Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Insoolent vs Genkaku - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 02-05-2010, 19:59
 Zamknięty przez Lorgan, 05-05-2010, 23:35

7 odpowiedzi w tym temacie
^Genkaku   #1 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Dwóch mężczyzn odzianych w kapłańskie szaty, nerwowym i energicznym krokiem przemierzało korytarz. Dookoła panował półmrok. Jedyne źródła światła stanowiły małe lampy służące do podświetlania wiszących na ścianach wielkich obrazów. Każdy z nich przedstawiał wybraną scenę z Pisma i stanowił zabytkowe arcydzieło. Tych dzieł nie dało się oglądać nigdzie indziej na świecie. Były najcenniejszymi skarbami ukrytymi w papieskich katakumbach. Dostęp mieli tu tylko wybrańcy.
Głośny stukot obcasów niosący się echem przypominał odgłosy, jakie wydaje nadciągająca burza. Ich cienie prześlizgiwały się po ścianach niczym ciemne chmury po niebie.
- Dawno? – zapytał ten starszy.
- Jakieś piętnaście minut temu, mamy nagranie. Sytuacja wygląda poważnie. Od czasów wojny nie mieliśmy tak... - mężczyzna zawahał się przez chwilę ostrożnie dobierając słowo. - Agresywnego przekazu.
- Trzeba to dokładnie sprawdzić. Ona ma już swoje lata, raz na jakiś czas może się chyba mylić?
- Nie sądzę Wasza Eminencjo, zazwyczaj błędy wynikały tylko z naszej interpretacji.
Korytarz zaczął powoli rozszerzać się w sporej wielkości, pogrążone w mroku, półokrągłe pomieszczenie. W ciemności widoczne były jedynie potężne, żelazne drzwi oświetlone z obu stron pochodniami. Nie miały klamek, ani żadnych widocznych elementów, które w jakikolwiek sposób umożliwiałyby ich otworzenie. Były proste, masywne i bez zdobień. Wydawało się, że nie pasują do tego miejsca. Mężczyźni zbliżając się do nich wyciągnęli małe przeciwgazowe maski i nałożyli je na siebie. Ten młodszy położył na drzwiach obie dłonie i wyszeptał inkantację. Gdy skończył, odsunął się o parę kroków pozwalając na to, by drzwi powoli i z głośnym jękiem, otworzyły się. Kapłani przeszli przez przejście.
Podłoga była pokryta tysiącami tajemnych symboli układających się w ochronne kręgi i pentagramy. Wszędzie paliły się czarne, upiorne świecę, z których wydobywający się dym spowijał swoim płaszczem całe pomieszczenie. Na samym środku znajdował się podest. Klęczała na nim ślepa kobieta, zwrócona twarzą do wejścia. Jej powieki zamknięto na zawsze, zaszywając je grubą nicią. Po policzku spływała jej krwawa łza. Była stara, jej całe ciało, zakryte jedynie pół przezroczystą białą opończą, pokrywały zmarszczki. Długie siwe włosy były rozpuszczone i sięgały aż do pasa. Można było być pewnym, że w czasach swojej młodości była piękną kobietą. Para gości zatrzymała się na granicy ochronnych kręgów.
- Chwała Lumenowi Wieszczko - przemówił starszy z kapłanów. - Przybyliśmy tu byś opowiedziała nam o swoim widzeniu.
Kobieta usłyszawszy te słowa uniosła głowę delikatnie do góry i uśmiechnęła się. Nie było to jednak uśmiech, jakim ludzie obdarzają się w chwilach szczęścia lub życzliwości. Był raczej jednym z tych, którym mędrzec obdarowuje głupca. Jednocześnie pełen pogardy, ale i zrozumienia dla ułomności rozmówcy.
- Widziałam i wciąż widzę nadciągającą wojnę. - Jej głos sprawiał wrażenie jakby nie pochodził z tego świata.
Z trudem można było dopasować słowa do ruchu warg kobiety. Jak gdyby była tylko marionetką, którą bawi się początkujący brzuchomówca. Jednak od dawna nie robiło to już wrażenia na kapłanach.
- To nie będzie wojna jak poprzednio – kontynuowała. - To będzie Sekretna Wojna, jakiej świat jeszcze nie widział.
- Tak, ostrzegałaś nas już przed tym. Podobno miałaś nowe widzenie. Chcemy usłyszeć o tym.
- Głupcy! Skupiacie swoją uwagę na sprawach nieistotnych, gdy wisi nad waszymi głowami burzowa chmura, z której rozpęta się nawałnica, jakiej nie jesteście w stanie nawet sobie wyobrazić!!!
- Doceniamy twoje ostrzeżenia - starczy Kapłan nie ustępował. - Chcemy jednak wysłuchać nowej przepowiedni, Wyrocznio.
- Dobrze, twoja wola jest dla mnie niczym rozkaz samego Lumena.
Na twarzy kobiety przez chwilę można było wyraźnie dostrzec grymas zrezygnowania. Zniknął on równie szybko jak się pojawił, zastąpiła go determinacja. Wieszczka zwróciła głowę do góry, szeroko rozpościerając ręce. Dym naokoło w mgnieniu oka zaczął wirować. Mężczyźni cofnęli się odruchowo pod drzwi, gdy symbole pod ich nogami zaczęły pulsować jasnym światłem. Zdawało się, że płomienie licznych świec porozrzucanych po pomieszczeniu zapłonęły mocniej.
- Widzę obchody święta. Widzę jak zza morza przybywa tu mężczyzna, który używa cienia by spowijać i oszukiwać umysł innych. Widzę zło w jego wnętrzu, lecz nie należące do niego. Widzę zemstę i ostrzeżenie. Widzę biskupa Dariusza, który wzlatuje w niebo i kona na ołtarzu krwi.
- Czy ten mężczyzna został wysłany by zabić Dariusza?
- Tak! Przyczyni się do jego śmierci, lecz sam tego nie dokona.
- Jak możemy go powstrzymać?
- Jego domeną jest ciemność i przeciwstawić się jej może jedynie Encender. Tylko światło.

Kapłani wyszli z komnaty głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Wyrocznia zasnęła, nie była w stanie odpowiedzieć na więcej pytań. Tym razem już bez pośpiechu, wolnym krokiem, przemierzali korytarz.
- Wasza Ekscelencji - zaczął młodszy. - Biskup Dariusz jest upartym i odważnym człowiekiem. Nie zrezygnuje dla swojego bezpieczeństwa z celebrowania uroczystości. Szczególnie, że to dla niego wielki zaszczyt.
- Tak, wiem synu. Dlatego musimy się modlić i zaangażować w sprawę tylu naszych zelotów, ilu tylko możemy. Przejrzyj kartoteki i znajdź mi wszystkich, którzy się nadadzą. Do święta pozostał niecały tydzień i musimy się spieszyć. Zacznijcie też sprawdzać wszystkich przyjezdnych. Niech będą przeklęci wrogowie naszego kraju.
- Przynajmniej, jeżeli Wieszczka ma rację, biskup Dariusz w momencie śmierci dostąpi nieba.
- Radzę się skupić na tym by nie było to konieczne.


