Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Grochu vs Rooster - walka 1
 Rozpoczęty przez »Rooster, 27-10-2010, 23:17
 Zamknięty przez Lorgan, 08-11-2010, 16:49

8 odpowiedzi w tym temacie
»Rooster   #1 
Agent


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 52
Wiek: 35
Dołączył: 19 Wrz 2010
Skąd: inąd

Rooster
Grochu


Walka 2.: Bleed the freak


Babilon, prowincja Aztecos

Sid Wildfury wisiał głową w dół, a trzymające go łańcuchy boleśnie wrzynały się w ciało. Krew ściekająca z licznych ran zalewała mu twarz, wdzierała się do nosa i oczu, wsiąkała we włosy. Krople skapywały na podłogę i krzepły, zlewając się w jedno z pokrywającą posadzkę brunatną skorupą. Najwyraźniej szaman nie był pierwszą osobą, którą babilońscy zeloci ugościli w podobny sposób.
Dwóch babilończyków stało teraz kilka kroków od niego. Jeden - brunet pod czterdziestkę z szerokim podbródkiem - oparł się plecami o betonową ścianę i palił papierosa z obojętną miną. Jego towarzysz z kolei, chudzielec o mysich włosach, był wyraźnie niezadowolony z obecności w tym miejscu. Przestępował z nogi na nogę, ręce drżały mu lekko. Co chwila spoglądał na więźnia i natychmiast odwracał wzrok, jakby nie mógł znieść tego co widzi.
- Jakiś problem, Antoine? – spytał brunet z udawaną troską.
- Ależ nie, nie... Nic takiego, naprawdę – myszaty uśmiechnął się wymuszenie i pobladł.
- Bracie Feliksie? – zagadnął po chwili.
- No?
- Czy to jest naprawdę konieczne?
- Co masz na myśli?
- Chodzi mi o to... Kiedy brat Scordare przyprowadził więźnia, powiedział, że mamy go przesłuchać...
- Przecież przesłuchujemy - brunet uśmiechnął się szelmowsko. - Przeszkadza ci tych parę dziurek, które mu zrobiłem? Rząd już dawno zaaprobował użycie perswazji fizycznej przy wyciąganiu informacji od szpiegów.
- Ale jak mamy wyciągnąć z niego jakieś informacje, skoro nawet nie zdjąłeś mu knebla? Brat Scordare powiedział...
- Gówno mnie obchodzi co powiedział ten szczeniak, który sam o mało nie skończył w sanbetańskim kiciu! – przerwał Feliks ze złością. – Nie będzie mi byle świeża wydawał poleceń! I nie obchodzi mnie kim była jego babka, mogłaby być nawet kardynałową. A od tego ścierwa – tu wskazał na Grocha – i tak nie dowiemy się niczego nowego. Przesłuchiwanie go byłoby stratą czasu. Słyszałeś jak został schwytany? Był tak napruty, że ledwo mógł utrzymać równowagę! To nie jest żaden szpieg. To włóczęga, bumelant, śmieć, którego wyparł się własny rząd i społeczeństwo.
Szaman chciał powiedzieć, że było akurat odwrotnie, ale knebel wciśnięty niemal do gardła zamienił jego słowa w niezrozumiały charkot. Antoine musiał wziąć ten dźwięk za skargę cierpiącego, bo powiedział:
- To nie lepiej go po prostu zabić, szybko i bezboleśnie?
- A coś ty taki humanitarny? – zaśmiał się brunet. – Bez obaw. Jeść go nie będziemy, nie musi być koszerny. Poza tym interesuje mnie jako obiekt doświadczalny. Być może zauważyłeś, że pomimo niewygodnej pozycji i licznych ran nasz gość nie krwawi tak obficie jak można by się spodziewać. Ba, on wciąż zachowuje przytomność! Dlaczego tak się dzieje? – to pytanie wypowiedziane zostało w taki sposób, że chudy zaelota poczuł się jak uczeń przyłapany przez profesora. Zaskoczony nie wiedział co powiedzieć, więc tylko wzruszył ramionami.
- Oj, bracie Antoine... I to ciebie przysłali tu jako konsultanta z oddziału medycznego? – Feliks żartobliwie pogroził koledze palcem i przeszedł do wyjaśnień. – Ten tu jegomość od samego początku naszej małej zabawy pozostaje w stanie szczątkowej transformacji. Wniosek z tego taki, że po przemianie albo potrafi częściowo regenerować uszkodzone tkanki, albo jego organizm w jakiś sposób tamuje upływ krwi. Chcę sprawdzić, która odpowiedź jest prawidłowa.
- Patrząc jak się wykrwawia na śmierć?! – Antoine najwyraźniej tracił panowanie nad sobą. Feliks wyprostował się i spojrzał na młodszego zaelotę z góry.
- Zdaje się, że nie rozumiesz pewnych kwestii, smarkaczu. – przemówił lodowatym tonem. – Pozwól, że ci wyjaśnię: w Babilonie mieszka około pięciuset milionów ludzi, z czego zeloci stanowią niewiele ponad jeden procent. Zakłada się, że w Khazarze proporcja zwykłych śmiertelników do szamanów wygląda podobnie, zwróć jednak uwagę, że sam kontynent khazarski jest dwa razy większy od naszego. Tylko Najwyższy może wiedzieć ilu tych dzikusów się tam gnieździ. Przyjmijmy ten optymistyczny wariant, że tylko jeden na stu khazarczyków dał się opętać demonowi. Przyjmijmy również, że jeden na stu szamanów wyszedł ponad początkową transformację. Nawet w tej sytuacji mogliby nas zgnieść samą przewagą liczebną. A czy wiesz jak odmienne formy potrafią oni przybierać? Trudno znaleźć dwóch, których przemiany są choć trochę podobne, ale wierz mi, że to wszystko są twarde sukinsyny, niemal nie do zatłuczenia. A teraz popatrz – zaelota chwycił Sida za włosy i uniósł jego głowę tak, by Antoine mógł widzieć pożółkłe źrenice szamana. – Patrz czym jest to, czego tak bronisz. Myślałeś, że ujmujesz się za człowiekiem, ale spójrz w te dzikie, wypełnione nienawiścią oczy. To bestia, która z rozkoszą rozerwałaby ci gardło. Toteż, odpowiadając na twoje pytanie: tak, spuszczę z tego odmieńca krew do ostatniej kropli i nawet nie drgnie mi powieka, jeżeli to pomoże chronić mój lud. Na razie jednak – zakończył już spokojniej Feliks - chodźmy stąd, na wyniki i tak pewnie poczekamy do rana.
To mówiąc podszedł do stalowych drzwi, otworzył je, przepuścił młodszego zaelotę przodem, po czym sam opuścił pomieszczenie.
Grocha opadły niewesołe myśli. Sytuacja w jakiej się znalazł była najtrudniejszą w jego życiu. Był kompletnie unieruchomiony, łańcuchy trzymały mocno. O ich rozerwaniu nie było co marzyć. Wolał oszczędzać siły na utrzymywanie transformacji, dzięki niej mógł dłużej pozostać przy życiu. Może jeszcze nadarzy się jakaś okazja...
Jak na zawołanie zazgrzytały zamki i drzwi uchyliły się. W progu stanął chudy zaelota, Antoine. Przez dłuższą chwilę nie ruszał się, patrząc Sidowi w oczy. Wyraźnie się przed czymś wahał. W końcu podszedł. Zatrzymał się dwa kroki od wiszącego więźnia i powiedział cicho: - To co powiedział Feliks jest zapewne prawdą. Przynajmniej w większości. Jednak ja zostałem zaelotą, bo wierzę, że pokój i przyjaźń między narodami są bliskie sercu Najwyższego, a każdy wierny powinien miłować bliźniego, nie patrząc z jakiego kraju się wywodzi – przerwał, odetchnął ciężko i dodał – Nie mogę zapobiec twojej śmierci, ale spróbuję ulżyć twemu cierpieniu.
To mówiąc dotknął szamana i wyszeptał inkantację. Grochu poczuł lekki zawrót głowy, a po chwili wszystkie jego rany się zasklepiły. Niesamowita ulga wypełniła całe jego ciało. Zaelota zaszedł z drugiej strony i Sid nie widział co tam robił, ale nagle poczuł, że trzymające go łańcuchy rozluźniły się nieco. Wildfury nie czekał. Wyczuł okazję i musiał ją wykorzystać. Wyszarpnął rękę, silnym skrętem bioder obrócił się na łańcuchu i pazurami rozpłatał Antoine’owi gardło. Chłopak zacharczał, złapał się za ranę i upadł na plecy.
Grochu w tym czasie wyplątał się z łańcuchów i również wylądował na posadzce. Całe ciało miał zdrętwiałe i kręciło mu się w głowie. W dodatku czuł się podle. Żałował, że musiał zabić młodego zaelotę, który się nad nim ulitował. Wiedział jednak, że było to konieczne. Zadziałało prawo dżungli i wola przetrwania. Nie myśląc o tym dłużej zebrał się w sobie i ruszył do wyjścia.


