Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 1] Coltis vs NPC (Kurokari) - walka 1
 Rozpoczęty przez RESET2_Coltis, 21-12-2014, 21:20
 Przesunięty przez Lorgan, 04-02-2015, 00:11

2 odpowiedzi w tym temacie
RESET2_Coltis   #1 


Poziom: Ikkitousen
Posty: 91
Dołączył: 08 Lis 2015

Coltis 1500道力
Kurokari 1200道力


Żeby ukończyć swój kolejny czar, Blight potrzebował treningu. Dokładniej mówiąc – solidnego wycisku. Galahad wspominał często, że to pomaga oczyścić umysł. Ostatni element skomplikowanej układanki nie chciał wskoczyć na miejsce. Cały magiczny wzór istniał już w umyśle zealoty, inkantacja także była gotowa. Brakowało jedynie punktu skupienia. Wertowanie ksiąg po pewnym czasie przestaje pomagać i przyprawia tylko o ból głowy. Blight miał niezwykłe zdolności, wrodzony talent – przynajmniej tak mawiał mistrz oraz ojciec Matel. Właśnie dlatego nie mógł pozwolić sobie na wykorzystywanie niekompletnego zaklęcia. Zmarnowałby wtedy jego pełny potencjał. Siedział teraz na kanapie ze Stingbee, a jego myśli krążyły wokół zealoty, z którym miał się niedługo zmierzyć.
- Praktycznie niewiele o nim wiadomo. Słyszałem, że nie lubi Sanbetów, a może to oni jego. Ciężko powiedzieć. On sam milczy na ten temat, zresztą jak na wszystkie inne.
- Prawdopodobnie jest niemową, Matel coś o tym wspominał. Mówiłeś, że jak się nazywa? - zapytała dziewczyna.
- Kurdupelek.
- Ah, Kurokari – przypomniała sobie Stingbee, nie reagując na kiepski żart kolegi. - No to powodzenia. Pytałeś może Yuujirou o tą lukę w formule?
- Potrafię ukończyć swoje zaklęcie, nie bój się o to. Poza tym Shibari ma teraz ważniejsze sprawy.
Lolita uniosła brew w niemym pytaniu.
- Chyba codziennie mijasz arkadyjskiego Anioła Pojednania, jeśli akurat nie jesteśmy na misji, prawda?
- Prawda, ale jaki to ma związek z Shibarim?
- Może jest z niego magiczne beztalencie i w życiu nie użył prawdziwego zaklęcia, ale na rzeczach nadprzyrodzonych zna się jak mało kto. Nasz przyjaciel chce odszukać istotę, której ten pomnik zawdzięcza swoją nazwę.
- Przecież to...
- Tylko mit? Nigdy nie mów "nigdy", Pszczółko. Tabu coś wywęszył i właśnie nad tym pracuje. Pora żebym i ja zabrał się do roboty.

***

Człowieczek, którego Atsushi opisał poprzedniego dnia swojej towarzyszce, stał już przy wejściu na arenę. Zgodnie z oczekiwaniami przywdział biały płaszcz, spod którego wyzierała nieprzenikniona ciemność. Żadnej twarzy – tylko czarna plama zakryta kapturem. Czekał na przeciwnika w kompletnej ciszy, po drugiej stronie bogato zdobionej kolumnady. Oparł się o kamienną ścianę, zbudowaną z wielkich bloków piaskowca,. Gdy tylko zauważył nadchodzącego Blighta, ruszył z miejsca, jakby od dawna planował wyjść. Wskazał na nadgarstek i zakręcił palcem, a potem rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
- Nie masz czasu, tak? Ciekawe.
Kurokari skinął głową. Bez słowa przeszedł obok. Niespodziewanie nacisnął znaną sobie płytkę na rzeźbionej kolumnie, po czym wrota z obu stron korytarza zostały zatrzaśnięte, a podłoga rozwarła się pod stopami wojowników, rozpoczynając pojedynek.