Genkaku wziął kolejny łyk herbaty, powoli i uważnie rozglądając się po okolicy. Siedział teraz na jednej z galerii widokowych centrum handlowego, jednego z największych w Arkadii. Dookoła pełno było tłoczących się ludzi. Robili zakupy, interesy, bawili się. Wszędzie widać było rodziny z dziećmi przechadzające się po sklepach. Gdzieniegdzie dało się zauważyć parę zakochanych par, całujących się lub spacerujących za rękę. Każde z nim miało plany, marzenia, kłopoty i ambicję. Każde miało własne życie. Powoli przechylił filiżankę do ust i zaczął rozkoszować się jej delikatnym owocowym smakiem. Przyznał w myślach, że nie spodziewał się, aby w Babilonie można było dostać tak dobrze zaparzoną „Sanbetańską Różę”. Raz jeszcze zaciągnął się głęboko jej przepięknym zapachem.
Przywodził mu na myśl wieczory po ciężkim treningu, kiedy w końcu siadali razem z mistrzem do ceremonii parzenia herbaty. Jedyny czas poza snem, kiedy mógł tak naprawdę poczuć się odprężony. Musi delektować się tą chwilą jak najdłużej. Za moment czeka go trudna misja. Tym bardziej, że jak do tej pory sprawy przybierają niekorzystny obrót.
Odłożył filiżankę i spojrzał na swojego rozmówcę. Na przeciwko po drugiej stronie stolika siedział jego informator i wspólnik. Genkaku pomyślał jak ciekawie musi to wyglądać z boku. On sam, ubrany w czarną sportową marynarkę, z krótko ściętymi włosami i posępną miną, na przeciw dobrze zbudowanemu mężczyźnie, o długich blond włosach, i doskonale skrojonym białym garniturze. Jak Jing i Jang.
- Może byś się skupił? Tłumaczę ci właśnie jak bardzo mamy przesrane, a ty pijesz sobie tę herbatkę i bujasz w obłokach...
Jasne, że mógł się skupić. Sam nie wiedział jak to się stało, ale od ponad tygodnia głos w jego głowie nie dawał znaku życia, co stanowiło niewyobrażalną ulgę. W końcu przez ten krótki czas mógł funkcjonować normalnie, a to od razu przełożyło się na jego pracę. Szefostwo jak widać zauważyło wyraźny wzrost efektywności i wysłało go na misję i to prosto do Babilonu. Nie był jednak do końca pewien czy mu się to podoba. W końcu był szkolony jako szpieg, nie jako zamachowiec. Miał infiltrować ludzi, nie ich zabijać. Raz jeszcze rzucił okiem na otaczających ich ze wszystkich stron ludzi, poczym skierował swoją pełną uwagę na rozmówce.
- Słucham cię cały czas Gorer. Mówiłeś właśnie, że nie wiadomo skąd, twój rodzinny wywiad dowiedział się o naszej planowanej akcji i wzmocnił ochronę. Teraz musimy wymyślić coś nowego. Mówiłeś też coś, że możesz załatwić materiały wybuchowe tylko nie wiesz jak je podłożyć przy tym całym zamieszaniu.
- Czy ciebie do reszty powaliło?! - blondyn aż podskoczył na krześle z emocji. Zniżył głowę w stronę Genkaku i przemówił półszeptem. - Do cholery, jak możesz mówić o tym tak po prostu, a jak ktoś usłyszy? Terroryzm nie jest popularny....
- Spokojnie, nikt nie usłyszy - agent wtrącił się w pół zdaniu - Tak de facto, to tylko ty to słyszysz i tylko ty przy tym stoliku cokolwiek mówisz. Widzisz tak naprawdę, to nie wypowiedziałem na głos ani jednego słowa.
Na twarzy Gorera pojawił się grymas wściekłości, na co Genkaku odpowiedział krzywym, kąśliwym uśmiechem. Ostatnio coraz częściej używał iluzji do prowadzania takich rozmów. Nie tyle by było to konieczne, co sprawiało mu to przyjemność. Traktował to jako taki mały bonus.
- Posłuchaj mnie - Genkaku nachylił się w kierunku swojego rozmówcy i wręczył u zapisaną przez siebie serwetkę. - Załatw dla mnie te rzeczy, to po pierwsze. Po drugie dowiedz się jak najwięcej o tym miejscu gdzie odbędzie się ta uroczystość. Chcę nawet wiedzieć jaka tam była pogoda rok temu. W miarę możliwości postaraj się też sprawdzić ilu zelotów przydzielili do ochrony, bo przydzielili na pewno.
Blondyn rzucił okiem na zapiski, po czym ze zdziwioną miną zwrócił się do Agenta.
- Tylko tyle? Nie chcesz nawet żadnego karabinu snajperskiego?
- Ten amfiteatr jest wzniesiony na szczycie wygasłego wulkanu, to najwyższy punkt w okolicy. Skąd mam strzelać, co?
- Dobra, dobra. Ty tu rządzisz, ale masz jakiś plan?
Genkaku znów uśmiechnął się kąśliwie. Odsunął krzesło i wstał od stolika. Rozejrzał się dokładnie, krótką chwilę zajęło mu zlokalizowanie obiektu swoich poszukiwań. W gruncie rzeczy nie było to trudne. Wystarczyło znaleźć miejsce gdzie kręci się największa ilość dzieci przyklejających nosy do sklepowej witryny. Ruszył powoli w wybranym kierunku.
- A ty dokąd?
- Do sklepu z zabawkami - odpowiedział sucho iluzjonista nie odwracając się już w kierunku swojego informatora. - Spotkamy się na miejscu dwa dni przed świętem.
Parę godzin później w swoim pokoju hotelowym Agent kompletował wyposażenie. Przeglądał z uwagą zakupione w centrum handlowym rzeczy. Teraz wystarczy, że połączy to wszystko do kupy. Sprawa wymagała od niego nie lada cierpliwości, szczególnie, że nie do końca znał się na rzeczy. Na szczęście urządzenie miało już zamontowaną kamerę. Musiał jeszcze tylko zwiększyć zasięg i zintegrować wszystko na wszelki wypadek ze swoją rękawicą.

Pielgrzymi ściągali do miasteczka Larret już od dobrych kilku dni. Spokojna, na co dzień mieścina, na ten jeden jedyny dzień w roku, zamieniała się w religijną stolicę Babilonu. To właśnie tu, w górach, na wschodnim wybrzeżu, dokonał się jeden z cudów. Według podań w całym kraju panowała zaraza dziesiątkująca ludność. Nikt z ówczesnych nie potrafił stwierdzić skąd się wzięła i jakie jest na nią lekarstwo. Wtedy pojawił się św. Sebastian. Na szczycie wygasłego wulkanu przez siedem dni i siedem nocy nieustannie wznosił modlitwy do boga. Ósmego dnia, została zesłana mu łaska. Ogromny słup światła uderzył w niego prosto z nieba. Zjawisko to widoczne było podobno nawet z wybrzeży Khazaru. Świętemu Sebastianowi nie stała się żadna krzywda. Przeciwnie, został obdarzony darem leczenia chorób i ran. Wyruszył w kraj i przepędził zarazę ku chwale Lumena. Od tamtej pory, na szczycie wulkanu w miejscu gdzie modlił się święty, co rok odbywa się uroczystość upamiętniająca to wydarzenie, zwana Świętem Światła.
W kraterze wybudowany olbrzymią świątynie na wzór starych amfiteatrów. Zdolna jest pomieścić nawet kilka tysięcy osób. Pielgrzymi ściągają z całego świata, licząc na to, że Lumen w swojej łasce wyleczy ich z chorób i dolegliwości. Dla niektórych wspinaczka na szczyt do świątyni to nie lada wysiłek i wyzwanie. Na Insoolet, kiedy o tym myślała, ich determinacja robiła sporo wrażenie. Stała teraz przy oknie w pokoju hotelowym przemienionym na małe centrum dowodzenia. Obserwowała jak kolorowy tłum pielgrzymów otacza zboczę góry. Przypominało to trochę mrówki wspinające się na mrowisko. Jeszcze raz przejrzała raporty ze wszystkich sektorów. Przydzielone do ochrony siły były dość pokaźne. Nad bezpieczeństwem biskupa czuwało ponad 20 zelotów. Jeden z nich przez cały czas podtrzymywał magiczne pole ochronne, mające odbijać wszelkie pociski. Ściągnięto wszystkich zdolnych rozpraszać iluzję. Strzegli oni wejść na teren świątyni a także patrolowali teren, przechadzając się między pielgrzymami. Do tego, psy, czujniki i kamery.
Przyszedł czas na papierosa. Od dobrych paru godzin nie wypaliła ani jednego i coraz ciężej było jej się skupić. Wrzuciła na siebie płaszcz i wyszła na zewnątrz. Było zimno i pochmurno. Wydawało się, że zanosi się na spory deszcz. Zazwyczaj w dniu obchodu Święta Światła nie można było narzekać na brak słońca. Fakt, nie zawsze było pięknie, zdarzały się dni, że czasem padało, ale tak pochmurnie jak dziś nie było jeszcze nigdy. Słońce z trudem przedzierało się przez chmury, przez co panowała ogólna szarość.
Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła paczkę papierosów. Zapaliła jednego i zaciągnęła się porządnie. To wspaniałe uczucie, kiedy czuje się jak przez ten ułamek sekundy nikotyna przepływa razem z krwią po całym ciele. Powoli wypuściła dym z płuc. Zaczęła zastanawiać się, czemu przydzielono ją do tego zadania. Jeszcze tydzień temu dostała reprymendę za to, że w pociągu na stacji pełnej ludzi, wdała się w bójkę z szamanem. Przez moment wydawało jej się nawet, że zostanie zdegradowana. Jednak Lumen obdarzył ją chyba łaską. Pewnie ze względu na swoją przeszłość, na Prywatne Biuro Bezpieczeństwa, w którym pracowała została trzecim zastępcą dowódcy operacji. Zawdzięczała to wszystko informacji, że jakiś wrogi szpieg ma zamiar dokonać zamachu biskupa. Dostali nawet przybliżony rysopis. Krótko ostrzyżony, 170 cm, najprawdopodobniej Sanbetańczyk. Dziwiła informacja, że to nie on osobiście będzie próbował dokonać zamachu, tylko jakiś jego tajemniczy wspólnik, o którym nikt nie miał pojęcia. Wywiad musi pracować całkiem nieźle skoro dowiedzieli się takich rzeczy.
Rozejrzała się. W okolicy nie kręciło się zbyt wiele osób. Większość wdrapywała się pewnie teraz na szczyt lub zajmowała miejsce na błoniach, gdzie rozstawiono telebimy. W oddali zauważyła szyld baru. Zajrzała do paczki papierosów i ze smutkiem odkryła, że ich zasoby są na wyczerpaniu. Czekało ją jeszcze sporo pracy i nie miała pojęcia, kiedy znów będzie miała okazję uzupełnić braki. Ruszyła w stronę pubu. Lokal mieścił się na parterze hotelu. Stał raczej na uboczu miasteczka, mimo to był jednym z najwyższych budynków w okolicy. Zelotka pchnęła drzwi i weszła do środka. Panowała tam dość ciężka atmosfera. W powietrzu unosiły się kłęby dymu, przez który przebijał się tylko zapach alkoholu. Podeszła do baru i poprosiła o papierosy. Miała już wychodzić, gdy w holu zauważyła wsiadającego do windy mężczyznę. Wysoki, szczupły, gładko ogolony o długich czarnych włosach spiętych w kucyk. Wyglądał jak biznesmen, ubrany w czarny garnitur z kamizelką i długi płaszcz. Większość ludzi przeszła by obok niego obojętnie, dla Insoolent sprawa była oczywista. To był nadczłowiek. Ten szczególny dar, który posiadała, pozwalał jej bez większych problemów rozpoznawać tych odmieńców. Zapominając o tym, że zostawiła radio w centrali odruchowo sięgnęła do kieszeni. W duchu przeklęła swoje roztargnienie. Nie miała wyboru, mało prawdopodobne żeby udało jej się dodzwonić do centrum dowodzenia, musiała śledzić podejrzanego. Podbiegła do recepcji, wykręciła numer, po czym rzuciła słuchawkę pracownikowi hotelu, rozkazując dzwonić aż do skutku i wezwać posiłki. W tym czasie nadczłowiek był już w windzie, w drodze na najwyższe piętro hotelu.

