Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 1] Kalamir vs Naoko - walka 1
 Rozpoczęty przez »Kalamir, 23-04-2010, 14:34
 Zamknięty przez Lorgan, 02-05-2010, 17:26

7 odpowiedzi w tym temacie
»Kalamir   #1 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Zwróćcie uwagę na linki - czerwony kolor.



Początek kwietnia miał być śliczny i obfitujący w nowe, ekscytujące wydarzenia. Tymczasem lał paskudny deszcz, a bal u hrabiny Gilroy wykończyłby nawet najbardziej leniwego oposa. Naoko pomyślała, że bez dwóch zdań zastrzeli te cholerną wróżkę, która zrobiła jej nadzieje.
W gotyckim pałacyku hrabiny było coraz więcej gości. Ubrana w czarną suknię, pod którą ledwo zmieścił się jeden mały pistolet, Fausset ruszyła do baru. Przeklinała dzień, w którym dowiedziała się o tej misji. Ubrano ją w niewygodną (na jej standardy) suknię i praktycznie rozbrojono. Obserwuj ludzi! Głos przełożonego w jej głowie wciąż rozbrzmiewał echem w jej szarych komórkach. Najgorsze było to, że zabronili jej zabierać jakiekolwiek lizaki.
– Bez jaj, co ja mam tu kurna robić, wszystkim zajmuje się cholerna ochrona – powiedziała jakby do siebie, jednak jej żal poleciał przez ukryty transmiter. – Otacza mnie banda pierdzielonych nudziarzy. Co niby mogłoby się stać? Wujek Fance dostanie zawału przy stoliku z szachami?
Głos w małej słuchawce ukrytej w uchu tracił już cierpliwość.
– Zamknij się wreszcie i rób co do ciebie należy. Po prostu baw się i korzystaj z okazji, do cholery! – agent specjalny Hover miał już dość tłumaczenia jej tego samego. – To bal na którym jest mnóstwo „szlachetnych” ludzi naszego narodu. Prawdopodobieństwo ataku terrorystycznego jest minimalne, ale mimo wszystko jest! Ja siedzę z ochroną na zewnątrz ty siedzisz z gośćmi w środku, chcesz się zamienić? Zapewniam, że nie mam tu ani baru ani stołu z żarciem.
Naoko zacisnęła pieści i zrobiła groźną minę, której Hover oczywiście nie mógł zobaczyć. Odpuściła.
– Ciebie przynajmniej nie wyrywają goście, którzy nagą dziewczynę widzieli raz w życiu i to za sprawą gazet, albo tacy co muszą płacić za sam wiesz co. Chociaż może ty nie wiesz…
Gdy to powiedziała, zbliżył się do niej jakiś mężczyzna w ciemnym garniturze i czerwonym krawacie ze złotą spinką. Naoko nie lubiła złota. W dodatku, przechwyciła jego spojrzenie wycelowane w jej dekolt.
– Nie widziałem panienki na poprzednim balu, panienka pozwoli, że się przedstawię. Jestem lord Gre…
– [cenzura].
Oczy lorda prawie wyskoczyły z czaszki a buzia pozostała niedomknięta w półsłówkach. Kilka osób odwróciło się, przerywając rozmowy. Lord już tam nie było. Ewakuował się by uniknąć pomówień. Naoko stała sobie jakby nigdy nic, wciąż przeglądając zawartość kolorowego stołu. Zapomniała już o barze. Po chwili ludzie przestali na nią dziwnie zerkać. Wszyscy z wyjątkiem jednej osoby.
Po drugiej stronie stołu, naprzeciwko Naoko stał wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Miał przydługie i niechlujne krucze włosy, które pierwsze rzucały się w oczy. Mimo to, w jakiś magiczny sposób ten czarny smoking pasował do niego idealnie. Łagodne kształty gładko ogolonej brody idealnie współgrały z łagodnym uśmiechem i niedowierzającym wzrokiem. Naoko spojrzała mu w oczy i ku swemu zdziwieniu znalazła w nich podziw oraz aprobatę dla tego co właśnie zrobiła. Mrugnęła do niego niewinnie, ale tamten wycofał się spokojnie w tył. Cholera! Jeden fajny gość na imprezie a moja niewyparzona morda… w myślach rzucała w siebie mięsem.
Ku swemu zaskoczeniu, gdy się odwróciła spostrzegła przed sobą właśnie tego samego mężczyznę. Musiał cofnąć się, by okrążyć stół.
– Przedstawiłbym się, ale to z pewnością zakończyłoby naszą znajomość – oznajmił spokojnie, gestykulując kielichem na wszystkie strony.
Naoko zrobiła się czerwona, poczuła się strasznie głupio. Nie przewidziała takiej sytuacji, więc nie wiedziała co powinna powiedzieć. Zatem wyrzuciła z siebie prawdę. Przynajmniej to co uważała za prawdę.
– Zasłużył sobie. To już piąty gość, który przedstawiając się najpierw rzucił swój tytuł a później spojrzał w … eee…
– Jeżeli „cycki” to słowo, którego szukasz to wiedz, że niespecjalnie dziwi mnie jego zachowanie.
Otwarcie proklamowana polityka śmiałości wysokiego atlety sprawiła, że Fausset znowu zalała się rumieńcem. Po krótkiej chwili zezłościła się w duchu na samą siebie. Jeden fajny koleś a ty już nie wiesz co powiedzieć! Głupia! Głupia! Głupia!
– Załatwisz mi drugi kielich, czy będziesz czarował na ładny uśmiech? – wypaliła w popłochu z nadzieją, że zyska minutę na przemyślenie strategii.
Druga ręka przystojniaka wystrzeliła zza pleców z wypełnionym już szkłem. Naoko ponownie wpadła w panikę. Nie zdziwiłby ją fakt, gdyby okazało się, że gość tylko czekał na odpowiedni moment, uprzednio zaplanowawszy każdy ruch.
– Dziękuje – odpowiedziała, zaskoczona gestem. – Jestem Naoko, pracuje dzisiaj jako ochrona pałacu, jeśli to ci nie przeszkadza. Myślę, że teraz możesz się przedstawić bez obaw o swój honor.
Mężczyzna skłonił się opuszczając głowę.
– W żaden sposób mi to nie przeszkadza. Teringham Maer – wyszeptał prawie do jej ucha. – Żadnych „lord”, żadnych „pan”. Zwykły Teringham.
Naoko zaśmiała się na tą fałszywą skromność.
– Tu niema zwykłych Teringhamów ani jakichkolwiek zwykłych ludzi. Tacy nie zostają zaproszeni do hrabiny – bez emocji uczyniła trafne spostrzeżenie.
– Faktycznie, nie ma – odpowiedział Teringham, zdradzając wyraźny akcent Sanbetsu. – Prawda taka, że mój ojciec się rozchorował i nie mógł przyjechać. Zamiast tego wysłał mnie. Chciał uniknąć nietaktu moim kosztem. Teraz i ja jestem tu uwięziony. Poza tym jest on zwykłym kolekcjonerem sztuki, takiej jak ten obraz Maciellego.
