5 odpowiedzi w tym temacie |
^Genkaku |
#1
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 27-01-2016, 00:19 [Poziom 3] Genkaku vs NPC (Sixtus Reim) - walka 1
|
|
Genkaku v7001 douriki
Sixtus Reim 2700 douriki
Walka do [Ninmu] Ciemność kontra światło
---
Dorzecze Rzeki Blaski, miasto Hope - Doki - Teraz.
Zalewająca nabrzeże mgła nie była gęsta, jednak w połączeniu z nieprzeniknioną ciemnością bezgwiezdnej nocy, skutecznie utrudniała widoczność. Przyciskający do oczu lornetkę mężczyzna przeklinał pod nosem i wytężał wzrok, starając się nie zgubić z pola widzenia ledwo odcinającej się na horyzoncie sylwetki zacumowanego na redzie kontenerowca. Atmosfera była nerwowa. Dwóch miejscowych wspólników stało w milczeniu, opartych o jedną z wielu piętrzących się w okolicy stert skrzyń. Nieco dalej na pobliskiej przystani krzątali się wynajęci przez nich ludzie. Wszystko było przygotowane i dopięte na ostatni guzik. Brakowało jedynie sygnału ze statku, że towar jest już gotowy do przeładunku.
- Lepiej, żeby za chwilę coś się zaczęło dziać, Kagure. Nie znoszę czekania…
Wywołany do odpowiedzi Sanbeta przełknął nerwowo ślinę. Mimo niskiej, zimowej temperatury na jego czole pojawiła się strużka potu. Starając się opanować drżenie dłoni, opuścił lornetkę i nieśmiało odwrócił w kierunku stojącego obok kolosa .
- Takie operacje są zawsze bardzo delikatne, panie Reim – nerwowo starał się dobrać odpowiednie słowa, by w żaden sposób nie urazić zealoty, który ledwo mieścił się w biały, elegancki garnitur. – Trochę cierpliwości.
Jakby na potwierdzenie swoich słów, rzucił wymowne spojrzenie w kierunku trzeciego z mężczyzn. Cesare Antonelli był znanym w miejscowym półświatku „przedsiębiorcą” i jak głosiły plotki, miał nosa do nielegalnych interesów, co uczynniło go na przestrzeni lat jednym z głównych partnerów niecierpliwego maga. Ten fakt dawał Kagure niewielką iskierkę nadziei, że gangster będzie w stanie poskromić jakoś temperament olbrzyma. Wiara okazała się jednak płonna. Dygoczący z zimna Babilończyk, zdawał się być bardziej pochłonięty wciskaniem się we wnętrze własnego płaszcza, niż potrzebą studzenia gorącej głowy wspólnika. Szczękając zębami zdobył się tylko na kilka szybkich, potwierdzających kiwnięć głową.
Kagure przewrócił oczyma nie kryjąc rozczarowania. Coraz bardziej zniecierpliwiony Reim oderwał się od zajmowanego do tej pory miejsca pod stosem skrzyń i ruszył w jego kierunku energicznym krokiem. Rosnący w nikłym, jaskrawym świetle dokowych lamp cień, po chwili całkowicie przykrył sylwetkę Sanbety, który w obliczu zbliżającego się olbrzymiego brodacza, miał wyraźną ochotę zapaść się pod ziemię. Mocarna ręka kolosa zacisnęła się na kołnierzu, unosząc nieszczęśnika o kilka centymetrów.
- Jest! Dają sygnał!
Niespodziewany okrzyk jednego z wynajętych marynarzy oddalił kłopoty. Wszyscy zgromadzeni, jak jeden mąż, odwrócili się w kierunku otwartego morza. Wiszącą w powietrzu mgłę, przeszyło nikłe światło migoczącego regularnie, pokładowego reflektora. Przyciskając do oczu lornetkę Kagure dyszał z podniecenia. Niemo poruszał ustami, odczytując nadaną alfabetem morsa wiadomość.
- Są gotowi! - Zakomunikował. – Przygotować pierwszą barkę!
Stłoczona na przystani grupa najmitów drgnęła, niepewnie świdrując spojrzeniem postać zealoty. Dopiero, gdy Reim dał im znak skinieniem głowy, rzucili się do jednej z zacumowanych jednostek, sprawnie rozpoczynając przygotowania do odbicia od brzegu.
- Teraz wszystko zależy od tego, jak wy wywiążecie się ze swojej części umowy – zaczął Kagure w wyraźny sposób nabierając pewności siebie, czego od razu tego pożałował.
Blond włosy kolos odwrócił się w jego stronę, oddychając ciężko przez nos. Był wyraźnie wzburzony uwagą. Kolejne tchnienia opuszczały jego organizm parując na lodowatym powietrzu. Blady strach spłynął na Sanbetę, który odruchowo cofnął się o kilka kroków.
- Nie ufasz mi Kagure? – zbliżający się olbrzym przypominał w tej chwili rozwścieczonego byka. – I dobrze, bo ja nie ufam tobie. Jeden błąd, jedno potknięcie i pożałujesz, że parszywa matka wydała cię na świat.
- Lepiej uważaj Sixtus. Jeżeli coś mi się stanie z twojej ręki, moi szefowie nie puszczą ci tego płazem…
- Twoi szefowie? Kto? Pawers? – zatrząsnął się spontanicznym śmiechem. – Nie rozśmieszaj mnie gnido. Mogą pocałować mnie w dupę…
Rzuciwszy pełne politowania i pogardy spojrzenie, odwrócił się z powrotem w stronę niknącej właśnie we mgle barki.
- Możesz być pewny, że załatwiłem sprawę. Ani straż graniczna, ani wojsko nie będą nam dziś przeszkadzać. Zresztą, gdybym chciał cię oszukać, już dawno zabiłbym i ciebie, i być może tego szczura, pozbywając się świadków . Nie tak jednak robi się interesy…
Kończąc wskazał niedbałym gestem głowy, na wciąż dygoczącą postać Antonelli’ego. Ten zaśmiał się nerwowo spuszczając na słowa wspólnika zasłonę milczenia.