Genkaku wyszedł z windy i skierował swoje kroki do wynajętego pokoju. Przybył do miasteczka dwa dni temu, dzięki czemu udało mu się zając taki pokój, na jakim mu zależało. Najwyższe piętro z oknami wychodzącymi w stronę świątyni. Była ona oddalona od tego miejsca o dobre dwa kilometry. Martwił się trochę o zasięg, ale podczas testów nic nie wskazywało na to żeby miało to przeszkadzać. Miał tylko jedną szansę i nie mógł jej zmarnować. Wszedł do pokoju zrzucając z siebie płaszcz oraz perukę. W głowie miał już wszystko dokładnie zaplanowane. Podszedł do walizki, opróżnił ją z ubrań i otworzył skrytkę. Wyciągnął stamtąd karwasz oraz pas ze swoimi dwoma niezawodnymi rewolwerami. Założył na siebie ekwipunek, po czym podszedł do okna, gdzie na małym stoliczku znajdował się zakupiony w sklepie sporej wielkości model śmigłowca. Otworzył okno i umieścił zabawkę na parapecie po drugiej stronie. Teraz musiał sprawdzić ostatni raz czy wszystko działa. Przez szyję przewiesił sobie radiowy kontroler i uruchomił go. Po środku, między dwoma gałkami do kierowania lotem, znajdował się mały ekran, odbierający obraz z kamery. Sprawdził czy zabawka reaguje na ruchy kontrolera. Podczas lotów próbnych okazało się, że zabawką wypełnioną materiałami wybuchowymi steruje się dość ciężko. Na szczęście na pokładzie było tyle C4, że bezpośrednie trafienie nie było konieczne. Wszystko wydawało się być w porządku. Agent zamknął okno, pozostawiając śmigłowiec na zewnątrz. Teraz wystarczy już tylko wracać do samochodu i stamtąd pokierować urządzeniem. W tym samym momencie, gdy to pomyślał, drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Do środka wpadła kobieta uzbrojona w dwa sejmitary i ogień w oczach. Wyglądem przypominała postać żywcem wyrwaną z filmu przygodowego. Nienaganna figura, włosy spięte w kok oraz ten awanturniczy ubiór. Genkaku od razu pomyślał, że to musi być zelotka. Tylko oni są tak pewni siebie by chodzić po ulicy z bronią na wierzchu, jeszcze do tego szablami.
- Rzuć broń sanbetańska świnio!
Insoolent powoli przesunęła się w stronę agenta. Sejmitary trzymała wyprostowane i była gotowa do skoku, wystarczył jedne fałszywy ruch przeciwnika. Mężczyzna stojący przed nią idealnie pasował do opisu tego, którego szukali. Genkaku powoli uniósł ręce ku górze. Miał nadzieje, że to uspokoi niespodziewanego gościa i da mu potrzebny czas na użycie mocy procesora.
- Spokojnie, poddaje się. Masz mnie.
- Odepnij pas z bronią albo rozpruje ci flaki!
Słysząc te słowa agent obdarował zelotkę kąśliwym uśmiechem.
- Naprawdę? Którego mnie masz na myśli?
Moc procesora zaczęła działać. Insoolent nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Ze wszystkich cieni i kątów w niedużym pokoju zaczęły wychodził klony mężczyzny. Było ich już około dziesięciu. Jeden odciął jej drogę ucieczki pojawiając się w drzwiach od strony korytarza. Przeszła do pozycji obronnej. Jedną z szabli uniosła nad głowę, ostrzem w kierunku rozmówcy. Drugą prostopadle do pierwszej uniosła na wysokość twarzy. Była gotowa do odparcia każdego ataku. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że przeciwnik posługuje się iluzją. Miała nadzieje, że jej umysł zdoła się jej jednak oprzeć. Jej myśli zaczęły krążyć szybko. Zadawała sobie pytanie, co zrobiłaby na miejscu agenta? Spróbowałaby się wymknąć. Bez chwili dalszego zastanowienia rzuciła się biegiem na klona stojącego w drzwiach. Naparła całym swoim impetem. Przeleciała przez iluzję bez najmniejszego oporu. Ku jej zaskoczeniu na coś jednak trafiła, na z pozoru pustym korytarzu. W momencie zderzenia zaskoczony agent nie był w stanie utrzymać iluzji dalej. Razem z rozpędzoną Insoolent przelecieli przez korytarz, wpadając prosto w okno i wylatując z drugiej strony. Dwójka walczących w jednej chwili z głośnym hukiem wśród odłamków szkła wylądowała na dachu sąsiedniego budynku. Genkaku poderwał się z ziemi jako pierwszy i był w szoku. Chwiejąc się lekko najszybciej jak potrafił doszedł do leżącego niedaleko kontrolera. Na szczęście był cały. Znów przewiesił go sobie przez ramię, w międzyczasie sięgając ręką do karwasza i uruchamiając energetyczny pancerz. Jego przeciwniczka właśnie się otrząsała. Podpierając się sejmitarem, zelotka powoli unosiła się z ziemi. Z ramienia, niczym sztylet, sterczał jej kawałek szkła. Chwyciła go i z okrzykiem bólu wyrwała. Przyłożyła do rany rękę i używając swej mocy zaleczyła obrażenia. Został jej jeden sejmitar. Drugi musiała zgubić podczas upadku, jednak teraz nie było czasu by się za nim rozglądać. Genkaku właśnie dobywał swoich rewolwerów. Jednym płynnym ruchem nadgarstka rozłożył ostrza schowane do tej pory pod lufami. Jedyną szansą dla Insoolet było zmniejszenie dystansu. W tej samej sekundzie, gdy agent podniósł do strzału oba rewolwery, ruszyła na przód. Mężczyzna oddał salwę. Agentka w biegu zrobiła unik i odskoczyła w bok chowając się za jednym z kominów. Nie tracąc rozpędu odbiła się od wylotu wentylacji i skoczyła w stronę przeciwnika. Genkaku widząc wyskakującą Insoolent oddał kolejne strzały. Zelotce udało się odbić jeden pocisk szablą a drugiego uniknąć. Trzeci jednak dosięgną jej ramienia. Siła trafienia obróciła ją w locie. Doświadczona Insoolent potrafiła to jednak obrócić na swoją korzyść. Nadal będąc w powietrzu błyskawicznie wzięła szeroki samach i zadała silny cios obracając się całym ciałem. Genkaku zmuszony był uklęknąć przy parowaniu zabójczego piruetu. Zelotka znalazła się teraz za jego plecami i z ledwością zdołała wylądować tak, by nie spaść z dachu na ulicę. Nie traciła chwili czasu. Była wyraźnie szybsza od przeciwnika i musiała to wykorzystać. Agent też nie miał najmniejszego zamiaru bawić się. Zaraz po udanej obronie odturlał się nieco na bok i zaczął strzelać. Insoolent poderwała się do biegu. Agent był jednak zbyt dobrym strzelcem, pociski znów doszły celu i dosłownie ścięły zelotkę z nóg. W ostatniej chwili przeturlała się za osłonę, tak by uniknąć kolejnych dwóch trafień. Przyłożyła dłonie do ran i zaczęła je leczyć. W tym czasie Genkaku zerwał się biegiem do miejsca, w którym schroniła się jego przeciwniczka. Sprawy bardzo się skomplikowały, musiał szybko się jej pozbyć i odciągnąć uwagę od tego miejsca. Przeskoczył przez komin. Spodziewał się, że ranna kobieta będzie stanowić łatwą ofiarę. Niemal nie przypłacił tego życiem. Insoolent skończyła leczyć rany, gdy usłyszała nadbiegającego agenta. Wyskoczyła i zamachnęła się na odlew. Genkaku w ostatniej chwili uratował głowę pochylając się gwałtownie do tyłu i wpadając rozkrokiem na zelotke. Oboje znów wylądowali na ziemi. Odruchowo odskoczyli od siebie w tej samej chwili. Insoolent znów ruszyła biegiem, jak gdyby chciała okrążyć przeciwnika. Jeżeli dobrze kalkulowała, zostało mu jeszcze po jednym pocisku w każdym rewolwerze. Nie myliła się. Po dwóch wystrzałach broń agenta zamilkła. Insoolent dopadła do Genkaku najszybciej jak potrafiła i wyprowadziła pchnięcie wiązane. Odtrąciła broń przeciwnika tak by zrobić miejsce na zadanie kolejnego ciosu. Agent nie dał się jednak zaskoczyć uniknął pierwszego pchnięcia i wyprowadził własne w przeciwtempo. Kobita zdołała jednak sparować i odskoczyła. Oboje stali teraz na przeciwko siebie bez słowa mierząc się wzrokiem. Trwało to jeden oddech.
