Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Tankyuu] Szczur
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 09-05-2009, 21:53
 Zamknięty przez Lorgan, 11-07-2009, 14:25

16 odpowiedzi w tym temacie
»Altor   #11 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 73
Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2009
Skąd: Gdańsk

Dzień pierwszy.


Wyszedłem z gabinetu irytującego łysola. „Kim mu się wydaje, że on jest. Śmieć jak każdy inny” dorzuciłem do siebie w myślach. Wyszedłem z apartamentu stając przed Hikarim Tatsumori.
- Jeszcze będziesz mi dziękować – powiedział wciąż siłując się ze srebrną spinką.
- Za co? Za to że mnie szantażujesz czy może za to, że nawet nie wiem czym do cholery jestem...
- Za to, że to nie jest darmowa robota i dla twojej wiadomości, nie ma takiej opcji jak być agentem i nie działać dla agencji. Ja ją stworzyłem, za to mógłbyś być wdzięczny szczeniaku.- odparł odrywając się od mozolnej pracy.
- Jakoś nie pamiętam żebym miał jakikolwiek wybór. W czymkolwiek.
- Powinieneś winić swojego ojca za to kim jesteś, nie mnie!
- Ojca?! Jam mam jakiegoś prawdziwego ojca? – Niemalże wykrzyknąłem. Nigdy do tej pory nie zastanawiałem się nad tożsamością ów osobnika.
- ... Nie, przejęzyczyłem się. Słuchaj, ciesz się że żyjesz i rób co do ciebie należy, okay? – Kłamał, to było oczywiste, ale nie ma sensu go dalej wypytywać. Wykrzywiłem twarz w okrutnym uśmiechu.
- Jesteś na mojej liście Hikari, uważaj na siebie – Wciąż z uśmiechem na twarzy, schowałem powoli dłonie do kieszeni. Trąciłem go barkiem idąc w głąb korytarza
„Super” pomyślałem „Mam znaleźć kogoś, nie wiedząc zupełnie jak wygląda... nie jestem [ cenzura ] wróżką…” Gdy winda zatrzymała się na parterze, w głowie zaświtał mi pewien pomysł. Wyszedłem na ulice Ishimy z wesołym uśmiechem na twarzy. Spojrzałem się w błękitne niebo, na którym zwolna przesuwały się białe obłoki.
- To naprawdę piękny dzień – wyszeptałem, kierując swoje kroki ku północy. Nie przeszkadzały mi zatłoczone ulice, ani obijający się o mnie ludzie. Byłem zbyt podekscytowany tym co miało się niedługo stać, ale najpierw trzeba się dobrze przygotować.

Wszedłem do swojego apartamentu. Rozejrzałem się szybko, sprawdzając czy nie zawitała do mnie Mimi. Tym jednym razem byłem zadowolony nie widząc nigdzie jej twarzyczki.
Zrzuciłem brudne ubrania z biurka i rozłożyłem na nich zdjęcia. Chwyciłem nożyczki i wyciąłem najbardziej wyraźne fragmenty zdjęć. Połączyłem je ze sobą i po chwili mogłem się już wpatrywać w młodego chłopaka o krótkich brązowych włosach i długiej czarnej plamie na lewej ręce. Tatuaż mógł przedstawiać niemal wszystko, jakiś miecz, węża, może jakiegoś smoka... to wciąż za mało żeby w ogóle go rozpoznać na ulicy. dla mnie jednak to było wszystko czego potrzebowałem. Otworzyłem skrytkę w biurku, wyciągając ze środka dość sporą sumę pieniędzy.
Rozejrzałem się po domu, szukając czegokolwiek co mogło by mi się przydać. Zapakowałem do plecaka bluzę z kapturem i srebrną taśmę izolacyjną. Chwile potem, byłem już na mieście rozglądając się wśród ludzi na ulicy. Nie zajęło dużo czasu odnalezienie osoby przypominającej młodziana z zdjęcia. Podszedłem do chłopaka.
- Hej, - zacząłem - Wiesz może gdzie jest... Co to? - spojrzałem zdziwiony do zaułka. Chłopak także spojrzał, jednak nie potrafił niczego dostrzec.
-Ja nic nie widzę.
-Tam chyba jest jakaś kobieta! - rzuciłem podbiegając w głąb zaułka, na szczęście chłopak okazał się nie być obojętnym na krzywdy innych i także podbiegł za mną. Stanąłem zdziwiony, w zaułku rzeczywiście była jakaś osoba, tyle że był to bezdomny leżący w kartonie.
- Oh, to tylko bezdomny - odetchnąłem - czasem jestem bardzo przeczulony - zaśmiałem się obracając w stronę chłopaka.
- Spoko - uśmiechnął się - to co chciałeś?
- Chciałem ci powiedzieć, że pan M. cię szuka - syknąłem, po czym błyskawicznie chwytając za broń, uderzyłem go trzonkiem pistoletu w skroń. Ogłuszony chłopak upadł na stertę śmieci wybudzając bezdomnego.
- Nic nie widziałeś - warknąłem do brudnego mężczyzny, który chwile potem rzucił się do ucieczki. Kucnąłem przy chłopaku podnosząc mu lewy rękaw, nie było żadnych blizn ani tatuaży "wprost idealnie". Nie marnując czasu wyciągnąłem z plecaka bluzę. Przebrałem pechowego bruneta i obwiązałem mu usta taśmą izolacyjną. Chwyciłem go pod ramię i prowadząc jak pijanego kumpla zaprowadziłem do studia tatuażu, które niedawno mijałem. Szczęście wciąż mi dopisywało, prowadzący salon łysy mężczyzna był sam. Spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Hej! To nie jest wytrzeźwieniówka, zabieraj go stąd - krzyknął.
- Spokojnie - odparłem wyciągając broń - ten pan przyszedł tu po tatuaż
- Jasne, tylko nie strzelaj - wyjąkał podnosząc dłonie do góry.
- Gdzie masz pracownie? - Mężczyzna wskazał ręką drzwi do innego pomieszczenia.
- Idź przodem - Ponagliłem go bronią. Za niecałe dwie godziny, na ramieniu chłopaka widniał przypominający ten ze zdjęcia, tatuaż węża. Przyglądałem się niezadowolony zaczerwienionej skórze wokół tatuażu.
- Da się to jakoś złagodzić?
- N-n-nie wiem - Tatuażysta sam był cały czerwony ze stresu.
- Dobra robota - powiedziałem wkładając broń za pasek. Poprawiłem rękawiczki na dłoniach, po czym silnie rąbnąłem faceta w twarz. Przewrócił się na ziemie, ale nie bronił się. Nie przerywając chwyciłem go za frak i rzuciłem nim przez stół, rozwalając wszystko co na nim było.
- Błagam przestań - jęczał, po jego ramieniu spływała strużka krwi, od wbitej tam igły.
- Nic ci nie będzie - wyszeptałem wyciągając broń - wszystko będzie wporządku - wypaliłem dwa razy w jego klatkę piersiową. Ryknął z bólu wierzgając się na ziemi. Odczekałem chwilę, po czym wymierzyłem w głowę i wypaliłem. Taki bałagan powinien zmylić policje. Podniosłem mojego "pijanego przyjaciela" po czym ruszyłem w stronę swojego domu. Zacząłem się zastanawiać czy nie uderzyłem go za mocno, gdyż wciąż się nie ocknął. Gdy dotarliśmy do mojego mieszkania upewniłem się, że żyje i związałem go dokładnie linami, które zawinąłem w dokach. Na koniec rozciąłem mu lewe ramię tępym nożem, tak aby przypominało przypadkową ranę. Odczekałem chwilę pozwalając by krew spłynęła po ręce, po czym niechlujnie ją zabandażowałem. Całą noc spędziłem na pilnowaniu go, gdyż w końcu się ocknął.

