5 odpowiedzi w tym temacie |
»Kalamir |
#1
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 23-09-2010, 09:42 [Poziom 2] Kalamir vs NPC (Arn Tallgrass) - walka 1
|
|
Kalamir - (2745道力)
Arn - (2200道力)
VS.
Geneza i słów kilka... Czyli drań Lorgan zmusił mnie do napisania walki, której nie chciałem. Baa! Mało tego. Zmusił mnie do napisania walki, w której nie mogłem być autorem unikalnej historii. Walki do tankyuu...ech. Wybaczcie spóźnienie, ale z przyczyn zdrowotnych nie mogłem napisać w pierwszym tygodniu. Jest to #3 walka napisana z Arnem (poprzednie dwie usunąłem) w moim mniemaniu najlepsza. Chciałem stworzyć coś krótkiego i klarownego. Dlatego ostatecznie użyłem pierwszej osoby w narracji. Wybaczcie mi, po prostu gnioty jakie powstawały w innych wypadkach...ech sami wiecie. Nie jestem dzisiaj zbyt wylewny. W tym tygodniu. Właściwie to wcale nie jestem. Niemniej, mam nadzieję, że walka wam się spodoba. Tak jak ja uznacie ją za logiczną, a co za tym idzie sensowną. Przypominam o zapoznaniu się z moimi wpisami tankyuu (aby później ktoś nie wyskoczył z poronionym pomysłem, że to ja wprowadziłem dragonballowe scoutery do gry -_- ) No i to chyba tyle... No i oczywiście w razie błędów proszę je wypisywać
Kurdę, tak się bałem oddać wpis, a chyba wyszło całkiem ładnie. Przynajmniej im dłużej mu się przyglądam tym bardziej mi się podoba.
______________________________________________________
Skórzana kurtka wydała swój charakterystyczny wdzięk, gdy wciąż ściskając rękojeść katany spróbowałem rozluźnić ramiona prostując przy tym pochylone plecy. Delikatnie, bez nerwów podniosłem głowę by dokładniej przyjrzeć się nowo przybyłemu. Facet był ode mnie niższy, ale w wadze bez wątpienia miał co najmniej dwadzieścia funtów przewagi. Poczułem nagły niepokój, gdy połączyłem jego rysy twarzy, kolorem oczu z jasnymi włosami.
– Cholera jasna, nikt mnie nie uprzedził, że wysłali tu więcej ludzi. Mogłem cię zabić – mój głos był wciąż napięty. – Lepiej…
– Zamilcz, durniu – odrzucił z furią w oczach.
Nie wiadomo z jakiego powodu jego twarz eksplodowała bardzo nieprzyjemną ekspresją. Odniosłem wrażenie, że cała ta złość jest skierowana prosto we mnie.
– Nie jestem cholernym Nagijczykiem! – sprostował moją fatalną pomyłkę. – Jestem Szamanem! Jestem obrońcą kraju, który właśnie najechałeś!
Co za głupieć, pomyślałem. Popełniłem fatalny błąd i przez pomyłkę wziąłem go za sprzymierzeńca. Ten jegomość zamiast to wykorzystać i mnie zabić, po prostu przyznał się do bycia w opozycji. Czy on jest kretynem? A może dąży do honorowej walki, w której ma nie być żadnych niedomówień? Co za absurd. Dzięki ci Loki, żeś się nade mną zlitował.
– A jednak wydaje się, że mnie znasz? – zapytałem, zaraz gdy jemu zamknęła się buzia. W tym wypadku nie musiałem udawać zdziwienia. – Rycerzu, w końcu się spotykamy? Co ta ma niby znaczyć? Wiedzieliście, ze tu będę?
Grymas przemknął przez jego twarz. Zdecydowanie nie był to typ gaduły. W jego rękach pojawiły się dwie szabelki wcześniej zawieszone na plecach. Ostrza zakręciły bardzo powolne młynki, podczas których słońce drażliwie odbiło się w zastawach. Był to ruch prowokacyjny. Klarowne stwierdzenie, że nie jesteśmy tutaj by się lepiej poznać.
– Rozumiem – westchnąłem zrezygnowany. – Niech i tak będzie.