Fausset kiwnęła głową podążając za dłonią, która wskazywała serie obrazów na ścianie. Po kilku minutach rozmowa z atletą zaczęła się sensownie kleić. Nawet zaczęli żartować z doborowego towarzystwa na balu, które kompletnie do niczego się nie nadawało. Wymijając tłum ludzi w garniturach i kolorowych sukniach, przeszli na druga stronę wielkiej sali, gdzie Teringham komentował kiczowatość wystroju całego obrzydliwego pałacu. Zelotka ucieszyła się, że jednak ktoś podziela jej zdanie. Ucieszyła się również, gdy spostrzegła u towarzysza brak (zwykle zakorzenionego) strachu względem zelotów.
Zaczęła pytać o jego zawód i zainteresowania sztuką ale on zmywał z siebie pytania żartami. To wcale go nie kręciło. To jego ojciec chciał zakorzenić w nim swe własne marzenia. On wolał motory, rocka, żaglówki i filmy akcji. Wspomniał coś o konsolach ale ona śmiała się już od momentu wymienionych filmów akcji. Nie kontrował pytaniami. Przynajmniej nienachalnie. Zauważał coś w rozmowie i czekał aż Fausset zamilknie, by uczynić jakieś trafne spostrzeżenie. Był cholernie błyskotliwy. No i jak zauważyła, można było utopić się w jego oczach.
Wtedy podano ciasto z wiśniami.
– Lubisz wiśnie? – zapytał T.M podając jej talerzyk.
– Jasne! – chciała powiedzieć o jej ulubionych lizakach, ale w porę zauważyła, że mogła się tym skompromitować. Tego nie chciała. Szczególnie, że wieczór skazany na porażkę zaczął robić się interesujący.
Ledwo zdążyła odłożyć talerzyk a czyjaś ręka gwałtownie porwała ją na parkiet. Ktoś zaczął grać na skrzypcach i wiolonczelach.
– Ale ja nie mogę tańczyć! – zakrztusiła się.
– Możesz, pozwalam – zażartował T.M a coś w jego głosie ją uspokoiło.
Zaczęli wirować wraz z innymi parami, ale tak naprawdę nikt nie mógł dotrzymać im kroku. Może nie czuli do końca tej muzyki (właściwie to wcale) ale zręcznością nadrabiali wszelkie braki. Tak tez minął kwadrans, podczas którego zdominowali wszystkich innych gości. W Naoko aż wrzało .
– Dobra, czas na przerwę – zasugerował zmęczony Teringham. – Zobaczmy co się dzieje w pozostałych częściach pałacu. Lord Fance podobno zasnął przy partii szachów i wszyscy robią mu zdjęcia we wschodniej wieży.
– Mam lepszy pomysł – rzuciła jakby niepewna tego co chce powiedzieć. – Chodźmy do zachodniej. Zrobili tam teraz taras widokowy. Przez ostatnie dwa dni hrabina nie gadała o niczym innym tylko o widokach na okolice. Można sprawdzić ile w tym prawdy.
Teringham kiwnął głową a następnie oznajmił, że to świetny pomysł.
Ruszyli więc za rozchodzącym się tłumem i opuścili nazbyt kolorową salę główną. Naoko jak szalona zawróciła po butelkę wina, ale całkiem zapomniała o kielichach. Zapomniała też o tym, że była na służbie. Po prostu zrobiła to co jej kazał Hovet. Cieszyła się chwilą i okazją. Nareszcie.
Trzy minuty później, oboje byli po drugiej stronie pałacu, wprost przed pustym wejściem na wieżę. Wbrew spekulacjom, kręciło się tu tylko kilku gości. Mieli wieże całą dla siebie. Wbiegli po schodach by zobaczyć czy faktycznie było czym się podniecać. Widok zaparł im dech w piersiach.
Morskie fale połyskiwały srebrną nicią gdy zderzały się z lądem. Lasy kołysały się na nocnym wietrze a po deszczu niebyło śladu. Powietrze orzeźwiało do tego stopnia, że niemal natychmiast otrzeźwieli. Dziewczyna zwróciła najwięcej uwagi na niebo, nie było śladu po chmurach. Setki gwiazd lśniły pełnią mocy.
– Antares.
– Co? – zapytała nieśmiało.
– Antares. Gwiazda skorpiona. Często mylona z marsem przez swój szkarłatny kolor. Jest dzisiaj widoczna bardzo dobrze. Fajnie, szkoda tylko, że to oznacza iż Orion jest po drugiej stronie nieba. Był widoczny zimą. Piękna konstelacja.
– Znasz się na gwiazdach? – Naoko za późno zauważyła, że zapiszczała jak mała dziewczynka. – Ale co z tym Orionem?
– Orion był myśliwym. Bohaterem z legend. Niestety, zabił go wredny skorpion. Dlatego znajdują się po przeciwnych stronach nieba. Ale luzik, Orionowi towarzyszy na niebie jego najlepszy przyjaciel, Syriusz. Jego konstelacja też jest śliczna.
– Syriusz? Pies mojej babci nazywał się Syriusz – zaśmiała się niepewnie. – Wydawało mi się, że to ma coś wspólnego z gwiazdami.
– Syriusz oriona też był psem, można więc powiedzieć, że ma wiele wspólnego – odpowiedział uśmiechem.
Wtedy Fausset wyrwała z ukrycia butelkę wina.
– Świetnie! Wino z gwinta, jak lubię – powiedział całkiem serio T.M ale Fausset pomyślała, że tylko żartował i zawstydziła się swoją nieuwagą. Czarnowłosy wyciągnął komórkę i położył ją na ściance wieży. – Przyda się jeszcze player.
Tekst losowo odpalonej piosenki sprawił, że teraz Teringham zrobił się czerwony a Naoko się zaśmiała. W rzeczywistości nic tego wieczoru nie było losowe, ale zelotka nie miała o tym pojęcia.
– W sumie pasuje z tym tańcem – odwołała się do piosenki i zaśmiała nerwowo, bo wiedziała co może zaraz nastąpić.
Ich usta zetknęły się niespodziewanie. Ręce Naoko splotły się wokół jego pasa a jego ramiona objęły ją delikatnie na wysokości pleców. Stali tak do momentu, gdy piosenka nie przeskoczyła na jakiś black metalowy kawałek.
Puścili uścisk i odskoczyli od siebie, śmiejąc się lekko zawstydzeni. Wtedy cisza niebezpiecznie się przedłużyła ale ręka Teringhama zareagowała w ostatniej chwili. Jego dłoń zepchnęła komórkę, która poszybowała na trawę za murem.
Naoko ponownie poczuła w ustach przyjemny wiśniowy smak wina i ciasta.
Na wieżę wbiegł wielki goryl z prywatnej ochrony pani hrabiny. Zaraz za nim wpadło dwóch innych ochroniarzy, którzy pochwycili Teringhama w żelazne uściski i odciągnęli go od zaskoczonej zelotki.
– Co się kuźwa dzieje? Co wy robicie…? – dziewczyna wrzasnęła, oderwana od ust najfajniejszego faceta na imprezie.
– Pan Teringham nie ma syna. Zrobiliśmy zdjęcie tego cwaniaczka i znaleźliśmy go w policyjnej bazie danych.

