6 odpowiedzi w tym temacie |
»Kalamir |
#1
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 02-05-2010, 20:23 [Poziom 1] Kalamir vs Mistic - walka 1
|
|
Kalamir - 1730
Mistic - 1081
Nie każdy śledzi przygody Kalamira i nie każdy musi być świadom pewnych wydarzeń lub powtarzających się motywów w nowych opowiadaniach. Czy tego chcemy czy nie, Tenchi staje się coraz większe. Pojawiają się nowi gracze, świat rozbudowuje się w szybkim tempie i t d. no a w dodatku historie naszych postaci stają się bardziej skomplikowane i zawiłe. Z tego powodu przygotowałem prolog i legendę do walki. Mam nadzieję, że pomoże to tym, którzy zapamiętują maksymalnie dwóch bohaterów imiennych xD. Przeczytajcie sobie spis bohaterów i wracajcie do niego jeśli zajdzie taka potrzeba. (czuje się przez was jak Erikson od malazańskiej jeśli ktoś czytał to wie)
Wprowadzenie dla nie śledzących:
Kalamir zabija wilkołaka i tym samym nabywa prawa do srebrnego ostrza jakim posługują się członkowie zakonu łowców gryfa (wprowadzone do gry przez gracza MACHU, opisane w opowiadaniu „Miecz Vellkera” ). Niestety sprowadza to na jego trop zmutowanych zabójców. Śledztwo doprowadza go do miasta Horsens, w którym ukrywa się zły szlachcic – prawdopodobnie odpowiedzialny za zło jakie spotyka prostych ludzi w Nag. Wtedy do akcji wkracza Zakon Muspelheimu (opisany w opowiadaniu pod tym samym tytułem). Na skutek pewnych wydarzeń, Kalamir również wstępuje do wspomnianego zakonu rycerskiego, w którego szeregach może stać tylko dwunastu wojowników. Jako najmłodszy stażem, Kendeisson staje się „dwunastym rycerzem”. Walka „Kalamir vs Mistic” dzieje się po tych wydarzeniach. Akcja rozpoczyna się w niedostępnej twierdzy Varfaine – siedzibie zakonu, w której przebywa tylko kilku braci i nieliczna służba…
Kalamir wciąż nie poznał wszystkich rycerzy zakonu ani nawet nie zwiedził całej twierdzy...
Twierdza Varfaine:
4 rycerz - Erlin Gumer
5 rycerz - Keenan Redilsson
6 rycerz - Lars Singreed
8 rycerz - Tyberiusz
12 rycerz - Kalamir Kendeisson
Kowal - Gern
Lorgan Gravier – administrator tenchi
„Incydent Hasu” – tankyuu 3
„Modyfikant” – w ten sposób Kalamir nazywa nadczłowieka pierwszego pokolenia.
Pustkowia graniczne:
Arlaon – szaman kobry
Kukidio – szaman byka
Mistic – szaman tygrysa
Leaw – szaman aligatora
LÓD – zestaw programów do ochrony baz danych jak również programy do walki w cyberprzestrzeni. W skład wchodzą bariery reakcyjne oraz inne bardziej zabójcze programy, które wykorzystane w odpowiedni sposób potrafią wypalić mózg nieostrożnym hakerom. Analogicznie, łamacz Lodu jest zestawem programów umożliwiających łamanie barier reakcyjnych.
1
W monumentalnej twierdzy lezącej pośród lodowych szczytów Varfaine było niezwykle ciepło jak na mroźny klimat Nag. Za tą sztuczką stała obecności piątego rycerza, Keenana Redilssona, który powrócił do swej wieży o świcie. Wojownik ten posiadał zdumiewające zdolności rozpościerania przerażających, jak również przyjaznych aur bitewnych. Kalamir lubił jego obecność w twierdzy, ponieważ jego serdeczną energię można było wyczuć nawet z piwnicy. Poza tym Keenan potrafił poprawić humor każdemu mieszkańcowi twierdzy, wystarczyło zadać mu pytanie o jego ostatnie misję.
Kendeisson schodził właśnie po schodach prowadzących do kuźni, gdy napotkał na swej drodze ósmego rycerza. Tyberiusz był jego mentorem i patronem, to on wciągnął go w szeregi zakonu. Mężczyzna najwyraźniej wracał z pracowni kowala Gerna. Wymieniwszy dworne ukłony rozpoczęli rozmowę.
– Kalamir, miło cię widzieć. – Serdeczny głos Tyberiusza sprawiał, że niemal każdy człowiek potrafiłby mu zaufać i zwierzyć się ze swych tajemnic. Charyzmatyczny mężczyzna poza darem krasomówczym posiadał również wesoły uśmiech, który stanowił rzadkość w tych mroźnych stronach. – Udajesz się do warsztatu mistrza Gerna? Jakieś zamówienie?
Dwunasty rycerz Kalamir Kendeisson wzruszył tylko ramionami i z niewinną miną odpowiedział:
– Niezupełnie. Nie widziałem jeszcze pracowni, zamek jest tak olbrzymi, że wciąż nie zdążyłem zwiedzić nawet trzeciej części pomieszczeń. Pomyślałem, że to dobra okazja by poznać twierdzę od strony technicznej.
– No tak, to zrozumiałe. Nie zatrzymuje cię więc. Mistrz Gern objaśni ci wszystko dużo lepiej niż ja. Gdybyś miał ochotę na mały pokaz to zapraszam cię na plac ćwiczebny. Wraz z szóstym rycerzem odbędziemy sparing. Poznałeś już Larsa?
Kalamir uśmiechnął się na myśl o pijackiej imprezie sprzed dwóch dni poczym przytaknął ruchem głowy.
– Poznałem już piątego, szóstego i dziesiątego rycerza. No i oczywiście ciebie, Tyberiuszu. Z chęcią dołączę do pokazu, jeśli oczywiście się nie zagubię.
Kuźnia niebyła tak ogromna jak jadalnia, chociaż zagracone pomieszczenia mogły wprowadzić w błąd. Kalamir przeszedł powoli po warsztacie i uważnie przyjrzał się skomplikowanej maszynerii pod każdą ścianą. Zagwizdał zdumiony i na głos wyraził podziw dla aparatury.
– Żartujesz sobie? – dobiegł go głos z sąsiedniego pomieszczenia. – Przecież to antyki. Nikt tu nie siedzi całe noce waląc młotkiem w żelazo. Teraz wszystko robi się odlewnią i laserem. Większość rzeczy wylicza komputer, nie kowal.
Kalamir zajrzał do mniejszego pokoju, w którym spostrzegł mistrza Gerna siedzącego przy konsoli załadunkowej. Wyglądało na to, że wpisywał do komputera listę potrzebnych materiałów.
– Mistrz Gern?
– W rzeczy samej, kowal i główny mechanik. Dokładnie mówiąc, szef oddziału inżynieryjnego – rzekł wysoki, barczysty mężczyzna o długich rudych włosach.
Zaskoczony Kalamir uniósł tylko brew.
– Spodziewałem się raczej…
– Spodziewałeś się prastarego zamku z balistami i zamkami na kilogramowe klucze? Nie, mały. System bezpieczeństwa jest opatrzony w Nagijską technologie komputerową oraz czujniki ruchu z ciężkimi karabinami zastępującymi katapulty. Nie ma tu smoków ani księżniczek. Żyjemy w siedemnastym wieku, nie?