Był gotowy żeby się na mnie rzucić i zasypać mnie nawałnicą ciosów. Wiedziałem to, bo widziałem ten wzrok i ustawienie nóg już setki razy. Natomiast nie wiedziałem co potrafi, więc wybrałem bezpieczniejszy wariant niż wdanie się w kolejną durną walkę na miecze. Prawą rękę umieściłem pod lewą, która wysunęła się do przodu z kataną. Postawa ta była blefem i poetycką fikcją, która może i ładnie wyglądała, ale na tym się kończyło. Rzuciłem groźne spojrzenie dla odwrócenie uwagi i delikatnie chwyciłem za granat przypięty do kieszeni po lewej stronie klatki piersiowej. Teraz już wiecie dlaczego lewa ręka zasłoniła prawą.
Ruszył na mnie pierwszy, zupełnie jakby nie mógł się doczekać. Walczył dwiema szablami więc oczywistym było, że zacznie kręcić nimi młynki by zmylić moją obronę. Tyle, że ja wcale nie zamierzałem bronić się w taki sposób jaki przewidywał. Upuściłem sobie granat pod nogi, a następnie wykonałem skok w tył. Powietrzny ślizg o prędkości błyskawicy pędzącej po niebie. Widziałem jego rozszerzające się oczy, gdy zrozumiał co mu zostawiłem. Strach i zaskoczenie, gdy ogarnął czym była ta mała czarna piłeczka wyplątująca się z fałd mojego kimona. Później okazało się, że mogłem to mylnie interpretować.
Eksplozja wstrząsnęła każdym drzewem w okolicy. Nie dziwie się, to nie był zwykły granat. Wszystko w promieniu dwunastu metrów od epicentrum zostało przemienione w węgielek. Dopalające się fragmenty drzew wyrzucone w powietrze przez fale uderzeniową wciąż jeszcze nie spadły. Mimo wszystko, tym zaskoczonym okazałem się być ja. Gdy opadał cały dym i kurz, pośród chmur zarysowała się wciąż stojąca ludzka sylwetka. Zwierzęcy ryk przedarł się przez las. Zrozumiałem, szaman przeszedł swoją metamorfozę sekundę przed wybuchem.
Normalnie pogratulowałbym sobie ładnie obmyślonej, super chamskiej i niehonorowej akcji. Dobry ze mnie cwaniak i kropka. Teraz na wszelki wypadek chwyciłem za scouter. Wynalazek, na który czekałem wiele miesięcy. Procesor wmontowany w zaczep na ucho idealnie przypasował się do mojej głowy. Kolorowe szkiełko – okular – perfekcyjnie przysłonił moje lewo oko. Po chwili słyszałem już brzęczenie przypominające kalkulator. Trójkątny symbol natychmiast namierzył mojego przeciwnika i podał mi odległość w jakiej się znajdował. Zaraz po tym pojawiły się cyfry definiujące jego potencjał bojowy, douriki. Czułem jak mimo woli moja brew się unosi.
Dwa tysiące dwieście jednostek to poziom pozwalający takim kolesiom bez problemów podnieść samochód, albo przeżyć zderzenie z ciężarówką. Facet nie wyglądał na pizdusia, wiec zapewne mógł zrobić jeszcze więcej. Przyznaje, byłem troszkę w szoku. Nie dlatego, że poczułem się przytłoczony. Mój poziom sięgał prawie trzech tysięcy i mogłem go zwiększyć o dodatkowy tysiąc w razie potrzeby. Po prostu nie byłem przygotowany na takie znalezisko. Do tej pory poznałem kilka osób z takim potencjałem, i wszyscy należeli do elity Nagijskich wojowników.
Nie było mowy o dalszym lekceważeniu.
Bydlak wyszedł z małego krateru powstałego w skutek wybuchu granatu. Dopiero wtedy zauważyłem, że urósł o jakieś dwie stopy. Jak każdy porządny Szaman miał tez futro, i …śmieszne uszy. Reszta obrazu jednak nie wywoływała uśmiechu. Na klatce piersiowej miał dodatkową kocią głowę. Na jego plecach i po bokach dostrzegłem więcej oczu i sterczących kłów. Co to za cholerna chimera, zawołałem w myślach.
– Słyszałem, że potrafisz widzieć wszystko co znajduje się wokół ciebie – zawołał bezczelnie. – Ja potrafię to samo!
