Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 1] Kalamir vs NPC (Bane) - walka 1
 Rozpoczęty przez »Kalamir, 03-02-2010, 15:21
 Przesunięty przez Lorgan, 06-05-2010, 21:31

3 odpowiedzi w tym temacie
»Kalamir   #1 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

karta postaci - Bane
karta postaci - Kalamir

Witam w mojej piątej walce na tenchi. Nie jest to walka byle jaka. Nie posiada rozbudowanej fabuły oraz nie jest wielowątkowa. Wszystko to dlatego, że odgórne zasada narzuciło ninnmu z koloseum. Mimo wszystko mam nadzieję, że się spodoba i dacie mi pozytywną ocenę :) . Wpis może wydawać się długi :P ale przeczytacie go w kilka minut. Bardzo gorąco polecam wersje WORD - załącznik na dole. Jest sto razy bardziej czytelny niż wersja forumowa pozbawiona akapitów i wyjustrowania.


_____________________________________________________



- Widzę, że twoje włosy wróciły do pierwotnego stanu, świetnie. Wyglądałeś strasznie dziwnie w garniaku i z tą czarną głową. Jakoś nigdy nie mogłem się przyzwyczaić. No i mógłbyś zapuścić tą fajną brodę. Taka gładka twarz do ciebie nie pasuje.
- Mi się podobało, znaczy włosy. Od takie urozmaicenie. W tym kraju to na serio pomaga poczuć się lepiej. Biała monotonia śniegu czasami męczy. Wtedy każda zmiana pomaga.
- Chcesz mi powiedzieć, że facet z Kotii jest znudzony ciężkimi warunkami pogodowymi jego własnego kraju?
- Ludzie z Kotii to żeglarze. Żeglarz w naszym wykonania oznacza podróżnika, nomada. Często wędrowca i odkrywcę. Chociaż pewnie skontrujesz to słowem kupiec i handlarz.
- Nie miałem takiego zamiaru. Możemy założyć, że troszkę cię rozumiem. Nie jesteś przyzwyczajony do grzania jednego miejsca przez zbyt długo.
- No ale chyba nie przyszedłeś do mnie rozmawiać o pogodzie?
- Nie, chodzi o twój awans.
- No tak, co z nim? Trwa to troszkę długo. Przeszedłem dwa razy więcej szkoleń niż przeciętny żołnierz. Wykonałem też dziesiątki misji, w tym dwie z kategorii A. Poza granicami kraju ma się rozumieć. Jestem już troszkę zmęczony.
- Głosowaliśmy w zeszłym tygodniu. Trzech jouninów uznało, że brakuje ci doświadczenia w walce. Musze przyznać, że po części mają rację.
Kalamir zaniemówił na krótką chwile.
- Żartujesz? Pokonałem wszystkich geninów jakich mieliśmy w bazie. W zawodach wewnętrznych powaliłem też czterech gości z Inpu i jednego z Seikigun. Przed komisją prezentowałem styl walki i dostałem najwyższą rangę. Wciąż ktoś uważa, że brakuje mi wprawy w walce?
- Wszystko to są, rzeczy kontrolowane przez zasady i pewne ograniczenia. Chodzi nam o prawdziwą walkę z wrogiem.
- Jeżeli chcesz mi powiedzieć, że czeka mnie kolejny rok skakania na spadochronie i przedzierania się przez największe dżungle Khazaru, to będę bardzo niepocieszony.
- Chciałem ci zaproponować alternatywę dla szybkiego awansu. Właśnie dlatego tu przyjechałem.
Kendeisson uśmiechnął się skrycie.
- Mów.
- Arena, właściwie Koloseum. Znajduje się w Nebul. Tak się składa, że spełniłeś wszystkie wymagania by móc ubiegać się o walkę z gladiatorami. Jeżeli pokonasz chociaż jednego, natychmiast załatwiam ci awans w naszych szeregach. Odpowiada ci to.
- Masz już bilety na samolot?
Tym razem to jounin Garan się uśmiechnął.
- Taa…
Kalamir luźno opadł na wielki skórzany fotel w swojej szatni i skinieniem głowy pozwolił by kobiety dalej zawiązywały bandaże usztywniające na jego rękch. Miał na sobie tylko bieliznę i czarne spodnie wojskowe. Z radością stwierdził w myślach, że niektóre panie za bardzo zwracały na to uwagę. Gdy skończyły, naciągnął na siebie grubą i równie
elastyczną, czarną koszule z bawełny. Po chwili milczenia zdjął ją równie
prędko co założył. Kobiety nie zrozumiały co zamierzał.
- Czy mamy zakładać zbroję? Przydałoby się coś pod nią.
Kalamir zamyślił się przez moment.
- Nie, wyjdę bez niej. Nie wiem z kim będę walczył. Lepiej więc się nie spowalniać. Spodziewam się raczej bijatyki. Zacznij od rękawicy. Podaj mi jeszcze pas. No i wygodniej będzie ci na moich kolanach…
Dziewczyny wzięły do rąk niezwykle ciężkie i usztywnione rękawice, przeznaczone do walki wręcz. Jedna, bardziej inteligentna zauważyła, że z napięstnika usunięto usztywnienia nadgarstka tak by w razie potrzeby nie utrudniały walki mieczem. Kalamir w porę spostrzegł jej zamyśloną minę.
- Pracujesz na arenie i nie widziałaś takiej rękawicy?
- Nie takiej. Brakuje usztywnień, które broniły by mięśnie i kości w rękach, przed kontuzjami. Twarde przedramię służy do przyjmowania ciosów ale ta rękawica wciąż jest zbyt ciężka. Włożyłeś coś do środka?
- Czegoś takiego nie kupisz w zwykłym sklepie. Zmontowałem ją sam. Jest ciężka ponieważ przedramię jest przesłonięte płytą, która posłuży do zbijania broni, nie zaś kopnięć jak zapewne założyłaś. Płyta jest wytrzymała niemal jak porządną tarcza. Usztywnienia przeszkadzają w walce mieczem, jeśli do takowej dojdzie. Dlatego je wyciągnąłem.
- Ale czy to nie zmniejszy jej efektywności? – słodkie oczy panienki niemal nie zawróciły w głowie Kalamira, który już kombinował jak ją złapać za tyłek.
- Już zmniejszyło. To cena za kompromis, który jest mi potrzebny. Przypominam, że nie wiem z kim będę walczył. Nie wiem też jak dzisiaj będzie wyglądać arena. W najgorszym scenariuszu, wyjdę na całkiem odsłonięte pole, na którym będzie czekał koleś z karabinem.
Dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco. Kalamira wiedział, że tylko czeka na jego pytania. Na pewno posiadała wiele informacji, które mogłyby mu pomoc. On jednak nie zapytał. Gdy panienka zrozumiała, że już tego nie zrobi, postanowiła sama się odezwać.
- Twój przeciwnik nie będzie miał karabinu. Niemniej nie ciesz się jeszcze. Góruje nad tobą fizycznie tak bardzo, że może sam powinieneś wziąć jakiś pistolet.
Usta Kendeisson wykrzywiły się w krótkim, przerażającym uśmiechu. Pochylił głowę, tak by włosy przysłoniły jego oczy. Powoli podniósł ją i spojrzał prosto w dekolt dziewczyny.
- W takim razie może, gdy już skończę… - zastanowił się nad dalszą częścią. – To skoczymy do jakiejś restauracji?
- Do restauracji idzie się w garniturze a nie w bandażach – skwitowała jego starania jednym cynicznym ale niezwykle uroczym uśmiechem.
- Ale tylko my. Nie zamierzam brać mojego rywala.

