Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Cichy vs Noize - walka 1
 Rozpoczęty przez »Cichy, 24-06-2010, 14:47
 Zamknięty przez Lorgan, 01-07-2010, 22:18

6 odpowiedzi w tym temacie
»Cichy   #1 
Szaman


Poziom: Wakamusha
Stopień: Jizamurai
Posty: 11
Wiek: 36
Dołączył: 22 Cze 2010

Cichy
Noize

Khazarski kontynent z pewnością może poszczycić się, najbardziej rozbudowaną florą i fauną. Tereny pokryte roślinnością, nie tkniętą ludzką ręką, a zamieszkałe przez niezliczone gatunki zwierząt, zajmują tu ponad 50% powierzchni całego państwa. I to właśnie na tych terenach, genetycznie zmodyfikowany sokół z przyczepioną wiadomością, wędrował po bezchmurnym niebie i wypatrywał swego właściciela. Wśród gęstej dżungli, nie było to jednak łatwe. Ba, było to wręcz niemożliwe, by dostrzec przemykającego między drzewami mężczyznę. Dlatego też, od czasu do czasu, dało się słyszeć charakterystyczny, piskliwy dźwięk jaki wydawał z siebie ptak, nawołując do odpowiedzi Nocnego wilka. Po niecałych dwóch godzinach, odpowiedź wreszcie nadeszła. Niemalże identyczny dźwięk, dochodzący z północnego zachodu, wydobył się z gardła mężczyzny, który wdrapał się na jedną z gałęzi. Po chwili sokół zanurkował, jakby przymierzał się do ataku, na niczego niespodziewającą się zwierzynę, by na koniec zamachać energicznie skrzydłami i hamując, wylądować na wyciągniętym ramieniu Cichego. Ten spojrzał ptakowi w oczy i pogłaskał towarzysza, pozwalając by ten się uspokoił. W przymocowanej do jego nogi wiadomości, było wezwanie do sztabu, gdzie czekała na niego misja. Wielu mogłoby uznać przekazywanie informacji, w ten dość specyficzny sposób, za całkowicie pozbawione sensu, jednak w dobie technologii wywiadowczej i podsłuchów, miało ono swój plus. Każda wiadomość, wysyłana poprzez sygnały radiowe czy też satelitarne, mogła być przechwycona. Natomiast niewiele osób pokusiłoby się, by szpiegować jedno z setek tysięcy zwierząt, zamieszkujących Khazar. Mężczyzna pozwolił, by sokół wzbił się ponownie w powietrze i wrócił do Koudaru, skąd nadeszła wiadomość. W stolicy dystryktu mieścił się sztab, pod który podlegał mężczyzna i właśnie tam skierował on swe kroki. Biegł z prędkością, nie pozwalającą zwykłemu człowiekowi, dostrzec jego ruchów. Należał do najszybszych istot, poruszających się po ziemi i wiadomym było, że nawet nadludzie mieli problemy z nadążeniem za nim.

***

- Tu są wszelkie informacje, dotyczące twojej misji. – Mężczyzna w długim, brązowym płaszczu oraz przyszytym do lewego ramienia, orlim piórem, rzucił na blat stołu teczkę z dokumentami. Usiadł następnie na jednym z prostych, metalowych krzeseł i wlepił wzrok w podwładnego.
- Zostaniesz przetransportowany do samego serca Kotii, Telakki. Tam spotkasz się z informatorem i zadbasz o jego bezpieczną podróż, do naszego kraju. Dostaliśmy wiadomość, że Wyspiarze są chętni do współpracy, chcąc odpłacić Cesarstwu Nag, za dawne krzywdy. Jakieś pytania? – W odpowiedzi, dostał tylko przeczące kiwanie głową. Porucznik kończąc odprawę, wstał i wyszedł z niewielkiego pomieszczenia, zostawiając mężczyznę samego. Ten powoli odsupłał sznurki i zanurzył się w lekturze, obmyślając pobieżnie plan działania. Jeszcze tego dnia zadbano o jego wygląd, by upodobnił się do tamtejszych mieszkańców. Nie było to trudne, gdyż wystarczyła długowłosa peruka, broda i odpowiedni strój. Dostarczono go na lotnisko, skąd samolotem, pod fałszywym nazwiskiem, dostał się do Nebuli, gdzie dopiero mógł wziąć statek płynący na wyspy. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych, jednak obyło się bez komplikacji. Poza tym, innej drogi do stolicy wyspiarzy nie było. Tam czas, jakby zatrzymał się w miejscu i nie można było uświadczyć w tym miejscu techniki, lotnisk czy chociażby broni palnej, co tylko działało na korzyść Cichego.

***

Mężczyzna nawet nie przypuszczał, że z taką ulgą powita doki Telakki. Nie przywykł do morskich podróży i tylko ogromnym wysiłkiem woli, nie dał po sobie poznać, że zbiera mu się na wymioty. Dlatego też, gdy jego stopa dotknęła stabilnego podłoża, odetchnął i podziękował bezgłośnie, duchom opiekuńczym. Dopiero teraz przyszła wolna chwila, by rozejrzeć się po okolicy i przekonać się o prawdziwości raportów. Kilkupiętrowe, kamienne budowle rozsiane były po całej okolicy, gdzie niegdzie przeplatane przez te wykonane z drewna, wznoszone na odległych wzgórzach. Ulicami przejeżdżały dorożki, klucząc między brodatymi, rosłymi mężczyznami, noszącymi u pasów masywne miecze, które jak wieść niosła, należały do jednych z lepszych.
- Ciekawe jakby poradzili sobie z khazarskim ostrzem. – Przeszło przez myśl cichemu, jednak te rozmyślania musiał odstawić na bok, gdyż czas nie pozwalał na zabawy. Musiał dostać się do dzielnicy handlowej, która na szczęście sąsiadowała z dokami. A w międzyczasie…


