Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Koto] Czerwona mgła
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 01-02-2015, 23:09
 Zamknięty przez Lorgan, 08-02-2015, 23:37

1 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Czas:
01-02-1615

Khazar, Yura, teraz.

W środku dnia niebo zaszło szkarłatem. Niespodziewana eksplozja rozerwała ścianę masywnej piramidy-kasyna. W akompaniamencie krzyków przerażenia, olbrzymie odłamki kamienia posypały się na dół, wprost na ruchliwą ulicę. Jeden zmiażdżył wóz strażacki przejeżdżający na sygnale, drugi odbił się od asfaltu i wbił prosto w szklaną witrynę sklepu, zabijając większość klientów. Za nimi poleciały kolejne, kontynuując spustoszenie.
W niespełna dziesięć minut całe centrum pogrążyło się w rzadkiej, czerwonej mgle. Grupa medyków, która przybyła zająć się ofiarami na miejscu katastrofy, przywdziała specjalne skafandry chroniące przez zagrożeniami biologicznymi.
- Skład Med-7, zgłoście się. - Zwrócił się przez comlink dowódca grupy poszukiwawczej.
- To jakieś szaleństwo. Mamy kolejne cztery ofiary.
- Jeden z dronów wykrył ślady życia w miejscu wybuchu. Jesteście najbliżej, dlatego chcę, żebyście to zbadali.
- Wiadomo już, co to było?
- Najprawdopodobniej bomba lotnicza. Nie znamy jednak składu czerwonej mgły, dlatego pod żadnym pozorem nie zdejmujcie kombinezonów.
- Bez odbioru.

***

Młoda kobieta ze składu Med-7 pokonała ostatnie schody i ostrożnie pchnęła drzwi do zrujnowanego pomieszczenia. W ręku trzymała zaawansowane urządzenie do wykonywania pomiarów.
- Nie ma promieniowania - zaraportowała do dwójki kompanów, którzy powoli się do niej zbliżali.
Jeden z nich włączył małą kamerkę.
- Ty tak na serio? - Zapytał drugi.
- Gadaj co chcesz, Wolfenstein News zapłaci mi krocie za transmisję na żywo.
Kobieta ze skanerem weszła do środka. Mgła była tam zdecydowanie gęstsza, dlatego musiała pokonywać kolejne metry bardzo powoli i po omacku. Szła ostrożnie, krok za krokiem, aż jej ręka trafiła na przeszkodę. Obmacała ją, ponieważ uznała, że nie może to być ściana, ani mebel. To było coś jak... tors. Trzymała rękę na czyjejś piersi. Spróbowała cofnąć ją gwałtownie, jednak została pochwycona. Krzyknęła. Pozostali członkowie Med-7 wpadli do pomieszczenia, jednak nie widzieli dalej jak kilkadziesiąt centymetrów od czubków własnych nosów.
- Blanka, gdzie jesteś! - Krzyknął jeden z nich.
Ten z kamerą obracał się niespokojnie, kierując obiektyw w nieprzeniknioną czerwień. Nagle zamajaczył w niej jakiś kształt. Ktoś był blisko. Bardzo blisko.

***

Mgła rozrzedziła się. Mężczyzna w czarnej koszuli podszedł do zdemolowanego baru, po czym wyciągnął zza lady paczkę papierosów i zapalniczkę. Odpalił jednego i głęboko się zaciągnął. Następnie, spokojnym krokiem zbliżył się do trójki zakrwawionych ciał ratowników. Obok jednego z nich leżała wciąż nagrywająca kamera. Podniósł ją i wymierzył we własną twarz.
- Witaj świecie - powiedział radośnie. - Wróciłem. Nie mam zbyt wiele czasu, dlatego przejdę od razu do rzeczy. Przyjdźcie po mnie, wszyscy. Nag, Babilon, Khazar, Sanbetsu i pozostali. Jeżeli tego nie zrobicie, będę zabijał. Najpierw zniszczę Yurę, później jakieś inne miasto. Już wy wiecie, że jestem do tego zdolny. Macie cztery godziny.