---
Dwa dni wcześniej…
Żarzący się w półmroku papieros powoli tracił na intensywności, w miarę jak rozpalony tytoń dogasał zamieniając się w popiół. Rozparty w fotelu ex-agent powolnym, mechanicznym ruchem uniósł niedbale zarzuconą na oparcie dłoń i zaciągnął się głęboko. Rozmyty, zamyślony wzrok utkwiony był w rozwieszonych na ścianie fotografiach. Cała jej powierzchnia pokryta była dziwnym i niepokojącym kolarzem zdjęć, przedstawiających postać Sixtusa Reim’a Od dwóch tygodni prowadzili inwigilacje zealoty, każdego dnia dokładając kolejne kadry z jego udziałem. Każda czynność, nawyk, zachowanie, osoba z którą się spotykał, została skrupulatnie uwieczniona i dołączona do kolekcji. Doskonała, wywiadowcza robota, świadcząca o wysokim kunszcie szpiegowskiego fachu. Dlaczego więc był niezadowolony? Dlaczego czuł, jakby to nie miało znaczenia? Kiedy podniecenie wynikające z ostatnich wydarzeń opadło, a po rozmowie z Dokuro pozostało jedynie dźwięczące w uszach echo, w umyśle Genkaku narodziła się niepokojące wrażenie. Myśl, a może bardziej autosugestia, że nic nie zmieniło się przez ostatni rok. Dawne, towarzyszące mu w czynnej służbie znużenie powróciło nagle i gwałtownie, porywając go niczym wzburzona fala.
- Myślisz, że dałem się zmanipulować? – rzucił nie zmieniając pozycji, ani nie odrywając wzroku od obranego punktu w przestrzeni. – Że Dokuro mnie wymanewrował ?
- Ktoś ośmieliłby się okłamać Wielkiego Kłamcę? Aż trudno w to uwierzyć…
Drwiący głos Thekala dobiegał z ciemności. Kito sam nie wiedział, czego spodziewał się w ramach odpowiedzi. Duch nigdy nie odpuszczał okazji, żeby podkopać fundamenty, na których jego pan budował obraz swojego świata.
- Pół życia chciałeś, żeby w końcu znalazł się ktoś, kto odwali za ciebie brudną robotę, a kiedy w końcu nadarzyła się taka okazja, odrzuciłeś ją bez zastanowienia. Myślę, że to nie wina Dokuro, tylko twojej własnej głupoty.
Żałował, że zaczął tą dyskusje. Szaman jak zawsze bez litości komentował wszystkie jego błędy. Jak to się dzieje, że choć zawsze pragnie unikać kłopotów i konfrontacji, to koniec końców podejmuje inne decyzje. Paradoksalnie miał nadzieję, że to przywódca Poszukiwaczy sprawnie wykorzystał zamiłowanie do intryg. O wiele łatwiej przyszłoby mu to zaakceptować, niż fakt, że sam podświadomie pcha się w kłopoty i stracił kontrolę nad tym co robi i czego pragnie. Dał się porwać trybom machiny, przed którą desperacko próbował uciekać. Sprawa stworzenia broni przeciw Akuma, dobiegała końca, a on czuł jakby tracił sens i siły do dalszych działań. Dobrze, że nie porwał się przynajmniej na Lancelota.
-Czyżby Kito Genkaku w końcu zaczął odczuwać presję? Zaczynasz zachowywać się jak baba, z tym rozchwianym nastrojem – zauważył drwiąco. - Zamiast tak siedzieć i użalać się nad sobą, mógłbyś w końcu przedstawić jakiś plan. Kończy nam się czas. Chyba, że w końcu zaczęły ci się kończyć pomysły…
Ex-agent skrzywił się, lecz postanowił pozostawić słowa szamana bez komentarza. Faktycznie był zmęczony i czuł, że stracił ostatnio pewną świeżość w obmyślaniu forteli. Stał się przewidywalny. Zbyt wygodny, a otarcie się o fiasko podczas inwigilacji Pałacu Papieskiego, wybiło mu z głowy podejmowanie ryzykownych decyzji. Świadomy, że musi rozegrać porwanie Reim’a wyjątkowo ostrożnie, miał kłopot z dobraniem odpowiedniej strategii.
Westchnął ciężko odrywając się od fotela i powolnym krokiem podszedł do wytapetowanej fotografiami ściany. Przez chwilę wpatrywał się w portret zealoty. Sylwetka maga była imponująca. Swoją budową przywodziła na myśl starego Nobunagaki’ego. Mógł tylko mieć nadzieje, że Babilończyk nie będzie stanowił podobnego poziomu wyzwania.
- Może jak nie masz pomysłu, po prostu zaatakujemy go, w najmniej oczekiwanym momencie? We śnie, albo w jakimś zaułku?
- Chyba kpisz. To zbyt ryzykowne. Niedaleko jest baza marynarki. W jednej chwili mielibyśmy na głowie niezły pościg…
Thekal westchnął ciężko, zrezygnowany. Wyłonił się z cienie podchodząc do Genkaku i stając z nim w jednym rzędzie wskazał na jedno ze zdjęć.
- A może on? – Zaproponował. – To chyba słaby punkt.
Ex-agent przyjrzał się uważnie ze sceptyczną miną, starając dopasować imię do postaci.
- Antonelli?
- Moglibyśmy go porwać i wciągnąć Reim’a w zasadzkę, kiedy będzie próbował go odbić…
Parsknięcie szczerego śmiechu przerwało jego wypowiedź. Poszukiwacz z politowaniem wpatrywał się w swojego towarzysza.
- Nie żartuj. Sixtus to sku.rwysyn. Nie kiwnie palcem, żeby ratować taką gnidę. Prędzej znajdzie sobie jakiegoś zastępcę.
- On prowadzi jego rachunki – duch nie dawał za wygraną, zaciekle broniąc swojej koncepcji. – Zrobi to z obawy o własną skórę.
