Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Lokacja] Więzienie "Ciernie"
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 15-08-2015, 15:56

1 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa
Cytuj
Autor: Naoko

Wylądowałem w maleńkiej celi. Pozbawione okna pomieszczenie mieściło tylko najniezbędniejsze wyposażenie. Usiadłem na przesiąkniętym wilgocią materacu i rozejrzałem się dookoła. Pod ścianą był umocowany stary, zardzewiały pisuar i równie zapuszczona muszla klozetowa. Betonowa podłoga była pełna dziur. Tak samo jak zagrzybiały sufit. Wzdrygnąłem się na samą myśl o długoletnim pobycie w podobnych warunkach. Na szczęście badanie, w którym brałem udział, miało trwać tylko kilka dni, więc postanowiłem nie narzekać i przetrzymać, jak na mężczyznę przystało.
Następny dzień wyglądał obiecująco. Dowiedziałem się, że oprócz stołówki i łazienki, władze zafundowały więźniom niewielką bibliotekę. Przynajmniej mieli szansę na jakąś resocjalizację. Po obiedzie wszyscy wychodzili na godzinny spacer dookoła niewielkiego boiska. Dopiero wówczas poczułem na karku mrożące krew w żyłach spojrzenia przebywających tu ludzi. Telewizja nie przesadzała. Wytatuowani od stóp do głów olbrzymi. Brutalność mieli wpisaną w naturę i wyraz twarzy. Mimo że miałem problem z zapanowaniem nad pęcherzem, udało mi się dotrwać do końca dnia. Nastała noc, wraz z nią zamknięcie cel i chwila oddechu. Przynajmniej tak myślałem.
Zakradli się bezszelestnie. Zakneblowali usta i przytrzymali kończyny. Szeroko otwartymi oczami widziałem twarze, jednocześnie ludzkie i nieludzkie. Grymasy wymalowane na ich ustach potęgowały wzbierające we mnie przerażenie. Z pełną premedytacją pokazali mi mały nóż, podobny z wyglądu do skalpelu. A później kazali mi patrzeć na wszystko, co mi robili, nie pozwalając zaznać spokoju w omdleniu.


***

Więzienie o zaostrzonym rygorze o nazwie Ciernie od lat cieszy się złą sławą. Nie dość, że w jednym budynku znajdują się najgroźniejsi przestępcy z kraju, to słychać plotki o skorumpowanych strażnikach, ściśle współpracujących z mafią. Jedyną pozytywną stroną istnienia tego miejsca jest to, że mieści się na zupełnym odludzi, z dala od cywilizacji.
Oprócz drutu kolczastego i wysokiego muru, strzeżone jest przez najnowocześniejsze systemy monitorujące i najlepiej wyszkolone psy policyjne. W piwnicach znajdują się aż trzy dodatkowe agregaty w razie odcięcia prądu. Nie przeszkadzało to jednak władzom, aby wystrój i wyposażenie wnętrz, do których mają dostęp więźniowie, przypominało swoim wyglądem to, za co sami są uważani.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Naoko   #2 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem
Cytuj
Korytarz rozbrzmiał stukaniem męskich obcasów i mniej wyraźnych kroków w szmacianym obuwiu. Więźniarki podniosły głowy, kierując spojrzenie na wejście do stołówki. Przed chwilą pojawiła się w nich para: strażnik i nowa. Mężczyzna ubrany był w surowy, szary mundur, a białowłosa w jaskrawo-pomarańczowy kombinezon, podobny do tych, które miały na sobie, tylko ciut mniej znoszony. W pomieszczeniu zapadła cisza. Strażnik pchnął dziewczynę w plecy, a ta zaczęła powoli iść w kierunku punktu wydawania żywności. Szła dość niezgrabnie, ponieważ nogi miała skute łańcuchami, co nie zdarza się zbyt często w Bloku B. Jednak dziwniejsze były to, że kobieta, mimo że miała opuchniętą i posiniaczoną twarz, trzymała głowę wysoko. Jedna z kobiet szepnęła do swojej koleżanki:

- To chyba ta, co ją przywieźli tydzień temu.
- Dwa – poprawiła z automatu czarnoskóra, mierząca blisko dwa metry wzrostu. - Przywieźli ją dwa tygodnie temu. A mimo to widzimy ją dopiero dziś.
- Podobno była agresywna...
- Słyszałam, że oderwała ucho jednemu strażnikowi... Zębami....
- Przyjemniaczek zamknął ją za to na tydzień...
- Na dwa – ponownie poprawiła koleżankę. - Jeden za ucho, drugi za plunięcie w twarz.
- Widać niektórzy są lepsi od innych – podsumowała wywód rudowłosa dziewczyna z tatuażami pokrywającymi całe lewe ramię.