Nim opuścił szatnie, spojrzał raz jeszcze na arsenał. W oko wpadły mu lekkie skórzane naramienniki. Wyciągnął po nie rękę i obejrzał. Po chwili, przez jeden przełożył ramię i spiął go z tym drugim – teraz jego barki i ramiona były chronione a zarazem nie spowolniały go tak jak metalowa zbroja. Sięgnął po półtoraroczny miecz i zamiesił go z uprzężą na plecach. Ruszył w kierunku wyjścia.
Wrota otworzył się a w raz nimi wylała się cisza, która dokładnie zalała uszy Kalamira. Nie oczekiwał tłumów, jednak po Koloseum spodziewał się jakiejkolwiek widowni. Nawet jeżeli ktoś był na trybunach to i tak nie można było nikogo dostrzec w ciemnościach. Jedyne światło padało na wciąż puste pole walki. Wraz z pierwszym krokiem Kendeisson, uruchomiły się ciężkie mechanizmy Koloseum. Na pustej przestrzeni – arenie – nagle pojawiły się skały i woda, które miały symulować naturalne otoczenie. Było też kilka drzew. Wszystko podniosła podziemna winda.
„Chazarskie łąki – pomyślał Kalamir. – To pewnie będzie walka na miecze z kimś w rodzaju szamana. Gdzie jesteś draniu.”
Z pomiędzy drzew wyszedł jego przeciwnik. Był o głowę wyższy od Kalamira. Gość również stał w wojskowych spodniach, jednak miał na sobie jeszcze skórzaną kurtkę, która połączona z jego czarnymi włosami i bliznami na twarzy czyniła go całkiem niezłym rockmanem z Sanbetsu. Kalamir uznałby to za śmieszne, jednak nagle w rękach wroga pojawił się gigantyczny miecz. Uśmiech nie miał szans zaistnieć. Wiking również sięgnął po swoje ostrze, nim jednak stanął w gardzie jastrzębia, zakręcił cztery widowiskowe młyńce.
- No dobra, jestem Kalamir Kendeisson – przedstawił się z powagą w głosie.
Przeciwnik nie zamierzał uraczyć go swoim nazwiskiem. Za to nad jego głową rozbłysła seria neonów z napisem „Kalamir vs. Bane”. Widząc to, Kal szybko się skrzywił.
Bane ruszył do przodu a jego szarża przypominała pędzącego nosorożca. Uniósł miecz jakieś dziesięć metrów przed celem a gdy był już wystarczająco blisko, opuścił go z impetem słonia. Kalamir wyskoczył w powietrze i zrobił salto nad przeciwnikiem o włos mijając się z jego mieczem. Wylądowawszy w rozkroku, natychmiast obrócił się i odbił od ziemi z cięciem wymierzonym w plecy przeciwnika, który okazał się szybszy niż przypuszczały pierwsze spekulacje. Wielki miecz nie zatrzymał się nawet na sekundę. Gdy chybił celu natychmiast zaczął wykręcać za piruetem swego pana - wprost na nadchodzącego Kalamira.
Ostrza eksplodowały tysiącem iskier, gdy potężny zweihander zderzył się z langschwertem. Kolos posiadał siłę najpotężniejszych ludzi na świecie. Dzięki wieloletnim treningom jego rywal niemal mu dorównywał – przez pierwsze sekundy starcia. Siła Bane’a minimalnie zdominowała tę szaloną sytuację. Miecz Kendeisson pękł na setki kawałków zaś jego przerażony właściciel natychmiast rozpoczął odwrót w szybkim odskoku. Wtedy właśnie potężny bankerer – bowiem tak nazywał się miecz Bane’a – wystrzelił błyskawice, która przeszyła ciało oponenta i rzuciła jego zewłok dwadzieścia metrów dalej. Wprost na kamienną ścianę, którą teraz ktoś będzie musiał odbudować.
- Koniec walki panowie! – Krzyknął Bane wprost w trybuty, do miejsca gdzie siedzieli Jounini. – Wbrew zapowiedziom, nic specjalnego.
Kawałki głazów drgnęły. Wystarczyło to by gladiator skierował na nie oczy. Nagle z olbrzymim impetem, kawałki rozerwanej ściany wystrzeliły na wszystkie strony, tym samym ujawniając pod sobą rozwścieczonego Kalamira.
Bane wcale nie krył zdziwienia. Nagle opanował pierwsze wrażenia i szybko wyciągnął oczywiste wnioski.
- Nie masz broni chłopczyku. Odpuść już sobie.
- Błąd – odpowiedział oponent z pomocą cichego warknięcia. - Nie mam swojej broni.