- No dobra koleś, chyba muszę pokazać ci, na czym polega prawdziwy fechtunek.
Wypowiedziawszy te słowa zelotka, od razu rzuciła się na przeciwnika. Genkaku z trudem parował i unikał serii i kombinacji pchnięć. Nie dość, że jego przeciwniczka była szybsza to ciosy wyprowadzała z duża siłą. Gdyby nie przewaga dwóch broni już było by po nim. Pod gradem ciosów agent powoli spychany był w stronę krawędzi dachu. W tym momencie Insoolet postanowiła rozpocząć zabawę na poważnie. Robiąc piruet uderzyła z całej siły w broń Genkaku odtrącając ją na bok, po czym powracając do pozycji wyjściowej cięła od dołu pod brzuch przeciwnika. Gdyby nie energetyczny pancerz, Genkaku z pewnością nie miałby już, co myśleć o zakładaniu rodziny. Sejmitar z głośnym hukiem uderzył o pole siłowe. Wyzwolona energia odrzuciła od siebie przeciwników. Genkaku poczuł, że nie ma się już gdzie cofać. Musi kontratakować. Rzucił się biegiem w stronę Insoolent licząc na to, że nie otrząsnęła się jeszcze. Ta jednak była już gotowa. Gdy tylko agent naparł na nią, odbiła jego ciosy. Wykorzystując impet, z jakim natarł przeciwnik, przyklękła na jedno kolano i cięła płasko po brzuchu. Mężczyzna złapał się za trzewia i odskoczył przeklinając w duchu. Z zaciśniętymi zębami obrócił się i rozpaczliwie wykonał kolejny atak. Inicjatywa leżała jednak po stronie zelotki. Z łatwością odbiła mocno nadlatujący cios. po czym gwałtownie cofając rękę chlasnęła agenta po piersi wewnętrzną częścią pióra. Na skutek tego ciosu Genkaku zatoczył się do tyłu. Ku swojej rozpaczy zauważył też, że sterownik od śmigłowca urwał się i wylądował prosto pod nogami zelotki. Sytuacja była dramatyczna. Musiał coś wymyślić i to prędko. Był ranny i dalsza walka nie miała sensu. W tym czasie Insoolent ostrożnie podniosła kontroler. Nie miała pojęcia, do czego służy to urządzenia, ale sądząc po minie przeciwnika na pewno było dla niego ważne. Była z siebie zadowolona, walka była ciężka. Teraz nadszedł czas by ją zakończyć. Uniosła do góry sejmitar, szykując się do ostatecznego ciosu. Już miała skoczyć, gdy nagle jej przeciwnik zaczął się dusić. Wyglądało to jak by jakaś siła żywcem wydzierała mu z płuc powietrze. Sekundę potem usłyszała strzał i bezwładne ciało agenta osnuło się na ziemię. Za jego plecami dostrzegła powoli wdrapującego się na dach mężczyznę. Jego długie blond włosy falowały lekko na wietrze. Insoolent od razu rozpoznała twarz.
- Sebastianie!!! - Wykrzyknęła ucieszona - co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś jeszcze w szpitalu ?
- Cóż, wypisałem się na własne żądanie. Nie mogłem sobie odmówić takiej zabawy.
- Zostałeś przydzielony do misji? Nie widziałam twojego nazwiska na liście.
- Pewnie dlatego, że przybyłem niedawno z dodatkowymi posiłkami. - Mężczyzna podszedł do Insoolent i wskazał ręką na kontroler - To należało do tego ścierwa?
- Tak, ale nie wiem, do czego służy.
- Szybko, daj mi to!!! Nie masz nawet pojęcia, co trzymasz w rękach.
Kobieta posłusznie oddała urządzenie w ręce przyjaciela. Jego pomoc nie była konieczna, ale w gruncie rzeczy cieszyła się, że to właśnie on przybył. Przyjrzała mu się uważnie, gdy ten przejmował od niej urządzenie. Widać było, że niedawno był w szpitalu. Wyglądał niewyraźnie. Sprawiał wrażenie swojego własnego wspomnienia.
- Na Lumena! Tak jak myślałem, to sterownik do małego śmigłowca który jest już w powietrzu i leci w kierunku świątyni. Na szczęście potrafię go sprowadzić bezpiecznie na dół. Gdyby się rozbił mogłoby ucierpieć sporo niewinnych osób.
Insoolent przyglądała się jak Sebastian obsługuje urządzenie. Gdzie on się tego nauczył? Zaczęła powoli analizować jego słowa. Coś było nie tak. Dobyła swojego Crucixa i wycelowała w głowę mężczyzny.
- Odłóż to natychmiast, nie jesteś Colisem!
- To prawda - mężczyzna odwrócił się w stronę zelotki z szyderczym uśmiechem. - Miałem kiedyś wątpliwą przyjemność spotkania tego pana, dlatego się pod niego podszyłem. Padłaś ofiarą mojej iluzji i na dodatek, pozwoliłaś mi uruchomić to urządzenie. Poza tym wszystko, co mówiłem to prawda. Ta zabawka ma czujnik który detonuje ładunek po zetknięciu z ziemią. Jeżeli nie wylądujesz nim bezpiecznie, życie straci wielu ludzi.
- No cóż, moja misja to ochrona biskupa, a nie ludzi. - Insoolent nie myśląc długo pociągnęła za spust. Miała sześć pocisków i postanowiła wykorzystać je najlepiej jak tylko potrafi. Wypaliła po jednym w stojącą przed nią iluzję Coltisa, w leżące pod nogami ciało Genkaku i w każdą stronę na około siebie. Po piątym strzale usłyszała głośny jęk i dźwięk jak by coś spadało z dachu w stertę śmieci. Podbiegła w tamtą stronę z sejmitarem w gotowości. Na krawędzi dachu znalazła porzucony kontroler. Spojrzała w dół. Leżało tam roztrzaskane o beton ciało agenta. Miała szczęście. Podniosła z ziemi kontroler. Nie miała najmniejszego pojęcia jak używać tego czegoś. Fakt, był jednak taki, że maszyna faktycznie była w powietrzu. Pewnie reszta z tego, co mówił ten Iluzjonista też była prawdą. Usiadła na jednym z kominów i wpatrując się z uwagą w ekran próbowała odlecieć śmigłowcem jak najdalej od ludzi i od świątyni. Musiała przyznać, że jak na pierwszy raz szło jej to całkiem nieźle. Na małym wyświetlaczu widziała już tylko las. Tu może bezpiecznie go rozbić, nikomu nic się nie stanie. Gdy z uśmiechem zbliżała zabawkę do ziemi na wyświetlaczu pojawił się napis.
„GRATULACJE, WŁAŚNIE ZABIŁAŚ SWOJEGO BISKUPA. MIŁEGO DNIA :)
Okrutny sens tych słów doszedł do niej, gdy sekundę później usłyszała wybuch. Poderwała się i odwróciła szybko w stronę świątyni. Nie mogła uwierzyć własnym oczom w to, co zobaczyła. Nad amfiteatrem unosił się dym. Wszędzie dookoła wyły syreny. Insoolent załamana opadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.