Hrabina podeszła do Teringhama i spoliczkowała go przy wszystkich obecnych w małym pokoju ochrony. Naoko była w szoku, gdy usłyszała słowa zapisane na kartce trzymanej przez wredną kobietę.
– Ten człowiek jest szpiegiem!
Serce Naoko zabiło tak szybko jak nigdy.
– Szpiegiem korporacyjnym! – dodała Gilroy. – Saran Kell, Khazarczyk. Znany z tego, że wkracza do akcji, gdy jego panowie nie mogą kupić czegoś legalnie. Myślałeś Kell, że wyjdziesz z mojego domu mając w kieszeni pierścień Fallenderu?
Ochrona przeszukała Teringhama i wyciągnęła złoty pierścień z jego kieszeni. Ten tylko się uśmiechnął. Naoko prawie się popłakała. W porę jednak pojawiła się fala gniewu, która utrzymała ją w mentalnej całości. Stała tylko w milczeniu.
– Wrzućcie go do lochu, obok tego drugiego złodzieja – rozkazała hrabina. – Jutro zajmie się nim policja.
– Obok teko kłamliwego lokaja, pani? Robi się.
Naoko patrzyła jak wyprowadzają Teringhama, gdy ten nagle się odwrócił i z Khazarskim akcentem krzyknął:
– Sorry, mała. Chciałem tylko ratować twój wieczór. Widziałem jak cierpisz i… – ręka ochroniarza wbiła mu się w brzuch.
Naoko pomyślała, że tak może będzie lepiej.
– Pamiętajcie ściągnąć mu odciski i wysłać je do potwierdzenia – rzuciła na odchodnym hrabina Gilroy.

Zdemaskowany Saran Kell z hukiem wylądował na więziennej pryczy w podziemnej celi obok zmarniałego lokaja. Licząc siniaki podniósł się na nogi i otrzepał z brudu. Zerknął w bok by zbadać wzrokiem sąsiada. Mężczyzna miał może ze czterdzieści pięć lat. Miał na sobie ubranie charakterystyczne dla służby pałacowej.
– Witaj, chłopcze – przemówił staruszek. – Czy dzisiaj ptaki ćwierkają?
– Tu nie ma ptaków. Za to widziałem dość dziwnego jelenia – Saran odpowiedział na tajemne hasło.
Oczy lokaja prawie wyskoczyły z oczodołów.
– Nie spodziewałem się, że któryś z was da się zamknąć w celi by wykonać misję – szeptem cisnął do krat. – Rany, to żeś mnie zaskoczył.
Saran Kell zrobił głośny wydech.
– Dałem się nawet pobić i upokorzyć na oczach kobiety. Musiałem, też zadbać by kretyn ochroniarz sprawdził podrobione raporty policyjne. Włamanie się do ich bazy głównej, wcale nie było łatwe. Miałem przez ciebie mnóstwo kłopotów, staruszku. Mam nadzieję, że nie będę musiał z tobą uciekać?
– Wybacz. Złapali mnie gdy buszowałem w pokojach hrabiny, bez zezwolenia oczywiście. Na szczęście dowiedziałem się, tego czego szukasz. Wstyd mi za tę amatorkę z mej strony.
Saran usiadł na łóżku przytwierdzonym do kamiennej ściany. Jego uśmiechnięta mina sugerowała by lokaj mówił dalej.
– Hrabina przerzuciła wzmocnione izotopy do Babilonu, to już fakt. Kontener przeszedł przez Khazarskich przemytników, których znaleźliście martwych. Kto ich zabił? Nie wiem. Myślę, że mogli to zrobić egzekutorzy. W każdym razie to na pewno hrabina. Wysłałem wszystko na moją pocztę, hasło: bocian. Znajdziesz tam projekt bomby oraz nazwiska pośredników, którzy w tym uczestniczyli. Wszystko ściągnięte z prywatnego komputera tej zdziry.
– W takim razie, jeżeli to wszystko to spadam. Wzięli moje odciski. Mogą odkryć, że nie jestem tym kim myślą, że jestem. Poradzisz sobie z policją samemu. Mam przy sobie troszkę finezyjnego sprzętu, potrzeba ci czegoś?
– Jestem zwykłym złodziejem, przekażą mnie policji. Nie musisz się martwić.
Saran Kell oderwał dwa guziki od smokingu i przymocował je do zamka. Połączył kabelkiem, odsunął się i względnie po cichu zdetonował. Już nic go nie trzymało. Do pomieszczenia wpadł strażnik, który chwilę później upadł nieprzytomny na posadzkę.
Saran ruszył po schodach na górę. Zatrzymał się przed drzwiami i nacisnął kolejny guzik na smokingu. Porzucony telefon komórkowy uwolnił silny puls elektromagnetyczny, który sparaliżował zasilanie pałacu. Zapadły ciemności.

Naoko siedziała przy stole, gdzie pochłaniała już drugiego drinka. Było jej smutno jak nigdy. Analizowała co się stało, nie wiedziała co myśleć. Gówniany wieczór zrobił się bardzo fajny tylko po to by spieprzyć się jeszcze bardziej.
– Co to za zamieszanie? – zapytała ukryta słuchawka w uchu.
– Jakiś gość – bardziej wypluła niż powiedziała Fausset – Okazał się szpiegiem korporacyjnym. Chciał ukraść jakiś gówniany, zabytkowy pierścień ze złota.
– No to fajnie, masz akcje. Jak tam wieczór? – zapytała słuchawka.
– Chce wracać do domu – po cichu szepnęła zelotka.
Nastała chwilowa cisza.
– Wszystko w porządku? – ponownie zapytała zatroskana słuchawka.
Nagle zgasły światła. Słuchawka również przestała działać, ale Naoko nie zwróciła na to uwagi. W jej krwi buszowało wino a również humor zaważył na utracie koncentracji.
– Spokojnie, za trzy minuty włączy się zasilanie awaryjne, to chwilowe utrudnienie – ogłosiła służąca.
Naoko biegła już korytarzem.