- Potencjalny cel, zbliża się do miejsca spotkania. – Rozległo się z zamieszczonego w uchu, nadajnika. Mierzący niemal dwa metry mężczyzna, ze spokojem siedział przed jedną z tutejszych karczm i kosztował tutejszego trunku.
- Nie wkraczać do akcji. Śledźcie go i zaatakować dopiero przy 100% pewności, że się nie wymknie. – Lurin Moore, zwany również Noize, posturą mógłby śmiało konkurować z tutejszymi mieszkańcami. Nie dość, że był szeroki, to przewyższał tubylców niemal o głowę, nie pozwalając by go nie zauważono. Powoli dopił kufel piwa i gdy ruszył swoje wielkie cielsko, by dołączyć do pozostałej dwójki podwładnych, ze słuchawki ponownie rozległ się znajomy głos, tym razem już niosący ze sobą bardzo złe wieści.
- Cel ucieka! Biegnie drogą numer 3! – Cesarski rycerz zaklął w duchu. Wiedział, że po misji jego ludzie bekną za swoją nieostrożność. Nie przejął się jednak zanadto tą drobną komplikacją bo i to uwzględnił w swoim planie. Obwieszony żelastwem od stóp do głowy, pośpiesznie wybiegł na ulice, kierując się w stronę bocznej uliczki.


- Żadne zwierzę nie szydzi z innego, które jest do niego podobne jak kropla wody do drugiej. – Cichy odezwał się, do stojącej przy jednym ze straganów, kobiecie skrytej pod płaszczem.
- Tylko człowiek jest zdolny do takiej samowzgardy. – Odparła lekko zaskoczona kobieta, by po chwili dodać.
- To Ty jesteś moim ochroniarzem? Khazar? – Ostatnie słowo dodała szeptem, który tylko on mógł usłyszeć. Mężczyzna pokiwał głową na potwierdzenie i już po chwili, wprowadził się w stan opętania, wyostrzając swoje zmysły. Kamuflaż idealnie maskował zmiany jakie w nim zaszły, więc mógł sobie pozwolić na te drobne ubezpieczenie się. We dwójkę ruszyli w stronę doków. Wokół panował spory ruch, jak to zwykle bywało w dzielnicy handlowej. Ludzie przekrzykiwali się i przepychali łokciami, by dostać się pod upragniony stragan. W oddali herold ogłaszał najnowsze wieści ze świata, jakie dotarły wraz ze statkiem. Nikt nie zwracał uwagi na parkę, błądzącą ulicami miasta. Nikt poza dwójką agentów, którzy w bezpiecznej odległości przyglądali się im. Wtedy też, na ich nieszczęście, powiał mocniejszy wiatr zza ich pleców, niosąc ze sobą, niecodzienne dla tego rejonu, zapachy trybonitu i tworzywa sztucznego. Reakcja Khazarczyka była natychmiastowa.
- Za mną! – Warknął do kobiety i chwytając ją za rękę, zniknął w bocznej uliczce, rozpychając na boki ludzi. Sytuacja w znaczny sposób się skomplikowała i teraz, sprawą priorytetową, było jak najszybsze dostanie się do miejsca ewakuacyjnego. Klucząc uliczkami, zbliżał się do dzielnicy portowej, gdzie po dostaniu się na jeden z licznych statków, byłby bezpieczny. Jednak los nie był na tyle łaskaw, by umożliwić mu to bez trudności. U wyjścia jednej z uliczek, czekał na nich rosły mężczyzna, ściskający w ręku dwa, żarzące się toporki do rzucania. Dla Cichego było jasnym, że nie jest to zwykła, tania sztuczka i ma do czynienia z modyfikowanym.
- Kryj się! – Po raz kolejny mężczyzna warknął, do kobiety, popychając ją lekko za kontener na śmieci. Wiedział, że ucieczka nic nie da i jedyną opcją była walka. Mógł wygrać z jednym agentem, był tego pewien. W tym momencie, oba toporki poleciały w stronę Khazarczyka. Czas zwolnił tempa, mężczyzna odchylając się nienaturalnie szybko w tył, podążył za nimi wzrokiem, podziwiając jak obie bronie, powoli suną w powietrzu tuż obok niego. Powietrze wokół nich delikatnie falowało od nagrzania. A gdy tylko narzędzia do powodowania bólu, zetknęły się z kamienną ścianą jednego z domów, wybuchły, krusząc jego niewielką część.
- Cuda nie zdarzają się dwukrotnie, khazarski psie! – Noize splunął pod stopy i odpiął pas, przytrzymujący pozostałą broń, po czym wyciągnął zza pleców młot bojowy. Jego przeciwnik zawarczał i naprężył mięśnie. Wtedy też zza pleców, usłyszał dobiegające odgłosy kroków. Na jego tyłach pokazała się dwójka ludzi, mierzących teraz do niego z rewolwerów. Dzieliła ich odległość dobrych kilkunastu metrów, a mimo to, nim zdążyli pociągnąć za spust, pazury Cichego rozpłatały ich gardła. Ich twarze zastygły w wyrazie ogromnego zdziwienia i nierozumienia. Pod ciałami zaczęła tworzyć się czerwona kałuża.
- Teodor! Wilhelm! – Ryk, jaki wydobył się z jego gardła, był porównywalny do tego, jaki wydał z siebie Cichy. Ten zamiast wdawać się w zwykłą walkę, nie tracił czasu i z całą swoją szybkością, uderzył swoim ciałem w masywnego mężczyznę, który nie zdążył się nawet zamachnąć. Siła rozpędu rzuciła Noize na ziemię, dając Cichemu możliwość, szybkiego zakończenia walki. Jednak w momencie gdy rzucał się na leżącego na ziemi rycerza, poczuł przeszywający ból w nodze i plecach. Nieznana mu siła, spowodowała, że poleciał dalej niż zamierzał, uderzając w ziemię metr od swojego przeciwnika. Z ciała wystawały mu cztery noże do rzucania i tylko zasłonięcie oczu ręką, w którą wbiły się następne, uratowało go przed śmiercią. Postać, którą miał ochraniać, trzymała w ręku już kolejne noże i szykowała się do ataku. Leżący tuż obok niego mężczyzna, wyciągnął z kolei rewolwer, który wymierzył w głowę Cichego.
- Ścierwo… - Wypowiedział, naciskając spust. Ich zdziwiony wzrok, na ułamek sekundy spotkał się, nie rozumiejąc co się dzieje. Głuchy odgłos zacinanego bębenka, mógłby wywołać salwę śmiechu patrzących z boku obserwatorów, jednak wśród trójki walczących, spowodował tylko ciche przekleństwo. Ten moment, zraniony mężczyzna wykorzystał, by wydobyć sterczący z nogi nóż i wydostać się ostatkiem sił ze strefy śmierci. Nawet nie będąc rannym, nie mógł nawet próbować walczyć z tą dwójką. Pozostało mu uciec i wyjaśnić tą sprawę. Ruszył pędem ku zatłoczonej, głównej ulicy, zdzierając z siebie kamuflaż. Jego wygląd od razu wywołał zamierzony efekt.
- Wilkoczłek! AAAAAAAA! – Krzyki kobiet i mężczyzn, uciekających w popłochu, rozległy się nieopodal. Widać informacje o zabobonach w tym mieście, też były prawdziwe. Biegający we wszystkie strony ludzie, wywołali tak ogromny chaos na ulicy, że pościg za mężczyzną był bezcelowy. Ten zaszył się w jednej z kryjówek, jakie przewidywał raport, by w ciszy opatrzyć się i przeczekać zamieszanie.