- Jak to uciekł?! – zaelota Feliks Kreuzberg dawał upust swej wściekłości, drąc się do słuchawki. – Było was sześciu i nie byliście w stanie złapać jednego zapchlonego khazarczyka?! Poślę was wszystkich pod sąd, klnę się na... Gdzie on teraz jest?
- Przycisnęliśmy kogo się dało - dowódca oddziału pościgowego odpowiadał nerwowo. – Świadkowie twierdzą, że człowiek odpowiadający rysopisowi zaokrętował się dwa dni temu na statek przemytniczy płynący do Ishimy. W tej chwili są już pewnie poza naszymi wodami terytorialnymi.
- Do Ishimy mówisz...? - Kreuzberg zastanowił się, a po chwili dodał: - Dobra, możecie wracać, załatwię to inaczej.
Rozłączył się, po czym wybrał inny numer.
- Halo? Witaj Gregor, potrzebuję od ciebie namiar na tego przekupionego szpiega z Sanbetsu. Sprawa jest pilna...

Ishima, cztery dni później

Od akcji z zaelotą Draxem minął ponad miesiąc, a Rooster nadal całymi wieczorami przesiadywał na parapecie wyczekując wiadomości z Agencji. Telefon niestety milczał. Jerry z każdym dniem tracił nadzieję na poprawę swej sytuacji. Wciąż jednak pamiętał o obietnicy jaką dał mu Martin, jego bezpośredni przełożony. „Odezwę się dopiero jak będzie coś ciekawego” powiedział, kiedy rozmawiali ostatnim razem. To było jakiś tydzień po tamtej robocie.
Jerry czekał więc, dzieląc czas na wytężone treningi w ciągu dnia i dekadenckie chlanie na umór wieczorem. W wolnych chwilach bawił się w strącanie przelatujących za oknem ptaków przy pomocy uderzeń energii.
W końcu telefon zadzwonił.
- No, Kogucie, mam coś dla ciebie – Martin zdawał się być bardzo z siebie zadowolony.
- Nie spieszyłeś się zbytnio – stwierdził Rooster z przekąsem.
- Nie bądź niewdzięczny. Wiesz jak walczyłem żeby dali to zadanie właśnie tobie?
- Na pewno byłeś dzielny. Możemy przejść do rzeczy?
- Uwierz mi, że ci się spodoba. Sprawa wygląda tak: dwa dni temu jeden z naszych szpiegów stacjonujących w Babilonie poinformował nas, że w kierunku Ishimy płynie statek z najprawdziwszym szamanem na pokładzie. Z gościa jest ponoć niezły kosior, w Babilonie puścili za nim list gończy za zabicie zaeloty.
- No popatrz, to może za moją głowę też tam wyznaczyli cenę? – zakpił McCready.
- Wiesz, technicznie rzecz biorąc, ty nie zabiłeś tamtego typa – entuzjazm Martina nieco opadł. – Kiedy nasi przybyli zabezpieczyć teren znaleźli tylko trupa dziewczyny, a babilończyk zniknął. Bądźmy ze sobą szczerzy: w pewnym sensie skrewiłeś w tamtej akcji. Dlatego tak trudno było mi coś dla ciebie znaleźć. Ostatecznie jednak udało mi się przekonać górę, że masz potencjał i proszę bardzo: oto twoja okazja żeby się odkuć. Swobodnie biegający szaman został uznany za zagrożenie dla społeczeństwa, a ty masz to zagrożenie zlikwidować. Jakieś pytania?

