52 odpowiedzi w tym temacie |
^Curse |
#31
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 23-09-2010, 00:32
|
Cytuj
|
Zaciągnęła się jeszcze raz papierosowym dymem, dając sobie czas na podjęcie decyzji co dalej. Z jednej strony mogła, zgodnie z planem, przedostać się do jednej z dwóch głównych wind i spróbować ominąć stado żołnierzy. Mogła też ich sukcesywnie unicestwiać, choć w tym wypadku szanse wykonania zadania znacząco spadały. Z drugiej strony stała perspektywa innego, dodatkowego wejścia, o którym jeszcze przed momentem nie wiedziała. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że niekoniecznie oznaczało to mniej liczną straż, ale na pewno mniej czujną. A poza tym, z jakiegoś powodu, wizja ewentualnego spotkania z młodym motocyklistą wydała jej się dużo ciekawsza. Zaciągając się po raz kolejny, podjęła więc decyzję o podążaniu za chłopakiem i wyrzuciła niedopałek.
Ruszyła za nim w kierunku rzeki. Kompleks kulturalno – rekreacyjny był spokojny i praktycznie pusty. Już po chwili zobaczyła na horyzoncie blask wody i zieleń roślinności. Oczywiście uważała, aby nie zostać przez kogoś zauważoną, jednak i tak pomyślała, że dopisuje jej szczęście. Nie, żeby ją to w jakiś sposób dekoncentrowało lub wzbudzało jej podejrzliwość, jednak nie sposób było nie zwrócić na to uwagi. Niespodziewane pojawienie się na jej drodze chłopaka było już wielkim wykrzyknikiem, który zaświecił w jej głowie. Drugim okazały się łodzie stojące tuż przy piaszczystym brzegu. Jeżeli wierzyć w sprawiedliwość na świecie, może to rekompensata za dżunglę? Nie, pomyślała - nie ma sprawiedliwości na świecie.
Postanowiła nie zwalniać tempa i w razie potrzeby była gotowa podjąć próbę przepłynięcia rzeki wpław. Odetchnęła z ulgą, kiedy ujrzała szarą płachtę przykrywającą znajome kształty: łodzie. Ku jej zdziwieniu nikt ich nie pilnował. Gdzieś daleko majaczył jej słabo zarys strażników, jednak nikt nie stał na tyle blisko, by zwrócić na nią uwagę. Mogłaby ryzykować walkę, ale byłaby to tylko zbędna komplikacja. Nie próbując kusić losu, zrzuciła przykrycie i wypchnęła jedną z łódek w słaby nurt, wskakując do niej. Złapała wiosła i popłynęła w stronę drugiego brzegu.
Nie czuła się zbyt komfortowo przebywając na otwartej przestrzeni, narażona na nagły atak. Przebywanie na wrogim terytorium nie napawało jej strachem, ale za każdym razem czuła ten specyficzny rodzaj dyskomfortu wymieszany z adrenaliną. Jakby jeździła motocyklem po rozpadającym się klifie – przyjemne, ale zbyt zaskakujące, żeby czerpać pełnię przyjemności. A ona bardzo lubiła kontrolować sytuację. Skupiła się na wiosłowaniu i jak najszybszym przedostaniu się na drugą stronę.
Rzeka nie była szeroka, ale kilka razy lekko ją zniosło. Wiosłowanie nie należało do jej ulubionych zajęć. Bardzo szybko jednak dobiła do brzegu i zauważyła, że kilkadziesiąt metrów dalej stoi taka sama łódź, a tuż obok niej... dwóch khazarskich żołnierzy. Szczęście jednak nie odwracało się od agentki, gdyż khazarczycy najwyraźniej nie spodziewali się gości i zajęci byli rozmową, nie spoglądając w jej stronę. Nie zawracała sobie głowy ukrywaniem łódki i od razu przemieściła się bliżej centrum wyspy. W pobliżu nie było śladu ani chłopaka, ani jego motocyklu. Przed nią natomiast znajdował się przepiękny ogród botaniczny. |
|
|
|
*Lorgan |
#32
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 24-10-2010, 16:45
|
Cytuj
|
Informacje sesyjne
Mapka z legendą będzie zamieszczana w każdej mojej aktualizacji, żeby nie było trzeba skakać po stronach tematu w celu z niej skorzystania
Mapa Sermory (poziom powierzchniowy)
1. Winda nr 1
2. Winda nr 2
3. Baraki wojskowe
4. Budynek straży
5. Kompleks kulturalno-rekreacyjny
6. Przystań
7. Wyspa z ogrodem botanicznym
8. Dział mieszkalny
9. Dział elektrowni
10. Dział mieszkalny II
Trzeci etap zakończony Już w tym momencie stanowimy najdłuższe Tankyuu w historii i mam nadzieję, że dzięki wspólnemu wysiłkowi sprawimy, że będzie również najlepiej wspominane
Niestety nie udało mi się wywiązać z "upowania po tygodniu", niemniej wciąż będę próbował.
Z dalszej gry odpadły następujące osoby:
- Twitch
Uwagi do graczy, którzy przetrwali trzeci etap:
Shiro – Yyy... gang w mieście-laboratorium? Niby możliwe (Fallout 3), ale... jakoś tak niezbyt pasuje do tej historii. Inna sprawa, "przebity sztyletem pistolet". Patrząc na opis Twojej mocy, wydaje mi się to odrobinę za mało realne. Szczytem szczytów jest jednak melina wyrzutków. Za sumę mankamentów punkty zostają zredukowane do zera. Następnym razem postaraj się bardziej.
Curse – Nie mam zastrzeżeń.
Pit – Wbrew Twoim obawom, wpis wyszedł nieźle. Ciekawie rozwijasz relacje z Hisaną
Coltis – Dałeś sobie radę. Bez rewelacji, ale dałeś. Nie mam zastrzeżeń.
Nagrody otrzymują:
- Shiro Kumori +6 道力
- Curse +7 pkt.
- Pit +8 pkt.
- Coltis +8 pkt. +4 道力
Sanbetsu
Shiro Kumori
Khazar, Sermora: dział elektrowni, aktualnie.
Stacja była niedostępna, wiec musiałaś poszukać innego sposobu na dostanie się do laboratoriów. W grę wchodziło pokonanie drogi pieszo lub znalezienie sobie jakiegoś pojazdu. Z oczywistych względów wybrałaś to drugie.
Po kilkunastominutowych poszukiwaniach, znalazłaś dwuosobowy kabriolet, prawdopodobnie porzucony przez właściciela podczas ewakuacji. Stał pod niedużym wiaduktem i nawet klucze miał w stacyjce. Wreszcie los się do Ciebie uśmiechnął.
Instrukcje
Dotrzyj w pobliże jednej z wind. Pamiętaj, że jakość aktualizacji jest w dużej mierze zależna od jakości Twojego wpisu.
Genkaku
Khazar, Sermora: tunel pod działem mieszkalnym, kilkanaście minut temu.
Całe szczęście, nieprzytomna kobieta nie była zbyt ciężka. Taszczyłeś ją na plecach od dobrych czterdziestu minut i dopiero teraz tunel zaczął wyglądać odrobinę inaczej. Jakby więcej rur i kabli. Możliwe, że wreszcie do "czegoś" się zbliżałeś. W oddali paliły się jakieś jaśniejsze światła. Czyżby peron? Nie pozostawało nic innego, jak się przekonać.
Podskoczyłeś lekko, żeby wygodniej ułożyć nieprzytomną i wznowiłeś marsz. Z każdym krokiem wyraźniej słyszałeś dziwny szum, który ostatecznie zamienił się w odgłosy rozmowy wielu ludzi. Wywnioskowałeś, że masz do czynienia z cywilami czekającymi na transport do podziemnego schronu. Znaczyło to, że jesteś u celu, w Sermorze.
Kiedy znalazłeś się blisko świateł, które jak słusznie przypuszczałeś, pochodziły ze sporych rozmiarów peronu, postanowiłeś zrobić szybki rekonesans. Położyłeś kobietę przy ścianie i zakradłeś się do rampy, na której stali ludzie.
Na oko było ich czterdziestu. Mężczyźni, kobiety i dzieci wraz z bagażem. Żadnych strażników, ani kogokolwiek z widoczną bronią. Na tyłach znajdowały się zaryglowane drzwi prowadzące prawdopodobnie na zewnątrz. Musiałeś się do nich dostać za wszelką cenę.
Wróciłeś po kobietę i razem z nią udałeś się pod rampę. Położyłeś ją na górze, po czym szybko sam się tam wspiąłeś. Z początku nikt nie zwrócił na to wszystko uwagi, jednak kiedy po raz kolejny dźwignąłeś nieprzytomną, któryś z cywili zainteresował się Twoimi poczynaniami.
- Ej! - zawołał. - Co jej robisz?
Nie było sensu wdawać się w rozmowę, więc bez słowa zacząłeś iść w kierunku drzwi.
- Mówię do ciebie, słyszysz? - Gość nie dawał za wygraną.
Kilka innych osób zwróciło na to uwagę i zaczęło rozmawiać między sobą.
- Znasz ich?
- Nie...
- Ta dziewczyna jest chora? Możemy się czymś zarazić?
- Nie widziałam ich tu wcześniej. Skąd się tu wzięli?
Zainteresowanie rosło i kiedy wreszcie stanąłeś przed wyjściem, miałeś za sobą kilkunastoosobowy tłumek gapiów. Całe szczęście, zamek w drzwiach dało się otworzyć bez większych problemów.
- Ej ty! - Zawołał postawny cywil. - Zwariowałeś? Nie można wychodzić na górę! Atakują nas!
Mimowolnie uśmiechnąłeś się lekko i pchnąłeś drzwi. Wypadało szybko odnaleźć pozostałych agentów, ale najpierw musiałeś zorientować się, gdzie dokładnie sam się znajdujesz...
Przeczytaj wpis Coltisa i kontynuuj niżej
Cios dosłownie wgniótł Cię w ziemię. Nigdy wcześniej nie doświadczyłeś czegoś podobnego. Szok przyćmił nawet ból głowy, w którą dostałeś. Po chwili ogniskowania wzroku i dochodzenia do siebie, ujrzałeś dziewczynę. Mimo że oglądałeś ją już wielokrotnie, miałeś wrażenie, że masz przed sobą kogoś zupełnie obcego. Obcego i... niewyobrażalnie potężnego. Jej niewielkie i smukłe ciałko wręcz emanowało siłą.
