Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 3] Genkaku vs NPC (Kaito) - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 05-04-2015, 22:37
 Zamknięty przez Lorgan, 13-04-2015, 07:48

9 odpowiedzi w tym temacie
^Genkaku   #1 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Genkaku 4819 道力
Kaito 7000 道力

Przedmowa:
Ciężki przeciwnik i mało czasu - czyli jak zawsze :) Mam nadzieję, że walka się spodoba i życzę wszystkim miłej lektury.
Walka jest wynikiem mojego udziału w [Ninmu] Na końcu tęczy. W teksie poruszam wiele wątków dotyczących mojej postaci. Jest wiele nawiązań do poprzednich tekstów, więc w razie jakichkolwiek pytań zapraszam na PW :)


-------------
Hebron - Babilon, Stepy Jutrznii

Antykwariat wciśnięty w wąską uliczkę, odchodzącą od głównego rynku w Hebronie, nie cieszył się liczną klientelą. Taki stan rzeczy w pewien sposób odpowiadał właścicielowi – Azarahowi Tijaniemu. Bardzo lubił spokój tego miejsca. Sklep był miłością jego życia, tak samo zresztą, jak znajdujące się w nim książki. Lokal był nimi dosłownie zasypany. Od opasłych, tajemniczych tomów, po niewielkie, cienkie nowele - piętrzące się stosy zajmowały każdy wolny kawałek podłogi. Stare regały o solidnych grubych półkach z ciemnego drewna, uginały się pod ciężarem zgromadzonej kolekcji. Wszystko to ukryte w półcieniu rzucanym przez spłowiałe, ciężkie kotary zawieszone w oknach. To miejsce miało swój specyficzny, mistyczny klimat, od którego Azarahowi rosło serce i przepełniała go duma. Czas płynął tu w swoim własnym, leniwym tempie. Nie, stanowczo nie chciałby tutaj częstych odwiedzin ciekawskich, zawracających głowę interesantów. Do przeżycia wystarczyła mu krótka lista stałych klientów, a ci uprzedzali o ewentualnej wizycie wcześniej. Zapowiadał się, więc miły i spokojny dzień. Z drugiej strony, również dwa tygodnie wcześniej nic nie zapowiadało katastrofy. Sklepikarz aż westchnął ciężko, gładząc się po krzaczastych wąsach. Miał pięćdziesiąt lat i nigdy, absolutnie nigdy w dotychczasowym życiu nie bał się jeszcze tak, jak wtedy. Świat zatrząsł się i zatrzymał, gdy nadeszła Burza. Lumenie! Co to był za kataklizm?! Całe miasto zadrżało w posadach. Piaskowa wichura uderzyła w Hebron z taką siłą i impetem, jaka nie śniła się nikomu, nawet w najgorszych koszmarach. Żywioł nadciągnął z zachodu. Wysokie, wiekowe mury od tej strony zostały zwyczajnie starte z powierzchni ziemi, niesionymi przez potężne podmuchy tonami pustynnego piasku. Ten drań Gonzalez jeszcze przez długi czas będzie miał ręce pełne roboty. Ta nikła, pozytywna myśl, niczym plamka światła w mroku uspokoiła nieco sklepikarza, ale jednocześnie wprawiła w zakłopotanie. Setki osób straciło domy, niektórzy nawet życie, a on cieszy się, że znienawidzony dowódca straży ma odpowiednio duże zmartwienie. Po raz kolejny westchnął starając się uspokoić drżenie dłoni. Wszyscy mieszkańcy miasta przeżywali traumę, a on nie był wyjątkiem. Tym bardziej doceniał teraz zacisze antykwariatu. Odsunął się od lady i udał na zaplecze. Pomieszczenie było tylko niewiele większe od przeciętnego schowka na miotły. Poza solidnymi, stalowymi drzwiami po drugiej stronie, prowadzącymi na tyły sklepu, dziesiątkami kartonów z książkami oraz kilkoma szpargałami, znalazło się tu także miejsce na turystyczną kuchenkę. Wciąż roztrzęsiony, wysunął jedną z szuflad w poszukiwaniu zapałek, gdy ciszę zmącił niespodziewanie dźwięk zamontowanego nad wejściem dzwonka. Zaintrygowany zmarszczył brwi. Nie spodziewał się dziś nikogo, a miejscowi zwyczajnie nie byli świadomi istnienia antykwariatu nie wspominając o zainteresowaniu ofertą. Wzdychając ciężko, zamknął szufladę i pożegnawszy się z myślą o herbacie, dyskretnie odchylił kotarę oddzielającą zaplecze od sklepu. Mimo sędziwego jak na Hebrońskie standardy wieku i niezliczonych godzin spędzonych na lekturze, Tijani cieszył się doskonałym wzrokiem. Przyzwyczajone do półmroku oczy od razu spostrzegły parę czekających przy ladzie mężczyzn. Pierwszy z nich – ewidentnie Sanbeta oceniając po rysach – ubrany w elegancki, granatowy garnitur, białą koszulę i czerwony krawat, ścierał właśnie pot z czoła i ogolonej na łyso głowy. Jego widok od razu obudził w antykwariuszu żyłkę handlowca. Niestety zapał do złowienia tak grubej ryby studził drugi z przybyszów, nieco niższy, odziany w nieznany mundur. Z kamiennym wyrazem twarzy i skrzyżowanymi na piersiach rękoma opierał się plecami o jeden ze sklepowych regałów.
- Tijani? To Pan? - Łysy odezwał się wprowadzając sklepikarza w konsternację.
Zauważył go? Jak, skoro ledwie rzucił okiem zza kotary? Co gorsza zawołał go po imieniu. Może przyszedł z czyjegoś polecenia? Może Fillippo, kupiec, który zaopatrywał się w antykwariacie w białe kruki do swojej kolekcji, przysłał tu jednego ze swoich kontrahentów? Ale po co? Cała ta sytuacja zaczęła przyprawiać go o dreszcze. Może był już przewrażliwiony, ale jak do tej pory instynkt nigdy go nie zawiódł. Teraz podpowiadał mu straszne rzeczy. Przełknął ślinę i energicznym ruchem odsunął kotarę wychodząc z zaplecza.
- Witam! Witam Panowie, w moich skromnych progach! Czym mogę pomóc? - Ręce rozłożył szeroko w zapraszającym geście.
Od dziecka uczył się kupieckiego rzemiosła i doskonale wiedział jak ukryć emocje pod maską sympatycznego uśmiechu i otwartości. Skrycie liczył na to, że rozsądek płata mu figle i goście są tutaj tylko po to żeby ubić interes. Może posępny typ jest tylko ochroniarzem elegancika, który mógł być bogatym bibliofilem. W końcu, po co innego fatygowaliby się aż tutaj? Teraz dopiero, kiedy stanęli naprzeciwko siebie, oddzieleni jedynie ladą, Azarah mógł przyjrzeć się mu dokładniej. Na twarzy mężczyzny malowało się zmęczenie. Nie jakieś zwykłe, jakie mogło być spowodowane jedną lub dwiema nieprzespanymi nocami. On wyglądał jakby nie zmrużył oka co najmniej od tygodnia, a na swych barkach dźwigał wszystkie problemy i zmartwienia tego świata. Oczy miał podkrążone tak bardzo, że skóra pod nimi nabrała sinego koloru. Tylko w spojrzeniu było coś dzikiego, pewna wściekłość, która przyprawiała o gęsią skórkę. Sanbeta zmierzył antykwariusza badawczym wzrokiem.
- Szukamy kogoś – oznajmił spokojnym, obojętnym tonem, rzucając na blat pożółkłe ze starości zdjęcie.
Antykwariusz poczuł jak krew odpływa mu z twarzy i wszystkich członków. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w leżący przed nim portret. Giuseppe – pomyślał. Stary Giuseppe Frederoni, więc to o niego chodzi? Mimo, że wizerunek pochodził z przed dobrych kilkudziesięciu lat, sklepikarz bez większego trudu rozpoznał jednego ze swoich najlepszych klientów. Głośno przełknął ślinę, ocierając pot z czoła. Nie mógł wybaczyć sobie tego, że wbrew instynktowi wyszedł do gości, zamiast uciec tylnymi drzwiami. Nie miał odwagi podnieść głowy i spojrzeć na Sanbetę.
- Giuseppe Frederoni? Gdzie mogę go znaleźć?
Azarahowi pociemniało w oczach i poczuł jak nogi miękną mu w kolanach. Przed upadkiem powstrzymał go mocny chwyt rozmówcy, który pewnie złapał i potrzymał go za ramię. Co się dzieje? Przecież nic nie powiedział. Czy stojący przed nim mężczyzna potrafi czytać w myślach?
- Gdzie go znaleźć? Masz jego adres? – Bezlitośnie kontynuował łysy. – Mów do mnie!
W jego głosie nie było już spokoju. Wściekłość, którą wcześniej emanowała z jego spojrzenia rozlała się nagle i gwałtownie niczym niedawny huragan pustoszący Hebron. Sklepikarz starał się skoncentrować, ale czuł, że brakuje mu oddechu, a ciało staje się nieprzyjemnie ciężkie. Miał wrażenie, że powietrze dookoła faluje. Giuseppe był jego najlepszym klientem. Przychodził często i zawsze płacił gotówką, wybierając najrzadsze ze zbioru księgi. Z biegiem lat nawiązała się między nimi nić przyjaźni dalece przekraczającej ramy klient-sprzedawca. Oczywiście, że znał adres, ale czy powinien go podać? Ci ludzie ewidentnie byli niebezpieczni, i tylko Lumen raczy wiedzieć, czego chcą od biednego Frederoniego. Powoli tonął w wysokiej fali ciemności zalewającej jego umysł.
- Przestań. Zabijesz go, nim zdąży cokolwiek powiedzieć.
Pomoc nadeszła z najmniej spodziewanego kierunku. Posępny gość oderwał się w końcu od regału i gwałtownie chwycił towarzysza za ramię. Sanbeta posłał mu gniewne spojrzenie z pode łba i rozluźnił uścisk. Antykwariusz upadł na ziemię boleśnie obijając sobie kościste pośladki.
- Dotknij mnie jeszcze raz, a przypomnę ci, jak skończyły się dla ciebie dwa poprzednie razy, kiedy wszedłeś mi w drogę…
- Jesteś durniem Genkaku – odgryzł się mundurowy zaskakująco spokojnym tonem. – Dokuro nie powinien przyjmować kogoś niespełna rozumu.
Powoli dochodzący do siebie sklepikarz starał się ogarnąć myśli. Czuł się jakby przed chwilą, przebiegł maraton przez pustynie. Ostrożnie uniósł obolałą rękę w próbie podparcia się o ladę i podniesienia. Mimo heroicznego wysiłku, jaki włożył w tą czynność nie było mu jednak dane wstać o własnych siłach. Niewidzialna, nieznana moc szarpnęła nim w górę i rzuciła na twardy, dębowy blat. Przerażenie sparaliżowało go do reszty. Co tu się wyprawia? Kim są nic mężczyźni? W głowie huczało mu od adrenaliny.
- Adres – odezwał się Sanbeta.
Ton jego głosu znów stał się spokojnie obojętny. Wściekłość ustąpiła i wyglądało na to, że mimo krótkiej sprzeczki, elegant zdołał poskromić złość. To dawało pewną nadzieję, na wyjście cało z tych opresji.
- Podaj mi adres tego mężczyzny – powtórzył, po czym spoglądając na towarzysza dodał - proszę.