Saran Kell uchylił się przed kolejnym powolnym ciosem pałki. Następnie swoim tanecznym krokiem ustawił się bokiem do przeciwnika i wymierzył kolejnego kopniaka, który posłał goryla prosto do akwarium. Dwóch pozostałych ochroniarzy natarło od tyłu, ale i tych zdążył rozgromić. Najpierw przepuścił obok głowy rękę tego z lewej flanki a następnie chwycił ją za nadgarstek i złamał jednym szybkim uderzeniem od spodu. Drugi małpiszon trafił go kastetem w bok, ale Kell mu na to pozwolił. Dzięki temu zyskał sposobność do wbicia mu łokcia w podbródek. No a po za tym ochroniarz nie był na tyle sprytny by zadać mu jakieś realne obrażenia.
Kell chwycił srebrny talerz ze stolika i cisnął jak fresby w nogę nadciągającego osiłka. Znając swoją celność, nie spodziewał się trafić, ale bogowie byli dziś po jego stronie. Osiłek wylądował na ziemi. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie stała za nim mała dziewczynka z gniewnym wzrokiem.
Kell i Naoko stanęli naprzeciw siebie niczym dwa lwy. Khazarczyk naprawdę nie chciał z nią walczyć. Czuł, że może nie mieć innego wyboru.
– Jak mnie teraz zaczarujesz, cwaniaczku – warknęła Fausset. – Masz pięć sekund nim rozwalę ci łeb. To więcej niż dałeś mi przy stole.
Khazarczyk przełknął ślinę.
– Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę zostałem z twojego powodu. Ukradłem pierścień tuż przed tym jak na ciebie wpadłem – Saran gadał tak szybko jak tylko potrafił. Był w tym świetny, lepszy niż ona. – Gdybym z tobą nie został to siedziałbym już w samolocie.
No i Naoko uwierzyła. Oczywiście, że uwierzyła! Nie miała szans z charyzmą chłopaka, którego przed godziną całowała na wieży. Jego wzrok był tak diabelnie niewinny, że dziewczyna o mało nie skoczyła mu w ramiona.
– Skręć w lewo a znajdziesz się w garażu – szepnęła. – Drzwi są zepsute. Miałam, je zreperować, ale zabrakło szczęścia. Mam nadzieję, że nie zobaczę cię więcej na oczy.
Saran Kell był w szoku. Już szykował się do ucieczki, albo do ataku z zaskoczenia. W tym momencie zrozumiał jak potężną bronią był urok osobisty i emocje ludzkie, których zwykle niedoceniał. Wykonał tak ciężkie zadanie pod nosem zeloty a nie musiał z nim wymienić ani jednego ciosu.
– Czekaj.
Saran wzdrygnął się. Stał już odwrócony do dziewczyny, która właśnie ruszyła w jego kierunku. Nagle poczuł jak jej delikatne ręce unoszą jego żakiet a później wiążą coś na ranie. Ona mnie opatrzyła! Ryknął w myślach.
Teraz poczuł wyrzuty sumienia.
Ruszył do garażu.

Zasilanie częściowo wróciło, jednak wciąż pozostało kilka korytarzy gdzie nie było światła. Naoko patrzyła się w dno kieliszka, wciąż myśląc o momencie na wieży. Wciąż wracając do momentu, w którym wirowała na parkiecie w objęciu „Teringhana”. Uśmiechnęła się i zaczęła chichotać. Zrozumiała, że czas zapomnieć o tej porywającej przygodzie i żyć dalej. Przecież nie będzie ganiać złodziejaszków, gdy w każdej chwili może zaatakować oddział nadludzi. Czasami żałowała, że nie potrafiła ich rozpoznawać wzrokiem.
Wtedy do pomieszczenia wpadł Hovet.
– Naoko!
– Czego chce? Nie widzisz, że kontempluje nad aspektami życia? W dodatku skończyły mi się fajki.
– Rusz dupę dziewczyno! Stan gotowości stopnia pierwszego.
Naoko zerwała się na nogi.
– Ten gość, oszust. Ludzie hrabiny wysłali jego odciski do centrali. Przez pomyłkę, ktoś je sprawdził prawie od razu. Nie uwierzysz kto im [ cenzura ] – z przerażeniem a nie ze śmiechem, Hovet rzucił teczkę na stół.
Naoko otworzyła ją i zamarła w przerażeniu.
– Epsilon #12 – odpowiedziała kryptonimem znanym tylko służbom specjalnym. Hovet zaczął biec w kierunku salonu. – Ten sam gość, który wykopał Kimena z katedry. Ten sam, który wykończył naszych księży w zeszłym roku. Pierdzielony as Nagijskiego wywiadu.
Naoko drżała. Łzy zaczęły kapać jej na stół. Nie mogła uwierzyć w to co zrobiła.
– Idiotka… – szepnęła sama do siebie. – Głupia idiotka. Akcent Sanbetsu… Akcent Khazaru… rycerz Nag. Głupia, skończona idiotka.
Cały wieczór trzymała za rękę najbardziej poszukiwanego agenta obcego wywiadu. Tańczyła z nim. Całowała go. Pomogła mu uciec i nawet nie wymieniła z nim jednego ciosu.
Załamała się kompletnie.
Gdyby ktoś to odkrył, stanęła by przed plutonem.

Muzyka ze stacyjki rozbrzmiała w buszu.
Saran Kell zerwał z siebie podarty smoking i rzucił go w krzaki. Nie zerwał jednak obdartego kawałka sukni zaciśniętego wokół brzucha. Wyciągnął butelkę i wylał jej zawartość na głowę. Czarna farba natychmiast ustąpiła z jasnych włosów. Szybko założył skórzane spodnie i taką sama kurtkę. Wskoczył na (ukryty) masywny motor i sięgnął po hełm.
– To najzajebistrzy wieczór w Babilonie – orzekł po chwili namysłu.
Z jakiegoś powodu było mu jednak przykro.
Motor wyjechał na leśną drogę, która po chwili przemieniła się w autostradę.
Wygrał najniebezpieczniejsze starcie nie wyciągnąwszy nawet broni.


… której przecież i tak nie miał.


--------------------------------------------------
Od dawna rozmawiałem z Lorganem na temat walki bez walki. W końcu tenchi obraca się wokół szpiegostwa, a zwycięstwo może być warunkowane wieloma czynnikami. Bojąc się nieprzychylnej reakcji, zapytałem kilka osób co sądzą na temat. Ku mojemu zdziwieniu, pomysł bardzo się podobał. W takim razie postanowiłem spróbować. Nie po to zbroiłem się w szwadron umiejętności by ciągle eliminować przeciwności losu z pomocą miecza. Czy warto było wydać 210 punktów na umiejętność aktorstwo? Sami zdecydujcie. Ja bawiłem się przednio.
Starcie dość nietypowe, ponieważ nikt nie walczy... czy, aby na pewno?



