Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 1] oX vs NPC (Bane) - walka 1
 Rozpoczęty przez »oX, 04-03-2015, 15:29
 Przesunięty przez Lorgan, 05-03-2015, 16:48

4 odpowiedzi w tym temacie
»oX   #1 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo


- Witamy w pionie egzekutorów, Murphy. Podczas ostatniej misji udowodniłeś, że idealnie wpasowujesz się w, że tak to nazwę, nasz klimat. Miej na uwadze, że to dopiero początek. Zadania z czasem staną się trudniejsze i nikt tutaj nie obieca ci, że doczekasz spokojnej starości. Może zdarzyć się tak, że celem misji będzie inny członek pionu, który się zawahał i nie wykonał dobrze roboty. Masz w sobie potencjał, jednak wciąż jesteś za słaby. Słyszałem o twojej tajnej wyprawie do Tzor i wierzę, że chłopaki sporo cię nauczyli. Wciąż za mało. Mam propozycję i uwierz mi, że dobrze będzie, jeśli rozważysz ją pozytywnie. Udaj się do Koloseum i stocz jak największą ilość walk z tamtejszymi gladiatorami. Zacznij od Bane’a, z nim możesz mieć na początku szansę. Niech nie wystraszy cię jego wygląd, każdego można pokonać, trzeba tylko znaleźć sposób. Wiem, że nie brzmi to zachęcająco, bo nie jesteś typem lubiącym prać po mordzie innych bez większego powodu. Jeśli wygrasz w przynajmniej dwóch starciach, zyskasz szansę na awans w pionie. Myślę, że to spora zachęta. Nagród czeka więcej, z każdą wygraną walką otrzymasz coraz lepsze. Po tym, jak odsłuchasz tą wiadomość, wyślę współrzędne Koloseum. Liczę na ciebie, Murphy. Nie zawiedź nas i udowodnij, że dobrze wybraliśmy.

Ciemnowłosy Rycerz rozłożył się na sofie i odsłuchawszy wiadomość najpierw uśmiechnął się, lecz chwilę później spoważniał do granic możliwości. Nie znał ludzi w pionie egzekutorskim i na pewno nie spodziewał się, że na niektórych będzie musiał… polować. Wiedział, że świat nie jest kolorowy i piękny, jak mogłoby się niektórym wydawać. Rozmyślania przerwała wibracja telefonu, na ekranie którego pojawiło się kilka liter i cyfr. Współrzędne Koloseum… Murphy ostentacyjnie zeskoczył z kanapy i udał się w stronę łazienki. Wziął prysznic, napawając się ciepłymi kroplami wody spływającymi po ciele. Stojąc tam nie myślał o panującej wiecznie zimie, pracy, czy ciągłym narażaniu życia. Było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie odcinał się od świata i oczyszczał umysł. Po wyjściu z kabiny owinął się ręcznikiem, podszedł do lusterka i ogolił. Przez chwilę zastanawiał się czy jest sens, bo przecież rusza na spotkanie z gladiatorami. Po wszystkim przeszedł do kuchni i wyciągnął z szafki dwie puszki przepysznej, wojskowej mielonki. Chwilami tęsknił za spartańskimi warunkami panującymi w Damarze. Teraz, mieszkając w stolicy kraju, irytował się słysząc głosy za oknem, kłócących się sąsiadów za ścianą i tak dalej. Wielokrotnie chciał posłać kulkę w sam środek czoła pani Serrington, która co każdą środę przynosiła mu upieczone przez siebie ciasto. Nienawidził ciasta, sąsiadki, hałasów… momentami można pomyśleć, że nienawidził wszystkiego poza swoją zbrojownią. Odsunął na bok te myśli i rozpoczął pakowanie. Niecałe trzy godziny później czekał na transport mający zabrać go do Koloseum.

