9 odpowiedzi w tym temacie |
^Genkaku |
#1
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 23-07-2015, 06:04 [Poziom 3] Genkaku vs NPC (Tumula A'nen) - walka 1
|
|
Sanbetsu, Rikoukei, Księżycowe Ogrody.
- Spotkajmy się jeszcze kiedyś, Kito-kun. Może w innych okolicznościach dojrzę, skąd czerpiesz pewność siebie.
Sylwetka mężczyzny rozwiała się na wietrze, niczym dym ze świeżo ugaszonej świecy. Genkaku odczekał chwilę i głęboko wzdychając wstał od stołu, podpierając się o jego alabastrowy, wykonany z kości słoniowej blat. Chowając ręce do kieszeni podszedł powolnym, nonszalanckim krokiem w miejsce, gdzie jeszcze nie tak dawno temu pojawił się Lorgan Gravier.
- Najserdeczniejsze życzenia dla Cesarza, przyjacielu…
Nie oczekiwał wiele od tej rozmowy. Sam fakt, że w ogóle do niej doszło, uważał za spory sukces. Jakie to właściwie może mieć znaczenie? Nie czekał długo na odpowiedź Tory, że nagisjki członek Magi spotka się z nim, by negocjować ewentualne warunki udostępnienia raportu. Co kierowało Gravierem? Ciekawość? W końcu zanim przeszli do konkretów, na wpół wypytywał go, a na wpół oskarżał o zdradę i manipulowanie innymi. Z początku wydawało mu się, że to tylko zręczna zagrywka psychologiczna, mająca na celu wypracowanie sobie lepszej pozycji. Teraz miał jednak co do tego mieszane uczucia. Czuł, że w tej chwili i tak nie ma to znaczenia. Choć intuicja podpowiadała mu co innego, zostawił za sobą myśli z niedawnego spotkania, skupiając się na tej odrobinie wolnego czasu jaki mu jeszcze pozostał. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na zegarek oddał się w pełni podziwianiu mistycznego Księżycowego Ogrodu. Był tu dopiero drugi raz, ale żałował, że nie odwiedza go częściej. To miejsce było podobne do niego – zbudowane z iluzji. Nic tu nie było prawdą. Człowiek śnił, oszukując sam siebie. Jednocześnie panujący dookoła, niczym niezmącony spokój, sprzyjał refleksji i rozmyślaniom, którym Genkaku lubił się oddawać. Ciekawe, czy stary Katagawa zna tajemnicę tego ogrodu? Na pewno spodobałoby mu się tutaj.
- Chciałeś się spotkać.
Dobiegający zza jego pleców głos wyrywał go z zadumy. Stojący u wlotu alejki mężczyzna, ubrany w skórzaną, motocyklową kurtkę przypominał z wyglądu przeciętnego fana muzyki rockowej. Nic w jego aparycji nie sugerowało, że może być jednym z najniebezpieczniejszych ludzi na Tenchi.
- Z którym z was teraz rozmawiam?
- A jak ci się [ cenzura ] wydaje?! Genkaku przysięgam, że jeżeli marnujesz mój czas, znajdę cię i…
- Zgadzam się – wszedł mu w słowo, podchodząc w jego stronę. – Zgadzam się, na twoją propozycję, ale dopiero jak pewne sprawy uspokoją się i nie za darmo.
Przybysz nie skomentował nic, jedynie skwitował słowa Genkaku ironicznym półuśmiechem.
- Czego chcesz w zamian?
Nowa, niespodziewana znajomość otwierała byłemu agentowi drogę o całkiem interesujących perspektywach. Musiał przyznać przed sobą, że sposób, w jaki jego rozmówca znalazł go i nawiązał kontakt, był dość imponujący i wart zapamiętania. Dysk z danym podrzucony w Kotii przez jednego z pomagierów, krył w sobie sporą niespodziankę. W gruncie rzeczy Kito żałował, że wcześniej nie znalazł czasu na sprawdzenie jego zawartości. Dopiero niedawno, już po zajściu w Krwawych Grotach, zdołał poświecić chwilę na zbadanie sprawy. Zainstalowane na urządzeniu złośliwe oprogramowanie zhakowało system zakupionego w naprędce laptopa zaraz po podłączeniu. W pierwszej chwili nie miał pojęcia co się dzieje. W otwartym na ekranie oknie konsoli zdołał wyczytać jedynie, iż program łączy się z szyfrowanym kanałem, całkowicie odcinając pozostałe. Trwało to dobrą minutę, po której uruchomił się prosty komunikator tekstowy, a w nim wiadomość -„Długo ci to zajęło głupolu”.
- Informacji. Na początek wszystko, co wiesz o Lorganie Gravierze.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Porywasz się z motyką na słońce, Genkaku. Ja potrzebuję żywego wspólnika. Lepiej odpuść.
- Chcę tylko wiedzieć, z kim mam do czynienia. To wszystko.
- Jak chcesz – pokiwał głową z aprobatą. – Nic więcej? Tylko Gravier? Spodziewałem się, że zażądasz jakichś tajemnic państwowych…
W tej samej chwili, gdy przybysz kończył swoją wypowiedź, do umysłu Poszukiwacza przedarła się krótka wiadomość – „Jesteśmy na miejscu”. Uśmiechnął się szeroko i wyciągając ręce z kieszeni, sięgnął do wewnętrzna marynarki po papierosy.
- Tak jak mówiłem, to tylko na początek. Do reszty dojdziemy później.
- Wkrótce prześlę ci dane na jego temat. Nie ma tego dużo. Zresztą, jeżeli tak bardzo interesuje cię jego osoba, powinieneś wypytać Tenmę. Zdaje się, że obaj należeli do tego samego oddziału.
Wyraz zdziwienia wykwitł na twarzy Genkaku. Nowy wspólnik właśnie dał mu kolejny powód, by wzmocnić w sobie brak zaufania do nagijskiego kolegi. Żałował, że nie ma już więcej czasu na kontynuowanie rozmowy.
- Możesz być pewny, że tak zrobię. Na tą chwilę spotkanie uważam za zakończone. No chyba, że wiesz coś na temat Kurhanu Bohaterów? – Dodał w nadziei, że zdoła jeszcze pociągnąć nieco za język rozmówcę. - W takim wypadku chętnie zostanę jeszcze chwilę…
Kendeisson przewrócił oczyma, w głośny sposób wypuszczając powietrze z płuc.