***


Doki Ishimy, pracujące bez przerwy dzień i noc, były spełnieniem koszmarów każdego logistyka. Setki statków, tysiące kontenerów, setki tysięcy ludzi i miliony towarów przewijających się tędy każdego dnia dawało plątaninę tak wielką, że niejeden superkomputer nie był w stanie jej okiełznać. To z kolei rodziło znaczny margines błędu. Tymi, którzy najbardziej korzystali na takim stanie rzeczy byli oczywiście przemytnicy.
Czarny rynek w Strefie Wymiany przechodził swój złoty wiek, a sprzedawano tam dosłownie wszystko. Rzadkie okazy fauny i flory z Khazaru, relikwie i dzieła sztuki z Babilonu, modyfikowane wersje broni i ekwipunku z Nag. A także ludzi. Niejeden sanbetański przedsiębiorca był gotów słono zapłacić za „tanią siłę roboczą”.
Pozyskiwaniem tego typu ekskluzywnego towaru zajmowali się profesjonalni łowcy głów. Mamili swoje ofiary obietnicami pracy, lepszych warunków bytowych, czy też ucieczki przed uciskiem ze strony rządu i proponowali tani transport dla całych rodzin. Nieszczęśnicy, którzy dali zwabić się na statek mający zawieźć ich do lepszego świata byli więżeni i okradani ze wszystkiego co mieli, a następnie przewożeni do Ishimy w koszmarnych warunkach.
Właśnie takim procederem parała się załoga „Błękitnego Łabędzia”, niemłodej już krypy średniego tonażu, która tego wieczora zawinęła do Ishimy z nową dostawą żywego towaru. Rooster, obserwujący uwijających się przy linach marynarzy z pewnej odległości, nie mógł o tym wiedzieć. Poza tym interesował go tylko jeden pasażer, którego jednak nie mógł póki co dostrzec w bladym świetle nabrzeżnych latarni. Agent zaczaił się w cieniu budynku i czekał.
Kapitan z bosmanem udali się do kapitanatu załatwić formalności i wręczyć kilka łapówek. Tymczasem załoga w sile dwudziestu ludzi zeszła na ląd i gromadnie ruszyła do najbliższej knajpy, przekomarzając się, opowiadając sprośne historie i śmiejąc się tak głośno, jak tylko morska brać potrafi. Jerry wyłowił w grupie marynarzy postać pasującą do opisu jaki dostał od Martina i podążył w ślad za nimi.
Lokal jaki wybrali sobie łowcy niewolników był typową mordownią – ciemną, brudną, z szemraną klientelą, nędzną obsługą i jeszcze nędzniejszym sikaczem sprzedawanym jako piwo. Tym ludziom zdawał się jednak odpowiadać. Szybko rozsiedli się przy stolikach i zaczęli jeden przez drugiego zamawiać wszelkiej maści alkohole. Festiwal śmiechów i obsceniczności przybrał na sile, wzbogacany co chwila o rubaszne przyśpiewki.
McCready ostrożnie wszedł do knajpy i zajął miejsce w kącie. Dla niepoznaki zamówił piwo, którego jednak prawie nie tykał. Za to papierosy palił jeden za drugim. Kątem oka obserwował co się działo na sali.
Człowiek, na którego wcześniej zwrócił uwagę, siedział teraz cztery stoliki dalej w towarzystwie trzech innych marynarzy. Nie brał udziału w rozmowie, bez słowa przyjmując kolejne kolejki stawiane przez towarzyszy. Jego poznaczona bliznami twarz, choć początkowo zupełnie pozbawiona wyrazu, z każdym wypitym piwem nabierała dziwnie przerażających cech. Zdawał się być nieobecny duchem, nie odpowiadał na pytania i zaczepki, wzrok wlepił w jeden punkt, usta wykrzywiał w pozbawiony wesołości uśmiech.
Rooster siedział spokojnie, czekając na rozwój wypadków. Sytuacja jednak nie zmieniała się, aż do momentu, gdy w drzwiach knajpy stanął kapitan, witany radosnymi okrzykami. W tym momencie domniemany szaman jakby się przebudził. Podniósł się z krzesła, podszedł do kapitana i zagadnął go, uśmiechając się.
- Kapitanie! Można na słówko?
- Jasne, Sid – kapitan tryskał dobrym humorem. – O co chodzi?
Mężczyzna nazwany Sidem nachylił się i szepnął mu coś do ucha. Twarz kapitana przeszła serię gwałtownych przemian, od radosnego uśmiechu, przez kompletne zaskoczenie, aż do krańcowej wściekłości.
- Coś ty powiedział, przybłędo jeden?!
- Powiedziałem, żebyś wypuścił wszystkich ludzi, których więzisz na swoim statku, albo ty i twoja załoga pożałujecie, że mnie kiedykolwiek spotkaliście –powtórzył spokojnie Sid.
Na sali zapadła całkowita cisza, wszyscy wlepili wzrok w tego niezbyt wysokiego człowieka, który przez ostatni tydzień był jednym z nich. Wreszcie sam bosman, prawie dwumetrowy kolos o posturze niedźwiedzia, zbliżył się do niego i powiedział:
- Zważaj na słowa, synku, albo sam ci przytrę nosa.
- Tak mówisz, mięśniaku? – Sid wyglądał na podekscytowanego. – Nie ma sprawy, możemy potańczyć. Już dawno nie obiłem komuś ryja. Chodź, zabawimy się w wymianę, po jednym uderzeniu. Proszę bardzo, ty zaczynasz – założył ręce za plecy i nadstawił policzek.
Rooster przyglądał się całej sytuacji z umiarkowanym zainteresowaniem. Jeśli ten człowiek faktycznie był szamanem, bosman nie miał szans.
Pierwszy oficer niewolniczego brygu nie zdawał sobie jednak sprawy z niebezpieczeństwa. Zaśmiał się tylko, wziął szeroki rozmach i uderzył z całej siły. Sid poleciał dobre dwa metry do tyłu, niszcząc część wyposażenia lokalu. Marynarze wybuchnęli gromkim śmiechem, gratulując bosmanowi kolejnego w jego karierze błyskawicznego knock-out’u. Jak się okazało - przedwcześnie. Śmiech zamarł im w gardle, gdy Sid podniósł się z podłogi. Chwycił z pobliskiego stolika kufel, opróżnił go trzema łykami, stanął ponownie przed rosłym marynarzem i powiedział: - Moja kolej.
Szkło rozprysło się na wszystkie strony, gdy kufel zmiażdżył mięsistą twarz bosmana, a on sam zwalił się jak długi i tak już pozostał. Grobowa cisza zaległa w całej knajpie. Oczy Sida lśniły przerażającym żółtym blaskiem, gdy odwrócił się w stronę kapitana.
- Jutro wszyscy mają być wolni. Jeżeli jeszcze komuś coś się nie podoba, to czekam na zewnątrz – powiedział i wyszedł.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie poruszył. Dopiero po kilku minutach marynarze zabrali się za opatrywanie rannego bosmana. Rooster w tym czasie dopił piwo i również opuścił lokal.
Padał deszcz. Jerry rozejrzał się wokół i dostrzegł sylwetkę szamana skręcającego w uliczkę kilkanaście metrów dalej. Naciągnął kaptur i ruszył jego śladem, powoli zmniejszając dystans. Śledził go przez dobry kwadrans. Sid szedł jakby bez celu, klucząc ciemnymi zaułkami, wybierając kierunki w sposób całkowicie losowy. Wreszcie dotarli do części magazynowej, gdzie stały rzędy kontenerów ustawionych jeden na drugim, a nad górowała wielka sylweta latarni morskiej. Z oddali dobiegały odgłosy pracujących dźwigów, wózków widłowych i ludzi, ale w okolicy nie było ani żywej duszy. Teren był bardzo skąpo oświetlony. Szaman wszedł między kontenery i zniknął agentowi z oczu. Jerry przyspieszył kroku, bojąc się, że go zgubi.
Mijał kolejne zakręty, aż nagle stanął oko w oko z przeciwnikiem.
- Widziałem cię w barze – powiedział beznamiętnie Grochu. – Czego chcesz?
- Eee.. No cóż... Prawdę mówiąc... – McCready nie wiedział co powiedzieć.
- No, co? Chcesz się bić, tak? Zawsze kiedy pokazuję sztuczkę z wymianą znajdzie się jakiś głąb, który sądzi, że jest w stanie mnie pokonać. Dobra, wal. Ale pamiętaj, że Sid Wildfury nie ma litości dla słabiaków. Jeżeli nie położysz mnie jednym strzałem, ja zrobię to z tobą – to mówiąc nadstawił policzek w stronę agenta.
Rooster był w lekkim szoku. Pierwszy raz w życiu ofiara sama prosiła go, aby ją uderzył. Zaśmiał się w duchu, wziął zamach, skumulował energię i zadał cios.
Moc, z jaką energia Ten rozładowała się na podbródku szamana, wyrzuciła go w powietrze, obróciła o sto osiemdziesiąt stopni i cisnęła w odległy o pięć metrów kontener. Sid osunął się na ziemię, pozostawiając w blasze głębokie wgniecenie. Jerry, dla którego pojedynek był skończony, odpalił papierosa i uniósł twarz ku spadającym kroplom. „Najszybsza egzekucja na świecie” pomyślał, zaciągając się dymem.
- Moja kolej – usłyszał nagle, a serce stanęło mu na moment. Był tak zaskoczony, że nie zdążył zareagować.