* * *


- Masz zamiar walczyć z tym wszystkim na sobie? Bane zmiażdży cię jednym machnięciem miecza. Moja rada? Ogranicz sprzęt do minimum, może dzięki temu zyskasz jakąś tam szansę. Poza tym.. karabin na arenę?
- Skąd się tu w ogóle wzięłaś? Nie masz nic innego do roboty? - Murphy zmierzył wzrokiem stojącą nad nim Scarlett Kane.
- Uważaj na słowa, to po pierwsze. Po drugie twój były już kapitan poprosił mnie, abym przyjrzała się walkom i zdała pełny raport. Nie chciałabym napisać w nim, że zginąłeś podczas pierwszego starcia.
- Dobra, dzięki. Jeszcze coś wartego wspomnienia?
- Nie. Wchodzisz za dwadzieścia minut.
Rycerz może i należał momentami do upartych, jednak w takiej sytuacji postanowił wykorzystać rady bardziej doświadczonej wojowniczki. Ściągnął karabin szturmowy, zdjął ciężką kamizelkę, odpinając z niej pochwę z kataną i odłożył wszystko na bok. Finalnie odziany był w spodnie od munduru i sięgające ponad kostkę buty, zaś z wyposażenia zostawił kaburę udową z glockiem, dodatkowym magazynkiem i kataną zawieszoną na plecach. Scarlett ponownie weszła do szatki, bacznie przyglądając się Rycerzowi, a raczej jego muskułom i licznym bliznom na ciele. Uśmiechnęła się i zakomunikowała, że już czas.
- Przy okazji, nie będzie ci za zimno?
- Mam nadzieję, że będzie wręcz gorąco. Jestem gotów.

* * *


Liczne niskie ścianki z zbitych ze sobą desek, masywne głazy i miejscami płytkie okopy. To właśnie arena, na której miała odbyć się walka Chrisa Murphy’ego i Bane’a, niegdysiejszego Gunjina. Rzadko zdarza się, że egzekutor nie ma żadnych informacji o swoim przeciwniku. Z opowieści wynikało, że jest duży i silny, po prostu. Ujrzawszy chwilę później dwumetrowego bydlaka, który kroczył w stronę oponenta, Murphy rozumiał, czemu jest o nim tak mało informacji. Zapewne mało kto uszedł z życiem po starciu z takim monstrum. Stylem ubioru ta dwójka nie odbiegała od siebie. Bane miał na sobie bojówki, czarny podkoszulek i wysokie, wojskowe buty, nad którymi znajdowały się tytanowe nagolenice.
- Hej, młokosie! To prawda, że takie chucherko jak ty miało odwagę, żeby mnie wyzwać?
- A prawdą jest, że dupsko skopał ci Kalamir Kendeisson?
- Jak śmiesz! – Wściekłość na twarzy Bane’a osiągnęła poziom zenitu.
- Podobno ważył wtedy ciut więcej niż ja, więc… tak, miałem odwagę. – Gladiator nie miał zamiaru dłużej rozmawiać i będąc wystarczająco blisko przeciwnika zdjął z pleców gigantyczny miecz i wyprowadził pierwszy cios. Murphy odskoczył na bezpieczną odległość, jedynie o włos unikając ciosu i oddał dwa strzały z pistoletu. Kaliber musiał być zbyt mały, bowiem mimo celnego trafienia Bane jakby tego nie poczuł. Strużka karmazynowej krwi pociekła z rany postrzałowej na barku, co jedynie zezłościło wielkoluda. Wpadł w szał i wymachiwał mieczem na wszystkie strony, próbując dosięgnąć celu. Chris skutecznie odskakiwał na bezpieczną odległość, oddając kolejne strzały, ponownie bez większego skutku. W ciele gladiatora znajdowało się siedemnaście dziur po kulach.
- Coś takiego ma zrobić Bane’owi krzywdę?! Postaraj się bardziej! – Gladiator wbił swój olbrzymi miecz w ziemię, co spowodowało małe zatrzęsienie całego tereny areny, po czym… naelektryzował się. W olbrzymich rękach pojawiły się dwa pociski czarnej energii. – Teraz ty złap to!
Murphy odskoczył za wielki głaz w momencie rzucenia pierwszej kuli, co uratowało mu życie. Wykorzystał chwilę osłony, aby zmienić magazynek w glocku. Musiał kontratakować, jednak Bane posyłał kulę za kulą. Zdążył spopielić już cztery drewniane osłony, między którymi skakał jizamurai.
- Skacz! Szybciej! Tańcz! Moc Bane’a cię zmiażdży!
- Zamknij się wreszcie… - szepnął pod nosem Chris, obmyślając dobrą strategię. Gladiator od początku planował, aby walka przeniosła się na dystans. Wytworzenie dwóch kul trwało kilka sekund i przerwa między tworzeniem i rzuceniem była idealnym momentem, aby Murphy wyskoczył i oddał dwa kolejne strzały, tym razem mocniejsze. Otoczone błękitną aurą przecinały powietrze, mknąc z błyskawiczną prędkością w stronę monstrum. Trafiły tam gdzie miały dzięki specjalnej umiejętności, a miejscem tym były obie ręce Bane’a. Wykonały swoje zadanie perfekcyjnie, zakłócając przepływ douriki i powodując miejscowy paraliż. Egzekutor nie przewyższał byłego gunjina poziomem douriki na tyle, aby Ao Shouseki sparaliżowało go całkowicie. Wystarczyło, aby złapać oddech i przemyśleć wszystko jeszcze raz. Zdziwiony i zdenerwowany gladiator spoglądał na swoje dłonie, usilnie próbując stworzyć kolejne kule. Stracił czujność, co kosztowało go nową bliznę, tym razem na klatce piersiowej. Murphy dzierżył w dłoni katanę, wyprowadzając szybkie cięcia, jednak ponownie bez większego skutku. Bane, mimo swojej postury, był w stanie uniknąć większości ciosów i od czasu do czasu wyprowadzał kontry kolczastym kastetem. Olbrzym, mimo przewagi siłowej, okazał się być gorszym pięściarzem. Mało który cios dosięgał celu, a jak już się udało, to Murphy odskakiwał do tyłu redukując siłę ciosu. Wykorzystując chwilę, w której oponentów dzieliło kilka kroków, Bane zebrał w sobie dosyć siły, aby posłać kolejną kulę i doskoczył do wbitego wcześniej w ziemię miecza. Uśmiech na poznaczonej bliznami twarzy sygnalizował kłopoty egzekutora. Nie wiedział wiele o mocach przeciwnikami, co po raz kolejny prawie kosztowało go ścięcie głowy. Gladiator zamachnął mieczem kilka razy, wypuszczając fale energii elektrycznej. Te, lecąc w stronę ofiary, przecięły na trasie spory głaz i przystrzygły fryzurę Murphy’ego, który w ostatniej chwili efektownie wykonał salto w tył, unikając pierwszego strzału, następnie wskoczył do prowizorycznego okopu. Fale leciały nad głową, nie pozwalając się wychylić. Rycerz sprawdził stan magazynka – piętnaście naboi. Postanowił zmienić strategię i oszukać Bane’a, jednak plan był ryzykowny. Jedną ręką podrzucił katanę w górę ponad okop, co skutecznie zmyliło wroga, przeturlał się w bok i ostentacyjnie wyskoczył, wystrzeliwując całą zawartość magazynka. Wszystkie kule dotarły do celu, tym razem skutecznie paraliżując całkowicie gladiatora.