O dziwo argument wydał się Genkaku nadspodziewanie celny. Ta mała burza mózgów podziałała na niego wyraźnie pobudzająco. Czuł, jak krew coraz intensywniej pulsuje w jego czaszce, napędzając szare komórki.
- Możliwe, że faktycznie damy radę jakoś wykorzystać słabość, naszego pana porucznika, do ciemnych interesów. Możemy wciągnąć go w pułapkę, albo trochę poprzeszkadzać w interesach i wtedy dopaść…
---
Doki - teraz
Kagure drgnął nerwowo, gdy przypięta do paska krótkofalówka zatrzeszczała, skupiając na sobie uwagę oczekujących powrotu pierwszej barki gangsterów. Unikając jak ognia pytającego wzroku, obrócił się plecami do wspólników przykładając urządzenie do twarzy. Reim i Antonelli spojrzeli po sobie nasłuchując rozmowy. Głos marynarza był zakłócony, ale wyraźny na tyle, by dało się go zrozumieć.
- Sir, nie chcą nas załadować. Kapitan mówi, że nie dostał pieniędzy.
Sanbeta drgnął nerwowo, a razem z nim pozostali zgromadzeni. Targany emocjami to bladł, to zalewał się purpurowym rumieńcem, gdy wściekłość walczyła w nim ze strachem.
- Jak to do cholery nie dostał pieniędzy?! Jaja sobie robisz?
O dziwo, zaskakując wszystkich to Antonelli zareagował pierwszy. Usłyszane słowa podziałały niczym magiczna kuracja, od ręki pozbawiająca go wszelkich objawów przemarznięcia. Drgawki zniknęły ustępując gniewowi.
- To na pewno nieporozumienie. Zaraz to wyjaśnię…
- Co wyjaśnisz? Że chciałeś nas oszukać?!
Olbrzym nie miał zamiaru czekać. Wyminął babilońskiego wspólnika, trącając go od niechcenia barkiem i jednym szybkim susem dopadł do Sanbety. Ten po raz kolejny cofnął się, usilnie starając ratować skórę. Zasłaniając się wolną ręką przed nadciągającym zealotą, zaczął prostować sytuacje.
- Jak to nie dostał pieniędzy? Powiedz mu, że nie tak się umawialiśmy. Daj mi go, chcę z nim rozmawiać.
Głośnik krótkofalówki znów zaszumiał zachrypniętym głosem.
- On mówi, że pojawił się nowy kupiec i zaproponował wyższą cenę. Jak chcemy towar musimy dopłacić. Co mam mu powiedzieć?
Wiązka przekleństw wyrwała się z krtani gangstera, jednak nie miał okazji w pełni zaprezentować swojego bogatego słownika. Potężne uderzenie na odlew, otwartą dłonią wyrzuciło go w górę i w tył, prosto na stos pustych palet. Jęknął przeciągle, gramoląc się na czworaka z pomiędzy sterty połamanych desek. Z nosa leciała mu krew. Jej wąska struga powoli ściekała mu po twarzy, która pulsowała od przyjętego przed chwilą ciosu.
- Zabiję cię sukinsynie – olbrzym zbliżał się, zaciskając nerwowo pięści. – Mówiłeś, że to pewny dostawca! Że wszystko jest już dograne!
- Nie! To na pewno jakieś nieporozumienie! – Klęcząc uniósł w górę dłonie, w błagalnym geście. – Zaraz wszystko wyjaśnię. To tylko nieporozumienie. Popłynę drugą barką i porozmawiam z kapitanem. Wszystko wyjaśnię…
- Ch.uja wyjaśnisz! Chcesz się wykpić i zniknąć z towarem. Potrzebowałeś frajerów, którzy załatwią ci bezpieczny rozładunek, ale wiesz co? Źle trafiłeś! Załatw go Reim, albo ja to zrobię!
W ręku zbliżającego się szybkim krokiem Antonelliego błysnął nóż. Sanbeta z bólem wymalowanym na twarzy odskoczył, niemal znów wywracając się na kolana.
- Nie! Panowie! Weźmy się w garść, do jasnej cholery! Przyjechałem tutaj robić interesy. Dobre interesy. Znaleźć ludzi, z którymi mój szef mógłby w przyszłości nawiązać stałą współpracę…
Dysząc ciężko, nerwowym wzrokiem wodził od jednego do drugiego mężczyzny. Upatrując nadziei w ich chwilowym braku reakcji, kontynuował:
- Popłynę drugą barką na statek i porozmawiam z kapitanem. Dopłacę brakującą kwotę z własnych pieniędzy. W ramach zadośćuczynienia odstąpię też część swojej doli.
Babilończycy w milczeniu wymienili porozumiewawcze spojrzenia. W zapadłej ciszy słychać było jedynie chlupotanie obijającej się o nabrzeże wody. Nawet wynajęte oprychy, krzątający się przy drugiej barce zastygli w bezruchu, wyczekując dalszego rozwoju wypadków. Zaciśnięte w pięści dłonie Reim’a w końcu opadły, luźno opuszczone wzdłuż tułowia. Kagure z ulgą wypuścił powietrze.
- Posłuchaj mnie gnido i dobrze zapamiętaj sobie moje słowa - Blondyn cedził słowa przez zaciśnięte zęby. Wyraźny wysiłek sprawiało mu zachowanie spokoju.
- Gardzę takimi małymi padalcami. Przyjeżdżasz tutaj, myśląc że to jakaś zasrana prowincja i taki jaśnie pan jak ty, może robić tu Lumen wie co. Lepiej dla ciebie, żeby to faktycznie było nieporozumienie. Masz kwadrans na wyprostowanie tej sytuacji, albo kończę naszą umowę.
- Płynę razem z nim – niespodziewanie oznajmił Antonelli. Widząc zdziwienia na twarzach pozostałej dwójki dodał: - Nie mam zamiaru spuszczać go z oczu. Za dużo zainwestowałem.
Sixtus pokiwał głową z namysłem.
- Masz rację. Płyńmy wszyscy.
