Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Pit vs Kimen - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Pit, 14-11-2009, 15:28
 Zamknięty przez Lorgan, 20-11-2009, 01:57

6 odpowiedzi w tym temacie
^Pit   #1 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Pit vs Kimen

Chłodne wiatry z północy wzburzały fale, przesypując piaszczyste dno morskie. Bałwany morskie przelewały się przez stalowe pale, wprawiając je w drgania. Chybocząca się i trzeszcząca konstrukcja była kolosem na glinianych nogach. Metalowe podesty zespawane pośpiesznie nie dawały nawet minimalnego poczucia bezpieczeństwa. Gdzieś na wyższych poziomach budowli pracował przerdzewiały dźwig. Wydawało się, że platforma wiertnicza powinna być już dawno zdemontowana – zwłaszcza tego typu rupieć. A jednak na tym pożartym przez czas relikcie przeszłości aż wrzało od pracy. Mimo późnej pory, robotnicy męczyli przestarzałe wiertło, zaburzając stabilność dna.
Zegar wybijał właśnie czwartą, zwiastując rychły świt. Zmęczony i poplamiony na koszuli robotnik wyglądał na wschód. Miał dosyć, tak jak i reszta załogi. Powtarzał sobie w duchu, że żadne pieniądze nie są warte takiego ryzyka. Przełykał właśnie ostatni kęs czegoś, co było jego śniadaniem.
- Przybędą? – nagle za jego plecami pojawił się inny pracownik, tak samo zrezygnowany i zabrudzony jak jego rozmówca.
- Mam nadzieję – rzucił nieśpiesznie, nie odwracając nawet wzroku. Tamten drugi złapał w ręce lornetkę, wyraźnie czegoś szukając. Gdzie by nie spojrzał, na horyzoncie widział tylko spienione fale. Zrezygnowany, westchnął, jeszcze raz spoglądając na towarzysza.
- Dobre śniadanie?
- Takie jak zawsze – tu złapał łyk tego, co miał w manierce – [ cenzura ] smak ale chociaż brzuch napchasz.
Kolejne minuty mijały powoli. Wydawało się wręcz, że czas się zatrzymał. Robotnik dawno zapomniał już o śniadaniu. Dla zabicia czasu przeglądał stare mapy, błądząc wzrokiem. Jego uwagę skupiła kropka z niedbale napisanym obok słowem „Sakuba”.
- Szefie! – z konsternacji wyrwał go głos współpracownika – chyba coś widzę ale przez to słońce nie jestem pewien.
Na horyzoncie pojawił się długo oczekiwany kształt. W blasku wschodzącego słońca do platformy wiertniczej zbliżał się helikopter bez oznaczeń. Wszyscy jednak wiedzieli, że to twór Sanbetsu. Pracownicy pracujący na przerdzewiałej budowli zrobili miejsce na lądowisku. Falujące powietrze wehikułu wznosiło tumany kurzu. Boczne drzwi śmigłowca otworzyły się. Pierwsza wysiadła silnie uzbrojona „obstawa”. Zaraz potem stopę na powierzchni konstrukcji postawiło trzech innych pasażerów. Jeden ubrany był w ciemny garnitur, inny z wyglądu przypominał wojskowego. Trzeci ukrywał twarz pod burzą czarnych włosów. Wychodząc z wnętrza, poprawił swoją ciemną kurtkę.
- Który idiota tu dowodzi? – odezwał się człowiek w moro.
- Inżynier Omake, to ja – odezwał się najstarszy stopniem. Ciemnowłosy spojrzał nań badawczo, zaraz potem zaś rozejrzał się wokoło. Tymczasem wojskowy zaczął swoją przemowę.
- Wasze miejsce pracy jest zbyt odsłonięte. Do tego jest za głośne. Nag już się nami interesuje, a do tego na te wody czasem zapuszczają się ci cholerni Zealoci.
- Nie będę protestował, jeśli nas zwolnicie – rzucił szef, drapiąc się w tył głowy. Wtedy do dyskusji wtrącił się mężczyzna w garniturze
- No właśnie nie możemy. Prace muszą trwać, damy wam ochronę. Chcę tylko wiedzieć – tu przybliżył się i rzekł nieco ciszej – czy pomieszczenie 32 jest bezpieczne.
- Zamki elektryczne, tak jak mi polecono.