- Na Odyna, człowieku, ty to potrafisz zawracać dupę…
Nag, Nibir, Kurhan Bohaterów.
Genkaku gwałtownie obudził się ze snu o Księżycowym Ogrodzie. Otwierając oczy rozejrzał się po wnętrzu auta, jednocześnie próbując wymacać dłonią przycisk podnoszący fotel pasażera z powrotem do pozycji siedzącej. Miejsce kierowcy, które na czas podróży zajmował Thekal, było puste. Na zewnątrz zmierzchało. Słońce kończyło już swoją codzienną wędrówkę, chowając się za horyzontem, pośród spiętrzonych, potężnych chmur górujących nad widnokręgiem. Niebo zalała ponura szarość. Poszukiwacz westchnął głęboko z dezaprobatą, spoglądając na swój podróżny strój, składający się z jeansów i ocieplanej, przetartej już w paru miejscach kurki. Podczas pobytu w Nag, zdążył zatęsknić za swoimi, lekkimi i szytymi na miarę garniturami. Szybko opędził od siebie rozpraszające myśli, skupiając się w pełni na czekającym go zadaniu. Pokryty śniegiem las, w którego środku się zatrzymali, był według wskazań GPSu oddalony od miejsca docelowego o niecałe trzy kilometry. Były agent już miał wysiąść, gdy nagle pokaźnych rozmiarów kruk wylądował z hukiem na masce samochodu. Zwierzę zakrakało pociągle wlepiając swoje paciorkowate oczy w Genkaku. Trwało do chwilę, po której postać ptaka w nienaturalny, groteskowy sposób rozciągnęła się i przeistaczając w poszarpaną smugę smolistego dymu. Czarna, bezkształtna masa zaczęła przesączać się przez uchyloną szubę prosto na fotel kierowcy, formując się w sylwetkę Lorgana Greviera. Nie była doskonała, z czego duch na pewno zdawał sobie sprawę. Rysy twarzy sobowtóra nieznacznie różniły się od oryginału, co z całą pewnością stanowiło efekt uboczny kopiowania wizerunku z pamięci. Sanbeta, załamany i zirytowany postawą Thekala, z niedowierzaniem obserwował poczynania podwładnego.
- Humor ci się wyostrzył – skomentował. - Wolałem już Kayzera Soze. Zmień się natychmiast.
- Zanim to zrobię, chciałbym poznać twoje intencje, Kito-kun. Dlaczego układasz się z Kendeissonem, najbardziej poszukiwanym przestępcą w Nag? Dokuro nie będzie zadowolony.
- O niczym się nie dowie. Dla nas to doskonała okazja, by zapewnić sobie alternatywę dla Poszukiwaczy, jak już skończy się cała afera z Akuma.
- Chciałeś powiedzieć, o ile się skończy, Kito-kun… - nie wiadomo skąd, w jego rękach pojawiła się paczka Golden Batów, którą od niechcenia zaczął składać w formę origami.
Były agent westchnął, przeklinając w duchu swoją bezsilność. Ostatnimi czasy Thekal stawał się coraz bardziej złośliwy, prawdopodobnie w ten sposób podkreślając swoją częściową niezależność od woli swojego pana. Fakt, musiał słuchać rozkazów, ale na to co mówił, Genkaku nie miał żadnego wpływu. Jednocześnie czuł, że szaman może mieć rację. Tym razem Tenchi może nie obronić się przed zagrożeniem. Do tej pory odrzucał od siebie taką myśl, ale w głębi duszy podejrzewał, że trzeba zacząć się z nią godzić. Jeszcze przed swoją dezercją uważał, że tylko wielkie wspólne zagrożenie może zjednoczyć świat i przynajmniej na chwilę położyć kres „cichej wojnie”. Jak widać, rzeczywistość boleśnie zweryfikowała to założenie.
- Przestań – rozkazał. - On tak nie mówi. Jeśli twoje próby mają być tak nieudolne, trzeba będzie zmienić plan.
Sylwetka Graviera zafalowała, rozszczepiając się na ułamek sekundy, by z powrotem uformować się w nową, dużo niższą tym razem postać. Twarz odmłodniała, zmieniając swoje surowe, obojętne, nagisjkie rysy na sympatyczny, ciepły i nieco szalony uśmiech, należący do Atsushiego Coltisa.
- A co ze mną przyjacielu? Zarekomendowałeś mnie u Dokuro i masz zamiar zostawić? Co ze współpracą i łączeniem sił, o których tak dużo gadałeś, co?
Genkaku poczuł jak fala gniewu zaczyna budzić się w jego wnętrzu. Zdenerwowany chwycił za klamkę i otworzył drzwi z zamiarem wyjścia na zewnątrz. Niestety, Thekal nie dawał za wygraną. Znów przeobraził się w dym. Nim były agent zdołał wysiąść, szaman wystrzelił za okno i przeleciał na drugą stronę auta, tym razem przybierając wygląd Tenmy.
- Jesteś zdrajcą Genkaku, a zdrajcy zawsze zdradzają. Mają to we krwi…
- Nikogo już nie zdradzimy! Nie opuszczamy Poszukiwaczy i jeszcze długo nie opuścimy – oświadczył rzucając gniewne spojrzenie na towarzysza. – Układ z Kendeissonem otwiera nam furtkę do cennych informacji, ale dołączymy do niego dopiero, gdy nadejdzie odpowiedni moment i na pewno nie tak, jak w Sanbetsu. Rozumiesz?!
Nie czekając na odpowiedź, ruszył wzdłuż samochodu w stronę bagażnika. Uniósł klapę gwałtownie, zdając sobie sprawę, że w złości zbyt silnie zaciska dłoń na uchwycie, wyginając karoserię. Opanowując się nieco, sięgnął po torbę z wyposażeniem i zarzucił ją sobie na ramię. W tym samym momencie dotarła do niego refleksja, od której, aż stanął w bezruchu. Tak naprawdę, to nie wina Thekala. Szaman obrazował tylko wątpliwości, jakie targały Genkaku w jego podświadomości. To nie z duchem się kłócił, ale z samym sobą. W tej samej chwili odwrócił się w kierunku towarzysza, odkrywając, że ten porzucił już postać Nagijczyka, na rzecz innego – Kendeissona.