Dzień Drugi.


Ogłuszywszy po raz kolejny mojego "przyjaciela" udałem się z nim do tego cholernego M. czy jak mu tam. Bez żadnego problemu dostałem się na trzydzieste trzecie piętro, nie zostałem także zatrzymany przez ochroniarzy, którzy tym razem znajdowali się przed Drzwiami numer 3315. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka, targając ze sobą pół-przytomnego młodziana. Łysy mężczyzna siedział samotnie w pokoju, na stoliku przed nim stała filiżanka kawy.
- Witam ponownie panie M. - w moim głosie dało się wyczuć nutę irytacji.
- Szybko się uwinąłeś - gość upił łyka z filiżanki. - Jesteś pewien, że to on?
- Jestem - chwyciłem za rękaw odciągając chłopaka do tyłu. - Ale co z nagrodą, nie działam charytatywnie.
- Spokojnie. Najpierw wyjaśnij mi, skąd ta pewność. Muszę być pewien, że to mój człowiek.
- Cóż, popytałem trochę. Głównie skupiłem się wokół tego tatuażu, jedyny w miarę wyraźny element który od ciebie dostałem. Na szczęście zrobił go niedawno, więc udało mi się znaleźć studio tatuażu w którym go zrobił. Jak zapewne wiesz, żeby zrobić tatuaż trzeba dać pewne informacje o sobie - uśmiechnąłem się lekko - "wyperswadowałem" je od faceta prowadzącego salon, no i tak go znalazłem.
- Brawo. Jesteś tak bystry, jak mówił Hikari. Ochrona! - wrzasnął starzec. Chwilę potem do środka weszło dwóch ochroniarzy z zewnątrz.
- Akio, oddaj to ścierwo moim ludziom. Jak wyjdą, przedyskutujemy kwestię nagrody. - Zmrużyłem oczy, wciąż trzymając chłopaka.
- Mów mi Altor, a co do chłopaka... - lekko zwolniłem z niego uścisk, przyglądając się M. - lepiej żeby ta nagroda była tego warta.
- Jestem bardzo zamożnym człowiekiem...
- Rozumiem - uśmiechnąłem się zadowolony - Z czystej ciekawości, co chłopak przeskrobał?
- Ciekawość ściągnie na ciebie kiedyś niebezpieczeństwo... ale ja nie mam powodu, żeby ukrywać tę informację. Ten śmieć mnie okradł. Okradł z czegoś o bardzo dużej wartości sentymentalnej.
- Sentymentalnej, tak?- spojrzałem się spokojnie na M. "na pewno nie tylko sentymentalnej" dorzuciłem w myślach.
- Rozumiem, że teraz przyszedł czas kiedy wchodzi twój człowiek z ładną czarną walizką.
- Tego właśnie chcesz? Walizki wypełnionej pieniędzmi? - zapytał lekko podnosząc brew.
- Cóż, jest pewna rzecz, której mógłbym chcieć zamian, ale wątpię żeby było to w twoim zasięgu
- Cóż to takiego?
- Nie pracuje dla Agencji i chcę żeby tak pozostało, jednak pewien człowiek może to zmienić... Mówie o Hikarim.
- Mogę usunąć twoje akta w taki sposób, jakbyś nigdy nie istniał. Staniesz się wtedy cześcią nienazwanej ciemności... - ostatnie słowa M. wypowiedział wręcz z namaszczeniem. Moją twarz przeszył złowieszczy uśmiech. " Ten człowiek... będzie wspaniałym narzędziem w moich planach".
- Będę wielce wdzięczny. To wszystko w takim razie
- Liczę, że będziemy jeszcze kiedyś ze sobą pracować. Bywaj.- pożegnał się wracając do picia swojej kawy.
- Myślę, że kiedyś mogę przydać ci się dużo bardziej niż się tego spodziewasz - odwróciłem się na pięcie podchodząc do drzwi.
- Bywaj - dorzuciłem naciskając klamkę.


Bellum lumpus cave humanum.
Ostatnio zmieniony przez Altor 20-05-2009, 18:40, w całości zmieniany 3 razy  
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #12 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Info:
Z przykrością oznajmiam, że bardzo dobrze rokujący gracz, Rivil, odpadł. Nie zamieścił on ani wpisu, ani nawet nie powiadomił o powodzie swojego zachowania. Wielka szkoda.
Na chwilę obecną mamy więc zaledwie dwóch aktywnych graczy. Szansa na powodzenie zmalała. Czy bohaterom uda się dorwać szczura? A może w ogóle nie będą mieli okazji go ścigać? Przekonajcie się sami...

Ze względu na walkę Twitcha, termin na oddanie wpisu Altora zostaje odpowiednio przedłużony.

