Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Lokacja] Angvin
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 11-05-2010, 22:43

1 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa
Cytuj

Autor: Insoolent

Wiedziałem, że podróż po dystrykcie Lemuria w celu poszukiwań jakiejś przygody zakończy się fiaskiem. Chociaż już samo to, że przebywałem piąty dzień z dala od cywilizacji, było przygodą. Bardziej znużony niż zmęczony maszerowałem przed siebie. Patrząc na mapę, wywnioskowałem, że jestem mniej więcej dwa dni drogi od najbliższej wioski. Teraz liczyłem już tylko na to, żeby nie zabrakło mi wody. Bez jedzenia można przeżyć dosyć długo, jednak przezroczysty płyn jest dla człowieka niezbędny. Po paru godzinach nudnej drogi ujrzałem w oddali rysujące się dachy drewnianych domów. Zerknąłem na mapę, jednak coś się nie zgadzało. Wioska, która powoli wyrastała przede mną, nie była tą zaznaczoną na papierze. Wywnioskowałem, że dokument musi być przestarzały. Spojrzałem na datę wydruku – była tegoroczna. Machnąłem ręką, uznając nieoznakowanie małej osady za zwykłe niedopatrzenie wytwórcy i podążyłem w stronę drewnianych chałup.
Wszedłem, jak się domyśliłem, na główną drogę prowadzącą przez całą wioskę. Ku mojemu zdziwieniu była całkiem pusta. Kroczyłem dalej przed siebie. Patrząc na spróchniałe drewno, z których były zrobione domy, zrozumiałem, że zostały dawno opuszczone. Nic dziwnego, że nie zaznaczono mieściny na mapie. Nie było takiej potrzeby. Postanowiłem przespacerować się po okolicy. Zazwyczaj w takich miejscach można liczyć na jakieś resztki zaopatrzenia, w tym może i wody. Po zwiedzeniu kilku opustoszałych domostw wyszedłem na skraj wioski. Niedaleko stał mały drewniany kościółek. Z przodu budynku była spiczasta wieża zwieńczona krzyżem z ostro zakończonymi ramionami - symbolem Lumena. Trochę z tyłu wystawała kolejna wieżyczka, najprawdopodobniej dzwonnica. W ścianie naw bocznych wmontowano okna w kształcie łuku. Ogrodzenie wokół budyneczku również było całe zrobione z drewna. Obok kościoła mieścił się mały cmentarz. Dziwnie wyglądały tylko drzewa rosnące dookoła. Uschnięte i powyginane w najróżniejsze strony, chcąc nie chcąc budziły niepokój. Zaczynało się ściemniać. Uznałem, że świątynia Lumena, to bezpieczne miejsce na nocleg. Wszedłem więc do środka. Wnętrze nie było urzekające. Brak przepychu, bogatych zdobień i wszelkich innych urozmaiceń typowych dla babilońskich kościołów. Dziurawy w paru miejscach sufit już pewnie od lat czekał, aż ktoś się nim zaopiekuje. Najwidoczniej nie było wielu chętnych. Na środku nawy głównej stał ołtarz, a za nim wisiał drzeworyt przedstawiający Lumena. Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał chrapliwy, odrobinę piskliwy głos.
- Czego tu szukasz, synu? - Natychmiast odwróciłem głowę. W wejściu do kościoła ujrzałem starszego mężczyznę. Zgarbiony i pomarszczony. Wzrok rozjeżdżał mu się w obie strony, nie wiedziałem więc czy patrzy na mnie, czy też nie. Ruszał się jednak jak niejeden czterdziestolatek.
- Zbłądziłem. Gdzie jestem? Nie ma tu żywej duszy! – opowiedziałem.
– Zapewniam cię, chłopcze, że znalazłbym tutaj trochę zagubionych dusz – rzekł z delikatnym uśmiechem. - Chodź, pewnie zgłodniałeś. Nakarmię cię – dodał.


Człowiek, który mnie ugościł, okazał się być babilońskim księdzem. Ojciec Joseph, misjonarz – tak brzmiało jego imię. Wyjaśnił mi, że dawno temu Episkopat Babilonu wysłał go na misję do Khazaru – kraju, w którym jeszcze nie przyjęto wiary w najpotężniejszego Lumena. Ludność wyniosła się z wioski, kiedy wybuchła jakaś miejscowa zaraza. Jeden z mieszkańców, zainfekowany chorobą, nie był w stanie podróżować, a Ojciec Joseph nie miał serca zostawiać go samego. Zarażony mężczyzna umarł po czterech latach, natomiast ksiądz był już za stary na długą wyprawę do większego miasta i tak został ostatnim mieszkańcem Angvin.
Nie wiedząc czemu, czułem nieustający niepokój. Wewnętrzny rozkaz ucieczki, jednak nie posłuchałem. Przedziwne oczy starca świdrowały mnie co jakiś czas w przerażający sposób.


W nocy obudził mnie straszny krzyk. Jak się po chwili okazało – mój krzyk. Starzec z wywalonym na wierzch jęzorem przypalał mi stopy. Spróbowałem się ruszyć, ale ręce i nogi miałem skutecznie do czegoś przywiązane. Lecz potem nastąpiło coś stokroć gorszego. Zwariowany mężczyzna sięgnął po kocioł z wrzącym olejem i wylał mi go na klatkę piersiową. Ogrom przytłaczającego bólu pozbawił mnie przytomności…


***

Nie wiadomo gdzie dokładnie mieści się zacofana wioska Angvin. Nie oznakowano jej dotąd na żadnej mapie. Z wiadomości przekazywanych sobie z ust do ust wynika, że jedynym mieszkańcem miasteczka był niejaki Ojciec Joseph – człowiek, który z powodu długiego odizolowania od ludzi, stracił zdrowie psychiczne. Podobno każdy, kto zawitał do małego kościółka, w którym urzędował starzec, doświadczał okrutnych tortur i był świadkiem przyzywania złych mocy.
Mówi się czasem, że pewien zealota podróżujący przez Khazar zdołał zabić szaleńca. Jednak to tylko domysły, gdyż w Angvin wciąż giną ludzie... Czyżby przeklęte miejsce nawiedzało jeszcze jakieś zło?


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Sepphire   #2 
Zealota


Poziom: Keihai
Posty: 11
Wiek: 34
Dołączył: 30 Kwi 2011
Skąd: Gliwice
Cytuj


Tym razem moi zwierzchnicy wysłali mnie do Khazaru, pogańskiego państwa, w którym do tej pory nie udało się wprowadzić wiary w najpotężniejszego Lumena. I właśnie ten problem musiałem rozwiązać jak najszybciej. W zalakowanej kopercie, którą otrzymałem były wszystkie informacje dotyczące mojej obecnej misji.
W Angvin miejscu, które nie jest oznaczone nawet na miejscowych mapach znajduje się święty przybytek naszego Boga. Powinien w nim mieszkać misjonarz imieniem Joseph, który prowadzi samotnie misję na tym trudnym terenie. Ostatnio nasi informatorzy donoszą o plotkach, dotyczących okultystycznych obrzędów, tortur i innych niegodnych wyznawców Lumena czynów. Nie wiadomo, ile w tym prawdy jednak należy przypatrzeć się całej sprawie i oczyścić dobre imię naszego kościoła. Pozwalam na zastosowanie dowolnych środków dla osiągnięcia celu. Współrzędne położenia wioski są podane poniże.