- Przeklęty! – Wycedził przez zęby rosły mężczyzna, rozglądając się po panikujących wyspiarzach. Odruchowo zaciskał co chwilę dłonie. Nawalili. We dwójkę nie zdołali złapać jednego chazarskiego zwierzaka, a to z pewnością nie spodoba się górze.
- Nie mogłaś wcześniej zareagować?! – Wrzasnął dziwiąc się swojemu zachowaniu. Rzadko tracił opanowanie, jednak tym razem dali ciała na całej linii. Niepozorna kobieta, spojrzała na niego chłodno.
- Niby kiedy? Widziałeś jak to coś się poruszało? Masz szczęście, że nie zginąłeś! I wywal te cholerstwo! – Odparła, wskazując na trzymany przez mężczyznę, felerny rewolwer.
   
Profil PW Email
 
 
»Noize   #2 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 6
Dołączył: 13 Cze 2010

Cichy
Noize


Nauczka na przyszłość, czyli czas zainwestować w nową broń palną..


-Zdrowie Twoje, co w gardło to moje!- śmiechy i wesołe wrzaski zawładnęły małą drewnianą chatką, w której balowało ponad dwadzieścia osób. Były to urodziny Arguna, syna Argefa Porywczego. Argun był młody jednak silny i stanowczy. Brał już udział w wielu walkach i przyniósł do domu pamiątki po nich w postaci blizn na twarzy i ramionach. Jego ojciec zmarł dwa lata temu na nieznaną tym ludziom chorobę, która zaatakowała jego drogi oddechowe.
-Lurinie, napij się z nami. -Garin, starszy brat Lurina odezwał się do mężczyzny jego ciepłym, spokojnym głosem. Jest to jeden z tych głosów, które uspakajają ale i porywają serca do walki jeśli jest taka potrzeba.
-Nie mam nastroju do picia.
-Wyruszyła dopiero dwa tygodnie temu, daj jej trochę czasu braciszku. -jego szczery i serdeczny uśmiech, któremu się nie odmawia. Lurin jednak musiał odmówić, nie był w stanie przełknąć chociażby łyka trunku, dopóki nie zobaczy i nie weźmie w ramiona kobiety, za którą jego myśli odpływają daleko na południe. Jej długie ciemne włosy wirujące wraz z wiatrem. Jej jasne, przenikliwe oczy, które nie potrafią wytrzymać w jednym miejscu, lustrując dokładnie każdy cal otoczenia z ciągłym zachwytem. Jej gładka, jasna cera i słodki zapach wiosennych kwiatów, który towarzyszy jej od zawsze, na zawsze.
Drzwi od karczmy otworzyły się z hukiem i do środka wbiegł starszy mężczyzna sapiąc i dysząc ciężko.
-Błagam, pomóżcie nam! Oni.. oni przybyli...gwałcić nasze żony i córki, okradać nas z całego dobytku i mordować tych, którzy się sprzeciwili. Pomóżcie nam..- resztką sił wysapał ostatnie słowa i padł na ziemię na wpół przytomny. Ludzie w karczmie poderwali się i jak jeden mąż wyskoczyli z karczmy łapiąc za broń i przygotowując się pospiesznie do potyczki.
-To Briam z małej wioski na wschód. Siedem, może osiem minut drogi marszem. -Angus, najlepszy myśliwy. Nigdy nie mylił się w ocenie odległości.
-Zatem w drogę bo ominie nas całe przedstawienie!- Rigam, typowy barbarzyńca. Nie grzeszy mądrością, jednak to dobry przyjaciel i wierny kompan, umiłowany w wojaczce, tak jak jego ojciec i dziad.
Wszyscy wyruszyli w drogę, każdy z nich zaczyna swój bieg do celu, byle jak najszybciej, byle agresor był jeszcze na przyszłym polu walki. Pomoc wieśniakom to sprawa drugoplanowa, najważniejsza jest małą potyczka.
-Pospiesz się braciszku! - lecz Lurin nie zamierzał się spieszyć. Nie pragnął walki, chciał tylko poczuć jej zapach, dotknąć jej gładkiego ciała, zobaczyć jej jasny uśmiech.
Z zadumy wyrwały go krzyki, znak, że są już na miejscu. Mają szczęście, potencjalny wróg ciągle tam jest. Chwila ciszy...
-Na mój topór, krew i gorzałkę! - Rigam zaczął już swój taniec śmierci, ochoczo odcinając członki kolejnym przeciwnikom. Reszta nie została bierna i w niedługim czasie spokojna, mała wioska zamieniała się w krwawe pole bitwy. Szczęk uderzanych o siebie ostrzy, odgłosy zatapianych w ciele mieczy i toporów. Okrzyki radości i wrzaski przerażenia. Tylko jeden z wojowników nie dobył broni. Jeden stał nieruchomo, w ogóle nie przejmując się otaczającą go walką. W jego głowie wirowała teraz sylwetka kobiety, tańczącej z wiatrem na jednym ze wzgórz. Taka piękna i niewinna, pragnął ją zobaczyć jak niczego na świecie...
-Braciszku! Za Tobą! - i nagle.. kobieta znika, wzgórze rozpływa się, a przed oczami pojawia się krwawa jatka z jego towarzyszami w roli głównej. I słychać dźwięk ostrza przecinającego powietrze. Odwraca wzrok w stronę, gdzie słychać ostrze i mężczyźnie ukazuje się brodaty starzec z toporem, którego ostrze zmierza w kierunku głowy Lurina. Ten odruchowo łapię mężczyznę za rękę i przerzuca przez ramię. Kończy jego żywot ciosem młota, który dobył chwilę wcześniej. Spogląda na brata, który uśmiecha się i w tej chwili następuje eksplozja...