- Na co się gapisz, głupolu? Spróbujesz mnie oszukać, lub nie dotrzymać warunków a…
Nie zdążył dokończyć. Już w momencie, gdy otwierał usta, Poszukiwacz sprawnym ruchem dobył z kabury pistolet i wypalił prosto w jego głowę. Duch zawył tracąc kształt, który implodował zapadając się do środka, by zniknąć w towarzystwie cichego odgłosu przypominającego dźwięk pękającej gumy. Sanbeta uśmiechnął się doceniając plusy, jakie niósł fakt posiadani, nieśmiertelnego pomagiera. To zdecydowanie poprawiło mu humor.
- Koniec tego dobrego. Zakazuję ci urządzania podobnych cyrków.
Poprawiając zarzuconą na ramię torbę, ruszył w kierunku Kurhanu Bohaterów.
***
Monumentalna budowla wzniesiona na środku jeziora wywierała na widzu kolosalne wrażenie. Rzucane przez światło, co chwila znikającego za chumrami księżyca, cienie ożywiały tysiące płaskorzeźb, sprawiając wrażenie ruchu. Obserwatorowi mogło wydawać się, że utrwalone na ścianach bitwy wciąż się toczą, ożywione za sprawą aury tego miejsca. Mistyczny klimat potęgowany był przez panującą dookoła absolutną ciszę. Genkaku lewitował w powietrzu, obserwując cel swojej podróży z bezpiecznej odległości. Dotarcie tutaj na piechotę, mogło sprawić problem nawet wytrwałym wędrowcom, przyzwyczajonym do panujących w Nag warunków. Las pokryty był grubą warstwą mokrego śniegu. Dodatkowo, czego Poszukiwacz bardzo chciał uniknąć, podróżując po ziemi nie dałoby się uniknąć pozostawiania śladów. Lot był więc zarazem najwygodniejszą, jak i najbezpieczniejszą opcją. Od kłótni przy samochodzie minęło niecałe trzy kwadranse. Były agent specjalnie odczekał odpowiednią ilość czasu by dać Thekalowi szanse, na „odrodzenie się” we wnętrzu procesora. Mimo, że złośliwy duch był już w pełni sił, nie dawał jak na razie znaku życia.
W dość krótkim czasie Poszukiwaczowi udało się zgromadzić całkiem sporo informacji na temat Kurhanu Bohaterów. Począwszy od pamiętników Wellsa, zabranych ludziom Desmonta, z dokładnym opisem Labiryntu Zapomnianych Ścieżek, kończąc na niedawnych wspomnieniach Kendeissona. Genkaku był zadowolony z faktu, że oba źródła informacji tak doskonale się uzupełniały. Opracowany na ich podstawie plan był prostu – znaleźć wejście do podziemi, gdzie zaczynał się labirynt, zabrać Pieczęć podążając za wskazówkami z pamiętnika i wyjść niezauważonym. Cała koncepcja opierała się jednak na ryzykownym założeniu, że strażnik grobowca, niejaki Keres A'nen opuścił to miejsce udając się razem z Gravierem. Tak przynajmniej utrzymywał nowy nagijski wspólnik. Kito, co prawda nie do końca wierzył, aby tak ważne miejsce pozostało bez opiekuna. Podobnie zresztą, jak pobłażliwie potraktował rewelacje na temat wędrujących po mauzoleum nieumarłych wojownikach. Niestety dla niego, istniała tylko jedna możliwość, żeby to sprawdzić. Ostatni raz poprawił szelki z ekwipunkiem i stopniowo zaczął obniżać pułap, lądując miękko zaraz przy jedynym niewielkim wejściu po południowej stronie budowli. Zrepetował zawieszonego na ramieniu Krissa i delikatnie pchnął drzwi, które ustąpiły bezgłośnie, odsłaniając korytarz. Przejście na pierwszy rzut oka bardzo przypominało arkadyjski Labirynt Cieni. W wymurowanych brązową cegłą ścianach, co kilka metrów znajdowała się sporej wielkości prostokątna tablica, za którą prawdopodobnie spoczywały szczątki pochowanych tu „bohaterów”. Przy każdej z takich wnęk zwisała opuszczona z sufitu karafka, rozświetlająca nieco skąpany w gęstym mroku hol. Były agent ostrożnie przekroczył próg i od razu tego pożałował. Gdy tylko postawił stopę wewnątrz budowli, w nikłym świetle wątłych płomieni po drugiej stronie korytarza pojawiła się sylwetka młodej kobiety. W tych warunkach, nie był w stanie dostrzec szczegółów jej wyglądu, ale i tak nie miało do teraz najmniejszego znaczenia. Dziewczyna znajdowała się daleko poza zasięgiem iluzji, a postać Poszukiwacza, odcinająca się wyraźnie na tle otwartego przejścia była dla niej aż nadto widoczna. Przeklął pod nosem i rzucił się biegiem w jej kierunku. Już na samym wstępnie dał się zauważyć. Cały plan o zdobyciu artefaktu niezauważonym, można było w tej chwili pogrzebać razem ze spoczywającymi tutaj Nagijczykami. Na domiar złego, fiasko jakie poniósł na samym wstępie misji, zachęciło tylko obrażonego do tej pory Thekala.
- Wielki z ciebie szpieg. Dałeś się zauważyć byle dziewczynie.
- Zamknij się!
Rozpędzony dopadł do niewidocznego wcześniej skrzyżowania korytarzy. W sekundę musiał podjąć właściwą decyzję. Instynkt podpowiadał mu kontynuować pościg, rozsądek zaś, zostawić kobietę i jak najszybciej dotrzeć do celu. Wybrał to drugie. Kierując się zapamiętanymi wskazówkami z pamiętników Wellsa skręcił gwałtownie w lewo, w stronę gdzie spodziewał się odnaleźć bibliotekę. Wilgotne powietrze zafalowało nagle, w mgnieniu oka gasząc wszystkie rozświetlające drogę kaganki i zalewając wnętrze mauzoleum absolutną ciemnością. Nie zatrzymując się, wyszarpnął przytroczony do szelek aplikator ze Smoczym Eliksirem. W biegu przyłożył go sobie do szyli i nacisnął spust, wtłaczając substancję do swojego organizmu. Na efekty nie musiał czekać długo. Zmysły wyostrzyły się, a wzrok przystosował, zapewniając ograniczoną zdolność widzenia w ciemności. W tym samym momencie w jego głowie rozbrzmiał chór szeptów. Niezrozumiałe słowa, wypowiadane w nieznanym mu języku, niespodziewanie zmąciły myśli. Zaskoczony zatrzymał się, starając się odnaleźć źródło złowieszczych głosów. Teraz już wiedział, jak czują się osoby, którym on mąci umysł sztuką telepatii.