---
Dwa dni wcześniej…
Zacisze gabinetu było jedynym miejscem w którym Antonelli mógł rozluźnić się i odpocząć. Wyłożone boazerią ściany, obwieszone licznymi obrazami, oraz antyczne meble przypominały mu o tym, jak wiele zdołał osiągnąć dzięki swojej ciężkiej pracy. Nie był być może największym graczem w okolicy, ale ludzie musieli się z nim liczyć. Stojąc przy dużym, panoramicznym oknie, obserwował wysokie ogrodzenie otaczające wille i kilku krzątających się po podwórzu ochroniarzy. Sam nie wiedział kiedy w jego ręku pojawiła się szklanka wypełniona alkoholem. Z namysłem, celebrując tą jedyną z nielicznych w ciągu dnia chwilę spokoju, uniósł naczynie do ust i upił spory łyk bursztynowego płynu
- Jestem wdzięczny, że zgodził się pan mnie przyjąć.
Babilończyk odwrócił się spoglądając na swojego gościa. Siedzący na jednym z dwóch przeznaczonych dla interesantów foteli mężczyzna był ubrany w grafitowy garnitur o eleganckim, sportowym kroju i czarną, jedwabną koszulę. Gdyby nie niefrasobliwie zaczesana na bok fryzura i niedbale zapuszczona broda, mógłby uchodzić za najwyższej klasy biznesmena.
- Podobno ma pan do mnie sprawę, Kagure. Proszę przejść do rzeczy. Nie mogę poświęcić panu zbyt wiele czasu.
Sanbeta odchrząknął poprawiając się w fotelu.
- Przyrzekam, że nie pożałuje pan ani jednej sekundy. Mój mocodawca...
- Pan Pawers, zgadza się? – przerwał mu, podchodząc powoli do biurka. W myślach zanotował by sprawdzić później to nazwisko.
- Tak, właśnie on. Ma nadzieję, że udami mi się znaleźć kogoś z kim udałoby się ubić pewien interes.
- Do brzegu, panie Kagure. Do brzegu.
Starał się nie okazywać zainteresowania, ale sprawa była intrygująca. Nie wspominając już o tym, że wizyta przedstawiciela sanbetańskiego gangstera z propozycją współpracy, połechtała nieco jego dumę. Tymczasem Kagure zdawał się z wolna tracić humor.
- Panie Antonelli, z całym szacunkiem, proszę pozwolić mi mówić – wstał i chowając ręcę w kieszeń powoli zaczął przechadzać się po gabinecie. – Proszę sobie wyobrazić taką sytuację. Gdzieś tam, na otwartym morzu płynie właśnie statek. W ładowni ukryty jest ładunek. Nie byle jaki, bo dość cenny – trzydzieści ton koltanu.
Babilończyk usiadł na krześle robiąc obojętną minę. Ewidentnie nie podobała mu się zmiana tonu rozmówcy.
- Co to za cholerstwo?
- Koltan, to ruda tantalu. Niezwykle cenny pierwiastek. Ma go pan na przykład w swoim telefonie, ale przemysł wykorzystuje go też do innych rzeczy. Osłon czołgów, rakiet, skomplikowanych układów elektronicznych. Niestety złoża są dość ograniczone i kontrolowane głównie przez poszczególne państwa. W związku z tym cena jest dość wygórowana i pozwala na pewne spekulacje.
- To znaczy?
- W miejscu wydobycia, na przykład na Pustyni Rozpaczy, kilogram kosztuje około dziesięciu kouku. Na czarnym rynku można sprzedać go za trzysta – zrobił pauzę, rzucając w kierunku rozmówcy wymowne spojrzenie. – Dostrzega już pan okazję?
Antonelli odwzajemnił gest, wbijając wzrok prosto w oczy Sanbety. Oczywiście, że dostrzegał okazję. Cała sprawa wyglądała jednak zbyt pięknie, by mogła być czymś więcej niż tylko sennym marzeniem. Nie do końca potrafił uwierzyć, że kupa kamieni może być tak cenna.
- Gdzie tkwi haczyk? – zapytał bez pardonu. – Jeżeli mam w to wejść, muszę wiedzieć znacznie więcej. Skąd jest ten towar ?
Kagure uśmiechnął się szeroko. Wyglądało na to, że jest zadowolony ze zdobycia uwagi gangstera.
- Ukradziony Krwawym Szakalom. Dlatego musi trafić na rynek babiloński.
- Terroryści nie mają tu wystarczających wpływów, żeby przeszkadzać, co? – zauważył złośliwie.
Sanbeta przytaknął. Jego zachowanie stało się o wiele swobodniejsze niż na początku rozmowy. Pytającym gestem wskazał stojącą na jednym ze stolików karafkę z brandy. Antonelli przytaknął, pozwalając gościowi by sam się obsłużył.
- Czego oczekuje pański szef?
Brodacz milczał przez chwilę nalewając sobie alkoholu. Wypełniona alkoholem szklanka powędrowała wpierw do nosa. Kilka sekund delektował się zapachem wybornego trunku, zwlekając z odpowiedzią.
- Sytuacja wygląda następująco – zaczął, nie odpowiadając wprost na pytanie. – Towar jest w posiadaniu kapitana statku, który wszedł w jego posiadania po tym, jak poprzedni właściciel nie zdołał uciec przed zemstą terrorystów. Niestety dla niego, nie posiada odpowiednich koneksji by bezpiecznie pozbyć się gorącego ładunku. Dlatego też, chce jedynie milion kouku.
- Trzydzieści trzy za kilogram - obyty z matematyką Babilończyk szybko przeliczył cenę.
- Możemy wyłożyć połowę tej sumy. W zamian za dołożenie drugiej połowy i zapewnienie bezpiecznego rozładunku, oferujemy sześćdziesiąt procent przyszłych zysków.