Z niższego poziomu całej sytuacji przyglądali się inni robotnicy.
- Wygląda na to, że to jednak nie koniec roboty - głos załamanego i zniesmaczonego człowieka idealnie oddawał nastawienie społeczności. Ten sam mężczyzna poklepał po ramieniu towarzysza i rzucił od niechcenia „wracajmy do pracy”. Młodzian spojrzał spode łba, mruknął dwa razy, jakby wciąż niczego nie rozumiał. Spostrzegł, że cała zmiana jednak zostaje, więc ściągnął swój prochowiec i odgarnął do tyłu jasne włosy.
- A miałem odwiedzić rodzinę. Cholera by wzięła tych agentów!
Frustracja szybko minęła, zaś jasnowłosy powrócił do swojej pracy. Spawanie słabych i przerdzewiałych bali to wszystko co robił w życiu. Liczył na jakąś odmianę, jakiś powiew świeżości. Niestety jego plany i marzenia znów zostały zniweczone. Z platformy znów było słychać syk pił tarczowych, głuche dudnienie młotków uderzających o metal czy grzmienie podwodnego wiertła.
- … dlatego transport odbędzie się dzisiaj o dwunastej… - rozmowa zbliżała się do końca. Inżynier zasalutował niedbale, po czym został odprawiony do dalszej pracy. Kolejny nieprzespany dzień, kolejne godziny dekadencji i gnuśnienia.
Poranny chłód ustąpił miejsca spiekocie. Gdyby nie bryza morska, temperatura przedpołudniowa była by nie do zniesienia. Długowłosy młodzian w jakiś sposób czuł, że ma szczęście pracować na niższych piętrach. Był częściowo w cieniu, co i rusz chłodził się morską wodą. Czasem żałował tylko, że nie może podziwiać błękitu nieba, tak pasującego do jego niebieskich oczu. Chciał być wolny, a skończył w jakiejś puszce, która lada moment mogła się zawalić. Jakby tego było mało, budowla stała blisko granicy z cesarstwem Nag. Niby byli „sprzymierzeńcami”, ale lepiej było dmuchać na zimne. A teraz federalni mówią, że Babilon też ma ochotę dobrać się inżynierowi do tyłka. O co w tym wszystkim chodziło?
Wszystkie te przemyślenia długowłosy odrzucił na bok. Przybył wspomniany „transport”. Łódź podwodna sporych rozmiarów z oznaczeniami Sanbetsu wynurzyła się niebezpiecznie blisko przerdzewiałej „nogi od stołka”. Nagłe pojawienie się jednostki pływającej niemal przestraszyło głównodowodzącego. Niemal. Owszem, spodziewał się tego, godzina się zgadzała, oznakowanie było w porządku. Tylko dlaczego nikt nie wychodził na spotkanie? Po upływie kilku minut Omake postanowił zbadać sytuację. Asekurując się, zszedł na kadłub łodzi. Trzymając w ręku młotek, zastukał trzy razy we właz. Nie było odpowiedzi.
- Dajcie tu do pomocy paru chłopaków!
Czterech ich tam zeszło. Wzięli ze sobą broń i skrzynkę z narzędziami. Reszta pracowników zmuszona była przyglądać się bezczynnie. W końcu nikt poza szefem tak naprawdę nic nie rozumiał. Ile czasu tak czekali – dwie godziny? Może trzy? Wielokrotne próby połączenia się przez comlink nic nie dały. Do statku wybrała się więc kolejna grupa.
Schodząc po drabinie, jasnowłosy rozejrzał się dokładnie. Nie znał się za dobrze na budowie tego typu rzeczy, a i ciasna atmosfera nie pomagała w skupieniu. Przechodząc ciemnymi korytarzami, natrafił na pewien ślad. Przy jednej z bocznych śluz znalazł pistolet z platformy. Jego właściciela nie było nigdzie w pobliżu. Nie brakowało ani jednego naboju. Wyglądało to tak, jakby ktoś po prostu zgubił broń. Ucieczka w popłochu? – wszystko było możliwe.
Młodzian podążał dalej, kurczowo zaciskając ręce na rękojeści. Nagle do jego uszu doszedł pewien melodyjny dźwięk. Szybko rozpoznał melodię. Skradając się tuż przy ścianie, zbliżał się do uchylonej śluzy, z której wychodziło światło. Mając w uszach balladę i dudnienie serca, jasnowłosy był tuż przy drzwiach. Wyciągnął rękę z pistoletem, celując przed siebie. Wychylił się odrobinę i zerknął, wciągając powietrze przez otwarte usta. Szybkim i gwałtownym ruchem otworzył drzwi na oścież i ujrzał całą sytuację. Na stole leżały zwłoki jednego dowódców statku. Jego twarz zastygła w wyrazie totalnego otępienia. Ręce bezwładnie opadły na stół, a tuż przy twarzy tkwiło włączone radio. Podchodząc bliżej, błękitnooki ujrzał wbity w kręgi szyjne nóż z wyrytym napisem – „N A G”.
Wtedy zasilanie na statku zostało przywrócone. Główne lampy na mostku i w pokojach pozapalały się jednocześnie(1).
Kilka minut później załoga platformy spotkała się w jednym miejscu.
- Część załogi zniknęła, po niektórych zostały ślady – rzekł jeden, łapiąc się za głowę
- Ja znalazłem naszą skrzynkę z narzędziami – powiedział inny, podnosząc do góry wspomniany pojemnik.
- A ja znalazłem, chyba dowódca.
- Co z nim?
- Martwy, w wszyję wbite miał to!
Towarzyszy ogarnęła konsternacja i zaniepokojenie. Niektórzy zaczynali mięknąć, powtarzając wciąż te same zdania – „w co myśmy się wpakowali”. Przerażonych twarzy przybywało, a sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna. Niemniej robotnicy wspólnie ustalili decyzję o dokładniejszym przeszukaniu statku. Błękitnooki zabrał ze skrzyni latarkę, klucz francuski i ruszył z przyjacielem na dolny pokład. Nie był nawet w połowie drogi, kiedy zasilanie znów wysiadło. Poprzez comlink ustalono przyczynę kolejnej awarii – skrzynia odpowiadająca za zasilanie została zniszczona.
- Ktoś się postarał, żebyśmy tu przypadkiem czegoś nie odkryli – rzucił do siebie młodzieniec i czym prędzej zapalił latarkę.
- Lepiej trzymajmy się razem, nie wiadomo co nas czeka, prawda Shinji? Hę? Shinji? Słyszysz?
Ale nikogo nie było. Strach zajrzał w oczy jasnowłosemu. Rozejrzał się kilka razy za siebie, i parł naprzód. Czuł, jak przyśpiesza mu puls, jak oddech staje się coraz to bardziej nierówny. Pot obficie spływał po twarzy, a niebieskie oczy rozszerzyły się maksymalnie. Wtedy coś zimnego chwyciło go za ramię. Młodzik niemal zawył z przerażenia.
- O przepraszam, mam zimne ręce- oto przed nim stanął osobnik o przenikliwym spojrzeniu. Na czole miał stylowe okulary przeciwsłoneczne, które odbijały w tym momencie światło latarki.
- K- k- kim jesteś?! Nie znam cię – wypalił jasnowłosy, celując pistolet prosto w twarz nieznajomego. Ten uspokoił nowicjusza i oznajmił spokojnym, pewnym tonem:
- Należę do załogi. Jestem zagubiony tak jak i ty.
- Co tu się stało! – pytał, nadal trzymając rozmówcę na muszce.
- Zaatakowali nas Rycerze Cesarstwa Nag, co tu wyjaśniać. Zabili dowódców, pochlastali ich mieczami i uciekli.
- Tak po prostu?! To bez sensu.
- A co ja mam powiedzieć? Ja tu się ukrywałem, walczyłem o życie, a nie zastanawiałem co z sensem co nie – skwitował przybysz, wciąż z niesamowitą pewnością siebie. Pewnie dlatego przeżył. Potrafił zachować zimną krew. Zaraz potem dodał jeszcze – kierujemy się na platformę. Ponoć jest tam coś, co mamy zabrać.
- Nie lepiej powiadomić dowództwo Sanbetsu?
- NIE! Nie… znaczy… zasilanie padło i nie połączysz się z nimi w żaden sposób.
Droga była jedna – powrót na platformę. Priorytetem było teraz wyprowadzenie ocalałego na powierzchnię. Zanim jednak to się stało, niebieskooki polecił jednemu z towarzyszy, by sprawdził tożsamość nieznajomego. Ten z kolei wydawał się być bardzo zadowolony. Zachowywał się lekkomyślnie, niemal beztrosko.
- Jak masz na imię – zapytał dociekliwie. Jasnowłosy milczał przez chwilę. Zatrzymał się, odgarniając jakieś kable i rzekł cicho
- Kaeru Araraikou. Jak brzmi twoje?
- André – wykrztusił.
- André co? – powtórzył za rozmówcą Araraikou i uśmiechnął się krzywo.
Idąc dalej, młodzian próbował jeszcze zagaić rozmowę, a przede wszystkim dowiedzieć się czegoś o piątce zaginionych robotników. Blond włosy mężczyzna oczywiście nie wiedział niczego. Wciąż tylko „ukrywałem się w jednym miejscu, skąd miałbym wiedzieć”.