Kalamir zaśmiał się serdeczne poczym skłonił się mechanikowi i wypowiedział swe imię. Tamten rozpoznał w nim nowy nabytek zakonu.
– Po zobaczeniu wspomaganej zbroi Tyberiusza mogłem się domyślić. Masz tu jakichś pracowników?
– Oprócz mnie, jest jeszcze trzech innych inżynierów, którzy dbają o systemy ogrzewania, bezpieczeństwa i inne wygody zapewniające twierdzy wygodę. Wpadnij gdy będziesz potrzebował troszkę sprzętu lub lasera do ostrzenia miecza.
Kalamir obszedł kuźnie raz jeszcze a Gern opowiedział mu o zastosowaniu co bardziej finezyjnej maszynerii. W końcu znudził się tym miejscem i postanowił ruszyć na górę, ku miejscu walki Tyberiusza. Pognał schodami na górę.
Plac ćwiczebny znajdował się w pobliżu czwartej wieży, tuż przy schodach do wieży głównej oraz magazynu. Kalamir dotarł tam w ciągu pięciu minut. Ucieszył się, że pogoda troszkę się uspokoiła. Tutejsze mury mimo swej wysokości nie zawsze potrafiły powstrzymać lodowe wiatry górskich szczytów.
Rycerz Tyberiusz stał na środku placu czekając na przeciwnika, którego nie było nigdzie widać. Kalamir zwrócił uwagę na brak wspomaganej zbroi, wywnioskował, że sparing miał być tylko luźnymi harcami. Minęło kilka sekund i na południowych schodach pojawił się Lars Singreed, szósty rycerz zakonu. Mężczyzna szczuplejszy od Kalamira i masywnego Tyberiusza, ale dorównujący im wzrostem. Podobnie jak oczekujący, miał na sobie tylko skórzane ubranie okryte płaszczem oraz długi miecz przy pasie.
– Wybaczcie mi spóźnienie, rozmawiałem z Keenanem. Mamy tutaj pewną sytuację – oznajmił.
Jego oczy spotkały się ze wzrokiem Tyberiusza, nastała cisza. Nagle Obaj mężczyźni spojrzeli na Kalamira i z uśmiechem zadali mu pytanie.
– A ty, młody towarzyszu, również słyszałeś o szczurach?
Kendeisson chciał zapytać o jakie szczury chodzi, gdy zrozumiał, że kompani posłużyli się jakimś kodem. Nie miał pojęcia o co chodziło, więc zamknął oczy i połączył swe zmysły. Słuch, wzrok, dotyk, zapach, wszystko to zlało się w jedność. Oczywistym stało się, że byli otoczeni przez oddział skrytobójców.
Nagle Lars upadł na kolano a w jego rękach pojawił się samopowtarzalny pistolet. Broń z ogłuszającym hukiem wypaliła trzy razy w pobliska ścianę. Tarcza optyczna niewytrzymała uderzeń i natychmiast ujawniła niewidzialnego obserwatora. W tym samym czasie Tyberiusz zdążył rozłupać głowy dwóm kolejnym intruzom. Wtedy pozostali opuścili swoje kamuflaże i rzucili się na rycerzy.
Kalamir chwycił za miecz i przeskoczył przez kozła ćwiczebna. Natychmiast znalazł się na drodze dwóch zabójców, którzy skierowali swe kroki na flankę Larsa. Broń jednego z nich wystrzeliła. Kalamir natychmiast rozpoznał model karabinu paraliżującego, wykonał szybki sztych mieczem i zbił łapki, które omal nie usmażyły jego układu nerwowego. Następnie zanurkował przed siebie z ostrzem wyciągniętym w kierunku brzucha jednego z napastników. Stal delikatnie spenetrowała jego kamizelkę. Jednym szarpnięciem wyrwał z niego miecz i przeskoczył obok upadającego ciała w piruecie. Kończąc obrót nachylił się i ciął dwóch kolejnych po kolanach. Miecz pozbawił ich nóg, nie było sensu upominać się o ich życie.
Styl jastrzębia był idealny przeciwko większej ilości przeciwników.
Tyberiusz nacisnął panel bezpieczeństwa pozwalając, aby metalowe drzwi zamknęły się za nim z hukiem. To ich spowolni, pomyślał. Natychmiast dołączył do dwóch towarzyszy, którzy biegli już po schodach w kierunku centralnego obiektu gościnnego.
– Co to do cholery ma znaczyć? – ryknął na Larsa.
Kalamir biegł obok, postanowił nie zadawać pytań.
– Właśnie o tym miałem ci powiedzieć – odpowiedział zadyszany Lars. – Keenan wrócił niedawno z misji. Miał sprawdzić sytuację na krwawym klifie. Pamiętasz to z raportu? Keenan znalazł tam młodą dziewczynę z córką. TO CHYBA TA DZIEWCZYNA. Okazało się, że jacyś goście kręcili się po okolicy. Dlatego Keen zabrał je ze sobą. Mieliśmy nie powiadamiać żadnych pionów poza seikigun. Ci z kolei wyślą nam kogoś za dwa dni.
Kalamir zamrugał nerwowo. Lars dostrzegł ten odruch.
– Przecież ja tu byłem? Czemu nic mi nie powiedzieliście? O jaką dziewczynę chodzi? – zdziwił się Kalamir.
– Powiedziałem im, że wysłaliśmy cię z zadaniem – wytłumaczył starszy Rycerz. – Wszyscy widzą jak ruszasz na coraz niebezpieczniejsze misję. Pomyślałem, że należą ci się dwa dni luzu. Wiemy jak ciężko jest być członkiem wywiadu oraz zakonu rycerskiego. Jak wiesz, trzeci rycerz również pracuje dla armii.
Kendeisson uśmiechnął się, nie był zły. Czuł jednak mały żal, że nie wtajemniczono go wcześniej.
– Czy wszyscy członkowie zakonu są nadludźmi? Do tej pory poznałem tylko was i Keenana. Oraz tego staruszka, pierwszego. W końcu mnie pasował i przyjął do zakonu.
– Nie wszyscy – odpowiedział Tyberiusz. – Dziesiąty rycerz nie posiada modyfikacji genetycznej. Niemniej jednak jest to jeden z większych skur…
– Jesteśmy – przerwał Lars.
Wbiegli do pomieszczeń gościnnych. Meble były popalone i porozrzucane po wielkim holu. Wskazywało to na umiejętności Keenana, który musiał rozniecić aurę ognia w ferworze walki. Gdzieniegdzie leżało kilka ciał. Jedno prawie spopielone, jedno przecięte w pół, bogowie wiedzą, co jeszcze.
Kalamir dobiegł do końca holu, wtedy zobaczył ciało Keenana. Rycerz wciąż oddychał, był jednak nieprzytomny, a z jego boku ciekła krew.
– Mam, stabilizuje – warknął rozwścieczony Lars, który niemal wbił dłoń w serce rannego kolegi. Obu mężczyzn otoczyła niebieska poświata.
– Idziemy dalej. Ty zajmij się Keenanem. Uważaj na siebie, wiesz jak niepewne są twoje leczące zdolności – ostrzegł Tyberiusz, który biegł już po schodach do wyższego piętra.
– Kalamir, idź za nim! Może potrzebować pomocy – wydał rozkaz Lars.