Ku chwale Lumena.
Po przeczytaniu i zapamiętaniu przeze mnie treści zadania notatka razem z kopertą spłonęła. Zapewne została opatrzona jakimś magicznym zaklęciem mającym na celu zabezpieczenie tych informacji przed dostaniem się w niepowołane ręce. Widocznie moi zwierzchnicy nie chcieli, aby cel mojej misji był powszechnie znany. Rozpocząłem pakowanie się do swojej kolejnej podróży za granicę pakując najpotrzebniejsze ubrania, przenośną szczoteczkę do zębów i resztę przyborów toaletowych, kilka środków medycznych oraz przypinając do pasa swoje cztery pistolety. Nie brałem w takie podróże zbyt wielu rzeczy, ponieważ często w tajnych misjach musiał porzucić cały swój dobytek w trakcie ucieczki. Nie marnując czasu udałem się na lotnisko w centrum kraju.
Podróż do Khazaru, chyba najbardziej tajemniczego ze wszystkich państw, przebiegła bez problemów. Po wyjściu z lotniska postanowiłem poszukać transportu, którym można było się dostać do opuszczonej osady. Przy okazji mogłem się dowiedzieć co myślą miejscowi o Angvin i okolicznym przybytku Lumena. Chwilę potem doszedłem do wąskiej uliczki, w której zobaczyłem grupę dzieci w moim wieku, obdarte i szukające jedzenia w śmietniku z pobliskiej restauracji. Uznałem ich za dobrych informatorów, gdyż tacy zwykle znają plotki i miejscowe przesądy, a przecież o nie chodziło w tej sprawie. Byłem przygotowany na oczernianie przybytku bożego w Angvin, ale ni spodziewałem się, aż tak złej opinii tego miejsca.
- Cześć chłopaki . Macie tutaj trochę drobnych na obiad. Nie powinniście grzebać w śmieciach, bo możecie złapać jakąś chorobę. – powiedziałem i rzuciłem sierotom parę monet. – Mam jenak do was parę pytań mam nadzieję, że mi na nie odpowiecie.
Dzieci łapczywie podniosły pieniądze ze zdziwieniem na twarzy, tak jakbym miał je zaraz zabrać lub zacząć je bić i znęcać nad nimi. Potem najwyższy z nich, prawdopodobnie przywódca całej tej grupy postanowił odwdzięczyć się za mój dar i zacząć rozmowę ze mną.
- Słuchamy Cie? Postaramy się na nie opowiedzieć. I dziękujemy za pieniądze.
- Wszystko co wiecie o wiosce Angvin. Kto tam mieszka, jak się tam dostać i w szczególności miejscowe plotki.
- Angvin jest położone na południe stąd. Kiedyś była to dosyć zaludniona wioska jednak od paru lat, od czasu zarazy nikt tam nie żyje. Wszyscy uciekli jak tylko się zaczęła. Ponieważ wioska jest opuszczona nie kursuje tam, żaden środek lokomocji. Jedyną metodą podróży jest droga piesza głównym traktem. To dwa dni drogi stąd. Tyle jeżeli chodzi o fakty. Słyszałem jednak plotki od osoby chcące wierzyć w Lumena, a potem składa ich w krwawej ofierze. Podobno wiele osób w Babilonie tak robi. To chyba wszystko. Czy chcesz wiedzieć coś jeszcze panie?
-Nie to wszystko. Uwierz mi, że w Babilonie nie praktykuje się takich niecnych czynów. Możecie odejść, bardzo mi pomogliście.
Po tych słowach skinąłem dzieciakom rękom na znak, że mogą odejść. Zaniepokoiła mnie trochę informacja dotycząca konieczności pieszego podróżowania do miejsca mojej misji. Nie dlatego oczywiście, że jestem słaby i mógłbym się łatwo zmęczyć, ale taka podróż z pewnością z marnotrawi wiele mojego cennego czasu. Same przygotowania potrwają pół dnia jeżeli planowałem się przeprawić przez opuszczoną dżunglę.
Udałem się na tutejszy bazar, gdzie planowałem kupić cały niezbędny prowiant oraz przyrządy potrzebne do tej długiej wędrówki. Jak się okazało bazar w tym mięście był o wiele większy i ruchliwy niż w moim rodzinnym Babilonie. W takich warunkach kradzież kieszonkowa nie wydawała się zbyt dużym wyzwaniem, dlatego musiałem wyjątkowo często sięgać w stronę kieszeni i wymacywać portfel, aby sprawdzić, że jest na swoim miejscu. Kupcy krzyczeli reklamy swoich towarów, o ich atrakcyjnych cenach, niezwykłej przydatności czy porażającej wytrzymałości na wszelakie warunki. Takie stragany ominąłem najszybciej jak się dało, gdyż wiedziałem, że tutaj nie kupię tego co jest mi potrzebne. Najpierw postanowiłem zaopatrzyć się w linę, gdyż moja dawna mistrzyni, wiedźma-złodziejka, zawsze powtarzała, że na jakiekolwiek wyprawy nie należy wychodzić bez liny. W dżungli parę metrów tego tworzywa z pewnością okazałoby się nieocenioną wartością. Szybko udało mi się znaleźć stoisko z tego typu wyposażeniem, nawet kilka takich straganów, gdyż widocznie wielu ludzi przebywających tutaj zapuszczało się na eskapady do dziewiczej dżungli i interes tymi towarami okazywały się niezwykle opłacalne. Na rozłożonej, białej płachcie leżały różnorakie przedmioty poczynając od moich upragnionych lin przez scyzoryki, zestawy do gotowania w podróży, aż do menażek. ‘Właśnie zapomniałem menażki zabrać ze sobą’ przypomniałem sobie, gdy pojawił się wzrokowy impuls i zakupiłem ten przedmiot razem z dziesięciometrową liną. Ogólnie nie było to zbyt drogie. Następnie na podobnym do pierwszego stoiska kupiłem wodę, którą przelałem do menażek i parę kawałków suchego mięsa. To ostatnie wydawało mi się genialnym pomysłem na podróż i podziwiałem osobę, która wymyśliła ten patent. Potrawa była lekka, zajmowała niewiele miejsca, wolno się psuła, a mimo to ilość jej składników odżywczych była doskonała. Idealny posiłek dla każdego podróżnika. Szkoda, że nikt jeszcze nie wymyślił czegoś podobnego z wodą, gdyż to zwykle z nią były największe problemy w trakcje długiej podróży.
Po spakowaniu niezbędnego prowiantu przywołałem w swojej pamięci mapę okolicy i miejsce, do którego muszę się dostać jak najszybciej. Co prawda powoli zmierzchało, ale postanowiłem nie marnować więcej czasu i jak najszybciej dostać się do przybytku Lumena. Wyszedłem z miasta południowymi wrotami kierując się w tamtym kierunku. Według moich przybliżonych obliczeń jeżeli będę spał po 4 godziny dziennie powinienem dotrzeć do opuszczonej wioski rano za trzy dni.
