Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Shadow vs NPC (Draug) - walka 1
 Rozpoczęty przez RESET_Shadow, 10-07-2015, 13:03
 Zamknięty przez Lorgan, 18-07-2015, 18:22

11 odpowiedzi w tym temacie
RESET_Shadow   #1 


Poziom: Keihai
Posty: 41
Dołączył: 24 Kwi 2017

Warto zaznaczyć - rozmowa w tekście poprzeplatana jest retrospekcjami, które nie są opowiadane co do joty, tak aby nie wyjawić ludziom informacji o istnieniu agentów, czy pozycji Shadowa.



Shadow 100 道力
Draugx2 100 道力

- A gdy miałem 10 lat, rozbiłem swoją świnkę skarbonkę i po raz pierwszy poszedłem na dziwki.
Rubaszny śmiech wielu głosów rozbrzmiał na jachcie niczym wystrzał z armaty. Uśmiechnąłem się delikatnie, spoglądając na towarzyszy podróży. Elita, która bardziej z racji kaprysu niż rozsądku, zabrała mnie ze sobą składała się z dyrektorów, profesorów, muzyków i malarzy. Niespecjalnie znani, czy uznani, ale afiszujący się swoimi pozycjami niczym paw swym ogonem. Rozparłem się wygodnie na leżaku wsłuchując się w uspokajający szum otaczających statek rzecznych fal.
Naszym gospodarzem był "Dyrektor". Nikt z obecnych nie wiedział dokładnie czym się zajmuje - z moich informacji wynikało, że nie warto z nim jednak zadzierać. Spoglądaliśmy ku niemu, gdy stał na dziobie patrząc w stronę horyzontu. Spoglądał w stronę widnokręgu, za którym kryło się morze.
Dyrektor zasiadł między nami, uprzednio upewniwszy się, iż kotwica dobrze trzyma. Zamieniliśmy ledwie kilka słów, po których zapadło milczenie, mącone jedynie śpiewem ptaków i szumem pomniejszych fal rozbijających się o burty naszej łodzi. Opanowała nas swego rodzaju zaduma i przez chwilę byliśmy zdolni tylko do patrzenia przed siebie, odpoczywając w iskrzących promieniach słońca. Wreszcie wielki, ognisty dysk zsunął się nisko, zakreślając niedostrzegalny łuk, i od gorejącej białości przeszło w ciemną, aczkolwiek ciepłą czerwień, która opatuliła nas swym blaskiem. Woda zmieniła oblicze natychmiast, niebo natomiast stopniowo ściemniało się, jakby pogłębiając i ukazując nam migające punkciki zwane gwiazdami.
Słońce zaszło, zmierzch padł na rzekę i światła zaczęły się ukazywać wzdłuż brzegu.
- A to miejsce - powiedział nagle Hara - było jednym z ciemnych zakątków ziemi.
Uwaga ta nie zaskoczyła nas specjalnie. To była swego rodzaju definicja jego stylu. Nikt nie zdobył się nawet na mruknięcie, a on wkrótce zaczął znów mówić, nieco powoli, jakby wydawanie dźwięków sprawiało mu trudność:
- Ja wam mówię... Wojna nadejdzie. Nie dzisiaj, może nie jutro. Wojna jednak opanuje w końcu świat. Przeżyłem już wiele wiosen i świat wreszcie zostanie zniszczony!
Atmosfera na jachcie zagęściła się nieznacznie. Płynęliśmy już bowiem dłuższy czas i dosyć szybko odkryliśmy skłonność Pana Hara do opowieści o podłożu paranoicznym. Westchnąłem głęboko, gdy towarzysze spojrzeli na mnie błagalnie. Moja kolej. Uśmiechając się rzekłem:
- Niewykluczone, szanowny Panie. Osobiście jednak wstrzymałbym się z wydawaniem takich opinii, gdy nie ma Pan nic ponad przeczucia, których jedynym potwierdzeniem jest skrzypienie starych kości.
Mężczyzna naburmuszył się widocznie i zaciskając poznaczoną bliznami i zmarszczkami dłoń na swej lasce odparł:
- Za moich czasów nie pozwalaliśmy się wypowiadać młodzikom, które życia nie znają. - Uśmiechnął się szeroko, najwidoczniej uznając swą wypowiedź za doskonałą zniewagę w moim kierunku. - Może się przedstawisz, zanim zaczniesz mi coś zarzucać, panie Nobody?
Zwróciłem swój wzrok w kierunku kapitana, który jako jedyny znał powód mej wizyty na jachcie. Pod wpływem armii zgodził się mnie transportować aż do końca rzeki Shizu, gdzie odebrać mnie miał ktoś podstawiony przez moich przełożonych. Dyrektor pokręcił delikatnie głową, dając mi do zrozumienia, że mam się nie wyjawiać i podporządkować marudzeniom starego człowieka. Nie leżało to jednak w mojej naturze i zbierając myśli spojrzałem w kierunku wschodzącego księżyca.
- Jestem nikim. Snem na jawie, kimś kto pojawił się w twym życiu i równie szybko zniknie - powiedziałem, kreśląc przed nimi obraz nastolatka, zatraconego w swoich problemach. - Moje nazwisko to Yume, jeżeli to tak bardzo pana interesuje. I osobiście sądzę, że przeżyłem wystarczająco, by konfrontować się z panem.
Mruk poparcia przeszedł pomiędzy zgromadzonymi, podczas gdy Hara poczerwieniał.
- To może powiesz dlaczego?
Usiadłem wygodniej, uśmiechając się życzliwie.
- Wątpię, żeby powiedziało panu coś miejsce mojej pracy. W zamian, mogę przedstawić historię, która mi się ostatnio zdarzyła. W zamian, jeżeli uzna pan ją za godną uwagi, nie odezwie się pan na temat końca świata do opuszczenia przeze mnie pokładu. Umowa stoi? - zapytałem, wyciągając przed siebie rękę.
- Stoi - mruknął, lecz odwrócił głowę, mimo mej dłoni, wiszącej jeszcze chwilę w powietrzu.
Rozsiadłem się wygodnie, poprawiając narzuconą na ramiona hawajską koszulę.
- Wszystko zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu, kiedy to szukając byłych członków organizacji, do której jeszcze nie tak dawno należałem, natrafiłem na trop pewnego człowieka. Mógł on mieć jakieś istotne dla mnie informacje...
*2 tygodnie wcześniej; Strefa Wymiany*
Siedziałem spokojnie, popijając gorącą czekoladę. Mój wzrok skupiony był w całości na leżącej przede mną kopercie, która z niewiadomych powodów wylądowała u mnie wraz z wcześniej wspomnianym wywarem. Otwierać czy nie? Rozsądek nakazywał otworzyć, doświadczenie - wyrzucić do kosza na śmieci. Szczególnie jeżeli nie wiesz kto ci ten list podrzucił. Oczywiście zakładając, że w środku znajduje się list, a nie na przykład C4, które odpali się po rozerwaniu koperty. Do odlotu pozostała mi niecała godzina. Właściwie co mi szkodzi? Albo wybuchnę, albo nie.
**
- Właściwie byłem skłonny nazwać ten przypadek szczęściem. Teraz... Odnoszę się to tego wydarzenia raczej z rezerwą. Gdy dowiedziałem się, że niejaki "Salomon"...
- Babilończyk? - prychnął Hara.
- "Salomon" to tylko jego pseudonim. Nie słyszałeś o handlarzach, którzy cały swój dobytek budują tylko na handlu informacjami? On jest jednym z najlepszych. W każdym razie był. Jak się później dowiedziałem, zmarł 3 lata temu w obławie gdzieś na terenie Khazaru. Wracając jednak do opowieści. Gdy dowiedziałem się, że może mieć cokolwiek wspólnego z rozwiązaniem mojej grupy, nie ma co ukrywać - odczuwałem podniecenie na myśl, że będę mu mógł wygarnąć co o nim myślę. Wpierw jednak trzeba było go odnaleźć. A to był większy problem.