***

Atsushi myślał, że walka odbędzie się na arenie za drzwiami. Wejście na plac boju było jednak znacznie ciekawsze i bardziej bolesne niż sądził. Wstał, rozmasowując obite łokcie. Korytarz w którym wylądowali z przeciwnikiem sprawiał wrażenie ciasnego. Panował tu półmrok, więc minęła chwila nim oczy odzyskały pełną sprawność. Tuż pod zamkniętym przed sekundą sufitem, rysowała się wyraźna linia białego światła, dająca pojęcie o konturach całej konstrukcji. Wąskie kamienne przejście stanowiło część większego tworu. Blight w końcu spojrzał przed siebie, szukając oponenta. Kurokari stanął tuż przed nim i zadzierając lekko głowę wpatrywał się w Blighta. Prawdopodobnie. Nie sposób było stwierdzić na co kieruje wzrok, gdyż pod kapturem znajdywała się jedynie głęboka czerń. Ten sam kolor nagle ogarnął wszystko dookoła. Zapadła ciemność, jak w isztarskich katakumbach.
- Ty mały spryciarzu – szepnął Atsushi z uznaniem i dźgnął przed siebie dwoma palcami, w nadziei że trafi przynajmniej w okolice twarzy. Spudłował. Niski zealota odsunął się na bezpieczną odległość. Być może nawet rechotał teraz w duchu. Labirynt wciąż pozostawał cichy niczym wnętrze grobowca. Z lewej zabrzmiał odgłos podeszwy buta trącej o ścianę. Blight instynktownie osłonił głowę. Chwilę później poczuł kopnięcie, wzmocnione dzięki sile odbicia i poprawione kolejnym z obrotu. Przeciwnik wylądował lekko na posadzce, po czym szybkim podcięciem powalił na nią Atsushiego. Zamierzał doskoczyć, dobić, zakończyć walkę, lecz ciemność poinformowała go o próbie uderzenia pięścią. Czar, który pozbawił oponenta wzroku, był jednocześnie dodatkowym zmysłem, sprawiającym, że Kurokari doskonale orientował się w tej nieprzeniknionej czerni. Stanął w pół kroku, pozwalając ręce Blighta trafić w powietrze. Spod ziemi wyrosło coś wielkiego i naśladując chybiony cios uderzyło małego zealotę w tors. Na moment stracił dech. Nie sądził, że elegancik w garniturze będzie radził sobie tak dobrze walcząc na ślepo. Do tego miał parę asów w rękawie. Kurokari walczył na arenach już od dawna, można było usłyszeć to i owo o jego zaklęciach oraz sposobie walki. Sam za to często stawał naprzeciw ludzi, o których miał blade (jeśli jakiekolwiek) pojęcie. Wiedział o osiągnięciach Blighta podczas słynnej wielkiej ucieczki profesora Higamoto, więc przygotował się na ewentualny atak podrabianej dżumy, lecz nagłego przywołania magicznej konstrukcji nie przewidział. Cokolwiek to było, niemal uszkodziło mu żebra, a posiadał przecież solidny pancerz z cienia. Znikoma wiedza o możliwościach przeciwnika mogła go wiele kosztować, ale na szczęście tamten nie miał pojęcia, do czego zdolne jest obecne pole bitwy. Mały gladiator odbył w Wieży tyle walk, że znał większość aren na pamięć. Za pięć sekund, jeśli dobrze wyliczył, nastąpi zmiana. Jeśli Blight przyzwyczaił się już do walki w nieprzeniknionej ciemności, to czeka go niespodzianka.

***

Całun mroku spowijający przestrzeń wokół Kurokariego nagle został uniesiony. Atsushi odzyskał wzrok i dojrzał rywala chwiejącego się jeszcze po ostatnim celnym uderzeniu. Uśmiechnął się pod nosem. Najwidoczniej ten mały człowieczek musiał być mocno skupiony, by utrzymywać swoją zasłonę. To mogło ułatwić sprawę. Niski zealota jakby odgadł myśli przeciwnika, potrząsnął głową w zaprzeczającym geście. Wskazał palcem w górę, tam gdzie rysowały się słabo oświetlone kontury pomieszczenia. Blight odruchowo spojrzał i w tej chwili nastąpiła eksplozja jasności, mająca swoje źródło właśnie pod sufitem. Wyryte w nim starożytne runy rozjarzyły się oślepiająco. Gałki oczne zapłonęły od bólu.
Przeciwnik nie tracił czasu i zaatakował z werwą. Rękawy jego płaszcza furkotały od szybkich uderzeń, a niewielkie stopy co chwilę odrywały się od ziemi, by obić Atsushiemu piszczele. W końcu poczuł na nadgarstku mocny chwyt. Przekrzywił głowę, mimowolnie okazując zdziwienie. Wyszarpnął się z uścisku, co przyszło mu podejrzanie łatwo. Odskoczył więc i oczekiwał na atak z zaskoczenia, albo jakąś sztuczkę. Rywal otworzył przekrwione oczy, uśmiechnął się zadowolony, a później przedrzeźniająco wskazał palcem podłoże. Spod stóp Kurokariego rozciągała się posadzce siatka pęknięć. Z każdym krokiem kamień kruszał lub ścierał się w pył. W końcu mały zealota poczuł nieprzyjemne swędzenie w nogach, doprawione wrażeniem wbijających się w skórę igiełek. Miał na sobie płaszcz utkany z cienia, który chronił go nawet przed dotkliwymi ciosami, lecz czymkolwiek władał teraz Blight – wdzierało się pod osłonę. Nieprzyjemny zapach potwierdził to, co podpowiadała sława harskiej dżumy. Dolne kończyny najzwyczajniej w świecie zaczęły mu gnić, jakby był trupem od jakiegoś czasu. Problem w tym, że wciąż żył i odczuwał każdy etap tego procesu, przebiegającego w przyspieszonym tempie. Zachwiał się, ledwie utrzymując równowagę.
- Daję tobie wspaniałe trzy minuty, w których poznasz uroki bycia trędowatym – złowieszczo zakpił Atsushi. Kurokari zrozumiał, co to oznacza. Rozsiewający skażenie mag zamierzał wykończyć go nim zaklęcie przestanie działać. Jedyną szansą było wyłączyć światło i uderzyć ze wszystkich sił, które niestety bardzo szybko uciekały.
***

