1 odpowiedzi w tym temacie |
*Lorgan |
#1
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 05-02-2015, 22:40 [Lokacja] Laboratorium -00-
|
Cytuj
|
Autor: Kalamir
Komandor Kalamir przeglądał raporty z roku 1533, porównując je z tymi z 1547-go. Nie chciał zdradzić o co chodziło, na szczęście udało mi się przeczytać kilka stron ukradkiem. To była jakaś placówka naukowa operująca w tamtym okresie. Wojna z Babilonem dawała się we znaki, w Sanbetsu wytwarzali coraz więcej broni, więc oczywiście nasi też musieli coś planować. W zapiskach były jakieś nieprawidłowości. Coś o tym, że laboratorium nie udało się go zniszczyć przez trzęsienie ziemi i że doszło do skażenia. Tej samej nocy dowódca wybrał się na miejsce odrzutowcem. Wziął ze sobą oddział komandosów i dwa dni błąkał się po kanałach. Kiedy znaleźli porzucone korytarze pod nimi, wszyscy myśleli że to już koniec. Niestety, on kazał szukać dalej. Za kolejne dwadzieścia godzin znaleźli śluzę, jak do schronu atomowego. Kalamir użył tych swoich dziwnych mocy i już wiedział, że będą kłopoty. Kazał rozstawić się przy wejściu, a następnie wszedł do środka tylko z jednym podkomendnym. Czekaliśmy w prowizorycznym obozie, mając do towarzystwa kilkusetletnie trupy. Wrócili po dziesięciu godzinach, nieśli ze sobą metalową skrzynię z jakimiś chemikaliami. Byli ranni i przemęczeni, może też przerażeni. Zakazali o tym mówić, a nawet spisywać raportu. Do dzisiaj nie wiem, czy to była oficjalna misja. W każdym razie jeden z naszych odszedł później z wojska. Został najemnikiem i szwendał się z grupą wagabundów. Słyszałam, że udali się do tego laboratorium... Później nie słyszałem o nich już nic. Tamta skrzynia? Nie wiem co się z nią stało.
***
Kiedy zealoci ze Szkarłatnych Płaszczy spalili Zoril, cesarz Derek II Waleczny sprzeniewierzył się wszystkim zasadom jakie rządziły jego życiem. Ignorując sprzeciw rodzin szlacheckich oraz dowódców armii, przystał na propozycję sztabu nagijskich naukowców, którzy pracowali nad stworzeniem formuły super żołnierzy mogących mierzyć się z magią wroga. W pełnej tajemnicy pod zgliszczami Zoril utworzono nowoczesną placówkę badawczą, gdzie przeprowadzano eksperymenty łamiące wszelkie normy etyczne. Kontrolę nad rozległym kompleksem sprawowała pozbawiona skrupułów grupa autorytetów z dziedziny bioinżynierii, chemii i medycyny. Z początku efekty były znikome, jednak po kilku latach udało im się wyhodować zmutowane ogary bojowe o niesamowitym potencjale. Kolejne twory były coraz bardziej groteskowe i odrażające, jednak co jakiś czas trafiały się okazy godne uwagi. Ostatecznie przekazanie technologii nadludzi przez Sanbetsu dla Nag doprowadziło do zamknięcia projektu. Dekret cesarski nakazywał zalanie obiektu betonem, jednak niespodziewana awaria doprowadziła do skażenia całej strefy, a towarzyszące jej trzęsienie ziemi zapieczętowało wszelkie drogi prowadzące do środka.
Dzisiaj Zoril posiada nową sieć kanałów i mało kto pamięta o starych tunelach znajdujących się pod nimi. Na skutek niefortunnych wydarzeń wejście do laboratorium zostało jednak odblokowane. Głupcy, którzy zapuściliby się tam w celu zrabowania eksperymentalnych chemikaliów, szybko odkryją, że podziemia wykształciły własny ekosystem opierający się na wynaturzonych istotach, które prawie sto lat temu miały posłużyć jako żywa broń na froncie. Co gorsza, jeśli ktoś przyjrzy się okolicy bacznym okiem, dostrzeże że ktoś opiekował się aparaturą przez cały ten czas... |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»oX |
#2
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740 Wiek: 33 Dołączył: 21 Paź 2010 Skąd: Wejherowo
|
Napisano 12-02-2015, 17:09
|
Cytuj
|
* * *
Życie w Damarze toczyło się dalej. Mało kto pamiętał o tragedii sprzed kilku tygodniu. Mieszkańcy zajmowali się uprawami, bydłem i samym sobą. Na pobliskim cmentarzu obecna była jedna osoba, klękająca nad masowym grobowcem i nie przejmująca się panującymi warunkami pogodowymi. Deszcz wyjątkowo dawał się we znaki, zalewał piwnice i tworzył spore kałuże na gruntowych drogach. Nie przeszkadzało to w rozmowie z ciałami zakopanymi kilka metrów pod ziemią.
