Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Pit vs Mistic - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Pit, 05-12-2009, 19:17
 Zamknięty przez Lorgan, 14-01-2010, 13:03

6 odpowiedzi w tym temacie
^Pit   #1 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 33
Dołączył: 12 Gru 2008

Pit
Mistic

Zamglone miasto Ishima z zatłoczonymi ulicami, pełne pnących się do góry, przeszklonych drapaczy chmur powalało feerią barw. Rozmyte widmo świateł ulicznych z trudem przebijało się na wyższe poziomy. Sprawę utrudniał gęsto padający deszcz. Szum wody, warkot silników, trąbienie klaksonów i rozmowy tysięcy ludzi, zebrane w jedno – tyle sprzecznych informacji docierało do głowy jasnowłosego młodzieńca. Jednak on nie zwracał na nic uwagi – ani na szaleńców, biegających z transparentami „koniec jest blisko”, czy też na „panie lekkich obyczajów”, których pogoda wcale nie odstraszała. Szedł pośpiesznym krokiem po mokrych płytach betonu, chlapiących pod nogami. Podążał w stronę jednego z moteli, które stały niezauważone pośród wyższych budynków. Biuro „firmy sprzątającej” znajdowało się na trzecim piętrze odrapanego bloku, którego czasy świetności dawno minęły. Chłopak poprawił prochowiec i przekroczył przez obite, drewniane wrota. Zawias w drzwiach zazgrzytał doniośle, niczym jęk potępieńca, po czym te zamknęły się z łoskotem. Wchodząc po brudnych, metalowych schodach, gość zastanawiał się nad swoją przyszłością. Tydzień wcześniej był nic niewartym pracownikiem platformy wiertniczej, wydobywającym rzadkie minerały prądo-przewodzące. Teraz miał niepowtarzalną szansę zostania największym tajniakiem Sanbetsu. Jeśli to właśnie oznaczało „Agent” w tych kręgach.
Przemyśleń nie mącił żaden hałas. Klatka schodowa wyglądała, jakby nie była sprzątana od lat – walające się tu i ówdzie zwinięte w kulkę papierki, ściany pełne zacieków czy też jakaś zgniła ciecz rozlana na półpiętrze. Przeżarte przez korniki drzwi na poziomie trzecim też nie nastrajały optymistycznie. Sam gabinet pokazał z kolei, co to znaczy „minimalizm”. Jedna komoda, jedno biurko, również zeżarte przez szkodniki, i jedna lampka. O dziwo żarówka działała i to całkiem nieźle. To na niej uwagę skupił przybyły gość. Podchodząc bliżej, dostrzegł parę innych szczegółów. Ot chociażby czerwony przycisk, który nijak miał się do włącznika. Zaciekawiony sytuacją chłopak uważnie obejrzał całą lampkę i przymykając oczy, nacisnął. W chwilę potem znajdował się w windzie, która zabrała go do podziemnej bazy. Młody mężczyzna uważnie rozglądał się swoimi błękitnymi oczyma po placówce. Wokół krzątało się mnóstwo agentów, biegających to z przenośnymi komputerami, to z tonami papierzysk. Nieopodal znajdowało się też centrum obserwacji, gdzie uważnie śledzono dane, wyświetlane na ciekłokrystalicznych monitorach. Gdzieś w oddali widać było też jakieś plany holograficzne. Jasnowłosy nie zdążył się im przyjrzeć, gdyż ktoś chwycił go za ramię.
- Ty jesteś ten nowy? Jak ci było… Pit? – zaczepił go łysawy człowiek w dużych okularach z czarnymi obwódkami. Przechodzona koszula i niedbale zawiązany krawat dopełniały jego obrazu – typowy koleś od papierkowej roboty. Jego ton głosu zdradzał jego totalną irytację wszystkim.
- Wolałbym, aby nie nazywano mnie tym pseudonimem. Jakoś tak nie pasuje do mnie – rzucił z niesmakiem chłopak w prochowcu.
- Na razie jesteś tylko potencjalnie interesującym celem, świeżakiem! Jeśli popracujesz tu parę miesięcy, w co raczej wątpię, to się przyzwyczaisz. Może mam ci napisać petycję do szefa o zmianę… - mówił szybko, dodając co i rusz półsłówka. Tak, to był zdecydowanie typ aspołeczny.
- A co to za pogaduszki na środku sali? – do konwersacji dołączył się człowiek w kruczoczarnych, postrzępionych włosach. Rzucił przenikliwe spojrzenie obu rozmówcom, po czym wziął na stronę błękitnookiego. Mola książkowego odprawił niedbałym gestem ręki.
- Słuchaj Araraikou, może i coś tam ci się udało na platformie zrobić, ale nadal jesteś nowicjuszem.
- No ja nie przeczę ale…
- Posłuchaj! Teraz czekają cię znacznie trudniejsze zadania. Oczywiście nie puścimy cię od razu w sam środek dżungli Khazaru, ale wiesz… - wykład trwał, zaś młodzik miał dosyć już po połowie. W ten sposób minęło jakieś dziesięć minut, zanim obaj doszli do przeszklonego gabinetu. W środku był ekran panoramiczny i konsolka, skryta za biurkiem.
- Przejdźmy może w końcu do zadania – powiedział czarnowłosy, rozsiadając się wygodnie w fotelu komputerowym
- Czas najwyższy – wybełkotał Araraikou, podpierając brodę i wpatrując się w migoczący monitor. Stukanie klawiszy wypełniło pokój i po chwili pojawiła się mapa terenu pustynnego.
- To jest pustynia na skraju Khazaru i Sanbetsu. Przez tamte tereny przelatywał nasz samolot transportowy, kiedy straciliśmy z nim kontakt. Nasi specjaliści potwierdzili, że w tamtym czasie przechodziła tamtędy burza piaskowa. Najprawdopodobniej pilot leciał za nisko i piasek załatwił mu całą nawigację – tu podrapał się po podbródku i odchrząknął – warunki panujące w tym sektorze nadal nie są sprzyjające. Gdyby tak nie było, już dawno wysłalibyśmy helikopter, a tak start planowany jest dopiero na dzisiejszy wieczór. Idealna szansa dla nowego rekruta, by nabrał trochę doświadczenia i ogłady – uśmiechnął się szyderczo, spoglądając swymi sokolimi oczami na jasnowłosego.
Kilka godzin później Kaeru był już na lotnisku, ubrany w specjalistyczny sprzęt. Siedział w helikopterze, blisko wejścia. Huk wirników drażnił jego myśli, zaś wiatr wytwarzany przez nie muskał jego twarz. Araraikou odwrócił twarz, spoglądając na swoich towarzyszy. Większość z nich była sztywna jak po połknięciu kija. Wyprostowani, milczący, skrywający wzrok za ciemnymi okularami. Jeden wyglądał jak wojskowy maniak, żując gumę i ściskając w rękach ulubioną broń. Jeszcze inny był przykładem informatyka, wiecznie grzebiącego przy swoim mobilnym komputerze.
- Idealna ekipa ratunkowa – pomyślał jasnowłosy, klepiąc się dłonią w czoło i skrywając wzrok. Wtedy to śmigłowiec wzbił się w powietrze, wznosząc tumany kurzu.

