Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 23-11-2015, 03:39 [Nimmu|Świat] Autostrada do piekła
|
|
Pisk opon dało się słyszeć wyraźnie nawet dwie dzielnice dalej od centrum zamieszania. Ludzie uciekali w popłochu przed sportowym, czerwonym kabrioletem, pędzącym na złamanie karku. Jeszcze paręnaście chwil wcześniej było spokojnie. Ale Higure nigdy nie śpi i tyczy się to także bandziorów. Dla policji to miało być rutynowe zadanie: przewóz więźniów do placówki o zaostrzonym rygorze. W ostatnich czasach wiele mniej znaczących Yakuz zaczęło łączyć siły i tym samym zyskiwać na sile i znaczeniu. Ktoś powiedziałby, że to skutek machinacji pewnego klona, ale przypominałoby to bardziej jak szukanie kozła ofiarnego.
Jeden z bossów takiego ugrupowania, Shikugumi Souchiro, najprawdopodobniej dorobił się silnych sprzymierzeńców. Oto siedział na tylnym siedzeniu samochodu, wraz z panem Koujiro, swoistą prawą ręką. Obaj byli osłaniani przez jeszcze dwóch innych bandziorów, którzy stali za akcją odbicia ich z pancernego furgonu. Można by wręcz powiedzieć, że nie mieli z tym żadnych problemów, bo jednym z wykonujących ackję był nadczłowiek.
- Czy w tym mieście już nic nie może pójść gładko - irytowała się drobna Kyoko Imai, żując gumę. Od samego rana była w nienajlepszym humorze, a cały ten chaos nie poprawiał sytuacji. Nie chciała się mieszać w sprawy policji, ale czuła, że będzie musiała.
- Przekażcie lokalnemu oddziałowi RG, że dołączę za chwilę - oznajmiła przez beeper, poprawiając poły czerwonego płaszcza.
- Wygląda na to, że wojsko już przysłało swoje wsparcie - oznajmił jej jeden z adiutantów w czapce policyjnej. - Co dziwne, jest to tylko jeden Humvee.
Kyoko zamarła na moment. Kropla potu spłynęła jej po skroni. wykrzywiła usta w uśmieszku politowania.
- N-nie mówcie mi, że to...
***
Masywny mutant o utlenionych, postawionych na sztorc włosach zdmuchiwał z drogi przeszkody. Jego szary bezrękawnik furkotał jak szalony, ale mierzący dwa metry wzrostu gigant utrzymywał bez trudu pion Dysponując mocą zamiany kończyn w macki nie miał najmniejszych problemów nawet z wyrywaniem latarni i rzucaniem ich w policyjne radiowozy. Stał jedną nogą na bagażniku sportowego wozu, osłaniając tyły. Jego kompan, sporo mniejszy, czarnowłosy człowiek z dziewiczym wąsikiem i naciągniętą na głowę czapeczką kurierską lawirował między wąskimi uliczkami dzielnicy.
- Gozu, nie wierzgaj tak. Już wystarczy, że samą masą praktycznie sam przeważasz furę! W takim tempie nie dostaniemy się na autostradę!
- Byś się zamknął, Souza! - odpowiedział mu chrapliwym głosem, wytężając wzrok. Na końcu uliczki jakby coś zamajaczyło. Powietrze jakby się przerzedziło i można było dostrzec zbliżający się jeep. Zmierzał ku nim z zawrotną prędkością, co więcej, na jego dachu ustawiona była jakaś broń o długiej lufie.
- Souza! Skręcaj! - wrzasnął mięśniak, czym wprawił w zakłopotanie partnera.
- Nie ma jak! Wypadniemy i szanowny pan Souchiro...
- Dobra tam!
Mutant wystawił macki i zaparł się na pobliskich dwóch budynkach, by dosłownie wymusić gwałtowny skręt w jedną z uliczek Higure. Zaskoczeni tym obrotem spraw ludzie krzyczeli, kobiety piszczały, mniejsze samochody z trudem zatrzymywały się w pół drogi, unikając czołowego zderzenia, inni kierowcy trąbili klaksonami. To był chaos. Silnik kabrioletu warknął, jakby protestując przed tą gwałtowną ewolucją, opony zabuksowały, niskie podwozie ugięło się w tamtej chwili, szurając po asfalcie sypiąc iskrami. Ale opłaciło się - pościg został zgubiony. A przynajmniej tam im się wydawało. Przy następnym skrzyżowaniu, zza dużego budynku finansowego wyłonił się nagle rzeczony jeep. Z dziury w dachu wystawała dziewczyna, której burza jasnych włosów falowała na wietrze. Trzymała się kurczowo karabinu.
- Dobrze myślałeś, żeby pojechać skrótem na przełaj! Myślałam już, że się nie zmieścimy! - krzyknęła do kierowcy. Za kierownicą siedział agent Sanbetsu, który również jak jeden z uciekinierów preferował modę na postawione do góry włosy. Na jego twarzy malował się grymas, który można było okreslić, jako wczesne stadium szaleństwa. Albo geniuszu za kierownicą.