- Kto odpowiada za eksplozję? - Zapytała cicho, tonem pełnym pogardy.
- Nie wiem... - wycedziłeś, plując krwią. - Nie było mnie tam, kiedy nastąpiła...
- Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś?
To było dobre pytanie. Szkoda, że bez odpowiedzi. Nawet gdyby takowa istniała, nie mógłbyś się nią podzielić, ponieważ mleczna mgła spowiła Twoje oczy i wprowadziła w błogą nieświadomość. Zemdlałeś z powodu kobiety, którą uratowałeś. Cóż za ironia.
Koniec
Curse
Khazar, Sermora: ogród botaniczny, aktualnie.
Wyspa wyglądała przepięknie. Ogrody pełne kwiatów, aleje zręcznie poprzycinanych drzew, oczka wodne - wszystko z wyczuciem i smakiem. Kto by pomyślał, że wielbiący naturalność Khazarczycy są zdolni do czegoś takiego?
Odniosłaś wrażenie, że chłopak którego spotkałaś w kompleksie kulturalno-rekreacyjnym jest w pobliżu. Nie widziałaś wprawdzie motoru, ale mógł go ukryć jeszcze na drugim brzegu, a Ty po prostu to przeoczyłaś.
Przemknęłaś między dwoma ogromnymi dębami i kucnęłaś obok krzewu dzikiej róży. Strażników zostawiłaś w tyle.
- Rozumiesz mnie, prawda Cryo? - Usłyszałaś gdzieś w oddali. - Każą mi jeździć wszędzie tam, gdzie nic się nie dzieje. Jak ja mam się niby przydać?
Podkradłaś się kilkanaście metrów bliżej i ustaliłaś, że rozmowa toczy się między piętnastolatkiem, za którym tu przybyłaś, a dobrze zbudowanym młodym mężczyzną o białych włosach i ciemnej skórze.
- Wcześniej śmiałeś się z Arna, że dostał przydział w zewnętrznym kręgu ochrony, a teraz oddałbyś wszystko, żeby być na jego miejscu. Dorośnij wreszcie.
- Oni mnie po prostu zlewają! - Oburzył się chłopak. - Przecież obcy wdarli się już do miasta i powinienem z nimi walczyć! Jakiś zealota sieje spustoszenie w dziale elektrowni i nikt z tym nic nie robi. Nie posłali tam ani mnie, ani nawet ciebie, Cryo. Kto ma go niby pokonać?
Białowłosy westchnął.
- Zaraz po ogłoszeniu alarmu, wezwali Arię. Miała przyjechać podziemną koleją naddźwiękową, więc już pewnie likwiduje zagrożenie. Zresztą miasto ma niski priorytet, dlatego każdy z nas za wszelką cenę musi trzymać się rozkazów. Ja pilnuję najsłabiej zabezpieczonego wejścia do laboratoriów, a ty śledzisz ruchy przeciwników w terenie. Rozumiesz?
- Rozumiem...
- Wracajmy więc do pracy.
Chłopak gniewnie wygiął usta, zacisnął pięści i... odszedł. Przyspieszonym krokiem, kopiąc po drodze kamienie i nie omijając wystających gałęzi. Zawahałaś się, za kim teraz podążać. Mężczyzna o imieniu Cryo mógł Cię zaprowadzić wprost do wejścia, a młody z pewnością był łatwiejszy do unieszkodliwienia.
- Możesz już wyjść - usłyszałaś nagle przyjazny głos.
Dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę, że pochodzi od Białowłosego. Nie patrzył w Twoją stronę, ale lekko się uśmiechał.
- Przyszedłeś za Wataru, prawda? - Kontynuował. - Fatalnie się skradasz.
Nie było sensu się dłużej ukrywać. Wstałaś z kucek i postąpiłaś kilka kroków naprzód.
- Nie przyszedłem, tylko przyszłam - poprawiłaś zrezygnowanym tonem i podpaliłaś wystającego z ust papierosa.
W trakcie podchodów nie mogłaś ani razu zaspokoić swojego nałogu, więc zrobiłaś to ostatnie ze sporą ulgą.
- Kobieta? - Zdziwił się Cryo. - Zresztą - dodał po chwili - to chyba bez znaczenia. Przeciwnik, to przeciwnik. Nie ma wyjątków.
Instrukcje
Pokonaj przeciwnika. Zwróć uwagę, że jest on na wyższym poziomie i ma odpowiednio zwiększony poziom trudności
Pit
Khazar, Sermora: poziom -1, aktualnie.
Pomieszczenie było tak duże, że z pewnością zmieściłoby się w nim boisko do piłki nożnej wraz z niewielkimi trybunami. Wszędzie ciągnęły się kable, rury i druty. Znajdowaliście się jakby we wnętrzu dziwacznego, mechanicznego organizmu. Co kilka metrów stały spore szafy, mieniące się różnobarwnymi kontrolkami i wydające ciche dźwięki.
- Gdzie my jesteśmy? - Zapytała Hisana z wyczuwalnym niepokojem.
Nie wiedziałeś za bardzo co powiedzieć, więc tylko uważnie rozejrzałeś się dookoła. Ani żywej duszy. Nie mogłeś rozpoznać, czy laboratorium było w pełni zautomatyzowane, czy personel gdzieś zniknął.
- Coś tu jest. - Hisana wskazała na długie biurko zawalone notatkami i poprzewracanymi probówkami. - Z tyłu, nie widzę dokładnie.
Dopiero teraz zorientowałeś się, że wciąż nie postawiłeś dziewczyny na ziemi. Zrobiłeś to delikatnie i postąpiłeś kilka kroków we wskazanym kierunku. Za meblem leżał kot. Wyglądał jakby spał, ale poznałeś, że jest martwy. Zbliżyłeś się i dotknąłeś truchła. Było ciepłe, co oznaczało, że zwierzę nie zdechło dawno.
- I jak? - Zapytała wyraźnie zaciekawiona Histana.
Zawahałeś się, ale ostatecznie uznałeś, że kłamstwo w tej sytuacji nie jest wskazane.
- To kot - oznajmiłeś cicho.
- Kicia?
- On... To jest martwy kot. Powinniśmy poszukać jakichś ludzi. Chodźmy.
Ocieniona postać wypuściła z ust kłąb dymu.
Instrukcje
Laboratoria na poziomie -1 są całkowicie wyludnione. Nie ma śladów straży, naukowców, zwierząt innych niż wcześniej odkryty martwy kot, dosłownie ani jednej żywej duszy. Tutejsza maszyneria przeznaczona jest prawdopodobnie do diagnozowania ludzi i nadludzi. Więcej nie jesteś w stanie ustalić. Spora część drzwi jest pozamykana. Jedyna "droga" prowadzi do ewakuacyjnego wyjścia z niższego poziomu. Jeśli spróbujesz się tam dostać, zdasz sobie sprawę, że Hisana zniknęła. Poszukiwania nie przyniosą żadnego efektu. Pozostaje tylko kontynuować misję.
PS. Wpis skończ zejściem na poziom -2. Nie opisuj nic więcej.
Nag
Obowiązkowo czytają wszystkie Kalamiry z tego kraju.
Kalamir
Khazar, dżungla otaczająca Sermorę, aktualnie.
Przeciwnik okazał się zbyt silny. Próbowałeś pozbyć się go, wrzucając do rzeki, jednak nawet to nie zdało egzaminu. Uciekałeś, jednak niedostatecznie dobrze. Efekt: liczne rany, połamane żebra, wstrząśnienie mózgu, zgruchotany nadgarstek i prawdopodobnie kilka naderwanych ścięgien. Grunt, że w ogóle się udało. Leżałeś teraz zmasakrowany wśród dzikiej roślinności i z trudem łapałeś oddech. Pierwszy raz napotkałeś przeciwnika, który przewyższał Cię w czystej sprawności bojowej. Nie wiedziałeś jeszcze, w jaki sposób wrócisz do domu, ale oczywistym stało się, że zawiodłeś. Misja od Lorgana nie zostanie wykonana.
Koniec
Babilon
Coltis
Khazar, Sermora: okolice windy nr 1, aktualnie.
Ciągnąc Rufusa za rękę zbliżałeś się do sporego budynku w kształcie rotundy. Podobno właśnie tam znajdowało się zejście do podziemnych laboratoriów, które polecił Ci zniszczyć Szalony Prorok.
- Nie możemy tam iść... - jęczał jeniec. - Zabiją nas. Tam są działa, żołnierze, kamery, wszystko...
- Wszystko, powiadasz? - Zagadnąłeś, nie spuszczając wzroku z celu. - Błogosławieństwo Lumena też macie?
- Tak! - Krzyknął entuzjastycznie, po czym złapał się wolną ręką za usta. - To znaczy, nie... Nie mamy...
- Niedobrze - stwierdziłeś zatroskanym tonem - bo żadna artyleria i żadne wojsko nie stanowią wyzwania dla posłańca Boga.
- A ci z mostu? Przecież ich wyminęliśmy! Tamtych nie będzie się dało wyminąć!
Niespodziewanie, pobliskie drzwi rozwarły się z hukiem. Pociągnąłeś Rufusa i razem skryliście się za sporym, betonowym śmietnikiem.
Przez drzwi wyszedł szczupły mężczyzna niosący na plecach kobietę. Wyglądała na nieprzytomną. Kontem oka zauważyłeś, że zniewolony naukowiec zamierza rzucić jakiś komentarz o zaistniałej sytuacji, więc szybkim gestem przyłożyłeś mu palec do ust i przecząco pokręciłeś głową. Wyglądało na to, że zrozumiał, bo tylko powoli wypuścił powietrze. Grzeczny chłopiec.
Nieznajomy mężczyzna rozejrzał się po okolicy, po czym ostrożnie ułożył niesioną kobietę na chodniku. Sprawdził jej puls, a później na kilka sekund zagapił się w zegarek. Czyżby na kogoś czekał? Po głowie zaczęły Ci krążyć różne myśli. Rufus lekko puknął Twoje ramię, a kiedy na niego spojrzałeś, wskazał coś palcem. Kobieta się budziła. Jej opiekun najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi, ale ewidentnie co jakiś czas drgały jej powieki i palce. Za moment powinna odzyskać świadomość.
- On już nie żyje - szepnął Ci wprost do ucha jeniec.
Niestety, zrobił to na tyle głośno, że szczupły mężczyzna również coś usłyszał i zaczął się bacznie rozglądać. W dłoni już ściskał pistolet maszynowy. Widać było, że to zawodowiec.