**
Powoli traciłem nadzieję. Wykorzystałem wszystkie kontakty, a nie mogłem zlokalizować ani człowieka, który mógł mi dostarczyć ten list, ani "Salomona". Postanowiłem więc wyciągnąć ciężką artylerię, kogoś, kto miał kontakty dużo szersze niż ja.
- Pit? Potrzebuję pomocy...
**
- I co było dalej? - ze zdziwieniem zauważyłem, że towarzysze wpatrują się we mnie błyszczącymi oczami. Zawsze to jakaś odmiana od opowieści o końcu świata.
- Mój znajomy, który pomógł mi w dostaniu pracy poruszył chyba niebo i ziemię, bowiem w ciągu kolejnego dnia spotkałem się z jednym z jego podwładnych, który dostarczył mi informację o miejscu przebywania "Salomona" - a przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy wysiadałem bowiem z samolotu zadzwoniłem z podziękowaniami. Był zdziwiony, o ile nie zszokowany. Nie wiedział o niczym. Nie dostał żadnych informacji. Szczerze przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło, lecz ruszyłem sprawdzić trop i tak. Nic innego w końcu nie miałem.
*Tydzień wcześniej; okolice gór magnetycznych okalających Damar*
Brak prądu. Pieprzony brak prądu! I oni nawet nie pomyślą o tym, żeby za taksówki robiły tu powozy! Irytacja przeszła z czasem w złość, szedłem więc w skwarze, którym powitało mnie Nag. Wynajęta taksówka dowiozła mnie do miejsca oddalonego kilometr od gór. Że już nie wspomnę, że zażyczyli sobie piękną sumkę, która zdecydowanie była na wyrost. Moje myśli przerwał nadjeżdżający powóz ciągnięty przez konia.
- Podrzucić? - zapytał woźnica. Uśmiechnąłem się do niego, szczerze dziękując i wskakując na ławeczkę obok farmera. Wygląd typowego Janusza pracującego w polu szedł u niego w parze z adekwatnym akcentem i zachowaniem, co nieco mnie rozbawiło. Czerwona koszula w kratę, wyświechtane spodnie, bujny, siwiejący już wąs i charakterystyczny kaszkiet - te słowa wystarczą, aby opisać mojego wybawcę.
- Czego szukasz ,chłopcze, na tym krańcu świata? - zapytał. Mimo potencjalne obraźliwego słowa "chłopiec", jego sposób bycia i mówienia sprawił, iż szeroki uśmiech zagościł na mej twarzy.
- Szukam pewnego człowieka, który może mieć informacje, co do mojego przyjaciela - odparłem, czując się jakbym rozmawiał z wujkiem, którego nigdy nie miałem.
- Hm... - zasępił się mężczyzna. - W takim razie jesteś tu w interesach.
- Niekoniecznie - wszedłem mu w słowo. - Nie do końca wiem kogo i jak mam szukać, nie omówiłem się tu z nikim.
- W takim razie udaj się do kierownika teatru. To równy gość, który wie, jak dzieje się coś ważnego - rozpromienił się mężczyzna. Nieco dziwne huśtawki nastrojów nie uszły mej uwadze. Słyszałem jednak, że niejeden mieszkaniec tego miasta ma problemy z chorobami psychicznymi przez bliską obecność aż trzech gór o silnym polu magnetycznym.
**
- Po dotarciu do miasta udałem się po radę do dyrektora teatru, jak mi polecono. Gdy dotarłem na miejsce, chwilę mi jednak zajęło zanim mogłem z nim porozmawiać. I to nie była jego wina.
*Damar, miejscowy teatr*
Teatr nie był trudny do odnalezienia. Zdawało się, że każda przebywająca w mieście osoba zdawała sobie doskonale sprawę z jego położenia. Ponadto był on jednym z trzech, obok hoteli wysokiej klasy, górujących nad miastem budynków. Z zewnątrz przypominał nieco ten z Ishimy, również w białych kolorach, przeplatanych z drewnianymi dekoracjami, także na planie koła. Po wejściu do środka odkryłem jednak, iż znacząco się różniły. Chwilę mi zajęło wyjaśnienie miłej pani za kontuarem celu mojej wizyty. Poinformowany, iż trwa teraz próba i po niej mogę porozmawiać z szanownym dyrektorem, udałem się na salę. To co jednak ujrzałem wprawiło mnie w zdumienie.
Po wejściu do sali ujrzałem dekoracje, zaiste piękną, jednak nie równała się ona w żadnym stopniu z aktorką stojącą właśnie na scenie. Jej głos, nieco niski jak na głos kobiecy niszczył ciszę, niczym przecinający gładko ciało sztylet, wydobywający nawet z brzydkiego ciała piękną mozaikę z krwi, budując świetlistą harmonię dźwięku, która wręcz wlewała się do duszy, jakby nie była dźwiękiem, a magią co najmniej. Inni wykonawcy zdawali się jedynie asystować jej na scenie, gdy jaśniała swym blaskiem, oślepiając mnie i pochłaniając całkowicie mą uwagę. Nie musiałem długo czekać na zakończenie sztuki, po której rozbrzmiały entuzjastyczne brawa, pomimo lichej widowni, na którą składali się pracownicy teatru i ja. Podszedłem czym prędzej do sceny gratulując z całego serca wykonania, choć nie wiedziałem co mnie do tego pchnęło. Uśmiechała się łagodnie, niczym do dziecka, dziękując za pochwalę.
- Pan...? - zapytała.
- Yume. Yume, Yukio - odparłem.
- Sanbetańczyk? - zapytała, a z jej ust zniknął uśmiech, zastąpiony znużeniem. Odczułem to niczym policzek, me serce zakołatało boleśnie, potwór ukryty w zakamarkach mej duszy ryknął zrozpaczony. Czułem się niczym wędrowiec, któremu słońce zniknęło za kotarą ciemnych chmur.
- Proszę o wybaczenia - wyszeptałem, czując, iż popełniłem jakiś niewybaczalny błąd. - Wie może Panienka, gdzie znajdę dyrektora?
- Tutaj - zamiast niej odparł rosły mężczyzna, który nagle pojawił się obok. - Czegoś Pan szuka?
**
- Okazało się, że to jego córka, którą chce oddać za jakiegoś dobrze postawionego bufona... Ponadto zaszczepił jej wręcz nienawiść do innych narodów.
- Piękne dziewki bywają i znikają... Ale zawsze pojawi się nowa - odparł, tym razem zaskakując wszystkich Hara. - No co? - zapytał zaskoczony. - Takie przygody też miałem!
- W każdym razie po tym całym cyrku, który odstawiłem dyrektor nie był zbyt skory do pomocy... Odnalazłem ją jednak w motelu, który obok tamtejszych hoteli wyglądał jak zapuszczona dziura. Patrząc z perspektywy czasu wychodzę na idiotę, jednak zaufałem kobiecie, od której wynająłem pokój. Następnego dnia miałem się spotkać z kimś ważnym. "Kimś, kto wie dużo." Ale nie wiedziałem, co mnie spotka...
*Las niedaleko Damaru, mały domek*