*~*~*

Lurin zrywa się z łóżka, a jego ciało pokrywają kropelki potu, które leniwie spływają w dół jego torsu i twarzy.
-Obudziłem o świecie, wedle życzenia.- Rzecze stary karczmarz i uśmiecha się ukazując swoje nikłe uzębienie. W odpowiedzi otrzymał tylko lekki ruch głową.
-Wszystko w porządku panie?
-Przynieś mi coś do picia, jestem spragniony. Daj coś mocnego, jeśli łaska.
-Wedle życzenia, panie. Śniadanie już się robi, placki z syropem. -karczmarz wychodzi zostawiając mężczyznę samego. Po prawej widzi dzban z kwiatem. Kładzie kwiat na niewielki dębowy stolik a wodę wylewa na siebie mocząc przy tym swoje łóżko. Następnie wstaje i bez pośpiechu zakłada na siebie kolejne części swojej garderoby. W drzwiach pojawia się młoda dziewczyna, niewątpliwie córka karczmarza, widać do po podobnym, równie bogatym i zadbanym uzębieniu jakie prezentuje wyszczerzając się do Lurina. Obraz ten ostatecznie dobudza mężczyznę i wypijając trunek, który przyniosła schodzi na dół, gdzie czeka już na niego śniadanie. Niezbyt obfite jednak za pieniądze, które posiadał i tak otrzymał nazbyt wiele.
-Wypocząłeś panie? W nocy strasznie się pociłeś i mówiłeś przez sen. Miałeś koszmar panie? Mamy zioła, które pozwolą odpocząć i zrelaksować się w nocy.- Żona karczmarza była dość tęgą osobą jednak wyglądała na dobrą duszę. Jej twarz przypominała twarze wiedź, tych z wielkimi nosami i brodawkami.
-Dziękuję za troskę. Chętnie przyjmę te zioła, obawiam się jednak, że nie mam pieniędzy by za nie zapłacić. Może w zamian oddam wam ten pierścień. Nie jest on zbyt cenny jednak pozwoli pokryć wszelkie koszty.
-Och nie panie! Nie przyjmiemy od Ciebie żadnej zapłaty. Jesteś w potrzebie a my potrafimy Ci pomóc. Nie jesteśmy hienami jak inni, nie żerujemy na cudzym majątku. Zatrzymaj zioła i pierścień.- Lurin zjadł tyle ile było mu dane, podziękował za wszystko i zbierał się do wyjścia. Odniósł talerze na zaplecze i zostawił na nim swój pierścień z czerwonym oczkiem. Poklepał karczmarza po ramieniu, gospodyni jeszcze raz podziękował za jedzenie i opuścił budynek.
-Dobrze.. więc jestem w Telakki, przede mną jeszcze szmat drogi, i muszę się pospieszyć jeśli chcę dotrzeć na czas.
Przechodząc przez kolejne uliczki miasta, Lurin zobaczył wiele ciekawych i mniej ciekawych rzeczy. Zatrzymał się jednak przy małym straganiku gdzie rozgrywana była jedna z jego ulubionych gier.
-Dajcie mi... 9! -krzyknął młody chłopak i rzucił dwiema kośćmi, które turlając się spory kawałek zatrzymały się, odbijając od ściany i dały chłopakowi w podzięce trzy i pięć oczek. Dało się słyszeć serię soczystych przekleństw i młodzieniec zniknął w tłumie.
-Przyjmujecie też rzeczy w zastaw?- Lurin chciał zagrać jednak jego sytuacja finansowa nie pozwalała mu na to. Nie zamierzał się jednak poddawać nie podejmując żadnych działań w tym kierunku.
-To zależy od tego co możesz zaoferować panie.
-Co powiesz na to.- mężczyzna wyciągnął zza pasa drobny naszyjnik z niebieskim kamieniem. -chyba jest trochę wart?
-To... oczywiście! Proszę.. proszę.. jeśli wygrasz zwrócę Ci naszyjnik i dam wszystkie pieniądze głupca przed Tobą. Wiesz co? Masz nawet trzy próby. - Lurin nie potrzebował trzech, wystarczyła mu jedna. Grał w kości całe życie i doskonale wiedział jak rzucić by wyszło na jego. Wziął dwie kości do dłoni, przyjrzał się im i przekręcając lekko nadgarstek rozluźnił palce, uwalniając kości.
-Siedem.- powiedział tylko a kostki delikatnie turlały się po powierzchni. Przed samą ścianą zatrzymały się dając wynik czterech i trzech oczek. Lurin zabrał to co jego mimo sprzeciwów mężczyzny. Domagał się powtórki jednak Lurin nie zważał na jego słowa.
-Bardzo ładnie. Zarobiłeś sporo pieniędzy oddając w zastaw niebieski plastik na sznurku. -mężczyzna powiedział to z taką pewnością siebie, że Lurin od razu stwierdził, że to będzie dłuższa rozmowa.
-Co Ci do tego wędrowcze. To wina tego głupca, który dał się nabrać na pierwszą lepszą błyskotkę jaką zobaczyły jego oczy.- W tym momencie wybuchnęła fala sprzeciwu wymieszana z falą śmiechu i pogardy. facet od kości krzyczał i przeklinał, rzucał wyzwiskami jakby wymyślał je na zawołanie.
-Hej wędrowcze!- zawołał w końcu, gdy nieco ochłonął. - Dobrze Ci zapłacę, jeśli nauczysz tego wieprza, że nie należy ze mną igrać! Przemyśl to, dobrze zapłacę. - Lurin mimo wszystko odchodził i nie interesował się tym, czy przybysz przyjmę ofertę czy nie. To miejsce przestało mu się podobać i postanowił je jak najszybciej opuścić.
Po przeszło czterdziestu minutach marszu przez alejki przedostał się na pustą ulicę. Wydawała się odcięta od reszty miasta i zapomniana przez czas. Tu Lurin mógł odpocząć i odetchnąć z ulgą. Zaczynała go już boleć głowa od tego całego gwaru i tych wszystkich ludzi. Szedł wolnym krokiem przed siebie z lekkim uśmiechem na twarzy. Po jakimś czasie jednak uśmiech zniknął a Lurin zatrzymał się.
-Postanowiłeś przystanąć na propozycję tego głupca jak widzę. Dobrze więc, jeśli myślisz, że dasz mi radę to proszę.- Lurin zza pasa wyciągnął mały topór do rzucania i zaczął kumulować w nim energię a broń stawała się coraz bardziej czerwona. Męzczyzna odczekał chwilę po czym odwrócił się do napastnika i spostrzegł, że ten jest już przy nim a jego ciało nie przypominało ciała człowieka. Nim zdążył zareagować pazury, które wyrastały z palców osobnika wbiły się w prawy bark, raniąc mężczyznę, który wydał z siebie cichy jęk i złapał za dłoń przeciwnika. Używając brutalnej siły zacisnął pięść i wyciągając pazury z ciała odrzucił agresora dobre parę metrów. Nim jednak odleciał nogą wytrącił broń z ręki Lurina, która wybuchła mu u stup. Mężczyzna był już skrajnie zdenerwowany i postanowił użyć broni, której używać nie miał. Pierwszy strzał z rewolweru lekko drasnął przeciwnika w rękę. Kolejne dwa spudłowały o dobre parę metrów, jednak to wystarczyło by speszyć przeciwnika, który zaczął wycofywać się w ciemne alejki. Lurin wziął broń w obie ręce i starał się wycelować w głowę przeciwnika. Gdy był pewny celu pociągnął za spust, jednak nic się nie stało a przeciwnik zniknął w mroku.
-Na Mordraga i jego szalonych braci! - ryknął nie ukrywając złości. To był główny powód, dla którego Lurin nie używał tego rewolweru. -1:0 dla Ciebie...- Łapiąc się za krwawiące nogi westchnął głośno i ruszył przed siebie do najbliższego punktu medycznego.