Kilkanaście minut później, Kaeru widział już właz wyjściowy. Szybkim ruchem otworzył owalne drzwi i pomógł wyciągnąć ocalałego na powierzchnię.
- Dokąd teraz?
- Prowadź mnie do najbardziej strzeżonego miejsca na tej platformie
Tak po prostu? Ten człowiek wydawał się być pewny tego co mówi, jakby wszystko było jasne.
- A co właściwie mieliście transportować?
- To ściśle tajne. Ale miało usprawnić i ułatwić jeszcze bardziej życie mieszkańcom Sanbetsu.
Czyli tak naprawdę nie wiedział niczego. Wystarczający powód, by go dalej podejrzewać. Kaeru zdziwiła jeszcze jedna rzecz. Jeśli koleś był mało znaczącą osobą na okręcie, to czemu nosił aż dwie sztuki broni? Pod płaszczem doskonale widać było jego "zabezpieczenia". Z twarzy też nie wyglądał na przeciętniaka. Araraikou postanowił jednak grać w tę grę. Udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
I oto dwóch osobników zupełnie do siebie nie pasujących stanęło przed drzwiami do pokoju numer 32. Porządne, stalowe, z przekręcanym zaworem, chronione magnetycznie. Uśmiechnięty André pokiwał głową, chrząknął parę razy, włożył ręce do kieszeni i odwracając głowę w stronę błękitnookiego rozkazał:
- Otwórz !
Kaeru popatrzył z niedowierzaniem na dziwaka. Z kolei ten powtórzył
- No otwórz, co to dla ciebie?
- Ale…
- Chyba mi nie powiesz, że się na tym nie znasz? – jego spojrzenie mówiło wszystko. Prowokujące, pogardliwe i bardzo stresujące. Jasnowłosy nie wiedział co robić. Z jednej strony chciał coś powiedzieć, a z drugiej miał ochotę wyciągnąć broń i zastrzelić niedobitka. Był już niemal pewny, że to nie jest nikt z Sanbetsu. Zanim cokolwiek mógł z siebie wypluć, blondas nachylił się w jego stronę i rzucił
- Posłuchaj mnie dobrze… mam tutaj dwa złote gnaty. A chyba nie chcesz, żeby przypadkiem wystrzeliły? – mówił to z uśmiechem, ale w jego głosie dało się wyczuć irytację.
Araraikou przyparty do muru, wręcz sterroryzowany, nie miał wyjścia. Podwinął rękaw swojej kurtki i zamknął oczy. Chwilę potem po całym ramieniu przebiegła iskra. Syczący ładunek energii elektrycznej skomasował się w palcach jednej ręki, niczym pięć węży. Młodzian przycisnął rękę do zamków, zwiększając momentalnie napięcie. Zabezpieczenia po przyjęciu pewnej dawki energii po prostu wystrzeliły, cicho pykając. Teraz zostało już tylko przekręcić zawór.
W tym momencie w nie wyjętej z ucha słuchawce comlinku odezwał się głos.
- Młody, słuchaj. Udało mi się podłączyć laptopa do sieci Sanbetsu. Ten cały André o którym nam wspomniałeś nie figuruje w spisie pracowników ani pracodawców. Może to agent?
Młodzik zamyślił się. Wbijając wzrok w otwór włazu przygotowywał odpowiedź. Pot spłynął mu z czoła, po nosie aż do warg. Słony smak cieczy wyrwał jasnowłosego z otępienia. Raptownie sięgnął prawą ręką po Berettę i odwracając się strzelił. Jego oponent był już gotów i pocisk ledwo go musnął. Zmierzyli się wzrokiem. To był błąd. Oczy André rozbłysły oślepiającym światłem. Kaeru jęknął, łapiąc się za głowę. Instynktownie rzucił się w bok, jakby spodziewając się ataku ze strony przeciwnej. Skok był ryzykowny i ciało młodzika przeleciało metr w dół, by obić się o poziomą belkę i upaść dwa piętra niżej.
- Phy, że też ci się udało uniknąć aż dwóch kulek – pewny siebie blondyn wywijał właśnie swoimi „złotkami”, spoglądając jednocześnie w dół. Wtedy też zauważył bezpieczne zejście na niższe piętro. Był nadzwyczaj wyluzowany.
- Poczekaj na mnie, zaraz u ciebie będę.
W tym czasie obolały Araraikou próbował zwlec się z podłogi. Nie dość, że w plecach czuł dokuczliwe kłucie, to jeszcze przed oczami miał mętlik. Wrażenie wzroku było takie, jakby ktoś przez kilka godzin wpatrywał się w żarówkę. Najgorsza z możliwych ślepot – ani nie zamkniesz oczu bo widzisz odblask, ani ich nie otworzysz bo masz sieczkę. Wciąż trzymając się za głowę, jasnowłosy podążał chwiejnym krokiem przed siebie. Potrzebował kilku chwil wytchnienia.
Tymczasem jego prześladowca spokojnym krokiem stąpał po metalowych płytach. Co i rusz chwytał się stalowych barierek i odstających płyt, szukając tych najsłabszych. Zespawane naprędce, przerdzewiałe elementy odchodziły niezwykłe łatwo. André zrzucał je w dół, nasłuchując i zerkając na niższe piętro.