Dym papierosowy unosił się delikatnie, powoli tworząc niezwykłe, inspirujące wzory. Westchnąłem przyglądając się temu zjawisku. Nieznajomy spóźniał się, a tego nie lubię. Drewniana, jednoizbowa chata, w której się znajdowałem, była oddalonym od miasta punktem spotkań dla szemranych typów. Kiedy się kimś takim stałem? Nawet nie wiem. Położyłem głowę na stole, mając już dość czekania. Zostałem wykiwany, straciłem kasę. Trzeba się do tego przyznać. Nagle drzwi otworzyły się wpuszczając do środka podmuch gorącego powietrza i dwójkę ubranych w czarne płaszczę ludzi.
- Spóźniłeś się... - zacząłem wymachując papierosem. Przerwał mi jednak jęk zawiasów, gdy drzwi zostały zamknięte. Dwójka przybyszów wyćwiczonym ruchem wyciągnęła karabiny i zaczęła strzelać.
Sekunda. Tyle wystarczy wyszkolonemu zabójcy, by przebić się przez lukę w obronie celu. Tym razem jednak sekunda została spożytkowana w inny sposób.
Rozszerzyłem oczy w szoku, adrenalina popłynęła żyłami powodując pieczenie. Odruchem mechanicznym było stworzenie bądź znalezienie zasłony przed ostrzałem - za tą posłużył naprędce przewrócony gruby, drewniany stół. Rozejrzałem się w panice po pomieszczeniu. Sytuacja była bowiem dla mnie nowa - to ja zwykłem być agresorem. Przylgnąłem do drewnianej zasłony, widząc lustro w lewym rogu. Okrążali mnie, a to oznaczało kłopoty. Ze zirytowaniem zauważyłem, że prowadzą ogień nieprzerwanie, mimo że nie był to ostrzał ciągły. Gdy jeden przeładowywał, drugi zaczynał ostrzał. Wyszkoleni zabójcy - pięknie. Moje szanse i tak już były niskie. Jedynym wyjściem z sytuacji było niewielkie okno wprost przede mną - stare nawyki bowiem nakazały mi ulokować się nieświadomie w miejscu, z którego będę się miał jak wycofać w przypadku bójki. Doskonale. Pozostawało pytanie - czy szyba nie jest przypadkiem pancerna? Wyciągnąłem z kabury desert eagla i przygotowując się do skoku wymierzyłem w okno. Strzał, kontrola odrzutu, wyskok. Niezbyt zoptymalizowana kombinacja ruchów spowodowała, że gdy przeskakiwałem przez otwór pozostałości szyby porwały mi delikatnie rękaw kurtki, a kula wystrzelona przez jednego z moich niedoszłych zabójców drasnęła mnie w łydkę, powodując pulsujący ból. Przetoczyłem się przez lewe ramię, amortyzując upadek i ruszyłem biegiem w kierunku najbliższych drzew, okalającego domek lasu.
Jak było prostym do przewidzenia, oponenci ruszyli niezwłocznie za mną w pogoń. Z radością zauważyłem, że nie byli tak szybcy jak ja, jednakże nie mieli równiej uszkodzonej nogi. Klucząc między drzewami zatrzymałem się na moment i odwracając się wypaliłem w jednego z oprawców. To co ujrzałem przeraziło mnie jednak. Ścigający pozbyli się jakiś czas temu płaszczy. Ujrzałem ludzi, przyodzianych w czarne, ciasne kombinezony, noszących na twarzach dziwne maski. Kula trafiła, co było niebywałym szczęściem, jednak zaledwie ją zarysowała, prześlizgując się po niej i wbijając w jedno z wielu drzew. Panicznie pociągałem za spust raz za razem, starając się jak najbardziej uszkodzić pogoń. Z rozpaczą odkryłem, że noszone przez nich kombinezony są kuloodporne. Rzuciłem się dalej w las, otoczony przez świstające dookoła naboje. Jeden z nich ranił mnie w ucho, drugi przebił kurtkę, na szczęście omijając ciało, a co za tym idzie i narządy. Potknąłem się o wystający korzeń i wpadłem na drzewo z łoskotem, nabijając sobie kilka nowych siniaków.
"Jeżeli coś nie idzie po twojej myśli wyobraź sobie całą sytuację. Wymyślisz coś" - szept rozbrzmiał w mojej głowie, przypominając mi o słowach nauczyciela. Uśmiech rozświetlił me usta, gdy przeanalizowałem na szybko sytuację.
Byłem w miejscu, gdzie prąd nie płynął. To zdecydowanie ograniczało moje pole działania, ale nie wykluczało mnie całkowicie z walki. Męczyłem się w przeciwieństwie do goniących mnie ludzi, w których człowieczeństwo zaczynałem wątpić. Te roboty z pewnością goniłyby mnie aż do Sanbetsu. Postrzelenie ich nie wchodziło w rachubę, chyba że zrobiłbym to z przyłożenia. Biorąc jednak pod uwagę obecność aż dwóch oponentów, miało to zerowe szanse powodzenia. Czas płynął nieubłaganie. Jeśli moje obliczenia były dobre, miałem około 20 sekund, nim by mnie dorwali. Z uśmiechem odbezpieczyłem powoli granat implozyjny i upuszczając go ruszyłem dalej. Miałem plan - czas przejść do realizacji.
Tak jak przewidziałem w momencie wybuchu zabójcy byli kawałek przed granatem implozyjnym, który z racji swych właściwości ściągnął do siebie gwałtownie najbliższe otoczenie. Nie spowodował może jakichś specjalnych uszkodzeń u ścigających mnie ludzi, lecz to wystarczył, by zachwiać ich sylwetkami. Na ten moment czekałem. Czując jak adrenalina niemalże przepala me żyły wykorzystałem prawie całą dostępną mi energię i odbijając się od stojącego przede mną drzewa ruszyłem w kierunku implozji. Ściągająca siła granatu tylko mi sprzyjała, powodując że znalazłem się przy napastnikach po krótkiej chwili. Sprawnym ruchem wyjąłem płynnie najdłuższy z noży, które miałem przy sobie, chociaż równie dobrze można mówić w tym wypadku o niewielkim odpowiedniku miecza.
Stali oddaleni od siebie - a to utrudniało zadanie. Ciąłem w pion - niehonorowe cięcie w krocza chybiło o milimetr, gdy przeciwnik próbował opanować sytuację wykonując unik. Zamiast więc uciąć przeciwnikowi jaja, przeciąłem tylko kawałek skóry nogi, delikatnie muskając mięśnie. Nie trysnęła jednak posoka, którą spodziewałem się ujrzeć. Brakowało mi jednak dużo czasu by się nad tym zastanawiać, gdy zobaczyłem wycelowaną we mnie lufę drugiego napastnika. Szybko kalkulując odległość użyłem mojej super-umiejętności, która jednak nie uchwyciła obu przeciwników. Wykonując więc szybki zwrot stanąłem za bliższym z nieznanych mi osobników, powodując, że dostał on krótką serię w plecy, która zachwiała nim delikatnie przez siłę uderzenia z niewielkiej odległości. Wykorzystałem ten moment tnąc w trok. Tym razem trafiłem, co spowodowało naruszenie struktury materiału i przecięcie podbrzusza, a to mi wystarczyło. Ostrze zniknęło w pochwie, gdy chwyciłem za granat i pistolet. Mocny strzał z desert eagle powinien spowodować śmierć w męczarniach. Zamiast tego przeciwnik chwycił mnie za ramię. Prąd przepłynął przez me ciało powodując drgawki. Odepchnąłem go od siebie resztką sił, wpychając mu w kombinezon granat i oparłem się o drzewo. Drugi zbliżył się i wycelował w moją głowę. Zanim jednak wystrzelił wyplułem w ich stronę zawleczkę granatu.
- Zdychać suki - wycharczałem, rzucając się na ziemię.
3
2
1