Nogi Kalamira wyrzuciły swego pana z prędkością kuli armatniej wprost na kolosa. Bane nie zdążył nawet mrugnąć a co dopiero unieść miecz. Pięść Kendeissona wbiła się prosto w jego brzuch, na dobrą chwilę pozbawiając go powietrza w płucach. Równie szybko się cofnęła i w raz ciałem zrobiła pełny obrót. Mijając prawą rękę przeciwnika uderzyła prosto w uścisk na rękojeści benkerera. W następnym ataku nadeszło kopnięcie, które wysłało zaskoczonego gladiatora w niemal równie imponujący lot jaki tamten zafundował przed chwilą przeciwnikowi.
Nie trzeba było długo czekać aż zaskoczony gigant podniesie się na nogi.
- Zniszczyłeś mój miecz – warknął wciąż rozgniewany Kalamir. – Więc od teraz twój należy do mnie. Jako, że nie lubię tak ciężkiego scheiße’u, to po prostu się go pozbędę.
Skończywszy ogłoszenie, zrobił obrót wokół własnej osi i cisnął miecz prosto do małego jeziorka.
- Pożegnałeś się z Excaliburem? To teraz szykuj się na kolejny łomot. Nie licz, że złapiesz mnie w kolejne błyskawice. Za wolny jesteś, klocu. Chciałeś grać ostro? No to się doigrałeś.
Źrenice Kalamira zniknęły, pozostały tylko puste białka w oczach. Kamienie wokół jego stóp zaczęły drgać od zbierającej furii. Nogi oderwały się od powierzchni po raz kolejny. Wystrzeliły tumany kurzu, które przysłoniły okolice – jednak Kendeissona już tam nie było. Wewnętrzna bestia przejęła kontrolę nad jego umysłem. Teraz liczyły się tylko instynkty, mówiące zabij! Przetrwaj! Zniszcz!
W oczach Bane’a Kalamir po prostu zniknął – poruszał się zbyt szybko by gladiator mógł za nim nadążyć. Kątem oka dostrzegał tylko rozmazane kolory jego spodni. Bezwątpienia była to nadludzka szybkość. Nagle wielkolud poczuł, że ktoś delikatnie wylądował za jego plecami. Ręka – nie – Łapa chwyciła za nogę studwudziestokilogramowego wojownika i poderwała go w powietrze. Następnie uderzyła nim o ziemie. Ponownie go podniosła a później raz jeszcze uderzyła o skały. Bane czuł się jak bezbronne dziecko – dzięki swojej wytrzymałości znosił ból bez problemu, jednak nie wiedział jak wyprowadzić kontrę. Czuł straszliwy strach o swoje życie. Za trzecim razem zawisł w powietrzu i już nie uderzył o ziemie. Przyjął potężny cios w plecy, który wyrzucił go jakieś cztery metry nad ziemie. W locie obracał się niczym planeta, wokół własnej osi. Gdy nagle spowolnił obroty prostując ręce, wciąż łudził się, że może odzyska kontrole nad sytuacją i wyląduje na nogach. Wtedy spostrzegł, że bestia czeka z gotowym ciosem tuż nad nim. Fala uderzeniowa wyzwolona w ciosie-młocie poderwała piach na ziemi nim Bane w nią uderzył. Gdy już to zrobił, zapadła się pod nim konstrukcja areny. Kalamir wylądował tuż obok. Mgła w jego umyśle uleciała chwilę później. Obrócił się na pięcie w kierunku trybun – do miejsca, w które wcześniej krzyczał Bane. Chwiejąc się na nogach uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Walka skończona! Wbrew zapowiedziom, nic specjalnego.
Wtedy ze zgliszcz za jego plecami wyłoniły się ręce a po chwili cała sylwetka giganta. Potężne ramiona złapałaby Kalamira w uścisku jak gołębia.
- To jeszcze nie koniec! To za mało by pokonać Bane’a!
W normalnych okolicznościach, Kalamir spełniłby już warunki zwycięstwa. Jednak nigdy przedtem, Bane nie został tak upokorzony. Nie zamierzał po prostu tego tak zostawić. Na swoje nieszczęście Kalamir zobaczył krew cieknącą z jego rozdartego ramienia. Wypuścił powietrze z płuc i wyślizgnął się z uścisku. Gdy wylądował na ziemi, natychmiast odbił się w bok i wymierzył kopnięcie w paskudną ranę oponenta. Bane zawył z bólu, jednak nie tracił czasu na użalanie się. Drugą ręka wyprowadził cios kastetem. Kalamir uchylił się w bok i złapało za nadgarstek, który omal go nie zabił. Skorzystał z ostatnich sekund swojej nadludzkiej siły i pociągnął rywala tak by ten poleciał na przodu. Gdy tak się mijali, ponowił obrót - pół piruet – i kopnął Bane’a prosto w tym głowy.
Tym razem kolos upadł na dobre a Kalamir mógł się wyprostować i zaczerpnąć powietrza. Berserk minął a tym samym przez ciało Kendeissona przeszła straszliwa fala bólu, która powaliła go na kolana. Dopiero teraz spostrzegł, że jego naramiennik jest rozerwany.