Białowłosa przeniosła spojrzenie na salę i omiotła nim przebywające w niej kobiety. Część z nich od razu poznała, że nie jest to byle płotka, chociaż nie odsiadywało się tu wyroków za kradzież cukierków. Ciernie słynęły ze swojej reputacji i by ją podtrzymać, przyjmowało skazańców tylko z najdłuższymi wyrokami. Tylko idioci musieli pytać, za co lądowało się w tym piekle. Rudowłosa mruknęła do czarnoskórej do ucha. Kobieta przytaknęła i zaczęła iść w kierunku nowej. W połowie drogi została zatrzymana przez strażnika.
- Rogue, do kąta.
- Chcę się zapoznać.
- Widzę, że nie dosłyszałaś. Powtórzę: spierdalaj stąd na tych swoich małych stópkach.
Przyjemniaczek nie należał do najcierpliwszych. Zdążył sięgnąć do kabury i położyć rękę na broni. Czarnoskóra zrozumiała. Zrobiła dwa kroki do tyłu, nie spuszczając z oczu strażnika.
- Znaj swoje miejsce, suko.
- Coś taki spięty? Koleżanka chciała się tylko przywitać. Czyżbyś bał się kobiet, Przyjemniaczku? - Rzuciła głośno nowa, patrząc z rozbawieniem na strażnika.
Mężczyzna jednym ruchem wyjął broń i uderzył rękojeścią złotooką w twarz. Dziewczyna przemełła i wypluła na podłogę flegmę wymieszaną z krwią. Mimo to w jej oczach dalej błyszczały wesołe iskierki.
- To wszystko, na co cię stać?
- Chcesz wrócić do izolatki, głupia pizdo?!
- Jeśli zapewnisz mnie, że nie będę musiała oglądać tam twojej brzydkiej gęby, to tak. Nawet w podskokach, jeśli rozkujesz moje kajdany.

Strażnik nie potrzebował niczego więcej. Odbezpieczył broń i przyłożył lufę do skroni białowłosej. Atmosfera zgęstniała w kilka sekund. Więźniarki nie wiedziały co zrobić, czuły jednocześnie strach i wściekłość, krew i pożądanie. Mimo to czekały na rozwój wypadków. Nie było tygodnia, by między strażnikami a więźniami nie doszło do konfliktów, chociaż zwykle miały swoje źródło w Bloku A, w którym znajdowali się sami mężczyźni.
- Jakieś ostatnie słowo? - mruknął z podnieceniem, a stróżki potu spływały mu po skroni. Kilka dni wcześniej wysiadła wentylacja i powietrze w budynku było nieznośnie gorące.
- Strzelaj – odpowiedziała złotooka, patrząc wyzywająco w oczy strażnika.
- Rogers, stój!
Na pierwszym piętrze stołówki pojawił się Rick Meyer, głównodowodzący. Patrzył na podwładnego z obrzydzeniem. Znał demony czające się wewnątrz strażnika, a mimo to nie mógł uwierzyć, że to ten sam mężczyzna, który z taką czułością opiekował się jego córką jeszcze dziesięć lat temu.
- Do mojego biura, natychmiast!
Odwrócił się na pięcie i bez ceregieli znikł w jednym z korytarzy. Przyjemniaczek z niechęcią schował broń do kabury. Na pożegnanie złapał dziewczynę za włosy i brutalnie pociągnął do tyłu.
- Tym razem miałaś szczęście. Jednak to nie koniec suko, jeszcze ciebie znajdę.
- Będę czekać, Przyjemniaczku.