***

Altor

Występują:
Szczur

Zadowolony z rozmowy odbytej z panem M., zjeżdżałeś właśnie windą na parter wieżowca. Byłeś wolny, wreszcie wolny... a przynajmniej wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały. Delikatny wstrząs dał Ci do zrozumienia, że przejażdżka dobiegła końca. Kilka chwil później, po usłyszeniu cichego dźwięku dzwonka, drzwi rozwarły się, a Ty ruszyłeś wzdłuż długiego holu prowadzącego do wyjścia. Pomyślałeś, że jak tylko poczujesz powiew miejskiego powietrza, uwolnisz się od wszystkiego, co miało związek z agencją, panem M. i Hikarim. Raj był na wyciągnięcie ręki. Los chciał jednak pomęczyć Cię odrobinę dłużej...
Gdy tylko wyszedłeś na ulicę, wpadłeś na jakiegoś faceta. Niby nic wielkiego. Poszedłeś dalej. Pięć metrów, dziesięć metrów, dwadzieścia metrów. Stop. W zadumie podrapałeś się po brodzie. Gość, który Cię stuknął miał w ręku kopertę. Nie to jednak było ważne. Jego ręka... Mimo, że miał założoną kurtkę, widziałeś na nadgarstku fragment tatuażu – znajomego tatuażu. Coś jakby zęby demona wgryzające się w nadgarstek. Coś jakby najwyraźniejszy element, jaki zachował się na fotografii typa, którego poszukiwanie zlecił Ci M.
- Cholera – zakląłeś w myślach i biegiem ruszyłeś z powrotem.
Całe szczęście, nie należałeś do "wolnomyślicieli" i cała dedukcja nie trwała zbyt długo. Koleś właśnie wychodził z budynku M.
- Co on tam robił? – Zapytałeś się w myślach.
Podbiegłeś bliżej, chcąc chwycić go za ramię, jednak Twoją uwagę przykuło coś innego. Przez szklane drzwi dostrzegłeś portiera idącego w stronę windy ze znajomą kopertą.
- To jego koperta! – Zahuczało Ci w czaszce.
Porzucając pierwotny zamiar wbiegłeś do holu wieżowca i wyrwałeś papier z rąk zaskoczonego posłańca. Bez namysłu wydobyłeś ze środka zadrukowaną stronicę i zacząłeś czytać.
Cytat:
Witam serdecznie, panie Mai. Ukradłem chyba coś pańskiego. Z początku chciałem to puścić w obieg, jednak zmieniłem zdanie, uświadamiając sobie, że największą kwotę jest w stanie wyłożyć nikt inny, jak właśnie pan! Dziwny zbieg okoliczności, nieprawdaż? Przejdę jednak do rzeczy: żądam 10 milionów Kouka. Proszę przelać je na konto w Banku Państwowym Babilonu. Oto numer: 10338544779225431.

Z wyrazami szacunku,
S.

- S, jak szczur... – dopowiedziałeś cicho, zwracając uwagę na przerażonego portiera, który wciąż stał obok. – Won – mruknąłeś, przeszywając go wzrokiem.
Podziałało. Gość wyglądał, jakby zobaczył swoje jaja na szczycie choinki. Zwinął się szybciej niż zima w Babilonie.

Uwagi:
Stoisz w obliczu ciekawej sytuacji: szczur chciał skontaktować się z panem M., czy raczej Mai (w tym momencie jesteś już w pełni świadomy, kim jest Twój ex-pracodawca). Coś takiego mocno pokrzyżowałoby Ci szyki – nie zniknąłbyś z akt agencji, mało tego, Hikari mógłby zorganizować powrót do czynnej służby, jako karę za niewinne kłamstewka, których się dopuściłeś. Coś z tym należy zrobić. Może warto dorwać szczura i unieszkodliwić go póki czas? Nie mógł przecież odejść daleko. A może... tylko może... towar, który skradł Mai’owi mógłby Ci się do czegoś przydać...

Twitch
Dziewczyna pstryknęła palcami wolnej ręki i z obu stron uliczki wyłoniły się jakieś postaci. Z jednej dwie, z drugiej trzy.
- A mogło obejść się bez rozlewu krwi – westchnęła.

Uwagi:
Walczysz z Karoi Aneki, a postaci w uliczce to jej kukły. Możesz mocno sponiewierać przeciwnika, jednak nie zabić, ani doprowadzić do utraty przytomności. Miłej zabawy.

Rivil
Byłeś przerażony. Najpierw jacht eksplodował na Twoich oczach, a teraz grupa uzbrojonych po zęby bedgajów tylko czekała na sygnał, żeby przerobić Cię na gówno z ryżem. Serce kołatało w trzewiach tak głośno, że nie słyszałeś nawet dokładnie, co krzyczał gość w czarnym płaszczu. A może nie chciałeś już słyszeć? Nie widziałeś go nawet zbyt wyraźnie, bo do oczu nabiegły Ci łzy. Przeciążony natłokiem wrażeń opadłeś na kolana i ukryłeś twarz w dłoniach. Kilka sekund później szok pozbawił Cię przytomności. Żyłeś, bo najwyraźniej wzbudziłeś litość w zgromadzonych. Załatwili dziewczynę i odjechali. Może nie był to najszczęśliwszy dzień w Twoim życiu, ale przynajmniej nie ostatni...

Koniec.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Altor   #13 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 73
Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2009
Skąd: Gdańsk