Nawet nie chciałem rozważać znaczenia tych przeklętych słów. Niepostrzeżenie przyczepiłem mały ładunek do gałęzi na której stałem, i oczekiwałem jego kolejnego ruchu. To co zrobił przeszło moje wszelkie oczekiwania. Podszedł spokojnie do jakiegoś drzewa, a następnie odciął je od korzeni jednym ruchem ręki. Schował ostrza i spojrzał na powaloną roślinę. Konar drzewa mógł ważyć dwie, może trzy tony. Bydlak po prostu podniósł go, i rzucił w moją stronę.
Wyskoczyłem w powietrze na spotkanie drewnianej bombie, i po prostu wbiegłem na nią nim ta dosięgła ziemi. Przebiegłem sobie po niej, by następnie spokojnie zeskoczyć na inną gałąź. Chciał mnie zastraszyć siłą? Udało mu się. Jednak niech wie, że ja też dysponuje czymś przerażającym. Niech rzuca czym chce, niech zadaje ciosy. To wszystko bez znaczenia póki poruszam się z prędkością dźwięku. Usłyszałem huk i domyślałem się jakich zniszczeń mógł narobić drewniany kolos.
Spojrzałem na mojego bestialskiego rywala, wciąż spokojnie stojącego i przyglądającego mi się z głupim uśmiechem. Ten koleś totalnie mnie lekceważy! Chwyciłem oburącz za katanę i pognałem mu na spotkanie niczym wystrzelony pocisk. Dobył swych szabelek i natychmiast wykonał zamach w miejscu, w których miałem za chwilę postawić buta. Okazało się, że był również przerażająco szybki.
Ledwo uskoczyłem przed jego ostrzem i bezczelnie wbiegłem po jego ręce, która po prostu wyglądała jak cholerny most (aż się prosiła o tak głupi manewr). Pominę fakt, że jego ramię prawie odgryzło mi stopę, i przejdę do momentu lądowania za jego plecami. Wykonałem obrót i ciąłem ukośnie prosto po włochatym grzbiecie, i sterczącym na nim pysku. Pierwsze co przeszło mi na myśl, to pytanie, czy on ma kości z metalu? W odpowiedzi na cios, usłyszałem nieprzyjemny śmiech. Gość zwyczajnie odwrócił się i machnął we mnie raz jeszcze. Co gorsza, zrobił to ze znacznie większą prędkością niż poprzednio. Spóźniłem się z unikiem, tym razem szabelce udało się rozciąć kurtkę.
Chciałbym napisać coś, co zmieniłoby wydźwięk kolejnych słów na moją korzyść. Niestety nic nie przychodziło do głowy. Po prostu w życiu mężczyzny są takie chwile, kiedy… Trzeba uciekać.
No i rozpocząłem mój mało szlachetny odwrót taktyczny, biegnąc przez Khazarską dżunglę nie szczędząc mej nadludzkiej prędkości. No bo jak pokonać kolesia, który jest wytrzymały jak czołg, szybki jak odrzutowiec, i podnosi jedną łapą więcej niż dźwig. Nawet moja znajomość sztuk walki i szkół szermierczych na niewiele by się zdała.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy drogę zabiegły mi kolczaste koty. Dokładnie takie same jak ten, którego zabiłem kilka minut wcześniej. Tym razem było ich więcej i o dziwo wszystkie mnie ścigały. To nie jest naturalne zachowanie ani kotów ani jakikolwiek zwierząt oprócz lwów z lasów centralnych.
Pierwszy, który na mnie skoczył został rozcięty od pyska po sam ogon. Drugi chciał mnie dziabnąć w nogę od tyłu. Skończył z rozoranym łbem. Wciąż byłem szybszy niż mój przeciwnik. Chyba szczerze liczyłem na to, że uda mi się go zgubić. Nawet koty nie mogły mnie dogonić. Chyba nie trudno się domyślić, że gdy dobiegłem do mostu linowego, to on już na mnie czekał.
– Moje koty wytropią cię bez większych trudności – wyszydził. – Powinieneś pogodzić się ze śmiercią.