Wybiegli na odsłonięty szczyt wieży gdzie czekała na nich czwórka zabójców. Intruzi niebyli wyzwaniem dla stalowego ramienia Tyberiusza, ani tym bardziej dla błyskawicznych nóg Kalamira, który tańczył pomiędzy nimi ze swym szkarłatnym od krwi mieczem. Czerwona jucha zaczęła spływać po kamiennych schodach.
Gdy ostatni z przeciwników uderzył o ziemie, Kalamir rozejrzał się za porwanymi kobietami. Matka i córka stały na pomoście łączącym wieżę lądowiska z wieżą segmentu gościnnego. Pilnował ich gigantyczny mężczyzna ubrany czarny kombinezon wojskowy. Nagijczyk zrozumiał wyzwanie.
2
Lorgan Gravier uderzył się ręką w twarz, gdy czwarty rycerz skończył opowiadać o wydarzeniach poprzedniego dnia. Nie rozumiał jak mogło do tego dojść.
– Dwunastu elitarnych wojowników – rzekł powoli, tak jakby czekał na kolejne potwierdzenie. – Twierdza na niedostępnym zadupiu, uzbrojona w działka artyleryjskie, wyposażona w system DS13. Młoda bezbronna kobieta i jej córeczka. Oddział komandosów wyposażony w kamuflaż optyczny i Khazarski szaman, który zamienił się w słonia? Jesteś pewien, że ma się to znaleźć w raporcie, Elinie Gumerze?
Erlin miał dość wysłannika pionu seikigun, ale nie pozwoliłby tamten to poznał. Wziął głęboki wdech i odpowiedział.
– W twierdzy było tylko czterech braci. Ten, który znalazł dziewczyny miał tylko siedemnaście lat. Prawie zginął w walce z tym szamanem. Drugi z braci udzielał mu pierwszej pomocy, gdy pozostała dwójka ścigała porywaczy. Złamali nasze zabezpieczenia w kilka minut. To cud, że skończyło się na ranach krytycznych, nie śmiertelnych.
– Dwóch braci ścigało porywaczy? A ja słyszałem, że w wasze szeregi wstępują najlepsi z najlepszych. Więc aż dwóch ruszyło w pościg? – Gravier był zmęczony, dlatego tracił cierpliwość. Zbyt długo przebywał poza stolicą. – Na litość boską. Wysłali mnie tu, abym tylko odebrał kobiety. W dodatku wracałem z wykańczającej misji. Teraz okazuje się, że jedna zginęła a drugą muszę odbić z rąk człowieka słonia. Rozumiesz, że nie bawi mnie to.
Drzwi do komnaty otworzyły się powoli, do środka wszedł mężczyzna w bandażach.
– Nic nie musisz. Mieliśmy przypilnować kobiet. Nawaliliśmy, a teraz naprawimy ten błąd i sprowadzimy je z powrotem – przemówił.
– Kto to jest? – zapytał Gravier.
– Dwunasty rycerz, nowy nabytek zakonu – odrzekł Erlin. – Wraz z ósmym byli na wieży.
– Jak masz na imię?
– Kalamir.
Po twarzy Graviera przemknęło zaskoczenie.
– Słyszałem te imię. Właściwie to sporo mówi się o tobie na wyższych szczeblach. Podobno jesteś najskuteczniejszym agentem wywiadu?
Kalamir wzruszył ramionami.
Wysłannik pionu Seikigun zamyślił się nad sprawą jeszcze raz. Najniżej w hierarchii zakonu stoi as wywiadu?
– Dobra, macie szansę zmazać to nieporozumienie z waszego honoru – odezwał się po dłuższej chwili namysłu. – Kobiety nie wskrzesimy, ale możecie odszukać córkę. Tymczasem, ja wrócę do stolicy. Rycerzu Erlin, proszę udzielić innym braciom wszelkich informacji.
Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem. W kolorowo zdobionej komnacie pozostał tylko trzeci rycerz i Kalamir Kendeisson. Spojrzeli na siebie krzywo, poczym usiedli do stołu, gdzie czekała pełna butelka wina.
– Ważna szycha? – zapytał młodszy.
Rycerz Erlin podrapał się po swojej kruczoczarnej brodzie, poczym utopił wzrok w kielichu. Jego oczy nie zdradzały żadnych emocji.
– Niekoniecznie – oznajmił beznamiętnie. – Ale stoi wystarczająco wysoko by popsuć nam opinie swoim narzekaniem. Źle się stało, że daliście uciec temu szamanowi.
Kalamir wyczuł nutę słabości w głosie Erlina. Rycerz wciąż nie odzyskał sił po swojej straszliwej walce z czasów „incydentu Hasu”. Słyszał gdzieś, że Erlin stawił czoła setce napastników i jako jedyny wyszedł z tego żywy.
– Czemu ta dziewczynka jest taka ważna? – zapytał swego seniora.
– Delikatna sprawa. Jest jedynym dzieckiem wysoko postawionego szlachcica. Niestety, jej tatuś zginął w boju parę lat temu. Tak się składa, że jego genetyczna modyfikacja objawiła się poprzez bardzo rzadką zdolność.
Kalamir wnet zrozumiał, o co chodziło.
– Czyli istnieje szansa, że dziewczynka również objawi moce? Niewykluczone, że będą podobne do mocy jej ojca?
– Coś o tym wiesz? – zapytał Erlin z uśmiechem.
– Ja też nie byłem „modyfikantem”. Urodziłem się z podobnymi zdolnościami jakie miał mój ojciec – oznajmił podniecony.
– W każdym razie dokładnie o to chodzi…
– Nie rozumiem tylko jednej rzeczy – ponownie przerwał Kalamir. – Dlaczego pierwotnie sprawa trafiła do zakonu? Czemu nie zajęły się tym piony wojskowe?
Erlin znowu się uśmiechnął ale po chwili jego mina przybrała surowy wyraz.
– Polityka, chłopcze. Facet trzymał narodziny córki w sekrecie. Mądry był z niego gość. Wysoko postawieni ludzie nie chcieli by sprawa nabrała rozgłosu. W końcu niektóre siatki wywiadowcze i piony rywalizują miedzy sobą. W najgorszym wypadku, mógł się o tym dowiedzieć obcy wywiad. Dlatego przyszli z tym do nas. Jesteśmy niezależni, przynajmniej częściowo. Zajęliśmy się sprawą po cichu, nikt nas nie kontrolował. Mieliśmy odszukać matkę i dziecko a następnie bezpiecznie sprowadzić do twierdzy.
Kalamir wzdrygnął się na krześle.
– Chyba jednak nie tak po cichu jak nam się wydawało, skoro wpadł tu oddział Odyn wie kogo. – Odpowiedz Kalamira przesiąknięta była sarkazmem, jednak miał on rację. Dowodem była rzeźnia na dziedzińcu i w wieżach.
– Zgadza się – niechętnie potwierdził to Erlin. – Teraz musimy rozesłać naszych rycerzy by ratować reputację. Jesteś młody, ale masz bystry umysł. Co proponujesz, chłopcze?
– Ten słonik, to nie był Khazarski szaman – oznajmił rycerz shinobi.
– Jak to nie? Ten, który spuścił wam łomot na dachu?