Wyskoczyłem z budynku na ulicę. Na szczęście chłopak nie odszedł za daleko. Podbiegłem chwytając go za ramię, drugą ręką trzymałem na trzonku katany pod koszulą.
- Może przejdziemy się kawałek razem ? – Odwrócił się do mnie ze zdziwieniem w oczach.
- Kim pan jest i czego ode mnie chce?
- Przysłał mnie pan Mai, jestem negocjatorem. Mój pracodawca nie ufa, iż dotrzyma pan umowy, więc przeszedłem uzgodnić warunki wymiany - uśmiechnąłem się głupkowato drapiąc się po głowie.
- Sorki że tak formalnie ale jestem nowy
- Obawiam się, że myli mnie pan z kimś innym, miłego dnia.- odparł obracając się i ruszył dalej chodnikiem.
- Zaczekaj! - podbiegłem za nim potykając się o własne nogi.
- Jestem pewien, że to pan, proszę się nie obawiać, nie mam broni.
- Zostaw mnie, świrze! - Warknął i przyspieszył.
- Rany - podrapałem się po głowie wyciągając z kieszeni posklejane wcześniej zdjęcie
- A może się pomyliłem?... Przepraszam pana - zaśmiałem się głupkowato poczym udałem się w drugą stronę. Po chwili jednak zawróciłem i zacząłem go śledzić. Przeszedł 3 przecznice i wsiadł do sportowego samochodu. Niezauważony podbiegłem do pojazdu chowając się za nim. Przebiłem jego tylnią oponę kataną, po czym wbiegłem do zaułka. Z zadowoleniem przyglądałem się jak zaledwie po kilkunastu metrach jazdy, z powrotem zjechał na pobocze. Wysiadł przyglądając się oponie, po czym rozejrzał się uważnie dookoła. Po chwili przebiegł na drugą stronę ulicy, wskakując do autobusu, który właśnie miał odjechać.
„ Fuck, co to ma być za żenada.” cały drżałem z wściekłości.
„ Może zaraz przesiądziesz się na przypadkowo stojący odrzutowiec… [ cenzura ]!” Wyciągnąłem broń i strzelam w opony autobusu. Podniosła się wrzawa, ludzie zaczęli uciekać w losowych kierunkach krzycząc przerażeni. Trochę dalej ktoś uciekając wpadł pod nadjeżdżający samochód.
- Koniec zabawy! - wrzasnąłem z szaleńczym uśmiechem - Wyłaź z tego pieprzonego autobusu albo będę tak długo strzelał aż w końcu trafię ciebie! – Ludzie zaczęli tłumnie wybiegać z pojazdu. Nie mogąc dojrzeć „Szczura”, wskoczyłem zwinnie na dach autobusu rozglądając się uważnie.
„ Jest!” Zobaczyłem go gdy wbiegał do tunelu metra. Zeskoczyłem, wbiegając za nim do metra. Tu było bardziej spokojnie niż na zewnątrz. Nikt nie wiedział co działo się teraz nad ich głowami. Niestety jak zwykle metro było pełne ludzi. Przecisnąłem się do torów wyglądając na nie, jednak sam nikogo nie zobaczyłem, a i ludzie nie wyglądali na zaskoczonych czymkolwiek. Przeciskałem się przez tłum, szukając znajomej kurtki. W końcu go zauważyłem. Wdrapywał się po schodach z drugiej strony peronu.
„Przez ten natłok mi zwieje!” Zdesperowany wyciągnąłem broń wypalając w sufit peronu.
- Na ziemie! – Ryknąłem, jednak to nie był zbyt dobry pomysł. Cała masa ludzi w panice rzuciła się do ucieczki. Niektórzy pokładli się na ziemi, ale jedynie po to by zostać zaraz stratowanymi przez napierające masy. Wściekły przeciskałem się przez tłum torując drogę łokciami. Raz chyba ktoś próbował mnie odepchnąć, jednak potknąwszy się, został stratowany. W końcu udało mi się wydostać na ulicę, wszędzie dookoła było pełno uciekających ludzi, co w znacznym stopniu ograniczało moją widoczność. Stałem wściekły rozglądając się panicznie.
„ Zgubiłem go!”
- [ cenzura ] MAĆ! – Ryknąłem, uderzając jedną z mijających mnie osób w twarz, łamiąc jej nos i przewracając ją na ziemie. Nie mając innego wyboru, zacząłem biec w kierunku, w którym ja bym uciekał.
„Lucky! Lucky!” Pomyślałem gdy po niedługim czasie spostrzegłem chłopaka skręcającego w boczną uliczkę. Wbiegłem za nim i ujrzałem jak próbuje przejść przez siatkę przecinającą zaułek na pół.
„ Mam cię!” Z uśmiechem na twarzy rzuciłem się za nim, chwytając go za kostki, kiedy już przeskakiwał przez płot. W efekcie tej akcji, rąbnął silnie głową o siatkę zwisając po drugiej stronie płotu.
- Uparty jesteś... – syknął zwisając głową w dół. Po czym wyciągnął z kabury przy pasku pistolet i wymierzył przez siatkę prosto we mnie.
- Puść mnie - warknął, przytrzymując się wolną ręką siatki. Uśmiechnąłem się lekko
- Spróbuj wypalić, a zaraz odetnę ci całe stopy od kostki w dół. Ciekawe jak wtedy sobie poradzisz.
- Puść mnie - powtórzył wyraźniej. Nie miałem zamiaru narażać się na strzał z takiej odległości, więc puściłem jego nogi. W tym samym momencie chwyciłem za broń korzystając z okazji, iż on leciał w dół. Nim jednak zdążyłem cokolwiek zrobić rozległ się strzał. Chłopak wypalił w locie po czym zwinnie wylądował na proste nogi mierząc w moją głowę.
Zrobiłem dwa kroki w tył przyglądając się czerwonej plamie powoli rozlewającej się po mojej koszuli.
- Myślałeś, że jestem tylko bezbronnym frajerem? - Zapytał kpiącym tonem. Złapałem się za bok, uśmiechając się szeroko.
- No cóż, wygląda na to że się pomyliłem - zachichotałem, po czym stanąłem wyprostowany.
- Ehhh, no to mnie masz,- uniosłem obie ręce do góry. „Szczur” odsunął się parę kroków od siatki i kontynuował.
- Skąd Mai wiedział gdzie jestem i kim jestem?
- Może tak informacja za informacje ? Nie mam zamiaru po prostu się wygadać - westchnąłem, po czym napiąłem wszystkie mięśnie gotowy do skoku. Rozejrzałem się po uliczce, szukając czegokolwiek co by mogło mi pomóc w takiej sytuacji. Jednak dopiero wtedy spostrzegłem iż mój przeciwnik nieco różni się od chłopaka ze zdjęcia. Miał dłuższe włosy i do tego czarne.
- Informacja za informację? Nie jesteś chyba w pozycji do dyktowania warunków. Mów, albo odstrzelę ci łeb.
- Wiesz przecież, że zastrzelenie mnie wcale nie było by takie łatwe. Oszczędźmy sobie obaj kłopotów i porozmawiajmy jak koledzy po fachu. Na przystawkę powiem ci, że Mai nie wie jak wyglądasz. – Odparłem pewnie. Wszystko wskazywało no to, iż moje słowa trafiły do niego.
- Co chcesz wiedzieć?
- Chcę wiedzieć co ukradłeś panu Mai i… czy masz jakiegoś peta… Strasznie mam ochotę zajarać...
- Nie palę - rzucił zdawkowo - a informacja, o którą prosisz jest dużo warta. Masz coś, co mógłbyś zaoferować w zamian?
- Sporo. – Opuściłem dłonie opierając się o mór.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto dysponuje pieniędzmi. czym więc jest to "sporo"?
- Inne informacje. Jak dla mnie to jest najcenniejsza rzecz na świecie. – nie wyglądał jednak na przekonanego.
- Obawiam się, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Wiem wszystko, co chciałbym wiedzieć
- Nie, nie wiesz, skoro próbowałeś wyciągnąć okup Od Maia. Zabawne, że przyszedłeś osobiście wręczyć żądania- uśmiechnąłem się szeroko - To akurat było głupie.
- Tak się składa, że nie miałem wyboru. Powiedzmy, że zaufałem agentowi o jeden raz za dużo... - Podrapał się wolną ręką po głowie.
- Może i mógłbyś mi się do czegoś przydać.. to jest, gdybym tylko miał pewność, że nie pracujesz dla moich wrogów...
- Dziwnie wnioskujesz, na początku przecież mówiłem ci, że przysłał mnie Mai. No ale masz rację, nie pracuje dla niego. Nie podoba mi się stwierdzenie "do czegoś przydać?". Zwłaszcza, iż odnoszę wrażenie że trochę cię przeceniłem... Zaufałeś jakiemuś agentowi? Przecież oni pracują dla rządu. Może i jest parę skorumpowanych czy po prostu złych, ale to nie policja... Ehhh no chyba, że masz jakieś rozsądne wytłumaczenie – wyszczerzyłem zęby - Dobra, powiem ci coś, co pewnie uratuje ci dupę, ale najpierw opuść broń.
- Gdyby przysłał cię Mai, nie pytałbyś co mu ukradłem. – odwzajemnił się wrednym uśmiechem.
- Pytanie tylko, czy robisz dla gangu czterech smoków... gości, którzy załatwili moją wspólniczkę i tego pieprzonego agenta - ostatnie słowa wypowiedział trzęsąc się ze złości.
- Emmm… jakiego gangu? Jeszcze się nie orientuję za bardzo w tym co się tu dzieje, ale chętnie z tobą pogadam. A co do posłuszeństwa, powiem ci to raz, więc zapamiętaj sobie. Ja nie służę nikomu innemu niż sobie…- odbiłem się lekko od muru idąc w stronę płotu - … i jeśli miałbym ci pomóc, to nie dlatego ze we mnie celujesz, czy że tobie usługuje. Pomógłbym ci tylko dlatego, że mi się podobasz. Masz łeb na karku. - lekko oparłem się łokciami o siatkę wpatrując się w niego.
- Nie opuściłeś broni ale i tak ci to powiem - uśmiechnąłem się, ale tym razem sympatycznie i szczerze.
- Dostałem zlecenie, któremu nie mogłem odmówić. Miałem cię złapać. Mai nie wie jak dokładnie wyglądasz, ale ma parę niewyraźnych zdjęć, tak cię rozpoznałem. No ale nie chciało mi się ciebie wtedy szukać i znalazłem kogoś kto wyglądał jak ty. Rozumiesz? Mai myśli że cię ma. Jesteś bezpieczny. Jeśli zażądasz od niego okupu to znów wynajmie kogoś żeby cię znalazł i uwierz mi, na pewno im się to uda. No i nie musisz martwić się notką. Zabrałem ją nim dotarła do Maia. Ciesz się, że nic ci nie grozi. Jestem pewien że upchniesz towar gdzie indziej. – zakończyłem przyglądając się jego reakcji. Tym razem chyba udało mi się wywrzeć na nim spore wrażenie gdyż opuścił broń.
- Ulica Karassa 28a. dzisiaj, godzina dziesiąta wieczorem. jeżeli myślisz, że to podstęp, nie przychodź. - Rzucił się do ucieczki i kilka sekund później zniknął za zakrętem.
- Cholera... że też nie miał fajki – rzuciłem do siebie zadowolony. Musiał mi naprawdę zaufać skoro podzielił się ze mną taką informacją… przecież mogłem tam wpaść z całą armią tego grubasa czy tego drugiego.. smoka czy coś tam. Chłopak mnie zaintrygował, pewnie tylko dlatego przyjdę pod ten adres. Pierw jednak musiałem opatrzyć ranę. Wracając do mieszkania, śmiałem się do siebie, zdając sobie sprawę, jak niebezpieczne i głupie były moje działania.
„ Musiałem się nieźle wkurzyć” Po powrocie przebrałem się w luźną koszulę i opatrzyłem ranę, na szczęście to było zaledwie muśnięcie. Wyszedłem, zamykając za sobą mieszkanie i następne dwie godziny spędziłem na szukaniu ów adresu. W końcu stanąłem, za pięć dziesiąta wieczorem, przed drewnianymi dębowymi drzwiami. Wyciągnąłem katanę wciąż schowaną do pochwy i trzymałem ją w lewej dłoni wraz z pistoletem w kaburze. Czułem się dość nieswojo, będąc uzbrojonym jedynie w dłonie i moją moc. Punkt dziesiąta zapukałem do drzwi apartamentu.