Nastąpiła implozja, od strony drauga, która spowodowała śmiertelne obrażenia u jednego z napastników demolując mu większość narządów wewnętrznych i kości, drugiemu oberwało się nieco lżej, jednak przylgnął do towarzysza. Ja natomiast leżałem, dysząc ciężko z braku powietrza i wielu małych kamieni i gałęzi lecących w stronę implozji. Uratowało mnie szczęście. a ja, z ogromnym trudem dźwignąłem się na nogi. Spojrzałem na przeciwników, którzy leżeli połamani, z dziwnie powyginanymi i skurczonymi członkami posiadając dziury w całych ciałach. Obraz rozpaczy, jakim byłem, powlókł się w stronę miasta.
**
- I co cię spotkało? - zapytał Hara.
- Pułapka.
- I...?
- Stoję tu. Przeżyłem. To chyba najważniejsze. Mam tylko nadzieję, że przełożeni mnie nie zjebią. To właśnie do nich płynę z wami.
Po wypowiedzeniu ostatnich słów na łajbie rozbrzmiał śmiech. Uśmiechnąłem się szczerze podchodząc do barierek. I tak już za dużo powiedziałem. Teraz tylko przygotować się na ochrzan.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #2 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Miałem kłopot z oceną twojej walki. Przyznam, że przeczytałem ją w sumie trzy razy. Nie jest to za specjalnie udany debiut niestety. Masz bardzo poetycki styl, co z jednej strony jest fajne, ale nie potrafisz go dobrze używać, przez co odbiór jest dość trudny. Powstają takie potworki jak:
Shadow napisał/a:
Jej głos, nieco niski jak na głos kobiecy niszczył ciszę, niczym przecinający gładko ciało sztylet, wydobywający nawet z brzydkiego ciała piękną mozaikę z krwi, budując świetlistą harmonię dźwięku, która wręcz wlewała się do duszy, jakby nie była dźwiękiem, a magią co najmniej.