Splunął jej w twarz i prawie wybiegł ze stołówki. Białowłosa niespiesznie wytarła ślinę rękawem i poprawiła, jak gdyby nigdy nic, włosy. Jeden ze strażników pomógł jej przenieść tacę z jedzeniem do stołu i tam rozkuł jej kajdany.
- Gdzie moje sztućce?
- Masz nas za takich idiotów? Dziesięć minut, skarbie, i wracasz do celi.
Rozmasowała nadgarstki i sięgnęła palcami po szaro-burą papkę. Przynajmniej nie śmierdziała, a to było już coś. Jednak zanim zdążyła przełknąć choć kęs, dosiadła się do niej rudowłosa dziewczyna. Bawiła się rękawami swojego kombinezonu, które zawiązała sobie na biodrach. Czarny, obcisły top uwydatniał pokaźne i jędrne piersi, co nie umknęło uwadze złotookiej.
- Głupia jesteś – mruknęła wytatuowana, sięgając delikatnie po biały kosmyk włosów.
- To, że się tu spotkałyśmy, świadczy, że nie jesteśmy wystarczająco mądre. A przynajmniej nie w ważniejszych momentach życia.
Rudowłosa roześmiała się w głos i sięgnęła po jabłko z tacy. Wgryzła się w nie idealnie białymi i prostymi zębami.
- Jestem Kometa, a ty jesteś ciekawa.
- Może i ciekawa, ale przede wszystkim oddaj moje jabłko.
***

Trzy tygodnie po spotkaniu Komety w stołówce Naoko przeglądała się swojemu odbiciu w szklanych drzwiach pralki. Większość opuchlizny już zniknęła , a rozcięcia zabliźniły. Zdmuchnęła niesforne kosmyki z twarzy i usiadła na urządzeniu. Po chwili weszło w tryb wirowania, co było dość interesującą i jedną z nielicznych rozrywek, na jakie mogła sobie pozwolić ostatnimi czasy. Brakowało jej apartamentu, wygód i towarzystwa w nocy. Misja również nie poruszyła się do przodu. Zdarzenie, do którego doszło na stołówce, dało jej pewien rozgłos i poklask wśród współwięźniarek, jak również trzy tygodnie w izolatce. Rogers postarał się, by dostała taką, w której ledwie można było usiąść. Wyszła dopiero wczoraj i póki co nie miała okazji zagaić do rudowłosej. A przecież na tym polegało jej zadanie!

Westchnęła przeciągle i zagwizdała cicho. Ku jej zdziwieniu ktoś jej odgwizdał. Nim zdążyła zlokalizować skąd dobiegł dźwięk, rzuciło się na nią trzech mężczyzn. Zdziwiło to ją, bo w Bloku B nie powinno być więźniów z bloku A – póki co system sądownictwa nie uznał za stosowne upowszechnić więzienia koedukacyjne. Dodatkowo Arafel była trochę osłabiona, co dało mężczyznom przewagę.
Dwóch złapało ją za ramiona i brutalnie rzuciło na podłogę. Trzeci rozszerzył siłą nogi i kucnąwszy przy jej kroczu, zaczął gramolić się ze swoim kombinezonem. Nie przestraszyło jej to zbytnio, a wręcz przeciwnie, rozjuszyło do granic możliwości. Postanowiła dać nauczkę napastnikom. Zamknęła oczy i po chwili była gotowa. Aktywowała Douriki i postanowiła skorzystać z Getsuei-kakoudo po raz pierwszy w życiu w stosunku do cywili. W jednej chwili zacisnęła nogi na tułowiu potencjalnego pierwszego gwałciciela i wyrwała ręce z uścisku dwóch pozostałych. Następnie szybko skręciła tułów, łamiąc żebra Pierwszego. Drugi i Trzeci, wspierani krzykami Pierwszego, ponownie rzucili się na dziewczynę, jednak tym razem bezskutecznie. Sparowała każde uderzenie i wykręciwszy rękę Drugiemu, uderzyła go z całej siły w staw łokciowy, łamiąc go w jednej chwili. Trzeci złapał ją w uścisku. Naoko najpierw kopnęła go piętą w śródstopie, następnie tą samą piętą w okolice krocza. Mężczyzna puścił ją, skomląc z bólu. Nie czekając, Arafel uderzyła go w splot słoneczny i z całej siły wbiła mu twarz w posadzkę. Usłyszawszy donośny chrupot, puściła go. Więźniowie wiedzieli, że byli na przegranej pozycji i zaczęli czołgać się w kierunku wyjścia. Drzwi otworzyły się. W progu stała Kometa z czarnoskórą koleżanką. W ręku miała łom i wyglądała na całkiem zadowoloną z siebie.

