10 odpowiedzi w tym temacie |
»Dann |
#1
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498 Wiek: 27 Dołączył: 11 Gru 2011 Skąd: Warszawa
|
Napisano 14-12-2015, 20:43 [Poziom 1] Dann vs NPC (Shinoda) - walka 1
|
|
Miasto Avalon, Cesarstwo Nag
Promienie słońca wdzierały się miejscami przez zaciągnięte rolety, ukazując skuloną między meblami postać. Jej smukłe ramiona obejmowały kolana podciągnięte pod samą pierś. Wychylała się to w przód, to w tył, bez określonego tempa. Ciemnobrązowe włosy zasłaniały większość twarzy, lecz ciągle można było dostrzec nieznaczne ruchy warg. Ciche mamrotanie byłoby niezrozumiałe nawet dla najbardziej wprawionych słuchaczy. Gwałtownie poderwana głowa ukazała podbiegnięte czarno-krwistą mgłą oczy. Nienaturalny efekt zaczął powoli ustępować.
Młody rycerz ledwo przypominał siebie jeszcze sprzed kilku dni. Gdy Głos zaczął mieszać mu w zmysłach, wszystko posypało się jak domek z kart. Całe śledztwo w sprawie Strucków trafił szlag, nie potrafił skleić ze sobą nawet najbardziej oczywistych poszlak. Kiedy chwytał broń, ręce zaczynały mu się trząść jak galareta. Sam nie wiedział, czy z wywołanego przez Głos podniecenia, czy strachu oddania się mu. Pochłonięty beznadziejnym gniewem, złapał najbliższy obiekt i cisnął nim o drzwi. Szklanka, jak się okazało, rozstała roztrzaskana w drobny mak.
- Cholera...
Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że powoli przyzwyczajał się zarówno do chorej żądzy krwi, jak i obrazów, które normalnego człowieka już dawno posłałyby, w najlepszym wypadku, do psychiatryka. Nie tylko się przyzwyczajał, ale i akceptował, jakby pragnienia Głosu były też jego pragnieniami. Pewna część jestestwa Sevastiana chciała wyrwać się z zaciemnionego więzienia i zacząć mord na każdej napotkanej istocie. I część ta ciągle rosła, pochłaniają słabnącą racjonalność.
Poderwawszy się z podłogi, skierował kroki ku szafie. Zaczął wyrzucać z niej wszystkie ubrania, pancerze i bronie, jakie tylko wpadły mu w ręce. W końcu znalazł to, czego szukał. Srebrzystą, gładką maskę. Miał ją od dawna, lecz nigdy jakoś specjalnie się nie przydała. Mimo tego wiele uczuć i wspomnień się z nią wiązało. To w końcu ona towarzyszyła mu przez miesiące służby, począwszy od misji dla Kazuyi Ishiro. Właśnie wtedy zaczął korzystać ze swojego talentu jako źródła utrzymania. To ona symbolizowała wszystko, co uczynił będąc człowiekiem-potworem. Może gdyby się jej pozbył, tak jak radził Drugi?
Rzucił ją na zawalone dokumentami biurko i poderwał kalis. Ostrze opadło, prawie bezdźwięcznie i bez żadnego oporu przebijając maskę. Ciemny płyn zaczął formować pod nią małą kałużę. Kolejny raz widział iluzoryczną krew i ponownie nie wywołało to na nim żadnego wrażenia. Może zmiany w potwora nie dało się cofnąć? A co, jeśli jedynym wyjściem było zaakceptowanie tej informacji i parcie przed siebie, jako marna podróbka osoby? Ściskające rękojeść kalisa palce pobielały pod nagłym naciskiem. Całe ramię ponownie wpadło w konwulsje. Gdyby skończył to wszystko tu i teraz... Jego dusza opuściłaby ciało jeszcze posiadając w sobie resztki człowieczeństwa. Całe życie nie wierzył w żadne bóstwa. Za chwilę w końcu przekona się, czy miał rację. Ostrze niebezpiecznie zbliżało się ku szyi...
Ciszę rozdarł dźwięk comlinka. Kalis z brzękiem upadł na podłogę, a Dann przerażony cofnął się o krok. Sam nie wiedział, co tak naprawdę chciał zrobić. Lub może raczej wiedział, lecz tego nie rozumiał. Sięgnął do kieszeni, by wyciągnąć urządzenie, które właśnie uratowało mu życie. Nieznany numer. Przesunął zieloną słuchawkę.
- Szeregowy Dann. Wiem już o wszystkim. - Znał ten głos. Zazwyczaj brzmiał beztrosko, lecz tym razem słychać w nim było głównie napięcie.
- Kapitan Aksen?
- A kto inny? Keenan wszystko mi powiedział. Selkung twierdzi, że coś jest z tobą nie tak.
- Kapitanie, to ni...
- Nie przerywaj mi, szeregowy. Nie możemy sobie pozwolić, by którykolwiek z egzekutorów miał problem z kontrolą własnej mocy, albo co gorsze, głowy.
Niech to! Wyleją go z wojska. Może wyślą do jakiegoś zakładu dla nieudanych nadludzi? Ku**a!
- Znam kogoś, kto być może potrafi ci pomóc - kontynuował Eric. - Chyba nikt z żywych nie może się z nim równać, kiedy mowa o kontroli.
Pomóc? Żywa legenda starała się mu pomóc? Jasne, należał do byłego zakonu Aksena, był jednym z jego wielu podwładnych, lecz wcześniej chyba nawet nie rozmawiali.
- Masz natychmiast udać się do Nebul. Wylegitymuj się w Wieży Sprawiedliwości, a tamtejsi żołnierze będą wiedzieli gdzie cię skierować. Wszystko już załatwione, samochód czeka przed avalońską siedzibą Zakonu. Zawiezie cię na stację. Masz pięć minut. To rozkaz, szeregowy.
Rozłączył się, nie dając nawet dojść Sevastianowi do słowa. Nie miał innego wyjścia, więc zaczął pakować do torby najważniejsze przedmioty. Nareszcie coś oderwało go od tej przeklętej samotności.
***
Miasto Nebul, Cesarstwo Nag
Dann nie wiedział ile godzin zajęła podróż. Większość czasu spędził na doświadczaniu dziesiątek, może nawet setek wizji, w których zabijał lub sam był zabijany. Miał wrażenie, jakby doświadczył już każdej możliwej wariacji śmierci. Powoli zaczynało się to robić nudne.
- Jesteśmy na miejscu, panie Dann.
Szofer otworzył drzwi czarnej limuzyny. Był postawnym mężczyzną o typowo nagijskich rysach twarzy. Gdy Sevastian podniósł się z fotela samochodu, jego oczom ukazał się budynek bardziej majestatyczny, niż jakikolwiek widziany do tej pory. Wyglądał jak ciemna włócznia przebijająca niebiosa, wyrastająca z ogrodu betonowo-kamiennej zabudowy. Więc to była ta sławna Wieżą Sprawiedliwości. Czytał o niej. Ba! Wielokrotnie oglądał jej zdjęcia i ilustracje! Nie oddawały jednak nawet ułamka wrażeń, które uderzyły w rycerza, gdy zobaczył ją na własne oczy. Była dziełem sztuki w każdym calu, ponadto pełniła rolę serca całego skutego lodem Nebul.