Bellum lumpus cave humanum.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #14 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Wyniki walk:
1. [Poziom 0] Twitch vs NPC (Karoi Aneki) - walka 1 – zwycięża NPC!

Info:
Z Tankyuu odpadł kolejny bohater. Jako, że został już tylko jeden, czas przyspieszyć odrobinę bieg wydarzeń... ;)

***

Okazało się, że Twitch i Szczur posiadają podobne tatuaże. Gang czterech smoków zwracając uwagę na tę szczególną cechę omyłkowo wziął drugiego z wymienionych bohaterów za tego pierwszego. Zaowocowało to niepotrzebną walką, w której młody Khazarczyk o mały włos nie pożegnał się z życiem.
W międzyczasie Altor zlokalizował prawdziwego Szczura i umówił się z nim na spotkanie...

Rozdział drugi: Substancja

Altor

Występują:
Szczur

Drzwi otworzyły się cicho, ukazując skromnie urządzone wnętrze. Był to pojedynczy, dość duży pokój wyposażony w wersalkę, drewniany stół, na którym stał komputer oraz niewielką, turystyczną lodówkę. Naprzeciwko Ciebie stał Szczur. Miał na sobie biały podkoszulek i jeansowe spodnie.
- Nie stój tak, wchodź – zaczął poważnym tonem.
Posłusznie spełniłeś żądanie. Z gestu ręki gospodarza wywnioskowałeś, że chce, abyś usiadł na kanapie. Odmówiłeś, ponieważ wciąż czułeś się nieswojo w nowym otoczeniu.
- Chyba najlepiej będzie, jak od razu przejdę do rzeczy...
Kiwnąłeś głową popierając sugestię.
- Jakiś czas temu wpadła mi w ręce informacja, według której Mai jest w posiadaniu tajemniczej bakterii reagującej na pobliskie Douriki.
- Masz na myśli robaka, który wyczuwa jak bardzo ktoś jest silny? – Zapytałeś zdumiony.
- Mniej-więcej. Rzecz jest odrobinę bardziej skomplikowana. W każdym razie, udało mi się wykraść to coś z jego skarbca. Miałem też umówionego klienta, gościa z Babilonu, gotowego zapłacić naprawdę dużo. Niestety, jakimś cudem o mojej akcji dowiedział się gang czterech smoków. To potężna organizacja przestępcza, rządzona przez czterech bezwzględnych morderców. Moim przypadkiem zajął się niejaki Shiryuu. Tyle zdołałem ustalić. Przestraszony, że transakcja może zostać zakłócona, wynająłem do pomocy agenta, który wraz z moją wspólniczką mieli chronić towaru. Sam wolałem się nie wychylać. Podejrzewałem, że smoki wiedzą jak wyglądam...
- Kim był ten agent?
- Generalnie rzecz biorąc, nikim. Nazywał się Rivil i był totalnie nieznany w mieście. Osoba wręcz idealna do powierzonego zadania. Niestety, nie przewidziałem, że smoki są aż tak dobrze poinformowane... Jakąś godzinę po rozpoczęciu akcji "transport bakterii do klienta" dowiedziałem się, że jacht, na którym miało dojść do spotkania został doszczętnie zniszczony, moja partnerka zginęła, a agent gdzieś przepadł.
- Czyli... – wtrąciłeś niepewnie – nie masz już tych robaków?
Szczur uśmiechnął się złośliwie.
- Mam. Stwierdziłem, że skoro klienta interesuje "dowolna" ilość, połowę zatrzymam dla siebie. Sądzę, że towar na sprzedaż został już przechwycony przez smoki, więc nie będą dłużej mnie ścigać. Pozostaje jednak problem Mai’a. Dziad jest bardzo wpływowy i to tylko kwestia czasu, jak upomni się o swoją własność. Postanowiłem drogą najmniejszego ryzyka odsprzedać resztę substancji właśnie jemu. Wtedy pojawiłeś się ty i sytuacja uległa drastycznej zmianie. Skoro sądzi on, że jestem w jego rękach, nic mi nie grozi. Nic, o ile nie złożysz donosu. Proponuję więc układ: znajdziemy sposób, żeby spieniężyć bakterie i zyskami podzielimy się po połowie lub, jak wolisz, ty zachowasz swoją ich część, kiedy ja własną sprzedam. Dzięki pieniądzom będę w stanie zniknąć tak, że nawet gdybyś teoretycznie później postanowił mnie zdradzić, Mai w życiu by mnie nie odszukał. Co ty na to?