No tak, mogłem się domyślić. Koty to jego sprawka. Mało tego, że niebezpieczne w zwarciu to i tropić potrafią. To się musiało rozegrać tu. Miałem jeszcze jednego asa w rękawie. Mogłem pozbawić go jednego pięciu zmysłów. Pytanie, co dalej? Most! Obok mnie wisiał most zawieszony w rozpadlinie, a jakieś trzydzieści metrów niżej płynęła rwąca rzeka. Upadek go nie zabije ale da mi czas na ucieczkę i dotarcie do Sermory.
Uniósł Szable.
Pozbawię go wzroku to poradzi sobie bez problemu z samym słuchem i węchem.
Zaczął kręcić młynki.
Pozbawienie samego węchu na nic mi się nie zda, jeśli wciąż będzie mnie widział.
Ruszył w moja stronę.
Ogłuszenie może go zaskoczyć ale praktycznie…
Zaczął biec.
Muszę atakować zmysły somatyczne!
Nasze oczy nawiązały kontakt dosłownie na ułamek sekundy przed uderzeniem. Tyle mi wystarczyło. Szable opadły z obu stron, niemal nie pozostawiając miejsca na ucieczkę. Jakże wielkie musiało być jego zdziwienie, gdy po prostu zniknąłem. Soru to przepiękna zdolność. Szkoda, że taka wyczerpująca.
Moja ręka uderzyła go w żebra (wyskoczyłem dokładnie z flanki). Nie było to potężne uderzenie. Nie musiało być. Szaman odwrócił się do mnie nie śpiesząc z kolejnym atakiem. Uśmiech wymalowany na jego twarzy zdradzał, że ten gość naprawdę się dobrze bawił. Sprawię, że ten uśmiech zniknie, pomyślałem. Dokładnie za trzy, dwie, jedną…
Na twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas. „Człowiek góra” naprawdę poczuł, gdy Säkerhetsbrytare uderzyło w jego zmysły somatyczne i zaczęło sobie skakać po jego nocycepcji – zmyśle odpowiedzialnym za odczuwanie bólu. I skłamałbym, gdybym powiedział, że i ja tego nie poczułem. Opierał się tej mocy z taką siła, że poczułem sprężenie zwrotne własnej zdolności. Nagle zacząłem opadać z sił. Jeszcze nie! Jeszcze nie! Krzyczałem w myślach. Wyskoczyłem w powietrze i strzeliłem go z piąchy po ryju. Minie sekunda nim dojdzie do siebie po pierwszym ataku, tymczasem kolejny uderzył w zmysł równowagi. Nie ważne jak wielkim koksem jesteś, błędnika w uchu nie pokonasz! Koci kolos zachwiał się na nogach. Zupełnie nie wiedział jak utrzymać równowagę.
Wylądowałem na ziemi i natychmiast odbiłem się prosto na niego. Pchnąłem z całej siły uważając by kocie łby mnie nie pogryzły. Wystarczył metr, dwa…
Szaman runął prosto do rzeki. Wygrałem trochę czasu.
Złapałem oddech. Nie przypuszczałem, że moja zdolność może być tak wyczerpująca. Nie przypuszczałem, że ktoś z taką łatwością może się jej opierać. NIE PRZYPUSZCZAŁEM, że będę musiał wycofać się z walki. Koniec przypuszczania. Trzeba było wykorzystać każdą sekundę. Byłoby znacznie lepiej, gdybym nie musiał go ponownie spotykać.
Ruszyłem dalej. |
|
|
|
|
»Coltis |
#2
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 358 Wiek: 36 Dołączył: 25 Mar 2010 Skąd: Białystok
|
Napisano 23-09-2010, 11:19
|
|
No dobrze, Kal. Wsiadam za kółko i zaczynam jeździć:
Kalamir napisał/a: | Co za głupieć, pomyślałem. |
-> Literóweczka, nic groźnego w sumie.
Kalamir napisał/a: | Ten koleś totalnie mnie lekceważy! |
-> Widzisz, to jest to co ja poczułem po następujących akcjach i kwiatkach:
1. Kalamir napisał/a: | Pominę fakt, że jego ramię prawie odgryzło mi stopę, i przejdę do momentu lądowania za jego plecami. |
-> Chciałem kompletnej walki w czasie "rzeczywistym". Rozumiem użycie zabiegu stylistycznego, gdyż opowiadasz walkę w formie gawędy, ale nie siedzisz właśnie w barze zabawiając kumpli tylko bierzesz udział w jednej z najważniejszych misji swojego życia. Chciałbym poczuć powagę sytuacji, zamiast czytać skrót czegoś co mogło być barwną akcją. Widziałbym tu scenę zaskoczenia rodem z jakiegoś prawie-horroru.