Jedno ze skrzydeł wysokiej bramy otworzyło się, gdy Dann się doń zbliżył. Przekroczywszy próg, ujrzał olbrzymią, okrągłą salę. Na samym środku stał stół o podobnym kształcie, za którym miejsce zajęła cała chmara recepcjonistów. Przy ścianie, naprzeciwko każdego z nich, znajdowały się windy. Kroki rycerza skierowały się ku pracownikom w centrum sali, lecz zostały zatrzymane przez dwóch mężczyzn w mundurach nagijskiej armii.
- Sevastian Dann, podwładny Erica Aksena? - Zapytał niższy, krępy i już łysiejący żołnierz.
- Mamy rozkaz odeskortowania pana na sto pięćdziesiąte piąte piętro - wytłumaczył drugi, wysoki blondyn po tym, jak Dann skinął głową w odpowiedzi na pierwsze pytanie.
- Sto pięćdziesiąte piąte? - Zdziwił się w myślach. - Przecież to prawie sam szczyt! Kogo, do stokroć diabłów, miał na myśli kapitan?
- Prowadźcie.
***
Młody rycerz z ulgą przywitał charakterystyczny dzwięk dzwoneczka, oznaczający koniec trasy windy. Zatrzymała się tam gdzie planowali, na sto pięćdziesiątym piątym piętrze.
- Proszę iść przed siebie, aż do końca korytarza. Gabinet na wprost.
Posłuchał i ruszył ostrożnie w wyznaczone miejsce. Minął dziesiątki jednakowych, prostych drzwi, nim dotarł do ostatnich. Tylko te jedne się wyróżniały: były czarne i wyraźnie szersze. Zapukał.
- Wejść.
Gdy otworzył drzwi, jego oczom ukazał się duży pokój, z całkowicie przeszkloną zewnętrzna ścianą, pod którą znajdowało się masywne biurko. Siedział na nim postawny mężczyzną z długimi, smolistoczarnymi włosami. Rozpoznał go po prostym, lecz charakterystycznym tatuażu na policzku. Przed Dannem znajdował się właśnie nagijski członek Magi - sam Lorgan Gravier. Poważnie, w co próbował go wpakować kapitan Aksen?
- Szeregowy Sevastian Dann, melduję się - wyrecytował formułkę z zaciśniętym gardłem.
- Inpu. Cóż za niespodzianka.
- Przysyła mnie kapitan Aksen. Sądzi, że potrzebuję... Pomocy.
Ostatnie słowo udało mu się wymówić z wielkim trudem. Czuł się żałośnie. Okazywał słabość przed prawdopodobnie najpotężniejszym rycerzem wiernym cesarstwu. Jego kariera mogła bardzo raptownie napotkać swój koniec.
Lorgan podniósł się z blatu i zbliżył się do niego, stanowczo zbyt blisko. Dann ledwo powstrzymał się przed ulegnięciem presji i wycofaniem o krok.
- A ty? Jak sądzisz?
- Zgadzam się z kapitanem, sir.
- Zatem? W czym może ci pomóc ktoś taki jak ja?
Dann za nic nie mógł go rozgryźć. Zadawał pytania, ale na pewno już wcześniej znał na nie odpowiedzi.
- Moja moc. Ostatnio zaczęła działać, jakby miała własną wolę. Chce zabijać i używa wszelkich sposobów, by mnie do tego nakłonić.Kapitan milczał, lustrując go dokładnie. Po chwili odszedł z powrotem w kierunku biurka. Usiadł na nim i sięgnął do kieszeni czarnych spodni. Wyciągnął z niej paczkę papierosów, po czym wziął sztukę i wcisnął między wąskie wargi.
- Nie gwarantuję, że przeżyjesz. - Twarz Graviera została oświetlona przez płomień zapalniczki. - Mam na myśli moją pomoc. To ryzykowne.
- Codziennie jestem gotów na śmierć, sir - odpowiedział Sevastian, nie ruszając się z tego samego miejsca od początku rozmowy. - Zaś na życie jako potwór... Jeśli mam się nim stać, równie dobrze mogę zginąć tu i teraz.
Lorgan zastanawiał się przez chwilę. W końcu jednak odpowiedział.
- Nadludzka moc nie ma świadomości, moralności, ani nawet emocji. Podejdź proszę.
Dann się zawahał. Ledwo postawił pierwszy krok, czując moc bijącą od swojego rozmówcy. Każdy kolejny przychodził mu z coraz większym trudem, lecz w końcu stanął przed kapitanem.
- To narzędzie, nic więcej. - Wyciągnął z szuflady metalowy przyrząd i wręczył go szeregowemu. - Twój strach sprawia, że nie masz kontroli. Czy jesteś gotów, żeby się z nim zmierzyć?
- To ja zawsze kontrolowałem strach innych. Mój własny mnie nie powstrzyma.
- To się okaże. - Kapitan uderzył otwartą dłonią w korpus Danna, wypychając go tym samym przez szybę. - Lekcja pierwsza, przetrwaj.
Sevastian spadał wśród śniegu i odłamków szkła, w których widział własne, zwielokrotnione odbicie. Mgła ponownie atakowała jego oczy. Zamiast się jej poddać, ścisnął mocniej otrzymany przed chwilą kawałek metalu. Zamachnął się i z całych sił spróbował wbić go w mijaną w zawrotnym tempie ciemną ścianę. Odbiła się z brzękiem, o mało nie wprawiając Sevastiana w niekontrolowane obroty. Chciał zakląć, lecz pęd lodowatego powietrza nie pozwolił słowom opuścić ust.
- Uspokój się i pomysł logicznie, do cholery! - Skarcił sam siebie w myślach. W ciągu kilku dni zapomniał nawet o tym. Próbował oczyścić umysł, wrzucając z niego wszystko, co w tej chwili nie pozwalało mu uciec od śmierci... Przecież to oczywiste! Zaciśnięte palce zaczęły wędrować wzdłuż i wszerz metalowego przedmiotu. Gravier nie chciał go zabić… Dał mu przeklętą wyrzutnię ze składanym hakiem. Nie myśląc długo, uniósł urządzenie nad siebie i wycelował w szczyt wieży. Wziął poprawkę na wiatr i własną prędkość, po czym wystrzelił. Gwałtowne szarpnięcie, które omal nie urwało mu rąk, utwierdziło go w przekonaniu o sukcesie. Zaczął się wspinać, z każdą chwilą czując lodowaty wiatr smagający jego ciało jak bicz. Minęło kilka długich i bolesnych chwil nim dotarł do rozbitej szyby gabinetu Graviera. Z każdym oddechem czuł w płucach ogień.
- Lekcja druga - usłyszał Dann, gdy tylko postawił stopę na podłodze. - Zaatakuj mnie swoją mocą najmocniej jak umiesz.
To był chyba jakiś ponury żart. Buzował w nim gniew. Chciał rzucić się na kapitana i rozszarpać go na strzępy. Rozkaz użycia mocy zbił go jednak z tropu. Nie używał jej dobrowolnie, od kiedy Głos po raz pierwszy nawiązał kontakt.
Widząc przed sobą oblicze jednego z członków Magi, przełamał obawę. Całe swoje skupienie, całą wolę przelał w tę jedną wizję Genfærd, mającą rzucić Lorgana w objęcia przerażenia… Nic się jednak nie stało. Nic! Przecież Genfærd wywołało jakiś, przynajmniej minimalny efekt nawet na najsilniejszych. Czarnowłosy jednak nawet się nie skrzywił. Podszedł spokojnie, dobył katany, wymierzył czubek ostrza w podbródek Danna i oznajmił.