Prostopadły kopniak w żołądek zwalił go z nóg i wycisnął powietrze z płuc. Agent dłuższą chwilę tarzał się po mokrej ziemi, nie mogąc złapać oddechu. W tym czasie Sid obmacywał szczękę i kręcił głową na wszystkie strony, a w karku chrupały mu przeskakujące kręgi szyjne. W końcu Jerry, dysząc ciężko, podniósł się z klęczek, a Grochu wyprostował się.
- Masz niezłe pociągnięcie, chłopcze. Nadczłowiek, co? – szaman wykrzywił twarz w paskudnym uśmiech, ukazując wydłużone kły. – Nigdy jeszcze nie widziałem żadnego z was.
- I jak pierwsze wrażenie? - Rooster trzymał się za brzuch, wciąż dochodząc do siebie.
- Obiecujące. Aż szkoda, że wszyscy jesteście rządowymi marionetkami. To oni cię przysłali?
- Ależ skąd, śledziłem cię wyłącznie w celach towarzyskich – zakpił agent.
Khazarczyk skoczył na niego bez ostrzeżenia, celując pazurami w szyję. Jednak tym razem Jerry był przygotowany. Zamarkował krótki cios w kierunku szarżującego szamana i uwolnił ładunek energii, która zdmuchnęła przeciwnika w locie. Trening z ptakami okazał się przydatny.
- Hola, o przytulaniu nie było mowy – Rooster uśmiechnął się prawym kącikiem ust i wyciągnął swoje kastety. – Ale z chęcią poznam twoje wnętrze.
Doskoczył do przeciwnika i zawirował w śmiertelnym tańcu tnąc z dołu, dźgając z góry i dziobjąc z boków. Wildfury ledwo zdążył się podnieść i zasłonić przed pierwszym spadającym ciosem, lecz niewiele mu to pomogło. W porównaniu z szybkim jak błyskawica agentem był powolny i ociężały niczym żółw. Mógł tylko osłaniać najwrażliwsze punkty, ale wówczas ostrza dotkliwie raniły mu dłonie i ramiona, a i tak większość ataków doszła celu. Całe ubranie miał zabarwione na czerwono, w kałuży u jego stóp krople deszczu mieszały się z krwią.
W końcu jednak udało mu się przerwać tę morderczą serię. Nagłym skrętem bioder uniknął ciosu w tchawicę, złapał nadgarstek Jerry’ego i pociągnął, wytrącając go z równowagi. Drugą ręką uderzył agenta w twarz. Następnie kopniakiem pod kolano posłał go na klęczki i jeszcze raz dał mu w zęby. McCready uwolnił rękę i odturlał się na kilka metrów. Gdy znów stanął na nogi, Sida nie było w zasięgu wzroku. Zniknął w ciemnych alejkach między kontenerami.
- W takim stanie daleko nie uciekniesz, odmieńcu! – krzyknął w ciemność Rooster, mając nadzieję, że przeciwnik odpowie i zdradzi głosem swoją lokalizację. Jednak szaman albo był na to zbyt bystry, albo nie miał już siły krzyczeć. Trzeba było zaryzykować. Jerry otarł cieknącą z wargi krew i zanurzył się w mroku.
Skradał się między filarami z blachy, rozglądając się i nasłuchując bacznie. Podążał za krwawym śladem, ukazującym się na krótką chwilę, gdy światło latarni morskiej dopełniało kolejnych okrążeń. Nagle usłyszał nad sobą wściekły ryk, a ze szczytu najbliższego kontenera spadła na niego mroczna sylwetka i przygwoździła go do ziemi.
Grochu wgryzł się w jego prawy bark i szarpał ciało swoimi zwierzęcymi kłami. Po chwili podniósł się, złapał obolałego i ledwo przytomnego agenta za włosy i mocnym szarpnięciem zmusił do wstania. Następnie, nadal trzymając za rozmokniętego irokeza, pociągnął go silnie i z rozmachem uderzył jego głową o ścianę kontenera. Kilkukrotnie. Ze złamanego nosa buchnęła krew.
Rooster zwisł bezwładnie w rękach szamana, który teraz ściskał jego gardło. Przed oczami miał mroczki, nie mógł oddychać ani przełknąć spływającej do gardła krwi.
- Wiedz, że nie jesteś pierwszym, który próbował wykrwawić tego „odmieńca”, gnojku – wycedził Sid przez zaciśnięte zęby. – Myślisz, że akurat tobie się uda? Zresztą, jakie ty masz prawo żeby nazywać mnie odmieńcem, hę?
W odpowiedzi Jerry uniósł kastety i dźgnął go w boki, z dwóch stron naraz. Szaman zawył i zwolnił chwyt, dając agentowi możliwość wyrwania się. McCready skoczył na równe nogi i pobiegł, zataczając się. Słyszał za sobą wściekłe wycie i ciężkie kroki khazarczyka.
Nie zatrzymywał się, dopóki nie dotarł do solidnych, metalowych drzwi latarni morskiej. Wyrwał je z zawiasów wraz z kawałkiem ściany przy pomocy kopniaka wzmocnionego energią Ten. Wpadł do środka i ruszył w górę po spiralnych schodach.
Latarnia była w stu procentach zautomatyzowana, nie było tu nikogo z obsługi. Obecnie służyła za wielki przekaźnik satelitarny, ale wielką obrotową lampę na szczycie zachowano jako swoistą atrakcję turystyczną. Przeskakując kolejne stopnie Rooster słyszał buczenie transformatorów i chrobot mechanizmu obrotowego.
Wreszcie dotarł na szczyt. Stanął na chwilę, łapiąc oddech. Następnie otworzył drzwi na galeryjkę, stłukł żarówkę i zaczaił się w mroku. Po kilku minutach usłyszał sapanie i szybkie kroki na schodach. Nagle szaman zwolnił, widząc panującą na szczycie ciemność. Parsknął pogardliwym śmiechem.
- Chciałeś mnie przechytrzyć, ale zapomniałeś, że jestem wstrętnym odmieńcem i doskonale widzę w ciemności – mówił, pokonując kilka ostatnich stopni. – Poza tym twój odór jest tak silny, że nawet w szambie nie mógłbyś się ukryć. Twoja pułapka nie zadziałała – zakończył stając na wprost czekającego agenta.
- No patrz, a mimo to mam cię dokładnie tam, gdzie chciałem – odparł Jerry z uśmiechem.
Fala uderzeniowa wyrzuciła Grocha przez drzwi. Poleciał wprost na barierkę, która złamała się pod wpływem uderzenia i szaman spadł poza podest galeryjki. Rooster czym prędzej podszedł do krawędzi i spojrzał w dół, ale przez zacinający deszcz ciężko było cokolwiek zobaczyć. Dla pewności obszedł całą galeryjkę, by upewnić się, czy jego przeciwnik jakimś cudem nie przeżył. Słusznie zrobił, jak się okazało.
Gdy kończył okrążenie ujrzał Sida gramolącego się z powrotem na podest. Skoczył na niego, wściekły i gotów na wszystko, byle zabić tego cholernego, upartego, niezniszczalnego szamana. Zwarli się we wściekłych zapasach i razem polecieli poza krawędź galeryjki.
Spadali, mocując się ze sobą, gryząc, drapiąc i tłukąc na oślep. Wzburzone wody Wielorybiej Zatoki były coraz bliżej. Wreszcie, zaledwie kilka metrów nad poziomem morza, Rooster oderwał się od swego przeciwnika i odbił od niego, uwalniając resztki energii jaką mógł jeszcze wykorzystać. Skutek był taki, że spowolnił własny upadek, jednocześnie zwiększając siłę z jaką Wildfury uderzył w wodę. Nie zdążył zobaczyć, jaki efekt odniosło to na samym Grochu, ale miał szczerą nadzieję, że miażdżący. I że fale cisną go na skały i połamią mu wszystkie kości. I że zostanie karmą dla rybek w tej cholernie zimnej wodzie. I że już nigdy nie będzie musiał oglądać jego parszywej gęby.
Podobnymi myślami dodawał sobie sił, walcząc z prądem i płynąc w kierunku plaży, która brała swój początek u stóp latarni. Wycieńczony i okropnie przemarznięty dotarł do brzegu, gdzie zaległ na piasku oddychając ciężko. Leżał z zamkniętymi oczami i wsłuchiwał się w szum morza. Nagle przez odgłos fal przedarł się inny dźwięk. Rooster gwałtownie otworzył oczy i uniósł się na łokciach. Jego podejrzenia potwierdziły się: kaszląc i jęcząc z wody wyczołgiwał się Sid.
Zimna furia odebrała mu rozum. Powstał, stękając i chwiejąc się, i z rykiem ruszył na znienawidzonego szamana. Dopadł go, gdy ten wyszedł już całkowicie na piasek. Kopniakiem w brzuch przewrócił go na plecy, po czym usiadł na nim i jął okładać go pięściami w twarz.
- Zgiń! Wreszcie! Ty! Pieprzony! Nieśmiertelny! Sukinsynu! – każdemu wykrzyknieniu towarzyszyło wściekłe uderzenie.
Dopiero po chwili Jerry zorientował się, że człowiek leżący pod nim jest nieprzytomny. Z ust ciekła mu krew, zęby wróciły do normalnych rozmiarów, a oczy nie były już żółte. Pulsu nie był w stanie wyczuć. Czyżby się udało? Czy w końcu go zabił? Kulka w czoło rozwiałaby wątpliwości, ale Glocka zgubił w wodzie, podobnie jak kastety. Pozostawało tylko zadzwonić do Martina i zostawić sprawę chłopakom z Agencji. W tym celu musiał się pofatygować do budki telefonicznej...