– Był Khazarczykiem, prawda. Nie pracował jednak dla swych plemion. Tego jestem pewien. Widziałem go kiedyś w Har. Był w obstawie pewnego znanego Yami, z którym miałem nieprzyjemność się kiedyś spotkać.
– Czyli jest renegatem?
Kalamir przytaknął i raz jeszcze polał wina do kielicha.
– No to roześlemy ludzi szukając jego imienia i współpracowników.
3
Wielki kamienny mur rozleciał się w drobny mak. Kolejnych dwóch szamanów rozstało się z życiem. Crushwind z trudem wylądował na własnych nogach, nie miał już siły stawiać dalszego oporu. W dodatku nie wierzył, aby jego siła dała mu przewagę w tej walce. Dla niego była to misja z wyrokiem śmierci.
Na polu walki pozostało już tylko czterech szamanów i Durumbas, którego życie powoli dobiegało końca. Niestety zbyt powoli. W zaawansowanej postaci słonia ważył chyba ze trzy tony. Z siłą jego mięśni nie mógł się równać nawet oddział wojowników.
Wielki człowiek słoń ruszył w kolejną szarżę. Tym razem na drodze stanął mu Kukidio w postaci byka oraz Arlaon w postaci kobry. Przyśpieszył, nie dając przeciwnikom szansy na kolejny unik. Wpadł na nich z siłą rozpędzonej ciężarówki. Kukidio postanowił raz jeszcze zmierzyć się z nim w sile fizycznej, przegrał. Jego klatka piersiowa została zmiażdżona jak kartonik.
Arlaon skoczył wprost pod nogi pędzącego wariata i używając swej zręczności dostał się na jego plecy. Zatopił zatrute zęby idealnie w karku Durumbasa, który właśnie zabijał człowieka byka. Trucizna potrzebowała minuty by zadziałać, ale o tym się już nie dowiedział. Słoń zerwał go z pleców i cisnął o ziemię. Jedno uderzenie stopy zakończyło jego życie.
Śmierć kolegów była szansą Mistica. Rozpędził się obierając za cel odsłonięte plecy dogorywającego już monstrum. Wyskoczył w powietrze dokładnie wtedy, gdy tamten kończył z martwym już Arlaonem Kobrą. Jak szalony zadawał cięcia swoimi tygrysimi szponami w nadziei, że uratuje mu to życie. Po drugim celnym cięciu, spostrzegł, że jego wróg się odwraca. Wielka słoniowa łapa uderzyła go prosto w szczękę. Dzięki bogom, że słoń nie miał już tej samej siły co kwadrans wcześniej. Skończyło się wyłącznie na kilkumetrowej wycieczce zakończonej uderzeniem w drzewo.
Durumbas zachwiał się na nogach. Zrobił dwa kroki w kierunku ostatniego szamana, który obserwował wszystko w przerażeniu. Leaw wiedział, że jego postać aligatora na nic się zda w tej walce. Był gotów umrzeć.
Wtedy raz jeszcze pojawił się Mistic Crushwind. Jego ostatni cios wbił się prosto w nerki Durumbasa. Bestia zawyła a następnie uniosła rękę by dobić tygrysa. Cios jednak nie padł. Mistic odskoczył nim drań przewrócił się w tył.
Walka była zakończona.
Kiuro Crushwind znany również jako Mistic, rozejrzał się po pobojowisku. Był przerażony ogromem śmierci, jaki zobaczył. Jeżeli coś mogło równać się z dzisiejszym dniem to tylko była to wojna. Prawdziwa, krwawa i przerażająca wojna. Pograniczne pustkowia spłynęły krwią dziewięciu szamanów, przeżył tylko Kiuro i Leaw. Jednak to nie były wszystkie ciała. W okolicy kamiennej budowli, która wyleciała w powietrze, leżały przynajmniej dwa tuziny najemników na służbie Durumbasa. Ilu zginęło w środku budowli? Nie wiedział. Wstał i odszukał swój sejmitar.
Leaw powrócił do swej człowieczej formy, podobnie zrobił Mistic.
– Na Święty Gaj – odezwał się Leaw. – To nie tak miało być. Pułapka miała zapobiec trupom…
– Zamknij się.
– Dlaczego posłuchaliśmy Kukidio? – lamentował młodszy szaman. – Gdybyśmy użyli większej ilości materiałów wybuchowych…gdybyśmy nie zbliżali się tak bardzo. Miałeś rację, mówiłeś, że możemy sobie z nim nie poradzić. Ale, aby zginęło aż tylu szamanów?!
– Na Wielkie Drzewo, zamknij mordę albo ci ją wsadzę w odbyt. Myślisz, że tego nie wiem? Po prostu zamknij dziób. – Głos Kiuro prawie się załamał, gdy wykrzykiwał te słowa.
Kto jak kto, ale on najlepiej zdawał sobie sprawę ze szkody jaką odniósł kraj. Starał się pocieszyć myślą, że zlikwidowali najstraszliwszego renegata, jaki kiedykolwiek zrodził się w Khazarze. Te myśli jednak nie przynosiły ukojenia. Tego dnia zginęła najlepsza paczka, jaką miał przyjemność poznać odkąd osiągnął swą transformację.
– Ruszmy się, musimy sprawdzić ruiny ich bazy nim ruszymy do domu.
– Co? Przecież jesteśmy na terytorium Sanbetsu. Co jeżeli widzieli wybuchy i donieśli armii? – Strach w głosie Leawa był oczywisty. Ten dzień całkiem go zniszczył.
Kiuro wziął głęboki wdech. Nie miał siły się z nim użerać. Nie miał też siły badać ruin bazy, ale ktoś to musiał zrobić.
Ciemne korytarze doprowadziły szamana do kompleksu, w którym terrorystyczna grupa Durumbasa składowała broń i inną kontrabandę. Szczególną uwagę przykuło biurko i leżące nań dokumenty. Złapał je i przekartkował. Następnie pobieżnie sprawdził zawartość komputera.
– Proszę, proszę – prawie zaśpiewał Mistic – To może być przydatne.
Leaw zaciekawiony spojrzał na ekran.
– Ty, Mistic – rzucił niespodziewanie przez ramie kolegi. – Ktoś siedzi w systemie?
– Jak to?
– Odsuń się – Leaw zasiadł za komputerem i dał upust swym programistycznym zdolnościom. W przeciwieństwie do Kiuro, przeszedł pomyślnie szkolenie bojowe w zakresie komputerów i cyberprzestrzeni.
– Ktoś jest w systemie, na bank. Kopiuje zawartość bazy danych i szyfruje inne pliki.
– Możesz go odłączyć albo namierzyć? – zaciekawiony Mistic już ostrzył pazurki na myśl o żywym więźniu.
– Nie, używa mocnej bariery reakcyjnej – odpowiedział Leaw. – Jest połączony przez zaawansowany interface, nie mogę go wyrzucić. Podaj mi tamten kabel, ten przy zielonym biurku.
Mistic jednym skokiem dotarł do wskazanego sprzętu i podał go koledze. Tamten obejrzał go pośpiesznie, a następnie wepchnął kabel w tył swojej czaszki.
– Fuuj, co to jest?
– Interface – niedbale rzucił podłączony Leaw. – Umożliwia walkę w cyberprzestrzeni oraz penetrowanie baz danych za pomocą świadomości wspomaganej modemem bojowym. Mają tu niezły software. Na bank Sanbetsu.