To tylko jeden z przykładów, który najbardziej zapadł mi w pamięć. Ponadto powtórzenia, których jest w tekście sporo. Interpunkcji też daleko do doskonałości.
Pisałem już na SB, że wybrałeś dość niecodzienną formę opisania walki. W moim odczuciu wyszło połowicznie dobrze. Czytając na pewno czułem klimat, jakbym sam siedział na łodzi wśród gości "Dyrektora". To ci się na pewno udało. Szkoda, że nie przyłożyłeś większej wagi do formatowania tekstu. Jeden dodatkowy enter między "sekcjami" na statku i opowieścią o wiele zwiększyłby przystępność i czytelność tekstu.
Sama walka z Draugami wypada dość średnio, ale i tak mam wrażenie, że zrobiłeś wszystko co mogłeś. Przeciwnicy są o tyle ciężcy, że pozbawieni osobowości, więc ciężko było coś z nich wykrzesać poza strzelaniem. Jako głównego atutu używasz swojej przewagi w szybkości. Wychodzi przekonująco, szczególnie, że nie przesadzasz i kilka kul jednak cię rani. Samo rozwiązanie z granatami implozyjnymi mnie nie kupiło. Nie jestem przekonany, czy implozja zniszczyła by ich mózgi, a co za tym idzie "Sedno".
Biorąc pod uwagę to wszystko i narzucając nawet pewien modyfikator ulgowy, wystawiam 5/10. Jednocześnie z niecierpliwością wyczekuję kolejnej walki. Następnym razem przyłóż się bardziej do korekty (dokładnej), oraz przemyśl i zastanów się mocno nad długością zdań. Klimat i pomysł jest.