– Kaeru? Co się tam dzieje? – przez comlink padło zdenerwowane pytanie.
- Wracajcie na platformę! Mam tu kolesia co wali jakimś oślepiającym światłem z oczu. Słyszałeś te strzały? On nie żartuje.
- Nie był przypadkiem po to coś w pokoju 32?
- Tak, i dziwię się czemu jeszcze nie otworzył tamtych drzwi.
Przez słuchawkę dało się słyszeć stukot klawiszy od klawiatury. Przez tę chwilę ciszy, Kaeru starał się wyczuć zbliżającego przeciwnika. Wzrok powoli wracał do normy, kłucie w plecach ustąpiło, ale kontratak nadal był wykluczony. Młodzian nasłuchiwał swego bicia serca i czekał aż się unormuje. Wtedy usłyszał głos towarzysza.
- To chyba były drzwi typu czwartego, prawda?
- Nie mam najmniejszego pojęcia! Rozwaliłem zamki magnetyczne ale nie miałem czasu się przyjrzeć – rzucił zirytowanym tonem. Łącznik dokończył swoją myśl:
- Najprawdopodobniej to był ten typ. Poza zamkami magnetycznymi jest w nich system wewnętrznych zawiasów, otwieranych tylko za pomocą odpowiedniej kombinacji. Taki sejf. Jeśli jej nie znasz – drzwi pozostaną zamknięte.
Błękitnooki odetchnął z ulgą. Mógł skupić się na pokonaniu przeciwnika, bez obaw o kradzież. Ale czy wierzył w to co myślał? Perspektywa „pokonania” kogoś, kto kontrolował sytuację i w tej chwili był myśliwym nie była zbyt realna. Araraikou wiedział, że w tych sprawach brakuje mu trochę doświadczenia. Zdanie się na własne zmysły i odruchy było ryzykowne. Dlatego złapał za słuchawkę
- Czy mogę cię o coś prosić – zaczął szeptem – spróbuj złapać na falach albo w sieci kogoś z Sanbetsu: federalnych, agentów, kogokolwiek, i poproś o wsparcie. A w ogóle to RUSZCIE SIĘ STAMTĄD!
Głuche stuknięcie o metal przykuło uwagę młodziana. Jego oponent pojawił się, ponownie wystawiając pistolet przed siebie.
- Dzień dobry! Dawno się nie widzieliśmy – André z drwiącym uśmieszkiem wystrzelił pocisk. Pędząca kula Trybonitu po raz kolejny jednak chybiła. Adrenalina krążyła już w ciele jasnowłosego Kaeru. Chłopak zdążył w ułamku sekundy podnieść się z ziemi i odskoczyć. Upadając na prawy bok, Araraikou wyciągnął mosiężną Berettę i wypalił dwa razy. Oponent próbował dosięgnąć drugi egzemplarz swojej broni, ale ta odskoczyła po celnym trafieniu w palce. Oponent z trudem powstrzymał się od jęku, zaciskając mocno zęby i bez przymierzania posłał następny ładunek Trybonitu. Kaeru był już jednak w ruchu. Wrzeszcząc przeraźliwie, szarżował na wroga. Pierwszy cios pięścią ugodził André prosto w nos. Kolejnych dwóch ataków jakoś udało się uniknąć. Blondyn poczuł jednak dobitnie, jak kościste, twarde kolano młodzika wykręca mu wnętrzności. W jednej sekundzie ciało okularnika wygięło się do przodu, wymuszając nań splunięcie dużą ilością śliny. Zamroczony André otrzymał jeszcze cios łokciem. Normalnie było by po sprawie. Tyle tylko, że to nie była normalna sytuacja. Kaeru walczył z Zealotą(2), specem od magii. Oni zawsze potrafili się wymigać od przedwczesnej śmierci. Tak było i tym razem. Resztką sił blondyn uformował w oczach oślepiający blask. Araraikou znał już tę sztuczkę. Jego zmysły były jednak wolniejsze od światła i zdążył zamknąć tylko jedną powiekę. Widząc, jak półprzytomny przeciwnik ucieka, strzelec próbował jeszcze trafić go w plecy, ale w tym momencie upadł na ziemię. Nagła utrata części widzenia nie wpływała dobrze na orientację. Na dodatek w słuchawce rozległ się niezbyt zadowolony ton.
- Co się tam dzieje?! Jesteśmy przy wyjściu z łodzi, ale wydaje się być zaspawane, czy zawalone czymś! Słyszysz mnie?
Zealota chciał mieć pewność, że wszystko się powiedzie. Ale przecież nie mógł zablokować wejścia, zrzucając stalowe belki na właz. A może mógł? Tego typu pytania zaprzątały teraz umysł Kaeru. Z trudem utrzymując równowagę podciągnął się z brudnej posadzki i powolnym krokiem ruszył w stronę światła. Rozejrzał się przed siebie, to w prawo, to w lewo. Będąc odwróconym, usłyszał głuchy świst.
- Chole…
Nie zdążył dokończyć. Pocisk uderzył w boczną część brzucha, rozcinając skórę i uwalniając strużkę krwi. Ciągnący, nagły ból przeszył całe ciało chłopaka. Łapiąc się lewą ręką za ranę, Araraikou wbiegł na pobliskie schody. Gdzieś blisko jego twarzy mignął mu kolejny pocisk.
- Ten [ cenzura ] szybko się podniósł. Do tego ma większe prawdopodobieństwo trafienia. Dwa razy większe! Hej tam w U-bocie czy gdzie tam, wychodzicie?!
Przez zaciśnięte zęby, jasnowłosy mówił w połowie do siebie a w połowie do kompanów uwięzionych w metalowej puszce. Szybkimi susami wbiegał po praktycznie pionowych schodach. Kurczowo trzymał się śliskiej poręczy, która zdradziła go kilka razy.
- Jak to przeżyję… będę nosił kamizelkę… psia mać…
Potykając się, praktycznie pełzając, ranny strzelec dotarł na drugie piętro. W ślad za nim pędził poobijany André, który po wcześniejszej ucieczce i schowaniu się za zasłoną pędził po tych samych pionowych schodach. Kątem oka Araraikou dojrzał stojące na krawędzi pojemniki z cieczą. Bez wahania trącił je, by rozprysły się na miliony kawałków tuż przed nosem oponenta. Prowizorka odniosła skutek i blondyn zatrzymał się, odruchowo zakrywając twarz. Na długo się to nie zdało. Trzask szkła i chlapanie wody uświadomiło młodemu, że Zealota wznowił pościg. Chowanie się za reaktorami nie wchodziło w grę. Dlatego też Kaeru chwycił pośpiesznie gaśnicę, wyrywając zawiasy na ścianie. Biała piana zakryła pole widzenia rozwścieczonego wroga. Potwierdzając swoją złość, André strzelał przez zasłonę na oślep. Zaciskając kurczowo dłoń w okolicy brzucha, jasnowłosy kierował się w stronę schodów na trzecie piętro. Świst lecących i trzask odbijających się kul towarzyszył mu przez cały czas. Wtem otrzymał kolejny komunikat.
- Właz został stopiony jakąś wysoką temperaturą. Znaleźliśmy szefa. Żyją ale są nieprzytomni. Agenci Sanbetsu szybko rozgryźli, że coś tu nie gra. Powinni być w ciąg piętnastu minut.
- I świetnie – rzucił mało zadowolonym tonem Kaeru. Ból dokuczał mu coraz bardziej – weź mi powiedz… gdzie jest punkt… medyczny!
Ponownie stukot klawiszy. Araraikou z trudem utrzymywał przytomność. Postanowił przysiąść gdzieś z boku, w kącie, z dala od wzroku wściekłego przeciwnika. Rozerwał rękaw swojej koszulki i przepasał się nim w miejscu rany. Nie było czasu na specjalistyczne zabiegi chirurgiczne. Musiał wytrzymać z kulą w brzuchu. Potrzebował bandaży, ale w takiej sytuacji nawet szmata była dobrym rozwiązaniem. Chwila na złapanie oddechu, moment uporządkowania myśli. Dysząc z bólu i zmęczenia, jasnowłosy pozwolił sobie na krótki moment nieuwagi.
- Trzecie piętro, jak wejdziesz po schodach to idziesz w lewo. Powinieneś widzieć ten taki czerwony krzyżyk.
Ta informacja była jak ukojenie. Młodzik modlił się, żeby wytrzymał do tego momentu. Byleby tylko nie upadł, ani nie zemdlał. Jeszcze raz wyjrzał zza rogu. Było pusto. Idealny moment na sprint.
Adrenalina przez moment przestała działać. Ból głowy był nie do zniesienia. Lecz po chwili wszystko to przestało się liczyć. Krew znów zaczęła krążyć szybciej, zaś pulsujące mrowienie w miejscu rany objawiło się w postaci wypływającej zza opatrunku strużki krwi.
- Teraz… albo nigdy!
Kaeru zerwał się gwałtownie, biegnąc tak szybko jak nigdy w życiu. Przebierał nogami jak szalony, bujając się i głośno dysząc. Nie zdążył jeszcze wskoczyć na schody, kiedy kolejny pocisk prysnął mu tuż nad głową. André leżał blisko przy ziemi, trzymając pistolet w obu rękach. Szybkim ruchem przeładował broń i wycelował ponownie. Kolejny strzał i kolejne chybienie. Pocisk minął cel o parę milimetrów. Nawet łapiąc rytm ofiary, Zealota nie był w stanie strzelić wystarczająco szybko. Zawsze brakowało mu może pół sekundy.
Jasnowłosy otworzył łokciem drzwi do punktu medycznego. Chaotycznie poszukiwał czegoś, co mogło uśmierzyć ból. Łapał każde wieczko i czytał, co czym jest. Nie znał się na tym ani trochę, ale coś musiało zadziałać. Człowiek w ciemnych okularach był o krok za nim. Już wdarł się na trzecie piętro. Rozejrzał się dokoła, zaklął pod nosem i wbiegł trochę dalej. Jego uwagę przykuły otwarte drzwi punktu medycznego. Pośpiesznie wpadł pod ścianę. Doskonale słyszał swojego oponenta. Przesunął się powoli do wejścia, odczekał parę chwil i błyskawicznie wskoczył do pomieszczenia. Zabandażowany Kaeru stał tyłem do swojego prześladowcy. Głowę miał lekko spuszczoną. Najprawdopodobniej spoglądał na plamę krwi, w której leżała wyjęta kula. Powolnie oddychając czekał na rozwój sytuacji. Wyraźnie zadowolony André odbezpieczył kurek pistoletu.
- Długo mi umykałeś… oj długo – rozpoczął, mówiąc przeciągle. Pełen patosu, przemówił – ale wreszcie dosięgnie cię kara Jedynego Stwórcy. Jakiem Złoty Baptysta, zabiję cię w imię wyższych racji.
- Ta cała szopka – wtrącił się jasnowłosy, nie odwracając wzroku – to był kit? Z tym atakiem Rycerzy Nag…
- Oczywiście! Wszystko miało naprowadzić tych z Sanbetsu na niewłaściwy trop. Chcieliśmy napuścić te dwa kraje na siebie. – oświadczył z pewnością w głosie blondyn – wystarczyło dostać się do załogi okrętu podwodnego i sabotować ich działania.
- Dlaczego nie widzieliśmy ich ciał?
- Po co ci to wiedzieć? Zresztą… nie mam ochoty na dalszą gadkę. Śmierć już puka do twych drzwi. Żałuj za grzechy. Niech Bóg da ci pić ze źródła życia…
Powolnym ruchem, André przesunął palec po spuście. Zmrużając oczy, kreował przed sobą obraz swojej ofiary. obserwował grzbiet, potem tył głowy, gdzie spoczął ostatecznie celownik. Pociągnął palcem pewniej za cyngiel...
Przeszywający ból. Okropne uczucie palącego ognia dotknęło szyi. Odrętwienie i otępienie przebiegło przez cały korpus, znieczulając koniuszki rąk i nóg. Ciało wiło się, niczym w konwulsjach i opadło na podłogę, pod naporem siły ramienia Kaeru.
- Wybacz, ale nie jestem spragniony! – w ułamku sekundy młodzik był w stanie obrócić się na pięcie i chwycić oponenta za gardło. Wtedy też uaktywnił elektryczność, która szybko przeniosła się na ciało zdezorientowanego i przerażonego Zealota. Ten, próbował jeszcze wyrwać się z uścisku, ale wyładowania i szok nie pozwalały mu. Włosy nastroszyły się, okulary pękły od naporu energii, a oczy rozszerzyły się nienaturalnie. André nie był już w stanie skumulować światła. Sycząca wiązka paliła mu skórę, a on nie mógł krzyczeć, czy nawet złapać jednego oddechu. Po kilku wstrząsających chwilach stracił przytomność.
Tak jak po burzy przychodzi spokój, tak w pomieszczeniu zrobiło się cicho. Wszystkie pojemniki i flakoniki leżały luźno porozrzucane na ziemi. Butelki przeróżnymi substancjami dawno już pękły, rozsypane na tysiące drobnych kawałków. Z półek skapywały różnokolorowe ciecze, powiększając plamy na i tak już brudnej podłodze. A pośrodku tego wszystkiego siedział wycieńczony chłopak. Przymykając oczy spoglądał jeszcze czasem na pokonanego oponenta. Przez osmalone ciało André od czasu do czasu przebiegały jeszcze niewielkie wyładowania. W końcu Kaeru dał z siebie wszystko. Oddychając ciężko, przyłożył głowę do ściany. I kiedy już miał zasnąć, usłyszał kroki. Ciężki, powolny odgłos, niczym uderzenie bębna. Masywny cień zakrył wejście do punktu medycznego. Araraikou wiedział już, że jeśli to był wróg to nie będzie miał siły nawet kiwnąć palcem. Półprzytomnie obserwował całą sytuację. Jakaś ciemna postać czarnym płaszczu stała w drzwiach. Jej uwagę przykuł pokonany Zealota. Patrzył na niego przez dłuższą chwilę w milczeniu, potem spojrzał na jasnowłosego. Wysunął dłoń, schowaną do tej pory pod okryciem i stworzył świetlistą kulę. Nie przypominała ona jednak tego André, była bardziej chaotyczna. Bijące od niej ciepło już miało uderzyć w tors Kaeru, gdy z zewnątrz dobiegły głosy. Rytmiczny, szybki stukot setek nóg, niczym tętent kopyt zachwiał posadami metalowej konstrukcji. Jeszcze dalej ciszę mącił odgłos łopotania. I ten dialog:
- Cel jest w punkcie medycznym!
- To tutaj!
Do Sali wbiegło dwóch, silnie uzbrojonych osobników. Ostatkiem sił jasnowłosy obserwował swoimi niebieskimi oczami jak postać w płaszczu bierze pod pachę André używa czegoś w rodzaju bomby dymnej i ucieka przy akompaniamencie migających odłamków i warkocie karabinów. Wszystko to nie miało większego znaczenia. Dźwięk oddalał się, chociaż odległość wciąż była ta sama. Świat zawirował, rozmywając kolory, światło, kształt i treść. Zrobiło się ciemno, cicho, spokojnie.