– Chcesz powiedzieć, że twój mózg jest teraz w bazie danych? Jak program?
Leaw wyrzucił z usta falę powietrza, co miało świadczyć o jego zażenowaniu.
– Nie do końca, ale chyba na razie można tak to nazwać. Teraz zamknij się, zobaczę czy uda mi się go złapać. Może nawet wypale dupka z przestrzeni.
Zapadła cisza. Przerażony Mistic patrzył na swojego kolegę, który włożył sobie w potylice kabel a następnie poszedł po nim na spacer do nieistniejącego świata cyfr. Oczy podpiętego zdradzały jego duchową nieobecność.
– Na litość boską – wpienił się szaman. – Teraz to mnie przeszły ciarki. Możesz to gówno odłączyć? To jest co najmniej niepokojące, stary…
Nagle komputer eksplodował, w pomieszczeniu zaczęły latać setki iskier. Leaw upadł na podłogę i zaczął się rzucać jak w ataku padaczki. Mistic natychmiast do niego podskoczył i wyrwał kabel z jego głowy.
– Co za debilny pomysł, by wkładać takie coś! – krzyczał przerażony. – Ej, żyjesz? No powiedz coś.
Wciąż się trzęsąc, Leaw zebrał w sobie siły by powiedzieć coś po cichu.
– Lód…
– Lód? Mam ci przynieść lód? Poczekaj…
– Nie, lód… logiczne oprogramowanie defensywne… ten skur… prawie wypalił mi mózg…
– A wiesz gdzie on jest?
Ranny szaman jakby się zamyślił.
– Wschodni sektor, ma niedaleko zapasowe wyjście. Biegnij korytarzem oznaczonym na czerwono…
4
Kalamir zerwał połączenie i ruszył do wyjścia. Nie spodziewał się, że pozostał ktoś na warcie bazy danych, którą właśnie spenetrował. Miał nadzieje, że walka szamanów da mu wystarczająco wiele czasu, aby dostać się do bazy i na spokojnie sprawdzić zawartość komputerów. Na szczęście zdobył to, czego szukał. Dziewczynka została sprzedana do Sanbetsu. Oczywiście, pomyślał. Zrobią z niej swoją agentkę, a później postarają się przeszczepić jej geny, aby powielić jej moce. O ile Nagijczycy nie potrafili przewidywać, jakimi mocami będzie dysponował żołnierz, to tamci dranie przebierali w zdolnościach jak w odkrytych kartach.
Ktoś wywarzył stalowe drzwi w końcu długiego korytarza. Kalamir rzucił się do wyjścia, przeczuwając nadchodzące starcie z pozostałym przy życiu wartownikiem. Wyskoczył z ukrytego wyjścia prosto na kamienny step północnej granicy Sanbetsu z Khazarem. Słońce wisiało już bardzo nisko na horyzoncie, wkrótce miało się całkiem ściemnić. Wybiegając, rzucił ładunek wybuchowy w krzaki obok wyjścia. Ustawił go na pół minuty.
Wiedział, że musi przebyć dwa kilometry do ukrytego samochodu. Nie był zaskoczony, gdy usłyszał za plecami:
– Stój gnojku!
Mistic dotarł do wschodniego sektoru, drogę tarasowały ostatnie metalowe drzwi. Wybuch bomb uszkodził systemy bezpieczeństwa, więc był tylko jeden sposób na otworzenie przejścia. Mięsnie i pazury tygrysa rozerwały stal na strzępy, zupełnie jakby to były jakieś stare szmaty. Po tym, wrócił do swej normalnej postaci.
W pomieszczeniu na końcu korytarza były tylko komputery i droga prowadząca do wyjścia. Kimkolwiek był intruz, musiał rzucić się do ucieczki, gdy zobaczył, co stało się z drzwiami.
Mistic ruszył w pogoń.
Na końcu klatki schodowej widać było światło. Wyjście, pomyślał. Przyśpieszył bieg i po chwili wypadł na pustkowia. Jakiś kilometr od pola bitwy, na którym stoczył walkę u boku swych braci. Kilkanaście metrów przed nim stał wysoki mężczyzna o długich blond włosach. Miał na sobie skórzaną kurtkę z przypiętym mieczem. W rękach trzymał małą torbę ze sterczącymi kablami.
– Stój gnojku!
Coś za jego plecami wybuchło. Pęd powietrza przewróciła go do przodu. Czuł jak kawałki skał mijają jego głowę. Kompletnie nic nie słyszał, ogłuszyło go nie na żarty. Natychmiast podjął próbę otrząśnięcia się z szoku, złapał i szarpnął za swój sejmitar. W ostatniej chwili poderwał się na nogi i wykonał na ślepo paradę na swoje plecy. Miał szczęście. Jego obrona w ostatniej chwili uniemożliwiła przeciwnikowi zakończenie walki.
Odskoczył w bok zaczął obserwować przeciwnika. Jego miecz był dziwnie wykonanym bastardem, więc pewnie miał do czynienia z Nagijczykiem. Nie dał się zwieść skórzanej kurtce i uczesaniu. Jego przeciwnik bez wątpienia był rycerzem. W ustach ściskał wykałaczkę, a w oczach płonął ogień.
– Powiem to raz, kolego – odezwał się blondyn, mówił z akcentem Sanbetsu. – Nie mam zatargu z tobą ani z twoim krajem. Przybyłem tu zdobyć informację. Już je zdobyłem, więc po cichu mogę się ulotnić. Walka ze zmęczonym szamanem mnie nie urządza.
Kiuro zaśmiał się. Gadka przeciwnika była mu na rękę. Z każdym jego słowem, szaman mógł złapać oddech i przygotować siły do walki.
– Zastanawiające. Mówisz z akcentem Sanbetsu. Ubierasz się podobnie. Ale walczysz potężnym mieczem spotykanym tylko w Nag. W dodatku machasz nim jakby ten nic nie ważył. Sanbetsu szkoli agentów tak by ci atakowali w pas lub żebra, od spodu oczywiście. Ty zaatakowałeś z góry i na plecy. Nie wspomnę o tym, że dzierżysz miecz w lewej ręce, co w Sanbetsu, jest kategorycznie zabronione. Po budowie twego ciała, wnioskuje, że ustępujesz mi siłą fizyczną, jednak twój cios był cholernie ciężki. Nag uwielbia szkolić swoich ludzi tak by ci wydobyli pełnie możliwości w walce na miecze. – Na twarzy Mistica pojawił się gigantyczny uśmiech.
Kalamir uniósł brew z podziwu.
– Jestem zaskoczony. Przejrzałeś mnie całego, a uwierz mi, oszukiwałem najlepszych. Widzę, że moje aktorstwo na nic się zda. Pozwól jednak, że i ja ci coś powiem.
– Słucham, jestem bardzo ciekaw – powiedział prawdziwie szaman.
– Przed ostatnią godziną stoczyłeś największą walkę w swoim życiu. Jesteś szamanem używającym transformacji by zwiększyć swoją siłę, a za pomocą pazurów potrafisz kontrolować zachowanie przeciwników. Nie wiem jak dokładnie, podejrzewam toksynę albo coś równie trywialnego. Zanim przystąpisz do walki, przeprowadzasz analizę przeciwnika. Zupełnie jak przed chwilką.