- Słoneczko, widzę, że jesteś w tarapatach.
- To pewnie do ciebie – mruknęła złotooka w kierunku Trzeciego.
- Wiedziałam, że sobie poradzisz.
- To taki prezent powitalny? Na przyszłość: wolę czekoladki.
- Dowiedziałam się w sumie kilka minut temu, widać nie spodobałaś się wszystkim koleżankom, a moje ptaszki gruchają tylko, gdy czują dobry interes – rudowłosa przeskoczyła nad Pierwszym, nie omieszkując poczęstować go łomem w zęby. - Jednak stoisz tu, a oni leżą.
- A ja straciłam dwie paczki papierosów i prezerwatywę – mruknęła Rogue, rzucając w kierunku Komety maleńką paczuszką. Złotooka przechwyciła ją w locie.
- To będzie moje. Nie masz nic przeciwko, co?
- Skąd. I tak z tych tutaj nie ma użytku, a do Bloku A nie mam dostępu.
Objęła Naoko ramieniem i poprowadziła w kierunku celi.
- Musimy omówić pewne kwestie, bo wydaje mi się, że będziesz idealnie pasować do naszej paczki...
***

I tak dokonałam niemożliwego. Zaprzyjaźniłam się z Kometą i jakimś sposobem stałam się jej ulubienicą. Z czasem okazało się, że rudowłosa nie lubi mężczyzn i od początku wpadłam jej w oko. Z dnia na dzień obdarowała mnie dość okrojonym zaufaniem, co było przełomowym momentem. Spędzałyśmy razem każdą chwilę, a ja spijałam z jej warg każde słowo, szukając w nich ukrytych informacji. Zanim przybyłam do Cierni, wiedziałam, że Kometa dostała podwójne dożywocie za próbę nieudanego zamachu na prezydenta. Podejrzewano, że była związana z grupą terrorystyczną Białe Rękawiczki, uważającej się za pseudo-bohaterów mających oczyścić świat z ludzi niepodzielających ich poglądów. Czcili anarchię i seks bez zobowiązań. Dostępność narkotyków i handel ludźmi. Chaos. Kiedyś, gdy byłam jeszcze młodą i buntowniczą dziewczyną, możliwe, że trafiliby ze swoimi ideami do mojego serca.

Tymczasem Kometa była numerem jeden w Bloku B, choć z ograniczonymi możliwościami. Mimo że miała środki, by podporządkować sobie wszystkich i wszystko, stanowisko szarej eminencji bardzo jej pasowało. Włączała się do sprawy tylko wtedy, gdy widziała w tym interes. Zatem postanowiłam ją zainteresować. Pozwoliłam niektórym więźniom zobaczyć mój udawany atak na strażników w momencie swojego przyjazdu, jednak nie myślałam, że dorobię się tak ciekawej plotki, jak tej o odgryzionym uchu. Pyskowanie do Przyjemniaczka i pobicie więźniów tylko utwierdziło rudowłosą w przekonaniu, że mogą być atrakcyjnym nabytkiem. Jednak mimo to nie pisnęła nawet słówkiem na temat Rękawiczek. A nie miałam śmiałości jej zapytać, przynajmniej nie tutaj. Nie chciałam stracić jej zaufania, bo inaczej mogłabym ugrząźć tu na bardzo długo. Oczywiście nie musiałabym tego wszystkiego przechodzić, gdyby wywiad sprawował się ciut lepiej, ale cóż – po ich informatorze ślad zaginął i jedyną informacją na temat BR jakie posiadaliśmy było to, że szykowali się do kolejnego ataku. Moim zadaniem było dowiedzenie się szczegółów.
Skłamałabym mówiąc, że nie polubiłam Komety. Nosiła fantazyjny irokez, a jedną stronę głowy miała wygoloną. Na ramieniu miała olbrzymią kometę, która wyglądała niczym wycięta z fotografii. Zgrabna, młoda, inteligentna. Okrutna i przebiegła. Lubiłam charyzmatycznych ludzi, a że sama nie należałam do fanów prezydenta, nie oceniałam jej występku.
Któregoś dnia (kilka tygodni po incydencie w pralni) zostałyśmy obie zamknięte na kilka dni w izolatkach umieszczonych obok siebie. Kometa znosiła to całkiem nieźle, mimo że widać było, że walczy z atakiem paniki. Jej oddech był płytki i przyspieszony, a głos drżał w słodkich tonach.