Babilończyk wyprostował się na krześle i nachylając nad biurkiem, splótł dłonie na blacie. Okazja była niezwykle kusząca, tym bardziej, że pozwalała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Od razu jak tylko Kagure wspomniał o uniknięciu kontroli, do głowy przyszła mu tylko jedna osoba. Sixtus Reim mógł sporo pomóc w tej kwestii. Jednocześnie zaangażowanie go do spółki i podsunięcie takiego tłustego kąska, na pewno zapewniłoby mu przychylność zealoty.
- Czy to wszystko?
- Nie. Kapitan chce też mieć pewność, że będzie mógł nie tylko bezpiecznie wpłynąć na wody terytorialne Babilonu, ale także bezpiecznie je opuścić.
Tym razem to Antonelli uśmiechną się szeroko.
- Z tym raczej nie powinno być problemu – skomentował. – Spotkajmy się jutro. Wtedy dam panu odpowiedź, czy jestem zainteresowany i ustalimy ewentualne szczegóły.
Kakure pokiwał ze zrozumieniem głową. Jednym dużym łykiem opróżnił zawartość szklanki i kłaniając się nisko udał się w kierunku wyjścia.
--
Statek. Teraz.
Okrzyk, przeskakującego przez burtę kontenerowca Reim’a, rozniósł się szerokim echem ponad taflą falującego morza.
- Gdzie jest kapitan?! Dawać mi go tutaj!
Dopiero, gdy dokładniej omiótł wzrokiem pokład okrętu, doszło do niego w jakich okolicznościach się znalazł. Załoga otoczyła ich szerokim kręgiem trzymając na muszce. Wystraszony Antonelli dygotał niemal konwulsyjnymi drgawkami, starając się schować za plecami kolosa. Zealota przeklął siarczyście, żałując że pozwolił swoim „partnerom” wejść pierwszym po zrzuconej na barkę drabince. W gruncie rzeczy to nie zmieniało jednak niczego. Był wściekły i miał ochotę pokazać słabeuszom jak kończą ci, którzy zadzierają z zealotami. Najważniejsze w tej chwili było ukaranie zdrajcy.
- Kagure! Wyłaź pieprzony szczurze! Myślisz, że jak się schowasz za plecami swoich ludzi, to cię nie dopadnę?
Rozglądając się, usilnie starał się wyłapać w kordonie twarz Sanbety. Sięgając do kieszeni wyciągnął comlink demonstracyjnie unosząc go wysoko.
- Jeden mój telefon i zaraz będziesz miał na karku zasraną bazę marynarki wojennej!
- Tylko się nie zdziw.
Reim odwrócił się w stronę głosu. Sanbeta niefrasobliwie wyszedł przed szereg stając kilka metrów od olbrzyma, który uśmiechnął się z satysfakcją. Zadowolona mina szybko jednak ustąpiła miejsca wściekłości, gdy mężczyzna zaczął tłumaczyć mu sytuacje.
- Na statku jest zamontowane urządzenie blokujące sygnał, przyjacielu. O ile nie znajdziesz się co najmniej pół kilometra od niego, raczej nie masz co marzyć o jakichkolwiek rozmowach.
- Zdrajca!
- Zdradzę ci sekret, że nie jedyny w twojej okolicy – zadrwił.
Waga tych słów uderzyła w zealotę razem z opadającym właśnie na jego plecy ramieniem Antoniellego. Reim odskoczył w bok.. Atak gangstera nastąpił tak niespodziewanie, że unik nie miał szans się powieść. Na szczęście Lumen nie opuścił go w tej trudnej chwili. Dzierżona w zaciśniętej dłoni strzykawka nie zdołała przebić się przez utwardzoną, magiczną energią skórę. Igła wygięła się żałośnie, powodując trwogę u byłego już partnera w interesach.
Sixtus nie miał dawać mu kolejnej okazji. Skręcając biodra uderzył całą nagromadzoną energią. Pięść przebiła się przez głowę przeciwnika, która eksplodowała chmurą czarnego dymi. Reszta ciała tkwiła jeszcze nieruchomo przez ułamek sekundy, po której zwolna zaczęła tracić na stabilności, rozmywając się na boku. Oniemiały ze zdziwienia zealota z otwartymi szeroko ustami obserwował jak utkany z cienia obłok powoli szybuje w powietrzu prosto w stronę Kakury.
Ten wykrzywił twarz w wyraźnie rozczarowania.
- Cóż, tego nie przewidziałem – skomentował rozżalony. – Z drugiej strony zasłużył sobie na to, może dobrze mu to zrobi.
Reim przecierając oczy odwrócił się z powrotem w jego stronę oczekując odpowiedzi.
- Co tu się dzieje, do cholery? Kim ty jesteś!?
---
Dzień wcześniej...
Podziemny parking, pod przeznaczonym do rozbiórki centrum handlowym, był jednym z ulubionych miejsc spotkań Antonelliego. Wprost uwielbiał panujący tu mroczny klimat. Miał też oczywiście całą listę praktycznych zalet. Jedyny sprawny wyjazd, dało się łatwo obstawić, podobnie jak jedyną niezamurowaną klatkę schodową. Ciemność gwarantowała swoiste poczucie bezpieczeństwa i prywatności, tak ważne i lubiane podczas gangsterskich schadzek. Zostawiając za plecami auto z ochroniarzami, ruszył pewnym krokiem w głąb poziomu. Zgodnie z umową Kagure czekał na niego przy jednym ze słupów, oznaczonym dużą literą A. Światło jego latarki było wyraźnie widoczne. Dawało to Antonelliego okazję, by upewnić się, że Sanbeta przybył na miejsce sam. Co prawda budynek i tak był od dłuższego czasu obserwowany przez jego ludzi, ale ostrożności nigdy za wiele. Ta zasada nie raz już uratowała mu życie.
- Jesteś przed czasem – zaczął wychodząc z cienia, tak by rozmówca mógł go zobaczyć. – Wyłącz latarkę.
Mężczyzna drgnął zaskoczony. Posłusznie posłuchał polecenie i niepewnym krokiem podszedł do Babilończyka. Oczy szybko przyzwyczaiły się do mroku.