Lot na pustynię przebiegł sprawnie. Komputerowy spec już od jakiegoś czasu przeszukiwał teren na skanerze.
- Jest! Znalazłem ich! – odezwał się po kilku minutach, kiedy urządzenie zapiszczało, zaś człowiek w okularkach wyrażał swoje podekscytowanie krzycząc głośno, tuż nad głową Kaeru – za kilka minut dotrzemy! Zaraz ich uratujemy!
Maniak militariów podniósł się z siedzenia i bujając na boki podszedł do wylotu, niecierpliwie wyglądając celu. Przypadkowo popychał też swoim karabinem Araraikou. Ten z kolei miał już dosyć dwóch wariatów sapiących mu na głową.
W tym momencie w kabinie pilota rozległ się syk. Białawe iskry poszły z pulpitu, coś pyknęło, trzasnęło, kable się zapaliły. Nagły impuls ugodził sterującego śmigłowcem i ten stracił przytomność. Utrata kontroli nad sterami wprowadziła pojazd w ruch wirowy. W zawrotnym tempie zaczynał nabierać szybkości. Jasnowłosy nowicjusz poczuł jak momentalnie żołądek przebiega mu do gardła. Zamknął oczy, złapał się kurczowo za uchwyt i modlił się o cud. Kolejna eksplozja zniszczyła dużą część kokpitu i płaty głównego śmigła. Gwałtowne szarpnięcie wyrzuciło z pojazdu trzy osoby. Reszta nie miała szans i zginęła w kolejnym wybuchu. Kilkanaście metrów dalej szczątki pojazdu rozleciały się nad rozgrzanym piaskiem pustyni. Kaeru przyglądał się temu półprzytomnie, kręciło mu się w głowie. Zerknął jeszcze na swoją trzęsącą się dłoń, po czym zrobiło się ciemno.
Ile tak leżał? Minutę, dwie, może parę godzin. Tysiące obrazów migało mu przed oczyma, zaś w głowie huczały niezrozumiałe szmery. W okolicy czoła nasilał się pulsujący ból, do tego robiło się goręcej. I to właśnie nieznośne uczucie ciepła wyrwało młodzika ze „snu”. Pobudka okazała się być jednak koszmarem – falujące powietrze, wprawiające w ruch każdą wydmę. Żar wdzierał się przez kamizelkę, zaś rozpalony piasek był dla rąk niczym ogień. Otępiały Araraikou podniósł się na nogi i chwiejąc, przeszedł parę metrów. Jego ciało nie chciało go słuchać, nogi zadrżały i mężczyzna upadł ponownie. Wpatrywał się pusto w horyzont, gdzie leżały niedopalone szczątki helikoptera. Czuł, jak paradoksalnie robi się coraz chłodniej. Słoneczna spiekota i blask przestawały być problemem. Powieki same się zamykały a gałki oczne odruchowo podążały w górę. Kaeru otaczała teraz ciemność, chłód i cisza. Przerażające milczenie, które potęgowało uczucie samotności, wypalające zmysły i duszę. Wtem, z martwoty wyrwał się cichy szept. Głos biegnący z oddali, stłumiony, lecz coraz wyraźniejszy. Dźwięk zaczynał mieć sens i z niezrozumiałego mruczenia przerodził się w krzyk. Blask słońca powrócił, ciepło również. Niestety drętwota pozostała.
- Kaeru! Piajti! Kaeru, wstawaj! Żyjesz – informatyczny maniak próbował ocucić leżącego bezwładnie na ziemi jasnowłosego.
- Co… co się stało?! – zapytał bełkotliwie Kaeru.
- Nasz helikopter stanął w ogniu! – szybka odpowiedź „wojskowego” była bardziej niż wystarczająca.
- Co robimy? – pytanie zadane przez Araraikou zdradzało jego brak doświadczenia w tego typu sytuacjach. Obaj jego towarzysze byli zgodni co do tego, by kontynuować zadanie bez względu na konsekwencje. Nawet, jeśli nikt inny nie przeżył katastrofy.
Pustynia była ciężkim terenem nie tylko przez klimat. Liczne akta wspominały o nacji, czczącej egipskich bożków, która była bardziej niż tajemnicza. Do tego dochodzili szamani Khazaru.
- Może i jest to lud uważany za dziki, ale nie należy ich lekceważyć. Paru moich kumpli poległo w starciu z nimi. Do tego niektórzy jak widzą jakiś sprzęt high-techowy, od razu chcą ci się dobrać do gardła – opowieść żołnierza nie poprawiła nastroju Pita. Czuł się teraz bardziej zagubiony niż kiedykolwiek wcześniej. Droga dłużyła się niemiłosiernie, sącząc siły po kawałku z każdego z trójki rozbitków. Powietrze robiło się coraz to bardziej gęste, utrudniając oddychanie. Komputerowiec zerkał nerwowo na wskazania GPSu, próbując odgadnąć ile zostało im drogi do wraku samolotu. W śmigłowcu udało się znaleźć tylko kilka sztuk broni i magazynków. Reszta – także żelazne racje – poszła z dymem.
- „Nie poślemy cię w sam środek dżungli Khazaru” powiedział. Wolałbym po stokroć być w mokrej dżungli, pełnej cienia niż teraz zdychać na najgorszej pustyni świata! – emocje targały nowicjuszem. Spiekota powoli uderzała mu do głowy i czuł że po raz kolejny traci zmysły. Najlepiej z tria trzymał się ten, dzierżący karabin. Był szkolony latami by przetrwać najgorsze warunki, ale taszczenie ze sobą ton sprzętu również było kłopotliwe. Wtedy też GPS zapiszczał a na horyzoncie zamajaczyła czarna breja. Mężczyźni przyśpieszyli kroku, ale techniczny ich powstrzymał.
- Hej, poczekajcie! Załóżcie maski – nie wiemy czy jakaś substancja radioaktywna się nie wylała.
- Substancja radioaktywna? – zdziwił się Kaeru – paliwo jest syntetyczne a to był transportowiec, tak? Przewozi LUDZI, czyż nie?
- Hm… nie do końca – na twarzy technika było widać zakłopotanie – ten samolot miał na pokładzie jeszcze jedną rzecz, o którą się tu rozchodzi…
- Wiedziałeś o tym?! – Kaeru złapał go za barki – i nic nie powiedziałeś! Co to za świństwo, które jest na pokładzie?!
- Nie… nie mogę powiedzieć – mimo stresu, agent próbował zachować zimną krew, nerwowo przełykając ślinę i jąkając się – ale to je… jest bardzo radioaktywne i przy okazji wy… wołuje silny impuls elektryczny.
- W jakim zasięgu?- wojskowy rzucił stanowcze spojrzenie. Tamten już niemal zemdlał i nie był w stanie zebrać myśli. Wybełkotał tylko ciche i krótkie „w dużym” i upadł na piach. Towarzysze odwrócili się od niego.
- No to już wiemy, czemu helikopter spadł.
- Nie wzięliśmy pod uwagę, że to się wydostanie z pojemnika – rzucił komputerowiec, krztusząc się piachem – na ludzi zadziała dopiero na krótkim dystansie ale dla urządzeń jest zabójcze w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.
- Jak to wygląda? Ciecz, czy ciało stałe?
- Nie wiem. To był minerał ale robili jakieś eksperymenty uaktywniające i…
Minerał. Świeżo upieczony agent miał przecież styczność z wieloma rodzajami kruszców. Do tego wywołanie impulsu elektrycznego mogło wskazywać na silne przewodzenie prądu. Kaeru natychmiast przypomniał sobie tajną skrytkę na platformie wiertniczej.
- Składowali w nim nie tylko prąd, ale i inne substancje. Zrobili z tego przenośną broń (1) ale coś im się nie udało… pewnie wszyscy zginęli!
Zdenerwowany Araraikou czuł, że musi zbadać tę sprawę głębiej. Teraz to on był na czele. Zamaskowane trio pędziło przez wydmy, brocząc w gęstym piachu. Rozbity wrak rozciągał się na całej linii, w połowie przysypany piachem – wokół leżało parę trupów ze zdeformowanymi twarzami. Sprzęt, broń, zapasy – wszystko zostało zasypane i przeniesione wiele kilometrów dalej. Technik spojrzał na nieszczęśników. Ich kości wychodziły przez poprzecinaną skórę. Były dziurawe, jakby brakowało im wapnia.
- Mieli bliski kontakt z substancją. Czujnik wskazuje, że burza rozwiała opary. Ale do środka nie wejdziemy.
- Dlaczego? – zapytał z niedowierzaniem żołnierz, łapiąc za klamkę od drzwi. Momentalnie kopnął go prąd – aha, już wiem.
- Trzeba wydobyć substancję, która generuje ten impuls, ale nie mamy nikogo takiego.
Kaeru spojrzał na swoje dłonie. Zamknął na chwilę oczy i skupił się na energii uśpionej w nim. Po jego dłoniach przebiegł impuls i nagle całe ramię zaczęło emanować niebieskawymi wyładowaniami.
- Może tak się uda?
- Nawet jak możesz wytwarzać prąd, to nie znaczy, że kontrolujesz też inny.
- Zobaczymy? – przekrzywiając głowę, Araraikou uciął wszelkie spekulacje. Powoli podszedł do blaszanej konstrukcji i odwrócił głowę – zlokalizuj proszę to świństwo.
- Tył samolotu, prawa strona.
Elektryczna ręka złapała za klamkę i o dziwo ciało agenta nie zostało odrzucone. Kaeru śmiało wkroczył do środka i wbiegł do przedziału pasażerów. Wszyscy byli martwi – ochroniarze, grube ryby, podrzędni żołnierze. Część tylnia samolotu nie była tak zmiażdżona jak przednia i nie trzeba było się przeciskać przez zawalone elementy konstrukcji. Cały pojazd chybotał się i grzmiał, jakby był żywą istotą. Pit otworzył kopnięciem wygięte drzwi luku bagażowego. Parę skrzyń było zniszczonych. Trochę dalej dało się zauważyć trzaskające impulsy. Błękitne miniaturki piorunów wytwarzane były przez białawą, pulsującą światłem substancję.
- Mam tutaj winowajcę. Biała ciecz – tutaj przyjrzał się dokładniej całości – śladowe ilości substancji stałej; czarnej.
- Weź próbkę do analizy.
- Zrozumiałem.
Kaeru rozejrzał się po okolicy. Założył gumowe rękawice i zaczął pakować gęstą substancję do pobliskiego metalowego pojemnika, w którym pierwotnie to coś było. Wyciągnął z niezbędnika fiolkę i nalał tam próbkę. Jeden większy kawałek kryształu schował do kieszeni. Araraikou stracił uwagę na comlinku i ten w szybkim tempie zaczął się nagrzewać. Agent zdążył zrzucić go z ucha, po czym urządzenie wybuchło.
Pięć minut później Pit był już na zewnątrz. Bez substancji samolot przestał być niebezpieczny. Coś jednak się zmieniło, gdyż nigdzie w okolicy nie widać było dwóch towarzyszy. Gdzieś niedaleko słychać było natomiast odgłos serii z karabinu, zaraz potem kilka jęków, krzyków i cisza. Nowicjusz upuścił skrzynkę i wysunął pistolet zza pazuchy. Wyciągał nogi jak najdalej, by jak najszybciej pomóc kompanom. Tymczasem ich jęki powoli cichły. Kaeru był już prawie na miejscu.
Za późno. Obaj agenci zostali zmasakrowani. Żołnierz skończył bez głowy a informatyk leżał ze skręconym karkiem, trzymając w dłoni próbnik GPS. Araraikou wyjął z przybornika kamizelki wziętą próbkę i wrzucił do urządzenia. Wskazywało duże ilości boru krystalicznego i paru innych substancji. Jego niebieskie oczy powędrowały w tej chwili na czerwony od krwi piach. Wtedy też zauważył ślady.
- O ty [ cenzura ].ysynu! Ja ci dam! – chłopak złapał pewniej za broń i przeładował ją. Biegnąc przez barchan, ujrzał winowajcę. Czarna sylwetka zbliżała się szybkim krokiem do wraku samolotu. Z bronią usadowioną nisko, jasnowłosy gnał po drobinkach piachu. Kiedy znalazł się o kilka metrów od wrogiej postaci strzelił dwa razy. Cel zdołał uniknąć obu kul i odwrócił się w geście ataku. Zaskoczony Kaeru z lekkością wykonał skok w bok, jednak ku jego zdziwieniu noga przeciwnika powędrowała w stronę jego brzucha, odrzucając go na kilka metrów w tył. Leżąc na ziemi, Araraikou złapał oddech i z trudem zwlekł się z miękkiej ziemi. Trzymając się za bolący organ obserwował, jak podejrzany próbuje mu umknąć, trzymając skrzynkę pod pachą.
- No rzesz kur.wa! Przestanę być miły – sapiąc i potykając się o własne nogi, świeżo upieczony agent kontynuował pościg.
Nieznajomy nie był w stanie poruszać się dość szybko na miękkim piachu. Można by powiedzieć, że raczej turlał się po zboczu wydmy, aniżeli biegł. Kolejne dwa strzały mignęły tuż koło jego głowy. Zaraz potem wstał, odrzucił paczkę i spojrzał młodzikowi w oczy. Teraz dopiero Kaeru mógł przyjrzeć się napastnikowi. Czarna, skórzana kurtka, twarz wyrażająca wściekłość i para szarych ślepi, skryta za opadającymi na twarz, potarganymi włosami koloru czarnego.
- Najwyraźniej nie dasz mi uciec w spokoju – rzucił pod nosem, wciąż obserwując agenta.
- Jeśli zostawisz skrzynkę, może pozwolę ci uciec! – tu wykonał pełny obrót głową – ale z drugiej strony wykończyłeś mi towarzyszy. A z tym zostawić cię nie mogę.
- Zużyłeś cztery naboje – uśmiechnął się perfidnie – a to oznacza, że masz jeszcze dwie szanse na zemstę, zanim będziesz bezbronny.
- Tak uważasz – Kaeru oblizał wargi – przekonajmy się!
Adrenalina zaczęła krążyć w żyłach młodzika, wyostrzając zmysły. Czuł, jak szybko bije jego serce. Wyczuwał też wolę walki oponenta. Stali naprzeciw siebie na pustyni, czekając jeden na drugiego. Kto miał wykonać ten pierwszy ruch?
Araraikou nabierał coraz głośniej powietrza, już zagryzał wargi, już zauważał drobne drgnięcia nieprzyjaciela. Nagle stopa czarnowłosego oderwała się od ziemi. Widząc to, jasnowłosy wystrzelił. Ołów otarł się o prawe ramię wroga, który nacierał z niesamowitą dzikością. Szybki rzut oka na sytuację i następny strzał. Jak na nieszczęście, szaman zdążył złapać za nadgarstek błękitnookiego i pchnąć go w górę. Druga dłoń również została zablokowana. Szarooki przechylał ciało agenta do tyłu. Nie mając wyjścia, Kaeru uaktywnił elektryczne ramię. Wyższy o pięć centymetrów szaman z trudem znosił ból. Nagle na jego twarzy zaczęły malować się czarne pasy, paznokcie wydłużyły się, wżynając w skórę nowicjuszowi.
- Co do cholery… przeważa mnie! – błękitnooki osłupiał. Tymczasem wrzeszcząc z bólu, przemieniony wróg z łatwością zdominował Araraikou, podnosząc go nad głowę i rzucając przed siebie. Moc uderzenia była tak silna, że nieszczęśnik wbił się w wydmę. Potwór również upadł na ziemię, łapiąc się ręką za głowę. Wyładowania elektryczne dały mu się we znaki. Tymczasem strzelec z wielkim trudem wygrzebał się spod ziemi. Rozpaczliwie łapiąc oddech, obserwował obolałego szamana.
- Nie lubisz piorunów?! To zaraz… dostaniesz więcej – miażdżący rzut, mimo że w piach, to odniósł spory skutek. Oszołomiony Pit miał problemy ze skumulowaniem Ręki Błyskawicy. Dlatego też chwycił za pistolet i szybko przeładował. Osmalony przeciwnik podniósł się z ziemi i sypnął młodzikowi piaskiem w oczy. Oślepiony Araraikou był teraz wystawiony na ciosy. Wtem usłyszał świst ostrza. Sejmitar szamana poszedł w ruch. Szybki i zwinny agent zdał się na zmysły i wykorzystywał wszystkie zdolności Sanbetsu. Przewidując kolejny ruch, wystawił pistolet w geście obrony. Ostrze przecięło broń z niezwykłą łatwością. Nacierający oponent był tuż, tuż. By powstrzymać go choć na chwilę, chłopak zadał cios nogą prosto w klatę potwora. Wykorzystując element zaskoczenia skumulował energię elektryczną i uderzył. Nie mając jeszcze dobrego wzroku został zatrzymany. Szaman przyciągnął Kaeru do siebie i grzmotnął z całej siły z kolana. Huknięcie było tak silne, że agentowi oczy wyszły na wierzch, a krew trysnęła z trzewi. Obolały upadł na kolana przed swoim oprawcą. Tamten chwycił mocniej za bark, wbijając weń pazury i wywinął parę razy sejmitarem nad głową.
- Za zakłócanie naszego spokoju nie czeka was nic innego jak śmierć. A to „pudło zła” zostanie u nas. Nie pozwolimy na użycie tak silnych broni przeciwko nam.
Pokonany młodzian stracił dużo sił. Nie miał szans na wyrwanie się z żelaznego uścisku. Nie miał też dość mocy na efektywny atak energią. I tak trzymając ręce nisko, wyczuł w kieszeni kryształ.
- Bor… impuls elektryczny… elektryczność…przewodnik… prąd… - słowa-klucze krążyły mu po głowie. Czas zwolnił gwałtownie. Niczym ostrze kata, bułat zbliżał się do szyi Kaeru. Ten przymknął na sekundę oczy i postanowił działać. Adrenalina znów pompowała mocniej krew, drżenie ustało, zmysły wyostrzyły się ponownie. Niczym uderzenie pioruna, Pit chwycił czarny kryształ i skupił resztki mocy. Bor krystaliczny zwiększył moc Dendou Te kilkukrotnie(2). Ze wściekłym krzykiem, jasnowłosy wbił ostry kamień w bok szamana a wyładowania elektryczne załatwiły sprawę. Momentalnie wypuścił on miecz z ręki, a przez całe ciało przeszedł prąd. Oszalały potwór w geście desperacji złapał za barki wroga i próbował go zmiażdżyć. Jednak czując jak opuszczają go siły, postanowił zrobić z niego żywy pocisk. Wycelował Kaeru w stronę wraku. Ręka wyginała mu się coraz bardziej w dół. Nie czekając ani chwili dłużej, wypuścił oponenta. Zdrętwiały ze strachu błękitnooki przeleciał ładnych parę metrów i lotem parabolicznym wbił się w piach. Szaman w tym czasie wyciągnął kawałek minerału z ciała i padł z wycieńczenia. Z trudem utrzymując przytomność umysłu doczołgał się za barchan i tam skrył w ziemi. Nie mógł dać się złapać. Nie w takiej chwili.