----

- Namierzyliśmy jego kryjówkę. – Zrelacjonował krótko Genkaku. – Udało nam się odszyfrować kilka stron z dziennika Frederico. Wspomina w nich o antykwariuszu, u którego zaopatrywał się w księgi. Sklepikarz podał nam adres.
Powoli podszedł do krawędzi dachu. Znalezienie spokojnego, nadającego się do rozmowy miejsca, graniczyło w Hebronie z cudem. Nawet teraz, mimo pustynnego upału i niedawnej katastrofy, jaka spotkała to miasto, wszędzie na ulicach krzątali się ludzie. Ich mrowie wylewało się dosłownie z każdego zaułku czy lokalu. Podobnie jak w Harze, tak i tutaj wszystkie płaskie dachy, charakterystycznych dla tego typu osiedli było skrupulatnie zabudowywane, różnego rodzaju markizami lub rozciągniętym na tyczkach płótnem chroniącym od słońca. Wyjątek stanowiły jedynie wysokie budynki użyteczności publicznej i wille bogatych kupców. Właśnie na jednej z takich architektonicznych perełek, Genkaku zdołał odnaleźć spokojne miejsce. Na szczęście nikt z kręcących się w pobliżu osób, nie zwracał uwagi, co dzieje się na szczycie Hebrońskiego Gmachu Sądu.
– Czy teraz mogę już zająć się Kokatsu?
Od wizyty we Wrotach Wiatru minęły niespełna trzy tygodnie, a on codziennie zadawał Dokuro dokładnie to samo pytanie. Odpowiedź niestety, także nie ulegała nigdy zmianie. Była to jedna z tych rzeczy, które doprowadzały byłego agenta do pasji. Jedna z wielu ostatnio – musiał przyznać. Lista była długa i sam zastanawiał się, czy to on zaczyna wariować, czy to świat oszalał, a razem z nim bogowie zrzucający na jego barki coraz to nowe zmartwienia. Współpraca z Tenmą – o ile w ogóle można tak to nazwać – nie układała się najlepiej. W zasadzie nie układała się wcale. Obaj albo milczeli w swojej obecności, albo kłócili się lub dogryzali sobie nawzajem. Genkaku nie potrafił mu odpuścić, a nagijczyk zwyczajnie nie chciał, co chwilę wypominając mu niedawną zdradę. Tak jakby sam był święty. W końcu nie bez powodu znalazł się w szeregach Poszukiwaczy, którzy bądź, co bądź byli Yakuzą. Oczywiście po niedawnej aferze z porucznik Torą, agent zaczął podejrzewać, że Tenma może inwigilować środowisko Yami, na tej samej zasadzie, co egzekutorka struktury sanbetańskiej Agencji. Wszystko było możliwe, a nieprzewidywalność ostatnich wydarzeń zaczęła odciskać piętno na psychice byłego generała. Powoli popadał w paranoje.
- Myślałem, że ten temat już sobie wyjaśniliśmy – głos w słuchawce wyrwał go z zamyślenia. – Priorytetem jest odnalezienie Pychy.
- Nie słuchasz mnie Dokuro. Wiemy gdzie jest kryjówka Frederico. Mamy go jak na talerzu. Tenma może sam to załatwić. Nie widzę powodu, żebyśmy obaj zajmowali się tą sprawą. Tracimy czas!
Fala złości powoli unosiła go na swoim grzbiecie. Ostatnio zdarzał się to coraz częściej i Genkaku nie do końca rozumiał, co się z nim dzieje. Nigdy, nie dawał się tak porwać emocjom. W jego osobowości zachodziły zmiany, jakby powoli stawał się kimś innym. Ideały którym wcześniej hołdował zaczynały, tracić w jego oczach na wartości. Wyraźnie zakreślona kiedyś linia rozdzielająca dobro od zła, zaczęła się zacierać, czego dowodem była dzisiejsza awantura w antykwariacie.
- Panuj nad sobą. Tenma mówił mi, że tracisz nad sobą kontrolę. Nie podoba mi się to Genkaku…
- Niech lepiej zajmie się swoją robotą. Od samego początku to ja pcham to śledztwo na przód, a on tylko kręci mi się pod nogami.
- Sam widzisz, że tylko ty możesz doprowadzić tą sprawę do końca.
- Nie drwij ze mnie Dokuro – agent zacisnął zęby starając się panować nad emocjami. – Nie ufasz mi, dlatego kazałeś Tenmie mieć mnie na oko.
- To akurat nieprawda. Kazałem wam pracować razem, bo wasze zdolności doskonale się uzupełniają. Niestety, nie mogę powiedzieć tego samego o waszych charakterach. Zresztą gdybym ci nie ufał Genkaku, zwyczajnie nie przyjąłbym cię w nasze szeregi.
Jego głos bym zimny i stanowczy. Agent zamilkł na chwilę, w myślach trawiąc to, co przed chwilą usłyszał. Nie potrafił dać za wygraną.
- Posłuchaj – zaczął najspokojniej jak potrafił, całymi siłami dławiąc zdenerwowanie. – Frederico jest już nasz, a co za tym idzie Pycha również. To tylko kwestia czasu. Ja chcę już zostawić tą sprawę i zająć się odnalezieniem Mni. Sam mówiłeś, że mając kokketsu moglibyśmy…
- Wiem, co mówiłem Genkaku – zealota przerwał mu wchodząc w słowo. – Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale w tej chwili priorytetem jest Pycha. Jeszcze nie masz jej w swoich rękach, dlatego chcę, żebyś doprowadził sprawę do końca. Jeżeli faktycznie jest tak jak mówisz, jeszcze dziś uda wam się zdobyć miecz. Jeden dzień cię nie zbawi. Mni i kokketsu mogą poczekać.
- Jeden KOLEJNY dzień zwłoki – sprostował Sanbeta.
- Masz na tym punkcie obsesję – skomentował Dokuro. - Zdobądźcie Pychę, a ja zbiorę dla ciebie jak najwięcej informacji na temat Rengoku. O ile oczywiście uda mi się cokolwiek znaleźć.
Nie czekając na odpowiedź rozłączył się, pozostawiając Genkaku samego ze swoimi myślami. Agent przez chwilę walczył ze sobą, ale fala złości po raz kolejny porwała go, doprowadzając do wściekłości. Rozgoryczony cisnął telefonem o ziemię. Urządzenie uderzyło o podłogę rozsypując się po całej powierzchni dachu. Dlaczego nic nie szło po jego myśli? Może i miał obsesję na punkcie odzyskania kokketsu, ale czuł, że to ogromnie ważny dla sprawy trop. W końcu, jeżeli wierzyć wspomnieniom Fenrisa, Mni zostawiła go, by razem ze swoim tajemniczym „porywaczem” pracować nad tajemnicą czarnej krwi. Kito nie był pewien, ale przypuszczał, że musieli wiedzieć o Akuma wcześniej. Najprawdopodobniej posiadali jakieś informacje na temat tych potworów.
Myśl o Soracie była jak dźgnięcie rozgrzaną do czerwoności igłą. On i jego niedawna walka z Coltisem doprowadzały sanbetę do pasji. Dwóch jego największych sojuszników, ludzi, na których liczył najbardziej, wdało się między sobą w mordobicie. Akurat, kiedy szaman zaczął w końcu wypełzać ze swojej skorupy i interesować się sprawą wspólnego dobra. Blight postanowił wciągnąć khazarczyka w pojedynek, chyba tylko po to by udowodnić coś sobie i w najgłupszy na świecie sposób sprawdzić możliwości i zaangażowanie przeciwnika. Dodatkowo, czego Genkaku nie mógł sobie darować, sam nieświadomie pomógł w tym przedsięwzięciu przekazując zealocie kontakt do przyjaciela. Co za ogromna strata czasu i energii. W złości zacisnął z całej siły pięści. Nic się nie układało się po jego myśli, począwszy od nieudanej próby uprowadzenia sanbetańskiego złota, przez tragiczną akcji w fabryce Draugów, na Czerwonym kontynencie kończąc. Znając swoje szczęście próba zdobycia Pychy także okaże się wielkim fiaskiem. Zrezygnowany usiadł na dachu chowając twarz w dłoniach. Nie tak miało to wyglądać. Nie takie życie zaplanował dla siebie po dezercji z Sanbetsu. Oddychając ciężko, walczył z samym sobą o opanowanie targających nim emocji. Czuł, jak ciążąca na nim presja powoli trawi go od środka.