***


- Właśnie przeczytałem twój raport! Niesamowita historia! – głos przełożonego jak zwykle był nad wyraz entuzjastyczny.
- Daj spokój, w życiu nie miałem tak niewdzięcznej roboty.
- Przyzwyczajaj się! Topowi agenci dostają tylko takie zadania, a ty jesteś na dobrej drodze, by do nich dołączyć.
- Nie ma problemu. Całe szczęście, że już nigdy nie spotkam tego gościa.
- Pewnie, że nie. Chłopaki z kontrwywiadu się nim zajęli, a oni nie lubią się dzielić. Ciekawe co uda im się z niego wycisnąć...
- A co można wycisnąć z trupa? Jakieś gluty najwyżej, hehe...
- Jakiego trupa? Przecież on żyje.
- Co takiego?!
- No, żyje, choć niewiele mu brakowało. Prawie się wykrwawił. Ale nie martw się, dowództwu podobało się to co z nim zrobiłeś... Halo? Halo, Rooster? Jerry, jesteś tam? Halo!


"Nobody calls me a chicken!"
----------------------------------
Here they come to snuff the Rooster.
You know he ain't gonna die!
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #2 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Grochu nie wyrobił się w terminie. Zapraszam do oceniania wpisu Roostera.

Pozdrawiam.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Coltis   #3 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Pierwszy! ;P


Rooster, miałem nadzieję, że taka świetna walka wywoła grad ocen zaraz po uznaniu walkoweru Grocha. Ale stało się inaczej. Może zniechęcająco zadziałał brak wpisu ze strony przeciwnika, może po prostu zabrakło czasu na napisanie ocen (jak w moim wypadku - grafik napięty do granic możliwości), ale wreszcie jest! Ktoś musiał zacząć, ale miałem nadzieję, że kto inny narzuci tempo i da punkt odniesienia ;D

No to zaczynamy! Tradycyjnie od błędów:

Rooster napisał/a:
Nie będzie mi byle świeża wydawał poleceń!

-> Takich potworków jest tu trochę. I to chyba jedyny rzucający się w oczy błąd. To wygląda tak jakbyś poprawiał jedynie te błędy, które podkreśli Ci korekta w edytorze ;P

Innych niedogodności związanych z używaniem języka pisanego nie uświadczyłem.

Przejdźmy więc do oceny tego co jest we wpisie najważniejsze, czyli stylu, fabuły i ładunków emocji.