*~*~*

-Proszę opatrzyć mi rany a nie prawić kazania. - medyk, do którego udał się mężczyzna przez pierwsze piętnaście minut biadolił o tym jakie to groźne używać środków wybuchowych w miejscu publicznym i jaki to Lurin jest głupi, że rzucił je sobie pod nogi.
-Myśli pan, że jeśli jest wielki na dąb to nic mu się nie stanie? To ma pan srakę z mózgu! Wielki jak skała a rozumu brak! - Lurin został opatrzony i szybko wrócił do pełnego zdrowia. Minęło trochę czasu a mężczyzna dokładnie przeanalizował jego krótką potyczkę z tym osobnikiem. Niewątpliwie jest on zmiennokształtnym z Khazaru. Lurin wywnioskował, że jest on strasznie szybki i nic po za tym. Nie jest zbyt silny bo rana, którą mu zadał nie była zbyt głęboka. Z łatwością też rzucił nim przed siebie, jakby to był worek kartofli. Nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech.. Lurin miał plan.
Kolejne dni mężczyzna przeznaczył na wypytywanie ludzi o owego wędrowca. Opisywał go najlepiej jak mógł ze wszystkimi szczegółami jakie zapamiętał przed jego przemianą. W końcu po długim i męczącym poszukiwaniu wpadł na jego trop. Była to licha chałupa z zapadniętym dachem i bez szyb w oknie. Dobre miejsce na tymczasową kryjówkę, jeśli nie chce się zbytnio zwracać uwagi. Lurin obserwował to miejsce godzinami, aż w końcu jego przyszła ofiara wyszła z nory. Będąc pewnym, miejsca pobytu jego potencjalnego wroga Lurin wrócił do knajpy, w której się zatrzymał i przez kolejne godziny żłobił w drewnianej desce. Gdy kształt i grubość mu odpowiadała zabrał deskę ze sobą i udał się z powrotem do miejsca pobytu Zmiennokształtnego.
Sprawdził czy zabrał wszystko co będzie mu potrzebne, a gdy był już pewny zaczął krzyczeć aby mężczyzna wyszedł i stanął z nim do walki pod pretekstem walki o honor.
Nastąpiła długa cisza po czym z budynku błyskawicznie wyskoczyła istota przypominająca wyglądem psa lub wilka, która bez wahania rzuciła się na Lurina. Ten zdążył jedynie rzucić się do tyłu i upadając z przeciwnikiem na ziemię odtrącił go na bok i podniósł się najszybciej jak potrafił. W jednej ręce dzierżył swój młot, druga luźno opuszczona przy ziemi. Agresor zaatakował, jednak nie tak jak powinien i zaczął drapać Lurina po twarzy i ramionach zadając coraz to boleśniejsze rany. Mężczyzna osłaniał oczy i szyję przed ostrymi jak brzytwa pazurami. Gdy nastąpiła chwila przerwy zamachnął się potężnie jednak wolno i przeciwnik unikając młota wbił pazury głęboko w brzuch Lurina. W tym momencie wolna dłoń z całej siły chwyciła za nadgarstek zmiennokształtnego.
-Mam Cie.. - rzekł z uśmiechem i lewa dłoń ściskająca mocno rękojeść młota uderzyła w czaszkę przeciwnika. Ten z kolei szarpał się i drapał swoimi pazurami, jednak była to sielanka z porównaniem potężnych ciosów jakie serwował mu Lurin. Ostry cios w brzuch, następnie z końca rękojeści uderzenia w czaszkę. Gdy przeciwnik miał już dość mężczyzna podrzucił zmiennokształtnego w powietrze i uderzając go w tors z młota, wziął zamach i wbił przeciwnika w ziemię. Walka się skończyła, było to pewne, zmiennokształtny był szybki i zwinny, jednak nie zdołał wydostać się z uścisku Lurina.
-Zastanawiasz się pewnie, jak to możliwe, że nie zwijam się z bólu po twoim ciosie w brzuch, co? -uśmiechnął się szczerze i podwinął koszulę pokazując mu drewnianą deskę przyczepioną do torsu za pomocą skórzanych pasów. Jednak spod niej spływał cienki, karmazynowy strumyczek. -Ha! Nawet i deskę przebiłeś! Jesteś dobry, niestety wyszło jak wyszło.- Lurin wyciągnął zza pasa rewolwer i wycelował w pierś mężczyzny leżącego na ziemi. Puścił mu oczko i pociągnął za spust. Dało się słyszeć głuchy szczęk i drobne przekleństwo.
-No dajże spokój!- niemal że wykrzyczał rosły mężczyzna i przeklinając jeszcze przez chwilę odwrócił się i ruszył ku centrum miasta. -Cholerne dziadostwo...
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #3 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 35
Dołączył: 21 Lut 2009