Garan wyprostował ręce i odetchnął z ulga. Stary Jearveux pokiwał głową.
- Całkiem interesujące, trzeba przyznać – rzucił ktoś z ostatniego krzesła.
- Wygląda na to, że chłopak naprawdę potrafi na krótki czas zwiększać swoje fizyczne możliwości. Co o tym sądzisz Yorkan?
- Szczerze mówiąc przyszedłem zobaczyć tą całą postawę jastrzębia. Tymczasem chłopcy zniszczyli swoje miecze jak dzieciaki w piaskownicy. Troszkę żenujące - jounin nie wahał się z krytyką ani sekundy. – No co? Jest silny, to fakt. Po tej walce będzie jeszcze silniejszy.
Garan przytaknął.
- Pytanie czy ten awans będzie mu służył? Nie lepiej sprawdzić jak silny stanie się przez kolejny rok?
Ktoś pokiwał głową a ktoś innych westchnął z rozpaczą.
- To go zniechęci i zahamuje. Dajcie mu tego chunina i wyślijcie go na pierońskie misje rangi A. Jeżeli będzie mu szło równie dobrze to osobiście mianuje go jouninem.
Ktoś przytaknął a ktoś prychnął.
- Co ty o tym sądzisz Kalgar?
Mistrz Kalgar nie odpowiedział. Za to cały czas odtwarzał w pamięci ostatnie kopnięcie Kalamira. Gdy wreszcie rozmowa dotarła do jego uszu, otrząsnął się ze swojej wizji.
- Myślę, że chłopak robi głupio trenując mieczem. Widzę w nim wielkie możliwości jeśli chodzi o walkę wręcz.
Nastała cisza. Po chwili mistrz kontynuował.
- Trzeba go zapytać, czy nie zechciałby nauczyć się czegoś nowego.
   