Przez dłuższy czas młody agent był nieprzytomny. Po raz kolejny zresztą. Kiedy wrócił z tęczowej krainy odrętwienia miał przed sobą prześliczną panią doktor. Wciąż nie do końca będąc świadomym swych słów, pozwolił sobie na parę szczerych i „pieprznych” komentarzy.
- Hm… chyba… chyba się ocknął. Resztą zajmijcie się wy. i nie śmiać mi się tu!
Na miejscu tragedii pojawił się kolejny helikopter. Tym razem nie było żadnych problemów z lądowaniem i na całym terenie pojawiło się mnóstwo osób w garniturach, kilku specjalistów w kombinezonach i wspomniana pani doktor. W całym tym zamieszaniu zniknęła gdzieś skrzynia o którą toczyła się tak zawzięta walka. Czarnowłosy szaman również gdzieś się zmył. W zasięgu wzroku Kaeru pojawił się natomiast inny czarnowłosy jegomość – jego przełożony.
- Dobrze się spisałeś Pit. Dzięki twojemu poświęceniu, daliśmy radę wylądować. Szkoda tylko tylu znamienitych agentów. Na pewno zostaną zapamiętani…
- A skrzynia? Z tą radioaktywną substancją? – wypalił bez zastanowienia Araraikou. Jego rozmówca zamyślił się, skrzywił usta i wziął chłopaka na stronę, klepiąc po plecach.
- Słuchaj, to… jest coś, co już cię nie interesuje! Nawet ja nie wiem wszystkiego. Jeśli była tu jakaś skrzynka, to już jej nie ma. Po prostu
- O nie! – jasnowłosy wystawił palec – skoro tak ciężko o nią walczyłem, to chyba mam prawo wiedzieć co w niej było i po co!
- No wiesz, ja…
- To coś było wtedy na platformie wiertniczej!
- Ale…
- Nie ma ale, muszę wiedzieć dokładnie co to jest…
Konwersacja nie przyniosła niczego. Mężczyzna na każde pytanie wynajdywał wymijającą odpowiedź. Tajemnica wciąż pozostała nierozwiązana i tak naprawdę zmieniło się tylko jedno – nastawienie ludzi w centrali do jedynego chłopaka, który przetrwał akcję na pustyni. Zanim Kaeru rozstał się z „szefem”, usłyszał od niego zdanie.
- Zyskałeś w moich oczach mały – szczery uśmiech na twarzy tego człowieka był rzadkością. I tak śmiejąc się, dodał jeszcze – co nie zmienia faktu, że nadal jesteś świeżakiem! Oczywiście nie poślemy cię jeszcze w sam środek dżungli Khazaru, ale misje indywidualne to może już dostaniesz.
- Chyba nigdy pana nie rozgryzę – rzucił pod nosem Pit. W duchu czuł ogromną ulgę. Nie tylko dlatego, że przeżył, ale też dlatego, iż pokazał swoją wartość. Z optymizmem patrzył w przyszłość, widząc kolejne szczeble jego dopiero co rozpoczętej kariery. Wychodząc na dziedziniec spojrzał w nocne niebo, nabrał w nozdrza chłodnego powietrza i rzekł sam do siebie
- Ojciec byłby dumny.