Genkaku oddaje głos na NPCów.
   
Profil PW Email Skype
 
 
»oX   #3 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Zacznę od początku. Mi elita kojarzy się z innym kręgiem, niż malarze i muzycy... :DD Ale to akurat nie błąd, tylko zdziwienie. W oczy rzuca się od razu poetycki ton. Momentami czułem się, jakbym czytał "Nad Niemnem". Akurat na Tenchi nie jestem fanem takich opisów. Widać, że nie masz ubogiego warsztatu, jak chociażby ja, co jest plusem. Niestety nie wykorzystujesz go dobrze.

Brakuje mi stylistyki forumowej, tj. odstępów, bbcode, itp. Czytałem o sytuacji na statku i ledwo dostrzegłem "*dwa tygodnie wcześniej*". Jedna prosta czynność i byłoby lepiej. Nie spodobało mi się również, jak odzywasz się do Pita. Jest on wyższy stopniem i to... bardzo (nie wiem jak to określić). W każdym razie ja nie zadzwoniłbym do Kapitana Lorgana i powidział "Lorgan? Potrzebuję pomocy". Przecież by mnie zaciukał za brak szacunku.

Plusik za podróż do mojego rodzinnego Damaru :DD i za odwzorowanie klimatu panującego w Nag. Niestety wychowałem się na strasznej wsi :/ no ale ja nie o tym. Nie powiem, po części zgubiłem się w tekście i przez dłuższą chwilę nie wiedziałem o co chodzi i co próbujesz przekazać. Sekretna technologia Nag, draugi, są w jakimś domku w lesie? Ciężko mi to kupić. No chyba, że jest to domek letniskowy kogoś wysoko postawionego, kto może mieć ich trochę w zapasie. W co oczywiście wątpię :DD

No i bez kodowania ani rusz na przyszłość. Teraz przymknę na to oko, ale w przyszłości będę obcinał punkty za styl (trochę kursywy, odstępów i od razu lepiej). Parę pogubionych literek wyrywało mnie z dobrego rytmu czytania. Końcówki też nie kupuję. Mogłeś wysilić się na coś lepszego niż zawleczka, granat i "zdychajcie suki". Czemu? Najpierw jesteś poetą, mówiącym "panienko" itp, a następnie wyzywasz kogoś od suk. Mam mieszane uczucia.

Suma sumarum nie było jakoś szczególnie źle, ale musisz wejść w świat. Na debiut otrzymujesz 0.5 punktu więcej. W przyszłości nie licz na to, jeśli powtórzą się błędy.

Ocena: 5.5/10
   
Profil PW Email
 
 
»Coltis   #4 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Shadow, ach Shadow... Zaczynało się całkiem nieźle, ale z biegiem czasu pokpiłeś sprawę.

Początek był przedni, pomimo tego, że już od pierwszego akapitu wiało ambiwalencją. Kwiecisty styl jaki obrałeś kłócił się nieco z prostotą sytuacji, w której umieszczasz swojego bohatera, ale czytało się to dość przyjemnie do pewnego momentu. Niestety im dalej w tekst, tym więcej było błędów, potworków konstrukcyjnych, źle postawionych przecinków i niestety powtórzeń. Najpierw ich unikałeś, a gdy już doszło do walki - mnożyłeś na potęgę. Wtedy też do stylu pachnącego różami zaczęły się wkradać kolokwializmy, co już totalnie psuło odbiór tekstu. Zakończyłeś tak felernym akcentem, że aż się skrzywiłem.

Chaos, dużo chaosu. Tekst jest bardzo nierówny, pisany trochę poszarpanym stylem. Nie można Tobie odmówić umiejętności posługiwania się słowem, bo niektóre poetyckie kawałki były naprawdę dobre, ale są ni w pień ni w drewno, jeśli chodzi o zastosowanie w walce. Zrozumiałem z przyjętej formy, że Twoja postać jest osobą refleksyjną i natchnioną. Jeśli to chciałeś oddać, to początek tekstu był świetny. Może trochę przydługi jak na mój gust.