Nie tracąc czasu, również uniosłeś gnata. Gdybyś krył się sam, najpewniej nie doszłoby do takiej sytuacji. Wszystko przez tego cholernego innowiercę.
- K-kim... jesteś... - usłyszałeś wątły, damski głos.
Nieznajomy również go usłyszał, bo obejrzał się wprost na jego źródło: dotychczas nieprzytomną kobietę, którą tu przytaszczył.
- To samo pytanie chciałem zadać tobie - odparł. - Wyróżniałaś się wśród pasażerów pociągu.
Nie wiedziałeś za bardzo o czym rozmawiali, ale nie martwiło Cię to. Zwróceni ku sobie, oboje stali się banalnymi celami. Dwa strzały i będzie można spokojnie kontynuować misję.
- Prawie... mnie zabiłeś... Dlaczego... tego... nie zrobiłeś... - ciągnęła kobieta, kiedy Ty starałeś się umieścić jej głowę na muszce rewolweru.
- To nie ja wysadziłem pociąg. Możesz wstać? Mam do ciebie kilka ważnych pytań.
Rufus znów puknął Cię w ramię. Spojrzałeś na niego tak gniewnie, że aż się skulił. Kiedy ponownie odwróciłeś głowę, usłyszałeś głośne huknięcie.
Mężczyzna gwałtownie uderzył plecami o asfalt. Ta kobieta, ona... Nie mogłeś uwierzyć w to, co widziałeś. Atmosfera zdała się tak ciężka, że z trudnością łapałeś oddech. Naukowiec ponownie zaczął Cię szturchać. Zdziwiony sytuacją, nawet nie zareagowałeś. Uderzenie, które przyjął nieznajomy połamałoby Ci kości. Z całą pewnością.
- Ja wiem kto to jest - zaczął Rufus łamiącym się głosem. - Każdy tutaj wie... Przez nią ufundowano to miejsce. Musimy uciekać, bo zginiemy. Jej mocy nie da się kontrolować. Wszyscy są zagrożeni.
Spojrzałeś na niego, odzyskując jednocześnie rezon.
- Ona jest szamanką? - Zapytałeś twardo.
- Tak... jest... Jest najpotężniejsza z nich wszystkich.
Zamyśliłeś się na krótką chwilę, po czym ponownie wyjrzałeś zza śmietnika. Kobieta stała nieruchomo nad gramolącym się na ziemi nieznajomym. Wyglądał, jakby przydała mu się wykwalifikowana pomoc medyczna. Po jednym ciosie. Chociaż z drugiej strony, nie widziałeś co dokładnie się stało. Za późno zwróciłeś uwagę.
- Zabieramy się stąd - zawyrokowałeś w końcu.
Niezauważeni przemknęliście za róg ulicy i przywarliście do zimnej ściany jakiegoś piętrowego budynku.
- Mów wszystko co wiesz - rozkazałeś bez chwili zwłoki, wywołując w naukowcu wzmożoną nerwowość.
Zaczął miętosić w dłoniach końcówki rękawów i głośniej oddychać.
- Odezwij się wreszcie - ponagliłeś.
- Ona... Ta kobieta, to Aria. Słyszałeś kiedyś o Madze?
Pokręciłeś przecząco głową.
- To taka legenda. W zasadzie porzekadło wśród tych, którzy wiedzą, co naprawdę się dzieje na świecie. Każde państwo ma swojego "gościa numer jeden". Asa w rękawie, kartę przetargową, zwał jak zwał. Mówi się, że jakby cała czwórka się starła, to z naszego globu zostałoby tyle samo, co po kolejnej wojnie konwencjonalnej. Niewiele w sumie...
- Do rzeczy.
- Już mówię - żachnął się Rufus. - Aria jest khazarskim reprezentantem Magi. Wojownikiem formatu Widmowego Jacka i jakiegoś nagijskiego kapitana o imieniu Lorgan. Niewiele o tym ostatnim wiadomo.
- Babilon też ma według ciebie takiego asa?
- Nie wiesz? Hierarchia siły jest nie do uniknięcia. Nie mam jednak pojęcia kogo trzymacie w zanadrzu.
Przez chwilę uznałeś, że najpotężniejszym zealotą mógłby być Szalony Prorok, ale pomimo całej jego mocy, nigdy nie przytłoczył Cię do tego stopnia, co przed chwilą Aria. To nie ten kaliber. Myśl, że ktoś podobny służy Lumenowi wydała się pokrzepiająca i jakby odrobinę przerażająca.
- Co planuje ta Aria? - zapytałeś. - Chce pomóc Sermorczykom? Uda się tam, gdzie toczą się najzacieklejsze walki? Była w mieście przed atakiem?
- Nie wiem... To znaczy, nie było jej w Sermorze przed atakiem i może faktycznie została przysłana. Ale na pewno nie po to, żeby komuś pomóc. Jej moc... to czysta destrukcja.
Instrukcje
Tym razem masz całkowicie wolną rękę. Możesz kontynuować zadanie, zacząć śledzić Arię, ostrzec Szalonego Proroka, wypytywać dalej Rufusa, czy cokolwiek ciekawego przyjdzie Ci do głowy (np. walczyć - wtedy powiadom mnie, a zamieszczę kartę NPC). Jak zwykle, pomysłowość zostanie odpowiednio nagrodzona.
Khazar
Twitch
Khazar, Sermora: dział elektrowni, aktualnie.
Dworzec okazał się naprawdę dużym kompleksem. Poza częścią przeznaczoną dla pasażerów, znajdowało się w nim kilkanaście terminali cargo. Istny labirynt magazynów, wind i korytarzy. Całe szczęście, nie miałeś potrzeby tam zaglądać. Przed oczami trzymałeś bowiem precyzyjną i dobrze opisaną mapę, z której wywnioskowałeś, że kłopotliwe lokacje zabezpieczone są skomplikowanym systemem śluz na kody, których ani Ty, ani tym bardziej potencjalni intruzi nie mieli prawa znać.
Dokładnie przejrzałeś papiery zgromadzone w pomieszczeniu z monitoringiem. Kilka instrukcji przeciwpożarowych, jakieś wyciągi, karty pracownicze - słowem nic pomocnego. Dobrze przynajmniej, że kamery były włączone i mogłeś szybko zorientować się, czy ktokolwiek wtargnął do obiektu. Po skończonych oględzinach, spojrzałeś ostatni raz w ekrany, żeby upewnić się, czy wszystko gra. Już miałeś wychodzić, kiedy zwróciłeś uwagę na mały, mrygający punkcik na filarze w jednym z podziemnych terminali cargo. Zbliżyłeś się, żeby widzieć wyraźniej.
- Ładunek wybuchowy - stwierdziłeś na głos.
Moment później, potężna eksplozja wstrząsnęła okolicą. Dworzec dosłownie zapadł się w sobie, jakby zajęli się nim profesjonalni wyburzacze. Twoja misja dobiegła końca, kiedy utkwiłeś nieprzytomny i przygnieciony betonową płytą w stercie gruzu.
Koniec |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Shiro Kumori |
#33
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 58 Wiek: 34 Dołączył: 17 Sty 2010 Skąd: Kielce
|
Napisano 05-11-2010, 13:21
|
Cytuj
|
Agentka poszła po resztę ekwipunku zostawionego za sobą. Gdy znów była oddzielona od stacji jedynie drogą, potężna eksplozja powaliła ją na ziemie. Kurz sprawiał, że oddychanie, bez zasłonięcia ust, było praktycznie niemożliwe. Po chwili, gdy pył opadł, zobaczyła zawalony budynek. W okolicy nie było nikogo, nie wyglądało też, aby ktokolwiek z ochrony stacji przeżył.
Potem usłyszała kolejną, tym razem słabszą eksplozję w oddali. Odruchowo spojrzała na beeper. Według niego, Genkaku znajdował się tam,skąd dobiegł dźwięk drugiego wybuchu.
- Cholera, mam nadzieje, że nic mu nie jest...
Agentka była pewna, że dla wszystkich, to właśnie ona jest odpowiedzialna za wysadzenie stacji i nie ma szans, ani przede wszystkim dowodów żeby się wyprzeć. Z drugiej strony, po co się wypierać? Pierwsze, co trzeba zrobić, to znaleźć się jak najdalej, gdy na miejsce przyjdą Khazarczycy.
- OK, pociągiem nie pojadę, trzeba znaleźć coś innego – znów nakryła się, że czyta swoje myśli na głos. - Samotność strasznie wpływa na człowieka...
Ruszyła drogą na północ. Dotarła do rzeki, przeczekała w ukryciu, aż patrol ją ominie i ruszyła dalej na wschód. Krążyła dobre pół godziny, nim jej oczom ukazał się jasnoniebieski kabriolet. Na desce rozdzielczej było nieco krwi, ale Shiro szczerze nie obchodziło do kogo należała, kto był poprzednim właścicielem, gdzie jest i czy w ogóle żyje. Po chwili zaznajomienia się z przestarzałą, w porównaniu do do pojazdów z Sanbetsu, konstrukcją, udało się jej odpalić i ruszyć w dalszą drogę. Zaczęła krążyć po mieście w poszukiwaniu jakiegoś śladu, gdzie może znajdować się wejście do laboratoriów. Gdy przejeżdżała przez most, zauważyła ładny zachód słońca, który znaczył tylko jedno. Zbliża się noc.
- Czemu najnowocześniejsze państwo na świecie nie potrafi określić, gdzie znajduje się jedno, pieprzone wejście?