Genkaku jedną ręką tamował ranę postrzałową na łopatce. Drugą, na której znajdował się karawasz z wyświetlaczem, trzymał na wysokości twarzy, tak by mógł śledzić tor lotu śmigłowca. Kątem oka, z ukrycia obserwował Insoolent, na której do tej pory cały czas utrzymywał iluzję. Ta mała, miała wielkie szczęście. Powinna zacząć grać na loterii. Zaczęła strzelać na ślepo i akurat jej się udało. Gdyby nie prawie nadludzka wytrzymałość było by już po wszystkim. Nie miał już siły nadaj używać procesora. Ledwo co mógł odczołgać się teraz w kierunku wyjścia. Musi szybko dostać się teraz do samochodu. Ucieczka nie będzie łatwa, ale przynajmniej misja została wykonana.
   
Profil PW Email Skype
 
 
»Insoolent   #2 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

Genkaku
Insoolent

Czekanie. Czynność, która cholernie marnuje czas, a jest nieodłącznym elementem życia człowieka. Długie, żmudne czekanie. Właśnie to robiłem w babilońskim parku. Siedziałem w umówionym miejscu już kupę czasu. Że też rząd Sanbetsu nie mógł ubijać interesów z innymi narodowościami. Zachciało im się współpracować z przestępcami z Babilonu. Z zamyślenia wyrwał mnie raptem spokojny, ale stanowczy do granic możliwości damski głos.
- Witam, panie Kito Genkaku. – Przede mną stała zgrabna kobieta, ubrana w idealnie dopasowaną do ciała atłasową sukienkę w kolorze jasnego beżu. Ciemne włosy spięte w kok miała ukryte pod kapeluszem z dużym rondem, tego samego koloru co reszta ubrania. Smukłe ręce były opatulone satynowymi rękawiczkami. W jednej z nich trzymała długą cygaretkę. Całości dopełniały klasyczne szpilki i dodatki w różnych odcieniach brązu. Usta podkreślone szminką w kolorze ciemnego bordo również nie umknęły mojej uwadze. Usiadła z gracją koło mnie.
- Niech pan nie wykonuje gwałtownych ruchów. Mam dookoła porozstawianych ochroniarzy i jeśli coś im się wyda podejrzane, żaden z nich nie zawaha się przestrzelić panu głowy – powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
- Przejdźmy do rzeczy. Ma go pani dla mnie? – zapytałem, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę. Dłuższe przebywanie w publicznym miejscu z damą ze znanego arystokratycznego babilońskiego rodu, mogło być niebezpieczne. W razie jakichś kłopotów, nie chciałem, żeby mnie z nią kojarzono.
- Nie ma potrzeby się tak niecierpliwić. Najpierw pieniądze, później sztylet. – Cwana bestia. Tak myślałem, że nie skończy się na jednym spotkaniu. Już wiem, dlaczego nienawidzę Babilończyków.
- Dostałem rozkaz: przelać pieniądze dopiero po otrzymaniu przedmiotu – wyrecytowałem oficjalnie. Jej twarz zbliżyła się do mojej na odległość może dwóch centymetrów.
- Przypominam panu, że to nie Sanbetsu. W Babilonie obowiązują babilońskie tradycje. Nie ma pieniędzy, nie ma sztyletu. To ja tu jestem od dyktowania zasad wymiany – powiedziała morderczo chłodnym tonem, a jej tajemniczy uśmiech zniknął gdzieś momentalnie. – Za trzy dni, na moście św. Juliana, o dwudziestej trzeciej piętnaście. Zapłata gotówką. To ostatnia szansa. I proszę łaskawie przekazać tą wiadomość swoim przełożonym – wstała, poprawiła rękawiczki i odeszła. Dosłownie trzydzieści sekund później podjechał czarny samochód z przyciemnianymi szybami, do którego wsiadła. Przeklęta, wpływowa suka.

***


Antyczny zegar, wiszący na ścianie pokrytej tapetą w odcieniu ciepłej brzoskwini, wybił godzinę czternastą trzydzieści. Dojrzały mężczyzna siedzący tyłem do wejścia w obrotowym fotelu, przerwał czytanie książki i zerknął kątem oka na wskazówki. Jego podwładna spóźniała się już pół godziny. Pokiwał głową zrezygnowany, wiedząc, że nic nie wskóra kolejnymi uwagami na temat punktualności. Przeczytał jeszcze niecałe dwie strony powieści, po czym usłyszał wesołe pogwizdywanie dochodzące z korytarza. Umówiony gość wszedł do gabinetu bez pukania.
- Shina Inoki. Miło wreszcie cię widzieć – rzekł brunet z nieukrywaną ironią, odkładając opasłe tomisko do szuflady.
- Siema, Tommy. Co tam dzisiaj mamy? – zapytała bezceremonialnie Zealotka, zaciągając się już do połowy wypalonym papierosem. Sam dym działał niepalącemu mężczyźnie na nerwy, nie mówiąc już o frywolnym zachowaniu kobiety. Te dwa denerwujące czynniki sprawiły, że mimowolnie zmarszczył brwi w poirytowaniu. Insoolent strzepnąwszy popiół na nieskazitelnie czysty dywan, wyjęła z barku białe, wytrawne wino i wychyliła kilka potężnych łyków prosto z butelki.
- Shino… To wino mszalne, więc mogłabyś odłożyć je tam, gdzie stało. I nie mów do mnie Tommy. Jako moja podwładna masz zwracać się do mnie oficjalnie, czyli…, pozwól, że ci przypomnę: Thomasie Coletti – powiedział z zaciśniętymi ze złości pięściami, zastanawiając się, jakim cudem tak niewychowana, antyreligijna osoba może wstąpić w szeregi babilońskiej armii. Lecz po chwili skarcił się w myślach: „Thomas, uspokój się. Gniew, to szósty z siedmiu grzechów głównych! Godzinę temu się spowiadałeś, więc zachowaj czystość duszy chociaż do wieczornej mszy!” Wziął parę głębokich wdechów dla łatwiejszego opanowania nerwów i wskazał blondynce krzesło. Kobieta zamiast usiąść w wyznaczonym miejscu, klapnęła wygodnie na jego biurku.
- O czym to ja chciałem… – mruknął Thomas bardziej do siebie niż do niej, szukając teczki z raportem. – Ach tak. Wczoraj było włamanie do Muzeum Broni. Skradziono sztylet o dużej wartości pieniężnej jak i historycznej. Twoim zadaniem, będzie odnalezienie go. – Zawartość teczki rzucił przed Insoolent.
- Zaraz, zaraz. Nie powinna zająć się tym policja? – spytała Shina, obawiając się, że znowu chcą jej przydzielić zadanie godne, w jej mniemaniu, szesnastolatka.
- Właśnie policja się z tym do nas skierowała. Poszlaki wskazują na Elenę Orsini, tą wpływową arystokratkę. Znana jest między innymi z kolekcjonowania broni białej, więc jest w kręgu podejrzanych. Mówią, że Orsini jest wręcz fanatyczką – wyjaśnił Coletti.
- To mam z nią trochę wspólnego – zaśmiała się Inoki, ale jej przełożonemu nie było do śmiechu. Zaczął powoli rozważać, czy nie przydzielić tego zadania innemu Zealocie. Postanowił jednak dać Shinie ostatnią szansę.
– Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie, że Elena ma się z kimś spotkać za dwa dni na moście św. Juliana. Będziesz obserwować to miejsce. Może wpadniesz na trop sztyletu. Idź do budynku E5, przygotują cię odpowiednio.
- Tak jest, szefie! – odpowiedziała, żartobliwie salutując.


Wyposażona w niezbędne rzeczy Shina, położyła się w krzakach na wzniesieniu, nieopodal mostu św. Juliana. Stąd miała najlepszy widok na obserwowane miejsce. Owinęła sejmitary czarnymi materiałami, żeby promienie wschodzącego słońca, odbijające się od stali, nie zdradziły jej pozycji. Następnie wyjęła lornetkę i urządzenie wychwytujące dźwięk z dużych odległości.
Czekanie okazało się mordęgą. Dopiero teraz Inoki zaczęła doceniać szczegółowe informacje od informatorów. Wyczekując Orsini, przypalała mrówki papierosem albo podpalała źdźbła trawy zapalniczką. Przez cały dzień siedziała w krzakach obserwując most i nic. Głowa wsparta o rękę, przymknięte do połowy oczy. Znużenie porządnie dawało się jej we znaki. Z nudów zaczęła nawet obserwować kopulujące na liściu dwie muchy.
Późnym wieczorem, zawiedziona Shina postanowiła wrócić do przełożonego i złożyć raport o fałszywych informacjach. Podniosła się z ziemi, kiedy na most św. Juliana wszedł dość wysoki mężczyzna trzymający czarny neseser. Inoki kucnęła w krzakach i sięgnęła po lornetkę. Facet wydawał się odbywać rozmowę telefoniczną przez zestaw słuchawkowy, więc włączyła urządzenie do podsłuchiwania. Za późno. Gość przestał się odzywać. Rozejrzał się po okolicy i blondynka dostrzegła, że nie miał w uszach żadnych słuchawek. ”Gadał do siebie? – zdziwiła się, ale nie wyłączyła podsłuchu. Spojrzała jeszcze raz przez lornetkę, jakby musiała się upewnić czy to, co zobaczyła przed chwilą, jest prawdziwe.
- Psia krew! Nadczłowiek! Cholera jasna! Będą poważne problemy! – powiedziała nerwowo do siebie, jednak nie wyszła z ukrycia.
Całodzienne czekanie w końcu zostało wynagrodzone. Chwilę po dwudziestej trzeciej na most wjechał samochód z przyciemnianymi szybami, bez rejestracji. Wysiadła z niego sama Elena Orsini.

***


Po wymianie kilku nieprzyjemnych zdań z głosem w mojej głowie nadjechał pojazd Eleny. Od razu wyszedłem jej na spotkanie.
- Mam dla pani pieniądze, a teraz chcę sztylet – powiedziałem wskazując na neseser.
- Panie Genkaku… Czy postradał pan zmysły? Nie będę wozić tak cennego przedmiotu ze sobą po mieście. Zapraszam do samochodu. Wymiany dokonamy w mojej rezydencji – Patrząc w oczy tej kobiety, byłem pewien, że coś kombinuje. Nie miałem jednak wyboru. Bez sztyletu nie miałem po co się pokazywać w Sanbetsu. Nawet nie chcę myśleć, co by mnie spotkało za niewykonaną misję. Wsiadłem niepewnie do pojazdu.