Uśmiech znikł z twarzy szamana równie szybko, co się na niej pojawił.
– Ty gnojku, obserwowałeś walkę. Od jak dawna tu jesteś?
Kalamir zaśmiał się.
– To ja przekazałem waszemu wywiadowi zdjęcia i informację o tym miejscu. Przez tygodnie tropiłem Durumbasa i obmyślałem plan. Walczyłem z nim raz i wiedziałem, że nie mam szans w starciu. Kto więc mógł zabić go za mnie? Oczywistym wyborem wydawał się Khazar, To wam najbardziej zależało na eliminacji zdrajcy, który odłączył się od waszych plemion. Czekałem aż zaatakujecie, bo wiedziałem, że zrobicie burdel. Idealne warunki abym wykonał swoje zadanie. Piękna robota.
Kiuro opanował gniew i przeanalizował słowa.
– Co oznacza, że nie masz wsparcia swojego kraju. Z tego wniosek, nie jesteś członkiem pionu, skoro posłużyłeś się taką manipulacją.
– Bystry jesteś – tym samym Kalamir potwierdził błędny wniosek. – No, ale jak mówiłem, nie mam z tobą zatargu. Lepiej więc będzie jeśli rozejdziemy się w swoje strony.
Szaman ponownie się uśmiechnął.
– Nie, ty zginiesz albo trafisz do celi. Cokolwiek chciałeś ukraść, może to być niebezpieczne. Może to informację a może jakiś morderczy izotop. Jednym słowem, wpadłeś.
Kalamir pokiwał głową przecząco.
– No dobra. Mam tylko pytanie. Naprawdę myślisz, że dwie minuty rozmowy pozwoliły ci zregenerować siły? Ledwo stoisz na nogach.
Kiuro skoczył do przodu na nisko ugiętych nogach. Jego ręka wzięła solidny zamach, poczym zaatakowała sejmitarem na ramię, brzuch i nogi. Przeciwnik dwa razy się uchylił i raz postawił mieczem zasłonę, która skutecznie odbiła szybkie i lekkie ostrze sejmitaru.
– Proszę, proszę – Mistic rzucił słowa do rywala, wciąż stojąc w pozycji bojowej i zataczając koło wokół ubitego placu. – Cóż to za pozycja? Raz dwa zrezygnowałeś z tych szybkich ataków na plecy a dzięki oburęcznemu chwytowi nadrobiłeś siłę. Widzę, że też masz głowę nie od parady.
– Żebyś się tylko nie przeliczył.
Kalamir natychmiast ustawił nogi do pozycji jastrzębia. Chwycił miecz obiema rękoma i zasłonił się przed pierwszych cięciem. Ostrze przeciwnika odbiło się od jego stali i natychmiast zanurkowało na brzuch i nogi. Szybkie, taneczne kroki pozwoliły wycofać się w tył nim szabelka wyrządziła jakieś szkody.
– Proszę, proszę – odezwał się przeciwnik, który zaczął zataczać koło wokół miejsca walki. – Cóż to za pozycja? Raz dwa zrezygnowałeś z tych szybkich ataków na plecy, a dzięki oburęcznemu chwytowi nadrobiłeś siłę. Widzę, że też masz głowę nie od parady.
– Żebyś się tylko nie przeliczył – odpowiedział Kalamir
Teraz on natarł na szamana. Zaatakował z góry, opuszczając miecz z nad głowy wymierzył aż pięć ciosów na wysokości od pasa w górę. Rywal używał wszystkich sił by jego obrona okazała się skuteczna. Wyprowadzał bloki i uskakiwał, jednak nawałnica nie pozostawiała luki na riposty. Wtedy wykonał niespodziewany krok ku Nagijczykowi a następnie odskoczył ponownie w tył. Kalamir podążył za nim, jednak tamten wskoczył na kamień, który miał za plecami i zrobił salto w tył.
Rycerz doskoczył do kamienia i wybił się w powietrze. Niczym jastrząb opadł na swą ofiarę, która również wyprowadziła cięcie w tym samym momencie. Ostatnie skoki całkowicie zepsuły rytm narzucony przez Kalamira. Zrozumiał, że dał się złapać w pułapkę. Źle wyliczył czas uderzenia.
Ostrza zetknęły się nim rycerz wylądował po swym skoku. Sejmitar był jednak niżej i szybko ześlizgnął się po ostrzu w dół, atakując na odsłonięte nogi. Kendeisson rzucił się nad bronią rywala robiąc fikołka tuż nad ostrą niczym brzytwa bronią przeciwnika.
Szaman nie zamierzał rezygnować z przejętej inicjatywy. Tym razem on z przysiadu poderwał się na nogi i wykonał skok w korkociągu, pozwalając by wirująca szabla nabrała odpowiedniej prędkości.
Kalamir instynktownie wykonał jedyną możliwą obronę. Uskoczył w tył, prosto na wystającą gałąź jakiegoś stepowego krzaka. Wyrznął o glebę jak ostatni idiota. Tylko jego nadludzka szybkość sprawiła, że umknął ostrzu, które chwilę później przecięło miejsce gdzie leżał.
Był w szoku. Przeciwnik miał oczywiste braki w fechtunku a w dodatku nie reprezentował żadnej szkoły walki. Mimo to idealnie ustawiał kroki Kalamira pod swoją strategie. Świetnie zdawał sobie sprawę z otoczenia. Jednak wszystkie te zalety miały jedną wadę. Szaman był zmęczony i zdecydowanie nie był przyzwyczajony do tak długich starć. To dlatego musiał walczyć lekkim sejmitarem zamiast prawdziwym mieczem, pomyślał Kalamir. Najzwyczajniej brakowało mu kondycji.
Kalamir poderwał się na nogi i w szale zaatakował niczym zwierze. Grad ciosów spadł na szamana niczym deszcz meteorów. Zrezygnował z postawy jastrzębia, aby nie tracić na szybkości. Nie potrzebował siły. Nie chciał wybić miecza z ręki oponenta. Chciał go wykończyć psychicznie i fizycznie.
Natychmiast uruchomił swój zmysł, nie zamierzał dać się złapać na kolejną gałąź. Nie zamierzał pozwolić by przeciwnik wykorzystał jego pozycje do swych planów. Gdy bitewny wzrok ogarnął umysł Kalamira, ten po prostu widział i był świadom wszystkiego wokół. Z drugiej strony, szaman musiał być przerażony jego czerwonymi oczami.
Przyśpieszył jeszcze bardziej. Przeciwnik już ledwo trzymał swoją broń. W końcu jednak udało mu się podbić półtora-ręczny miecz do góry i ponownie wybić Kalamira z rytmu. Gdy jednak ostrza były wysoko w powietrzu to właśnie Nagijczyk wyprowadził pierwsze kopnięcie, które rzuciło szamanem w tył. Sejmitar wylądował kilka metrów za Kalamirem.
– Koniec walki – oznajmił Kalamir. – Poddaj się a wrócisz do domu.
Skóra szamana natychmiast zmieniła kolor. Rozpoczęła się transformacja.
– Przestań głupcze! Siła fizyczna nic ci nie da! Nie rozumiesz tego? – W rzeczywistości to Kalamir prawie srał pod siebie w strachu przed ukrytymi mocami szamana. Ta jego siła mogła całkowicie odmienić los walki.
