Łowca próbował z całych sił blokować bolesne uderzenia, ale brakowało mu doświadczenia. Nie odróżniał fint od zwykłych ataków, dodatkowo obawiając się, że w każdej chwili może otrzymać cięcie nożem. Dlatego pięści i kolana olbrzyma często przechodziły przez luki w obronie, celnie punktując każdy błąd. Przy niektórych atakach, pięści drgały mu konwulsyjnie. Ciosy te były znacznie silniejsze od pozostały. Twitch był pewien, że gdyby były dobrze wycelowane to z łatwością połamałyby mu kości. Dodatkowym utrudnieniem było to co Nightwind zrozumiał za późno. Agent był nie tylko niezwykle szybki jak na swoją posturę, ale też wygimnastykowany. Teraz kiedy był w swoim żywiole wyczyniał prawdziwe cuda. Skakał, obracał się w powietrzu, uprawiał jakiś cholerny balet. Łowcę drażniło to jeszcze bardziej, gdyż większość z tych ruchów była niepotrzebna. Była zwykłą zabawą na którą jego przeciwnik mógł sobie pozwolić. Upadły Anioł nie poddawał się jednak tak łatwo. Miał jedną szansę na którą czekał. Mimo napuchniętego oka oraz obolałego ciała, cały czas czekał.
W pewnym momencie Shinji wyprowadził prawego sierpowego. Czarnowłosy momentalnie ustawił ręce do bloku. W tym momencie Agent zmienił kierunek ataku. Opierając się na przedniej nodze i zataczając tylną łuk, niczym nóżki cyrkla, odwrócił się i łokciem uderzył w podstawę szczęki. Szaman mógł uniknąć ciosu, ale postanowił że to będzie właśnie ta okazja o którą prosił opiekuńcze duchy. W momencie kiedy poczuł trzask swoich własnych kości, zmusił ciało do jeszcze jednego szaleńczego zrywu. Złapał za rękę swojego przeciwnika i podskoczył. Wspomagając się skrzydłami wykonał trzy kopnięcia w powietrzu. Dwa w potylicę, a ostatnie w pierś by odbić się i nabrać rozpędu. Czując jak nowo wyrośnięte mięśnie krzyczą z wysiłku, a nerwy pulsują z bólu, rzucił się w kierunku swojej katany. Niczym mityczny Artur, złapał miecz ostatkiem sił i wyszarpnął z ziemi. Odwrócił się. Nogi trzęsły się z wysiłku. Powoli odmawiały posłuszeństwa. Płuca z trudem łapały oddech. Na wyczerpanej twarzy malował się uśmiech zadowolenia.
Coś mu jednak nie pasowało. Jego przeciwnik stał w tym samym miejscu. Nawet nie próbował go zatrzymać. Jedynie ręka wyciągnięta w stronę łowcy wskazywała, że w ogóle się poruszył. Uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Dopiero teraz zrozumiał, dlaczego ma takie problemu z oddychaniem. Spojrzał w dół. Na środku jego klatki piersiowej tkwiła rękojeść noża wojskowego. Przeszedł go dreszcz. Zrozumiał, że miecz nie leży już w jego dłoni tylko na ziemi, a on sam klęczy w kałuży. Całkowicie stracił kontrolę nad swoim ciałem. Strach dodatkowo ścisnął mu gardło. Czuł że niedługo się udusi. Łapczywie łapał powietrze, jakby miała to być ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu. Wzrok zaczął płatać mu figle. Wszystko stawało się niewyraźne. Niewiadomo skąd, pojawił się przy nim przeciwnik. Poczuł jak odchyla mu rękę do tyłu, a następnie łamie. Twitch nawet nie krzyknął. Wszystko stało się mu obojętne. Pozostała tylko chęć życia. Łzy pociekły mu po policzkach. Mablung bezceremonialnie wyszarpnął swój nóż z piersi i wytarł dokładnie krew o jego ubranie. Nightwind poczuł dziwną ulgę. Przynajmniej łatwiej mu było oddychać, chociaż z każdym uniesieniem klatki piersiowej więcej krwi wypływało z poszarpanej rany.