- Przyjdzie czas, kiedy was pomszczę. Obiecuję. – Chris Murphy, Rycerz Cesarstwa Nag, spojrzał ostatni raz na tablicę cmentarną, po czym wstał i odszedł nie odwracając się za siebie. Udał się do swojego mieszkania, zrzucił z siebie mokre ciuchy i położył na łóżku. Musiał zebrać myśli i odpocząć. Drzemkę przerwała wibracja telefonu, którą z początku zignorował. Nie chciał z nikim rozmawiać, jednak telefon nie przestawał dzwonić.
- Tak?
- Cholera, Chris, telefon się odbiera!
- Kto mówi?
- Corvus Corax, pamiętasz mnie? Zresztą nieważne, stało się coś strasznego, a ja jestem na misji i nie mogę nic poradzić. Pomożesz mi? Albo raczej mojemu szwagrowi, gdzieś zniknął! Siostra wydzwania do mnie cała przerażona. Mathias prowadził jakieś śledztwo, wspominał coś o starych tunelach, eksperymentach, nie wiem! Zajmiesz się tym?
- Gdzie prowadził to śledztwo?
- W Zorilu, gdzie indziej! Mogę na ciebie liczyć?
- Możesz. Pomogłeś mi, ja pomogę tobie. Zajmę się tym, bez odbioru.
Całkiem możliwe, że Corvus coś jeszcze krzyczał do słuchawki, jednak nie doszło to do uszu Chrisa. Odłożył telefon na stolik i wziął się za pakowanie plecaka, czyszczenie broni i wymarsz. Nie miał na to ochoty, ale odpędzi od siebie myśli o zamordowanej rodzinie.
* * *
Podróż do Zorilu nie trwała długo, głównie z tego względu, że Murphy spał przez większość czasu. Działał na własną rękę, więc na pomoc przełożonych nie mógł liczyć. Zameldował się w pobliskim hotelu, gdzie zostawił większość bagaży. Po odświeżającym prysznicu przywdział cywilne ubrania i za pasek schował jedynie pistolet i nóż. Nigdy nie wiadomo jakie niebezpieczeństwo może czyhać za zakrętem. Corvus nie przekazał mu wielu informacji, jedynie coś o tunelach i eksperymentach. Nie marnując czasu udał się do najbliższej biblioteki i wypożyczył kilka książek o historii miasta, a w urzędzie przestawił się jako potencjalny inwestor i poprosił o plany i mapy Zorilu. Nie spodziewał się, że tak łatwo mu pójdzie, bowiem kłamstwem posługiwał się rzadko.
Historia miasta nie należała do najciekawszych, przynajmniej dla Rycerza. Doczytał się, że za czasów panowania cesarza Dereka II Walecznego miasto zostało spalone przez zealotów. Odpowiedzialna była za to grupa Szkarłatnych Płaszczy. Murphy uznał, że nie ma sensu wciągać się za bardzo w te opowieści i zamknął kolejną książkę. Przysunął bliżej plany miasta i przyjrzał się licznym tunelom rozciągającym się na całą długość i szerokość mapy. Przeszukanie ich zajęłoby zbyt wiele czasu, którego zapewne Mathias nie miał. Trzeba było znaleźć inny sposób.
- Witam inspektora Reinharda, mogę zająć chwilę?
- Murphy? Myślałem, że się już do mnie nie odzywasz po ostatnim.
- Taki miałem plan, ale obecna sytuacja zmusiła mnie do zmiany podejścia. Potrzebuję pomocy.
- Czego potrzebujesz?
- Akt policji w Zorilu o sprawie zniknięcia sierżanta Mathiasa.
- Od kiedy wchodzisz w drogę policji?
- Czy to ważne? Próbuję uratować dupę dobremu człowiekowi, bo policji raczej się to nie uda. Obaj o tym wiemy. Jesteś w stanie to załatwić?
- Po wszystkim nie będę musiał odprowadzić cię w kajdankach przed sąd? Znowu..
- Chyba nie. Nikt nie dowie się, że tu byłem.
- Zobaczę co da się zrobić.