---

To się musiało tak skończyć. Nie powinniśmy byli czekać do zachodu słońca – pomyślał Genkaku, z całych sił tłumiąc w sobie przemożną potrzebę by po prostu paść na kolana i krzyczeć. Szczęście nie sprzyjało mu ostatnio i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale to co spotkało ich teraz, po prostu przechodziło wszelkie możliwe pojęcie. Frederico Scordare, ojciec Hayta i ostatni znany posiadacz Pychy leżał rozpołowiony u podnóża schodów w wynajmowanej przez siebie willi. Niesione nocnym wiatrem, nieprzyjemnie chłodne powietrze wpadło przez uchylone drzwi wejściowe, potęgując tylko gęsią skórkę wywołaną wcześniej makabrycznym widokiem. Co gorsza, to nie przecięty w pół nieboszczyk, powodował całkowitą rezygnację agenta z jakichkolwiek pozytywnych myśli związanych z przyszłością. Głównym sprawcą był pochylony nad ciałem wysoki blondyn w obszernych, prawdopodobnie szytych na zamówienie, szatach. Dla Kito było jasne, że spóźnili się i stojący przed nimi facet zlikwidował Frederico, pozbawiając ich jednocześnie możliwości zdobycia jednego z trzech Grzechów Wojownika. Czemu bogowie tak bardzo go nienawidzili? To przez dezercję? Przez to, że zdradził swoich rodaków stawiając własne dobro, ponad wspólny interes? W gruncie rzeczy nie miało to teraz żadnego znaczenia. Wcześniej, tego samego dnia, przeżył na gmachu sądu prawdziwe załamanie. Udało mu się jednak uspokoić skołatany umysł i resztkami sił wziąć w garść. Był w końcu wyszkolonym agentem. Wiele razy powtarzał to sobie niczym mantrę – jeżeli zdołałeś ukończyć trening u Katagawy, poradzisz sobie ze wszystkim. W głębi duszy cały czas czuł, że sprawy w Hebronie idą zbyt łatwo. Odnalezienie kryjówki Frederico i dostanie się do willi było żenująco proste. Zero zabezpieczeń, zero strażników. Babilończyk równie dobrze, mógłby zostawić drzwi szeroko otwarte. W tej chwili jednak najważniejsze było skupienie się na tu i teraz.
- Jeżeli przyszliście porozmawiać z Federico, to macie pecha - zagaił z głupkowatym uśmieszkiem nieznajomy. - Czy może wy do mnie, panowie nadludzie?
Razem z Tenmą wymienili ukradkowe spojrzenie. Kucający nad ciałem mężczyzna właśnie rozwiał wszelkie ewentualne wątpliwości dotyczące tego, czy jest zealotą. Teraz głównie pytanie brzmiało, czy wie o artefakcie i co zamierza z tą wiedzą zrobić. Genkaku nie miał sił i ochoty na pojedynkowanie się z kimkolwiek. No może za wyjątkiem Tenmy, który tak bardzo zalazł mu ostatnimi czasy za skórę.
- Któryś coś powie, czy będziecie tak stać i czekać?
Blondyn przyglądał się im bez większych emocji. W jego oczach nie było wrogości, jedynie znudzenie, jakby zarówno oni jak i cała sytuacja, byli jedynie przykrym obowiązkiem lub niemiłym przerywnikiem między rzeczami naprawdę istotnymi. Mimo zrezygnowania, agent odruchowo, w niemal wyćwiczony sposób zaczął szacować w myślach sytuację. Poszukiwaczy było dwóch, a ewentualny przeciwnik sam. W walce mogli więc mieć przytłaczającą przewagę. Szczególnie, że jak już wspomniał Dokuro, ich zdolności i nadludzkie moce doskonale się uzupełniamy. Z drugiej strony absolutnie nic nie wiedział o tym mężczyźnie. Jak zawsze, niewiadomych było zbyt wiele. W przypływie zniechęcenia postanowił zagrać w otwarte karty.
- Do Frederico – odpowiedział. Ku swojemu własnemu zdziwieniu jego głos miał pewny ton, ale jednocześnie w zbyt oczywisty sposób dawało się wyczuć w nim solidną nutę rozgoryczenia i złości. – Ma coś, co należy do nas. Chcemy to odzyskać.
- Naprawdę? Cóż, przykro mi, że ja i Babiloński rząd pokrzyżowaliśmy wam plany. Może mógłbym jakoś pomóc?
Młodzieniec sprawiał wrażenie niefrasobliwego lekkoducha. Ta maska w żaden sposób nie pasowała do wypełnionych znużeniem oczu i Kito zaczął zastanawiać się na ile jest to gra ze strony blondyna, a na ile przejaw skomplikowanego charakteru. Szukając najlepszej odpowiedzi rzucił spojrzenie w stronę stojącego obok Tenmy. Nagijczyk z kamienną twarzą, nie spuszczał wzroku z zealoty. Nie wyglądało na to, by miał zamiar brać udział w rozmowie. Jak zawsze zostawiał wszystko w rękach Genkaku. Tak było od początku tego śledztwa i najwyraźniej na sam koniec, także nic się nie zmieni. To przemyślenie wzbudziło w byłym generale irytację. Trzymane do tej pory na wodzy emocję, zaczęły powoli dochodzić do głosu. Tymczasem blondyn nie dawał za wygraną.
- Wybaczcie – zaczął podnosząc się i prezentując swoją wysportowaną sylwetkę w całej okazałości. Na jego twarzy po raz kolejny wykwitł głupkowaty uśmiech. – Być może powinienem się przedstawić. Nazywam się Kaito, a wy zapewne przyszliście tutaj po Pychę. Zgadza się?
Słowa Babilończyka dotarły do Genkaku z siłą opadającego na głowę, stu kilogramowego kafara. Przez ułamek sekundy miał wrażenie, że nogi odmówią mu posłuszeństwa i oszołomiony padnie na kolana. Chciał wyć. Jeżeli wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości co do intencji bogów względem jego własnej osoby, teraz wiedział już na pewno. Nienawidzili go bardziej niż kogokolwiek innego na tym świecie i chcieli go zabić. Sposób był obojętny – albo doprowadzą go do załamania nerwowego, na długie lata posyłając do zakładu dla obłąkanych, albo zwyczajnie pozbawią życia krzyżując jego drogę z ludźmi pokroju Kaito. Co za kurewski los. Inaczej nie potrafił tego nazwać.
- Oczywiście, że jesteś Kaito – skomentował swoje myśli, wywołując na twarzy zealoty cień konsternacji.
Nawet Tenma, rzucił mu pytające spojrzenie. Co miał odpowiedzieć? Że doskonale wie, kim jest ten mężczyzna? Że Blight wspominał mu niedawno o nim w rozmowie, przy okazji odwiedzin Shiona w ojczyźnie zealoty? Współpraca z Nagijczykiem nie układała się dobrze, ale był mu winny przynajmniej krótkie wyjaśnienie.
- To jest Kaito – zaczął nie odrywając wzroku od stojącego naprzeciw mężczyzny. – Daimyo w babilońskim Inpu. Jeżeli wierzyć pogłoskom siłą przewyższa kapitana Lancelota Arturisa – notabene członka Maga. Ostatnio udało mu się również zdobyć uznanie naszego dobrego znajomego Pierwszego Smoka, prezentując pewną zaawansowaną technikę ruchową.
Nie patrzył na Tenmę, ale domyślał się jaką musi mieć teraz minę. Bogowie, za co mnie tak karzecie – pomyślał. Złość na siebie i wszystko dookoła zaczęła buzować i wypełniać go od środka. Z trudem panował nad emocjonalnym rollercoasterem. Powinien się bać, a zamiast tego miał ochotę rzucić się na przeciwnika. Może dlatego, że miał już dość i skrycie zaczął już pragnąć śmierci i błogiego spokoju jaki ze sobą niosła? Nie, to nie było do niego podobne. Zawsze walczył do końca i teraz będzie tak samo. Jakoś z tego wyjdą, musi tylko wziąć się w garść i opanować. Zagrożenie z jakim się mierzył pomogło mu skupić się i zdławić irytację.