2. Kalamir napisał/a: | No i rozpocząłem(...) |
3. Kalamir napisał/a: | No bo jak pokonać kolesia(...) |
-> No nie wiem. Używasz języka rodem spod klatki na osiedlu (na czele z pojawiającym się wcześniej "pizdusiem"), co zupełnie mi się nie podoba. Jesteś szpiegiem/wojownikiem-omnibusem, patrząc na Twoją kartę postaci, a wyrażasz się jak podlotek, tudzież (tak uwielbiony przez Pita) "młodzik" ;D
4. Kalamir napisał/a: | Chciałbym napisać coś, co zmieniłoby wydźwięk kolejnych słów na moją korzyść. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy. |
-> Nie musisz zdawać relacji z produkcji wpisu ;P. Żartuję ;D. W sumie nawet nie wiem dlaczego, ale to zdanie kłuje mnie w oczy. Pewnie znów chodzi o ten dystans do walki.
5. Kalamir napisał/a: | Wyskoczyłem w powietrze i strzeliłem go z piąchy po ryju. |
-> ... ponieważ jesteś doskonale wytrenowanym Rycerzem i "z piąchy po ryju" to jedyny cios jaki potrafisz uczynić bez miecza w dłoni ;D Brakuje tylko tego, żeby był to Twój specjalny atak okraszony dramatycznym wykrzyknięciem nazwy ;D Głównie o sposób wykonania (opis) tej piąchy mi chodzi i tego się w tym akapicie czepiam.
Moim zdaniem dobrze by było gdyby wpis był wypełniony Kalamir napisał/a: | poetycką fikcją | , jednak zamiast tego dostaję karczemną relację przy piwku. Wpis traci przez to dużo na dramatyźmie, a tego właśnie mi trzeba w historii wpływającej na losy świata.
To strona "techniczna" wpisu. Język mi się nie podobał, natomiast jeśli chodzi o choreografię to miała coś w sobie. Co prawda przeciwnik tępo popisywał się siłą (w sumie statystyki też zobowiązują), ale udało mu się nawet skorzystać z dwa razy z posiadanej "taktyki". Podobały mi się też niektóre Twoje uniki, typu wbiegnięcie na drzewo. Nie było źle jeśli chodzi o samą walkę.
Charakter przeciwnika sprzedałeś trochę tanio, ale mieścił się w opisie z karty postaci. W sumie: czego się mieliśmy spodziewać po Myszce Miki ;D ?
Całość muszę uznać za niewystarczającą, żeby zaspokoić mój apetyt na walki. Według mnie nie wystarałeś się dostatecznie (bo ze wstępu wiem, że starania się odbyły ;D ).
Oceniam walkę na 5,5/10
Głos ze światłości szepcze: "Przegrałeś walkę, Rycerzu." |
I wanna be the very best, like no one ever was. |
|
|
|
^Curse |
#3
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 23-09-2010, 23:22
|
|
Problem polega na tym, że... twoja walka bardzo mi się podoba >.>
Oczywiście problem nawiązuje do mnie, bo jak wszem i wobec wiadomo, zawsze miałam alergię na narrację pierwszoosobową, a z dodatkiem bezpośrednich zwrotów do czytelnika stanowiło to mieszankę wybuchową. Otóż.. w tym przypadku uważam to za plus (już drugi raz - coś ze mną nie tak).
W każdym razie... Zacznę od strony technicznej, która jest całkiem przyzwoita. Owszem, totalnie gubisz się w przecinkach i robisz sporo literówek, ale piszesz.. naprawdę fajnym językiem. Czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Poza tym, im dłużej czytałam, tym mniej błędów widziałam i nie była to kwestia nieuwagi. Po prostu faktycznie było ich mniej.
Hmm.. chcesz wypisania błędów? Proszę bardzo:
Kalamir napisał/a: | Poczułem nagły niepokój, gdy połączyłem jego rysy twarzy, kolorem oczu z jasnymi włosami. | Totalnie bez sensu. Moje zrozumienie tego zdania kończy się na odczuciu niepokoju, ale z jakiego powodu nie mam pojęcia.