Blight nie widziłał zupełnie nic, nawet czubka własnego nosa. Słyszał za to dość dobrze dźwięk cieczy kapiącej na podłoże. Kurokari zapewne ślinił się teraz jak wściekły pies i co chwilę spluwał krwią. Jego ruchy niewiele straciły na szybkości, do tego wciaż były precyzyjne, na ile pozwalał obecny stan organizmu, lecz z każdą sekundą zakapturzony zealota słabł. Atsushi pozwolił mu wyprowadzić parę celnych ciosów. Bolało, jednak dawało pojęcie o obecnej pozycji przeciwnika. Wiercił się jak robak nadziany na haczyk. Po odparciu ataku z lewej strony Blight szykował się na kolejny. Nie wiedział skąd nadejdzie, ale z premedytacją wystawił plecy, obracając się w kierunku wcześniej namacanej ściany. Gladiatorowi kończył się czas. Złapał przynętę. Wystarczył szybki ruch nadgarstka, by uwolnić dawkę wewnętrznej mocy w miejscu, gdzie zamierzał uderzyć. Słup energii wystrzelił spod ziemi dokładnie w momencie, gdy Kurokari się zbliżył i przeszył go na wylot, paraliżując każdy obolały mięsień na jedną krótką chwilę. Blight klasnął w dłonie. Po chwili dwie olbrzymie ręce wyrosły ze zniszczonej posadzki. Uderzyły z obu stron i sprasowały małego zealotę tak mocno jak tylko się dało. Na arenie zamiast ciemności zapanował półmrok, taki sam jak na początku starcia.

***

Lolita czekała przy wyjściu, oparta o kamienny filar. Drzwi naprzeciwko rozsunęły się łagodnie, ukazując kręte schody, po których wspinał się jej kompan. Na rękach niósł bezwładne ciało zawinięte w jasny płaszcz. Kaptur naciągnięty był na twarz.
-Widziałeś jak wygląda? - zapytała dziewczyna.
-To nieistotne – padło w odpowiedzi. Atsushi położył przeciwnika na kamiennej ławeczce pod ścianą. - Już wiem co muszę zrobić z tym zaklęciem.
-Hmm?
-Musi działać szybciej. Odpalę wszystkie sekwencje naraz.

W uśmiechu Blighta było w tym momencie coś szalonego. Bardziej niż zwykle.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #2 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Coltis – Słabiutka walka. Zrobiłeś jakby wycinek większej opowieści, koncentrujący się na praniu po gębach. Jasne, wspomniałeś o zaklęciu, żeby nadać jakiś rys fabularny, ale był on raczej poboczny. Pojedynki w Wieży Babel nie są organizowane po to, by jakiś żółtodziób mógł znaleźć inspirację. Warsztatowo również nie było kolorowo - wepchnąłeś podmiot do 90% zdań, narażając się na liczne powtórzenia i kalecząc przekazywane informacje w każdym akapicie. W moim odczuciu zasłużyłeś na nie więcej niż 5/10, czyli uczciwą przegraną. Nie chciałem być jednak katem od jedynej oceny, dlatego zaczerpnąłem opinii kolegi z pracy. Na twoje szczęście był zdania, że powinienem cię "puścić", dlatego tak właśnie zrobię. Pierwszy i ostatni raz.

Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na remis.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #3 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Coltis - 5,5 pkt.

NPC - 5,5 pkt.

Zwycięzcą został Coltis!!!

Punktacja:

Coltis +80
Lorgan +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 14