Mężczyzna w tekście to Shion Ryuuzaki - wiele lat temu uznany za zaginionego, założyciel Gangu Czterech Smoków. W każdym kraju uchodzi za przestępce rangi S, za którego grzbiet wyznaczona jest olbrzymia nagroda. Ktokolwiek zechce odpowiedzieć na wezwanie, powinien zadeklarować się w niniejszym temacie. Kiedy zbierze się minimum trzech chętnych, zaczniemy ustalać datę rozpoczęcia internetowego czatu, podczas którego odegramy całe spotkanie.

Aha, to jest początek sagi Czerwonego Kontynentu. Gorąco zapraszam ;)


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #2 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Uczestnicy:
Coltis
Curse (+5 pkt. za dotarcie na miejsce spotkania jako druga)
Drax
Genkaku
oX (+10 pkt. za dotarcie na miejsce spotkania jako pierwszy)
Twitch



Chris Murphy, pośród braci rycerzy znany jako oX (żartobliwie także "krz", ze względu na zakłócenia z miejsc, z których zwykł zdzwonić), wczołgał się do zdewastowanej sali barowej. Pomimo niepełnej władzy nad własnym ciałem i skrajnego wyczerpania, nie zamierzał dać za wygraną.
- Proszę, proszę. - Powitał go siedzący beztrosko na barze Shion Ryuuzaki. - Pierwszy gość.
- To twoja sprawka? - Wymownym spojrzeniem dał do zrozumienia gospodarzowi, że ma na myśli niewidzialną siłę, która dociskała go do podłogi, odkąd tylko znalazł się we wnętrzu piramidy-kasyna.
- Nie obwiniaj mnie za własną bezradność. Gdybyś był dostatecznie silny, aura nie wywarłaby żadnego wpływu. Zaraz, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Shion przyjrzał się sceptycznie rozmówcy, który właśnie stracił przytomność.
- Zapowiada się długi dzień.
Kiedy sięgał po stojącą nieopodal szklankę z rżniętego kryształu, w progu pojawiła się kolejna postać. Kobieta. Z wyrazu jej twarzy wyczytał, że coś było nie tak. Refleksja przyszła jednak zbyt późno. Dało się słyszeć huk wystrzału, po którym pojedyncza łuska odbiła się od podłogi skąpanej w czerwonej mgle.

***

oX odpłynął jedynie na moment. Kiedy otworzył oczy zrozumiał, że został zignorowany - to była jedyna w swoim rodzaju szansa, żeby zakończyć całą sprawę zanim się na dobre rozpoczęła. Przewalczywszy krępującą siłę sięgnął do kabury po pistolet, po czym oddał strzał. Dzięki swojej nadludzkiej zdolności nie musiał się martwić o celowanie.
- Żegnaj palancie.

***

Curse przyglądała się zajściu z bezpiecznej odległości. Gość siedzący na drewnianej ladzie zerkał na nią, nie mając pojęcia, że ktoś z kilku metrów mierzy mu w skroń. Dlaczego więc w momencie wystrzału znalazł się tuż przy broni i otwartą dłonią odtrącił lufę w bok? To nie było coś osiągalnego za sprawą szybkości. To nie było nawet coś, co ona, wytrawna agentka wytrenowana w Soru mogła zarejestrować wzrokiem. W jednej chwili był tu, w drugiej tam. Tak po prostu.
- Nie bądź pochopny, przyjacielu - ostrzegł strzelca i beztrosko wrócił na swoje miejsce na barze. - Zaprosiłem was tutaj na rozmowę, ale jeżeli desperacko pragniesz śmierci, rozedrę cię na strzępy gołymi rękoma i każę zeżreć oszołomowi z sierpem na sznurku, który od kilku minut kręci się przed wejściem i wącha mgłę.
- Dobra - wycedził przez zęby oX. - Czego chcesz?
- Za wcześnie, żebym o tym mówił.
- Czekamy jeszcze na kogoś? - Wtrąciła Curse, podchodząc nieco bliżej.
Nawet nadczłowiekowi jej kalibru trudno było poruszać się w pobliżu Shiona. Robiła małe kroczki, żeby nie runąć na kolana.