- Nie lubię się spóźniać – skwitował i od razu przeszedł do rzeczy. – Rozumiem, że podjął pan decyzję?
- Tak. Wchodzę w to, ale mam kilka warunków.
- Spodziewałem się… Proszę mówić.
Uśmiechając się do swoich myśli Cesare zastanawiał się jak bardzo jego partner jest zdesperowany. Przez chwilę ważył słowa, nie mogąc zdecydować się na jakim poziomie ma otworzyć negocjacje.
- Siedemdziesiąt pięć procent z przyszłego zysku – rzucił. – Będę zmuszony wciągnąć do spółki jeszcze jedną osobę. Ma rozległe wpływy w wojsku i jest w stanie zagwarantować wymaganą przez kapitana nietykalność.
Kagure westchnął ciężko.
- Chyba nie mam wyboru – zgodził się niechętnie. – Kiedy?
- Jutro w nocy w północnej części doków. Zorganizujemy ludzi, sprzęt, oraz bezpieczny magazyn.
Zadowolony z siebie gangster wyciągnął przed siebie dłoń, by przypieczętować układ. Brodacz odwzajemnił gest.
- Doskonale, w takim razie pozostała mi do zrobienie jeszcze jedna rzecz.
Cichy świdrujący dźwięk wygłuszonego przez tłumik wystrzału na ułamek sekundy zawisł w powietrzu. Antonelli z niedowierzaniem osunął się na kolana odruchowo chwytając się za serce. W ciemności nie mógł dostrzec sączącej się z rany krwi. Chciał krzyczeć, jednak szok i nagłe ukłucie bólu całkowicie pozbawiły go powietrza. Światło latarki znów rozerwało mrok ukazując mu ostatni w jego życiu widok sobowtóra. Stwór uśmiechał się do niego szyderczo jego własnymi ustami.
---
Pokład statku – teraz.
Jak zawsze coś musiało pójść nie tak – pomyślał Genkaku, obserwując jak gęsta chmura dymu, pozostałość po Thekalu, właśnie kończy swoją podróż wchłaniana przez procesor. Stojący naprzeciw niego Reim wlepiał w niego rozwścieczone ślepia gotowy do podjęcia walki. Sylwetka kolosa zaczęła lśnić nikłą białą aurą.
- Brawo! Możesz robić teraz za latarnie morską – zadrwił. – Chyba, że chcesz nadać wiadomość alfabetem mor…
Nie zdążył dokończyć. Blondyn doskoczył do niego wyprowadzając zamaszysty cios prosto w splot słoneczny. Wykorzystując ewidentną przewagę szybkości Poszukiwacz z łatwością sparował to i kilka następnych uderzeń. Zaskoczony mag odskoczył, zmieniając taktykę. Okalająca go światłość skupiła się na ułamek sekundy na wierzchu wyciągniętej dłoni, formując srebrzystą kulę. Energetyczny pocisk wystrzelił trafiając prosto w klatkę piersiową Genkaku i ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych, pomknął dalej nie wyrządzając mu żadnej szkody.
- To wszystko?
Dyszący ze wściekłości Sixtus z wymalowanym na twarzy zdziwieniem wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować. Jego ciało znów z wolna pokrywało się blaskiem.
- Kim ty do cholery jesteś? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Dopiero teraz dotarło do ex-agenta, że do tej pory nie miał jeszcze okazji pozbyć się charakteryzacji. Plan porwania miał zakończyć się w tym miejscu. Zgodnie z nim, zaciągnięty na pokład należącego do Gangu Czterech Smoków statku, zealota powinien leżeć nieprzytomny od podanych mu przez ducha narkotyków. Prosto i przyjemnie. Niestety, bogowie znów w ostatniej chwili postanowili odwrócić się od ex-agenta.
Posyłając przeciwnikowi uprzejmy uśmiech, chwycił rękoma za elegancką czuprynę i wprawnym gestem zdjął perukę z głowy. Podobny gest wykonał odczepiając z twarzy niewygodny, drażniący go przez większość czasu, gęsty zarost.
- Kito Genkaku. Do usług.
Z rozbawieniem obserwował konsternację maga, który wyraźnie stracił rezon. Odczytywane myśli miotały się w jego umyślę, starając się znaleźć wyjście z beznadziejnej sytuacji. Blask jego auro stopniowo zyskiwał na intensywności.
- Pier.dol się!
Poszukiwacz drgnął, gdy zrozumiał co za chwilę nastąpi, jednak było już za późno. Eksplozja jaskrawej bieli zalała okolicę oślepiając wszystkich dookoła. Sanbeta instynktownie zakrył dłońmi oczy i jęknął z bólu. Po omacku odskoczył w bok, szukając oparcia w jednej ze ścian okrętowej nadbudówki. Czuł jak powoli odzyskuje wzrok, odkrywając ku swojemu przerażeniu, że Sixtus zniknął. Strach, tym razem prawdziwy padł na niego z całą dostępną mocą. Gorączkowo sięgnął do zamocowanego na ramieniu beepera i kilkoma wprawionymi gestami wywołał na soczewce plan kontenerowca. W duchu modlił się, by zaczepiony niepostrzeżenie na kołnierzu przeciwnika nadajnik, działał bez zarzutu. Z ulgą odkrył, że tym razem bogowie wysłuchali jego modlitw. Nie tracąc czasu. Ruszył biegiem w do najbliższego włazu, prowadzącego do wnętrza okrętu. W ułamek sekundy mag zdołał pokonać dystans długości niemal całej jednostki. Szczęście w nieszczęściu, że czar teleportacji, którego prawdopodobnie użył nie pozwalał mu na całkowite opuszczenie statku.
Najszybciej jak się da dopadł do śluzy wejściowej ładowni. Wrota ustąpiły z głośnym skrzypnięciem ukazując przepastne wnętrze wypełnione rzędami skrzyń i palet. Ex-agent ostrożnie wślizgnął się do środka, wypatrując przeciwnika. Żałował, że Thekal tak szybko dał się wyeliminować. Jego pomoc byłaby w tym momencie nieoceniona. Przemykając wzdłuż jednej ze ścian, zbliżał się do migoczącego na mapie punktu, oznaczającego miejsce pobytu zealoty. Korzystając z chwili spokoju, dostroił się do szkoły walki. Czując się gotowym wyskoczył na pozycję zajmowaną przez maga, gotowy do walki.