   
Profil PW
 
 
RESET_Naoko   #2 


Poziom: Wakamusha
Stopień: Jizamurai
Posty: 29
Dołączyła: 27 Cze 2014

Z wyrazami szacunku, Zealot Fausset.
Dziewczyna podpisała dokument i oddała pióra kancelaliście. Ten spojrzał na jej całkiem zgrabne pismo z wyraźną aprobatą. Ku jego nieszczęściu, większość Świętych Wojowników stanowili mężczyźni, którzy niezbyt dbali o charakter pisma.
- Za ile dni będę mogła przyjść na audiencję do biskupa?
- Już możesz. Biskup ma dla ciebie zadanie - odpowiedział powoli, wyrwany z zamyślenia.
Skinęła głową i odwróciwszy się na pięcie, ruszyła w kierunku wielkich, dębowych drzwi. Kancelalista odprowadził ją wzrokiem, przypominając sobie o swojej młodości.

***

- Dlaczego to musiało się tak skończyć?
Naoko trzymała pistolet wycelowany w głowę pięknej, złotookiej kobiety. Jej ręka lekko drżała, jednak nie można było powiedzieć, czy to z powodu przemokniętego ubrania, czy też z jakiś wyższych pobudek. Jedno było wiadome: wahała się. Od kilkudziesiętu sekund dziewczyna, klęcząca przed nią w błocie, powinna już nie żyć. Jednak ta dalej oddychała dzięki niepewności Zealot.
- Strzelaj Szkrabie. Już i tak wiele życia mi nie pozostało.
- Przyznasz się do wszystkiego. Powiesz nam o wszystkim, czego dowiedziałaś się podczas swojej wieloletniej podróży.
- Strzelaj. To twoje zadanie... Strzelaj.
Sztynka zacisnęła mocniej palce na spuście i spojrzała na dziewczynę, po raz ostatni zwracając uwagę na jej mlecznobiałe włosy i delikatne rysy twarzy. Wszystko, co kiedyś podziwiała, napawało ją w tej chwili niechęcią i żalem. Jednak nie miała za wiele czasu i chęci, by oddawać się tym negatywnym emocjom. Życie jest piękne, nawet jeżeli w którymś z jego momentów zostanie się zdradzonym. A gdy o nastąpi, należy iść przed siebie, nie bacząc na przeszłość.
Przymknęła na chwilę oczy i, wziąwszy głęboki oddech, szepnęła:
- Żegnaj, Mademoiselle Trahison. Niech Lumen ma ciebie w swojej boskiej opiece.
Uniosła powieki i gotowa do oddania strzału, zamarła w chwili, gdy ujrzała przed sobą wysokiego blondyna z wielkim mieczem na plecach. Skąd pamiętała, Mademoiselle Trahison nie była metamorfomagiem.

***

- Ekscelencja wzywał...
Fausset ukłoniła się przed postacią stojącą przy wielkim oknie. Biskup nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat, jednak wieloletnia praca jako zealota i późniejsze misje pokojowe w innych państwach odcisnęły swoje piętno na jego twarzy. Ubrany w czarną sutannę, przypominał dobrodusznego pana w średnim wieku cieszącego się spokojem i brakiem problemów. Jednak nikt, kto chciał wieść spokojne i pozbawione problemów życie, nie mógł zostać biskupem Babilonu. Na to stanowisko wybierano "starych wyjadaczy" z silną ręką i wiedzą przekraczającą najśmielsze oczekiwania. Jednak nawet biskup był tylko człowiekiem i jak na człowieka przystało, miewał ludzkie odruchy. Zatem uśmiechnął się dobrodusznie do dziewczyny i wskazał mosiężne krzesło przy biurku.
Naoko ruszyła we wskazanym kierunku, obserewując kątem oka pomieszczenie. Gabinet biskupa miał kilkadziesiąt metrów kwadratowych powierzchni wyłożonej dobrej jakości marmurem. Pod ścianami stały wielkie regały zapełnione po brzegi opasłymi woluminami naukowymi, teologicznymi i filozoficznymi. Surowy wygląd wnętrza łagodził niewielki kominek znajdujący się naprzeciw okna.
"Czyli nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty"
Usiadła na krześle i wbiła wzrok w blat. Czekała. Pierwszy i ostatni ruch zawsze należał do Ekscelencji. Taki był jeden z punktów Kodeksu, a każdy zealota był zobligowany do przestrzegania go za wszelką cenę.
- Mam dla ciebie zadanie, chociaż pan Digne zapewne już ci o tym wspomniał...
Sięgnął po kieliszek i upił z niego kilka drobnych łyków.
- Zealot, czy pamiętasz Mademoiselle Trahison?
- Czy Szanowna Ekscelencja ma na myśli Fleur Trahison, moją mentorkę i jedną z adepów Akademii?
- Otóż to!
Mężczyzna położył czerwoną aktówkę tuż przed sztynką, która natychmiastowo zamarła. Biskup jeszcze przed chwilą stał przy drugim krańcu biurka, w odległości kilku metrów od miejsca, na którym znajdowała się szatynka. Jakim sposobem zdołał w ciągu niecałej sekundy przejść ten odcinek i jeszcze wyjąć z nikąd teczkę? Wolała nie szukać odpowiedzi.
Sięgnęła po aktówkę i otworzyła ją jednym ruchem. Na samym wierzchu znajdowało się dość duże zdjęcie Fleur Trahison, wybitnie uzdolnionej adepki Akademii, dawnej przyjaciółki Naoko i rywalki zarazem. Uniosła fotografę. Na drugiej kartce widniały informacje przydatne bardziej urzędnikom niż Inkwizytorom.
Zamiast przeglądać zawartość dokumentów, co byłoby zwykłą stratą czasu, przeszła od razu do ostatniej strony. Zignorowała podstawowe dane i przeczytała na głos:
- Status: poszukiwana. Cel: unieszkodliwić.
Fausset odłożyła kartki do teczki, a tę na biurko. Następnie spojrzała na biskupa pytającym wzrokiem. Ten uśmiechnął się do niej znacząco i odwróciwszy się, ruszył w kierunku okna. Dziewczyna wstała i skłoniwszy się, opuściła pomieszczenie z teczką dłoniach. Zadanie było jasno sprecyzowane - Zealot musiała zabić jedyną osobę na świecie, którą na swój sposób kochała.