- Możesz opanować emocje, wytrenować nadludzkie talenty do granic potencjału, ale nie możesz uczynić ich niezwyciężonymi. Będę cię uczył, a ty będziesz mi służył. Jeśli podołasz, pozbędziesz się problemu i zyskasz potęgę.
Ostrze przesunęło się płynnie i dotknęło ramienia.
- Przekonamy się także, czy potwór, którego nosisz we wnętrzu jest twoim prawdziwym obliczem.
Egzekutor stał jak wryty. Kim było te monstrum? Miał uczyć go kontroli, a w zamian za służbę obiecuje potęgę… O co tu, do stokroć diabłów, chodziło?
Z biurka odezwał się leżący na nim komunikator. Lorgan schował broń i odebrał połączenie.
- Masz okazję, żeby udowodnić swoją użyteczność - przemówił po wysłuchaniu informacji. - Jeden ze składów broni na terenie Galwind został oblężony. Zależy mi na nim. Nie zdążymy przetransportować tam oddziałów wystarczająco szybko, ale odrzutowiec z jednym pasażerem ma szansę zdążyć przed upadkiem obrony.
- Pas startowy jest w pobliżu. Po drodze pobierz potrzebne uzbrojenie - dodał po chwili, widząc całkowity brak ekwipunku u szeregowego.
- Tak jest, sir.
Słowa te padły z ust Sevastiana bezwiednie. Po prostu nie mógł oprzeć się żelaznej woli kapitana.
***
Region Galwind, Cesarstwo Nag
Ryk wojskowego odrzutowca zagłuszał myśli. Dann sam nie wiedział, czy to dlatego nie doświadcza teraz żadnych wizji, czy zawdzięcza to kapitanowi Gravierowi. Nawet jeśli była to zasługa maszyny, starszy stopniem żołnierz podarował mu coś innego. Najnowocześniejszy sprzęt wykorzystywany przez wojsko Cesarstwa, do cholery! Te cacka musiały kosztować fortunę, a on ot tak mógł je sobie wziąć. Palcami prawej dłoni pieścił właśnie grzbiet piłomiecza, tak podobnego do jego własnego, a jednak posiadającego lepszy silnik i baterię. Była to jednocześnie piękna manifestacja kunsztu nagijskich kowali, a zarazem bestia siejąca strach i zniszczenie. Czuł jak jego mięśnie opinał nowoczesny pancerz, zbroja Aegis Z-1, dopiero w tym roku wprowadzony do użytku dla najlepszych z najlepszych. Inteligentny materiał sprawiał przyjemne, ciepłe wrażenie, ponadto przy każdym ruchu dostosowywał się niczym druga skóra. Do płyt na zewnętrznych stronach ud przytroczone zostały dwa granaty, elektromagnetyczny i termiczny, nieślubne dzieci nagijsko-sanbetańskiego wyścigu zbrojeń. Wszystkie te przedmioty były najlepsze w swoich kategoriach, także nawet zwykły żołnierz wyposażony w nie mógłby stanowić śmiertelnie niebezpieczeństwo dla nadludzi, szamanów i zealotów. A Dann bynajmniej nie był zwyczajnym żołnierzem. Czas pokazał, że należał do najlepszych egzekutorów Cesarstwa na stopniu szeregowego. Lada moment mógł oczekiwać awansu.
- Przygotować się do zrzutu! - Głos w głośnikach bez wątpienia należał do pilota. A to mogło oznaczać tylko jedno… Dotarli do atakowanego składu broni.
Chwycił wiszący na haku plecak ze spadochronem. Okazał się zaskakująco ciężki, ważył prawie tyle co piłomiecz. Rycerz musiał przesunąć skórzaną pochwę broni na przód, by móc prawidłowo go założyć.
- Jestem gotowy! Otworzyć właz! - Rzucił w stronę kabiny pilota.
Metalowa klapa zaczęła powoli się unosić, wpuszczając do środka podmuchy zimnego powietrza i tańczące na nich płatki śniegu. Podszedł do samej krawędzi. W jego uszach zabrzmiał pisk syreny, każącej wyskoczyć z maszyny. Tak też zrobił. Leciał głową prosto w stronę białego, bezkresnego morza. Wiatr szczypał mu policzki i szarpał kończyny. Ponownie tego dnia spadał z olbrzymiej wysokości, lecz tym razem robił to z własnej woli. Czuł, że pierwszy raz od kilku dni posiada kontrolę. Napawało go to szczęściem. Zaśnieżona powierzchnia zbliżała się z każdą sekundą. Dopiero teraz był w stanie dostrzec smugę szkarłatnego dymu, unoszącego się ze strefy lądowania.
***
Przy uderzeniu, wbił się po kolana w śnieg. Szary materiał spadochronu opadł delikatnie tuż obok, zwijając się po chwili w niedającą się zidentyfikować masę.
- Pion, stopień i nazwisko! Już! - Krzyczał wysoki żołnierz, ubrany w jasny, maskujący na śniegu mundur. W rękach trzymał karabin szturmowy, celujący prosto w pierś rycerza.
- Inpu, szeregowy Sevastian Dann.
Na wyraźnie spiętej dotychczas twarzy żołnierza dało się dostrzec nagłe rozluźnienie. Po chwili jednak wstrząsnął nim dreszcz.
- Ale jak to? Prosiliśmy o wsparcie, a góra wysyła nam tylko jednego szeregowego?! Co to, na Lumena, ma być?
- Wasze wybawienie, szeregowy. Mam specjalne uprawnienia, więc od teraz przejmuję funkcję dowódcy w składzie. Prowadź na miejsce.
- Nie jestem szere... - Próbował oponować wojskowy. Dann jednym ruchem ręki sprawił, że się zamknął.
- Prowadź. I nie każ mi się więcej powtarzać.
Człowiek cofnął się, widząc twarz Sevastiana. Nie chcąc się narażać, poszedł do najbliższej, sięgającej mu niemal do szyi, zaspy. Strzepał część śniegu z czubka i machnął ręką, odrzucając na bok białą płachtę. Skrywała pod sobą dwa skutery śnieżne najnowszej generacji.
- Tym dostaniemy się do składu w ciągu maksymalnie 10 minut. Czy wyjeżdżamy natychmiast, szere…
- Wystarczy "sir". - Dann uśmiechnął się z wyższością do, o ironio, wyższego stopniem podwładnego. - I tak, wyruszamy natychmiast.
***
Tak jak twierdził żołnierz, po niecałych dziesięciu minutach dotarli do włazu, mającego być tajnym przejściem do składu broni. Zabezpieczony był elektronicznym zamkiem.
- Jaka kombinacja? - Zapytał rycerz. Nie miał zamiaru wchodzić w ewentualną pułapkę bez zabezpieczonej drogi ewakuacji.
- Z1ON0101, sir…
Wpisał podany kod. Miał wrażenie, że gdzieś już go widział. A to raczej dobrze nie wróżyło… Na szczęście właz uniósł się lekko, wpuszczając ich do środka. Przed nimi ciągnął się długi, skąpany w ciemnościach korytarz.
- Jaki mamy plan, sir? Nie wiemy ilu z trzynastu pozostałych członków mojego oddziału jeszcze się trzyma, a bez nich nie mamy żadnych szans z tuzinem wyszkolonych i uzbrojonych terrorystów.