- Opuść to miejsce intruzie!
Odbijające się echem zdanie, niosło ze sobą wyczuwalną moc. Poszukiwacz obrócił się. W miejscu, z którego przybył, na skrzyżowaniu, w nikłym blasku trzymanej w dłoni latarni, stała ta sama kobieta. Rzucane przez światło cienie potęgowały surowość, nadając jej twarzy demoniczny wyraz. Były agent odruchowo uniósł w jej stronę lufę karabinu. Nie przestraszyła się, lub nie dała tego po sobie poznać. Zamiast tego odpowiedziała podobnym gestem. W wyciągniętej przed siebie dłoni, zamiast broni trzymała jednak pęk kluczy, zaczepionych na solidnym okręgu. Zdziwiony Sanbeta przez chwilę starał się jakoś zinterpretować ten gest, jednak rozbrzmiewające w jego czaszce złowrogie szepty, skutecznie utrudniały mu skupienie. Zarówno sceneria, jak i sytuacja, w której się znalazł, przywodziły mu na myśl kadry z filmów grozy. Dziewczyna nie miała zamiaru dać mu czasu a podjęcie jakichkolwiek działań. Szybkim i wprawnym ruchem potrząsnęła tajemniczym przedmiotem. Klucze zadzwoniły o siebie, zalewając korytarz przytłaczającym, narastającym z każdą chwilą dźwiękiem o sile kościelnego dzwonu. Oszołomiony Genkaku, który stał się ofiarą własnego wyostrzonego słuchu, zacisnął z bólu zęby, padając na kolano. W kakofonii, jaka zalała okolice, zdawało się słyszeć skrzeczenie kruków na tle skrzypienia przypominającego odgłos starej, zardzewiałej bramy. Dzierżony przez Nagijkę pęk spowiła blada łuna. Poszukiwacz zebrał siły i odrywając zaciśnięte na uszach dłonie, sięgnął po Krissa. Nim jednak zdołał wymierzyć w przeciwniczkę, ta zdążyła zejść z linii ognia, chowając się za załomek skrzyżowania. W tej samej sekundzie ściany holu zadrżały. Kamienne płyty nagrobne zakrywające grobowe wnęki zaczęły pękać i odpadać, odsłaniając pochowanych tam rycerzy. Poszukiwacz z trudem stanął na nogi, z niedowierzaniem obserwując jak martwi, za sprawą pradawnej magii, zaczynają podnosić się i zapełniać korytarz. Ogłuszający hałas rozpływał się powoli, ustępując miejsca szczękowi dobywanej przez nieumarłych broni. Nie miał zamiaru dawać im szansy na atak. Wyprostował się, układając broń w dołku strzeleckim i otworzył ogień. Długa seria pocisków przeszyła korytarz roztrzaskując wszystko na swojej drodze. Strzępy ubrań, zbroi, kości, kawałków mięsa i odłamki cegieł zawirowały w powietrzu. Kule trafiały bezlitośnie, powalając kolejnych nieumarłych. Kiedy pusty magazynek upadł na ziemię, a jego miejsce za sprawą wyćwiczonego ruchu zajął następny, na nogach stał tylko Genkaku. Nie było jednak powodu do zadowolenia. Martwi Nagisjcy herosi, mimo że poszatkowaniu przez ołów, zdawali się wciąż ruszać. Mimo, że rozczłonkowani, powoli, ale uparcie zaczęli zbierać się z ziemi. Kito przełknął ślinę przerażony tym widokiem i nie czekając dłużej, puścił się biegiem w dół korytarza. Przeraźliwy skowyt i wycie dotarły do niego uszu. W oddali przed nim zamajaczyły drzwi. Bez zatrzymania naparł na nie, z impetem przelatując na drugą stronę To była biblioteka. Duże półkoliste pomieszczenie o kopułowym sklepieniu wypełnione było potężnymi regałami. Co gorsza, nie było puste. Przy kilku ustawionych na środku prymitywnych stołach, ślęczała trójka ludzi. Uprzedzeni o obecności intruza, stali już gotowi do walki, z obnażonymi mieczami. Były agent odbił w lewo i przeturlawszy się po podłodze. Zatrzymując się na klęczkach otworzył ogień. Nie zdejmując palca ze spustu, przejechał długą serią nieco ponad ich głowami. Grad pocisków zapełnił powietrze szatkując stojące na drodze i ustawione pod przeciwległą ścianą, starożytne księgi i manuskrypty. Tak jak przewidywał, rycerze wykazali się zdrowym rozsądkiem i refleksem. Każdy z nich padł na ziemię szukając osłony za przewróconymi stołami. Drobiny papieru i kartek wypełnił pomieszczenie. Kito tylko na to czekał. Czując na plecach oddech nieumarłej pogoni poderwał się i ruszył w stronę kolejnego korytarza. Rozbrzmiewające w jego głowie szepty przybrały na intensywności, jednak zdołał się już do nich przyzwyczaić. Rozpędzony przebił się przez kolejne drzwi, wpadając prosto na grupę trupów. W ostatniej chwili zanurkował przed niespodziewanym ciosem topora, który o włos chybiając celu wbił się głęboko w ścianę. Genkaku wylądował na kolanach i skręcając swoje ciało w biodrach sparował Krissem pchnięcie miecza wyprowadzone przez kolejnego atakującego. Stal otarła się o stal rozjaśniając fragment holu, krótkim gejzerem iskier. Od razu odskoczył od przeciwników, robiąc sobie miejsce na oddanie strzału. W powietrze znów zaroiło się od ołowiu, który utorował mu drogę. Nie tracąc okazji rzucił się przed siebie, przeładowując pistolet maszynowy ostatnim magazynkiem. W oddali znów zajaśniało bladym blaskiem. Kolejne nagrobne płyty odpadły z głośnym hukiem na podłogę, uwalniając dotychczasowych „rezydentów”. Na szczęście do wejścia do labiryntu miał już blisko. W dzikim pędzie dopadł do skrzyżowania i nie zwalniając, odbijając się od ściany, wszedł w zakręt. Korytarz prowadził gwałtownie w dół, prosto na potężne, kamienne, bogato zdobione wrota. Cały czas biegnąć puścił broń, pozwalając by ta, zwisła swobodnie na pasku przewieszonym przez jego ramię. W jej miejsce pojawił się przyzwany mocą Thekala granatnik. Były agent bez zastanowienie pociągnął za spust uwalniając destrukcyjną siłę pocisku. Eksplozja wstrząsnęła budynkiem oraz znajdującym się zbyt blisko strzelcem. Po raz pierwszy od dawna był zmuszony nagiąć rzeczywistość, by uniknąć niebezpiecznych konsekwencji fali