***

- Odsuń się Nagijczyku - warknęła, rozdrażniona całą sytuacją. - Ta sprawa ciebie nie dotyczy.
- Mylisz się, ta sprawa dotyczy bardziej mnie niż ciebie. Ale o kompetancjach lepiej porozmawiać w kawiarni. Może tam wyjaśnimy sobie to całe nieporozumienie?
- Chyba sobie kpisz!
- Jakże bym śmiał, jestem przecież nic nie znaczącym obywatelem Cesarstwa Nag, jak już wcześniej zauważyłaś.
"Nic nie znaczący obywatel Cesarstwa Nag, a to sobie wymyślił!" Naoko z każdą chwilą uświadczała się w przekonaniu, że miała do czynienia z jednym z rycerzy. Skąd to wydedukowała? A któż normalny i całkiem bezstronny politycznie śledziłby ją, chociaż wyśledzenie jej było prawie równe zeru, i stawał między nią a skazaną? Dziewczyna wiedziała, że Mademoiselle była w obecnej chwili na usługach w Nag i miała dzisiejszego wieczoru przekazać jakieś cenne informacje jednemu z ich agentów. Poskładanie tego w całość nie było zbyt trudne. Widocznie rycerz był święcie przekonany o braku jakichkolwiek problemów. Tak samo jak i ona, z góry zakładając, że agent będzie niskim, cherlawym mężczyzną w dziurawym płaszczu.
- Mówię po raz ostatni, zejdź mi z drogi...
Mężczyzna skrzyżował ręce na poziomie klatki piersiowej i z uśmiechem czekał na rozwój wydarzeń. Tymczasem Fleur Trahison wstała i przyjrzała się swojej byłej uczennicy z mieszaniną czułości i żalu.
- Nie tego spodziewałam się po mojej wychowance... Żegnaj Szkrabie... - odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Na odchodnym rzuciła jeszcze w kierunku mężczyzny - Spotkamy się w umówionym miejscu.
Po tych słowach znikła w cieniu drzew.
Światem wstrząsnął grzmot. Kolejna fala deszczu opadła na pozlepiane już włosy zealotki. Na niebie rozbłysła błyskawica. Po bladym policzku dziewczyny popłynęła stróżka wody, zatrzymując się na jej podbrudku, by przez chwilę, balansując na jego linii, opaść na przemokniętą ziemię.
Między drzewami zerwał się silny wiatr, który uderzył w stojącą naprzeciwko siebie dwójkę. Postacie oświetliła kolejna błyskawica szybko przeszywająca granatowo-czarne niebo, zostawiając za sobą nikły blask. Jednak oni trwali w bezruchu, wyraźnie czekąc, aż coś da im jakiś sygnał.

***

- Mademoiselle! Mademoiselle!
Dziesięcioletnia dziewczynka ubrana w długą, białą szatę podbiegła do wysokiej kobiety w szkarłatnym stroju. Tuż nad jej wyciągniętymi dłońmi płonął maleńki płomyk, delikatnie tańczący z wiosennym wiatrem. Kobieta pochyliła się nad Naoko i pieszczotliwym gestem rozczochrała jej włosy. Uśmiechnęła się do niej szeroko, a w jej oczach można było zobaczyć dumę.


***

"Wiedziałam, że ci się uda, Szkrabie."
Pierwsze słowa pochwały wypowiedziane przez Mademoiselle Trahison odbiły się głębokim echem w duszy Zealot. I tych słów nie mogła znieść. Dochodziły w każdy zakamarek ciała, a ostatni, dzisiejszy obraz nauczycielki wciąż stał przed jej oczami.
"Nie tego się spodziewałam po mojej wychowance."
Dziewczyna przełknęła łzy i wycelowała w mężczyznę. W jej oczach płonął gniew.
- Chyba nie myślisz, że uda ci się mnie trafić?
Nagijczyk szybko wykonał unik w bok, by po chwili zjawić sie z prawej strony dziewczyny. Instynkt Zealot, mimo szoku, nakazywał jej odsunięcie się na bezpieczną odległość. Oponent już sięgnął po miecz. Zamachnął się i szykował do wykonania cięcia znad głowy, wyraźnie celując w wyciagniętą rękę. Dwie sekundy. Tyle czasu zajęło mu pokonanie pięciometrowego odcinka i wyciągnięcie broni. Jednak nie był tak szybki jak biskup. Zatem nie zadziwiał tak bardzo jak Jego Ekscelencja.
Naoko już miała odskoczyć do tyłu i szykować się do odpierania kolejnych ataków, gdy głos w jej głowie, tak podobny do głosu Mademoiselle, szepnął:
"Żegnaj Szkrabie"
Szatynka z żądzą mordu doskoczyła do przeciwnika, który nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Lekko zdezorientowany, nie wiedział co zrobić z przeciwniczką znajdującą się trzydzieści centymetrów od niego. Ta natomiast z krzykiem złapała oponenta za twarz, a jej dłoń w tej samej chwili zajęła się najprawdziwszym ogniem. Mężczyzna wyrwał się z uścisku i odepchnął przeciwniczkę nogą. Naoko odrzuciło na najbliższe drzewo. Zanim zdołała zorientować się w sytuacji, mężczyzna już był przy niej. Poruszał się niesamowicie sprawnie, jak na osobę o tak dużym obciążeniu. Jednak jego ruchy były ciut wolniejsze, gdy szykował się do cięcia.
Blondyn zamachnął się i ponownie ciął znad głowy, jednak dziewczyna uniknęła śmiercionośnego ostrza w banalny sposób. Kucnęła. Ostrze zatrzymało się w drewnie tuż nad jej głową. Postanowiła wykorzystać sytuację i złapała metal w obie dłonie, który już pokryte były żarem. Nim mężczyzna zdołał zorientować się w sytuacji, ostrze stopiło się i przywarło do kory. Nie próbował nawet wyrwać broni, tylko bezceremionalnie obdarował przeciwniczkę kolejnym kopniakiem, który ponownie odrzucił ją do najbliższego drzewa.
Opadła bezwładnie na kolana i wypluła trochę krwi. Było źle. Jeżeli czegoś nie zrobi, spokojnie będzie mogła pożegnać się z życiem. Delikatnie przyłożyła dłoń do żeber. Na razie były całe.
Mężczyzna, nie mając zamiaru czekać na kontratak, wystartował do przodu. Zanosiło się na walkę wręcz. Będąc tuż przy dziewczynie, wykonał wykop z półobotu, który został sparowany. Naoko, odrzuciwszy stopę przeciwnika od siebie, odbiła się od ziemi. Złapała przeciwika za ramiona i robią piruet na rękach, opadła tuż za jego plecami i przerzuciła do przodu. Siegnęła po bronie i oddała kilka strzałów w kierunku oponenta. Rycerz zdołał jednak wykonać kilka udanych uników. Tylko jedna z kul musnęła jego ramię.
Zealot nie zaprzestała i dalej ostrzeliwała przeciwnika, który nie dość, że unikał kul, to jeszcze był coraz bliżej. W momencie, gdy skończyły się jej naboje, mężczyzna wymierzył jej prawego sierpowego. Odrzucona do tyłu, rzuciła w kierunku oponenta bronią, a łańcuch, który był do niego przymocowany, oplótł się wokół szyi napastnika. Naoko odbiła się od ziemi i ponownie wykonawszy salto w powietrzu, jeszcze raz znalzła się za rycerzem. Napięła łąńcuch do granic możliwości i z całej siły ciągnęła do dołu, podczas gdy mężczyzna szarpał się do przodu. Słyszała, jak szybko tracił oddech. Nigdy nie mogła tego pojąć, jak to jest, że człowiek w sytuacji zagrożenia życia zachowywał się tak nielogicznie. Zamiast odwrócić się i zaatakować oponenta, ofiary najczęściej działały tak, aby oddalić od siebie zagrożenie. W tym tkwił błąd jej przeciwnika. Zamiast skoncentrować się na niej, całą uwagę skupił na łańcuchu. Chociaż z drugiej strony nie było to całkiem pozbawione sensu. Na swój nielogiczny sposób.
Była pewna wygranej. Czuła, że wszystko poszło po jej myśli. I właśnie w tej chwili mężczyzna przestał walczyć.
"Za szybko!"
Odwróciła się. Mężczyzna stał spokojnie, twarzą zwrócony w jej kierunku. W jego oczach czaił się demoniczny mrok, którego wcześniej nie zauważyła, a nie sposób byłoby coś takiego ominąć. Uniósł lekko wzrok. W tej samej chwili zrozumiała, że wpadła w niezłe tarapaty.
To, co wydarzyło się w ciągu następnych trzydziestu sekund nie sposób było opisać słowami. W jednej chwili rycerz rozerwał łańcuch oplatający jego szyję, by w drugiej znaleźć się tuż przy Naoko. Uniósł ją za przód ubrania i rzucił przed siebie. Dziewczyna wpadła z impetem w drzewo, przełamując je wpół. Ledwie opadła na ziemię, bestia doskoczyła do niej i unioswszy ją do góry, ponownie wyrzucił w powietrze. Sztynka przeleciała dobre kilkanaście metrów nim zatrzymała się w bliżej nieokreślonych zaraślach, uprzedni wyłamując po drodze kilka grubszych gałęzi.
Jęknęła. Czuła, że miała złamane przynajmniej jedną parę żeber. Uniosła się na łokciach i rozejrzała po okolicy, mając mroczki przed oczami. Nie dostrzegła nigdzie blondyna. Walcząc z krzykiem wydobywającym się z jej ust, wstała i chwiejnym krokiem ruszyła w głąb lasu. Szanse na jej wygraną malały z każdą chwilą.
Po kilku minutach znalazła się na maleńkiej polance. Mimo ciemności, widziała doskonale wszystkie kontury drzew i krzewów. Wybrała odpowiednie miejsce i zaczęła mozolnymi ruchami kreślić łuk.