Po ujrzeniu wpisu bałem się, że będzie za długi i faktycznie jest obszerny, ale o dziwo nie przeszkadzało mi to, przynajmniej od momentu gdy przebrnąłem akapit o Babilonie. Moim zdaniem był on za długi w stosunku do reszty i niepotrzebnie tak szczegółowy. Przeciągał oczekiwanie na treść właściwą. Niemniej muszę przyznać, że jest świetny. Przedstawia Grocha jako coś śmiertelnie niebezpiecznego, zwłaszcza w momencie uwolnienia z więzów i ta aura zostaje powtórzona już w samej walce. Ładnie i zgrabnie wykorzystane, dodaje dramatyzmu. To z czym moim zdaniem przesadziłeś to żywotność przeciwnika. Zgadza się, ma 3 witalności po przemianie, ale nie jest niezniszczalny, a za takiego uchodzi w Twojej walce. Rozumiem, z jednej strony fajnie, bo dodaje adrenaliny całemu zajściu, z drugiej... nie wyobrażam sobie takich pokładów woli walki w Grochu.

To co całkowicie mnie wciągnęło w stworzony przez Ciebie klimat, to cały ten street fight, który rozpoczął się po zaczepce Grocha. Dwóch wojowników prosto ze slumsów, każdy z asem w rękawie i każdy potrafi tylko jedno - naprać drugiego ;D Przypomina mi się często wspominany przez Kalamira "Uniwersalny Żołnierz".
Cała walka została ładnie opisana, ze smakiem i kolorem. Było tam wszystko czego się spodziewałem po tych dwóch postaciach. Brawo.

Cytacik, który ma pokazać jakiego typu konstrukcje akcji mi się podobały w tym wpisie:
Rooster napisał/a:
W końcu jednak udało mu się przerwać tę morderczą serię. Nagłym skrętem bioder uniknął ciosu w tchawicę, złapał nadgarstek Jerry’ego i pociągnął, wytrącając go z równowagi. Drugą ręką uderzył agenta w twarz. Następnie kopniakiem pod kolano posłał go na klęczki i jeszcze raz dał mu w zęby.


Jedna rzecz mnie uderzyła, gdy czytałem walkę ponownie (w celu napisania tej oceny). Sprawa osobista, bo tylko ja Cię dobrze tutaj znam.
Rooster napisał/a:
- No patrz, a mimo to mam cię dokładnie tam, gdzie chciałem

Usłyszałem to wypowiedziane Twoim głosem, z Twoim ironicznym uśmieszkiem na twarzy Roostera. To nadało postaci takiej głębi, że po prostu siedzę w tym rowie do teraz xD Myślę, że nawet reszcie sam tekst wystarczy, żeby poczuć Koguta ;D

Jeśli nie, mamy jeszcze to:
Rooster napisał/a:
- Hola, o przytulaniu nie było mowy – Rooster uśmiechnął się prawym kącikiem ust i wyciągnął swoje kastety. – Ale z chęcią poznam twoje wnętrze.

Kurdę! To jest to za co wszyscy kochamy Spider-mana i za co powinniśmy pokochać także Roostera, czyli NAPRAWDĘ dowcipne docinki podczas walki ;D

No i na koniec piękne podsumowanie, zamykające klamrę koncepcyjną, czyli zrobienie z Grocha czegoś śmiertelnie groźnego i nieprzewidywalnego a'la Predator.
Rooster napisał/a:
- No, żyje, choć niewiele mu brakowało. Prawie się wykrwawił. Ale nie martw się, dowództwu podobało się to co z nim zrobiłeś... Halo? Halo, Rooster? Jerry, jesteś tam? Halo!


Jestem pod wielkim wrażeniem. Walka nawet lepsza niż poprzednia. Szkoda, że nie mogłem jej skonfrontować z wpisem Grocha.

Co do oceny: chciałem Ci obciąć punkty za błędy (niby nic, ale trochę ich wyłowiłem), za wstęp niepotrzebnie zajmujący się pierdołami (ale jakże klimatycznymi w efekcie końcowym) i długość wpisu (która zniechęcała do przeczytania, a na końcu w magiczny sposób okazała się właściwa, w sam raz).

Toteż po ustaleniu sobie poziomu - pi razy drzwi razy wartość wpisu - i porównaniu rzeczy które mnie irytowały przed doczytaniem do końca z tymi które mnie irytowały jak już dobrnąłem do końca, wychodzi mi ocena nie inna niż...

8/10
Pokazałeś klasę.

Lumen niesie mądrość, ale uwielbia także zuchwałych: Niech zapieje Kogut, bowiem jemu należy się wygrana!


I wanna be the very best, like no one ever was.
   
Profil PW Email
 
 
»Insoolent   #4 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

A ja się nie do końca zgodzę z moim przedmówcą Coltisem :)

Wstęp jest świetny, ani za długi, ani za krótki, szczegółowość również mi się podoba, bo to autor tekstu powinien kierować tym, co nam się w głowie wyświetla, czytając wyrazy i zdania :) Także Rooster – brawo, brawo :)

Co do błędów w pisaniu, to rzeczywiście te pozjadane literki w wyrazach psują smaczek :P Mnie osobiście irytuje coś takiego i jak zobaczę jedno takie niedopilnowanie, to potem doszukuję się go wszędzie :P Co za tym idzie? Skupiam się na wyłapywaniu błędów, a nie na tekście. Ale ta uwaga tyczy się wszystkich tekstów, a nie tylko Twojego. Po prostu pilnuj tego :)

Doki Ishimy, pracujące bez przerwy dzień i noc, były spełnieniem koszmarów każdego logistyka. Setki statków, tysiące kontenerów, setki tysięcy ludzi i miliony towarów przewijających się tędy każdego dnia dawało plątaninę tak wielką, że niejeden superkomputer nie był w stanie jej okiełznać.
Nie podoba mi się to zdanie w wytłuszczonym momencie. Nienaturalnie brzmi ;/ lepiej by było zamienić to np. na „... kilka superkomputerów nie było w stanie jej okiełznać”. Za dużo tego „nie” w tej części zdania.

I że fale cisną go na skały i połamią mu wszystkie kości. I że zostanie karmą dla rybek w tej cholernie zimnej wodzie. I że już nigdy nie będzie musiał oglądać jego parszywej gęby.
Po co tu tyle tego „i że”? Paskudnie brzmi i wygląda. Nie rób tak więcej :<


Teksty w trakcie walki są powalające :) Czytelnik prześlizguje się po kolejnych wyrazach z koncentracją, zniecierpliwieniem, zaciekawieniem co dalej, a tu taki przerywnik, że buzia sama się uśmiecha :D

Kolejny plus za przedstawienie postaci Grocha. Nie wysunąłeś na pierwszy plan swoich umiejętności i możliwości, tylko przeciwnika. Ceniony przeze mnie zabieg podczas pisania :)

Podsumowując:
Przeraziła mnie początkowo obszerność pracy, jednak czyta się ją miło, lekko i przyjemnie. Opisy są tak dokładne, że nie ma problemów z wyobrażeniem sobie sytuacji czy zachowań. Komiczne dialogi są świetnym dodatkiem, zaś sama fabuła niebanalna i wciągająca.Obcinam za to punkty za błędy.
Bardzo dobra praca.