Kaito zdawał się niewzruszony przeprowadzoną przed chwilą prezentacją. Poszukiwacza korciło by użyć na nim telepatii, ale nie chciał ryzykować sprowokowania walki.
- Co proponujesz?
- Wyścig – wypalił bez ogródek blondyn. – Zdradzę wam gdzie ten nieszczęśnik ukrył artefakt i pozwolę wam go zabrać, jeżeli dotrzecie na miejsce przede mną.
Kito nerwowo parsknął śmiechem. Wyglądało na to, że drań faktycznie jest znudzony i, co w pewien sposób ucieszyło Genkaku, nie zainteresowany walką. Wyglądało na to, że tylko czeka na sposobność, aby zaproponować napotkanej parze inny rodzaj rywalizacji. Odkryty fakt dodał byłem agentowi rezonu, a karkołomny plan zaczął powoli układać się w jego głowie.
- Wybacz, ale nie będziemy ścigać się z kimś, kto swoją szybkością zaimponował ostatnio Shionowi. Nie mielibyśmy szans.
- W walce ze mną również, a przegrywając wyścig przynajmniej przeżyjecie – postawił sprawę jasno.
- A innego rodzaju rywalizacja?
Pytanie zawisło w powietrzu. Zealota zastanawiał się, co można było brać za dobrą monetę. W oczekiwaniu na odpowiedź Kito sięgnął do kieszeni marynarki, wyciągając z jej wnętrza paczkę z papierosami. Wybrał jednego, włożył do ust i zapalił.
- Mam propozycję – podjął w końcu, wypuszczając dym z płuc. Z trudem ukrywał podniecenie. – Może coś w czym obaj mielibyśmy równe szanse, a stawka była by równie wysoka jak w przypadku walki?
Zarzucił przynętę i niecierpliwie oczekiwał, aż ofiara połknie haczyk. Twarz młodzieńca pozostała niewzruszona, ale znudzone do tej pory oczy zabłysły na ułamek sekundy.
- Co proponujesz?
- Słyszałeś może o Smoczej Pozytywce? To pewnego rodzaju próba charakteru i test znajomości ludzkiej psychiki.
- Mów dalej.
- W walce czy wyścigu, nie mamy z tobą równych szans, ale na polu, gdzie rywalizować będą nasze umysł pojedynek byłby uczciwy.
Tłumacząc wyciągnął przed siebie rękę wzdłuż, której powoli przesuwał się wylatujący z zamocowanego na karku procesora, dym. Na dłoni, utkana mocą Thekala, zmaterializowała się niewielka, mahoniowa skrzynka. Tenma widząc artefakt podskoczył nerwowo, przeskakując wzrokiem między partnerem a przeciwnikiem i kopią magicznego przedmiotu.
- Chcę zaproponować ci podobną grę w której stawką będzie Pycha, to – wskazał wzrokiem na szkatułkę – oraz życie jednego z nas. Zainteresowany?
Pytanie było czysto retoryczne. Kaito uśmiechnął się tajemniczo, a jego oczy mówiły wszystko. Był wyraźnie podekscytowany, jednak obawiał się zasadzki.
- Jakie są zasady?
- Bardzo proste. Przedstawię ci dwie potencjalne możliwości działania tego magicznego pudełka. Będziesz musiał odgadnąć która jest prawdziwa, a która fałszywa.
- Gdzie tu ryzyko?
Genkaku uśmiechnął się złośliwie.
- Tego dowiesz się, kiedy zaczniemy grę. O ile zaczniemy oczywiście.
Agent cały gotował się wewnątrz siebie. Adrenalina szumiała w uszach i nie zauważył nawet, że trzymany w drugiej ręce papieros zgasł. Zagranie było ryzykowne, ale głęboko wierzył w swoje aktorskie umiejętności wspomagane dodatkowo przez moc iluzji. Jeżeli uda mu się oszukać zealotę, przeciwnik skończy wciągnięty przez pudełko do innego wymiaru. Ta mała, niepozorna szkatułka miała stanowić broń do walki z Mitsukai i Rekonstruktorem. To zresztą o nią stoczył kiedyś wygrany pojedynek z Tenmą. Niestety, oddanie oryginału stanowiło jeden z warunków przyjęcia do grona Poszukiwaczy. Na szczęście została mu jeszcze thekalowa kopia. W gardle miał sucho ze zdenerwowania. Czekając na odpowiedź Kaito, głośno przełknął ślinę. Może zrobił to zbyt widocznie, ale Babilończyk odebrał to jako oznakę zdenerwowania nadchodzącą próbą charakterów. Genkaku nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
- Zgoda. Jednak trochę to urozmaicę.
Nie dając im jakiegokolwiek czasu na reakcję, rozciął opuszek palca i szybko wyrecytował inkantację.
- It's another world, one that few have seen, at times wild and brutal, at times so serene. A place where life abounds in every shape and size, where miracles seem to happen right before our eyes.
Pomieszczenie zafalowało, gdy za plecami czarodzieja przestrzeń eksplodowała, zmieniając się w ułamek sekundy w przepastny, smoliście czarny portal. Poczuli jak coś szarpie nimi i w czasie szybszym niż pojedyncze mrugnięcie tajemnicza moc wessała ich do wnętrza. Kiedy otworzyli oczy, stali dokładnie w tych samym miejscu co wcześniej. Świat dookoła wydawał się jednak inny, jakby utkany z własnego odbicia. Genkaku spojrzał na Tenmę w obawie o jego reakcje. Pieprzony Nagijczyk był odporny na moc procesora, co uniemożliwiało przekazanie mu planu za pomocą telekinezy. Nim agent zdołał cokolwiek powiedzieć, postać partnera rozmyła się, znikając z tej rzeczywistości.
- Nie bój się o niego. Odesłałem go, żeby nam nie przeszkadzał – wyjaśnił Kaito.
Coś było nie tak i Genkaku czuł jak bardzo powoli, ale skrupulatnie zaczyna ubywać mu energii. Z zaciekawieniem rzucił okiem na swoje dłonie, szukając tam odpowiedzi na tajemnicze zjawisko. Przeciwnik pochwycił jego spojrzenie i na jego twarzy, po raz kolejny wymalował się nonszalancki uśmiech.
- Niestety dla ciebie, w tym wymiarze będziesz stopniowo tracił moc. To właśnie urozmaicenie o którym wspomniałem. Nie przejmuj się, czasu na zabawę nam starczy – wyjaśnił. – Znasz to stare Babilońskie przysłowie? Jeżeli chcesz wiedzieć czy ktoś kłamie, zacznij zadawać mu pytanie kiedy będzie pod presją.
Agent przeklął pod nosem swój ciężki los i cały parszywy Babilon razem z jego, pożalcie się bogowie, porzekadłami. Musiał przyznać, że zealota nieźle to wymyślił. Cieszył się jednak, że nie przyszło mu walczyć z tym człowiekiem. Kto wie, jakimi jeszcze zaklęciami dysponuje.
- Możemy zaczynać? – Ponaglił Kaito.
- Oczywiście – agent odwzajemnił uśmiech, robiąc dobrą minę do złej gry. Jeżeli wyjdzie z tego cało, będzie musiał poważnie zrewidował swoje życie i plany na przyszłość. – Oto dwie propozycje. Pierwsza – po otwarciu, pudełko wciąga w inny wymiar i więzi osobę, z którą trzymający je człowiek nawiązuje kontakt wzrokowy.
Specjalnie zaczął od kłamstwa. Zgodnie ze swoją wiedzą na temat psychologii, przeciętny zjadacz chleba w sytuacji najbardziej zbliżonej do tej, najpierw wyjawiłby prawdę, by idąc za ciosem, jego głos był bardziej wiarygodny podczas kłamania.
- Druga – pudełko wciąga w inny wymiar i więzi osobę, która trzyma je w momencie otwarcia wieka – tłumacząc obniżył nieco głos i dyskretnie, na ułamek sekundy skierował wzrok ponad głowę rozmówcy, symulując odruchy obowiązujące przy mówieniu nieprawdy.
Dodatkowo mocą iluzji dodał porządne szczegóły, których nie mógł osiągnąć w inny sposób. Zaszczepił w umyślę Kaito wrażenie, że prawdziwa jest pierwsza opcja. Teraz pozostało tylko czekać.