Kłujący ból był tak dokuczliwy, że w żaden sposób nie dało się go odgonić. Wraz z nim potęgowało się uczucie bezdechu. Jeszcze chwila i będzie źle… jeszcze moment…
Z krtani Kaeru wyrwał się bezgłośny krzyk, będący raczej rozpaczliwą próbą łapania powietrza. Kiedy już uświadomił sobie, że nie śpi, rozejrzał się dokoła. Sala szpitalna… nie, przypominało to raczej pokój jakiegoś hotelu. Była dębowa szafka, na niej solidna lampa, nieopodal stał telewizor plazmowy, w kącie komoda. Przez uchylone okno wpadało spokojne światło słoneczne, oświetlające zielonkawy pokój. Odgłosy miasta i świeże powietrze spokojnie trącały zmysły młodzika. Wstał z łóżka, okrywając się szlafrokiem, leżącym niedaleko. Oparł się na parapecie i wyjrzał na zewnątrz – budynek w którym się znajdował górował nad resztą miasta, odsłaniając panoramę miasta, pełną korków na ulicach, wypełnioną ludźmi zawsze gdzieś się śpieszącymi. Cichy brzęk dzwonka wyprowadził jasnowłosego z zadumy. Dopiero teraz spostrzegł telefon na stole. Bez wahania podniósł słuchawkę i po sekundzie ciszy rzekł cicho
- Halo?
Przez kilka chwil nikt mu nie odpowiedział. Kaeru zapytał więc ponownie. Wtedy to barczysty głos odrzekł mu:
- Panie Araraikou. Pański wyczyn jest godny podziwu. Za chwilę do pokoju wejdzie nasz współpracownik i omówi z panem szczegóły dalszej współpracy.
- chwileczkę, o co… - nie dano mu dokończyć. W zamian, jasnowłosy dowiedział się, że jego DNA zostało przebadane podczas gdy był on nieprzytomny. Rozmówca powiedział mu też o śledztwie w sprawie zdarzenia na platformie.
- Pokonanie w pojedynkę Zealoty przez kogoś tak niedoświadczonego dobrze rokuje na przyszłość. Ale reszty dowie się pan już za moment. Mimo wysokich standardów bezpieczeństwa ten numer może być na podsłuchu. A tego byśmy nie chcieli, prawda?
Przybył samotnie. Czarne, zmierzwione włosy ukrywały parę przenikliwych oczu. Poprawiwszy kurtkę, wyciągnął z jej kieszeni paczkę papierosów. Wyciągając jednego, zachęcał też Kaeru, ale ten odmówił. Nawet zapalając papierosa, „kontakt” nie spuszczał wzroku z młodzika. Zaciągnąwszy się raz, rozpoczął dialog.
- Jesteś specjalistą od elektryki…
Araraikou stał w ciszy, nie zdradzając się nawet jednym niewłaściwym ruchem. Mężczyzna w kurtce mówił dalej.
- Przyznaję, byliśmy zaskoczeni widząc, jak zamki magnetyczne były otwarte. Szczęście w nieszczęściu, stare zabezpieczenia nie są tak proste do obejścia – skinął głową na znak szacunku, zaciągając się ponownie. Zamyślony Kaeru zebrał się w sobie i zadał pytanie
- Skąd ten Zealota wiedział o moich zdolnościach. Nie, skąd w ogóle wiedział, że jakieś mam?
- Widzisz, niektórzy z tych babilońskich magików po prostu potrafią to zrobić. „Przejrzą cię na wylot” jak to się mówi. Nie sądzę by wiedział coś o twoich zdolnościach, po prostu wiedział, że jesteś nadczłowiek i już.
Myśli młodego wiły się jak dym papierosowy, wypełniający całe pomieszczenie.
- A ten drugi?
- Typ władający magią ognia. Był razem z tamtym blondynem. Najprawdopodobniej to on zespawał właz. Szkoda, że nam zwiali… - odwrócił wzrok, jakby chowając urazę i żal. Wszystko wydawało się teraz takie proste – zrzucane belki mogły być sygnałem dla partnera, który ukrywał się tak samo, jak André.
- Jesteś dla nas Potencjalnie Interesującym Celem(3) panie Araraikou. Agenci Sanbetsu to właśnie ktoś taki jak pan czy ja. Każdy ma swoje miejsce, każdy ma dar, przeznaczenie. Dlaczego by więc nie wykorzystać go w słusznej sprawie?
Czarnowłosy wyciągnął z kurtki wizytówkę. Mały, prostokątny kwadracik z niedbale napisanym adresem, numerem kontaktowym. Wszystko pod przykrywką normalnej firmy „sprzątającej śmieci”. Sprytne, proste i tanie.
- Zapraszam pod ten adres w ten piątek o szesnastej. Miłego dnia życzę. – podał rękę w geście pożegnalnym po czym tak szybko jak się pojawił, tak też zniknął, zostawiwszy młodego chłopaka z uczuciem niedowierzania i zmieszania. Zaledwie chwilę wcześniej był nic nie znaczącym robotnikiem na platformie wiertniczej, a teraz jawiła się przed nim perspektywa pracy jako Agent Sanbetsu. I spoglądając w dal, na rozległą panoramę miasta Sakuba, Kaeru zrozumiał, że coś się zmieniło.
A w całej tej historii jedna rzecz nie dawała mu spokoju –co takiego przechowywane było w pokoju 32?(4) Być może całkiem niedługo będzie mu dane się tego dowiedzieć…