uderzeniowej. Liczyło się tylko to, że zamierzony efekt został osiągnięty. Roztrzaskana brama nie zagradzała już dalszej drogi. Jednym susem przeskoczył przez rumowisko, lądując w Labiryncie Zapomnianych Ścieżek. Prosto między grupę czekających już nie umarłych. Ci tutaj, różnili się od tych, których miał za plecami. Już na pierwszy rzut oka widać było, że są o wiele starsi. Z dawnych ciał, zostały tylko kości nakryte pancerzem I resztkami ubrań. Pierwszy z przeciwników, zakuty w płytową, pordzewiałą zbroję doskoczył do Poszukiwacza robiąc potężny zamach zza głowy, długim, oburęcznym mieczem. Ostrze opadło błyskawicznie. Mimo, że Genkaku zdołał przechwycić atak, wyparowując go mocą telekinezy, siła i impet uderzenia była tak wielka, że wyzwolona przez nie fala odrzuciła go na kilka metrów w tył. Szybko zebrał się z podłogi i odskoczył pod ścianę, unikając nadlatujących z tyłu włóczni. Za nim, w dół korytarza pędziła nieumarła horda przebudzonych ze śmiertelnego snu Nagijczyków. Znalazł się w potrzasku. Instynktownie dostroił się ze szkołą walki. Zaciśnięte w pięść dłonie zaszkliły się szkarłatnym blaskiem, a napięte w wyczekiwaniu ciało eksplodowało mocą. Nagła eskalacja douriki rozlała się gwałtownie pokrywając Genkaku nikłym, czerwonym blaskiem. Czuł jak tłumiona wściekłość, w końcu wydostaje się na powierzchnię, wyznaczając jeden, jasny priorytet – siać zniszczenie. Nie walczył już o opanowanie tego, co nękało go od czasu rozpoczęcia poszukiwań Pychy. Od tamtego czasu nauczył się kontrolować emocje. Nadal odczuwał starch, złość, czy nienawiść. Potrafił jednak przekuć je w broń I wykorzystać. Mierzący się z nim nieumarli, bez wątpienia za życia byli wyszkolonymi, wojownikami. Nawet wtedy nie mogliby jednak równać się z nim I całym arsenałem sztuczek, jakie posiadał. Walka z Kaito nauczyła go pewności siebie i tego, by ufać w swoje umiejętności.
Odpychając się nogami od ściany, wystrzelił w kierunki tarasującej mu drogę, grupy szkieletów. Rozpędzony prześlizgnął się pod gardą największego, zamaszystym sierpem przebijając się przez zardzewiałą płytę pancerza i roztrzaskał kręgosłup. Z impetem parł dalej przed siebie, nie zważając na znajdującą się o krok za nim grupę. Przeturlał się zwinnie między dwoma kolejnymi. Lądując za ich plecami, wystawił łokcie i wybijając się mocno w tył, roztrzaskał ich na kawałki. W tym właśnie momencie uderzyło w niego czoło pościgu. Dzika rzeka wskrzeszonych rycerz porwała go, niosąc na swoim grzbiecie, bezlitośnie okładając starożytnym orężem. Odruchowo naprężył mięśnie, czyniąc je twardymi niczym żelazo. Uchylił się przed nadlatującymi ciosami, na wpół sparował je telekinezą, na wpół uniknął cudowną I dobroczynną mocą swojego Shouri. Z trudem łapiąc oddech nie pozostawał dłuży strażnikom. Za każdą próbę zranienia go, odpowiadał z nawiązką. Przez chwilę stracił panowanie nad sobą, zapominając całkowicie o świecie. W morderczym szale, bronił się, parował i gołymi rękoma rozrywał przeciwników. Wyuczona niegdyś pradawna sztuka walki wręcz, zbierała teraz żniwa zniszczenia. Podłoga korytarza w mgnieniu oka zapełniała się rozczłonkowanymi i rozbitymi kośćmi. Mozolnie wyrąbując sobie korytarz, przedarł się przez ostatni szereg otaczających go szkieletów. Nie miał zamiaru czekać, aż polegli znów powstaną, by czyhać na jego życie. Od razu ruszył biegiem. Piekący ból całego ciała dawał dobitne świadectwo temu, że jakość można nadrobić ilością. Pędząc w dół korytarza dopadł do pierwszego zakrętu. To tu zaczynał się labirynt. Sieć poplątanych ze sobą przejść, które miały zmylić mu drogę, skazując na śmierć z wyczerpania w walce lub od stali wojowników z kurhanu. Nie mógł pozwolić sobie na marnowanie czasu. Nie, kiedy za plecami wciąż miał niestrudzoną i nieczującą niczego nieśmiertelną pogoń. Skupił się, tłumiąc przeklęte szepty duchów i przyspieszył gwałtownie cyrkulacje swojej życiowej energii. Poczuł, jak mięśnie zaczynają rozrastać się, rozrywając ubranie w szwach. Wszystko, co miał na sobie, łącznie z szelkami zawierającymi ekwipunek, pękało z trzaskiem i upadało na kamienne klepisko. To był znak dla Thekala, by w końcu i jego moce na coś się przydały. Smolisty dym w jednej chwili spowił kolosa, zamykając górę pędzących mięśni w groteskowej samurajskiej zbroi. Doładowany dodatkową energią Chimery, Genkaku naparł z impetem i całą zgromadzoną siłą na ścianę. Kamienna konstrukcja, mimo że wzniesiona z solidnych, grubych na pół metra bloków, nie wytrzymała. Poszukiwacz przeleciał na drugą stronę, zostawiając za sobą tuman kurzy i pyłu. Był zdziwiony, z jaką łatwością mu to poszło. Nie mógł się jednak teraz zdekoncentrować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zdoła wiecznie podtrzymywać efektu Fudou. Znów rozpędził się I staranował kolejną ścianę, a za nią następną I następną. Efekt był za każdym razem taki sam. W ostatnim przypadku jednak odsłonięty korytarz nie tylko biegł poprzecznie, ale również na wprost. Wyczerpany intensywną ucieczką wybrał właśnie tą drogę. Gwałtowny powrót do naturalnych rozmiarów spowodował lekki zawrót głowy. Podpierając się o ścianę, ruszył w dalszą drogę. Za plecami wyraźnie słyszał skowyt pogoni. Miał świadomość, że czas, który zyskał, nie wystarczy mu na długo. Na szczęście tym razem los uśmiechnął się do niego. Skan okolicy, wykonany beeperem wykazał, że hol prowadzi do sporej wielkości okrągłej komnaty. Najszybciej jak się da ruszył w tamtym kierunku, po drodze nie oglądając się za siebie.