Cichy, tak więc
Cytat:
nie tkniętą
Nie + przymiotnik = razem

Cichy napisał/a:
Każda wiadomość, wysyłana poprzez sygnały radiowe czy też satelitarne, mogła być przechwycona. Natomiast niewiele osób pokusiłoby się, by szpiegować jedno z setek tysięcy zwierząt, zamieszkujących Khazar.
Bardzo trafne spostrzeżenie, za które masz u mnie plusa.

Cichy napisał/a:
Ten spojrzał ptakowi w oczy i pogłaskał towarzysza, pozwalając by ten się uspokoił.
Musisz unikać takich powtórzeń.


Cichy napisał/a:
- Zostaniesz przetransportowany do samego serca Kotii, Telakki. Tam spotkasz się z informatorem i zadbasz o jego bezpieczną podróż, do naszego kraju. Dostaliśmy wiadomość, że Wyspiarze są chętni do współpracy, chcąc odpłacić Cesarstwu Nag, za dawne krzywdy. Jakieś pytania?
Bardzo mocna (ciekawa) ingerencja w strukturę świata. Osobiście uważam, że lepiej nie ingerować do tego stopnia w politykę, gdyż na przykład twórca Kotii (Ja xD) może uważać inaczej. Niemniej plusik za pomysł. Tylko nie przesadzaj następnym razem ;)

Cichy napisał/a:
Tam czas, jakby zatrzymał się w miejscu i nie można było uświadczyć w tym miejscu techniki, lotnisk czy chociażby broni palnej, co tylko działało na korzyść Cichego
To już mocna przesada. W Kotii nie znajdziesz "świeżych owoców techniki". Nie ma fizycznej możliwości aby jakikolwiek obszar NAG tej wielkości był pozbawiony lotnisk. Powód zacofania (anachronizmu) Kotii należy szukać w mentalności mieszkanców. Nie w biedocie czy coś w tym stylu.

Cichy napisał/a:
W oddali herold ogłaszał najnowsze wieści ze świata, jakie dotarły wraz ze statkiem.
xDDD no właśnie o tym mówię.

Cytat:
zetknęły się z kamienną ścianą jednego z domów, wybuchły,
Nie wiem co Noize sądzi na ten temat. Ale wydaje mi się, ze jego moc to taki odpowiednik Gambitowego (X-MEN) ładowania energią. Wybuchające domy na 1 poziomie to lekka przesada. Mniejsze eksplozje byłyby według mnie bardziej wskazane. W końcu małe toporki chyba nie mogły aż tak się naładować :D
_________________________________________

No a teraz do oceny.
Fabuła: Od razu twoja postać jest powiązana z wywiadem - extra, nie każdy gracz wybrał tę drogę. Pozwala to unikać kłopotów w dalszych pracach. No i widać, ze czujesz grę. To cieszy i dobrze rokuje. Tak samo jak fabuła wpisu, w której wykonujesz pomniejsze zadanie dla swojego kraju. Miałeś pomysł, który wpasował się w grę i nie mam ci nic do zarzucenia. Podołałeś zadaniu.
Postacie i ich umiejętności: Jesteście początkującymi graczami, więc nie bardzo jest co oceniać. Dysponujecie podstawowymi zdolnościami oraz nie posiadacie umiejętności niebojowych (prawie). Niemniej można wspomnieć o finałowej przemianie, którą stworzyłeś chaos. Tym samym pokazałeś, że dobrze wczytałeś się w świat i sam opis Kotii. Dobrze jest.
Styl i techniczne pierdoły: Tutaj specem nie jestem, no ale coś tam powiem. Nie z przymiotnikami i kilka powtórzeń to rzeczy, które każdy wychwyci. Wniosek z tego taki, że pośpieszyłeś się z walką. Powinieneś poczekać jeden dzień i przeczytać wpis jeszcze raz. Wtedy poziom pracy byłby znacznie lepszy. Zwracam zawsze uwagę na akapity i dialogi (opisy przy dialogach). Jest OK bo z tego co widzę ty też to robisz. Niemniej nie wstawiaj zbyt obszernych opisów czynności po "-" i dawaj więcej akapitów. Mniej się ludzie będą męczyć i większy porządek będzie.
No i według mnie montujesz zbyt długie i przekombinowane zdania.Może być lepiej.
Opisy: Bardzo dobrze zapoznałeś się z opisami Kotii i wykorzystałeś wszystkie info archiwalne jakie tylko mogłeś. Widać, że się starasz i chociaż nie jesteś tak subtelny jak Coltis to nie można tego nie docenić. Troszkę nie zgadzam się z interpretowaniem niektórych rzeczy odnośnie Kotii ale przynajmniej Lorgan się ucieszy, że ma kompana, z którym będzie nam mógł jechać od dzikusów. Dobrze jest.