(1) Domysły Kaeru niekoniecznie muszą zgadzać się z prawdą, jeśli będzie to przeszkadzało fabularnie światu Tenchi. A jeśli nie to cóż – to będę to dalej rozwijał : D
(2) Tak napisane, ale nie myślcie sobie, że chodziło mi od razu o boost w stylu super saiyanina. Po prostu zwiększenie energii, jak to z przewodnikami bywa…
   
Profil PW Email
 
 
»Mistic   #2 
Szaman


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 20
Wiek: 32
Dołączył: 15 Gru 2008

Pit (karta)
Mistic (karta)

Pustynia, kraina powolnej śmierci i rozpaczy. Już sam jej widok zniechęca do siebie wędrowców przemierzających świat, bo cóż może być pociągającego w olbrzymiej piaskownicy? Pozorna stagnacja, kryje jednak w sobie bramę chaosu. Tumany piachu bezustanne zmieniają swoje położenie, niszcząc i kreując na nowo krajobraz, pełen wydm i przemykających prze nie niewielkich żyjątek, które obrały sobie na ojczyznę ten bezlitosny kawałek kontynentu. Ludzie rzadko zapuszczają się tutaj, zwykle nikt nie jest na tyle głupi by pakować się w pewną śmierć, wszyscy cenią swoje życie… Lecz pojawiają się też wyjątki od tej reguły.
Niewielki, piaskowy pagórek drgnął, gdy ukryty pod nim mężczyzna kichnął. Od przeszło dwóch dni tkwił zagrzebany w pyle, który dostał mu się do nosa, pod pachy i w… ogólnie wszędzie. Nie śmiał jednak wygrzebywać się choćby po to aby rozprostować zdrętwiałe członki, by uniknąć wykrycia. W każdej chwili w pobliżu pojawić się mógł transport z Sanbetsu, przewożący ważne dokumenty… Ważne dla obu stron, gdyż zawierały spis wszystkich agentów Khazaru, skradziony tydzień wcześniej z kwatery na południu. Zgodnie z danymi, powinni pojawić się tu już wczoraj, ale jak łatwo się domyśleć, los spłatał mu kolejnego figla. Postanowił w duchu, że odczeka jeszcze kilka godzin i wróci, by zdać relację i przyjąć ze stoickim spokojem reprymendę. Rzucił kolejne znudzone spojrzenie na horyzont i w tej chwili dojrzał powiększający się obłok pyłu, coś zbliżało się do niego z olbrzymią prędkością. Zagrzebawszy się jeszcze głębiej i naciągając na twarz kaptur płaszcza, znieruchomiał, modląc się w duchu aby zatrzymali się w pobliżu. Nie miał zamiaru śledzić ich pośród mroków nocy, doskonale pamiętając chłód poprzedniej…