Zjechała z mostu, odbiła lekko na zachód i ruszyła dalej. Gdy dotarła do niewielkiego parku, na środku którego znajdował się wysoki, lecz dość wąski budynek, zauważyła w oddali żołnierzy. Jak zawsze w takim wypadku, skręciła w przeciwnym kierunku. Naprzeciw niej pojawił się kolejny patrol. Obie drogi ucieczki były zablokowane. Po jednej stronie był park, po drugiej wieżowce. Jedna z pierwszych lekcji w akademii w Sanbetsu uczyła, że nie wolno uciekać do nieznanych budynków. Wysiadła z samochodu i ruszyła między drzewa. Usłyszała za sobą krzyki, Khazarczcy znaleźli auto. Dość spora grupa ruszyła w jej kierunku. Gdy dobiegła do drzwi zobaczyła napis: WEJŚCIE SUROWO WZBRONIONE! Drzwi były zamknięte. Gdyby nawet udało jej się je wyważyć, to Khazarczycy weszliby za nią i byłaby w pułapce. Pobiegła dalej, wzdłuż murów. Zauważyła, że jedno z okien na pierwszym piętrze było wybite, a konar drzewa znajdował się dość blisko. Przypomniała sobie inne słowa tego samego nauczyciela „(...)czasem jednak warto zaryzykować”. Szybko weszła gałąź i wskoczyła przez dziurę. Usłyszała jak żołnierze sprawdzają drzwi, ale zaraz ruszyli dalej. Przebiegli obok drzewa i wybitego okna, na szczęście było dość ciemno, a Khazarczycy założyli, że Agentka pobiegła dalej. Gdy głosy nieco ucichły, postanowiła rozejrzeć się po budynku. Zauważyła, że na środku znajduje się winda. Przywołała kabinę i wyjęła pistolet. Gdy tylko drzwi zaczęły się uchylać, Agentka zlokalizowała kamerę i strzeliła prosto w obiektyw. Weszła do środka, spojrzała na konsolę i zobaczyła dodatkowe guziki, odpowiadające czterem piętrom poniżej parteru.
-Nareszcie. |
|
|
|
^Pit |
#34
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 06-11-2010, 20:25
|
Cytuj
|
Dawno nie czułem się tak zdezorientowany, jak wtedy. Gdzieś obok nas piszczała szafa, wypełniona elektroniką. Nieopodal pracowała zaś pompa, tłocząca jakiś płyn do nieprzezroczystych pojemników. Przechodziliśmy obok stołów, na których leżało mnóstwo przedziwnych sprzętów, najprawdopodobniej służących do badań. Niektóre wyglądały jednak, jak starożytne narzędzia tortur. Spoglądałem co chwilę na dziewczynę, która najwyraźniej nie czuła się zbyt pewnie. Przystawaliśmy co jakiś czas, by przyjrzeć się skomplikowanym aparaturom, ale nigdy na dłużej, niż paręnaście sekund. Placówka wyglądała na opustoszałą, ale niejasne wrażenie niepokoju było ze mną przez cały czas.
Natrafiliśmy na drzwi. Zachowując wszelką ostrożność, chwyciłem za klamkę. Kilkukrotnie szarpnąłem do siebie i od siebie, jednak nie dało to żadnego rezultatu. Po drodze było jeszcze parę takich wrót.
- Te też zamknięte? Jesteśmy tu uwięzieni. A pewnie się okaże, że znowu będziemy musieli iść tym tunelem. Mamy jeszcze coś do jedzenia? Chce mi się pić. - Hisana nie przestawała narzekać. Nie bardzo wiedziałem co dalej robić. Przysiadłem na jakimś wystającym skrawku betonu, żeby się zastanowić. Ktoś chciał, żebyśmy się tu znaleźli, ale to przyniosło tylko więcej pytań. Wyglądało na to, że jeśli ktokolwiek tu był, opuścił kompleks w pośpiechu. Powtórzyłem to Hisanie, która od dłuższej chwili wpatrywała się we mnie z nadzieją, że coś wiem.
- A kotek? - Zapytała.
- "Kotek" jest jednym z elementów, nie pasujących do mojej teorii - Rzuciłem, rozmasowując obolałe ramiona. - I dlatego nie możesz się oddalać.
- Hej, nie jestem małą dziewczynką!
- Wiem - Uspokoiłem - Ale wciąż nie czuję się tu bezpiecznie. Sprawdźmy jeszcze tamten kawałek.
Wskazałem na fragment pomieszczenia, którego nie zdążyliśmy zbadać. Towarzyszka skinęła głową, odgarniając do góry włosy. Po tym, jak odetchnęła czułem, że ma już tego wszystkiego dość. Mi również zaczęło ciążyć to krążenie bez celu. Próba wywnioskowania czegoś z oznaczeń okazała się trudna, nawet dla Hisany. Część symboli znajdujących się tam kojarzyła, głównie tylko ze względu na znaczenie drugorzędne. Studentka i tak dawała sobie świetnie radę. Idąc tym mglistym tropem, znaleźliśmy coś w rodzaju przejścia, przeznaczonego do ewakuacji.
- Świetnie, kolejny tunel - rzuciła ironicznie dziewczyna.
- Odsuń się, rozwalę kratę - rzuciłem w jej stronę. "Zabezpieczenie" zostało niedawno przyspawane. Naprędce i niedbale do tego. Zatrzymało by kogoś o przeciętnym potencjale bojowym. Mi sforsowanie jej zajeło jakieś 15 sekund.
- Hisana, chodź! - wyciągnąłem rękę w jej stronę, by się mnie złapała. Nikt jednak nie chwytał za moją dłoń. Obejrzałem się za siebie, ale nikogo tam nie było.
- O rzesz ku rwa! - Rozejrzałem się w pobliżu, kurczowo ściskając Berettę. Nasłuchiwałem, węszyłem. Wystarczyłby jakikolwiek ślad, jakiś stłumiony dźwięk. - Przecież to było tylko kilkanaście sekund! Zapadła się pod ziemię, czy jak?! Hisana!
Odpowiedziało mi tylko moje własne echo i bezduszny pisk superkomputerów. Serce waliło jak szalone, pojawiły się mroczki przed oczami. Przeszukiwałem spory obszar, coraz bardziej tracąc głowę. Zakląłem twardo, uderzając pięścią w podłogę. Musiałem się uspokoić, zebrać myśli. Skoro brązowowłosej nigdzie nie było, być może rzeczywiście zapadła się pod ziemię. A porywaczem mógł być ktoś, kto znał dobrze kompleks. Ktoś, kto obserwował nas przez cały czas.
- Muszę o niej zapomnieć... na jakiś czas - Wytłumaczyłem to sobie, łapiąc głębszy oddech. - Misja! Muszę zbadać ten kompleks, rozwikłać zagadkę!
Podniosłem się z kolan i marszowym krokiem podszedłem do włazu. Schodząc po krótkiej drabinie, moją głowę wypełniała tylko jedna myśl: "dorwać sukinsyna, który za tym wszystkim stoi". Zagłębiłem się w ciemność.
"Uratuję cię, choćby nie wiem co! Czekaj na mnie!" |
Ostatnio zmieniony przez Pit 06-11-2010, 21:33, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
|
RESET_Coltis |
#35
|
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 36 Dołączył: 27 Cze 2014
|
Napisano 07-11-2010, 17:34
|
Cytuj
|
Sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie: szamanka będąca w stanie pokonać Szalonego Proroka właśnie wymykała się z zasięgu Coltisa i zagrażała powodzeniu ataku zealotów. Sebastian wiedział, że nie da rady zatrzymać tak potężnego przeciwnika. Jedyne co mógł zrobić, to kontynuować swoje zadanie. Jeśli laboratorium zostanie zniszczone nim Amon ulegnie sile Khazaru przynajmniej część misji zostanie spełniona. Najprawdopodobniej po walce Arii z dowódcą Ritzem i tak niewiele zostanie z Sermory. Oczywiście zwierzchnik zostanie zaskoczony, o ile ta kobieta w ogóle ma zamiar się nim zająć, ale innego wyjścia nie było widać.
-Rufus, pomożesz mi się przedostać przez ochronę – zadecydował Coltis.
-To czyste szaleństwo! Wiesz, że panuje tutaj stan wyjątkowy!
-Dlatego musisz zrobić zamieszanie. Odwróć ich uwagę na tak długo jak tylko dasz radę.
-Ale jak?
-Twoja w tym głowa – odpowiedział blondwłosy zealota spoglądając wymownie na trzymanego w ręce Dragoona.
-Albo oni mnie zastrzelą, albo ty. Jestem w idealnej sytuacji.
-Cieszę się, że ci się podoba.
Przez twarz Sebastiana nie przeszedł nawet cień uśmiechu. Popchnął bioinżyniera przed siebie i gestem nakazał ruszać w kierunku okrągłego budynku. Nawet z ukrycia dało się zauważyć jak dobrze strzeżone jest wejście. To musiała być droga komunikacji do podziemi.
Gdy Rufus zbliżał się do kilku strażników patrolujących okolice rotundy ci natychmiast unieśli broń do strzału.
-Kto idzie? Identyfikuj się!
-Spokojnie, nie strzelajcie! Rufus Scarwright, naukowiec. Poziom minus jeden, blok C.
Wystraszony Khazarczyk podał identyfikator najbliższemu z żołnierzy i czekał na werdykt. Plama potu na koszuli rosła w bardzo szybkim tempie.
-Panie Scarwright, dobrze, że pana znaleźliśmy. Nie możemy jednak wpuścić nikogo do środka. Zostanie pan odtransportowany jak tylko nadejdzie kolejny patrol.
Przez chwilę inżynier nie mógł oddychać. Próbował wciągnąć powietrze, ale nie udawało mu się to. Zaczął się krztusić i kaszleć.
-Panie Scarwright! Co się dzieje? - zakrzyknął jeden ze strażników i podbiegł natychmiast. "Ten cholerny Babilończyk coś mi zrobił. Daje mi znak, abym próbował dalej, albo umrę" przemknęło przez myśl Rufusowi. Nie zamierzał zginąć teraz, gdy zaszedł już tak daleko. Poza tym jeśli został otruty przez blondyna, to jedyną szansą na przeżycie było dostać od niego antidotum. Drogi oddechowe stały się nagle z powrotem użyteczne.
-... hyyyyy!
-Scarwright!
-Khe.. potrzebuję pomocy.. medycznej – z trudem wyartykuował naukowiec. -Muszę zażyć lekarstwo, jak najszybciej. W budynku powinna być apteczka.
-Ka zero, czy mnie słyszysz? - odezwał się strażnik do komunikatora. -Mamy tu chorego, potrzebuje leków. Bioinżynieria. W porządku.
Drzwi zaczęły się powoli rozsuwać, a dwóch uzbrojonych Khazarczyków stanęło za nimi, aby eskortować pracownika laboratorium. Coltis uznał, że to odpowiedni moment.
