3 odpowiedzi w tym temacie |
*Lorgan |
#1
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 27-01-2009, 16:50 Hajime no Ippo: ulubiona walka
|
Cytuj
|
To chyba najważniejszy temat dla większości fanów serii
Która walka zrobiła na Was największe wrażenie? Lepiej wypadła w anime, czy w mandze? Jakiego rodzaju emocje przywołała?
W moim przypadku sprawa jest bardzo prosta: zostałem dosłownie powalony przez mangowe starcie Mashiby i Sawamury. Każdy element, od pierwszej rundy po decyzję sędziego, wypełniała nieskazitelna perfekcja. Flicker kontra Counter, demon kontra smok... i tylko jeden zwycięzca. Czy to, że formalnie przegrał, w jakiś sposób dyskwalifikuje jego czyn? Czy dewaluuje wartość wbicia przeciwnika w ziemię, rozerwanie jego twarzy i wyrzucenie niczym ochłap poza ring? Nie sądzę... Z taką pozycją na koncie, Mashiba może spokojnie pożegnać się z Japonią i rzucić wyzwanie światu. Pytanie tylko... czy znajdzie się ktoś na tyle odważny, żeby z nim walczyć. Na odpowiedź prawdopodobnie przyjdzie mi jeszcze długo poczekać.
Wcześniej, walka Hayamiego z Ippo podczas "East Japan Rookie King Tournament" wydawała mi się czymś niezwykłym. W pewnym momencie zupełnie zapomniałem, kogo chciałem widzieć zwycięzcą. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że to wydarzenie zostało w zupełności stłamszone przez niewiarygodną atmosferę pojedynku nazwanego "Chaos". Wątpię, żeby w Hajime no Ippo kiedykolwiek powtórzyło się coś tak dobrego.
Pozdrawiam. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Kalamir |
#2
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 02-06-2009, 10:44
|
Cytuj
|
Lorgan napisał/a: | Która walka zrobiła na Was największe wrażenie? Lepiej wypadła w anime, czy w mandze? Jakiego rodzaju emocje przywołała? | Już odpowiadam na pytanie Jako, że mało z manga obcowałem (chyba 43 rozdziały) to logiczne, że odpowiem ANIME.
Kurdę...najlepsze walki to oczywiście te z udziałem Sendo największym kozakiem całej serii w moim subiektywnym odczucie. Siedząc z kumpel (Bazylem, którego Lorgan miał okazję kiedyś poznać) lubimy wspominać tę zaciętą walkę w której Sendo nie dał rady podnieść się z narożnika. No po prostu zaskoczenie sięgnęło zenitu! No i druga walka która zakończyła się niezwykle spektakularnie:
http://www.youtube.com/watch?v=O7Vh8tVPjHk - chyba najlepszy moment całej serii. Po tym właśnie pokochałem kawałem Inner Light.
Napomnę, że walka z Vorgiem/ Volgiem również była niczego sobie.
Co zaś się tyczy nowej serii HNINC? Może nie było jakichś super spektakularnych bitew na ringu no ale właśnie mamy premierę Takamura Mamoru vs Brian HAWK. Mam nadzieję, że słusznie moje oczekiwania są ogromne.
Jakiego rodzaju emocje przywołała? Kurdę...jak nazwać emocje które sprawiają, że serce wali w rytm muzyki a ty sam chcesz być na miejscu Ippo? |
|
|
|
|
»Grochu |
#3
|
Szaman
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 40 Wiek: 35 Dołączył: 02 Paź 2010 Skąd: Brodnica
|
Napisano 03-10-2011, 13:01
|
Cytuj
|
Zasadniczo mam podobny pogląd do Kalamira. Zdecydowanie najlepszą walką jest drugie starcie Ippo z Sendo. W pewnym momencie myślałem, że autorzy nie będą do bólu schematyczni i główny bohater przegra. Z drugiej strony, nieskuteczność DR, długość i spektakularność pojedynku, no i Inner Light znakomicie wpleciony w walkę. Tak, zdecydowanie najlepszy pojedynek.
Niewiele gorsze były walki Ippo vs Vorg i Vorg vs Sendo. Głównie ze względu na dramaturgię. W obu przypadkach szkoda mi było Vorga, który pokazywał wielką determinacje. Swoją drogą, szkoda, że twórcy nie wykorzystali potencjału postaci. Moim zdaniem Vorg jest daleko ciekawszy, niż np. Miyata.
pzdr. |
|
|
|
Starke |
#4
|
Posty: 102 Wiek: 37 Dołączył: 07 Lut 2012 Skąd: Z przypadku
|
Napisano 21-03-2012, 00:25
|
Cytuj
|
Mimo kilku prób, nie mogę się przełamać i przeczytać mangi HnI (prócz paru wyjątków). Stąd też wszystko poniżej jest oparte przede wszystkim o anime (całe, bo chyba widziałem wszystko, co można zobaczyć).