- Znam te uliczki jak własną kieszeń w podartym płaszczu. Zacznij celować w opony, ja będę trzymał dystans, Kat!
Obsługująca snajperkę wojowniczka nie miała najmniejszych problemów z wybraniem celu. Upewniła się, że nikt z osób postronnych nie oberwie tego dnia kulki i wypaliła. Świetlista lanca pognała w stronę prawego, tylnego koła kabrioletu, ale najwyraźniej mięśniak czuwał, broniąc samochód jedną z macek.
- No ej, to jest jawna zżynka, kur.wa mać! - zaprotestowała, wystawiając rękę przed siebie w geście "no co to ma być".
- Dlatego wzięli nas do tej roboty - zaśmiał się agent, dodając nieco gazu i zmniejszając dystans. Uliczka schodziła w dół. Zbliżało się kolejne skrzyżowanie. Dziewczyna wystrzeliła po raz drugi. Gigant odbił jasny, nagrzany pocisk bez większych problemów.
- Spróbuj ich spowolnić, patrz, tam masz skrzyżowanie - polecił kierujący. - przy okazji zmusimy ich do błędu!
Kompanka uśmiechnęła się, skupiając fioletową moc w dłoni i wystrzeliwując ją przed uciekający wózek. Jego pasażerowie spanikowali, przyhamowując i omal nie tracąc jednego z odbitych uciekinierów z wozu. Przytomność Gozu ocaliła im skórę już któryś raz tego dnia.
- Souza, jak prowadzisz, baranie!
- To nie moja wina, nie mogę zapanować nad pojazdem
Koła znów zabuksowały, piszcząc wściekle, puszczając dym. Souza starał się utrzymać stały tor jazdy, ale w końcu jechał bokiem, wprost na spotkanie hydrantu. Przydepnął hamulec do samej ziemi i jakimś cudem był w stanie opanować auto. Zatrzymał się na środku skrzyżowania, znów wstrzymując ruch. Bandzior zrobił sprawne kółko, wykręcając kabriolet i kierując się na autostradę. Humvee był już o krok.
- Są zdesperowani, trzeba ich zatrzymać natychmiast, bo nam zwieją! - krzyknął agent.
- Wiesz Pit, mógłbyś po prostu wyłączyć im elektronikę od tak i nie było by problemu prawda?
- A kto by wtedy kierował? Ty?
Masywny pojazd z trudem mieścił się na pasie, ale tym bardziej zmuszał niedzielnych kierowców i innych kierujących w ogóle do nie wtrącania się w pościg. Katherine wystrzeliła jeszcze dwukrotnie, bynajmniej na wiwat.
Dopiero autostrada pokazała, jak wielu popleczników ma boss Souchiro.. Za plecami Pita ukazały się dwa czarne sportowe wozy, każdy z uzbrojonymi po zęby członkami Yakuzy. Seria z karabinów odbiła się na karoserii opancerzonego jeepa. Dziewczyna krzyknęła, chowając się do środka.
- Toż to obława!
- A coś ty myślała, że to będzie spacerek? Dasz radę ich ustrzelić, albo nie wiem, złapać w kałużę PSI?
- Ja już wiem co zrobię!
Znów wychyliła się przez dach. Chciała odwrócić karabin i tak działać, ale pewnie mieli pancerne szyby i na nic by się to zdało. Dlatego postanowiła zadziałać inaczej. Poczekała, aż jeden z samochodów się zbliży i aktywowała mackę psioniczną. Jej wersja była o wiele silniejsza od Gozu. Warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Zdychać, matoły!
Uderzenie z góry wgięło przód czarnego pojazdu w podłoże, a fala która rozeszła się za nim rozorała asfalt w przeciągu dobrego kilometra. Zgrzytnął metal. Siedzący w sąsiednim samochodzie kompani uciekinierów na moment zamarli, ale nie mieli zamiaru puścić płazem takiej zniewagi. Któryś otworzył szybę i zaczął pruć z uzi w stronę dziewczyny. Schowała się do środka. Yakuza wyrównali tor jazdy z Humvee. Tym razem to Pit nie miał zamiaru czekać. Jedną ręką trzymał kierownicę a drugą wystawił jak do strzału z pistoletu. Potężny piorun wystrzelił z czubków jego palców, wyrzucając wóz pełen bandziorów w powietrze.
- Brawurowa akcja dziewczyno. A teraz musimy dogonić naszych głównych zbiegów!
- Daj po garach!
***
Jechali ze sto osiemdziesiąt na godzinę. Wymijane auta świszczały tylko za ich plecami, zamieniając się w szare, rozmazane smugi. Choć jeep był w stanie jechać tak szybko, to czuć było, jak wszystko pod maską się grzeje. W końcu znajomy kształt zamajaczył na horyzoncie. Mięśniak próbował przerzucić bossa Yakuzy do ciężarówki z lodami. Widząc zbliżający się z zawrotną szybkością wóz wojskowy, musieli zaniechać tej akcji. Tylna klapa naczepy ciężarówki otworzyła się i oto stanął w niej człowiek w czarnym garniturze i równie ciemnych okularach. W jednej z rąk trzymał rakietnicę. Przykucnął i zaczął celować w oponentów.