W wejściu pojawiły się kolejne dwie postaci. Mężczyźni. Podobnie jak rycerz, który dotarł tu pierwszy, czołgali się po podłodze. Sądząc po długości rąk i nóg, obaj musieli być wysocy. Raczej nieczęsto oglądali świat z obecnej perspektywy.
- Nie zostawiliście czegoś na zewnątrz? - Zażartował Shion.
Chudszy z nowoprzybyłych, zealota o imieniu Atsushi Coltis, dźwignął się na kolana, a następnie z trudem na równe nogi, wspierając się ściany.
- Tak jakby... - wydyszał. - Masz zły wpływ na małe dziewczynki.
Drugi, kolega po fachu nazywany Draxem, najwyraźniej również próbował coś powiedzieć, ale zabrakło mu tchu. Leżał żałośnie tuż za progiem.
- Dla zabicia czasu powinniśmy zacząć od przedstawień - zaproponował Shion i pociągnął długi łyk bursztynowego płynu ze swojej szklanki. - Moje imię, nazwisko i dokonania zapewne są wam znane. Inaczej by was tu nie było. Mam rację?
- Nie - wypalił bez ogródek oX. - Nie wiem nic poza tym, że jesteś szaleńcem, chcącym zabijać niewinnych ludzi.
- To przestępca klasy S, śmiertelnie niebezpieczny - wyjaśnił Coltis. - Zdradzenie agendy komuś takiemu może wydawać się nierozsądne, ale jeśli ma to powstrzymać rozlew krwi cywilów, nie mam wyboru. Ta kobieta to Krwawa Wiedźma z Sanbetsu, Kasumi Tora. Nie mam żadnej wątpliwości.
- Draniu, mogłeś zacząć od siebie.
Curse łypnęła gniewnie na zealotę.
- Ja jestem Chris Murphy z cesarstwa Nag, ale nie powiem, że mi miło.

Do pomieszczenia weszła kolejna osoba, w której większość zgromadzonych od razu rozpoznała Kito Genkaku, generała armii Sanbetsu. Poruszał się wyprostowany, ale widać było, że atmosfera nie służy nawet komuś tak potężnemu jak on.
- No proszę. Wielki boss postanowił się zjawić osobiście. Ciekawe, czy zabrał ze sobą jakieś wierne pieski? - Zadrwił Coltis.
Shion zeskoczył na podłogę i rozłożył szeroko ramiona.
- Nie sądziłem, że zobaczę jeszcze kiedyś tę twarz. To niesamowite!
- Czcigodny Shionie Ryuuzaki, witam cię.
Genkaku skłonił się nisko, jednak nim uniósł głowę stracił równowagę i opadł na kolano. W tym samym momencie cień zrozumienia przemknął po twarzy Curse i Coltisa. Generał grał. Być może w pobliżu czekały posiłki wystarczająco silne, żeby w mgnieniu oka zmieść zagrożenie z powierzchni ziemi. Taką władzą dysponował pojedynczy osobnik, którego mieli przed sobą.
- Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że wielki pan Fuuma będzie przede mną klęczał...
- Proszę o wybaczenie, ale to pomyłka. Jestem następcą Fuumy, nazywam się Kito Genkaku.
- Nie ma znaczenia jak się nazywasz, liczy się to, kim jesteś. A jesteś Katsu Fuuma.
- Kim jest Katsu Fuuma? - Zapytał zaintrygowany Coltis.
- Kito?
Curse nie rozumiała, do czego prowadziła ta rozmowa.