- Gdzie powinien być twój oddział? Mamy z nimi jakiś kontakt? - Dann wypytywał żołnierza. Część pytań zadał już podczas podróży, lecz hałas skuterów śnieżnych skutecznie je zagłuszył.
- Nie odpowiadają. Jeśli zostali zepchnięci, prawdopodobnie wycofali się do magazynu. To właśnie on jest celem Smoków.
Gang Czterech Smoków. Jedni z największych sk******li, jacy kiedykolwiek stąpali i po Tenchi. W końcu poczuli się na tyle pewnie, że próbowali okraść Nag. Nawet nie wiedzą, jak bardzo się przeliczyli.
- Więc prowadź do magazynu. Najkrótszą drogą.
W dwie minuty dotarli do końca tunelu i weszli do właściwego budynku. Szybko pokonali sieć opustoszałych korytarzy i dotarli na centralny plac. Na środku leżały dwa ciała, których nagijskie mundury splamione były krwią.
- Z twojego oddziału?
W odpowiedzi uzyskał tylko kiwnięcie głową. Minęli zwłoki i bez słowa ruszyli ku wyważonym drzwiom naprzeciwko. Korytarz za nimi miał dobre kilkadziesiąt metrów, a po obu stronach ciągnął się szereg drzwi. Na końcu ubrana na czarno grupa próbowała przedrzeć się przez skrzydła metalowej bramy, najwyraźniej strzegącej magazynu.
- Ruszyć dupy! Chyba nie każecie czekać szefowi, co?! - Krzyczał jeden z nich, machając rękoma w stronę szóstki siłującej się z przejściem. Czterech kolejnych opierało się o ścianę, a dwóch z uniesionymi karabinami strzegło ostatniego, wielkiego i łysego. Najprawdopodobniej to właśnie on był wspomnianym szefem. Łącznie czternastu ludzi. Tyle samo ile liczył oddział stacjonujących tu żołnierzy.
- Nie ruszaj się. - Szeptem rozkazał podwładnemu.
- Nie miałem najmniejszego zamiaru. Jak niby chcesz się do nich dostać, nie zostając w międzyczasie podziurawionym jak khazarskie drogi? - Widząc wzrok Danna, dodał. - … Sir.
Egzekutor przysunął się jak najbliżej ściany i zaczął powoli iść w stronę Smoków. Jeden zły ruch mógł zakończyć się śmiercią w mgnieniu oka.
- I raaaaaaz! I dwaaaaa! - Stękali mężczyźni przy bramie. Nagle ta wydała z siebie metaliczny jęk. - Szefie! Puściły!
W tym samym momencie drzwi otworzyły się na oścież, wypuszczając z głębi dziesiątki pocisków. Smoki przy ścianie nie zdążyły zareagować, nim ich towarzysze przy bramie upadli w kałużach krwi. Ochroniarze łysego otworzyli ogień, po czym dopadli ściany z zamiarem wykorzystania jej jako osłony. Podobnie uczyniła reszta.
- Za cesarza! – Padały towarzyszące wystrzałom z magazynu okrzyki.
Szef oddziału yakuzy, nic nie robiąc sobie z zagrożenia, poszedł do jednego ze swoich podwładnych. Wyciągnął ku niemu rękę. Po chwili zacisnął ją na okrągłym przedmiocie, który cisnął w kierunku żołnierzy cesarstwa. Odezwał się stłumiony krzyk.
- Granat!
Huk eksplozji rozdarł powietrze w korytarzu. Zza otwartej bramy, w akompaniamencie dymu i odłamków, zaczęli jeden po drugim wybiegać i padać na podłogę zakrwawieni, zdezorientowani żołnierze. Tylko czwórka.
- Rozstrzelać. - Krótki rozkaz padł z ust dowódcy.
Smoki zdążyły podnieść lufy karabinów, gdy rozbrzmiał kolejny niespodziewany dźwięk. Gwizd ze strony placu. Obrócili się w jego kierunku, gdy szary cylinder przetoczył się między ich nogami. Cyniczny uśmieszek młodego rycerza był ostatnią rzeczą, jaką zobaczyli przed detonacją granatu termicznego. Gwałtowna fala ciepła rozlała się na całą szerokość korytarza, natychmiast pozbawiając życia piątkę Smoków. Leżący, bezbronni i w dalszym ciągu niekontaktujący ze światem żołnierze na szczęście nie znaleźli się w zasięgu eksplozji. Do unieszkodliwienia została trójka gangsterów, w tym szef.
Dwa karabiny zaczęły wypluwać pociski w stronę Danna. Rycerz sięgnął przez ramię, wyciągnął piłomiecz i zasłonił nim twarz. Resztę ciała chronił mu nowy pancerz. Jedną rękę skierował ku panelowi na lewym udzie. Tym razem w stronę Smoków leciał przezroczysty sześcian.
- Granat!
Chyba miał deja vu. Dwaj mężczyźni skoczyli w różne strony korytarza. Tylko ich dowódca biegiem rzucił się w kierunku Nagijczyka.
- Cholera, nie dał się nabrać - pomyślał Sevastian.
Bark yakuzy wbił mu się w splot słoneczny, niemal pozbawiając tchu. Obaj upadli. Plecy Danna uderzyły o podłogę, a piłomiecz sunął się po podłodze poza zasięg jego rąk. Przeciwnik siedział mu na brzuchu, gotowy do zadania ciosu. Dopiero teraz rycerzowi udało się zobaczyć dokładnie jego twarz. Miał typowo sanbetańakie rysy, a wykrzywione w wyrazie gniewu usta okalał niewielki, rzadki zarost. Sanbeta uniósł obie ręce, splótł je i uderzył w opancerzoną pierś niczym młotem. Zbroja wydała z siebie nieprzyjemny jęk, lecz nie ustąpiła. Kolejne razy padały na korpus i zasłaniające głowę ręce. Dann próbował zrzucić z siebie Sanbetę, lecz brakowało mu sił. Cholera, nie chciał tak szybko posiłkować się własną mocą, ale nie miał innego wyjścia. Zajrzał do umysłu goryla... I po raz kolejny tego dnia, nic się nie stało.
- Nadczłowiek, co? Nie tym razem, gnoju. - Szepnął łysy. Więc potrafił się bronić przed mocami mutantów...
Ciało Danna przyjmowało kolejne ciosy, wszystkie o sile godnej strongmana. Każdy następny padał coraz bliżej twarzy. W końcu jeden się przebił. Ramiona rycerza nie wytrzymały uderzenia i pięść wbiła się w nos, prawdopodobnie go łamiąc. Nadchodził kolejny... Lecz nie sięgnął celu. Ciało Sanbety bezwładnie spadło z Danna.
- Żyjesz?! - Odezwał się głos za nim.
Gdy się odwrócił, jego oczom ukazał się żołnierz, odbierający go ze strefy lądowania. Palce zaciskał na strzelbie, z której lufy wydobywała się wąska stróżka dymu.
- Miałeś być naszym wybawieniem. Chyba role się od...
Nie skończył. Seria pocisków wbiła się w jego korpus, wywołując szkarłatną eksplozję. Padł bezwładnie, tak jak przed chwilą Sanbeta.
- Sk****el chciał mnie zabić! Aż mnie zamroczyło. – Ktoś ryknął śmiechem z przeciwnej strony korytarza.