Samochód gwałtownie zatrzymał się, chrzęszcząc na piasku. Chwilę później z jego wnętrza wyłoniły się trzy postacie, z pośród których wyraźnie wyróżniała się jedna- średniego wzrostu mężczyzna, odziany w płaszcz. Twarzy widać nie było, schowanej za rondem kapelusza. Pozostała dwójka nie wyróżniała się niczym szczególnym, no może przesadną służalnością względem swego towarzysza, zapewne dowódcy całej operacji. Przez chwile rozmawiali cicho, zapewne obmawiając plan działania, gdyż po chwili jeden ze wspomnianej wcześniej dwójki zaczął wyładowywać dwa niewielkie namioty. Kapelusznik przez moment spoglądał w zachodzące słońce, rozmyślając nad czymś intensywnie, a może po prostu podziwiał jak pomarańczowa kula ognia niknie w morzu piasku? Po chwili obrócił się i powrócił do swych towarzyszy, pomagając im w rozłożeniu drugiego namiotu. Gdy zgasły już ostatnie promyki ciepła, cała trójka schroniła się w swoich śpiworach, nie kłopotają się nawet wartami, bo kto chciałby podejść ich w taki ziąb? Tak więc niewielki cień niezauważenie przemknął się w pobliże obozowiska… Przez moment trwał nieruchomo pomiędzy namiotami, a następnie przepełzł w kierunku samochodu.
Choć słońcu nie kwapiło się wychylać swojego oblicza zza horyzontu, to powietrze nagrzewało się w zawrotnym tempie, zwiastując dzień tak upalny jak jego poprzednicy. Pierwszy z namiotów został już zwinięty, gdy jeden z przybyłych postanowił podjechać pojazdem w pobliże ostatniego. Przez moment siłował się z rzężącym silnikiem, w końcu klnąc pod nosem wysiał i uniósł klapę. Wydał z siebie cichy okrzyk zdumienia i odwracając się do towarzyszy krzyknął:
= Dalej nie pojedziemy.
= Jak to!? Przecież jeszcze wczoraj wieczorem wszystko grało, co znowu nawaliło w tym cholernym rzęchu… - mruknął drugi i podszedł również zajrzeć pod maskę.
= Nie wiem, wygląda na to, że zerwał się jeden z kabli akumulatora… Ale to dziwne, nie wygląda na przerwany, raczej prze… - gwałtownie urwał, gdy przez jego pierś przeszło na wylot ostrze miecza. Charcząc przeraźliwie, rzygnął krwią i upadł. Tuż za miejscem w którym leżały teraz jego zwłoki, stała postać ubrana w brązowawą pelerynę, z której obficie zsypywał się piasek. Ledwie spojrzawszy na swoją ofiarę, rzucił się w kierunku kolejnej. Ciął zaskoczonego chłopaka głęboko przez pierś, nim ten zdołał choćby krzyknąć. Nowo przybyły rozejrzał się wokół, wycierając bułat o połę płaszcza i wymamrotał:
= Dwóch zabitych, trzech przybyło… Gdzie będzie ich lider… - powietrze przeciął huk wystrzału i tajemnicza postać skoczyła za samochód. U wyjścia drugiego namiotu stał wczorajszy kapelusznik, z dymiącym pistoletem. Teraz jednak brakowało mu nakrycia głowy i światło dnia ujrzały jasne włosy, opadając swobodne na boki. Błękitne oczy spoglądały z przerażeniem i wściekłością w kierunku pojazdu, zza którego dał się słyszeć ponury ryk. Chwilę później wyłoniła się z niej postać, jeśli można było to tak określić. Kolor skóry mężczyzny przypominał nieco pomarańczową opaleniznę, twarz jego zdobiło sześć czarnych pasów, palce zaś były nienaturalnie wydłużone, a na końcu ich długie szpony. Dodatkowo z boku głowy płynęła mu delikatna stróżka krwi, widać kula go drasnęła. Przez umysł Pita w ciągu ułamka sekundy przemknęło kilkanaście zdjęć oglądanych poprzedniego wieczora, w końcu zamajaczyła mu tylko jedna. W jego oczach błysnęło zrozumienie i powiedział:
= Crushwind…
=A więc znasz mnie? – twarz Mistica rozszerzyła się w uśmiechu – Pewnie to ty masz listę, zaoszczędzisz mi przynajmniej przeszukiwania tych trupów… Oddasz po dobroci, czy będziemy tak stać w tym słońcu?
Kąciki ust Araraikou również lekko się uniosły… Z akt jasno wynikało, że to świeżak, który dopiero niedawno został przyjęty, więc nie mógł mieć zbytniego doświadczenia… Poprawiając chwyt broni odparł:
= Odpowiedź jest raczej oczywista… Nie! – kolejna kula opuściła magazynek, odbijając się rykoszetem od… maski samochodowej, którą Crushwind dosłownie wyrwał z zawiasów. Następnie kucając, przy pomocy nowej osłony zaczął zbliżać się powoli do swego przeciwnika. Ten oddał kolejne strzały, w większości niecelne, lecz niektórym udało przebić przez specjalnie wzmacnianą stal Sanbetsu. Świadczyły o tym urwane ryki Szamana, lecz jak wszystko inne się kończy, tak i magazynem niebawem się opróżnił. Pit sięgnął błyskawicznie do płaszcza by wymienić go, ale w tym samym momencie bestia wyprostowała się i rzuciła w jego kierunku niedawno osłoną. Nie namyślając się , sparował nieco uderzenie dłonią, lecz chwilę później przez nim ukazał się tygrys. W kierunku agenta wystrzeliła pięść, celująca w twarz, ten jednak w ostatnim momencie uchylił się by… nadziać się na drugą, która zagłębiła się w jego brzuchu. Z przeciągłym jękiem odleciał w tył, z łomotem zarywszy w piasku. Pistolet odleciał gdzieś w dal. Kaeru poderwał się na nogi i poczuł, ze co najmniej dwa żebra ma złamane. Nie było jednak czasu na odpoczynek, jego oponent nadal nacierał. Choć na torsie wykwitło parę ciemniejszych plam, zapewne od rykoszetów, zaatakował z niesłychaną werwą. Pit starał się unikać potężnym zamachów, balansując całym ciężarem ciała, choć piasek utrudniał cała sprawę. W pewnym momencie zacisnął pięść i uderzył swojego przeciwnika w pierś. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz, lecz szponami łapiąc go za bark, uderzył kolanem w żołądek. O za chora siła… Pomyślał, ponownie unosząc się w powietrze Pit. Głucho upadł na ziemię kilka metrów dalej, powoli analizując sytuację. W bezpośrednim starciu choć szybszy, nie mógł sobie pozwolić na sobie na przyjęcie kolejnych ciosów, z których każdy mógł go kosztować życie. Odskoczył dokładnie w chwili gdy pięść Mistica, zagłębiła się piach centymetry od niego. Gdy spojrzał ponownie na swojego przeciwnika uśmiechnął się lekko, jego lewa ręka wisiała bezładnie. Nie wszystko stracone – mruknął, okrążając swego przeciwnika.

Pięknie, po prostu pięknie… kołatało się w głowie Kiuro, gdy jego przeciwnik uniknął kolejnego ciosu. Sparaliżowane ramie nadal nie wróciło do normalności, co jeszcze bardziej potęgowało jego wściekłość. No i jeszcze ten facet… Wystarczyło jedno celne uderzenie, aby definitywnie wyłączyć go z gry, ale wykorzystując swoją szybkość trzymał dystans. Powietrze wisiało nieruchomo, gdy Crushwind po raz kolejny spróbował dopaść swego przeciwnika, nieskutecznie. Powoli zaczynało się mu również kręcić w głowie, a obraz był coraz bardziej zamazany… No i ten zapach jak po burzy. Spojrzał jeszcze raz na Araraikou, okrążającego go z wyciągniętą dłonią i spłynęło na niego olśnienie. Zatrzymując się w półmroku zapytał:
= Elektryczność, tak? Uwalniając stały ładunek, powodujesz reakcję tlenu, który łączy się w ozon… chcesz mnie udusić, czy tak? No i stąd ten paraliż – uniósł lekko bark, a uśmiech na twarzy oponenta wystarczył mu za odpowiedź. A więc jedyną perspektywą była śmierć przez uduszenie… Mistic zaklął lekko i upadł na kolana. Kaeru widząc to, wstrzymał oddech i skoczył w jego kierunku. Jednak będąc zaledwie kilka kroków od tygrysa, zachwiał się i znieruchomiał, organizm w końcu nie wytrzymał nadmiernego tempa i obrażeń. Bestia tylko na to czekała i błyskawicznie podniosła się i chwytając agenta za twarz, wygięła jego ciało w tył jak szmacianą lalkę i z całej siły grzmotnęła nim od piasek. Prze chwilę torsem wstrząsnęły drgawki, lecz po chwili znieruchomiał nieprzytomny. Kiuro wracając do normalnej postaci, wyciągnął z kieszeni płaszcza przeciwnika plik papierów i odchodząc powoli rzucił przez ramię:
= Pustynia oczyszcza duszę i… kości. Módl się aby dla ciebie okazała się łaskawa – sam zaś w duchu błagał, aby ludzie z lotnej czujki nadal siedzieli na swoich pozycjach…

1) Zapytacie pewnie jak Pit zdołał zniwelować pęd maski? Elektryczność wiąże się z polem elektromagnetycznym, więc mógł on stworzyć przeciwne pole i w ten sposób zatrzymać nieco pocisk..
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #3 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 35
Dołączył: 21 Lut 2009

Cytat:
– tyle sprzecznych informacji docierało do głowy jasnowłosego młodzieńca. Jednak on nie zwracał na nic uwagi
To dziwne. Jednak skoro o tym piszesz, to domyślnie wydawało mi się, że jednak zwraca na to uwagę. Jeśli bohater jest zamyślony, to osobiście sugerowałbym mniej szczegółowy opis. W moim odczuciu cały (prawie)ładny opis traci troszkę sens. Co zaś samego opisu się tyczy (hmmm..myśli...) Najpierw opis i naskok na bohatera, później odskok do kolejnego opisu i ponownie powrót do postaci. Jest OK, ale było by ekstra gdybyś rozłożył to na tematy a później używał akapitów. Niemniej nie jest źle.