Z racji tego, że jednak nie przebijasz Coltisa, którego teksty są dla mnie czymś przecudownym, daję:
7/10


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #5 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Insoolent, cię skrzywdziła tą 7ką ;/ oj bardzo cię skrzywdziła. Ja tego nie zrobię. Mało mam czasu na napisanie tej oceny, więc skupmy się na konkretach. Niezwykle interesująca kreacja bohaterów i otoczenia. Szczególnie dobrze wypadają wszelkie dialogi. Następnie, świetna fabuła, oraz sam opis walki. Niski poziom postaci, a można wciągnąć czytelnika bez problemu ;) Doskonały finał oraz szczypta humoru.

Po drugiej stronie:
- mała ilość literówek (pewnie wordowych)
- mała ilość powtórzeń (niekiedy po prostu trzeba)
- mała ilość błędów, które ni jak nie zmniejszają przyjemności z czytania.
Aczkolwiek mam wrażenie, że przy końcówce mogłeś już być zmęczony.

:box: 9.5 traktuj jako prezent na gwiazdkę



   
Profil PW
 
 
»Naoko   #6 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Rooster: najpierw zacznę od najmniej istotnej rzeczy. Otóż: dlaczego takie długie? Oczy zgniją sędziom od wpatrywania się w monitor :DD Miej litość, miej! I te słowa kieruję do wszystkich graczy. Jeżeli nie jesteście typem Lorgana [proponuję przeczytać jego mega długą walkę], to z całym szacunkiem, ale nie porywajcie się na obszerne teksty. Im więcej literek, tym więcej błędów. Im więcej błędów, tym szybciej Nao je wypatrzy. Im szybciej Nao je wypatrzy, tym niższa będzie Wasza ocena. I na nią przyszedł czas. Moja jeżdżąca ocena brzmi następująco:

Chciałabym, z uwagi na długość tekstu, przedstawić dokładnie swój tok rozumowania. Zatem najpierw przedstawię opinię po pierwszym zapoznaniu się z tekstem. Następnie napiszę kolejną, wywołaną powtórnym przeczytaniem i oceną Coltisa. Tak. Po tym gdy zobaczyłam 8/10 zaczęłam się zastanawiać: "Z którym z nas jest coś nie w porządku?"

Zatem tradycyjnie zacznę od strony stylistycznej. Od czego można zacząć? A chociażby na pierwszy ogień rzućmy składnię. Czego się dopatrzyłam? Że nie jest z nią najlepiej. Całkowicie przypadkowa. Tak, jak przy wypracowaniach gimnazjalistów - tu dobrze, tam gorzej, w tym miejscu trochę kuleje, ale już tutaj jest znacznie lepiej. Ogólnie - chaos. Nie wiem dlaczego coraz mniej osób dba o "szatę" starcia między postaciami. Tylko pomysł, pomysł i jeszcze raz pomysł. Pragnę zauważyć, iż nie jest to jedyna "rzecz", która wpłynie na końcową ocenę. Osobiście przedkładam formę nad treścią - co jest niezwykle głupie, ale każdy powinien mieć swój punkt zaczepienia. Powracając, uraczyłeś mnie tekstem jakościowo przeciętnym stylistycznie. Brak rozbudowanej, urozmaiconej składni. W większości mamy do czynienia z zdaniami podrzędnie, ileś tam razy, złożonymi.
Dialogi - Coltis mówił o zabawnych żartach. Osobiście wydały mi się lekko naciągane, trochę sztywne, ale trafne. Ironia jest mile widziana, jednak ostatnio wszyscy wszędzie nagminnie ją stosują. Zatem... Czy na pewno jest elementem złotego środka? Chyba nie dzisiaj, a już na pewno nie trafia do mojej osoby.
Ogólnie reszta jest w porządku. Kilka literówek, ale to sprawa czysto kosmetyczna [prawie w każdej ocenie używam sformułowania "sprawa czysto kosmetyczna" - czas odstawić herbatę]. Zatem nie będę ich brała nawet pod uwagę. Jednak jedno słowo przykuło moją uwagę: skrewiłeś. Mistycznie...

Od strony pomysłu? Nie mam większych zastrzeżeń. Nie widzę powodu, by nadmiernie Ciebie chwalić, ponieważ zrobili to moi przedmówcy. Osobiście chcę skupić uwagę na tym, co zostało pominięte. Najbardziej spodobał mi się sposób zatrudnienia Roostera. Na marginesie - czyżby pragnął zasilić szeregi Yami? :DD Jednakże mam zastrzeżenia do sposobu przedstawienia postaci Grocha. Czy Sid oby na pewno jest taką pijaczyną? Czy jest to odpowiednia interpretacja postaci? W Twoim wpisie dość mocno dawało się odczuć, iż Khazarczyk jest zatwardziałym znawcą taniego wina. Jeżeli wcześniej skonsultowałeś tę sprawę z Grochem, to nie mam zastrzeżeń. Zatem pozostawię tę kwestię. Również prośba Sida dotycząca wypuszczenia niewolników była zbyt naciągana - trochę nienaturalna i nad wyraz robiona pod kartę. Ogólnie, są lepsze i gorsze fragmenty fabularnie.

Starcie przeprowadzone zostało... uczciwie. I jeden i drugi bohater dostali w kość. Spodobała mi się latarnia jako część tła scenicznego, jednak zabrakło mi jej szczegółowego opisu. Naprawdę! Chciałam poczuć chłód i mrok tego pomieszczenia, jednakże całą otoczkę przykryła walka. Szkoda. Czasami należy oddać się klimatowi miejsca.

OCENA: 5.5 to była moja końcowa ocena po pierwszym przeczytaniu. Zatem nie będę jej ostatecznie komentować, co mam w zwyczaju, bo czeka jeszcze druga część.

To, co rzuca mi się przy kolejnej odsłonie tekstu, to ogrom informacji. Trochę jak w Iliadzie Homera. Jak dobrze, że nie było przypisów, bo bym oszalała :DD Osobiście poskracałbym te mniej ważne informacje - chociażby dotyczące handlem żywym towarem. Nie jest on głównym tematem. Na szczęście wróciłeś do meritum sprawy, ale nie zawsze się to udaje.
Widać, jak na dłoni, że chcesz oddać wszystko najdokładniej, jak tylko możesz. Jednak nie zawsze to jest ważne. Oczekiwanie na starcie trochę za bardzo się przeciągnęło, a gdy już do niego doszłam, zamiast ekscytacji poczułam ulgę. Fakt, to również było pozytywne uczucie, jednak nie o takie mi chodziło. Czegoś zabrakło, czegoś innego było za dużo. Czuję, że piszę niezrozumiale. Postaram się zacieśnić myśli.