---

Kaito podobała się ta zabawa. Była miłą odmianą od ciągłych obowiązków, jakie musiał wypełniać na stanowisku dowodzącego pionem egzekutorów. W głębi duszy cieszył się, że trafił na przybyszy i miał okazję nieco się rozerwać. Zaproponowany z początku wyścig, ni jak nie mógł jednak równać się z rywalizacją, podsuniętą przez Sanbetę. Biedak, nie miał pojęcia jak bardzo uczony w psychologii jest zealota. Trzeba było przyznać, że starał się bardzo i nawet nieźle mu to wychodziło. Symulowanie odruchów i cała reszta maskarady wypadło bardzo przekonująco. Szkoda, że finał okaże się dla nieznajomego takim rozczarowaniem.
- Muszę przyznać, że to ciężki orzech do zgryzienia przyjacielu – zakpił z nieświadomego przeciwnika – ale już chyba wiem, która opcja jest prawdziwa. Chcę, żebyś to ty otworzył pudełko.
Reakcja nieznajomego nie była zaskoczeniem. Pobladł od razu i zdawało się, że na ułamek sekundy stracił równowagę. Nie przewrócił się, ale wyraźnie zachwiał, wolną ręką szukając podpory.
- Czy to twoja ostateczna odpowiedź? Możesz ją jeszcze zmienić.
Zealota ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Łysy wciąż walczył, mimo że od samego początku znajdował się na przegranej pozycji. Żałosne pytanie było tylko nieudolną próbą gry na czas. Zapomniał pewnie, że z każdą minutą spędzoną w tym wymiarze tracił cenne pokłady energii. Z drugiej strony, nie mógł się dziwić. Nadzieja, zawsze umiera ostatnia. Do tej pory specjalnie przeciągał chwilę z podaniem odpowiedzi, mimo że od samego początku wiedział, który wariant jest prawdziwy. Nie to, żeby musiał zgadywać. Już w momencie, gdy w znany tylko sobie sposób, krawaciarz przyzwał szkatułkę, Kaito rozpoznał ją, jako przedmiot za którym uganiał się jego, pożal się Boże, starszy brat. Co za niefortunny dla łysego zbieg okoliczności, że to właśnie inkwizytor, niecałe pół roku temu, rozbił kryjówkę tych psów z Absolutorium Umbrarum. Jeden z wystraszonych akolitów błagając o litość wyjawił mu, że Taiko zebrał popleczników i udał się do Sanbetsu w celu odzyskania magicznej skrzynki. Opis wyglądu i działania zgadzał się w stu procentach. Najjaśniejszy Lumen sprzyjał mu, okazując swoją łaskę. Kiedy Sanbeta zostanie uwięziony w innym wymiarze, on posiądzie doskonałą przynętą na zwabienie w pułapkę swojego brata.
- Tak. Jestem pewien. Otwórz skrzynkę – powtórzył, tak żeby nie pozostawić, żadnych wątpliwości. – Taka była umowa. Prawda?
Sanbeta nie spuszczał wzroku z trzymanej w trzęsącej się dłoni szkatułki. Jego oczy były puste i pozbawione wyrazu. Zrozumiał, że przegrał i nie ulegało to najmniejszej wątpliwości. Zresztą, czy robiło to aż tak wielką różnicę? Zginąć w bezpośredniej walce, czy samemu z honorem wypełnić warunki rywalizacji. W końcu drżąca dłoń powędrowała w stronę wieka. Kaito z niecierpliwością czekał na ten moment. W każdej chwili gotów zaatakować, w przypadku gdyby pudełko okazało się jedynie fałszywką, a cała gra zasadzką mającą wypracować łysemu odpowiednią pozycję do natarcia. Nie liczył na to, że faktycznie otworzy skrzynkę. Przewidywał raczej, że Sanbeta do ostatniej chwili nie będzie mógł się przełamać i w końcu straci przytomność z braku douriki. Wtedy zealota miałby go z głowy, a skrzynka oraz Pycha byłyby jego. Dlatego zdziwił się, gdy mężczyzna uniósł dłoń do wieka i drącym, załamującym się głosem na wpół wypowiedział, na wpół wyszeptał:
- Żegnaj. I tak miałem już tego wszystkiego dosyć…
To było jak uderzenie piorunu. Niespodziewany gest całkowicie zaskoczył egzekutora, który kompletnie nie potrafił zrozumieć jakimi powódkami kierował się przeciwnik. To co zrobił, było wbrew ludzkiej naturze i instynktowi przetrwania. Fakt, podpuszczał go, a Sanbeta i tak już wydawał się na skraju załamania nerwowego, ze swoim poirytowanym tonem i zmęczeniem wymalowanym na całej twarzy. W każdym razie stało się. Pokrywa została uniesiona i w tej samej chwili uwolniła drzemiącą w szkatułce moc. Manifestacja magii eksplodowała na zewnątrz, a silny wiatr zaczął zasysać łysola do wewnątrz. Jego sylwetka rozciągnęła się w groteskowy sposób, by po chwili zniknąć całkowicie. Sama szkatułka jeszcze przez chwilę unosiła się w powietrzu, po czym zamknęła się i bezwładnie upadła na ziemię.
- Biedny głupiec – skomentował już obojętnie Babilończyk.
Powolnym krokiem podszedł do miejsca w którym spoczywała magiczna szkatułka. Teraz kiedy już pozbył się tego leszcza, wystarczyło tylko odesłać trzymanego w obwodzie Felixa i samemu opuścić ten wymiar. Później czekała go jeszcze tylko wizyta w Arkadii u córki Hyata. To tam starzeć ukrył Pychę – pomyślał, przypominając sobie wyciągnięte z nieboszczyka informację. Kucnął nachylając się nad drogocennym artefaktem - wyglądał niepozornie. Nie mógł już doczekać się, kiedy użyje go jako przynęty na Taiko. Podniósł magiczny przedmiot układając go sobie na otwartej dłoni i dokładnie obejrzał z każdej strony. Chciał wrócić do rzeczywistości, ale ku jego zaskoczeniu coś było nie tak. W jakiś sposób został zablokowany, tak jakby ktoś jeszcze poza nim, znajdował się w tej rzeczywistości. Rozejrzał się, ale wokoło nie było widać żywego ducha. Nim doszła do niego straszliwa prawda, było już za późno. Wieko szkatułki otworzyło się samo, wciągając go do swojego wnętrza.