Pomieszczenie, do którego dotarł rozmiarami przypominało bibliotekę. W odróżnieniu od niej, było jednak puste. Wyjątek stanowił niewielki cokół na środku, a na nim mała, metalowa szkatułka. Były agent zgarnął ją w pośpiechu, wciskając za cienisty pas chimerycznej zbroi. Dokładnie w tym samym momencie niestrudzony pościg wpadł do wnętrza komnaty, rozlewając się falą naokoło Genkaku. Nieumarłych było grubo ponad dwie setki. Skowyczący, wyjący i agresywni, wieczni strażnicy rzucili się w jego stronę w dzikim szale. Poszukiwacz zareagował od razu, rozkazując Thekalowi wytoczyć artylerię. Smolista struga dymu wystrzeliła z procesora w sekundę formując się w rękach Sanbety, który w ostatniej chwili zdołał pociągnąć za spust. Wiele można było zarzucić babilońskiej myśli technologicznej, ale na pewno, nie braku zamiłowania do szybkostrzelności. Przywołany przez ducha Cross Punisher rozpoczął wygrywać swoją śmiercionośną, rytmiczną i miarową melodię, w sekundę kładąc pierwszą, najbliższą linię atakujących. Nie przerywając ognia Genkaku uniósł broń mocą telekinezy tak, by ta lewitowała nad jego głową, siejąc spustoszenie w szeregach wroga. W wolnych rękach znów pojawił się czarny, poszarpany strumień, tym razem kształtując się w postać obrotowego działka. Poszukiwacz ruszył przed siebie, obracając w nicość wszystko co się ruszało. Szamański duch, na bieżąco tkał i przyzywał kolejne kartridże z amunicją. W odróżnieniu od niektórych wysoce skomplikowanych przedmiotów, amunicji mógł tworzyć bez ograniczeń. Korytarz wypełnił się poszatkowanymi szczątkami i gruzem, a powietrze spowiła gruba warstwa pyłu. Po piętnastu minutach spaceru, połączonego z nieustającą kanonadą, rozgrzane do czerwoności ciężkie karabiny odmówiły posłuszeństwa. Kupiony czas wystarczył mu na odzyskanie sił. Korzystając z zapewne chwilowego braku przeciwników, zaczął biec w kierunku wyjścia. Mijani po drodze nieliczni, stojący na nogach nieumarli, nie stanowili dużego problemu. Z łatwością dotarł do biblioteki. Tym razem nie było tam nikogo. Spiesząc się ruszył dalej, przez wyłamane wcześniej drzwi. W korytarzu znów napotkał liczną grupę strażników. Po raz kolejny tego dnia przyspieszył cyrkulację swojej energii rozpoczynając transformację i rozpędził się do szarży. Napinając olbrzymie mięśnie wbił się prosto w ścianę mieczy i włóczni nieśmiertelnych nagijskich wojowników, rozrzucając ich na boki niczym kręgle. Droga na zewnątrz stała przed nim otworem. Rozpędzony wypadł przez niewielkie drzwi i z ulgą odetchnął głęboko. Wycie za jego plecami ustało, podobnie jak głosy w jego głowie. Wykorzystując wciąż aktywną technikę Fudou, z całych sił wyskoczył w górę, wzbijając się wysoko w powietrze. Z naramienników czarnej, samurajskiej zbroi wystrzeliły błoniaste skrzydła. Szybując oddalał się od przeklętego mauzoleum. Uspokajając się w locie sięgnął po wciśnięte za pas pudełko i ostrożnie uchylił wieczko, podziwiając drogocenną zawartość. Znajdujący się w środku pierścień dokładnie odpowiadał opisowi Pieczęci Salomona. Zadowolony Genkaku uśmiechnął się na myśl o kolejnym, wykonanym zadaniu.
------
Gościnny występ Kalamira i jego udział w przyszłym storylinie mojej postaci, był z nim uzgadniany, podobnie jak to, co dokładnie mógł przekazać mojej postaci, było konsultowane z Lorganem Okoliczności przekazania mi dysku przez człowieka pracującego dla Kendeissona są opisane w przygodach Genkaku w Martwym Lesie. |
|
|
|
^Pit |
#2
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 23-07-2015, 12:38
|
|
Genkaku
Piszę to drugi raz i oby tym razem wypaliło. Całość czyta się jak dobrą przygodówkę, więcej tu indiany jonesa niż tyułowej armii ciemności. Robisz rozwałkę swoimi mocami, masz granatniki, miecze, topory, pistolety maszynowe...ale gdzie do licha jest shogun xD Walczysz z umarlakami to musi być strzelba, najlepiej dwururka. Ale może to i lepiej, jeszcze byś sypał jednozdaniowcami jak jakiś heros lat osiemdziesiątych. To jak dostajesz się do grobowca po transformacji, walcząc z hordami umarlaków przywiodło mi od razu na myśl Hulka: Gen zły, Gen niszczyć. No i prawdopodobnie dotarłeś do komnaty z pierścieniem odziany jedynie w zbroję Thekala. Słodko i gejowsko xD No, chyba, że masz elastyczne portki jak pewien Dr Banner. Kal wypadł odpowiednio skur.wysyńsko, Lorgana nie jestem pewien. Wiem, że sporo knujecie, ale w zasadzie miał przed sobą jednego z najbardziej poszukiwanych ludzi w całym Tenchi. I tak po prostu pozwolił ci działać. Liczyłem, że pojawi się jeszcze na sam koniec z wdzięcznym tekstem "gratuluję Kito. A teraz grzecznie oddaj mi artefakt", ale to by było nie w jego stylu. No i na pewno jest między wami jakiś układ o którym nie wiem bo nie czytam wszystkiego co się pojawia na forum xD Mam nadzieję, że to jakoś rozwiniesz.