Konsternację przerwało przybycie jeszcze jednego gościa - postawnego mężczyzny w dredach, który z trudem zdejmował z siebie elementy uszkodzonego kombinezonu ochronnego. Nikt ze zgromadzonych nie znał go osobiście, ale tylko totalny ignorant nie rozpoznałby w nim Khazarczyka. Drax, który korzystając z dotychczasowego zamieszania przemieścił się poza zasięg wzroku Shiona, przybrał pozycję dogodną do ataku.
- Mam dość grania w kotka i myszkę. Nie zaprosiłeś nas tutaj na pogaduchy - stanowczo obwieściła Curse.
- Jesteś w błędzie, dziewczyno. Właśnie po to was zaprosiłem.
Niewidzialna siła, która tłamsiła wszystkich gości niespodziewanie odpuściła.
- Usiądźcie wygodnie i nie przerywajcie, bo to, co zamierzam wam powiedzieć jest bardzo ważne. Ty również - zwrócił się do Draxa, nie patrząc na niego. - Jak część z was zapewne zauważyła, czerwona mgła w której się znajdujecie tłumi magię, Haki, Reiatsu, a nawet wpływ Manitou. Jest szczególnie skuteczna wobec mocy ofensywnych oraz manipulujących. Zresztą, nawet bez niej nie mielibyście wielkich szans z moim Jidousoujuu. Niezależnie od tego, co akurat robię, moje ciało automatycznie zareaguje na ataki i skoryguje zamierzone ruchy. Jestem nietykalny.
oX spojrzał na swój pistolet i się skrzywił, a Genkaku uśmiechnął się nieznacznie.