---

Osłabiony Genkaku padł na kolana dziękując Bogom, że chodź ten jeden raz, stanęli w końcu po jego stronie. Fortel, chodź szyty grubymi nićmi, powiódł się i w cudowny sposób pozbył się jednej z najbardziej niebezpiecznych osób, z jakimi miał do tej pory do czynienia. Nie miał przy tym najmniejszych wątpliwości, że nie zdołał uwięzić Kaito na zawsze. Niestety, przyzwana kopia pudełka będzie działać jedynie dwadzieścia cztery godziny. Po tym czasie zmieni się z powrotem w dym i nicość z której powstała, prawdopodobnie przerywając wszystkie podtrzymywane przez siebie efekty. To była oczywiście tylko teoria. Kito musiał jednak oswoić się z myślą, że prawdopodobnie trafił właśnie na jedną z pierwszych pozycji na osobistej liście kapitana Babilońskich egzekutorów. W każdym razie w tej chwili nie miało to już znaczenia. Iluzja okazała się skuteczna, podobnie jak telepatia i w końcu telekineza dzięki, której otworzył wieko pudełka, gdy znajdowało się już w ręku Kaito. Cieszył się, że mu się udało. Cieszył się chyba po raz pierwszy od bardzo dawna. Potrzebował tego sukcesu bardziej niż wszystkiego innego na świecie. Teraz musiał tylko jak najszybciej dostać się do Arkadii. Ciężko oddychając uniósł się z kolan. W okolicy nie było widać Tenmy, ale znając życie nagijczyk czaił się gdzieś w okolicy. Genkaku czuł, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, zaśnie w końcu spokojnie, pozwalając odpocząć umęczonej duszy. W końcu jutro nadejdzie nowy dzień, a wraz z nim nowe wyzwania.
   
Profil PW Email Skype
 
 
*Lorgan   #2 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Genkaku - To bez wątpienia twoja najlepsza walka. Nie przywiązałem wielkiej wagi do błędów warsztatowych, ponieważ miałeś mocno ograniczony czas i spory kawał tekstu do ogarnięcia. Z drugiej strony, potknięć było i tak zdumiewająco mało ;) Kiedy przytaczałeś mi swoje plany na pojedynek z najsilniejszym zealotą, zakorzeniło się we mnie wrażenie, że przesadzisz ze wstępem, rozbudowując go sztucznie i bezsensownie odwlekając nieuniknione. Spodziewałem się rozpoczęcia akcji jeszcze w siedzibie Poszukiwaczy, szczegółów dotyczących przydzielania zadania i tego typu pierdół. Owszem, są sytuacje, w których takie zagrywki mają sens. Tym razem chciałem po prostu przeczytać walkę Genkaku vs Kaito. Bez przeszkadzajek i malowniczych opisów. Dostałem coś nieco innego, ale równie smacznego. Mistrzowsko nakreśliłeś sytuację i bohaterów drugoplanowych. To był prawdopodobnie najlepszy Tenma, o jakim czytałem. Fajne zawirowania w obrębie twojej psychiki, chociaż miejscami przesadziłeś z dramatyzmem (za często i za bardzo chwiałeś się na nogach), fajne podejście do tematu. Przeklinam siebie, że nie dostarczyłem jednej ważnej informacji - Federico należał do Absolutorium Umbrarum ;/ Miałbyś kolejny wątek rozwijający przemyślenia Kaito. Jedyne, do czego mogę się na poważnie przyczepić, to słaba gra napięciem w punkcie kulminacyjnym. Twój pośpiech był wyraźnie wyczuwalny. Twist byłby świetny, gdybyś naświetlił go odpowiednio i dał czas, żeby się rozwinął. Liczyłem na większą gonitwę myśli po podniesieniu pudełka i odrobinę bardziej satysfakcjonujące podsumowanie w ostatnim akapicie.

Ocena: 8,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Genkaku.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Corvus   #3 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru

Szukałem długo, ale nie znalazłem prawie nic do czego mógłbym się przyczepić. Interpunkcja prawie śliczna, literówek i błędów ortograficznych praktycznie brak, albo się ich nie zauważyłem, ponieważ lektura była dosyć wciągająca. Bardzo ładnie przedstawiłeś depresję swojego bohatera, mimo że trochę według mnie przedobrzyłeś. Przy takim jej poziomie jaki przedstawiłeś, powinieneś leżeć w łóżku zastanawiając się czy od pójścia na akcję nie lepsza jest opcja skoku na bungee z liną zawiązaną wokół szyi. Pomysł na samo starcie uważam za świetny. Gdybym nie wiedział, że jednak chcesz wygrać, to do samego końca nie spodziewałbym się podobnego zwrotu akcji.
A na koniec taka mała rzecz do której się przyczepię:
Genkaku napisał/a:
Rozgoryczony cisnął telefonem o ziemię. Urządzenie uderzyło o podłogę rozsypując się po całej powierzchni dachu

to w końcu stałeś na ziemi, podłodze czy dachu? :P

Wygrywa Genkaku 9/10
   
Profil PW Email
 
 
»Coltis   #4 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Genkaku, napisałeś kawał solidnej walki. Padły słowa, że to Twój najlepszy twór. Osobiście nie jestem tego pewien, niemniej jest bardzo dopracowany.