* * *
Reinhard zadziałał szybciej, niż można by się tego spodziewać. Świeżo wydrukowane akta trwającego śledztwa spoczywały w rękach Murphy’ego, który z uwagą czytał każdą linijkę. Mathias prowadził dochodzenie w sprawie sześciu zgonów. Wszystkie ciała odnaleziono w Zorilskich tunelach, były zmasakrowane i częściowo zjedzone. Dziwne było to, że do akt nie dołączono dowodów zdjęciowych. Ostatnia część raportu mówiła o tym, że sierżant Mathias udał się w miejsce zbrodni i na własną szukał poszlak. Dwadzieścia cztery godziny później został uznany za zaginionego. Wielokrotne przeszukanie tuneli na nic się zdało. W miejscu, gdzie niegdyś spoczywały ciała nie było żadnych poszlak ani śladów. Przeszukano wszystko wzdłuż i wszerz, nie znajdując nic. Śledztwo stanęło w miejscu. Murphy’emu nie pozostało nic innego, jak samemu przyjrzeć się całości. Zapakował wszystko co potrzebne, łącznie z wyposażeniem bojowym i ruszył na poszukiwanie znajomego.
Dzięki mapie łatwo odnalazł najbliższe wejście do podziemi i stamtąd udał się w stronę miejsca zbrodni. Na szczęście nie było zbyt oddalone, czterdzieści minut spokojnym krokiem od wejścia. Smród dawał o sobie coraz bardziej znać. Zapach zgnilizny, uryny i ekskrementów wywoływał odruchy wymiotne. Murphy co jakiś czas zakrywał nozdrza, aby nie zwrócić posiłku, oznaczył miejsce zbrodni zielonym lightstickiem i ruszył dalej. Latarką przy karabinie oświetlał sobie drogę, która z każdym kolejnym krokiem stawała się coraz gorsza. Nie był w swoim żywiole… Las, pachnące drzewa, zarośla, czy też rośliny zostały wymienione na szlam, błoto i smród. Poruszał się według mapy, jednak nic nie znajdował. Minęło wiele godzin od wejścia, więc zmęczenie i znużenie dawały o sobie znać. Wyłączył latarkę, zdjął z siebie plecak i dziękował niebiosom, że zabrał ze sobą kuchenkę polową i racje żywnościowe. Po zjedzeniu i wypiciu kawy ruszył dalej, a raczej tak myślał. Zapach posiłku rozciągnął się po tunelach i przywołał nieproszonego gościa. Murphy w ostatniej chwili dobył noża i dźgnął bestię w gardło. Nie był to ani dziki pies, ani wilk, ani nic, co widział w swoim krótkim życiu. Kapiąca ślina, czerwone oczy, wystające kły, o wiele dłuższe niż u znanych gatunków, masywna budowa ciała i długie pazury. Wyglądał jak nasterydowana kombinacja wilka, psa i dzika. Gdy zaświecił na bestię latarką ujrzał krew… a raczej gęsty płyn wydobywający się z gardła potwora. Jak krew może mieć zieloną barwę? Szczęście było takie, że mutant zostawił za sobą ślady, za którymi Rycerz podążył. Odpowiedź była bliżej, niż sądził.. Idąc rozglądał się za ukrytymi pomieszczeniami lub przejściami na bocznych ścianach. Nie pomyślał, że coś może być pod nim. W momencie, kiedy urwały się ślady przypomniał sobie o podpaleniu miasta. Wcześniej uznał to za nieistotny fakt, ale teraz wpadł na pomysł, że sieć tuneli w jakich obecnie przebywa nie jest jedyna… co jeśli pod nim rozciągała się kolejna? Drugą opcją było to, że bestia potrafiła się teleportować, ale najpierw myślał logicznie i przyłożył rękę do dna. Widoczność była ograniczona, a nad dnem płynęły ścieki, więc lepiej trafić nie mógł. Nie minęło wiele czasu, aż koniuszkami palców wymacał coś na rodzaj uchwytu. Nie należał do najsłabszych, ale mimo wszystko miał problem z uniesieniem wieka. Na pierwszy rzut oka przypominało to wejście do schronu, jednak… kto trzymałby w schronie takie bestie? Najważniejsze – kto wypuścił z tego „schronu” to stworzenie? Murphy zadrżał na myśl o tym, co może tam znaleźć. Zeskoczył niżej na mokrą posadzkę, ponownie oznaczył teren lightstickiem, zamontował tłumik do karabinu i ruszył do przodu. Zdziwienie rysowało się na twarzy Murhy’ego od momentu, kiedy ciemność została zastąpiona światłem z licznych lamp, a smród przekształcił się w zapachy chemikaliów. Liczne regały, a na nich jeszcze więcej fiolek i innych szklanych przedmiotów. Niektóre zawierały płyny o różnych kolorach, a jeszcze inne… narządy. Nie zatrzymując się kroczył przed siebie, lustrując wszystko dookoła. Po kilku minutach trafił do innego pomieszczenia. To przeraziło go najbardziej. Znalazł Mathiasa, jednak nie był pewien, czy żywego. Leżał na szklanym stole, podłączony do aparatury medycznej. W ciało wbitych było wiele igieł, wszystkie od stojących obok kroplówek.