- O-ou, Kat wiesz co robić, mam nadzieję?
- Tak, tak, poproszę cię tylko o chwilę ciszy, muszę się skupić!
Sycząca rakieta pomknęła w stronę humvee. Była coraz bliżej, pot spłynął po skroni Kaeru, przełknął ślinę. Pocisk za moment miał zamienić ich w kulę ognia, lecz zatrzymał się w pół drogi. Stanął, jakby trzymany niewidzialną siłą.
- Co jest do ku.rwy nędzy?! - krzyknął mocno zdziwiony członek Yakuzy. Wystrzelona rakieta w tym czasie odwróciła się i poleciała z powrotem. Bandziory wiedząc co się święci wyskoczyły z samochodu, który eksplodował, wprawiając pobliską okolicę w drgania.
- To było piękne! - zachwycił się Araraikou. - Jesteś naprawdę dobra z tą mocą!
- Tak ale... jak pomyślę o odszkodowaniu, jakie będziemy musieli zapłacić, za te zniszczenia...
- Ten wariat może rzucać samochodami, tamci strzelać z uzi w biały dzień, a mi nie wolno zrobić jednej ryski? Weź nie żartuj! Podaj mi nabój.
Blondwłosa rzuciła mu jeden z naboi do snajperki. Nadczłowiek skupił się w sobie i naładował go elektryczną energią.
- Masz, celuj w byka, tylko ostrożnie!
Dziewczyna pokiwała głową, biorąc kulę w rękawicę repulsorową. Szybko załadowała ją do magazynka i znów zaczęła celować. Nagle cały karabin zaczął jakby pulsować energią. Strzelająca nie była pewna, czy rama broni wytrzyma, czy coś w środku się nie uszkodzi, ale to i tak był moment w stylu "teraz, albo nigdy".
Gozu zauważył, że kobieta znów obiera ich za cel.
- Ile jeszcze do wyznaczonego miejsca? Te świry znów w nas celują! - zapytał, obserwując bacznie przeciwnika.
- Za kilometr mam zjazd, damy radę!
- Jasne, że damy radę! - uśmiechnął się olbrzym, szczerząc zęby. Był pewny siebie. Uderzał w ziemię mackami, kręcił nimi młynki, wyrywał tablice. Wszystko to było jednak na nic. Prawdopodobnie zaczęło mu odbijać, bo rechotał jak opętany.
- No dawajcie, rozwalę was w pył! Wasza broń na nic się nie zda!
Duch także się uśmiechnęła. Zawsze lubiła sytuacje podbramkowe. Przełknęła ślinę, wstrzymała oddech i nacisnęła za spust. Niebieska, wściekle sycząca lanca pomknęła w stronę oponenta Spodziewający się typowego naboju znów zaczął osłaniać miejsce pnączastą kończyną. Z tym, że kula była teraz o wiele silniejsza i ostrzejsza. Naładowany energią Pita nabój przebił się przez grubą tkankę, rażąc prądem tym samym jego całe ciało. Katherine to nie wystarczyło. Mocą psioniczną zmieniła trajektorię pocisku tak, by trafił w deskę rozdzielczą samochodu. Posypały się iskry. Cała czwórka w jednej chwili objęta została przeszywającą falą i kabriolet zaczął jechać zygzakiem, aż w końcu zatrzymał się, przewracając na bok przy jednej z barierek bezpieczeństwa. Skosił przy tym przód jednego z aut postronnych, ale to był koniec szaleńczej gonitwy.
***
Helikopter nad autostradą w środku dnia nie był w tym przypadku niczym nadzwyczajnym. Z jego pokładu wysiadł krótko przystrzyżony człowiek w okularach i czarnym płaszczu. Widząc kapitana Araraikou uśmiechnął się, kręcąc głową.
- A jednak, mimo zmiany imidżu, nadal jesteś tak samo popaprany i lekkomyślny - uścisnął mu dłoń. - Narobiłeś bałaganu, oni trochę większego. Ale to nadal nie jest nic, czego nie dało by się zatuszować.
- Też się cieszę, że przywykłeś do moich wybryków, Uen - odparł Kaeru. Tak naprawdę cała zasługa leżała po stronie Katherine. Dziewczyna coraz lepiej radziła sobie z kontrolą swoich mocy i prawdopodobnie dopiero odkrywała swój potencjał. Zdecydowanie wolał ją mieć po swojej stronie. Przypominając sonie czasy, kiedy próbowała go zabić, zaśmiał się, klepiąc ją po ramieniu.
- A ty co, jeszcze nie oprzytomniałeś po tym szaleństwie? - zapytała nieco oschle, ale bez cienia zdenerwowania.
- Ależ skąd, właśnie sobie pomyślałem, że po takiej akcji można by się udać na jakieś porządne jedzonko. Oczywiście, ja stawiam.
Kat rozpogodziła się i kiwnęła głową w zgodzie.
- A co mi tam, też trochę zgłodniałam. Mam nadzieje, że nie zdemolowaliśmy tej kafejki przy trzeciej alei?
- Eee, no myślę, że jest cała. Sprawdzimy to?
- Pewnie. |
|