Wędrowałem więc po obcym państwie drogą, którą wcześniej sobie wytyczyłem. Prowiant, który zakupiłem szybko znikał szczególnie woda. Na moje szczęście w trakcie podróży, drugiego dnia znalazłem małe źródełko, które pozwoliło mi odnowić moje zapasy wody. Spałem w prowizorycznie złożonych szałasach, ponieważ pogoda była wspaniała i nie miałem potrzeba zabezpieczania się przed ewentualnymi opadami atmosferycznymi. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że im dalej podróżowałem tym mniej osób mogłem spotkać na drodze. Powinni przechodzić tutaj chociażby kupcy, przecież niedaleko stąd jest jedno z głównych miast Khazaru, a ta droga stanowiła najlepsze logistyczne połączenie pomiędzy stolicą, a miastem, do którego przyleciałem. Więc, albo ludzie boją się tej trasy i starają się ją omijać, albo coś lub ktoś nie pozwala przejść im w jednym kawałku. Coraz więcej niewiadomych pojawiało się w moim umyśle, a jeszcze nie dotarłem do Angvin.
Na szczęście moja podróż do tego miasta nie ujawniła mi żadnej bolesnej odpowiedzi na temat wyludnienia tego szlaku. Dotarłem do wioski, w której musiałem odkryć tajemnicę tajemniczych plotek, które źle wpływały nie tylko na opinię tego miejsca, ale również całego kościoła babilońskiego. Ku mojemu zdziwieniu oprócz mnie w wiosce musieli znajdować się jeszcze jacyś kupcy, ponieważ zauważyłem wóz wypchany cennymi towarami. Postanowiłem jednak najpierw porozmawiać z właścicielem tego dobytku, gdyż on zapewne najwięcej mógł wiedzieć o dziwnych plotkach. Udałem się więc do górującego nad miastem przybytku bożego. Po drodze mijałem opuszczone drewniane domy. Wiele znaków świadczyło o tym, że nikt od wielu lat tutaj nie mieszka.
Kościół był naprawdę cennym dziełem nie tylko duchownym, ale również architektonicznym. Wybudowany z jasnego oheblowanego drewna, z wieżą kościelną i wspaniałym przykościelnym cmentarzem wyglądał naprawdę interesująco. Architekt naprawdę wykonał kawał solidnej roboty przy tym kościele. Zapukałem dwukrotnie w mosiężną kołatkę przy drzwiach czekając na zaproszenie do środka. Po krótkiej chwili otworzył mi przewodniczący misji w Khazarze. Był to starszy pan z lekkim uśmiechem na ustach i zabawną okrągłą łysiną na czubku głowy.
- Witaj zagubiona dusza w przybytku Lumena – zwrócił się widocznie w moją stronę – wejdź i odpocznij. Dam ci też trochę do jedzenia. Na pewno zgłodniałeś w pobliżu nie ma żadnej innej miejscowości. A i nie jesteś sam. Dziś będą z nami jeszcze kupcy z pobliskiej wioski. Razem ze mną i z tobą będzie nas ośmioro. To naprawdę niezwykłe jak na tą okolicę.
- Dziękuję Ci panie – zwróciłem się do niego uprzejmie – Cieszę się, że będę miał gdzie spać tej nocy. Czy mógłbym zostać tu trochę dłużej, odpocząć i uzupełnić zapasy.
- Porozmawiamy o tym później, a teraz chodź do środka przygotuję Ci posiłek i poznasz resztę gości.
Zanim zdołałem wejść zostałem wepchnięty do środka. Nie żebym nie ufał ludziom, czy nie wierzył w gościnę nieznajomych, ale kto do diabła z otwartymi rękami przyjmuje dziesięcioletnie dziecko do siebie z otwartymi rękami i nawet nie pyta! No dobra trzeba będzie się bliżej przyjrzeć temu duchownemu.
Misjonarz niezwykle szybkim krokiem jak na swój wiek zaprowadził mnie do jadalni, gdzie czekała na mnie reszta gości. Sala była niewielka, ale schludna i urządzona z gustem. Mahoniowe meble idealnie komponowały się z resztą sali. Biały obrus przykrywał wielki stół, na którym ustawione były świeże kwiaty oraz wielki kocioł z czymś bulgoczącym. Z tej potrawy zdołałem zidentyfikować fasolę oraz kawałki kiełbasy. Mimo dziwnych składników potrawa wydawała się jadalna i wyjątkowo smaczna.
Przy stole siedziała pozostała szóstka gości. Starszy jegomość w złotym łańcuchu i bufiastych rękawach wydawał się być pracodawcą pozostałych wizytatorów. Zapewne był szefem tej karawany kupieckiej. Obok niego siedział mężczyzna w wieku około piętnastu lat i dziewczynka w moim wieku – zapewne dzieci tego kupca. Sprawiały wrażenie niezwykle rozkapryszonych, gdy patrzały na swoje talerze i leniwie rozpryskiwały dar boży, potrawę, którą przygotował ojciec Joseph. Pozostała trójka mężczyzn była wysoka i umięśniona. Przy sobie mieli broń począwszy od mieczy i sztyletów, kończąc na pistoletach i prostych granatach pieprzowych. Prawdopodobnie bogaty kupiec postanowił zatrudnić ochroniarzy na czas tak niebezpiecznej podróży, a oni wyglądali na takich, którzy potrafili zapewnić komuś spokój. Usiadłem na jednym z dwóch wolnych krzeseł obok jednego z drabów.
- Nazywam się Mashimoto Hitori – przedstawiłem się wymyślając swoje imię – Miło mi was poznać.
- Jestem kupcem z niedalekiej wioski – poinformował mnie wedle moich oczekiwań najbogatszy z gości – Miran. Obok mnie siedzą moje pociechy Maya i Sylvik. A dalej masz moich ochroniarzy, Juri, Morwen i Kirej, którym rozkazałem moją ochronę słysząc parę fałszywych plotek na temat tego miejsca.
- Ja się nazywam ksiądz Joseph – powiedział mężczyzna która otworzył mi drzwi kościoła, nalewając mi tej dziwnej potrawy. Następnie położył ją przede mną i dodał – Przepraszam, ale powiedz nam dlaczego ktoś taki młody jak ty podróżuje przez te niebezpieczne tereny.
Pytanie to rozwiało moje przypuszczenia o szaleństwie księdza, które mogła spowodować samotność w takim miejscu. Oczywiście cały czas postanowiłem być gotowy do działania. Obserwowałem jak jeden z ochroniarzy próbuje zupę. Nic mu się nie stało więc nie była prawdopodobnie zatruta. Być może jestem zbyt przeczulony na niebezpieczne sprawy i liczę, że każdy tylko pragnie mojej śmierci. W sumie zwykle pragnęli mojej śmierci, ale tym razem wszystko wskazywało na to, że informacje o straszliwych wydarzeniach w tym miejscu to tylko plotki i wystarczyło odkryć, kto je rozprzestrzenia.
- Mój ojciec zmarł parę dni temu – odpowiedziałem na wcześniejsze pytanie mojego dobrodzieja. – Postanowiłem więc wyruszyć do dalszego miasta, aby spotkać się z moją ciotką. Nie chciałem trafić do sierocińca, a ona z pewnością, by się mną zajęła. – kłamstwo wydawało się prawdopodobne, mimo że przed chwilą wymyślone, a pozostali wyglądali jakby wierzyli. – Przepraszam Miran o jakich plotkach dotyczących tego miejsca wspominałeś.
Cieszyłem się okropnie, że nie muszę rozpoczynać tego drażliwego tematu, który mógłby rzucić podejrzenia na temat mojego prawdziwego celu. Z doświadczenia wiedziałem, że im mniej wiedzieli o mnie ludzie tym lepiej dla mnie.