Kiedy wszyscy przybyli zajęli miejsca, Shion ponownie podjął temat.
- Wiele stuleci temu, pewien gość ustalił, że światu grozi wielkie niebezpieczeństwo.
- Jakiś prorok Lumena? - Strzelił Coltis.
- Blisko, bo też był ludzkim fanatykiem. Szamanem. Nazywali go Jeral. Opanował moce Manitou do tego stopnia, że mógł do woli przedłużać własne życie. Przez pokolenia wyszkolił wielu uczniów, ale wydaje mi się, że żaden z nich nie dożył do dzisiejszego dnia. Po Wojnie Światowej, kiedy wreszcie zapanował upragniony przez wszystkich pokój, odwiedził przywódców państw, żądając oddelegowania pod swoją komendę najpotężniejszych żołnierzy i bohaterów wojennych. Twierdził, że tylko w ten sposób da się obronić naszą rzeczywistość, którą nazywał Tenchi. Reakcji możecie się oczywiście domyślić. Kilka miesięcy później przybył pierwszy z Nich.
- Nich, czyli kogo? - Zapytał Drax.
- Przestaniesz mi przerywać, to się dowiesz. Jak teraz o tym myślę, to stary spryciarz od początku musiał przewidywać taki rozwój wydarzeń. W końcu planował wszystko od setek lat. No ale stało się, na naszej ziemi stanął pierwszy Akuma. Nazwę wymyślili zresztą moi krajanie. Kiedy do tego doszło, cały kontynent przyległy do Sanbetsu i Khazaru został zrujnowany. Konwencjonalne wojska i niezależne starania na nic się zdały. Tenchi stało już na krawędzi zagłady, kiedy Jeral pojawił się ponownie. Zaproponował to samo, co przedtem. Pierwszy zgodził się Khazar i nie trzeba było długo czekać, żeby reszta podążyła za jego przykładem. Zaczął się werbunek. Miała pójść cała ówczesna Maga, generałowie i wszyscy inni z największym potencjałem. W sumie dwanaście osób, w tym oczywiście stary szaman i ja. Nazwał nas Eirei.
- Tak po prostu zostawiłeś gang i poszedłeś?
Coltis nie był przekonany.
- A jaki miałem wybór? Tylko obecność wszystkich dwunastu wytypowanych przez Jerala dawała gwarancję sukcesu. Zresztą, gdyby całe Eirei wtedy poszło, nie byłoby problemu i nie musielibyśmy teraz rozmawiać.
- Ktoś się wyłamał? - Podsunął Genkaku.
- Ktoś się dał zabić. Nagijski członek Magi stracił życie zanim zdążyliśmy się zebrać. To potężny cios, ale nie było czasu na dodatkowy nabór, dlatego wyruszyliśmy w jedenastu. Nie wiem jak teraz, ale kilkanaście lat temu Maga znaczyła bardzo dużo. Fuuma też do niej należał. Całe szczęście, że daliśmy radę. Akuma został odesłany, ale wyrwa w rzeczywistości pozostała. Jeral wraz z innymi szamanami wznieśli potężne bariery ochronne nad całym kontynentem, który teraz nosi miano Czerwonego. Od wewnątrz mieliśmy ich pilnować my, a od zewnątrz Manitou. Nic nie mogło wyjść, ani wejść. Wytłumaczono nam, że z perspektywy Tenchi cały obszar stał się paradoksem. Do opinii publicznej przekazano, że w wyniku bombardowania okolica przekształciła się w radioaktywne pustkowie. Logiczne, więc nikt nie zadawał zbędnych pytań.
- To pewnie stąd te zaginięcia samolotów latających nad Zatoką Szpona przy Pustyni Rozpaczy - rzucił ktoś z tyłu.
- Bardzo możliwe. Na kontynencie wytworzono także czerwoną mgłę, mającą drastycznie osłabiać Akuma, które dotarłyby do nas w przyszłości. Nie powiem, bo wielokrotnie uratowało nam to życie. Niestety przez jedenaście spędzonych tam lat nie mieliśmy ani jednej okazji, żeby uzupełnić brak w szeregu. Powoli, ale nieubłaganie nasza sytuacja ulegała pogorszeniu. W końcu stało się. Niecały tydzień temu jeden z tych skurczybyków przedarł się na zewnątrz. Tylko mi tu nie panikujcie. Pozostali Akuma nieźle się napocili, żeby wyprawić swojego ziomka. Dzięki temu, że przegraliśmy jedną bitwę, mamy szansę wygrać wojnę. Jeral uznał, że osłabienie wroga to najlepszy moment, by odnowić pierwotną siłę Eirei. Ja zostałem wytypowany na rekrutującego, bo mam numer jedenaście, czyli pod względem Douriki jestem najsłabszy z całej grupy. Nie mogę tu jednak zabawić dłużej niż kilka tygodni. W tym czasie chciałbym przygotować świat na nadchodzącą konfrontację i zabrać ze sobą najsilniejszego wojownika. To moja główna misja.
- Czyli w każdej chwili może nas zaatakować stwór z innego wymiaru? - Wtrącił się niespodziewanie milczący dotąd Khazarczyk, Twitch.