Yakuza, który przed chwilą dostał kulkę, właśnie podnosił się z ziemi. Ocierał kciukiem ślad sadzy na czole. Dwóch pozostałych terrorystów też się uśmiechało, lecz nerwowo. Celowali karabinami prosto w Danna.
- Nie! – Krzyknął „zmartwychwstały”. – Sam go załatwię. Nadczłowiek kontra nadczłowiek, czyli tak, jak chce tego nauka.
- Shinoda, musimy się śpieszyć!
- Nie mów do mnie po imieniu, idioto! – Ofuknął podwładnego łysy nazwany Shinodą.
Agent zrzucił z siebie czarny płaszcz, ukazując opiętą golfem, umięśnioną pierś. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z nich dwa masywne kastety. Ruszył powoli w stronę leżącego ciągle na ziemi rycerza. Dann poderwał się błyskawicznie i przyjął postawę bojową. Nie miał żadnej broni, a jego moc nie działała przeciwko Sanbecie. Nie miał szans…
- Uspokój się i pomysł logicznie, do cholery! – Przypomniał sobie pierwszą „lekcję” u Graviera.
Tak też zrobił. Odetchnął i okrężną drogą ruszył na Shinodę. Powoli się do siebie zbliżali. Kiedy dzieliły ich raptem dwa metry, agent nagle przyśpieszył i wyprowadził prawy prosty. Uzbrojona w kastet pięść przeszyła powietrze tam, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa Danna. Rycerz w ostatnim momencie pochylił się i zanurkował pod ramieniem przeciwnika. Skoczył ku zaskoczonym, bezimiennym gangsterom. To była jego jedyna szansa. Błyskawicznie spenetrował ich umysły i zaraził je mrocznymi wizjami. Gdy w przerażeniu się cofnęli, dopadł do nich i chwycił za szyje. Wchłaniał ich strach, czując jak jego ciało napełnia czysta moc. Gdy pobrał wystarczająco, z całą dostępną siłą wgniótł ich głowy w ścianę, pozbawiając przytomności bądź zabijając. W tym momencie nie dbał, które dokładnie. Obrócił się ku nadczłowiekowi. Goryl pędził prosto na niego, lecz nagle wydawał się sporo wolniejszy. Skoczył mu naprzeciw. Uniknął nadchodzącego ciosu i wyskoczył nad Sanbetę. Wykonał przewrót nad łysą głową, po czym odbił się od jego pleców. Shinoda padł jak długi, a Dann pędził dalej przed siebie. Nachylił się i w biegu podniósł upuszczony niedawno piłomiecz. Dopiero wtedy zatrzymał się i skierował ku podnoszącemu gangsterowi. Ten rozejrzał się zdezorientowany. Z pośród prawie trzydziestu osób, teraz tylko dwie stały na nogach i były gotowe do walki. Jego twarz nic nie zdradzała.
- Nie mogę wrócić do Drugiego Smoka z pustymi rękoma. Są dwa wyjścia. Albo dasz mi odejść z zawartością tego magazynu, albo zginiesz. Decyduj.
Dann nie miał zamiaru się poddawać. Została mu nieco ponad minuta. Jeśli do tego czasu nie pokona przeciwnika, naprawdę zginie. Zamiast odpowiedzieć, przyjął postawę stylu Ludift. Ta siłowa szkoła walki nadawał się do ciężkiego piłomiecza znacznie lepiej, niż stawiający na szybkość Hiten Mitsurugi-ryuu. Prędkością i tak już zresztą górował nad przeciwnikiem. Nie czekał na ruch Shinody, zaatakował pierwszy, wykorzystując dodatkowe pokłady energii. Ciął szeroko, nie zwracając szczególnej uwagi, które części ciała Sanbety zmasakruje. Nie poczuł jednak pod ostrzem żadnego oporu. Przeciwnik w ostatniej chwili odskoczył poza zasięg broni. Rycerz kontynuował natarcie. Wypchnął ramiona przed siebie, wspomagając sztych dodatkowym wykrokiem. Próbując ratować własne życie, Shinoda ponownie uciekł do tyłu. W końcu jednak jego plecy napotkały przeszkodę, bramę do magazynu. Zaklął. Piłomiecz znowu opadł, w końcu celnie. Zęby piłomiecza zgrzytały o metalowy kastet. Nie minęły sekundy, gdy nagijskie cudo pokonało przeszkodę i wgryzło się w dłoń agenta-zdrajcy. Bębenki Danna prawie pękły od pełnego cierpienia krzyku. Nacisnął mocniej, tak że wirujące ostrze weszło głębiej w ciało i zaczęło chrobotać o kość.
- Przestań! - Błagał Shinoda. - Proszę, przestań!
Chciał więcej. Pragnął powoli pozbawić wroga przynajmniej całej kończyny. Niech jego wrzask wypełni cały kompleks, musi się nauczyć, że nikt nie podnosi ręki na Cesarstwo Nag.
Nie! To nie były myśli Danna, tylko Głosu. Wyszarpnął piłomiecz, a Sanbeta padł na kolana u jego stóp. Krwawy kikut wcisnął pod pachę całej ręki i walczył sam ze sobą, by nie stracić przytomności. Sevastian nie mógł pozwolić, by agent był w stanie mu zagrozić, gdy efekt Ånd Riddera się skończy. Uderzył go głowicą miecza w potylicę. Ciało upadło na ziemię z nieprzyjemnym plaśnięciem. Powoli zaczęła formować się pod nim mała kałuża krwi.
Dann odłożył piłomiecz na podłogę, nie miał teraz czasu, by zająć się jego czyszczeniem. Podszedł do wybudzających się żołnierzy i szturchnął jednego z nich.
- Zakuj go. - Wskazał palcem leżącego nadczłowieka. Nie uzyskawszy odpowiedzi, trzasnął twarz żołnierza grzbietem dłoni. - Zakuj go, rozumiesz?!
Wojskowy w końcu odzyskał rezon i ruszył ku Shinodzie bez zadawania pytań. Chyba jednak nie do końca wrócił do siebie... Nie czas na to. Rycerz czuł, że limit mocy zbliża się wielkimi krokami. Usiadł przy ścianie i podciągnął kolana pod brodę. Ciemność była już blisko. Czarno-szkarłatna mgła wkradała się z krawędzi pola widzenia.
- Witaj ponownie, stary druchu... Słodkich snów - odezwał się znajomy głos.
Chichotał. |
|
|
|
*Lorgan |
#2
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 14-12-2015, 21:27
|
|
Dann - Przydałaby się ta korekta Części tekstu, które nie były jej poddane, znacząco odstają. Wstęp wyszedł przednio, sama misja także trzymała się kupy. Bardzo fajnie opisałeś wykorzystanie szkoły walki, ale zabrakło mi nieczystych zagrań, którymi mógł posłużyć się Shinoda. Odrobina dramatyzmu nikomu by nie zaszkodziła. Zabrakło mi też trochę treści zaraz po tym, jak dostałeś się w pobliże magazynu. Za szybko, moim zdaniem, przeskoczyłeś do walki i za słabo nakreśliłeś sytuację, chociaż narzędzia do tego leżały pod ręką. Wciąż walczysz z Głosem, który po słowach mojej postaci okazuje się bardziej mroczną stroną osobowości, niż ingerencją nadnaturalnej mocy. Fajnie. Shadow będzie miał co analizować.