- Podobno duchy mieszkańców nawiedzają ten teren i zabijają ludzi – rzucił jakby od niechcenia kupiec – wygląda to jednak tylko na zwykłe plotki. Widocznie miejscowi ochroniarze, jak Ci koło mnie rozpuścili te plotki, aby zarobić na przeprowadzaniu takich durnych kupców jak ja za grube pieniądze. Już prawie dotarliśmy do celu, nic się nie wydarzyło i przy tych świadkach informuję was właśnie, że dostaniecie tylko pięć procent tego co wam obiecałem za podróż. Nic się nie stało nic nie zrobiliście więc i tak się cieszcie.
Po tych jakże niesprawiedliwych słowach atmosfera w jadalni zrobiła się dużo cięższa. Na początku oszołomieni ochroniarze zdawali się uznać słowa ich pracodawcy wyłącznie za śmieszny żart jednak po chwili uświadomili sobie jak oszukał ich ten człowiek. Jeden z nich wbił widelec w stół, przerwał jedzenie, wziął za kołnierz swojego byłego pracodawcę i krzyknął kończąc żucie resztek posiłku.
- CO, K****. Prędzej mnie zakopią martwego niż zgodzę się, że taki buc jak ty mnie wykorzysta. Słuchaj dasz nam to co obiecałeś, albo po poderżnięciu Ci gardła wytrzepię Ci te pieniądze z twojego grubego dupska!!
- Ty mi grozisz! Wiesz chyba co może stać się z kimś, kto zabije członka gildii kupieckiej – powiedział Miran – Jeżeli mnie zabijesz zginiesz ty i reszta twojej rodziny, która została w mieście. Jeżeli nie wrócę zginą wszyscy i nigdzie nie uciekniecie.
- Ty kupa krowiego łajna. I tak się z tobą porachuję. Księże Joseph Idziemy się przejść po okolicy, może ksiądz przemówi mu do rozumu.
Po tych słowach machnął na swoich trzech towarzyszy i razem wyszli z jadalni. Trochę się uspokoiło. Ksiądz nie miał widocznie zamiaru mieszać się w te niebezpieczne sprawy, wolał trzymać język za zębami. Jeżeli chodzi o to sprawę ja również nie pragnąłem nic wnosić wolałem jednak poznać więcej szczegółów dotyczących mej misji więc ponownie skierowałem tok rozmowy na mój problem.
- A wracając do tych duchów. Bo jak każdy dziesięciolatek lubię duchy. Czy widziałeś je może kiedyś tutaj księże! I kto je widział, kto rozprzestrzeniał te plotki!
-Nie mam zielonego pojęcia skąd te plotki o duszach lecz z pewnością żadnej tutaj nigdy niebyło. – powiedział ksiądz – Być może zagorzali Khazaryjczycy rozprzestrzenili te plotki, aby powstrzymać rosnącą sławę Lumena. Nie wiedzą, że to niemożliwe.
- A czemu miasto jest puste? Naprawdę wygląda jak miasto duchów z książek. – postanowiłem drążyć temat.
- Kiedyś wybuchła tu zaraza i ludzie uciekli stąd obawiając się jej. Ja postanowiłem zostać i zaopiekować się jednym z ludzi, którzy zachorowali. Naprawdę zżyłem się z każdym obywatelem tutaj. Jednak choroba okazała się od niego silniejsza i wkrótce umarł, a ja byłem już za stary, żeby opuszczać wioskę. Chociaż teraz jak o tym pomyślę. Kiedyś był tu Khazarczyk, który kazał mi zamknąć kościół. Był stanowczo wrogi wierze w Lumena i nie chciał misji w jego państwie. Groził mi, że nie pozwoli na istnienie tego miejsca . Nazywał się Midoriko jak dobrze pamiętam. Nie wierzyłem jednak, że będzie tak straszne plotki rozprzestrzeniał.
Czyli tak jak myślałem to wszystko były plotki, a moim zadaniem było odnalezienie osoby odpowiedzialnej za ten czyn. Cóż najlepiej było zacząć od tego Midoriko, jednak nie miałem pojęcia jak go znaleźć. Mimo moich pytań ksiądz Joseph nie mógł zbyt wiele mi o nim powiedzieć. Postanowiłem odpocząć tutaj noc, może dwa i ruszyć z powrotem do cywilizacji szukać tego niebezpiecznego dla mojej wiary mężczyzny. Ponieważ było jeszcze jasno postanowiłem rozejrzeć się po okolicy. Spacer po tym miejscu był naprawdę wspaniały. Cisza, delikatny szum drzew, piękna drewniana architektura. Położyłem się na trawie i podziwiałem ruchy liści. Coś w nich mówiło mi jednak, że coś w tym miejscu nie jest takie jak powinno być, że coś ważnego nie wziąłem pod uwagę. Nie domyśliłem się jednak czego, bo szybko zasnąłem.
Gdy się obudziłem było już ciemno. Słońce dawno zaszło i trzeba było wrócić się do kościoła, aby ksiądz Joseph się o mnie nie martwił, ani nie zamknął mi przed nosem furtki kościoła. Na szczęście nie było to problem, nie spał jeszcze i zaprowadził mnie do jednego z wielu pokoi w przybytku bożym. Przygotował mi pościel, porozmawiał ze mną o bogu, o którym wiedziałem wszystko, ale nie chciałem tego ujawniać, następnie zgasił światło i życzył mi miłych snów. Pomyślałem sobie, że to naprawdę szkoda, że ktoś oczernia imię tego kapłana. Był naprawdę dobrym misjonarzem i z pewnością, gdyby nie te plotki pozyskałby wielu wiernych na terenie Khazaru.
****
Rano obudził mnie krzyk małej dziewczynki, zapewne Mayi. Zerwałem się czym prędzej z łóżka i w pidżamie pobiegłem ile sił w nogach do pokoju, z którego dochodził krzyk. Nacisnąłem klamkę i to co zobaczyłem przekonało mnie, że nie opuszczę tak szybko jak chciałem tego miejsca. Do łóżka przywiązany był właściciel karawany kupieckiej. Usta miał zakneblowane, a kończyny przywiązane do krawędzi łóżka. Na szyi było widać szkarłatną ciecz, już zakrzepłą. Nawet nie myślałem o ratowaniu tego człowieka, ponieważ śmierć już dawno go zabrała. Pokój świeć jego duszy. Łatwo można było dojść do wniosku, że przed śmiercią był torturowany. Inaczej nie miałoby sensu przywiązywanie i zakneblowanie Mirana. Dziewczynka była wyraźnie przerażona.
- Juri naprawdę poderżnął nożem gardło mego taty – powiedziała przez łzy.
Faktycznie przypomniałem sobie wczorajszą rozmowę. O groźbach skierowanych w stronę kupca, który nie chciał zapłacić za podróż jego i reszty ochroniarzy, o tym co powiedział kupiec, że to oni rozprowadzają straszne plotki o tym miejscu. Teraz najbardziej prawdopodobne było, że sprawcą śmierci niewinnego człowieka i fałszywych pomówień o bożym przybytku był Juri i jego przyjaciele. Musiałem szybko działać, jeżeli to oni popełnili przestępstwo na pewno są już daleko stąd,
Jak się jednak wkrótce okazało nie byli wcale tak daleko jak myślałem. Weszli z zaspanym wzrokiem razem z synem kupca i ojcem Josephem do pokoju. Ojciec Joseph prawdopodobnie wracał z porannych modłów, ponieważ nie wyglądał jakby się przed chwilą obudził. Dzieciak zawył głośno widząc ciało ojca, a ochroniarza zbledli, szczególnie Juri. Widocznie domyślili się, z mojego wzroku, że są głównymi podejrzanymi.