Widać poprawę w departamencie błędów, chociaż wciąż straszysz literówkami, przekręconymi formami i tymi nieszczęsnymi nazwami własnymi. Raz masz "Kokketsu", innym razem "Kokatsu" - wypadałoby się zdecydować, zwłaszcza że poprawna forma już się w tekście pojawiła. Wszyscy wiemy, że z tym u Ciebie kiepsko, ale jakoś nie wypada z tego powodu nadmiernie przymrużać oka. To jest ten moment, w którym decyzja o obcięciu pół punktu za babole może zaważyć o wygranej lub przegranej (oczywiście z mojej perspektywy, bo podejrzewam, że ostatecznie walkę wygrasz).

Dostałeś do rozpracowania dość trudnego mechanicznie przeciwnika, więc oczywistą (bynajmniej nie prostą) ścieżką było uniknięcie bezpośredniego starcia. Twój pomysł jest świeży i dobrze wykonany. Bawisz się narracją, żeby wzbudzić dreszczyk. Wyniku można się było spodziewać, znając wachlarz Twoich możliwości, ale mimo wszystko większość graczy działa na takiej zasadzie, że jeśli wyciąga asa z rękawa, to jest już po zawodach - opis sukcesu i volia. Ty jeszcze przez chwilę trzymasz w niepewności, bo wcześniej porozbijałeś ego postaci na kawałki, pokruszyłeś w nim fundamenty i błąd w kalkulacji przeciwnika wydaje się przez to wiarygodny. Podwójna zasłona bardzo mi się spodobała. Do Xzibita i Incepcji daleko, ale pomysł super.

Jeśli chodzi o charaktery postaci konfliktu, a także pobocznych - świetna robota. Szczególnie Kaito bardzo ładnie trzymał się opisu z karty i wyszedł dość naturalnie. Podobnie go sobie wyobrażałem.

Największą wadą wpisu jest ten cały weltschmerz i stękanie o mentalnych problemach. Temat nie jest zły, ale lekko przesadziłeś z prezentacją, jak wspomniano wcześniej. Chyba zaraziłeś się od Soraty, to musiały być jakieś khazarskie pchły roznoszące dla odmiany depresję.

Wielki plus dostajesz za spójność wpisu z aktualnymi i przeszłymi wydarzeniami w Tenchi. Wrzuciłeś naprawdę dużo smaczków i nawiązań. Przyjemnie się to czytało. Nie jest to może poziom Pita z jego ostatniej walki, ale wyszło bardzo dobrze. Z tego też powodu nie przeszkadzał mi nawet przydługi wstęp do części właściwej. Fajnie, że większość graczy zmierza w tym kierunku i splata fabułę sezonu, czy poszczególnych ninmu z własną koncepcją losów postaci.

Nadszedł czas na ocenę. Zastanawiałem się długo, czy postawić czystą ósemkę (bo mniej-więcej na tyle mi się ta opowieść podobała, wliczając minus za błędy) czy dorzucić 0,5 za nawiązania fabularne i ładne oddanie przeciwnika. Moim zdaniem powinieneś wygrać tą walkę, więc ocena będzie to odzwierciedlała.

Ocena: 8,5

Oddaję głos na Genkaku.


I wanna be the very best, like no one ever was.
   
Profil PW Email
 
 
»oX   #5 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Pytałeś na sb jakie błędy znalazłem, a żeby nie pisać "a bo widziałem to i tamto", to zgodnie z obietnicą wrzucam te, które dostrzegłem :DD Podkreśleniem zaznaczyłem dziwne rzeczy, błędy itp, a pogrubieniem jak powinno być. Wrzuciłem to w kodzie, co by nie śmiecić jakoś za bardzo ilością tekstu. Strasznie bolą mnie oczy od tylu literek i znaczków kodowych, więc również mogłem się gdzieś walnąć. Pewnie na sb ktoś by to wyjaśnił ;) Większość wypisanych rzeczy to pierdoły nie mające większego wpływu na ocenę (głównie mowa o niektórych przecinkach). Niestety takie pierdółki nie pozwalają dać mi większej oceny, ale mam nadzieję, że mój wysiłek nie pójdzie na marne :DD


Spoiler:

• Zapowiadał się, więc miły i spokojny dzień.

• Wysokie, wiekowe mury od tej strony zostały zwyczajnie starte z powierzchni ziemi, niesionymi przez potężne podmuchy tonami pustynnego piasku. Tego zdania po prostu nie rozumiem :DD

• Nie spodziewał się dziś nikogo, a miejscowi zwyczajnie nie byli świadomi istnienia antykwariatu, nie wspominając o zainteresowaniu ofertą.

• Skrycie liczył na to, że rozsądek płata mu figle i goście są tutaj tylko po to, żeby ubić interes.

• Wściekłość, którą wcześniej emanowała z jego spojrzenia rozlała się nagle i gwałtownie niczym niedawny huragan pustoszący Hebron.

• Z biegiem lat nawiązała się między nimi nić przyjaźni dalece przekraczającej (przekraczająca) ramy klient-sprzedawca.

• Czuł się jakby przed chwilą, przebiegł maraton przez pustynie.

• Kim są nic (Ci) mężczyźni?

• To dawało pewną nadzieję, na wyjście cało z tych opresji.

• Podobnie jak w Harze, tak i tutaj wszystkie płaskie dachy, charakterystycznych dla tego typu osiedli było (były) skrupulatnie zabudowywane, różnego rodzaju markizami lub rozciągniętym na tyczkach płótnem chroniącym od słońca.

• Na szczęście nikt z kręcących się w pobliżu osób, nie zwracał uwagi, co dzieje się na szczycie Hebrońskiego Gmachu Sądu.

• Ostatnio zdarzało się to coraz częściej

• Nigdy, nie dawał się tak porwać emocjom.

• Ideały, którym wcześniej hołdował zaczynały, tracić w jego oczach na wartości.

• to ja pcham to śledztwo na przód (naprzód)

Nic się nie układało się po jego myśli , począwszy od nieudanej próby uprowadzenia sanbetańskiego złota, przez tragiczną akcji (akcję) w fabryce Draugów, na Czerwonym kontynencie kończąc.

• Co gorsza, to nie przecięty w pół nieboszczyk, powodował całkowitą rezygnację agenta z jakichkolwiek pozytywnych myśli związanych z przyszłością.

• Babilończyk równie dobrze, mógłby zostawić drzwi szeroko otwarte.

• Teraz głównie (główne) pytanie brzmiało, czy wie o artefakcie i co zamierza z tą wiedzą zrobić.

• ich zdolności i nadludzkie moce doskonale się uzupełniamy. (uzupełniały)

• Trzymane do tej pory na wodzy emocję,, zaczęły powoli dochodzić do głosu.

• stali dokładnie w tych samym miejscu co wcześniej.

• przypominając sobie wyciągnięte z nieboszczyka informację.



To by było mniej więcej na tyle. Pewnie coś pominąłem, a coś wstawiłem niepotrzebnie. Jeśli chodzi o całą resztę - miodzo. Naprawdę, miodzio. Czytałem, bodajże na shoutboxie, że chciałeś bardziej rozwinąć wstęp, ale brak czasu robi swoje. Jak dla mnie wyszło bardzo dobrze. Od początku wczułem się w historię i nie przestałem czytać aż do ostatniej kropki. Duży plus za to, że chyba jako jeden z nielicznych pamiętasz o katastrofach naturalnych nękających świat. Ciekawie rozwiązałeś sprawę z starciem. Wiadomo, mordobicie nie zawsze jest wyjściem. Bardzo fajnie użyłeś wielu swoich zdolności, żeby pokonać kogoś tak potężnego. Szkoda mi tylko Twojej postaci narażonej na gniew Kaito xD Nie udało mi się jeszcze przeczytać starych ninmu czy tankyuu, ale mniej więcej wiem do czego nawiązywałeś we wpisie. Fajnie też, że wspomniałeś walkę Coltisa z Soratą, w której uczestniczyłeś. Lubię takie łączone teksty.

Muszę zgodzić się z Lorganem co do końcówki. Widać, że czas mocno gonił i nie mogłeś opisać tego bardziej szczegółowo. Wyszło jak wyszło, mimo wszystko pozytywnie.