Przewrotnie nadlatujący cios zaskoczył właśnie jego. Uderzony potężnym sierpowym przeleciał kilka metrów, wpadając na zawieszoną na jednej ze skrzyń białą marynarkę Sixtusa.
- Shin no uchuu no mahou shoukan!
Echo zaklęcia zagrzmiało w hali. Sylwetka Babilończyka znów rozpromieniła, pokrywając się lśniącą, srebrzystą aurą. Nie to jednak martwiło Genkaku. Powołane do życia magiczną energią pierścienie z zawrotną prędkością zaczęły obracać się wokoło rąk kolosa. Reagując instynktownie ex-agent przyspieszył cyrkulację, krążącej w nim życiowej energii. Obaj ruszyli na siebie szarżując, jednak tylko Poszukiwacz miał szansę wyjść z tej konfrontacji zwycięsko. W biegu, niemal w ostatniej chwili omamił umysł przeciwnika mocą procesora i odskoczył w lewo. Nieświadomy jego poczynań Sixtus, oślepiony iluzją niemal minął go gdyby nie wyprowadzony w porę potężny sierpowy. W powietrzu rozbrzmiał dźwięk łamanych kości, gdy bezwładne ciało maga przeleciało przez ładownie zatrzymując się z hukiem na jednej ze ścian. Dla niego, był to już koniec. |
|
|
|
^Pit |
#2
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 28-01-2016, 19:58
|
|
No i widzisz, ty to tam na spokojnie sobie napisałeś. Dużo kombinowania, akcji przeskakującej z miejsca na miejsce, z czasu na czas, fajnie wykorzystujesz Thekala, dialogi są okej, nikt się nie czepi debilizmów, choć finał mogłeś dać bardziej epicki, ale rozumiem, czas gonił, presja, sprawa jasna. Wróg przez dłuższy czas się tylko patrzył ze zdumieniem i w sumie do porządnego starcia doszło na sam koniec. Zasadniczo nie ma się czego czepić pod względem fabuły. Śledziłeś go długo i teraz to owocuje. Może parę słów padło ofiarą twoich przeinaczeń, ale szczerze? To już twój znak rozpoznawczy.
Jest dobrze, tak na 7/10 . Jest kombinowanie, jest dużo szpiegostwa, akcji typowych dla Gena, aktorstwa, przebieranek, prób otrucia, zdrady, emocji, gniewu, zaskoczenia, brakło mi tylko finału. Wcześniej się naskakałeś, to tu mogłeś nawet pokrętnie spróować sklecić coś, co brzmi epicko. Za szybko skończyłeś ("that's what she said") |
|
|
|
»oX |
#3
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740 Wiek: 33 Dołączył: 21 Paź 2010 Skąd: Wejherowo
|
Napisano 29-01-2016, 12:55
|
|
Gen, po pierwsze nie mogę się zgodzić z tym, co napisał Pit, przynajmniej po części. Gonił Cię czas? Na napisanie walki jest 14 dni, a to już od cholery. Niestety, podobnie jak Pitu, narzekałeś na sb mówiąc, że "trzeba w końcu pisać walkę". Nie wiem jak to interpretować. Tyle czasu myślałeś, jak ją napisać, czy po prostu olałeś sprawę? Zacznę od części technicznej, która myślałem, że okaże się lepsza. Pisałeś, że Sorata zajmie się korektą. Nie wiem czy chciałbym widzieć tekst przed
Cytat: | • w umyśle Genkaku narodziła się niepokojące wrażenie.
• kolarz zdjęć
• Sprawa stworzenia broni przeciw Akuma, dobiegała końca, a on czuł jakby tracił sens i siły do dalszych działań.
• Stał się przewidywalny. Zbyt wygodny, a otarcie się o fiasko podczas inwigilacji Pałacu Papieskiego, wybiło mu z głowy podejmowanie ryzykownych decyzji.
• Może jak nie masz pomysłu, po prostu zaatakujemy go, w najmniej oczekiwanym momencie?
• Wyłonił się z cienie podchodząc
• Ex-agent
• wykorzystać słabość, naszego pana porucznika, do ciemnych interesów.
• Klęcząc uniósł w górę dłonie, w błagalnym geście.
• Zaciśnięte w pięści dłonie Reim’a w końcu opadły, luźno opuszczone wzdłuż tułowia.
• Brodacz milczał przez chwilę nalewając sobie alkoholu. Wypełniona alkoholem szklanka (...)
• - Posłuchaj mnie gnido i dobrze zapamiętaj sobie moje słowa - Blondyn cedził słowa przez zaciśnięte zęby. Wyraźny wysiłek sprawiało mu zachowanie spokoju.
- Gardzę takimi małymi padalcami. Przyjeżdżasz tutaj, myśląc że to jakaś zasrana prowincja i taki jaśnie pan jak ty, może robić tu Lumen wie co. Lepiej dla ciebie, żeby to faktycznie było nieporozumienie. Masz kwadrans na wyprostowanie tej sytuacji, albo kończę naszą umowę.