* * *


- Jak mu idzie?
- Wygląda na to, że sparaliżował Bane’a, jednak sam nie wie co zrobić dalej. Bydlak nie chce upaść.
- Ma przewagę, jeśli chodzi o douriki i umiejętności. Nie chce mi się wierzyć, że ma aż takie problemy.
- Murphy jest typem dystansowca. Nie radzi sobie dobrze bez karabinu, szczególnie w bezpośrednim starciu. W walce wręcz przeważa, jednak nijak ma się to w przypadku giganta jak Bane. Zalewa go pociskami energii, nie pozwalając się wychylić. Jeśli miałabym obstawiać, to mamy tutaj remis.
- Niedobrze. Informuj mnie na bieżąco. I nie pozwól Bane’owi go zabić, szkoda kogoś takiego.
- Tak jest, kapitanie.

* * *


Murphy, zalany krwią i potem, podszedł do przeciwnika, który próbował walczyć z paraliżem, jednak bezskutecznie. Posłał mocnego kopniaka w kolano Bane’a, a doprawił wszystko podbródkowym i sierpowym, wywołując pomniejszy wstrząs mózgu. Widząc, że nie jest w stanie spowodować upadku, zaczął uderzać na ślepo, gdzie się tylko dało. Słychać było dźwięk łamanych żeber, krew leciała na wszystkie strony, lecz gladiator wciąż twardo stał na nogach.
- Upadnij w końcu! [ cenzura ]! – W odpowiedzi otrzymał stłumiony śmiech i kopa w brzuch. O mały włos, a zachłysnąłby się własną krwią, którą w porę wypluł przed siebie. Bane nie omieszkał posłać kilku kolejnych ciosów, aż przeciwnik nie padł przed nogami. Murphy, w przypływie adrenaliny chwycił giganta za kostki i pociągnął do siebie licząc na zamianę miejsc. Niestety w obecnym świecie liczyć można tylko i wyłącznie na siebie. Olbrzym bez problemu utrzymał równowagę, dodatkowo posyłając cios łokciem w plecy. Chris upadł na twarz i powoli tracił nadzieję na pojawienie się cudu. Ostatkiem sił chwycił w posiniaczone dłonie garść piachu i mocnym ruchem sypnął wrogowi w twarz. Chwila dezorientacji Bane’a była jedyną deską ratunku. Kolejny przypływ adrenaliny, połączony z powracającą nadzieją pozwolił na wyprowadzenie kopniaka między nogi, co „złamało” Bane’a, a następnie doprawił całość kilkoma uderzeniami w twarz. Nie omieszkał kontynuować walki nie honorowo i włożył palce w oczy przeciwnika. Te, zalewając się krwią, odmówiły posłuszeństwa na dłuższy okres czasu. Murphy, kulejąc i zataczając się, szedł w kierunku katany. Udało mu się ją złapać i przenieść w miejsce, w którym gladiator zwija się z bólu, trzymając dłonie na oczach. W momencie, gdy miał już wykonać ostateczne cięcie, na arenę wkroczyła Scarlett, przerywając pojedynek.
- Dosyć! Walka skończona. Odłóż miecz, Murphy – drugi raz prosić nie musiała. Chris wbił katanę w ziemię i z uśmiechem osunął się wprost w jej ramiona. Plując krwią wydusił z siebie ostatnie zdanie.
- Wygrałem, c’nie?