- To nie ja go zabiłem… – powiedział Juri – Ja wiem, że mu groziłem, ale nie zabiłbym człowieka.
- Synu za zabicie człowieka na tym terenie grozi śmierć – pouczył go ojciec – Musisz nam udowodnić swoją niewinność. Wszyscy wiemy, że miałeś motyw, sposobność i możliwość zabicia. Poza tym tak jak powiedziałeś tak zrobiłeś poderżnąłeś mu gardło. Nie ja powinienem Cię osądzać, ale proszę zaczekaj tutaj skontaktuję się ze stolicą, żeby przysłali tu kogoś, aby wymierzyli sprawiedliwość.
Twarz Juriego i jego niepewne słowa, przekonywały mnie o jego niewinności. Dowody jednak świadczyły przeciwko niemu. No cóż skoro jest niewinny z jego doświadczeniem łatwo będzie to sprawdzić. A jeżeli to on zabił, to ma misję zakończoną i może wracać do swojego Babilonu. Wykorzystując swoje złodziejskie umiejętności nabyte za młodu wziąłem szybko sztylet umieszczony za pasem Juriego i przymierzyłem do rany na szyi kupca.
- Cholera pasuje … - powiedziałem nie dowierzając winie tego ochroniarza – Tak samo powygryzany to na pewno ten sztylet przeciął gardło Mirana. – Widząc podziw moich dziwnych umiejętności na twarzach zgromadzonych szybko dodałem – Nauczyłem się tego, gdy żyłem sam na ulicy uciekając przed ludźmi zbierającymi do sierocińców.
- Dajcie mi trzy dni – powiedział Juri – W tyle udowodnię, że jestem niewinny! Inaczej pozwolę sobie, aby te dzieci zemściły się na mnie i zabiły mnie za swojego ojca.
Facet wyraźnie był przestraszony i gadał od rzeczy proponując takie zbrodnie małym sierotom. Uznałem, że pomogę temu człowiekowi i przy okazji dowiem się trochę więcej o tym miejscu.
- Dobrze masz trzy dni – powiedziałem – Jednak to zły pomysł, żeby dzieci załatwiały sprawy dorosłych. Odpowiednie służby dotrą tu najwcześniej za parę dni więc masz dużo czasu, aby udowodnić swoją niewinność. Księże Josephie proszę zadzwoń po odpowiednie służby.
-Dobrze zrobię to – potwierdził ksiądz Joseph – Już idę zadzwonić.
- Dziękuję Ci! – powiedział Juri i tak zaczęły się ciężkie godziny mojego dochodzenia, które doprowadziły mnie do bardziej szokującej prawdy niż mógłbym się wtedy spodziewać.
***
Jeszcze tego samego dnia postanowiłem przesłuchać wszystkie osoby, które potencjalnie miały możliwość zauważenia sprawcy oraz przekazania mi ważnych informacji. Nie powiem, że spodziewałem się łatwiej współpracy z dorosłymi ludźmi, kiedy ja niedawno skończyłem dziesiąty rok życia. Dorośli w takich sprawach zwykle nakazują, aby dzieci trzymały się z daleka od tych spraw jednak Rozumic swoje położenie trzej ochraniarze jak również ksiądz postanowili pomóc mi w dochodzeniu na ile tylko było to możliwe. W pierwszej kolejności postanowiłem jednak jeszcze raz przyjrzeć się miejscu zbrodni.
Przyjrzałem się najpierw zamkowi, który z pewnością zostałby zamknięty przez przezornego i obawiającego się o swoje złoto i życie kupca. Żadnych śladów włamania nie zauważyłem, co jeszcze bardziej potwierdzało, że winnym jest jednak jeden z ochroniarzy. Tacy ludzie robili wszystko za drobne pieniądze, umieli kraść i używać wytrychów, aby nie pozostawić dowodów. Bez wątpienia byle człowiek z zewnątrz nie potrafiłby się tak umiejętnie włamać. Jeszcze raz postanowiłem przyjrzeć się ciału ofiary. Niewiele pchnęło mnie to naprzód jednak odkryłem sposób w jaki torturowana była ofiara. Na jej ciele znajdowało się wiele mikroskopijnych ukłuć wokół których gromadziła się czarna substancja. Była to mieszanina paru ziół występujących w lasach Khazaru powodująca poza strasznymi omami wiele fizycznego bólu. Tak więc osoba bojąca się demonów widziała ich całe stado, a poza tym czuła pieczenie krwi, a następnie ból całego układu nerwowego do którego dostawała się ta substancja. Naprawdę okropna rzecz, dobrze, że mnie do tej pory to nie spotkało. Jednak trucizna ta nie powodowała śmierci. Jej przyczyną była rana cięta w okolica krtani. I wtedy pojawił się pierwszy cień, który mógł udowodnić niewinności ochroniarza. Cięcie było poszarpane i wyjątkowo głębokie, tak jak się kroi mięso czy warzywa, ale nie zabija ludzi. Juri wyglądał na takiego, który znał przynajmniej podstawy walki i nigdy nie zrobiłby tak amatorskiej rany. Byłem jednak pewien, że to nie wystarczyłoby tutejszym władzom, by go uniewinnić. Zapewne powiedzieliby, że była noc, albo że był zdenerwowany stąd to uchybienie. Musiałem szukać więcej dowodów, ale w tym pomieszczeniu nie mogłem ich znaleźć dlatego udałem się do innych pokoi, aby przesłuchać moich świadków.
W pierwszej kolejności postanowiłem dowiedzieć się czegoś od najbardziej neutralnej osoby w tym całym zdarzeniu – księdza Josepha. Wiem, że w książkach detektywistycznych piszą, że najpierw przesłuchuje się winnego, ale jest to moim zdaniem wyłącznie fantazja autorów tego typu powieści. Jeżeli najpierw przesłuchamy pozostałych świadków obejrzymy miejsce zbrodni, będziemy mogli zadać konkretne pytania podejrzanemu zamiast błądzić i co chwilę do niego wracać. Kierując się tą zasadą udałem się do zakrystii, w której powinien przebywać ksiądz Joseph. Znalazłem go jednak w sali głównej kościoła, gdzie modlił się do ołtarza naszego Boga Lumena. Ołtarz naprawdę robił wrażenie. Był wykuty ze szczerego złota i to nie byle jak, ale dokładny styl i widoczny detal jasno mówiły, że musiał być wykonany przez mistrzów w sztuce złotniczej. Gdy mnie zobaczył podszedł do mnie z zatroskaną miną, a ja dałem mu głową znak, abyśmy usiedli na ławce.
- To była naprawdę niespokojna noc młodzieńcze – powiedział do mnie – Teraz faktycznie będą mogli rozsiewać niezbyt przyjemne plotki na temat tego miejsca. Że jest nawiedzone przez złe duchy, które zabijają ludzi i jeszcze bardziej będą unikać mej osady.
- Jestem pewien, że da się to wyjaśnić i sprawiedliwości stanie się za dość. Ale przejdźmy do rzeczy. Jak to mówią w książkach, co wiesz o wydarzeniach z wczorajszej nocy?