Kalamir napisał/a: | Grymas przemknął przez jego twarz. | Grymas nie jest jednoznaczny. Wypadałoby dodać czy był to grymas bólu, złości czy czegokolwiek innego... Kalamir napisał/a: | jego twarz eksplodowała bardzo nieprzyjemną ekspresją | Nie.. po prostu. Twarz z zasady nie może eksplodować ekspresją i tyle. Zwłaszcza, jeżeli jest to tylko nieprzyjemna ekspresja.
Poza tym.. powiem ci, że nie mam nic do zarzucenia, jeżeli chodzi o stylistykę. O ile nie wliczać w to 'pizdusia'.. xD
Fabularnie - też jest okej. Okej, w sensie, że podoba mi się Coś, co trochę mnie gryzie to fakt, że postanowiłeś wykonać 'mało szlachetny odwrót taktyczny'. Z jednej strony, faktycznie czasem lepiej przyznać się do porażki i ratować.. ale z drugiej strony, oznaczałoby to niewykonanie zadania... więęęc.. chyba jednak zaliczę to jako fabularny plus.
W związku z tym, że i tak jestem zaskoczona swoją oceną, na tym poprzestanę i po prostu napiszę:
Ocena: 7 |
|
|
|
^Genkaku |
#4
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 05-10-2010, 18:58
|
|
Ok, no to od samego początku.
Wstęp jest genialny. Naprawdkę. Po pierwsze podobało mi się, że tak świetnie buduje klimat do walki właściwej. Stylistycznie zbudowany świetnie, żadnych błędów itp. Do tego wszystko sensownie wyłożone. Masterpice chciało by sie rzec. W zasadzie ten wstęp jest najlepszą częścią całego posta. Do tego stopnia mi się podoba, że zachowałem go na dyski. Dwa moje ulubione fragmenty to "zyli drań Lorgan zmusił mnie do napisania walki, której nie chciałem." imho świetny tytuł na autobiografie. Drugi to "Chciałem stworzyć coś krótkiego i klarownego" Chyba nie muszę komentować
11/10
Ok, a teraz zajmimy się częścią właściwą - walką.
Z narracją w pierwszej osobie jest taki problem, że naprawdę trzeba wczuć się w postać bo inaczej wychodzi z tego straszna kicha. Na szczęście ty nie masz tego problemu z postacią Kendeissona:) Osobiście nie znoszę czytać opowiadań z tym sposobem narracji, ale dałeś radę. Jak masz zamiar częściej pisać w ten sposób to polecam ksiązki Žamboch'a. Wszystkie twoje walki jakie do tej pory czytałem miały bardzo ciekawe tło. Tu z oczywistych względów jest inaczej. Cała walka ogranicza się tylko do samego "mięcha", mało tu miejsca na coś co może zaskoczyć. Patrząc na to w ten sposób taktyczny odwrót był ciekawym rozwiązaniem
Dobrze wykorzystane i opisane zdolności swoje i przeciwnika. Ogólnie jest OK. Gdyby to była normalna walka dostałbyś 5-6, ale z racji na... Cytat: | drań Lorgan zmusił mnie do napisania walki, której nie chciałem. Baa! Mało tego. Zmusił mnie do napisania walki, w której nie mogłem być autorem unikalnej historii. Walki do tankyuu...ech. | ...dostaniesz 7. |
|
|
|
»Naoko |
#5
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 07-10-2010, 19:59
|
|
OCENA: 6 ogólne miało być 5,5, ale po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, iż mogę wystawia o te pół punktu więcej. Ale z dozą zaufania i kredytem. Zaciągniętym przez Ciebie nieumyślnie i bez wiedzy, ale zaciągniętym
Na moja ocenę wpłynęło kilka czynników:
- spodobał mi się motyw ucieczki. Doczekałam dnia ucieczki nagijskiego agenta 007. Piękny i radosny to dzień.
- sposób pokonania przeciwnika - niekonwencjonalny, chociaż most sam w sobie był tragiczny
- nie spodobała mi się stylistyka. Brak urozmaiconej fleksji i trochę błędów logicznych. Tak doświadczony gracz MUSI dbać o tego typu sprawy.
To by było tyle, jeżeli chodzi o krótką ocenę z mojej strony ^^ |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
*Lorgan |
#6
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|