Twitch
Leżałeś pokonany pod nogami dziewczyny, która prowadziła rozmowę przez telefon.
- Jak to nie ten? Ma przecież tatuaże... – zapytała zdziwiona. – Oyabun-san ma już to coś? To wspaniale! Wracam w takim razie do domu!
Schowała telefon i uśmiechnęła się radośnie w Twoim kierunku.
- Przepraszam. Faktycznie pomyliłam cię z kimś innym. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe. Pa!

Koniec.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Altor   #15 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 73
Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2009
Skąd: Gdańsk

Dzień pierwszy


- Uhh układ na pierwszy rzut oka wygląda w porządku, ale... - przeszedłem się po pokoju oglądając jego wnętrze. W końcu zatrzymałem się pod ścianą, spoglądając na szczura.
- Ja wcale nie mam zamiaru się z tobą rozstawać. Skoro już ci zaufałem i wzajemnie, jeśli się nie myślę, to można by to rozwinąć.
- Co masz na myśli?
- Fajnie jest zarobić trochę grosza, ale czy to cię zadowala? Ja nie mam zamiaru zatrzymać się na takim etapie. Mierze o wiele wyżej, jednakże potrzebuje zaufanych ludzi. Osób które będą gotowe poświęcić się dla sprawy.
- Dalej nie rozumiem o czym mówisz... – odparł szczur siadając na sofie.
- Proponuje ci współpracę. Chcę abyś przyłączył się do mnie i wraz ze mną stanął na szczycie. - Złapałem za oparcie stojącego obok krzesła, mocno zaciskając na nim dłoń.
- Na szczyt, gdzie nikt nie będzie mógł nas powstrzymać, gdzie Mai będzie musiał ci wiązać buty, bojąc się o swój stołek.- moje słowa były pełne ekscytacji.
- Co ty na to, towarzyszu ?
Szczur uśmiechnął się szyderczo.
- Szczyt? Pomyśl lepiej jak zarobić i ochronić swój tyłek. Mamy rzecz, która albo uczyni nas bogatymi, albo sprowadzi zagładę... jedno i drugie może nastąpić bardzo szybko. Marzenia zostaw sobie na później...
-Ehh szczegóły. Jeśli masz zamiar trząść tyłkiem jak osika to proszę bardzo. Po co ci siła, skoro gdy wpadnie w twoje ręce, zaczynasz się jej bać? To prawda, możemy mieć przez to kłopoty, ale po co na zapas się tym martwić. Nim jednak przejdziemy do dalszej rozmowy, muszę znać twoją odpowiedź.
- Ty chyba myślisz, że bakteria da nam jakąś siłę... Niestety jesteś w błędzie. To coś, co przydaje się tym, którzy już są na szczycie. Bez laboratorium i specjalistów nie da się jej nawet użyć... Poza tym, co ci da poznanie cudzego poziomu Douriki? Ma to jakieś tam znaczenie strategiczne, ale na miłość Lumena... będziesz po prostu świadom tego, co cię zabiło. Nic więcej. – Szczur przerwał na chwilę, popijając herbatę.
- Albo przystajesz na moje warunki, albo nie. Za swoją dolę będziesz mógł zrobić co tam sobie uważasz: stworzyć armię, wynająć najemników, nie ważne. Ja chcę tylko przeżyć i zgarnąć kasę. Rozumiesz?
- Ehh widzę że nie dotarło do ciebie moje przesłanie. Bakteria da nam pieniądze, one są siłą. Teraz jednak widzę, że pomyliłem się co do ciebie. Szkoda, zróbmy więc po twojemu. – dodałem nieco rozczarowany.
- Doskonale. W takim razie umówię nas z kolejnym kontrahentem. Niewykluczone, że znów pojawią się kłopoty, dlatego twoja rola jest tak ważna. Przyjdź tu jutro o tej samej porze. Wtedy powinienem już znać więcej szczegółów.
- Jasne - powiedziałem machając niedbale ręką - to do zobaczenia jutro, będę godzinę przed czasem. – rzuciłem wychodząc z apartamentu.
„Co za ogromne rozczarowanie, a myślałem że coś z niego będzie… No nic, będę musiał go zabić i zgarnąć kasę dla siebie.” Szedłem ulicami Ishimy, gdy moją uwagę przykuła wystawa sklepowa.
- Sprawca wczorajszej strzelaniny jest wciąż na wolności. – W tym momencie w lewym rogu telewizora na wystawie, zaczął wyświetlać się, nagrany najprawdopodobniej komórką, film przedstawiający zakapturzonego mnie, strzelającego na środku ulicy.
- Policji udało się stworzyć rysopis napastnika. Mężczyzna jest uzbrojony i niepoczytalny. Osoby, które go widziały prosimy o kontakt pod numerem – Numer wyświetlił się na ekranie, ja jednak przypatrywałem się portretowi, który miał przypominać mnie.
„Nawet nie są blisko” zaśmiałem się do siebie idąc w stronę doków.