Teraz będzie troszkę o fabule:
Cytat:
Gdyby tak nie było, już dawno wysłalibyśmy helikopter, a tak start planowany jest dopiero na dzisiejszy wieczór. Idealna szansa dla nowego rekruta, by nabrał trochę doświadczenia i ogłady
Kompletnie nie podoba mi się twoje wprowadzenie do tego "sekretnego świata". Czuje...Infantylizm. Koleś wchodzi z ulicy do sekretnej bazy, żadnego dzień dobry, dziękuje. Wsadzamy cię do helikoptera i pokaż nam co potrafisz? No i jeszcze świeżak siada obok wykwalifikowanych żołnierzy?
Co to jest opóźnienie? To w ogóle nie ma sensu. Taka ważna sprawa i mają opóźnienie? A inne kraje w ogóle nie reagują?

Cytat:

ubrany w specjalistyczny sprzęt

Cytat:
wiatr wytwarzany przez nie
wytwarzany przez nie wiatr
Cytat:
(...) jego twarz. Araraikou odwrócił twarz,
Później akapit w złym miejscu. Również nie ładnie zaczynać zdanie od "i". Gdy robisz dialog to po "-" nie opisuj sytuacji tak obszernie jak zrobiłeś to tutaj:
Cytat:

- Co robimy? – pytanie zadane przez Araraikou zdradzało jego brak doświadczenia w tego typu sytuacjach. Obaj jego towarzysze byli zgodni co do tego, by kontynuować zadanie bez względu na konsekwencje. Nawet, jeśli nikt inny nie przeżył katastrofy.
należy ich lekceważyć. Paru moich kumpli poległo w starciu z nimi. Do tego niektórzy jak widzą jakiś sprzęt high-techowy, od razu chcą ci się dobrać do gardła – opowieść żołnierza nie poprawiła nastroju Pita. Czuł się teraz bardziej zagubiony niż kiedykolwiek wcześniej. Droga dłużyła się niemiłosiernie, sącząc siły po kawałku z każdego z trójki rozbitków. Powietrze robiło się coraz to bardziej gęste, utrudniając oddychanie. Komputerowiec zerkał nerwowo na wskazania GPSu, próbując odgadnąć ile zostało im drogi do wraku samolotu. W śmigłowcu udało się znaleźć tylko kilka sztuk broni i magazynków. Reszta – także żelazne racje – poszła z dymem.
Cytat:

Liczne akta wspominały o nacji, czczącej egipskich bożków, która była bardziej niż tajemnicza. Do tego dochodzili szamani Khazaru.
ŁUP! OCENA W DÓŁ :ooh: tu nie ma Egiptu. Nigdy nie było. Termin "Bożkowie Egiptu" nie ma absolutnie żadnego prawa bytu. W dodatku łamie zasady gry. Lorgan często porusza ten temat w wielu miejscach (szczególnie walkach Necrosa).
Cytat:

- Hej, poczekajcie! Załóżcie maski – nie wiemy czy jakaś substancja radioaktywna się nie wylała.

-Załóżcie też kondomy. Nie wiemy czynie będzie nam dane spotkać amazonek. Załóżcie też rękawiczki bo pobrudzicie ręce. Weźcie jeszcze po czapce na udary i kapturku aby wam piach nie poleciał do ucha.
- Babciu...skąd masz tyle sprzętu?
- Ze stacji Statoil
Cytat:

- Hm… nie do końca – na twarzy technika było widać zakłopotanie – ten samolot miał na pokładzie jeszcze jedną rzecz, o którą się tu rozchodzi…
- I wysłali tam mnie? Człowieka z ulicy? – Kaeru uderzył ręką w twarz xD.

Cytat:
- Nie wzięliśmy pod uwagę, że to się wydostanie z pojemnika – rzucił komputerowiec,
"as wywiadu [ cenzura ] mać" - Talar. xD
Cytat:
Był szkolony latami by przetrwać najgorsze warunki, ale taszczenie ze sobą ton sprzętu również było kłopotliwe.
Znaczy się on niósł ten sprzęt? (spoko, my bad)

Później mam kilka zastrzeżeń co do przekleństw - niepotrzebnie je upychasz. Nie wywołują w czytelniku, żadnych emocji a tylko brudzą w pracy.
Młodzik - kuźwa xD znajdź sobie jakieś inne słowo.
Później dochodzi do walki i znowu mamy paskudny wielozdaniowy (dialogowy) opis sytuacji. W dodatku w tym momencie dostrzegłem, że bardzo nadużywasz "...".
czytam > czytam > czytamO świetnie! Mamy znowu (bynajmniej nie rytmiczne)powtórzenie "młodzik" oraz dziwną stylizację na XVIII wiek > Wtem usłyszał świst ostrza. Sejmitar szamana poszedł w ruch. < łap go nim ucieknie.
Cytat:

Szybki i zwinny agent zdał się na zmysły i wykorzystywał wszystkie zdolności Sanbetsu. Przewidując kolejny ruch, wystawił pistolet w geście obrony. Ostrze przecięło broń z niezwykłą łatwością. Nacierający oponent był tuż, tuż. By powstrzymać go choć na chwilę, chłopak zadał cios nogą prosto w klatę potwora.
przepraszam, co?

Cytat:
Tamten chwycił mocniej za bark, wbijając weń pazury i wywinął parę razy sejmitarem nad głową.
Amazonka! Macie kondomy, jak powiedziałem?

Kalamir skończył czytać...
Cytat:
W duchu czuł ogromną ulgę. Nie tylko dlatego, że przeżył, ale też dlatego, iż pokazał swoją wartość.


Ocena: Fabuła kompletnie mi się nie podoba. Z jednej strony starasz się ładnie wszystko opisać, aby historia twojej postaci była spójna. Niestety prawie wszystkie pomysły w moim mniemaniu są strasznie naiwne i naciągane. Wywiad SANBETSU wygląda dzięki tobie jak niekompetentna banda kretynów. To samo tyczy się Khazaru - chciałem napisać, że ich reakcja na incydent jest śmieszna, zastanawia się tylko czy w przedstawionych wydarzeniach można doszukać się "reakcji". Gdy opisujesz sam przebieg walki, zaczyna się gubić. Ponownie mam wrażenie jakbyś zapisywał co drugie zdanie, które przyjdzie ci do głowy.

Piszesz lepiej niż kilka osób, które oceniłem w granicach 4. Z tego powodu aspirujesz u mnie do 5-6. Zaniżam ci ocenę za Egipt oraz za naiwność fabuły.

Ocena: 4.5 "Raczej mi się nie podobało"
Przykro mi.




A teraz kolej Mistica

Cytat:
Twarzy widać nie było, schowanej za rondem kapelusza.

Twarz schowana pod kapeluszem była niewidoczna
Nie było widać twarzy schowanej za rondem kapelusza
Twarzy schowanej za rondem kapelusza nie sposób było dostrzec

Ogólnie rzecz ujmując, takich zdań jest mnóstwo. To chyba największy minus wpisu. Są jeszcze zdania, które są po prostu zbyt długie. No i oczywiście takie, których sens jest znikomy. Zbyt często łączysz zdania za pomocą "i" przez co można mylnie interpretować wydarzenia. Również jak pit nadużywasz "...". Dopatrzyłem się sporej ilości literówek.

Cytat:
choć szybszy, nie mógł sobie pozwolić na sobie na przyjęcie kolejnych


Cytat:
Gdy spojrzał ponownie na swojego przeciwnika uśmiechnął się lekko, jego lewa ręka wisiała bezładnie.
Uśmiechnął się lekko, gdy spojrzał ponownie na swojego przeciwnika. Jego lewa ręka wisiała bezładnie.
Cytat:

1) Zapytacie pewnie jak Pit zdołał zniwelować pęd maski? Elektryczność wiąże się z polem elektromagnetycznym, więc mógł on stworzyć przeciwne pole i w ten sposób zatrzymać nieco pocisk..
Przyzna, że interesujące.