***


Kiedy tylko samochód zniknął za zakrętem, Shina zerwała się na równe nogi. Wyłączyła podsłuch i zaczęła biec ile sił w nogach skrótami do rezydencji Orsini. Miała szczęście, że od mostu św. Juliana było całkiem niedaleko.
Zziajana dotarła do celu. Wóz arystokratki stał zaparkowany na placu przed budynkiem. Była pewna, że nadczłowiek jest w środku. Obeszła posesję dookoła, jednak nie znalazł żadnego miejsca, w którym mogłaby się dostać na teren Orsini. Postanowiła w końcu przeskoczyć przez ogrodzenie. Wyciągała już rękę, kiedy powstrzymał ją szept zza pleców:
-Nie! Nawet nie waż się tego dotknąć! Kraty są pod napięciem! – Inoki cofnęła rękę, po czym odruchowo sięgnęła po sejmitar. Odwróciła się i zobaczyła młodą dziewczynę, która miała najwyżej siedemnaście lat.
- To ja dzwoniłam anonimowo z informacją. Pomogę ci wejść do rezydencji.

***


Samochód zaparkował prawie pod samymi drzwiami rezydencji. Założę się, że gdyby ta wpływowa szmata kazała, to kierowca wjechałby do budynku. Weszliśmy środka. Rozejrzałem się po holu i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem. Mnóstwo drogich rzeczy. Cholernie drogich rzeczy. Wazy, szable zawieszone na ścianach, obrazy, antyki. Do wyboru, do koloru. Lokaj powiesił płaszcz Eleny i wyciągnął ręce po mój, jednak odmówiłem ruchem ręki. Szkoda by było tracić mój pistolet ukryty w kieszeni na plecach i parę innych drobiazgów przydatnych w kryzysowych sytuacjach.
- Alfredzie, powiedz Laurze, żeby przyniosła nam coś do picia. Nasz gość pewnie z chęcią się czegoś napije – powiedziała brunetka do lokaja, patrząc się na mnie z ewidentnie sztucznym uśmiechem. Mimo to, pokiwałem twierdząco głową.
- Pani wybaczy, ale Laura wyszła nakarmić psy. – Zauważyłem, że Orsini nie była zachwycona tym faktem.
- W takim razie ty coś przygotuj, a Laurę każ wychłostać. – Alfred ukłonił się i odszedł. – W dzisiejszych czasach tylko chłosta pomaga dobrze wychować młodą służbę – wytłumaczyła się kobieta, mimo że o nic nie zapytałem. Wolałem o nic nie pytać. Podążyliśmy do gabinetu. Usiadłem na krześle, które mi wskazała i podeszła do sejfu ukrytego w ścianie. Wstukała kod, po czym grube, pancerne drzwiczki się otworzyły. Wyjęła ze skrytki sztylet. Sztylet, po który przyjechałem.
- Piękny prawda? – zapytała retorycznie Elena. – Pański rząd wie, co dobre. To antyczny sztylet. Zrobiony setki lat temu do szpiegowskich zadań. Po dwóch stronach ostrza posiada bardzo małe otwory. Rękojeść jest w środku pusta, aby można było włożyć do niej fiolkę z trucizną. Przy dźgnięciu sztyletem lub zadaniu nim jakiejkolwiek rany. Trucizna wyciekała przez mikroskopijne otwory i trafiała bezpośrednio do krwiobiegu. Ofiara umierała po paru sekundach. Coś niesamowitego. – Fascynacja w oczach tej kobiety była niesamowita. Jej wzrok był przerażający.
- Moi przełożeni doskonale o tym wiedzą, pani Eleno. Zamierzają udoskonalić tą broń i zacząć produkcję masową – wyjaśniłem. Zależało mi już tylko na jak najszybszym wyjściu z budynku ze sztyletem. Wyłożyłem wszystkie pieniądze na jej biurko. Arystokratka spojrzała na pokaźną sumę i włożyła sztylet do mojego neseseru. Miałem już wychodzić z gabinetu, gdy z dołu rozległ się głośny krzyk, a potem huk tłuczonej porcelany.

***


Dziewczyna o imieniu Laura pomogła wejść Shinie do rezydencji i zniknęła bez śladu w jednym z domowych korytarzy. Zealotka była zdana na siebie. Zachowując największą ostrożność, sunęła plecami po ścianie z sejmitarami w ręce. Cisza w budynku była nie do zniesienia. Nagle Inoki usłyszała przeraźliwy krzyk, który dochodził jakby z dołu. Ze strachu aż podskoczyła, zahaczając sejmitarem o wazę na półce nad jej głową. Porcelana roztrzaskała się z hukiem na podłodze.
- Ja pier…! – zaklęła głośno blondynka i zaczęła biec przed siebie. Dobiegła do schodów prowadzących na pierwsze piętro, wbiegła po nich, licząc, że gdzieś na górze znajdzie właścicielkę rezydencji. W połowie stopni stanęła jak wryta. Na jej drodze stał nadczłowiek, a za nim arystokratka.
- Wiedziałem, że nie obejdzie się bez kłopotów – powiedział w sumie sam do siebie.
- Genkaku, zajmij się nią – rozkazała władczo Elena, jakby Sanbeta był jej podwładnym.
Agent wykorzystał zaskoczenie Insoolent i uruchomił procesor. Zealotka wpadła w panikę. Została otoczona przez nadludzi. Pięciu wchodziło po schodach, kolejnych czterech szło stało już na końcu schodów.
Orsini wykorzystała sytuację. Wyrwała z ręki Genkaku neseser i zaczęła uciekać. Zdezorientowany mężczyzna przerwał podtrzymywanie iluzji. Shina otrząsnęła się i ruszyła na Agenta. Ten widząc biegnącą kobietę postanowił uciekać. Nie przepadał za bezpośrednim starciem. Rzucił w jej stronę granat dymny i rzucił się w pogoń za arystokratką. Zdezorientowana Insoolent zakryła dłonią usta, żeby ochronić się przed duszącym dymem, po czym podążyła za nadczłowiekiem. Wybiegła z budynku. Widok, który zobaczyła był komiczny. Orsini stała z neseserem, w jej stronę mierzył z pistoletu Agent, a w mężczyznę wycelowaną broń miała Laura, dziewczynka, która pomogła dostać się Shinie do budynku. Każde z nich miało nietęgą minę. Mała służąca była tak zdesperowana, że w każdej chwili mogła pociągnąć za spust. Obcy człowiek celował bronią w jej siostrę, jedynego członka rodziny jaki jej został. Zealotka miała nie lada zagwostkę, kogo zaatakować. Arystokratkę czy nadczłowieka? Głównym celem jej misji było odzyskanie sztyletu, a nie walka z nadczłowiekiem. Podeszła więc do Orsini z sejmitarami gotowa w każdej chwili do ataku. Wyrwała z jej ręki neseser, a Genkaku zmienił cel na Insoolent. Uruchomił procesor i użył jakiejś iluzji na dziewczynce, bo opuściła broń i wtuliła się w Elenę. Agent momentalnie oddał trzy strzały, jednak Zealotka zdołała się uchylić. Zaczęła biec w stronę mężczyzny wykonując porządny zamach sejmitarem. Agent odskoczył do tyłu, jednak znalazł się niebezpiecznie blisko ogrodzenia. Wiedział, że spotkanie z tymi elektrycznymi kratami będzie oznaczało jego totalną porażkę. Inoki nie dawała przeciwnikowi chwili wytchnienia. Rozległ się jej wrzask i ostrza zawyły jak podwójne wirniki startującego helikoptera. Przysiadła i cięła, przetoczyła się po ziemi i cięła, wywinęła się unikiem od kolejnej lecącej kuli i cięła. Ostrza smagały powietrze jedno po drugim w dzikim malajskim tańcu. Trwało to może dwie sekundy. Zauważyła wreszcie, że jej przeciwnik robi wszystko, żeby być jak najdalej od ogrodzenia. ”Bingo!” – pomyślała – ”Prąd. To musi być jego słaby punkt!” Genkaku nacisnął spust lecz magazynek okazał się być pusty. Shina uśmiechnęła się dziko, ruszyła z niesamowitą prędkością w stronę wroga i zadała ostateczne pchnięcie. Agent pod wpływem siły ataku wpadł na kraty ogrodzenia. Porażony prądem upadł na ziemię i zaczął wymiotować. Próbował wstać, jednak nie mógł utrzymać równowagi. Insoolent zabrała sztylet, po czym zniknęła z miejsca starcia. Jak najszybciej musiała poinformować przełożonych o tutejszych wydarzeniach, bo o dłuższej walce z nadczłowiekiem sam na sam nie było mowy. Konieczne było wsparcie.