* * *


- Walka zakończyła się zwycięstwem Murphy’ego, kapitanie. Musiał grać nieczysto, aby wygrać i zachować życie. Bane’a czeka długotrwała opieka lekarska, w tym operacja oczu. Najmocniej oberwały w tym starciu. Posiadanie kogoś takiego w szeregach to na pewno dobry pomysł?
- Nie jesteś mistrzynią czystej walki, Scarlett. Takie zachowanie nie raz uratuje mu życie. Niech odpocznie i szykuje się do kolejnej walki. Musi nauczyć się wielu rzeczy. Nie może polegać wiecznie na karabinie. Zaaranżuj walkę z Cecilem Bladewalkerem.
- Tak jest, kapitanie.
   
Profil PW Email
 
 
»Corvus   #2 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru

Napisałeś wystarczająco dobrze, abym nie miał się do czego specjalnie przyczepić. Znalazłem w sumie dwie literówki (o których wciąż pamiętam w momencie pisania:P ) i kilka przecinków, które wstawiłbym gdzieś indziej. W ogólnym odczuciu czyta się przyjemnie.
ocena: 7
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #3 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

oX - Siedemnaście dziur po kulach? Taka ilość zabiłaby Bane'a razem z rodziną i przyjaciółmi. Opisałeś pełno osłon na arenie, dlaczego nie dałeś mu z nich skorzystać? Pierwsze zdanie ze stylu walki brzmi "Bane doskonale orientuje się w otoczeniu i bez problemu wykorzystuje je do własnych planów". No kaman. Poza tym, twoja podstawowa taktyka polegała na utrzymaniu odległości, czyli de facto cały czas byłeś w zasięgu jego mocy. Dlaczego nie użył jej od razu? To samo ty. Gdyby pociski były naładowane Ao Shouseki, uniknąłbyś większości kłopotów. Masz wiedzę z zakresu taktyki, więc powinno to być oczywiste posuniecie. Odniosłem wrażenie, że ta walka powinna wyglądać zupełnie inaczej. Niemniej jednak, technicznie poszło ci całkiem przyzwoicie i po zaakceptowaniu bzdur we wstępie, przetrawienie późniejszych akcji przyszło mi dużo łatwiej.

Jeśli uda ci się wygrać tę walkę, w kolejnej postaraj się bardziej.

Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na NPC.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Curse   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Momentami trochę nieskładnie, czasem
oX napisał/a:
Wpadł w szał i wymachiwał mieczem na wszystkie strony
.. śmiesznie :DD Chyba po raz pierwszy czytałam walkę na arenie, więc również po raz pierwszy spotkałam się w tego typu fabularnym opisem (motywem?). Jest okej, mam wrażenie, że to cię trochę poratowało, bo to kicanie po 'polu walki' nie było szczególnie emocjonujące ;)
Trochę prostego lania po gębach (i nie tylko), ale ciut za mało kombinowania taktycznego. W sumie nie jest źle i
oX napisał/a:
Jeśli miałabym obstawiać, to mamy tutaj remis.
;)
Na szczęście, pomimo kilku dziwnych zdań, tekst jest spójny i dobrze się go czyta. Radzę ci jednak nie pisać kolejnej walki na szybko. Dopracuj ją, bo może być ciężko ;)

Ocena: 6
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #5 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


oX - 18,5 pkt.

NPC - 18 pkt.

Zwycięzcą został oX!!!

Punktacja:

oX +40
Corvus +10
Lorgan +10
Curse +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 14