- Nic do ciebie nie mam – powiedział agent, wyjmując słuchawki z uszu. – Po prostu byłeś w złym miejscu o złej porze. No i podjąłeś kiepską decyzję.
Szaman z trudem uniósł głowę i spojrzał na swojego przeciwnika. Teraz wyglądał niczym mityczny pół-bóg. Gigant uniósł pięść do góry, która znowu zaczęła drgać niczym młot pneumatyczny. Uderzenie odrzuciło Khazarczyka do tyłu, prosto na leżące na ziemi plastikowe worki. Głowa opadła mu luźno na pierś.
Shinji wreszcie odetchnął z ulgą. Wycieńczone mięśnie rozluźniły się, a ręce opadły luźno. Był na skraju wyczerpania. W czasie walki nie dawał tego po sobie poznać, ale gdyby potrwało to jeszcze trochę, to byłoby nieciekawie. W łydce czuł bolesny skurcz. Zatopił w mięśniu końcówkę ostrza i rozmasował obolała nogę. Usłyszał krótkie jęknięcie. Mia powoli odzyskiwała przytomność. Kulejąc, ruszył w jej stronę. Wyciągnął uzi zza paska. Nie miał już sił, żeby się z nią walczyć. Może gdy zobaczy naładowanego Rozpruwacza to nie będzie miała głupich…
Magazynek wysunął się z broni. Mablung odwrócił się na pięcie, pochylając swoje ciało. Pomiędzy workami na śmieci kucał Twitch, trzymając w dłoniach czarnego glocka. Broń Agenta, z ostatnią kulą w komorze lufowej. Adrenalina zaczęła szybciej krążyć w żyłach olbrzyma. W momencie w którym palec łowcy nacisnął spust, magazynek z uzi znalazł się na miejscu w podstawioną od dołu broń. Shinji nie słyszał wystrzału. Zobaczył tylko błysk wydobywający się z pistoletu. Gdy poczuł, że jego broń jest już gotowa, machnął ręką na odlew od razu wciskając spust i prując serią pocisków wzdłuż pionowej osi. Dopiero wtedy dało się poczuć, dlaczego ta broń zasłużyła na swój nieszlachetny przydomek. Pociski leciały tak gęsto, że wydawało się jakby ktoś ciął mieczem. Każda dodatkowa rana jaką otrzymał przeciwnik wybuchała krwawym oparem. Oczy wywróciły się do tyłu, błyskając białkiem. Po raz kolejny padł. Tym razem już ostatecznie. Nie było kamizelki, która by go ochroniła.
Agent syknął z bólu. Kula utkwiła w ramieniu, głęboko. Możliwe nawet że w kości. Niewiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie to, że przeciwnik używał gorszej ręki i był wycieńczony. Niewiadomo co by się stało, gdyby nie jego zdolności. Tacy ludzie nie zwykli pudłować.
Nie było jednak czasu dziękować losowi. Mia właśnie znikała za rogiem. Mablung zerwał się na równe nogi, z trudem zmuszając swoje ciało do biegu.
„ To jest jakiś chory dowcip” pomyślał, mijając zaułki i uliczki. Mimo, że Nevergold biegła w szpilkach, to i tak nie dał rady jej dogonić zanim wmieszała się w tłum ludzi. Zatrzymał się w cieniu alejki i wypatrywał znajomej sylwetki. Zmysły podpowiadały mu, że zatrzymała się pewna swojego bezpieczeństwa. Znajdowała się gdzieś na tej ulicy, nawet po tej samej stronie. Nigdzie jednak nie mógł jej dostrzec, a nie było tak dużo przechodniów. Zwykle jego Jūryoku go nie zawodziło. Teraz jednak wskazywało, że jakiś stary żebrak, siedzący przy przystanku to była właśnie jego informatorka.
- Cholera… - zaklną pod nosem, intensywnie wpatrując się w starucha. On także odwzajemnił to spojrzenie. Zaciekawiło to mężczyznę, gdyż po pierwsze nie wyraził zdziwienia na widok poranionego olbrzyma, a po drugie jego oczy błysnęły błękitem tak podobnych do tego który posiadała poszukiwana kobieta. Agent przetarł oczy, pewien że uległ tylko złudzeniu, ale kiedy je otworzył, staruch zniknął. Tak samo jak ślad po niej...