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
»Coltis   #3 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Jako że większych czy bardziej widocznych błędów technicznych udało się wam uniknąć, przechodzimy bezpośrednio do podsumowania:

Genkaku, zaczynasz od tajemnicy skrywanych przez Babilon i sięgasz do sekretnej wiedzy - pomysł niezły. Gadka wieszczki raczej średnia, ale można przeboleć. Potem fajnie ukazany charakter twojej postaci i zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Opis okolicy, znajomość święta i obrządku wyszły bardzo klimatycznie, tak samo "domowe sposoby wujka Gena" na przydatne wybuchowe zabawki ;D pomijając to jak za pomocą naprawdę niedoskonałych części coś takiego było możliwe (jednak nie wpłynęło to jakoś negatywnie na opowieść, całkiem przyjemny awanturniczy akcent).

A teraz przejdźmy do walki. Opisujesz ją całkiem nieźle, ale jest jedno ale: postanowiłeś wykorzystać swoją moc do maksimum i mam wrażenie, że przegiąłeś. Walka rozgrywa się prawie całkowicie w "wirtualnym" świecie zmysłów Shiny, podczas gdy ty jesteś cały czas w ruchu, zapewne nieco w panice, zaniepokojony czy wszystko się uda i... nienagannie wszystko kontrolujesz. Nie mogłeś być pewien jak przeciwniczka zareaguje na twoją iluzję, bo twoja postać nie ma pojęcia o różnicy waszych współczynników Ten, jednak konsekwentnie stosuje tę samą sztuczkę, bez możliwości jej przejrzenia. Zgadzam się, że masz dwa razy więcej w Ten, jednak całkowita kontrola przez tyle czasu to jak dla mnie trochę za dużo. Moc pierwszopoziomowa nie powinna być tak silna. Patent z "moim" gościnnym udziałem też niby fajny, ale jednak zagrany na ślepo ("fuksem" Shina mnie znała i fuksem znałeś poprawne odpowiedzi na jej pytania - znów przewaga jaką daje ci tylko i wyłącznie autorska kontrola otoczenia).

No i końcówka: epicko, podniośle. Ale w jaki sposób wymusiłeś na Insoolent właściwe pokierowanie maszynką za pomocą samej iluzji, skoro sam zaznaczyłeś, że nie miała pojęcia jak używać kontrolera? Końcówka była nieco naiwna i jej nie kupuję.

Ocena: 6 - bez rewelacji i nieco skopana walka, ale wciąż porządny wpis.


Insoolent, na początek zapytam skąd się u licha wziął "dziki malajski taniec"? xD Malakka nie istnieje, o ile mi wiadomo, w świecie Tenchi, więc i przymiotnika należałoby uniknąć. I gdzieś tam było jeszcze "zagwostka" zamiast "zagwozdka".

A z całości wpisu jestem prawdziwie zadowolony. Ładnie oddałaś osobowość występujących postaci, tylko Genowi czegoś brakowało (odrobinkę charakteru, był nieco zbyt służalczy). Niegrzeczna Shina w swoim żywiole wypadła znakomicie. Zmienna narracja została wykorzystana umiejętnie i wyraźnie zaznaczyła granicę między postaciami.

Fabuła i starcie są naprawdę przemyślane - to jest najmocniejszy punkt wpisu. Wszystko poprowadziłaś tak, że nie ma się do czego przyczepić. Żadnych naciąganych akcji, idiotycznych zachowań. Gen robi dobry użytek ze swojej mocy, nie "zbyt dobry" jak w jego własnym wpisie. Końcówka też bardzo porządna. Odgadujesz słabość przeciwnika, wykorzystujesz ją i zwiewasz, żeby przypadkiem za mocno nie oberwać - zadanie wykonane.

Ocena: 7,5 - bardzo dobra robota. Wpis tak naprawdę nie zaskakuje niczym świeżym, ale to dobra i przemyślana praca. A oprócz nowatorskich patentów to się właśnie ceni.

Ojciec Sebastian rzecze: "Starcie wygrywa Insoolent"
   
Profil PW Email
 
 
»Naoko   #4 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Genkaku: ponownie gratuluję wprowadzenia. Świetne było, jak również ułożona i całkiem ciekawa fabuła. Postać Wieszczki intrygująca [jej zszyte nićmi oczy przypomniały mi o Łowczyni, mało znaczącej i epizodycznej postaci wykreowanej przez Jacka Piekarę ^^ ale to tak na marginesie]. Ogólnie mi się wszystko podobało. I nie chce mi się Ciebie aż tak chwalić, bo czuję jak ta wypowiedź zaczyna ociekać słodyczą... Brr... Próchnicy można dostać. I nie mam do czego się przyczepić. Zatem krótko i na temat: było dobrze i oby było jeszcze lepiej ^^
OCENA: 7,5 - coraz lepiej, a więc będę podwyższać ocenę... Może kiedyś uda mi się wystawić komuś 10? *.*

Insoolent: no spodziewałam się czegoś innego. Niby wszystko było całkiem zgrabne, ale czułam się jakbym czytałam po raz kolejny Lalkę Prusa. Czyli innymi słowy nie była to zbyt przyjemna lektura.
Błędów i takich tam nie zauważyłam... Ale fabuła nie należała do najciekawszych. Pomysł całkiem w porządku, ale wykonanie gorsze. Pod koniec akcja zamiast nabrać tempa stała się nieco flegmatyczna.
Dobrze oddałaś swoją postać - rozumiem, że trochę miała przypominać z zachowania Revy z Black Lagoon? :DD
OCENA: 5,5 - nisko, ale nie zachwyciłaś mnie. Naprawdę, spodziewałam się czegoś takiego och i ach. Nie wiem nawet dlaczego. Not your day. Albo nie mój. Hmmm... No, ale na pewno ta praca, której nie przeczytałam była lepsza.


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
»Kalamir   #5 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Kuba – Koreańskie Uzupełnienie Białorusińskiego Alfabetu.
Vincent – manifestacja zajebistości Kalamir, której udało się przybrać własną formę.
Gundam – ulubiona plastikowa zabawka Kalamir, która z czasem ożyła i nauczyła się mówić.
Alfred – lokaj Batmana.