- Jak się czujesz?
- Naoko, nie mów mi, że przejmujesz się moim losem, bo chyba dojdę na miejscu z uciechy. Socjopaci nie czują, ale doceniam, że starasz się być miła.
- Wiem kim jesteś – rzuciłam, postanowiwszy położyć wszystko na jedną kartę.
Odpowiedziała mi cisza.
- Nie bez przyczyny dałam się tu zamknąć – ciągnęłam, coraz szybciej wypowiadając słowa. - Zrobiłam to wszystko... Dla ciebie.
Cisza.
- Nie, nie dla ciebie. Dla siebie. Chcę ci pomóc. Wrócić tam, gdzie jest twoje miejsce.
Cisza.
- [ cenzura ], Kometa, powiedz coś.
- Kłamiesz, zawsze wiem, kiedy ktoś kłamie.
- Dobra... Cholera jasna, chcę cię stąd wydostać. Wierz mi lub nie.
- Teraz nie kłamałaś, ale dalej nie wiem, po co chcesz mi pomóc w ucieczce.
- Nie, chcę uciec z tobą.
Cisza. Czekałam. Źle to rozegrałam, czułam, że powinnam poczekać, ale do jasnej ciasnej, nie wytrzymam ani chwili dłużej w tej izolatce, w celi tak obskurnej, że bezdomni by w niej nie zamieszkali. Miałam dość jedzenia bez smaku i kształtu. Chciałam wrócić do życia, tych podstawowych czynności, które mimo że zaspokajały tylko najbardziej zwierzęce potrzeby, sprawiały równocześnie wiele przyjemności. I wziąć kąpiel. Tak długą i gorącą, by zmarszczyć skórę na stałe.
- Nie kłamiesz – rzekła w końcu, zdziwiona prawie tak samo, jak ja.
- Nie kłamię.
- I potrafisz nas stąd wyciągnąć?
- Wszystko zostało przygotowane przed pierwszym dniem odsiadki.
- Nie kłamiesz...
- A ty co, Wróżbita Maciej?
- Bez Rogue?
- Bez Rogue – potwierdziłam, ze strachem wspominając dwumetrową ochronę Komety. Czarnoskóra rzadko się odzywał, ale nie pałała do mniej cieplejszym uczuciem. Mimo było żyć z perspektywą, że nie będzie mi towarzyszyć do końca dni. Rudowłosa myślała chyba podobnie.
- Kiedy?
- Dam ci znać.
Nie rozmawiałyśmy już do końca odsiadki. Ja powtarzałam w myślach swój plan, punkt po punkcie. Kometa natomiast miała swój własny, o czym z czasem miałam się przekonać.
***

Część, w której wydostajemy się z więzienia była najłatwiejsza. Miałam plan budynku, wiedziałam o której dochodzi do zmian wart, nauczono mnie, jak skutecznie zhakować system i pozbawić więzienie zasilania. Kometa była w pełni sił, więc nie ociągała się i wykonywała polecenia. Bez systemu monitoringu, z otrutymi psami (tylko głupcy mogli zlecić więźniom pracę na stołówce) i alarmem, który włączył się 30 minut po opuszczeniu przez nas budynku, nie mieli szans nas złapać.
Dwa kilometry na wschód od więzienia znajdował się mały magazyn skryty pod kilogramami piasku. W środku był motor typu adventure, przystosowany do jazdy po piachu i prowiant na kilka dni. Dwie godziny później byłyśmy w na pozór opuszczonej chatce nieopodal wybrzeża. Kometa początkowo nie chciała się zatrzymywać, jednak przekonałam ją, że musimy przespać się kilka godzin i nabrać siły na ucieczkę z kraju. Po kilku tygodniach mogłybyśmy spokojnie wrócić do Babilonu.