Mistic, niesłusznie przekonany o nieużyteczności manewru skunksa postanowił rzucić się w ostatnim szaleńczym ataku. Jego transformacja się zakończyła. Teraz wystarczyło jedno celne trafienie pazurami. Odbił się od ziemi i wykonał tygrysi skok na rywala.
Kalamir widząc skok tygrysa zmówił szybką modlitwę o uratowanie swego życia. Wiedząc, że nie wolno mu przejść do defensywy, wystrzelił niczym błyskawica prosto na bestie.
Pazury zalśniły
Błysnęło ostrze
Wielkie ramie uniosło się do ciosu
Miecz skierował się klingą ku ziemi
Cios tygrysa został wyprowadzony
Kalamir przemknął pod ramieniem szamana i pociągnął mieczem po jego odsłoniętym brzuchu. Tamten chybił pazurami, ale nawet nie był tego świadom. Przeszedł jeszcze dwa kroki poczym wyrżnął twarzą o ziemie.
Transformacja została cofnięta, szaman na powrót był człowiekiem.
Spocony Kalamir skierował swe kroki ku ukrytemu pojazdowi. |
|
|
|
*Lorgan |
#2
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 02-05-2010, 23:22
|
|
Mistic nie wyrobił się w terminie. Zapraszam do oceniania wpisu Kalamira.
Pozdrawiam.
PS. Informacja od Kalamira: "Mistic, jeżeli masz ochotę na rewanż, mam wolny termin w środę". |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
^Genkaku |
#3
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 05-05-2010, 17:36
|
|
Generalnie, jak zwykle, znowu, standardowo i tradycyjnie bardzo fajnie Fajny i ciekawy pomysł do tego nieźle napisany. Trochę mało w tym wszystkim Mistica, ale to można jakoś przeżyć Denerwuje mnie w twoich pracach to, że masz skłonność do kolokwializmu:
Cytat: | Wyrznął o glebę jak ostatni idiota. |
Cytat: | Przeszedł jeszcze dwa kroki poczym wyrżnął twarzą o ziemie. |
Cytat: | Czerwona jucha zaczęła spływać po kamiennych schodach. |
Okropnie mi się czyta takie zdania i psują efekt całości.
Poza tym, jak już się czepiam:
Cytat: | Wyskoczył z ukrytego wyjścia prosto na kamienny step północnej granicy Sanbetsu z Khazarem. |
A to nie jest pustynia przypadkiem ? W sensie ja to sobie wyobrażam jak piaszczystą pustynie, nwm
Ogólna ocena: 8 |
|
|
|
»Coltis |
#4
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 358 Wiek: 36 Dołączył: 25 Mar 2010 Skąd: Białystok
|
Napisano 05-05-2010, 19:23
|
|
Ładnie, ładnie. Opowieść aż płynie. Masz styl, którego lubisz się trzymać i bardzo mi imponuje, że wszystko splatasz w spójną fabułę - historię swojej postaci.
Jest jednak parę rzeczy, które rzutują negatywnie na ocenę. Po pierwsze: długość wpisu - to radziłbym zostawić na solowe opowiadania. Zasiadam do walk oczekując błyskotliwości i ciekawej intensywnej akcji. Zawierasz to oczywiście we wpisach, ale przez twój tekst trzeba niekiedy brnąć, zamiast wciągnąć go jak spaghetti i zagłębiać się w niuanse, zamiast rozkoszować się smakiem. Nie lubię wracać po parę linijek do góry, żeby upewnić się, że dobrze zrozumiałem ile osób bierze udział, ile się wypowiada, a kto został tylko wspomniany.
Wstęp komentarzowy nieco pomaga, ale moim zdaniem walka powinna być gotowa do pełnego odbioru bez tego wszystkiego.
Druga sprawa: literówki, drobne błędy. Tego jest masa. Sam sobie nagrabiłeś każąc mi czytać to po kilka razy (patrz wyżej).
No i wreszcie walka. Starasz się to opisać z finezją, ale mam wrażenie, że często tylko sygnalizujesz dziejącą się właśnie akcję, zamiast ładnie ją opisać. Wkraczają zdania rzucające semi-poetycki ogólnik, albo rozpoczyna się wyliczanka. Masz duże pole do popisu jeśli chodzi o twoje moce, tymczasem ograniczasz się do "włączyłem i widać że działa".
Widać wyrobiony poziom, oj widać. Widać zapał, oj widać. Widać też błędy i trochę rzeczy, które mogłeś zrobić lepiej. Z poprzednich walk wiem, że cię na to stać.
Ocena: 7 |
I wanna be the very best, like no one ever was. |
|
|
|
»Twitch |
#5
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 05-05-2010, 19:43
|
|
Kalamir -
Coltis napisał/a: | Jest jednak parę rzeczy, które rzutują negatywnie na ocenę. Po pierwsze: długość wpisu - to radziłbym zostawić na solowe opowiadania. Zasiadam do walk oczekując błyskotliwości i ciekawej intensywnej akcji. Zawierasz to oczywiście we wpisach, ale przez twój tekst trzeba niekiedy brnąć, zamiast wciągnąć go jak spaghetti i zagłębiać się w niuanse, zamiast rozkoszować się smakiem. Nie lubię wracać po parę linijek do góry, żeby upewnić się, że dobrze zrozumiałem ile osób bierze udział, ile się wypowiada, a kto został tylko wspomniany. |
W pełni się z tym zgadzam. O ile wpis do walki z Naoko ,,bez walki" był nowatorski i interesujący, to tutaj robi się coraz mniej ciekawie. Mam wrażenie, że zamiast na samej walce skupiasz się bardziej na opisywanej historii. Miejsce dla przeciwnika zajmuje po raz kolejny Twoja postać z następnymi wątkami z nią związanymi. Fajnie się to czyta, ale w pewnym momencie wpada do głowy myśl: ,,To walka czy tekst z Art Section"? Co więcej starasz się upchać masę postaci w tekście pojedynku dwóch osób na których powinieneś się skupić, a często tego nie robisz. Mimo tego, że całość czyta mi się bez większych problemów to zwyczajowo idzie się pogubić w tym wszystkim. Dobrze przedstawiasz prezentowane osoby i dialogi nie brzmią sztucznie. Walka niezła, choć była chyba tylko dodatkiem do historii Kalamira.
Ocena: 6,5/10 |
Little hell. |
|
|
|
*Lorgan |
#6
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 06-05-2010, 16:13
|
|
Kalamir – Zacznę od ułomności technicznych, później zrecenzuję fabułę, a na koniec poruszę przyjemniejszy temat zalet (o ile takowe będą ).
Jak mawiają spece od reklamy: "liczy się pierwsze wrażenie". W Twojej pracy nie jest ono najlepsze.
Już w pierwszym akapicie przywitało mnie powtórzenie: "jego obecność/jego serdeczną". W drugim atakujesz kolejnymi. Tym razem chodzi o ósmego rycerza/Tyberiusza/mężczyznę/charyzmatycznego mężczyznę. Jeżeli nie zmieniasz celu swoich opisów, nie powinieneś za każdym razem imiennie sygnalizować o kogo chodzi. Przy okazji, krasomówstwo mylisz z byciem przekonującym i wiarygodnym. Użyłeś sformułowania "poza darem krasomówczym", a w poprzedzającym zdaniu scharakteryzowałeś właśnie to drugie.