- Żeby prześliznąć się przez barierę nad Czerwonym Kontynentem, Akuma musiał zrzucić cielesną powłokę. Minie trochę czasu, zanim znajdzie sobie nową. Macie co najmniej dwa miesiące.
- Jest jakiś sposób na jego rozpoznanie? - Zainteresował się Coltis.
- Będziesz wiedział, kiedy go spotkasz. Oni różnią się między sobą. To jakaś pokręcona rasa. Według teorii Jerala, pomimo że teraz uchodzą za przybyszów, oryginalnie wywodzą się z Tenchi. Opuścili nasz świat w czasach poprzedzających wykształcenie gatunku ludzkiego. Są spore szanse, że to nasi biologiczni przodkowie. Istnienie nadludzi stanowi silny argument w tej sprawie.
- Mogą więc wyglądać jak my?
Twitch z minuty na minutę robił się coraz bardziej niespokojny.
- Swoje pierwotne formy odrzucili dawno temu. Na Czerwonym Kontynencie walczymy z prawdziwymi potworami, ale ten, który się przedostał prawdopodobnie zrekonstruuje ciało według oryginalnego wzorca. Może być więc dość... humanoidalny. Niemniej z całą pewnością będzie się wyróżniał.
- Jak przyjdzie potwór, możemy poświęcić mu Khazar. Może się zadowoli - zażartował Drax.
- Nie wiesz o czym mówisz, chłopaczku. Szamani są bardzo skuteczni w walce z tym cholerstwem, dzięki niezwykłemu stanowi symbiozy, w jakim żyją. Wolne Manitou bardzo łatwo dostają się pod wpływ Akuma, ale te, które zawczasu weszły w ludzkie ciało wydają się całkowicie odporne. Nadludzie też nie są najgorsi, bo jak tamci posługują się Haki. Sprytne głowy mogą to wykorzystać na korzyść. Największy problem jest z zealotami. Wprawdzie Jeral tego nie potwierdził, ale istnieje opinia, że ich moce pochodzą wprost od jedynego Akuma, który nigdy nie opuścił naszego świata, Lumena!
- Bluźnisz! - Krzyknął Coltis. - Babilon od początku swojego istnienia prowadzi badania nad Lumenem!
- To tylko opinia, ale uznałem, że powinniście ją znać. Sami zdecydujecie, czy w nią wierzyć, czy nie. Mam wam jeszcze jedno do przekazania, więc powstrzymajcie się z wybuchami oburzenia. Nie bez powodu interesowało mnie, kim jesteście. Zanim opuściłem Czerwony Kontynent, zostałem poproszony przez kilku towarzyszy broni o sprawdzenie, czy najbliżsi, których pozostawili na Tenchi wciąż żyją. Większość zarzekała się, że jeśli zagrożę bezpieczeństwu niewinnych, ich podopieczni jako pierwsi przybędą na ratunek. Ba, niektórzy byli święcie przekonani, że zakwalifikują się nawet do rekrutacji. Jakże wielkie będzie ich rozczarowanie, kiedy wrócę. Aż nie mogę się doczekać widoku ich min. Fuuma, Jintora, Galahad, Nike. Coś wam świta?
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że mój mistrz, Galahad... - zaczął Coltis.
- Dokładnie to chcę powiedzieć. Wasi rodzice, nauczyciele, opiekunowie, czy cokolwiek tam jeszcze chcecie, nie zniknęli bez powodu. To członkowie Eirei, którzy odeszli z nadzieją, że dorośniecie i kiedyś będziecie mogli im pomóc. Niestety nie sprostaliście oczekiwaniom. Żaden z was nie był w stanie wytrzymać mojego uwolnionego Douriki, nawet Fuuma-nie-Fuuma.
Genkaku odchrząknął.
- A ty, no... Asuman.
- Atsushi - poprawił Coltis.
- Tak, tak, Asuman. Ty i ten w dredach jesteście chyba największym rozczarowaniem. Galahad i Nike niczego was nie nauczyli? Żałosne. Kogo mamy dalej? Tora. Tatuś się za tobą nie stęsknił, bo nie miał do przekazania żadnej wiadomości, tylko coś dla gościa o imieniu Raphael. Teraz nie dziwię się dlaczego.
- Więc Galahad żyje i walczy u boku Jerala - podsumował pogrążony w myślach Coltis.
- Tak, żyje i ma się dobrze. Jest numerem sześć. Pomimo idiotycznych zasad, według których żyje, jest całkiem potężny.
- Potężniejszy od ciebie - zadrwił oX.
- Nie sugeruj się, szczylu. Eirei zawdzięczają swoje pozycje wyłącznie pokładom Douriki. W prawdziwej walce liczy się o wiele więcej.
Shion odchrząknął i przemówił donośniejszym głosem.
- Macie czas, żeby to wszystko przemyśleć. Odchodzę teraz, ale z niektórymi z was spotkam się ponownie. Poinformujcie swoich mocodawców, że zbliża się wojna. Lepiej odłożyć wszelkie waśnie na bok, do czasu aż sytuacja zostanie opanowana. Bywajcie.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 26