- Nie wiele wiem spałem wtedy w swoim pokoju w południowym skrzydle kościoła. Niestety nic nie słyszałem dopiero rano dobiegł mnie krzyk tej biednej sierotki, która straciła ojca. Bóg niech świeci nad jego duszą.
- A czy wiesz, kto oprócz Juriego mógł spowodować tą śmierć? A i czy wcześniej zdarzały się takie wypadki, takie jak mówią plotki?
- Nie to były tylko plotki jak mówiłem. Nigdy nikomu nie przytrafiło się nic złego w tym domu bożym. Myślę, że tylko Juri i jego towarzysze mogli chcieć jego śmierci. W końcu nie chciał im zapłacić jak słyszałeś przy posiłku.
- Tak, ale przecież gdyby chodziło o pieniądze wzięliby wszystko i uciekli jak najszybciej. Nie ryzykowaliby złapania.
- Być może, ale wiedz, że wtedy mielibyśmy pewność o ich winie. Być może liczą na to, że zostaną uniewinnieni dzięki złej opinii o tym miejscu. W ostateczności mogliby udawać, że zostali opętani przez duchy tego miejsca, które pchnęły ich do tego czynu. Kościół ma w sumie złą opinię i wiele osób uwierzyłoby im.
- Zgadzam się z tym. Przy okazji zadzwoniłeś już po służby Khazaru mające zająć się tą zbrodnią?
- Oczywiście zrobiłem to zaraz po wyjściu z tego pokoju. Mają przyjechać za trzy dni.
- To wszystko co chciałem wiedzieć. Dziękuję Ci bardzo za informację, a teraz gdybyś mógł się pomodlić za duszę tej nieszczęsnej duszy.
***
Następnymi osobami, które pragnąłem przesłuchać była dwójka nowo upieczonych sierot. Ponieważ cierpienie, które dotknęło je ostatniej nocy musiało być olbrzymie dla tak młodych osób, a nie widziałem potrzeby, aby przesłuchiwać je osobno postanowiłem zrobić to jednocześnie. Przynajmniej w ten sposób mogłem nieco załagodzić ból, który prawdopodobnie spowoduję w ich sercach wspominając noc śmierci ich opiekuna. Oboje znalazłem w ich wspólnym pokoju w południowym skrzydle kościoła.
- Cześć – przywitałem się kiedy bez pukania wszedłem do ich pokoju. – Chciałbym wam zadać parę pytań dotyczących ostatniej feralnej nocy.
Kiedy wszedłem do pokoju zauważyłem, że córka kupca głęboko przeżywała śmierć swojego ojca wypłakując się na kolanach swojego starszego brata. Najchętniej zostawiłbym w spokoju tą dwójkę jednak to dziewczyna pierwsza znalazła ciało i mogła mi udzielić wielu wskazówek dotyczących ostatniej zbrodni. Jej brat również mógł znać sekrety jego ojca, wiedzieć z kim w zatargu był jego ojciec i kto mógł przybyć, aż tutaj, aby zamordować Mirana. Tak czy inaczej trzeba było przesłuchać tą dwójkę sierot. Siadłem więc bez wcześniejszego pozwolenia na fotelu naprzeciwko ich, aby dokładnie przyglądać się ich reakcjom na zadane przeze mnie pytania.
- Maya ty pierwsza odnalazłaś ciało swojego ojca. Powiedz mi dokładnie co wtedy robiłaś, widziałaś, słyszałaś.
- Ja… No więc – zaczęła mówić - …To było tak…
- Ja o tym opowiem wszystkim tak jak mi opowiedziałaś – przerwał jej brat widząc przerażenie siostry, kiedy musiała jeszcze raz opowiadać o tych strasznych rzeczach – Więc moja siostra…
- Wolałbym, żeby jednak ona opowiedziała tą historię. – Tym razem ja przerwałem Sylvikowi – Ty mogłeś w swoich wspomnieniach zapomnieć wiele istotnych szczegółów. Chcę odnaleźć zabójcę waszego ojca i w zależności od tego ile będę miał informacji może zależeć skazanie za tą zbrodnię właściwego człowieka.
- Rozumiem. – zgodził się Sylvik – Dobrze opowiadaj Mayu.
-Więc około siódmej rano wstałam z łóżka. Obudziłam się i chciałam skorzystać z toalety, ale nie wiedziałam, gdzie ona jest. Poszłam więc do taty licząc na to, że mnie zaprowadzi. Wcześniej pokazywał mi, gdzie jest jego pokój więc bez problemu go znalazłam. Minęłam pokój ochroniarzy po drodze, gdzie słyszałam hałas. Nie domyślałam się jednak, że jeden z nich wrócił właśnie z krwią mojego ojca na swych rękach. Kiedy doszłam do pokoju taty drzwi były zamknięte więc zapukałem dwa razy do niego. Nie odpowiadał więc pomyślałam, że pewnie śpi. Wtedy weszłam do jego pokoju i zobaczyłam dużo krwi. Krzyknęłam ze strachu i potem ty przybiegłeś.
Dziewczynka na zakończenie swojej historii głośno załkała. Wiedziałem już wszystko co pragnąłem się od niej dowiedzieć. Chciałem jeszcze jednak zdobyć parę informacji na temat prywatnego życia Mirana, postanowiłem więc wypytać o nie starszego syna kupca.
- Dziękuję Ci za tą historię – najpierw podziękowałem całkiem rozklejonej dziewczynie. – Chciałbym jeszcze tobie Sylvik zadać parę pytań odnośnie prywatnego życia twojego ojca. Czy miał jakiś wrogów, kogoś kto zawędrowałby, aż tutaj, aby zabić Mirana i próbować w to kogoś wrobić?
Po tym pytaniu zauważyłem jedną ważną rzecz, która okazała się kluczowa w rozwiązaniu całej sprawy. Jednak z braku większej ilości dowodów musiałem szukać dalej, a o tym spostrzeżeniu powiem dopiero, gdy rozwiąże sprawę.
- Mój ojciec miał wrogów jak każdy kupiec – powiedział – Każdy nie miał nic przeciwko, żeby umarł, bo wtedy zyskałby dużą część udziałów w handlu obwoźnym. Szczególnie Hirami. Mężczyzna ten kursuje między tymi samymi miastami co my. Ostatnio groził memu ojcu, żeby się wycofał. Ale nie uważaliśmy, że to na poważnie. Kiedy usłyszał, że idziemy przez wioskę Angvin powiedział z uśmiechem na twarzy, że może nas zjedzą duchy. Tak on mógł wynająć płatnego zabójcę wiedział, gdzie idziemy. Nawet sam mógł tu przybyć.
-Mhm… Bardzo pomogliście mi w tej sprawie – podziękowałem i odeszłam do kolejnych świadków.