Walka walką, ale biedna Tumula miała bardzo mało czasu antenowego. Wyszła, zadzwoniła, obudziła umarlaki, dziękuje, do widzenia. Wiem, że miała jedną scenę jak z horroru ale mogłeś ją jeszcze dać po drodze. Chociażby niechby patrzyła beznamiętnym wzrokiem jak cię zjadają, czy coś, była jak zjawa. Walka z nią była raczej psychologiczna. Wcześniej we wpisie masz to bardzo kreatywniep rzedstawione 9wredny Thekal jest tym co warto zapamiętać), ale tak poza tym to brakuje jej. To po prostu duże, dopracowane nimmu, wersja reżyserska. Jeśli chodzi o technikalia to dostrzegłem parę drobnych literówek, na pewno gdzieś masz źle rozpisane "nie" z jakąś częścią zdania (oddzielnie zamiast łącznie), co jest twoją zmorą i w zasadzie nie wiem czy po prostu nie traktujesz tego jak błędy, czy znów korekta coś przeoczyła. Niemniej jest fajnie. Nie ma tu super wyszukanych taktyk, ot taka po prostu wielka przygoda w której kosisz zastępy umarlaków.
Tylko gdzie ta strzelba... xD
Masz tu 7.5 bo trochę mi jeszcze mało tej horrorowej Tumuli było, a w końcu ona jest jako twój przeciwnik. Tak, to nie wojownik, ale psychologiczna walka to też walka. |
|
|
|
*Lorgan |
#3
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 25-07-2015, 18:53
|
|
Genkaku - Jestem zawiedziony. Po wartościowym merytorycznie i klimatycznym wstępie, zaserwowałeś nudną naparzankę z trupami i miliardy błędów (głównie interpunkcyjnych, chociaż ortograficznych też nie zabrakło). Potencjał był większy niż zazwyczaj, ale pokpiłeś sprawę. To nie była armia ciemności, tylko wysyp żywych trupów. Jasne, napisałeś że twoja postać się ich bała, ale czytelnikowi tego wrażenia nawet nie próbowałeś sprzedać. Umiesz tworzyć opisy: nawet nudną gonitwę i ostrzeliwanie przedstawiłeś przyzwoicie. Wziąłem na to poprawkę, chociaż wciąż miałem do czynienia z nudną gonitwą i ostrzeliwaniem. Perfekcyjnie operujesz swoimi mocami, rozumiejąc ich plusy i minusy. Nawet jakbym chciał, nie mam się w tej sferze do czego przyczepić. Opłaciło się także skupienie większej uwagi na Thekalu. Wypadł wiarygodnie i, szczerze powiedziawszy, trochę mnie tym posunięciem zaskoczyłeś.
Wiesz co jest najgorsze? Właśnie ten dysonans. Fantastyczne wprowadzenie, zbalansowane moce i osobowość Thekala, a z drugiej strony chaotyczna gonitwa po katakumbach i bezmyślne strzelanie do trupów.
Na poziom trudności wystarczyło, ale na oczekiwania wobec kogoś z twoim dorobkiem, absolutnie nie.
Ocena: 6/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Genkaku. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Twitch |
#4
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 26-07-2015, 14:34
|
|
Genkaku
Od strony technicznej zabrakło korekty. Sam się na tym gubię, bo zapominam się w ferworze pisania, ale u Ciebie rzucały się w oczy. Natomiast nie przeszkadzało mi to tak bardzo w odbiorze, bo wpis czytało się dobrze. Przygoda mnie zaciekawiła, a Twoja moc jest potężna i ma tak szeroki wachlarz zastosowań, że każdy kolejny tekst ma w sobie coś świeżego. Uważam, że jeżeli chodzi o posiadaną moc Twoja postać jest 1 z 4 najciekawszych i najlepszych w świecie Tenchi. Myślałem, że takie starcie bez walczącego przeciwnika będzie dla Ciebie najlepszym rozwiązaniem, ale teraz mam inne zdanie. Brakowało mi tutaj więcej Tumuli, która coraz by się pojawiała i próbowała jakoś mącić, prowadzić jak to nazwał Pit, mogłeś to zaprezentować w postaci walki psychologicznej. Spodziewałem się, że spróbuje wleźć Ci do głowy i tam ją zaskoczysz w końcu mogłeś puścić wodze fantazji działania bojowego Klucza Zmarłych. Mi akurat spodobało się przedstawienie wezwanych przez Tumulę wojowników i wyniszczanie ich prze Ciebie. Mogłeś jednak ich jakoś bardziej zróżnicować i zrobić wrażenie istotami zwanymi Armią Ciemności, większe wyzwanie, większe gratulacje.
Ocena: 7/10 |
Little hell. |
|
|
|
^Coyote |
#5
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 27-07-2015, 13:07
|
|
Genkaku: No rzeczywiście się nie popisałeś skoro nawet ja widzę dużo błędów Całość miała być przygodowa i emocjonująca jak zauważył Pit, natomiast nie zaciekawiło mnie to jak jego. Za dużo bezsensownej walki i za mało przemyślanego działania od ciebie i przeciwniczki. Ganiając na ślepo trafiasz akurat na ten artefakt co trzeba. Ja tego nie kupiłem. Fajnie za to korzystałeś z mocy i opisałeś Kurhan. Wyszedł średniak z paroma lepszymi momentami
Genkaku 6/10 |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
»Coltis |
#6
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 358 Wiek: 36 Dołączył: 25 Mar 2010 Skąd: Białystok
|
Napisano 27-07-2015, 20:17
|
|
Genkaku, gdybym chciał zwrócić uwagę na wszystkie błędy w tekście, to pewnie pisałbym ocenę całą noc. Leci za to duży minus. Mimo że jestem świadom Twoich przypadłości w tym zakresie, nie użyczam taryfy ulgowej. Nikomu nie użyczam. Po prostu tnę punkty jak ktoś przesadzi.
Jest mnóstwo literówek, kilka bardzo widocznych powtórzeń, a interpunkcja woła o pomstę do Lumena.
Nie będę się rozwodził nad tym dłużej, bo i tak wszyscy widzą jak jest Lecimy po punktach.