Ocena: 7/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Danna. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Shadow |
#3
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 251 Wiek: 28 Dołączył: 28 Maj 2015 Skąd: Zagłębie kabaretowe
|
Napisano 15-12-2015, 13:54
|
|
Miało być bez taryfy ulgowej... Prepare to die, my brother
Język
Zacznę od przyjemniejszej części.
Wstęp naprawdę mi się spodobał. Jest bogaty, wręcz emanuje kolorem, wyrazistością i klimatem. Problem jest taki, że przy nim dalsza część wygląda blado. Trochę mnie gryzie zestawienie słów, które uważa się za "stare i piękne" z "nowymi i potocznymi".
POMIĘDZY ORZECZENIAMI W ZDANIU WSTAWIAMY SPÓJNIK, BĄDŹ PRZECINEK. Dorzucę się do kwoty, jaką Tekken zbiera na elementarną edukację, bo jeśli się nie mylę, tego uczą już w podstawówce.
Cytat: | To ona symbolizowała wszystko, co uczynił będąc człowiekiem-potworem.
Jego dusza opuściłaby ciało jeszcze posiadając w sobie resztki człowieczeństwa.
Dann nie wiedział ile godzin zajęła podróż.
Zatrzymała się tam gdzie planowali, na sto pięćdziesiątym piątym piętrze.
Podejdź proszę.
Zaatakuj mnie swoją mocą najmocniej jak umiesz.
Przekonamy się także, czy potwór, którego nosisz we wnętrzu jest twoim prawdziwym obliczem.
Czuł jak jego mięśnie opinał nowoczesny pancerz, zbroja Aegis Z-1, dopiero w tym roku wprowadzony do użytku dla najlepszych z najlepszych.
Nie wiemy ilu z trzynastu pozostałych członków mojego oddziału jeszcze się trzyma. |
Cytat: | Jedni z największych sk******li, jacy kiedykolwiek stąpali i po Tenchi. |
Po co to "i"?
Cytat: | Była dziełem sztuki w każdym calu, ponadto pełniła rolę serca całego skutego lodem Nebul. |
Pełniła funkcję, albo odgrywała rolę. Nie można pełnić roli. I zanim mi przytoczycie TEN TEMAT - wiem. Niemniej jednak uważam, że walka jako opowiadanie poddawane ocenie powinna być napisana pięknym, polskim językiem, bez używania aż tak daleko posuniętych zwrotów potocznych, pochodzących z języka rosyjskiego.
Szczerze przyznam, że się zmęczyłem. I tak, jest tego (błędów interpunkcyjnych) więcej.
Spójność
Tekstu jako zamkniętej całości
Jest i tyle. Mam wrażenie, że to początek historii i nie ma jakiegoś wyraźnego zakończenia, no ale jest.
Tekstu w stosunku do świata
Brakowało mi jakiegoś "previously on agents of nag". Zmuszanie mnie do czytania ninmu, żebym wiedział ale co, ale jak, ale dlaczego... Boli. Ale przebrnąłem, a jak się później okazało nie było to aż tak wymagane.
Kreatywność
Zastanawiam się ile z tego było twoje. Zakładam, że cała walka, a ktoś tam tylko sprawdził, czy nie ma nieścisłości z charakterem (Lorgan) poszczególnych osób
Wrażenia ogólne
Lubię walniętych ludzi. A szczególnie z głosami w głowie <kłania się Soracie>, więc trochę mnie ubodło, że chciałeś się go pozbyć...
Są fragmenty gdzie siedziałem z "WOW! CO ZA OPISY!", ale też i takie, gdzie miałem wrażenie, że czytam początkującego pisarza fanfiction.
Cytat: | - Shinoda, musimy się śpieszyć!
- Nie mów do mnie po imieniu, idioto! – Ofuknął podwładnego łysy nazwany Shinodą. |
Poczułem się, jakbym był idiotą. Po co mi powtarzasz o kim mowa i jak on wygląda? Pojawiało się to (wygląd szefa) wcześniej - czy ja wiem... - pięć razy?
Podsumowanie
Chciałbym stanąć i powiedzieć, że to totalny gniot. Sumienie nie pozwala. Ale brakło Ci czasu i to widać po drugiej części wpisu i samej końcówce walki, czy dialogach, które wyglądają na wstawione, żeby były.
Cytat: | Lada moment mógł oczekiwać awansu. |
Moim zdaniem to jeszcze nie ten czas. Tak, głosuję na NPC wystawiając ocenę 5,5.
Bo to ogólnie dobry średniak był. |
W więziennej rozpaczy... |
|
|
|
^Coyote |
#4
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 15-12-2015, 19:31
|
|
Zacznę może od ogólników. Podobało mi się, było dużo akcji i oryginalnie jak na walkę. Błędów też trochę wyłapałem ale to były drobiazgi jak dodatkowe litery niepotrzebne albo powtórzenia gdzieniegdzie. Jak się głębiej wszystkiemu przyjrzeć, wychodzi kilka gorszych niedociągnięć, jak to jak sobie budujesz historię postaci. Zostałeś uczniem Lorgana i to chyba najlepsze co znalazłem. Wywalenie przez okno kozak To zagranie z głosem w głowie było tanie i zbędne. Walka na tle całego tekstu jest bardzo dobra. Lepiej tylko podobał mi się wstęp. Wszystko opisałeś obrazowo i dobrze, że zdecydowałeś się nie próbować przebijać dalej mocy Shinody bo nie powinieneś wiedzieć jak ona działa i znać tej słabości. Big Up Przezbroiłeś się i to też ci na lepsze wyszło, a zwłaszcza pancerz i piłomiecz. Granaty do takiego typu postaci są niepotrzebne, a ich role powstrzymania gangsterów mogłeś oddać w ręce żołnierzy. Ale to szczegół jest w zasadzie. Końcowo podsumowuję tą walkę jako bardzo dobrą tylko miejscami zaniedbaną (błędy i tani pomysł na rozwój postaci z głosem o tym świadczą).
Dann 7/10 |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
»Drax |
#5
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 242 Wiek: 33 Dołączył: 06 Sie 2010 Skąd: Gliwice
|
Napisano 15-12-2015, 22:05
|
|
Dann
Technika
Literówki, przecinki i inne pierdoły - były tu błędy, a i owszem, ale nie aż tak częste i nie przeszkodziły mi zanadto w czytaniu, toteż nie odejmę Ci za nie żadnych punktów. Wkurzyłeś mnie za to, że w kilku miejscach zapomniałeś o "enterze", nie tworząc w ten sposób nowego akapitu.
Gorzej troszkę wypadłeś przy dialogach - ja, jeszcze walcząc poprzednią postacią, dostałem zjebkę od Starke'a, że nie wiem, kiedy używać dużej, a kiedy małej litery, więc teraz mam okazję do zemsty
A tak na poważnie, przeczytaj sobie temat "instruktażowy" o dialogach - jest gdzieś tam na forum, wrzucony przez Lorgana, poszukaj sobie. Bardzo fajnie jest tam ta kwestia wytłumaczona. ( jeśli po tej lekturze dalej nie będziesz widział błędów w swoim tekście, napisz mi na PW, a Ci je podrzucę). Pomijając kwestię techniczną, kwestie mówione twoich postaci są... po prostu są. I tyle mogę o nich powiedzieć Najciekawiej wypadła scenka z Lorganem, ale to pewnie dzięki waszej skajpowej konwersacji - reszta jest nijaka.