**
Po przesłuchaniu wszystkich świadków byłem przygotowany na to, aby przesłuchać głównych podejrzanych, ochroniarzy, którzy mieli motyw, sposobność i chęć zabójstwa. Wszyscy zgodnie z umową nie próbowali ucieczki i grzecznie czekali w swoim wspólnym pokoju w zachodniej części kościoła. Kiedy otworzyłem drzwi w jednej chwili poczułem ciężką atmosferę w otoczeniu spowodowaną zapewne strachem i niepewnością ochroniarzy. Mój widok trochę ich uspokoił, gdyż w tej chwili tylko ja mogłem pomóc im rozwikłać tą sprawę, a z ich wzroku łatwo mogłem odczytać, że chcieliby, żebym im to powiedział. Ja jednak musiałem zebrać więcej informacji, aby móc kogokolwiek oskarżyć lub uniewinnić. Wina Juriego była niemalże oczywista patrząc na wszystkie dowody, jednakże cały czas nic nie mówiło o połączeniach tej zbrodni z jego towarzyszami. Trzeba było dowiedzieć się czy brali w tym udział. Poza tym jeżeli faktycznie rozsiewali fałszywe plotki o tym miejscu musiałem się dowiedzieć jak wielu ludzi jest w to zaangażowane i pozbyć się ich.
Skinąłem im głową na przywitanie i zająłem miejsce na wolnym tapczanie. Popatrzyłem na nich ich czerwone oczy pokazywały, że ciśnienie w ich naczyniach krwionośnych osiąga od dłuższego czasu graniczną wartość. Czekali na jakiekolwiek wieści, domyślali się, że nie przyszedłem tu bez powodu.
- Przepytałem już pozostałych gości hotelu, jednak nie chciałbym na razie mówić czego się dowiedziałem – powiedziałem w ich stronę. – Powiedzcie mi co robiliście w nocy.
- Ja i moi towarzysze weszliśmy do pokoju zaraz po obiedzie i po tej awanturze – tłumaczył się Juri – Gdybym wiedział, że tak się to skończy nigdy nie groziłbym temu staremu prykowi. Plotek też nie rozprzestrzenialiśmy o tym miejscu, tylko po prostu nie baliśmy się eskortować tego kupca szczególnie, że zaoferował nam całkiem dobre wynagrodzenie. Chyba wybrał złą godzinę, żeby zrezygnować z naszej ochrony, ale nie my byliśmy sprawcami tej zbrodni.
- Mhm… Mówcie dalej.
- Po obiedzie jak powiedziałem udaliśmy się wszyscy do naszego pokoju naradzić się co zrobić z tym problemem. W końcu postanowiliśmy dalej eskortować kupca, a gdy będziemy sami obrobić go ze wszystkich bogactw. Po ustaleniu tego poszliśmy spać.
- Wszyscy byliśmy w łóżkach tylko Juri miał zostać na warcie – powiedział inny z ochroniarzy – Myśmy spali, tylko on miał pilnować. Zawsze zostawiamy wartę na noc, a tym razem Juri dobrowolnie się zgłosił.
- Miałeś mu o tym nie mówić Morwen – rzucił gniewnie Juri – Tak miałem mieć wartę, ale sen mnie zmorzył i zasnąłem obudziłem się dopiero rano, gdy ta dziewczynka krzyknęła na cały kościół. Ja naprawdę wtedy spałem.
-Dziękuję Ci bardzo teraz już chyba wszystko wiem. Domyślam się, kto popełnił tą zbrodnię sprawdzę tylko jeszcze jedną ważną rzecz.
Po tych słowach udałem się w stronę wioski. Jestem pewien, że w czasie mojego spaceru widziałem po drodze jakąś budkę telefoniczną. Jeżeli będzie działać i potwierdzą się moje obawy sprawcę spotka sprawiedliwość jeszcze tej nocy.
**
Tak jak przypuszczałem w opuszczonej osadzie znajdowała się budka telefoniczna, której do tej pory nikt nie odłączył. Był to chyba jedyny możliwy sposób, aby skontaktować się z centrum kraju. Początkowo obawiałem się, że nie będzie działać po tylu latach jednak moje obawy okazały się nieuzasadnione. Wrzuciłem parę groszy i wykręciłem numer służb specjalnych Khazaru. Po paru sygnałach łączenia odebrał jakiś mężczyzna.
-Słucham służby Khazaru o co chodzi?
- Czy dzisiaj zgłaszał ktoś zabójstwo w wiosce Angvin? – postanowiłem od razu zadać nurtujące mnie pytanie.
- Angvin? Słyszałem wiele niezbyt przyjemnych plotek o tym miejscu, jednak do tej pory nikt jeszcze nie zgłosił tam żadnego zabójstwa. Przypuszczam, że to tylko wymysły jakiś dzieciaków, które nie mają co robić i wymyślają straszne historie.
- A czy jest możliwość, że ktoś inny z pana biura odebrał takie zgłoszenie.
- Nie ja tu jestem od samego rana. Nikt inny prócz mnie nie pracuje w niedzielę. Nie ma możliwości, żeby ktoś zgłaszał zabójstwo w Angvin.
- Rozumiem. W takim razie chciałem ja chciałem zgłosić zabójstwo. Juri, ochroniarz kupca Mirana z okolicy zamordował go dziś w nocy. Myślę, że słowa, które powiedział przy posiłku, i które potwierdzą dzieci kupca będą wystarczającym dowodem istnienia motywu zbrodni. Chciał się zemścić za to, że kupiec nie chciał zapłacić mu za eskortę. Przy tej wymianie zdań był bardzo agresywny. Poza tym kiedy pozostali jego koledzy spali on miał wartę. Uśpił czujność swoich towarzyszy, a sam udał się do pokoju kupca i przeciął mu gardło swoim sztyletem. Ślad z jego broni jest identyczny jak ślad na ciele ofiary. Myślę, że to wystarczy.
- Jeżeli to co mówisz jest prawdą to mężczyzna ten zawiśnie od razu za zabójstwo. Wyślę odpowiednie służby specjalne do Angvin, żeby go ujęły.
- Poza tym to on roznosił plotki odnośnie tajemniczych spraw w tej wiosce. Chciał zarobić eskortując przerażonych kupców przez ten teren. Jak widać udałoby mu się to, gdyby nie trafił na takiego skąpego pracodawcę. Chciałbym, abyście to wyprostowali i ponownie zasiedlili ten teren.
- Postaramy się jednak nie leży to w naszych kompetencjach. Coś jeszcze?
- Tak, jeszcze jedno zabójstwo tu miało miejsce. Ksiądz Joseph wiedział o wszystkim, a Juri bojąc się wyjawienia prawdy strzelił mu swoim pistoletem w głowę. Niestety nie wiem gdzie schował tą broń.
**
Po tej rozmowie udałem się w stronę pokoi księdza Josepha. Za chwilę zdradzę wszystkim skąd wiedziałem, że prawdziwym winowajcom jest ksiądz, a telefon był tylko ostatnią formalnością. Wcześniej wierzyłem księdzu Josephowi i nie pomyślałbym, aby sprawdzić czy zadzwonił poinformować o tym właściwe służby. Jak się jednak dowiedziałem w trakcie śledztwa plotki o tym miejscu były prawdziwe, a winowajcom był miły i uprzejmy ksiądz Joseph, który w nocy stawał się kimś zupełnie innym. Jak widać życie w samotności przez wiele lat może spowodować szaleńczą chorobę. Innego racjonalnego wytłumaczenia motywu niestety nie mogłem znaleźć.
Ksiądz czekał w swoim pokoju modląc się do Lumena. Widok zupełnie nie pasujący do seryjnego mordercy i szaleńca. Kiedy wszedłem podniósł na mnie swój udawany, zatroskany wzrok.
- Czy chciałeś mnie jeszcze o coś spytać – powiedział. – Już prawie noc. Przygotowałem posiłek. Lepiej zjedz i połóż się spać. Miałeś dziś pracowity dzień.