Fala rozpędzonego powietrza uderzyła najbliżej stojących żołnierzy i rzuciła ich na pozostałych, którzy z zaskoczenia rozpoczęli ostrzał. Chwilę potem dwie kule z rewolweru oczyściły drogę do wnętrza budynku. Natychmiast podniósł się alarm a wieżyczki strzelnicze, które ustawiały się już w kierunku wykrytego właśnie zagrożenia, zabuczały niskim tonem niczym w filmie science-fiction. Zealota wziął rozpęd i po raz drugi wypowiedział inkantację. Rufus zdążył wbiec przez drzwi, ale ich skrzydła właśnie się zsuwały. Jeszcze nie do końca zwarte dwie metalowe płyty zostały uderzone z niewiarygodną siłą. Pięść Coltisa niemal dotykała wrót w momencie aktywowania czaru. Grube kawały żelastwa wygięte w łuk wleciały do środka pomieszczenia wbijając się w przeciwległą ścianę tuż obok grodzi windy prowadzącej do podziemi i uszkadzając wbudowany tam terminal. Zwarcie sprawiło, że wejście zostało odblokowane i kilka warstw osłony zaczęło leniwie się otwierać. Podmuch jaki nastąpił po uderzeniu przewrócił kilku strażników, kładąc ich pod nogi tym, którzy biegli w kierunku stworzonej przez Sebastiana wyrwy, aby go powstrzymać. Dragoon zaczął wypluwać z siebie kolejne pociski eliminując z gry najbardziej niebezpiecznych przeciwników.
Rufus poczuł mocne pchnięcie, które rzuciło go na posadzkę windy.
-Zjeżdżaj! - wrzasnął Coltis ciągle odpierając ataki przeciwników. Na szczęście na strzelaninę było za mało miejsca, a zanim posiłki z drugiej strony budynków nadbiegną będzie już po wszystkim. W końcu dźwig zwolnił blokadę i platforma zaczęła sunąć szybko w dół. Sebastian planował początkowo wskoczyć na dach, ale okazało się to niemożliwe. Szybkobieżna winda zniknęła momentalnie z zasięgu wzroku.
-Trudno. Będę musiał go dogonić – powiedział do siebie zealota wyciągając nóż z szyi swojego ostatniego przeciwnika. Reszcie pomachał na pożegnanie i rzucił się w dół, zanim dosięgnęły go strzały nowo przybyłych żołnierzy.
Mknąc oświetlonym szybem Coltis starał się znaleźć coś, co pozwoli mu złagodzić lądowanie. Nawet ratunkowy kanał dla mechaników reperujących windę by się nadał, niestety nic takiego tutaj nie istniało. Widocznie sprzęt był bezawaryjny. Aż do dziś. Gdy dach platformy pojawił się w zasięgu wzroku Sebastian spokojnie przerzucił ciało do odpowiedniej pozycji. Nie potrzebował do tego żadnego punktu podparcia. Szaleńczy podmuch łopoczący czarnym płaszczem i rozwiewający prawie sztywne od pomady włosy – to był jego żywioł i znał go doskonale.
-Vox servi quaeso: Pulsus Caeli gere! - inkantacja czaru odbiła się echem w długim pionowym tunelu. Sprężone powietrze uderzyło w dół hamując lot zealoty i jednocześnie rozrywając swoją siłą sufit windy. Niestety dokładnie w tym samym momencie nastąpiła potężna eksplozja awaryjnych ładunków wybuchowych, zainstalowanych na wypadek taki jak ten – włamania do laboratoriów Sermory. |
|
|
|
*Lorgan |
#36
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 20-11-2010, 21:20
|
Cytuj
|
Informacje sesyjne
Mapa Sermory (poziom powierzchniowy)
1. Winda nr 1
2. Winda nr 2
3. Baraki wojskowe
4. Budynek straży
5. Kompleks kulturalno-rekreacyjny
6. Przystań
7. Wyspa z ogrodem botanicznym
8. Dział mieszkalny
9. Dział elektrowni
10. Dział mieszkalny II
Zgodnie z tradycją, informuję o kolejnym zakończonym etapie (to już czwarty ). Graczy coraz mniej, poziom coraz wyższy. Czy ktoś wytrwa do końca? Mam nadzieję.
Z dalszej gry odpadły następujące osoby:
- Curse
Uwagi do graczy, którzy przetrwali czwarty etap:
Shiro – Znacznie lepiej niż ostatnio. Żywe opisy, pełniejsza fabuła. Niestety założyłeś, że dostęp do windy jest banalnie prosty. Rzeczywistość wygląda inaczej: lokacji pilnuje masa straży, działka i cała reszta atrakcji. W związku z tym musisz ponownie rozpisać końcówkę tekstu. To Twoje główne zadanie. Jeżeli nawalisz ponownie, uznam że Shiro została złapana przez straż i jej przygoda dobiegła końca. Jeżeli masz jakieś pytania, napisz PW. Możesz swobodnie inspirować się wpisem Coltisa.
Pit – Podobają mi się Twoje wpisy. Ten nie jest wyjątkiem
Coltis – Ślicznie. Jestem ukontentowany
Nagrody otrzymują:
- Shiro Kumori +5 pkt.
- Pit +10 pkt.
- Coltis +15 pkt. +20 道力
Sanbetsu
Curse
Khazar, Sermora: ogród botaniczny, aktualnie.
Kryształowy szaman przerwał atak. Ledwo trzymałaś się na nogach, a on wciąż wydawał się nietknięty. Nie podziałała ucieczka, ani nawet zamrożenie azotem. Stałaś naprzeciw człowiekowi, któremu po prostu nie mogłaś zrobić krzywdy - niezależnie od okoliczności. Beznadzieja coraz bardziej łamała Twojego ducha.
- Za chwilę będzie po wszystkim - stwierdził przeciwnik po krótkiej obserwacji.
Chciałaś zaoponować, zadrwić, ale... on miał rację. Nie próbował zszargać Twojej dumy, wyprowadzać Cię z równowagi, ani nawet wykazywać własnej wyższości. Po prostu przedstawił brutalny, choć oczywisty fakt.
- Co teraz? - Zapytałaś, zanim zdążyłaś ugryźć się w język.
- Nie potrzebuję więcej krwi na rękach. - Spuścił lekko wzrok. - Jesteś jednak zagrożeniem i musisz zostać zneutralizowana.
W momencie, kiedy chciałaś rzucić komentarz, szaman wyrwał z miejsca i przyparł Cię do drzewa.
- Żegnaj, kobieto - szepnął wprost do Twojego ucha.
Chciałaś go odepchnąć, ale ze zdziwieniem odkryłaś, że nie możesz. Zostałaś oplątana cienkimi, kryształowymi nićmi, które z każdą chwilą stawały się grubsze. Po zaledwie kilkunastu sekundach tkwiłaś już w szczelnym kokonie.
Mężczyzna odsunął się, przyjrzał swojemu dziełu i powoli odszedł, pozostawiając Cię bezradną, samotną i definitywnie pokonaną.
Koniec
Pit
Khazar, Sermora: poziom -2, aktualnie.
Korytarz, w którym się znalazłeś był niesamowicie jasny. Światło było jednak tak rozproszone, że praktycznie nie tworzyło cieni. Rozejrzałeś się uważnie i ustaliłeś, że jak piętro wyżej, tak i tu nie ma śladów czyjejkolwiek bytności. Byłeś jednak pewien, że Hisana jest w pobliżu. Czułeś to.
Szedłeś ostrożnie, zwracając uwagę na każdy dźwięk i anomalię otoczenia. Ostatecznie stanąłeś przed solidnymi, dwuskrzydłowymi drzwiami wykonanymi prawdopodobnie z nieprzezroczystego szkła. Zza nich dobiegał Cię cichy szum elektronicznej aparatury. Nacisnąłeś przycisk otwierający i postąpiłeś naprzód.
Wnętrze pomieszczenia okazało się znacznie ciemniejsze niż korytarz, przez co chwilowo nie widziałeś praktycznie nic. Ktoś jednak widział Ciebie, bo przemówił radosnym głosem.
- No wreszcie! Myślałem, że tu sczeznę!
Przetarłeś oczy, jednak niewiele to pomogło.
- No co tak stoisz? Uwolnij mnie - ciągnął dalej tajemniczy głos.
W końcu świat znów stał się klarowny. Na środku pomieszczenia ujrzałeś szklaną tubę, wewnątrz której siedział młody mężczyzna ubrany kombinezon mechanika.
- Mechanik w szklance. - Uśmiechnąłeś się do siebie.
- Wyciągniesz mnie stąd, czy nie? Tyłek mnie zaczyna boleć.
- Jak się tu znalazłeś?
Mężczyzna uśmiechnął się figlarnie.
- Przechytrzyłem drania, który siał zamęt w laboratoriach. Przeklęty klecha... Niech go młodzież wydupczy!
Instrukcje
Rozpisz do końca dialog (w porozumieniu ze mną). Resztę instrukcji dostaniesz na GG.
Babilon
Coltis
Khazar, Sermora: poziom -1, aktualnie.
Siła wybuchu pchnęła Cię na cienką, blaszaną ścianę. Przebiłeś ją bez trudu i przekoziołkowałeś kilka metrów po podłodze, ostatecznie nieruchomiejąc w cieniu ogromnej maszyny przypominającej mikrofalówkę. Miałeś rozcięty łuk brwiowy, obite żebra i osłabione bębenki w uszach. Dźwignąłeś się do pozycji klęczącej i potrząsnąłeś głową, żeby przywrócić ostrość zmysłom. Wyczułeś, że ktoś się do Ciebie zbliża i instynktownie wycelowałeś w niego rewolwer. Dopiero ułamki sekund później zdałeś sobie sprawę, że to Rufus. Jakimś cudem był cały i zdrowy, choć kompletnie przerażony.
- Co ja zrobiłem, co ja zrobiłem, co ja zrobiłem - powtarzał pod nosem, niczym mantrę.
- Jesteśmy już w laboratorium? - Zapytałeś, ignorując jego biadolenie.
Naukowiec popatrzył na Ciebie pustymi oczami, jakby nie rozumiejąc, co do niego mówisz.
Powtórzyłeś więc:
- To laboratorium? Dostaliśmy się?
- T-tak... - odpowiedział cicho.
Rozejrzałeś się wokół, jednocześnie stając na równe nogi. Było pusto. Nienaturalnie pusto. Żadnej straży, personelu, nikogo.
- Tutaj zawsze tak jest? - Zapytałeś.
- Jak?
- Cicho... Cicho i pusto.
- Nie. - Rufus zawahał się. - Laboratoria powinny tętnić życiem. Nie mam pojęcia, gdzie się wszyscy podziali. Może ma to coś wspólnego ze stanem wyjątkowym? Nie jestem pewien...
Otarłeś krew z powieki i roztarłeś ją w palcach.
- Skoro to placówka naukowa, powinny gdzieś tu być środki medyczne, albo chociaż apteczka - stwierdziłeś.