Zgadzam się również z poprzednikami co do opisów i oddania postaci. Kaito - patrząc nawet na jego postać graficzną - świetnie pasuje do Twoich opisów. Nigdy nie lubiłem ludzi jak on xD

Wszystko inne zostało powiedziane, więc nie będę dublował. Po prostu oddałeś bardzo dobry wpis w bardzo krótkim czasie. Nie będę brał pod uwagę kwestii emo-Gen wystawiając ocenę, ale przydałoby się trochę mniej tego dramatyzmu :DD

Ocena: 8.5
   
Profil PW Email
 
 
^Coyote   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Ja na tą walkę patrzę ostrzej niż pozostali. Racja że rozpisałeś się i zrobiłeś kawał dobrej fabuły ale to nie wszystko. Podsumowując napisałeś kilka stron wstępu a z przeciwnikiem walczyłeś ledwie przez chwilę i to jeszcze takim prostym trikiem. Jakoś tego nie kupuję. I nie o to mi chodzi ,że nie praliście się po ryjach bo to zrozumiałe, że tak wcale nie musi byc za każdym razem, ale opowiqadanie o tym jak schowałeś Kaito do pudełka mogłeś napisać na jedną stronę a nie na 5 ;) Cała reszta do niczego nie prowadzi. Tylko opisuje jaki byłes zły i o co. Oddzielna rzecz od walki moim zdaniem. Gdybyś się bardziej skoncentrował na przeciwniku i zadaniu przed wami pewnie byłoby ciekawiej. Nie zaprzeczę, że to dobry tekst, ale czy taki interesujący? Nie dla mnie chyba. Dla mnie wysoka trudność przeciwnika oznacza, że nie da się wciągnąć w proste zagrywki i trzeba się bardziej wysilić i zmęczyć. Błędów wielu nie zobaczyłem utrudniających czytanie, ale de facto te nazwy mnie irytowały. Nie możesz ich kopiować z innych postów jak nie umiesz ich zapisać? ;) Jak za nisko oceniam to sorry, ale nie mogłem dać więcej za taką walkę.

Genkaku 7,5/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Twitch   #7 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Genkaku

Nie będę się rozpisywał specjalnie, ale zdecydowanie to Twoja najlepsza walka. Nie zgodzę się, że przesadziłeś z pokazaniem kiepskiego stanu swojego bohatera, albo że przy tak kiepskiej psychice nie powinien on funkcjonować. Dzięki temu nadałeś wpisowi odpowiedni charakter i klimat, jak na tak krótki czas to wyszło na prawdę realistycznie. Minusem jest to, że Sorata już serwował coś podobnego. Mamy tutaj nieco inne spojrzenie, ale mimo wszystko nie można było się oprzeć wrażeniu, że coś podobnego gdzieś już było. Zdecydowanie nie uważam, że walka bez długiego i bezpośredniego starcia się nie liczy. Ja najlepiej pamiętam walkę Tekkeya, który swojego przeciwnika pokonał bez pojedynku, a tak skonstruował wpis, że i tak potrafił spełnić moje oczekiwania. Tutaj mamy w zasadzie to samo. Dobrze przedstawiłeś Kaito, zgodnie z tym co ma zawarte w karcie i za to również idzie plus, bo się postarałeś. Ogólnie rzecz biorąc nawet bez zbędnego kombinowania i nadużywania mocy napisałeś na prawdę fajny wpis, który czytało mi się szybko i nawet mimo drobnych zgrzytów (na prawdę, podpisuję się pod tym, że najbardziej uciążliwe jest przekręcanie nazw) przyjemnie. Nie jest to maksimum, ale gratuluję pomysłu.

Ocena: 9/10
   
Profil PW
 
 
^Pit   #8 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Gen

Ha, walka, a to dobre! Ogólnie zagrałeś tu tym, czym potrafisz najlepiej - iluzją. Bardzo fajny wstęp, poszukiwania, ten archiwista trochę skojarzył mi się z pewną postacią z Achai. Fajnie, że rozwijasz wątki. Aczkolwiek zdenerwowany Genkaku nie przemówił do mnie w momencie w którym rzuca komórką o dach. Jak nadąsana panienka xD
Ogólnie motyw z przechytrzaniem chytrusa masz chyba opanowany do perfekcji. Zagrałeś na czas, samemu mając tylko około 5 minut. Nie wiem jak tego dokonałeś, ale wytworzyłeś atmosferę presji, ciśnienia, szybko upływającego czasu. I tu odbywała się "walka" - on użył swojej najpotężniejszej umiejętności i ty też próbowałeś ją sprzedać. Przypomniało mi to trochę pojedynek na korcie tenisowym z Death Note - na pozór niby zwykła rozgrywka, ale w umysłach aż furkocze.
W sumie to ta walka sprawia mi trudności z oceną, bo pamiętam, że zjechałem trochę Kala za "jeden strzał - jeden tru...nieprzytomny" po całej, naprawdę porządnie poprowadzonej fabule (trochę niesprawiedliwie, ale no już trudno, to przeszłość). Wypadało też by tu obniżyć notę, by oddać sprawiedliwość. Ale chyba znów postawię na swoim i powiem, że należy ci się 8.5 za to, że wykreowałeś solidny wpis, plus przedstawiłeś po raz kolejny walkę, która bardziej działa się w umysłach. To też jest jedna z mangowych klisz. Czytelnik jest w stanie to odczuć na własnej skórze, dlatego ocena idzie za to. Klimat aż wylewa się z ekranu, gęsta atmosfera również.
   
Profil PW Email
 
 
»Naoko   #9 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Gen, łysawy przyjacielu

To będzie interesujące – zapewne z mojego, jak i Twojego, punktu widzenia. Napisałeś, że chciałeś 10. Zaraz zobaczymy, co z tym możemy zrobić. Oceniajmy więc! Yeeey!

Bardzo spodobało mi się wprowadzenie – moim zdaniem fajnie nakręciło i zachęciło do dalszego czytania. Hebron. Ślinka mi cieknie na samą myśl, że zwieńczenie ważnego etapu w życiu Twojej postaci dzieje się w moich Hebronie. Love za to <3 Ale tylko to, nic więcej.
Uwielbiam odsyłanie do różnych wydarzeń, im ich więcej, tym lepiej. Lawirujesz w świecie Tenchi tak płynnie, że aż miło czytać. I najlepsze jest to, że wszystko splata się w jedną całość. To samo tyczy się postaci pobocznych. Wszyscy żyją, mają swój charakter, pojawiają się w tekście bez przypadku. Równie dobrze oddałeś bohatera – chyba nawet lepiej, niż spodziewałam się.
Bawiłeś mnie przez cały wpis. Co jakiś czas znajdowałam fragmenty, które wywoływały na moich ustach szeroki uśmiech. I mimo że Coltis mówił o zbyt wyraźnym tonie depresji, mi w zupełności nie przeszkadzała, ze względu na te śmieszne fragmenty. Lekko i przyjemnie. Podoba mi się ten surowy Gen, tak inny od tego pełnego desperacji w łodzi.
Jedynie mogę przyczepić się do momentu zachęcania Kaito do uczestnictwa w grze. Przy aktorstwie na 2 powinieneś robić sobie podśmiechujki z tego, że łapie haczyk :DD
Wydaje mi się, że Twoją najsłabszą stroną jest interpunkcja. Pal licho z tym przekręcaniem nazw – mnie bawią i dodatkowo już wpisałam je w charakter Gena. Ale te przecinki potrafiły utrudnić czytanie.

Ocena: 8,5. Rzekłam.

A tak na marginesie, tak wyobraziłam sobie Gena, jeśli zdobędzie miecz.


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
*Lorgan   #10 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Genkaku - 68 pkt.

NPC - 67,2 pkt.

Zwycięzcą został Genkaku!!!

Punktacja:

Genkaku +90
Lorgan +10
Corvus +10
Coltis +10
oX +10
Coyote +10
Twitch +10
Pit +10
Naoko +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,16 sekundy. Zapytań do SQL: 13