Fabuła
Prosta, a zarazem bardzo znacząca - zostajesz uczniem Lorgana, zdobywasz nowe zabawki i bardzo ciekawe perspektywy. Starcie z Shinodą w zasadzie jest tylko tłem dla tego motywu, ale dobrze, że go nie zaniedbałeś (ja bym pewnie tak zrobił ).
Zazwyczaj właśnie szczególną uwagę zwracam na kwestię fabularną, ale tutaj po prostu nie mogę ani czegoś specjalnie pochwalić, ani specjalnie się czegoś doczepić. Jesteś po prostu kolejną postacią z problemami i trochę mnie to już zaczyna nużyć, chociaż nie ma akurat w tym twojej winy, więc żadne punkty nie zostaną za to ujęte. Dobrze, że przynajmniej wstęp i zakończenie, gdzie najbardziej uwidaczniasz owe problemy, udało Ci się całkiem fajnie napisać.
Starcie
Jak wspomniałem wyżej - była tylko tłem dla innego, ważniejszego motywu. Można wręcz powiedzieć, że wzięła się tam z dupy, jakby wciśnięta na siłę, żeby po prostu było tam jakieś starcie. Niemniej, uważam że pokazałeś walkę całkiem przyzwoicie - dałeś 5 minut przeciwnikowi, po czym załatwiłeś go dzięki nowej zabawce, w dodatku korzystając ze szkoły walki. Tak, jak napisałem - przyzwoicie. Ni mniej, ni więcej.
Największy atut
Sceny w Nebul - miały swój fajny, gorzki smak. Zarówno opis Wieży, rozmowa z Gravierem, jak i twoje nagłe opuszczenie jego gabinetu ( ) fajnie ukazały ciężki i surowy klimat Cesarstwa i jego sług.
Największy minus
Zdecydowanie początek twojego starcia z Shinodą. A konkretnie dwie rzeczy:
a) to, że zjawił się po Ciebie dowódca placówki, zamiast dowodzić obroną i wysłać jakiegoś najmniej przydatnego podwładnego.
b) to, że gangsterzy wrzucili GRANAT do SKŁADU BRONI, który chcieli przejąć. Po prostu, kurna, genialne
Podsumowując, walka na bardzo średnim poziomie. Miała swoje plusy i minusy i wątpię by zapadła mi w pamięć, ale na wygraną zasłużyłeś.
6.5
Oddaję swój głos na Danna. |
Per aspera ad astra. |
|
|
|
^Curse |
#6
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 16-12-2015, 03:13
|
|
Dann:
Wybacz, jeżeli ocena będzie niemrawa :/
Doskonale wiesz, że skopałeś korektę, ale w ramach pastwienia się: skopałeś korektę I nie mam na myśli jedynie literówek, których trochę się pojawiło, ale również szyk zdań oraz sformułowania, które gryzły w oczy. No i zapis dialogów. Prawdopodobnie część można zwalić na brak sprzętu do pisania, ale raczej nie wszystkie Np. takie "do stokroć diabłów" jest dla mnie tak dziwnym wynalazkiem, że aż zapamiętałam
Tworzysz świetne opisy, których momentami ci zazdroszczę, ale jeszcze nie do końca panujesz nad warsztatem. Nie zmienia to faktu, że już teraz potrafisz wykreować dobry klimat
Zdecydowanie pozytywnie wpłynęło na ciebie nawiązanie kontaktu z postacią Lorgana i o dziwo nieźle sobie poradziłeś w akcji wojskowej. Fabuła trzyma się kupy i podobało mi się jak twój bohater się rozkręcał w walce... która mimo tego pozostawiła pewien niedosyt. Dużo się działo, ale gdybym nie wiedziała, nie domyśliłabym się, że walka z Shinodą jest twoim zadaniem Nie znaczy to, że jest źle, bo samo starcie jest dobre i porządnie opisane. Być może coraz ciężej mnie zaskoczyć :/
Przeczytałam twoją walkę wczoraj, ale nie miałam czasu przysiąść do napisania czegokolwiek na jej temat... za to miałam sporo czasu do namysłu co by ci wystawić. Chętnie postawiłabym ci siódemkę, ale ostatecznie masz minusa za warstwę językową. Nieraz ci już mówiłam, że lubię klimat twoich tekstów, ale tym razem zbyt często moja uwaga była od niego odwrócona.
Ocena: 6,5 |
|
|
|
^Genkaku |
#7
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 17-12-2015, 08:54
|
|
Dann,
Skopałeś korektę Jak mi zaczynają przeszkadzać literówki i dziwny szyk zdań to już jest grubsza sprawa. Zauważyłem też kilka powtórzeń i zdaje się, że w jedynym miejscu rozjechało ci się formatowanie dialogów. Zresztą dialogi w "bazie" między tobą a żołnierzami i te z udziałem Shinady wyszły dość sztywno. Problem z tą walką jest generalnie taki, że po fantastycznym wstępie następuje przeciętna cześć właściwa. Jest też mnóstwo takich malutkich, dziwnych błędów np gdzieś tam po drodze nazwałeś Shinada "Agentem" - zdaje się, że ten tytuł należy się tylko tym sanbetańskim nadludziom, którzy służą formalnie w strukturach swojego państwa.
Fabuła jest spójna i myślę, że w optymalny sposób rozwinąłeś temat. Chociaż dziwi mnie, że Nag nie było w stanie wysłać sił szybkiego reagowania do oblężonej przez terrorystów bazy, a zamiast tego posyłają "szeregowego" z Inpu. Mimo wszystko kupuję to, bo w miarę ładnie "opakowałeś" ten pomysł w bardzo elegancko wykreowany klimat.
Zdecydowanie musisz popracować nad płynnością. Masz tendencję do wrzucania zdań-przeszkadzajek, które wybijają z rytmu, a tekst doskonale by się bez nich obronił. Przykład:
Cytat: | - Uspokój się i pomysł logicznie, do cholery! – Przypomniał sobie pierwszą „lekcję” u Graviera.
Tak też zrobił. Odetchnął i okrężną drogą ruszył na Shinodę. |
Cytat: | - Gdzie powinien być twój oddział? Mamy z nimi jakiś kontakt? - Dann wypytywał żołnierza. Część pytań zadał już podczas podróży, lecz hałas skuterów śnieżnych skutecznie je zagłuszył. |
Wydaje mi się, że mogłeś darować sobie to "wypytywał żołnierza" a pozostałą pogrubioną cześć mogłeś spokojnie dać od nowego akapitu.
Podsumowując wyszła z tego podręcznikowa walka 7/10.
P.S.
Fajnie, że gdzieś tam po drodze wcisnąłeś dyskretne nawiązanie do Matrixa;)
Motyw z Głosem zapowiada się interesująco, ale to ciężki temat do fajnego, klimatycznego opisania. Wielu przed tobą próbowało i nie wielu zrobiło to dobrze. Swoją drogą, od razu po przeczytaniu miałem ochotę stoczyć z Lorganem walkę o duszę twojej postaci
Cytat: | Witaj ponownie, stary druchu... Słodkich snów - odezwał się znajomy głos. |
https://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4
Genkaku oddaje głos na Danna! |
|
|
|
»Twitch |
#8
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 17-12-2015, 23:35
|
|
Dann
Będzie krótko, acz dla punktów. Wydaje mi się, że pod względem technicznym było słabo, ale nie tragicznie bo jednak nie było zgrzytów w czytaniu. Natomiast na te wyższe oceny musi być czyściutko. Spodobał mi się motyw z Twoim pseudodowodzeniem, skojarzyło mi się to z akcjami Pita i to na plus. Mogłeś więcej pokazać Shinody i wymian Waszych taktyk, sposobów walki, bo pojedynek wyszedł fajnie, poprawnie, aczkolwiek bez jakiegoś szału. Szkoda, bo mam wrażenie, że mogło wyjść ciekawiej. Motyw z głosem mnie również nie przekonał, wyszedł za słabo jak na Ciebie. Uważam, że pokonałeś przeciwnika, ale stać Cię na więcej.