Postać Sida jest zbyt powierzchownie ukazana. Z resztą... Roostera też! Gdyby przyszło nam walczyć [czysto teoretycznie] to musiałabym wiele sobie dopowiedzieć. Opis w karcie postaci to za mało. Żądać informacji *.*

- No patrz, a mimo to mam cię dokładnie tam, gdzie chciałem – odparł Jerry z uśmiechem.
Trochę naciągany tekst... Szczególnie, jeżeli przyjrzymy się mu w oderwaniu z kontekstu. Ale może po prostu się nie znam.

Końcówka zrobiona w dobrym stylu. Taka akurat.

OCENA KOŃCOWA: 5.5 nie znalazłam niczego, co mogłoby podwyższyć moją ocenę. Masz dobry warsztat, ciekawą wyobraźnię, jednak nad konceptem jeszcze bym popracowała. Być może można było przedstawić coś inaczej [chociażby postać Sida zamiast rozmawiać z kapitanem, prosi go na słówko w jakimś ciemnym zaułku i gdy siłą próbuje go zmusić do wypuszczenia niewolników, pojawia się Rooster, który udaje kogoś na podobieństwo stróża prawa - również będzie miał okazję do walki z celem, ale ciut bardziej finezyjne]. Wiem, różni się to od innych ocen. Jednakże nie sprawiłeś mi przyjemności swoim tekstem. Prawdopodobnie jest to spowodowane moim subiektywnym odbiorem. Jednakże nie brałabym na Twoim miejscu mojej oceny zbytnio do głowy. Zacznę wydziwiać za 5 lat, po magisterce ze specjalizacji z edytorskiej :DD


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
»Drax   #7 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 242
Wiek: 33
Dołączył: 06 Sie 2010
Skąd: Gliwice

Rooster

Po mojej ostatniej walce, napisałeś na SB coś w stylu "Cieszę się, że w naszym starciu tak się nie postarałeś". A ja widzę po tym wpisie, że nawet jakbym postarał się jeszcze bardziej, i tak guzik by mi to dało.

Najlepszy fragment wpisu:

Było kilka dobrych, ale najbardziej spodobał mi się moment, gdy wylądowaliście w wodzie. Gdy opisałeś irytację swojego bohatera, aż widziałem w wyobraźni mimikę jego twarzy :D Obijałeś przeciwnika, jak się dało, a ten jeszcze żył! Swoje ataki mogłeś podzielić na kilku mniej wytrzymałych przeciwników i wszyscy by zginęli, a ten szaman nadal żył! Nic dziwnego, że Jerry wpadł w szał. Całość opisałeś naprawdę naturalnie, co nie zawsze się udaje. Plus.

Wspomnę jeszcze tylko, że innym fragmentem, który mi osobiście najbardziej się spodobał, było "przesłuchanie" Sida.

Postacie:
Co raz bardziej podoba mi się charakter Jerry'ego. Świetnie prowadzisz tą postać i aż chce się wiedzieć czegoś o niej więcej. Ciekaw jestem, czy się zmieni jego styl, gdy już wejdzie w szeregi elitarnych agentów. Szkoda by w sumie było :D
Innym pozytywem jest, że nie skupiłeś się tylko na sobie, lecz opisałeś też nieco przeciwnika ( szkoda, że on sam tego nie zrobił... ). Również to Ci wyszło całkiem fajnie i nie będę się czepiał o ciągłe chlanie, bo znam Grocha i wiem, jak kreuje on swoje postaci. Aż dziw mnie bierze, że, nie znając poprzedniej wersji Sida ( z innej gry ), tak trafnie go przedstawiłeś. Brawa.

Fabuła i przebieg starcia:
Niech no Scordare dorwie tego całego brunecika, Feliksa Cośtamcośtam. Wepchnę mu z powrotem do ust jego "gówno mnie obchodzi" xD
Będąc już bardziej poważnym, już mówiłem, że wstęp bardzo mi się podobał, podobnie jak reszta. Potrafisz zarówno budzić klimat dobrą fabułą, jak i dobrze prowadzić samą walkę. Raz Ty dostawałeś w papę, raz przeciwnik... Walka uliczników, to jest to! :D
Nie spodobał mi się za to, jak potraktowałeś marynarzy w momencie, gdy ich bosman padł znokautowany przez Grocha. Zachowali się jak pipki, a to przecież wilki morskie, "brać", jak sam ich nazwałeś, ogółem twardzi ludzie. W dodatku w kupie i wspomożeni procentami. Myślę, że zamiast opatrywać swojego bosmana, rzuciliby się Grochowi do gardła, mimo wszystko.

Podsumowanie:
Wpis bardzo mi się spodobał. Masz zarówno dobry styl, jak i podobnego kalibru pomysły. Od strony technicznej było już troszkę gorzej ( tu literówka, tam literówka, no i słówko "więżeni" jakoś cały czas zostaje podkreślone... "więzieni" z kolei już nie :D ), lecz nie przeszkadzało to w żaden sposób w czytaniu.

Elegancja Francja i 8/10


Per aspera ad astra.
   
Profil PW Email
 
 
^Pit   #8 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Rooster

Wstęp zaczynasz od trzęsienia ziemi. Agent w łańcuchach, skapująca krew, czuć klimat. Rozmowa dwóch przesłuchujących też jest ciekawa. Zjadłeś literkę:
Cytat:
Nie będzie mi byle świeża wydawał poleceń!

Hej, dialogi są naprawdę dobre. Do tego te wszystkie przemyślenia o Khazarczykach, o dzikich oczach działają świetnie na wyobraźnię.
Ale zjadłeś jeszcze raz literkę:
Cytat:
Grocha opadły niewesołe myśli

Antonine - był idealistą i skończył jako idealista. Świetny motyw.
Potem przechodzisz zaś do swojej postaci, nadal utrzymując poziom. Kim byłbym jednak bez swojego czepialstwa:
Cytat:
Setki statków, tysiące kontenerów, setki tysięcy ludzi i miliony towarów

Nie jest to aż tak drażniące, jednak powtórzenie wpada w oko.
Słów parę(naście) o pojedynku - jest zabawny (!), przykuwający (!) i zaskakujący czymś nowym. Gdzieś w ostatniej fazie potyczki za dużo razy powtarzasz słowo "galeryjka", co trochę psuje efekt.
Zakończenie trzyma wysoki poziom.
Wpis smakuje jak fragment wysokobudżetowego filmu akcji, którego scenariusz ma ręce i nogi. Taki "blockbuster" (czyli po prostu hit).
Kujesz żelazo póki gorące i chwała ci za to.
Wzór, przełom, nie jakieś tam tanie 3D.

9/10
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #9 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Grochu - 0 pkt.

Rooster - 47 pkt.

Zwycięzcą został Rooster!!!

Punktacja:

Rooster +15
Grochu -15
Coltis +5
Insoolent +5
Kalamir +5
Naoko +5
Drax +5
Pit +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 13