************
No i nadszedł czas by zadebiutować. Jak widać, opowieść jest urwana. Jej dokończenie wraz z ciekawym dodatkiem nastapi w opowiadaniu "Pierwsza Misja - epilog". Z góry zachęcam do czytania i mam nadzieje, że rozmiar tego wpisu was nie przeraził.
Miłego oceniania :)

PS. Czasami nawiązuje we wpisie do "poprzedniej misji" czyli mojej walki z Groszkiem która notabene nie nastąpiła. Jest jednak napisana i mam nadzieje, że kiedyś będę mógł ją zaprezentować. Takie próbne zadanie dla mojej postaci :)
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #2 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Z tego, co mi wiadomo, Twitch po raz kolejny się obraził i zdezerterował. Grzecznościowo daję mu czas do końca dnia na zamieszczenie wpisu, a później radni mogą już swobodnie zabierać się za ocenianie ;)

Pzdr.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Rooster   #3 
Agent


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 52
Wiek: 35
Dołączył: 19 Wrz 2010
Skąd: inąd

Zacząć należałoby do początku, czyli od pierwszego akapitu. Pierwsze cztery zdania i już mi się podoba, kilka ładnych opisów żeby wczuć się w klimat. Cztery następne zdania i myślę: "No, postarał się chłopak. Very well, very well...". Niestety, 8 linijek dalej, a Ty nadal opisujesz deszcz! "Ok, ok, it's raining, I got it!". Mam wrażenie, że troszkę się zapędziłeś. Na szczęście w tej partii tekstu nie uświadzczyłem żadnych rażących błędów, więc nie mam większego problemu z przełknięciem takiego rozwijania się tekstu. Nie licząc może takich dwóch kwiatuszków:
Cytat:
szare blokowiska zdawały się być jeszcze szarsze -> no such word

oraz
Cytat:
Mimo środka tygodnia należeli do mniejszości. // Jakoś nie podoba mi się ta konstrukcja

Czytam dalej i już jest lepiej, teraz faktycznie zaczynasz wprowadzać nie tylko klimat opowiadania, ale i całego świata. Brutalny, ponury i przesiąknięty beznadzieją. I tylko jedno słówko, które wzbudziło moje zastrzeżenia:
Cytat:
Ta ulica była polem walki, a hotel prawdziwym kill-zonem.
Znam tę potrzebę używania anglojęzycznych określeń, które dokładnie oddają to co masz na myśli, ale mimo wszystko uważam, że to skracanie sobie drogi. ;)

Kolejna zmiana perspektywy i tu już czyta się bardzo miło, wprowadzenie postaci bardzo udane. Mam tylko jedną wątpliwość, ponieważ po przeczytaniu bio Twojej postaci odniosłem wrażenie, że jest ona swego rodzaju androidem czy też innym sztucznym tworem, a w dalszej części tekstu używasz sformułowania "wrodzone zdolności", co się niejako kłóci z ideą bycia "stworzonym, a nie zrodzonym". :P

Póki co dzielnie wystrzegałeś się znaczących błędów ortograficznych, ale w tym momencie dochodzimy do części widzianej oczami panny Nevergold i od razu widać kilka potknięć:
Cytat:
Zawsze warzyła ile może powiedzieć //zdecydowanie "ważyła"

Cytat:
Nie kojarzyłaby kiedykolwiek miała kontakt z kimś takim. //"Nie kojarzyła, by..."

Cytat:
Kiedy sprawy trochę przycichnął, znowu wróci do interesu. // "on" (co zrobił?)- przycichnął, ale "one[sprawy]" (co zrobią?) - przycichną

Cytat:
Ojcowie musieli pracować po całe dnie i noce //"całymi dniami i nocami" lub samo "całe dnie i noce", ale "po całe dnie i noce" uważam za błędne.


Później następuje walka - dynamiczna, brutalna, przejrzyście opisana. Niestety, porównując wasze statystyki dochodzę do wniosku, że a) powinieneś go pokonać dużo wcześniej, w momencie kiedy przeszliście na walkę wręcz; b) Twitch nie miał szans przeżyć tego starcia. :D
Poza tym używasz wobec niego dziwnych sformułowań typu "Upadły Anioł" etc., ale możemy zrzucić to na karb fascynacji Twojej postaci literaturą fantasy. ;) No i garść wyłapanych przeze mnie baboli:
Cytat:
Jego zaniedbanie było całkowitym zaprzeczeniem krótko ściętego i schludnego olbrzyma. //Może nie jest to błąd sensu stricto, ale określenie czyjegoś wyglądu po ciężkim wpierniku "zaniedbaniem" to lekkie nadużycie. xD

Cytat:
Był szybki, ale wątpiłby dał radę wymienić magazynki, zanim przeciwnik znowu zamachnął się batem. //To samo co wyżej: "wątpił, by dał radę..."