- Tak, niedaleko stąd jest ambulatorium, ale sądzę, że nie będzie potrzeby tam iść.
- Dlaczego? - Zdziwiłeś się.
- Bo maszyna, obok której stoimy to RXG-23, prototyp, nad którym pracowałem siedem lat...
- Jak ma mi to pomóc na ból w klatce piersiowej i rozciętą skórę?
Naukowiec westchnął.
- RXG-23 to rekombinator molekularny. Jeśli właściwie go zaprogramuję, odbuduje wszelkie ubytki w twoim organizmie.
- To jakaś szamańska magia?
- Nie, czysta technika. RXG-23 potrafi zresztą znacznie więcej, niż tylko rekonstruować ciała organiczne. Może zmieniać ich strukturę, kod genetyczny i możliwości. To jednak tylko teoria...
- Dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? Jeńcy zwykle nie są pomocni.
- To dla mnie niepowtarzalna okazja. Minęłyby lata, zanim władze wydałyby pozwolenie na przeprowadzenie testów z żywym człowiekiem. Możemy na tym obaj skorzystać, wierz mi.
Instrukcje
Przed Tobą niepowtarzalna okazja: możesz dowolnie zmodyfikować swój wygląd i na nowo rozłożyć statystyki w Chi. Nie ma jednak pewności, czy maszyna Rufusa nie wywoła jakichś niepożądanych skutków ubocznych... Wybór należy do Ciebie A... Opisz jeszcze, jak dostajesz się na poziom -2. Wszelkie potrzebne informacje znajdziesz we wpisach (dla) Pita. Możesz również pytać przez PW. Powodzenia |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
RESET_Coltis |
#37
|
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 36 Dołączył: 27 Cze 2014
|
Napisano 04-12-2010, 17:55
|
Cytuj
|
-Jak to dokładnie działa? - zapytał Coltis, powoli zdejmując poszarpany płaszcz, przestrzelony w kilkunastu miejscach. Rufus aż podskoczył z radości widząc jak zealota uważnie ogląda maszynę, przy okazji pozbywając się wierzchniego odzienia.
-Należy zaprojektować matrycę odzwierciedlającą pożądane zmiany. Później każdy z procesorów, a jest ich całe mnóstwo, wykonuje własną część obliczeń i możemy zaczynać.
-Ciekawe. Możesz dzięki temu stworzyć człowieka idealnego, prawda?
-Zachować równowagę między wszytkimi jego cechami, maksymalizując możliwości ciała. Tak!
Inżynier spojrzał wyczekująco na swojego towarzysza. Tamten skinął jedynie głową. Rozpoczęło się programowanie nowego genotypu.
-Skończone, będę potrzebował jeszcze twojego DNA, żeby dostosować modyfikację do konkretnego ciała.
-Ale wtedy Khazar uzyska moje dane, prawda? - zapytał podejrzliwie Coltis, odrzucając poplamiony krwią płaszcz. Rufus zawahał się przez chwilę.
-N-nie.. to pomieszczenie akurat zostało odłączone od sieci laboratoryjnej. Cud że RXG ma zasilanie. Wszystkie dane zostaną zapisane na dysku maszyny.
-Który to?
-Znajduje się tutaj. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem...
-"Jeśli" ?
-Z-zaufaj mi..
-Powinno ci wystarczyć, że ufałem ci aż do tej pory.
Mówiąc te słowa zealota podszedł do wskazanego miejsca i jednym ruchem wyrwał tkwiące tam szerokie na trzydzieści centymetrów urządzenie, po czym przestrzelił wystające z wielkiej komory RXG rury. Natychmiast zaczął ulatniać się niezidentyfikowany gaz czerwonawego koloru.
-Co robisz! - krzyknął Rufus łapiąc się za głowę.
-Odsuń się.
-Nie! Nie rób mi tego!
-Vox servi quaeso: Pulsus Caeli gere! - wysyczał przez zaciśnięte zęby Coltis, po czym wyprostował dłoń celującą w aparaturę cudownego wynalazku. Komora modyfikacyjna ani drgnęła. Można było się domyślić, że jest w dużym stopniu niezniszczalna. Uderzenie zmiażdżyło jednak wewnętrzne obwody maszyny i między rozerwanymi kablami zaczął przeskakiwać krzeszący iskry prąd. Ulatniająca się substancja natychmiast stanęła w płomieniach, które w dziwny sposób zmieniały swoją konsystencję.
-Coś ty najlepszego zrobił! Nienawidzę cię! - wrzeszczał oszalały bioinżynier. Coltis zmierzał w stronę ambulatorium, nie słuchając lamentów Khazarczyka.
-Powinieneś być mi wdzięczny. Przecież obiecałem cię uwolnić od dawnego życia. Jeśli chcesz zostać zbawiony, powinieneś zostawić swoje grzechy za sobą.
Surowy kaznodziejski ton Babilończyka natychmiast uspokoił Rufusa. Było doskonale wiadomo, że klecha potrafił wyzwalać od win także w bardzo nieprzyjemny sposób.
Pomieszczenie medyczne dostarczyło większości środków niezbędnych do tymczasowej naprawy stanu zdrowia. Podstawą stał się oczywiście spirytus i bandaże. Podczas opatrywania ran twarz Coltisa wykrzywiała się w grymasie nieznośnego bólu. Przez całe życie wciąż musiał okazywać słabość, przynajmniej w takich sytuacjach. Był w końcu tylko człowiekiem, ale nie wstydził się tego ani trochę.
-Nie dam wam się wykończyć podłe psy – mruknął do siebie, zakładając z powrotem koszulę i zakrywając nią opatrunek. W postrzępiony płaszcz włożył dysk RXG-23 i zawinął go ciasno, po czym przyczepił prowizoryczny pakunek do paska spodni.
-Zamknij się wreszcie i ruszamy dalej – rzucił do załamanego, skomlącego jeszcze naukowca.
-Widziałem poziom minus dwa na kontrolkach windy. Oczywiście musimy tam zejść, a droga szybem odpada, z wiadomych względów.
Rufus podniósł głowę i nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na zealotę. Ten bezceremonialnie wypalił z Dragoona trafiając w ziemię tuż obok stopy Khazarczyka.
-Obudź się. Szukamy drogi w dół. Są jakieś schody, korytarz, cokolwiek?
-Mlwh... hy.. ja-jasne! Powinno być przynajmniej zejście awaryjne.
Coltis ruszył w kierunku naukowca, który momentalnie się skulił. Lekkie pchnięcie w plecy sprawiło, że rozdygotany bioinżynier zaczął powoli iść w kierunku domniemanego połączenia z niższym poziomem. Po drodze na polecenie Babilończyka sprawdzał wszystkie napotkane drzwi, jednak żadne nie dały się otworzyć. Przez grube szyby można było dostrzec aparaturę, podobną jak we wcześniej odwiedzonym pomieszczeniu laboratoryjnym. Na szczęście nie istniała żadna kopia RXG-23. Wyglądało na to, że do dyspozycji został tylko jeden korytarz, prowadzący prosto i przechodzący w kolejny segment, znów wypełniony mnóstwem aparatury.
-T-tu jest tunel ewakuacyjny, a przynajmniej tak mi się wydaje.
-Schodzi w dół? – zapytał stojący parę kroków dalej Coltis.
-Tak, nieznacznie.
-A więc ty też. Pakuj się do środka.
-Czekaj! Tu coś jest! – wrzasnął Rufus niemal wpadając na lekko opartą o ścianę dość grubą kratę.
-Ktoś tu był, całkiem niedawno – stwierdził zealota. – Krata w przejściu ewakuacyjnym to kiepski pomysł. Musiała zostać przyspawana, aby kogoś zatrzymać.
-No to nie podziałała długo – zlęknionym głosem skomentował towarzysz. Coltis kazał mu zejść ostrożnie po drabinie znajdującej się parę kroków dalej. Pomysł na pewno nie przypadł tchórzliwemu Khazarczykowi do gustu, ale pole do dyskusji zostało tam, gdzie poległa jego ochrona – przy elektrowni daleko stąd.
-Oż cholera, ale tu jasno! Przed sobą mam tylko długi korytarz. Wyglądałoby na to że jesteśmy już na minus dwa, ale do właściwej części jeszcze kawałek.
-W porządku, odsuń się – zakomenderował Coltis i jednym skokiem znalazł się tuż obok naukowca. Korzystanie z drabiny wydało mu się zbędne. Poza tym każdy kto pojawiłby się teraz w korytarzu zostałby zaskoczony i natychmiast postrzelony z przeładowanego sekundy temu Dragoona. Po upewnieniu się, że nie ma innej opcji niż podążenie tunelem naprzód i pobieżnym zbadaniu korytarza na obecność ładunków wybuchowych, tudzież systemów obronnych, dwójka ludzi wykonała pierwszy krok ku temu, co zgotowała im w swoich najbardziej sekretnych zakamarkach Sermora. |
|
|
|
»Shiro Kumori |
#38
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 58 Wiek: 34 Dołączył: 17 Sty 2010 Skąd: Kielce
|
Napisano 04-12-2010, 20:23
|
Cytuj
|
Partole były się na tyle przewidywalne, że omijanie ich stało się dla Agentki wręcz nudną rutyną.
-Okno, jasne... Siedzę w centrum globalnego konfliktu i zabijam czas wymyślaniem głupich historyjek – znów myśli zmieniły się w słowa – Cholera. Jeszcze paliwo się kończy.
Dzień chylił się ku końcowi, a na niebie zaczęły pojawiać się łuny zdradzające większe skupiska khazarskich wojsk. Prawdopodobnie to w którymś z nich znajdowało się wejście do laboratoriów. Shiro zostawiła samochód w bocznej uliczce i ominęła kolejnych żołnierzy, kierując się do najbliższego wrogiego obozu. Odgłosy dochodzące z bazy wroga słychać było zanim jeszcze dziewczyna dojrzała wysoki na trzy metry mur zwieńczony drutem kolczastym. Nad ogrodzeniem wznosiły się cztery, dziesięciometrowe wieże, które oświetlały cały wewnętrzny plac. Na samym środku znajdował się dość wysoki budynek, który również oświetlał teren. Shiro spojrzała na pozycję pozostałych Agentów. Punkt oznaczający Genkaku zniknął, a Curse stała miejscu od dwudziestu minut.
-Może są już w podziemiach, albo sprzęt nawala? - Shiro nie dopuszczała myśli, że została jedynym Agentem w tej części świata.