- Widzę, że mamy gościa… Nadczłowiek… Jeszcze lepiej… Będziesz idealnym materiałem do zbadania.. Proszę, nie ruszaj się.
- Kim jesteś? – Rycerzowi odpowiedziała jedynie cisza. Głos wydobywał się z głośników rozmieszczonych w sali i nie sposób było określić położenia mówcy. Czujnym okiem Murphy dostrzegł trzy kamery umieszczone pod sufitem. Nie wiedział ile czasu zyska, ale musiał ryzykować. Trzy precyzyjne strzały i właściciel laboratorium na chwilę stracił go z oczu. Szybko, lecz starannie wyciągał igły z ciała znajomego policjanta i próbował go obudzić. Bez skutku. Nie obędzie się bez dodatkowego balastu, pomyślał. I problemów.
- Grrrr…. Grrrr…. Grrrr…
- Cholera, Mathias, obudź się. Mamy towarzystwo!
Mathias jednak nie wykazywał chęci na opuszczenie krainy snów, więc Chris skazany był na siebie i swoje umiejętności. Wpatrywały się w niego cztery bestie, większe niż ta z kanałów. Zbliżały się powoli, powarkując i szczerząc kły. Zanim ruszyły z całą prędkością Murphy ustrzelił jednego, prosto między oczy. Drugi zrobił unik i kula jedynie go drasnęła. Na szczęście moc nadczłowieka pozwoliła go sparaliżować na pięć minut, więc zostały tylko dwa, będące coraz bliżej. Jeden doskoczył na tyle blisko, aby ugryźć Rycerza w nogę, drugi zaś zrobił większe koło i szykował się do ataku zza pleców. Mathias stał się dodatkowym ciężarem, który w dodatku trzeba chronić, więc Murphy miał ograniczone ruchy. Plusem okazał się dobór wyposażenia. Szybkim ruchem wyjął krótką broń z kabury i ustrzelił tego przy nodze, odwrócił się, ale było już za późno. Bestia skoczyła na klatkę piersiową i przewróciła Nagijczyka, który jedną ręką złapał ją za gardło i próbował odsunąć od siebie, a drugą dobrze wycelować. Pierwsze nawet się udało, jednak z drugim już był problem. Sufit dorobił się kilku nowych dziur po kulach, a bestia wciąż napierała. Murphy z trudem odepchnął ją na tyle, żeby mieć dwie wolne ręce i złapał mocniej, tym razem za pysk i gwałtownym ruchem skręcił kark. Ciężko dysząc podniósł się i złapał Mathiasa mając nadzieję, że zdąży z nim uciec. Pamiętał drogę do wyjścia, więc zaoszczędził sporo czasu. Ze strachem szedł przed siebie lekkim zygzakiem, trzymając wciąż nieprzytomnego policjanta. Za sobą słyszał pojedyncze powarkiwania, a także coś, co przypominało ludzką mowę. Przyspieszył i nie odwracał za siebie. Wyjście nie było takie proste, ponieważ musiał wdrapać się na górę razem z Mathiasem. Stwierdził, że ten i tak raczej się nie obudzi, więc obwiązał wokół jego ciała kilka mocnych linek i najpierw wszedł samemu na górę, a następnie wciągnął policjanta do góry. Nie miał wyjścia i musiał zignorować kilka uderzeń głowy o ściany. W końcu się udało i dwójka była już w śmierdzących tunelach. Niecałą godzinę później wyszli (jeden o własnych siłach, drugi o cudzych) na powierzchnię i odetchnęli świeżym powietrzem. Chris zadzwonił najpierw po karetkę, a później do Corvusa. Zniknął zanim przyjechały odpowiednie służby, bowiem nie chciał być kojarzony z tą sprawą.
- Murphy, udało się?! Co z Mathiasem?! Żyje?!
- Wychodzi na to, że tak, ale nie wiem co mu jest. Został nafaszerowany lekami.. albo czymś tam innym. Lekarze skontaktują się z twoją siostrą, zostawiłem przy nim karteczkę z opisem co widziałem i do kogo mają dzwonić.
- Gdzie go znalazłeś? Faszerowany? O czym mówisz, kurde!
- Nie chcę o tym rozmawiać… nigdy.
* * *
- Jeszcze się spotkamy, panie Murphy. Mam nadzieję, że dosyć szybko. Bardzo ciekawy z pana okaz, oj bardzo… Udało się panu pokonać kilku moich pupili. Przy następnym spotkaniu zapewnię lepsze wrażenia… i położę pana na mój stolik operacyjny. Nikt nie usłyszy pana krzyków, a krew zniknie w ciemnościach. |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|