Profil PW
 
 
Yossarin   #2 


Posty: 29
Dołączył: 10 Wrz 2009
Skąd: Labirynt Fauna

Nie mam wprawy w ocenianiu więc nie będzie długo...
Skupię się głównie na trzech aspektach, tym jak przedstawiłeś przeciwnika, otoczkę walki, a więc miejsce w którym miała miejsce, oraz to czy rzeczywiście byłeś w stanie wygrać z przeciwnikiem.
Zacznę jednak od początku. Fajnie opisałeś przygotowania do walki, choć mogłeś to nieco skrócić. Bez tych dywagacji co i dlaczego zmieniasz. Uśmiechnąłem się za to czytając, że zajmują się Tobą kobiety. Ładnie kreujesz postać twardego i znowu prostego, zaprawionego w boju wojownika, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Czytając fragment dotyczący areny nasunęły mi się skojarzenia z Pokemonami... Tam zawsze przed większą walką na oficjalnej arenie otwierał się właz i ukazywał miejsce w którym przyjdzie stoczyć pojedynek wysyłanym stworkom. Mimo wszystko doceniam pomysł. Samo starcie było dynamiczne i dobrze opisane, nie zgubiłem się co najważniejsze. Za to miałem wrażenie, że trochę za słabo oddałeś go jako straceńca. Dialogi, a raczej kwestie wypowiadane przez Ciebie, wydały mi się nieco nienaturalnie brzmiące. Choć głównie tyczy się to tych pojawiających się w czasie starcia. Czy wygrałeś walkę? Myślę, że tak. Pokazałeś ciekawą taktykę i przedstawiłeś zawzięcie w boju godne prawdziwego wojownika północy.