Ocena: 6,5/10 |
Little hell. |
|
|
|
^Pit |
#9
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 21-12-2015, 02:39
|
|
Tyle podwalin, tyle ciekawych motywów i zaskakująco mało walki i samego przeciwnika. Od pewnego momentu walki są tylko tłem do dalszego rozwoju postaci co u niektórych ludzi (u mnie również), przez co czasem można się...zanudzić. Walczysz z głosem, idziesz z pomocą do Lorgana który pomaga ci się rozwijać i fajnie, że trochę z tego jest w walce. Przy okazji, robisz z Shinody Typowego Złego Lorda ("Sam się nim zajmę!")
W zasadzie od 10 minut piszę zdanie i je usuwam, bo nie wiem co mam napisać. Że co, że trochę patosu wsadziłeś w walkę? Że zrobiłeś żołnierską akcję w dobrym stylu? Że sama walka jest...cóż...walką. Twoje moce jak i przeciwnika niestety nie są tak plastyczne przy pisaniu. Nie da się przelać na papier uzewnętrznienia twojego gniewu bardziej niż już to zrobiłeś, bez wchodzenia w szalone akcje z Głosem jak z początku opowiadania. Nie ma też jak inaczej ukazać tego, że jest ktoś, kto dysponuje kontrczarem na ciebie xD Spieprzyłeś korektę, to fakt. Ale pisałeś na komórce. W zasadzie z całego pojedynku pamiętam to co przed nim (czyli trening u Graviera) i chyba to jest największy zarzut. Można mieć wrażenie, że starcie jest zupełnie niepotrzebne. Ot jakiś tam większy mini-boss podczas robienia standardowej misji. W sumie to opis nimmu dał ci dość duże pole do popisu. Może nakreślenie mocniej tego, jak ta wykradana broń jest potrzebna...nie wiem, za dużo nad tym myślę.
6.5/10 bo początek mi się podobał, ale im dalej w las tym mniej emocji czułem. Nie wiem, po prostu coś mi tu nie zagrało. Zastanawiam się, czy nie pomogłoby trochę przelanie większego ładunku emocjonalnego na 3 akt samą walkę. Samo wspomnienie "uspokój się, jak mówił Lorgan" przed starciem to nieco za mało. Śpieszysz się, jedziesz na swojej dopałce, walczysz swoim stylem miecza, a przeciwnik w tym momencie zamienia się w bezmózgą szmatę do lania. W tym momencie fajnie byłoby podkreślić, że to ty masz kontrolę, nie Głos, ty! Nawet durne "Mogę to zrobić!" by wystarczyło. Tenchi to system oparty głównie na anime, więc taki moment jak najbardziej pasuje. Nawet jeśli 3/4 oceniających go nienawidzi, to ta 1/4 może go pokochać. To co mówiłem przy czyjejś walce wstecz - finał potrzebuje kopa! Kopa, damnit! xD |
|
|
|
»oX |
#10
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740 Wiek: 33 Dołączył: 21 Paź 2010 Skąd: Wejherowo
|
Napisano 21-12-2015, 23:12
|
|
Dann,
zacznijmy od pewnej nieścisłości...
Cytat: | Czas pokazał, że należał do najlepszych egzekutorów Cesarstwa na stopniu szeregowego. Lada moment mógł oczekiwać awansu. |
??????????????? WTF. Przecież jesteś marnym egzekutorem xDDD Nie no, żartuję. Spoko. Jest spoko. Bądź sobie najlepszy xD
A teraz na serio. Wstęp czytało mi się fajnie, ale momentami zapominałem, że jestem na Tenchi. Czułem się, jakbym był ładną blond dziewczyną-kujanką czytającą poezję na zielonej łące. Nie wiem, jakoś wolę proste opisy, prostą budowę zdań i takie tam. No ale to nie ma znaczenia, bo to takie moje coś tam. Co najważniejsze.. Nie porywaj się na walkę, którą napiszesz na telefonie xD Ogólnie szacun za to, ale (jak pisali wszyscy wyżej) ta korekta... tyle by pomogła No ale dobra. Poza tym co napisali inni.
• Granat w magazynie naprawdę nie był zbyt mądrym posunięciem
• Shinoda trochę mi nie pasował. Jak Lorgan pisał zabrakło brudnych zagrań. I jakichkolwiek innych. W ogóle nie widziałem go w tej walce :/ Raz Ci z bara przyłożył i praktycznie tyle. No i jest tępy, ale... nie wiem. Po prostu było go za mało w całym starciu.
• Wpis wygląda, jakby brakło Ci momentami czasu. Fajnie wprowadzasz czytelnika w historię, a za chwilę skracasz coś do minimum. Nieźle rozpisałeś się na początku, licząc spotkanie z Lorganem, a sknociłeś później, kiedy to wszystko w magazynie dzieje się... zbyt szybko. Coś jak ja i wejście do Optimy.
• Aksen nie brzmiał jak Aksen. I ciągłe 'szeregowy' też było ciut męczące. Nie wiem jak się odzywa, ale wnioskując z karty jest bardziej luzakiem, aniżeli kimś mówiącym 'szeregowy szeregowy szeregowy!'
• Fajnie, jak historia z Głosem rozciągnie się w czasie. Masz spore pole do popisy i dobrze by było, jakbyś tego za szybko nie kończył.
• Następnym razem rozwiń bardziej pojedynek. To jest starcie pierwszego poziomu, okej, no ale... nie chciałbym, żeby każda Twoja walka polegała na wykradaniu douriki i rozwalania wszystkich w ciągu minuty.
• nie wiem, goni mnie potrzeba snu, zrobienia miliona rzeczy i takie tam.
Szóstki Ci nie dam, bo byłaby to przesada. Wpis jest dobry, tego nie można ukryć. Po prostu następnym razem poświęć mu więcej czasu Nie lubię długich starć, to fakt. Ale jeszcze bardziej nie lubię czegoś, co zapowiada się na długie z powodu wielu wątków włożonych we wpis, a później jest skrócone. Tak mocno skrócone. Coś jak chińczyki i ich penisy. I nie maskuj cenzury, wal po całości jak jest sens. Gwiazdki denerwują. Sześć i pół wydaje się być nieadekwatne do tego, co oddałeś. Oceny od 1 do 6.9 dawane są teraz przyzwoitym wpisom, ale niczym się nie wyróżniającym. Idąc tym tropem, dam Ci siódemkę, bo pół więcej to już za dużo, a pół mniej za mało.
Ocena: 7 (na drugim poziomie możesz pobierać nauki i egzekutora z krwi i kości )
-------------------------------------------
Shinoda,
przyzwoity wpis, sporo literówek, powtórzeń i dziwnych zdań. No ale patrząc na Twój avatar nie można się dużo spodziewać. Popracuj a będzie dobrze.
6 |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|