Dzień drugi


Wróciłem pod to samo mieszkanie co wczoraj. Zgodnie z moją zapowiedzią, godzinę przed czasem. Zapukałem do drzwi.
- Udało mi się załatwić jeszcze lepszy biznes. – rzucił na przywitanie szczur.
- Skoro tak mówisz. - odparłem wchodząc do środka. - Trzeba będzie zastawić parę pułapek.
- To już nieważne. Kryjówka nie ma znaczenia, bo jutro nas w niej nie będzie. 11 milionów Kouka, wyobrażasz sobie to? – Jego głos był przepełniony zachwytem.
- A ty wyobrażasz sobie to, że zamiast kolesia z walizką z kasą, wpadnie tu banda uzbrojonych świń i nas pozabija?
- Jeżeli faktycznie Mai sądzi, że mnie ma, nic takiego się nie wydarzy. Smoki mają już to, co chciały, więc nie sądzę, żeby chciało im się fatygować po raz drugi.
- Chodzi mi bardziej o kupców. Spotykamy się z nimi osobiście? Jeśli tak, to chyba lepiej nas zabić niż płacić 11 milionów.
- Kupcy muszą się tu najpierw dostać z Nag. Spotkamy się z nimi jutro i północy na opuszczonej stacji metra. Teren bardzo dobrze mi znany, posiadający wiele dróg ewentualnej ucieczki... Co do bezpieczeństwa samego handlu, ty jesteś odpowiedzialny. Nie próbuj tylko zakładać tam pułapek. Z doświadczenia wiem, że jeżeli choćby jedna zostanie zauważona, rozmowy przestaną być pokojowe. Nie możemy sobie na to pozwolić...
- Zrozumiano, czyli widzimy się jutro o północy?- westchnąłem, idąc w stronę wyjścia - i po co ja się tu pchałem taki kawał drogi...
- Nie. Bądź u mnie godzinę wcześniej. Omówimy szczegóły.
-Dobra, na razie - rzuciłem wychodząc z mieszkania. Znów musiałem przebyć całą drogę do domu. Nim jednak do niego dotarłem, musiałem skryć się w zaułku. Po drugiej stronie ulicy szła Mimi. Nie żebym jej unikał, po prostu … teraz nie mam czasu. Obserwowałem jak szła powoli ulicą, ubrana w jednoczęściową sukienkę o kolorze zachodzącego słońca. Nie potrafiłem oderwać od niej oczu.
„Co ty wyprawiasz idioto!? Pozbieraj się do kupy, idziemy!” Skarciłem sam siebie, wychodząc z zaułka. Wciąż jej niczego nie wytłumaczyłem. Czy ona mnie znienawidzi? Może lepiej jej nie mówić…
„Hej słuchaj Mimi, jestem podłym nadczłowiekiem który chce wszystkich pozabijać. I tak przy okazji, ładna kiecka.” Nie wyobrażam ja kto powiedzieć… ani jak ona zareaguje…

Dzień trzeci


W drodze do apartamentu szczura, drogę przeciął mi czarny kot. Nie jestem przesądny, ale od rana, mam przeczucie, ze coś pójdzie nie tak. Szedłem ciemnymi uliczkami, z rękoma w kieszeniach. Tym razem katanę miałem na wierzchu. Miała służyć jako straszak podczas wymiany. Dotarłem w końcu do, już dobrze mi znanych, drzwi.
- Jesteś gotowy? W razie czego pamiętaj, że ja mam tylko pistolet i jeden magazynek. – rzucił, wychodząc z mieszkania.
- Ehhh, mam złe przeczucie... dobra chodźmy. – Droga minęła w milczeniu, upewniłem się tylko, że szczur ma przy sobie substancje i jaki jest plan wymiany. Po niedługim czasie byliśmy na miejscu. Była to stara podziemna stacja kolejowa. Wnioskując po całkowicie zdewastowanym peronie, paru brakujących szynach i dziurach w podporach stacji, była nieczynna. Pod sufitem były podwieszone dwa ogromne reflektory, które dawały sporo światła. Zapewne były własnością szczura. Po kilkunastominutowym oczekiwaniu, w krąg światła wkroczyły dwie postaci - dokładnie tyle, ile żądał szczur we wcześniejszych pertraktacjach. Jeden gość był wysokim i mocno otyłym blondynem z długimi, pofalowanymi włosami. Drugi natomiast był średniej postury szatynem. Obaj mieli na sobie czarne, garniturowe płaszcze. Szczur poczekał aż podejdą dostatecznie blisko i przemówił.
- Nie widzę pieniędzy.
- To dlatego, że ich nie mamy – rzucił szatyn.
- To szkoda - odparłem - w takim razie z wymiany nici. Idziemy. -rzuciłem do szczura
- Czekajcie - odezwał się blondyn. Obróciłem się na pięcie w jego stronę
- Tak?
- Szef wysłał nas, żebyśmy sprawdzili, czy wywiązaliście się z umowy, to jest, jest was dwóch i macie ze sobą substancję.
- A mnie mój szef wysłał sprawdzić czy jest was dwóch i macie kasę, z czego jak widzę nie wywiązaliście się do końca.
- Przyszliśmy we dwóch, żeby nie łamać umowy. Jak tylko sprawdzę, czy substancja jest prawdziwa, odejdę i powiem szefowi, żeby przyszedł tu z pieniędzmi. Pasuje? - zapytał szatyn. - Spojrzałem się na szczura pytająco.
- Co o tym myślisz ? – w odpowiedzi kiwnął głową i dodał po cichu:
- Tylko miej się na baczności. To może być podstęp...
- Bez numerów panowie - odparłem zbliżając się do nich z jedną ręką na rękojeści katany.
- Czy mogę zobaczyć próbkę? - zapytał szatyn, wyjmując z kieszeni mały, metalowy przedmiot. Szczur wyjął fiolkę z kieszeni i powoli podszedł do nagijczyków.
- Pilnuj mnie... - rzucił cicho przez ramię. Stałem tuż obok nich, gotowy w każdej chwili obu zabić. Mężczyzna przyłożył jakąś maszynkę do fiolki i nacisnął przycisk. po kilku minutach zapaliła się zielona dioda.
- W porządku - powiedział i ruszył w stronę wyjścia.
Skinieniem ręki pokazałem szczurowi żeby zrobił parę kroków do tyłu, co sam też uczyniłem.
Po kilku minutach pojawił się dostojny, starszy mężczyzna ze srebrnymi włosami i wąsami. W ręku dzierżył szarą walizkę. Podszedł do grubego blondyna i szepnął mu coś na ucho.
Stary podał blondynowi walizkę, z którą podszedł na połowę odległości między waszymi pierwotnymi pozycjami. Szczur spojrzał na ciebie po raz kolejny i ruszył w tamto samo miejsce. Czujny stałem w milczeniu. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak.
Doszło do wymiany, po chwili mój towarzysz wracał do mnie z walizką.
- Przeliczycie? - Zapytał stary.
Otworzyłem walizkę na oko sprawdziłem czy pieniądze są prawdziwe.
-Nie, żegnam. – odparłem. Szczur chwycił walizkę i przypiął ja do dłoni kajdankami.
- Na wszelki wypadek – rzucił do mnie po czym spojrzał na kontrahentów i dodał.
- Dziękuję panowie. Interesy z wami to czysta przyjemność. – teraz zacząłem się martwić o szczura, trzymałem go blisko siebie, w razie gdyby próbował nawiać. Niespodziewanie zgasły oba reflektory. Wyciągnąłem rękę w stronę szczura żeby go złapać, jednak go już tam nie było. Wsłuchałem się w dźwięk kroków na peronie. Niestety było za głośno. Wybrałem najbardziej prawdopodobny kierunek i pobiegłem na oślep. Po paru krokach, wpadłem na kogoś, niemal go przewracając. Chwyciłem go za frak i wyciągając komórkę z kieszeni oświetliłem mu twarz. Niestety był to siwy mężczyzna. Spojrzał na mnie zdrowo zszokowany po czym wrzasnął:
- Melgar! To zasadzka!
- Tak , na mnie - odpowiedziałem puszczając go, i rzuciłem się do pościgu.