(1) Niektórzy z was mogą się czepić szczegółu, że w pokoju było zapalone światło. Bo było – niektóre ważniejsze pokoje mogą mieć własne zasilanie. A tu była lampka z osobnym generatorem.
(2) Małe problemy z odmianą. Nie wiem która forma jest dobra, starałem się to jakoś uśrednić, żeby było dobrze
(3) Potential Intresting Target (PIT), wymyśliłem ten bzdet na poczekaniu, nie śmiejcie się.
(4) Taa… te nieszczęsne drzwi… mam nadzieję, że nie będzie problemu jeśli tę tajemnicę zostawię sobie na jakiś późniejszy okres… znacznie późniejszy
   
Profil PW Email
 
 
»Kimen   #2 
Zealota


Poziom: Keihai
Posty: 50
Wiek: 36
Dołączył: 07 Cze 2009
Skąd: Warszawa

Karty postaci:
:arrow: Pit
:arrow: Kimen

- Kimen zawiodłeś już dwa razy! – wrzasnął przez telefon ksiądz Matel – weź się wreszcie w garść!
Kimen nie słuchał go uważnie, bo zajadał się chipsami i sterował łodzią motorową. Słuchawkę przyciskał ramieniem do ucha.
- Nie denerwuj się szefie. Zrobię tym razem wszystko jak trzeba. W końcu muszę tylko wyeliminować po cichu jakiegoś świeżaka z Sanbetsu, który dostał misję na platformie wiertniczej.
- To bardzo ważne żebyś go usunął! – zagrzmiał znowu – wywiad Sanbetsu nie może się dowiedzieć, że my też mamy swoich ludzi na tej platformie!
- Dobra, dobra. Ja i moje złote cacuszka zajmiemy się wszystkim. Nie ma się co martwić.
Motorówka podpłynęła pod platformę i Kimen zręcznie wskoczył na drabinkę prowadzącą do góry. Jak już się wspiął, pokazał jakieś papiery strażnikowi.
- Jestem nowym pracownikiem. Tutaj macie dokumenty – powiedział.
- Nic nie wiemy o nowych – zdziwił się strażnik – ale wchodź, jutro zadzwonię do kierownika kadry i wszystko wyjaśnię.
- Jutro już mnie tu nie będzie – dopowiedział w myślach Babilończyk i poszedł dalej.
Zaszedł w końcu do stołówki, w której zobaczył swój cel. Agent też przebrał się za pracownika i rozmawiał sobie wesoło z niczego nie podejrzewającymi Nagijczykami.
- Kaeru Araraikou? – zapytał Kimen kiedy do niego podszedł.
- Co? Kto? - zdziwił się.
- Pozdrowienia od mafii!
Lepiej żeby nikt nie łączył tej akcji z Babilonem, wiec Kimen wymyślił, że wytłumaczy to wszystko mafijnymi porachunkami. Wyciągnął z kieszeni swoje dwa złote pistolety i wypalił z nich w zaskoczonego agenta.
- Giń psie!
Kaeru dostał w ramię, ale zdołał schować się za jednym z Nagijczyków. Kimen nie zwracał uwagi na przypadkowe ofiary, więc rozstrzelał go bez zastanowienia. Agent sprawnie przeturlał się dalej, za stół.
- Boli? – zapytał roześmiany Kimen – to dopiero początek!
Zza stołu wychyliła się Beretta i zaczęła pluć ołowiem na oślep. Babilończyk stanął za filarem, żeby przypadkowo nie oberwać. Załadował ponownie swoje gnaty i przykucnął. Odczekał kiedy przeciwnikowi skończą się naboje i ruszył do ataku. Zwinnie przeskoczył nad stołem, gdzie czaił się agent i poczęstował go kulami z obu luf. Trafił dwoma, ale mimo tego przeciwnik rzucił się na niego i przewalił na ziemię.
- Kamizelka?! – wrzasnął Kimen – cholera, powinienem wiedzieć!
Agent uśmiechnął się i sieknął zealotę w twarz. Raz, drugi trzeci. Prawe oko Złotego Baptysty pokryło się sińcem.
- Dość tego. Enlightenment of Jura – oczy Kimena rozbłysły i oślepiły jego przeciwnika, który krzycząc, złapał się za twarz.
Babilończyk wyswobodził się i podniósł z ziemi. Otarł rękawem część krwi z twarzy i wycelował jednym pistoletem w głowę Kaeru.
- Dobranoc.
Nabój przebił podłogę, bo agent w ostatniej chwili przed naciśnięciem spustu użył Ippogyaku i przestawił całe swoje ciało. Wciąż nie widział, ale ze słuchu wywnioskował, skąd padł strzał i machnął nogą w tamtym kierunku. Uderzenie nie było mocne, ale jak już trafiło, ciało Kimena poraził prąd.
- Gggguuuuaaaaaa!!! – wrzasnął przeciągle Babilończyk i dymiąc opadł na podłogę.
Agent sądził, że było już po wszystkim. Wstał i zaczął zdejmować z obolałej klatki piersiowej kamizelkę kuloodporną. Najpierw jednak ściągnął płaszcz i koszulę. Wtedy właśnie niespodziewanie staranował go przeciwnik. Był ledwo przytomny, ale wciąż silny. Przepchał go przez całą stołówkę i wypchnął przez zamknięte okno, sam przy tym przez nie wylatując.
- Co robisz idioto?! Obaj zginiemy! – wydarł się Pit kurczowo trzymający się nogawki Kimena, który lewą ręką jakimś cudem złapał się framugi.
- Obaj? Chyba żartujesz, agenciku. Zaraz puścisz moje spodnie i polecisz w dół. ORRRAAAA! – Babilończyk zaczął się wierzgać i kopać nogą głowę przeciwnika. - Puszczaj mnie, słyszysz?! ORRRRAAAA! – posypały się kolejne kopy.
- Nigdy! Jak mam spaść, polecisz ze mną!
- Ach tak? – uśmiechnął się Kimen. – Myślisz, że przechytrzysz takiego elitarnego zabójcę jak ja?
Zealota dorwał się wolną ręką do paska i pospiesznie go rozpiął.
- Pozdrów ode mnie dno oceanu, frajerze! – krzyknął.
Pit wraz z nogawką i całą resztą spodni poleciał w dół, a na jego twarzy rysowało się ogromne zdziwienie. Kimen chociaż wisiał za oknem w samych majtkach, czuł się niezwykle dumny, bo wykonał swoje pierwsze poważne zlecenie. Wreszcie, po miesiącach bezradności mógł się czymś pochwalić księdzu Matelowi. Najpierw musiał jednak znaleźć sposób, żeby jakoś wczłapać się z powrotem na platformę wiertniczą.
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #3 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Ocenie walkę troszkę chaotycznie ponieważ mam pewne problemy z ułożeniem argumentów w jakimś sensownym porządku.
Dłuższy wpis to przede wszystkim więcej okazji do spierniczenia całości dodatkowymi błędami. Słyszałem o pistoletach z mosiężną końcówka ale nigdy o pistoletach z mosiądzu. Ty zaś masz berettę ze stopu cynku i miedzi ^^ Do szału doprowadziły mnie ciągle powtarzające się słowa "młodzik". Słowo "jednak" często występuje u ciebie w złym momencie. Dzięki temu psuje się całe zdanie albo pojawiają się powtórzenia. Czasami nie podobało mi się jak opisywałeś różne sytuacja - pocisk prysnął mu tuż nad głową. Prysnął? Dziwna sytuacja, gdy przed dialogiem stawiałeś dwukropek. Po co? Na początku stawiałeś przed "który" przecinek. Później przestałeś. Wniosek mój był taki, że ten pierwszy był przypadkowy (ja też miałem z tym problemy bardzo długo). Złapałem tez sytuacje ze źle postawionym akapitem, który troszkę mi namieszał.
Cytat:
- Długo mi umykałeś… oj długo – rozpoczął, mówiąc przeciągle. Pełen patosu, przemówił –
brzmi fatalnie i ciężko nie zwrócić na to uwagi. No ale najlepszą wpadkę miałeś z
Cytat:
Wtedy to barczysty głos odrzekł mu:
odrzekł mu http://www.sjp.pl/co/barczysty ale luzik xD ja ostatnio zrobiłem podobny błąd. Tyle, że ja się skapowałem o co chodzi, gdy ktoś mi to wytknął.
Wiele akcji po prostu przekombinowałeś. Tak samo przekombinowałeś z budową co bardziej unikalnych zdań.