- Nie mam tyle czasu – rzuciła, lekko rozdrażniona.
- Dlaczego? W więzieniu miałaś go aż nadto...
- Teraz wszystko się zmieniło...
Położyłam jej rękę na ramieniu i wówczas zaatakowała. Złapawszy mnie za nią, pchnęła mocno biodrami i przerzuciła mnie przez ramię. Wylądowałam na drewnianej podłodze, wnosząc w górę tumany kurzu. Kometa przygwoździła mnie do podłogi, przykładając mi do gardła dobrze zaostrzony nóż (musiała znaleźć go przy motorze).
- Nie ufam ci.
- Kilka godzin temu nie miałam żadnych obiekcji – rzuciłam lekko.
- Lubię cię, Naoko, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Nie powiedziałaś mi wszystkiego, a jak wiesz, zawsze, ale to zawsze gramy na moich zasadach...
Chwyciłam za ostrze i po chwili siłowania, udało mi się wyrzucić nóż w daleki kąt. Kometa zrobiła wówczas błąd, bo postanowiła po niego wrócić. Nie dałam jej możliwości. Przewróciłam ją na plecy i unieruchomiłam ręce. Gdy próbowała mnie kopnąć, położyłam się na jej nogach. Szamotałyśmy się przez chwilę.

Nagle, nie wiem, która była pierwsza, zaczęłyśmy się całować. Mocno, gwałtownie, z niezaspokojeniem. Już nie przytrzymywałam jej rąk, a rozpinałam pospiesznie pomarańczowy kombinezon. W tym samym czasie rudowłosa pieściła moje piersi, ciągnąc co chwila za coraz twardsze sutki. Jęknęłam jej w twarz i zanurzyłam usta w szyi. Wygięła się w łuk, ściągając jednocześnie rękawy. Rozchyliłam nogi Komety i naparłam na jej krocze kolanem. Wydychałyśmy maleńkie obłoczki ciepłego powietrza między pospiesznymi pocałunkami. W końcu pozbyłyśmy się tych przeklętych ubrań. Skórę miała przyjemnie miękką i gładką. Przeniosłyśmy na łóżko, nie odrywając się od siebie i pieszcząc się nieustanie dłońmi. Pchnęłam chwilową kochankę na poduszki i sięgnęłam po wygraną kilka tygodni temu prezerwatywę.
- To męska – jęknęła z rozbawieniem, przeciągając paznokciem po piersiach.
- Jeszcze – rozcięłam nożem jedną stronę silikonu i klęknęłam przed Kometą.
Po chwili chatka rozbrzmiała urywanymi jękami rudowłosej. Słodkie słowa, które do mnie szeptała mieszały się z głośno wciąganym powietrzem. Jednocześnie zaciskała i rozszerzała przede mną rozgrzane uda, błagając o więcej i prosząc o przestanie. Gdy była już bliska szczytu, przywarłam do niej całym ciałem, łącząc się każdym milimetrem skóry. Pierś do piersi, usta do ust. Nasze palce zagrały najpiękniejszy koncert w życiu i pomogły w osiągnięciu spełnienia.
Jakiś czas później, gdy leżałyśmy pod cienki kocem, Kometa odpowiedziała mi o swoim planie. Wytłumaczyła mi gdzie chce się udać i w jakim celu oraz dlaczego musi wyruszyć jak najszybciej. Spytała, czy z nią pójdę.
- Tak – odpowiedziałam, szczerze. W tej chwili poszłabym za tą kobietą w każdym kierunku.
- Nie kłamiesz – mruknęła i pocałowawszy mnie czule, usnęła w moich ramionach.
Spojrzałam na nóż leżący na stoliku. Sięgnęłam po niego i po chwili odłożyłam na miejsce. Zasnęłam kilka chwil później, nie myśląc o poranku.
***