Po kilku krokach zauważyła bramę. Pilnowało jej czterech żołnierzy, nie licząc tych na wieżach i rezerw z innych zmian. Frontalny atak byłby samobójstwem, przebranie się za Khazarczyka również odpadało.
-Cywile zostali dawno ewakuowani, a samotnego wojskowego szczegółowo wypytają, chociaż... - z zmyślania wyrwał ją nadjeżdżający samochód.
-Inaczej się tam nie dostanę...- po tych słowach wyszła przed pojazd udając rannego. Karabin na dachu natychmiastowo skierował się na Agentkę. Pozostałych trzech żołnierzy wyskoczyło z jeepa i również wycelowali do Shiro. Mózg strzelca za CKMem ufarbował tył samochodu. Nim wszyscy doszli do siebie, padł kolejny strzał. Tym razem pocisk przebił nerkę, unieruchamiając kolejnego piechura. Kolejny dostał sztyletem prosto w krtań. Ostatniemu, Shiro strzeliła w ramię i dobiła pchnięciem w potylicę. Na koniec strzeliła kilka razy w samochód. Cała walka trwała nie dłużej niż pięć sekund. Dziewczyna zapakowała trzy ciała na tył pojazdu, ubrała mundur ostatniego z nich, przełożyła swoje rzeczy do khazarskiego plecaka i ruszyła w kierunku bazy. Pospiesznie podjechała pod bramę i trzymając się na ramię krzyknęła:
-Otwierać... trzech rannych!
-Wyszło gorzej niż przypuszczałam...
-Co się stało? - strażnik pospiesznie rozkazał otworzyć dziwnie wgniecioną bramę
-Zealota... strzelał – Agentka nie odwracała wzroku od dłoni pod której znajdował a się krew
Gdy tylko brama wystarczająco się uchyliła, Shiro ruszyła z piskiem opon krzycząc:
-Gdzie ambulatorium? - nie czekając na odpowiedź przyspieszała w kierunku centrum.
-Nie w tą s... - gdy spojrzała za siebie, biegło za nią kilkunastu piechurów, lekko zwolniła. Z naprzeciwka wyskoczyli kolejni. Gdy tylko zatrzymała się pod budynkiem, wyskoczyła z jeepa i wmieszała się tłok powstały wokół pojazdu. Przysłoniła plecakiem przestrzelony mundur i szybko wbiegła do budynku, przez wyrwane z zawiasów drzwi. Musiała znaleźć się w podziemiach zanim zaczną jej szukać. Pospiesznym krokiem zaczęła przemierzać budynek. Na ścianach zostały jeszcze ślady krwi. W końcu dotarła do windy, pozbawionej drzwi. Zajrzała w dół i zobaczyła jedynie nieskończoną ciemność. W całej bazie podniósł się alarm, musiała jak najszybciej coś wymyślić. Po bokach szybu znajdowały się tory magnetyczne napędzające kabinę. Miały około metr szerokości i pół metra głębokości. Agentka rzuciła plecak na dół, żeby zbadać głębokość, gdy usłyszała krzyki za plecami, wskoczyła do środka, zanim pakunek dotknął ziemi. Początkowo żałowała, że ubrała, ciężkie, za duże, wojskowe buty, ale teraz okazały się niezmiernie przydatne. Podeszwy były niemal całkowicie zdarte, zanim dotarła na dno. Zdążyła jeszcze usłyszeć krzyk wkurzonego żołnierza
-Kur**, następny... |
|
|
|
^Pit |
#39
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 04-12-2010, 21:06
|
Cytuj
|
Mechanik w szklanej tubie. Po wielu godzinach zwiedzania opustoszałych placówek badawczych nic już mnie nie dziwiło.
- Zabawna sprawa – rzuciłem pod nosem i dodałem głośniej. – Jak się tu znalazłeś?
- Przechytrzyłem drania, który siał zamęt w laboratoriach. Przeklęty klecha... Niech go młodzież wydupczy! – usłyszałem w odpowiedzi.
- Przechytrzyłeś babilońskiego Zealotę? W takim razie czemu skończyłeś w kopule?
- Musiałem się tu ukryć, inaczej byłoby po mnie!
Mówił to tak spokojnie, że aż nienaturalnie. Nie miałem prawa mu ufać, ale nie zaszkodziło zapytać.
- A właśnie, skoro o ukryciu mowa! Jesteś pierwszą osobą jaką spotkałem, odkąd jestem w tym chrzanionym kompleksie laboratoriów. Coś mi mówi, że ty wiesz, dlaczego jest tu tak zupełnie pusto.
- Pewnie, że wiem. - Facet uśmiechnął się paskudnie. - To jak wyciągniesz mnie wreszcie?
Źle zadane pytanie, bezużyteczna odpowiedź. Do tego przesłuchiwany, jak na jedynego ocalałego, nie wykazywał nawet najmniejszych symptomów strachu. No nic, wypadało go uwolnić. Nacisnąłem guzik na pobliskiej tablicy rozdzielczej. Szklana tuba zniknęła w podłodze, wydając cichy mechaniczny dźwięk. Więzień zaczął się przeciągać. Ja jednak nie zamierzałem dać mu pełnej swobody. Błyskawicznym ruchem dobyłem pistoletu. Trzymając ocalałego na celowniku, wypytałem go o imię, rangę, pochodzenie i całą resztę. Nawet będąc przesłuchiwanym w taki sposób, nie drgnęła mu powieka. Gładko odpowiedział na wszystkie pytania. Dowiedziałem się, że nieznajomy nazywał się Rufus i pełnił funkcję pomocnika mechanika. Pochodził z Khazaru, tak jak większość nieobecnego personelu. Nie omieszkałem zapytać o przyczyny tegoż zniknięcia.
- Ten przeklęty klecha wszystkich załatwił. – Zaczął. Mówił z wyrzutem, pełen złości. - Schowałem się do kapsuły, żeby ratować skórę i jak widać mi się udało.
Nie podobało mi się to. Walczyłem kiedyś z Zealotą i pamiętam chaos, jaki był w stanie wywołać. Ale żeby cały personel? Dziesiątki ludzi, które wyparowały w jednej sekundzie?
- Magia… to wszystko przez nią. – Wytłumaczenie Rufusa było proste. Przerażająco proste. Przełknąłem ślinę i opuściłem Berettę.
- Powiedzmy, że ci wierzę.
- No ja myślę!
Nadęty bufon. Musiałem jednak zachować cierpliwość. Mechanik był jedynym źródłem informacji w tym przeklętym miejscu. Odgarnąłem włosy, zastanawiając się o co jeszcze mogę zapytać.
- Są tu jakieś miejsca szczególnie ważne? Wiesz, gdzie można przetrzymywać ludzi?
Rufus zamyślił się chwilę, mrużąc oczy po czym rzekł.
- Jest poziom trzeci, gdzie prowadzone są najważniejsze badania w Sermorze. Tam również znajduje się zapewne gość odpowiedzialny za zniknięcia...
To było to. Jakieś światełko nadziei w ciemnościach. Serce przyśpieszyło swój rytm.
- Nie proszę ci byś mi towarzyszył, ale jeśli wiesz, jakie zagrożenia tam czyhają, mów teraz!
Dumny towarzysz po raz kolejny wykrzywił usta, przymknął powieki, podrapał się po brodzie i odpowiedział.
- Windy na pewno są już odcięte, ale pewnie wciąż można tam zejść szybem klimatyzacyjnym. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu - To jest, o ile masz jaja spróbować.
Zapowiadało się ciekawie. W tamtej chwili i tak poszedłbym w ciemno. Poprosiłem go, by pokazał mi drogę. Khazarczyk przystopował mnie, dodając.
- Pozwól, że ci coś wyjaśnię – Spuścił wzrok, jakby z pogardą. - Na poziom trzeci schodzą tylko dwa szyby dostarczające świeżego powietrza. Tłoczone jest ono z ogromną prędkością, żeby wszędzie dało się swobodnie oddychać. Nie mam pojęcia, czy w ogóle da się przeżyć wpakowanie się tam.
Jasne, bo nigdy nic nie może być zbyt proste. Jeśli były tylko dwa, musiały być wystarczająco szerokie, by pomieścić człowieka. Zaproponowałem siłowe przerwanie dopływu.
- Odpada. Jeśli zabraknie ci powietrza, udusisz się tam na dole.
Skrzywiłem usta, jednocześnie wydając z siebie dźwięk oznaczający totalną rezygnację i znużenie. Wytężałem szare komórki by wymyślić coś sensownego, ale poza bólem głowy nie osiągnąłem wiele.
- Kombinezon ciśnieniowy?
- Nie żartuj.
- Doprowadzenie prądu do windy?
- Szyby się zawaliły.
Daję słowo, każdy mój pomysł Rufus błyskawicznie odrzucał, podając jakieś uzasadnienie. Przycupnąłem na jakimś kawałku betonu, czując się okropnie. Niewyspanie po raz kolejny dało o sobie znać. Czując narastającą bezsilność, uderzyłem pięścią w pobliski stół. Zrobiłem to z taką frustracją, że aż poszły iskry Elektrycznej Dłoni.
- Albo zaryzykujesz z szybem, albo możesz zapomnieć o trzecim poziomie. Po co w ogóle chcesz się tam ładować? – Zapytał mój rozmówca, który od dłuższej chwili przypatrywał mi się w ciszy.
- Muszę uratować kogoś. Kogoś z twojego kraju, kogo nieopatrznie wplątałem w tą całą zabawę. – Mówiąc to, miałem przed oczami niebieskie oczy Hisany. Miałem już ich nigdy nie ujrzeć? Ta dziewczyna miała by się stać kolejną ofiarą mojego błędu? Nigdy.
- Słuchaj, a gdybym dostał się do windy, na swój sposób? – mówiąc to, opuszki moich palców zamigotały błękitnymi iskierkami.
- Jasne, „na swój sposób” – Zadrwił - słuchaj, jestem mechanikiem i wiem co mówię. Nie dobierzesz się do windy! No, nein, c’est impossible!
Mogłem zrozumieć, że nie ma zasilania, albo przerwał się kabel windy. Ale to jego wzbranianie było mocno podejrzane i działało mi na nerwy. Nie po to przeżyłem katastrofę samolotu, marsz przez dżunglę, dłużącą się wędrówkę przez kanały, by teraz jakiś pyskaty prawie-mechanik mówił mi, że „się nie da”.