Wcześniej już zapoznałem się z twoją karta postaci. Myślałem, że skoro nie opisałeś swej historii w karcie to zrobisz to w walce. Pośrednio podjąłeś ku temu jakieś kroki jednak według mnie wyszło to bardzo słabo. Niemniej jednak robiłeś to.
Jak już wspomniałem, przekombinowałeś wiele akcji. Wypchałeś tekst niepotrzebnymi pierdołami, które mało wnosiły do treści i tylko przedłużały czytanie. W tym temacie i tak nie dogonisz Necrosa xD wiec po co próbować.
Muszę też podkreślić, że kompletnie nie podobała mi się twoja moc a dokładnie to jak jej używasz. Mam wrażenie, że jesteś cieniutki z podstaw fizyki i źle interpretujesz jej założenia. Impuls elektromagnetyczny (w twoim wypadku raczej taki powstały wskutek wydarzeń pogodowych niż reakcji atomowej) zadziała inaczej niż to opisałeś
Cytat:

Impuls elektromagnetyczny indukuje wysokie napięcie w sieciach, urządzeniach elektrycznych i elektronicznych. Zwiększone napięcie powoduje skokowy wzrost natężenia prądu elektrycznego i wydzielanie dużych ilości ciepła, w konsekwencji czego uszkodzeniu ulegają elementy elektroniczne, obwody elektryczne, a nawet linie przesyłowe. Wysokie napięcie powoduje również przebicie warstw izolacyjnych.
Oznacza to, że zniszczysz sprzęt, przez który puścisz coś takiego. Nie otworzysz tym żadnego zamka ani żadnych drzwi ponieważ uszkodzony mechanizm zatnie się i nigdy nie zwolni blokady. W tym wypadku nie wolno wierzyć w głupawe amerykańskie filmy.

// pozwoliłem sobie cytować wiki




Kimeno ty mój ^^
Cytat:
wrzasnął przez telefon ksiądz Matel.Weź się wreszcie w garść!
Już na wstępie podstawowy błąd.
Cytat:

- Kamizelka?! – wrzasnął Kimen.Cholera, powinienem wiedzieć!


Cytat:
W końcu muszę tylko wyeliminować po cichu jakiegoś świeżaka z Sanbetsu

- Pozdrowienia od mafii!
Wyciągnął z kieszeni swoje dwa złote pistolety i wypalił z nich w zaskoczonego agenta.
- Giń psie!

Cytat:
Kaeru dostał w ramię, ale zdołał schować się za jednym z Nagijczyków. Kimen nie zwracał uwagi na przypadkowe ofiary, więc rozstrzelał go bez zastanowienia
BUAHAHAHA wyeliminować po cichu xD
Cytat:
- Boli? – zapytał roześmiany Kimen – to dopiero początek!
wyeliminować po cichu xD
Cytat:

- Obaj? Chyba żartujesz, agenciku. Zaraz puścisz moje spodnie i polecisz w dół. ORRRAAAA! – Babilończyk zaczął się wierzgać i kopać nogą głowę przeciwnika. - Puszczaj mnie, słyszysz?!
wyeliminować po cichu xDD
Cytat:
– Myślisz, że przechytrzysz takiego elitarnego zabójcę jak ja?
z taką elitą to i ja bym nie dał rady xDD
Cytat:

Zealota dorwał się wolną ręką do paska i pospiesznie go rozpiął.
- Pozdrów ode mnie dno oceanu, frajerze! – krzyknął.
Pit wraz z nogawką i całą resztą spodni poleciał w dół, a na jego twarzy rysowało się ogromne zdziwienie. Kimen chociaż wisiał za oknem w samych majtkach, czuł się niezwykle dumny, bo wykonał swoje pierwsze poważne zlecenie.
i w dodatku stawiasz przecinek przed "który"

Czas na finałowe oceny! Myślałem nad tym długo. Rozważałem dokonania graczy,oraz potencjalne oceny innych sędziów. Długo myślałem nad moimi subiektywnymi wrażeniami. W ciągu godziny wystawiłem trzy rożne oceny. Raz wygrał Pit, raz Kimen a raz był remis. Ostatecznie wybrałem

Pit: 6.5
Kimen: 7


Przepraszam Pita :( a reszcie jestem winien pewne wyjaśnienia za tak Popier... ocenę. Raczej nikt z was nie dostanie wyższych ocen (tak mi się wydaje) Co do Pita:
Stworzyłeś dobry wpis ale według mnie z Machem mógłbyś przegrać. Dlaczego? By się tego dowiedzieć sugeruje obadać jego walkę. W każdym razie zrobiłeś dobry wpis i zapewne wygrasz swoją debiutową walkę. Dlaczego wiec zagłosowałem na Kimena? Otóż zobaczyłem u niego ogromną poprawę. W dodatku w tak małym wpisie zawarł wiele ważnej treści, która sprawiła, że całość była dość logiczna. Chociaż zastanawia mnie co później z jego dupą zrobi potencjalna ochrona obiektu. Prawda jest jednak taka, że czytając jego wpis po raz drugi śmiałem się przez kilka minut. Nie mam pojęcia czy humor był zamierzony czy całkowicie przypadkowy. W mojej subiektywnej opinii wyszło zniewalająco. Właśnie z tego powodu postanowiłem dać mu 7 a nie 5 jak planowałem. Może wiele osób będzie na mnie wściekłych. Może wiele osób powie, że zwariowałem. Jednak jak powiedział Lorgan:
Liczy się efekt.