• obwieszone licznymi obrazami, oraz antyczne meble
• Nie tracąc czasu. Ruszył biegiem w do najbliższego włazu,
|
Nie wiem, czy muszę do każdego punkty dawać wyjaśnienie. Ostatnia kropka nie wskazuje końca błędów, lecz jedynie miejsce, w którym skończyłem je wymieniać. Stawiasz za dużo przecinków, jak chociażby przez "oraz". Sporo literówek, co często wybija z rytmu czytania. Ex-agent pojawił się chyba trzy razy w jednej części (początkowej), podobnie w końcówce. Myślę, że na Twoją postać istnieje więcej określeń. Trzeci od końca punkt to rozbity na części dialog, który mnie zgubił. Wszystko mówi jedna osoba, tak? Czemu więc nie kontynuowałeś po myślniku, tylko dałeś kolejny? Dzielisz też zdania przecinkiem, kiedy nie ma to sensu - "słabość, naszego (...), do ciemnych (...). Do tego wszystkiego nadużywasz "...", kiedy nie ma takiej potrzeby, głównie w dialogach Przejdźmy jednak dalej do tych przyjemniejszych części tekstu. Fajnie rozbiłeś wszystko chronologicznie, za to plus. Nie trudno się połapać, a czuć szpiegowski klimat. Dużo intryg, kamuflażu, przekupstwa, brudnych interesów.. No fajnie Dotarłem w końcu do momentu, kiedy się tłuczecie. I... nagle tekst się skończył. Serio? Streściłeś wszystkie jego moce w kilku zdaniach, coś tam spróbował i nagle dostał w dupę jak dziecko. Wyczytałem, że uderzył Cię aurą, oślepiając. Nie poparzył skóry ani nic? Ja rozumiem, że jesteś jedną z najpotężniejszych postaci na Tenchi, ale kurde, no. Czytałem opowiadanie, czekając na starcie, a jak już do niego doszło, to tekst się zakończył. Reim w ogóle nie korzystał ze swojego stylu walki. Odważny, ale nie głupi, tak mówi jego karta. W ogóle nie próbował ucieczki, by znaleźć lepszą okazję do ataku. A może i próbował? Nie wiem. Końcówka była strasznie chaotyczna. W moim odczuciu nie zasłużyłeś na wygraną. Czemu? Bo dałeś mi fajne opowiadanie, wypełnione toną błędów - nie widziałem nawet śladu po korekcie. Pit może i się wypala, ale Ty? Masz tonę pomysłów, spore doświadczenie i oddajesz coś takiego? Jasne, zgarnąłbyś nagrodę za ninmu bez walki. Tutaj jest inaczej. Czas gonił? 14 dni. Czternaście dni na napisanie tekstu, przeczytanie parę razy, poprawienie błędów. Olałeś sprawę według mnie, a wielka szkoda. Nie będę się bardziej rozpisywać, bo nie wiem co mógłbym dodać.
Ocena: 6. Następnym razem wykorzystaj lepiej swoją postać, jak i przeciwnika. Daj mi walkę Zabrakło pół punktu do remisu - mógłbym je dać, gdybyś walczył chociaż parę linijek więcej. A tak to dupa. Pewnie będę jedyną osobą głosującą na nie, ale jestem zniesmaczony :/ |
|
|
|
*Lorgan |
#4
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 01-02-2016, 12:55
|
|
Genkaku - Będzie dość krótko. Fajna historia, mniej fajna interpunkcja, zupełnie niefajnie poprzekręcane nazwy i nazwiska (to specjalnie miało być Pawers, a nie Powers?). Samo starcie (po knockoucie Thekala) dość chaotyczne i słabe. Niemniej jego rola była marginalna, więc nie obniżyło zanadto oceny końcowej. Podobało mi się zachowanie Sixtusa i generalnie gangsterski klimat. Teksty, docinki, transakcja - jak z dobrego filmu. Motyw z zagłuszeniem nieco zerżnięty od Garyuu, ale niech będzie, że się uczysz dobrych strategii.
Mam nadzieję, że weltschmerz u twojej postaci w końcu minie i doprowadzi do jakiejś konkluzji, bo czytanie kolejnych akapitów o twoich rozczarowaniach i problemach wywołuje u mnie gwałtowne napady ziewania. Tekst w podsumowaniu dobry, jak i moja nota.
Ocena: 7/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Genkaku. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Drax |
#5
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 242 Wiek: 33 Dołączył: 06 Sie 2010 Skąd: Gliwice
|
Napisano 01-02-2016, 16:38
|
|
Gen
W ramach wstępu, jako członek Yami, oficjalnie zakazuję Ci oddawana walk bez korekty, choćby niewielkiej. Technicznie, ta walka wypadła wręcz tragicznie - interpunkcja to jakaś masakra, tak samo niezliczone literówki, ale to i tak mało, przy arcybłędzie, który popełniłeś w trakcie pisania tego starcia. Błąd ortograficzny! Serio?! Za coś takiego powinieneś tą walkę przegrać, bez jakichkolwiek "ale". Ratuje Cię tylko to, że word zapewne Ci go nie podkreślił. Chociaż to i tak jest marne wytłumaczenie...
Twoje szczęście polega na tym, że potrafisz stworzyć świetną fabułę i odpowiedni klimat. I ponownie zrobiłeś to na tyle dobrze, że uratowało Ci to tyłek
Walka też była niezła, ale ze słabym finishem, więc nie zaliczę jej ani do wad, ani do zalet opowiadania.
A, jeszcze jedno - wykuruj się wreszcie z tego weltschmerzu, bo to już naprawdę robi się dosyć irytujące. Thekkal ma rację, twoja postać zmienia się w rozstrojonego emocjonalnie nastolatka
I to tyle - krótko, ale to co chciałem powiedzieć, powiedziałem.
Ocena 6.5/10 Na zwycięstwo nie zasługujesz ze względu na przeogromną ilość błędów, a przede wszystkim za tego orta. Z kolei, fabuła i klimat nie pozwalają mi na wskazanie Reima jako zwycięzcy. Remis jest zatem sprawiedliwy.
PS. Gdyby ten wpis przeszedł odpowiednio dobrą korektę, to wystawiłbym Ci jakieś 8.5, więc niech to będzie twój motywator na przyszłość |
Per aspera ad astra. |
|
|
|
*Lorgan |
#6
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 03-02-2016, 19:46
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Genkaku - 26,5 (30,5) pkt. (3 głosy)
NPC - 30 pkt. (2 głosy)
Zwycięzcą został Genkaku!!!
Punktacja:
Genkaku +90
Pit +10
oX +10
Lorgan +10
Drax +10 |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|