Kolejny akapit niemal zaczyna się od błędu interpunkcyjnego. Po wyrazie rycerz (mamy tu do czynienia ze wskazaniem) powinien znaleźć się przecinek lub choćby myślnik.
W którejś wypowiedzi twojej postaci użyłeś określenia "strona techniczna" w odniesieniu do rozmieszczenia pomieszczeń w zamku. Jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Kalamir napisał/a: | Zagwizdał zdumiony i na głos wyraził podziw dla aparatury. | Jak? Nie napisałeś jak na głos wyraził podziw dla aparatury. Jeżeli gwizdanie miało być tym wyrazem, zamiast "i", powinieneś użyć "czym" lub napisać "w wyrazie podziwu dla aparatury". Kalamir napisał/a: | Spodziewałeś się prastarego zamku z balistami i zamkami na kilogramowe klucze? | "Tym powtórzeniem zakończę temat powtórzeń, które powtarzają się w Twojej pracy tak często, że nie chce mi się powtarzać komentarzy na ten temat" – jeżeli wiesz co mam na myśli. Dostajesz tym samym podsumowujący, tłusty minus za stylistykę. Kalamir napisał/a: | opatrzony w Nagijską technologie komputerową | nagijską Kalamir napisał/a: | Kalamir zaśmiał się serdeczne poczym skłonił się | Powtórzenie "się" (a chciałem już o tym nie pisać ), brak przecinka i zła pisownia "po czym" – rozmawialiśmy już zresztą na temat tego ostatniego... Kalamir napisał/a: | Oprócz mnie, jest jeszcze trzech innych inżynierów, którzy dbają o systemy ogrzewania, bezpieczeństwa i inne wygody zapewniające twierdzy wygodę. | Też masz już dość tego wytykania poszczególnych błędów? To nawet nie połowa pierwszego "rozdziału", a zerkając na w dół strony na "lodowe wiatry górskich szczytów" aż boję się pomyśleć, ile jeszcze musiałbym stukać palcami w klawiaturę, żeby wyliczyć najbardziej rażące niedorzeczności. Chyba ułatwię sobie życie i przejdę od razu do podsumowania.
Korekta w tym wpisie polegała chyba tylko na poprawieniu błędów wykrytych przez Worda. Stylistyka i interpunkcja leżą i kwiczą. Nawet nie – one nie żyją. Używasz słów, których nie rozumiesz (krasomówstwo) i wplatasz nieudolne, poetycko brzmiące zwroty. Dawno nie oglądałem tak kaszaniastego zlepku liter.
Twoje opowiadanie przypomina nadpsutego gołąbka. Wiesz, taką potrawę. Zepsucie sięgnęło wszystkiego na zewnątrz: liści kapusty (czyli technikaliów) i wierzchu mięsa mielonego (czyli treści wprowadzenia). Później mamy kawałek momentami smacznej wieprzowiny (czyli właściwą fabułę). Problem polega na tym, że żeby się do niej dobrać, trzeba pokonać przepisy BHP i olbrzymi ładunek obrzydzenia. Widzisz jakich trudów doświadczać muszą recenzenci? Naszemu oddaniu dorównywać może oczywiście tylko nasza wrodzona skromność... ale do rzeczy
Pomijając fakt, iż moja postać we wpisie wypowiadała się "agramatycznie", oddałeś jej charakter... ciekawie. Najbardziej spodobały mi się okoliczności, w których się pojawiła oraz komentarze towarzyszące jej odejściu. Nie pasowało mi się tylko, że Erlin mimo swojej pokornej postawy nie ostrzegł Kalamira, że zwraca się "na ty" do kogoś znacznie wyższego stopniem. W wojsku takie rzeczy nie przechodzą.
Szamanów oddałeś niestety bardzo słabo. Posłużyłeś się mało ciekawymi zwierzętami i sprowadziłeś ich do prymitywnych ról (np. aligator nie nadający się do walki ze słoniem). Wojownicy Khazaru to otoczeni tajemniczością wojownicy o bardzo rozległym spektrum mocy. Poza tym, pierwszy poziom ich transformacji powoduje jedynie niewielkie zmiany fizyczne. Nie dało się tego odczuć w Twoich opisach.
Jak zwykle wplotłeś we wszystko informatykę i zaawansowaną technologię. Mam już tego po dziurki w nosie. Nie podoba mi się takie podejście i nie będę dłużej tego w sobie tłumił. Wypowiedzi Leawa są bełkotliwe, mimo że operujesz zrozumiałymi terminami. Brawurowo komplikujesz proste rzeczy. Zamiast napisać po prostu, że ktoś włamuje się do komputera, zasypałeś mnie barierami reakcyjnymi, zaawansowanym interface'm z modemem bojowym... Przynajmniej Mistic zareagował normalnie. W tamtej sytuacji, rzecz jasna. Ciężko bowiem uznać za normalną, lustrację Kalamira i perfekcyjne wydedukowanie jego pochodzenia bez ani jednej umiejętności niebojowej. Z taktyką i psychologią byłoby to wspaniałe posunięcie. Bez – błąd.
Walkę skomentuję w formie quizu. Znajdź powtarzające się fragmenty: Cytat: | Kiuro skoczył do przodu na nisko ugiętych nogach. Jego ręka wzięła solidny zamach, poczym zaatakowała sejmitarem na ramię, brzuch i nogi. Przeciwnik dwa razy się uchylił i raz postawił mieczem zasłonę, która skutecznie odbiła szybkie i lekkie ostrze sejmitaru.
– Proszę, proszę – Mistic rzucił słowa do rywala, wciąż stojąc w pozycji bojowej i zataczając koło wokół ubitego placu. – Cóż to za pozycja? Raz dwa zrezygnowałeś z tych szybkich ataków na plecy a dzięki oburęcznemu chwytowi nadrobiłeś siłę. Widzę, że też masz głowę nie od parady.
– Żebyś się tylko nie przeliczył.
Kalamir natychmiast ustawił nogi do pozycji jastrzębia. Chwycił miecz obiema rękoma i zasłonił się przed pierwszych cięciem. Ostrze przeciwnika odbiło się od jego stali i natychmiast zanurkowało na brzuch i nogi. Szybkie, taneczne kroki pozwoliły wycofać się w tył nim szabelka wyrządziła jakieś szkody.
– Proszę, proszę – odezwał się przeciwnik, który zaczął zataczać koło wokół miejsca walki. – Cóż to za pozycja? Raz dwa zrezygnowałeś z tych szybkich ataków na plecy, a dzięki oburęcznemu chwytowi nadrobiłeś siłę. Widzę, że też masz głowę nie od parady.
– Żebyś się tylko nie przeliczył – odpowiedział Kalamir | Reszta nie przedstawia się dużo lepiej. Brak polotu i emocji. Końcówka nie jest może aż taka tragiczna, ale to za mało żeby zaważyć na ocenie.
Jedyną zaletą tekstu jest ogólny szkielet fabuły. Sposób, w jaki wydarzenia po sobie następują i się ze sobą łączą. Nic więcej.
Ocena: 3,5/10
Swoją ocenę dedykuję Coyotowi, który jako pierwszy przełamał passę bezkrytycznych recenzji i zawyżonych ocen
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Kalamira, ponieważ nie mam innej możliwości. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|