Fabuła to również chaos wcielony. Połowa to kwestia prezentacji tekstu, czyli akapitów, intersekcji i tych wszystkich pierdół. Było nieprzejrzyście, to fakt. W międzyczasie wrzuciłeś dużo scen, które w świetle walki, a nawet głębszego kontekstu obmyślonej historii wydawały się po prostu... niepotrzebne. Nie wnosiły wiele, poza wokabularnymi popisami, a te jak już ustaliliśmy - nie wszędzie pasowały.

Co mi się spodobało, to sam styl prowadzenia opowieści. Gdybyś dobrał lepsze kawałki fabuły (może jeszcze mniej pocięte), dopasował język do ich tempa, to byłoby super. Postać starca jako Twojego rozmówcy wypadła bardzo fajnie, mimo że był tylko narracyjnym gadżetem.

Samo starcie - krótkie i niekonkretne, wrzucone jakby przypadkowo. Zawaliłeś je również językowo. Jako główny punkt programu, okraszone niewiele mówiącymi scenami, wypadło nijako.

Jeszcze taka uwaga: cały czas opisujesz dziwne tajemnicze postacie - nie to ludzie, ni to roboty - a na koniec nazywasz ich nagle draugami. Zgrzyt.

Część stylistyki i kwiecisty język (biorę ją za odzwierciedlenie charakteru bohatera) - na plus, tam gdzie pasuje. Fajny dziadek za rozmówcę też na plus. Reszta niestety na minus.

Gdybyś wymyślił coś konkretniejszego i trzymał poziom ze stylem, to mogłoby być bardzo dobrze. Nie każdemu by taka homeriada odpowiadała, ale być może znalazłbyś fanów. Sprzedać to jako pomysł na postać i jej narrację - byłaby to jakaś ciekawa odmiana.

Chaotyczny miszmasz niestety nie przejdzie.



Ocena: 5.

Rada: wyrównaj technikalia, obierz konkretny styl i się go trzymaj. Trochę więcej pomysłu na główne danie i mniej zachodów słońca ;)


I wanna be the very best, like no one ever was.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #5 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Shadow - To było dziwne. Z jednej strony trzeba przyznać, że warsztatowo walka do tragicznych nie należy. Znalazły się w niej standardowe powtórzenia, literówki, źle skonstruowane dialogi - plaga wśród nowych graczy, ale za razem nic szczególnego. Bardziej przykuło moją uwagę, jak twoja opowieść była nieciekawa. Tak po prostu. Kiedy tylko wystartowałeś z retrospekcją, opuściło mnie jakiekolwiek zainteresowanie ciągiem dalszym. Pomimo prób użycia dość barwnego języka, ani opisy, ani dialogi nie wypadły wiarygodnie i żywo. Jakbyś relacjonował zbieranie ziemniaków.
Taki tekst niczym się nie broni. Niemal na siłę zaznaczyłem sobie, że byłeś dość zgodny z kanonem i wykazałeś się znajomością geografii. Nawet do pewnego stopnia zdawałeś sobie sprawę, że relacjonowanie cywilom tajników sekretnej wojny jest złe. Kij, że po kilku akapitach i tak to zrobiłeś.
Rada na przyszłość - omawiaj swoje wpisy ze sprzymierzeńcami. Nie dość, że zyskasz szansę na konstruktywną krytykę, to jeszcze zdyscyplinujesz własne myśli. Gdyby to była twoja druga lub trzecia walka, bez zmrużenia oka dałbym za nią 3,5.

Ocena: 4,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na NPC.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Corvus   #6 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru

Interpunkcja, powtórzenia i literówki to raz - dosyć często trafiały ci się przecinki w miejscach których nie powinny. W kilku miejscach można je było natomiast zastąpić kropką i zacząć nowe zdanie. Co do powtórzeń, nie zauważyłem wielu ale jednak zauważyłem, na szczęście nie przeszkadzały mi zbytnio w czytaniu. Przydałoby się abyś dał to komuś do przeczytania przed wrzuceniem na forum. Miałbyś szansę na spostrzeżenie dużej ilości błędów.
Układ i formatowanie tekstu to dwa - wstawić jeden enter więcej zamiast ** to nie problem, a sprawiłoby to, że tekst stałby się bardziej przejrzysty. Jednocześnie pogrubień można by użyć w lepszy sposób niż wykrzyczenie ostatniej kwestii bohatera do przeciwników
Barwny język to trzy - pisząc użyłeś bardzo barwnego i kwiecistego języka (tu zgadzam się całkowicie z Ox'em), którego na pewno nie powstydziła by się Orzeszkowa. Samo w sobie jest to interesujące i byłoby całkiem ciekawe gdybyś utrzymał ten styl do samego końca. Zamiast tego zacząłeś używać swoich, jak to napisałeś, "super-umiejętności, próbować odcinać jaja i kazałeś sukom zdychać.