Cytat:
Teraz wyglądał niczym mityczny pół-bóg. //bez myślnika - "półbóg"


Krótkie podsumowanie: długo czekałem na Twoją pierwszą walkę, po przeczytaniu karty postaci byłem przekonany, że jesteś obiecującym graczem i widzę, że się nie pomyliłem. Widać wyraźnie, że pisanie sprawia Ci przyjemność, a przynajmniej daje satysfakcję. Dlatego momentami niepotrzebnie rozpisujesz się nad rzeczami niezbyt istotnymi (vide "nagijski deszcz"). Mimo to masz niezły warsztat i potrafisz pisać zajmująco. Zgrabnie wyszły Ci przeskoki narracyjne, walka bohaterów też dostarczyła odpowiednich emocji. Jak na taką objętośc tekstu błędów było w sumie niewiele (tych ortograficznych, bo z interpunkcją jest trochę gorzej, zwłaszcza przecinki przed "że").

Początkowo chciałem dać 8, ale ostatecznie będzie 7,5, żebyś miał do czgo dążyć. ;)


"Nobody calls me a chicken!"
----------------------------------
Here they come to snuff the Rooster.
You know he ain't gonna die!
   
Profil PW Email
 
 
»Insoolent   #4 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

Wstęp ciut za długi i monotonny. Poza tym, jak już używasz takiego ładnego języka w narracji, to trochę odrzuciło mnie w ostatnim zdaniu: "Gdyby przestało tylko lać.". "padać" byłoby chyba bardziej adekwatne.
Przecinki przed "który" !!!!! Podstawa, której uczą już w podstawówce ! "Ulica przy której znajdowała się kawiarnia była kiedyś taka spokojna." Wersja poprawna: "Ulica, przy której znajdowała się kawiarnia, była kiedyś taka spokojna" ;) Czytając pracę dalej, nie tylko w takich momentach masz problem z przecinkami (bądź po prostu o nich zapominasz). Polecam następnym razem dokładne sprawdzenie tekstu przed oddaniem. O wiele przyjemniej czyta się pracę poprawną stylistycznie, interpunkcyjnie itd. Czuję wtedy, jakbym czytała fragment książki, a nie wiadomość wklejoną w okienku gg ;) Inne błędy wytknął Ci już Rooster.
Nie wiem dlaczego, ale zmiana narracji u Ciebie jest jakaś bardzo pokręcona. Najpierw chyba opisujesz sytuację, pogodę w 3os. Narrator jest wszechwiedzący itd. Później narracja następuje z punktu widzenia barmana, potem zmieniasz ją, opisując wydarzenia widziane przez Twoją postać. Następnie znowu widzimy to, co widzi Mia. Wybacz, ale w Twoim wypadku jakoś narracja zmienna Ci nie wychodzi... Radziłabym zaniechać tego zabiegu na przyszłość.
Przyznam szczerze, że przez pół Twojej pracy nieźle się wynudziłam. Całe szczęście później sytuacja się poprawia i zaczynasz w końcu zaciekawiać czytelnika. Walka ładnie opisana, konkretnie, szczegółowo. Dopiero w tej części pobudziłeś moją wyobraźnię. Jak to się mówi: "lepiej późno niż wcale" xD Wprowadzenie trochę bym zmieniła, wycięłabym wstawki kompletnie niezwiązane z fabułą, czy samym starciem (jak np. roztkliwianie się, czemu rysował sobie taką postać w szkicowniku, a nie inną). Tego typu fragmenty niepotrzebnie przedłużają tekst i odciągają czytelnika od właściwego biegu akcji, co w konsekwencji powoduje znudzenie.
Podsumowując, tragicznie nie jest, do wspaniałości też wiele brakuje. Pierwsza Twoja walka, także jestem pewna, że spokojnie wyrobisz sobie swój sposób pisania (myślę tu o narracji :P ). Warsztat posiadasz, trzeba go tylko oszlifować ;)