Ogólnie rzecz biorąc!!! xD Walka jest dobra. Nic więcej. INFO NA PRZYSZŁOŚĆ: Moją ocenę walki mógłbyś zwiększyć poprzez:
- Wyeliminowanie powtórzeń rzucających się w oczy oraz zmniejszenie ilości przecinków (długość zdań).
- Napisanie, opisanie dłuższej walki z przeciwnikiem. By nie było za łatwo. W tej walce załatwiłeś sprawę szybko i konkretnie. Możesz sobie pozwolić na więcej epiki. Tylko nie przesadź.
- Zdobądź punkty i kup sobie umiejętności. To da ci szersze pole do popisu a ja na pewno to docenię i wynagrodzę.



Noize, zła wiadomość. Dla ciebie było za wcześnie na walkę. Nie byłeś gotów. Zapoznałeś się ze światem pobieżnie i wyszło jak wyszło.

Twój bohater nie jest związany z wywiadem - tak wynika z pracy, którą napisałeś - nie jest to problem. Na forum jest kilku graczy, którzy zaczynali w ten sposób. Ja moją 1-szą walkę też stoczyłem z przypadku i później dopiero wstąpiłem do wojskowego pionu. Niestety, przedstawiona przez ciebie fabuła jest fatalna. "Nadczłowiek Rycerz" wdaje się w walkę z "szamanem" z powodu ulicznej gierki? A później ten drugi szuka zemsty? No i przecież wiedza o zmiennokształtnych nie jest ogólnie dostępna. Przypominam, że w świecie tenchi utajnione są informacje o modyfikacjach genetycznych i t d.

Sprawa druga :( to bardzo słaba narracją. Raz piszesz używając czasu teraźniejszego. Chwilę później używasz czasu przeszłego. Jest to absolutnie zabronione. Można pisać albo tak albo tak. Bardzo słabo (pobieżnie) opisujesz sytuację. Początku prawie nie zrozumiałem. Później było troszkę lepiej. Niepodobało mi się przestawenie bohaterów za pomocą przypisów przy dialogach. Takie coś to fatalne rozwiązanie - szczególnie gdy jeszcze zmieniasz czasy.
Nie powinieneś się tak śpieszyć. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie piszę tego by ci dopiec. Mam nadzieję, że razem będziemy mogli zwiększyć twój poziom i poprawić pisarskie umiejętności. Niestety na razie jest jak jest.


Ocena końcowa to:
Cichy: 6
Noize: 2.5



   
Profil PW
 
 
^Curse   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 35
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Cichy:
Puk, puk.
- Kto tam?
- Egzekutor. Zostajesz skazany na śmierć za nadużycie przecinków w stopniu przekraczającym jakiekolwiek limity.

Gdybyś nie nadużywał rzeczonych przecinków, coś mogłoby z tego być. Ale szczerze mówiąc. cholernie ciężko mi się czytało. Zwłaszcza początek, przez który musiałam przebrnąć trzy razy, zanim mniej więcej załapałam o co chodzi.
Dalej... Masz jakiś pomysł i to się chwali. Ale mam wrażenie, że sam się trochę w nim pogubiłeś. Albo nie umiesz tego przekazać.. Nie wiem, która wersja jest lepsza. W każdym razie, pomijając już te felerne przecinki, wprowadziłeś taki zamęt, że w sumie to nie wiadomo o co chodzi. Masz jakąś misję, ktoś ma ci przeszkodzić, ktoś się do tego wszystkiego przyłącza (nawet jacyś agenci, lol), a na koniec w sumie.. uciekasz. Czyli na dobrą sprawę przegrywasz.. I to w ciągu kilku chwil :DD

Ponadto, jeszcze jeden szczegół.
Cichy napisał/a:
Należał do najszybszych istot, poruszających się po ziemi i wiadomym było, że nawet nadludzie mieli problemy z nadążeniem za nim.
Nie wiem, czy sprawdziłeś, ale nadludzie mają w chi limit wynoszący 5 punktów, a nie tak jak ludzie, 3. Więc, lekko przesadziłeś z tą swoją szybkością. Przykładowo, ja mam w tej statystyce więcej od ciebie ;)

Proponuję na następny raz przyłożyć się bardziej do strony technicznej i może poprosić kogoś o wstępną korektę - będziesz wiedział, czy twoje walki dobrze się czyta. Poza tym, jako, że jesteś nowym graczem, chwilowo skupić się bardziej na poznaniu świata i nie ryzykowanie jakiś bardziej szczegółowych opisów czy pomysłów. Wiem, że bez ryzyka nie ma zabawy.. ale .. zresztą, jak chcesz ;)
Ogólnie, żebym nie wyszła na straszną jędzę, praca jest wbrew pozorom niezła i spodziewam się w przyszłości naprawdę dobrych wpisów ;)

Ocena: 5

Noize:
Hmm... Jeżeli zostaniesz z nami na dłużej i się wyrobisz, będę twoją fanką :DD
Bardzo mi się podobało i sama się temu dziwię. Wyłapałam oczywiście kilka literówek i jakieś zagubione przecinki, ale to w ogóle nie jest istotne. Baa, nie jest nawet istotne to, że zmieniłeś w pewnym momencie czas narracji - zrobiłeś to w taki sposób, że totalnie mi to nie przeszkadzało, a zauważyłam i tak dopiero po chwili.
Zastanawiam się tylko... czy taka walka.. 'turowa' jest ok. W zasadzie to główna rzecz, do której mogłabym się przyczepić.
Jestem ciekawa, jak sobie poradzisz walcząc np w takim Sanbetsu. Chodzi mi o opisy tamtejszego świata.
Trochę naciągany powód walki, ale to w końcu pierwsza walka, a od czegoś trzeba zacząć.
I jeszcze w ramach wyjaśnień, co do oceny: będzie taka, a nie inna, bo walka jest dobra, ale bardzo. Owszem, podoba mi się twój styl pisania, ale i tak powinieneś się wyrobić. Pamiętaj, że zawsze może być lepiej (i liczę, że będzie ;) ).