Oddaje swój głos na Kimena. Jednak przewiduje, że walka zakończy się po myśli Pita.

// i wybaczcie mi błędy ale spędziłem nad tym dwie godziny i już zasypiam :/
   
Profil PW
 
 
^Coyote   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Pit: Dno morskie, bałwany morskie i pozostałe powtórzenia w takim długim wpisie nie były na szczęście częste. Ale już „pośpiesznie” (Word dopuszcza ale to i tak błąd) , „ciasna atmosfera” , „barczysty głos” i inne niedorzeczności .. to już konkretna lipa ;/ Pochwalę cię za to za opisy, bo są naprawdę dobre :D Przedstawiłeś platformę bardzo dokładnie , tylko nie wyjaśniłeś co na niej wydobywają. Paliwo jak wiadomo otrzymuje się syntetycznie :) A trybonit to coś jak proch :P Beginners mistakes :P Fajny wstęp dla postaci i też fajna wizja przeciwnika. Może nie wymyśliłeś czegoś tak klawego jak ja o sobie ... ale .. :P Znalazło się kilka literówek. Pamiętam, że jedna była w dialogu, ale to szczegół. Gubiłem się w „blondynach”, „błękitnookich”, „okularnikach” itp. – czasami po prostu nie wiedziałem już kto jest kto.
Hmmm .. napracowałeś się, oj napracowałeś. I chyba nie zasłużyłeś na niską ocenę ;) Podobało mi się najbardziej do połowy. Później zacząłeś dłużyć i dłużyć .. No ale i tak jest nieźle.

Kimen: Powiem jedno – HAHAHAHAHAHA :ooh:
W porównaniu do Pita, twój wpis to okruszek :D Ale smaczny okruszek. Dobrze , że nie rozpisywałeś się, bo robisz trochę błędów i pewnie szybko by mi się odechciało czytać ;) Humor pierwsza klasa.
Kalamir napisał/a:
Nie mam pojęcia czy humor był zamierzony czy całkowicie przypadkowy. W mojej subiektywnej opinii wyszło zniewalająco.

Popieram i to, że ..
Kalamir napisał/a:
Liczy się efekt.

Niestety ..
Kalamir napisał/a:
Jednak przewiduje, że walka zakończy się po myśli Pita.

Tutaj nie mogę się nie zgodzić.

Pit: 6,5
Kimen: 6


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Naoko   #5 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Na samym początku chciałabym powiedzieć, iż Wasze prace idealnie się równoważą. Pit opisał miejsce pojedynku absolutnie szczegółowo, natomiast Kimen po krótkim wstępie przeszedł od razu do sedna sprawy. I jedno i drugie przywitałam z ulgą.

Pit: im dłuższy tekst, tym łatwiej popełnić błąd. Albo i błędy. W Twojej pracy było takie, przez które traciłam orientację w całej pracy. W niektórych miejscach mieszałeś ile wlezie i ponownie nie wiedziałam, co gdzie jak i dlaczego. Jednak nie są to błędy siejące totalnych chaos i zniszczenie. Na Twoje szczęście czytelnik mógł szybko odnaleźć się w sytuacji. Gdyby było inaczej, na pewno potrąciłabym Ci za to punkty w końcowej ocenie.
Starcie nie wydawało mi się aż tak przejaskrawione, chociaż w niektórych momentach poważnie zastanawiałam się, czy postacie nie są ciut przepakowane. Starcie długie, ale nie rozwlekłe. Ogólnie poprawnie, ale wpis nie jest porywający.
OCENA: 6 czekam na kolejne starcie, mając nadzieję, iż ocena moja, jak i innych z Wielkiej Rady pomoże Ci przy tworzeniu kolejnego wpisu

Kimen: jednak trochę za krótki ten tekścik. Starcie aż prosi się o rozbudowę, szczególnie, iż odbywa się ono w stołówce. Pragnęłam rozlewającego się keczupu wymieszanego z krwią, rozsypujących się ziaren soli i tym podobnych.
Niestety, nie dałeś możliwości przeciwnikowi do zademonstrowania umiejętności. Wszystko działo się tak szybko, że osobiście wzięłabym to za rozgrzewkę. Na szczęście pan André był bezczelny i pewny siebie od początku do końca. Motyw z paskiem od spodni urzekający ^^ Gdyby chciało Ci się trochę rozbudować cały wpis...
OCENA: 5 odnoszę wrażenie, iż ta praca jest lepsza od poprzedniej. Jednak byłoby niesprawiedliwe, gdybyś dostał tyle samo punktów co Pit. Widzę poprawę i oczekuję tylko lepszych prac ^^


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
^Curse   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Pit:
Jak zobaczyłam długość tekstu, to się trochę przeraziłam, ale nie było tak źle :DD
Stworzyłeś całkiem spójny i ciekawy wpis. No i wyrobiłeś się .. bardzo :DD Piszesz prostym, jasnym językiem - dzięki temu opisy sytuacji czy dialogi czyta się przyjemnie, a opisy starcia są przejrzyste. No.. może nie zawsze.. Ale zazwyczaj :DD Po prostu niektóre fragmenty wprowadzały zamęt, ale jest to do przeżycia.
Zdażyło się kilka dziwnych sformułowań, np:
Pit napisał/a:
Jego zmysły były jednak wolniejsze od światła i zdążył zamknąć tylko jedną powiekę
strasznie mnie to rozśmieszyło xD Albo co innego..
Cytat:
Pocisk uderzył w boczną część brzucha, rozcinając skórę i uwalniając strużkę krwi.
Jak pocisk mógł uderzyć w jakąkolwiek część brzucha, skoro twoja postać była odwrócona tyłem? Albo źle zrozumiałam, ale to jest niejasne.
Jeszcze kilka takich fragmentów by się znalazło.
Ogólnie podobało mi się, stworzyłeś niezły klimat. Fajny sposób na wprowadzenie dla postaci i dobra walka.
Ocena:7

Kimen:
Dobra.. to było zajebiste xD Ale.. :DD
Po pierwsze, nie lubię takich rzeczy:
Kimen napisał/a:
- Gggguuuuaaaaaa!!!

Kimen napisał/a:
ORRRRAAAA!
.. i nic na to nie poradzę.
Po drugie nie lubię ujmowania myśli w formie dialogowej:
Kimen napisał/a:
- Jutro już mnie tu nie będzie – dopowiedział w myślach Babilończyk i poszedł dalej.
.. i na to również nic nie poradzę.
Poza tym, mimo tego, że wpis jest krótki acz treściwy i zabawny, byłby dużo lepszy w formie bardziej rozbudowanej i dopracowanej. Bo sprawia wrażenie.. hmm.. kilkuminutowego przerywnika w głownej fabule 24-minutowego odcinka anime xD (tak mi się to skojarzyło)
Podoba mi się styl i kierunek, w którym zmierzasz - oby nie ewoluuowało to w coś strasznego..
Ocena: 5,5


They're all dead... They just don't know it yet.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Pit - 26 pkt.

Kimen - 23,5 pkt.

Zwycięzcą został Pit!!!

Punktacja:

Pit +30 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Kalamir +5
Coyote +5
Naoko +5
Curse +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 13