Ocena: 8,5
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #3 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Kalamir – Jest późno i chcę iść spać, więc przejdę od razu do rzeczy. Już od pierwszych zdań walki w oczy rzucają się literówki. Nie jest ich dużo, ale na własnym przykładzie wiem, że po dokładnym sprawdzeniu wpisu nie powinna ostać się żadna. Minus. Wstępo-dialogi podobają mi się tylko wtedy, gdy nabierają sensu dopiero w zestawieniu z późniejszymi fragmentami: tworzą coś intrygującego. W przeciwnym wypadku stają się równoważnikami klasycznych opisów i wyjaśnień, czyli innymi słowy podają to samo, prawie tak samo – odrobinę gorzej. Zabrakło Ci właśnie tych klasycznych opisów. Tego, jak wyglądał Garan, jak się zachowywał, jak prezentowało się otoczenie, czy był ktoś w pobliżu... Wielu rzeczy.
Bardzo szybko przeskoczyłeś do wydarzeń na arenie. Moim zdaniem mądra i pragmatyczna decyzja. Gdybyś postanowił kreślić jakąś zawoalowaną fabułę, ryzykowałbyś zniesmaczenie czytelników i zbędne przedłużenie tekstu. Tak niczego nie zaryzykowałeś i przeszedłeś wprost do małych przyjemności, czyli lania po mordach :DD
Niestety, już pierwsza przyjemność została mi zakłócona przez innojęzyczne formy nazw broni. Generalnie, z racji klimatu naszego forum nie przeszkadzają mi japońskie wyrazy wtłoczone między polskie. Sam nawet z nich korzystam i sądzę, że ma to pewien klimat. Kiedy jednak widzę napis "zweihander" lub coś w tym stylu, robię się nad wyraz poirytowany i przyznaję minus.
Parę wersów dalej napotkałem powtórzenie:
Kalamir napisał/a:
Kawałki głazów drgnęły. Wystarczyło to by gladiator skierował na nie oczy. Nagle z olbrzymim impetem, kawałki rozerwanej ściany
Poza samym błędem, całe zajście wydało mi się skrajnie oklepane. Bohater dostał potężnym ciosem, przeciwnik ogłosił się zwycięzcą, po czym okazało się, że wcale nie wygrał, bo heros tylko się wkurzył i zamierza zaatakować jeszcze mocniej niż dotychczas. Było? Było. Zbyt często było.
Jak zwykle wykorzystujesz Raivokohtaus do zakończenia walki. Okej, zgadzam się, że to Twój najpotężniejszy atut, ale ciągłe jego obserwowanie już mnie znudziło. Może dla odmiany dałbyś jakiemuś przeciwnikowi przezwyciężyć tę przeszkodę? Z pewnością byłaby to wielka odmiana. Zapominasz chyba, że za pomysły oponenta również odpowiadasz Ty.

Jeżeli miałbym wskazać fragmenty, które spodobały mi się najbardziej, byłyby to: akcja w szatni i epilog. Wstęp wypadł średnio, a walka z racji słabej aranżacji, literówek i dziwactw językowych, zdecydowanie najsłabiej. Ocena musi odbić się na tym układzie w należyty sposób.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na remis.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #4 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Kalamir - 14,5 pkt.

NPC - 12 pkt.

Zwycięzcą został Kalamir!!!

Punktacja:

Kalamir +20
Yossarin +5
Lorgan +5

(konta graczy zostaną zaktualizowane o tę walkę dopiero po jej ujawnieniu)


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 14