Bellum lumpus cave humanum.
Ostatnio zmieniony przez Lorgan 08-06-2009, 14:12, w całości zmieniany 5 razy  
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #16 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Rozdział trzeci: Szczurołap

Altor

Występują:
• Melgar Kane
• Szef nagijczyków

Usłyszałeś jak ktoś biegnie w Twoim kierunku. Domyśliłeś się, że nie może to oznaczać niczego dobrego.

Uwagi:
Walczysz z Melgarem Kane. Panują całkowite ciemności. Skończ wpis w momencie wygranej – nie zamieszczaj opisów późniejszych wydarzeń. Powodzenia.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #17 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Wyniki walk:
1. [Poziom 0] Altor vs NPC (Melgar Kane) - walka 1 – zwycięża Altor!

Info:
To już ostatni wpis w tym Tankyuu. Dziękuję wszystkim graczom za udział i zapraszam ponownie ;)

***


Rozdział czwarty: Trutka na szczury i walizka pełna marzeń

Altor

Zebrawszy z ziemi resztki katany usłyszałeś brzdęk metalowej płyty. Szybko zorientowałeś się, że stoisz na małym, blaszanym włazie z dospawanym, niewielkim uchwytem. Nie było żadnej kłódki ani innego zabezpieczenia, więc postanowiłeś zejść na dół. Pokonując kilka stopni wykonanych z prętów zbrojeniowych dostałeś się do wąskiego i wilgotnego korytarza, na którego końcu dostrzegłeś niewyraźne, poruszające się światełko. Niewiele myśląc zacząłeś biec w jego kierunku. Kiedy Twoje stopy uderzały o wilgotną posadzkę wydając nieprzyjemne chlupiące dźwięki, w głowie zaświtała Ci myśl, że źródłem jasności może być Szczur. Rozochocony przyspieszyłeś. Kilkadziesiąt metrów dalej, gdy dystans między Tobą a celem się zmniejszył, potwierdziłeś wcześniejsze przypuszczenia: Szczur faktycznie biegł korytarzem, w jego jednym ręku spoczywała walizka, w drugim zaś latarka. "Mam cię, degeneracie", pomyślałeś i po raz kolejny zwiększyłeś szybkość biegu. Choć powoli zaczął już opuszczać Cię dech, miałeś pewność, że dopadniesz ex-partnera z wystarczającym zapasem sił, żeby skręcić jego parszywy kark. Nie pomyliłeś się – kark trzasnął głucho i ciało Szczura runęło na wilgotną ziemię.
- Miałeś szansę wyjść z tego żywy... trzeba było poćwiczyć trochę bieganie – skomentowałeś, łapiąc oddech.
Chwilę później przestrzeliłeś kajdanki łączące ex-partnera z walizką pełną... no właśnie.
Otworzyłeś wieko i Twoim oczom ukazała się 11 milionów Kouka. Suma tak wielka, że mogłaby zrealizować czyjeś marzenia – nawet, jeśli są one BARDZO wygórowane. Uśmiechnąłeś się pod nosem i uzbrojony w latarkę i mały skarb ruszyłeś w dalszą drogę podziemnym korytarzem.

Koniec.

Epilog
- Pod koniec transakcji nastąpiły pewne komplikacje – westchnął starszy mężczyzna ze srebrnymi włosami a następnie upił łyk herbaty podniesionej z niewielkiego, szklanego stolika.
- Słyszałem. Jakiś konflikt między dostawcami. Jeden z nich nie żyje... – odpowiedział mu odziany w maskę człowiek siedzący w inkrustowanym złotem fotelu.
- Zgadza się. Został tylko ten, który pokonał Melgara.
- A tak... ta porażka również nie umknęła mojej uwadze. Chłopak powinien teraz nabrać trochę więcej pokory...
- Myślę, że dałoby się jakoś zlokalizować i odebrać pieniądze...
- Oszalałeś? – Przerwał facet w cieniu. – Nie możemy wykonywać żadnych zbędnych ruchów w Sanbetsu. Jedenaście milionów to i tak nic w porównaniu do tego, co udało nam się uzyskać.
- Racja, panie Kane. Przepraszam za moją pazerność.
Gość w cieniu sięgnął po swoją filiżankę stojącą na szklanym stoliku.
- Nasze przedsiębiorstwo znów ożyje – mruknął jakby do siebie, wchłaniając aromat herbaty skrytymi pod maską nozdrzami.
- Czy mam umówić pana na spotkanie z Seikigun Bushou?
- Jeszcze nie. Najpierw muszę mieć pewność, że będziemy mieli monopol w produkowaniu bakterii.
- Obawiam się, że nie rozumiem, szefie...

W tym samym czasie, daleko za oceanem.
- Shiryuu Aniki?
- Co, Garyuu...
- Jesteś pewien, że chcesz to sprzedać nagijczykom?
Obaj mężczyźni stali na pustym nabrzeżu w mieście Ishima. Shiryuu ubrany był jak zwykle w płaszcz z futerkiem, zaś Garyuu, ponad dwumetrowy gigant z blond irokezem i kamiennym wyrazem twarzy, miał na sobie biały podkoszulek i spodnie bojowe w kolorach moro.
- Babilończycy nie wezmą od nas tego szajsu, bo wysadziliśmy im jacht z personelem.
- Niby tak, ale jakoś nie ufam TANARI.
- Nie musimy im ufać, to tylko interes. Poza tym, ten drań Kane nie ma teraz tyle kasy, żeby poza handelkiem z nami coś jeszcze chachmęcić. Rok temu wybuchła mu największa fabryka i od tamtej pory ledwo wiąże koniec z końcem. Pewnie myśli, że te gluty w fiolce pomogą mu stanąć na nogi. Zresztą, dopóki płaci ile chcę, nic mi do tego.
Garyuu w zamyśleniu podrapał się tylko po brodzie.



Finaliści:
Altor +30
Uwagi: Otrzymujesz przedmiot specjalny: 11 milionów Kouka. Jeśli chcesz go wykorzystać, skontaktuj się z administratorem.

Koniec


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 15