Ocena: 5,5


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #5 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

mablung – Już po pierwszym akapicie miałem ochotę przeskoczyć do zakończenia. Twój styl, mimo że dość poprawny (pomijając kill-zony, warzywa i inne bzdury), wywołuje niemiłosierne wrażenie dłużyzny. Okolicę i pogodę można oczywiście nakreślać nawet dłużej i zaskarbić sobie przy tym zainteresowanie czytelnika. Jeżeli jednak monotonnie tłuczesz opis monotonnie padającego deszczu i równie monotonnie przewijających się ludzi, każde kolejne zdanie przymyka oczy. Takie to właśnie... monotonne.
O rzeczach nudnych trzeba pisać szczególnie ciekawie – polecam wstępy z większości opowiadań Jacka Piekary.
Zaskarbiłeś sobie trochę więcej mojej uwagi, kiedy wreszcie wprowadziłeś swojego bohatera. Od razu skojarzył mi się z gejem-zabójcą występującym w filmie Mechanik (nie tym z Bale'm, tylko ze Stathamem). W pewnym momencie zacząłem już nawet uważać, że tekst wychodzi na prostą, ale szybko wyprowadziłeś mnie z błędu, rozwlekając wydarzenia z jakiejś książki. Zapęd iście beletrystyczny, ale dygresje bez znaczenia dla fabuły mnie nie kręcą. Ajm sory, mister kilzon
Kolejny punkt, Mia. Wesołe jest życie zakręconego, podwójnego agenta (2xmablung tytułem, 0,5xmablung ciałem). Przedstawiłeś jej poczynania z odrobinę żywszej perspektywy, zwłaszcza element śledzenia. Umiejętnie zbudowałeś wtedy odpowiedni nastrój. A zresztą...
Czytanie i analiza pracy zajęły mi tak długo, że nie mam teraz ochoty rozpisywać się z oceną. Przejdę więc do meritum, czyli do walki. Tu na szczęście mam łatwe zadanie.
Rooster napisał/a:
Później następuje walka - dynamiczna, brutalna, przejrzyście opisana. Niestety, porównując wasze statystyki dochodzę do wniosku, że a) powinieneś go pokonać dużo wcześniej, w momencie kiedy przeszliście na walkę wręcz; b) Twitch nie miał szans przeżyć tego starcia. :D
Poza tym używasz wobec niego dziwnych sformułowań typu "Upadły Anioł" etc., ale możemy zrzucić to na karb fascynacji Twojej postaci literaturą fantasy. ;) No i garść wyłapanych przeze mnie baboli

Podpisuję się pod tym ja, Lorgan Gravier, kat i sędzia z Tenchi.

Nie dziwię się ocenie Roostera, bo sam wystawiłbym Ci siódemkę, gdybym się tak piekielnie nie wynudził. Podążasz jak dla mnie zbyt okrężnymi ścieżkami. Za bardzo omijasz sedno wpisu, rozwodząc się nad nieistotnymi pierdołami. Nie jest to wada w obiektywnym sensie, tylko pewien rys pisarstwa, którego nie lubię. Talent zdecydowanie masz. Obyś rozwinął go w bardziej egalitarnym kierunku ;)

Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na mablunga.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Coyote   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 34
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

mablung: Trudno nie zgodzić się z Insoolent, mieszasz narracje i piszesz za bardzo monotonnie. Błędów nie było aż tak strasznie dużo , ale rzeczywiście trochę przeszkadzały (np. warzyła). Nie spodobała mi się jakoś wymyślona przez ciebie przygoda i to nie dlatego, że była źle wykonana, tylko dlatego, że była mało specjalna i agentowa :P Nie wiem jak inaczej to napisać , wybacz :P
Mordobicie z Twitchem było nieźle oceniane przez pozostałych sędziów , ale ja muszę je trochę jednak zjechać ..
Co zakłuło mnie najbardziej, to za dużo czajenia się. Ja lubię konfrontacje otwarte i takie na full power :D Ty dałeś coś na pograniczu skradanki, strzelaniny i pojedynku rycerzy.

mablung: 6/10

Nie miej mi tylko za złe tej oceny :P


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


mablung - 25,5 pkt.

Twitch - 0 pkt.

Zwycięzcą został mablung!!!

Punktacja:

mablung +30 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Twitch -15
Rooster +5
Insoolent +5
Lorgan +5
Coyote +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0.1 sekundy. Zapytań do SQL: 14