Ocena: 5,5
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #5 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Cichy – Najczęstsze ułomności techniczne w Twojej pracy to: interpunkcja (tutaj prawdziwa katastrofa) i stylistyka (w tym ogromne ilości powtórzeń).
Mam już pewną praktykę w czytaniu gniotów i zdaje mi się, że umiem zajrzeć trochę głębiej – w szkielet całej opowieści. U Ciebie jest on malowniczy. Poczynania postaci opisujesz z gracją, chociaż gdybym miał strzelać, uznałbym że jesteś chińskim pisarzem, który po korespondencyjnym kursie polskiego chce coś w nim stworzyć.
Zastanawiam się, czy aż tak nieuważnie przeczytałem Twoje Ninmu, czy po prostu tylko w walce dałeś ciała. Chyba będę musiał jeszcze zajrzeć do tego pierwszego.
Teraz kilka plusów. Przede wszystkim, cieszę się że opisałeś Khazar nie jako zapyziałą dzicz, tylko zorganizowane państwo, co w istocie jest prawdą pomijaną przez innych graczy. Kolejny raz potwierdza się powiedzenie, że świeże spojrzenie wnosi najwięcej. Nie przejmuj się też stękaniem Kalamira odnośnie Kotii. O ile mi wiadomo, nie przeinaczyłeś niczego, co zostało na jej temat napisane, więc problemu nie ma. Różnice interpretacyjne natomiast są i zawsze będą.
Cichy napisał/a:
- Nie wkraczać do akcji. Śledźcie go i zaatakować (?) dopiero przy 100% pewności, że się nie wymknie.

Czy przypadkiem zadanie nie polegało na wywiezieniu z kraju pozytywnie nastawionego informatora? Chyba się trochę pogubiłem... Aaaa... To opis poczynań Noize... Zmiana bez żadnego wyraźnego sygnału... Minus do oceny końcowej. Tam właśnie mogłeś użyć tych gwiazdek.

Starcie z Noize było dość mało finezyjne, ale zważywszy na okoliczności, w których się odbyło, nie będę na ten temat dużo marudził. Wspomnę tylko, że było za mało ciekawych akcji i za dużo świadków.

Ocena: 4,5/10
______________________________________________________________

Noize – Mieszasz czas teraźniejszy i przeszły w stopniu, który zawstydziłby nawet moją nieżyjącą już prababcię. Poza tym aspektem wydaje mi się, że technikalia masz opanowane lepiej niż przeciwnik. Niemniej, w przeciwieństwie do niego, u Ciebie czuje się, że tekst jest zbyt krótki.
Noize napisał/a:
-Dobrze.. więc jestem w Telakki

Miasto nazywa się Telakka.

Poza wymienionymi wyżej aspektami, Twój wpis jest skrajnie przeciętny. Wydarzenia podchodzą bardziej pod gatunek "obyczajowy", niż "akcja". Interakcja ze światem jest spora, ale często nieukierunkowana (do niczego konkluzywnego nie prowadzi). Zazwyczaj nie przeszkadza mi coś takiego – nawet sam wplatam we własne walki motywy całkiem poboczne. Twoja sytuacja jest inna przede wszystkim ze względu na niewielką objętość całego tekstu. Zrobiłeś miejsce na pierdoły budujące klimat, ale zapłaciłeś spłyceniem najważniejszych wątków.

Starcie przeprowadziłeś dynamicznie i planowo. Spodobało mi się bardziej niż Cichego i właśnie dlatego postanowiłem przechylić szalę zwycięstwa w Twoim kierunku.

Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Noize.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Coltis   #6 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 35
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Cóż, prace są krótkie, więc też i nie za wiele można o nich powiedzieć ponadto co już powiedziano. Błędy zostały wyłapane zbiorowo, bo właśnie takich było najwięcej.

Cichy, gdybyś miał opowiedzieć swoją historię na głos krztusiłbyś się w każdym zdaniu próbując zachować swoją własną interpunckję. Żal mi tych biednych bohaterów, zasapanych i zadyszanych lub dla odmiany z anemią (zbierających siły na każde kolejne słowo), którzy męczą się z wsadzonymi w ich usta kwestiami ;D

Noize
, u ciebie zmorą są literówki. Nadwyżki i braki w wyrazach sprawiły między innymi, że "świt" został "światem".

Przejdźmy do starć:
Cichy może i spojrzał nieco z góry na "zacofaną" Kotię, ale to Noize zadał ostateczny cios przenosząc akcję do średniowiecza. Rozumiem stylizację tekstu względem regionu w którym odbywa się akcja, ale chyba trochę przesadziłeś - to nie Conan.
Walki były bardzo krótkie i dość niekonkretne. Noize bardzo mało miejsca dał na jakąkolwiek akcję i wpis był przez to trochę nudny. Co innego mogę powiedzieć o Cichym, który wytworzył klimat właściwy dla opowieści akcji i utrzymał go na przyzwoitym poziomie. Duży plus za ukazywanie i poszerzanie szczegółowości i specyfiki świata. Nie tylko fabuła, nie tylko akcja, ale także smak i klimat Tenchi - w tym kierunku powinniśmy wszyscy zmierzać. Tylko może nie dokładnie tak jak Cichy (popracuj solidnie nad interpunkcją i konstrukcją zdań wilkoczłecze ;) ).

Czas ocenić walkę:

Cichy: 5/10 - nie mogę dać więcej z powodu porażającej ilości błędów.

Noize: 4,5/10 - historia nie przypadła mi do gustu. Koliduje nieco z moim ogólnym wyobrażeniem o Nag i właściwie ukazuje tylko stereotyp.

Cichemu postanowiłem przyznać przewagę pomimo błędów, po prostu wpis bardziej mnie "chwycił".
Sługa Lumena rzecze: niech wygra Khazarczyk.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Cichy - 20,5 pkt.

Noize - 18 pkt.

Zwycięzcą został Cichy!!!

Punktacja:

Cichy +30 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Kalamir +5
Curse +5
Lorgan +5
Coltis +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0.16 sekundy. Zapytań do SQL: 14