Jeśli chodzi o fabułę wpisu, to wstęp masz naprawdę dobry. Z pewną niecierpliwością oczekiwałem na start walki właściwej, licząc na podobny poziom. Frakcja bardzo udana, wykrzesałeś z niej charakter. Sam mam czasem problemy ze znalezieniem miejsca w tekście dla swoich towarzyszy, lub wpasowaniem ich w tempo akcji. Ty znalazłeś odpowiedni moment, odmalowałeś elegancko kompana. Podobało mi się. Gdy doszło do starcia niestety zbladł i został zredukowany do roli itemków. Szkoda.
Potem zaczyna się nieszczęsne starcie. Spodziewałem się walki z "Tumulą i jej Armią Ciemności". Głównodowodząca niestety zmyła się na samym początku wydając niezbyt wyraźny rozkaz do ataku i tyle jej było. Tu mnie boli bardzo. Podwładni, pozbawieni kontroli, zachowywali się jak typowa banda truposzy z filmu klasy B lub niżej w skali jakości. W ogóle całe starcie przypominało trochę gonitwę rodem z Benny'ego Hilla w ujęciu czarno-humorystycznym. Oczywiście efekt nie był zamierzony, ale tak to w skrócie wypadło. Było masakrowanie ciał, ale w gruncie rzeczy nieśmiertelnych, więc Ty ich kładłeś, a oni wstawali i na koniec biegnie za Tobą banda 200 Murzynów z dzidami, czy co tam akurat mieli w ręce. Ty odpalasz najpierw swoje moce Hulka, potem Zielonej Latarni i pozamiatane.
Wyszło płasko i bez polotu, do tego dość chaotycznie. Próbowałeś wcisnąć czytelnikowi klimat grozy, ale się nie udało. Już prędzej podróbka Evil Dead z Tobą w roli Asha.
Koniec końców nie było też tak znowu tragicznie. Ot przeciętniak jakich wiele, w ogólnym rozrachunku. Miałeś potencjał w garści, lecz go zmarnowałeś.
Jeśli chodzi o legendarnych i starożytnych nieumarłych, to na Twoje nieszczęście jestem wielkim fanem Dark Souls i podobnych klimatów. Liczyłem raczej na coś takiego w Kurhanie Bohaterów.
Ocena: 6.
Rada: Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Grasz potężną postacią, więc tym bardziej nie uchodzi jej zwykłe siepanie hord. Postaw na błyskotliwość i zaskakujące rozwiązania, bo Twoja postać ma do tego narzędzia. |
I wanna be the very best, like no one ever was. |
|
|
|
»oX |
#7
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740 Wiek: 33 Dołączył: 21 Paź 2010 Skąd: Wejherowo
|
Napisano 30-07-2015, 15:19
|
|
Kiedyś Starke krytykowany był za wspomnienie postaci Goliata w jednym ze swoim wpisów. U Ciebie podobnie można uczynić z Odynem, bo jeśli się nie mylę, to.. nie istnieje w świecie Tenchi?
Jeśli chodzi o sam wpis, to... cóż, zawiodłem się. Widać, że zabrakło konkretnej korekty (czasu było dosyć ), co psuło przyjemność czytania. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie, to podobnie jak Lorgan napisał - wstęp bardzo mi się spodobał, szczególnie motyw Thekal - kierowca . Samo starcie? Niezbyt przypadło do gustu. Być może dlatego, że nie potrafię skojarzyć Twojej postaci z czystym naparzaniem trupów.
Cytat: | Martwi Nagisjcy herosi, mimo że poszatkowaniu przez ołów, zdawali się wciąż ruszać. Mimo, że rozczłonkowani, powoli, ale uparcie zaczęli zbierać się z ziemi. |
mimo mimo.. poszatkowani i rozczłonkowani... coś Ty z nimi robił? Nie chcę powtarzać po wszystkich, ale faktycznie zabrakło przeciwniczki w walce. Rozumiem, że ma do dyspozycji całą armię, ale.. coś zawsze można wykombinować Opis kurhanu na duży plus, fajnie to wszystko opisałeś. W moim ninmu ograniczał się do schodów, korytarza i biblioteki Niestety, mimo panującego mrocznego klimatu, armii umarlaków, tajemniczych dźwięków itp. - nie kupiłem tego. Po prostu czytało się jak każde inne opowiadanko. Bez polotu.
Wpis zapewnia wygraną, ale liczyłem na coś więcej. Mam nadzieję, że w walce z Pitem popiszesz się bardziej
Ocena: 6.5 |
|
|
|
»Naoko |
#8
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 30-07-2015, 20:05
|
|
Gen, nie było tak źle.
Najbardziej utkwił mi w pamięci fragment, w którym Thekal robi z Ciebie podśmiechujki. Fantastyczne granie na emocjach, świetny balans. Perełka tekstu.
Z drugiej strony przy tej całej armii ciemności wypadłeś bardzo kozacko... Powiedziałabym, że nawet za bardzo. Osobiście lubię pewnego siebie i zdecydowanego Kito, jednakże teraz nie kupiłam tego do końca.
Całe starcie zajęło odpowiednią część tekstu, jednak trochę mi się dłużyło. Łapałam się na tym, że niektóre zdania po prostu śledzę wzrokiem, ale bez czytania.
Ocena: 6,5 |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
^Curse |
#9
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 30-07-2015, 21:59
|
|
Genkaku vel Lara Croft:
Pomijając ogrom błędów... to podobało mi się Było dynamicznie i dobrze poradziłeś sobie z opisem, chociaż kilka określeń mnie rozbawiło Mam tylko wrażenie, że przy tak intensywnym opisie, trochę przesadziłeś jednak z długością. Domyślam się, że chciałeś wiarygodnie oddać pościg i walkę z nagijskimi zombiakami (:DD), ale spokojnie mogłeś dodać fragment(y) opisujące Tumulę i zrównoważyłoby to walkę.
Tak poza tym, to czasem, dla odmiany, dobrze jest przeczytać starcie, które nie opiera się na emocjach i wewnętrznych monologach bohatera Czysta akcja też jest spoko. Nie jest to na pewno tekst dziesiątkowy, chociaż za sam wstęp pewnie tyle byś dostał (genialne!), ale i tak dobrze mi się czytało.
Ocena: 7 |
|
|
|
*Lorgan |
#10
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 31-07-2015, 11:48
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Genkaku - 52,5 pkt.
NPC - 48 pkt.
Zwycięzcą został Genkaku!!!
Punktacja:
Genkaku +90
Pit +10
Lorgan +10
Twitch +10
Coyote +10
Coltis +10
oX +10
Naoko +10
Curse +10 |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|