- Wiem, że to ty zabiłeś Mirana. – powiedziałem od razu – Zostawiłeś zbyt wiele śladów.
Oczy osoby przed, którą stałem zaświeciły się z niedowierzaniem. Przez chwilę byłem gotowy uwierzyć w jego niewinność, ale wtedy przypomniałem sobie o wszystkich dowodach, które znalazłem.
- Dlaczego uważasz, że to ja? Rozumiem, że jesteś jeszcze młody, ale nie powinieneś oskarżać o takie czyny duchownych.
- Wiesz dobrze, że ty zabiłeś Mirana, wcześniej torturując go. I nas też prawdopodobnie chciałeś zabić dzisiejszej lub następnej nocy.
Twarz mojego rozmówcy wyraźnie spoważniała. Wiedział dobrze, że nie żartuję i jestem tu tylko po to, aby poinformować go o swoim osądzie.
- Ktoś z nas zebranych w tym kościele musiał to zrobić. Kościół jest zawsze zamykany na noc, nie było śladów włamania. Wszystkie okna były zamknięte. Jestem w stanie uwierzyć w to, że kupiec zostawił otwarte drzwi do swojego pokoju, ale nikt z zewnątrz nie mógł dostać się do tego opactwa. Pozostaje więc siedmiu podejrzanych razem ze mną.
- Tak, ale Juri był przecież w środku i wszystkie dowody wskazują na niego.
- Tak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale przyjrzyjmy się bliżej. Juri chciał go zabić, ponieważ nie dał mu pieniędzy. Dlaczego zatem po zabiciu go nie wziął ze sobą żadnych pieniędzy i nie uciekł jak najdalej od miejsca zbrodni. Powinien tak zrobić za pieniądze, które on posiadał mógł spokojnie uciec do innego państwa, które zapewniłoby mu azyl. Rana na szyi również była amatorska. Nie mógł tego zrobić szkolony ochroniarz. Za to tortury były perfekcyjne ofiara na pewno męczyła się przed śmiercią. Jak wiele razy to robiłeś, aby wyrobić taką renomę temu miejscu? Poza tym zwykły ochroniarz nie zna receptur takich trucizn.
- Cały czas nie udowodniłeś, że to ja jestem zabójcą.
- Dobrze już kontynuuję. Skoro Juri tego nie zrobił oraz żaden z jego towarzyszy wydaje się, że mogły to być jego dzieci lub ty. Jeżeli jednak założymy, że kupiec zamknął drzwi od swojego pokoju, co z pewnością powinien uczynić, pojawi się pytanie jak zabójca dostał się do środka nie włamując się? Otóż miał klucz. Chyba tylko ksiądz posiada klucze do wszystkich pokoi, mam rację. Problemów z wzięciem broni Juriego nie miałeś po tym jak dosypałeś wszystkim środków nasennych do swojej potrawki. Zdziwiony byłem, że wszyscy tak długo spali. Wszyscy poza Mayą, która nas obudziła, która nie chciała jeść zupy i dużą jej część wylała uderzając w nią łyżką. Juri też zasnął mimo, że pełnił wartę, a ty mając klucz zakradłeś się do jego pokoju i wziąłeś jego nóż, aby upozorować morderstwo. Jak przypuszczam pozostałych również chciałeś zabić dzisiejszej nocy. Dlatego nie zadzwoniłeś tak jak Cię prosiłem. Sprawdziłem to. Łatwo rozgryźć szaleńca kochającego tortury. Aha, skoro umiałeś zrobić środek nasenny w potrawce nie było również trudnym stworzenie substancji używanej przy torturach. Nikt inny poza mną i tobą nie umiałby tutaj jej sporządzić. Kolejnym dowodem jest to, że Maya słyszała głosy w pokoju ochroniarzy kiedy szła do ojca. Wszyscy poza tobą pojawili się przed pokojem zaspani, bo dopiero co wstali. Tylko ty byłeś wtedy całkiem przytomny, ponieważ ty jako jedyny obudziłeś się wcześniej, aby schować miecz Juriego. Albo w ogóle nie spałeś. Początkowo niewłaściwie założyłem, że byłeś na porannych modłach. Ostatecznym dowodem jest to, że kłamałeś, że wezwałeś służby, aby tu przybyły. Chciałeś nas po prostu powyrzynać. No to chyba wszystko jestem pewien twojej winy.
- Tak masz rację. Pamiętam cierpienie jakie przeżywała ostatnia osoba, która wpadła w objęcia zarazy. Co noc krzyczała w tym samym kościele co ja. Widziałem, że pragnęła spokoju, śmierci. Nie pozwoliłem jej na to. Opiekowałem się nią, aby dalej cierpiała i tak przez cztery lata. Kiedy umarł nie wiedziałem co robić. Ale ludzie często tu przychodzili i wiedziałem, że w śnie mogę łatwo je złapać i torturować. To było takie przyjemne. No cóż, możesz teraz uciec i tak nikt nie uwierzy dziesięciolatkowi takiemu jak ty w tą historię.
Po tych słowach zaśmiał się. Wiedziałem, że jest szaleńcem i nie ma co z nim rozmawiać.
- Ja wcale nie chcę, aby ktoś mi uwierzył w tą historię – odpowiedziałem podnosząc swój pistolet i celując w szalonego księdza. – Ja wymierzę Ci sprawiedliwość
- Kim ty jesteś do diabła – powiedział przerażony na widok mojej broni wymierzonej w jego stronę.
- Pozdrowienia z Babilonu. Pamiętaj każdy człowiek jest do zastąpienia nawet w takim miejscu jak ty. Mam nadzieję, że Lumen zmiłuje się nad twoją duszą choć wątpię w to.
Nie czekałem na odpowiedź. Strzeliłem między oczy, tak że krew i fragmenty mózgu popłynęły na wierzch po zimnej drewnianej posadzce. Skończyłem sprawę. Postanowiłem wrócić jak najszybciej do Babilonu
**
Gdy już wróciłem dowiedziałem się od swoich informatorów co stało się dalej w tej sprawie. Służby specjalne przybyły dwa dni później do Angvin, a widząc dwa martwe ciała natychmiast rozpoczęli przesłuchania. Zeznania dzieci i ochroniarzy potwierdziły, że Juri jest winny zabicia ich ojca. Nie mieli w tej sprawie żadnych wątpliwości. Mimo, że nie mieli żadnych dowodów poza moimi telefonicznymi słowami uznano go również za winnego zabójstwa ojca Josepha. Skoro miał znać prawdę, to nic dziwnego, że w strachu porwał się na kolejną zbrodnię. Przypisano mu również rozsiewanie fałszywych plotek dotyczących Angvin w celu otrzymania korzyści materialnych. Został skazany na śmierć. Dzięki jemu poświęceniu, sprawy w tej osadzie stały się jasne i nikt nie podejrzewał kościoła babilońskiego o jakiekolwiek udziały w tym wszystkim. Wiara w Lumena odzyskała dobre imię dzięki temu i nikt nie dowiedział się o niecnych czynach księdza Josepha. Będę się więc modlił za poświęcenie pana Juriego. Państwo Babilońskie wkrótce po całej sprawie wysłało do Angvin kolejnych misjonarzy i mam nadzieję, że szybko wiara w Lumena rozprzestrzeni się po tym pogańskim kraju.


Karta postaci
   
Profil PW Email
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 13