Podsumowanie: Technicznie ustępujesz Pitowi. Ładnie opisujesz sytuacje i samą walkę, ale niestety robisz więcej błędów w samej budowie zdania. Na plus przemawia długość walki oraz prosta przyjemna fabuła. Niestety według mnie to nie wystarczy.
Ocena: 4.5 Jest dobrze, trzeba popracować nad techniką ;)


Kalamir głosuje na remis!!!
   
Profil PW
 
 
^Curse   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 35
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Pit:
Hm.. hmmm.. Zacznę może od kwestii fabularnych.
Średnio przypadł mi do gustu początek i sposób, w który dostałeś się do bazy. Fajne opisy, ale wyszło mi z tego pomieszanie Matrixa z Harrym Potterem.. A to zdecydowanie złe połączenie.. Dodatkowo nie rozumiem twojego zamysłu wypuszczenia kogoś nowego do takiej misji. Najpierw wysyłają cię na bardzo prawdopodobną śmierć, a potem robią z ciebie bohatera? A może nie wiedzieli o niebezpieczeństwie.. tylko wtedy chyba ten wywiad jakiś lewy jest xD
Co do samego pojedynku w zasadzie nie mam zastrzeżeń.. Ale w tym miejscu przejdę do spraw technicznych i coś się znajdzie :DD
Pomijając kwestię nadużywania przecinków w pierwszej części (nie przeszkadzają bardzo w odbiorze) jest kilka spraw.
Pit napisał/a:
- Na razie jesteś tylko potencjalnie interesującym celem, świeżakiem! Jeśli popracujesz tu parę miesięcy, w co raczej wątpię, to się przyzwyczaisz. Może mam ci napisać petycję do szefa o zmianę… - mówił szybko, dodając co i rusz półsłówka. Tak, to był zdecydowanie typ aspołeczny.
Jego wypowiedź wcale nie wskazuje na to, by facet był aspołeczny. Powiedziałabym raczej, że jest zakręcony i ma za dużo na głowie. A poza tym.. gdzie te półsłówka, których miał używać?
Pit napisał/a:
spoglądając swymi sokolimi oczami na jasnowłosego
Słyszałam tylko o sokolim wzroku.
Pit napisał/a:
złapał się kurczowo za uchwyt
Uchwyt możesz złapać kurczowo. Złapać się możesz za.. ramię :DD
Pit napisał/a:
Do tego niektórzy jak widzą jakiś sprzęt high-techowy
Jaki?
Pit napisał/a:
Zamaskowane trio pędziło przez wydmy, brocząc w gęstym piachu. Rozbity wrak rozciągał się na całej linii, w połowie przysypany piachem
Na całej linii czego? Piachu? Wydm?
Pit napisał/a:
Bez substancji samolot przestał być niebezpieczny. Coś jednak się zmieniło, gdyż nigdzie w okolicy nie widać było dwóch towarzyszy.
No tak.. Zmienił się tez fakt, że samolot jest niebezpieczny. Mogłeś napisać, że 'zmieniło się coś jeszcze', albo coś w tym stylu.
Pit napisał/a:
Czarna, skórzana kurtka, twarz wyrażająca wściekłość i para szarych ślepi, skryta za opadającymi na twarz, potarganymi włosami koloru czarnego.
Zgrabniej by wyglądało, gdybyś napisał po prostu 'czarnymi włosami'.
Pit napisał/a:
- Bor… impuls elektryczny… elektryczność…przewodnik… prąd… - słowa-klucze krążyły mu po głowie.
Skoro krążyły mu po głowie to dlaczego zapisałeś to w formie wypowiedzi? Spokojnie mogłeś to zapisać np. stosując cudzysłów.

Hmm.. Ogólnie nie jest źle, ale wyżej wymienione kwestie przeszkadzają w czytaniu. A chodzi o to, żeby się jak najlepiej czytało, prawda? :DD
Ocena: 5

Mistic:
Oj kolego.. Gdybyś usunął cała masę literówek i zrobił porządek z budową zdań, byłoby na prawdę dobrze :DD Wpis jest lekki i całkiem przyjemnie się czyta. Tylko, że...
Mistic napisał/a:
Nie śmiał jednak wygrzebywać się choćby po to aby rozprostować zdrętwiałe członki, by uniknąć wykrycia.
fragment po przecinku jest zbędny. Jeżeli chciałeś koniecznie podkreślić, że chodziło o to, by nie zostać zauważonym, mogłeś to napisać w inny sposób.
Mistic napisał/a:
Twarzy widać nie było, schowanej za rondem kapelusza.
Sam przeczytaj zdanie jeszcze raz i zastanów się czy jest w porządku xD
Mistic napisał/a:
służalnością
Nie ma takiego słowa.
Mistic napisał/a:
powietrze nagrzewało się w zawrotnym tempie, zwiastując dzień tak upalny jak jego poprzednicy.
Wystarczyło napisać 'poprzednie'.
Mistic napisał/a:
Jednak będąc zaledwie kilka kroków od tygrysa, zachwiał się i znieruchomiał,[tu nowe zdanie] organizm w końcu nie wytrzymał nadmiernego tempa i obrażeń. Bestia tylko na to czekała i błyskawicznie podniosła się i[wywalamy 'i' wstawiając przecinek] chwytając agenta za twarz,[tu znowu nowe zdanie] wygięła jego ciało w tył jak szmacianą lalkę i z całej siły grzmotnęła nim od piasek.

Według mnie tak by to lepiej wyglądało.
Ponad to..
Mistic napisał/a:
O za chora siła… Pomyślał, ponownie unosząc się w powietrze Pit. Głucho upadł na ziemię kilka metrów dalej, powoli analizując sytuację. W bezpośrednim starciu choć szybszy, nie mógł sobie pozwolić na sobie na przyjęcie kolejnych ciosów, z których każdy mógł go kosztować życie.
Pomijając literówkę zaraz na początku.. Ty sobie nim majtasz, a on intensywnie analizuje sytuację.. spoko xD

Ogólnie twój tekst lepiej mi się czytało. Zapewne i ze względu na długość i na język i na pojawiający się momentami subtelny humor :DD Następnym razem sprawdź wszystko jeszcze raz, pozbądź się głupich błędów, to i ocena będzie wyższa. A na razie..
Ocena:5,5
   
Profil PW Email
 
 
»Corvus   #5 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru

Cały problem z przeciętną pracą jest taki, że nie ma w niej nic genialnego ani bardzo złego. Ciężko więc czepiać się czegoś innego niż literówek, składni oraz drobnych niekonsekwencji. Trudno znaleźć także cokolwiek wartego pochwały. Można zwykle jedynie ładować cytaty i pisać co sie w nich nie podoba. Coś na co nie mam ochoty i czego nie lubię.

No to zaczynam:
Pit
Osobiście uważam, że nikt nie wyśle świeżo upieczonego agenta na jakąkolwiek misję inną niż pilnowanie papierów na jego nowym, lśniącym biurku. W ostateczności trafi mu się prosta misja zbierania danych (za pomocą komputera przy jego nowym, lśniącym biurku). Nie wysyła się świeżaka w teren dalej niż do sklepu z pączkami, a już z pewnością nie w okolice granicy z obcym państwem.
No ale skoro już poleciał to został
Pit napisał/a:
ubrany w specjalistyczny sprzęt

i wpakowany między grupę prawdopodobnie weteranów (w większości zlikwidowanych na dzień dobry).

Dalej, jest tak jak to bywa w dobrym kinie akcji klasy B, bohater oraz sprzęt potrzebny do wykonania misji wychodzą cało z katastrofy (lekki ból głowy i chwilowe omdlenie dopuszczalne). Akcja ratunkowa nie ma na celu ratowania tylko odzysk ściśle tajnej broni. Pozostali przy życiu członkowie grupy, mimo że raczej starsi stopniem ( a na pewno doświadczeniem), dają sobą komenderować i odpowiadają na wszystkie pytania "młodego" tylko po to aby, chwilę po odnalezieniu szukanej rzeczy, zginąć. Następnie bohater po wygranej walce z przeciwnikiem, cały we krwi, całuje swoją dziewczynę (tego mi tylko brakowało do pełni szczęścia).
W między czasie dowiadujemy się, że:
1) można przetrwać promieniowanie radioaktywne za pomocą maski. Czemu nie czapki z daszkiem?
2)można z łatwością przeciąć rewolwer sejmitarem. (Zacząłbym od próby ogolenia się nim.)
3)stojąc nad ciałami przed chwilą zamordowanych towarzyszy należy najpierw sprawdzić co się wyniosło z wraku samolotu a dopiero później szukać śladów wroga krążącego po okolicy.
4)przewodniki nie tylko przewodzą ale i zwiększają energię (perpetuum mobile?)