***

Kalamir rozejrzał się po okolicy. Połamane krzaki były końcowym etapem, do którego prowadził trop dziewczyny. Teraz mógł tylko zgadywać w którym kierunku postanowiła się udać. Albo mógłby się zastanawiać, gdyby nie był sobą. Z uśmieszkiem na twarzy wyciągnął ostatniego asa z rękawów. Wewnętrzny wzrok, chociaż krótkotrwały, wskazał mu drogę obraną przez przeciwniczkę. Pobiegł na północ. Wiedział, że jest bliski osiągnięcia celu. I dzięki temu bliżej wykonania zadania co równało się szybszemu powrotowi do domu.
Wbiegł na małą polankę i zatrzymał się na jednym z jej krańców. Oto była, jego ofiara. Ruszył do ataku.

***

Zealot spokojnie przyjrzała się wpadającemu na polankę napastnikowi. Z kamienną miną przypatrywała się jego biegowi w jej kierunku. Jednak nie mogła powstrzymać uśmiechu gdy oponent był tylko kilka kroków od linii kręgu.
Kalamir zauwarzył to i zdołał odskoczyć od zakreślonej linii. Odrzuciwszy włosy do tyłu, zawołał z niemałym zdziwieniem:
- Myślałaś, że wpadnę w tak oczywistą zasadzkę! Babiliończycy jednak są głupcami!
Naoko uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wystartowała w kierunku przeciwnika. Sięgnęła po glocka i oddała serię strzałów. Mężczyzna natychmiast odskoczył do tyłu na kilkanaście metrów, jednak dwa pociski musnęły mu ramię, trzeci twarz a ostatni wbił się w wyciągnięta dłoń. Zatrzymał się i z rozdrażnieniem ujrzał dziewczynę stojącą w środku okręgu i wymawiającą jakieś słowa w nieznanym mu języku. Natychmiast ruszył w jej kierunku.
Tournez en cendres des âmes épanouissement
"Jeszcze siedem metrów!"
Trempez votre doigt dans une goutte de sang
"Pięć!"
Soulevez votre cri vers au ciel
Kalamir sięgnął ręką i celował w gardło. Jeżeli będzie musiał to ją po prostu udusi.
Dans la danse infernale de la mort
Zatrzymał się gwałtownie tuz przed ścianą ognia i spojrzał w oczy dziewczyny. W jej źrenicach płonął ogień, a cała sylwetka wydawała się świecić. Rycerz natychmiast obrócił się na pięcie i zaczął uciekać. Podświadomie czuł, że zaraz stanie się coś złego.
- Za późno...
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył była lecąca w jego kierunku ściana ognia.

***

Zealot opadła na kolana, łapiąc łapczywie każdy oddech. Wyczerpana nie miała już siły na walkę. Jednak, na jej szczęście, wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że wygrała. Cudem, ale jakoś.
- Gdyby mną jeszcze raz tak miotnął... - mruknęła i padła na twarz.
Wilgotna trawa pachniała nieziemsko.

---
Przepraszam za wszelkie literówki, błędy itp. Są one spowodowane pisaniem pracy w WordPadzie ^^ Mam nadzieję, że zrozumiecie ^^
   
Profil PW Email
 
 
»Coltis   #3 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Zanim zacznę (i prędko skończę) muszę powiedzieć jedno:
Klimat, klimat i jeszcze raz klimat! Zastosowane przez was zabiegi i stereotypy fabularne wyszły tym historiom na dobre (co nie zawsze się w takich wypadkach dzieje).

A teraz po kolei:

Kalamir, napisałeś coś, do czego nie można się naprawdę przyczepić nie będąc upierdliwym. Fabuła znakomita, postacie oddane fantastycznie w jej obrębie i ładny opis wszystkich zdarzeń - prawie non-stop kameralny.

Dwie rzeczy, które nie przeszkadzały w odbiorze, ale w jakiś sposób zostały przeze mnie zauważone:
-> zbyt duży kontrast między oficjalnym, a luźnym zachowaniem Nagijczyka - mógłby wyluzować, ale nie rzucać od razu tekstami jak nastolatek.
-> uporczywe nazywanie postaci pseudonimem już po zakończeniu akcji. Słowo wyjaśnienia dla "postronnych czytelników" by się przydało.