Wyruszyłyśmy o świcie. Szłam kilka kroków przed dziewczyną, co jakiś czas uśmiechając się do niej, co odwzajemniała. Miło było widzieć ją szczęśliwą. Motyla noga, może tego brakowało jej w życiu? Może, gdybyśmy spotkały się kilka lat wcześniej, byłaby po prostu ze mną i tylko tyle.
Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam na jej klatce piersiowej laserową, czerwoną kropkę.
- Kometa, nie!
***

Strzał trafił w plecy Naoko, która po chwili padła twarzą na ziemię. Rudowłosa wpatrywała się w nią zahipnotyzowana, a przerażenie rosło w jej oczach z sekundy na sekundę.
- Nao!!!
Nie zdążyła dobiec do dziewczyny. Została powalona na ziemię przez żołnierza, który pojawił się znikąd. Tak samo jak wielu jego kolegów. Ale to nie było ważne. Tam, kilka metrów od niej, leżała Naoko i potrzebowała jej pomocy. Jedyne, na co było ją stać, to krzyk rozpaczy.
Zobaczyła zbliżającą się postać, która zatrzymała się tuż nad nią. Był to średniej postury mężczyzna o zaczesanych do tyłu blond włosach i ciemnej koziej brodzie.
- Zabrać ją z powrotem do więzienia. Przekażcie Meyerowi, że jedna z uciekinierek stawiała opór i została unieszkodliwiona.
Kometa dała zaciągnąć się do samochodu, cały czas wpatrzona w białe włosy rozrzucone dookoła Naoko. Zacisnęła wargi. Tylko dwie myśli świtały jej w głowie. Postanowiła dorwać i zabić faceta, który zabił Naoko. Oraz dziękowała, że jedyna osoba spoza BR wiedząca o nadchodzącym zamachu, nie żyje. I to musiało służyć jej za wątpliwą pociechę.
***

- Odjechali, Shina, szybko!
Nad Arafel pojawiła się kobieta z włosami upiętymi w wysoki kucyk. Klęknęła nad nią i zamknąwszy oczy, dotknęła miejsca, w którą postrzelił ją Veno. Po kilku chwilach białowłosa otworzyła oczy i usiadła z trudem. Porucznik zarzucił na jej ramiona swój płaszcz.
- To było niebezpieczne.
- Ale się udało – jęknęła, czując pulsujący ból w plecach. - Dzięki Inoki.
- Nie ma sprawy.
- Mogłem cię zabić!
- Ale tego nie zrobiłeś... Pomóż mi lepiej wstać...
Zrobił, o co go prosiła. Przez chwilę miała mroczki przed oczami.
- Czy dowiedziałaś się czegoś?
- O wiele więcej, niż przypuszczaliśmy...
- Ale jak?
- To opowieść na inny dzień – poprawiła płaszcz. Było jej zimno. Świadomość, że ledwie umknęła śmierci trochę nią wstrząsnęła.
- To co teraz?
- Musimy natychmiast wyruszyć do Semphyry, nie mamy wiele czasu. W drodze powiadomimy odpowiednie jednostki i zdążymy zaatakować przed planowanym atakiem terrorystycznym. Mamy ich w szachu, poruczniku Saunder.
- A jeśli ta dziewczyna powiadomi BR?
- Niby o czym? Że jedyna osoba, która wiedziała o planach BR, nie żyje? Wątpię. A nawet jeśli, złapiemy trop i w końcu ich rozbijemy.
Arafel zaczęła iść w kierunku samochodu. Faktycznie, miała coś z socjopaty. Już nic nie czuła do Komety. Wraz ze śmiercią więźniarki Naoko, wszystko rozmyło się w pustkę.
- Ech, żyćko – mruknęła z lekką nutą i wsiadła do samochodu. W aucie podrzuciła do góry nóż. W małej dziurce przy nasadzie świeciła się maleńka ikonka. Dzięki Lumenowi za wszędobylski GPS!


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 12