Na koniec jeszcze tylko jedna sprawa:
Bogowie egipscy nie mają prawa bytu. W ogóle cokolwiek egipskiego nie ma prawa bytu.

Spodobało mi się to, że napisałeś dłuższy wstęp do walki. Historia dzięki ma jakiś konkretny ciąg i coś z czegoś teoretycznie wynika.
Całość nie zapiera tchu w piersi ale nie jest bardzo źle bo potrzebowałem tylko jednego piwa aby dotrzeć do końca.

Co do oceny, kazano mi być łagodnym to będę. Przynajmniej do chwili kiedy powiedzą, że mogę przestać.
ocena: 4,5

Mistic
Szybko, zwięźle i dość dynamicznie. Czyli całkiem dobrze. Tylko pierwszy akapit uważam za całkiem niepotrzebny. Jest bardzo ładny, ale w krótko opisanym starciu nie ma większego sensu go wstawiać. Co innego gdybyś chciał napisać jakiś dłuższy wstęp.

Literówek i budowy zdań czepiał się nie będę bo Kalamir i Curse już Ci to wytknęli i nie widzę sensu w robieniu tego jeszcze raz.

Ciekawi mnie tylko jedna rzecz. Mianowicie, skoro już bohater dostał się do obozu przeciwnika w nocy, gdy wszyscy spali, dlaczego nie zaatakował właśnie wtedy, tylko czekał do rana zwiększając tym samym ryzyko wykrycia.

W sumie walka czytało mi się bardzo przyjemnie ze względu na jej długość i nieskomplikowaną fabułę. Jednak chciałbym czegoś więcej niż tylko samej walki.

Miałem być łagodny wystawiając oceny, przynajmniej dopóki nie powiedzą, że mogę przestać
ocena: 5,5
   
Profil PW Email
 
 
»Naoko   #6 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Pit: zacznę od wypisania błędów. Bo przy tak obszernej pracy jest to potrzebne. Przy okazji przedstawiłam jak sama zapisałabym niektóre z fraz. Wiem, Naoko znowu jest zarozumiała ^^

- przejść przez wrota, przekroczyć wrota [nie: przekroczył przez wrota]
- minerały prądoprzewodzące [nie prądo-przewodzące]
- panie lekkich obyczajów [niepotrzebnie umieszczone w cudzysłowie, ponieważ tylko znaczenie przenośne tego idiomu jest brane pod uwagę]
- oznaczało bycie Agentem [oznaczało "Agent" brzmi bynajmniej nieelegancko]
- co oznacza słowo minimalizm [oznacza "minimalizm" - niepoprawnie użyty cudzysłów]
- jedna, jedno, jedna [trzy powtórzenia w zdaniu. Przerażające.]
- zaciekawiony chłopak [zaciekawiony sytuacją chłopak brzmi niepoprawnie w tym kontekście. Postać† okazała zainteresowanie przedmiotem, rzeczy stałej, nie wydarzeniu]
- nagminne używanie przecinków!
- znoszona koszula [nie przechodzona - brzmi to dziwnie]
- jego, jego [kolejne powtórzenia :/]
- nie używano mojego pseudonimu [nie nazywano mnie tym pseudonimem brzmi co najmniej nie po polsku]
- człowiek z kruczoczarnymi włosami [człowiek nie może by† we włosach - byłoby to nieestetyczne ^^]
- wyposażony w specjalistyczny sprzęt [bycie ubranym w specjalistyczny sprzęt - niepoprawnie językowo i moralnie]
- modlić o cud [modlić się można do Boga - co z resztą jest równie bledną formą]
- huczały szmery - nie podoba mi się ten oksymoron :P
- sprzęt najnowszej technologii lub sprzęt high-technology [wydaje mi się, że niepoprawnie dokonałeś spolszczenia słowa]
- wywołuje silny impuls elektromagnetyczny [moja wiedza na ten temat jest uboga, ale wydaje mi się, że to właśnie impulsy elektromagnetyczne doprowadzają do zniszczenia bądź wyłączenia urządzeń elektrycznych. Nie jestem pewna, czy impuls elektryczny ma taką moc - chyba, że jesteś pewny swego, to zwracam honor]
- impulsy nie trzaskają :P
- odwróciwszy się, zaatakował/ruszył do ataku [odwrócił się w geście ataku - poważny błąd, oj, poważny...]

Znalazłam jeszcze wiele innych, ale uważam, że te musiały zostać przeze mnie poprawione. Koniecznie zwracaj uwagę na to co piszesz. Lepiej napisać krótką pracę. Wiem, że to nie jest takie łatwe, ponieważ każdy ma ochotę choć w minimalnym stopniu popisać się znajomością epickimi słowami, których najczęściej się nie używa w życiu codzienny. Żeby przekonać Ciebie do pisania mniej powiem, iż osoba z wyższym wykształceniem zna zaledwie [w jednym języku] około 2500 słów. Nie za dużo, prawda? A cóż mamy mówić my, amatorzy? ^^
Twój styl jest... kiepski. Prusem to raczej nie będziesz. Wiem, że opis należy do tej części w pracy, która przysparza kłopoty, zatem zachęcam do jego redukcji. W niektórych momentach te przesadne opisy denerwowały. Aż chciało się krzyknąć: "To może jeszcze opiszesz jak pracuje Twoja prawa komora serca!". OK, trochę przesadzam, ale daj sobie na wstrzymanie. Skup się na jakości.
Trochę za długo odwlekałeś starcie. Zatem zmęczyłeś czytelnika i przedstawiłeś mało popisowe show. Tak chciałam ujrzeć tę dziką naturę Mistica, a doczekałam się parokrotnej wymiany ciosów. Kiepsko...
SĄ jednak plusy, a jakże. Podoba mi się to, że starasz się wpleść w spójną fabułę swoją postać. Na razie mocno przesadzasz z jej umiejętnośąciami, ale nie o tym chciałam. Dobrze, że masz pomysł. Świetnie, że go realizujesz. I na razie na tym zakończę pochwały. Jakby nie patrzeć trzeba na nie zasłużyć ^^

OCENA: 4 - sędzia kalosz! Kalosz nie kalosz, taryfa ulgowa skończyła się z pierwszym wyzwaniem. A w moim mniemaniu ta praca była gorsza od poprzedniej.

Mistic: jak to bywa przy debiutach, dostaniesz na starcie pewną taryfę ulgową. Nie za dużą, ale zawsze lepsze to niż nic.
Nie robisz tak wiele błędów jak Twój przeciwnik, ale jak na taką długość tekstu jest ich stanowczo za dużo. Brakuje również korekty tekstu, widać, że był przejrzany co najwyżej dwa razy. Za mało - nawet przy dziesiątym razie zauważysz, iż coś mogłeś napisać lepiej, bardziej zrozumiale.
Plus za pomysł - przyznam, iż bardziej przypadł mi do gustu niż Pita. Skradziono dane, to trzeba je odzyskać. Jak ja lubię klarowne sytuacje ^^
Walka średniej jakości. Mało zrobiłeś z możliwościami swojej postaci, wiele natomiast z przeciwnikiem. Zauważ jak dobrze wykorzystałeś jego zdolności, a jak przeciętnie swoje. Na przyszłość radzę Ci to zmienić.

OCENA: 5,5 - początkowo miałam wystawić 6, ale nie dokonałeś korekty tekstu. Jako jeden z organów Wielkiej Rady czuję się tym faktem zlekceważona. Ale Twoja praca może się spodobać i tak było w moim przypadku. No i jeszcze jesteś na taryfie ulgowej. Ostrzegam: jeżeli mnie zawiedziesz, może okazać się, że jestem najbardziej czepliwym i zarozumiałym sędzią. Ale co mi tam - raz się żyje!

Pozdarwiam


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Pit - 18 pkt.

Mistic - 21 pkt.

Zwycięzcą został Mistic!!!

Punktacja:

Mistic +30 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Kalamir +5
Curse +5
Bazyl +5
Naoko +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0.08 sekundy. Zapytań do SQL: 13