Jak wspomniałem nie uważam tego za błędy, tylko raczej wskazówki jak ja bym to rozegrał, dlatego też ocena w żaden sposób nie jest z tego powodu obniżona.

Ocena: 8 mocne, wypracowane 8.
Żeby było wyżej historia musiałaby mnie zastrzelić, najlepiej trafiając w mój gust w 100%.


Naoko, przyznałaś się do literówek i prosiłaś o łagodny wyrok, ale muszę przyznać, że naprawdę przeszkadzały mi one w czytaniu, razem z paroma dziwnymi sformułowaniami, których musiałbym jeszcze raz poszukać w tekście.

Jeśli chodzi o początek historii, to należy Ci się pochwała, natomiast im dalej, tym jest gorzej. Otoczka fabularna na głowę bije to co pokazałaś w walce. Akcje moim zadaniem trochę drętwe i średnio działające na wyobraźnię, za co winę ponoszą opisy zbyt proste, lub zbyt pokrętne.
Największe zastrzeżenie to znów to przed czym przestrzegałaś, gdy wrzuciłaś pracę: łatwość z jaką pokonałaś przeciwnika. Wiem co chciałaś pokazać, ale ten sposób do mnie nie trafił. Tak naprawdę wszystko wzięło w łeb z powodu jednego małego, ale jakże ważnego szczegółu - stopiłaś wykute najlepszymi technikami prawie niezniszczalne ostrze! Tego Ci podarować nie mogę.

Podobał mi się klimacik wprowadzenia, był znakomity, ale...

Ocena: 5,5 Nie chcę być wredny, ale niestety nie widzę tu więcej punktów.

PS. Zapomnieliście o linkach do kart postaci, nie mogę wam za to obniżyć oceny i nawet nie chcę, ale zaznaczę, że musiałem kliknąć parę razy więcej, żeby się do nich dogrzebać. Pamiętajcie o tym, bo to naprawdę ułatwia recenzję.
   
Profil PW Email
 
 
»Insoolent   #4 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

W wielu rzeczach zgodzę się z Coltisem.

Kalamir, idealnie trafiłeś w mój gust z fabułą ^^ Lubię wątki "miłosne" :D Plusem są też linki do piosenek.

Co mi się nie podobało?
To, jak przedstawiłeś Naoko. Wykreowałeś ją na nastolatkę, do której pierwszy raz w życiu zaleca się facet. Zachowywała się trochę jak mała słodka idiotka. A postać Naoko przecież taka nie jest.

Ocena: 8,5/10

Naoko, muszę zgodzić się z Coltisem. Rzeczywiście im dalej, tym gorzej. Zapowiadało się mega ciekawie, a skończyło tak sobie. Co do postaci Mademoiselle Trahison, to powinnaś coś więcej na ten temat napisać. Naoko miała za zadanie ją zabić, a ta w pewnym momencie po prostu sobie poszła i już nie było o niej mowy. W banalny sposób pozbyłaś się postaci, która najbardziej mnie intrygowała. Czekałam, co się wydarzy między nią a Naoko, szczególnie, że były kiedyś mocno związane. A tu wielkie rozczarowanie.

Ocena: 6/10


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
»Corvus   #5 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru

Kalamir, cóż mogę rzec... świetne, może nie rzuca na kolana ale nadal jest świetne.

Ocena: 8

Natomiast o Naoko napiszę ciut więcej, gdyż niestety jest się do czego przyczepić.
Po przeczytaniu drugiego akapitu, zacząłem mieć nadzieję, że opowiadanie będzie poważniejszą konkurencją dla opowiadania Kalamira. Niestety im dalej, tym niższy poziom.
Nie wiem czy spowodował to pośpiech czy brak pomysłu na rozwinięcie, ale wątek Mademoiselle Trahison należałoby rozwinąć.
Oprócz tego co najbardziej rzuca się w oczy, to wspomniane przez Ciebie literówki. Nie czepiałbym się ich gdyby nie to, że musiałem w kilku miejscach domyślać się którego słowa chciałaś użyć.

Ocena: 5.5
   
Profil PW Email
 
 
»Twitch   #6 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Kalamir - Nowatorski sposób zaprezentowania wpisu okazał się ciekawą formą. Myślałem, że będzie czegoś brakowało tej historii, właśnie tej typowej walki we wpisie, jednak w moim mniemaniu podaną historią sprytnie wymanewrowałeś się z tego elementu. Mimo wszystko przyznaję, że lepiej prezentowały się teksty z pojedynkiem, były dynamiczniejsze i ciekawsze.

Ocena: 8/10


Naoko - Tekst potrzebuje korekty. Niestety, zgodzę się z przedmówcami, czasem miałem trudności ze zrozumieniem o jakie słowo chodziło. W moim mniemaniu bardzo dobrze oddałaś charaktery obydwu walczących, choć nie tylko. Wprowadziłaś Mademoiselle Trahison, o której w pewnym momencie słuch zaginął. Nawet jak nie chciałaś ciągnąć jej wątku do końca, mogłaś się z tego jakoś lepiej wywiązać. Ogólnie widać, że pisałaś w pośpiechu i niestety odbiło się to na wpisie.

Ocena: 6/10


Little hell.
   
Profil PW
 
 
^Genkaku   #7 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Kalamir:
Świetny pomysł, sam myślałem nad zrobieniem w końcu walki "szpiegowskiej" gdzie żadna ze stron nie dobywa broni. Świetna intryga. Sam na siebie kręcisz bat ustawiając sobie tak wysoko poprzeczkę tymi walkami :) Nie ma się za mocno do czego przyczepić.

Ocena: 8

Naoko:
Podoba mi się narracja i sposób w jakim opowiadasz historię. Intrygująca postać Biskupa :) Mógłbym pokusić się o stwierdzenie że masz bardzo wyraźnie nakreśloną wizję świata i sporo ciekawych pomysłów.
Z tego co mi się nie podobało, wydaje mi się że raczej kiepsko i niedbale odegrałaś postać Kalamira. Wydaje mi się też, że popełniłaś ten sam błąd co ja w walce z Coltisem i za szybko ją zakończyłaś. Przeciwnik ma nad tobą przewagę ok 400 douriki + znosi obrażenia jakby jego wytrzymałość była o 1 stopień wyższa (Eisai).

Ocena: 6,5

P.s. Pal licho literówki, ale faktycznie było ich trochę ;)
   
Profil PW Email Skype
 
 
*Lorgan   #8 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Kalamir - 40,5 pkt.

Naoko - 29,5 pkt.

Zwycięzcą został Kalamir!!!

Punktacja:

Kalamir +50 (medal: Gwiazda Partyzancka, Krzyż Żelazny)
Coltis +5
Insoolent +5
Bazyl +5
Twitch +5
genkaku +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 13