Kuba zapalił światło i wskoczył na swój fotel.
- Dobra, Vinc, wyłącz konsole. Musimy ocenić walkę Ins i Gena.
- Ale ty jesteś głupi. Mogę zapytać co ty chcesz oceniać? – zapytało wcielenie zajebistości.
Do pokoju wszedł mechaniczny Gat-105 Strike, znany jako Gundam.
- Czas ocenić walkę! – wydał z siebie zduszony dźwięk.
- Co wy chcecie oceniać? Porypało was? Przecież mamy otwartą walkę na forum, a zarówno Gen jak i Ins są w radzie. Napiszcie jakieś bzdury i dajcie im po ósemce. To dla nas najlepsze rozwiązanie – Vincent twardo trzymał fason.
- Nie ma mowy, remis jest dla ciot. My konsekwentnie podejmiemy odpowiedzialną decyzje.
Strzały z karabinu zakończyły wypowiedź Kuby. Gundam udzielił poparcia salwą w sufit.
- Czasami zastanawiam się czy nie zabrałem ci całej zajebistości – rzucił Vinc.
Kuba wyciągnął teczkę i zaczął poważnie przeglądać jej zawartość. Gundam stał za nim i ukradkiem spoglądał mu przez ramię.
- Najpierw Insoolent – zaproponował Kuba.
- Wy serio z tą oceną? – Vincent zobaczył jak wszyscy przytakują. – No dobra, niech będzie. Daj jej 5,5 i po sprawie.
- 5,5! Żartujesz? – zdenerwował się Kuba. - To całkiem dobra walka.
- Wcale nie, jest kretyńska – odpowiedział Vincent, który wciąż gapił się w telewizor. – Cały klimat szpiegowskich akcji poszedł wpizdu, gdy na początku, tamta babka podeszła do Gena i walnęła mu z imienia i nazwiska. Tajny Agent, który działa na terytorium wroga z imienia i nazwiska? Błagam cię.
- James Bond zawsze tak robi – zbulwersował się Gundam.
- James Srond. Poza tym w Moonraker…
Kuba zaczął machać rękoma.
- Błagam, żadnego Jamesa Bonda! Jeszcze jedna rozmowa o … żadnego Bonda!
Tym razem Gundam przemówił pierwszy.
- W ostatniej ocenie kazaliśmy jej popracować nad fabułą. Widać, że wzięła to sobie do serca. To nie jakiś Twitch, który robi te same błędy.
- Ja się zgadzam – rzucił Kuba.
- Ty dałeś zwycięstwo Kimenowi za brak mózgu, zamknij więc mordę – Vincent nie lubił gdy ktoś się z nim sprzeczał.
Gundam jeszcze raz spojrzał na kartki.
- No i ma ładne opisy – stwierdził stanowczym tonem.
- Ładne opisy to są w Hustlerze. Tutaj masz nachalne opisy, które na siłę muszą opisywać każdą ścianę i jej kolor. Popatrz tylko na pierwsze akapity. Szkoda, że nie napisała co ta baba jadła na śniadanie, albo jakie żarcie sterczało jej miedzy zębami.
- Nie da się zaprzeczyć, że zrobiła postęp jeżeli chodzi o fabułę – potwierdził Kuba. – Niestety co do opisów, muszę się zgodzić. Mamy też jedno przypadkowe powtórzenie i kilka literówek. No ale to nie są rzeczy pozwalające obniżyć ocenę.
Vincent prychnął.
- Przeczytaj finał walki – rzucił od niechcenia, wciąż ściskał pada i gapił się w tv.
- Jezu, o co tu… Ta akcja z prądem jest koszmarna.
- Nie od dziś wiadomo, że jak przepuścisz prąd przez Babilończyka to nic mu się nie stanie. Musiała użyć całej mocy swej spostrzegawczości by zakapować, że prąd może zrobić krzywdę komuś z mniej „boskiego kraju”. To chyba taktyka na poziomie 8.
Gundam zmrużył wizjery.
- Prawda – powiedział robot. – No ale mimo wszystko, ładnie zobaczyła jak Gen gadał sam do siebie.
Vincent nie odpowiedział. Walczył z Sephirotem.
- Co do błędów, tu jest brzydkie zdanie z masą przecinków – pokazał na kartce Kuba. – Jeżeli sprawa ma się pomysłu to… muszę przyznać, że tyle zachodu o głupi sztylet? Niepodobna mi się. Ale to szczegół, otoczka dla oczywistego konfliktu postaci.
- No to co powiesz o samej walce? Tyle pierdu pierdu by zakończyć wszystko w jednym akapicie. Strasznie na odwal się – oskarżył Vinc.
- Sama walka nie jest najważniejsza – sprzeciwił się Gundam. – Ostatnio oddaliśmy walkę z Naoko. Nie padł cios pomiędzy bohaterami.
Kuba zamyślił się. Nagle odpowiedział po cichu:
- Prawda, ale ona dążyła do otwartego konfliktu. Zakończenie fatalne.
Gundam wyrwał walkę gena i zaczął ją szybko czytać.
- Widziałem walkę Gena przed korektą – stwierdził Kuba. – Straszne gówno.
- Ale ocenisz finał, nie wersję beta – przypomniał Vincent. – Trzeba przyznać, że wersja finałowa jest świetna. Ma więcej błędów niż Ins, więcej literówek i kilka powtórzeń. Mimo to ładnie zmontował historie i sprytnie wykorzystał nowo zakupione umiejętności.
- Napieranie impetem? Na z pozoru pustym korytarzu? – śmiał się Kuba.
- Utrzymać iluzji dalej? Bawić się? – drwił Gundam. – To chyba pisał mistrz Joda.
Vincent wyłączył konsole.
- Dobra, pipki – rzucił w przestrzeń. – Głosujmy.
Pierwszy wstał Gundam.
- Ins ma lepszy warsztat, robi mniej błędów i poprawiła historię – powiedział robot. – Gen ma dobry pomysł, ale błędów jest zbyt wiele. Daje 8 Ins oraz 7 Genowi.
Kolejne było wcielenie. Vincent podszedł do stołu.
- Ins zakręciła historię ale totalnie ją spieprzyła. Największą porażką jest akcja z prądem, cztery punkty to maks. Gen robił błędy, a przeczytałem go z uśmiechem. Wersja pre-korekcyjna mnie nie interesuje. Zgadzam się na siedem.
Kuba wstał powoli, bardzo powoli. Wiedział, że jego ocena zadecyduje.
- Ins poprawiła fabułę, ale premie punktową straciła nielogicznym zachowaniem bohaterów. Finał też zepsuła. Niemniej bardzo podoba mi się jej styl. Daje jej 7.5 bo z Vincenta jest wredny wafel.
Vincent skłonił się nisko.
- Co do Gena… zgadzam się na siedem. Nadrabia fajnym pomysłem i dobrym opisem samej walki. Akcja z Coltisem też była dobra, wykorzystał elementy fabularne z poprzedniej walki i połączył to w całość. Byłoby więcej, ale za pomysł więcej dać nie można. Błędy nie zostały w pełni wyeliminowane,
- Mamy więc wynik.

Insolent 6.5
Genkaku 7



   
Profil PW
 
 
^Coyote   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Genkaku: Cóż ja mogę napisać? Przekombinowałeś ostro i nie podoba mi się twoja walka. Wstęp jest nieprawdopodobnie długi. Napisałeś go może poprawnie, poza wieloma niepotrzebnymi przecinkami, ale i tak po jego przeczytaniu czułem się wymęczony i zły. Wieszczka z krwawymi łzami .. Zaleciało mi 300, a nie podobał mi się ten film. Skoro już ją jednak umieściłeś, mogłeś dać jej jakieś bardziej interesujące wróżby. Bardziej zagadkowe. Napchałeś przy okazji za dużo dialogów. Twój wpis daje się porównać stylem do lorganowego , ale on zrobił wersję deluxe a ty dla ubogich. Obaj przedłożyliście fabułę nad akcję. U ciebie jest nawet więcej wydarzeń i bardziej wartka akcja a mimo tego różnica jest .. oczywista. Wybacz , że piszę tak ostro ale przedzieranie się przez tekst, który nie podoba mi się ani trochę to straszna męczarnia :( Może powinienem czytać go wolniej? Sam nie wiem .. Głupio się trochę czuję , bo wszyscy dają ci takie wysokie oceny. Może ze mną jest coś nie tak ostatnio (za dużo nauki do poprawek, to napewno :lol: ). Walka, jak napisał już Coltis, za bardzo na twoją korzyść. Dałeś popis świetnej strategii a nawet nie masz tej umiejętności w karcie. Insolent natomiast dała się tylko wodzić za nos i nie zrobiła chyba niczego interesującego. Jak już musiało być jednostronnie , mogłeś chociaż zrobić to bardziej .. bo ja wiem? Zgodnie z kartami? Najlepsze wrażenie zrobiła na mnie końcówka. Szkoda , że nie masz tej taktyki, bo przez to idzie jak wiele innych rzeczy - na minus.

Insolent: Nie napisałaś aż tyle co przeciwnik, nie popełniłaś wielu błędów, nie zrobiłaś rozbudowanej historii. I bardzo dobrze , bo chyba nie dał bym już rady tego czytać :D Nie wiem co ja mam dalej napisać .. Niczym mnie nie oczarowałaś ale też niczym mnie nie rozczarowałaś. Oj coś mam zbyt wisielczy humor dzisiaj chyba. Ani twoja praca, ani Genkaku nie jest jakaś szczególnie dobra. Miałem ocenić poprzednią walkę, którą toczyłaś. Ba , nawet ją przeczytałem (nie zdążyłem jednak niczego napisać :P ). Zauważyłem przy okazji, że zrobiłaś pewne postępy. Gdybyś tylko napisała jak wpadłaś na pomysł porażenia przeciwnika prądem, byłby punkt w górę ;)

Genkaku: 5,5
Insolent 6


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Twitch   #7 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Genkaku - Masz fajny wpis i dobrze się go czytało choć trudno się nie zgodzić z poprzednikami, że przekombinowałeś. Ogólny pomysł był dobry i miał szereg ciekawych elementów, jak choćby motyw z wieszczką. Bez względu na to skąd czerpałeś inspirację w moim mniemaniu pasuje to do realiów Tenchi i właśnie takie rzeczy rzutują pozytywnie na historię. Przedstawiasz interesującą fabułę, ale w walce zbytnio skupiasz się na demonstracji swoich możliwości. Mimo tego, że nieźle to przedstawiasz to akcja wygląda na mocno naciąganą, podobnie zresztą jak zachowanie Twojej przeciwniczki. Niestety nie udało Ci się dostatecznie dobrze oddać charakterów postaci. Dodatkowo spodziewałem się, że nieco inaczej skorzystasz ze swojej mocy, może w jakiś sposób rozwijający konflikt między Tobą, a Ins i wprowadzający więcej dynamicznej akcji. Ta w pewnym momencie zaczęła u Ciebie być bardziej jednostajna.

Ocena: 6,5/10


Insoolent - Stworzyłaś kolejny, solidny wpis, który czytało się szybko i sprawnie. Z każdym kolejnym wpisem widać (bez względu na to, że ten jest 2), że coraz bardziej wsiąkasz w świat Tenchi i rozwijasz się. Nie jak jakiś Twitch, który robi te same błędy. Jednak myślę, że jeszcze trochę doświadczenia Ci jednak brakuje. Lepiej niż przeciwnik oddałaś charaktery postaci i w ciekawszy sposób przeprowadziłaś walkę. Przypadł mi też do gustu sposób w jaki poradziłaś sobie z umiejętnością Genkaku. Zabrakło czegoś co by na prawdę wyróżniło Twój tekst, niemniej jednak było dobrze.

Ocena: 7/10


Little hell.
   
Profil PW
 
 
*Lorgan   #8 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Insoolent - 32,5 pkt.

genkaku - 32,5 pkt.

Zwycięzcami zostali Insoolent i genkaku!!!

Punktacja:

Insoolent +15
genkaku +15
Coltis +5
Naoko +5
Kalamir +5
Coyote +5
Twitch +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,18 sekundy. Zapytań do SQL: 13