HnI to bardzo przyjemny, dobrze zrealizowany tytuł. Znam ludzi, którzy zaczęli po nim trenować boks (i nawet nie przestali po kilku tygodniach...tylko po kilku miesiącach), znam i takich, którzy po dziś dzień rozprawiają na temat przeróżnych, przyporządkowanych tamtejszym bokserom technik. Jest jednak kilka rzeczy, których mi w HnI brakuje i/lub jest ich za mało, a najważniejsza z nich to realizm.
To oczywiście bardzo budujące, gdy widzi się takiego Takamurę, który niczym antyczny Herakles zmiata wszystko na swej drodzze, jak i, skonstrastowanego z nim Ippo, który ,,nadludziem" nie jest, ale udowadnia (jak w tysiącu innych tytułów, ale mniejsza o to), że ciężką pracą można osiągnąć sukces.
Niestety tenże Ippo zdumiewająco szybko regeneruje swoje siły i przechodzi kontuzje, czy może raczej - niestety, twórcy serii nie pomyśleli o tym, by dostatecznie uwypuklić te mniej wesołe strony życia sportowca.
Dlatego moje dwie ulubione walki to:
1) Vorg (w zasadzie, Wolk) vs Sendo
2) Itagaki vs X (nie pamiętam imienia, ale to raczej bez znaczenia).
3) Martinez vs Date
Pierwsza z tych walk pokazuje w zasadzie całe dramatyczne piękno tego sportu (tj. nie tylko tego , ale zwłaszcza). Chłopak ma predyspozycje, ciężko trenuje, jest naprawdę dobry. Dostaje szansę. W walce z Ippo przegrywa z lepszym (nie ,,ogólnie lepszym", ale to pojęcie abstrakcyjne i w ogóle do sportu nie przystające - z ,,lepszym w tej odpowiedniej chwili").
W walce z Sendo jest lepszy. I przegrywa, bo nie walczy u siebie. Co więcej, jego porażka wiąże się z utratą kontraktu i powrotem do kraju. Dwie walki, koniec bajki. Życie. Uniknięto przy tym schematu wedle którego ,,ten drugi" jest niegodziwym, złym gnojem, który nieuczciwe wspina się po trupach innych.
(Abstrahuję tu od dalszych losów Wolka, niewątpliwie ciekawych).
Walka Itagakiego pokazuje los amatorów, których optykę koryguje świat zawodowego sportu. Jego przeciwnik był cienki, nie miał żadnych argumentów. Co więcej, Itagaki wcale go z tego powodu nie zlekceważył, starając się robić swoje. Skończyło się brutalnym sprowadzeniem na ziemię. Po raz kolejny widzimy tu prawdziwy boks, od tej mniej przyjemnej strony - sędzia nie widzi, bo nie chce widzieć albo też, bo rzeczywiście czegoś nie zauważa. Zdarza się tak i tak, trzeba sobie z tym radzić. Jeśli ktoś nie umie, kończy wyśmiany i podłamany, jak nasz młody geniusz (choć szybko się w sobie zebrał, czego nie krytykuję; przedstawia to jakieś prawdopodobieństwo psychologiczne).
No i najbardziej, moim zdaniem, dramatyczny pojedynek całej serii: Martinez vs Date. Mamy tu dwóch bokserów światowej klasy, dwóch najlepszych w obrębie tej samej federacji. Sympatia jest, oczywiście, naturalnie kierowana w stronę znanego nam Date; Martineza kreuje się na swego rodzaju boga, boksera idealnego (w przeciwieństwie do np. Hawka), pozbawiając go przy tym cech ludzkich.
Dwaj najlepsi stają do walki...i tu następuje najlepsze: twórcy puszczają oko do widza i w miejsce epickiego pojedynku, do jakich go przyzwyczaili, dają nam bardzo jednostronne starcie. Date stanął na głowie - tylko po to, by zostać w bardzo bezlitosny (chociaż fair) i upokarzający (chociaż widownia doceniła męstwo) sposób zwyczajnie zmiażdżonym. By nie zagłebiać się zbyt daleko w historię boksu: ot, Adamek i Kliczko. Bardzo dobry bokser w starciu z tytanem musi ponieść klęskę.
Kolejne oblicze prawdziwego boksu. Pewne rzeczy są po prostu niezależne od zawodnika, pewnych barier zwyczajnie nie da się przekroczyć. Nie można się tym oczywiście dołować, ale warto mieć tego świadomość.
Dlatego ten pojedynek cenię bardziej niż jakąkolwiek epicką wojnę z HnI.
Pzdr. |
Ostatnio zmieniony przez Starke 21-03-2012, 00:25, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|