- Wszystko się da. Jeśli drogę torują zwały gruzu, rozwalę je, choćbym miał skąpać dłonie we krwi. Jeśli to będzie mur, przebiję go, jeśli przepaść – przeskoczę ją. Gdzieś w jakimś schowku są rękawice? Posłużą mi za izolację, jak będę zsuwał się po kablu do windy…
Normalny człowiek stwierdziłby, że zgłupiałem Psycholog nazwałby to „desperacją” albo „obsesją”. Ja czułem tylko gniew. Miałem ochotę jak najszybciej dorwać tego „speca od znikania” i przekazać mu – dobitnie – co myślę o całej sytuacji. Tudzież zostawić swój podpis na jego twarzy.
- Jesteś szalony, człowieku – Usłyszałem głos Rufusa z tyłu. Zignorowałem go. Po chwili dodał jednak, spokojnym tonem - Wydaje mi się, że dałbym radę wyłączyć zasilanie klimatyzacji. Rezerwowy generator uruchomi się pewnie po minucie. Nie pytaj, dlaczego to robię, bo sam nie wiem. Chyba za długo siedziałem w zamknięciu.
Kiedy uczucie chwilowego szoku minęło, na mej twarzy pojawił się szelmowski uśmiech.
- A widzisz, jak trochę człowiek pomyśli, to wszystko da się zrobić – poklepałem go po plecach - Kto wie, może jeszcze spełnisz dobry uczynek i przyczynisz się do uratowania mieszkanki Khazaru!
- Obym tylko przy okazji nie poświęcił własnej skóry... – Podrapał się po głowie i wyciągnął z kieszeni kilka narzędzi.
- Do roboty, Rufus! Dowiem się, co tu się dzieje, zobaczysz!
Troszeczkę pozmieniałem w paru miejscach dialogi. Nie wpływa to jednak na ogólny sens i przebieg całej rozmowy, gdyż wszystko jest na swoim miejscu. Trochę mi zabrakło weny ale mam nadzieję, że wszystko jest w porządku |
|
|
|
*Lorgan |
#40
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 09-01-2011, 23:58
|
Cytuj
|
Informacje sesyjne
Mapa Sermory (poziom powierzchniowy)
1. Winda nr 1
2. Winda nr 2
3. Baraki wojskowe
4. Budynek straży
5. Kompleks kulturalno-rekreacyjny
6. Przystań
7. Wyspa z ogrodem botanicznym
8. Dział mieszkalny
9. Dział elektrowni
10. Dział mieszkalny II
Piąty etap ukończony. Bez zbędnych ceregieli przechodzimy dalej, bo i tak narosło spore opóźnienie
Z dalszej gry odpadły następujące osoby:
- Kalamir, kiedy pobiła go myszka Miki
Uwagi do graczy, którzy przetrwali piąty etap:
Shiro – Wpisałeś w dialogu dwie swoje kwestie pod rząd, za co odejmuję punkt. Reszta prezentuje się całkiem nieźle - zwłaszcza sposób poradzenia sobie z windą
Pit – Dialogi możesz zmieniać do woli, byleby tylko zachować ich oryginalny sens Wpis bez zarzutów. Proceed.
Coltis – Dokonałeś ciekawego wyboru Twoja postać obdarzona jest nieprzejednaną wolą i ufnością w sposób, w jaki wykreował ją Lumen. Wpis bez zastrzeżeń.
Nagrody otrzymują:
- Shiro Kumori +10 pkt. +10 道力
- Pit +12 pkt.
- Coltis +15 pkt.
Sanbetsu
Shiro Kumori
Khazar, Sermora: poziom -1, aktualnie.
Wreszcie dotarłaś do laboratoriów Sermory. Jako jedyna z całej trójki, zresztą. Nie napawało Cię to jednak dumą, tylko strachem. Genkaku i Curse byli bardziej doświadczonymi agentami, a przytrafiło im się coś niedobrego. Pierwszy zaginął, druga prawdopodobnie nie żyje. Jakie inne można znaleźć wytłumaczenie dla nieruchomego punktu w beeperze, jaki teraz stanowiła?
Ostrożnie ruszyłaś przed siebie. Korytarze wyglądały, jakby opuszczono je w pośpiechu. Na stołach walały się papiery i drobne narzędzia. Gdzieniegdzie stały nawet kubki pełne kawy. Nie były to rzeczy na tyle wartościowe, żeby zabierać je ze sobą do Sanbetsu. Misja trwała więc dalej.
Minęłaś po drodze kilka pomieszczeń, lecz postanowiłaś do nich nie zaglądać. Po pierwsze, zmarnowałaś już wystarczająco dużo czasu próbując dostać się pod ziemię, po drugie prawdziwe skarby musiały być znacznie lepiej chronione i po trzecie, nieprzyjaciele mogli w każdej chwili odkryć Twoje położenie. Nie zamierzałaś im tego ułatwiać.
Ostatecznie dotarłaś do pancernych drzwi, opisanych "zbrojownia". Były zamknięte, lecz postanowiłaś poradzić sobie z tym problemem. Znajdujące się wewnątrz przedmioty mogły znacznie ułatwić Twoje zadanie.
Instrukcje
Czujesz się zbyt słabo wyposażona, żeby zwiedzać kolejne poziomy podziemnego kompleksu. Znajdź sposób, żeby włamać się do zbrojowni Sermory. Zakończ wpis na tym, jak otwierasz drzwi.
Pit
Khazar, Sermora: poziom -2, aktualnie.
Szliście z Rufusem w milczeniu aż do pomieszczenia z wielkim transformatorem. Wtedy usłyszałeś:
- Tutaj się rozdzielamy. Będę potrzebował pięciu minut na odnalezienie i odłączenie właściwych przewodów. Kiedy padnie klima, musisz od razu wskoczyć do szybu. Będziesz miał równe sześćdziesiąt sekund, więc nie spieprz tego.
- Gdzie jest szyb? - Zapytałeś.
- Idź korytarzem do końca prosto, później w lewo. Będzie to szeroka, przezroczysta rura z włazem. Nie otwieraj go, aż przestaniesz słyszeć charakterystyczny szum powietrza, bo rozprężenie zrobi Ci większą krzywdę niż ten przeklęty klecha na dole.
Już chciałeś ruszać, kiedy coś Cię tknęło.
- Rufus... - zacząłeś.
- Tak? - Mężczyzna zaczynał już oględziny transformatora, który miał wyłączyć.
- Czego właściwie ten zealota może szukać na dole?
- Nie mam pojęcia.
Odpowiedź padła praktycznie bez żadnego namysłu. Czyżby mechanik kłamał? Jeśli tak, jaką prawdę ukrywał? Nie pozostawało nic innego, jak dostać się na poziom trzeci i zobaczyć wszystko na własne oczy.
Do szybu dotarłeś trzymając się wskazówek. Zajęło Ci to około trzech minut, więc miałeś chwilę, by rozejrzeć się po okolicy. Wszędzie stały ogromne generatory i inne urządzenia elektryczne. Nie ulegało wątpliwości, że to miejsce jest sercem Sermory. Gdyby coś tu się stało, laboratorium oraz miasto zostałyby bez prądu... lub wyleciały w powietrze. Nagle zdałeś sobie sprawę, że szum powietrza wewnątrz szklanej rury ustał. Szybko przekręciłeś właz i odłożyłeś go na podłogę.
- Hisana - szepnąłeś. - Idę po ciebie.
Instrukcje
Jeżeli schodzisz w dół, opisz perypetie w szybie (rura nie jest przeznaczona do tego, by ktoś w niej łaził), zniszcz lub schroń się przed aktywnymi działkami strażniczymi w sali, od której rozpoczniesz zwiedzanie -3 oraz przeprowadź walkę z zaawansowanym technologicznie robotem ochronnym (wymyśl go od podstaw, żeby było ciekawiej ).
Jeżeli postanowisz pozostać na poziomie -2, skonsultuj ze mną, co pragniesz zrobić.
Babilon
Coltis
Khazar, Sermora: poziom -2, aktualnie.
Korytarz był mocno oświetlony i długi. Wzdłuż ścian, co kilkanaście metrów znajdowały się drzwi bez żadnych oznaczeń.
Na tym poziomie ktoś był, czułeś to w kościach. Wrażenie było bardzo silne, mimo że niczym niepoparte.
- Coś się stało? - Zapytał Rufus. - Dziwnie wyglądasz.
- Można sprawdzić ile osób jest na tym poziomie?
Naukowiec zawahał się, podrapał po brodzie, po czym stwierdził:
- Nie mam dostępu do czujników, ale z moimi uprawnieniami powinienem móc zalogować się do głównego serwera monitoringu. Gdzieś w pobliżu powinien być panel kontrolny. Jeżeli chcesz, możemy go poszukać.
Na znak zgody lekko kiwnąłeś głową i ruszyliście dalszą w drogę.
Panel znaleźliście kilkanaście metrów dalej, w małym pomieszczeniu z biurkiem i przeszkloną szafką wypełnioną fiolkami. Okazało się nim prostokątne pudło z klawiaturą i małym wyświetlaczem, przymocowane do ściany na wysokości około półtorej metra.
Rufus wstukał kilka komend i ze zdziwienia uniósł brew.
- Nie mogę się zalogować, bo ktoś inny korzysta z mojego konta. Nie mam pojęcia jak to możliwe. Chy...
- Cicho - przerwałeś, unosząc rękę.
Wsłuchałeś się w otoczenie.
- Kroki - stwierdziłeś. - Słyszę kroki.
- To pewnie ochrona. Wiedzą, że to jesteśmy.
- Zajmę się tym. Nie waż mi się wychodzić z tego pokoju, jeśli masz drobinę oleju w głowie.
Naukowiec zrobił dziwną minę i odchrząknął.
- Nigdzie nie pójdę.
Odgłosy kroków doprowadziły Cię do dwuskrzydłowych drzwi, za którymi odkryłeś ciemny pokój. Był duży i miał kształt koła. Przy ścianie znajdowało się mnóstwo zaawansowanej aparatury elektronicznej, zaś na środku, podniesiony pod sam sufit, przezroczysty klosz. Szybko zwróciłeś uwagę na wyjścia. Były one trzy, rozlokowane z różnych stron. Wytężyłeś słuch.
Instrukcje
Z drzwi najbardziej na lewo od wejścia niebawem wyłoni się przeciwnik. Pokonaj go i wróć po Rufusa, który przywita Cię podekscytowany odkryciem dokonanym pod Twoją nieobecność
|
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|