Ocena: 5,5
wliczam w to bonus za "ten pierwszy raz"
   
Profil PW Email
 
 
^Coyote   #7 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Shadow: Jak na debiut nie było wcale źle. Dobre wrażenie wyszło z tego, że to nie goła walka tylko wymyśliłeś do niej fabularną otoczkę. Masz potencjał według mnie ale tracisz sporo na detalach. Jak potrenujesz możesz być groźny >D Przegiąłeś z ta prośbą o pomoc do Pita. Nie jesteście chyba ziomkami i nawet do armii jeszcze nie należysz.. I jeszcze te Draugi. No już gorzej ich wprowadzić nie mogłeś :D To potwory a nie wynajęte oprychy. Jakby to był niespodziewany atak jakby zombie z Walking Deada mogłoby wyjść całkiem fajnie. Z ciekawości granat ode mnie zgapiłeś prawda? :)

Shadow 5,5/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
^Pit   #8 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Shadow

Rozwijasz swoją historię już od dłuższej chwili i jest ona dość nietypowa jak na realia Tenchi. Nietypowa ale i mająca duży potencjał, bo motyw byłego niewolnika da się wykorzystać na wiele niesztampowych sposobów. Takim odejściem od sztampy jest też postawienie na walkę w formie opowieści. Problem w tym, że jednak decydujesz się na opowiedzenie historii zwyczajnym ludziom. Tak, wiem, że w pewnym momencie zaczynasz się zastanawiać nad tym faktem, ale lepiej by było ubrać tę opowiesc w formę miejskiej legendy. Więcej mistycyzmu, by ciemnocie nie przyszło do głowy, że pośród nich naprawdę toczy się jakaś wojna. Językowo możesz tego dokonać, ale warsztat jeszcze kuleje, co zrozumiałe. Samo starcie bez większych fajerwerków. W sumie to na twoim poziomie nie masz nawet jak dobrze zranić draugów-zombie.(takie ich przedstawienie było super swoją drogą). Granaty implozyjne to fajny finał, ale definitywnie nie załatwia to całej sprawy. Dobić, dobić "shoot in the head" xD To są takie małe terminatory to przy implozji jeszcze by pewnie się ruszały, wierzgały kończynami i tak dalej.
Z lepiej dopracowanym warsztatem mógłbyś z tego zrobić nawet niezły horror w stylu "the cabin" albo innego "zombie SS". Idź tą drogą, i pamiętaj o zawiłościach świata i preferencjach personalnych osób ;)
5
   
Profil PW Email
 
 
»Twitch   #9 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Shadow

Widać, że się starasz i masz bogate słownictwo, chociaż czasami chcesz aż za dużo powiedzieć. Pilnuj zdań i sprawdzaj czy nie są za długie, bo to psuje odbiór. Strasznie drętwo wypadły dialogi. Polecam temat założony przez Lorgana w Hyde Parku, temat dotyczący kursu pisania. Znajdziesz tam dużo cennych wskazówek, nawet jak nie piszesz książki, a tworzysz teksty takie jak tutaj. Walka wyszła chaotyczna i trochę za mało przemyślana, chociaż pomysł na inne zaprezentowanie Draugów jest na plus, na prawdę. Trochę miejsce ich spotkania nie przypadło mi do gustu, ale wiadomo, że do podwodnego laboratorium byś się nie dostał. Nie spodobało mi się też wyjawianie tajemnic cywilom. Agenci, Szamani, Zealoci i Rycerze to tajni agenci o których nie wszyscy wiedzą, a nawet nie mogą wiedzieć, tego trzeba się pilnować. Szlifuj teksty w art section, żeby dobrze wejść w świat Tenchi, ale przesyłaj je też innym z Sanbetsu, pomogą i będzie lepiej.

Ocena: 5/10
   
Profil PW
 
 
»Naoko   #10 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Shadow
Let's fun begin!
Cytat:
- A gdy miałem 10 lat, rozbiłem swoją świnkę skarbonkę i po raz pierwszy poszedłem na dziwki.

Do pełni brakowało mi tylko zastąpienia "poszedłem" na "poszłem" :DD
Cytat:
Przeżyłem już wiele wiosen i świat wreszcie zostanie zniszczony!

Cha cha!
Cytat:
Jestem nikim. Snem na jawie, kimś kto pojawił się w twym życiu i równie szybko zniknie


Cytat:
Jej głos, nieco niski jak na głos kobiecy niszczył ciszę, niczym przecinający gładko ciało sztylet, wydobywający nawet z brzydkiego ciała piękną mozaikę z krwi, budując świetlistą harmonię dźwięku, która wręcz wlewała się do duszy, jakby nie była dźwiękiem, a magią co najmniej.

Ale to dobrze, czy źle? Bo już sama nie wiem.
Cytat:
Rozszerzyłem oczy w szoku, adrenalina popłynęła żyłami powodując pieczenie.




Plusy: co jakiś czas rozbawiałeś mnie mniejszymi lub większymi wpadkami. Żeby nie było - całkiem pozytywnie. Prawdopodobnie nie było to zamierzone, ale gdybyś opanował komediową formę, byłaby jak znalazł.
Minusy: chyba bardzo chcesz, żeby Twój tekst był odebrany poważniej, niż powinien. Dużo wyszukanego, dość sztucznego słownictwa nie pomoże Ci osiągnąć pożądanego efektu.

Ocena: 5
Zastanów się, co chcesz nam przekazać w swoim tekście i na pewno pójdzie Ci lepiej. W realiach jeszcze zdążysz się odnaleźć.


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 13